„Były
to piękne sny – ani słowa – ale były to tylko sny, i jak
wszystkie
sny nie mogły naprawdę nasycić duszy”
Patrick
Süskind
Po
piętnastu minutach szybkiego marszu przedarliśmy się w końcu przez większe
kamienne odłamki i teraz droga była już znacznie wygodniejsza. Po obu stronach
ścian widniał ślad, ale nie chciałam wiedzieć czy wskazywał on poziom wody, czy
też lawy, która niegdyś tędy przepływała. Po prostu brnęłam naprzód starając
się też nie skupiać na ilości pająków lub na innych tego typu obrzydlistwach.
Zazwyczaj każda scena horroru, w którym bohaterowie znaleźli się w ciemnych
zaułkach musiała mieć w sobie zawarty właśnie ten prosty akt. Atak pajęczaka.
Wzdrygnęłam
się na samą myśl, najchętniej opuściłabym to miejsce, ale Akashi zatrzymał się
w tym samym momencie:
- Voilà,
jesteśmy na miejscu.
-
Co? – błyskawicznie wycelowałam snopem latarki na kociaka. – Jak to „jesteśmy
na miejscu”?
-
Przecież tu nic nie ma – dorzucił Sasuke, równie skołowany. Dźwięk po mojej
prawej zakomunikował mi, iż zrezygnował z usług Sharingan’a.
Akashi
podskoczył w miejscu, obracając się w naszą stronę.
-
Jak to nic tu nie ma? Przecież jest!
-
Ściana – bąknęłam.
I
naprawdę tak było. Przed nami piętrzyła się spora kamienna przeszkoda. Kilka
jej punktów kruszyło się, raz za razem odsyłając na ziemię jakieś drobne
odłamki, które złośliwie stukotały. Rzuciłam okiem na Sasuke. Oho, wyglądał na
rozwścieczonego i już wypatrywał wzrokiem potencjalnych śladów, które
utwierdziłyby go w przekonaniu, że wpadliśmy w kiepską pułapkę.
Kot
westchnął przeciągle.
-
Ech, wy dorośli naprawdę mnie zadziwiacie.
-
Zamiast tak gadać, mądrzej byłoby powiedzieć nam gdzie znajduje się ta
niezawodna kryjówka, o której mówiłeś – powiedziałam uszczypliwie.
-
No tutaj! – łupnął o naszą przeszkodę i znów stanął na dwóch łapach, co mnie
niewiarygodnie zdenerwowało. W ogóle fakt, że gadał był mocno dezorientujący, a
on dodatkowo usiłuje zachowywać się jak normalny członek społeczeństwa.
Sasuke
ruszył naprzód.
-
Coś się za tym kryje?
-
Oj Różowa, twój towarzysz jest chyba o wiele bystrzejszy od ciebie – Akashi
rzucił mi kpiarskie spojrzenie. – Powinnaś się wstydzić. A podobno to kobiety
są mądrzejsze od mężczyzn.
-
Bzdura – Sasuke rękoma macał ścianę, a ta uwaga wypsnęła się z jego ust
zupełnie zwyczajnie.
Uch!
Dlaczego zawsze trafiam na zadufanym w sobie palantów, którzy muszą mi
udowodnić, że każdy pozytywny stereotyp o kobietach jest w moich przypadku
niezaprzeczalnie mylny?
Przewróciwszy
oczami, postanowiłam również zając się badaniem przeszkody, która jak się
okazało kryje za sobą coś tajemniczego.
-
Wystarczy, że zerkniecie tutaj – Akashi wskazał na lewy dolny róg ściany.
Musiałam zmrużyć oczy, aby dostrzec tam malusieńki otworek. – Koty są
zwinniejsze niż mi się wydawało. W każdym razie ja potrafię się tędy przecisnąć
i właśnie takim sposobem odnalazłem tę skrytkę. Gonił mnie wtedy Ketsuto i
musiałem mu umknąć. Jak zwykle był o coś wściekły.
Przykucnęłam
obok szparki, dokładnie ją wertując.
-
Dlaczego nie powiedziałeś o tym temu… Ke… Ketkomuśtam?
-
Ketsuto – poprawił mnie. Zrobił taką minę jakby to imię pozostawiło w jego
ustach zły smak. Ale prędko z powrotem się rozpromienił. Zwłaszcza, kiedy z
należytą dumą wcisnął swoje ciałko do małej dziurki. Dalej jego głos płynął
echem przez skały: – Wtedy nie myślałem o tym poważnie. Traktowałem to jako
dobrą kryjówkę przed jego humorkami. Owszem, to co jest tu w środku wzbudziło
moje podejrzenia, ale… jakoś zawsze kiedy zbierałem się, aby im o tym
powiedzieć, Ketsuto twierdził, że jest zbyt zajęty, aby słuchać moich
„bajeczek”.
-
Widzę, że nie traktowali cię zbyt poważnie – obwieścił Sasuke, szukając
jakiegoś punktu zaczepienia dla rąk. – To głaz? Możemy go przesunąć?
-
Tu jest właśnie mały problem… A niech mnie! – jego głos nagle umilkł, a
zastąpił go kaszel. – Zdołało się tu nazbierać trochę brudu od mojej ostatniej
wizyty.
-
Do rzeczy.
-
Ach, tak! Nie wiem jak Sakura-sempai, ale jakoś musicie dać sobie radę we
dwójkę. Cały ten ślepy zaułek to dwie skały obok siebie. Gbur musi odnaleźć
środek i zacząć przyciągać do siebie. To działa jak drzwi… tak mi się wydaje.
Ale
gdy Akashi wszystko wyjaśniał, Sasuke zdążył już zauważyć potrzeby element,
którym okazała się być odstająca skała. Rzeczywiście całość dzieliła się na
dwa. Tylko trochę nie podobała mi się wielkość owych połów.
-
Pomóc ci? – zaoferowałam się.
Tak
jak myślałam, skwitował mnie ruchem głowy.
-
No to do dzieła, gburze!
-
Przestań mnie tak nazywać! – Sasuke zacisnął głaz z obu stron, ale widać było,
że jedna z nich jest znacznie mniej komfortowa. Stanęłam obok, oświetlając
całość promieniem latarki.
-
Ani drgnie – stwierdziłam.
-
Potwierdzam! – zza głazu dobiegł nas głos Akashi’ego. Sasuke, jak to Sasuke –
nie mógł zdzierżyć stopniowo spełniającej się porażki. Zacharczał, używając
jeszcze więcej siły.
-
Może ci pom…
-
Nie! – nie dał mi skończyć.
Wydęłam
wargi, najchętniej wgniotłabym go całą siłą w ten cholerny głaz i kazała
obserwować profesjonalistkę (czyli mnie, rzecz jasna).
-
Korzenie tu zapuszczę – marudził kot.
-
A ja zanudzę się na śmierć – chwyciłam do ręki jeden z odłamków i cisnęłam nim
o ścianę korytarza. Echo jakie stworzył dźwięk w pewnym sensie mnie zachwyciło.
Zrobiłam to jeszcze raz, i jeszcze. I po raz trzeci, tak dla pewności, że efekt
jest nadal tak samo emocjonujący. W tle słyszałam sapanie Sasuke.
Sasuke,
który w końcu łaskawie zdecydował się odpuścić. Wiadomo, że nie przyznał się do
porażki, po prostu zastosował dobrze znaną taktykę.
-
Dobra mądralo! Zobaczymy jak ty sobie poradzisz.
W
sumie uczyniłabym to samo.
Ale
to nie ja grałam rolę Sasuke. Mi powierzono coś bardziej spektakularnego.
Przekorny uśmiech na mojej twarzy poszerzał się z każdym materializującym się w
mojej głowie obrazem, który prezentował reakcję tej dwójki.
Błyskawicznie
zjawiłam się na miejscu Sasuke i skumulowałam w dłoniach potrzebną mi
energię. Uchiha robił wrażenie zdziwionego jeszcze przed wykonaniem
całej akcji.
-
No cóż… - zebrałam w płucach powietrze, a w mięśniach wszystkie siły. Jeden
ruch, kilka sekund i już głaz znalazł się przy mnie, podkreślając to donośnym,
przeciągłym piskiem. Cofałam się do tyłu, aby w pełni odsłonić wnętrze
kryjówki. – Okazuje się, że kobiety są jednak lepsze od mężczyzn – zakończyłam,
wyprostowałam się i oczywiście podkreśliłam moje zwycięstwo szykownym
zarzuceniem wilgotnych włosów do tyłu.
Akashi
pewnie spodziewał się, że to mnie ujrzy na miejscu Sasuke. Roześmiałam się
widząc jego olbrzymie oczka. Uchiha stał jak kołek i wyglądał jakby miał ochotę
sam siebie spoliczkować, ale jego dobra gra pozwoliła mu ukryć podziw. Jednak
czułam, że takowy odczuwa.
Wtedy
zajrzałam w głąb przestrzeni, którą raczyłam im ujawnić i już nie mogłam się zmusić
do ponownego spojrzenia na Sasuke i wywyższania się udanym popisem.
Wszystko
przez tą kryjówkę.
A
ściślej przez to, co się w niej znajdowało.
***
Dla
mnie jaskiniowa kryjówka miała być zwyczajną, niewielką przestrzenią wypełnioną
utrudniającymi wszystko kamieniami i nieprzyjemną wilgocią. W mig wyparłem z
siebie myśl o wyczynie Sakury, kiedy dostrzegłem ową przestrzeń. Przestrzeń,
która wyglądała jak… pokój. Może nie był on żywcem wyjęty z
pięcio-gwiazdkowego hotelu, to mimo to miał w sobie coś czarującego.
Sakura
chyba też zapomniała dalej szczycić się faktem, iż wypadły mi z pamięci jej
treningi z Tsunade, bo wyskoczyła przede mnie, zakrywając wszelki widok na
wnętrze skrytki:
-
Na Boga, widzisz to?
-
Teraz widzę już wyłącznie twoje plecy – zagrzmiałem, przesuwając się do przodu.
Kiedy weszliśmy głębiej, Akashi siedział już zwinięty w kłębek na bawełnianym
kocyku w kolorze krwistej czerwieni.
Sakura
przykucnęła mu naprzeciw i wzięła do ręki kawałek materiału.
-
Jeden koc… - przeniosła wzrok na kąt pomieszczenia. – I drugi. Dwa koce…
-
I poduszki – dodałem.
-
I pochodnie! – wtrącił Akashi, bardziej energicznie niż nasza dwójka. Może
dlatego, że on zdołał już przywyknąć do przedziwnych warunków panujących w tej
kryjówce. Otóż nie była to zwyczajowa, przypadkowa odkryta przestrzeń w skale.
Ktoś już wcześniej…
Snop
latarki nagle padł prosto na mnie.
-
Sakura, do licha. Weź to ode mnie.
-
Tu ktoś był! – jej oczy rozbłysły z przestrachu. Akashi odchrząknął w tle.
-
Przecież mówiłem wam, że to jest kryjówka.
-
Myślałam, że twoja!
-
Bo teraz jest moja. Przedtem najwidoczniej należała do kogoś innego.
Teraz
Sakura wyglądała tak jakby lada moment w jej wnętrzu miał wybuchnąć wulkan,
uczucie złości stopniowo na nią spływało.
-
Ty tak po prostu żyjesz z tą informacją? – krzyknęła. – Rany! Jak można tak do
tego podchodzić? – a następnie rzuciła się w kierunku drugiego kocyka, tym
razem koloru niebieskiego i mocno zgniotła go w pięści. – To wcale nie było tak
dawno używane! Kto wie, może te osoby jeszcze chadzają po ziemi? – i zaczęła
paplać bez opamiętania.
Trochę
mnie to rozbawiło. Ale nie zawsze mój wyraz twarzy był odzwierciedleniem tego
co dzieje się wewnątrz. W sercu, duszy – czy coś w ten deseń. Zresztą to
odczucie szybko ze mnie umknęło. W końcu Sakura miała rację. Nie mogliśmy bez
wzruszenia zostawić na lodzie faktu, iż zamieszkiwali tu inni ludzi, którzy –
być może – byli w podobnej sytuacji.
-
Za bardzo histeryzujesz Sempai. Ktokolwiek tu był, już od lat nie wraca. Można
to wywnioskować po stanie tego miejsca – powiedział Akashi, liżąc sobie łapę.
-
Fuj… - skitowała Sakura z zniesmaczoną miną. – Sasuke! Co w związku z tym? Nie
możemy tak tego zostawić.
W
czasie jej paplaniny zdążyłem już chwycić krwisty koc i stanąć za Haruno,
nakładając go na jej ramiona.
-
Owszem możemy.
-
Nie… ale… Uhh! – jej próba wydobycia jakiegokolwiek składnego słowa zakończyła
się porażką. Prędko się odwróciła, by zaraz potem spuścić wzrok. To posunięcie
miało na celu zakamuflowanie zarumienionych policzków. Cha, a jednak zdążyłem
je dostrzec. – Nie rozumiem… - niespodziewanie usłyszałem jej szept. – A co
jeśli oni wrócą akurat gdy my tu będziemy?
-
Nie wracali przez tyle czasu i nagle im się odmieniło? Sakura… Naszym zadaniem
nie jest zbadanie do kogo należy owa kryjówka. My mamy się dowiedzieć kto użył
na nas Tankyori no Jutsu i jak widać trafiliśmy na dobry trop. Skoro ci ludzi
„handlują” zakazanymi Jutsu, nie mam wątpliwości, że to wina któregoś z nich.
-
Gbur zawsze będzie gburem, ale ma chociaż prawidłowe podejście – wtrącił
Akashi. – Nie przejmuj się tym, w co nie powinnaś ingerować. Nie słyszałaś ilu
intruzów dotarło na Michigatte? Z całą pewnością dwóch z nich znalazło jaskinię
i dobrze ją spenetrowali. Ciesz się, że unikniesz obławy.
-
Więc mamy tu zostać na te dwa dni? Tak bez niczego?
-
Jak uprzednio wam wspominałem; jestem bardzo uczulony na obce źródła chakry.
Będę wiedział, gdy armia będzie się zbliżać. Wtedy po prostu przesiedzimy tu po
cichu. Jednym ze słabych punktów wojska jest właśnie brak umiejętności
wykrywania obcych energii.
-
Dlat…
-
Dlatego właśnie nie wyczuli was pod pomostem – wbił się Sakurze w słowo,
koronując swoją wspaniałomyślność szerokim uśmiechem. – OK! Idę
rozejrzeć się po okolicy.
O
nie. To posunięcie szczególnie mi nie spasowało. Odprowadzałem zwierzaka wzrokiem,
póki nie zatrzymał się tuż przy naszych oryginalnych drzwiach. Najwyraźniej
wyczuł moje przeszywające spojrzenie.
-
No co jest? – zapytał mnie.
-
Nie wybierasz się przypadkiem po swoich sojuszników, aby nas zgarnęli?
Sakura
po mojej lewej wzdrygnęła się w widoczny sposób, a Akashi nawet nie drgnął.
Poruszył się o krok i zamarł w bezruchu.
-
Naprawdę mnie za takiego uważasz?
Milczałem.
To jego głos tak na mnie podziałał. Tak nagle stał się oschły i poważny.
Czułem, że Sakura już chce strzelić mi kuksańca w ramię, wściekle tłumacząc jak
bardzo brakuje mi klasy i wyrozumiałości.
Kocia
głowa spuściła się w dół.
-
Nie oszukuję was. Nie chcę też zapędzić w żadną pułapkę. Jak nikt inny znam ból
jaki sprowadza użycie zakazanej techniki, trochę rozumiem to, przez co
przechodzicie. Może też dlatego czuję tą potrzebę… po prostu chcę wam pomóc.
Minęło
kilka sekund zanim wybudził się z letargu, potrząsnął główką i zniknął w
ciemnej czeluści jaskini.
Sakura
odczekała chwilę, tak żeby Akashi nie mógł słyszeć płynących stąd głosów, po
czym natychmiast obdarowała mnie wrogim spojrzeniem.
-
Powinieneś to doceniać – bardziej syknęła niż powiedziała.
-
Nie obwiniaj mnie. To trochę podejrzane, nie sądzisz?
-
Przecież powiedział nam, że tą kocią formę zawdzięcza zakazanym techniką i…
-
Tak, tak! – przerwałem jej niemal krzycząc. – Już rozumiem. Mój błąd.
Zadowolona? Po prostu nie mogłem na początku ot tak się z tym pogodzić.
Ostrożności nigdy za wiele. Zresztą ty też nie byłaś do niego przekonana.
-
Tak, ale… - zamknęła się dopiero wtedy, gdy przytknąłem palec wskazujący do jej
ust. Zdziwiona zrobiła zeza, a następnie przeniosła wzrok na mnie.
-
Nie mamy na to czasu. Marzniesz – powiedziałem.
-
Nie do końca. Można powiedzieć, że złość na ciebie odrobinę mnie ogrzewa.
Starałem
się odszyfrować jej minę, ale nie potrafiłem. O dziwo. Sakura zazwyczaj była
jak otwarta książka, a teraz tak bardzo wykrzywiła usta i brwi, że już sam nie
wiedziałem czy to rozzłoszczenie, czy być może znowu poczuła się zawstydzona
obecną sytuacją.
W
każdym razie odtrąciła moją rękę. Delikatnie, ale jednak.
-
Co z Ren’em? Bóg jeden wie co mogą zrobić mu ci ludzie przez całe dwa dni.
-
Musi wytrzymać.
-
Słucham? – wytrzeszczyła oczy. Z trudem przychodziło mi wyrażanie się o
arogancie z taką lekkością w jej towarzystwie, ale nie mogłem zmusić się na
inny ton.
-
Kiedy skończy się obława będziemy na lepszej pozycji. Nie będą się nas
spodziewać. To zwiększy szanse na jego odbicie – wyjaśniłem spokojnie.
-
Nawet nie wiemy gdzie on jest!
-
Więc się dowiemy – ściągnąłem plecak, nie kamuflując radości z pozbycia się
jego ciężaru. Itachi nagromadził w nim pewnie masę bezużytecznych drobiazgów,
które i tak „niestety” nasiąknęły wodą. Chociaż dobrą kanapką bym nie
pogardził. Właściwie… byłem głodny. I kiedy zacząłem o tym myśleć mózg
natychmiast wysłał odpowiedni komunikat do żołądka.
Dźwięk
przypominał zwiastun nadchodzącej burzy.
Sakura
zamrugała nierozumnie oczami, a kiedy pojęła co tak naprawdę jest sprawcą
grzmotu, napięcie z niej uleciało. Nawet zachichotała.
-
Też jestem głodna – jej ręka wylądowała na brzuchu, gładząc go. – Jestem
głodna, jest mi zimno i… muszę siku.
-
Żartujesz! – parsknąłem.
-
Nie! Naprawdę muszę! Trzymam już od kiedy skoczyliśmy do wody!
W
sumie… też muszę się załatwić. Do diaska! Dlaczego o tym wspomniała? Mój mózg
znowu zawalił sprawę, za prędko przekazując informację do innej części ciała.
-
Najpierw się rozbierz – oznajmiłem nagle.
-
Hę?
Nie
zabrzmiało to zbyt profesjonalnie.
***
Gapiłam
się na Sasuke w milczeniu. W głowie wciąż miałam jego słowa. Mogłabym go wyzwać
od zboczeńców i chamów, ale coś mnie blokowało i pozbawiało poniektórych
zmysłów.
Sasuke
prędko odwrócił głowę w bok, jakby nagle się obraził. Z jego ust wypłynęło
kilka siarczystych przekleństw.
-
Musisz się rozebrać. Nie możesz przecież być w mokrych ubraniach, to bezsensu –
wydukał, uciekając spojrzeniem. No proszę! A więc nawet elitarny Uchiha potrafi
się zaczerwienić.
Musiałam
się roześmiać.
-
Chyba wiem o co ci chodzi.
-
Świetnie. Więc wyskakuj z ubrań. Pójdę je osuszyć używając Katon’a.
Jednak
i tak było mi wstyd za te wszystkie lubieżne myśli i wizje, które stanęły przed
moimi oczami. Opuszkami palców chwyciłam suwak od bluzki podciągając go wyżej,
tak aby zakrył moje usta.
-
Głupek. Nie musiałeś być taki bezpośredni.
-
Wiem – zgodził się z bezmyślną miną, po czym wskazał na koc na moich ramionach.
– Dokładnie go otrzep, a potem się nim owiń – i podszedł do naszych bagaży
rozpoczynając penetrację.
Na
szczęście był na tyle kulturalny, aby nie dotykać mojego plecaka.
Sasuke
ułożył wszystkie ubrania w jedynym, nieschludnym stosie, by potem w ustalonej
kolejności usuwać z nich wodę niczym z gąbki. To był znów widok, którego za
skarby świata bym się nie spodziewała. Pomagałam mu z uśmiechem na ustach.
Potem wyszedł, a echo jego kroków szybko ucichło. Zapewne dlatego, że zatrzymał
się parę stóp od wejścia.
-
Wysuszę ubrania na zewnątrz, będzie łatwiej. Postaram się zatrzymać jak
najbliżej jaskini. Jeśli poczujesz, że tracisz oddech natychmiast mnie zawołaj,
albo przybiegnij – wyjaśnił.
-
Może użyjemy sznureczka? – zaproponowałam z szerokim uśmiechem. Sasuke jednak
skwitował to przewróceniem oczami i zniknął za okazałym głazem.
Usiłując
się nie zaczerwienić, ani nie zagłębiać w jakieś inne przedziwne myśli,
rozpięłam suwak, momentalnie zakrywając się kocem, jakby ktoś rzeczywiście
przebywał w tym pomieszczeniu. Prędko pozbyłam się reszty ubrań zostając w
samej bieliźnie. Nieprzyjemny chłód od razu zaatakował moje ciało, ale była też
ulga z powodu pozbycia się mokrych rzeczy.
Mechanicznie
poruszyłam się w przód, szczelnie ukryta za bawełnianą powłoką, następnie
cisnęłam wilgotnymi ciuchami w głąb korytarza, mając nadzieje, że Sasuke to
dostrzeże.
Przez
moment wszystko zamarło. I właściwie w ciągu tego momentu mój umysł przedstawił
mi dwieście różnych scenariuszy odnośnie zaginięcia Sasuke. Pomyślałam nawet,
że Uchiha miał racje odnośnie Akashi’ego i ten zdołał już sprowadzić królewską
armię, aby przetransportowała nas do tego samego miejsca co Ren’a.
Scenariusze
wyparowały – pojawił się Ren, ale w tym samym czasie Sasuke wynurzył się zza
kamiennej ściany i podniósł rzucone przeze mnie rzeczy.
Krzyknęłam
przestraszona, cofnęłam do tyłu i zwinęłam w kłębek.
-
Uspokój się. Czego się spodziewałaś?
Królewskiej
armii?
Ren’a…?
-
Przepraszam – spuściłam wzrok, próbując ukryć zaczerwienione policzki. Czułam
jak Sasuke znów pożera mnie spojrzeniem, ale nie miałam śmiałości, by to
spojrzenie przeanalizować. Czasami byłam zbyt pewna i beztroska w jego
towarzystwie, ale zdarzało się, że czułam niewiarygodny wstyd i to na taką
skalę, że nawet czarne tęczówki były dla mnie wyzwaniem.
Ale
Sasuke stał…
I
stał.
Zaczęłam
odczuwać chłód i pomyślałam o drugim kocu. Kiedy chciałam już obrócić się na
pięcie, Uchiha mnie uprzedził.
Potem
mogłam już tylko przeklinać samą siebie za to, że nie odczytałam jego miny.
Byłam ciekawa co się w niej kryło.
***
-
No co jest? – zapytałem po raz drugi. Akashi stał jak posąg, wychylając głowę
zza drzewa. Jego wielkie ślepia w ogóle nie mrugały.
Byłem
absolutnie skupiony na osuszaniu ubrań. Nawet porozkładałem je schludnie na
trawniku, chcąc zyskać większy efekt za jednym razem. Katon, wbrew pozorom, był
bardzo wyczerpującą techniką. Niemal czułem jak chakra ze mnie ulatuje.
Poderwałem głowę dopiero wtedy, gdy oprócz szumu liści dobiegł mnie wyraźny
szelest.
Nie
czując żadnej chakry stwierdziłem, że to ten kocuro-dzieciak i miałem rację.
Jedyne co mnie niepokoiło to ten nagły paraliż, jaki go dopadł.
-
Hej! – zacząłem się niecierpliwić.
Akashi
podniósł łapę.
-
Co… co to było?
Myślałem,
że chodziło mu o starannie ułożony stos ubrań, ale pytanie zostało zadane w
czasie przeszłym. Przeanalizowałem fakty i w rezultacie udało mi się zrozumieć
to, co miał na myśli.
-
Ach to… - mruknąłem ze wzrokiem wbitym w leśną pustkę. – To Katon. Ryuuka no
Jutsu. Inaczej płomienie ognia.
-
O rzesz ty… - pokiwał głową z uznaniem. – Kiedy się tego nauczyłeś?
-
Wiele lat temu.
-
To jest świetne. Nauczysz mnie?
-
Kota? – jego pytanie zbiło mnie z pantałyku. Generalnie nie przepadałem za
graniem roli Sensei’a, to pochłania za dużo nerwów i czasu, ale fakt, że mój
uczeń miałby być kotem kazał mi zupełnie inaczej rozpatrzeć tę sprawę. –
Czekaj, czekaj… - zacisnąłem oczy, gmerając w pamięci. Z paplaniny Sakury
wyłapywałem przydatne informacje. – Sakura mówiła, że użyto na tobie zakazanego
Jutsu, zgadza się?
Zmarkotniał.
Zmarkotniał i zadbał, aby zakamuflować to sztucznym uśmiechem.
-
Tak. Jakiś czas temu… przypadkowo. Ale to ja jestem temu winien. Ciekawość
dziecka nie zna granic.
-
Ile tak naprawdę masz lat?
-
Skończyłem piętnaście.
Piętnaście?
Jakimś cudem zatuszowałem zaskoczenie, ale umysł prędko nie dopuścił do siebie
tej myśli. Głos Akashi’ego kojarzył mi się z rozkapryszonym dziesięciolatkiem,
którego życie od zawsze rozpieszczało.
Piętnaście
lat. Okres młodzieńczego buntu. Zaczynałem rozumieć czemu był takim podłym
cwaniakiem.
Powinien
być mi raczej wdzięczny. Gdyby na moim miejscu była Sakura niewątpliwie
zasypałaby go pytaniami odnośnie incydentu z Jutsu, które przeistoczyło go w
kota. Ja momentalnie zobaczyłem ból jaki czai się w jego oczach. Ten ból, do
którego nienawidzimy powracać.
-
Hej – nagle Akashi klapnął na źdźbła trawy nieopodal mnie, a jego ogon zaczął
tańczyć. – Mógłbym poobserwować jak „suszysz ubranka”? Ten Katon wygląda
naprawdę niesamowicie.
-
Yyy… jasne. Dlaczego nie?
-
Sempai jest w kryjówce?
-
Tak – odparłem, kumulując potrzebną mi energię. Świetnie! Przez robienie za
suszarkę stracę całą chakre. Żaden człowiek przy zdrowych zmysłach nie
zgodziłby się na taką rolę. A ja? Zgodziłem się, ba! Nawet samoistnie to
zaproponowałem.
Sakura
wywiera na mnie zły wpływ. Staję się wówczas zbyt przyjazny dla innych i
rezygnuję ze swojej natury „aroganta”, jak już wcześniej to określiła.
Bo
kiedy ja bym się niby zgodził, aby jakiś kocur obserwował moje Ryuuka no Jutsu?
Wolałbym chyba odgryźć sobie język, a teraz stałem tu jak kołek, nie wiedząc
jak zacząć, ani co powiedzieć.
Ale
Akashi wręcz emanował młodzieńczą nonszalancjom.
-
Nee, gburze? Jak to się stało, że jesteś tu z Sempai? To twoja dziewczyna czy
jak?
Ślina
wtłoczyła mi się do przełyku w olbrzymich ilościach. Zakrztusiłem się nią, a
chakra w moich dłoniach dosłownie wyparowała.
-
Dziewczyna? – wybuchnąłem, zapominając o wcześniejszym stresie. – Czy my u
licha zachowujemy się jak para?
-
Generalnie nie, ale wiesz… - pomachał łapą w pouczający sposób. – Jesteś
gburem, prawda? A gbury nie mają w naturze okazywania uczuć. Różnie bywa, ale
to wcale nie znaczy, że ja coś insynuuję. Po prostu byłem ciekaw – ostatnie
słowa dorzucił naprędce, widząc mój wyraz twarzy. – Dobra.
Przesadziłem.
-
Ta – bąknąłem. Aby uciec od myśli na temat jaki naraz wysunął Akashi na nowo
skumulowałem wystarczającą ilość chakry, wezbrałem w płucach godny podziwu
haust powietrza, a ogień momentalnie buchnął z moich ust, rozbłyskując się nad
ubraniami.
Oczy
Akashi’ego zamigotały z zachwytu.
-
Ale to jest ekstra! Nie ma bata, koniecznie musisz mnie tego nauczyć!
Starałem
jak najbardziej przedłużyć technikę, ale nie przyszło mi to z łatwością. Po
piętnastu sekundach ogień rozpłynął się w powietrzu, zabierając mi siły.
Musiałem podeprzeć się na kolanach i łapczywie poszukiwać powietrza. Płuca
miały coraz większy problem z pompowaniem powietrza.
-
Naucz mnie tego! – grzmiał w tle kocur.
-
To specjalna umiejętność mojego klanu. Nie można się tego ot tak nauczyć –
wysapałem w przerwie między szybkimi wdechami.
-
Jasne. Po prostu obawiasz się, że uczeń przerośnie mistrza, co? Problem
współczesnego społeczeństw… eee, to znaczy… Dobra. Zamknę się już – ukrył twarz
między sierścią na łapach i westchnął.
Byłem
dumny z tego, ile strachu wpaja w człowieka samo moje spojrzenie. To
zdecydowanie działa na naszą korzyść.
Akashi
dotrzymywał mi towarzystwa póki na dobre nie wróciliśmy do kryjówki. Przedtem
zdążył już opowiedzieć mi o swojej przyjaciółce z dzieciństwa – Tsubaki czy
jakoś tak… a także zachwycić nad setkami technik Ninja, o których słyszał, ale
nigdy nie miał okazji zaobserwować. Dowiedziałem się, że na Michigacie przebywa
niewielu profesjonalnych Shinobi, a większość zna tylko podstawowe techniki jak
Zamiana Jutsu, czy Klony.
To
znowu działało na naszą korzyść.
Bez
względu na to ile niepewności wpoili we mnie mieszańcy Michigaty podczas
pierwszego natknięcia, po rozmowie z kocurem byłem bardziej spokojny, a nawet
pewny zwycięstwa. Ja dysponuję Sharingan’em, różnymi odmianami Katon’a, a w
ostateczności mógłbym nawet użyć Susanoo. Sakura z kolei była pod ręką Piątej
Hokage. Nie miałem z Tsunade zbyt częstych styczności, ale parę spotkań zdążyło
mnie przekonać, że ta kobieta jest na swój sposób wyjątkowa.
Tak
jak Sakura.
Gdy
dotarliśmy z Akashi’m na miejsce, przez te wszystkie analizy dokonane w moim
mózgu omal się nie uśmiechałem. Kto by pomyślał, że towarzystwo kocura nastoi
mnie tak pozytywnie na dalsze potyczki z królewską armią. Jak nigdy byłem
gotowy na odbicie czarno-włosego aroganta, nawet obiecałem sobie, że od dnia
jutrzejszego zacznę planować z Sakurą i Akashi’m odpowiednią strategię, która
na pewno zaskoczy wszystkich swoją spektakularnością i jednocześnie
oryginalnością.
-
Jak to wszystko się skończy, nauczysz mnie ognistej kuli – powiedział Akashi
przeskakując przez maleńką skałę.
Spojrzałem
na niego surowo.
-
Myślisz, że nie mam nic innego do roboty?
-
Niby co? – prychnął.
Przecież
będę musiał wciąż użerać się z nieodpowiedzialnym braciszkiem, ponadto Naruto
prędko nie da mi spokoju, a według jego umowy po ukończeniu tej misji
oficjalnie staję się członkiem ANBU, omijając wszelkie spowolnienia po drodze.
Wślizgnąłem
się z Akashi’m do kryjówki, od razu transportując ciuchy gdzieś w kąt.
Odetchnąłem
z ulgą i zamknąłem oczy.
Zbierałem
się już, aby zwięźle opisać kocurowi masę zajęć, jakie czekając na mnie po
powrocie do Konohy, ale kiedy na niego spojrzałem ten stał jak słup soli,
wpatrzony przed siebie.
-
Co jest? – burknąłem.
-
Szczęściarze z nas gburze, piekielni szczęściarze – na jego twarz wpełzł
szeroki uśmieszek o aroganckim charakterze. Patrzyłem jak nonszalancko podnosi
brew do góry i nie mogłem się powstrzymać przed odnalezieniem obiektu jego
uwielbienia.
Okazała
się nim śpiąca Sakura.
I
to nie byle jaka… Sakura.
Teraz
to ja zamieniłem się w posąg, nie mogąc oderwać od niej wzroku. Haruno leżała
na ziemi skulona pod kocem i tylko jeden jej element wystawał spod całej
kopuły. Był to drobiazg, lecz taki, który niesamowicie działał na mężczyznę.
-
Ale ona ma nogi! – pisnął z zachwytu Akashi omal nie podskakując. Po
raz pierwszy oderwał od niej wzrok i prześlizgnął go na mnie. – Nie jesteś jej
chłopakiem, narzeczonym, ani mężem, sam to mówiłeś! W takim razie czy ona jest
wolna?
-
Masz piętnaście lat – och! Jak bardzo musiałem się starać, aby przy tych
słowach utrzymać swój naturalny chłód. W rzeczywistości było mi ciepło. Ta
jedna noga była akurat tak niewiarygodnie ułożona, że… - Ona ma dziewiętnaście
– dodałem naprędce. Tylko po to, aby wyprzeć od siebie natrętne myśli.
W
każdym razie zachwycanie się nad jej ciałem było nie na miejscu, biorąc pod
uwagę fakt, że Sakura cała dygotała z zimna.
Dla
otoczenia wyglądałem na pewnego, zdecydowanego mężczyznę. W głębi toczyłem
walkę z czerwienią, która chciała dopaść moje policzki.
-
Właściwie dlaczego ona jest naga? – usłyszałem za sobą Akashi’ego.
Poirytowany
wskazałem mu na stos ubrań.
-
W mokrych byłoby jej jeszcze bardziej zimno. Musiałem coś zrobić.
-
Teraz też jest jej zimno! – zauważył Akashi, również materializując się obok
Sakury. – Co zamierzasz z tym zrobić?
-
Co masz na myśli? – zmarszczyłem czoło.
-
Przecież Sempai nie może tak zostać na całą noc. Wymrozi się na śmierć. A potem
będziesz się dziwić czemu mamy w kryjówce sopel lodu.
Ten
kocur zdecydowanie miał piętnaście lat.
Przełknąłem
ślinę i nachyliłem się nad Sakurą. Oddychała równo, ale jej ciałem wstrząsały
silne dreszcze. Cholera. Widziałem to kiedyś na jednym filmie, ale sam już nie
wiedziałem czy jest to odpowiednia technika.
-
Akashi – uniosłem wzrok.
-
Co?
-
Wyjdź.
-
Że co? – zrobił zdziwioną minę i zeskoczył z głazu. – Niby dlaczego?
Rozejrzałem się już po terenie i nic nam nie grozi.
-
Nie dyskutuj, tylko wyjdź – zirytowałem się.
Nagle
jego pyszczek zjawił się tuż przy mojej twarzy.
-
Co ty planujesz gburze? – brwi Akashi’ego poruszyły się w cwaniacki sposób i w
tym momencie straciłem cierpliwość.
Kocur
dołowanie „wyleciał” z kryjówki i prawdopodobnie łupnął po drodze o kilka sporych
kamieni. Nie interesowało mnie to. Bardziej zagłębiałem się w scenę tego filmu,
który oglądałem z Itachi’m. Zaczynałem pomału żałować, że nie skupiałem się na
nim tak samo jak mój brat. Teraz miałbym przynajmniej pewność.
Ale
musiałem coś zrobić. Ubrania, które miałem na sobie wysuszyły się samoistnie
podczas używania Katon’a, właściwie moje ciało było teraz naprawdę rozgrzane.
Zacisnąłem
oczy i osunąłem koc w dół. Następnie nogami przekroczyłem Sakurę, układając się
obok niej i nasuwając materiał na naszą dwójkę. Przy
każdej czynności starałem się przypadkowo nie dojrzeć kawałka jej
bielizny, starałem się też jej nie obudzić i było to na ten czas moje jedyne
życzenie.
Ale
moje jedyne życzenia nie miały w zwyczaju się spełniać.
Zamarłem
w bezruchu, gdy Sakura przetarła oczy rękoma i zaczęła trząść delikatnie głową.
-
Sasuke? – wydukała zamroczona.
Postawiłem
wszystko na jedną kartę. Napełniłem płuca świeżym powietrzem i ze spokojem się
nad nią nachyliłem.
Jej
oczy zrobiły się wielkie jak monety. Błyszczały na tle płomieni z pochodni.
-
C-co ty robisz?
-
Jest ci zimno – wyjaśniłem.
Naprawdę
nie chciałem tego robić, ale to jej wpływ na mnie sprawił, że nie mogłem znieść
widoku dygoczącego ciała Sakury. Jeszcze raz wziąłem głęboki wdech.
-
Przytul się do mnie. Będzie ci cieplej.
-
A-ale… - rozgorączkowana delikatnie odkryła kawałek swojego ciała i zajrzała
pod koc. – Jestem w samej bieliźnie, Sasuke!
-
Wolisz marznąć?
-
Nie, ale… to takie… Po prostu się wstydzę – jej głos zdradzał wszystkie emocje,
ale w tym samym momencie wtuliła się do mojego torsu, zaciskając oczy. –
Dlaczego to robisz? – zapytała mnie.
Bo
masz na mnie cholernie zły wpływ, przez który mam ochotę pomagać wszystkim
ludziom dookoła.
-
Nie chcę żebyś była chora – odparłem, choć zabrzmiało to pewnie bardziej
troskliwie niż poprzednia wersja.
Sakura
zmagała się jeszcze ze sobą i mruczała pod nosem jak bardzo jest zawstydzona.
Przyciągnąłem ją bliżej siebie, wtapiając twarz w czubek jej głowy, który od
razu wprowadził mnie w gąszcz różowych włosów. Jej nagie ciało oddziaływało na
mnie bardziej niż sama Sakura.. Starałem się skoncentrować na czymś innym, ale
nie potrafiłem. Piersi Haruno stykały się z moim torsem, a to doprowadzało mnie
do prawdziwego obłędu. Poczułem wstyd, kiedy pierwsze wizje narodziły się w
moim umyśle. Dotąd nie wiedziałem, że mogę w taki sposób wyobrazić sobie
kobietę.
Ciekawe
co powiedziałby na to Itachi?
Sakura
milczała.
Słyszałem
wyłącznie bicia naszych serc i niespokojne oddechy. Taka idealna cisza panowała
w jaskini. Cisza, która potęgowała każdy dźwięk swoim echem.
Niedługo
potem dziewczyna zasnęła.
Ja
też, szczęśliwszy niż kiedykolwiek.
***
Myślałam,
że dwa dni ucieczki przed obławą będą mijać nam w żółwim tempie. Okazało się
jednak, że czas w mrocznej jaskini można sobie nieźle zorganizować. Oczywiście
było kilka drobiazgów, które zmniejszały mój procent przydatności do użytku,
ale Akashi i podejście Sasuke na nowo otrzeźwiło mój umysł.
W
pierwszych chwilach oczekiwania na obławę nie myślałam o niczym innym, tylko o
Sasuke i jego podejrzanym zachowaniu. Zalewałam się solidnym rumieńcem za
każdym razem, gdy krzyżowaliśmy spojrzenia, a ponadto moje serce zaczynało tłuc
w piersi tak mocno, jak gdyby zaraz miało stamtąd wyskoczyć. Jako, że dyskrecją
się nie poszczyciłam, Akashi natychmiast to zauważył.
-
Czyżbyś była chora Sempai? – zapytał któregoś dnia, krzywiąc usta w tym
denerwującym uśmieszku. – Ciepło gbura się nie sprawdziło? Jaka szkoda. Ale
trzeba przyznać, że wyglądaliście przeuroczo. Zdziwiłem się, kiedy ujrzałem
taki obraz…
-
Czy twoje kocie życie ci odpowiada?
-
Dlaczego pytasz?
-
Bo zaraz mogę je zakończyć. Szybko i bezboleśnie – wypaliłam zjadliwie.
Jednak
Sasuke zachowywał się… jak Sasuke. Normalnie, bez żadnych
szczególnych niuansów. Nie zmagał się z czerwienią na policzkach i prawdę
powiedziawszy nawet na mnie nie patrzył – kiedy nie było to koniecznie. Był
jeszcze jeden aspekt, przy którym zapadałam się pod ziemię.
Otóż
panowała tutaj prosta zasada. Chcesz siku? Musisz zgłosić to temu drugiemu, aby
potowarzyszył ci do pewnego momentu, aż odnajdziesz odpowiednio gęste krzaki,
za którymi poczujesz się bezpiecznie. To głupie sto metrów niszczy całe moje
życie… i poczucie własnej wartości. Zawsze wtedy przygotowuję formułkę
piętnaście minut przed konfrontacją oko w oko z Sasuke. Gdyby nie jego
dżentelmeński wyskok z ogrzewaniem mojego ciała z całą pewnością nie miałabym
takiego problemu.
No
więc chłodne podejście Sasuke coraz bardziej zniechęcało mnie do zagłębiania
się w wydarzenia feralnego wieczoru, a pomysł Akashi’ego skutecznie odsunął
moje myśli na dalszy plan.
To
było bodajże dzień przed obławą. Wszyscy zgromadziliśmy się w jaskini i wszyscy
padliśmy ofiarą potwornej nudy. Oczywiście po Sasuke nie było tego widać.
Zajęty był penetrowaniem wnętrza swojego plecaka. Za to ja i Akashi od kilku
godzin pogwizdywaliśmy sobie, a także nuciliśmy piosenki. Niestety moim zasobem
były wyłącznie kołysanki, jakie śpiewałam Satoshi’emu.
W
każdym razie Akashi w końcu poderwał głowę, a nad jej czubkiem rozjarzył się
blask żarówki z kreskówek.
-
Zagrajmy w „Co ja widzę?”!
Potrząsnęłam
głową, aby oczyścić umysł z monotonii.
-
Co ja widzę?
-
No tak. Taka gra. Wybierasz sobie jakiś przedmiot i go opisujesz, czekając aż
reszta zrozumie o co chodzi.
-
Znam tą grę – oznajmiłam. – Tylko nie umiem wyobrazić sobie jak chcesz opisywać
coś z jaskini. Do wyboru masz koce, poduszki i… pochodnie.
W
jego olbrzymich oczach znów zamigotał ten niepokojący blask. Akashi ułożył się
wygodnie na poduszce i podwinął ogon. Obserwowałam go przenikliwie, chcąc
poznać jego taktykę przed jej zastosowaniem.
-
Widzę coś małego… - zaczął mechanicznie. – Małego, ledwo widocznego.
-
Czy to kamień? - rzuciłam pierwsze co wpadło mi do głowy. Jednak kotek pokręcił
zdecydowanie pyszczkiem. – W takim razie powiedz coś więcej.
-
Widzę coś co ma osiem nóg…
-
Co? – zdziwiłam się. – Przecież…
-
O! I właśnie się poruszyło – przerwał mi, a jego uśmiech stopniowo nabierał
blasku.
-
Dlaczego patrzysz na mnie?
-
Nie na ciebie, moja droga.
Małe,
rusza się i ma osiem nóg. Natychmiast poderwałam się z miejsca lądując tyłkiem
gdzieś na środku kryjówki. Jakiś kamień wbił się głęboko w moją skórę, lecz to
nie było istotne. Nawet nie poczułam bólu, liczyło się dla mnie tylko to
ośmionożne dziwadło.
Za
mną rozbrzmiał gardłowy śmiech Akashi’ego.
Ale
przede mną, po ścianie pełzł malusieńki pająk.
-
Wiedziałam! – desperacko wysunęłam przed siebie palec wskazujący. – Wiedziałam,
że jakiś się tutaj znajdzie! Akashi!
Kiedy
obróciłam się w jego stronę, wzruszył ramionami.
-
O co chodzi Sempai? Chciałem ci tylko udowodnić, że w tej jaskini jest o wiele
więcej rzeczy niż tylko koce, pochodnie i kamienie.
-
Głupek! – ryknęłam na niego, a następnie ostrożnie podniosłam się z miejsca
masując obolałe miejsce. Chciałam porwać koc i umieścić go w innym miejscu, ale
wtedy mój wzrok przypadkowo zatrzymał się na Sasuke.
Który
się uśmiechał.
I
na mnie nie patrzył. Ciekawe cóż go tak rozbawiło? Czyżby jakiś kamień
przypominał kształtem coś komicznego i na tyle śmiesznego, aby poprawić humor
samemu Sasuke?
Lecz
później jego szanowny majestat pod naszymi prośbami dołączył się do zabawy.
Tyle, że został równie szybko wykluczony. Stało się tak z kilku jasnych
powodów. Sasuke nie wkładał w grę swojego serca i dodatkowo opisał najprostszą
rzecz, najgłupszymi słowami. Mój mózg pracował chyba dobrą godzinę zanim z
Akashi’m udało nam się odgadnąć co widzi Uchiha. I był to tylko wynik
przypadku.
No
bo jak można opisać koc słowami „nieruchomy” i „śmierdzący”? Na dobitkę Akashi
śmiertelnie się na mnie obraził, kiedy jako propozycję rzuciłam jego osobę.
Rany! Sasuke nie przepadał za tym sympatycznym kotkiem, więc pomyślałam, że tym
sposobem chciał zrewanżować się za „gbura”.
-
Gdybym powiedział „niebieski” od razu wiedzielibyście o co chodzi! –
usprawiedliwiał się.
Takim
sposobem nie tylko wykluczyliśmy Sasuke, ale i całą grę.
Drugim
pochłaniającym czas zajęciem było szukanie pokarmu. Wtedy naprawdę czułam się
jak postać z filmu. Wyobrażałam sobie, że maszeruję przez dziką dżunglę z dzidą
i namazanymi farbą policzkami. Tyle, że potem Sasuke wyskoczył z krzaków i
zaprezentował mi soczyste jabłuszko. Okazało się, że takowe drzewo rośnie kilka
metrów od jaskini. Popsuł mi całą zabawę, gbur!
Wreszcie
obława dotarła do nas. Instrukcje Akashi’ego były jasne. Zasunęłam wejście do
naszej przestrzeni w jaskini, a potem zwinęłam się w kulkę, rozpoczynając
modły. Sasuke siedział wtedy obok mnie i uspokajał prostymi słowami.
Znowu
ujrzałam jak w jego oczach czai się troska, co niezmiernie mnie ucieszyło.
Chwyciłam jego rękę. Zdziwił się, ale nie zrobił mi tej przykrości i nie
odtrącił jej.
Akashi
rotował bliżej wejścia. Wyczuł charkę królewskiej armii godzinę przed ich
dotarciem do jaskini, co było niezwykle imponujące. Okazało się też, że miał
rację. Wysłannicy nie dostrzegli naszej miejscówki. Po raz pierwszy w
ciemnościach absolutnych kamień spadł mi z serca, zwłaszcza, gdy ich stukoczące
kroki stopniowo się od nas oddalały.
Kolejnego
dnia w południe Akashi wgramolił się do środka jaskini jak burza i gdyby nie
był kotem, jego twarz niewątpliwie lśniłaby od potu.
-
Mamy problem! – jego głos przetoczył się przez kamiennie skały. – Jeszcze
dokładnie przeszukują miasto, więc musimy zostać tu ostatnią noc.
Nie
byłam zadowolona. Oprócz nieodgadnionych uczuć względem Sasuke, w moim sercu
tkwił jeszcze Ren. Codziennie dopadały mnie chwile zadumy, w których
zastanawiałam się co robi akurat w tym momencie. Czy w ogóle coś robi?
Wielokrotnie przez myśli przelatywały mi najstraszniejsze scenariusze, jednak
musiałam być silna. Raz za razem głos w mojej głowie podszeptywał mi, że im
dłużej jestem w jaskini, tym większy efekt zaskoczenia uzyskamy przy ratunku.
Próbują wyciągnąć
od niego jakieś informacje… Przypomniałam
sobie słowa kobiety, która przechadzała się pomostem. Jeśli jest dla nich
źródłem wiadomości, nie mogliby ot tak się go pozbyć. Ale to w końcu od Ren’a
nauczyłam się upartości i sama nie miałam już pojęcia jak powinnam się
pocieszać.
-
Mogę? – teraz z należytą powagą grzałam tyłek na starganej poduszce, a Sasuke
nagle wstał ze swojego zaprzyjaźnionego kącika i wskazał na miejsce obok mnie.
Potrzebowałam
parę chwil, żeby przetrawić stan rzeczy. Właśnie przygotowywałam się
psychicznie do spędzenia ostatniej nocy w mrocznej kryjówce, a on
niespodziewanie pierwszy do mnie zagaja.
Bez
względu na to jaki cel miało jego postępowanie, pozwoliłam mu usiąść
obok.
Akashi
po raz kolejny czatował na zewnątrz.
Wbiłam
siekacze w setne jabłko odgryzając spory kawałek. Byłam już pewna, że po
powrocie do Konohy nie tknę tego pokarmu do końca życia. Zajadałam się nim
przez całe dwa dni i szczerze mówiąc chciało mi się rzygać tym słodkim
posmakiem.
-
Chcę cię o coś zapytać – ton Sasuke brzmiał, jakby nie był do końca pewien
tego, co powiedział. Nie mogłam się powstrzymać od zerknięcia w bok.
-
O co?
Usłyszałam
jak bierze głęboki wdech.
-
Pamiętasz jak rozmawialiśmy na statku? Mówiłaś wówczas o sobie i o Ren’ie, a
także o… wypadku.
Znieruchomiałam
z jabłkiem w dłoni. O mały włos nie plunęłam kawałeczkiem, którego nawet nie
zdążyłam przełknąć. Na wszelki wypadek zrobiłam to teraz. Nie chciałam
zakrztusić się nim przy kolejnej bezpośredniej formułce Sasuke.
Uchiha
przyglądał się pustce przed sobą.
-
Powiedziałem ci wtedy, że opowiesz mi o tym późnej. Pomyślałem, że… skoro i tak
nie mamy nic do roboty i jedyne co możemy zrobić to czekać…
-
Dobra, rozumiem – przerwałam mu z bladym uśmiechem. Zaczęłam szukać własnej
pustki pośród tego pomieszczenia, by zatopić w niej wzrok. – Chcesz dowiedzieć
się co to był za wypadek, zgadza się?
-
Nie tylko.
-
J-jak to? – pustka nie okazała się bardziej interesująca od wyrazu twarzy
Sasuke. Mój wzrok momentalnie padł na niego, ale nic szczególnego nie
dostrzegłam, za wyjątkiem opanowania i chłodu.
Uchiha
jedną ręką zmierzwił sobie włosy, po czym obie oparł na kolanach. Siadłam po
turecku przygotowana na jego słowa.
-
Wiem, że nie powinienem… to nie moja sprawa, ale… nie mogę zrozumieć zachowania
Ren’a.
Uśmiechnęłam
się.
-
Ren jest powiązany z moim wypadkiem, więc tak czy owak co nieco byś się o nim
dowiedział.
-
Naprawdę? – jego oczy delikatnie się rozwarły. Spojrzał na mnie. Nareszcie. I
kiedy myślałam, że zaraz zaczerwienie się pod ciężarem jego wzroku, nie
zrobiłam tego. Ba! Wręcz czułam, że mogę lustrować czarne tęczówki w
nieskończoność, pozwalając się im hipnotyzować.
-
Sasuke… - przypływ odwagi był większy niż mi się wydawało. – Dlaczego
interesuje cię mój wypadek? I Ren?
Westchnął.
-
Kiedyś powiedziałaś mi, że Ren był zupełnie inny. Jestem po prostu ciekaw co
tak bardzo na niego wpłynęło.
-
Głupia sprawa – bąknęłam. To nie jego oczy, a ciężar wspomnień zmusił mnie do
spuszczenia wzroku.
Powrócił
rwący ból w klatce piersiowej.
Taki
sam, jaki odczuwałam, gdy Ren opuszczał szpitalną salę, zostawiając mnie samą z
Satoshi’m. Byłam matką, miałam syna, a mimo to czułam się osamotniona i pusta w
środku.
Ułożyłam
jabłko na jednym z kamieni. Apetyt natychmiast ze mnie uleciał.
Oprócz
rwącego bólu, poczułam w środku coś jeszcze. Bezgraniczne zaufanie względem
Sasuke i takie duchowe zapewnienie o tym, że mogę bez obaw zdradzić mu
wszystkie najściślej chronienie sekrety ludzkości. Już któryś raz z kolei
dopada mnie to wrażenie.
Sasuke
potrząsnął moim ramieniem. Wzdrygnęłam się pod wpływem jego nagłego dotyku.
Wzdrygnęłam, jednocześnie przyjmując zacięty wyraz twarzy.
-
Dobrze Sasuke, opowiem ci. Opowiem ci wszystko od początku. Co do joty.
-
Sakura, jeśli nie chcesz… - zaczął nieco zbity z tropu, ale uciszyłam go
machnięciem ręki.
-
Chcę. Przecież mogę ci zaufać, prawda?
-
Prawda – przysunął się bliżej mnie. Być może to co zobaczyłam w jego oczach
było dziecinnie naiwne, ale wydawało mi się, że odczuwa to samo, co ja.
Niewyjaśnione przywiązanie do mojej osoby, co w praktyce nie miałoby sensu. Nie
widziałam się z Sasuke długie lata, a przy naszym ostatnim spotkaniu omal nie
wysłał mnie do niebios.
Dlaczego
więc jestem taka pewna jego wyrozumiałości? Dlaczego jestem pewna, że
opowiadając mu najboleśniejszy rozdział mojego życia poczuję się wolna od kilku
kilogramów cierpienia? Jakby te paskudne wspomnienia miały zniknąć ze słowami,
które lada moment będą wypływać z moich ust…
Zajrzałam
do zakamarków swojego umysłu.
Tam
gdzie przebywali moi rodzice.
Od
autorki: Rany!
Nie wierzę, że znowu tak przedłużyłam ten rozdział. Co tydzień obiecuję sobie,
że postaram się bardziej skrócić akcje, żeby wszystko nie działo się tak
ślamazarnie, ale w końcu zrozumiałam, że problem polega na tym, iż wasza Akemii
bardzo szybko czyta, przez co ma wrażenie, że wydarzenia za szybko się dzieją.
Kocham
przemyślenia bohaterów i basta! Od tego nie uda wam się mnie odciągnąć, więc
proszę nie marudzić na ich ilość. Przez to mamy lepszy kontakt z bohaterem, a
także bardziej rozumiemy jego logikę i podejście do niektórych spraw.
Ważne! Pytanie dla was, żeby potem nie
było na mnie złości (xD). Jak widzicie w następnym rozdziale poznacie
przeszłość Ren’a i Sakury, o którą pytało mnie kilka osób. Więc… wolicie, abym
ucisnęła to wszystko w jednym rozdziale, czy abym podzieliła to na dwa,
dokładniej opisane notki. Oczywiście „ucisnę” to w jednym jeśli będę miała taką
możliwość. Wydarzeń jest sporo, więc nie mam do końca pewności czy uda mi się
zmieścić to w 20-26 stronach.
Następna
notka w Wigilię. Pozdrawiam i dziękuję za wsparcie.
Ja chcę się bardzo dużo dowiedzieć o przeszłości Ren'a i Sakury, także możesz zrobić dwa rozdziały taakie bardzo szczegółowe.
OdpowiedzUsuńFajnie , że stworzyłaś tego bloga bo jest taki...
inny od tych które przeczytała. Jest więcej humoru. Sasuke pokazujesz w innym trochę świetle bo mi się cholernie podoba. Tak samo jak i Sakura. Trochę dziecinna, ale przy tym można się trochę uśmiać . Nie mogę się doczekać 24 grudnia
bo nie tylko, dlatego że święta ale i twój rozdział. Bardzo lubię Twoje blogi. Cieszę, się, ze Założyłaś ten blog, a szkoda, że kończy się SOH .
Pozdrawiam i życzę weny.
A może wejdziesz na mój blo. Nie jest on o parze SasuSaku ani nikogo innego z Mangi i Anime, tylko taki zwyczajny. Dopiero jest "Przedmowa" A jutro powinien się ukazać rozdział.
Pozdrawiam raz jeszcze ; )
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńhttp://planynajutro.blogspot.com/
Usuńawesome! are u thinking abont something like konoha school or real?
OdpowiedzUsuńI cant wait :))
Powiem tak. Przyznam się bez bicia nie przeczytałam twoich wszystkich notek. Zaczęłam o przed ostatniej. Postaram się to nadrobić. Blog mi się bardzo podoba. Piszesz bardzo ciekawie. Długie notki które podobają mi się, ponieważ to nie jest tak że zaczynam czytać, a zaraz kończę. Wciągnęłam się w twoje opowiadanie. Przeczytam wcześniejsze notki. A co do opisu Sakury i Ren'a to wolę dwie bardziej opisane. Oczywiście też zapraszam na mojego bloga. Lecz on będzie zmierzał do pary NaruSaku. http://nowe-zycie-sakury.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńGomen. Przez kilka ostatnich rozdziałów nie dawałam po sobie znaku życia. Ale to siła wyższa. No, raczej sprawy rodzinne.
OdpowiedzUsuńNadrobiłam zaległości, więc w sumie powinnam być zaspokojona... Jednak tak nie jest. Kończysz w takich momentach, że automatycznie chce się czytać więcej, iść do kolejnego rozdziału. Aż tu nagle zimny prysznic; trzeba czekać xD
Według mnie tempo jest dobrze wyważone; nie za szybko, nie za wolno. Wydaje mi się, że rzeczywiście lepiej jest poznać bohatera bliżej, jego charakter, usposobienie itp. Kiedy akcja rozwija się za szybko, opowiadania tracą na wiarygodności. Przynajmniej ja mam takie odczucie :D
Bardzo przypadł mi do gustu moment, w którym to Sakura - Sakura, nie Sasuke! - wyciągnęła ten kamulec. Ha! Kiedy to sobie wyobraziłam nie mogłam nie parsknąć śmiechem.
Przebić to mogły jedynie nogi (a raczej noga) Sakury. Komentarze Akashi'ego i późniejsze tłumaczenie Uchihy, że Sakura jest za stara dla piętnastolatka kompletnie mnie rozwaliły :D Tak sobie pomyślałam, że przecież to go nie powinno obchodzić, więc... czemu? Zaczyna się dziać, oj zaczyna.
A jeśli chodzi o następny rozdział, wolałabym bardziej opisane. Skoro jest tego dużo to nie ma sensu na siłę tego upychać w jednej notce.
Pozdrawiam!
P.S. Za tydzień OSTATNI rozdział na SOH, prawda? Chyba się poryczę... Mam cichą nadzieję, że kiedyś, w dalekiej przyszłości najdzie Cię ochota na jednopartówkę, w której opiszesz jak sobie żyją...
Witaj ;D
OdpowiedzUsuńMyślę, że dobrym sposobem na rozpoczęcie mojego monologu będzie powiedzenie pewnej istotnej rzeczy. Mianowicie odpowiedzi na zadane przez ciebie pytanie w sprawie mojego ostatniego komentarza xD. A więc, jestem masochistyczną sadystką, która zrobi wszystko, by móc czytać coś, co jest niewątpliwie piękne xD. A takie właśnie są twoje rozdziały. Dlatego czuję wieczny niedosyt po skończeniu każdego z nich. I nie przeraża mnie fakt, iż mają one około 30 stron ;p. Treści, jakie w nich umieszczasz są bez wątpienia rzeczami najpiękniejszymi, a drobne błędy pojawiające się w nich są wręcz nie widoczne. Przyćmiewane doskonałością samą w sobie ;D.
Kolejnym problemem, który chcę pomóc ci rozwikłać jest pytanie o przyszłe rozdziały. Dla mnie osobiście byłoby cudownie gdybyś całą zapowiadającą się scenę rozmowy o przeszłości ujęła w jednym rozdziale, jednak bez jego skracania, okrajania, czy upychania na siłę ;p xD. Problemem natomiast jest fakt, że większość czytelników po prostu usnęłaby w połowie z powodu zmęczenia.. ( jak można usypiać przy tak wciągającej fabule.. to dla mnie niezrozumiałe..;p ). Dlatego też myślę, że najlepszym sposobem będzie rozbicie tej sceny na dwa rozdziały. Bo na skracanie opisów przeżyć i innych faktów się NIE ZGADZAM! Hihi xD
Po tych odpowiedziach myślę, że jestem gotowa na zdanie relacji z owego rozdziału.
Mianowicie.. czuję lekki niedosyt w miejscu, gdzie opisywałaś ich oczekiwania na Armię. Miałam wrażenie jakbyś wycięła stamtąd sporą część tekstu, aby skrócić rozdział. To okropne.. przecież tam mogły być naprawdę ciekawe wymiany zdań pełnych sarkazmu, niepewności, zawstydzenia i żartu.. no ale cóż.. było minęło. Ta luka została odpracowana sceną końcową, w której Sasuke nadzwyczaj otwarty, bezpośredni i co zaskakujące prawie nie ukrywający swoich uczuć, zaczyna pytać Sakurę o wydarzenia związane z jej wcześniejszym życiem..( nie mogę się doczekać tej monologo-rozmowy ;p ). Miło także wspominam sam moment, w którym Sasuke i Sakura stoją przed "ścianą" i nie za bardzo rozumieją o co chodzi Akashi'emu.
Hehe myślę, że taki komentarz na dzisiaj wystarczy xD. Nawet ja potrzebuję sporej dawki weny, by móc w miarę zaskakujący sposób przedstawić swoje poglądy na temat bloga xD.
pozdrawiam i powoli zaczynam magazynować energię na komentarz, jaki napiszę pod epilogiem na SOH-u xD.
Boooski rozdział.! Naprawdę. Myślałam, że się poryczę ze śmiechu gdy okazało się, że tą "techniką" Sasuke jest przytulas x.x
OdpowiedzUsuńBardzo fajna notka, z niecierpliwością czekam na kolejną. Pozdrawiam ;D
Cudowne <3
OdpowiedzUsuńJak dla mnie akcja wcale nie dzieje się ślamazarnie, a te opinie bohaterów dodają opowiadaniu uroku - może dlatego tak bardzo je lubię?
Krzyczę na ciebie, tak! Czuję, że w pewncyh momentach wycinasz kawałem wcześniej napisanego tekstu. Nic nie próbuj ściskać. Jeśli ktoś lubi tę historię, to z największą chęcią przeczyta ją, choćby jeden rozdział miał mieć 50 stron. Dobre notki to długie notki, szczególnie w twoim wykonaniu. Nic tu się nie dzieje ślamazarnie, uwierz na słowo ^^
Postać kota mnie po prostu rozbraja. Kocham Akashi'ego całą sobą. Sasuke nareszcie okazuje swoje głębsze zainteresowanie przeszłością Sakury (mnie też to cholernie ciekawi, przyznam się bez bicia) xd Jak czekali na tę całą Armię to miałam wrażenie, że coś tam skasowałaś, bo już mogło być tak romantycznie <3
Za żadne skarby nie próbuj skracać rozdziałów. Są genialne takie, jakie są, czyli długie, dłuższe i jeszcze dłuższe - czyli cała ta opowieść *w* w jednym mega rozdziale!!! Proszę :D
Pozdrawiam ;)
Nie! Broń Boże, nie skracaj!!
OdpowiedzUsuńRównież mam słabość do przemyśleń bohaterów (a zwłaszcza gdy je czytam ^^), więc nie skracaj!
Wiesz, w niektórych momentach żałowałam, że Itachi nie pojawiał się w rozdziałach, ale... Pojawił się Akashi, którego jestem fanką :)
Kotek jest rozbrajający i nieźle działa na Sasuke xD
Pokładałam się ze śmiechu, gdy Uchiha 'delikatnie i subtelnie' wyprosił Akashiego.
Tak, dla przypomnienia - nie skracaj rozdziałów!
Chwalę za zajebistość fabuły i to, jak łączysz momenty humorystyczne, romantyczne oraz naładowane akcją ^^
Pozdrawiam :)
Nie skracaj, uwielbiam czytać długie rozdziały gdzie pokazana jest nie tylko akcja ale również przemyślenia bohaterów, ich wewnętrzne rozterki. Do gustu bardzo przypadł mi kotek, jest genialny ;) Ten rozdział bardzo mi się podoba i już nie mogę doczekać się opowieści Sakury o wypadku, i moim zdaniem nie upychaj tego w jednym rozdziale tylko rozbij go na dwa i opisz wszystko bez skracania ;)Już nie mogę się doczekać;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam;)
Ty weź lepiej Sakurcie zrób jakąś ogarniętą, bo zaczyna wkurzać gorzej niż w pierwszej serii mangi Kisiela xD
OdpowiedzUsuńAle rozdzialiki spoko :P Fajnie się je czyta, więc co to tego nie mam wątpliwości :)
Matko jak ja polubiłam tego kota. Ogólnie uwielbiam koty, a Akashi jest cudowny. Taki zabawny, ale trochę głupiutki. Przypomina mi Naruto. :)
OdpowiedzUsuńFajnie tak spędzić czas w takiej jaskini, ale kilku dni to raczej ja osobiście nie wytrzymałabym. :/ Chyba, że towarzyszyłby mi Sasek.
Właśnie, Sasek. Mam wrażenie, że z każdym rozdziałem staje się coraz bardziej troskliwy. Ta scenka "ogrzewanie własnym ciałem" była cudowna. Naprawdę.
Śmiałam się z tej gry, w którą grali z nudy. Te opisy Sasuke. No normalnie sikałam ze śmiechu.
Bałam się tej obławy a tu proszę, nic się nie stało. Nie mogę się doczekać tego, że w końcu dowiem się czegoś o przeszłości Sakury i Rena. :o :>
Lecę czytać kolejny rozdział. (;