“When the curtain's call is the last of all,
When the lights fade out, all the sinners crawl…”
Imagine
Dragons – Demons
Zamyślone
wejrzenie, posępna twarz i olbrzymie ciemne oczy o miodowych refleksach; tak
skrótowo prezentował się mężczyzna siedzący na jednym z cudacznych szpitalnych
krzesełek. Zrobił na mnie nijakie wrażenie, szczególnie jego styl ubierania
się. Emanowały od niego odcienie zieleni i brązu, a zamiast symbolu Liścia,
głowę zajmowała mu (równie wymyślna co reszta odzieży) opaska.
Spostrzegł
nas dopiero, gdy byliśmy niecałe trzy metry od niego. Doszło do istnej batalii
między emocjami. Były sprzeczne i najrozmaitsze. Sakura wyglądała na spiętą,
ale brwi miała mocno zmarszczone i patrzyła na gościa jakby ten był winny
całemu złu na świecie. Ten zaś z kolei posiadał w sobie coś z osoby, która do
wszystkiego podchodziła z anielską cierpliwością, aczkolwiek po bliższej
analizie zdawał się być lekko sfrustrowany.
Powoli
wstał i zmierzył mnie zimnym spojrzeniem, po czym przekierował go na Haruno.
-
Czyżbyś zapomniała?
Sakura
zrobiła wyniosłą minę.
-
Nie zapomniałam. Po prostu miałam dużo spraw na głowie, jasne? Do diaska…
dlaczego tu czekasz? Nie mogłeś przyjść po niego do mnie?
Po
niego?
-
I tak niedługo miałaś mieć tą kontrolę, więc wolałem zaczekać – wzruszył
ramionami i na nowo nasze oczy się napotkały. Nie chciałem pozostać mu dłużny;
odwzajemniłem jego mordercze uczucia i jawnie okazywaną wrogość. – Nie
przedstawisz mnie… swojemu koledze?
Sakura
westchnęła i oparła dłoń na moim ramieniu. Wzdrygnąłem się.
-
To Sasuke Uchiha. Chyba nie muszę ci nic więcej mówić.
Mężczyzna
naraz z mordu przeszedł na wyniosłość. Wystawił dłoń z palcem wskazującym u
górze, wykorzystując reakcję postaci z bajek na nowy, genialny pomysł.
-
Ach tak, to ty! Wioska nie plotkuje o niczym innym jak o waszym powrocie.
Jesteś bratem Itachi’ego, nie mylę się? Kiedyś byłeś z Sakurą w drużynie.
-
Ta – burknąłem.
-
Sasuke… to Ren Kanoe – ciągnęła dalej Sakura. – Jest… to znaczy był…
sekretarzem Naruto. Coś takiego jak Shizune dla Tsunade.
-
Nie znam Shizune – wtrącił. Jego włosy miały trochę pobladły czarny kolor, a
twarz zapełniona była zmarszczkami zdenerwowania. – Mniejsza o to. Miło cię
poznać Uchiha… w końcu.
-
Możemy już iść? – fuknąłem. – Nie mam zamiaru tracić czasu na ludzi takich jak
on. Pokaż mi to, co masz do pokazania, a potem załatwiajcie sobie wasze sprawy.
Pociągnąłem
Haruno za sobą i minąłem Ren’a. Kątem oka dostrzegłem wyraz jego twarzy i byłem
przekonany, że tak prędko nie puści nas wolno.
-
Właściwie co tu z nim robisz Chibi? Czy przypadkiem to nie ty zapewniałaś mnie,
że…
Sakura
raptownie się zatrzymała i odwróciła w jego stronę.
-
Nie nazywaj mnie tak! Musimy coś załatwić! Naruto nas prosił. Poczekaj na dole.
Zaraz wrócę i… i dam ci Satoshi’ego.
Zamarłem.
W
pierwszym ułamku sekundy liczyłem na to, że Sakura wynajęła nową opiekunkę, ale
z każdą kolejną chwilą docierało do mnie, że nikt nigdy nie powierzyłby opieki
nad dzieckiem takiemu arogantowi. Na kilometr widać, że Sakura w żadnej mierze
nie kipi do niego sympatią. Zagniewana spuściła głowę i zaczęła bawić się
palcami.
A
więc stoję właśnie oko w oko z tatusiem.
Choć
to nie powinna być moja sprawa, nagle historia tych dwoje zaczęła mnie
nieziemsko interesować. Już drugi raz ni stąd ni zowąd zawładnęła mną złość i
te pytania.
Co
Sakura widziała w takim człowieku?
I
co zrobiła z miłością do mnie?
Od
razu straciłem całą sympatię do Satoshi’ego, widząc jak wspaniałym tatuśkiem
może się poszczyć. Ostatnia nadzieja w tym, że synowie najczęściej dziedziczą
charakter po matce.
Zresztą
sam już nie wiem co byłoby gorsze.
