"I could fight you 'till the end, but I will lose
you if I win so I'll just keep on giving in..."
Daughtry
– Break The Spell
Wizyta
u Sakury przebiegała w żółwim tempie. Większość wciąż nie mogła pogodzić się z
wynikami badań, a z ich umysłów wypływały najrozmaitsze teorie. Od źle
wpływającego na Haruno szpitala po klątwy Bogów lub innych istot
nadprzyrodzonych. Największą taktownością wykazał się Itachi; nie zaszczycił
nas żadną hipotezą i wydawał się dziwne przybity całą sytuacją. Albo żałował,
że nie dane było mu ujrzeć Satoshi’ego (czarno-włosy arogant porwał malca do
domu), albo coś innego tłukło mu się po głowie, coś co chciał rozwikłać
samodzielnie.
Jakkolwiek
by nie było, ekipa w końcu udała się do domu. Wróciłem razem z bratem, żeby
później na nowo spotkać się z Sakurą około godziny dwudziestej. Jako wymówkę
użyłem całonocnych treningów. Odurzenie nie odstępowało Itachi’ego na krok,
więc nie stwierdziłem u niego żadnych podejrzeń. Po prostu porwałem bawełnianą
bluzę i popędziłem do Sakury. Wieczorem Konohę opatulił straszny ziąb.
Nawet ona przebrała się w spodnie i zielony sweterek, a ja jak półgłówek
musiałem dostać się do jej Sali za pomocą okna.
Od
tego momentu rozpoczęły się katusze:
-
Konoha-gakure. Godzina dwudziesta czterdzieści jeden. Kołdra nocy okryła całą
wioskę, a wraz z nią stado burzowych chmur. Szpital opustoszał. Miejsce wydaje
się bezpieczne, aczkolwiek skrycie czeka tutaj mnóstwo niebezpieczeństw.
Strzeżcie się! Uważajcie! Wampirzy Ninja zrobi wszystko, aby odebrać nam cenny
zwój. Zwój, gdzie zapisane są wszystkie Zakazane Techniki. Zwój, który lata
temu z Suny wykradł członek Akatsuki, Deidara. Oboje…
-
Sakura, daruj sobie. Nie kręcimy filmu dokumentalnego. Po prostu próbuję
udowodnić ci, że Wampirzy-Ninja był wytworem twojej wyobraźni.
Haruno
raptownie odwróciła się w moją stronę i zgasiła latarkę. Od kilku minut krążyła
z nią po całym pomieszczeniu, oświetlając każdy możliwy kawałeczek. W jej
głosie wyraźnie dźwięczała nuta ekscytacji. Jednak teraz… patrzyła na mnie z
politowaniem, jakby nie mogła uwierzyć w moją głupotę.
-
Och Sasuke, zawsze musisz psuć dobrą atmosferę – burknęła. Naraz podniosła latarkę
i wycelowała światłem prosto na swoją twarz. – Nie masz ochoty poczuć
dreszczyku emocji i adrenaliny? Cha, cha, cha! – najwidoczniej starała się
małpować niezrównoważonego psychicznie fanatyka wyjętego z najokrutniejszego
horroru. Ja bynajmniej się do tego nie przekonałem. – Nudziarz jesteś… -
zanuciła pod nosem. – To w ogóle nie będzie ciekawe jeśli będziesz się tak
zachowywać!
Wzruszyłem
ramionami.
-
A co mam robić? Chodzić jak kretyn z latarką, mając nadzieje, że zza szafy
wyskoczy jakiś morderca?
-
No nie przesadzaj. Na coś takiego nie miałam nadziei. Ale wiesz?
O
nie, tylko nie ta mina, przemknęło mi przez myśl. Mogłem sobie tylko wyobrazić
jak nad głową Sakury zaświeciła potężna żarówka, komunikując obserwatorów o
nowym pomyśle.
-
Co znowu? – prychnąłem. Usiadłem po turecku na środku łóżka, obserwując jak
Sakura rotuje przed szafą.
-
Teraz sobie przypomniałam! Bo widzisz… jak ty, Itachi, Naruto i cała reszta
poszliście do domu, przyszła mnie odwiedzić pani Kagekee. Pytała się czy czegoś
nie potrzebuję, a ja prosiłam ją o kupno kilku rzeczy z myślą o naszej misji.
Nikły
blask lampy, która stała na stoliku przepięknie oświetlał rysy jej twarzy, a z
rozpuszczonymi włosami Sakura wyglądała jak anioł, zstępujący z niebios. Czar
prysł, gdy odwróciła się do mnie tyłem, plądrując szafę.
-
Mam się bać? – spytałem zaczepnie.
Wtedy
wyjęła z półki coś, co zmuszona była trzymać oburącz. Ujrzałem olbrzymi brązowy
kwadrat na srebrnej tacy i wręcz nie potrafiłem pohamować zdumienia, kiedy
uzmysłowiłem sobie czym tak naprawdę jest trzymany przedmiot.
-
Ta daa! – w czarującym uśmiechu odsłoniła szereg białych zębów. Zrobiła kilka
kroków do przodu. – Jako, że Itachi ostatnio ukradł ci go sprzed nosa, po czym
wręczył mi jako prezent dla nowej sąsiadki i jako, że wiedziałam, że z twoim
zapałem daleko nie zajdziemy, postanowiłam osłodzić nam nieco ten wieczór.
Dobrze,
że nie miałem problemów z kontrolowaniem ciała, bo naprawdę rzuciłbym się na
ciasto czekoladowe i zaczął pochłaniać, nie zapominając o żadnym najdrobniejszym
okruszku.
-
Nie spodziewałeś się tego, co? – ciągnęła dalej i postawiła słodkość na
stoliku. Ciasto było kuszące, ale w tym momencie bardziej interesująca okazała
się Sakura. Wlepiłem w nią bezmyślnie spojrzenie. – To jak? Jesz pierwszy czy
ja mam zacząć?
Dla
utrzymania pozorów dałem jej pierwszeństwo.
