czwartek, 9 sierpnia 2012

IX. Uroki szpitali


"Now in my remains are promises that never came,
Set the silence free to wash away the worst of me..."
Linkin Park – In My Remains


Dusiłam się! Wokół mnie rozprzestrzeniała się krew, było jej coraz więcej! Z bezsilności zaczęłam histeryzować, obserwując jak ilość szkarłatnej cieczy stopniowo się zwiększa. Nawet w ustach czułam jej metaliczny smak, a raz po raz przez mój pozbawiony ostrości obraz przelatywał jakiś doktorek.
Dobra, żartowałam (co wcale nie znaczyło, że chciałabym znaleźć się w takim stanie).
Może nie ja… Winę ponosi tutaj moja wyobraźnia, która często jest zbyt syta i musi się opróżnić. Zwłaszcza w momentach, gdy jestem totalnie zażenowana obecną atmosferą i… sytuacją. Leżałam na szpitalnej Sali (Ja? Haruno Sakura? Jeden z chwalonych Medyków!) podłączona do maski tlenowej. Problemy z oddychaniem pogorszyły się i oddziaływały na mnie ze zdwojoną siłą. W nocy kilka razy próbowałam pozbyć się szpitalnego narzędzia – na próżno. Duszności nie odstępowały mnie na krok.
Znudzona podniosłam poduszkę wyżej i opadłam na nią. Miałam teraz doskonały widok na Ren’a, który siedział na krześle. Znajdował się tuż naprzeciw razem z drobnym stoliczkiem i kołyską, gdzie leżał pogrążony we śnie Satoshi. Pan Kanoe postanowił wziąć przykład z syna i uciąć sobie drzemkę. Ułożył się do snu, prezentując jak pijak, siedzący w taki sposób we wszystkich tanich knajpach. Już dawno omamiły go objęcia Morfeusza.
Wówczas do pomieszczenia wszedł Naruto błyszcząc swoim Czcigodnym płaszczem. Rzuciłem mu spojrzenie upokorzonej kobiety, na co on tylko parsknął z oburzenia i zerknął na Ren’a.
 - Ciągle tu jest? Myślałem, że poszedł do domu… zresztą nie odpowiadaj! Pamiętaj, że za żadne skarby nie możesz zdjąć tej maski. Nie chcemy, żebyś się nam udusiła.
To niech mi wytłumaczy jak u licha mam się go zapytać o wyniki badań! Wczoraj bez przerwy ganiali tu znajomi lekarze pobierając krew i robiąc przeróżne analizy.
Dzięki jakieś magicznej sile, Uzumaki najwidoczniej zrozumiał co chodzi mi po głowie. Zza pleców wyciągnął plik kartek i spochmurniał.
 - Nie mam dobrych wieści. Chociaż… może są i dobre. Ciężko określić.
Zakomunikowałam mu mimiką: „Sprężaj się!”
Zaczerpnąwszy powietrza, przysiadł na skraju łóżka.
 - Nic nie wykryli. Jak na złość. Wszystkie badania wyszły pozytywnie, a twoje płuca działają pełną parą. Nikt nie potrafi zrozumieć co z tobą nie tak, a przecież… ciągle dokuczają ci duszności, prawda?
Przytaknęłam, maskując frustrację udawanym rozczarowaniem.
Zakomunikowałam mu mimiką: „Dlaczego z nowiną nie przybył jakiś doktorek, tylko ty?”, ale z jakiś niezrozumiałych powodów nijak na to zareagował.
Ach, ci Hokage…
 - Szczerze mówiąc nikt nie wie co z tobą zrobić – mruczał pod nosem i przeglądał jednocześnie trzymane papiery. – Niby jesteś zdrowa, ale z drugiej strony udusisz się bez maski tlenowej.
 - To głupie…
 - Tak wiem o tym, ale co możemy zrobić?
 - Puścić mnie do domu. Najwyżej mogę przenieś cały sprzęt do swojego mieszkania.
 - To nie jest takie proste. Jak będziesz opiekowała się Satoshi’m? Z maską nie możesz mówić i… Zaraz, zaraz! – raptem podniósł wzrok. – Sakura-chan! Mówiłem ci, żebyś nie ściągała maski!
 - No co? – w moim głosie niezamierzenie pojawiła się ostrzejsza nuta. Wzruszyłam ramionami, przyglądając się przedmiotowi. – Nie mogę wytrzymać nic nie mówiąc! Poza tym… - doznałam olśnienia. – Ej! Chyba przeszło? Patrz! Mogę normalnie oddychać.
Jako dowód wypełniłam płuca świeżą dawką powietrza i teraz nie czułam już żadnej otaczającej mnie bariery.
Uzumaki nieprzekonany pokręcił głową.
 - Nabijasz się ze mnie?
 - Jak mogę udawać, że się nie duszę? – zirytowałam się.
Niepewna cisza, napięta atmosfera. Przypomniały mi się obrazy podsuwane przez moją wyobraźnie i zacząłem zastanawiać się co zrobiłby Naruto widząc mnie otoczoną przez krew.
Infantylne myśli.
Usłyszałam masę kroków na korytarzu. Gdy spojrzałam pytająco na blondyna, ten raczył mnie przepięknym uśmiechem.
 - Masz gości.
 - Gości?
 - Masz poważne problemy zdrowotne i myślisz, że nikt z przyjaciół nie przyjdzie cię odwiedzić?
Racja. To było głupie pytanie, ale wieść o odwiedzinach wzbudziła we mnie pozytywne odczucia. Czekałam w napięciu aż czyjaś ręka naciśnie na klamkę, a w progu zjawi się Kiba, albo Shikamaru… Hinata, Ino!
Morze kroków stało się donośniejsze, aż nagle całkiem ucichło, ustępując miejsca głośnemu zgrzytowi.
 - Sakura! – Ino wparowała do pokoju jak burza i nachyliła się nade mną. – Jak się czujesz? Lepiej ci? Wczoraj wyglądałaś markotnie i liczę na to, że dzisiaj… Hej, hej! Ty nie masz maski…
Z głupim uśmieszkiem pomachałam jej przed nosem wspomnianym narzędziem.
 - Jak widzisz, już mi lepiej.
 - Tak nagle?
Za jej plecami wyrósł Kiba, a jego uśmiech przygasł. Zdegustowany powędrował wzrokiem w kierunku Uzumaki’ego.
 - Ej! Ona wcale nie wygląda tak źle…
 - Przyszedłeś tu na pokaz? – spytałam wściekła.
Nim Inuzuka wydobył z siebie jakikolwiek jęk, Ino już poczęła nadawać jak katarynka, a poszkodowanym był naturalnie Naruto. Prawdę powiedziawszy, nie przeszkadzało mi to.
 - Możesz mi wyjaśnić o co tu chodzi? Wczoraj nie mogła zaczerpnąć powietrza, a dzisiaj … dzisiaj znowu jest tą starą Sakurą…
 - Hola, hola! Co to ma znaczyć? – przerwałam jej.
 - Nie odzywaj się, kiedy rozmawiają dorośli.
 - Ino!
 - Co? Nie pamiętasz? Nadal uważam, że zachowujesz się jak dziecko – poczochrała moje włosy, które i tak znajdowały się już w dostatecznym nieładzie. – Słodkie, kochanie dzieciątko. Aż trudno uwierzyć, że jesteś na tyle odpowiedzialna, aby być matką.
Kiba najwyraźniej oprócz poirytowania dostrzegł u mnie zgrzytające zęby.
 - Sakura, nie słuchaj jej! Ino ma „te dni”, lub zwyczajnie nażarła się za dużo ogórków z rana. Zawsze dostaje po tym bzika… - zaśmiał się sam do siebie i chyba nie doszło do niego, że reszta zamaskowała się grobowymi minami. Wyjątkiem była Ino, która już zaciągała rękawy żółtej koronkowej bluzeczki.
 - Ty…
 - I kto tu mówi, że Sakura zachowuje się jak dziecko?
Furię Ino, a także mój nadchodzący uśmiech zatrzymał czyiś głos. Poważny, pewny. Od razu kojarzył mi się z osobą odpowiedzialną i męską, a jednak pod tą osłoną krył się niegdyś pozytywnie zakręcony syn przyjaciół mojej rodziny.
 - Do licha, nie możecie ciszej?
Cztery pary oczu przekierowały uwagę na Ren’a, który leniwie podnosił głowę ze stołu i przecierał oczy.
 - Właśnie. Satoshi nadal śpi – szepnęłam, bynajmniej nie chcąc popierać czarno-włosego. Ino i tak wyglądała na mocno skołowaną.
 - Nie zauważyłam was… - bąknęła. – Naprawdę, ja…
 - Która godzina? – spytał Ren.
 - Dochodzi jedenasta rano – oświadczył Naruto. – Ile ty w ogóle tu byłeś? Kiedy przyszedłem zobaczyć na Sakurę o dziesiątej  już tutaj siedziałeś…
 - Mały beczał i nie mogłem spać. Byłem tu od dziewiątej, coś koło tego – powiedział, a ja znów odpłynęłam. Nie ze świata rzeczywistego. Przeciwnie. Ich rozmowa stuprocentowo pochłonęła moją uwagę. Naruto. Naruto od zawsze patrzył inaczej na Ren’a. Nigdy nie dostrzegłam u niego oznaki gniewu za to co uczynił Kanoe. Tak jakby ta dwójka miała swój własny język ukryty w spojrzeniach. Nie rozumiałam tego. Naruto nie znał Ren’a tak dobrze jak ja. Kiedy to się wydarzyło, Ren pracował jako sekretarz zaledwie od trzech tygodni. W takim czasie nic od niego nie wyciągnął – byłam przekonana. Ren nie jest typem osoby, która prędko się komukolwiek zwierza. Trzeba walczyć by odkryć to, co ukrył głęboko w sercu.
Ja walczyłam.
I wywalczyłam nagrodę.
Ale teraz tego żałuję.
 - To co w końcu robimy? – spytałam. – Nie mam zamiaru siedzieć tutaj całe życie! Diabli wiedzą, kiedy mi to przejdzie.
 - Teraz jest w porządku – zauważył Ren, wskazując na mnie palcem. Jego oczy rozwarły się lekko.
Kolejne przeciągłe westchnięcie wydobyło się z ust Naruto.
 - Miejmy nadzieje, że twój obecny stan się utrzyma. Dobrze się czujesz?
Pokiwałam głową.
 - To jest naprawdę najdziwniejsza choroba o jakiej słyszałam – głos Ino przybrał trochę sarkastyczny wydźwięk. – Bezsens! Spójrzcie na to z innej strony. Sakura odczuwała przez kilka dni duszności, ale towarzyszyły jej tylko rano i wieczorem. Kiedy zjawiła się w szpitalu odczuwała je przez całą noc i nie mogła rozstawać się z maską tlenową…
 - Chcesz powiedzieć, że przez szpital jej stan się pogorszył? – Kiba zmierzwił sobie włosy, przybierając maskę półgłówka.
 - Sądziłabym tak, póki nie okazało się, że dzisiaj z Sakurą wszystko w porządku. Teraz jesteśmy w tej samej niewiadomej co na początku.
Ren wstał i wyrwał z ręki blondyna trzymane papiery.
 - To są wyniki badań? – spytał.
 - Ej! Może trochę grzeczniej?
Nie odpowiedział. Zaczął z uwagą wertować wzrokiem maleńkie skośne literki napisane czarnym atramentem. Za jego plecami czaiła się Ino wraz z Kibą. Blondynka wyglądała na nieco zbulwersowaną.
 - Dlaczego nikt mi nie powiedział, że są wyniki?
 - Właściwie to ich nie ma – powiedziałam.
Zamiast zwrócić na mnie uwagę, oni woleli skoncentrować się na kartce papieru. Obserwowałam bacznie twarz Ren’a. Najpierw się skrzywił, po czym wręczył papiery Ino i wbił we mnie wzrok.
 - Nic nie wykryli?
 - Nie. Jestem zdrowa jak ryba.
Ren zamyślił się i rytmicznie gładził swoją brodę.
 - Więc jedynym wyjściem jest po prostu określić w jakich sytuacjach Sakura ma te duszności, a w jakich nie. Na pewno nie jest to losowa procedura. Coś musi wywoływać u niej ten stan, a coś musi sprawiać, że przechodzi. Sakura… chciałbym z tobą porozmawiać na osobności.
 - I co? Chcesz sam wszystko odkryć Sherlocku? Ja też tutaj jestem – Kiba stanął obok czarno-włosego i klepnął go w plecy. – Możesz liczyć na moją pomoc.
 - Dzięki, ale teraz zamierzam odstawić chorobę Sakury na drugi plan. Najpierw muszę z nią coś wyjaśnić. Zostawicie nas samych?
Wzdrygnęłam się. Serce od razu zapełniło się po brzegi niepokojem i niepewnością. I znów! Znów Naruto spoglądał na Ren’a z tym swoim zrozumieniem i ciepłem. A przecież wyrządził mi tyle szkód. Mogłam się tylko na niego gapić.
Kiba nieprzekonany skierował się do wyjścia, Ino z uśmiechem oznajmiła mi, że przez ten czas zaopiekuje się Satoshi’m i porwała kołyskę, zaś Uzumaki został chwilę dłużej i patrzył na nas bezustannie nieodczytanym spojrzeniem. Pierwszy raz zdarzyło mi się, abym nie mogła rozpoznać emocji na twarzy Naruto.
Drzwi trzasnęły, a Kanoe od razu na mnie zerknął.
 - Czego chcesz? – warknęłam. O mały włos nie zgniotłam w pięści maski tlenowej.
 - Chodzi mi o Uchihe.
Gdzieś tam w moim środku zrodziła się iskierka podenerwowania.
***
 - A więc ten Ren to ojciec dziecka Sakury? – Itachi podrapał się zamyślony po brodzie i naraz obiektem sensacji stał się czarno-włosy arogant. Aż mnie w żołądku skręcało, kiedy  tak bezceremonialnie prawił na jego temat. – I ty go poznałeś? – zwrócił się do mnie.
Dopiłem ostatki łyk porannej kawy i niechętnie uniosłem wzrok. Zamiast błękitnego nieba moim oczom ukazał się śnieżnobiały dach szpitala.
Jak wiadomo w klanie Uchiha słowo „gotowanie” jest czymś, co podchodzi do kategorii Kosmos (Umieszczone na odległej planecie). Itachi stwierdził, że skoro i tak idziemy do szpitala, nie zaszkodzi nam udać się przed tym do jakieś knajpy. Siedzieliśmy w poczekalni, a moje kolana były zapełnione różnorodnym żarciem na wynos. Pech chciał, że firmowe pudełka były koloru białego – jak na złość.
 - Dziwna ta cała sytuacja – powiedział przeżuwając kawałek mięsa. – Jak Sakura może mieć problem z pompowaniem powietrza skoro z badań wynika, że wszystko z nią dobrze?
Wzruszyłem ramionami.
 - Diabli wiedzą. Dzisiaj miała kolejne badania, więc może już coś wykryli.
Troska przyjaciół poniekąd zniwelowała moje podejrzenia o oszustwo. Haruno nie byłaby gotowa na tak poważne kłamstwo. A jednak… ciągle coś mi nie pasowało. Że niby raz dobrze, raz źle?
Itachi schował z powrotem do pudełka trzymane Dango i wrzucił do reklamówki.
 - Skończyłeś? – spytałem.
 - No co ty! – z niewinnym uśmieszkiem wyłowił inne opakowanie (Bogu dzięki zielone), a jego zawartość ograniczała się do plastikowej miski wypełnionej Ramen’em. – Daj człowiekowi zjeść! Od kilku dni żywimy się potrawami, które wystarczy odgrzać w mikrofali. Teraz mam okazję pochłonąć coś zdrowego.
W głowie gotowe miałem setki argumentów, dlaczego to nie powinno obżerać się w szpitalu, ale momentalnie doznałem olśnienia. Skoro Itachi zajęty się jedzeniem, to ja mam wolną rękę. Mogę od razu udać się do Sakury i skorzystać z chwili sam na sam. Współpracujemy przecież w tajnej misji. Prawdę powiedziawszy ostatnio mnie z niej wykluczyła, to jednak miałem jej do przekazania istotną informację.
 - A właśnie! – Itachi odezwał się nim zdążyłem podnieść tyłek z krzesła. – Gdzie uciekłeś od razu jak weszliśmy do szpitala? Widziałem jak rozmawiałeś z recepcjonistką…
No to super.
Fuknąłem niezadowolony, otwierając w umyśle wszystkie półki w poszukiwaniu sensownej wymówki.
Próbowałem zbajerować przygłupią recepcjonistkę, aby dała mi klucz do gabinetu Sakury. Nic z tego – nie udało się mi. Musiałem ukryć tam ważny zwój bo od kilku dni poluje na niego Ninja-Wampir. Co prawda, dotąd go nie widziałem, ale Sakura upiera się, że on istnieje. Zagmatwana historyjka.
Zamiast tego zaczerpnąłem powietrza i powstałem.
 - Sakura miała w swoim gabinecie te tabletki na wzmocnienie sił…
 - Ciągle je łykasz? – przerwał mi.
 - Tak – zirytowałem się. – Jeszcze muszę przez najbliższy miesiąc. Tak czy owak powiadomiła recepcjonistę o tym, że przyjdę rano po klucz, ale okazało się, że była inna i nie dała mi pozwolenia na jego zabranie.
 - Nic mi nie mówiłeś…
Nagrodę dla najlepszego aktora otrzymuje Sasuke Uchiha! Publiczność klaszcze…
 - Nie jestem dzieckiem, żeby o wszystkim ci mówić – odgryzłem się mu z nutą sarkazmu. Gdy Itachi oburzony wystawił mi język myślałem, że zapadnę się pod ziemię. Czasami czuję, że to właśnie ja jestem starszy o te kilka grubych lat; przynajmniej jeśli chodzi o zachowania w miejscach publicznych. Pokręciłem z dezaprobatą głową i skierowałem na schody. – Idę już do Sakury. Nie chce mi się na ciebie czekać – dodałem.
 - A co z Naruto? Mieliśmy na wszystkich czekać?
 - Spójrz! – wskazałem na olbrzymi ścienny zegar zaraz nad głową brata. Z prawdziwym trudem odchylił się do tyłu i głowę dałbym sobie uciąć, iż usłyszałem jak strzeliło mu kilka kości.
Uniósł obie brwi do góry.
 - O so si chosi?
 - Po pierwsze: nie mówi się z pełną buzią. Jeszcze niedawno byłeś wielce zbulwersowany, że to robię, tym czasem ty…
 - Biorę przykład z dojrzalszego brata – zarechotał, przywracając mi na myśl Kibe i jego alkoholowe wyziewy. Widząc moją minę odchrząknął, do reszty przełykając jedzenie. – A tak na poważnie; poczekajmy na Naruto, dobra?
Prychnąłem.
 - Jeśli kości pozwoliły ci zobaczyć, która jest godzina w takim razie wiesz, że jest już pięć minut po dwunastej. Na którą się umówiliśmy? No właśnie. Czas minął, a ja nie mam zamiaru go tracić. Idę do Sakury i czekam tam na ciebie.
Obawiałem się jakieś kąśliwej uwagi z jego strony, bo naprawdę wyraziłem się tak jakbym wręcz mknął do Sakury. Na moje szczęście Itachi machnął lekceważąco ręką i posłusznie wrócił do ukochanego Ramenu. Czasami przypominał mi Naruto… i to mnie przerażało. Młotka miałem już w drużynie, a teraz młotek stał się moim starszym bratem.
Wspinając się po stopniach rozmyślałem na temat choroby Sakury. Nie mogłem tego pojąć. Nie podejrzewałem jej o tak perfidne kłamstwo, ale z drugiej strony nic nie tłumaczyło jej nagłych duszności. Przecież nie mogły zjawić się znikąd i igrać sobie z dotrzymywaniem jej towarzystwa.
Sala sto trzy.
Sala sto trzy.
Ta liczba nieprzerwanie krążyła po mojej głowie. Od samego ranka obija się o mój umysł, a dotąd wypowiedział ją jedynie Itachi. Na korytarzu zauważyłem Kibe i Ino jak opuszczali budynek, ale wolałem nie wspominać o tym Itachi’emu. Przynajmniej natłok osób znacznie się zmniejszy.
Znalazłem się na trzecim piętrze. Co drugie drzwi na korytarzu były niedomknięte, a zza ściany roznosiły się chrapliwe śmiechy, krzyki i odgłosy rozmów. Szpital był nagromadzeniem przeróżnych osób i ludzi. I to było w nim najgorsze. Przez ilość białego koloru zmuszony byłem przymknąć oczy. Myślałem, że eksploduję. W dodatku ten zapach… Ugh! Przyśpieszyłem kroku i parę chwil później znalazłem się pod właściwymi drzwiami.
Zwój miał znajdować się już w ukryciu, a tymczasem do sprawy muszę wplątać Sakurę. Głupia recepcjonistka.  
Podreptałem bliżej Sali Sakury i już miałem naciskać na klamkę, kiedy cisze rozdarły czyjeś głosy. Zdezorientowany podskoczyłem w miejscu, spodziewając się, że będzie sama. Zerknąłem za siebie. Raz po raz korytarz przemierzali inni odwiedzający, jak również zaganiani lekarze i pielęgniarki.
 - Ty nie masz prawa mieszać się w moje życie! Już dawno z niego wyleciałeś, rozumiesz to?! Nie masz prawa obchodzić się tym co robię! – usłyszałem krzyk Haruno. Takiego Sajgonu nie przepuściłby nawet człowiek z największą klasą. Przystanąłem obok drzwi i oparłem się o ścianę tak, aby nie zwracać uwagi przechodniów, ale jednocześnie mieć dostęp do rozchodzącej się rozmowy.
 - Uważaj na słowa, Sakura! Ja cię tylko ostrzegam! Ledwie wrócił do wioski, a ty już zaczynasz się do niego przystawiać.
Pomijając pytanie „Kto?”, narodziła się we mnie wątpliwość co do głosu rozmówcy.
Zaraz, zaraz…
 - Wydawało mi się, że jeszcze rok temu strzeliłaś wyznanie o tym jak okrutne jest twoje życie i że już nigdy nie chcesz cierpieć! I jak myślisz co teraz robisz, Chibi?! Idziesz prosto w tym kierunku!
Moje oczy rozwarły się szerzej. Czarno-włosy arogant, Ren Kanoe – wielki powrót. Co do tego nie miałem już cienia wątpliwości. Z nieznanych powodów przysunąłem głowę bliżej drzwi.
 - Nie będę ci się tłumaczyć! – Sakura fuknęła, a sądząc po dźwięku sprężyć jaki mnie dobiegł, opadła na łóżko. – Zresztą mówiłam ci już, że byłam z nim ostatnio po tabletki.
 - I chcesz mi wmówić, że ze wszystkich pracujących tu lekarzy wybrali akurat ciebie?!
Cisza. Haruno prawdopodobnie wzruszyła ramionami, albo inaczej pokazała mu jak mało znaczące są dla niej jego słowa.
 - Przypominam ci, że to Sasuke Uchiha…
Zmroziło mnie. Teraz już nie dbałem o reakcję przechodzących osób. Po prostu przywarłem uchem do drzwi, nasłuchując każdego wypływającego słowa.
 - On próbował cię zabić!! A ty teraz zapieprzasz z nim po jakieś tableteczki!
 - To, że podaje mu tabletki nie znaczy, że go podrywam.
Widzę, że tabletkowa teoria mocno się przyjęła.
Usłyszałem prychnięcie.
 - To jest żałosne!
 - Ty jesteś żałosny… i bezczelny.
Kolejne prychnięcie.
 - To żaden zaszczyt usłyszeć z twoich ust te słowa. Dla ciebie każdy facet jest bezczelny i arogancki.
Potwierdzam.
 - Ale ty naprawdę jesteś bezczelny!
I zazdrosny.
Wiele zostało do wytłumaczenia, ale zdążyłem załapać, że miłość Ren’a do Sakury trwa nieprzerwanie. Przynajmniej stara się jej to okazać w swoim oryginalnym stylu.
Wkurzyłem się, gdy coś ucisnęło mnie w klatce piersiowej. Ktoś kocha Sakurę. To była taka infantylna myśl, bo przecież jej dusza i serce od niepamiętnych czasów oddane były wyłącznie mojej osobie. A kiedy wracam do wioski… Bach!
Um… Sasuke. To jest Satoshi.
Jakby mnie to obchodziło.
Do stu piorunów. Przecież mnie to obchodzi. Do teraz nie mogę wymazać z swojego wnętrza uczuć, które towarzyszyły mi, gdy po raz pierwszy ujrzałem jej syna.
Refleksje i frustracja pochłonęły mnie tak bardzo, że z opóźnieniem otrzeźwiły mnie nadchodzące kroki. Żwawe i stanowcze.
 - Jestem dorosła i potrafię o siebie zadbać! – rzeczowy ton Sakury.
 - Bycie matką nie czyni z ciebie jeszcze dorosłej – ta diabelska Sakura i jej dzieciuch całkiem zamglili mi czujność. W nerwach zatoczyłem się do tyłu i uderzyłem plecami o ścianę po drugiej stronie korytarza. Fałszywy uśmieszek? Ciekawe jak ja bym zareagował widząc na korytarzu szczerzącego się idiotę, który podsłuchiwał moją trudną rozmowę z „dziewczyną”.
Z zwinnością usiadłem na krzesełku, a sekundę później drzwi do pomieszczenia otworzyły się z donośnym hukiem.
Najpierw zaskoczenie, a potem lodowata atmosfera arktycznych spojrzeń jakimi obrzuciliśmy się wzajemnie z Ren’em.
I jego słowa.
 - A co ty tu robisz, do cholery?
I mój brak profesjonalizmu.
 - A siedzę sobie.
Tym razem żadna publiczność nie wynagrodziła mnie gromkimi oklaskami. Przeciwnie. Wyobraziłem sobie jak chórem przeciągają okrutne: „Buuu!”.
***
A siedzę sobie?
Pomijając już bezsensowność tej odpowiedzi, na równe nogi postawiła mnie tonacja głosu. Co jak co! Ale w moim życiu nie znam wielu, którzy byliby pokroju Sasuke Uchihy. Tego głosu nie pomyliłabym z żadnym innym!
Raptownie podreptałam do Ren’a i wychyliłam się zza jego pleców. Instynkt mnie nie zmylił. Sasuke siedział na krzesełku, a jego twarz nie zdradzała żadnych emocji. Miał na sobie białą koszulę i blado-fioletowe spodenki. Serce zaczęło mi łomotać, strach ogarnął mnie w jednej sekundzie. Jeszcze chwilę temu Ren darł się na mnie i prawił kazania na temat Uchihy.
A teraz?
Z nerwów zakryłam sobie usta dłonią.
 - Siedzisz sobie? – Ren zaczął wypowiedź tonem komunikującym o ciętej ripoście, którą za chwilę nas zaszczyci. Musiałam przerwać ten proces! Przecisnęłam się obok niego i nachyliłam nad Sasuke.
 - Jesteś tu sam? – w odpowiedzi wzruszył ramionami. – A gdzie Naruto i… cała reszta? – westchnął.
Swoją droga przyjemnie było patrzeć na niego z góry.
W końcu odezwał się:
 - Naruto kazał nam przyjść o dwunastej, mój brat jest na dole, a ja muszę z tobą porozmawiać.
Z pewnymi oporami pokiwałam głową. Rozejrzałem się po korytarzu i uzmysłowiłam sobie, że moim jedynym odzieniem jest szpitalny jasno-zielony fartuszek do kolan. Najpierw zapiekły mnie policzki, po czym w trybie natychmiastowym odsunęłam się od Uchihy.
Sasuke trwał w bezruchu patrząc na Ren’a spode łba.
 - Musimy porozmawiać na osobności – syknął.
Będąc pewna, że zaraz zrodzi kolejną aferę, spojrzałam na Kanoe. Ale on ku memu zdziwieniu ukrył złość głęboko w zakamarkach swojego serca i ruszył  przed siebie.
 - Rozważ sobie naszą rozmowę – zrugał mnie, akcentując każdą sylabę. Obrócił wniwecz moje opanowanie. Czułam wstyd i rozczarowanie. Liczyłam na to, że być może Ren zechce częściej widywać się z Satoshi’m. On jednak jako główny powód postawił Sasuke i mnie.
Wypruta z sił śledziłam sylwetkę Kanoe, póki ten nie rozpłynął się za jedną z pulchnych pielęgniarek. Wskazałam na drzwi do pokoju i zaprosiłam gestem Uchihę.

 - Słuchaj – Sasuke zaczerpnął powietrza już z chwilą, kiedy zamknęłam za nami drzwi. Zobaczyłam jak parę sekund sterczy i gapi się na maskę tlenową, która leżała bezwładnie na łóżku, ale szybko kręci głową i wbija we mnie spojrzenie. – Schowaj w końcu ten zwój, dobra? Chciałem to dzisiaj zrobić, ale ta recepcjonistka ma jednak więcej oleju w głowie niż przypuszczałem. 
Wielkie nieba! Klapnęłam oszołomiona na łóżko i otworzyłam szerzej oczy.
Potem górę wzięła złość.
 - Chciałeś wkraść się do mojego gabinetu?!
 - „Wkraść” te złe słowo. Jedyne czego chciałem to skończyć tą całą paranoję z obcym Shinobi. Teraz, póki nikogo tu nie ma, zajdź po klucz i schowaj zwój.
Spojrzałam na niego bojaźliwie.
 - Masz tutaj zwój? Ze sobą?
 - A nie widać? – wskazał na kieszeń koszuli, którą miał narzuconą. Rzeczywiście w jednym miejscu wznosiła się spora wyżyna.
 - Nie mogłeś być bardziej dyskretny?
 - Nikt tego nie zauważył. Lepiej się pośpieszny. Nie chcę się potem tłumaczyć Naruto, gdy zobaczy w mojej kieszeni zwój z zakazanymi technikami. 
Sięgnęłam po torebkę, wygmerałam z niej pęk kluczy, po czym rzuciłam Sasuke.
 - Mają do mnie wrócić – ostrzegłam go. – Dzisiaj będę uważnie oglądała korytarze szpitala. Właściwie… chyba spędzę noc w gabinecie.
 - O czym ty mówisz? – zdziwił się.
 - Jak to o czym? Przecież zwój nie będzie już pod twoją opieką, więc to idealna okazja dla tego Ninja! Jestem pewna, że nas obserwował i będzie go szukał! Czuję to.
Ode mnie kipiał zapał, a od Sasuke coś w stylu: „Na miłość boską, jakie to dziecinne…”. Zlekceważyłam go i z powrotem usiadłam na łóżku. Wzrok Sasuke znów zatrzymał się na masce tlenowej. Wskazał na nią i otwierał już usta, lecz ja wcięłam mu się w słowo.
 - Nic mi nie jest. Nie duszę się.
 - Naruto mówił mi co innego…
 - Bo przez ostatnie kilka dni duszności pojawiały się regularnie, a od kiedy trafiłam do szpitalna, wszystko się zagmatwało. Póki co od późnego ranka nic nie czuję i na razie tak zostało.
 - Szpital ci szkodzi – burknął i zasiadł na krześle, gdzie chwilę temu drzemkę ucinał sobie Ren.
 - Taka teoria padła już z ust Ino, ale lekarze stwierdzili, że to absurdalne.
Nastała cisza. Przez ten czas złość na Ren’a zdołała wyparować i postanowiłam zająć sobie czas, przyglądając się Sasuke. Znów był czarująco przystojny i nawet włosy, które wyglądały jakby wybuchła w nich petarda, dodawały mu uroku. Na korytarzach kłębiło się mnóstwo ludzi. Raz na jakiś czas przez ścianę przechodziły głosy lekarzy i pielęgniarek. Kiedy złapałam spojrzenie Sasuke, uśmiechnęłam się do niego kpiarsko, ale on odchrząknął i postanowił się odezwać.
 - A ten… kiedy masz zamiar obserwować te korytarze?
 - Dzisiaj w nocy – powiedziałam zbita z pantałyku. – Przez ten czas w szpitalu przemyślałam sobie kilka rzeczy i doszłam do wniosku, że oprawca nie tknął zwoju póki ten był u ciebie.
Pokręcił głową. Dostrzegłam jak nagłe olśnienie go przeraziło.
 - Masz zamiar go tutaj zwabić?
 - „Zwabić” to za mocne słowo. Chcę się po prostu przekonać kim jest ten człowiek… i przy okazji udowodnić ci, że ja miała rację, ale to tylko dodatek napisany maleńkim druczkiem. Właściwie gdzie trzymałeś zwój cały ten czas?
 - W szufladzie.
 - W szufladzie? – zrobiłam wielkie oczy.
 - Tak. Nie schowałem go w żadnym tajnym sejfie klanu Uchiha jak pewnie myślałaś. Rzuciłem go do szuflady obok mojego łóżka. Tam był cały ten czas i nic mu się nie stało. Dlatego uważam też, że zmiana kryjówki nic nie zmieni, a ten cały Ninja-Wampir był wymysłem twojej wyobraźni.
Od tego brzemiennego w skutku dnia każdy najmniejszy ruch doprowadzał mnie do paranoi, a on wciąż twierdzi, że wszystko to wina alkoholu? Zacisnęłam pięści, powstałam i podeszłam bliżej niego.
 - Słuchaj!...
 - Nie, nie. To ty słuchaj. Ja już dość nasłuchałem się twojego trajkotania przez te ostatnie dni – Sasuke uciszył mnie gestem ręki i nakazał usiąść na krześle po drugiej stronie stolika. Zrobiłam to posłusznie, aczkolwiek nie zrezygnowałam z czujnych obserwacji. – Straciłem już wiarę w to, że ktokolwiek cię zaatakował, bo jeśli naprawdę by tak było, ten zwój zniknąłby z mojego pokoju w mgnieniu oka. Z twoich opisów wynikało, że temu Ninja zależało na tym zwoju i chciał go dostać jak najszybciej. Dlaczego więc nie brał, kiedy ten był schowany w szufladzie?
 - Może nas wtedy nie obserwował? Nie wiedział, że u ciebie jest zwój. Sasuke! Proszę, ja nie kłamałabym w takich sytuacjach!
 - Wiem – powiedział.
 - Więc dlaczego mi nie wierzysz? Przecież dla mnie to poważna sprawa i nie mogę zostawić tego na lodzie – wyrzuciłam z siebie, trzeba przyznać, że w niezbyt wyrafinowany sposób.
Sasuke zmienił pozycję i zwrócił się całą masą ciała w moją stronę. Łypnęłam na niego wzrokiem, ale był tak samo nieodczytany co zawsze.
Westchnął i potarł czoło. Wyglądał tak, jakby na jaw wyszedł nagle jeden z jego najściślej chronionych sekretów, kompromitujących rzecz jasna.
 - Będę tego żałować.
 - C-co? – wytrzeszczyłam oczy.
Sasuke wyprostował nogi, wstał i zaczął chodzić w tę i z powrotem. Wydawał się mocno wzburzony i zażenowany.
 - Hej! – nagle znów poczułam potworną wściekłość. – Czy pan Uchiha będzie łaskaw powiedzieć co ma na myśli? Doktor Haruno widocznie nie jest na tyle bystra, aby sama to zauważyć.
 - Przynajmniej sama się do tego przyznałaś – parsknął śmiechem.
 - Sasuke! – poderwałam się z miejsca. Jego krążenie wokół niczym niespokojny tygrys zaczynało działać mi na nerwy. Odsunęłam na drugi plan zachwyt nad jego pięknymi oczami, które błyszczały kawałkiem nieba, zachwyt nad posągowi kształtami i brwiami, tworzącymi idealne łuki, podkreślające grozę jego spojrzenia. Ale wtedy przed mymi oczami, niczym czerwona chorągiewka, zjawiła się jego dłoń.
 - Nie uszło mojej uwadze, że jesteś… dosyć nerwowa.
 - A mojej uwadze nie uszło, że lubisz mnie wkurzać! – gniew przemawiał w moim imieniu. Uchiha ponownie przeciągnął swoje westchnięcie i naburmuszony zerknął w bok.
 - Jesteś pewna, że ty, zdyscyplinowana doktorka, poświecisz swoją reputację dla jakiegoś prawdopodobnie-nie-istniejącego-Ninja.
Ta nazwa była niepodważalnie najbardziej oryginalną w historii.
 - O czym ty mówisz?
 - O twoim nocnym planie – pokręcił mi przed oczami palcem wskazującym. – Jesteś co do tego pewna?
Zrobiłam tryumfalną minę.
 - Jestem jednym z lepszych lekarzy, takim mini-królem w szpitalu. Mogę robić co mi się żywnie podoba. Nie poświęcam żadnej reputacji. Będę dyskretnie przyglądała się zwojowi i czekała na oprawcę.
Wywrócił teatralnie oczami.
 - Twoja pewność siebie jest naprawdę godna podziwu. Gorzej z rozsądkiem.
 - Jeszcze jedna taka uwaga…
 - Doobra! – jęknął. Machnął ręką jakby robił mi łaskę. Tymczasem ja stałam jak kołek, nie mając pojęcia co chodzi mu po głowie. – Możemy zrobić jeszcze jeden test. W nocy popilnuję zwoju razem z tobą.
 - Co? – chrzanić łaskę i litość! Miałam uśmiech na wszystkie zęby i nawet moja duma nie była wystarczająco silna, aby mnie w tym powstrzymać. – Mówisz serio? Pomożesz mi?
 - Myślisz, że mam coś ciekawszego do roboty? Wciąż czekam, aż Naruto wręczy mi listę misji, które muszę wypełnić, żeby dołączyć się do ANBU. Jak na razie nic nie wskazuje na to, żeby chciał ruszyć tyłek…
Gapiłam się na niego bez słowa.
 - Jedna noc nie zaszkodzi – powiedział.
 - Dziękuję!! – radość ogarnęła mnie jak chmury brzemienne burzą. Sasuke podskoczył w miejscu, a jego spojrzenie z pewnością miało mi uświadomić jak wielką jestem idiotką. – Dziękuję… przyda mi się towarzystwo - dodałam ciszej, splatając ręce za plecami.
 - Zaskakujesz mnie.
 - Co takiego?
 - Jesteś bardziej świrnięta, niż przypuszczałem.
Zaatakowało mnie nagłe poczucie skretynienia, ale prędko je od siebie odepchnęłam. Zaprezentowałam krótki taniec radości i znów wyszczerzyłam się w stronę Sasuke.
Uchiha chwycił się za głowę.
 - I ja musze z tobą współpracować?
 - O tak, Szanowny Panie – położyłam dłoń na jego ramieniu. – Czeka nas cała noc ciężkiej i długiej współpracy przy złapaniu Ninja. Ale wiesz, że złowienie wampira jest bardzo trudne? Nawet w filmach mało kto sobie z tym poradził.
 - Zacznijmy od tego, że to nie film, tylko życie…
 - Jeszcze gorzej – bąknęłam.
Sasuke oddalił się kilka kroków i stanął przy oknie, pochłonięty przez panoramę błyszczącego słońca.
 - W takim razie wezmę ten zwój do domu i dopiero w nocy zamkniemy go w gabinecie – oświadczył tonem spiskowca.
Zatarłam ręce, ale naraz mój zapał odrobinę przygasł.
 - Jest jeden problem…
 - Wiem – przerwał mi. – Nie wiadomo co z tą twoją chorobą. Jeśli się pojawi, zacznę działać sam.
 - C-co? Ale ja nie o tym mówiłam, chciałam… Jak to zaczniesz działać sam?! A ja to co?
Koniec idylli. Sasuke pokręcił surowo głową. Widocznie jego tok myślenia przerósł mój umysł. W sumie nie powinno być to dla mnie zadziwiające.
 - Nie mamy konkretnego planu. Chciałam postawić na spontaniczność – odezwałam się, nim on zdołał mnie zrugać jakimś mało znaczącym kazaniem.
Wtedy nasze oczy się spotkały. Jego iskrzyły nutą, której do tej pory nie napotkałam w jego osobie. Aż znowu dostałam gęsiej skorki na sam widok. .
 - Yyy… Sasuke?
 - O plan się nie martw. Krótko mówiąc, zwój jest przynętą – zmarszczył czoło. – Jeśli dzisiaj w nocy nic się nie pojawi, przestanę kompletnie wierzyć w jakiegoś nadludzko szybkiego mężczyznę. Możesz mieć rację… z jakiś powodów zwój był u mnie bezpieczny i najważniejsze, to dowiedzieć się dlaczego. A także na własne oczy zobaczyć tego…
 - Prawdopodobnie-nie-istniejącego-Ninja – skończyłam za niego. – Chyba, ze wolisz Wampira.
 - Wampirów nie ma. Każde dziecko to wie.
 - Właśnie! – ukoronowałam go kilkoma klaśnięciami. – Dziecko! A my jesteśmy już dorośli.
 - Jeśli chodzi o ciebie to poddałbym to długim dyskusją – spiorunowałam go wzrokiem, ale on tylko pokręcił zniesmaczony głową i odwrócił się w moim kierunku. – Czas brać się do roboty.
Cokolwiek to znaczyło, zaczynało mi się podobać!
I nie byłam żadnym dzieckiem, rzecz jasna!



13 komentarzy:

  1. Eh... cóż mogę powiedzieć. Może na początek, że trochę denerwuje mnie zachowanie Sakury. Sądzę, że macierzyństwo zmienia ludzi na bardziej rozważnych i odpowiedzialnych. A ona faktycznie zachowuje się, jakby była dzieckiem.
    Wybacz ten ochrzan, ale zawsze mówię, co myślę.
    Reszta rozdziału była całkiem fajna. Oprócz tego, że nie posunęłaś się praktycznie w fabule. Innymi słowy było za krótko. Mogłaś to z powodzeniem jeszcze jakoś urozmaicić.
    Jak zawsze popisałaś się "tym" stylem. Lubię to w opowiadaniach. I ta kłótnia była niczego sobie.
    Czekam na kolejny rozdział. I proszę, nie miej mi za złe tych uwag ;)
    Pozdrawiam serdecznie,
    Ikula

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jak zawsze świetny, ale popieram moją poprzedniczkę w tym, że za krótki. No i jeszcze mam małe pytanko: jak się nazywa nagranie na prawym pasku?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To Soundtrack z filmu Naruto Road To Ninja, a utwór nazywa się tak samo, a mianowicie Road To Ninja :3
      Pozdrawiam.

      Usuń
  3. dlaczego tak krótko?! ja nie wytrzymam do następnego rozdziału! pisz szybko :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ha! No nieźle! Lubię takie sytuacje, kiedy Sakura zostaje sama z Sasuke. Może się wtedy bowiem wiele wydarzyć. Pisz, a szybciutko, bo umrzemy z ciekawości! :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Ah, no mnie też Sakura troszkę denerwuje, ale myślie że to dodaje uroku bohaterce, albo ty coś kombinujesz :P
    Ogólnie rozdział fajny, ale krótki. Sama zastanawiam się nad choroba Sakury i wymyśliłam iż to może przez Prawdopodobnie-Nie-Istniejącego-Ninje...
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. A może to były i te dni, i ogórki, co? :D
    Ogólnie to myślę, że rozdział jest równie dobry co reszta, ale tutaj znalazłam kilka literówek, typu liczba mnoga zakończona "ą", nie "om", ale mniejsza z tym.
    Osobiście pojawiam się tutaj oficjalnie po raz pierwszy, ale powiadomię Cię, że całe opowiadanie pochłonęłam w nie więcej niż godzinę a na tę notkę z niecierpliwością czekałam ponad dwa dni. Katorga, ot co! D:

    [perfect-world-ss]

    OdpowiedzUsuń
  7. [Przepraszam za reklamę, nie znalazłam odpowiedniej zakładki, jednak zależy mi na rozsławieniu bloga. Gdyby komentarz Ci przeszkadzał, prosimy o usunięcie go i zignorowanie.]
    Zdrajca Soul Society – Sosuke Aizen został pokonany i zapieczętowany na długie tysiąclecia. Shinigami mają teraz czas, aby odbudować straty i uzupełnić luki w składzie gotei. Kurosaki Ichigo, który stracił swoje moce, zdążył je już odzyskać, a Fullbringerzy odeszli, nie stanowiąc już zagrożenia. Jednakże do Soul Society zbliża się kolejna rebelia. Nieświadomi niczego Shinigami wciąż żyją swoim życiem… Do pewnego momentu. Jak potoczą się ich losy? Pomóż i Ty odbudować nam wizerunek bogów śmierci i stawić czoła kolejnym niebezpieczeństwom!
    [seireitei-court.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  8. Oj mało Satoshiego:-( ale genialnie piszessz;-) Hay

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozdzialik super! Nie bylo mnie przez troche, ale juz wocilam. Mam nadzieje ze kolejne rozdzialiki pojawia sie szybko :)

    OdpowiedzUsuń
  10. U mnie info.
    Dobra idę czytać rozdział u cb ;d

    OdpowiedzUsuń
  11. News u mnie zapraszam !
    kwiat-mroku.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. Szpital szkodzi xD Zgadzam się z tym stwierdzeniem.
    Denerwują mnie pretensje i uwagi Rena, a także niektóre zachowania różowej. Mogłabyś ich trochę ogarnąć.
    Za to Sasek jest mega poważny i fantastyczny. <333333333
    Nagrodę dla najlepszego aktora otrzymuje Sasuke Uchiha. To było świetne xd Tłum klaszcze xd
    Sasuke i Sakura (sam na sam) spędzą całą noc razem, czekając na "wampira". Czuję, że będzie interesująco.

    OdpowiedzUsuń