-
Dobra! Wiem co teraz myślisz, ale zastrzegam cię żebyś zatrzymał to w sobie.
Obecny nastrój już mi wystarczy. Nie chcę go sobie pogarszać.
-
Czy ja coś mówię?
-
Nie, ale twoja mina jednoznacznie komunikuje mi, że zdołałeś się domyślić wielu
rzeczy.
-
Jaka mina? – choć próbowałem tego nie okazać, potwornie przeraziło mnie
wyznanie Sakury. Czyżby złość kipiała ode mnie również na zewnątrz? Sam nie
wiedziałem. Coś było nie w porządku. Ren szybko nam odpuścić i ulotnił się na
główny hol, gdzie czekał na niego Satoshi.
-
Ta… zażenowana – powiedziawszy, przystanęła i wyłowiła z kieszeni plik kluczy,
które głośno zaszczękały. – Przepraszam cię za niego. Strasznie się zmienił i
jest…
-
Arogancki – dokończyłem za nią. Oparłem się o ścianę, patrząc jak Sakura walczy
z nieznośną dziurką w drzwiach.
-
Nawet bardziej niż ty – prychnęła. – Wyleciało mi z głowy, że dzisiaj jest ten
dzień i tyle. Ren widuje się z Satoshi’m co trzy tygodnie.
Od
razu uznałem, że są to dosyć rzadkie wizyty, ale wszelkie pytania o ich wspólną
przeszłość zadecydowałem zdusić w sobie. Byłem zły na siebie, że w ogóle w
jakiś sposób mnie to poruszyło. Prywatne życie dawnej przyjaciółki z drużyny, w
dodatku tej irytującej.
Bezsens.
Ale
jedno mnie intrygowało.
-
O co chodziło z Ch-chibi? Czy jakoś tak… - spytałem w momencie, gdy wrota do
jej gabinetu się uchyliły.
Puściłem
ją przodem, dostrzegając zmarszczone brwi.
-
Ugh! Kiedyś mnie tak przezywał. Wie, że mnie to denerwuje. Naśmiewa się z
mojego wzrostu.
Przerwałem
omiatanie wzrokiem gabinetu i spojrzałem na Sakurą. Momentalnie zatoczyła się
do tyłu i wystawiła przed siebie otwartą dłoń.
-
Nawet nie próbuj oceniać! Jesteś jeszcze wyższy od Ren’a…
Pokręciłem
głową z dezaprobatą.
-
Daj spokój. Nie chcę się z ciebie naśmiewać – oświadczyłem, na co ona
odetchnęła z ulgą. – Przecież od razu zauważyłem, że jesteś skrzatem.
***
-
C-coś ty powiedział?
Zapadła
grobowa cisza. Nie wliczając w to mojego poczucia własnej wartości, które z
donośnym hukiem stłukło się na podłodze.
Po
Sasuke spodziewałam się wszystkiego. Ciętej riposty, złośliwej uwagi,
kpiarskiego prychnięcia… ale to? Przez myśl przemknęło mi, że przy tej
obeldze Chibi schodzi ku ostatnim miejscom na liście.
Moja
lewa brew zadrgała. A kiedy ona drga, milionom osób w promieniu kilkunastu metrów
mogę doradzić wyłącznie ucieczkę. Ale ten gbur stał w miejscu nie wzruszony
moim zachowaniem! Co prawda nie był to Naruto, który normalnie uciekałby w
popłochu, ale i tak… Jak można zwrócić się tak do kobiety i pozostać przy tym
obojętnym?
Zawładnęła
mną nieopisana złość. A jego „podziwianie” mojego gniazdka zagrzewało mnie do
walki.
-
Jak chcesz, zmieniam zdanie – prychnąwszy, skrzyżowałam ręce na piersiach i
zwróciłam się do okna, które zajmowało niemal całą powierzenie ściany.
Urządziłam się w stylu Czcigodnego, nie ma co!
Sasuke
przechylił głowę.
-
O co ci chodzi?
-
O co mi chodzi?! Nazywasz mnie skrzatem i jeszcze się pytasz: „O co mi chodzi”?
– podeszłam do niego i dźgnęłam w tors. – Jesteś bardziej arogancki od Ren’a!
Co do tego nie mam już wątpliwości.
Wówczas
położył rękę na mojej głowie.
-
Nie rozumiem o co się denerwujesz? Kogo ty chcesz oszukać? Wzrostem
przypominasz krasnala z ogrodu i…
OK.
Sama siebie zadziwiłam, gdy tak beztrosko zamachnęłam się, by zadać cios w
twarz Sasuke, ale ten sprawnie mnie unieruchomił, chwytając za nadgarstek.
Kiedy próbowałam użyć drugiej ręki, on wykonał ten sam ruch. Zaczęłam zgrzytać
zębami niczym rozwścieczone zwierzę. Dzieliły mnie teraz marne milimetry od
jego twarzy. Nie włączając tego, że patrzył na mnie z góry (wysokiej góry).
