niedziela, 30 września 2012

XIV. Nietypowa przestroga


„Życzę ci od­wa­gi, jaką ma słońce, które codzien­nie od
no­wa wschodzi nad wszelką nędzą świata…”
Phil Bosmans


Na dworze panował radosny zgiełk, typowy dla późnego poranka w Ukrytym Liściu. Mieszkańcy zachodzili w głowę cóż takiego zadane było im kupić, lub też czy aby na pewno zdążą na czas z obiadem. U mnie obiektem sensacji była misja. Misja, zbliżająca się nieubłaganie.
- Sakura – Ren, który przez cały czas stał oparty o mur wioski, tym razem wyprostował się jak świeca, a moje imię wymówił niczym słowo, które trzeba traktować z uwagą, by go nie uszkodzić.
Z zamyśloną miną obróciłam się w jego stronę.
- Załóż wreszcie plecak – polecił. - Dochodzi dziesiąta. Czas w końcu ruszać.
- Sasuke i tak wciąż rozmawia z Itachi’m. Założę go jak tu przyjdzie. Jest taki ciężki – moi towarzysze jeszcze tego nie wiedzieli, ale na przymusowych misjach przeistaczałam się w chodzącą wersję słowa „maruda”.
- Mógłby się pospieszyć – burknął Ren i tak jak ja prześlizgnął wzrok ku jednemu z najwyższych drzew. Sasuke stał do nas tyłem, a naprzeciw był jego brat. Wymachiwał rękoma we wszystkie możliwe strony i wzburzony prawił mu długie kazania. – Jak tak dalej pójdzie, to w Kraju Wody będziemy za miesiąc.
- Och, przymknij się już. Może to coś ważnego!
- Akurat! – prychnął nadąsany. – Po prostu wielcy Uchiha znaleźli sobie idealny moment na braterskie potyczki.
Zgromiłam go wzrokiem i obojętnie nałożyłam na siebie wagę kilku solidnych kilogramów. Myślałam, że natychmiast pójdę z plecakiem na dół, ale w ostatniej chwili utrzymałam równowagę.
- Czy możemy już ruszać?! Ten plecak jest ciężki! – krzyknęłam na nich.
- Ty naprawdę jesteś nienormalna – Ren plasnął sobie otwartą dłonią w czoło.
Itachi puścił Sasuke oczko i kiwnął głową. Kiedy tak nonszalancko zaczął do mnie podchodzić, ogarnęły mnie paskudne przeczucia.
Wtedy uniósł dłonie na wysokość barków i rozstawił je szeroko. Wraz z Ren’em równocześnie zmrużyliśmy oczy, a potem cienka nitka oślepiła mnie krótkim blaskiem.
Sasuke ustawił się za plecami brata z zniesmaczonym wyrazem twarzy.
- Daj sobie spokój! To naprawdę nie jest konieczne – powiedział.
- O rany – westchnął Itachi. – Dlaczego choć raz nie możesz zrozumieć, że to naprawdę się wam przyda? No dalej Sakura, podaj mi rękę.
Oniemiała posłusznie wykonałam jego prośbę.
- Sama nie wiem czy to dobry pomysł, przecież…
- Co to u licha jest? – Kanoe wystawił głowę tak daleko, że niemal spoczęła na moim ramieniu.
- Nie twoja sprawa – warknął ostrzegawczo Sasuke. Kiedy moja tymczasowa drużyna mierzyła się zabójczymi spojrzeniami, ja czułam jak coś niezwykle delikatnego owija mój nadgarstek. Itachi cmoknął podekscytowany i rzucił na mnie okiem.
- I jak?
- Głupie pytanie. Nic nie czuję – oznajmiłam.
- I o to chodziło. To znacznie ułatwi wam sprawę – znad ramienia spojrzał na Sasuke. – Chodź, teraz twoja kolej.
- Prędzej świnie zaczną latać niż założę „to coś”.
- Hej Sasuke! – Itachi w okamgnieniu zjawił się przy młodszym bracie i wskazał na jakiś punkt zamieszczony na nieboskłonie.
- Co jest? – Uchiha usilnie starał się to dostrzec. W tej samej chwili Itachi dopadł jego nadgarstek i szybko obwiązał go nicią, która ma rzekomo pomóc nam w opanowaniu Kyori i nie dopuścić do żadnej katastrofy.
Poprawiłam szelki plecaka i roześmiałam się.
- Co ty u licha wyprawiasz?! – napadł na niego Sasuke.
- Zobaczyłem latającą świnię, ale najwidoczniej tobie uciekła z zasięgu wzroku.
Mój śmiech stał się donośniejszy, a Uchiha obrzucił brata karcącym spojrzeniem. Ren w tym czasie nabuzowany wędrował już w kierunku wyjścia z Konohy. Długo sterczał tam samotnie. Itachi paplał jeszcze o Satoshi’m i profesjonalizmie osób, które sprawują nad nim opiekę. To nie tak, że byłam niespokojna. Pierwszy raz odizoluję się od syna na tak długi okres czasu i właśnie to mnie przerażało.
Ponadto byłam przekonana, że te kilka dni (z pozoru normalnych i zaplanowanych) będą najdłuższymi i najcięższymi do przejścia. Mało tego, Hokage postanowił, że to Sasuke będzie komenderować całą wyprawą!
Ani ja, a już na pewno Ren nie damy sobą pomiatać.
***
Około drugiej ledwie byłem w stanie się powstrzymać przed obrotem na pięcie i natychmiastowym powrotem do domu. Właściwie pierwsza myśl na ten temat pojawiła się już parę minut po przekroczeniu granicy, a póki co z każdym przebytym kilometrem atmosfera się pogarsza (i nieustannie zmienia).
Od marudzenia.
- Dlaczego świat jest tak okrutny? Dlaczego akurat dzisiaj ktoś wymyślił sobie, że na zewnątrz będzie trzydzieści stopni na plusie?
Po chwile grobowej ciszy.
Ćwir, ćwir.
Nie, ptaków i świerszczy nie wliczałem do tego grona.  Byłem tylko ja, marudna Sakura i sztywny Ren, który parł naprzód kilka metrów przed nami. Prawdę powiedziawszy już dawno nie znalazłem się w promieniu takiej atmosfery. Nawet po ostrych sprzeczkach z Naruto za czasów drużyny siódmej, sytuacja nie była aż tak napięta.
I jeszcze cholerna Sakura! I to jej cholerne kopanie do każdego stającego na drodze cholernego kamyka!
Łup… łup.
Podziwiałem samego siebie za takie tony cierpliwości.
- Nie ma tu przypadkiem jakiegoś strumyka? – spytała z nadzieją Haruno, kiedy pokonywaliśmy wysoką trawę.
- Masz napój w plecaku – mruknąłem.
- Chciałabym przemyć twarz. Jestem cała spocona – przypadkowo dostrzegłem jak ze zmarszczonymi brwiami spogląda na plecy Ren’a, potem spuszcza głowę i wzdycha głęboko.
Niestety korciło mnie, aby dowiedzieć się więcej o tej dwójce. To, że zachowywali się dziwnie, zbyt delikatnie określiłoby ich sytuację. Sakura była pokręcona, ale zazwyczaj nie wchodziła z innymi w tak poważne konflikty. Dlaczego Ren jest taki oziębły? Dlaczego mają razem dziecko? I dlaczego to głównie on traktuje ją jak śmiecia, podczas gdy Sakura próbuje coś z niego wydusić?
Chyba właśnie zbierała się do podjęcia kolejnej próby zagajenia. Obserwowałem jak bierze spory haust powietrza i poprawia Konohański płaszcz.
- Um… Ren!
Czarno-włosy arogant przystanął, nie oglądając się za siebie.
- Czy gdzieś z pobliżu jest strumyk? – ciągnęła Sakura.
- Masz napój w plecaku.
Miałem stuprocentową pewność, że Sakura właśnie zdusiła w sobie jakiś uszczypliwy komentarz względem mężczyzn i ich bezmyślności. To była drobna, rozkojarzona feministka, która chciała udowodnić wszystkim, że potrafi lepiej, a skutek jej poczynań był tragiczny.
Tylko co spowodowało w niej tak drastyczną zmianę?
Nawet po nieskończenie długiej rozmowie z Naruto nie potrafiłem wywnioskować czegoś konkretnego. Dostałem proste informacje, ale jednocześnie podejrzewałem, że kryje się za tym coś więcej.