***
Po
dwudziestej pierwszej z nieba zaczęły zlatywać kaskady deszczu i z impetem
atakowały szybę. Choć Sasuke usilnie starał się ukryć jak wielką miłością darzy
czekoladę, w okamgnieniu zjadł ponad połowę. Nie miałam mu tego za złe. Bawił
mnie fakt, że ktoś taki jak on ma słabość, a głód i tak mi nie doskwierał.
Ekscytacja przeważała nad wszystkimi innymi emocjami, a wzrok regularnie
kierowałam na reklamówkę, która leżała obok drzwi. Tam ukryty był zwój.
-
No i zrobiłam jeszcze to… - mówiłam pod nosem ledwo rozumiejąc samą siebie.
Usta miałam pełne czekolady. Siedzieliśmy z Sasuke na ziemi, a środek zajmowały
moje notatki, które wykonałam zaraz po wizycie przyjaciół. – Tutaj wypisałam
wszystkie ksywki dla naszego Ninja. Starałam się przypomnieć sobie nawet te,
które padły tylko raz. Lista jest dosyć długa.
Kąciki
ust Sasuke delikatnie się uniosły.
-
Naprawdę to zrobiłaś? – podniósł papier z ziemi i wsadził sobie ostatni kawałek
ciasta do buzi. Zaczął czytać na głos: - Wampir, Ninja-Wampir, Zakapturzony
goguś... Zakapturzony goguś? - zawiesił głos i spojrzał na mnie.
-
Aaaa – nerwowo podrapałam się po głowie. – To akurat jest mojego autorstwa.
Właściwie to… pojawiło się tylko w moich myślach, ale uważałam, że i tak jest
interesujące.
-
Jesteś szurnięta – powiedział z odrobiną (naprawdę odrobineczką)
wesołości i wrócił do czytania: - Wampirzy Ninja,
prawdopodobnie-nie-istniejący-Ninja, wytwór wyobraźni Sakury… Dobra, ale do
czego nam to potrzebne?
-
Nudziło mi się – wzruszyłam ramionami.
Sasuke
wywrócił teatralnie oczami i otrzepawszy się z okruszków ciasta, powstał.
-
Chyba już czas zacząć – powiedział. – Minęła dwudziesta pierwsza. Powiedziałaś,
ze o tej porze oddział dziecięcy, obok którego znajduje się twoje biuro kładzie
się do snu.
-
Racja – przytaknęłam. Przed oczami zmaterializował mi się mój pierwotny plan, a
potem zastąpiła go kompozycja Sasuke. Już na początku postawił warunek, że to
on będzie komenderował całą misją, a jednak… czułam się bezużyteczna wiedząc,
że jedyne co mam za zadanie to siedzieć tu w razie niespodziewanej wizyty
doktorka. – A masz jakąś wymówkę w razie gdyby spotkał cię lekarz? – zagaiłam.
-
Będę czujny. Nikt mnie nie spotka. Daj mi klucze.
Posłusznie
rzuciłam mu pęk żelaza.
Nie
tak to sobie wyobrażałam.
To
ja miałam siedzieć zamknięta w gabinecie i z łomoczącym sercem wyczekiwać
przybycia oprawcy. A jednak… Sasuke miał rację, że duszności mogą dopaść mnie w
każdej chwili, a wtedy wszystko legnie w gruzach. Nawet jeśli od rana nie
otoczyła mnie żadna bariera to jednak podczas wizyty pani Kagekee problem
nawrócił. Zniknął dopiero kilka minut przed pojawieniem się Uchihy.
Zaskoczona
spostrzegłam jak Sasuke macha mi dłonią przed nosem.
-
Jesteś tam?
-
U-um, tak! Przepraszam, zamyśliłam się.
Awaria
procesu myślowego pogłębiła się, gdy zatopiłam się w czarnym morzu. W pięknych,
błyszczących tęczówkach i posągowych kształtach, które cudownie podkreślał
dobijający się przez szybę księżycowy blask.
-
Pamiętasz plan? – wyrwał mnie z odrętwienia.
Plan
był prowizoryczny, ale jakże banalny i przyjemny… dla Sasuke. Ja siedzę w
pokoju, w razie wizyty pielęgniarki, podczas, gdy on idzie narażać siebie na
prawdziwe niebezpieczeństwo.
-
Pamiętam – odparłam ponuro. Patrzył na mnie jeszcze chwilę, a następnie
wyprostował się i ruszył ku drzwiom. Ani myślałam o rzuceniu uprzejmego
„Powodzenia!”.
Minęła
godzina.
A
potem dwie.
Po
trzech zaczęłam nerwowo krążyć po pokoju. Nikt do tej pory tutaj nie wszedł,
aczkolwiek kilka razy słyszałam dudniące kroki na zewnątrz. Deszcz bezustannie
trącił gałęzie drzew, a po moim umyśle krążyło wiele pytań odnośnie wampirzego
wroga i Sasuke.
On
nie traktował tego poważnie! Myślał, że to dziecinna zabawa, a żaden mężczyzna
nie nawiedzi nas dzisiejszej nocy. Pewne już śpi z głową ułożoną na moim
biurku. Przez tą wizję zrobiłam się senna.
Dla
bezpieczeństwa zaczęłam sobie pogwizdywać, nie dbając o reakcje innych
pacjentów. Musiałam jakoś uspokoić szalejące serce i przypuszczenia, że Sasuke
prawdopodobnie został już napadnięty.
Dopadła
mnie usilna chęć ujrzenia Satoshi’ego. Jego olbrzymich, zielonych tęczówek,
puchatych policzków. Jego śmiech. Chciałam go usłyszeć, napawać się nim i oddać
zupełnie miłości, jaką go darze. Bo chociaż wiele przecierpiałam, a to jak
zachował się Ren było dla mnie największym życiowym szokiem, nie zmieniało
faktu, że teraz nie wyobrażałam sobie życia bez mojego syna. Był jedyną gwiazdą
pośrodku czarnej otchłani, jaką po wszystkich wydarzeniach stało się moje
serce.
