niedziela, 11 listopada 2012

XVII. Michigatta


„Wartości rządzą naszym postępowaniem, ale
zasady warunkują jego konsekwencje.”
Stephen R. Covey


Wizja portu wyspy, jaką przedstawił nam otyły właściciel statku do złudzenia przypominała rzeczywistość. Wokół wiało pustką, teren był opustoszały i jedynie jakieś dwie osoby, które dostrzegłam tuż po przypłynięciu dawały mi wiarę w to, że wyspę zamieszkują istoty ludzkie.
- Wyglądasz jak cyrkowe dziwadło – powiedział Ren, gdy usłyszał odgłos suwaka.
I rzeczywiście tak było. Kostium pszczelarza był okropnie ciężki i nieciekawy. Z trudem przyszło mi uwierzyć w to, że mieszkańcy Michigatty naprawdę nie zwrócą na nas szczególnej uwagi. Odrobinę czasu zajęło mi zanim nauczyłam się swobodnie w nim poruszać. Mei wielokrotnie schodziła ze mną ze statku i na nowo wchodziła, twierdząc, że to pomoże mi się przyzwyczaić.
 - Lepiej? – spytała mnie, marszcząc swój maleńki nosek.
 - Tak, naprawdę współczuję wam z powodu tak okrutnego losu. Na twoim miejscu próbowałabym utargować jakieś bardziej dogodniejsze warunki z waszym szefem.
 - Ależ nie przesadzaj, to tylko kwestia przyzwyczajenia. Płyniemy na wyspę dwa razy w tygodniu.
 - Tak czy owak wolę pomagać wypełniać papiery Szanownemu Hokage – zanuciłam tonem przesiąkniętym sarkazmem. Nakashima w tym czasie wrócił na pokład, a konkretnie do nadbudówki, w której czekały na nas tony nieznośnych skrzyń.
Spojrzałam w bok. Sasuke i Ren stali niedaleko i niemal stykali się ramionami. Miałam w głowię prawdziwy mętlik. Wczoraj z obojgiem mężczyzn przeżyłam dość nietypową rozmowę i bynajmniej nie czułam się swobodnie do podjęcia rozmowy z jakimkolwiek. Pozostało mi wyłącznie rozluźnione rodzeństwo.
Miałam czystą chęć opowiedzieć wszystko Ino. Zwierzyć się jak prawdziwej, najlepszej przyjaciółce…
 - To co? Gotowa na wypakowywanie? – Mei zatarła dłonie i wbiła we mnie rozbawione spojrzenie. – Z twojej miny wynika, że nie jesteś nastrojona zbyt pozytywnie.
 - Nie wyspałam się – mój głos zabrzmiał jakbym ogłaszała wyrok śmierci.
 - Nie wyspałaś się? Dlaczego? Wydaje mi się, że przy lekkim kołysaniu statku zasypia się o niebo lepiej. Uwielbiam spędzać noce na pokładzie.
 - Um… to nie to. Miałam koszmary.
Brawo, Sakura! Świetna wymówka! Dzięki Bogu Mei nie była Sasuke, ani Ren’em dlatego nawet moja amatorska sztuka kłamania zdołała wyrwać mnie z opresji. Całą noc wałęsałam się po kajucie, za to moje myśli wałęsały się przy Sasuke i jego podejrzanym zachowaniu. Wczorajszego wieczora… Ach! Musiałabym skłamać gdybym powiedziała, że nie czułam się szczęśliwa.
 - Halo! Czy ktoś łaskawie przyjdzie mi pomóc? – ze środka statku rozbrzmiało zirytowane wołanie Nakashimy.
Gdy miałam już wystartować i po raz kolejny przekonać się jak ciężkie bywa życie pszczelarza Mei zrobiła wielkie oczy, a po jej kościstej twarzyczce rozlał się promienny uśmiech.
 - Hej, czy mnie oczy nie mylą? – oczywiście to nie mój widok wprawił ją w tak wszechogarniającą radość. Mei minęła mnie, a odprowadziwszy jej sylwetkę, dostrzegłam jak macha do niej jakaś inna kobieta. Ach! To jedna z tych osób, dzięki którym uwierzyłam, że w pobliżu jest jakaś cywilizacja.
 - Co jest? – Sasuke zmarszczył brwi, ale nie miałam na tyle śmiałości, aby mu odpowiedzieć.
 - Pięknie – Ren z bezsilności zazgrzytał zębami. – Jeszcze tego brakowało, chcę jak najszybciej mieć to za sobą.
Nikt nic nie powiedział.
Może oprócz Mei, której głos roznosił się w powietrzu, razem z tym morskim zapachem. Wyglądała na zaskoczoną widokiem tej kobiety, pokazywała na nas palcem, potem na statek, a jej znajoma mechanicznie przytakiwała. Obok nich stał nieco starszy mężczyzna, który wysokością bił na głowę nawet samego Sasuke.
Wściekła głowa Nakashimy wyjrzała z wejścia do nadbudówki.
 - Gdzie, u diabła jest Mei? – zagrzmiał. – Mam tu kwitnąć do północy? Sakura, możesz ją zawołać?
 - Mei rozmawia z jakąś kobietą – z głupią miną zrewanżowałam się za ich niekulturalne zachowanie i również wskazałam palcem na skromną grupkę.  
Nakashima wyraźne zaintrygowany miał już wziąć sprawy w swoje ręce, ale niespodziewanie Mei pociągnęła koleżankę za rękę i niemal w podskokach zjawiła się przy nas.
 - Macie szczęście, olbrzymie szczęście!
 - Co masz na myśli? – Ren wreszcie się odezwał.
 - Widzicie tę tutaj? – jako krótką prezentacje popchnęła spłoszoną kobietę przed siebie i zaklasnęła w dłonie. Jej sposób ubierania doszczętnie mnie skołował, ale bardziej interesowała mnie wiadomość, którą Mei miała nam do przekazania. – To moja dobra znajoma z Michigatty i jej ojciec. Czekali na nas i pomogą nam wypakowywać skrzynie. Dzięki nim macie to z głowy.
 - Czyli… nie musimy tego robić? – ciężko przyszło mi zatuszować radość.
 - Nie, ale posłuchajcie. Nie wiem jakie interesy was tu sprowadzają, ani nie wiem ile wam to zajmie. W każdym razie macie półgodziny na rozejrzenie się po wyspie. Będziemy tu czekać. Jeśli się nie zjawicie, przyjmę to jako wiadomość, że macie zamiar zostać na dłużej. Jesteśmy tu co cztery dni, więc…
 - Dzisiaj na pewno nie wrócimy. Możecie spokojnie odpływać – wtrącił opryskliwie Ren. Z czystej ciekawości rzuciłam na niego okiem, ale ujrzałam to, co zawsze; chłód, pewność siebie i poirytowanie.
Sasuke obrócił się w stronę, skąd rozciągała się wyspa.
 - Rozumiem, że mamy kierować się tam? – wskazał na rząd budynków, odwróconych tyłem do nas, które z jednej strony kończyły się gęstym lasem, zaś z drugiej skalistymi wyżynami.
 - Tak. Jeśli wejdziecie w alejkę między tymi domami znajdziecie się na głównej uliczce Michigatty. Tylko pamiętajcie, aby nie zdejmować tych stroi. Dzięki nim jesteście bezpieczni.
 - Upiekło się wam – Nakashima dołączył do nas z konspiracyjnym uśmiechem, po czym jego wzrok padł na siostrę. – Mei, a propos tego zwierzaka; chyba ci się przyśniło. Nie mogłem nigdzie go znaleźć.
 - Jak śmiesz? To nie był żaden sen! Naprawdę go widziałam! Szukaj dalej.
 - Pewnie się utopił – powiedział żartobliwie, ale kobieta prawie zabijała go wzrokiem, więc skłonił się w przepraszającym geście, wymrukując prostackie przeprosiny.
Coś nieposkromionego sprawiło, że mój żołądek się skurczył. Pociągnęłam biały rękaw Nakashimy.
 - O co chodzi? Jakiego zwierzaka szukacie?
 - Mei upiera się, że wczoraj na statku widziała kota. Najwyraźniej jakiś musiał przypadkowo dostać się na pokład, ale dla mnie do bzdura. Koty nie lubią wody, nieprawdaż? Sam miałem kiedyś kota i szczerze powiedziawszy strasznie mnie wkurzał, był… Hej… Sakura? Wszystko dobrze? – spytał, bo nagle wybałuszyłam na niego oczy.
Nie. Nic nie jest dobrze.
 - Tak – oznajmiłam, przełykając ślinę. Nawet najbardziej dolegliwa nieśmiałość nie powstrzymała mnie przed zerknięciem na pozostałą dwójkę. Wymieniliśmy się porozumiewawczymi spojrzeniami, a ja po raz pierwszy poczułam się jak w prawdziwej drużynie. 
 - Kot – wycedził Sasuke. Prędko wróciliśmy na statek po swoje bagaże, a potem przyszło nam odpowiednio się pożegnać. Niestety, mojej drużynie brakowało klasy do tego typu uczynków.
 - W takim razie my już pójdziemy. Dzięki za transport – Ren chwycił mnie za nadgarstek i powlókł za sobą. Sasuke deptał nam po piętach, a nerwowa atmosfera wisiała w powietrzu.
Kot…
Na Boga, to naprawdę nie były żarty! Nie jesteśmy obserwowani wyłącznie przez tego cholernego zwierzaka! Możemy być obserwowani również przez „jego ludzi”. Wizja kota, który w moim mniemaniu miał być przywódcą sporej armii wydała mi się zabawna, ale nie na tyle zabawna, aby wyprzeć stres.
 – Ten kocur, ten pieprzony kocur – gadał pod nosem Ren. – Musimy się dowiedzieć czego od nas chce i jakim pieprzonym cudem potrafi gadać.
 - Jestem pewna, że nawet teraz nas obserwuje – powiedziałam, poprzednio upewniając się, że dzieli nas wystarczający dystans od portu.
 - Nie jest powiedziane, że każdy napotkany kot musi być akurat tym, który nas prześladuje – dorzucił Sasuke. Właśnie z piaskowego podłoża portu przedostaliśmy się na deptak. Chłopcy puścili mnie przodem, wciskając w wąską alejkę, o której mówiła Mei.
 - To byłby zbyt dziwaczny zbieg okoliczności. Nakashima miał rację, koty nie lubią wody. Poza tym czy to nie logiczne, że dzień po spotkaniu gadającego kota, który przysięgał nam, że jego ludzie nie zaprzestaną czujniej obserwacji, Mei zauważyła go również na pokładzie – przez nerwy z łatwością przychodziło mi znalezienie nieskomplikowanych, a zarazem konkretnych argumentów. Sasuke z prychnięciem odwrócił wzrok, a czerń jego oczu momentalnie przywołała wspomnienia wczorajszego wieczora.
Nie mogłam inaczej, musiałam się odsunąć.
Bo nawet gadający zwierzak nie potrafił okiełznać buchających w moim wnętrzu uczuć.
***
Ledwo co przekroczyliśmy granicę alejki, a już dopadło nas zdziwienie. Obraz jaki stanął przed moimi oczyma, kompletnie zniweczył pozorne wyobrażenia o zakamarkach wyspy. Teren przypominał scenerię z filmu Westernowego. Na ulicy nie rosło najdrobniejsze źdźbło trawy. Dopiero gdzieś tam na końcu byłem w stanie zauważyć trochę zieleni. To, co najbardziej przykuło naszą uwagę to tutejszy ubiór. Myślałem, że tylko koleżanka Mei ma tak wygórowany gust, lecz okazało się, że to prawdopodobnie jedna z tradycji Michigatty.
 - Wow – wypsnęło się Sakurze, która na ten moment wyglądała jak manekin ze sklepowej wystawy. Nieruchoma, mała, o lalkowatej urodzie.
Ren ruszył przed siebie wskutek czego od razu wpadliśmy w uliczny zgiełk. Nie mogłem oderwać oczu od tak nonszalanckiego, a zarazem śmiałego stylu. Prawie każdy mijany mężczyzna prezentował swój nagi tors, a pokrywała go zaledwie granatowa kamizelka. Dół składał się głównie z szerokich spodni o kolorze zgniłej zieleni. Kobiety natomiast nosiły luźne podkoszulki i krótkie szorty w równie pozbawionej jaskrawości kolorystyce. Naturalnie tym co najbardziej wpadło mi w oko to Shurikeny i Katany, które były w posiadaniu każdego mijanego przechodnia.
Sakura splotła ręce tuż pod piersiami i z zachwytu otworzyła buzie:
 - To wygląda niesamowicie. Naruto miał rację, kiedy mówił, że każda wyspa ma swoją odrębną tradycję. Sasuke, spójrz! – pociągnęła za mój rękaw jakby miała pięć lat wskazując palcem na wystawę jednego ze sklepów. – Musimy się w takie zaopatrzyć! W końcu będziemy tu ponad cztery dni. Nie chcę wiecznie chodzić w stroju pszczelarza.
 - Chibi, nie przyszłaś tu na zakupy – zrugał ją Ren. Oczywiście zaraz po tym obdarzył mnie jednym ze swoich morderczych spojrzeń, przez które przebijała się zazdrość.
 - Wiem! Przecież nie mam zamiaru robić zakupów! Chcę tylko żebyśmy wtopili się w tłum, bo w razie nieoczekiwanych wypadków raczej ciężko nam będzie walczyć w takich strojach – powiedziała. I to ostrzej niżby należało. Rozumiałem to. Po wczorajszej rozmowie miała pełne prawo być na niego wściekła.
Tak. Wstyd mi za to i już od samego początku byłem świadom konsekwencji.
Ja, Sasuke Uchiha… podsłuchiwałem. Zainteresowałem się sprawą innego człowieka bardziej niż swoją własną i być może właśnie to mnie zgubiło. W każdym razie nie miałem w planach wyznawać tego Sakurze, ani tym bardziej czarno-włosemu arogantowi.
Zamiast tego skupiłem się na uliczce. Słowa grubasa po raz kolejny się potwierdziły. Ludzie nawet na nas nie patrzyli, jakby w rzeczywistości strój pszczelarza gwarantował nam niewidzialność. Zbierałem się już do rozpoznania najbliższych sklepów, bo to właśnie z nich głównie składała się uliczka, ale coś momentalnie odwróciło moją uwagę.
Sakura i Ren zauważyli to w tym samym momencie.
 - Zamek? – Haruno przechyliła głowę z nieprzekonaniem.
Otóż to. Za nami ulica kończyła się lasem, zaś po przeciwnej stronie, w odległości kilkudziesięciu sporych metrów piętrzyło się potężne zamczysko, tym razem przywodząc mi na myśl opowieści fantasy. Najwidoczniej brat Hotaru Tomoko był miłośnikiem różnego rodzaju filmów i książek.
Ren znów rzucił się przed siebie.
 - Musimy tam iść. Na pewno znajdziemy tam tego człowieka.
 - I kota – zanuciła Sakura.
Ścisnąłem w pięści kawałek białego rękawa Ren’a, przytrzymując go z całej siły.
 - Stój. Dobrze wiesz, że nie możemy tam iść. Jestem pewny, że już dawno wiedzą o naszej obecności na wyspie.
 - Obiło ci?! – gwałtownie się ode mnie odsunął. – Co mamy robić? Wałęsać się po mieście bez celu? Musimy podjąć się konkretnych kroków, a w tym zamku znajdziemy każdą potrzebną odpowiedź.
 - Musimy wszystko dokładnie przemyśleć. Nie możemy działać zbyt pochopnie. Jeśli nas zaatakują, nie mamy najmniejszych szans na zwycięstwo.
 - Sasuke ma rację – Haruno mlasnęła zirytowana, stając obok mnie. – Najpierw coś zjedzmy i przemyślny dalsze kroki.
Ren wyglądał tak, jakby zaraz miał wybuchnąć kpiarskim śmiechem, ale ostatecznie wysunął palec wskazujący w kierunku Sakury.
 - Ty… ty się już nie odzywaj, dobra? Najmniej z tego wszystkiego rozumiesz, a twoja lekkomyślność na pewno doprowadzi nas do zguby!
Może to impuls? A może najdokładniej przeanalizowana myśl? Tak czy inaczej, kiedy Sakura spochmurniała i spuściła wzrok, poczułem, że obronienie jej imienia to mój obowiązek.
 - W tym momencie to ty zachowujesz się lekkomyślne. Chcesz wysłać nas na pewną śmierć.
Prychnął.
 - Po cholerę ją bronisz? Dobrze wiesz jaka jest. Jej w ogóle nie powinno tu być. Zresztą i tak całe lata przesiedziała przy synalku. Nie ma pojęcia o świecie Ninja i podstawowych zasadach. Już dawno wyparowało to z jej głowy, razem ze zdrowym rozsądkiem… - uciął, przyglądając się Sakurze. Głowę miała już tak nisko, że włosy przeistaczały się w tarcze obronną.
 - Przesadziłeś – warknąłem w stronę Ren’a.
 - Znalazł się obrońca. Jeszcze kilka lat temu omal jej nie zabiłeś.
Cisza.
Nie rozumiałem postawy Ren’a. Myślałem, że kocha Sakurę. Troszczył się o nią na swój własny, wybuchowy sposób, ale jednak. Teraz, kiedy się zamknął i przez chwilę naprawdę zdawało mi się, że żałował wypowiedzianych słów, traktuje ją jak bezwartościowego śmiecia, wyzywa i ma gorsze podejście niż ja w najbardziej czarnych humorkach.
Wtedy Sakura poderwała się z miejsca i pchnęła Ren’a w tył.
 - Idź sobie! Idź do tego pieprzonego zamku! – wykrzyknęła i od razu przerzuciła spojrzenie na mnie. W zielonych tęczówkach żarzyły się iskierki wściekłości. – Ty też, Sasuke! No idźcie! Mam już gdzieś dlaczego jesteśmy pod wpływem Kyori, po prostu wrócę na statek i do Konohy.
 - Nie wrócisz – rzekłem z przekąsem. Moje nogi samoistnie powędrowały bliżej. – Jesteś ode mnie uzależniona, prawda?
Poczerwieniała ze złości jeszcze bardziej. Już nie była słodkim, małym manekinem. Wyglądała jak pomidor.
 - W takim razie się uduszę! Przynajmniej nie będziecie musieli się bać, że zrobię coś „lekkomyślnego”.
Ren otrzepawszy strój, wlepił w nas wzrok ociekający grozą.
 - Zostańcie w mieście. Jeśli nie pasuje wam zamek, to przynajmniej rozejrzę się po okolicy.
Milczeliśmy. Sakura była zbyt urażona, a ja zbyt wściekły by móc coś wydusić. W zastępstwie za odpowiedź Haruno wykorzystała dumną reakcję. Z prychnięciem i wywróceniem oczami zaczęła kroczyć w stronę, gdzie ulica kończyła się lasem.
 - Idź za nią – usłyszałem głos Ren’a, ściszony do maksimum. – Dowiedzcie się czegoś więcej o Michigacie.
 - Tak żeby nikt nie wiedział o naszej obecności tutaj – upomniałem go.
 - Przecież sam powiedziałeś, że wszyscy już wiedzą o naszej obecności – uśmiechnął się kpiarsko, ale nagle zacisnął oczy jakby zmagał się z potężnym bólem. – Ale i tak… uważaj na nią, OK?
Zdziwiony skinąłem głową.
A więc jednak…
 - I nie waż się jej całować – dodał niespodziewanie. Zmarszczyłem brwi, które i tak niemal stykały się już na środku. Zanim jednak uszło ze mnie jakiekolwiek słowo, on zniknął w kłębie dymu.
Ren Kanoe był jednak nienormalny.
Dlaczego, u licha miałbym całować Sakurę?
***
Nie obracałam się za siebie, nie obchodziło mnie co robi ta dwójka, ani czy w ogóle są jeszcze na głównej uliczce. Parłam naprzód, nie zwracając uwagi na przechodniów, a nawet na ich oryginalny styl ubierania. W owej chwili był mi obojętny. Stracił czar i urok. Ale kiedy ktoś brutalnie uderzył w mój bark, niemal zwalając na ziemię, zaczęło mnie cholernie interesować kim był ów osobnik i jaką wiązankę przekleństw puścić w jego stronę.
Wściekle zerknęłam na bok, a intensywność koloru tęczówek tego mężczyzny prawie mnie oślepiła. Ku memu zdziwieniu okazało się jednak, że w jego spojrzeniu zawarte jest o wiele więcej grozy i rozzłoszczenia, dlatego spłoszona od razu spuściłam wzrok. Tak, tak… jeszcze tego brakowało, żeby ledwo co po uświadomieniu mi o mojej lekkomyślności, wpakować się w tarapaty. Tym bardziej zaskoczyło mnie, gdy oczy mężczyzny rozwarły się szeroko. Nie musiałam patrzeć, aby wiedzieć, że długo po moim ominięciu wypalał mi dziurę w plecach.
Miałam ochotę zapytać: „Czy ma pan jakiś problem?”, ale obraz jego morderczego spojrzenia przeszkodził mi w urzeczywistnieniu tej wizji.
Na szczęście nie musiałam się odwracać – Sasuke znalazł się przy mnie z kwaśnym wyrazem twarzy.
 - O ile wiem, teraz jedyną sensowną strategią jest po prostu podpytywanie się przechodniów.
 - A może zapytajmy kogoś, kto pracuje w sklepie? – zaproponowałam, bo wizja spotkania Sasuke i podejrzliwego mężczyzny wywołała u mnie gęsią skórkę.
Ukradkowo, prawie niedostrzegalnie zerknęłam zza ramienia. Mężczyzna owszem, był tam. Ale to jego głowa wychylała się zza ściany sklepu odzieżowego i to moje usta samowolnie wydały głośny pisk, a ciało podskoczyło w miejscu.
 - O nie! Sasuke! – szepnąwszy, uczepiłam się jego ramienia. – To on, to on…
 - Co ci znów odbiło? – odezwał się z wyrzutem i zmierzył mnie od stóp do głów. Brodą wskazałam mu odpowiedni kierunek, a jego smoliste tęczówki momentalnie się tam prześlizgnęły.
Tak jak myślałam! Scenariusz jednej z tandetnych komedii lub dziecinnych kreskówek; miejsce było puste.
 - Kogo tam widziałaś? – Sasuke przypatrywał się miejscu z zażenowaniem. – Sakura, chyba za bardzo panikujesz. Jak zwykle.
Zamiast zbulwersować się na jego brak wiarygodności, mój umysł poddał się solidnym analizą. Kolor się zgadzał. Tak wyrazistych oczu nie widziałam nigdy wcześniej. Na wszelki wypadek przewertowałam wzrokiem przechodniów, upewniwszy się, że to nie jest jakaś kolejna tradycja lub charakterystyczny wygląd mieszkańców.
Chyba wolałabym jednak, aby oślepiali mnie swoim wzrokiem. Niestety, nikt nie wyróżniał się zbytnio kolorem, oprócz tego mężczyzny. Wampir! Mówiłam, że to wampir! Uch, poprzednim razem zwiewałam gdzie raki zimują, teraz zadziwię go swoją oryginalną taktyką.
 - Sasuke – spojrzałam na niego surowo. – Możesz mi nie wierzyć, proszę bardzo. To już nie mój interes, pozwalam ci nawet iść do Ren’a i razem z nim wpakować się w problemy. Ja w tym czasie podejmę się konkretnych kroków. Hasta la Vista! – wypaliłam i prędko popędziłam przed siebie, w stronę podejrzanego odzieżowego, za którym krył się Ninja.
 - Oy, Sakura! Co ty robisz do cholery?
Część pierwsza planu: Z godnością i dumą zostawić Sasuke.
Zachowania awaryjne: Ignorowanie wołań.
Biegłam chyba bardzo szybko, bo dotarłam do miejsca, zanim Uchiha mnie dorwał. Gwałtownie wgramoliłam się w wąską przestrzeń między dwoma budynkami i niechętnie stwierdziłam, że pogrąża ją ciemność absolutna.
I właśnie wtedy zostałam przytrzymania za ramię.
 - Czy ty zawsze musisz się tak zachowywać? – wycedził Sasuke. Stał jeszcze na głównej uliczce i tylko jego ręką przecinała granicę.
 - Bardzo mi przykro, ale nie chcę tracić czasu na przekonywanie ciebie. Spójrz! Wampir uciekł!
 - Wampir? – zdziwił się. – Nic o nim nie mówiłaś.
 - Ale widziałam mężczyznę, który prawdopodobnie jest tym Wampirem! Najpierw dziwnie na mnie patrzył, a potem podglądał nas właśnie z tego miejsca! – byłam tak rozzłoszczona, że po zakończeniu wypowiedzi napełniłam płuca sporym haustem powietrza. Kręciło mi się w głowie.
Sasuke, wyprany z emocji, wcisnął się do alejki tuż obok mnie. Było tak ciasno, że stykaliśmy się klatkami piersiowymi. Odchyliłam głowę do maksimum możliwości.
 - Co ty robisz? Tu jest za ciasno dla dwóch osób – powiedziałam, ale nerwowy śmiech prędko mnie zdradził.
 - Ustalmy coś – złośliwie się nade mną nachylił. – Od teraz wierzę w każde twoje słowo, za to ty nie będziesz robiła niczego bez wcześniejszych konsultacji ze mną. Zrozumiałaś?
Zrozumiałam tylko tyle, że zaczerwieniłam się po czubki uszu.
 - Zrozumiałaś? – powtórzył zniecierpliwiony Sasuke.
Przez chwilę spoglądaliśmy na siebie w milczeniu. Ale tylko przez chwilę. Szybko wyrwałam się ze stanu odurzenia czmychając w głąb alejki.
 - Z-zrozumiałam!
 - Znowu cykor? - uśmiechnął się uprzejmie. Aha! Teraz będzie zgrywać Sasuke ze wczorajszej nocy, aby pozbawić mnie pewności siebie i nonszalancji. Dlaczego musi być AŻ tak przystojny? Przecież są jakieś kretyńskie granice!
 - Jesteś dziwna – dorzucił, nie przestając się uśmiechać.
Zrobiłam obrażoną minę, szykując na język argumenty, dlaczego to wcale nie należę do grupy „dziwadeł”, ale coś niedaleko cichuteńko brzdęknęło, a nasze głowy automatycznie zwróciły się w tę stronę.
W ciemności absolutnej, w przerwie między dwoma budynkami wystawała kocia główka. Zwierzę z początku stąpało czujnym krokiem patrząc przed siebie, dopiero gdy zerknął w bok, zauważywszy naszą dwójkę, wzdrygnął się w widoczny sposób.
 - O rzesz ty… - ostatnie co usłyszeliśmy, nim kot rzucił się do biegu.
 - Widziałeś to? – spytałam Sasuke z rozdziawionymi ustami.
Przytaknął.
 - Więc Wampir jest kotem?
 - Nie, to niemożliwe. Głos tego kota i… Ach, zresztą! Za nim! – obwieściłam z bojowością i jako pierwsza zaczęłam przebierać nogami. Czarna kulka była w polu mojej widoczności. Rzędy budynków ciągnęły się w nieskończoność i ku naszej uldze, kot nie postanowił przenieść się na dach. Wolał korzystać ze żwirowego podłoża.
 - Czekaj! Hej! – jedno z moich głupich zachowaniach, ale czasami te zagrywki naprawdę działały na naszą korzyść; przynajmniej tak powiedział Ren.
 - Nie dogonimy go w taki sposób – usłyszałam za sobą głos Sasuke.
 - Więc zdejmijmy te wdzianka!
 - Nie mówię o tym. Koty są szybsze od człowieka, nie ma szans, aby… - zamilkł, kiedy zwierzę obrało jakiś zakręt i zniknęło wśród objęć płotu, dzielącego port od głównej uliczki.. Rozejrzałam się wokół, a wieża zamkowa zbliżała się nieubłagalnie. – Cholera! Kieruje nas do zamku…
 - Nie do końca – wyszeptałam.
Według umowy Sasuke powinnam była przedyskutować z nim moją następną taktykę, ale w takim momencie powinien mi to wybaczyć, nie było na to czasu. Dlatego zapewne zdziwił się, kiedy zwinnie przeskoczyłam płot, obierając ten sam kurs co nieznośny kot.
 - Głupia – dobiegło mnie tylko. Nie musiałam patrzyć, aby wiedzieć, że kręci teraz głową z politowaniem.
Biegliśmy jeszcze kilka minut i właściwie dotarliśmy do skalistych wyżyn, gdy kot spowolnił swój bieg.
 - Jasny gwint! – odezwał się niespodziewanie. – Szefie, czekaj! Zaraz ci wszystko wyjaśnię!
To był ten sam dziecinny głos, co przedtem.
Ostatnie stojące drzewo zostało za nami w tyle i byłam pewna, że takim tempem niewątpliwie schwytamy kociaka w swoje łapska. Gdy dzieliło nas parę metrów, zwierzę nagle się zatrzymało.
Gwałtownie użyłam pięt jako hamulców, przez co cały proces wyszedł trochę nietaktownie. Kot również zaprzestał swoich działań, obrzucając nas ponurym spojrzeniem:
 - Wy! – może to przez kocią formę, ale gdy wskazał na nas łapką wcale nie wstrzymałam oddechu z przestrachu. – Mówiłem wam, abyście zaprzestali swojej podróży! Mówiłem! Tu jest cholernie niebezpiecznie dla intruzów! Zwiewajcie póki możecie!
 - Nie możemy uciec – powiedział Sasuke. Jego oddech był jeszcze nierówny. – Wiesz coś o Tankyori no Jutsu, które zostało na nas użyte, nieprawdaż? Nie mówiąc już o wykradzionym zwoju.
Nasz rozmówca gorączkowa oglądał się za siebie.
 - Pośpieszcie się do cholery! Zaraz będzie tu mnóstwo strażników!
 - A-ale jak to? – wyjąkałam, przysuwając się do Sasuke. – Przecież my nic nie zrobiliśmy! Chcemy tylko dowiedzieć się dlaczego ktoś użył na nas Kyori.
Kot wskoczył na jedno ze kamiennym wzniesień i raz jeszcze omiótł wzrokiem teren wokół zamku.
 - Nic nie wiem. Nie jestem upoważniony do posiadania tych informacji.
 - Ale powiedziałeś nam, że zwój jest na wyspie – zauważyłam.
 - No tak. Ale powiedziałem też, że będzie miał się tu o niebo lepiej. A teraz… kiedy szef wie, że wy wiecie o zwoju, nie wypuści z was z tej wyspy; nigdy! Więc łaskawie mnie posłuchajcie i uciekajcie! Michigatta nie akceptuje intruzów.
- Czekaj, czekaj! – odezwałam się. – Pomagasz nam?
 - No co ty! Po prostu szkoda mi waszego losu, dlatego tylko wam radzę. Po za tym… dzięki wam chyba właśnie straciłem pracę.
Wówczas Sasuke ruszył w przód i stanął nad kotkiem. Zastosował na zwierzę jedno z tych swoich okropnie przerażających spojrzeń, których lęka się nawet sam Itachi Uchiha.
 - Gdzie jest zwój i kto zastosował na nas Tankyroi no Jutsu?
 - Hola, hola! – zawołał lekko zbity z tropu kot. – Myślisz, że co ja jestem? Przewodnik informacyjny? Przecież powiedziałem wam, że nic nie wiem!
 - Ty… - pisnęłam wystraszona, gdy Sasuke złapał kota w obie ręce i mocno ścisnąwszy, uniósł na wysokości swoich oczu. – Nie przeginaj. Mów wszystko co wiesz, albo cie zabiję.
Bezbronne zwierzę wytrzeszczyło na niego przerażone oczy. Być może sama nie wiedziałam co robię, ale nie mogłam zostawić tego na lodzie.
 - Sasuke, przestań! To karygodne! Ten kot jest bezbronny!
 - Ten kot jest wspólnikiem naszych wrogów.
 - Już nie – mruknął posępnie.
 - Co masz na myśli? – podeszłam bliżej, wychylając głowę zza torsu Sasuke. – Czy kiedy wołałeś szefa… chodziło ci o tego mężczyznę z dziwnymi oczami?
 - Nic wam nie powiem – z parsknięciem odwrócił głowę w bok.
 - Ten mężczyzna z dziwnymi oczami… doniósł na nas, tak? To on ciebie rozpoznał Sakura? – Sasuke zwrócił się do mnie.
Przytaknęłam.
 - Skoro nie jesteś już ich wspólnikiem, chyba nic ci to nie zaszkodzi. Nie mam zamiaru całe życie nie oddalać się od niego dalej niż o sto metrów – usiłowałam go jakoś zachęcić, ale na próżno. Kot zrobił się jeszcze bardziej nachmurzony i wyślizgnął z rąk Sasuke. 
 - To możesz chociaż powiedzieć nam dlaczego potrafisz gadać? – spróbowałam jeszcze raz.
 - Mogę dać wam kolejną radę – oznajmił spokojnie.
 - Mam gdzieś twoje rady! Gadaj co wiesz! – ryknął rozwścieczony Sasuke, próbując raz jeszcze pochwycić kota w ręce. Jednak tym razem zwierzak przewidział jego ruch, przez co Sasuke łupnął z hukiem w ziemię.
Gdy uniosłam wzrok czarna kulka stała już na jednej ze skalistych wyżyn.
 - Na twoim miejscu tak bardzo bym się nie denerwował. Złość piękności szkodzi, co nie? A ta mała wyraźne na ciebie leci.
Że co proszę?
 - Hej! To już przegięcie, żeby kot nazywał człowieka małym! – zlekceważyłam uwagę o Sasuke. Nie zaprzeczyłam, ani też jej nie potwierdziłam. Taka moja tajemnicza odsłona.
Kot butnie wysunął głowę do przodu.
 - Jestem przekonany, że w ludzkiej formie przewyższam cię wzrostem.
Poczerwieniałam. Bynajmniej bliska obecność Sasuke nie była tutaj winna. Strach i niepewność ustąpiły miejsca złości.
Kiedy Sasuke podniósł się z podłoża, powietrze rozbrzmiało ciężkimi, dudniącymi krokami. Wymieniłam się z nim pytającym spojrzeniem, po czym oboje, w tej samej chwili, zerknęliśmy na naszego rozmówcę.
 - Chciałem dać wam radę – prawie to zanucił. – Ale ten gbur nie chciał mnie słuchać, więc teraz macie – wyciągnął łapę przed siebie, pokazując jakiś punkt. Z sercem w gardle zrozumiałam, że owym punktem jest olbrzymie zamczysko, a dokładniej olbrzymie ilości osób śpieszących w naszą stronę.
 - To wojsko Michigatty. Strażnicy zamkowi. Zdążycie dobiec do portu więc pośpieszcie się.
 - S-sasuke… - wydukałam, chowając się za jego plecami. – Co robimy? Co robimy?
Rzuciłam kontrolę spojrzenie na kota, ale jego już tam nie było. Dziwne, bardzo dziwne. On teoretycznie jest naszym wrogiem. Dlaczego zachęcał nas do ucieczki? Dlaczego pragnął zasypać radami? Wybrudziłam się z letargu, gdy zrozumiałam, że w naszą stronę gna na oko czterdziestoosobowa armia. Armia mężczyzn i kobiet, którzy tym razem nosili na sobie bardziej bojowe stronie. Wśród zamieszania przyuważyłam nawet tarczę.
 - A cóż możemy robić w takiej sytuacji? – prychnął Sasuke.
Odnosiłam wrażenie, że podłoże pod nami się trzęsie.
 - No nie wiem… możesz być na tyle głupi, aby zacząć z nimi walczyć…
 - Nie. To na pewno nie wchodzi w grę.
 - Więc co robimy?
Sasuke obrócił się ku mnie i chwycił moje ramiona. Po raz pierwszy ujrzałam strach w jego oczach, a to przeraziło mnie do granic możliwości.
 - Zwiewamy! – ryknął.

Port, port, port! grzmiało w moich uszach. W życiu nie pomyślałabym, że kiedykolwiek tak śpieszno będzie mi wrócić do tego opustoszałego miejsca. Cóż… najwidoczniej Mei ujrzy nas ponownie i kompletnie się zdziwi.
Mocno trzymałam rękę Sasuke tak, aby nadążyć za jego tempem. Za nami słyszałam wołania i charchoty i teraz byłam już przekonana, że grunt pod naszymi stopami „skacze”.
 - Kim są ci mężczyźni? – wysapałam.
 - Pewnie „królewska” armia – odparł z pogardą. Nie odzywałam się dłuższą chwilę, więc prawdopodobnie uznał, że nic z tego nie rozumiem – i słusznie. – Skoro jest tu zamek, musi być również król, książę… coś w ten deseń – ciągnął dalej. – Brat Hotaru Tomoko. Sakura. Jesteś pewna, że ten człowiek, który nas śledził to ten Wampir?
 - To musiał być on. Pamiętam, że miał bardzo wyraźny kolor oczu. Poza tym patrzył na mnie tym dziwnym wzrokiem. Poznał mnie.
 - Wcale mnie to nie dziwi – poczułam jak Sasuke przyśpiesza. Gnał tak prędko, że wydawało mi się, iż szybuję nad ziemią. – Twój kolor włosów jest zbyt rozpoznawalny.
 - Co to ma znaczyć? – zbulwersowałam się. – Nie podobają ci się moje włosy?
I kiedy oczekiwałam jakieś surowej uwagi na temat kretyńskich myśli w nieodpowiedniej chwili Sasuke powiedział coś zupełnie innego:
 - Podobają. Nawet bardzo.
Gdyby nie „królestwa armia” stąpająca nam po piętach z całą pewnością znieruchomiałabym w miejscu i poprosiłabym o zawtórowanie. Być może użyłabym magnetofonu, aby nagrać to proste, znaczące zdanie. Od razu zrobiło mi się cieplej wokół serduszka.
 - Pozbywamy się tej tandety? – Sasuke ścisnął w dłoni kawałek stroju pszczelarza.
 - Och, naturalnie. Sugerowałam to już od samego początku.
Uśmiechnął się. Znowu.
Niechętnie puściłam jego rękę i prawdę powiedziawszy moje ciało sprawiało wrażenie jak gdyby uleciała z niego spora ilość pozytywnej energii, a co najważniejsze; poczucie bezpieczeństwa.
Rozpięłam suwak i dosłownie wyswobodziłam się z objęć obszernego kombinezonu.
Moja radość była nieopisana, kiedy Uchiha raz jeszcze ujął moją rękę.
 - Teraz słuchaj uważnie. Wskakujmy to wody i…
 - Co? – nie pozwoliłam mu dokończyć. – Jak to do wody? O czy ty mówisz u licha?
 - Musimy. Chyba nie chcesz wrócić do Konohy. W końcu na wyspie jest jeszcze Ren – nie odpowiedziałam na jego słowa. Sasuke uznał to jako kapitulację i zaczął jeszcze raz: - Wskoczymy do wody, ale przedtem powiemy Mei, żeby odpłynęli wcześniej. Kiedy ci mężczyźni tu dotrą, zobaczą odpływający statek i automatycznie pomyślą, że my również na nim jesteśmy.
 - A w rzeczywistości utopimy się pod wodą. Tak, genialny plan.
 - Nie utopimy się.
 - Dlaczego ty zawsze jesteś taki pewny siebie? – wykrztusiłam poirytowana.
Uścisk na mojej dłoni gwałtownie się wzmógł.
 - Bo nigdy nic nie partaczę. Trochę więcej zaufania, Sakura – odpowiedział głosem bardzo pewnym i bardzo zasapanym.
Zerknęłam za siebie.
 - Nie ma ich.
 - Bo teraz był spory zakręt. Spójrz. Już widać port. Zanim nas ponownie zauważą, musimy tam dobiec i wyjaśnić wszystko Mei, dobrze?
 - Dobrze – odrzekłam niepewnie. Powinnam być przerażona, bo nigdy nie pałałam sympatią do wody, ale Sasuke tłumaczył mi wszystko jak małemu, nierozumnemu dziecku; nie to po, aby ze mnie poszydzić. Swoją cierpliwością i spokojem (i dotykiem) dawał mi poczucie bezpieczeństwa.
Kiedy znaleźliśmy się w porcie, Mei siedziała na jednej ze skrzyń, a obok niej koleżanka i Nakashima. Ku naszej uldze prędko nas spostrzegli i nie musieliśmy narażać strun głosowych na dodatkowe utrudnienia. Szukałam wzrokiem tego staruszka, który towarzyszył wstydliwej znajomej Mei, ale nigdzie go nie było.
 - Sakura, Sasuke! – Nakashima poderwał się ze skrzyni, a po naszych wyrazach twarzy musiał stwierdzić, że sprawa jest poważna.
 - Gdzie wasze stroje? Na Boga, co się wydarzyło? – Mei wstała ze skrzyni bardziej desperackim ruchem. Gdy dotarliśmy do nich, wszczepiłam palce w jej kombinezon.
 - Musicie nam pomóc, proszę.
 - Odpływajcie! – Sasuke najwidoczniej nie chciał owijać w bawełnę. – Ściga nas cała plaga jakiś wojsk. 
Mei przytknęła dłonie do ust.
 - Żartujesz, prawda? Co wy u licha robiliście?
 - Ujmijmy to tak; Sakura ma tutaj znajomych, którzy nie za bardzo za nią przepadają.
 - Żeby być ściganym przez zamkowych ludzi trzeba mieć co najmniej status kryminalisty, złodzieja lub mordercy – nagle do rozmowy wtrąciła się nieśmiała kobietka, która wciąż siedziała na skrzyni. – Co robiliście przez to niecałe dwadzieścia minut?
 - Wpadliśmy na nie te osoby, co trzeba – powiedziałam rozgorączkowana. – A teraz płyńcie. My musimy tu zostać…
 - N-nie rozumiem – wyjąkała Mei. – Co wam da, kiedy odpłyniemy?
 - Schowamy się pod wodę, a kiedy ta armia tu dotrze pomyślą, że odpłynęliśmy na statku. Najważniejsze jest to, żeby myśleli, że nie ma nas już na wyspie – wyjaśnił Sasuke nadzwyczaj spokojnym głosem.
 - Sasuke, pośpieszmy się! Już ich słysz…
 - Gdzie jest ten trzeci? – przerwał mi Nakashima. Ta ich panika zaczynała mi się coraz bardziej udzielać. Boże, Boże! Po pierwszych dwudziestu minutach uwzięła się na mnie męska część wyspy. Cudnie! – Matko! Czujecie to?
Tak, tak. Ja czułam to już od bodaj dziesięciu minut. Grunt podskakiwał przy każdych kolejnych krokach tych mężczyzn.
 - Szybko – Sasuke poganiał wszystkich ruchem ręki. – Nakashima, Mei na pokład! Oni nie mogą zauważyć jak wskakujemy do wody.
 - Wskakujecie do wody? – zdziwiła się Mei, wchodząc na podest. Poirytowany Sasuke bez słowa cisnął nią na statek, a sam zbliżył się do mnie.
 - Nie wiem kim wy jesteście, ale mam nadzieję, że robicie to wszystko w słusznej sprawie – z pokładu rozległ się głos Nakashimy. – Tak czy inaczej; powodzenia.
 - D-dziękujemy! – odkrzyknęłam, a przez mój głos przedzierał się wibrujący we mnie strach.
 - Gotowa? – Sasuke spojrzał na mnie.
Nie.
 - Nie – nie czułam się na tyle silna, aby go okłamać.
Wzruszył ramionami.
 - W takiej chwili na nic zdadzą się moje pocieszenia.
Z pokładu słyszeliśmy głosy załogi.
 - Kapitanie ruszamy!
 - Już?
 - Pilna sprawa, zero dyskusji.
 - Hej, młody człowieku! Jak ty się do mnie odnosisz?
 - Przepraszam, ale to naprawdę pilna sytuacja. Zaraz będzie tu cała armia z Michigatty.
Chwila ciszy.
 - To miało być śmieszne?
Niestety nie poznałam odpowiedzi na to pytanie, gdyż Sasuke z niesamowitą siłą pociągnął mnie za sobą.
 - Głęboki wdech! – usłyszałam.
 - Sakura, uważajcie na siebie! – Mei stała oparta o balustradę i przypatrywała się nam z zatroskaniem. – Wrócimy po was za cztery dni!
Cztery dni…
Skok do wody zdawał się dla mnie wiecznością, dlatego podczas lotu rozkładałam cztery dni na godziny. Było ich tak wiele. Dziewięćdziesiąt sześć. Dziewięćdziesiąt sześć godzin na Michigacie, gdzie prawdopodobnie od teraz rzeczywiście figurujemy jako najwyższej rangi kryminaliści.
Michigatta nie akceptuje intruzów.
Z wszystkich sił przywarłam do ramienia Sasuke i zacisnęłam oczy.
Ren sprawił mi tyle przykrości, ale w głębi mojej duszy modliłam się o jego bezpieczeństwo.
Statek zaczął powoli posuwać się przed siebie.

Od autorki: Miałam zamiar umieścić w tym rozdziale o wiele więcej, ale cóż… notka byłaby wtedy potwornie długa, więc postanowiłam upchać to wszystko w kolejnym rozdziale. Dziękuję za tyle obserwatorów, za wsparcie, komentarze. Jestem w trakcie negocjowania z ojcem częstszego dostępu do laptopa, więc prawdopodobnie notka na SOH pojawi się prędzej niż to było przewidziane :)
Pozdrawiam.

15 komentarzy:

  1. Wiesz, fajnie, że Sasuke stał się taki... Miły? Uprzejmy? Coś w ten deseń. W każdym razie nie jest już tym samym arogantem co kiedyś. Ah... Coś wisi w powietrzu! :D Czekaamy!

    OdpowiedzUsuń
  2. Noo, teraz to dopiero akcja nabrała rozpędu! Znowu pojawił się gadający kotek i Ninja-Wampir, który najwidoczniej jest szefem zwierzaka. Który z kolei im pomaga, a przecież Wampir jest zły. Trochę kręcisz, ale to tylko sprawia, że cała historia jest bardziej ciekawa i nieprzewidywalna.

    Haah, Ren dał Sasuke bardzo fajną radę: tylko jej nie całuj! I myśl Uchihy, że niby czemu miałby ją całować - rozwalił mnie ten moment ;D

    Wgl podoba mi się, jak powoli zbliżasz do siebie Sakure i Sasuke. Niby takie drobne gesty, jak chwycenie za rękę, ale jednak na dziewczynę działają jakoś tak dziwnie xd
    "Zrozumiałam tylko tyle, że zaczerwieniłam się po czubki uszu." <---- oooooch <3

    Poza wszystkim cudowny, rzuciło mi się w oczy kilka literówek, z czego zapisałam jedną:
    "Wiedziecie tę tutaj?" <---- zajęło mi dobrą chwilę, zanim rozszyfrowałam w tym "widzicie" xd

    Ogólnie podobało mi się bardzo ;) czekam na ciąg dalszy, bo serio jestem ciekawa, w jaki sposób tak długo mają zamiar przebywać pod wodą...
    Pozdrawiam!

    +cudna piosenka <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybacz literówki. Mam niestety takie "coś dziwnego", że nie zauważam błędów. Moja koleżanka zawsze wszystko przyuważy, a ja to przeoczę XD brak mi po prostu do tego talentu. Chyba zatrudnię ją na stałe jako mój osobisty korektor.

      W każdym razie będę starała się sumiennie poprawiać każdy przyuważony przez czytelników błąd :)

      Usuń
  3. strasznie szybko skończył mi się ten rozdział.. więc nie wiem dlaczego mówisz tutaj o fakcie, że "jest i tak długi". jeśli chodzi o jego fabułę, to strasznie mi się podobała. kot niespodziewanie stał się sojusznikiem, znów pojawił się nieznany nikomu "wampir" i co najważniejsze dla większości czytelników, Sasuke i Sakura przez ponad połowę rozdziału (chyba xD ) trzymali się mocno za ręce xD.
    Ich ucieczka łudząco przypominał mi podobny moment w SOH ;D, ale nie przeszkadzało mi to, ponieważ bardzo lubię ten moment zarówno na tym blogu jak i w tamtej historii. jest taki.. nie mogę powiedzieć romantyczny.. to za duże słowo, ale.. pokazuje nam tą nieznaną nikomu stronę charakteru głównych bohaterów.. to uśpione "ja".. psychologiczną nieświadomość, która pojawia się zawsze w najmniej spodziewanych momentach naszego życia ;D.
    czy tylko mi się wydaję, że Sakura nie potrafi pływać?.. to zaskakujące.. aż jestem ciekawa, czy moje przypuszczenia są prawdziwe.. xD
    czekam na kolejne ciekawe sytuacje xD
    pozdrawiam i całuję ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział znów pełen tajemnicy, uwielbiam Cię za to ;)
    Ciekawa koncepcja znów pojawia się Ninja - Wampir i gadający kot mam wrażenie, że tą dwójkę coś łączy:) Już nie mogę się doczekać rozwinięcia akcji. Ciekawie czy Sakura potrafi pływać, myślę że chyba nie;)Czyżby Ren był zazdrosny? Podobają mi się momenty kiedy w drobnych gestach i słowach prezentujesz nam zalążek portretów psychologicznych bohaterów. Chociaż ich psychika ciągle owiana jest tajemnicą;) Bardzo lubię, kiedy bohaterowie powoli zbliżają się do siebie, nie ma żadnego pośpiechu. Wszystko do siebie idealnie pasuje, jak elementy puzzli ;)

    Czekam na kolejny rozdział;)
    Dziękuję i pozdrawiam;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O mój Boże... muszę przyznać, że w momencie gdy piszę rozdziały, gadający kot i Ninja-Wampir nie wydają mi się tak pokręconym i chorym pomysłem, jak wtedy, gdy czytam wasze komentarze xD

      Ostrzegałam, że do normalnych nie należę o.O.
      Dziękuję ci bardzo za komentowanie każdego rozdziału na obu blogach :) Ja również lubię, gdy wszystko dzieje się powoli i dokładnie, aczkolwiek na tym blogu trochę podkręcę tempo. W porównaniu do SOH akcja rozegra się o wiele szybciej.

      Również pozdrawiam :3

      Usuń
  5. Ohayo ;)
    No co ty gadasz! Jak to za długa notka i "męczenie nas", proszę cię... Mi się to czyta z przyjemnością a nie z rozkazu :P
    Ren, pfff. Parszywy indywidualista. W co on gra do cholery, hę? Raz miesza Sakurę z błotem, a potem wyraźnie daje Sasuke do zrozumienia, że jest o nią zazdrosny. Nie ogarniam...

    Jedyna niepasująca jak dla mnie tutaj rzecz to: Wampir. Awrrrr, mam z tym strasznie złe skojarzenia, przez co przed oczami widzę Pattnison'a, co kompletnie psuje moje Super mi się czyta o uczuciowym Sasuke. W ogóle uwielbiam twoje opowiadania. Co ja się będę rozpisywać? Gdybyś chciała, mogłabyś książkę bez problemu wydać, więc jakiś mój, idiotyczny, nic nieznaczący komentarz, nie robi tu większej różnicy xd

    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wiesz, jakbyś nie skracała rozdziału, to też byłoby dobrze :)
    Dobra, a teraz konkrety.
    Nie wiem jak Ty to robisz, ale każdy twój kolejny rozdział jest coraz lepszy.
    Mam taką skrytą nadzieję, iż Akemii wyda kiedyś swoją własną książkę, lub (chyba) pierwszą POLSKĄ mangę :)
    Cóż więcej, jest późno, a to koliduje z moim myśleniem.
    Sądzę, że wszystkie ważniejsze informacje zawarły się w komentarzu.
    P.S. Na fb zobacz sobie grę Ninja Story, lub Story Ninja (nie pamiętam dokładnie kolejności :D), aplikacja jest robiona na podstawie Naruto O.o Oczywiście gram :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Aaa! Sorry, źle podałam, powinno być - Ninja Saga :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od miesiąca "napieprzam" z kuzynek w Naruto Mini xD ale z przyjemnością zagram również w to.

      Usuń
  8. Bardzo zaintrygował mnie blog nie jest tendetny i bezmyślnie nie piszesz postów, tak mi się przynajmniej wydaję. Czekam na następne części.

    OdpowiedzUsuń
  9. Oj, chyba małe opóźnienie z nowym rozdziałem ;) a ja tu zaglądam co chwilę.
    [oszukac-smierc.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie "małe", ale DUŻE xD
      Koniec semestru się zbliża, dlatego miałam trochę zawalony weekend.

      Usuń
  10. Hahahha, było wiele chwil, kiedy śmiałam się jak głupia. xD Np ten fragment: "Żeby być ściganym przez zamkowych ludzi trzeba mieć co najmniej status kryminalisty, złodzieja lub mordercy – nagle do rozmowy wtrąciła się nieśmiała kobietka, która wciąż siedziała na skrzyni. – Co robiliście przez to niecałe dwadzieścia minut?" xD Nie ma to jak w dwadzieścia minut wpakować się w takie tarapaty. ;D Drużyna ma do tego talent. ^^

    Sasuke tak otwarcie powiedział, że podobają mu się włosy Sakury. :o Co się z nim dzieje? Nie mówię, iż to mi się nie podoba, ale jest też trochę dziwne. No i cały czas praktycznie łapią się za ręce. <3 Miłość rośnie wokół nas. xd

    Coraz bardziej denerwuje mnie Ren. No kurde, ma humorki jak baba w ciąży. Najpierw drze się na różową, a potem mówi Saskowi żeby się nią opiekował. Gdzie tu logika!? >.<

    OdpowiedzUsuń