“Sorrow will last for the night
But hope is rising with the sun”
But hope is rising with the sun”
Fee
– Everything Falls
-
Będę najpóźniej za dwie godziny. Dałam pani spis, prawda? Do diaska… Gdzie ja
podziałam tą spinkę? Zaraz wybije dziewiętnasta, a ja nie jestem nawet w
drodze. Niech pani uważa, żeby Satoshi… Ał! Przeklęty…! – poirytowana, krążyłam
po domu, a zatrzymała mnie dopiero nóżka od stołu. Oddałam jej z podwójną siłą
i prychnęłam naburmuszona.
Pani
Kagekee zjawiła się na szczycie schodów.
-
Oj! Uważaj dziecino! Jeszcze się zabijesz zanim dojdziesz na to przyjęcie, a
tego byśmy chyba nie chcieli, prawda?
Westchnęłam.
-
Satoshi zasnął?
-
Tak, tak. Dosłownie chwilę temu – poinformowawszy, zmaterializowała się przede
mną. – A coś ty taka rozjuszona?
Dziecko
zbudziło mnie swoim płaczem o trzeciej nad ranem, miałam naprawdę ciężkie dni w
szpitalu, a Ino do dzisiaj męczy mnie z pytaniami o stosunki sąsiedzkie Haruno
& Uchiha. A ona pyta się mnie o rozjuszenie? Nie wiem jakim cudem
zatrzymałam w sobie wszystkie emocje i zlekceważyłem pytanie kobiety.
Stanęłam
przed lustrem w sieni i rozpoczęłam analizę.
W
czarnej sukni wyglądałam, jakbym właśnie postanowiła pożałować sobie śmierci
Madary, ale moja garderoba nie pozwoliła mi na nic innego. Hinata przekonywała
mnie, że przyjęcie w żadnym stopniu nie będzie uroczyste, to jednak wkleiła mi
kazanie o obowiązkowych sukienkach. Tu nie chodziło o to, że nie lubiłam
sukien… Zdecydowanie brakowało mi pewności siebie w takim wydaniu. Nie
pomijając faktu, że pani Kagekee zrobiła wszystko co w swojej mocy, aby
pogrzebową odzież przeistoczyć w coś odpowiedniego na powitanie braci Uchiha. W
pasie obwiązana byłam zieloną wstążką i kilka ozdób znalazło się również na
moich ramionach.
-
Wyglądasz cudownie – oceniła projektantka i uśmiechnęła się
ciepło do mojego odbicia. – Po przeróbkach jest to znacznie lepsze. Aż trudno
było mi uwierzyć dziecino, że taka piękna kobieta jak ty nie jest wyposażona w
żadne sukienki.
-
Um. Jakoś tak wyszło – podrapałam się nerwowo w tył głowy.
Pani
Kagekee pokręciła głową z dezaprobatą.
-
Jak tylko spotkam tą twoją blond włosom koleżaneczkę, od razu powiem jej, żeby
zabrała cię do sklepu.
Rewelacyjnie.
-
I pamiętaj, żeby się dobrze bawić – ciągnęła, kręcąc palcem. – Ci Uchiha muszą
być wyjątkowi, skoro Hokage tak trudzi się z ich przywitaniem. Nawet mi nie
powiedziałaś, że mieszkają tuż obok. Ach, jestem zawiedziona twoją postawą.
Parsknęłam
śmiechem, gdy usłyszałam pobrzmiewające wyrzuty w jej tonie. Odwróciłam się w
stronę rozmówczyni i poklepałam ją po ramieniu.
-
Będę się dobrze bawić – chwyciłam do ręki drobniutką torebkę. Podobno takie są
teraz modne.
Starsza
kobieta najwidoczniej zauważyła jak bacznie oglądam przedmiot.
-
Chyba nie muszę tłumaczyć ci jak się to nosi? – prychnęła. – To byłoby już
kompletnie upokorzenie, drogie dziecko!
Zaczęłam
machać przed sobą rękoma.
-
Nie, nie trzeba! Wiem jak się to nosi! Ino ma podobną, może nawet taką samą…
Kiedy
opuściłam dom, było już grubo po dziewiętnastej. Pani Kagekee znana jest ze
swojej gadatliwości, a także nadużywania słów: „Oj!” i „Dziecino”, ale darzyłam
ją niepodważalną sympatią. Byłam jej wdzięczna za opiekę nad Satoshi’m, bo w
innym wypadku naprawdę musiałabym poprosić o pomoc Ren’a, a to byłoby większym
upokorzeniem niż brak umiejętności do obsługiwania torebki.
Mimowolnie
zerknęłam na nową posiadłość klanu Uchiha. Okna zionęły ciemnością i to był dla
mnie znak, że już dawno są na przyjęciu. Swoją drogą… kto jest na tyle głupi,
aby spóźniać się na imprezę, gdzie jest się głównym gościem?
Westchnęłam
ciężko. Ino i tak nie przepuści mi tego płazem.
Z
posiadłości państwa Uzumaki’ch rozbrzmiewała głośna muzyka, którą słyszałam już
kilka ulic przed dojściem. Dom tonął w światłach, a przed posesją kręciły się
pojedyncze jednostki z kieliszkami Sake w ręku. Na ten widok mój żołądek fiknął
kozła, a w tej samej chwili w jednej z osób rozpoznałam Shikamaru.
-
O, cześć Sakura – zauważył mnie i dłonią dał znak, abym przekroczyła progi
ogrodu. Zrobiłam to, odgarniając za ucho złośliwe kosmyki włosów. – Spóźniłaś
się.
-
I co? Teraz zaczniesz wytykać mi moje błędy? – burknęłam. – Miałam dużo pracy w
szpitalu i musiałam się wyspać.
-
Ci cali Uchiha już dawno weszli. Nawet nie wiesz co przegapiłaś. Było uroczyste
wejście i…
-
Uroczyste? – przerwałam mu. – Hinata mówiła, że podarują sobie tego typu
sprawy.
Shikamaru
wydawał się być zbity z tropu. Dopiero teraz zauważyłam, że on również nie
odmówił elegancji. Rozwarłam szeroko oczy, widząc smoking. Z drugiej zaś strony
poczułam się bezpieczniejsza, jeśli chodziło o mój strój.
-
Aj nie wiem, nie wiem. Byłem punktualnie, a Sasuke i Itachi przyszli parę minut
po mnie. Wszyscy zaczęli wrzeszczeć, że witają ich w Konoha. Uh. Do teraz mnie
głowa boli. To jest takie upierdliwe. – na potwierdzenie swych słów chwycił się
za skronie i zaczął je rozmasowywać.
Posłałam
mu niewinny uśmieszek, zerkając na wejście do domu.
-
Naruto i Hinata są w środku?
Przytaknął.
-
Chyba na ciebie czekają. Ino mówiła coś o tobie i jakimś… morderstwie – czy coś
w ten deseń.
Ten
wieczór naprawdę robi się coraz bardziej rewelacyjny. Już kiedy żegnałam się z
Shikamaru i zaczęłam kierować ku otwartym na oścież drzwiom, wyobraźnia
podsunęła mi obrazy Ino, która to obgryzając paznokcie, krąży gorączkowo po
salonie, snując pod nosem plany na moją długą i bolesną śmierć. Prawdziwa
przyjaciółka.
Jako,
że ta scena zdołała mnie odrobinę ubawić, do posesji weszłam z uniesionymi
kącikami. Rozpoczęłam poszukiwania blond czupryny, ale cała sala pokryta była
ciemną kołdrą. W kątach porozstawiane były jakieś świece, a na suficie raz na
jakiś czas mrugały kolorowe lampki. Aż dziwne, że nikt nie dostał napadu
epilepsji już na samym początku…
Gdy
weszłam głębiej, od razu zaczęłam witać się z przyjaciółmi, którzy kręcili się
po pokoju, nie szczędząc alkoholu. W powietrzu unosił się fetor Sake i na
krótką chwilę przypomniał mi się Itachi. Ciekawe czy już teraz nie rotuje
gdzieś tutaj, wraz z kieliszkiem trunku w dłoni.
I
wtedy ujrzałam sofę, która zastawiona była po same brzegi. Itachi i Sasuke
ściśnięci byli na samym środku, zaś obok nich, po obu stronach, towarzystwa
dotrzymywali im Naruto i Kiba. Ino zadowoliła się oparciem, tuż przy Inuzuce,
zaś Hinata zajęła fotel.
Podeszłam
do nich niepewnie i postanowiłam, że w razie wypadków użyję torebki jaki broni.
-
Um. Cześć wam.
Wszyscy
na zawołanie, niczym kukiełki złączone jedną linom, odwrócili głowy w moim
kierunku.
Ino
powstała w mgnieniu oka.
-
Sakura! Spóźniłaś się! – przez jej ryk, nie zrozumiałam nic z tego, co
odpowiedzieli mi przyjaciele. Zasłoniłam sobie twarz torebką.
-
Ino wiem. Przepraszam, przepraszam! Miałam naprawdę ciężki dzień w szpitalu i…
źle spałam. Wiesz, że już długo nie pracowałam, jakoś tak…
-
Jakoś tak wyszło, co? Twoja stała wymówka – przerwała mi, z oburzeniem kręcąc
głową. Raptem zwróciła się do dwójki Uchihów. – Nie mogliście jej pilnować?
Jesteście sąsiadami, prawda?
-
Spokojnie Sakura-chan! Ona jest pijana! Jutro będzie prosiła o wybaczenie! –
zawołał Uzumaki, wybuchając fanatycznym rechotem. Ino grzmotnęło go pod żebro,
mamrocząc coś, co z pewnością było zaprzeczeniem. Dopiero teraz spostrzegłam,
że stolik przed nimi zastawiony jest alkoholem i trzy z pięciu stojących
butelek, były już niemal puste. – Napij się! – zachęcił Uzumaki. – Wiesz, że
jako Hokage dostałem w sklepie zniżkę na Sake? Cha, cha, cha!
-
On też jest pijany – usłyszałam zirytowany pomruk Uchihy.
Mimo,
że nadal miałam ochotę podarować mu książkę, opisującą zasady uprzejmości, to
jednak zaryzykowałam podjąć się rozmowy.
-
A czy… jest ktoś trzeźwy? – nachyliłam się nad nim, próbując przekrzyczeć
muzykę.
-
Ja, Hinata i … Itachi – wymieniając imię ostatniego, zerknął na brata z
szelmowskim uśmieszkiem.
Już
miałam otwierać usta, lecz starszy Uchiha przerwał mi, prychając głośno.
-
Na razie jest znośnie. Wcale nie jestem uzależniony. Przecież w ogóle nie
ciągnie mnie do alkoholu. Zresztą… ta umowa to było najgorsze, co mnie
spotkało.
-
Umowa?
-
Zero picia – wyjaśnił mi Sasuke.
Z
niewiadomych powodów zachichotałam cicho. Nie trzeba było być geniuszem, lub
cechować się niesamowitą błyskotliwością, aby zauważyć regularne spojrzenia
Itachi’ego jakimi omiatał stół, a ściślej mówiąc; jego zastawienie.
Poczułam
czyjąś rękę na swoim ramieniu.
-
Nie zawiedziesz mnie dzisiaj, co nie? – Kiba wyszczerzył się, podnosząc do góry
kolejną butlę z alkoholem. – Naruto poważnie dostał zniżkę. Aż trudno było mi
to uwierzyć. Cha! – klepnął mnie w plecy tak mocno, że omal nie wpadłam na
Sasuke. – Wybaczcie nam szanowni goście, lecz ja i moja partnerka musimy się
gdzieś ulotnić.
-
Partnerka? – wyrwało się Itachi’emu. Wybałuszył na mnie oczy, po czym wbił
wzrok w Kibę. – Wy…?
-
Ach, nie! – zbulwersowałam się i idąc za przykładem Ino, uderzyłam Inuzuke pod
żebro. – Nie jesteśmy razem! A jeśli chodzi o picie… - zwróciłam się do niego.
– Nie ma mowy! Wiesz dobrze, że już dawno z tym skończyłam i nie mam zamiaru
wiecznie ci tego powtarzać.
Uzumaki
odchrząknął, zwracając uwagę zainteresowanych nasza dwójką.
-
Sakura i Kiba często wychodzili wspólnie na Sake; jako przyjaciele –
podkreślił. – Ach, wasza niewiedza mnie doszczętnie oburzyła. Znowu trzeba
wszystko tłumaczyć.
-
Słuchaj młocie! – wyciągnąwszy zaciśniętą pięść przed siebie, Sasuke zmarszczył
brwi. – To, że jesteś pijany jak świnia od niczego cię nie ratuje. Jeszcze raz
poszczyć się czymś, związanym z byciem Hokage to…
Itachi
położył dłoń na głowie brata.
-
Uspokój się. Zrobił dla nas przyjęcie powitalne, a ty tak się zachowujesz.
-
To nie znaczy, że on może tak się zachowywać! Minęła dopiero
godzina, a już nie ogarnia gdzie się znajduje…
Bezwstydnie
przesadzali. Wszyscy. Chodziło mi naturalnie o ilość spożywanego alkoholu.
Naruto musiał rzeczywiście obficie skorzystać ze zniżki skoro praktycznie każdy
obecny na przyjęciu miał już przygotowany od losu scenariusz na jutrzejszy
dzień. Poranny kac w towarzystwie zaniku pamięci.
Pewnie
nawet zapomną, że ktoś taki jak bracia Uchiha powrócili do Konohy.
Aż
musiałam się zaśmiać. Wszystkie pary oczy skierowały się na mnie, a policzki na
nowo zaczęły piec.
Utkwiłam
wzrok w Sasuke. Spodziewałam się, że dzisiaj tak samo jak przedtem, będę czuła
się dziwnie w jego towarzystwie. Na szczęście moje przypuszczenia nie znalazły
urzeczywistnienia w prawdziwym świecie. Może to dzięki obecności innych
niepokój uleciał ze mnie jak powietrze z przebitego materaca?
-
Właśnie tak, Sakura! – przy uchu zaskrzeczał mi głos Kiby. – To jest przyjęcie
i mamy prawo się wyluzować. Ten jeden, jedyny raz możesz się napić, no nie?
Obiecuję, że jutro będziesz wszystko pamiętała i że osobiście dopilnuję, żebyś
nie była tak pijana jak oni!
Kuszące…
Do
stu piorunów! Kogo ja chcę oszukać? Jestem spragniona alkoholu, jak wody po
tygodniowym pobycie na prażącej pustyni. Aż mną zatrząsało, gdy Kiba bez
wahania pokręcił napełnionym kieliszkiem przed moim nosem.
-
Przestań – syknęłam.
-
Ty też jesteś uzależniona? – prychnął Sasuke, a moja pięść zacisnęła się mocno
na torebce. Jeszcze chwila, a naprawdę zadecyduję się przetestować jej twardość
na głowach niektórych gości.
-
Nie jestem uzależniona! – ryknęłam.
-
Raz na jakiś czas, można sobie pozwolić na rozrywkę – wyjaśnił cierpliwie Kiba.
– Obiecuję, że nie będziesz żałować.
-
Sakura spokojnie – wtrącił Itachi. – Jeśli chcesz możemy później odstawić cię
do domu. – na zakończenie puścił ku mnie oczko.
Spojrzałam
na Kibe; zachęcający uśmieszek. Spojrzałam na Itachi’ego; uprzejmy uśmieszek.
Spojrzałam na Sasuke; kpiarski uśmieszek. Spojrzałam na Naru…
Gdzie
Naruto?
I
gdzie Hinata?
Zaczęłam
się rozglądać, a wzrok zatrzymałam na Ino, która gestem ręki jednoznacznie
pokazała mi, iż Uzumaki w trybie natychmiastowym został zmuszony odwiedzić
toaletę.
-
Hinata jest z nim – wybuchła śmiechem. – Oj kochana. Jutro mu współczuję. Ta
kobieta nie da Naruto żyć.
Wtedy
Sasuke upił łyk z trzymanego kieliszka.
Byłam
rozdarta.
Ale
rozdarcie przeszło momentalnie, gdy Kiba pociągnął mnie za rękę w nieznanym
kierunku.
***
Pod
koniec przyjęcia zawładnęła mną wszechogarniająca i nieokrzesana duma. Podczas
gdy każdy ledwo utrzymywał się na prostych nogach, ja bezproblemowo spędzałem
ten czas na balkonie, opierając się o balustradę. Kieliszek Sake trzymałem w
ręku wyłącznie na pokaz; nie chciałem odskakiwać wyglądem od reszty
towarzystwa.
Byłem
odrobinę nabuzowany. Naruto osobiście gwarantował, że ta uroczystość będzie oparta
wyłącznie na beztrosce, a tu… bach! Po wejściu, wraz z Itachi’m słyszymy
donośne: „Witamy w Konoha!”, a potem każdy wybucha pijackim śmiechem. Na nic
były tłumaczenia Hinaty i Ino odnośnie całej sytuacji. One chciały mi wcisnąć,
że to było spontaniczne? Może nie cechowałem się inteligencją, ale nie byłem
idiotą.
-
Zaraz tu nie wytrzymam – usłyszałam czyiś głos.
Bez
wątpienia był to zblazowany ton Itachi’ego.
-
Możesz się uciszyć? Jeszcze kilka minut temu wiwatowałeś, jaka ta impreza jest
świetna – skarciłem go.
Byłem
obrócony tyłem do mojego brata, ale intuicja podpowiedziała mi, że zniechęca
wszystkich dookoła miną męczennika i opiera się o framugę.
-
Myślałem, że będę mógł korzystać z tego przyjęcia – powiedział podenerwowany. –
Wszyscy są pijany.
-
Brakuje ci towarzystwa do rozmowy? – zakpiłem.
-
Jakbyś czytał w moich myślach. Ach, chyba będę zbierać się już do domu. Muszę
tylko znaleźć Sakure i zobaczyć w jakim jest stanie.
-
Trzeba było nie obiecać jej eskorty do domu.
Szczerze
mówiąc, nie mogłem się z tym pogodzić. Rozumiałem, że Sakura to nasza sąsiadka
i moja dawna przyjaciółka, ale litości! Konwersujemy z nią zaledwie od kilku
dni, a ten już wyskakuje z taką pomocą! Wizja Itachi’ego, który targa naprutą
Haruno do domu nie wzbudziła we mnie krzty radości. Nawet delikatnie zakuła.
Znowu!
Znowu coś związanego z nią, czego za skarby nie potrafię pojąć.
-
Chyba pójdę dotrzymać towarzystwa Hinacie – westchnął Itachi.
Zerknąłem
na niego przez ramię. Poczucie winy asystowało mi na każdym kroku.
-
Nie zawarłem z tobą tej umowy dla przyjemności. Nie chcę, żeby powtórzyło się
to, co odstawiłeś u Sakury. Do teraz nie mogę wyjść ze zdziwienia, że…
-
A czy ja coś powiedziałem? – oburzył się. – Sam dobrze wiem, że muszę z tym
walczyć. Ale… cieszę się, że prawda wyszła na jaw.
-
Chyba żartujesz…
Parsknął
śmiechem.
-
Oczywiście, że nie. Nie wiem, kiedy odważyłbym ci się o tym powiedzieć i … może
teraz byłbym w gorszym stanie od Naruto, a ty miałbyś zepsute całe przyjęcie.
Z
niewiadomych powodów pomyślałem, że wolałbym dowiedzieć się o uzależnieniu
brata właśnie na tej uroczystości, niż podczas wizyty u Sakury, której swoją
droga nie widziałem już kilka lat.
Wtem
dobiegł do mnie przepity rechot Kiby. W tym samym momencie Itachi zniknął mi
sprzed oczu i utonął w tłumie, krzątającym się po całej posiadłości. Byłem
wdzięczny Uzumaki'emu, że nie zaproponował zorganizowania przyjęcia u nas. Już
widziałem nasz zapał następnego ranka, po ujrzeniu całego harmideru.
Zwróciwszy
się z powrotem w kierunku balkonu, zacząłem na nowo obserwować opustoszone
uliczki Konohy. Aż dziwne, że nikt dotąd z okolicznych mieszkańców nie skarżył
się na głośną muzykę.
Ponownie
poczułem za sobą czyjąś obecność.
-
Sasuke? – ton Sakury był płochliwy, ale gdy odwróciłem się ku niej, na jej
twarzy lśnił promienny uśmiech, a sama stała wspierając jedną rękę na biodrze.
Druga naturalnie zajęta była trzymaniem podstawowego ekwipunku na przyjęciu;
kieliszka Sake.
-
Jesteś pijana – rzuciłem na widok jej zaczerwienionych policzków.
Spuściła
głowę i wbiła wzrok w posiadany alkohol.
-
Wcale nie jestem. Wypiłam zaledwie dwa kieliszki. Chciałam się tylko zapytać,
czy wiesz, gdzie jest Naruto, albo Hinata? Szukam ich po całym domu i nigdzie
ich nie ma.
-
Sielanka z Kibą się skończyła? – spytałem. Nie robiłem tego złośliwie. Po
prostu stwierdziłem, że w normalnym wydaniu Sakury nie byłoby stać na taką
bezpośredniość.
Omiotłem
ją wzrokiem.
Miała
na sobie czarną, satynową suknie, a na ramionach mnóstwo kwiatkowych ozdób.
Spodobało mi się, że w przeciwieństwie do innych gości płci żeńskiej, nie
zrobiła żadnych spektakularnych zmian w uczesaniu, tylko pozostawiła włosy
rozpuszczone. Sięgały jej niemal do pasa i znów dopadła mnie przemożną chęć,
aby je dotknąć.
-
Z Kibą jest już tak jak z Naruto – wyznała cicho, błądząc wzrokiem po
balustradzie. – Teraz nie jestem w stanie zamienić z nim nawet słowa. Nie ma
zielonego pojęcia, co się wokół niego dzieje.
-
Ale i tak świetnie się bawi – od razu wspomniałem sobie jego śmiech, kiedy przechadzał
się w pobliżu balkonu.
Między
naszą dwójką zapadła krępująca cisza.
Sakura
splotła ręce na plecach i zaczęła się lekko kołysać. Sam już nie wiedziałem czy
dzieje się to wskutek alkoholu.
-
Um. To wiesz gdzie jest Naruto i Hinata?
Aż
się wzdrygnąłem, bo zrozumiałem, że dotąd nie udzieliłem jej odpowiedzi. Sakura
patrzyła na mnie tak przenikliwie, że poczułem się przeźroczysty.
-
Pewnie rotują w toalecie. Naruto podobno puścił pawia.
-
Nie ma ich tam – westchnęła, upijając łyk Sake. Odgarnęła włosy za ucho i
zerknęła za siebie. – Pójdę dalej szukać.
-
Już nigdy nie pij z Kibą – rzuciłem, raz jeszcze wędrując wzrokiem na widok z
balkonu. – To źle na ciebie działa.
-
Co masz na myśli? – ożywiła się.
Nie
mogłem powstrzymać łobuzerskiego uśmiechu. Nie wiem co mnie do tego zmusiło,
ale również wlałem sobie do przełyku sporą ilość alkoholu.
-
Wtedy wzmaga się twój strach. Boisz się mnie jeszcze bardziej.
-
Hej! – w ułamku sekundy zmaterializowała się obok, napierając ciałem na
balustradę. – Chcesz to przerabiać jeszcze raz? Mówiłam ci, że Naruto się
przejęzyczył. Często za dużo gada. Nie boję się ciebie!
-
Skoro się mnie nie boisz to odpowiedz wreszcie na zadanie wcześniej pytanie.
-
Jakie?
Wbiłem
w nią wzrok.
-
Dlaczego uciekałaś przed spotkaniem?
Prawdę
powiedziawszy byłem świadom, że szansa na uzyskanie odpowiedzi jest jak jeden
do miliona, to jednak coś we mnie desperacko liczyło na najmniejszą wskazówkę z
jej strony. Zaintrygowało mnie to zachowanie. Zmykała przede mną niczym owca
przed głodnym drapieżnikiem. Dlatego zaciekle utkwiłem w niej wzrok tak, żeby
nie ominąć najdrobniejszej zmiany w mimice twarzy.
Najpierw
rozwarła oczy ze zdziwienia, potem zmarszczyła usta, jak podczas wielkiego
skupienia. Choć osobiście ta mina kojarzyła mi się wyłącznie z filmami o
nastolatkach i ich problemach.
Ledwo
zdusiłem w sobie śmiech.
-
Nie odpowiem ci – odezwała się w końcu, a ja omal nie otworzyłem ust z
niedowierzenia. Sakura skrzyżowała ręce na piersiach i z fuknięciem, zerknęła w
bok. – Dlaczego miałabym ci na to odpowiadać?
Stało
się dla mnie jasne, że bezsensu byłoby podejmowanie kolejnych prób.
-
Byłem ciekawe – wzruszyłem ramionami, podkreślać czas przeszły w swojej
wypowiedzi. – Przynajmniej mam dowód na to, że naprawdę się mnie boisz.
Zmierzyła
mnie wzrokiem od góry do dołu.
-
Hej! To jest przegięcie! – warknęła. Potraktowałbym to obojętnie, ale nie
mogłem. Raptem poczułem jak jej ręką ląduje na moim ramieniu, obdarowując go
mocnym grzmotnięciem.
Czy
ona… Czy ona właśnie mnie uderzyła?
-
Chyba naprawdę muszę wręczyć ci książkę z podstawowymi zasadami kultury –
ciągnęła, najwidoczniej nie zauważając mojego wyrazu twarzy. – Nie dość, że
naszedłeś mnie późno w nocy bez groszowego przywitania, to w dodatku dzisiaj
odstawiasz to samo. Nie mówię już nawet o stroju. To przyjęcie powitalne i
niemal wszyscy są w smokingu, a ty założyłeś jakiś zwyczajny podkoszulek! – ze
złości cała poczerwieniała jak burak. Moje oczy rozwarły się z niedowierzenia.
Nagle
coś mi zaświtało.
-
A więc to cię gryzie… - zacząłem.
Na
czole Haruno pojawiła się bruzda nierozumienia.
-
O czym ty mówisz?
Nie
dane było mi jednak wytłumaczyć jej o czym mówię, gdyż Sakura znienacka
zatoczyła się do tyłu i już miała zaliczyć bliskie spotkanie z ziemią, kiedy
sprawnie chwyciłem ją za obie dłonie, podciągając do góry.
-
I ty mówisz mi, że nie jesteś pijana? – wydusiłem po paru chwilach milczenia.
Wtedy
gwałtownie zniknęła mi sprzed oczu. Dopiero po jakimś czasie mózg przetrawił
zaistnieją sytuację. Sakura osunęła się na kolana, trzymając za potylicę. Z jej
ust wydobył się syk bólu.
-
Hej, wszystko z porządku?
Pokręciła
głową.
-
Niech to szlag – zaklęła. Z masą wątpliwości ponownie chwyciłem ją za rękę i
pomogłem wstać. W jednej chwili przeniknęły mnie chłód i gorąco. Spojrzała na
mnie zmieszana, zakrywając sobie usta.
I
to była ta Sakura, którą tak dobrze znałem.
-
Co się stało? – spytałem.
-
Jakiś cholerny komar musiał mnie tam ugryźć – powiedziała, nieprzerwanie
masując centrum bólu. – Dobra, Sasuke. Może miałeś rację. Nie mam bladego
pojęcia czego nalewał mi Kiba. Idę znaleźć Hinatę.
Już
miała odchodzić, ale przytrzymałem jej nadgarstek.
-
Zaczekaj. Itachi przed chwilą tu był i mówił, że cię szuka. W razie czego może
zaprowadzić cię do domu.
-
Przecież nie jestem aż tak pijana. Dam radę dojść sama. Trochę wytrzeźwieje i
pomogę Hinacie z Naruto; podobno jest z nim paskudnie – odparła, patrząc prosto
w moje oczy. W przymglonym księżycowym blasku jej tęczówki prezentowały się
nieziemsko.
-
Jak wolisz. Itachi chyba też jest z Hin…Ej, na pewno wszystko w porządku? –
zapytałem, bo twarz Sakury bezustannie wyrażała tylko cierpienie.
-
Boli – pisnęła.
Powiodłem
wzrokiem za jej ręką. Nadal trzymała się za tył głowy. W końcu bez słowa
podjęła się śladów Itachi’ego i wtopiła w tłum, zataczając na wszelkie możliwe
strony.
***
Zdawało
mi się, że im więcej kieliszków piłam, tym prędzej moja zdolność logicznego
myślenia została eliminowana. Kiedy znalazłam się wokół masy ludzi, a raz po
raz ktoś się o mnie ocierał, stwierdziłam, że wcześniejszy, intensywny ból
nagle mnie opuścił. Ulżyło mi.
Musiałam
jeszcze tylko znaleźć Hinate i dowiedzieć się jakie trunki zakupił Naruto.
Byłam przekonana, że Kiba nawet nie przyzna się do tego, iż w butelce, z której
serwował napój, znajdowało się coś mocniejszego.
Zawędrowałam
do salonu, usilnie starając się zlekceważyć myśli o Sasuke. Znów stało się coś,
wymykającego się spod kontroli. Ogarnęła mnie nieopisana pewność siebie, mimo,
że niecałe kilka dni temu dostawałam gęsiej skórki na wspominkę o spotkaniu z
braćmi Uchiha. To było niezrozumiałe, absurdalne. Nigdy nie odważyłabym się
zdradzić mu, że od jakiegoś czasu mam zaplanowany zakup książki z lekcjami
kultury.
Chwyciłam
się za skronie i zaczęłam je rozmasowywać. Zadecydowałam, że nie będę wnikała
już w to, co wypiłam. Po prostu udam się do domu z nadzieją, że Satoshi przez
całą noc będzie spał niczym aniołek.
Zbierałam
się do odejścia i wówczas znienacka moim oczom rzuciła się wysoka postać okryta
płaszczem. Zdębiałam na ten widok.
Co
prawda, to prawda. Na tym przyjęciu miałam okazję podziwiać już mnóstwo
różnorodnych ubiorów, od zwykłych podkoszulków (Sasuke) po kolorowe dodatki
kojarzące się z klaunami (Kiba). Ale to?
Zamrugałam
oczami, a wtedy postać zniknęła.
Może
to alkoholowe omamy? Jak tylko dorwę Inuzuke w swoje łapska, to nie ręczę za
siebie! Przed chwilą tam była… Nieludzko wysoka, zakapturzona postać. Stała
dokładnie pomiędzy stołem, a regałem z książkami. Wystarczyło, że jakaś inna
sylwetka przeszła przez mój obraz, a ten diametralnie się zmienił,
pozostawiając to miejsce pustym.
-
Cholera – syknęłam, przecierając oczy. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby nagle
wszystko poczęło tracić swoją ostrość. Na samą myśl zadrżałam, odszukując
wzrokiem Sasuke.
Ale
balkon był już pusty.
Powoli
pokręciłam głową, gorączkowo rozglądając się na wszystkie możliwe strony.
Dochodziły do mnie śmiechy, radosne odgłosy rozmów, powtarzane imiona braci
Uchihów, a także alkoholowe wyziewy. Wciąż jednak nie mogłam uspokoić myśli, po
tym jak ujrzałam tego intruza.
Bo
kto normalny zakłada na przyjęcie płaszcz?
Wtedy
tuż przy uchu zaczął drażnić mnie czyiś oddech. Momentalnie odwróciłam się za
siebie, nie posiadając grama wątpliwości co do tego, że ktoś jest za mną.
Tyle,
że naprawdę nikogo nie było.
-
Co do cholery… - zmarszczywszy brwi, rozpoczęłam baczną obserwację osób
znajdujących się najbliżej mnie. Przy regale stał Shino i Kakashi, przestrzeń
przy telewizorze zajmował Lee, zaś tuż za mną kręciła się Anko.
Niezbyt
delikatnie grzmotnęłam sobie w czoło i odstawiłam z zniesmaczeniem trzymany
kieliszek.
-
Zabiję Kibe – mruknęłam. – Uduszę go!
-
Gdzie zwój? – dobiegł mnie gardłowy dźwięk.
Utknęłam
w bezruchu i znów poczułam jak czyiś oddech drażni moje ucho. Z sercem w gardle
odwróciłam się za siebie.
Anko.
Ale
głos należał bez wątpienia do mężczyzny! Nie! To nie mógł być alkohol. Zbyt
rzeczywiście to słyszałam, czułam, ja…
-
Nie mam czasu na zabawy – znów gwałtownie zwróciłam się w tył.
-
To jakieś jaja… - oniemiałam. Doszczętnie skołowana szukałam wzrokiem postaci w
płaszczu, lecz nic nie zakuło moich oczu. Tętno mi przyśpieszyło, a krew odpłynęła
mi z głowy i ogarnął mnie bezwład. Ale strach zwyciężył. Z impetem zaczęłam
przeciskać się przez tłum, próbując dostać się na balkon.
Wtedy
spostrzegłam, że nie mam na sobie wstążki.
Zatrzymałam
się, omal nie przewracając. Pomacałam się w pasie. Wstążki nie było! Jeszcze
przed chwilą…
-
Gdzie jest zwój? – powtórzył głos. Znów był przy moim uszu. Czysty, cichy,
wypowiadał się szeptem.
-
K-kim jesteś? – wydusiłam.
Wedle
przypuszczeń, nie uzyskałam żadnej odpowiedzi.
Dobra!
Nawet jeśli to tylko omamy lub efekt uboczny tego, co podał mi Kiba i tak jasne
było dla mnie, że muszę stąd jak najprędzej zwiewać. Mózg momentalnie wysłał
nogom komunikat i ponownie poderwałam się do biegu. Zaklęłam, widząc drzwi
wyjściowe, które zastawione były tłumami ludzi. W ścisku trudno było mi coś
wypatrzeć, ale kiedy ukazały się schody, wyzbyłam się wszelkich wątpliwości.
Lekceważąc
rażącą taśmę, która stanowczo zabraniała dostępu na górę (wstęp miały wyłącznie
osoby, które musiały skorzystać z toalety; wymysł pani Uzumaki) wleciałam po
schodach jak torpeda, kątem oka wypatrując Hinaty. To były ostatnie ułamki
sekund i wiedziałam już, że nie odnajdę jej na dole.
W
czasie biegu zrozumiałam, że ostatnio sporo myślałam o zwoju. Zwoju z
zakazanymi technikami. Mój strach plus odrobina alkoholu równa się nieludzko
wysokiemu mężczyźnie, który zjawia się i znika niczym wampiry z tych wszystkich
horrorów, które oglądałam niegdyś z Ren’em. Jest też druga opcja. Może to
Naruto zauważył zniknięcie zwoju i postanowił uświadomić mi jak wielka
odpowiedzialność weszła na moje barki w momencie, gdy zabrałam zwój do domu.
Weszłam
na górę mokra od potu.
-
Hinata! Naruto! – ryknęłam. Przywarłam do ściany, próbując wyrwać z tysięcy
głosów te dwa najlepiej znane.
Odrobinę
się uspokoiłam na myśl o wampirzych wytworach wyobraźni.
Usiadłam
na ziemi. Puls rozsadzał mi głowę. Z przymrużonych powiek, nieprzerwanie
lustrowałam korytarz z nadzieją, że za parę chwil ukaże mi się sylwetka Hinaty,
albo chociaż Itachi’ego… Boże! W ostateczności może być Sasuke! W takim stanie
nawet przez sekundę nie odważyłabym się pomyśleć o tych cudacznych uczuciach.
Jak
na złość, wyobraźnia znowu postanowiła sobie ze mnie poszydzić. Widząc
zakapturzoną postać z początku nie miałam bladego pojęcia jak zareagować.
Stał
na końcu korytarza, lekko pochylony do przodu.
-
Wiem, że to ty masz zwój – syknął. – Gdzie go schowałaś?
Zamrugałam
oczami, będąc pewna, że zaraz na nowo ujrzę jedynie pusty hol, ale ku memu
zdziwieniu obraz nie uległ zmianie.
Spojrzałam
na mężczyznę z przestrachem, jeszcze mocniej przywierając do ściany.
-
Kim jesteś?! – wrzasnęłam. Liczyłam, że naprawdę zwracam się do wytworu
wyobraźni.
Nie
miałam wtedy pojęcia w jak olbrzymim byłam błędzie.
No
kochani^ Proszę o przygotowanie, bo właśnie się zaczęło!
Akcja super się rozwija. Wyczekiwałam tego momentu i cały czas zastanawiam się skąd ty bierzesz te pomysły. Gratuluje niezawodnej weny. Chapter bardzo mi się podobał i doskonale wiem, że nie schrzanisz tej historii. Powodzenia w dalszym pisaniu:)
OdpowiedzUsuńsupcio i znów czekam na nexta
OdpowiedzUsuńSuper , po prostu uwielbiam ten blog :)
OdpowiedzUsuńNie moge się doczekać kiedy dowiedzą się że Sakura ma synka ^^. Czekam na next )
Tak ją też chce żeby Satoshiego poznali;-) czekam na next;-) świetny rozdział:-) Hay
OdpowiedzUsuńok. rozumiem już, dlaczego to wprowadzenie było aż tak dla mnie nużące i chciałam przeczekać kilka rozdziałów, by potem móc przeczytać wszystko od początku i mieć świadomość "jakie to ekscytujące".
OdpowiedzUsuńtrochę zaskakuje mnie fakt, iż wstęp zajął ci aż 4 rozdziały.. miałam wrażenie, że SOH potoczył się szybciej.
obecnie już znam powody, dla których mi się tak dłużyło. SOH zaczęłam czytać, w momencie, gdy było już na nim kilkanaście notek.
zaczynając nowy blog trzeba się liczyć z tym, że początki są wręcz "nudnie długie".
co prawda to chyba mój ostatni rozdział i komentarz przed wyjazdem, ale jestem nim miło zaskoczona i mogę uzna, że chcę więcej xD.
zastanawiam się kim jest ten człowiek z "kapturem". czy to któryś z członków Madary.. czy może były z uczniów Orochimaru.. a może zupełnie nowa postać stworzona przez ciebie?.. nie mam zielonego pojęcia, ale wiem, że napewno będzie o niej głośno xD i narobi głównym bohaterom sporo problemów xD.
pozdrawiam i całuję ;***
ach! i życzę udanych podróży wakacyjnych xD
Zaczyna się ulala, czym nas zaskoczysz tym razem, nie mogę się doczekać . Kim jest nowy przybysz ? Kto pomoże Sakurze i czy coś się jej stanie ? to są moje podstawowe pytania co do następnego rozdziału, mam nadzieję, że uzyskam na nie odpowiedz ;P WENY ! ; **
OdpowiedzUsuńps. teraz zauważyłam, że jest nowy wygląd xD interesująco zaskakujący.. i nie wiem co ma oznaczać ;p
OdpowiedzUsuńUuuuuu szykuje się akcja ! Już nie mogę się doczekać :D W głowie mam pełno pytań związanych z ciągiem dalszym :D Oby jak najszybciej ukazał się kolejny rozdział ! :**
OdpowiedzUsuńCiekawe, któż to ? Twoje blogi są moimi ulubionymi blogami ! :D
OdpowiedzUsuńDziękuję! Czuję się zaszczycona <3
UsuńCudne! To kolejne twoje opowiadanie, które czytam :) Posaram sie nadrobić ,,secret of hapinness" ale na razie nie mam czasu bo ciagle wyjezdzam. W kazym razie opo jest super :)
OdpowiedzUsuńJa nie uważam,że początki są nudne.
OdpowiedzUsuńUbóstwiam twojego pierwszego bloga i temu również będę wierna.
Po przeczytaniu 5 rozdziału już zaczynam się bać co będzie dalej , ale dlatego, że przeżywam to razem z bohaterami.
Pozdrawiam i życzę nieskończonej weny.
Zmieniam zdanie, jest genialny : > Ja chce wiedzieć co się dalej stanie, a najbardziej ciekawi mnie reakcja Sasuke na wieść o Satoshi'm : )
OdpowiedzUsuńPisz, pisz szybko : **
Ps. Już pisałam, że zapraszam Cię do siebie, ale co tam - przypomnę się : p
Pozdrawiam.
No i Kina upił Sakurę. Ehh xd
OdpowiedzUsuńDlaczego mnie nie dziwi to, że wszyscy ubrani byli elegancko i tylko Sasuke przyszedł w zwykłym podkoszulku? Haha, przynajmniej się wyróżniał.
Nie mogłam wytrzymać, kiedy Itaś wpatrywał się w ten stół z alkoholem. Ja bym mu pozwoliła się napić, chociaż jeden kieliszek.
Tajemnicza osoba, chcąca zwój z zakazanymi technikami.. :> Teraz chyba zaczną się domysły typu co to za wampiry, Sakura oszalałaś xd
Na miejscu Haruno uciekłabym z tej imprezy.
Twój styl pisania mnie rozbraja! Niestety nie miałam za wiele czasu by przeczytać wszystkie rozdziały ale w najbliższym czasie zrobię to na pewno : )
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
http://esencja-z-egzystencji.blogspot.com/