Te
myśli otrzeźwiły mój umysł i na nowo zagrzały do walki. Chrzanić duszności i
chorobę! Jakby nie patrzeć, dzisiejszego dnia nawiedziły mnie zaledwie raz. To
moja szansa na schwytanie niebezpiecznego wroga i grzechem byłoby ją
zaprzepaścić. Wiedziona determinacją i zdrowym rozsądkiem chwiejnym krokiem
skierowałam się do drzwi. Przystawiłam ucho do dębowego drewna. C i s z a.
Cisza doskonała. Skoncentrowałam się na źródłach chakry, ale nie wyczułam
żadnych zbliżających energii.
Ostrożnie
uchyliłam drzwi.
Gęsty
półmrok, głucha cisza. Wątły blask pochodził wyłącznie z niedomkniętych pokoi
pielęgniarek i stołówki na końcu korytarza. Przebiegłam go wielkimi susami,
celowo unikając wszystkiego, co może ograniczyć mój zdrowy rozsądek. Na tę
chwilę wyrzuciłam z myśli Sasuke i wszelkie wymyśle scenariusze. Po prostu
posuwałam się do przodu, a za przewodnika miałam słabe światło.
Bodaj
po kwadransie dowlekłam się do schodów. Piętro na, którym znajdował się oddział
dziecięcy (w przeciwieństwie do poprzedniego) pochłonięty był przez otchłań
zupełnej ciemności. Okno po boku korytarza ciągnęło się jak fatamorgana, a
wokół nie było żywego ducha. Nawet w pokoiku dla pielęgniarek nie paliło się
światło, a drzwi były szczelnie zamknięte.
Pracuję
tu od kilku długich lat, ale pierwszy raz poczułam się jak nieznajoma na wrogim
terenie. Zarzuciłam niesforne kosmyki włosów do tyłu i przyśpieszyłam kroku.
Mój gabinet był oddalony zaledwie o kilka kroków.
Ciekawe
co powiedziałby Naruto, wiedząc jak lekkomyślnie się zachowuję. Pewnie znów
wlepiłby mi długie kazanie odnośnie dziecinnych przyzwyczajeń i docinek. Od
czasu, kiedy stał się Hokage znacznie wydoroślał. Szkoda, że ja nie potrafiłam…
Bach!
Coś z hukiem uderzyło w podłogę. Momentalnie odwróciłam się w tył, tłumiąc
nasuwający się pisk. Po schodach, na piętro wyszła szczupła pielęgniarka, klnąc
pod nosem. W ręku miała tacę, a jeden ze sztućców poturlał się po stopniach.
Nie,
nie! krzyczałam w myślach. Nakryta, zostałam nakryta! Sterczałam jak zaklęta,
czekając, aż Mayumi (to niepodważalnie była właśnie ona) zabije mnie swoim
surowym wzrokiem i karze w trybie natychmiastowym wrócić do Sali. Oczywiście
zlekceważy wszelkie tłumaczenia i jako prawdę przyjemnie swoją, pierwszą
nasuniętą, teorie.
Na
samą myśl dostałam gęsiej skórki, lecz wtedy surowa pielęgniarka wstąpiła do
pokoju naprzeciwko, ignorując rozglądanie się na boki. Ucieszona, resztę drogi
przebyłam biegiem, nie chcąc narażać się na więcej takich wypadków.
Wyciągnęłam
z kieszeni zapasowy klucz, którego wcześniej podwędziłam z recepcji. Według
ustaleń był on przeznaczony na nieoczekiwane przypadki, a właściwie dopiero w
razie przybycia naszego wroga, ale… presja siedzenia samotnie w pokoju była
zbyt silna i zwyciężyła nade mną.
Przekręciłam
kluczyk i z zapartym tchem, czujnie pilnowałam dwóch stron korytarza. Sasuke
był w środku. Czułam jego chakre. Tylko jego; co od razu napełniło mnie
wszechogarniającym spokojem. Gorączkowo uchyliłam drzwi i zajrzałam do środka.
-
Wielkie nieba! – krzyk. Mój krzyk. Donośny, gardłowy. Ale kto by nie krzyczał,
widząc przed sobą faceta z kunai w ręku? Z ostrym narzędziem wycelowanym prosto
we mnie.
To
ja teraz umrę, czy jak?
***
Pełen
obaw, szoku i roztargnienia kierowałem się ku drzwiom. Sakura miała klucz,
lamentowałem. Sakura była jedyną, która miała klucz. Pełen wizji o
niechybnym spotkaniu jej i wampirzego Ninja, uniosłem broń do góry.
Ale
wtedy w całym amoku i ciemności otaczającej gabinet, dostrzegłem parę dwóch
błyszczących tęczówek. Chwyciłem Sakurę za rękę i wciągnąłem ją głębiej w
momencie, gdy z jej gardła wydobył się głośny krzyk przestrachu. Sfrustrowany
zasłoniłem usta Haruno dłonią i wtem jej włosy wpadły znienacka w dziki taniec.
Patrzyłem z niedowierzeniem jak szybka, porywista masa powietrza napływa do
pomieszczenia, po czym momentalnie się kończy. Z impetem zamknąłem drzwi za
Sakurą.
Przeciąg?
zdążyłem pomyśleć, nim wlepiłem w nią wzrok. Poczułam jak dopada mnie
odrętwienie.
Nie
mogłem uwierzyć, że napędziła mi takiego stracha. Nie mogłem uwierzyć, że… Nie!
Nadal coś było nie tak. Górę wzięła złość.
-
Możesz mi wyjaśnić co tutaj robisz? Wydaję mi się, że plan był jasny dla na
obojga.
Gapiła
się na mnie jak krowa na pociąg. Oczy miała rozwarte i cała dygotała. Z
westchnięciem obiecałem sobie, że pohamuję potworną złość, jaka się we mnie
wezbrała.
Już
myślałem, że będę musiał przyszykować jakieś wyniosłe przeprosiny, za to, że
nie wierzyłem w jej skretyniałego Wampira…
-
Sasuke… myślałam, że to on cię zaatakował. Na miłość boską… - z cichego
mruczenia zrozumiałem zaledwie swoje imię i ostatnie zdanie. Sakura przyłożyła
dłoń do swojego serca i wzięła kilka głębokich wdechów. Obserwowałem każdy jej
ruch i raptem dopadła mnie okropna myśl.
-
To duszności? – spytałem, nie puszczając nadgarstka Sakury. Pochyliłem się nad
nią. – Miałaś siedzieć w pokoju! Cholera… na pewno ktoś usłyszał twój krzyk.
Zaraz tutaj przyjdą.
Pokręciła
głową.
-
Wszystko w porządku. Nie odczuwam duszności. Tylko… wystraszyłam się. Dlaczego
stałeś tutaj z kunai w ręku? Nie wyczułeś jak nadchodzę? – milczałem dłuższą
chwilę pochłonięty przez czeluść niedowierzenia. Sakura odwróciła się do mnie
tyłem i drżącymi dłońmi zamknęła drzwi na klucz od środka. – Tak lepiej. Może
pomyślą, że to jakieś dziecko tak krzyczało i… Sasuke! – naraz zrobiła się
bardziej przerażona.
Prześlizgnąłem
wzrok tam gdzie ona i napotkałem uchylone drzwi do szafy.
-
O co chodzi?
-
Czemu te drzwi są otwarte? Przecież tam jest zwój, prawda?
-
Ukryłem go tam, gdzie mi pokazywałaś – powiedziałem rzeczowym tonem. Ledwie
byłem w stanie dojrzeć rysów jej twarzy. – Drzwi były lekko uchylone, musiały
otworzyć się przez przeciąg.
-
Ach tak – skuliła się i zaczęła masować sobie ramiona. – W sumie masz rację.
Sama go poczułam. – i zamknęła delikatnie drzwi, nie patrząc na nie. Wzrok
miała wbity w przestrzeń za mną. – Jakaś pielęgniarka musiała otworzyć okno na
korytarzu i… - zatkałem jej usta ręką.
-
Ktoś na pewno usłyszał twój krzyk. Wejdźmy głębiej i buzia na kłódkę.
Odsunąłem
się od niej i usiadłem na miejscu, które wybrałem jako odpowiednie. Mowa tu
oczywiście o uroczym pustym kącie, gdzie jako podparcie służyła mi maleńka
komoda obok.
-
Dlaczego jesteś na ziemi? Masz przecież biurko z wygodnym krzesłem. Shikamaru
mi go polecał, ma któryś tam poziom miękkości i jest naprawdę gen… - zgromiłem
ją spojrzeniem i momentalnie jej głos zawisł w powietrzu. Pośpiesznie odegrała
scenkę zaszywania sobie ust nicią i usiadła obok mnie.
Porozumiewaliśmy
się szeptem.
-
Zrobiłaś to specjalnie, prawda? Zależało ci na byciu tutaj, dlatego przyszłaś,
bo wiedziałaś, że puszczenie ciebie z powrotem do Sali jest zbyt ryzykowne.
-
Wcale nie – nachmurzyła się. Przez nadymione policzki na myśl przyszedł mi
Satoshi. – Bałam się… no wiesz… o ciebie – podciągnęła kolana bliżej i oparła
na nich brodę. Nad nią rozciągało się okno i parapet.
Serce
znowu zabiło w dziwnym obłędzie, dlatego postanowiłem szybko zmienić temat.
-
Przynajmniej teraz wiesz, że ktoś taki jak Wampir naprawdę nie istnieje.
-
Nie byłabym tego taka pewna. Noc się jeszcze nie skończyła. Poza tym nie jest
powiedziane, że ukradnie zwój akurat dzisiaj. Jestem przekonana, że zniknie
stąd jutro, albo pojutrze, kiedy nas już tu nie będzie.
-
Przynajmniej mogłem zjeść ciasto czekoladowe.
Spojrzała
na mnie jakbym był hyclem mordującym niewinne szczeniaczki.
-
To wszystko dla ciasta?
-
Daj spokój. Przecież nie wiedziałem, że go schowałaś, prawda?
-
Czy ja wiem? – zbliżyła się do mnie, uśmiechając w dociekliwy sposób. – Może
zauważyłeś panią Kagekee jak śpieszy do szpitala z olbrzymim ciastem
czekoladowym?
Parsknąłem
kpiarskim śmiechem.
-
Tak, jasne. Nawet gdyby tak było, skąd miałbym wiedzieć, że zmierza akurat do
ciebie?
Przez
parę chwil pożeraliśmy się wzajemnie nieodgadnionymi spojrzeniami. Ciemność
utrudniała mi odczytanie emocji emanujących od Sakury, ale analizując jej głos,
była znacznie spokojniejsza. Rozmawialiśmy jeszcze chwilę z czego większość
czasu to hipotezy Sakury odnośnie mojej nagłej miłości do czekolady.
Na
początku obawiałem się, że będę żałować swojej decyzji. Noc sam na sam z Sakurą
i jej szurniętą osobowością. W dodatku to rozczarowanie, kiedy okaże się, że
żaden oprawca tak naprawdę nie istnieje, lub (zakładając, że rzeczywiście
nawiedził Sakure) nie ma bladego pojęcia gdzie aktualnie znajduje się zwój i
już dawno odpuścił. A jednak… Pogawędki z nią wcale nie zaliczały się do
koszmarów, a jej sposób myślenia czasami doprowadzał mnie do dzikiego śmiechu
(wewnątrz siebie, rzecz jasna).
Ściśle
rzecz ujmując; gdyby nie drażniące uciski w klatce piersiowej, mógłbym każdej
nocy spędzać czas z Sakurą jako łowca nieistniejących wampirów. Dla zwykłej
rozrywki.
***
Nazajutrz
zbudziły mnie promienie słońca, otulające każdy kawałeczek mojej twarzy.
Przyjemne ciepło drażniło skórę, a kiedy otworzyłam oczy, ich blask pełna mocą
przenikał przez szybę. Panowała głucha cisza, upajałabym się nią jeszcze kilka
chwil, ale wnet coś zaczęło odbiegać od rzeczywistości, która według moich
przypuszczeń miała być obecnie dość okrutna dla kręgosłupa. Przecież wraz z
Sasuke zasnęłam w gabinecie, na ziemi, w ciemnym kącie, oparta o ścianę tuż pod
parapetem, a jednak z jakiś niewyjaśnionych przyczyn było mi wygodnie.
Uniosłam
wzrok i zamarłam, dostrzegając parę czarnych tęczówek, jak dwie głębokie
studnie, czarujące i na ten moment odrobinę zdezorientowane.
-
Psiakrew! – wydarłam się. Pokierował mną instynkt samozachowawczy i momentalnie
odskoczyłam od Uchihy, obracając się do niego przodem. Padłam na tyłek, plecami
uderzając o bok biurka. Sasuke patrzył na mnie jakbym była kosmitką i właśnie
oznajmiła mu, że przybywam w pokojowych zamiarach. – Czy ja… ty…
z-zaraz! Przeci-ież to… - jąkałam się, gorączkową wodząc palcem po jego torsie.
Do licha! Właśnie na nim leżałam! Na ciepłej bawełnianej bluzie, która
dostarczała mi tyle przyjemności.
-
Sakura, opanuj się – powiedział, choć wydawało mi się, że nie ociekał już tą
charakterystyczną pewnością siebie. Rozejrzał się po pomieszczeniu i westchnął.
– Siedziałaś tu całą noc. Cały szpital pewnie huczy już o twoim zniknięciu i
nie ma bladego pojęcia, że jesteś ze mną w gabinecie.
Chwyciłam
się za policzki.
-
Do jasnej cholery! Pomyśl sobie jak to będzie wyglądać, kiedy stąd wyjdziemy…
Ej, czekaj chwilę! – na czworaka zbliżyłam się do niego. – Od kiedy ty
właściwie nie śpisz?
-
C-co? Ja…
Cha!
No nie wierzę! Zaciął się! Jeden zero dla Sakury Haruno!
-
Czy ja wypowiadam się niewyraźnie?
-
Zdarza ci się – dociekał mi, ale nie zbił mnie tym z głównego
wątku. Gromiłam go spojrzeniem, póki nie westchnął po raz kolejny. –
Ech, co za upierdliwa kobieta.
-
Chcę wiedzieć! Dlaczego mnie nie obudziłeś, skoro na tobie leżałam?
-
Właśnie dlatego. Nie chciałem cię obudzić.
-
Mam się wzruszyć? – zrobiłam nieprzekonaną minę i skrzyżowałam dłonie na
piersiach. – Nie chcę mi się wierzyć, że zależało ci na tym, żebym była
wyspana.
-
Bo nie zależało – wzruszył ramionami i otrzepując kolana, wstał na równe nogi.
- O wiele lepiej pracuje się w ciszy, a ty gadasz jak nakręcona.
-
Co?! – oburzyłam się. – Dobra! Dobra! – w okamgnieniu podniosłam się, stając mu
naprzeciw. – Wolę moją wersję, więc przy niej pozostańmy, jasne?
Patrzył
na mnie w milczeniu, po czym uśmiechnął się zadziorne, a jego ręka zginęła w
kieszeni bluzy. Kilka sekund później w dłoni zaszczękały mu klucze.
-
Misja zakończona. Ktoś taki jak Wampirzy-Ninja nie istnieje. Przynajmniej z
mojej strony straciłaś poparcie.
Na
wspomnieniu o głównym celu spotkania poczułam się przytłoczona i zabrakło mi
słów na rzucenie jakieś kąśliwej uwagi. Rzeczywiście. Umowa była umową, a w tej
Sasuke zapewnił, że nazajutrz jego wiara wyparuje. Zostałam sama. Sama z tym
mężczyzną, który z jakiś powodów porusza się z nadludzką prędkością.
Z
letargu wybudził mnie Sasuke.
-
Wracaj jak najprędzej do Sali. Jestem pewny, że cała Konoha wie już o twoim
zniknięciu. Będzie z tego niezła afera, więc przy okazji znajdź też dobrą
wymówkę.
Na
korytarzu dobiegła nas czyjaś stłumiona rozmowa, ale dla mnie była wyłącznie
szumem w tle. Nawet nie skupiałam się, by wyłapać słowa, kiedy to
Sasuke marszczył czoło w skupieniu i zrobił krok bliżej drzwi.
-
Nie martw się. Chyba jeszcze nikt nie zauważył, że nie ma mnie w Sali. – gdy na
mnie zerknął, wskazałam głową na ścienny zegar. – Dopiero szósta rano. Obchody
lekarzy są dopiero po dziewiątej, a pielęgniarki zazwyczaj nie zjawiają się,
kiedy ktoś ich nie wezwał.
-
Masz szczęście – powiedział z melancholią wypisaną na twarzy. Przyglądał się mi
kilka chwil i kiedy myślałam, że wyjdzie z pokoju, ponownie zabrał głos. –
Dlaczego jesteś taka przybita?
Sasuke
i troska? Nie. To zdecydowanie nie szło ze sobą w parzę. Może po prostu
stwierdził, że skoro przez ostatnie dni przejawiał się takim brakiem kultury,
to teraz to nadrobi, nie zostawiając mnie ponurą w gabinecie.
Pochłonięta
przez rozmyślania spojrzałam za okno. Temperatura znów powróciła do normy i
nawet deszcz nie zdołał jej okiełznać. Słońce na nowo grzeję Konohę z tą samą
ilością energii co przez kilka ostatnich dni.
-
Jesteś na mnie zła? – Sasuke potraktował moje milczenie jako babski foch.
Zrobił się trochę niezadowolony. – Sakura, sama widzisz, że nic z tego nie
wyszło.
-
Ale mnie nie mogło się tylko wydawać. To było zbyt realne – mruknęłam, lecz
szybko zdałam sobie sprawę, że lepiej byłoby nie zagłębiać się dalej w ten
temat. Westchnęłam pośpiesznie. – Zresztą to nieważne. Jeszcze raz dziękuję ci,
że zobowiązałeś się wytrzymać ze mną całą noc. Wiem, że dla normalnego
człowieka to dosyć ciężkie.
Uśmiechnął
się. Co prawda był to ten jego łobuzerski sposób, ale zawsze to coś.
-
Nie było aż tak źle.
-
Potraktuję to jako komplement.
-
Chodź już do Sali. Nie chcę mieć problemów – poganiał mnie.
-
Dobrze – uległam. – Tylko zdejmę ten sweter, dobra? Strasznie się zrobiło
ciepło od wczoraj, sam rozumiesz.
-
C-co? Cz-czekaj, Sakura! Przecież ja… - Sasuke zrobił się dziwne czerwony po
twarzy, ale winę zrzuciłam tutaj na atakującą nas temperaturę. Bądź co bądź, on
również uzbroił się w cieplejszą odzież. Podeszłam do szafy i otworzyłam drzwi.
Powoli zdjęłam sweter i kiedy miałam go jeszcze przy ramionach, poczułam
nerwową aurę ze strony Sasuke.
-
Hej… coś nie tak?
Sterczał
jak kołek, a z tak czerwonymi policzkami mógłby konkurować z najbardziej
dorodnym pomidorem. Co chwila zerkał na moją talię i naraz uderzył się w czoło,
wzdychając głośno.
-
Ciepło mi…
O-mój-Boże!
Wtedy wszystko pojęłam. Wybuchłam donośną salwą śmiechu i zdjęłam sweter do
reszty. Zrozumiałam już, dlaczego tak gorączkowo miętosił w ręce klucze i
próbował wycelować do zamka.
-
Naprawdę myślałeś, że się przed tobą rozbiorę? – palnęłam.
Uchiha
spiął się jeszcze bardziej i przywarł do drzwi. W końcu odpuścił, wiedząc, że
został przyłapany. Powietrze uleciało z niego wraz z głośnym świstem.
-
Skąd miałem wiedzieć, że masz pod tym koszulkę? – z uśmiechem na trzydzieści
zębów zaprezentowałam mu śnieżnobiały T-shirt na ramiączkach. Jako odpowiedź,
jego lewa brew zadrgała z poirytowania. – Idź lepiej spać…
Cisnęłam
swetrem w głąb półki.
-
I ty mówisz, że to ja nie myślę rozsądnie? To Sasuke Uchiha jest na tyle głupi,
aby podejrzewać, że rozbierze się przed nim dawna towarzyszka z drużyny.
Mógłbyś bardziej… - słowa zawisły w powietrzu. Chciałam zalać go całym ich
potokiem, tyle rzeczy cisnęło mi się na język, tyle mądrości i dumy, ale
przerwał mi szok. Wszechogarniający szok, który przejął kontrolę nad każdym
zakamarkiem mojego wnętrza. – Sasuke…
-
To może ty się nabijaj dalej, a ja w tym czasie wrócę do domu. Co na to
powiesz? – on nadal gadał złośliwościami, podczas gdy mój nastrój na to
wyparował w ułamku sekundy. Z rozwartymi oczami wcisnęłam obie ręce do jednej z
półek i histerycznie wyrzuciłam sweter za siebie. – Sakura do licha! Co ty
odwalasz?
-
Zwój! – ryknęłam, odwracając się w jego stronę. Mogłam darować sobie zbędne
tłumaczenia. Sasuke odsunął mnie na bok i sam otaksował wzrokiem całe wnętrze
szafy. Chwyciłam się za głowę i zmierzwiłam sobie włosy. – Nie ma go! Po prostu
go nie ma! I co? Nadal uważasz, że Wampiry nie istnieją?
Sasuke
spojrzał na mnie i po raz pierwszy miałam przyjemnością ujrzeć w jego oczach
niedowierzenie w tak wysokim stadium.
-
To niemożliwe… - świdrował wzrokiem klucze. – Byliśmy zamknięci…
-
Do mojego biura są tylko dwa klucze. Ten, który trzymasz i ten, który mam ja,
czyli ukradziony z recepcji – dołączyłam się. – Nie! Tego już za wiele! Teraz
nie możemy dłużej ukrywać tego przed Naruto!
-
Robisz sobie ze mnie żarty? – zapytał.
-
Co?! Odbiło ci? Może czasami zachowuję się jak dziecko i wiele osób mnie w tym
uświadamia, ale nie przesadzajmy, OK? Nie byłabym na tyle głupia, aby dla
zabawy ukryć zwój! – zrobiłam minę wściekłego psa, któremu odebrano kości. Tak,
naturalnie zaświergotała we mnie duma i triumf, ale w takiej sytuacji zbrodnią
byłoby to okazywać. Zginął jeden z najważniejszych zwoi w historii
ludzkości – o ile nie najważniejszy!
Uchiha
patrzył nieprzerwanie w jakiś punkt przed siebie i dukał pod nosem bliżej
nieokreślona słowa. Cha! Dwa zero dla Sakury Haruno, ale na samą myśl, że ten
człowiek był tu wczorajszej nocy, aż mnie zmroziło. Dłuższą chwilę stałam
nieruchoma, niezdolna narzucić ciału woli mojej duszy, ale w końcu pokręciłam
głową, podbiegłam do drzwi i włożywszy kluczyk do dziurki, przekręciłam go.
-
Idę po Naruto! – rzuciłam do Sasuke i gwałtownie otworzyłam drzwi. Korytarz
zionął pustką, a donośne odgłosy rozmów, dochodziły teraz z któreś Sali.
Niewzruszona wbiegłam na korytarz, ale momentalnie zatrzymał mnie ucisk na
nadgarstku.
Sasuke
obrócił mnie jak szmacianą lalkę.
-
Dobra! – położył dłonie na moich barkach i spoglądał głęboko w oczy. Na czole
drażnił mnie jego głęboki oddech. – Tego naprawdę się nie spodziewałem, ale…
spróbujmy udobruchać trochę Naruto.
-
O czym ty mówisz? – zirytowałam się. – Wampir właśnie ukradł ten zwój, a ty
chcesz udobruchać Naruto? Teraz wręcz musimy mu to wszystko powiedzieć! Wiem,
że będzie wściekły, ale… przywykłam do tego! Dam sobie radę.
-
Nie o tym mówię!
-
A-ale…
Nie
odpowiedział. Znienacka mnie wyminął i powlókł za rękę.
-
Idziemy do Itachi’ego – oświadczył, gdy schodziliśmy po schodach. Próbowałam
się wyrwać, ale na próżno konkurowałam z siłą Uchihy. Z bezsilności
zaczęłam zgrzytać zębami.
-
Po co? On nie jest Hokage Konohy! Nawet nie wie, że przez ostatnie
dni przetrzymywałeś w posiadłości zwój…
-
Ale on może wiedzieć kto to był – przerwał mi. Roztargniona zamilkłam, dając
Sasuke znak do kontynuacji: - Itachi miał wiele styczności z ludźmi pokroju
tego Shinobi i… to niemożliwe, ale miałaś rację. Pamiętasz ten przeciąg?
Po
drodze minęliśmy pielęgniarkę, ale nie zaregowała na naszą obecność. Wzrok
miała utkwiony w jakiś dokumentach i szczerze mówiąc, chyba nawet nie była
świadoma tego, że właśnie ktoś przeszedł obok. Dwoje nieogarniętych ludzi z
rozmaitymi emocjami krążącymi po umyśle.
-
Przeciąg, przeciąg… - lamentowałam pod nosem. Kiedy kawałki układanki doskonale
się spasowały, musiałam przystanąć. Tym razem, dzięki histerii, byłam w stanie
przezwyciężyć siłę Sasuke. Zatrzymaliśmy się na głównym holu. – Chcesz
powiedzieć, że wtedy… Na miłość boską! Przecież to były ułamki sekundy…
-
Ale jak sama zauważyłaś, drzwi do szafy były wtedy otwarte. Niemożliwe, żeby
inaczej dostał się do środka. Byliśmy zamknięci.
-
A okno?
-
Było otwarte?
-
N-no nie…
-
Więc jak mógł przez nie wejść? Poza tym ja na pewno bym się obudził. A teraz
chodź! – ponowił wędrówkę. Nerwowo rozglądałam się dookoła w poszukiwaniu
wzroków, które mogłoby za mną podążać. Główny hol o tej porze był w miarę
opustoszały. Lecz wtedy, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, spojrzenia
moje i recepcjonistki skrzyżowały się.
-
Haruno-san? – byłam oddalona od niej o dobre kilkanaście metrów, ale już z tej
odległości czułam z jakim zaskoczeniem wypowiada moje nazwisko.
Nieskazitelna
opinia o doktorze Haruno właśnie w owym momencie została zrujnowana.
-
Jesteś pewna, że możesz ot tak opuszczać sobie szpital, kiedy jesteś jego
pacjentką? – usłyszałam głos Sasuke. I dla mnie i dla niego odpowiedź była
oczywista. Zagryzłam dolną wargę i spuściłam wzrok.
-
Właściwie to nie – bąknęłam. – Dlatego… - sukcesywnie wyrwałam dłoń z jego
uścisku i popędziłam przed siebie. Sasuke nie wydawał się zaskoczony. Ruszył za
mną, lekceważąc reakcje osób rozprzestrzenionych po holu. Wystarczyły mi ich
palące spojrzenia, które notabene nie ułatwiały mi sprawy.
-
Haruno-san! Proszę zaczekać! – nie usłuchałam recepcjonistki. Tu chodzi o dobro
jednostki i jeśli Itachi ma nam pomóc… mogę zaryzykować. Choć tak naprawdę
uważałam, że Sasuke tym sposobem chciał jedynie odwlec spotkanie oko w oko z
niesfornym przyjacielem.
Wybiegliśmy
ze szpitala. Dziękowałam niebiosom za to, że wczorajszej nocy zdecydowałam się
przebrać. Ciężko byłoby nie przykuwać uwagi, pędząc przed siebie w szpitalnym
fartuszku.
Uchiha
zrównał ze mną kroku. Nasze przyśpieszone oddechy idealnie się ze sobą pokryły.
-
Mówiłem ci już, że jesteś szurnięta?
Prychnęłam,
ani myśląc o spowolnieniu. Przebierałam nogami i odnosiłam wrażenie, że robię
to z prędkością światła.
-
To gratulację Sasuke, bo właśnie ciebie również tym zaraziłam! Dla twojej
wiadomości, nie ja sama biegnę o szóstej rano przez uliczki Konohy do twojego
brata z wiadomością o Wampirze-złodzieju! – może nawet udałoby mi się go
rozweselić, ale ze względu na sytuację, ja również postanowiłam przyjąć kamienną
twarz i zasłonić się maską determinacji.
-
Nowe pseudo? – zakpił.
-
Taaa, z przyjemnością dopiszę go do listy. I to jak najprędzej.
Od
autorki: A
no cześć xD Mimo, że miałam ostatnio dość długi brak weny, kilka dni temu
powróciła ze zdwojoną siłą. Ech, dobra przesadzam. W każdym razie w moim
mniemaniu zdarzały mi się lepsze rozdziały, ale cóż… Jednak coś napisałam i
chyba nie wyszło najgorzej. Poprzednia notka była trochę drętwa i nudnawa, ale
to dlatego, że pierwotnie miałam zaplanowane, aby już w rozdziale IX Sakura i
Sasuke polowali na wampira. Niestety (słusznie) stwierdziłam, że rozdział byłby
wtedy stanowczo za długi i zmuszona byłam rozmieścić to odrobinę inaczej.
OK,
kończę monolog ^^
Dziękuję
za komentarze i szczere opinie.
Oj tam gadasz. Każdy Twój rozdział jest genialny. :D Kocham tego bloga! Zawsze uśmieje się do łez!
OdpowiedzUsuńDziękuję! :3
UsuńA właśnie! Widzę, że słuchamy podobnej muzyki. :p
OdpowiedzUsuńKto Ci zrobił taki ładny szablon ?
OdpowiedzUsuńSama zrobiłam ^^
UsuńWielki szacunek, jest cudowny ^^ , w ogóle to jestem tu pierwszy raz, a znalazłam Cię ponieważ szukałam szablonów i wpadłam jakoś tutaj :) moja sieciowa ksywa to Peggy Brown, prowadzę już kilka lat opowieść sasusaku i mój blogowy portal przenosi się na blog.pl , wiec nie tylko chce znowić opowiadanie które nieco nabrało kurzu ale stworzyć odpowiedni klimat :)
OdpowiedzUsuńwięc mam pytanko czy wykonujesz blogi bądź znasz takie strony gdzie robią równie tak wspaniałe blogi jak ten :D
Ach! Czytałam twojego bloga :D
UsuńDziękuję za opinię, ale pytając się o wspaniałe blogi, masz na myśli treść czy szablony? Ale w każdym razie możesz zajrzeć do LINKÓW ^
Pozdrawiam ;)
Miałam na myśli ogół :) chodź nie ukrywam ,ze szablon rzucił mi się pierwszy w oczy :) co do treści to czytam sobie w między czasie na Twą odpowiedź :) i ciekawie piszesz :) myślę ,że Twemu blogowi brakuje po prostu rozgłosu :)
UsuńNo widzisz jak świat mały :) tz ten blogowy rzecz jasna :)
Zabrakło mi momentu sasusaku, ale przynajmniej było zabawnie :) Było kilka błędów, niektóre już ci powiedziałam. Po za tym ogólnie podoba mi się twój styl pisania:)
OdpowiedzUsuńPogrzebałam w linkach i nic nie znalazłam, ja to chyba za stara już jestem hehe xD
UsuńAle dlaczego wampir? To po prostu nie daje mi spokoju. Ale ten temat to tak ogólnie.
OdpowiedzUsuńW tym blogu chyba rezygnujesz z jako takiej mrożącej krew w żyłach atmosfery, a zastępujesz ją humorem xD
Podsumowując.
Fajnie, lekko i zajebiście :)
Aaa, i tak ogólnie mogłabyś usunąć bloga z podpiskiem 'Avenger'. Już go nie dociągnę. Pomysł był, ale wszystko się popieprzyło :(
I (w odpowiedzi na twój komentarz) bardzo bym się ucieszyła, gdybyś dodała mnie do linków :)
house-of-nighmares
Dostałam weny i musiała to napisać tak wiec zapraszam na kwiat-mroku.blogspot
OdpowiedzUsuńA ja zabieram się za czytanie twojego rozdziału
Jejku, Piszesz wspaniale ^.\\\ Sama mam blog ss (Na onecie, niestety) i oddałabym wszystko, żeby moje notki były chociaż w połowie tak emocjonujące jak Twoje :3
OdpowiedzUsuńO jeeeeeeju. *.*
OdpowiedzUsuńUmarłam. Serio, umarłam.
Miałam zamiar dodać rozdział dzisiaj wieczorem, ale, kurna chata, tego nie zrobię, bo mi tak dziwnie będzie noo. Bo Twój rozdział zajebisty, a mój mu do pięt nie dorasta i mi się głupio zrobi, jak opublikuje w takim stanie. :<
Omg! Nie rób mi tego! Wiesz jak ja czekam na nowy rozdział u ciebie?! o__O
UsuńI nie gadaj bzdur! To ja jestem oczarowana twoim stylem pisania, brakiem błędów i niesamowitymi opisami <33
Pozdrawiam :3 (i czekam na rozdział u ciebie xD)
Kiedy ja zawsze chciałam pisać coś podobnego, jak Ty, no. xD
UsuńI nie gadam bzdur, no. Bo odwrotnie jest, no! :>
To Twoje opisy są zajebiste, o. <333
No to i ja Cie pozdrawiam, ot co. :3
Dobra, wygrałaś. :<
UsuńJuż jest. :C
Jupii!
UsuńLecę czytać <33
Rozdział, jak zwykle mnie nie zawiódł :D Aczkolwiek nadal proszę o brak wampirów!
OdpowiedzUsuńU mnie NN!kwiat-mroku.blogspot
OdpowiedzUsuńdzięki za czytanie mojego opka ^^ dołączyłam do czytelników i teraz będę cię śledzić *-* :D
OdpowiedzUsuńZabieram sie za czytanie od I ep. Pozdro ! :P
Bardzo chciałabym przeczytać w bliższej lub dalszej przyszłości twoją książkę.Nie będe pisac jakie to opowiadanie jest super bo aż brak mi słów *.*
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, szybko i przyjemnie się czytało. Czekam na kolejny :))
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNie pojawił się żaden wampir. ;______________; Szkoda w sumie, ale i tak fajnie, że Uchiha i Haruno spędzili razem noc. xD
OdpowiedzUsuńJejku jak mi się spodobał taki speszony Sasek, kiedy Sakura chciała się przebrać. Omg <3
Akcja zniknięcie zwoju. :O Ciekawe jak to się mogło stać, nie ogarniam.
Itaś pomoże. xd ;D Ale w sumie Naruto pierwszy powinien się o tym dowiedzieć.
- No i zrobiłam jeszcze to… - mówiłam pod nosem ledwo rozumiejąc samą siebie. Usta miałam pełne czekolady. Siedzieliśmy z Sasuke na ziemi, a środek zajmowały moje notatki, które wykonałam zaraz po wizycie przyjaciół. – Tutaj wypisałam wszystkie ksywki dla naszego Ninja. Starałam się przypomnieć sobie nawet te, które padły tylko raz. Lista jest dosyć długa.
OdpowiedzUsuńKąciki ust Sasuke delikatnie się uniosły.
- Naprawdę to zrobiłaś? – podniósł papier z ziemi i wsadził sobie ostatni kawałek ciasta do buzi. Zaczął czytać na głos: - Wampir, Ninja-Wampir, Zakapturzony goguś... Zakapturzony goguś? - zawiesił głos i spojrzał na mnie.
- Aaaa – nerwowo podrapałam się po głowie. – To akurat jest mojego autorstwa. Właściwie to… pojawiło się tylko w moich myślach, ale uważałam, że i tak jest interesujące.
- Jesteś szurnięta – powiedział z odrobiną (naprawdę odrobineczką) wesołości i wrócił do czytania: - Wampirzy Ninja, prawdopodobnie-nie-istniejący-Ninja, wytwór wyobraźni Sakury… Dobra, ale do czego nam to potrzebne?
- Nudziło mi się – wzruszyłam ramionami.
GENIALNE!!!!!
:)
Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń