poniedziałek, 16 lipca 2012

V. Powitanie



“Sorrow will last for the night
But hope is rising with the sun”
Fee – Everything Falls
        

 - Będę najpóźniej za dwie godziny. Dałam pani spis, prawda? Do diaska… Gdzie ja podziałam tą spinkę? Zaraz wybije dziewiętnasta, a ja nie jestem nawet w drodze. Niech pani uważa, żeby Satoshi… Ał! Przeklęty…! – poirytowana, krążyłam po domu, a zatrzymała mnie dopiero nóżka od stołu. Oddałam jej z podwójną siłą i prychnęłam naburmuszona.
Pani Kagekee zjawiła się na szczycie schodów.
 - Oj! Uważaj dziecino! Jeszcze się zabijesz zanim dojdziesz na to przyjęcie, a tego byśmy chyba nie chcieli, prawda?
Westchnęłam.
 - Satoshi zasnął?
 - Tak, tak. Dosłownie chwilę temu – poinformowawszy, zmaterializowała się przede mną. – A coś ty taka rozjuszona?
Dziecko zbudziło mnie swoim płaczem o trzeciej nad ranem, miałam naprawdę ciężkie dni w szpitalu, a Ino do dzisiaj męczy mnie z pytaniami o stosunki sąsiedzkie Haruno & Uchiha. A ona pyta się mnie o rozjuszenie? Nie wiem jakim cudem zatrzymałam w sobie wszystkie emocje i zlekceważyłem pytanie kobiety.
Stanęłam przed lustrem w sieni i rozpoczęłam analizę.
W czarnej sukni wyglądałam, jakbym właśnie postanowiła pożałować sobie śmierci Madary, ale moja garderoba nie pozwoliła mi na nic innego. Hinata przekonywała mnie, że przyjęcie w żadnym stopniu nie będzie uroczyste, to jednak wkleiła mi kazanie o obowiązkowych sukienkach. Tu nie chodziło o to, że nie lubiłam sukien… Zdecydowanie brakowało mi pewności siebie w takim wydaniu. Nie pomijając faktu, że pani Kagekee zrobiła wszystko co w swojej mocy, aby pogrzebową odzież przeistoczyć w coś odpowiedniego na powitanie braci Uchiha. W pasie obwiązana byłam zieloną wstążką i kilka ozdób znalazło się również na moich ramionach.
 - Wyglądasz cudownie – oceniła projektantka i uśmiechnęła się ciepło do mojego odbicia. – Po przeróbkach jest to znacznie lepsze. Aż trudno było mi uwierzyć dziecino, że taka piękna kobieta jak ty nie jest wyposażona w żadne sukienki.
 - Um. Jakoś tak wyszło – podrapałam się nerwowo w tył głowy.
Pani Kagekee pokręciła głową z dezaprobatą.
 - Jak tylko spotkam tą twoją blond włosom koleżaneczkę, od razu powiem jej, żeby zabrała cię do sklepu.
Rewelacyjnie.
 - I pamiętaj, żeby się dobrze bawić – ciągnęła, kręcąc palcem. – Ci Uchiha muszą być wyjątkowi, skoro Hokage tak trudzi się z ich przywitaniem. Nawet mi nie powiedziałaś, że mieszkają tuż obok. Ach, jestem zawiedziona twoją postawą.
Parsknęłam śmiechem, gdy usłyszałam pobrzmiewające wyrzuty w jej tonie. Odwróciłam się w stronę rozmówczyni i poklepałam ją po ramieniu.
 - Będę się dobrze bawić – chwyciłam do ręki drobniutką torebkę. Podobno takie są teraz modne.
Starsza kobieta najwidoczniej zauważyła jak bacznie oglądam przedmiot.
 - Chyba nie muszę tłumaczyć ci jak się to nosi? – prychnęła. – To byłoby już kompletnie upokorzenie, drogie dziecko!
Zaczęłam machać przed sobą rękoma.
 - Nie, nie trzeba! Wiem jak się to nosi! Ino ma podobną, może nawet taką samą…
Kiedy opuściłam dom, było już grubo po dziewiętnastej. Pani Kagekee znana jest ze swojej gadatliwości, a także nadużywania słów: „Oj!” i „Dziecino”, ale darzyłam ją niepodważalną sympatią. Byłam jej wdzięczna za opiekę nad Satoshi’m, bo w innym wypadku naprawdę musiałabym poprosić o pomoc Ren’a, a to byłoby większym upokorzeniem niż brak umiejętności do obsługiwania torebki.
Mimowolnie zerknęłam na nową posiadłość klanu Uchiha. Okna zionęły ciemnością i to był dla mnie znak, że już dawno są na przyjęciu. Swoją drogą… kto jest na tyle głupi, aby spóźniać się na imprezę, gdzie jest się głównym gościem?
Westchnęłam ciężko. Ino i tak nie przepuści mi tego płazem.

Z posiadłości państwa Uzumaki’ch rozbrzmiewała głośna muzyka, którą słyszałam już kilka ulic przed dojściem. Dom tonął w światłach, a przed posesją kręciły się pojedyncze jednostki z kieliszkami Sake w ręku. Na ten widok mój żołądek fiknął kozła, a w tej samej chwili w jednej z osób rozpoznałam Shikamaru.
 - O, cześć Sakura – zauważył mnie i dłonią dał znak, abym przekroczyła progi ogrodu. Zrobiłam to, odgarniając za ucho złośliwe kosmyki włosów. – Spóźniłaś się.
 - I co? Teraz zaczniesz wytykać mi moje błędy? – burknęłam. – Miałam dużo pracy w szpitalu i musiałam się wyspać.
 - Ci cali Uchiha już dawno weszli. Nawet nie wiesz co przegapiłaś. Było uroczyste wejście i…
 - Uroczyste? – przerwałam mu. – Hinata mówiła, że podarują sobie tego typu sprawy.
Shikamaru wydawał się być zbity z tropu. Dopiero teraz zauważyłam, że on również nie odmówił elegancji. Rozwarłam szeroko oczy, widząc smoking. Z drugiej zaś strony poczułam się bezpieczniejsza, jeśli chodziło o mój strój.
 - Aj nie wiem, nie wiem. Byłem punktualnie, a Sasuke i Itachi przyszli parę minut po mnie. Wszyscy zaczęli wrzeszczeć, że witają ich w Konoha. Uh. Do teraz mnie głowa boli. To jest takie upierdliwe. – na potwierdzenie swych słów chwycił się za skronie i zaczął je rozmasowywać.
Posłałam mu niewinny uśmieszek, zerkając na wejście do domu.
 - Naruto i Hinata są w środku?
Przytaknął.
 - Chyba na ciebie czekają. Ino mówiła coś o tobie i jakimś… morderstwie – czy coś w ten deseń.
Ten wieczór naprawdę robi się coraz bardziej rewelacyjny. Już kiedy żegnałam się z Shikamaru i zaczęłam kierować ku otwartym na oścież drzwiom, wyobraźnia podsunęła mi obrazy Ino, która to obgryzając paznokcie, krąży gorączkowo po salonie, snując pod nosem plany na moją długą i bolesną śmierć. Prawdziwa przyjaciółka.
Jako, że ta scena zdołała mnie odrobinę ubawić, do posesji weszłam z uniesionymi kącikami. Rozpoczęłam poszukiwania blond czupryny, ale cała sala pokryta była ciemną kołdrą. W kątach porozstawiane były jakieś świece, a na suficie raz na jakiś czas mrugały kolorowe lampki. Aż dziwne, że nikt nie dostał napadu epilepsji już na samym początku…
Gdy weszłam głębiej, od razu zaczęłam witać się z przyjaciółmi, którzy kręcili się po pokoju, nie szczędząc alkoholu. W powietrzu unosił się fetor Sake i na krótką chwilę przypomniał mi się Itachi. Ciekawe czy już teraz nie rotuje gdzieś tutaj, wraz z kieliszkiem trunku w dłoni.
I wtedy ujrzałam sofę, która zastawiona była po same brzegi. Itachi i Sasuke ściśnięci byli na samym środku, zaś obok nich, po obu stronach, towarzystwa dotrzymywali im Naruto i Kiba. Ino zadowoliła się oparciem, tuż przy Inuzuce, zaś Hinata zajęła fotel.
Podeszłam do nich niepewnie i postanowiłam, że w razie wypadków użyję torebki jaki broni.
 - Um. Cześć wam.
Wszyscy na zawołanie, niczym kukiełki złączone jedną linom, odwrócili głowy w moim kierunku.
Ino powstała w mgnieniu oka.
 - Sakura! Spóźniłaś się! – przez jej ryk, nie zrozumiałam nic z tego, co odpowiedzieli mi przyjaciele. Zasłoniłam sobie twarz torebką.
 - Ino wiem. Przepraszam, przepraszam! Miałam naprawdę ciężki dzień w szpitalu i… źle spałam. Wiesz, że już długo nie pracowałam, jakoś tak…
 - Jakoś tak wyszło, co? Twoja stała wymówka – przerwała mi, z oburzeniem kręcąc głową. Raptem zwróciła się do dwójki Uchihów. – Nie mogliście jej pilnować? Jesteście sąsiadami, prawda?
  - Spokojnie Sakura-chan! Ona jest pijana! Jutro będzie prosiła o wybaczenie! – zawołał Uzumaki, wybuchając fanatycznym rechotem. Ino grzmotnęło go pod żebro, mamrocząc coś, co z pewnością było zaprzeczeniem. Dopiero teraz spostrzegłam, że stolik przed nimi zastawiony jest alkoholem i trzy z pięciu stojących butelek, były już niemal puste. – Napij się! – zachęcił Uzumaki. – Wiesz, że jako Hokage dostałem w sklepie zniżkę na Sake? Cha, cha, cha!
 - On też jest pijany – usłyszałam zirytowany pomruk Uchihy.
Mimo, że nadal miałam ochotę podarować mu książkę, opisującą zasady uprzejmości, to jednak zaryzykowałam podjąć się rozmowy.
 - A czy… jest ktoś trzeźwy? – nachyliłam się nad nim, próbując przekrzyczeć muzykę.
 - Ja, Hinata i … Itachi – wymieniając imię ostatniego, zerknął na brata z szelmowskim uśmieszkiem.
Już miałam otwierać usta, lecz starszy Uchiha przerwał mi, prychając głośno.
 - Na razie jest znośnie. Wcale nie jestem uzależniony. Przecież w ogóle nie ciągnie mnie do alkoholu. Zresztą… ta umowa to było najgorsze, co mnie spotkało.
 - Umowa?
 - Zero picia – wyjaśnił mi Sasuke.
Z niewiadomych powodów zachichotałam cicho. Nie trzeba było być geniuszem, lub cechować się niesamowitą błyskotliwością, aby zauważyć regularne spojrzenia Itachi’ego jakimi omiatał stół, a ściślej mówiąc; jego zastawienie.
Poczułam czyjąś rękę na swoim ramieniu.
 - Nie zawiedziesz mnie dzisiaj, co nie? – Kiba wyszczerzył się, podnosząc do góry kolejną butlę z alkoholem. – Naruto poważnie dostał zniżkę. Aż trudno było mi to uwierzyć. Cha! – klepnął mnie w plecy tak mocno, że omal nie wpadłam na Sasuke. – Wybaczcie nam szanowni goście, lecz ja i moja partnerka musimy się gdzieś ulotnić.
 - Partnerka? – wyrwało się Itachi’emu. Wybałuszył na mnie oczy, po czym wbił wzrok w Kibę. – Wy…?
 - Ach, nie! – zbulwersowałam się i idąc za przykładem Ino, uderzyłam Inuzuke pod żebro. – Nie jesteśmy razem! A jeśli chodzi o picie… - zwróciłam się do niego. – Nie ma mowy! Wiesz dobrze, że już dawno z tym skończyłam i nie mam zamiaru wiecznie ci tego powtarzać.
Uzumaki odchrząknął, zwracając uwagę zainteresowanych nasza dwójką.
 - Sakura i Kiba często wychodzili wspólnie na Sake; jako przyjaciele – podkreślił. – Ach, wasza niewiedza mnie doszczętnie oburzyła. Znowu trzeba wszystko tłumaczyć.
 - Słuchaj młocie! – wyciągnąwszy zaciśniętą pięść przed siebie, Sasuke zmarszczył brwi. – To, że jesteś pijany jak świnia od niczego cię nie ratuje. Jeszcze raz poszczyć się czymś, związanym z byciem Hokage to…
Itachi położył dłoń na głowie brata.
 - Uspokój się. Zrobił dla nas przyjęcie powitalne, a ty tak się zachowujesz.
 - To nie znaczy, że on może tak się zachowywać! Minęła dopiero godzina, a już nie ogarnia gdzie się znajduje…
Bezwstydnie przesadzali. Wszyscy. Chodziło mi naturalnie o ilość spożywanego alkoholu. Naruto musiał rzeczywiście obficie skorzystać ze zniżki skoro praktycznie każdy obecny na przyjęciu miał już przygotowany od losu scenariusz na jutrzejszy dzień. Poranny kac w towarzystwie zaniku pamięci.
Pewnie nawet zapomną, że ktoś taki jak bracia Uchiha powrócili do Konohy.
Aż musiałam się zaśmiać. Wszystkie pary oczy skierowały się na mnie, a policzki na nowo zaczęły piec.
Utkwiłam wzrok w Sasuke. Spodziewałam się, że dzisiaj tak samo jak przedtem, będę czuła się dziwnie w jego towarzystwie. Na szczęście moje przypuszczenia nie znalazły urzeczywistnienia w prawdziwym świecie. Może to dzięki obecności innych niepokój uleciał ze mnie jak powietrze z przebitego materaca?
 - Właśnie tak, Sakura! – przy uchu zaskrzeczał mi głos Kiby. – To jest przyjęcie i mamy prawo się wyluzować. Ten jeden, jedyny raz możesz się napić, no nie? Obiecuję, że jutro będziesz wszystko pamiętała i że osobiście dopilnuję, żebyś nie była tak pijana jak oni!
Kuszące…
Do stu piorunów! Kogo ja chcę oszukać? Jestem spragniona alkoholu, jak wody po tygodniowym pobycie na prażącej pustyni. Aż mną zatrząsało, gdy Kiba bez wahania pokręcił napełnionym kieliszkiem przed moim nosem.
 - Przestań – syknęłam.
 - Ty też jesteś uzależniona? – prychnął Sasuke, a moja pięść zacisnęła się mocno na torebce. Jeszcze chwila, a naprawdę zadecyduję się przetestować jej twardość na głowach niektórych gości.
 - Nie jestem uzależniona! – ryknęłam.
 - Raz na jakiś czas, można sobie pozwolić na rozrywkę – wyjaśnił cierpliwie Kiba. – Obiecuję, że nie będziesz żałować.
 - Sakura spokojnie – wtrącił Itachi. – Jeśli chcesz możemy później odstawić cię do domu. – na zakończenie puścił ku mnie oczko.
Spojrzałam na Kibe; zachęcający uśmieszek. Spojrzałam na Itachi’ego; uprzejmy uśmieszek. Spojrzałam na Sasuke; kpiarski uśmieszek. Spojrzałam na Naru…
Gdzie Naruto?
I gdzie Hinata?
Zaczęłam się rozglądać, a wzrok zatrzymałam na Ino, która gestem ręki jednoznacznie pokazała mi, iż Uzumaki w trybie natychmiastowym został zmuszony odwiedzić toaletę.
 - Hinata jest z nim – wybuchła śmiechem. – Oj kochana. Jutro mu współczuję. Ta kobieta nie da Naruto żyć.
Wtedy Sasuke upił łyk z trzymanego kieliszka.
Byłam rozdarta.
Ale rozdarcie przeszło momentalnie, gdy Kiba pociągnął mnie za rękę w nieznanym kierunku.
***
Pod koniec przyjęcia zawładnęła mną wszechogarniająca i nieokrzesana duma. Podczas gdy każdy ledwo utrzymywał się na prostych nogach, ja bezproblemowo spędzałem ten czas na balkonie, opierając się o balustradę. Kieliszek Sake trzymałem w ręku wyłącznie na pokaz; nie chciałem odskakiwać wyglądem od reszty towarzystwa.
Byłem odrobinę nabuzowany. Naruto osobiście gwarantował, że ta uroczystość będzie oparta wyłącznie na beztrosce, a tu… bach! Po wejściu, wraz z Itachi’m słyszymy donośne: „Witamy w Konoha!”, a potem każdy wybucha pijackim śmiechem. Na nic były tłumaczenia Hinaty i Ino odnośnie całej sytuacji. One chciały mi wcisnąć, że to było spontaniczne? Może nie cechowałem się inteligencją, ale nie byłem idiotą.
- Zaraz tu nie wytrzymam – usłyszałam czyiś głos.
Bez wątpienia był to zblazowany ton Itachi’ego.
 - Możesz się uciszyć? Jeszcze kilka minut temu wiwatowałeś, jaka ta impreza jest świetna – skarciłem go.
Byłem obrócony tyłem do mojego brata, ale intuicja podpowiedziała mi, że zniechęca wszystkich dookoła miną męczennika i opiera się o framugę.
 - Myślałem, że będę mógł korzystać z tego przyjęcia – powiedział podenerwowany. – Wszyscy są pijany.
 - Brakuje ci towarzystwa do rozmowy? – zakpiłem.
 - Jakbyś czytał w moich myślach. Ach, chyba będę zbierać się już do domu. Muszę tylko znaleźć Sakure i zobaczyć w jakim jest stanie.
 - Trzeba było nie obiecać jej eskorty do domu.
Szczerze mówiąc, nie mogłem się z tym pogodzić. Rozumiałem, że Sakura to nasza sąsiadka i moja dawna przyjaciółka, ale litości! Konwersujemy z nią zaledwie od kilku dni, a ten już wyskakuje z taką pomocą! Wizja Itachi’ego, który targa naprutą Haruno do domu nie wzbudziła we mnie krzty radości. Nawet delikatnie zakuła.
Znowu! Znowu coś związanego z nią, czego za skarby nie potrafię pojąć.
 - Chyba pójdę dotrzymać towarzystwa Hinacie – westchnął Itachi.
Zerknąłem na niego przez ramię. Poczucie winy asystowało mi na każdym kroku.
 - Nie zawarłem z tobą tej umowy dla przyjemności. Nie chcę, żeby powtórzyło się to, co odstawiłeś u Sakury. Do teraz nie mogę wyjść ze zdziwienia, że…
 - A czy ja coś powiedziałem? – oburzył się. – Sam dobrze wiem, że muszę z tym walczyć. Ale… cieszę się, że prawda wyszła na jaw.
 - Chyba żartujesz…
Parsknął śmiechem.
 - Oczywiście, że nie. Nie wiem, kiedy odważyłbym ci się o tym powiedzieć i … może teraz byłbym w gorszym stanie od Naruto, a ty miałbyś zepsute całe przyjęcie.
Z niewiadomych powodów pomyślałem, że wolałbym dowiedzieć się o uzależnieniu brata właśnie na tej uroczystości, niż podczas wizyty u Sakury, której swoją droga nie widziałem już kilka lat.
Wtem dobiegł do mnie przepity rechot Kiby. W tym samym momencie Itachi zniknął mi sprzed oczu i utonął w tłumie, krzątającym się po całej posiadłości. Byłem wdzięczny Uzumaki'emu, że nie zaproponował zorganizowania przyjęcia u nas. Już widziałem nasz zapał następnego ranka, po ujrzeniu całego harmideru.
Zwróciwszy się z powrotem w kierunku balkonu, zacząłem na nowo obserwować opustoszone uliczki Konohy. Aż dziwne, że nikt dotąd z okolicznych mieszkańców nie skarżył się na głośną muzykę.
Ponownie poczułem za sobą czyjąś obecność.
 - Sasuke? – ton Sakury był płochliwy, ale gdy odwróciłem się ku niej, na jej twarzy lśnił promienny uśmiech, a sama stała wspierając jedną rękę na biodrze. Druga naturalnie zajęta była trzymaniem podstawowego ekwipunku na przyjęciu; kieliszka Sake.
 - Jesteś pijana – rzuciłem na widok jej zaczerwienionych policzków.
Spuściła głowę i wbiła wzrok w posiadany alkohol.
 - Wcale nie jestem. Wypiłam zaledwie dwa kieliszki. Chciałam się tylko zapytać, czy wiesz, gdzie jest Naruto, albo Hinata? Szukam ich po całym domu i nigdzie ich nie ma.
 - Sielanka z Kibą się skończyła? – spytałem. Nie robiłem tego złośliwie. Po prostu stwierdziłem, że w normalnym wydaniu Sakury nie byłoby stać na taką bezpośredniość.
Omiotłem ją wzrokiem.
Miała na sobie czarną, satynową suknie, a na ramionach mnóstwo kwiatkowych ozdób. Spodobało mi się, że w przeciwieństwie do innych gości płci żeńskiej, nie zrobiła żadnych spektakularnych zmian w uczesaniu, tylko pozostawiła włosy rozpuszczone. Sięgały jej niemal do pasa i znów dopadła mnie przemożną chęć, aby je dotknąć. 
 - Z Kibą jest już tak jak z Naruto – wyznała cicho, błądząc wzrokiem po balustradzie. – Teraz nie jestem w stanie zamienić z nim nawet słowa. Nie ma zielonego pojęcia, co się wokół niego dzieje.
 - Ale i tak świetnie się bawi – od razu wspomniałem sobie jego śmiech, kiedy przechadzał się w pobliżu balkonu.
Między naszą dwójką zapadła krępująca cisza.
Sakura splotła ręce na plecach i zaczęła się lekko kołysać. Sam już nie wiedziałem czy dzieje się to wskutek alkoholu.
 - Um. To wiesz gdzie jest Naruto i Hinata?
Aż się wzdrygnąłem, bo zrozumiałem, że dotąd nie udzieliłem jej odpowiedzi. Sakura patrzyła na mnie tak przenikliwie, że poczułem się przeźroczysty.
 - Pewnie rotują w toalecie. Naruto podobno puścił pawia.
 - Nie ma ich tam – westchnęła, upijając łyk Sake. Odgarnęła włosy za ucho i zerknęła za siebie. – Pójdę dalej szukać.  
- Już nigdy nie pij z Kibą – rzuciłem, raz jeszcze wędrując wzrokiem na widok z balkonu. – To źle na ciebie działa.
 - Co masz na myśli? – ożywiła się.
Nie mogłem powstrzymać łobuzerskiego uśmiechu. Nie wiem co mnie do tego zmusiło, ale również wlałem sobie do przełyku sporą ilość alkoholu.
 - Wtedy wzmaga się twój strach. Boisz się mnie jeszcze bardziej.
 - Hej! – w ułamku sekundy zmaterializowała się obok, napierając ciałem na balustradę. – Chcesz to przerabiać jeszcze raz? Mówiłam ci, że Naruto się przejęzyczył. Często za dużo gada. Nie boję się ciebie!
 - Skoro się mnie nie boisz to odpowiedz wreszcie na zadanie wcześniej pytanie.
 - Jakie?
Wbiłem w nią wzrok.
 - Dlaczego uciekałaś przed spotkaniem?
Prawdę powiedziawszy byłem świadom, że szansa na uzyskanie odpowiedzi jest jak jeden do miliona, to jednak coś we mnie desperacko liczyło na najmniejszą wskazówkę z jej strony. Zaintrygowało mnie to zachowanie. Zmykała przede mną niczym owca przed głodnym drapieżnikiem. Dlatego zaciekle utkwiłem w niej wzrok tak, żeby nie ominąć najdrobniejszej zmiany w mimice twarzy.
Najpierw rozwarła oczy ze zdziwienia, potem zmarszczyła usta, jak podczas wielkiego skupienia. Choć osobiście ta mina kojarzyła mi się wyłącznie z filmami o nastolatkach i ich problemach.
Ledwo zdusiłem w sobie śmiech.
 - Nie odpowiem ci – odezwała się w końcu, a ja omal nie otworzyłem ust z niedowierzenia. Sakura skrzyżowała ręce na piersiach i z fuknięciem, zerknęła w bok. – Dlaczego miałabym ci na to odpowiadać?
Stało się dla mnie jasne, że bezsensu byłoby podejmowanie kolejnych prób.
 - Byłem ciekawe – wzruszyłem ramionami, podkreślać czas przeszły w swojej wypowiedzi. – Przynajmniej mam dowód na to, że naprawdę się mnie boisz.
Zmierzyła mnie wzrokiem od góry do dołu.
 - Hej! To jest przegięcie! – warknęła. Potraktowałbym to obojętnie, ale nie mogłem. Raptem poczułem jak jej ręką ląduje na moim ramieniu, obdarowując go mocnym grzmotnięciem.
Czy ona… Czy ona właśnie mnie uderzyła?
 - Chyba naprawdę muszę wręczyć ci książkę z podstawowymi zasadami kultury – ciągnęła, najwidoczniej nie zauważając mojego wyrazu twarzy. – Nie dość, że naszedłeś mnie późno w nocy bez groszowego przywitania, to w dodatku dzisiaj odstawiasz to samo. Nie mówię już nawet o stroju. To przyjęcie powitalne i niemal wszyscy są w smokingu, a ty założyłeś jakiś zwyczajny podkoszulek! – ze złości cała poczerwieniała jak burak. Moje oczy rozwarły się z niedowierzenia.
Nagle coś mi zaświtało.
 - A więc to cię gryzie… - zacząłem.
Na czole Haruno pojawiła się bruzda nierozumienia.
 - O czym ty mówisz?
Nie dane było mi jednak wytłumaczyć jej o czym mówię, gdyż Sakura znienacka zatoczyła się do tyłu i już miała zaliczyć bliskie spotkanie z ziemią, kiedy sprawnie chwyciłem ją za obie dłonie, podciągając do góry.
 - I ty mówisz mi, że nie jesteś pijana? – wydusiłem po paru chwilach milczenia.
Wtedy gwałtownie zniknęła mi sprzed oczu. Dopiero po jakimś czasie mózg przetrawił zaistnieją sytuację. Sakura osunęła się na kolana, trzymając za potylicę. Z jej ust wydobył się syk bólu.
 - Hej, wszystko z porządku?
Pokręciła głową.
 - Niech to szlag – zaklęła. Z masą wątpliwości ponownie chwyciłem ją za rękę i pomogłem wstać. W jednej chwili przeniknęły mnie chłód i gorąco. Spojrzała na mnie zmieszana, zakrywając sobie usta.
I to była ta Sakura, którą tak dobrze znałem.
 - Co się stało? – spytałem.
 - Jakiś cholerny komar musiał mnie tam ugryźć – powiedziała, nieprzerwanie masując centrum bólu. – Dobra, Sasuke. Może miałeś rację. Nie mam bladego pojęcia czego nalewał mi Kiba. Idę znaleźć Hinatę.
 Już miała odchodzić, ale przytrzymałem jej nadgarstek.
 - Zaczekaj. Itachi przed chwilą tu był i mówił, że cię szuka. W razie czego może zaprowadzić cię do domu.
 - Przecież nie jestem aż tak pijana. Dam radę dojść sama. Trochę wytrzeźwieje i pomogę Hinacie z Naruto; podobno jest z nim paskudnie – odparła, patrząc prosto w moje oczy. W przymglonym księżycowym blasku jej tęczówki prezentowały się nieziemsko.
 - Jak wolisz. Itachi chyba też jest z Hin…Ej, na pewno wszystko w porządku? – zapytałem, bo twarz Sakury bezustannie wyrażała tylko cierpienie.
 - Boli – pisnęła.
Powiodłem wzrokiem za jej ręką. Nadal trzymała się za tył głowy. W końcu bez słowa podjęła się śladów Itachi’ego i wtopiła w tłum, zataczając na wszelkie możliwe strony.
***
Zdawało mi się, że im więcej kieliszków piłam, tym prędzej moja zdolność logicznego myślenia została eliminowana. Kiedy znalazłam się wokół masy ludzi, a raz po raz ktoś się o mnie ocierał, stwierdziłam, że wcześniejszy, intensywny ból nagle mnie opuścił. Ulżyło mi.
Musiałam jeszcze tylko znaleźć Hinate i dowiedzieć się jakie trunki zakupił Naruto. Byłam przekonana, że Kiba nawet nie przyzna się do tego, iż w butelce, z której serwował napój, znajdowało się coś mocniejszego.
Zawędrowałam do salonu, usilnie starając się zlekceważyć myśli o Sasuke. Znów stało się coś, wymykającego się spod kontroli. Ogarnęła mnie nieopisana pewność siebie, mimo, że niecałe kilka dni temu dostawałam gęsiej skórki na wspominkę o spotkaniu z braćmi Uchiha. To było niezrozumiałe, absurdalne. Nigdy nie odważyłabym się zdradzić mu, że od jakiegoś czasu mam zaplanowany zakup książki z lekcjami kultury.
Chwyciłam się za skronie i zaczęłam je rozmasowywać. Zadecydowałam, że nie będę wnikała już w to, co wypiłam. Po prostu udam się do domu z nadzieją, że Satoshi przez całą noc będzie spał niczym aniołek.
Zbierałam się do odejścia i wówczas znienacka moim oczom rzuciła się wysoka postać okryta płaszczem. Zdębiałam na ten widok.
Co prawda, to prawda. Na tym przyjęciu miałam okazję podziwiać już mnóstwo różnorodnych ubiorów, od zwykłych podkoszulków (Sasuke) po kolorowe dodatki kojarzące się z klaunami (Kiba). Ale to?
Zamrugałam oczami, a wtedy postać zniknęła.
Może to alkoholowe omamy? Jak tylko dorwę Inuzuke w swoje łapska, to nie ręczę za siebie! Przed chwilą tam była… Nieludzko wysoka, zakapturzona postać. Stała dokładnie pomiędzy stołem, a regałem z książkami. Wystarczyło, że jakaś inna sylwetka przeszła przez mój obraz, a ten diametralnie się zmienił, pozostawiając to miejsce pustym.
 - Cholera – syknęłam, przecierając oczy. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby nagle wszystko poczęło tracić swoją ostrość. Na samą myśl zadrżałam, odszukując wzrokiem Sasuke.
Ale balkon był już pusty.
Powoli pokręciłam głową, gorączkowo rozglądając się na wszystkie możliwe strony. Dochodziły do mnie śmiechy, radosne odgłosy rozmów, powtarzane imiona braci Uchihów, a także alkoholowe wyziewy. Wciąż jednak nie mogłam uspokoić myśli, po tym jak ujrzałam tego intruza.
Bo kto normalny zakłada na przyjęcie płaszcz?
Wtedy tuż przy uchu zaczął drażnić mnie czyiś oddech. Momentalnie odwróciłam się za siebie, nie posiadając grama wątpliwości co do tego, że ktoś jest za mną.
Tyle, że naprawdę nikogo nie było.
 - Co do cholery… - zmarszczywszy brwi, rozpoczęłam baczną obserwację osób znajdujących się najbliżej mnie. Przy regale stał Shino i Kakashi, przestrzeń przy telewizorze zajmował Lee, zaś tuż za mną kręciła się Anko.
Niezbyt delikatnie grzmotnęłam sobie w czoło i odstawiłam z zniesmaczeniem trzymany kieliszek.
 - Zabiję Kibe – mruknęłam. – Uduszę go!
 - Gdzie zwój? – dobiegł mnie gardłowy dźwięk.
Utknęłam w bezruchu i znów poczułam jak czyiś oddech drażni moje ucho. Z sercem w gardle odwróciłam się za siebie.
Anko.
Ale głos należał bez wątpienia do mężczyzny! Nie! To nie mógł być alkohol. Zbyt rzeczywiście to słyszałam, czułam, ja…
 - Nie mam czasu na zabawy – znów gwałtownie zwróciłam się w tył.
 - To jakieś jaja… - oniemiałam. Doszczętnie skołowana szukałam wzrokiem postaci w płaszczu, lecz nic nie zakuło moich oczu. Tętno mi przyśpieszyło, a krew odpłynęła mi z głowy i ogarnął mnie bezwład. Ale strach zwyciężył. Z impetem zaczęłam przeciskać się przez tłum, próbując dostać się na balkon.
Wtedy spostrzegłam, że nie mam na sobie wstążki.
Zatrzymałam się, omal nie przewracając. Pomacałam się w pasie. Wstążki nie było! Jeszcze przed chwilą…
 - Gdzie jest zwój? – powtórzył głos. Znów był przy moim uszu. Czysty, cichy, wypowiadał się szeptem.
 - K-kim jesteś? – wydusiłam.
Wedle przypuszczeń, nie uzyskałam żadnej odpowiedzi.
Dobra! Nawet jeśli to tylko omamy lub efekt uboczny tego, co podał mi Kiba i tak jasne było dla mnie, że muszę stąd jak najprędzej zwiewać. Mózg momentalnie wysłał nogom komunikat i ponownie poderwałam się do biegu. Zaklęłam, widząc drzwi wyjściowe, które zastawione były tłumami ludzi. W ścisku trudno było mi coś wypatrzeć, ale kiedy ukazały się schody, wyzbyłam się wszelkich wątpliwości.
Lekceważąc rażącą taśmę, która stanowczo zabraniała dostępu na górę (wstęp miały wyłącznie osoby, które musiały skorzystać z toalety; wymysł pani Uzumaki) wleciałam po schodach jak torpeda, kątem oka wypatrując Hinaty. To były ostatnie ułamki sekund i wiedziałam już, że nie odnajdę jej na dole.
W czasie biegu zrozumiałam, że ostatnio sporo myślałam o zwoju. Zwoju z zakazanymi technikami. Mój strach plus odrobina alkoholu równa się nieludzko wysokiemu mężczyźnie, który zjawia się i znika niczym wampiry z tych wszystkich horrorów, które oglądałam niegdyś z Ren’em. Jest też druga opcja. Może to Naruto zauważył zniknięcie zwoju i postanowił uświadomić mi jak wielka odpowiedzialność weszła na moje barki w momencie, gdy zabrałam zwój do domu.
Weszłam na górę mokra od potu.
 - Hinata! Naruto! – ryknęłam. Przywarłam do ściany, próbując wyrwać z tysięcy głosów te dwa najlepiej znane.
Odrobinę się uspokoiłam na myśl o wampirzych wytworach wyobraźni.
Usiadłam na ziemi. Puls rozsadzał mi głowę. Z przymrużonych powiek, nieprzerwanie lustrowałam korytarz z nadzieją, że za parę chwil ukaże mi się sylwetka Hinaty, albo chociaż Itachi’ego… Boże! W ostateczności może być Sasuke! W takim stanie nawet przez sekundę nie odważyłabym się pomyśleć o tych cudacznych uczuciach.
Jak na złość, wyobraźnia znowu postanowiła sobie ze mnie poszydzić. Widząc zakapturzoną postać z początku nie miałam bladego pojęcia jak zareagować.
 Stał na końcu korytarza, lekko pochylony do przodu.
 - Wiem, że to ty masz zwój – syknął. – Gdzie go schowałaś?
Zamrugałam oczami, będąc pewna, że zaraz na nowo ujrzę jedynie pusty hol, ale ku memu zdziwieniu obraz nie uległ zmianie.
Spojrzałam na mężczyznę z przestrachem, jeszcze mocniej przywierając do ściany.
 - Kim jesteś?! – wrzasnęłam. Liczyłam, że naprawdę zwracam się do wytworu wyobraźni.
Nie miałam wtedy pojęcia w jak olbrzymim byłam błędzie. 

No kochani^ Proszę o przygotowanie, bo właśnie się zaczęło!

15 komentarzy:

  1. Akcja super się rozwija. Wyczekiwałam tego momentu i cały czas zastanawiam się skąd ty bierzesz te pomysły. Gratuluje niezawodnej weny. Chapter bardzo mi się podobał i doskonale wiem, że nie schrzanisz tej historii. Powodzenia w dalszym pisaniu:)

    OdpowiedzUsuń
  2. supcio i znów czekam na nexta

    OdpowiedzUsuń
  3. Super , po prostu uwielbiam ten blog :)
    Nie moge się doczekać kiedy dowiedzą się że Sakura ma synka ^^. Czekam na next )

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak ją też chce żeby Satoshiego poznali;-) czekam na next;-) świetny rozdział:-) Hay

    OdpowiedzUsuń
  5. ok. rozumiem już, dlaczego to wprowadzenie było aż tak dla mnie nużące i chciałam przeczekać kilka rozdziałów, by potem móc przeczytać wszystko od początku i mieć świadomość "jakie to ekscytujące".
    trochę zaskakuje mnie fakt, iż wstęp zajął ci aż 4 rozdziały.. miałam wrażenie, że SOH potoczył się szybciej.
    obecnie już znam powody, dla których mi się tak dłużyło. SOH zaczęłam czytać, w momencie, gdy było już na nim kilkanaście notek.
    zaczynając nowy blog trzeba się liczyć z tym, że początki są wręcz "nudnie długie".
    co prawda to chyba mój ostatni rozdział i komentarz przed wyjazdem, ale jestem nim miło zaskoczona i mogę uzna, że chcę więcej xD.
    zastanawiam się kim jest ten człowiek z "kapturem". czy to któryś z członków Madary.. czy może były z uczniów Orochimaru.. a może zupełnie nowa postać stworzona przez ciebie?.. nie mam zielonego pojęcia, ale wiem, że napewno będzie o niej głośno xD i narobi głównym bohaterom sporo problemów xD.
    pozdrawiam i całuję ;***
    ach! i życzę udanych podróży wakacyjnych xD

    OdpowiedzUsuń
  6. Zaczyna się ulala, czym nas zaskoczysz tym razem, nie mogę się doczekać . Kim jest nowy przybysz ? Kto pomoże Sakurze i czy coś się jej stanie ? to są moje podstawowe pytania co do następnego rozdziału, mam nadzieję, że uzyskam na nie odpowiedz ;P WENY ! ; **

    OdpowiedzUsuń
  7. ps. teraz zauważyłam, że jest nowy wygląd xD interesująco zaskakujący.. i nie wiem co ma oznaczać ;p

    OdpowiedzUsuń
  8. Uuuuuu szykuje się akcja ! Już nie mogę się doczekać :D W głowie mam pełno pytań związanych z ciągiem dalszym :D Oby jak najszybciej ukazał się kolejny rozdział ! :**

    OdpowiedzUsuń
  9. Ciekawe, któż to ? Twoje blogi są moimi ulubionymi blogami ! :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Cudne! To kolejne twoje opowiadanie, które czytam :) Posaram sie nadrobić ,,secret of hapinness" ale na razie nie mam czasu bo ciagle wyjezdzam. W kazym razie opo jest super :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja nie uważam,że początki są nudne.
    Ubóstwiam twojego pierwszego bloga i temu również będę wierna.
    Po przeczytaniu 5 rozdziału już zaczynam się bać co będzie dalej , ale dlatego, że przeżywam to razem z bohaterami.
    Pozdrawiam i życzę nieskończonej weny.

    OdpowiedzUsuń
  12. Zmieniam zdanie, jest genialny : > Ja chce wiedzieć co się dalej stanie, a najbardziej ciekawi mnie reakcja Sasuke na wieść o Satoshi'm : )
    Pisz, pisz szybko : **

    Ps. Już pisałam, że zapraszam Cię do siebie, ale co tam - przypomnę się : p
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  13. No i Kina upił Sakurę. Ehh xd
    Dlaczego mnie nie dziwi to, że wszyscy ubrani byli elegancko i tylko Sasuke przyszedł w zwykłym podkoszulku? Haha, przynajmniej się wyróżniał.
    Nie mogłam wytrzymać, kiedy Itaś wpatrywał się w ten stół z alkoholem. Ja bym mu pozwoliła się napić, chociaż jeden kieliszek.
    Tajemnicza osoba, chcąca zwój z zakazanymi technikami.. :> Teraz chyba zaczną się domysły typu co to za wampiry, Sakura oszalałaś xd
    Na miejscu Haruno uciekłabym z tej imprezy.

    OdpowiedzUsuń
  14. Twój styl pisania mnie rozbraja! Niestety nie miałam za wiele czasu by przeczytać wszystkie rozdziały ale w najbliższym czasie zrobię to na pewno : )
    Pozdrawiam.


    http://esencja-z-egzystencji.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń