„Nie
jestem wyjątkowy, co do tego nie mam wątpliwości. Jestem zwyczajnym
człowiekiem o zwyczajnych myślach i wiodłem zwyczajne życie.
Nikt nie postawił pomnika ku mej czci, a moje imię
szybko pójdzie w zapomnienie, lecz kochałem - całym sercem
i duszą - a to moim zdaniem wystarczająco dużo”
Nicholas
Sparks
Kiedy
zatrzasnęły się drzwi do jednego z maleńkich domków stojących przy porcie,
podskoczyłam w miejscu, puszczając rękę Sasuke. Naturalnie było to wynikiem
„przypadku”, wcale nie pragnęłam zataić tego gestu przed Ren’em.
Jednak
zamiast Kanoe u progu stanął otyły mężczyzna, którego łysina błyszczała w
promieniach słonecznych. Toczył po nas podejrzliwym wzrokiem, jednocześnie
bawiąc się sznurkami od fartucha.
-
A więc tym razem Konoha, co?
Ren
wyszedł tuż za nim.
-
Bardzo nam zależy aby dostać się na wyspę Michigatta – powiedział. –
Słyszeliśmy, że często wysyłacie tam statki towarowe…
-
Tak, to prawda – mężczyzna nie wyglądał na zadowolonego z faktu, że zawracamy
mu głowę.
-
Kiedy jest następny? – wtrąciłam. – Musimy tam być jak najszybciej.
-
Akurat macie szczęście. Następny właśnie przygotowuje się do podróży. Jednakże
wiedzcie, że robię to tylko i wyłącznie ze względu na wasze pochodzenie. Mam
dług wdzięczności u Hokage. Posiadałem również zaszczyt pomocy przy budowie
mostu Naruto.
Właściwie
trudno było mi sobie wyobrazić, żeby jakiś człowiek mógł traktować Naruto z
takim respektem. Do tej pory nie wierzyłam, że tacy fanatycy stąpają po ziemi.
Może Narutanizm będzie nową religią?
Otyły
mężczyzna podszedł bliżej i wskazał na jakiś punkt za mną.
-
O, tam – podążyłam za jego palcem wskazującym. – Tam jest Michigatta. Jedna z
najbardziej odizolowanych wysp. Moi pracownicy twierdzą, że port jest czynny
tylko ze względów na nasze dostawy. Statki mają głównie do ewakuacji. A tu… -
jego palec szybował nad moim czołem i tym razem zaprezentował coś przy lądzie.
– Mój statek. Cudeńko, nieprawdaż?
Gdy
Sasuke i Ren taksowali nasz pojazd, ja skoncentrowałam się na wyspie. Może to
jedna z tych dziecinnych zagrywek, o których prawiły Ino i Hinata, ale nie
mogłam się powstrzymać. Wystawiłam dłoń, żeby sprawdzić czy wyspa równa się
wielkością z moim małym palcem, czy może dorównuje kciukowi. I wtedy
automatycznie uderzyła mnie jedna myśl.
-
Ekhm… proszę pana. Właściwie ile zajmuje „rejs”?
Grubasek
schylił się, by podnieść jakąś skrzynkę, a przez snop światła z jego łysiny,
zmuszona byłam zmrużyć oczy.
-
Dzień i pół – zacharczał. – Coś w ten deseń.
-
To długo – Ren momentalnie sposępniał.
-
Wy młodzi to zawsze musicie być o coś niezadowoleni. Cieszcie się, że dzięki
mojemu dobremu sercu macie transport. I to jeszcze jaki… A propos, to
jakaś tajna misja?
-
Władze Konohy przypuszczają, że jedni z poszukiwanych kryminalistów przebywają
na tej wyspie – wyjaśnił Sasuke.
-
Ouu, to nie dobrze.
-
Jednego z kryminalistów to my mamy tutaj – burknął Ren pod nosem, ale dzięki
Bogu grubasek był zajęty konwersacją z Sasuke. Rzuciłam mu ostrzegawcze
spojrzenie, na co odpowiedział krótkim prychnięciem.
-
Mogę poświadczyć, że ludzi, którzy takim sposobem jak wy dostawali się na wyspę
była zaledwie garstka. I wszyscy byli moimi znajomymi. Ufałem im. Wy jesteście
pierwszymi, których puszczam „na czarno”, w ogóle nie znając. Macie szczęście,
że znam waszego Hokage. Wierzę, że wysyła was w jakimś istotnym celu.
W
natłoku informacji i zdarzeń uprzytomniłam sobie, że wygląd statku dalej
stanowi dla mnie zagadkę. Prześlizgnęłam wzrok w tamtym kierunku i od razu
dopadła mnie filozoficzna zajawka. Cóż jest takiego niesamowitego w tym statku,
że grubasek wyraża się o nim z taką dumą? Zbierałam się nawet do podpytania o
jakieś szczególne cechy, ale wtem dostrzegłam dwójkę osób, które krzątały się
po pokładzie. Ich śnieżnobiałe kombinezony od razu zwróciły moją uwagę.
Wyglądali trochę jak pszczelarze.
Palec
wskazujący mężczyzny ponownie wyrósł przed moimi oczami.
-
To moja załoga. Zazwyczaj jest ich więcej, ale tym razem nie mamy dużo surowców.
Ale do rzeczy; musimy ustalić pewne sprawy – powiedział mechanicznie i klapnął
na drobny taborecik tuż przy wejściu do domku. Wtem założył nogę na nogę, co
znów zmusiło mnie do poważnych rozmyślań. Jego kontrola nad tak potężną warstwą
tłuszczu jest wręcz zadziwiająca.
Cha,
cha… Musiałam się uśmiechnąć.
-
Przetransportujemy was na Michigatte, ale w zamian oczekuje pomocy. Gdy
dobijecie do wyspy, razem z moją załogą wyniesiecie ze statku wszystkie
skrzynie. Naturalnie wcześniej będziecie musieli zaopatrzyć się w specjalnie
kombinezony, aby nie wzbudzić niczyjich podejrzeń.
-
Chodzi panu o strój pszczelarza? – palnęłam.
Mężczyzna
zrobił wielkie oczy, najwyraźniej nie rozumiejąc mojego sposobu myślenia.
Dopiero po paru chwilach rozległ się jego skrzeczący śmiech, który rozsadził go
tak bardzo, że aż musiał wyciągnąć z kieszeni papierosa.
Twarze
moich towarzyszy pozostawały kamienne. Tylko Ren patrzył na mnie jakbym
wypaplała największą tajemnicę ludzkości.
-
Dobra, umowa stoi – ton Sasuke nie znał sprzeciwu.
Zamknęli
swoje ręce w uścisku.
-
Nakashima, Mei! – zawołał na swoją załogę. Kombinezony przystanęły w miejscu i
przerwały wykonywane zajęcia.
-
Co jest szefie? – usłyszałam cienki, kobiecy głos.
Grubasek
chwycił ramię Ren’a i Sasuke oraz zbliżył ich do mnie z obu stron. Poczułam się
nieswojo.
-
Na ten rejs macie towarzystwo. To Konoha więc bądźcie grzeczni. Mamy jeszcze
zapasowe kombinezony w nadbudówce?
-
Mamy, mamy – niemal zanuciła, bacznie nas lustrując.
-
A więc do roboty!
***
Tak
jak oczekiwałem, w zawartej umowie kryły się pewne haczyki. Otóż nasza trójka
oprócz wynoszenia skrzyni po dotarciu do celu, zmuszona była również wnosić je
na statek. A nawet jak dla mnie lekkie one nie były. Jedyną frajdą wśród całego
zamieszania była możliwość spoglądania na Sakurę, która zacięcie
usiłowała udowodnić wszystkim, że taki ciężar nie jest dla niej
wyzwaniem.
Torturowała
się właśnie z kolejnym drewnianym bagażem, gdy do niej podszedłem i uniosłem
skrzynie z drugiej strony. Nieomal natychmiast zrobiła się purpurowa na twarzy.
-
Dam sobie radę – wysapała.
Westchnąłem.
-
Odpuść sobie, dobra? Żadna kobieta nie poradzi sobie z takim ciężarem, więc nie
musisz nam niczego udowadniać. My, mężczyźni jesteśmy po prostu silniejsi.
-
Jasne, jasne! Ja właśnie próbuję wam udowodnić, że tak nie jest i wcale źle mi
nie idzie.
-
Jesteś tego pewna? – spytałem ledwie zatrzymując w sobie cisnące się na usta
drwiny.
-
Oczywiście – parsknęła oburzona. W tym momencie prędko zabrałem ręce ze skrzyni
wskutek czego zdezorientowana Haruno potowarzyszyła jej podczas lotu w dół. –
Auu! Sasuke! – zawołała, kiedy z wielkim hukiem łupnęła na tyłek.
-
Nadal chcesz nam to udowadniać?
W
środku turlałem się ze śmiechu.
Ale
tylko tam.
-
To było z zaskoczenia. Grasz nie fair!
-
Ja nie miałbym problemu z taką sytuacją. Utrzymałbym skrzynie.
-
Teraz tak mówisz, bo to nie ty leżysz na tyłku! – z bólem w głosie pomasowała
swoje plecy.
I
nagle śmiech w moim wnętrzu ucichł. Znów napadło mnie to przedziwne uczucie.
Szczęście i głos pochodzące z serca, który apodyktycznym tonem rozkazywał mi
jej pomóc. Jak w amoku podążyłem za jego słowem i stanąwszy nad Haruno,
wystawiłem dłoń przed jej oczyma.
-
Um… - zmieszała się, a twarz wykrzywiły jej zmarszczki zaskoczenia. Gdy nasze
ręce natknęły się na siebie już przy delikatnym muśnięciu, lekka fala ciepła
momentalnie zaczęła pieścić moją skórę. Nagle zacząłem traktować ją jak
najcenniejszy skarb i pomocy udzieliłem z największą ostrożnością, jakby przy drobnym
zachwianiu Sakura potrafiła rozkruszyć się niczym szkło.
Parę
sekund staliśmy sobie naprzeciw, patrząc prosto w oczy. Nie chciałem wyrywać
się z tego słodkiego odurzenia, ale coś za nami zaszumiało i nagle Ren zjawił
się na szczycie podestu, prowadzącego na pokład.
Jego
oczy błyszczały jak rozżarzone węgle.
Sakura
zrobiła krok w tył.
-
To ostatnia skrzynia? – zapytał.
Skinęła
głową i gdy schylała się, żeby ją podnieść, Ren zdołał ją uprzedzić, nie
rezygnując przy tym ze spojrzenia płatnego zabójcy. Odpłaciłem się mu tym
samym, ot tak. To uświadomiło mnie, że Sakura czym prędzej powinna z nim
porozmawiać. Bój jeden wiedział czy wiedziony był zazdrością, czy problem leżał
zupełnie gdzie indziej.
Gdy
jego sylwetka zniknęła z powrotem na pokładzie, z domku wyszedł ten obślizgły
grubas.
-
Wszystko?
Kolejne
skinięcie ze strony Sakury.
-
Świetnie. W takim razie możecie ruszać. Stroje załóżcie dopiero, gdy będziecie
blisko brzegu. W ciągu rejsu nie macie potrzeby ich noszenia. Byle ktoś was nie
zauważył bez nich.
-
Dobrze – odpowiedziała posłusznie i zaczęła dreptać w kierunku podestu. Grubas
przetransportował się z powrotem do chatki, a apodyktyczny ton mego serca
chwycił nadgarstek Haruno.
-
Sakura czekaj…
-
Dzisiaj z nim porozmawiam – nawet na mnie nie spojrzała. Po prostu zatrzymała
się w półkroku ze spuszczoną głową. – Sama zastanawiam się co chodzi po jego
głowie.
Odpuściłem.
-
Niech będzie.
Co
najmniej przez kwadrans po wypłynięciu załoga otyłego mężczyzny oprowadzała nas
po całym statku. Tuż pod naszymi stopami, w ogromnym pomieszczeniu, gnieździły
się te wszystkie skrzynie. Było też kilka skromnych pokoi na nocleg. Chcąc czy
nie, zmuszeni byliśmy spędzić jedną noc na wodnym transporcie, czego bynajmniej
nie chciałem.
-
Tutaj jest „kuchnia” – oznajmił członek załogi rysując w powietrzu cudzysłów. –
Oczywiście nie mamy tu dziarskiego sprzętu, ale na potrzeby rejsu zaopatrzyliśmy
się w jakieś jedzenie. Jest chleb – na potwierdzenie podszedł do jednej z
szafek i ją otworzył. – I wiele innych. Głodować raczej nie będziecie.
Faktycznie
nazywanie tej klitki kuchnią samoistnie zmuszało do przyjęcia sarkastycznego
tonu. Było to drobniuteńkie pomieszczenie, które na dobitkę do połowy zajmował
aneks kuchenny.
Właściwie
cała nadbudówka składała się wyłącznie z wąskiego i krótkiego korytarza,
którego rozgałęziało parę pokoi.
Wtedy
do całej wycieczki turystycznej dołączyła się kobieta i tym razem wskazała na
drzwi:
-
Nad ranem będziemy już na miejscu. Tutaj macie odpowiednie stroje. Trochę czasu
zajmie wam znalezienie swojego rozmiaru, więc zacznijcie poszukiwania już
dzisiaj – jej perliczy śmiech wyrwał mnie z odurzenia, bo raptem wymieniła się
z mężczyzną wzrokiem, z którego biło tylko ciepło i sympatia.
Sakura
delikatnie skinęła głową.
-
Bardzo dziękujemy i jednocześnie przepraszamy za dodatkowe problemy.
-
Ależ nie ma za co przepraszać – kobieta nie przestawała się uśmiechać. Była
szczupła i miała kościste policzki, niekiedy naprawdę obawiałam się, że przy
tak mocnym rozciągnięciu skróty, ta zwyczajnie się rozerwie. – Cieszę się, że
na tę podróż mamy jakieś towarzystwo. Tym bardziej ekscytujący jest fakt, że
pełnicie tu role detektywów.
-
Może nie od razu detektywów, ale owszem, mamy do rozwiązania skomplikowaną
zagadkę.
-
Jeśli będziemy mogli jakoś wam pomóc, dajcie znać – wtrącił mężczyzna. Wyglądał
znacznie posępniej, ale również nie rezygnował z uniesienia kącików ust.
Przebiegł wzrokiem po mnie, a następnie przeniósł się na Ren’a. Cokolwiek sobie
pomyślał, miałem to gdzieś.
-
Oczywiście – zgodziła się Haruno. – Jeszcze raz dziękuję.
-
Naprawdę nie ma problemu. Dacie sobie radę? Ja i Mei musimy teraz zabrać się za
wypełnianie dokumentów. Zwykła papierkowa robota.
-
Nawet mi o tym nie przypominaj – jęknęła niezadowolona, klepiąc go po plecach.
– Czeka na nas tysiące teczek, a dokładniej na nasze podpisy.
-
Nie zapominaj o tych dotyczących towarów – uzupełnił.
Haruno
zagryzła dolną wargę, rozejrzała się dookoła, chwilę spoglądała na mnie, po
czym jej usta delikatnie się wykrzywiły, informując o intensywnej fazie
namysłu.
-
Więc teraz nie mamy nic szczególnego do roboty? – zapytał Ren, gdy ta otwierała
już usta.
Mei
(o ile dobrze zapamiętałem) pokiwała uprzejmie głową i chwyciła pod ramię
swojego partnera. Chyba za dużo czasu spędzam z Sakurą, bo ni z tego ni z owego
zacząłem rozmyślać nad ich relacjami. Albo są parą, albo naprawdę dobrymi
przyjaciółmi…
-
Świetnie. W takim razie rozejrzę się po pokładzie – dodał.
-
Tylko nie przestrasz się naszego kapitana. Steruje statkiem – zażartowała Mei.
-
Jasne – odburknął w swój lekceważący sposób, a jego sylwetka zaczęła znikać
wśród ciasnoty korytarza. Gdy wyparowała w całości, Sakura automatycznie
odwróciła się w moją stronę.
-
Masz już jakiś pomysł na zajęcie sobie czasu?
-
Nie, nie sądzę. Po prostu pójdę teraz do jednego z pokoi.
Sprawiała
wrażenie rozczarowanej, ale tylko przez chwilę. Kilka sekund później jej twarz
rozświetliła biel zębów.
-
Um… Mei-san? Może mogłabym pomóc w … tej dokumentacji? Oczywiście jeśli to nie
problem. Rozumiem, że mogę nie mieć dostępu do takich danych, ale w Konoha
zawsze wykonywałam brudną robotę za naszego wielmożnego Hokage i tak jakoś…
W
ostatniej chwili fale śmiechu przeistoczyłem w prychnięcie i pozwoliłem
wydostać się temu na zewnątrz.
-
Co jest? – Sakura spojrzała na mnie zaskoczona.
-
Za dużo gadasz – stwierdziłem, na co ten koleś wybuchł śmiechem. Nie rozumiałem
jego rozbawienia, przynajmniej ja usiłowałem być jak najbardziej poważny.
-
Och, znam ten ból. Mei ma podobny problem.
-
Idiota. To nieprawda – zbuntowała się.
-
Ależ tak. Zresztą teraz to nieważne. Co do twojej propozycji …yyy…
-
Sakura – Haruno ponownie skinęła głową.
-
Ach, tak. Sakuro jeśli zdołasz wytrzymać tą nabożną atmosferę to jak
najbardziej przyjmuję twoją ofertę. Przynajmniej pójdzie nam szybciej.
-
Naprawdę sama od siebie chcesz mieszać się w papierkową robotę? – Mei patrzyła
na Sakurę, a nad jej głową widniał wielki znak zapytania.
-
Wolę papierkową robotę niż samotne przesiadywanie w jednej z tych klitek.
I
teraz to we mnie uderzyła dawka rozczarowania. Spotęgowała się w momencie,
kiedy Sakura pomachała mi niepewnie i zaczęła deptać po piętach tej dwójki.
Cóż
mogłem począć? Z pewnością nie zagaję do kapitana, a już tym bardziej nie mam
zamiaru użerać się z nadąsaną osobowością Ren’a. Próżnym działaniem byłaby
także próba wyciągnięcia z niego informacji. Poza tym ta rola jest już zajęta
przez Sakurę i liczyłem, że dzisiaj sumiennie ją spełni.
Była
tylko taka drobna iskierka w moim sercu, która dziwnie na mnie oddziaływała i
wywoływała lęk na myśl o rozmowie „sam na sam” prezentowanej przez Haruno i
czarno-włosego aroganta.
***
Mei
z pozorów rzeczywiście mogła wydawać się dziecinna i rozgadana, ale obecna
rzeczywistość okazywała kompletnie inną stronę jej osobowości. Była uprzejma,
skupiona i sprawiała wrażenie niesłychanie mądrej. Wystarczyło posłuchać ile
inteligentnych terminów na temat dokumentacji zawiera jej osobisty
słownik. I najważniejsze, co naprawdę sprawiało, że czułam się lepiej. Razem z
Nakashimą ściągnęła ten paskudny kostium pszczelarza i teraz z Mei siedziałyśmy
po turecku na ziemi, a pomiędzy nami leżały nieskładnie porozrzucane papiery.
Oczywiście
tylko z mojej perspektywy były one „nieskładnie porozrzucane”. Mei miała swój
osobisty system sortowania.
-
Te tutaj dotyczą skrzyń z działu B, a te odnoszą się do tych A. Teraz zajmiemy
się działem C. Podawaj mi papiery po kolei i pilnuj, aby tego nie pomieszać –
wręczyła mi gruby plik kartek A4 i jednocześnie wstając, zasiadła przy biurku.
-
Mei-san, nie wiem czy uda mi się niczego nie schrzanić. Podobno mam do tego
niesłychany talent… - powiedziałam niepewnie wertując wzrokiem dokumenty
należące do działu C.
Kobieta
zaniosła się piskliwym śmiechem. Byłam naprawdę pod wrażeniem jej piękna. Miała
cudowne włosy, które sięgały do piersi i lekko falowały. Dodatkowo, w blasku
świec, błyszczały tym nieziemsko wspaniałym orzechowym kolorem. Ach! I ten
wachlarz rzęs nad jej błękitnymi oczami! Przy niej byłam niewidzialnym cieniem.
-
Dasz sobie radę – spojrzała w moje oczy. – Z takim podejściem na pewno coś
schrzanisz. Wystarczy w siebie uwierzyć, Sakura. Poprosiłabym Nakashimę, ale on
ma jeszcze gorszą głowę do takiej roboty. Jednak nie zmuszam cię, jeżeli nie
chcesz kontynuować to…
-
Nie, nie – przerwałam jej ze stanowczością. – Nie zostawię cię z tym wszystkim.
Wystarczy już, że twój facet pozostawił cię na pastę losu.
Planowałam
podać jej pierwszą kartkę papieru, opisującą szczegóły skrzyni z numerem sto
siedemdziesiąt cztery, ale nagle Mei zrobiła tak wielkie oczy, że jeszcze
bardziej oczarowała mnie ich pięknem.
-
Facet? – jej głos nagle stał się ochrypły.
-
Um… Nakashima-san, ten blondyn z krótkimi włosami. Był tu jeszcze chwilę temu –
postanowiłam udać głupią, ale ona znów się zaśmiała.
Zagryzłam
dolną wargę.
-
To nie jest mój facet, tylko brat.
-
Brat? – nie byłam w stanie zdusić szoku. Moja ręka zatrzymała się w połowie
drogi trzymając dokument. Mei wzięła go ode mnie.
-
Jakżeby inaczej. Nakashima to mój młodszy braciszek. Co prawda różnią nas
zaledwie dwa lata, ale to i tak daje mi prawo do bycia tą bardziej
odpowiedzialną, nieprawdaż?
-
To ile on ma lat? – musiałam natychmiast rozwiać wątpliwości. Podczas jego
obecności bezustannie zwracałam się do niego Nakashima-san. Czyżbym robiła to
niepotrzebnie? Swoją drogą wyglądał dość dziecinnie, ale spodziewałam się
raczej, że będzie w wieku Mei, a ta z kolei…
-
Dwadzieścia cztery – jej głos zakończył moje rozmyślania.
-
Ach tak – nieomal mi ulżyło. Dzieliło nas długie pięć lat. – A więc Mei-san ma
dwadzieścia sześć?
-
Zgadza się.
Kobieta
odwróciła się tyłem do mnie i zaczęła bazgrolić coś na kartce papieru. Pewno te
mądre regułki.
-
To dziwne. Naprawdę wyglądaliście jak para.
-
Och nie kochana. Nienawidzę miłości… - zdębiałam gdy ton Mei stał
się ponury i matowy. W jednej chwili z tryskającej radością i pozytywizmem
osóbki przeistoczyła się w nachmurzoną kobietę. Jej ręka przestała się płynnie
poruszać, a długopis opadł bezwładnie na biurko i poturlał się do samego
brzegu. W ostatniej chwili udało mi się go złapać.
-
Mei-san? – wyjąkałam porządnie zszokowana.
Mei…
nienawidzi miłości?
Tylko
jak można nienawidzić czegoś, przez co się kocha?
Teraz
to ja wstałam i położywszy długopis na pierwotnie miejsce, delikatnie
pochyliłam się nad szatynką.
Nagle
usłyszałam jej chichot.
-
Hę?
-
Wybacz Sakura. Zamyśliłam się. Widzisz… ty masz tendencję do chrzanienia
prostych rzeczy, a ja do nienawidzenia facetów i tych prostackich,
romantycznych uczuć.
-
Nienawidzisz facetów?
-
A czemuż miałabym ich lubić? Moja rodzina jest oczywiście wyjątkiem, ale
reszta… to zwykłe śmiecie – przy ostatniej formułce znów spoważniała, jednak
zamknęła w dłoni długopis i zerknęła na mnie. – Dziękuję.
-
Hej, wszystko w porządku? – położyłam dłoń na jej ramieniu.
Skinęła
głową.
Może
to pytanie było nie na miejscu i najprawdopodobniej rozdrapałoby blizny
tragicznych wspomnień, ale ja musiałam to zrobić. Ciekawość i współczucie na
poły rozdzierały mnie od środka. Sama po sobie wiem, że po krótkim zwierzeniu
człowiek czuje się lepiej. Dlaczego miałabym nie spróbować z Mei?
-
D-dlaczego nienawidzisz mężczyzn? – wykrztusiłam z trudem.
Jej
westchnięcie dało mi do zrozumienia, że moje szanse na usłyszenie historyjki są
naprawdę wysokie. Klapnęłam więc na maleńkim taboreciku obok, bacznie ją
obserwując.
Kiedy
pochwyciłam jej spojrzenie aż dech mi zaparło na widok jej zołzowatego
uśmieszku.
-
Spytam cię wprost Sakura. Masz faceta… narzeczonego, męża?
Zdziwiona
pokręciłam głową.
-
A kogoś, kogo kochasz? Nie chodzi mi o rodzinę, ani przyjaciół, wiesz co mam na
myśli… – naciskała.
Przy
tym pytaniu dopadła mnie masa wątpliwości, ale ostatecznie skwitowałam ją tym
samym ruchem głowy co poprzednio. Nie chciałam teraz zagłębiać się w myśli na
temat moich uczuć do Ren’a, lub… Sasuke. Tak. To niesłychane, ale on też
przyszedł mi na myśl.
-
Dobrze więc. A czy kiedykolwiek był taki ktoś?
Od
tego już nie było ucieczki.
-
T-tak.
Jej
zołzowaty uśmiech stał się jeszcze bardziej… zołzowaty. Wyraźnie uprzytomniła
mi, że czekała na taką odpowiedź.
-
I co z tego wyszło?
-
Nic – wzruszyłam ramionami.
-
Zostawił cię?
-
Tak jakby.
Sama
od siebie zmarkotniałam i chyba właśnie przez to Mei była skora mi odpuścić.
Oddaliła się ode mnie i zaczęła wykonywać kolejne notatki.
-
A więc nie będę owijać w bawełnę. Miałam siedemnaście lat i byłam bajecznie
zakochana. Oczywiście miłość idzie w parze z brakiem logicznego myślenia, więc
jak pewnie podejrzewasz byłam ślepa na wady mojego „jedynego”.
Znam
to, pomyślałam, ale nie powiedziałam tego na głos.
-
Zdradzał mnie – oświadczyła, a ja naprawdę zdziwiłam się, że opowieść tak
prędko znalazła swój koniec. Nawet nie zdążył się wsączyć we mnie ten smutek i
odpowiednia atmosfera. – Miał kilka innych kobiet na boku i każdą tak samo
oszukiwał. Mówię ci, faceci są sprytni. Nie żebym cię zniechęcała, tylko cię
ostrzegam.
Pomyślałam
o Ren’ie.
-
Nawet nie masz pojęcia ile sekretów kryje każdy z nich. Jak bardzo jest w
stanie oszukać kobietę, myśląc, że będąc zakochana jest zupełnie ślepa. Doszłam
do wniosku, że to my robimy źle. My, kobiety… Powinnyśmy nie dać owijać się
wokół palca i prosto z mostu pytać gdy coś jest nie tak. Męczyć ich choćby do
upadłego. Niewiedza jest uciążliwa.
Niewiedza
jest uciążliwa…
Wsłuchiwałam
się w słowa Mei jak w najważniejszą audycję w radiu. Zrozumiałam wnet, że jej
koncepcja jest jak najbardziej logiczna, a zachowanie Ren’a może się z tym
utożsamiać.
Nagle
jej słowa zmobilizowały mnie do rozmowy z nim. Tak jak nigdy dotąd. Wręcz
rwałam się z miejsca i mogłam natychmiast wyruszyć na poszukiwania po całej
powierzchni statku.
-
Ale Sakura… - usłyszałam głos Mei, który powrócił do swojej dawnej formy. Gdy podniosłam
wzrok patrzyła na mnie z tamtymi iskierkami szczęścia, które igrały w niej
wcześniej.
-
Tak?
-
Teraz nie bądź smutna, bo będę się winić. Przecież nie każdego czeka taki sam
los. Może akurat tobie się poszczęści. Nakashima zawsze mówi mi, żebym nie
wkładała wszystkich do jednego wora – zachichotała.
Uśmiechnęłam
się, ale wewnątrz prowadziłam wojnę, a głównym sprawcą konfliktu był Ren Kanoe
i jego tajemniczość.
On
wie coś więcej! Słowa
Sasuke.
Porozmawiam
z nim! I
moje zapewnienie.
Z
westchnięciem powróciłam do pracy, krążąc myślami wokół jednej osoby.
Brat
Mei był łaskaw udzielić nam minimalnej pomocy. Utrzymywała się dawna atmosfera,
tyle że moje myśli i tak kotłowy się wokół Ren’a. Nie koncentrowałam się już
tak bardzo na papierkowej robocie – wręcz przeciwnie – dążyłam do jak
najszybszego ukończenia zadania, żebym wreszcie mogłam stanąć twarzą w twarz z
Kanoe.
Dochodziła
dziewiętnasta gdy skończyliśmy. Cały dzień przesiedziałam w ciasnej klitce i
przedziwnie było wyjść na pokład, który otaczała ciemność. Może wyłącznie
świece dawały jakieś nikłe światło, ale nie skupiałam się na tym. Nawet
gwieździste niebo nie zdołało zwrócić mojej uwagi. A przecież uwielbiałam
gwiazdy! Ale był Ren… Ren, Ren, Ren…
Ren
i jego cholerna tajemniczość drażniła mnie bardziej niż Shikamaru i Kiba razem
wzięci. Nawet wizja tak długiego odizolowania od Satoshi’ego opadła na drugi
plan. Naruto z całą pewnością nie został poinformowany o kolejnym ruchu,
komenderowanym przez Sasuke. Ostatecznie sam chciał, żeby to on był „liderem”.
Dopiero jutro rozpocznie się Armagedon, kiedy to Uzumaki zauważy naszą długą
nieobecność.
Dreptałam
po pokładzie, a każda deska dawała mi do zrozumienia, że ważę swoje, ale to też
nie było w stanie mnie odciągnąć od upartych myśli. Słowa Mei zdołały zmącić
mój humor, a zwłaszcza stosunek do mężczyzn. Kiedy to uświadamiała mi jak
okrutnie postąpiła moja pierwsza miłość, faktycznie również przestałam mieć
nadzieje.
Ale
potem pojawił się Ren. I znów dzięki niemu iskierka nadziei zakiełkowała w moim
serduszku.
Ale
potem momentalnie się rozpłynęła. W ciągu zaledwie kilku sekund po moim
wypadku…
Mei
ma rację,
dudniło mi w głowie. Już miałam kierować się z powrotem do nadbudówki w
poszukiwaniu Ren’a, kiedy dostrzegłam postać tuż przy dziobie statku. Była odwrócona
tyłem, jednak momentalnie ją rozpoznałam. Głos Mei raz jeszcze zawitał w mym
umyśle. Serce, niewzruszone zdaniem rozsądku, poprowadziło mnie przed siebie.
-
Ren? – ostrożnie stanęłam obok, a ten na dźwięk mojego głosu widocznie się
wzdrygnął.
-
Sakura? Czego chcesz?
-
Możemy porozmawiać? – głupio mi było, bo miałam wrażenie, że dla niego jestem
tylko przeszkodą, ale jeszcze bardziej bolał mnie ton jego głosu. Ten, który
wyraźnie dawał mi do zrozumienia: „Znowu musi mi przeszkadzać”.
Kanoe
z westchnięciem obrócił się w moją stronę. Powietrze było mroźne, a wiatr
porywisty. Natychmiast porwał nasze włosy w dziki taniec. Z naburmuszoną miną
usiłowałam z tym walczyć, odgarniając kosmyki z twarzy.
-
Nie mam ochoty na pogaduszki – oznajmił zimno.
-
To nie są pogaduszki. Tym razem chcę porozmawiać na poważnie. Proszę, wysłuchaj
mnie.
-
Nie chcę.
-
Ren… - wyciągnęłam rękę, aby chwycić rękaw jego kurtki, ale momentalnie się
odsunął. Zabolało. Zabolało mocniej niż atak ostrzem Shurikena, w pewnej chwili
zapragnęłam się poddać, ale Mei stanowczo mi tego zabroniła.
Powinnyśmy
nie dać owijać się wokół palca i prosto z mostu pytać gdy coś jest nie tak.
Męczyć ich choćby do upadłego.
On
właśnie tak chce. Chce żebym sobie poszła.
Zmarszczyłam
brwi. Sądziłam, że teraz zbierze się we mnie potworna złość lub coś innego, ale
przykrość jaką mi sprawił skutecznie zniwelowała cały efekt. W końcu moja mina
przypominała wyraz twarzy desperatki, która szykuje kiepską zemstę.
Wtedy
on się odezwał:
-
Wypełniałaś z nimi te papiery?
-
Um – przytaknęłam zbita z tropu.
-
Znalazłaś coś podejrzanego?
-
O czym ty mówisz do licha?
-
O naszej misji – zgromił mnie wzrokiem. – Musimy być czujni. Nawet oni mogą być
zaplątani w intrygi tych ludzi z wyspy.
Pfu.
Teraz potworna złość dopiero nabrała na sile i to ona wyeliminowała smutek.
-
Ty chyba sobie żartujesz?! Mei-san i Nakashima-san to dwoje niczemu winnych
ludzi. Nie od razu każdy napotkany w Kiri ninja musi być Wampirem, który użył
na nas Zakazanego Jutsu! – krzyknęłam tak głośno, że niewątpliwie kapitan po
drugiej stronie pokładu usłyszał moje słowa.
-
Nie uważasz, że zbyt łatwo poszło nam załatwienie transportu? – zrewanżował
się.
-
Nie! Ponieważ to ty go załatwiałeś!
-
Pierwsze lepszy facet się na to zgodził!
-
Bo dobrze trafiłeś! Sam słyszałeś jak mówił o Naruto. Niedaleko przecież
wybudowano most ku jego czci!
Prychnął
i ukazał mi swoje plecy.
-
Jak zwykle naiwna i lekkomyślna.
Ja
postanowiłam ukazać mu gotującą się we mnie wściekłość. Chwyciłam jego ramię i
mocno ścisnęłam (naprawdę mocno, nawet mi trudno było w to uwierzyć), następnie
z impetem obróciłam go we właściwym kierunku i pchnęłam w tył. Ren
zdezorientowany zachwiał się lekko. Omal nie stanęło mi serce, bo myślałam, że
wyląduje poza burtą. Na szczęście w odpowiedniej chwili zdołał utrzymać
równowagę.
Ale
ulga była niczym przeciwko całemu rozzłoszczeniu.
-
Tego dnia… tego dnia Itachi i Sasuke zabrali mnie do siebie, a ty …ty poszedłeś
z Naruto – mówiłam, sapiąc niczym rozjuszony byk. Ren rozwarł szeroko oczy. –
Dowiedziałam się wtedy o Tancośtam no Jutsu, a Naruto miał przekazać to tobie.
Nie wierzę, po prostu nie chcę mi się wierzyć w to, że zdobyłeś tyle samo
informacji co ja i Sasuke! Wiesz coś więcej, prawda? Nie ukrywaj tego.
Zachowujesz się inaczej, jesteś zbyt pewny, że akurat na tej wyspie znajdziemy
odpowiedź! W rzeczywistości zależy ci na tym bardziej niż mnie i Sasuke, a to
przecież niedorzeczne.
Moje
wyjaśnienia i skargi nie były zawiłe, lecz proste i stanowcze. Byłam z nich
dumna, ale nie na długo. Szok szybko opuścił twarz Kanoe, a jego miejsce
zastąpiło sztuczne uznanie.
-
Brawo. Ta scenka wyszła ci całkiem nieźle.
-
Je-jesteś bezczelny! – omal nie zakrztusiłam się rozdrażnieniem.
-
Powtarzasz się – burknął.
-
Ale przynajmniej mam dowód.
-
Dowód na co? – nachylił się nade mną. Jego twarzy była tak blisko, że mało
brakowało, a potrafiłabym się jeszcze oblać rumieńcem w takiej sytuacji. –
Sakura… musiałbym cię nie znać, żeby stwierdzić, że sama doszłaś do tego
wniosku.
Przełknęłam
ślinę. Nie miałam bladego pojęcia co miał na myśli, ale też nie posiadałam na
tyle odwagi, aby coś z siebie wydusić.
-
To twój Sasuke, prawda?
-
C-co? – moja buzia otworzyła się bardzo szeroko. Ren zmniejszył dystans między
nami. Czułam jego oddech.
-
To on zmusił cię do tej rozmowy. To on ma te swoje pokręcone podejrzenia. A ty…
ty słuchasz go jak marionetka – pisnęłam, gdy Ren ścisnął moje nadgarstki i
przycisnął do barierki, która ratowała mnie od wpadnięcia do wodnych głębin. –
Brzydzę się wami! – i jego głos również. Brzmiał jakby wypił kwaśne mleko.
Prędko
pozbierałam myśli do jednej kupy i spojrzałam mu w oczy.
-
To nie tak. Sasuke rzeczywiście domyślał się paru rzeczy, ale ja sama chciałam
z tobą porozmawiać.
-
Zmieniłaś się Chibi – powiedział już spokojniej.
No
nie! W owej chwili miarka się przebrała. Regułki miałam podane jak na tacy.
-
Ja? Ja się zmieniłam? To ty po moim wypadku stałeś się kimś innym! To ty
zostawiłeś mnie i Satoshi’ego przez swoje durne lęki! Wiesz co? Ja też nie
chciałam tak wcześnie być matką, też było mi ciężko! Te twoje marne tłumaczenia
o nie gotowości do bycia ojcem w ogóle cię nie usprawiedliwiały. Zamiast nas
wspierać, zostawiłeś! I nadal… nadal zachowujesz się jak ktoś zupełnie inny.
Nadal mnie odsuwasz jak nic nie wartego śmiecia.
-
A ty nadal nic nie rozumiesz – odpowiedział natychmiast z warknięciem. Poczułam
jak wzmocnił uścisk na nadgarstkach.
-
Więc mi to wytłumacz do cholery! Tak żebym zrozumiała! – zaczęłam się szamotać
jak dzikie zwierzę, które nie dopadło żadnej ofiary od dłuższego okresu czasu.
Ren był jednak silniejszy. Przycisnął mnie mocniej do barierki i patrzył na
mnie w intensywny, wręcz natarczywy sposób. – Nienawidzę cię, wiesz? –
pociągnęłam nosem, bo moje oczy naraz zalały się wilgocią. Tak jakby pożyczyły
odrobinę wody z rozciągającego się jeziora. Starałam się nie pokazywać mu jak
bardzo bolą mnie nadgarstki.
-
Nie mogę nic ci powiedzieć – zacisnął oczy. – Nadal próbuję z tym walczyć, ale
nie potrafię patrzyć na ciebie tak jak wcześniej, dotykać cię bez lęku i z
beztroską, śmiać się razem z tobą… - zaciął się. Znów zaklął i wyglądał tak
jakby ochoczo spoliczkował sam siebie.
Korzystając
z chwili słabości wyrwałam się z uścisku i ruszyłam wprzód tak, aby znaleźć się
przynajmniej kilka metrów od barierki.
Otwierałam
usta, ale wciął mi się w słowo:
-
Myślałem, że chcesz wyciągać ode mnie informacje, a nie wracać do przeszłości –
ten oskarżycielski ton zmusił mnie do obrony. Otarłam łzy wierzchem dłoni.
-
Ja nie chcę wracać do przeszłości, ale ty nie dajesz mi wyboru. Jak mogę przeć
naprzód, skoro za sobą pozostawiłam niewyjaśnione kwestie, które przenigdy nie
dadzą mi świętego spokoju?
-
Wszystko jest wyjaśnione – powiedział mechanicznie. – Naciskałaś tak bardzo, że
w końcu ci wyjaśniłam.
-
Ale co mi wyjaśniłeś? To, że nie jest codziennością posiadanie dziecka z
najlepszą przyjaciółką? To śmieszne i absurdalne! Czy ty naprawdę myślisz, że
ja nie czułam tego samego? Dla mnie… to co zrobiliśmy też było szokiem, ale
stało się! Powinieneś wreszcie wziąć za to odpowiedzialność… - wewnętrzy radar,
który wykrywał zirytowane osoby blisko mnie od razu zawył donośnym alarmem. Ren
zabijał mnie wzrokiem.
-
Wracaj do pokoju. Jest późno.
Pokręciłam
głową, myśląc: „To musi być jakiś koszmar”, a na głos powiedziałam:
-
Świetnie, cudownie! Po prostu uwielbiam rozmowy z tobą! Zawsze można się wiele
dowiedzieć i cię zrozumieć.
-
Wracaj i nie przeszkadzaj mi.
-
W czym?
-
W byciu samotnym.
Najchętniej
grzmotnęłabym mu w tą zakapryszoną twarz, tyle że raz jeszcze moje serce
zawibrowało z przykrości, perfekcyjnie łagodząc gniew. Stało się dla mnie
jasne, że nic więcej nie wskóram. Mądrzej byłoby przygwoździć go do barierki i
zagrozić śmiercią, ale przecież za żadne skarby nie zdobyłabym się na coś
takiego.
Krańcowa
wściekłość rozkazała mi odejść z dumą:
-
Do teraz nie pojmuję jak mogłam kiedykolwiek uznawać cię za najdroższą mi
osobę. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego! – sapnęłam gniewnie, nie przejmując
się tandetnym tekstem. Zamiast tego skierowałam się z powrotem do nadbudówki,
dumając nad ilością osób, które wsłuchiwały się w naszą rozmowę. Gabinet Mei i
Nakashimy był sporo oddalony, liczyłam, że zostali tam po moim odejściu. A
kapitan… to kapitan. Nie znam go, wiec mało mnie interesuję czy wtrącił się w
moje prywatne życie.
Gdy
miałam już zatrzasnąć za sobą drzwi, dobiegł mnie głos Ren’a.
-
Sakura! Czekaj!
Deski
zaskrzypiały pod czyimś krokami. Z godnym pożałowania prychnięciem ruszyłam w
głąb korytarza, ignorując wołania. Przywołałam w pamięci każdą wspaniałą
chwilę, którą spędziłam z Ren’em i nie mogłam dowierzyć potokowi wydarzeń.
Zaledwie kilka sekund odmieniło moje życie. Tak diametralnie. O sto
osiemdziesiąt stopni.
Wówczas
dudniące kroki znów zaatakowały moje uszy, a kiedy ktoś brutalnie chwycił moje
ramię, odwróciłam się na pięcie i użyłam całej siły, aby cisnąć ową osobą w
tył.
-
Ren, ty…!
Ale
to nie był Ren.
Szok
posttraumatyczny sprawił, że zamiast rzucić się na niego z przeprosinami,
sterczałam jak kołek, przyglądając się temu oczami, które przypominały monety.
-
S-asuke?
-
Zawsze musisz reagować tak porywczo? – jego spokój wywarł na mnie kojący wpływ,
ale wciąż nie dało się wykluczyć tego, że płaczę. Nie dało się też wykluczyć,
że nie potrafię przestać płakać. Już kiedy ujrzałam go w pierwszym ułamku
sekundy, stopniowo gromadziły się we mnie wszystkie emocje, aby ostatecznie
eksplodować. Rozryczałam się jak bezbronne dziecko, czego najwidoczniej Uchiha
kompletnie się nie spodziewał. – Sakura… - podszedł bliżej odrobinę
rozhisteryzowany.
-
Rozmawiałam z Ren’em, nic mi nie powiedział. On… on, tylko ciągle gadał abym
dała mu święty spokój, że mam wracać i nie prawić mu o przeszłości – ukrywał
twarz w dłoniach i skuliłam się. W ferworze zwierzeń dochodziły do mnie coraz
to nowsze fakty. – Wiedział, że to ty wszystkiego się domyśliłeś, nic mi to nie
dało, że z nim porozmawiałam. Właściwie czuję się jeszcze bardziej paskudnie i
najchętniej skoczyłabym za burtę, obserwując jak odpływacie dalej.
-
Ej, uspokój się…
Strzępki
zdań zapewne niewiele mu wyjaśniały.
-
Jego słowa tak bardzo mnie ranią. Nienawidzę go! Nienawidzę! Mam ochotę iść do
Ren’a i…
Bach.
Coś klapnęło na czubku mojej głowy, a potem delikatnie się poruszyło. To
Sasuke. Sasuke i jego dłoń.
-
Chodź do pokoju – powiedział, gdy spojrzałam na niego wielkimi, przerażonymi
oczami. Błyskawicznie daliśmy susa do pierwszej kajuty, jaka stanęła na naszej
drodze. Miejsce było ustronne. Zbudowane z ciemnych, dębowych desek i
zaopatrzone zaledwie w szafę i jednoosobowe łóżko.
Sasuke
poprowadził mnie do łóżka i kazał na nim usiąść.
-
Nie płacz już – wzdrygnęłam się w widoczny sposób, gdy spoczął tuż obok mnie.
Ciepło bijące z jego ciało emanowało nawet z takiej odległości. – Prześpij się,
a jutro zobaczymy co dalej. Najprościej byłoby po prostu podpytać Naruto o
jakieś szczegóły.
-
To znaczy, że wracamy?
-
Póki co nie – spojrzał na mnie nierozszyfrowanym wyrazem twarzy. – Teraz naszym
priorytetem jest sprawdzić czy znajdziemy coś więcej na Michigacie. Pomyśl
tylko… sama stwierdziłaś, że Ren jest zbyt pewny. Skoro jest zbyt pewny i wie
coś więcej, to i my możemy liczyć na to, że na wyspie znajdziemy odpowiedź.
Zamknęłam
oczy, a łzy potoczyły się po moich policzkach. Oczy Sasuke naprawdę miały jakiś
cudowny dar. W formie Sharingan’a były zabójczo niebezpiecznie, a ja odkryłam,
że normalna odsłona również może stanowić zagrożenie. Bo gdy kotłowały się we
mnie wspomnienia i tęsknota to wystarczyło mi zagłębić się w czerń jego ślepi,
a nuż wszystko co negatywne odchodziło w niepamięć. Było mi trochę wstyd, że
tak łatwo można mnie zauroczyć.
Sasuke
wykorzystał moje milczenie i ponownie się odezwał:
-
Jutro będziemy już na miejscu i zobaczymy co dalej. Wydaję mi się, że
najlepszym wyjściem będzie przespacerować się po tej wyspie. Facet z portu
mówił mi, że widok ludzi w białych kostiumach jest tam normą – poklepał
poduszkę i przyszykował kołdrę, po czym wymusił na mnie niepewność, przez
ciężar swego spojrzenia.
-
Sasuke…
-
Połóż się i śpij.
-
Ale ja chcę ci podziękować.
Jego
spokój ustąpił miejsca zdumieniu.
-
Za co?
-
Za pocieszenie. I to już drugi raz. Naprawdę aż tak widać, kiedy coś mnie
gryzie?
-
Nawet nie masz pojęcia jak bardzo.
-
Ja i Ren… od dawna mamy tak skomplikowane stosunki. To, co się stało… mój
wypadek i przyjęcie. Ach, ja…
-
Wypadek? – zmarszczył czoło.
Westchnąwszy,
przyciągnęłam kolana bliżej, mocno je opatulając. Kiedy zbierałam się już do
skrótowego opisania wydarzeń, dłoń Sasuke niespodziewanie wylądowała na moim
policzku i nakazała mi obrócić się w jego stronę.
-
Hę?
-
Dosyć już na dzisiaj. Odpocznij, a resztę opowiesz mi później.
Opowiesz
mi później… Cholera,
ja naprawdę miałam zamiar to zrobić. To odkrycie zdziwiło mnie do tego stopnia,
że zapomniałam o gorącej dłoni Sasuke na mojej skórze, ale czarne oczy mi to
uprzytomniły. Patrzyły na mnie intensywnie i można powiedzieć, że poczułam
jakby Uchiha przenikał do mojej duszy.
Nagle
pokręcił głową, mruknął coś pod nosem i w owym momencie przypominał mi
zachowanie Ren’a w chwilach, gdy męczę go przeszłością.
-
Wszystko w porządku? – zapytałam ochryple.
Zabrał
dłoń i patrzył na nią z fascynacją oraz zdziwieniem.
Naprawdę
zachowywał się dziwnie.
-
Sasuke, dobrze się czujesz? – podjęłam się kolejnej próby.
-
Tak – w końcu mi odpowiedział. Jego głos powrócił do dawnej, stanowczej barwy.
Chwycił mnie za ramiona i naparł delikatnie, tak, żebym mogła opaść na poduszkę.
Zrobiłam to bezwładnie niczym martwy przedmiot. Martwy przedmiot, który
dodatkowo nie jest w stanie oderwać wzroku od jego użytkownika.
Rozległ
się skrzyp łóżka, kiedy ciężar ciała Sasuke wyświadczył mu przysługę i zniknął.
Zaskoczył
mnie, kiedy po tylu przyjemnych słowach pocieszenia najwidoczniej chciał
opuścić to pomieszczenie w milczeniu. Nie mogłam do tego dopuścić. Musiałam go
zatrzymać.
-
Sa… - głos miałam strasznie ochrypły, więc zakaszlnęłam i ponowiłam próbę. –
Sasuke, poczekaj chwilę.
Przystanął,
ale nie obrócił się.
-
Co?
Lepsze
to niż: „Czego chcesz?”.
-
Naucz mnie być taką silną i odważną jak ty. Mam dość mojej obecnej osobowości.
Chciałabym się zmienić i lepiej radzić z problemami. A wiem, że ty…
-
Dlaczego prosisz o to mnie? – syknął.
-
Bo ty masz te wszystkie cechy, których ja potrzebuję – uściśliłam. – Jesteś
silny, wytrwały i niesłychanie odważny. Jesteś dobrą osobą…
-
Jak możesz nazywać dobrą osobą kogoś, kto doniedawna miał w planach
wymordowanie każdego żyjącego mieszkańca w Konoha? Wszystko zawdzięczacie
wyłącznie Itachi’emu i jego cudownemu planu – mówił z drwiną, mimo to naraz
zamilkł i zerknął na mnie przez ramię. – Ale ty nie waż się zmieniać. Jesteś
dzielna, właściwie wydaje mi się, że dzielniejsza ode mnie…
-
Co…? Ale Sasuke, ja…
Drzwi
zatrzasnęły się z hukiem. Sasuke Uchiha zostawił mnie samą z mętlikiem w
głowie. I ja rzekomo miałam wypoczywać? Ciekawe jak będę w stanie to zrobić,
kiedy umysł miałam przepełniony po brzegi najrozmaitszymi myślami. Z
bezsilności przywaliłam głową w poduszkę, przypuszczając, że jakimś cudem to
uderzenie wypchnie ze mnie większość niepotrzebnych myśli.
Od
autorki: Dwadzieścia jeden
stron! O__o Nie jest to najdłuższy rozdział jaki napisałam, ale i tak nieźle go
przeciągnęłam. Zależało mi, aby zmieścić tutaj rozmowę Sakury i Ren’a, no i
jeszcze Sasuke do tego. Ogólnie przy następnym rozdziale pomalutku zacznie się
coś nie coś wyjaśniać, a akcja nabierze tempa.
Pozdrawiam
gorąco wszystkich wytrzymałych i cierpliwych czytelników, a także dziękuję za
27 obserwatorów! <33
Akemii
Kurczę, nie mogę wyjść z podziwu dla Twojego talentu. Rozdział jest świetny zresztą jak każdy, cieszę się że był długi, i co nieco się wyjaśniło.Ale również pojawiło się mnóstwo nowych spraw:) Szablon jest ładny chociaż poprzedni bardziej mi się podobał;)
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na kolejną część;)
Pozdrawiam:)
Dziękuję <3
UsuńA ja mam takie "schorzenie", że jak już coś wyjaśniam, to jednocześnie dokładam nową zagadkę XD.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńhmm... było .. ciekawie. może nie popłakałam się ze smutku, czy nie szalałam z radości i podziwu, ale na pewno spędziłam miło czas, który poświęciłam na czytanie tego rozdziału. dobrze, że "dowiedzieliśmy" się o wypadku Sakury i nie dowiedzieliśmy się szczegółów xD ;p. byłoby zbyt pięknie. i już wiem, że to, co okazuje Ren to nie zazdrość o Sakure. jeszcze nie wiem dokładnie, ale jestem blisko znalezienia odpowiedniego słowa xD.
OdpowiedzUsuńzaskoczyło mnie, że na statku pracuje kobieta, a co lepsze był to dla mnie większy szok niż, gdy dowiedziałam się że mężczyzna z nią pracujący to jej brat ;p. hehe.. tym razem nie ufam właśnie jemu(bratu). dziwne..
muszę się nad tym zastanowić..
pozdrawiam xD
No tak, więc tak :)
OdpowiedzUsuńNowy szablon cudny, zresztą, rozdział też.
Ta rozmowa z Renem... Mmm, wisienka na torcie, a do tego stosunki Sakury do Sasuke i odwrotnie.
Narutanizm... Chyba się dołączę :D
Pozdrawiam
Ach, a mi się teraz smutno zrobiło, że nie ma czegoś takiego jak "Narutanizm". Również natychmiast bym się dołączyła xD
UsuńKocham... KOCHMA TWÓJ BLOG!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńDobra zacznę od początku. Jestem pod wielkim wrażeniem i zazdroszczę Ci talentu, jakim dysponujesz. Masz boske opowiadanie w którym się totalnie zakochałam :*
Szablon jest śliczny, Sakura wygląda niesamowicie i jeszcze jej synek. Na początku myślałam, że to syn Sasuke, ale się pomyliłam, gdyż ojcem jest Ren. Kurcze, jak ja go nieznoszę!!! Co za cham z tego Rena! jak on mógł tak potraktować biedną Sakurę, no ja się pytam?!! Przez chwilę miałam wrażenie, że on winni ja za wszystkie swoje porażni, a przecież to nie jej wina, że on jest dupkiem! Jak on może mówić, że nie jest gotowy na bycie ojcem? Przecież Saki potrzebuje pomocy.
Byłam zaskoczona, gdy Sakura uderzyła Sasuke, zamiast Rena... oczywiście był to przypadek, bo dziewczyna myślała, że to Ren, a jemu się należało.
Kochany Sasuke ^.^ zabrał ją do swojego pokoju i wsparł kilkoma ciepłymi słowami. Zaskoczyły mnie słowa gdy poprosiła Uchihę by pomógł jej się stać tak silna jak on.
Sasuke mysli, że ona jest silniejsza od niego? Boziu jaki on jest kochany!
Swoją drogą fajnie musieli wygląda w tych białych strojach. Nie wiem co mam myśleć o Mei [kurcze ona nienawidiz facetów!] i jej bracie. Opinie muszę sobie jeszcze wyrobić.
Ogólnie to jestem ciekawa co wydarzy się na tej wyspie, co z tymi zbiegami, co z Ren'em i oczywiście co z Sakurą.
Strasznie podoba mi się Twój blog, masz niesamowity talent do pisania, który skłania mnie od wiecznego pozostania u Ciebie i podziwiania Twojego talentu. Błagam Cię powiadamiaj mnie o każdej nowości na Twoim blogu.
Jak znajdziesz czas to skromnie zapraszam na http://revenge-of-the-warrior.blogspot.co.uk/ gdzie staram się pisać historię Isarabi, dziewczyny Itachiego oraz Uchihy ^.^
Pozdrawiam i czekam na kolejny tak genialny rozdział
PS: mogę dodać Twój blog do swoich linków?
PS2: mój obecny pseudonim potterówna jest pozostałością po starym blogu, zamierzam ten nick zmienić w najbliższym czasie.
Dziękuję ci bardzo <3 Twoje słowa podniosły mnie na duchu i na pewno będą motywować mnie przy pisaniu następnego rozdziału. Jest mi niezmiernie miło, że tak bardzo zauroczyłaś się moim opowiadaniem xD
UsuńZ czasem u mnie różnie bywa, ale pozwoliłam sobie zajrzeć na twojego bloga i sądząc po liczbie rozdziałów prędko zabiorę się za czytanie, bo wiele tego nie mam ^
Oczywiście możesz dodać mnie do linków, a ja w najbliższym czasie zrobię to samo u siebie ^^
Pozdrawiam
.Nie musisz mi dziękować za komentarz, gdyż po pierwsze to ja Ci dziękuję za to, że masz tak boski blog, który mogę czytać a po drugie Twój talent zasługuje na jeszcze dłuższe komentarze.
UsuńCzy zauroczyłam się Twoim opowiadaniem? Raczej zakochałam się w Twoim blogu! Mam nadzieję, że będę mogła Cię motywować, gdyż z wielką i nieukrywaną niecierpliwością czekam na kolejny rozdział u CIebie.
Oj wiem, jak to jest teraz z wolnym czasem ^.^ Będzie mi jednak niezmiernie miło, jak tak świetna autorka zajrzy na te moje wypociny.
Ja z wielką radością dodałam już Twój blog do swoich linków :D I błagam o powiadamianie mnie o każdej wiadomości na Twoim blogu. Z góry bardzo dziękuję i pozdrawiam [oraz życzę wney!!!].
PS: Zmieniłam pseudonim z potterówny na Loreen
Wiem jestem beznadziejna i niedobrze mi z tym : < musisz mi wybaczyć. Obiecuje, że nadrobię jak tylko znajdę troszkę czasu. O boże, ale jestem straszna.
OdpowiedzUsuńPs. Ja wiem, sama nie czytam, a zapraszam - no żywa beznadzieja. Ahh - mtears.blogspot.com .
Przestań gadać bzdury, bo się bardzo rozzłoszczę xD Nie jesteś beznadziejna, tylko wspaniała :D i skorzystam z twojego zaproszenia, a jakże! Będę cierpliwie czekała aż uda ci się znaleźć czas. Rozumiem cię, bo samej trudno mi go odszukać, ale jakoś daję radę :>
UsuńPozdrawiam
Dziękuje Ci, kobietko ; * A tak w ogóle, to już się zabieram za czytanie - znalazłam wreszcie ten czas -.-
UsuńMały bonusik : > paczaj co znalazłam --> http://data.whicdn.com/images/11384253/father_and_son_by_regi_chan-d2ydfjl_large.jpg idealnie pasuje do twojego w nagłówku : p
UsuńPacze i muszę ci wyznać, że uwielbiam to zdjęcie <3 !
UsuńNo ja też, jest kochane i słodkie *.* od razu pomyślałam o twoim nagłówku - pasują do siebie : >
UsuńTen szablon jest taki kawaii, że się napatrzeć nie mogę :3 Cieszę się, że Sasek powoli przystępuje do działania, a Ren zaczyna mnie trochę wkurzać, ale sądzę ( imam nadzieję ), że ma do tego powód. Według mnie Sakura powinna mniej płakać i zachowywać się trochę poważniej, ale mam nadzieję, że to jest przejściowe. W każdym razie rozdział jest bardzo fajny, a ja życzę jak najwięcej weny ;>
OdpowiedzUsuńNowy szablon jest cudowny, zgadzam się z poprzedniczką :) Rozdział długi, ale ciekawy. Coś mi ten Ren śmierdzi... ale zobaczymy jak rozwinie się akcja na Michigacie ;) Pozdrawiam i życzę weny ; )
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńZgodzę się z poprzedniczkami; rozdział zarówno jak i nowy szablon są wspaniałe. I łaaaał, jakie Sakura ma długie włosy :D
OdpowiedzUsuńDostałam kilka odpowiedzi - naprawdę, tylko kilka - ale tradycyjnie pojawiło się więcej pytań. Ale to dobrze; trudno przewidzieć dalsze wydarzenia, więc opowiadanie wciąga.
Zastanawiam się jak doszło do tego, że Ren i Sakura mają razem dziecko, tzn. od początku się nad tym zastanawiałam ale wtedy myślałam, że byli parą. A tu się okazało, że byli najlepszymi przyjaciółmi. Także teraz mam już kilka scenariuszy, a jeden głupszy od drugiego, dlatego zamieszczam tu prośbę: Niech Sakura opowie Sasuke jak to się potoczyło. Nie żebym Cię popędzała czy coś, ale Uchiha sam powiedział: "Opowiesz mi później..." czy jakoś tak. Ale jak uważasz :D Wspomniałam o tym tylko dla mojego zdrowia psychicznego. Ja już od tego wariuję... nie mogę się na niczym skupić.
Ren znowu mnie wkurza. No bo skoro to był jej najlepszy przyjaciel, dlaczego ją tak traktuje? To niegrzeczne - niedomówienie...
A! Napisałaś, że nowy rozdział pojawi się 4.11 ale na tym blogu. Wiem że przenosisz SOH z onet'a jak większość blogerek, bo to co się na tamtym serwerze wyprawia to jakaś kpina... Czyli dopóki nie przeniesiesz go na blogspota, nie będzie nowej notki, tak? Wydaje się to logiczne, ale chce mieć pewność :D
Tak więc pozdrawiam i czekam na nn :)
Właściwe przenosiny zaliczyłam bardzo szybko, bo już SOH jest dostępny na Blogspocie (wszystko dzięki pomocy koleżanki) Ach, kurczę. Ja zawaliłam, pomieszałam sobie tygodnie :P Teraz w niedzielę będzie rozdział na SOH, a dopiero w przyszłą opublikuję coś na Ai no Ibuki.
UsuńWybacz pomyłkę, wszystko mi się miesza, bo nie dość, że problemy w szkole, to jeszcze z tym diabelskim Onetem!
Również pozdrawiam! ^.^
Nie mam słów, żeby to opisać. Próbując zacząć od początku:
OdpowiedzUsuńCholernie zastanawia mnie, jak to wypadek się Sakurze przydarzył, że z tego powodu, Ren nie chce z nią rozmawiać, a najlepiej nie mieć nic wspólego. Zrozumiałam, że Satoshi był wpadką, kiedy między przyjaciółmi doszło do czegoś więcej. Hehe, życiowe to trochę. Bardzo fajnie wplotłaś tutaj to rodzeństwo ze statku. Pomysł z sortowaniem dokumentów i tej rozmowy z Mią, wnioski z niej wyciągnięte i w ogóle. Osoba Ren mnie bardzo zastanawia. Niby kiedyś był normalny, kochał Sakurę, a teraz takie niewiadomo co. Raz wrzeszczy, raz ignoruje - mnie osobiście irytuje.
"Opowiesz mi poźniej" - no rozpłynęłam się. Całe to wydarzenie w kajucie, no po prostu przepiękne.
Przeczytałam i właściwie nie wiem co mam ty teraz napisać : <
OdpowiedzUsuńOgólnie naprawdę mi sie podobało, ale ten ostatni rozdział .. No cóż, po prostu totalne zaskoczenie i milion niewyjaśnionych rzeczy. Mam wrażenie, ze najbardziej spośród tego wszystkiego utkwiło mi w głowie jedno zdanie - to o dziecku z przyjaciółką. Długo sie zastanawiałam nad nim i doszłam do wniosku, że ich malec raczej z pewnością nie był zaplanowany. Tymbardziej, ze pózniej na jaw wyszła sprawa jakiegoś wypadku. Tylko co sie zdarzyło ? No nic, trudno, pozostaje nam tylko czekać - oby nie za długo Akemi : >
Pozdrawiam.
Ps. Mam wrażenie, że ten rozdział wprowadził we mnie jakaś dziwną handrę, może to przez to, że w niektórych momentach - najbardziej podczas rozmowy Rena z Sakurą, myślałam, że się popłaczę ? Nie wiem. W każdym bądź razie rozdział naprawdę wyszedł Ci nieziemski : d
Ohayo!
OdpowiedzUsuńTeraz to sprawy zaczynają się komplikować, nie ma co!
dziecko z przyjaciółką, Ren, który nie może na nią już tak samo patrzeć, dotykać i uśmiechać się. Tyle niewyjaśnionych zagadek, że już nie wiem co myśleć. lecz muszę przyznać, że ta tajemniczość bardzo mi się podoba, potęguje ciekawość i niepohamowaną chęć przeczytania następnego rozdziału. No, po prostu umrę jeśli nie dowiem się prawdy.
Widać, że Sasuke walczy z samym sobą. Rozum kontra serce, świetne połączenie, aczkolwiek wynika z tego dużo nieporozumień z własnym sumieniem. :3
Pięknie!
Pozdrawiam gorąco! :3
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńHej, nominowałam cię do "Liebsten Award", jeżeli nie wiesz o co chodzi, to zapraszam do mnie -> http://love-game-sasusaku.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńZ każdym rozdziałem moja ciekawość coraz bardziej rośnie. Chodzi o sprawę Rena i Sakury, o ich przeszłość. Dlaczego oni już nie są razem i o jaki wypadek chodzi? :> Te pytania najbardziej mnie nurtują. Mam nadzieję, że już niedługo Sakura opowie o wszystkim Sasuke i w końcu wszystko się wyjaśni. ^^
OdpowiedzUsuńCharakter Mei jest dość nietypowy, więc nawet fajny. Spodobała mi się ta dziewczyna i jej podejście do facetów. xD
Końcówka była słodka i tajemnicza. Dlaczego zawsze kończysz rozdział w najlepszym momencie? :c
Stosunki Sasuke do innych się znacznie poprawiły, oby tak dalej! :3