Sasuke
wyglądał na doszczętnie skołowanego, ale gwałtownie pokręcił głową i
spoważniał.
-
Nie waż się już więcej tego robić.
-
Ach tak? Więc ty możesz nazywać mnie skrzatem, a ja nie mogę ciebie za to
uderzyć?
-
Jestem szczery – wywrócił teatralnie oczami i jeszcze parę chwil świdrował mnie
wzrokiem, po czym się odsunął.
Patrzyłam
na niego w osłupieniu.
-
Nie jesteś szczery, tylko bezczelny. Nic się nie zmieniłeś.
Kiedy
przemilczał moją ostatnią uwagę, z westchnięciem podeszłam do szafy i
otworzyłam ją. Sasuke przyczaił się za moimi plecami i od razu zainteresował,
gdy przeszliśmy do głównego zadania. Prostak.
-
Hmm. Ciuchy. Podobałyby mi się, gdyby nie biały kolor.
Żyłka
na moim czole zaczęła pulsować. Niewiele brakowało, a zgniotłabym doskonale
gładkie drzwiczki od szafy.
-
Nie chodzi mi o ciuchy! – ryknęłam i wskazałam na półkę gdzie kilka dni temu
niedbale rzuciłam spisem zakazanych technik. – Spójrz! To była pierwsza
kryjówka jaką miał zwój. Wtedy obserwował mnie ten Ninja; sam zresztą to
przyznał.
-
Gratuluję pomysłowości – mruknął.
Zerknęłam
na niego przez ramię.
-
Lubisz mnie wkurzać, co?
Westchnął
i podszedł bliżej. Omal nie wsadził całej głowy w półkę. Po paru chwilach
wyprostował się, opierając rękom o szafę. Patrzył na mnie jakby moja zdolność
do logicznego myślenia wybrała się na urlop w kosmos.
-
Posłuchaj – zaczął mechanicznie. – Już na początku zauważyłem, że brak ci
piątej klepki, a w sytuacjach kryzysowych w ogóle nie kierujesz się rozsądkiem.
Ale zakładając, że ten mężczyzna naprawdę nawiedził cię na przyjęciu … istnieje
prawdopodobieństwo, że skoro obserwował cię już przy wizycie Naruto, to teraz
może robić to samo. Głupio postąpiłaś zwiewając od razu do domu. Pewnie już
dawno wie gdzie mieszkasz…
-
Bałam się o Satoshi’ego! Ty zostałbyś u Naruto, gdybyś był na moim miejscu?
-
Pomyśl! – pomachał mi dłonią przed nosem. – Pytał się ciebie gdzie jest zwój,
prawda?
Przytaknęłam.
-
Czyli to wskazywało, że nie wie gdzie go zabrałaś.
Znów
przytaknięcie.
-
Więc jakim prawem miałby udać się do twojego domu, skoro nie podejrzewał, że
właśnie tam ukryłaś zwój?
Oddałam
się kontemplacji piękna płynącego z ciszy, ale wszelkie dobre wrażenie legło w
gruzach, gdy zrozumiałam, że Sasuke ma rację. Niechętnie wlepiłam wzrok w
bliżej nieokreślony punkt, położony gdzieś pod biurkiem. Chciałam zapaść się
pod ziemię.
W
głowie miałam zamęt.
-
Zmieniłaś się – powiedział cicho Uchiha. – Pamiętam cię jako rozsądną i …
-
Tak, zmieniłam się – przerwałam mu. – Czasami tego żałuję, a czasami nie.
Różnie bywa. Zjawiły się plusy i minusy. W każdym razie… - ucięłam, podchodząc
do okna. Lustrowałam jak zatłoczone uliczki powoli pustoszeją przez porę
zbliżającego się obiadu. Zaczerpnęłam powietrza. – W każdym razie jeśli ten
Ninja miałby śledzić każdy nasz krok to… gdziekolwiek ukryjemy ten zwój, on i
tak go znajdzie. Lepiej więc zaryzykować i schować go tam, gdzie był przedtem,
małe są szanse na to, żeby zajrzał dwa razy do tego samego miejsca, niż szukać
jakiś wyrafinowanych schowków. Ja… wiem, że nie popisałam się jeśli chodzi o
wymyślenie skrytki, ale…
-
Ale?
Zacisnęłam
oczy i zmusiłam siebie do skrzyżowania z nim spojrzeń. Znów oczarowało mnie
płynące z nich piękno i nutka tajemniczości.
-
Chciałam po prostu mieć to za sobą. Bałam się, że wampir może chcieć odzyskać
od ciebie zwój i że tym razem ty staniesz się jego ofiarą, rozumiesz? – czułam
jak temperatura moich policzków stopniowo się podnosi. Z ładunku emocji
spojrzałam w dół. Nie potrafiłam wyznać mu troski, tonąc w czarnym morzu. –
Wtedy, na przyjęciu, ty mu przerwałeś, ale kto wie co by się wydarzyło, gdybyś
nie wszedł wtedy na górę.
Po
dłuższej chwili ciszy, która niesamowicie mi ciążyła, Sasuke skierował się do
drzwi i przystanął przy framudze.
-
Czyli układ jest taki; jeśli Ninja rzeczywiście jest taki wspaniały i potrafi
śledzić każdy nasz krok, a ja go nie wyczuwam, to zwój zniknie z tego miejsca
nim zdążymy się obejrzeć. Jeśli zostanie… stracę zupełnie wiarę w to, że jakiś
mężczyzna cię zaatakował.
-
Czyli zgadasz się na mój plan? – nie wiem z jakich powodów, ale uśmiech
samowolnie wpełzł na moją twarz.
Westchnął
ciężko i tym razem kąciki jego ust podniosły się ponad wszelką wątpliwość.
-
Jednak coś pozostało w tobie z dawnej Sakury – powiedział.
I
wyszedł.
Ren
czekał na mnie na dole. Stał tuż przy okienku recepcjonistki i jedną ręką
pilnował wózka. Druga strona jego podświadomości zajęta była rzucaniem
pogardliwych spojrzeń w kierunku Sasuke, którego sylwetka ulotniła się ze
szpitala w momencie, gdy zeszłam na główny hol.
Momentalnie
zmaterializowałam się przed nim, dając mu do zrozumienia jak wielką
wściekłością kipię.
-
Przeszedłeś samego siebie, Ren! Co w ciebie wstąpiło? Masz pojęcia w jak
bezczelny sposób zwracałeś się do Sasuke?
Prychnął
i włożył ręce do kieszeni.
-
To ten, o którym mi opowiadałaś?
-
T-tak, ale co to ma do rzeczy? Nie powinieneś…
-
Twoja dawna miłość – powiedział i zazgrzytał zębami. Otwierałam już usta, ale
uciszył mnie. – Nie marnujesz żadnej okazji, co Chibi? Ledwie wrócił do wioski,
a ty już przystępujesz do ataku?
Poczułam
jakby w środku wybuchł mi wulkan. Złość wzmagała się z każdą sekundą i gdyby
nie obecne miejsce, nic nie powstrzymałoby mnie przed grzmotnięciem go w twarz.
-
Musieliśmy załatwić coś dla Naruto – warknęłam. – Nie będę ci się tłumaczyć jak
małemu dziecku.
Fioletowo-włosa
recepcjonistka uniosła wzrok znad gazety, a jej oczy niezbyt dyskretnie
taksowały nas ciekawskim spojrzeniem.
-
Zresztą nieważne – dorzuciłam, chcąc uniknąć afery na środku głównego holu.
Wystarczyło mi już, że kilku pacjentów zwróciło na nas swoją uwagę. Pochyliłam
się nad wózeczkiem i ostrożnie wyjęłam Satoshi’ego. – No chodź tu kochanie.
Ren
widocznie odpuścił.
-
Kiedy mam go przynieść z powrotem?
-
Tak jak zawsze. Za dwa dni – powiedziałam. Nie byłam obłudna, ani dokuczliwa.
Chowałam urazę do Ren’a, ale nie drzemie we mnie tyle okrucieństwa, aby zakazać
się mu widywać z własnym synem. To on sam ustalił tak rzadkie spotkania.
On
nie chciał częściej widywać Satoshi’ego.
-
Tylko pamiętaj, żeby nie za dużo z nim wychodzić. Teraz są straszne upały.
Jeśli będzie ci bardzo zależało załóż mu jakąś chustę na głowę. Wiesz o czym
mówię…
Twarz
mojego syna rozświetliła się. Choć wiele się wydarzyło, on momentalnie naniósł
na mnie spokój i ukojenie. Złość nie przeszła, ale uśmiech miałam na
trzydzieści zębów.
-
A ty bądź grzeczny łobuzie – Satoshi uniósł kąciki do góry i wyjąkał coś, co
miałam nadzieję znaczyło: „Oczywiście kochana mamusiu”.
-
Jaki on słodki – dobiegł mnie rozmarzony głos recepcjonistki. Kobieta
zrezygnowała z czytania gazety i oparła łokieć na blacie. Wokół niej
rozprzestrzeniało się tysiące dokumentów. – Ile już ma?
-
Pół roku – uprzedził mnie Ren. – Od niedawna…
-
Ten czas leci… Pamiętam jak chodziła pani z brzuchem, a tu bach! Satoshi jest
już taki duży.
Mój
syn nie przejął się gdakaniem kobiety. Zaczął badać malutką rączkom moją twarz,
nie rezygnując przy tym z uśmiechu.
Rozmowa
z recepcjonistką ostudziła odrobinę mój gniew. Ren był w miarę uprzejmy i nawet
zdradził jej kilka faktów z życia Satoshi’ego. Niekiedy ciężko było mi
uwierzyć, że zapadło to w jego pamięci, a jednak… Nie byłam wiarygodna, a
aktorstwo to moja pięta Achillesowa, ale na parę krótkich chwil naprawdę
zapomniałam o całym zamieszaniu z Ninja-Wampirem.
Sielanka
prędko znalazła swój finał. Poczułam znajomy ścisk w płucach i prawie zgięłam
się w pół.
-
Hej, wszystko dobrze? – zatroskał się Ren, kładąc dłoń na moim ramieniu.
Zacisnęłam oczy.
-
Trzymaj go – wręczyłam mu syna, zaś sama schyliłam się łapczywie poszukując
powietrza. – Spokojnie. Od kilku dni tak mam. Zaraz przeminie.
Nakazywałam
im spokój, a sama histeryzowałam. Dotąd nie zdarzyło mi się, aby duszności
napadały mnie w środku dnia. Zwyczajowo był to poranek i wczesny wieczór.
I
Ren i recepcjonistka (mam słabą pamięć do imion) nie wyglądali na przekonanych.
Kobieta wyjrzała zza okienka, a na jej twarz wyskoczyły zmarszczki zatroskania.
-
Może lepiej wezwać lekarza?
-
Ja jestem lekarzem – wysapałam.
-
To nie wygląda dobrze.
-
Dusisz się – dorzucił Ren. Jak na zawołanie zaczęłam masować swoje gardło, ale
nie odnalazłam potrzebnego ukojenia. Trudność z oddychaniem stopniowo
wzmacniała na sile. Znów odnosiłam wrażenie, że otoczona jestem niewidzialną
barierą, która przepuszcza przez siebie jedynie śladowe ilości tlenu.
Satoshi
zapiszczał w tle i pociągnął Ren’a za włosy.
-
Ał! Nie teraz mały. Coś jest nie tak… - ostatnie zdanie burknął i utkwił we
mnie wzrok. – Jest coraz gorzej – uniósł wzrok, rozglądając się po holu.
Mięśnie
jego twarzy ściągnęły się aż do bólu. Tłum w szpitalu poruszał się jak owady
szarpiące w pajęczej sieci.
-
Haruno-san! Wzywam lekarza, pan Kanoe ma rację. Jest coraz gorzej.
Zanim
zdążyłam wykonać jakikolwiek precyzyjny ruch by wyrwać z dłoni kobiety telefon
powiadamiający, zakaszlnęłam, po czym mój mózg zakomunikował mi, że lepiej abym
naprawdę zaczęła działać w tym kierunku.
Powoli
opuściłam rękę i przykucnęłam. Obraz miałam ostry, nie kręciło mi się w głowie.
Ale duszności… naprawdę mnie drażniły. Rozwarłam szerzej usta, licząc na to, że
tym razem uda mi się złapać normalny oddech, ale na próżno. Nadal przepływały
przeze mnie zbyt małe ilości.
-
Tutaj! – ryknął Ren, naprowadzając gestami kogoś za mną. Niestety nie miałam grama
sił, aby się obejrzeć.
***
-
I mówisz nam to dopiero teraz? – Naruto już z rana zasiał zamęt w naszym domu.
Przyszedł i od tak powiadomił nas o czymś, co ku memu zaskoczeniu wzbudziło we
mnie więcej przestrachu niż przypuszczałem. Stałem na ganku, a moje oczy były
szeroko otwarte i wlepione w Uzumaki’ego.
Po
raz pierwszy od powrotu ujrzałem go bez płaszcza, w zwykłym pomarańczowym
dresie, który gorzał na tle niczym ogień.
-
Sasuke, nie miałem czasu. Wiesz ile papierów mam dziennie do podpisania? Co chwila
jakaś wioska coś proponuje, a ja mam obowiązek to uważnie rozpatrzyć.
Zresztą... to stało się tak nagle. Do późna siedziałem w szpitalu, a dzisiaj
zaspałem do pracy… Usabi mnie ukatrupi.
Do
diabła z Usabi’m (ktokolwiek to był). Przez jedną minutę nawiedziło mnie tyle
różnorodnych scenariuszy, że zaczęło kręcić mi się w głowie. Najbrutalniejsze
było to, że każda scena wiązała się z wampirzym Ninja prześladującym Sakurę.
Z
drugiej strony, z wersji, którą przedstawił mi Naruto wynikało, że obcy Shinobi
nie mógł mieć na to żadnego wpływu.
-
Lee mówił, że widział cię jak szedłeś z Sakurą do szpitala… i z Satoshi’m – nie
do końca wiedziałem czy było to pytanie. Po prostu przytaknąłem. – Yyy… mogę
się zapytać po co? No wiesz… nie pałała do was zbytnią sympatią, a nagle… na
przyjęciu też widziano was razem…
Wplątanie
w sprawę Sakury przysporzyło mi wiele komplikacji. Na szczęcie w graniu byłem
profesjonalistą.
-
Lekarz dawał mi jakieś tabletki na wzmocnienie sił. Potem przypisał to zadanie
Sakurze i wczoraj byłem z nią w szpitalu po kolejne.
-
Ciągle musisz coś łykać? Od twojego powrotu minęły ponad trzy tygodnie…
-
Mniejsza o mój powrót. Co jest z nią nie tak?
-
Z kim?
Westchnąłem,
klepiąc się w czoło. Uzumaki podskoczył w miejscu i odchrząknął z tą iście
Czcigodną gracją.
-
Lekarze nic dotąd nie wykryli. Jeden powiedział mi, iż z badań wynika, że
Sakura jest zdrowa jak ryba. Dzisiaj ma kolejne i liczę na wykrycie przyczyn
tych duszności. To naprawdę dziwne… problemy z oddychaniem? Sakura? Nic nigdy
nie zauważyłem…
-
Czyli zaczęła się dusić na środku szpitala? – dopytywałem pozornie obojętnym
tonem. Byłem trochę rozjuszony faktem, że serce bije mi z tak zawrotną
prędkością.
-
Tak mówił mi Ren… to ojcie…znaczy nie! Um…znajomy Sakury-chan i…
-
Wiem o wszystkim – wciąłem mu się w słowo. – Spotkałem go wczoraj. Wiem, że
Satoshi jest synem Sakury, a on jego ojcem.
-
Naprawdę? – zdziwił się. Prawa brew delikatnie mi zadrżała. Staliśmy na ganku
jak kołki. – Przynajmniej Sakura-chan wreszcie pokonała strach. Jest Itachi?
-
W łazience. Bierze prysznic.
-
W takim razie lecę do gabinetu. Nie wiem czy Itachi będzie wściekły o późnym
powiadomieniu, w końcu zna Sakure-chan dopiero od tygodnia, ale w razie
wypadków go też przeproś, że przyszedłem do was tak późno. Obowiązki Hokage
mnie do tego zmusiły. Dzisiaj w południe znów idziemy do szpitala na
odwiedziny. Jeśli chcecie się dołączyć bądźcie o dwunastej przed szpitalem.
-
Ile będą ją tam jeszcze trzymać? – spytałem, gdy ten stał już na chodniku.
Od
razu spochmurniał.
-
Sakura zdradziła lekarzom, że duszności czuła już od kilku dni, ale zjawiały
się tylko rano i wieczorem – później przechodziły. Teraz ma maskę tlenową, ale
podobno przez całą noc, gdy tylko próbowała się jej pozbyć, znów nie umiała
normalnie oddychać. To takie pokręcone. Jak wszystko może być w porządku przy
takich wyraźnych objawach? Nie wiem jak to się potoczy… Ciągle musi towarzyszyć
jej ta maska. Ech – ukrył twarz w dłoniach. – Ledwo jeden mój przyjaciel
wyszedł ze szpitala, to już ląduje tam drugi. I jeszcze Hinata… jest podłamana
całą tą sytuacją. Została w szpitalu na noc.
Pożegnałem
się z Naruto i trzasnąłem drzwiami. Blondyn gadał jak nakręcony, ale nie byłem
wściekły z tego powodu. Raczej fakt, że stan Sakury tak bardzo mnie poruszył,
kiedy nie powinien, był przyczyną frustracji.
Nie
widziałem się z Sakurą kilka dni po przyjęciu, więc ciężko mi oceniać czy
cokolwiek dostrzegłem, ale wczoraj nie wykazywała żadnych oznak nienormalnego
wdychania powietrza. Śmiała się, wściekała, paplała… jak to Sakura.
Czyżby
oszukiwała? Ale w jakim celu?
Całość
była mocno zagmatwana. Kto wie co wymyślił jej nierozsądny móżdżek? Wtedy po
raz pierwszy pomyślałem, że jeśli to wszystko jest jej sprawką, z przyjemnością
chciałbym w tym uczestniczyć. Spodobało mi się naprawianie jej błędów.
Z
letargu wyrwał mnie Itachi, który wstąpił do salonu w samym ręczniku, wraz z
wilgotnymi włosami. Pojedyncze krople wody skapywały bezszelestnie na ziemie.
-
Kto to był? – nawet na mnie nie zerknął. Jego celem momentalnie stała się kawa,
pozostawiona na kuchennym stole.
Oparłem
się o ścianę i wbiłem wzrok w sufit. Nie potrafiłem pozbierać myśli. Albo
miałem złe przeczucia, albo w przyszłości zostanę jakąś pieprzoną wróżką
przepowiadającą przyszłość.
Pewne
było dla mnie, że ta przygoda nie skończy się pomyślnie. Sakura musiała coś
wykombinować. Nie mogła naraz zacząć się dusić…
Hardo
spojrzałem na brata.
-
O dwunastej wychodzimy.
-
Gdzie? – zbiłem go z pantałyku.
-
W odwiedziny… do szpitala.
Od
autorki: Nie
wierzę! Pierwszy raz dodałam notkę po wyznaczonym terminie *płacze*. Liczę na
to, że dzięki dwóm świeżutkim rozdziałom mi wybaczycie. Prosiłabym was o
opinię. Akcja nabiera tempa i chciałabym wiedzieć co o niej myślicie ^ Teraz
zabieram się za rozdział 63 na Secret Of Happiness.
Pozdrawiam!
PS:
Jeżeli chcecie, aby wasz blog znalazł się w linkach, zapraszam na podstronę
LINKI =D
Rany!! Jestem oczarowana Twoim blogiem i Twoim stylem pisania. Wrecz nie moge sie oderwac od czytania. Czekam z niecierpliwoscia na kolejny rozdzial :)
OdpowiedzUsuńM.
Cudowny blog !! chyba się domyslam dlaczego Sakura ma te duszności , mozliwe że przez to ukucie ( niby komara) na przyjęciu. Mozliwe że mam racje czekam z niecierpliwością na nastepny rozdział . Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńHmmm... nie no dwa rozdziały! Me gusta! o w końcu było cos o ojcu Satoshiego... Jestem bardzo ciekawa dalszego rozwoju zdarzeń... Ciekawe co jest Sakurze? Jaka bd reakcja Itachiego... Hm, czyżby sasuke był zazdrosny :D Ogólnie na koniec powiem tylko że rozdział super i życzę dużo, dużo weny :D do następnego, Sonia :*
OdpowiedzUsuńps; przepraszam że taki krótki jednak czas mnie gonie :>
Ja myślę że ten tajemniczy gość na prawde jest wampirem i to on ugryzl Sakurę, a teraz ona zamienia sie w wampira! :D:D hehe :D
OdpowiedzUsuńŚwietny blog, świetna notka uwielbiam twój styl pisania. Rozpieszczasz nas dodając dwa rozdzialy. Ciekawi mnie historia Chibi i Rena (moim zdaniem slodko ją nazywa :D ) nie wydal mi się on wcale taki zly, zmartwil się Sakurą. Czytam oba twoje blogi - uwielbiam je!
życzę weny i mnóstwa czasu na pisanie! ;* Pozdrawiam.
Świetnie dajesz sobie radę:) to małe spóźnienie nam wynagrodzilas dwoma świetnymi rozdziałami. Spokojnie pisz 63 SOH:) powodzenia i Pzdr:-*
OdpowiedzUsuńChwila. 63? a nie 62? Czy blog musi być o tematyce Naruto czy może być inna?
OdpowiedzUsuńTak, wiem - pomyliłam się. 62 teraz będzie (już mi się liczby mieszają XD)
UsuńNie lubię tego Rena ;/
OdpowiedzUsuńMam nadzieje że Sakura z tego wyjdzie.
Pozdrawiam i dużo weny życzę xdd
No rozdział super ;D
OdpowiedzUsuńTylko mam prośbę... Powiedz mi, że nie będzie tu jednak wampirów. Bo dla mnie ninja + wampiry = coś nie w temat. Czytałam tylko jeden taki blog i mam co do tego wszystkiego mieszane uczucia. Wątek z chorobą Sakury jest fajnie wdrożony w normę.
Czekam na kolejną notkę :D
P.S. ZERO WAMPIRÓW!!!
Coś ty! XD Już na GG mówiłam ci, że nie trawię wampirów, więc nie masz się o co martwić. Zero wampirów i istot nadprzyrodzonych! Akcja skupia się stuprocentowo w realiach świata Ninja =D
UsuńI love your blog ;*
OdpowiedzUsuńNotka świetna!
OdpowiedzUsuńO bleee... Ren się pojawił... Sakurcia w szpitalu? Nieee... Albo tak xD Przynajmniej mogę gdybać, iż Sasuś się nią "dobrze zajmie" (o dwuznaczne sytuacje mi chodzi xD> No i niech ten cały Ren trzyma łapy z dala od Wisienki, bo ona należy tylko i wyłącznie do Sasa!(XD) Dobra, dobra. Dosyć Q@$$^*( ^&*()()%^^%$%E# na Rena i chwalę bloga dalej xD Świetna szata graficzna, niezły pomysł z tą historią, mały Satoshi jest słodziutki. No i Sasuś - jak zawsze boooski (Ou oui !) Pozdrawiam i życzę dalszej weny :)
Ohayo !
OdpowiedzUsuńNa początek chciałam powiedzieć, że bardzo podoba mi się nowy wygląd twojego bloga. ^^
Co do notki to jest wspaniała. Jestem naprawdę bardzo ciekawa co jej przyczyną choroby Wisienki, no po prostu zżera mnie ona od środka... Kurczaki... Intryguje mnie też co takiego Sakura widziała w Renie, choć znając Saska prędzej czy później się tego dowie, a ja wraz z nim. :3 * banan na buzi*
No nic zostało tylko czekać. :D
PISZESZ FENOMENALNIE ^^
Już kocham tego bloga! Skąd Ty te pomysły bierzesz? :O
OdpowiedzUsuń[SPAM] Postacie z Naruto trafiły do liceum. Rzeczywistość opowiadania to poplątanie Japonii z Polską. Sakura Haruno walczy o zdobycie uczucia jej odwiecznej miłości, Sasuke Uchihy. Czy jej się uda?
OdpowiedzUsuńSerdecznie zapraszam na mojego nowego bloga o tematyce SasuSaku: http://szept-serca.blogspot.com/ Może przypadnie Ci do gustu? Pozdrawiam, Banshee :)
Rozdział IV na wiat-mroku.blogspot.com
OdpowiedzUsuńZapraszam ;d
Witam, pozwoliłam sobie przeczytać wszystkie rozdziały na Twoim blogu, i muszę przyznać, że jestem oczarowana. Podoba mi się fabuła i sposób narracji.Ciekawi mnie co będzie dalej :) Czyżby Sasuke coś czuł do Sakury? ;)
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na nowy chapter :)
Pozdrawiam, Banshee [szept-serca.blogspot.com]
Jak zwykle suuuper. Nie mam słów normalnie. Chyba mi się bardziej podoba niż SOH- jest lżejsze. Zapraszam Cię na nowy rozdział na http://anastasiane-reheart.blogspot.com/ Pozdrawiam!!!!!
OdpowiedzUsuńHej zapraszam do mnie na nowy rozdział !
OdpowiedzUsuńkwiat-mroku.blogspot.com
Sorrki ale nie wiedziałam gdzie to umieścić :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na mojego bloga;
house-of-nightmares.blogspot.com
A co do rozdziału, to wydaje mi się, że już go komentowałam... No cóż. Zacznę jeszcze raz.
Świetnie, świetnie i jeszcze raz świetnie. Wiem, że nie popisałam się oryginalnością, ale zaraz dodam coś od siebie.
Po pierwsze primo: Ten Ren wydaje mi się jakiś dziwny...
Po drugie primo: Hah, Sasuke coś nazbyt interesuje się Sakurą.
Po trzecie primo: Różówowłosa faktycznie ma jakieś dziwne huśtawki nastrojów. Ciekawa jestem co się za tym kryje... Może jakieś wydarzenie z przeszłości...? Cóż, wieżę, że i tym razem mnie zaskoczysz.
Pozdrowienia :)
Chyba przyszedł już czas, żebym zostawiła tutaj swój komentarz. Przeczytałam twojego bloga już wczoraj, ale nie byłam w stanie go logicznie skomentować. Może dziś się uda.
OdpowiedzUsuńNa twojego bloga ściągnęła mnie koleżanka, która usilnie twierdziła, że jest genialny i cóż... po wnikliwej analizie twojego tekstu, musiałam przyznać jej rację.
Prolog. Nie. On mnie nie zachwycił. Za mało było dynamizmu w opisie snu, a druga "część" też jakoś nie zwaliła mnie z nóg, ale ów koleżanka, niemal stała nade mną z drewnianą pałką i groźną miną, mówiącą "czytaj!". Więc co mi pozostało. Czytałam.
I muszę powiedzieć, że nie żałuję. W drugim rozdziale już się nieźle rozkręciłaś i z każdym zdaniem podobało mi się coraz bardziej. Masz taki styl, jakiego jeszcze nigdzie nie spotkałam. Taki pełen humoru, zadzioru i sarkazmu. Czytałam twoje opowiadanie po 22:00 i śmiałam się na głos, aż mnie przyłazili uciszać. Czekoladowe ciasto wciąż za mną chodzi i to dosłownie. :D
Bohaterów również wykreowałaś bardzo osobliwie. Z jednej strony mi się to podobało, a z drugiej nie. Powiem ci, że z powodzeniem mogłabyś wymyślić własne postaci i własną historie niekoniecznie związaną tak mocno z mangą i anime "Naruto".
Niemniej, dziękuję za tak przyjemnie spędzony wieczór z twoją twórczością. Teraz pozostaje czekać na kolejną część.
Podziwiam i zazdroszczę
Ikula
PS. Gdybyś miała chwilę czasu lub ochotę, to zajrzyj http://zagubieni-w-swiatach.blog.onet.pl/ Jestem ciekawa twojej opinii.
I spotkanie z tatusiem Satoshiego. ^^ Smialam się z tych uwag Rena, dotyczących Saska. I na odwrót.
OdpowiedzUsuńPomarańczowy dres Naruro...hah. Nie zmienił się.
Duszności Sakury przerażają, to straszne tak ciągle nie móc normalmie oddychać. Itaś zabierze brata w odwiedziny. Uhu, się będzie działo.
W obecności Sasuke tak nie jest. Skomplikowane, ale dokładnie pamiętam czemu. ;)