„Ona musi wydorośleć. Kilka wydarzeń z przeszłości pozostawiło po sobie wyraźne ślady i to właśnie Ren je uleczył. Poznali się w dość nietypowy sposób, ale …nie mogę ci więcej powiedzieć! Zabiłaby mnie… to sprawy Sakury-chan, ale tak czy inaczej…”
„Chcesz powiedzieć, że to przez Ren’a zachowuje się tak, jak teraz?”
Naruto skinął głową.
„Wiem co powiesz – uprzedził mnie i położył głowę na kolanach. Oboje siedzieliśmy na ganku przed posiadłością Uchihów i wpatrywaliśmy się w znikające promienie słońca. – Ren wcale nie zachowuje się jak Sakura-chan. Ale uwierz mi… kiedyś był zupełnie innym człowiekiem – Naruto naraz spochmurniał. Jego głos stał się twardy i zamyślony. – Kiedyś tyle się wydarzyło… Trudno mi o tym mówić. Prawdę mówiąc, nie mogę. Musisz wyciągać to od Sakury-chan.”
„Nie mam zamiaru – największe kłamstwo w całej mojej karierze. Jak nic interesowała mnie ta nutka tajemniczości, którą owiane były wydarzenia między Ren’em, a Sakurą”
„Jest matką, ale nadal lekkomyślną matką. Kiedy chciała wyruszać na misję, ja nie potrafiłem jej puścić. Wtedy ledwo co dowiedziała się, że jest w ciąży. To byłoby głupie. Ale po urodzeniu Satoshi’ego, Sakura-chan skoncentrowała się stuprocentowo na nim i nie miała zamiaru wypełniać nawet najbanalniejszych misji. Nie rozumiem tego… Albo uzależniła się od Satoshi’ego, albo naprawdę przyczyna leży gdzieś głębiej. Postanowiłem, że może na tej misji zrozumie kilka rzeczy i… wydorośleje.”
„Misja trwa cztery dni”
„Tego jeszcze nie wiemy” – powiedział z chytrym uśmieszkiem. – Wszystko zależy od pani Tomoko i jej informacji”

Na misji nie mogłem pozwolić sobie na dekoncentrację. Byłem wściekły na siebie za moje zainteresowanie. Jeszcze raz spojrzałem na kroczącego Ren’a. Żałowałem, że z pleców nie można odczytać przeszłości człowieka. Ostatecznie nad jego głową mógłby pojawić się dymek ukazujący wszystkie wydarzenia. Skoro istnieje Jutsu ograniczające odległość między ofiarami to z całą pewnością znajdzie się i takie!
Przy najbliższej okazji zajrzę do zwoju, wbrew temu co mówią inni.
- Hej, wszystko w porządku? - raptem poczułem jak ktoś zaciska w pięść kawałek mojej koszuli. Zbity z tropu zerknąłem na Sakurę. Wyglądała na zatroskaną.
- O czym ty mówisz? – zmarszczyłem brwi.
- Od kilku minut cię o coś pytam, a ty nie odpowiadasz – powiedziała krytycznym tonem i zrezygnowała z uścisku. Na ułamek sekundy, kątem oka zlustrowała Ren’a, a następnie z powrotem przeniosła wzrok na mnie.
- Zamyśliłem się.
- O czym myślałeś?
- O niczym szczególnym – rzuciłem krótko, ale nie ukrywałem przed samym sobą, że ujrzenie jej miny na słowa „O tobie i Ren’ie” było porywająco kuszącą perspektywą.
Sakura wypuściła powietrze ze świstem i zbliżyła się do mnie. Zrobiła minę, której nie potrafiłem rozszyfrować. Tak jakby się czegoś obawiała, ale to przecież nie miało sensu.
- Chciałam się ciebie o coś zapytać – coś w tym tonie kazało mi się bać tego, co usłyszę. Milczałem. – Naruto opowiadał mi już swoją wersję, ale… Ja wolałabym usłyszeć to prosto od ciebie.
- Co?
- Dlaczego zdecydowałeś się wrócić do Konohy?
Ostatecznie pytanie nie okazało się tak fatalnym. Odpowiedziałem bez zastanowienia:
- Ze względu na brata.
- Tylko on jest powodem?
Skinąłem głową.
- Czyli… czyli gdyby jego śmierć wcale nie była sfingowana, gdyby Itachi nie obserwował Madary i nie zgłosił Naruto całej sytuacji…
- Tak. Prawdopodobnie nadal byłbym śmiertelnie niebezpiecznym kryminalistą, łaknącym zemsty na Ukrytym Liściu – dokończyłem za nią. Sakura wzdrygnęła się jakby jej ciałem wstrząsnęły dreszcze. Spochmurniała i wnet zrozumiałem, że moja odpowiedz nie była dla niej satysfakcjonująca. Wręcz odczuwałem jak obrazy z przeszłości wbijają się między nas klinem.
Wtedy nieoczekiwanie odezwała się przedziwnym głosem:
- W takim razie możesz być z siebie dumny. Niedawno naprawdę byłeś śmiertelnie niebezpiecznym kryminalistą, a teraz idziesz obok mnie zdobywać informacje. Zmieniłeś się na lepsze w zadziwiająco krótkim czasie.
Westchnąłem.
- Sakura, muszę ci coś powiedzieć – pokiwała głową ze zrozumieniem, wyglądając na zakłopotaną. W ostatnich chwilach coś wewnątrz mnie głośno krzyczało, abym zdusił w sobie słowa, ale druga, przeważająca połowa zapewniała mnie o bezgranicznym zaufaniu względem Sakury. – Mój uraz do Konohy nadal we mnie pozostał. Nie traktuję tego miejsca jak dom. Staram się… staram się przez Itachi’ego, ale kiepsko mi idzie.
- Kiepsko?
- Tak, jeśli chodzi o to, co wydarzyło się lata temu – Boże, z jakim trudem przyszło mi określić najokrutniejszą scenę z mojego życia tak prostymi słowami. – Chyba nigdy nie wybaczę tego wiosce.
- Ale twój brat walczył za Konohę, prawda? Zrobił to wszystko, aby ją chronić? – powiedziała z lekkością, ale naraz spuściła głowę i odgarnęła kosmyk za ucho. – Przepraszam. Chyba nie powinniśmy o tym mówić.
Ona się wstydziła, a ja myślałem jak pięknie wygląda w rozpuszczonych włosach, zaczesanych do tyłu. Niestety miała je takie zdrowe, lśniące, że mimo woli poczułem chęć, by sprawdzić jakie są w dotyku. Blado-czerwona tunika perfekcyjnie podkreślała jej sylwetkę, a czarne dopasowane szorty eksponowały nogi. Niebezpiecznie pociągająca kobieta Ninja.
Niedowierzając w swoje myśli, pokręciłem szybko głową.
- Ten temat nie jest dla mnie wygodny – oświadczyłem zimno. Właściwie tylko po to, aby odepchnąć od siebie obrazy Sakury.
Ku memu zdziwieniu jej wyraz twarzy nie uległ najdrobniejszym zmianą. Wędrowała obok mnie z bladym uśmiechem, raz za razem poprawiając szelki plecaka.
Sasuke Uchiha właśnie powiedział kobiecie swoje najskrytsze sekrety.
- Rozumiem to, Sasuke. I muszę niechętnie przyznać, że miałeś rację. Po twoim powrocie bałam się tego, kim się stałeś. Przedtem próbowałeś mnie udusić, a teraz… To było bardzo ciężkie. Ale po tym jak cię spotkałam… wcale nie wydawałeś mi się obcy. Może nasza pierwsza rozmowa nie należała do udanych, ale już wtedy strach wyparował.
Słuchałem jej i zastanawiałem się, kiedy ta zwyczajna z pozoru pogaduszka stała się taka otwarta i refleksyjna. Nie chciałem mówić na głos, że spotkałem się z podobnymi uczuciami odnośnie Haruno. Zamiast tego zamknąłem oczy, próbując się odprężyć. Te kilka zdań na niechciane tematy mocno spięło moje mięśnie. Powoli je rozluźniłem, rozpaczliwie szukając jakiegoś niezobowiązującego i zwyczajnego tematu.
- Sakura, chyba…
- Hej, wy! – Czarno-włosy arogant naraz przystanął i gestem ręki nakazał nam zrobić to samo. Nieświadomie uratował mnie z opresji.
***
Mimo woli uśmiechnęłam się. To nie lada wyczyn wyciągnąć tyle słów od Sasuke, tyle słów na bolesne, lub istotne wątki, które zazwyczaj trzyma głęboko w zakamarkach swojego serca.
Ale Ren prędko położył kres ekscytacji. Sama nie wiedziałam czy zwraca się do nas, czy może na naszej drodze stanęli jacyś obcy Shinobi, a mnie i Sasuke za bardzo pochłonęła konwersacja.
- Coś się stało? – nie mogłam wytrzymać napięcia.
Sasuke zlekceważył gest Kanoe i zaczął sunąć do przodu. Podreptałam za nim.
- Czujesz to? – spytał Ren.
- Tak, ale ledwo – przyznał Sasuke.
- Zostańmy tutaj. Źródło chakry szybko zmierza w naszą stronę.
- Nawet za szybko – dodałam, kiedy pojęłam o czym rozmawiają. Rzeczywiście jakaś wyraźna energia pośpiesznie się do nas zbliżała. Aż dziwne, że wcześniej nie zwróciłam na to uwagi. Najwidoczniej czarno-włosy pochłonął mnie w całości i stępił zmysły.  
Przed nami rozciągały się tylko drzewa i kolejne fale brudnej zieleni. Dodatkowo swobodne poruszenie się utrudniała mi nić Itachi’ego. Bezustannie wplątywała się w jakieś krzewy, lub zahaczała o kamyk. Pociągnęłam ją bliżej siebie.
Ciekawe czy Itachi przyjmie reklamację?
- I to ma wam niby pomóc? – Ren patrzył to na mnie, to na niewidzialny sznurek.
- Skupcie się! – syknął Sasuke.
- Gdyby nie ja Uchiha, nigdy nie wyczułbyś tej chakry. Poza tym wróg jest blisko, ale poziom energii jest dosyć cherlawy.
- Ale z drugiej strony porusza się błyskawicznie – odgryzł się tym samym kpiarskim tonem.
- Nie lekceważcie wroga – wyrecytowałam niczym szkolną regułkę. Spojrzeli na mnie zażenowani i na nowo prześlizgnęli wzrok ku niekończącemu się lesie.
Teraz zauważyłam, że lada moment przed nami zjawi się pierwsze utrudnienie na misji. Po tylu miesiącach przerwy zapomina się o podstawowych zagrożeniach w podróży. Nawet na zadaniach najniższej rangi jest możliwość natknięcia się na najgorszego wroga.
OK, musiałam przełknąć ślinkę. Ta wizja mnie przeraziła.
- Uwaga – Sasuke przybrał pozycję obronną i cofnął się o krok.
- Już tu jest…
Równo z cichym szeptem Ren’a zza gęstego krzaczka wydostał się maleńki kotek. Sierść miał czarną niczym smoła, a oczy mieniły się miodowymi refleksami.
Sasuke wyprostował się, a jego mina była prawdopodobnie najgłupszą jaką do tej pory widziałam:
- Hę? – jęknęła równo męska część grupy.
- O mój Boże! – ja w tym czasie poczłapałam do zwierzęcia, które zatrzymało się na nasz widok. Kot nie wyglądał na niebezpiecznego. I wnet, jakby na całkowite zniwelowanie wszelkich podejrzeń, zaczął lizać swoją łapkę. Oczka zaświeciły mu żółtawym blaskiem i nic nie było w stanie mnie powstrzymać.
Oprócz mocnego uścisku na nadgarstku i odciągnięcia do tyłu.
- Stój – ton Sasuke nie znał sprzeciwu.
Spojrzałam na niego pytająco, ale szybko pozbyłam się trudności z koncentracją. Jeszcze parę sekund temu rozpaczliwie rozmyślałam na temat spotkania z najgorszym wrogiem. Czułam chakre. Czułam ją kilka marnych metrów przed sobą.
- Chcesz mi powiedzieć, że to on… to ten kotek…? – próbowałam zapytać się Uchihy, ale przerwał mi kiwnięciem głowy.
- Ja bym go kotkiem nie nazywał – prychnął.
To było przedziwne, ale w momencie, gdy Sasuke przestrzegł mnie przed zwierzęciem odniosłam wrażenie, że blask w oczach zniknął, a jego spojrzenie stało się naraz wrogie.
- Cofnij się – rozkazał.
Wtedy Ren niespodziewanie wyskoczył przed siebie, chcąc pochwycić kota w ręce. Ten jednak zwinnie się wyślizgnął i pognał przed siebie, znikając wśród zieleni.
Kompletnie skołowani, kilka sekund zmarnowaliśmy na milczenie.
- Na co czekacie? – powiedział Ren, podnosząc się z ziemi. – Musimy go schwytać! To jakiś Shinobi!
- J-jasne – wykrztusiłam z siebie niepewnie i poderwałam do biegu. Od kilka godzin nie mieliśmy żadnej przerwy, a tu niespodziewanie ruszyliśmy w pogoń za Ninja-Kotem. Sasuke był tak wzburzony, że już dawno mnie dogonił. Dał mi znak i po chwili równo wskoczyliśmy na drzewa, żeby polepszyć sobie pole widoczności. Bacznie toczyłam wzrokiem po każdym kawałeczku lasu, a czarna kulka natychmiast rzuciła się w oczy, kontrastując z innymi kolorami.
- Hej! Tam jest! – mój głos był chyba za bardzo podekscytowany, ale i tak ucieszyłam się z odkrycia. Wymusiłam na sobie szybsze tempo. Teraz słodki koteczek znajdował się równo pode mną. Zastanawiałam się tylko, kiedy na niego skoczyć i dorwać go w swoje łapska.
- Kolejna chora strategia – rzekł Sasuke… zaraz! Sasuke? Kiedy on u licha zdołał zrównać ze mną kroku?! Przyjrzałam się jego twarzy i zrozumiałam, że sprawa jest poważana. – Jakiś Ninja używa Jutsu do zmiany w kota i specjalnie staje na naszej drodze.
- Pułapka – powiedziałam bez namysłu.
- Owszem, tylko dlaczego teraz ucieka?
- Przecież Ren skoczył na niego jak dzikie zwierzę!
- Psiakrew, nic z tego nie rozumiem – poirytowany mlasnął językiem i skoczył na niższą gałąź. Powtarzałam każdy jego krok, dumając nad usłyszanymi słowami.
I nagle obiekt naszej gonitwy był bliżej niż przypuszczałam. Zdziwiłam się, że Sasuke już nie zdecydował się go dorwać, tylko nadal czekał. Chrzanić to! Wkurzyły mnie te zagadki, bezsensowne teorie i niewyjaśnione sprawy. Mogę usłyszeć prawdę nawet od gadającego kota!
Zacisnęłam pięści i odepchnęłam się nogami od drzewa, wykorzystując całą swoją siłę. Obraz się zamazał, coś futrzastego utknęło w moich rękach i poczułam jak turlam się po ziemi, a każdy kamień daje mi mocno odczuć swoją obecność.
- Jasna cholera, Sakura! – krzyk Sasuke.
- Ty diabelska… - cichy, niewyraźny bełkot. Ren? Nie, to nie był jego głos. Ton brzmiał raczej jak dziecko. Odetchnęłam z ulgą, kiedy w końcu grzmotnęłam w drzewo, oparta o jego korę. Przestrzeń odzyskała ostrość, ale coś czarnego nie do końca zezwalało mi na pełną widoczność.
- Hej, zaraz! – pomyślałam na głos.
- Puszczaj mnie! – zażądał ktoś, znajdujący się kilka milimetrów od mojej twarzy. Wciąż byłam trochę otępiała po uderzeniu w drzewo, ale kurczowo trzymałam obiekt, oplatając go ramionami. Z sercem w gardle zerknęłam w dół. Przecież to do stu piorunów niemożliwe, żeby… - Ty cholerna dziewucho! Puszczaj mnie, bo tego pożałujesz!
A jednak…
Wydałam z siebie donośny pisk, a potem z przestrachem wypuściłam zwierzę. Ten kot gadał! Naprawdę gadał! Kiedy mówiłam, że mogę usłyszeć prawdę od gadającego zwierzaka… nie do końca  to miałam na myśli. Patrzyłam jak próbuje wziąć w garść upaprany od piasku i trawy. W tym samym momencie zza drzew wybiegł zdyszany Sasuke, a jego oczy zrobiły się wielkie jak spodki.
- On gada! – wypaliłam bez namysłu, wysuwając palec wskazujący w kierunku kociaka, który znajdował się między naszą dwójką.
- Co ty…
- Żadnego szacunku dla zwierzęcia! Gdyby nie fakt, że jestem bezbronny, porządnie bym wam przyłożył! – zbulwersowana czarna kulka wskoczyła na drzewo, a usta Sasuke rozwarły się szeroko.
Podążyłam wzrokiem za kociakiem.
- Jak to możliwe… że ty mówisz?
Prychnął.
Prychający kot! No koń by się uśmiał!
- Gdybym nie potrafił mówić, nie byłbym w stanie przekazać wam wiadomości.
- A więc jesteś posłańcem – Sasuke zmarszczył brwi i stanął obok mnie. Jego mina niepodważalnie była zażenowana faktem, że właśnie konwersuje z kotem. – Kto cię przysłał?
- Chcecie za dużo wiedzieć – kolejna dawka kpiarskiego tonu.
Dopiero teraz zauważyłam Ren’a, który stał jeszcze w głębi krzaków i prawdopodobnie zamarł wskutek tak szokujących doznań. Wręcz spozierał kota wzrokiem.
- To zadziwiające – mruknął Uchiha.
- Co tu się dzieję? Dlaczego napada nas gadający zwierzak? Dlaczego on w ogóle gada?! Przecież każdy wie, że…
- Shinobi może przeistaczać się w każdego osobnika i normalnie funkcjonować, ale ze zwierzętami jest inna bajka. Nasze funkcje życiowe są wtedy ograniczone, a główną cechą jest brak umiejętności mowy – dokończył za mnie i nie spuszczał wzroku z wroga. – Więc jaki cudem ty do cholery mówisz…? Pokaż nam się w swojej prawdziwej formie!
Zrozumiałam z tego tylko tyle, że ten kot jest imponująco silny.
Przewrócił oczami.
- Nie przyszedłem tu dyskutować o moich umiejętnościach. Przybyłem was ostrzec. Wiem, że Konoha chce odzyskać zwój… - na te słowa cała nasza trójka podskoczyła w miejscu. – Ale my nigdy, przenigdy nie pozwolimy wam go zdobyć. Jest w dobrych rękach i tam musi pozostać. Jeśli spróbujecie go odzyskać… zginiecie. Nasi ludzie nie cofnął się przed niczym. Nawet jeśli jesteście zwyczajnymi cywilami z wioski. Po prostu zawróćcie i zapomnijcie o zwoju!
Cisza.
I wiatr.
I ciężki plecak, którego zmuszona byłam przerzucić na drugie ramię. Jednocześnie dobiegł mnie szelest liści. Ren kroczył w naszą stronę, a ostatecznie zatrzymał się przede mną i Sasuke.
- Ty naprawdę myślisz, że wysłucham ostrzeżenia jakiegoś kota?
- Prawdę mówiąc nie dbam o to, czy mnie wysłuchacie czy nie. Ja miałem przekazać wam wiadomość, a waszą śmierć mam, że tak powiem delikatnie… gdzieś. Jeśli zlekceważycie moje słowa… wiedzcie, że znamy każdy wasz krok. Obserwujemy was.
- Kto? – wyjąkałam i momentalnie zalała mnie potężna fala niepewności. Nagle przez korony drzew przedostał się blask słońca. Kicia zmrużyła oczy, lecz niespodziewanie pewien obiekt zaczął mienić się najróżniejszymi barwami. – Nić… - szepnęłam.
- Kto nas obserwuje? – drążył Sasuke, porządnie wyprowadzony z równowagi. – Kim wy u licha jesteście i po co wam zwój?
- Cha, cha – dosłownie wryło nas w podłogę, kiedy kociak zaniósł się śmiechem. – Nie lubię zwoju i zakazanych technik i najwidoczniej wy też za tym nie przepadacie – łapką wskazał na mocno naświetloną nić. – Tankyori no Jutsu…
- Skąd ty… - rozwarłam oczy z przerażenia. Nie. Nie mogłam  tego tak zostawić! – Skąd ty wiesz, że my…
- Obserwujemy was – przerwał mi. – Na wyspie jesteście dosyć popularni i mógłbym nawet rzec, że niektórzy są piekielnie ciekawi rozwoju wydarzeń. Cha, cha, cha… jeszcze nigdy się z czymś takim nie spotkałem. Powaga!
- To jakieś bzdury – Ren chwycił do ręki kunai. – Zaraz cię złapię i wszystko nam wypaplasz! Mam już dosyć tych niezrozumiałych bełkotów!
- Myślisz, że w takiej formie mogę walczyć?
- Nie obchodzi mnie to.
Myśl, że ten kot wie o nas więcej niż my sami wyparła wszystkie inne. Podczas gdy Ren rzucił się na niego z głośnym charchotem, ja nie mogłam się nadziwić na ile niedorzeczności natknęłam się w ciągu dwóch tygodni. Najpierw dziwne zachowanie względem Sasuke, potem wieść o Kyori, a teraz gadający kot! Przerażało mnie bowiem to, że za każdym razem nowa niedorzeczność była bardziej niedorzeczna. Aż strach pomyśleć co napotka mnie następnym razem.
- Ren, nie rób tego! – z letargu wyrwał mnie stanowczy głos Sasuke. Kanoe mimo ostrzeżenia, wskoczył na drzewo. Wedle moich przypuszczać czarna kulka w okamgnieniu zniknęła z pola widoczności i tylko szelest liści utwierdził mnie w przekonaniu, że udało jej się uciec.
- Weźcie pod uwagę moje słowa! – dziecinny głosik rozległ się przez objęcia lasu.
- Szybko! Zdążymy go dorwać! Wcześniej się udało! – zagrzany do walki Kanoe dosłownie skakał w miejscu.
- To jest kot – powiedział Sasuke. – Zwierzę szybsze i zwinniejsze od człowieka.
- A jednak wcześniej Sakurze się udało.
- Ale wcześniej on chciał dać się złapać. Jego zadaniem było nas ostrzec, co zresztą sam słyszałeś.
Ren niezadowolony zaklął pod nosem, a jego kunai z powrotem zanurzyło się w kaburze. Nadal stałam w bezruchu, zastanawiając się czy przypadkiem lada moment nie zbudzę się w swoim łóżku otoczona przez płacz Satoshi’ego.
- On mówił… - pisnęłam.
- Może to jakaś nowa technika transformacji – wysunął Kanoe i stanął naprzeciwko mnie.
- Nigdy, w żadnej książce nie było wzmianki o tym, że podczas przemiany w zwierzę jest możliwość przywrócenia mowy. Nawet dla najpotężniejszych Shinobi jest to niemożliwe.
- Jesteś cała blada – zdziwiłam się, kiedy zmienił temat i zaczął się mi przyglądać. Odgarnęłam z twarzy kosmyk włosów, którzy przylepił mi się do policzka. – I spocona – dodał.
- Nie udawaj, że nic się nie stało! Właśnie zaatakował nas gadający kot.
- A ty nie przeżywaj. Prędzej czy później dowiemy się kim jest i kim są ci ludzie z wyspy. Póki co mamy potwierdzenia.
- On ma rację – wtrącił Sasuke. – Przynajmniej teraz wiemy, że nasz wróg rzeczywiście zamieszkuje jedną z wysp. Być może ci szpiedzy Madary też tam są.
- Aha, więc kto w ogóle jest naszym wrogiem? Kot czy szpiedzy? – spytałam nadąsana.
- Prawdopodobnie i to, i to – Ren ściągnął plecak i wyłowił z niego butelkę wody. Podał mi ją z gasnącym uśmiechem. – Masz. Napij się.
- Mam swoją.
- Ale ty będziesz się upierała i mimo próśb jej nie wyciągniesz.
- Najpierw mi powiedz jaki będzie nasz kolejny ruch. Wracamy do Konohy, prawda?
- Mnie się nie pytaj, tylko naszego… przywódcy – nieufanie zerknął w bok, a Sasuke odwdzięczył się morderczym spojrzeniem.
- No więc… - zmierzyłam go wzrokiem.
- Nie wracamy do Konohy. Naszym zadaniem jest wyciągnięcie informacji od Hotaru Tomoko i tego będziemy się trzymać.
- Przecież musimy o tym powiedzieć Naruto! Ten kociak powiedział, że nas obserwują, czyli wiedzą, że zmierzamy właśnie do niej! Sasuke! Nie możemy tak tego zostawić! Ren…pomóż mi – błagalnie zwróciłam się do czarno-włosego, kiedy Uchiha stanowczo pokręcił głową.
Jego współczucie mnie przeraziło.
- Przykro mi, ale ja nie wracam. Muszę dopełnić tą misję.
- Coś za bardzo ci na niej zależy – Sasuke skrzyżował ręce na piersiach i cały wręcz płonął od podejrzeń.
- To przez ich sposób myślenia.
- Ich? – zapytałam.
- Naszych wrogów, oczywiście. Tych, którzy użyli na was Kyori. Albo myślą bezsensownie, albo są prawdziwymi geniuszami i każdy ich ruch to kolejna część perfekcyjnego planu. Kimkolwiek są, muszę odkryć do czego zmierzą i co najważniejsze; dlaczego wasza dwójka jest w to wplątana – wyjaśnił rzeczowo, cały czas utrzymując ze mną kontakt wzrokowy. Wręczył mi butelkę z wodą.
- Ren. Ja naprawdę…
- Nie dyskutuj. Napij się.
- Chodziło mi o to, że w obliczu takiego wydarzenia nie mam zamiaru pić. Rany – uderzyłam otwartą dłonią w czoło. – Jeszcze  kilka tygodni temu wszystko było normalne. Ja byłam normalna i ciągle jestem. Dlaczego oni ubrali sobie za cel normalną dziewczynę? I Sasuke…?
- Nie ubrali nas sobie za cel – odpowiedział Uchiha, czając się za plecami Ren’a. – Sądzę, że przypadkowo stałaś się ich ofiarą, ukrywając zwój w domu.
- A ty?
- Ja byłem pierwszą osobą, której opowiedziałaś o napadzie tego Wampira. Znalazłem się po prostu w złym miejscu o złym czasie. Być może chcieli nas ograniczyć.
- To i tak jest niespójne i nielogiczne – powiedział Ren i opuszkami palców musnął mój nos. Jakbym miała pięć lat. – Pij. Na pewno jesteś spragniona.
- Teraz nagle interesuje się jak się czuję, a przedtem sunąłeś do przodu tysiące kilometrów przed nami i nie odezwałeś się słowem – to była taka nagła potrzeba wyrzucenia z siebie tego, co sprawiło mi przykrość. Wymknęła mi się spod kontroli i tyle.
Ren milczał. Czułam na sobie spojrzenie Sasuke, ale uparcie wpatrywałam się w mojego rozmówce analizując mimikę jego twarzy.
Obrócił się na pięcie i ruszył przed siebie.
- Chodź – po kilku ciągnących się minutach Sasuke podszedł do mnie, jego ściągnięte mięśnie twarzy i nabuzowana mina zbiły mnie z pantałyku.
Spojrzałam na niego z wyrzutem.
- Czyli nie wracamy?
- Nie.


Od autorki: Mogę tylko wyobrażać sobie wasze miny po wejściu na bloga xD O, tak kochani! Dla Sasuke i Sakury skończyły się dobre czasy i od teraz sprawy nieco się pokomplikują. Aby dać wam to odczuć, tym razem użyłam nieco innego stylu na wygląd bloga. Być może w tym rozdziale rozwój akcji nie był jeszcze tak widoczny, ale już niedługo… :3
I Boże! 20 obserwatorów i 250 komentarzy! Jestem oszołomiona! Dosłownie. Dziękuję wam za to!
            PS: Czytałam notkę kilka razy, ale jeśli wystąpił błąd, wybaczcie. W każdym razie możecie mnie o tym informować na akemi.chan@op.pl . A! Jeśli chodzi o zasadę z utratą mowy w formie zwierzęcia; to mój własny wymysł xD.

22 komentarze:

  1. Jak zwykle mega :D
    Sasuke i te jego miny haha uwielbiam to!

    Proszę o next - jak najszybciej ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. No trochę się uśmiałam, a zwłaszcza przy tym ,,Szybo! Zdążymy go dorwać! Wcześniej się udało!" Mała literówka, a jednak zmienia znaczenie xDD
    No i kiedy wreszcie będzie moment sasusaku (niewiem, jakiś pocałunek, czy coś!)?! Dziewczyno, następny będzie 15 rozdział, a tu nic!
    Weź coś z tym zrób.
    Mam nadzieję, że kolejna notka mnie (i innych) usatysfakcjonuje. Póki co zapraszam do mnie, choć niestety niedługo zakończę mojego bloga (i zacznę wreszcie pisać nowe opko) -> www.love-game-sasusaku.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyjmuję każdą krytykę, ale proszę nie popędzać mnie w sprawach SasuSaku. Każdy do tego ma własne tempo, a "moja miłość" między nimi rozwija się powoli :)
      Pozdrawiam

      Usuń
  3. Padłam na latającej świni xD Jestem bardzo ciekawa co wydarzyło się między Renem, a Sakurą *o*

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajnie, że zmieniłaś czcionkę. Teraz się czyta o wiele wygodniej :) Co do rozdziału, jak zwykle trzyma poziom :) Chcę już wiedzieć co będzie dalej, pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten rozdział był dziwny. Powiem tak rozwój akcji mnie zaskoczył, ale nie wiem czy do końca pozytywnie. Powiem szczerze byl dla mnie troche nudny. Wyglad bloga cudny, strasznie podoba mi sie nowy naglowek. Mam nadzieje ze szybko napiszesz nastepna notke i bedzie ciekawsza niz ta :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten rozdział wysszedł Ci... spoko. Naprawdę spoko. Kilka literowek, czasem brak przecinka, co bardziej mi się rzuciło w oczy, niż w poprzednich notkach, bo, mimo przebiegu wydarzeń, nie trzymał on w napięciu. Jednak, tak właśnie powinno być - jakby to wszystko wyglądało, gdyby kazdy rozdział byl mocno ekscytujący? Czekam na nexta
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie
    ( http://naruto-wiezi-historia.blogspot.com/ )

    OdpowiedzUsuń
  7. pogubiłam się. w ogóle nie wiem co o tym myśleć. o co chodzi w zachowaniu między Renem a Sakurą.. co ma znaczyć ostatnia mina Sasuke, o czym miał rozmawiać z Sakurą gdyby nie przerwał im Ren?. co to za kot i kto to są Oni?.. jeszcze nigdy nie miałam tylu pytań do jednej notki. Akemi.. zaskakujesz mnie coraz bardziej. twoje pomysły zbijają z pantałyku, nowe historie wywołują zarówno podziw jak i zagubienie.. no co tu więcej mówić?. jedna wielka niewiadoma, która znając ciebie zwiększy się jeszcze parokrotnie. całe szczęście po tym etapie pojawi się pare odpowiedzi. pare odpowiedzi i jeszcze więcej pytań, ale to taki szczegół xD.
    wspieram i pozdrawiam xD

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny rozdział;) Jestem bardzo ciekawa co wydarzyło się między Sakurą a Renem, o co chciał zapytać Sasuke. Strasznie podoba mi się motyw z kotem i Oni, mam nadzieję że wszystko ułoży się po Twojej myśli i że nie zabraknie Ci tak dobrych pomysłów;)Nagłówek jest genialny, pomaga wczuć się w klimat opowiadania ;)

    Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy;)
    Keade153

    OdpowiedzUsuń
  9. Nooo, szablon dość, a nawet bardzo ciekawy. I w końcu zbliża się jakaś gruba akcja.
    Nie myliłam się myśląc, że ta misja będzie ciekawa.
    Czy Ren, nie jest aby zazdrosny o Sakurę? Kurczę, to takie nieprawdopodobne i możliwe zarazem :)
    W ogóle nie wiem dlaczego, ale ten tekst z wyspą i jej mieszkańcami, którzy bardzo lubią przygody naszych shinobi, skojarzył mi się z Igrzyskami Śmierci, wiesz takie reality show. Tutaj walczysz na śmierć i życie, a po drugiej stronie dobrze się bawią, oglądając cię.
    No nic.
    Pozdrawiam i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam, że nie czytałam Igrzysk Śmierci, ale oglądałam film. W każdym razie nie myślałam o tym podczas wymyślenia fabuły na misję xD No cóż... każdy ma własne skojarzenia :D
      Pozdrawiam

      Usuń
    2. Pamiętasz może. Kiedyś chyba w jakimś komentarzu wspominałam o pewnym... projekcie :)
      Wejdź proszę na:
      tsuki-no-kuroi-me.blogspot.com
      ^^

      Usuń
  10. Ohayo Akemi-chan :3

    Rozdział był niesamowity, więcej pytań niż odpowiedzi, ale wiesz? Za to Cię lubię. Piszesz naprawdę ciekawie, a tajemniczość jest tak wielka, że wylewa się ponad brzegi. :) :* Świetnie, po prostu świetnie.
    Na wszystkie kurczaki, ale się uśmiałam jak Sakura napadła na kociaka. *_* Ach... Więcej!!!

    Jakiś czas temu ( spory) odwiedziłam Twój profil na youtube.com i muszę przyznać, że historia przez Ciebie stworzona jest niesamowita, brak mi słów. Mam nadzieję, że nie obrazisz się na mnie jeśli udostępnię link do Twojego video. Oczywiście napiszę kto jest autorem i dodam link do bloga. W notce jako takie "coś" wartego obejrzenia. :3

    Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oh, byłoby mi bardzo miło. Naprawdę nie mam nic przeciwko. Cieszę się, że spodobały ci się moje filmy, chociaż prawdę mówiąc, nie mam na razie czasu na ich kontynuację.

      Również pozdrawiam! :3

      Usuń
  11. Geeenialny szablon! :D
    Są dwa, czy trzy błędy, ale w ogóle nie wpływają na tekst :3 Ren do Sakury znowu coś? Bo osobiście uważam, że tak to wygląda xd
    Proszę daruj sobie wampiry... Nie lubię ich, a w tym opowiadaniu kompletnie nie pasują... Ale to moja taka głupia sugestia oczywiście xd
    Pisz, pisz. Podoba mi się ta misja :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bynajmniej nie mam zamiaru wplątywać w tą historię takich stworzeń jak wampiry. Sama wiesz; fanką "Zmierzchu" i książek tego typu nie jestem. Wolę przygodówki, romanse i tajemnice, które piętrzą się jak stosy książek w bibliotece :D Dziękuję za dobre słowa.

      Usuń
  12. Kurcze. Ten szablon jak do tej pory góruje! A przynajmniej dla mnie!
    Rozdział? Do łez rozbawił mnie ten kot! Nie mówiąc już o Itachi'm z którego ubaw mam przy każdym kolejnym rozdziale. Świetnie piszesz! :D

    OdpowiedzUsuń
  13. Szczerze? Jak weszłam na bloga, to mnie po prostu zamurowało. Przez chwilę nawet się zastanawiałam, czy adresów nie pomyliłam... Ale kiedy już doszłam do tego, że wszystko jest w porządku, tylko po prostu wygląd bloga uległ "lekkiej" zmianie, mogłam szczerze stwierdzić, iż mi się podoba. Jest bardzo... obiecujący ^^
    Co do rozdziału, wydawał mi się bardzo krótki. Ale to już nawet przestało mnie dziwić... Twoją twórczość zawsze czytam na jednym wdechu, a potem się muszę męczyć ten tydzień, czy dwa...
    Relacje Ren'a i Sakury nadal pozostają dla mnie zagadką. Ale przypuszczam, że za niedługo uchylisz rąbka tajemnicy. Mam taką nadzieję :D
    I mam nadzieję, że on jest o nią zazdrosny.
    Achh, zazdrość! Jak ja kocham to uczucie! Oczywiście chodzi mi o to, iż lubię czytać, że ktoś jest zazdrosny. Sama nienawidzę tego odczuwać...
    Jak dla mnie rozdział nie był nudny. Wolę mieć wszystko dokładnie opisane; nienawidzę kiedy akcja rozgrywa się za szybko. Dlatego też proszę Cię, nie słuchaj wszystkich rad... Niektórzy chcą przyspieszyć rozwój wydarzeń, ale ja doszłam do pewnego słusznego wniosku. Ty zawsze wiesz co, gdzie i kiedy ma się wydarzyć. Nic nie dzieje się ani za szybko, ani za wolno. Jest idealnie. Przecież wiadomo, że na Sasuke potrzeba trochę czasu. Gdyby tak od razu zakochał się w Sakurze, to całe opowiadanie by było bez sensu... Znaczy, ja mam takie odczucie.
    Och. I gratuluję tylu obserwatorów, oraz komentarzy :3
    Jak najbardziej zasłużyłaś.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciężko napisać taki rozdział, aby wszystko w nim idealnie się rozgrywało. Zawsze, czytając swoje wypociny mam wrażenie, że akcja za szybko się toczy, lub - przeciwnie - za wolno.
      Cieszę się, że nie poganiasz mnie z SasuSaku i również uważasz, że na Sasuke potrzeba mnóstwo czasu, aby "otworzyć jego skamieniałe serducho" xD. Cóż, mam zamiar się tego trzymać i niczego nie przyśpieszać.
      I zazdrość... najbardziej to uwielbiam o niej czytać. To takie uczucie, które często uświadamia ludzi w zaskakujących odkryciach, a jednocześnie buduje coś nowego. Mam do niej takie same zdanie jak ty :)

      Dziękuję bardzo i również pozdrawiam!

      Usuń
  14. Marudząca Sakura zawsze spoko. xd
    Na początku myślałam, że to był jakiś zwykły kotek. Okazało się, iż nie. Nie dość, że gada to jeszcze grozi śmiercią. No i kim są ci, którzy obserwują Haruno i Uchihę? Pewnie mają z nich niezłą polewkę. Ale w sumie co się dziwić.
    Wkurza mnie Ren. Myśli, że wszystkie rozumy pozjadał. Echh.
    Sasek przywódcą. Jupi! :3
    Spodziewałam się, iż po tym wszystkim nie wrócą do Konohy. W końcu po co wyruszyć tak daleko i już wracać. xd
    Ciekawe jak Satoshi się trzyma pod opieką Naruto, Hinaty i Ino. Gdyby nie Hina, pewnie byłoby źle. :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Ren i Sakura... Ciekawe, co to za historia?

    OdpowiedzUsuń