„Przyjaźń,
która się kończy, tak naprawdę nigdy się nie zaczęła.”
Publiusz
Syrus
Półka
położona w najwyższej części szafy miała to do siebie, że praktycznie nikt jej
nie używał. Spoczywały tam bezużyteczne drobiazgi, które niegdyś zostały uznane
za nieprzydatne, ale zarówno zbyt cenne, aby bezceremonialnie się ich pozbywać.
Jednak
teraz moja mama gmerała w owej części, a jej skrzeczący głosik rozbiegał się
prawdopodobnie po całym mieszkaniu:
-
Zawsze wytykałaś nam to, że nie jesteśmy prawdziwą rodziną Shinobi, Sakura.
Dlaczego teraz jesteś taka rozzłoszczona? Naprawdę cię nie rozumiem. Ile musimy
zrobić z twoim ojcem, aby wreszcie cię uszczęśliwić? Teraz można powiedzieć, że
wyruszamy na taką małą misję.
-
Mamo, to nie misja! – buntowałam się.
Tuman
kurzu wzbił się w powietrze, gdy mama wyjęła z szafy naznaczoną przebiegiem
czasu kamizelkę. Charakterystyczną dla początkujących Ninja.
-
Dlaczego tak uważasz? – mama zeskoczyła z drobnego taboreciku i kopniakiem
cisnęła nim w kąt sypialni.
-
Przecież nie będziecie używać żadnych Jutsu, nie będziecie walczyć! Naprawdę
masz zamiar być tak wykorzystywana? Przecież ci snobi z rodziny Kanoe szukają
sobie pomocy domowych.
Mama
bez słowa skierowała się do drzwi. Maszerowałam za nią nieustępliwie, krzywiąc
usta w wyrazie niezadowolenia.
-
Mamo! – drążyłam ani na moment nie odpuszczając surowego tonu.
Mebuki
Haruno przystanęła w miejscu, pomiędzy kuchnią i salonem, i odwróciła się
wściekle.
-
Proszę nie obrażaj naszych znajomych. To, że rodzina Kanoe jest bogata i
obdarzana respektem, nie zalicza ich od razu do bandy snobów – jej palec
wskazujący zaczął szybować przed moimi oczami, dając mi do zrozumienia, że
mądrzej byłoby w ogóle się nie odzywać.
Ale
ja nie miałam zamiaru tak tego zostawiać!
-
Oni nas nie wykorzystują. Proszą o pomoc w obliczu tak tragicznej wojny –
dodała, widząc jak otwieram już buzię. – Powinnaś być zadowolona, zgodziliśmy
się też ze względu na ciebie.
-
Przecież waszym zadaniem jest przygotowywanie posiłków dla wojowników. Zresztą
co to za wojna? Dwa maleńkie miasteczka od lat tkwią w tym samym konflikcie…
-
I próbowali wielu form ugody. Niestety żadna nie zadziałała. Ta wojna ma
ostatecznie zakończyć ten spór, a ten kto zwycięży otrzymuje na własność ziemie
obu miast. Nie masz się o co martwić. Nasza strona jest o wiele potężniejsza, a
wojska liczniejsze… - razem z mamą wgramoliłam się na balkon, patrząc jak żywo
zatrząsa ubraniem, chcąc pozbyć się z niego ostatnich gram kurzu. – To z góry
wiadome, że zwycięży rodzina Kanoe. Już jutro przyjdą do nas na obiad. Zaraz
potem wyruszam z twoim tatą i z nimi do tego miasteczka.
-
Nawet nie wiesz jak się nazywa – wygarnęłam jej zjadliwie. Mama w odpowiedzi
obdarzyła mnie wzrokiem, który przypominał ostrzeżenie na rodzinnych zebraniach,
kiedy to nie mogła upomnieć mnie wprost o nieodpowiednim zachowaniu.
Kobieta
opuściła balkon, a ja znów rzuciłam się za nią jak cień.
Usłyszałam
jak wzdycha.
-
Sakura, chyba wiem co przeszkadza ci najbardziej.
-
Niby co?
-
Ren Kanoe, nie mylę się? – dystans między naszymi oczami stopniowo się
zmniejszał. Mama chciała dostrzec najdrobniejszą wskazówkę na mojej twarzy,
która utwierdziłaby ją w tym przekonaniu.
-
Bzdura! – zirytowałam się. – Wprawdzie zostawienie mnie tu samej z obcym
chłopakiem jest dość nieodpowiedzialne i…
-
Nie jest dla ciebie obcy – przerwała mi. – Kiedy byliście dziećmi, kilka razy
bawiłaś się z nim w piaskownicy.
-
Rzeczywiście, takich rzeczy się nie zapomina – wymusiłam na sobie możliwie
najbardziej ironiczny ton i wsparłam ręce na biodrach.
Kolejne
przeciągłe westchnięcie wydobyło się z ust mojej matki.
-
Nie mam zamiaru już dłużej z tobą dyskutować, dziecko. Rodzicie Ren’a obawiają
się o jego bezpieczeństwo. Wrogie miasteczko z całą pewnością będzie chciało
wmieszać w konflikt jego osobę, lub co gorsza dorwać go i złamać rodziców
szantażem, a przecież ten chłopak jest następcą; przyszłym władcą całego
imperium. Trzeba zapewnić mu odpowiednie bezpieczeństwo, a że cała bliska
rodzina bierze udział w walce, Kanoe zwrócili się do nas – mama dumnie
zaprezentowała swoją osobę. – Znamy się już sporo lat i cieszę się, że nam
ufają. A teraz młoda damo marsz do kuchni, musimy przygotować odpowiedni
posiłek na jutro.
-
Ale… - usiłowałam przekonać ją wymyślonymi naprędce argumentami, ale surowe
machnięcie jej ręki było klarownym znakiem na zakończenie pogaduszek.
-
Żadnych dyskusji, Sakura. Niedługo przybędą tu państwo Kanoe i wreszcie poznasz
ich osobiście. Byłaś małą dziewczynką, kiedy ostatni raz nas odwiedzali. Mam
nadzieję, że się do nich przekonasz.
***
Nie
przekonałam się. Najważniejsze jest pierwsze wrażenie, prawda? Cóż… przebogaci
właściciele sporej nacji o nieprzeciętnym wyglądzie i niewiarygodnej
urodziwości wprawdzie zwracali się do mnie zdrobniale i co chwila prawili
komplementy, ale nic w świecie nie było bardziej sztuczne i fałszywe od ich
uśmiechów.
Wraz
ze zgrzytem otwieranych drzwi, na ustach wielkiego następcy pękła różowa guma,
oblepiając połowę części jego twarzy.
Pani
Kanoe zupełnie urażona wbiła łokieć między żebra swojego syna i wysyczała do
niego jakieś uwagi, których (może na szczęście) nie byłam w stanie usłyszeć.
Zaraz potem, bardzo prędko zwróciła na mnie swoje miodowe oczy i popadła w
nostalgię:
-
Och, czyż to nie Sakura-chan? Jakże wyrosłaś, dziewczyno! A twoje włosy… - omal
nie udławiła się tym udawanym zachwytem. Ale nie mnie przyszło oceniać ich
taktykę, kiedy robiłam to samo.
-
Dzień dobry, rodzicie już na państwa czekają – skłoniłam się lekko tak jak
pouczała mnie matka.
Do
teraz nie mogłam pogodzić się z tym, że zwyczajni prostacy z Wioski Liścia,
którzy nawet nie mają rangi genina zacieśnili więzi z kimś tak ważnym… o iście
królewskich przyzwyczajeniach.
Przez
cały, trwający wieki posiłek nasłuchałam się o Ren’ie Kanoe.
Ren
umiał grać na pianinie, Ren orientował się w grze na skrzypcach i zawsze
kierował się logiką, Ren był strategikiem, któremu nie umykały najważniejsze
szczegóły, a w szkole, do której chodził był uważany za ponadprzeciętnego
intelektualistę, który jak najbardziej zasługiwał na rolę przyszłego władcy.
Sam
temat rozmowy niewiele się odzywał. Wciąż przeżuwał gumę i z niewzruszoną miną
grzebał widelcem w sałatce owocowej, mojej roboty. Był niezbyt wysoki, ale
oczywiście z moim wzrostem mogłam jedynie określić go mianem wielkoluda. Jego
włosy były mocno rozwichrzone, a olbrzymie błyszczące oczy kopią tęczówek
matki. Pierwszy zauważony przeze mnie element, który posiadał każdy członek
rodziny Kanoe to niezaprzeczalnie ciemna karnacja.
Oczywiście
prędko uciekłam wzrokiem, gdy miodowe ślepa zwróciły na mnie swoją uwagę.
Zdecydowanie brakowało mi dyskretności w swoim śledztwie.
-
A ty kochanie? Masz jakiś hobby? – pani Kanoe kończąc wymieniać sukcesy swojego
syna, nieoczekiwanie zainteresowała się moją skromną osobą. Chciała mnie
ośmieszyć, czy jak? Przecież przy niekończącej się liczbie umiejętności Ren’a
byłam nikim.
Jednak
mama ponaglała mnie wzrokiem, który nakazywał improwizację.
-
Lubię czytać – palnęłam. Wszystkie pary oczu natychmiast padły na mnie. Ciężar
tych spojrzeń sprawił, że poczułam się troszeczkę niezręcznie. Nawet Ren zdawał
się mnie słuchać. – Mam dużo książek. Interesuję się medycyną, a w przyszłości
chciałabym zostać szanowanym Medykiem.
-
Sakura była pod ręką samej Tsunade – wtrąciła moja mama.
-
Ach! – pan Kanoe doznał nagłego olśnienia. – Czyż to nie Piąta Hokage?
Słyszałem o niej wiele dobrego. To silna kobieta.
-
Prawda – zgodziłam się. – I najlepsza trenerka.
Solennie
pochłonęłam każdą podawaną mi potrawę, po czym pod pretekstem nagłej potrzeby
ulotniłam się na balkon.
Zaczerpnąwszy
powietrza, delektowałam się przyjemnych dreszczykiem zimna i wiatru, który
uderzał w moją twarz jak niewidzialna skumulowana energia.
Z
jadalni rozlegał się gardłowy śmiech mojego ojca, który raczył gości kolejnymi
kiepskimi dowcipami. Naturalnie państwo Kanoe w swoim przedstawieniu nie
zapomnieli również przyjąć rolę ubawionych tekstami Kizashi’ego. Poza tym
ojciec również zmagał się z drzemiącymi w nim uczuciami. Był wściekły na mamę
za to, że na dzisiejszy dzień kazała mu nosić smoking.
Co
jak co, ale dla mego ojca to straszna katorga, najgorsza kara. Ino określiła go
kiedyś mianem „prosty wieśniak”.
Wsparłam
ramiona na balustradzie. Po mojej lewej, na parapecie spoczywał niestarannie
ułożony misiek. Pamiątka po mojej babce. Aż głupio mi się zrobiło, że nawet w
wieku siedemnastu lat dopada mnie nieodparta chęć zatopienia się w jego
sztucznym futerku.
Sięgnęłam
po misia, a kiedy moja dłoń lekko go ścisnęła usłyszałam kroki.
Ren
Kanoe opierał się o framugę balkonowych drzwi, a na jego twarzy po raz pierwszy
zalśniła jakaś odmiana uśmiechu. Szkoda tylko, że tkwiła w tym nuta cwaniactwa.
Omiotłam
go krótkim, a zarazem analizującym całokształt spojrzeniem.
-
A więc to z tobą mam spędzić kilka najbliższych dni? – odezwał się.
-
Nie jesteś zadowolony? – odłożyłam misia z powrotem na miejsce, maskując
zażenowanie owym ruchem. Ren na szczęście pozostawił to bez komentarza, jedynie
jego uśmiech stał się bardziej pogardliwy.
-
Oczywiście, że nie – prychnął. – Powinienem brać udział w tej wojnie. Jakoś
muszę zasłużyć sobie na moją przyszłą rolę.
-
Króla, ta?
-
Za dużo powiedziane. Będę przywódcą.
-
Strategicznym przywódcą, który kieruje się logiką i rozsądkiem – powiedziałam
rzeczowo, przypominając sobie pochwały jego matki. Troszeczkę zazdrościłam mu
tego uwielbienia z jej strony. Moja mama potrafi tylko zrugać mnie za chaos
panujący w pokoju.
Wtedy
Ren się roześmiał.
Wtedy
stwierdziłam też, że w przeciwieństwie do jego rodziców, ten śmiech nawet na
sekundę nie zabrzmiał sztucznością.
-
Nie jestem idealny. Matka ma to do siebie, że lubi wszystko wyolbrzymiać.
Zresztą zauważyłaś zapewne jacy są. Doskwiera im moja „buntownicza osobowość”.
Buntownicza
osobowość? A więc jednak nie jest perfekcyjnym typem swojej mamuśki. Ulżyło mi.
Nie lubiłam mieć przy sobie ludzi idealnych, to zwiększa szansę na popadnięcie
w kompleksy.
Na
nowo wsparłam się na balustradzie, przyglądając wyłaniającej się z kołdry
budynków i drzew siedzibie Hokage.
Ren
zajął pozycję obok. Czułam jak pali mnie spojrzeniem, co strasznie mnie
drażniło. Tym bardziej, że była to ta pogardliwa odsłona, którą zdążyłam już
znienawidzić.
-
Jesteś nudna, Sakura Haruno. Bez życia.
Nastąpiła
dłuższa cisza, przerywana odgłosami zaciekłych konwersacji z salonu. Starałam
się nie dopuścić do siebie swojej żywej osobowości i z należytą kulturą zwracać
się do członków rodziny Kanoe. To była jedyna prośba ze strony mojej matki, ale
Ren coraz bardziej przyczyniał się do wzbudzenia mojego „drugiego ja”.
Jakimś
cudem udało mi się zachować względny spokój.
-
Jesteś wpatrzonym w siebie snobem, Ren’ie Kanoe – zrewanżowałam się, nawet nie
zaszczycając go spojrzeniem. Siedziba Naruto była znacznie ciekawsza!
Przynajmniej nie patrzyła na mnie z wyższością. Uch, jak ja nienawidziłam
takich typów.
Niedojrzałe
cwaniaczki.
Ren
umieścił łokieć na balustradzie i podparł głowę na dłoni. Przyglądał się mi
jeszcze zacieklej, jakby wiedział, że właśnie to najbardziej przyczynia się do
wzbudzenia wrogiej natury.
Przebiegł
mnie dreszcz.
-
Masz siedemnaście lat, jesteś nastolatką. Nigdy nie rozumiem dlaczego
dziewczyny udają takie poważne i dojrzałe.
-
A ja nie rozumiem dlaczego chłopcy muszą być takimi dziećmi – wściekle
obróciłam się w jego stronę. – Masz coś jeszcze do dodania, Ren’ie Kanoe?
-
Twój brak energii działa mi na nerwy – wyprostował się i głośno westchnął.
Solidnie
rozgniewana ruszyłam w stronę drzwi. Chyba wolałam jednak siedzieć wśród dwóch
dojrzałych snobów, którzy przynajmniej kryli swoje prawdziwe opinie pod kiepską
sztucznością.
-
Nie martw się. Tylko pięć dni, a mój brak energii przestanie cię drażnić.
I
z butnie podniesioną głową opuściłam balkon, odnosząc wrażenie, że tym razem to
ja wykazałam się manierami godnymi następcy tronu, w przeciwieństwie do tego
prostaka.
Musiałam
coś wykombinować.
***
-
Sakura, na litość boską. Co w ciebie wstąpiło? – mama wytrzeszczyła na mnie
oczy, kiedy z błagalnym spojrzeniem i splecionymi rękoma zaatakowałam ją
jeszcze tego samego wieczora.
Państwo
Kanoe w tym czasie szykowali ostatnie bagaże. Niestety moi rodzicie
brali z nich przykład, co w ogóle mi się nie podobało.
-
Co się dzieje? – tato wstąpił do sypialni.
-
Spytaj się swojej córki – odparła mama. – Znowu coś sobie ubzdurała. Rany,
dziewczyno. Czy ty kiedykolwiek będziesz z czegoś zadowolona? Kizashi, przemów
jej do rozumu.
-
Właściwie wpadł mi do głowy dobry żart…
-
Yyy… tato… mam tu nieco poważniejsze problemy – zdesperowanym odruchem wbiłam
mu się w słowo. Oczywiście nie miałam najmniejszej ochoty wysłuchiwać jego
paplaniny.
-
Jakie problemy? Coś nie tak z podróżą?
-
Dla naszej córki wszystko jest nie tak! – mama grzmiała w tle, szukając
rozgorączkowana kolejnego brakującego ekwipunku bagażu. – Do stu piorunów,
gdzie ja podziałam moją ulubioną chochelkę?
Rzucając
pogardliwe spojrzenie ku mamie, stwierdziłam, że tylko na tacie spoczywa
ostatnia deska ratunku.
-
Chodzi mi o Ren’a tato! Jest okropny, nie chcę z nim tutaj zostawać!
-
Co jest nie tak z tym chłopakiem?
Mama
wkroczyła do akcji:
-
Owszem Sakura, jest nieco małomówny, ale zapewnie nie czuł się komfortowo wśród
niemalże obcych ludzi. On też widział nas ostatni raz jako pięcioletni
dzieciak.
Czuł
się niekomfortowo?
Musiałam
się zaśmiać.
-
On jest chamski! Powiedział mi, że jestem nudna i bez życia!
-
Naprawdę? – tatę niby zdziwiła usłyszana wiadomość, ale chwilę później ściągał
już marynarkę, ulatniając się z mojego pola widzenia.
-
Może zamiast się wściekać, wzięłabyś sobie jego uwagi do serca?
Po
słowach mojej mamy osiągnęłam maksimum cierpliwości. Dalej nie miałam sił się z
nimi sprzeczać. Po prostu porwałam misia w ramiona i wyszłam.
Rodzice
też. Chwilę później. Tyle, że nie z sypialni, a z domu, przepełnieni kilkoma
plecakami i siatkami. Mama szczęśliwie zakończywszy poszukiwania chochelki,
przy wyjściu prezentowała pani Kanoe menu na zbliżającą się batalię.
Tkwiłam
we wnęce znajdującej się w sieni. W prawej ręce niezgrabnie trzymała misia, a
jego ciałko zwisało, podtrzymywanie wyłącznie przez jedną pluszową łapę.
Ren
również nie zastosował żadnych czułości co do pożegnania, ba! Jego rodzice
brali z niego przykład, opuszczając dom bez wzruszenia, pochłonięci konwersacją
na temat kuchennych przysmaków mojej matki. Zasłoniłam twarz tarczą różowych
włosów i spuściłam głowę. Po moim ciele rozbiegł się wszechogarniający smutek,
tworzący ciasny kręg wokół serca.
Ren
zajął pozycję przy oknie i obserwował jak nasi rodzicie maszerują jedną z
Konohańskich ulic. Ich sylwetki prędko zniknęły w zgiełku codzienności, a wtedy
twarz Ren’a skierowała się na mnie, bacznie mi się przyglądając.
-
To twój miś?
Tak
jasne, znowu zacznie sobie ze mnie szydzić.
Nie
odpowiedziałam mu tylko susem pokonałam schody i wsunęłam się do swojego
pokoju. Miałam żal do rodziców za to, że zostawili mnie w takim towarzystwie.
Za to, że w ogóle mnie zostawili…
Cztery
dni później
Nagłe
odejście rodziców i nieprzyzwoite zachowanie Ren’a prędko umknęło z mojej
głowy. W tym tygodniu zajęłam się zakupami i spotkaniami z Ino. Ignorowałam
obcego gościa, a praktycznie rzecz ujmując; nie zamieniłam z nim ani słowa.
Tato zostawił mi sporo pieniędzy z wdzięczności za moją niewiarygodną odwagę i
siłę ducha. Mało kto zdobyłby się na spędzenie tygodnia z obcych chłopakiem,
sam na sam… w jednym domu.
To
aż dziwnie, że moja rozhisteryzowana mamuśka nie pomyślała, że w czasie ich
nieobecności ja i Ren… moglibyśmy zrobić coś naprawdę nieprzyzwoitego. Byliśmy
przecież sami!
-
Przecież on jest przystojny! Jak możesz być taka podła? – Ino obarczała mnie
całą winą, kiedy obie wstąpiłyśmy na główną ulicę Konohy. – Sakura… jesteś
dziwna.
-
Dziękuję Ino, zawsze mogę na ciebie liczyć – bąknęłam.
-
Nie złość się na mnie! Mówię prawdę! Z drugiej strony jak miał stwierdzić, że
nie jesteś nudna skoro podczas obiadu nic się nie odzywałaś, a potem… uciekłaś
na balkon, o ile dobrze pamiętam i… obserwowałaś chmury?
-
Tak, tak… obserwowałam chmury – obojętnie wzruszyłam ramionami, ale jakaś część
mnie dokładnie zanalizowała słowa mojej przyjaciółki. Zanalizowała i
doszła do zaskakujących wniosków. W każdym razie po tych nagłych badaniach
dopadło mnie poczucie winy. – Sądzisz, że to ja byłam dla niego nie miła? –
słowa zlekceważyły konsultacje z mózgiem i same ze mnie wypłynęły.
-
Nazwałaś go snobem… - warknęła.
-
A on nazwał mnie nudną i bez życia!
-
Ale powiedział to w grzeczny sposób… wnioskuję po tym co mi opisałaś. Ty za to
byłaś chamska i podła.
A
więc role się odwróciły? Teraz to ja byłam „tą gorszą”?
Skręciłam
na znaną mi dzielnicę i pożegnałam Yamanake. Jakoś musiałam
przełknąć to, że tym razem „być może” miała rację. Tak czy inaczej nie miałam w
planach go przepraszać, ani w żaden inny sposób okazać mu swoją
skruchę. Zostały jeszcze trzy dni przed z góry zakładanym powrotem
rodziców. Po prostu walnę mamie i tacie długie, pouczające kazanie i zapomnę o
Ren’ie Kanoe.
-
Wróciłam! – zawołałam z przyzwyczajenia, wchodząc do środka i niestarannie
odkładając buty.
Odprowadziłam
siatki z zakupami do kuchni i pochwyciłam misia, który błądził na kanapie.
W
domu panowała głucha cisza i nawet telewizor, przed którym Ren spędzał
najwięcej czasu był wyłączony. Ostrożnie zaglądałam do każdego zakamarka
mieszkania, w poszukiwaniu jego osoby. Myślałam, że coś mogłoby się stać, albo
Ren zrobił coś, na co nie mógł sobie pozwolić i został zgarnięty przez ANBU.
Ale
kiedy wspięłam się na piętro, drzwi obok mojej sypialni były lekko uchylone, a
z ich środka wydobywał się… śpiew.
Męski
głos, piękny, mocny… był jak aksamit, który delikatnie pieścił moje uszy.
Zapomniałam o denerwującej postawie Ren’a Kanoe i wiedziona ciekawością
przytknęłam do drzwi.
Nie
miałam jednak tyle odwagi, aby zajrzeć do środka. Ale to on. To z Ren’a
wydobywał się ten anielski głos i cichutko rozchodził po całej powierzchni
domu. Po chwili do śpiewu dołączył jakiś rytmiczny łoskot. Zamknęłam oczy,
wyobrażając sobie jak Kanoe wmawia sobie, że biurko jest pianinem, na którym
tak świetnie potrafi grać.
Zachciałam
mieć pianino.
Zachciałam
usłyszeć jak na nim gra.
Jak
jego dźwięk akompaniuje mu podczas śpiewania.
Musiałam
być naprawdę zauroczona, biorąc pod uwagę fakt, iż przyłapałam się na
westchnięciu godnemu zagorzałej fanki, ponadto nie potrafiłam rozpoznać
momentu, w którym śpiew się urwał, a moja podpora (drzwi) naraz zniknęła,
odsuwać się ode mnie.
Zachwiałam
się, ale coś mocno chwyciło moją rękę, ratując przed upadkiem na głowę.
Przerażona,
zażenowana, zachwycona… Ściślej mówiąc; balansująca pomiędzy wieloma
sprzecznymi uczuciami uniosłam wzrok, prostując się do pionu.
Ren
miał na sobie luźną zielonkawą koszulkę i krótkie szorty. Bynajmniej nie
prezentował się jak następca tronu. Na dobitkę nie widziałam uśmiechu na jego
twarzy. Po raz pierwszy mi go brakowało.
Stał,
jedną ręką trzymając klamkę, drugą ujmując moją dłoń. Poczułam jak całą swoją
wściekłość przelewa na ten uścisk.
-
Nie dość, że nudna, to jeszcze niekulturalna – powiedział ostro.
Jako,
że nic innego nie przyszło mi do głowy, wypaliłam:
-
Masz piękny głos.
Oczywiście
wypaliłam to zbyt szczerze, a szczątki zauroczenia nadal gnieździły się w moim
wnętrzu, nawet jeśli Ren zdążył mnie już obrazić.
Chłopak
przechyliwszy głowę w bok, przyglądał mi się parę chwil w milczeniu. Jego
spojrzenie, które kojarzyło mi się z najostrzejszym w kolekcji nożem, zaczęło
stopniowo tępieć.
-
A ty jesteś dziwna – oświadczył i puścił moją dłoń. Teraz bardziej podminowana
niż zaskoczona wkroczyłam do jego pokoju. Nie zatrzymywał mnie. – Chcesz czegoś
konkretnego?
-
Twoja mama nie mówiła, że umiesz śpiewać. Powiedziała tylko, że grasz na
pianinie i skrzypcach.
-
Uczyłaś się na pamięć moich talentów? – rzucił mi pogardliwe spojrzenie.
-
Oczywiście, że nie! – oburzyłam się.
Mimochodem
zainteresowałam się otaczającą mnie przestrzenią. Myślałam, że pokój jaki moja
rodzina ofiarowała Ren’owi będzie w takim samym stanie. Bo po co ulepszać coś
według swojego gustu, skoro jest się tego właścicielem na bardzo krótki odcinek
czasu?
Jednak
Ren nie stosował takiej zasady.
Biurko
zamiast przy ścianie, stało pod oknem, zawalone kartkami papieru, na których
widniały cienkie ruchy ołówkiem. Pokój napawał mnie niebywałym pozytywizmem. O
dziwo przyjemnie czułam się otoczona przez te wszystkie dziwactwa. Zaczynając
od obrazów, przedstawiających martwą naturę, którą zastąpił własnymi
arcydziełami, a kończąc na zapełnionych notatnikach, spoczywających na łóżku.
Dwa z nich były otwarte pośrodku. Zdążyłam dostrzec kilka rysunków.
-
Co… co ty tutaj zrobiłeś? – nie byłam zdziwiona. Bardziej podekscytowana. Serce
biło mi jak dzwon. – Umiesz też rysować?
-
Czy umiem? Nie wiem – wzruszył ramionami. – Ale wiem, że lubię to robić.
-
O tym twoja mama też nie wspominała…
Teraz
Ren wydał mi się zniesmaczony. Stanął naprzeciw mnie, krzywiąc usta.
-
Powiedzmy, że moja mamusia niezbyt wspiera mnie w mojej „artystycznej naturze”.
Woli żebym przysiadł do książek niż zajmował się śpiewem i rysowaniem.
Śpiew
i rysowanie. Dwa talenty, których zawsze mogłam tylko zazdrościć ludziom.
Mogłam tylko zaokrąglać liczbę lat, którą należy sumiennie praktykować te
umiejętności. Za to efekty końcowe zwalają z nóg. Poza tym z talentem trzeba
się urodzić. Niestety podczas ich rozdawania musiałam być nieobecna, albo
zajęta.
-
Zdziwiona, co? – Ren przysiadł na skraju łóżka. – Jestem przekonany, że twój
pokój nie jest tak…
-
Oryginalny – dokończyłam za niego.
-
Jasne. Dla nudnych osób taka przestrzeń jest zupełnie obca. Mogę się założyć,
że u ciebie panuje idealny porządek…
Teraz
tak, bo mama rozkazała mi wysprzątać wszystko na cacy, tak abym nie musiała się
wstydzić bałaganu przed niemalże królewską rodziną.
-
I pewnie masz też organizator, nie mylę się?
To
akurat się zgadzało.
Niezadowolona
odwróciłam wzrok.
Ren
zaniósł się śmiechem. Po raz kolejny nie sprawiał wrażenia dumnego następcy
tronu – przeciwnie – przypominał mi zwyczajnego chłopaka z sąsiedztwa.
Zwłaszcza w tym luźnym podkoszulku.
-
Jedynie co mnie w tobie dziwi, Sakura… to ten miś – okrutnie wskazał palcem na
mojego przyjaciela.
-
Kretyn! – ryknęłam, cisnąc na niego pluszakiem. Ren zrobił unik, opadając głową
na poduszkę, z kolei misiak bezlitośnie uderzył w twardą ścianę, wprawiając
kilka przywieszonych rysunków w ruch. – Cholera… - zaklęłam, chcąc sięgnąć po misia.
Ale Ren zdołał mnie uprzedzić, usadawiając go sobie na kolanach.
-
Rzucasz we mnie miśkiem, który jest pamiątką po twojej babci?
Wytrzeszczyłam
na niego oczy.
-
Skąd, u licha, o tym wiesz? – zagrzmiała we mnie wojownicza natura i
niewątpliwie rzuciłabym w niego kolejnym przedmiotem, gdyby jakiś napatoczył mi
się pod rękę.
-
Pytałem się twojej matki. Miś towarzyszył ci nawet na balkonie. To trochę
nieodpowiednie, aby rzucać pamiątkami w gości.
Co
za chamstwo!
-
Babcia kazała mi rzucać tym miśkiem w palantów!
Ren
tak gwałtownie poderwał się na nogi, że aż podskoczyłam wystraszona w miejscu.
Obserwowałam jak staje kilka centymetrów przede mną i oddaje miśka.
-
Och kochana. Przykro mi, ale pomyliłaś kierunki – i opuszką palca dziabnął
czubek mojego nosa.
Miewałam
różne odmiany rozzłoszczenia, ale tak porządnej wściekłości już dawno nie
doświadczyłam. Zmusiłam się do odwrócenia na pięcie, aby przypadkowo nie
przyłożyć Ren’owi w twarz. Poza tym jego oczy były niewiarygodnie przyciągające
o pięknym, złocistym kolorze.
-
Jak on się w ogóle wabi? – spytał mnie, gdy byłam już u progu drzwi. Zarzuciłam
dumnie włosami, które sięgały niemal do piersi.
-
Miś – wycedziłam.
-
A kto inny? – zdziwił się. – Więc jak?
Ja
też się zdziwiłam. Zerknęłam na niego przez ramię i ujrzałam lekki uśmiech. Ren
przyglądał się mi ze spokojem, oczekując odpowiedzi.
-
Przecież ci powiedziałam.
-
Co?
-
Imię.
-
Hę? – jego lewa brew zawędrowała do góry. Dopiero po kilku sekundach doznał
olśnienia, a wtedy dostrzegłam pierwsze podobieństwo między nim, a dumnym panem
Kanoe. – Ach! Nie mogę w to uwierzyć! Nazwałaś misia misiem?
-
Co w tym… - urwałam, gdy zjawił się przede mną, wyrywając mi pluszaka. – Hej!
Oddawaj go!
-
Naprawdę jesteś nudna. Zero pomysłowości.
- A ty naprawdę jesteś chamski! – próbowałam
dorwać pamiątkę po babce, ale Ren uniósł rękę wysoko do góry i z trudem tam
dosięgałem.
-
Nudna, bez życia i mała – zaśmiał się. – Ale zarazem intrygująca, muszę
przyznać.
Zaprzestałam
walki o miśka i spiorunowałam go spojrzeniem, w którym strzelało błyskawicami.
-
Nawet nie masz pojęcia jak bardzo chcę cię teraz uderzyć.
-
Chibi – oznajmił nagle, przesuwając palcem po dolnej wardze. Zbił mnie tym z
pantałyku. Parę chwil później jego palec znowu dotknął czubka mojego nosa. –
Chibi, pasuje do ciebie idealnie.
-
Do mnie? – zdziwiłam się.
-
Jesteś mała.
I
wściekła. Wściekła na niego. Ale oprócz bycia wściekłą, wzbudziło się we mnie
uznanie. Tak, do Ren’a. Byłam pod wrażeniem, że w przeciągu ułamka sekundy był
w stanie wymyślić mi pseudonim.
-
Imię dla miśka pozostawiam tobie – wręczył mi pluszową zabawkę i wrócił do
pokoju. – Zaszczyć go czymś bardziej pomysłowym. Na pewno nie życzy sobie
takiego imienia. To tak jakby ciebie nie nazwano Sakurą, tylko Człowiekiem.
Przyoblekłam
kamienny wyraz twarzy. Wewnątrz mnie znów kłębiła się kombinacja sprzecznych
uczuć. Lecz rozzłoszczenie było na przegranej pozycji. Bardziej pociągał mnie
sposób myślenia Ren’a i jego dziwnie postrzeganie niektórych rzeczy.
***
-
Robisz teraz coś ciekawego, Chibi? – następnego dnia wieczorem Ren Kanoe
odezwał się do mnie, bez żadnego konkretnego powodu. Zdołałam już przywyknąć do
tego, że całe dnie spędza przed telewizorem, skoncentrowany na przeróżnych
filmach. Nie interesowałam się co ogląda… do dzisiaj.
-
Nie nazywaj mnie tak – upomniała się moja duma. Właśnie skończyłam wypakowywać
kolejną stertę zakupów. Odłożywszy fartuch na wieszak, wtłoczyłam się do
salonu.
Ren
wyjrzał zza sofy i przez chwilę wydawało mi się, że ucieszył go mój widok.
-
Um… co oglądasz? – stanęłam za nim, układając łokcie na miękkim oparciu.
- Horror – odparł.
- Horror?
- Uwielbiam horrory. Wzbudzają w człowieku strach.
Strach pobudza wyobraźnie. Wyobraźnia kreatywność. To taki niekończący się
łańcuch.
Nastąpiła
krótka pauza. Gapiłam się ślepo w ekran, widząc rozgorączkowaną kobietę, która
zagubiona pośrodku lasu właśnie się zatrzymała, aby zaczerpnąć oddechu.
-
Chcesz się przyłączyć? – spytał nagle.
Z
niewiadomych powodów zaczerwieniłam się po czubki uszów, tak jakby proponował
mi coś nieodpowiedniego.
Ren
poklepał miejsce obok siebie, usuwając stamtąd kilka kawałków popcornu.
-
No dalej Chibi, nie pękaj.
-
Jak nazywa się ten film? – zadałam pytanie, choć nogi samowolnie zaczęły
poruszać się w stronę wskazanego miejsca.
-
Wampirzyca Momo.
-
Wampirzyca?
-
Tak. Wampiry są prawie nieodłączną częścią horroru. To dosyć ciekawe
stworzenia. Ciekawe i przerażające.
Wiedziałam
tylko tyle, że wampiry piją ludzką krew i polują w nocy. Skoncentrowałam się na
kolejnej części filmu, w której na szczycie góry zmaterializowała się nagle
zakapturzona postać, a jedynym kolorowym elementem, były czerwone ślepia wroga.
Kobieta uciekinierka pisnęła głośno na ten widok, ponownie rzucając się przed
siebie i wybuchając desperackim płaczem.
-
Nawet nie wiem o co tu chodzi – stwierdziłam nieprzekonana, a w tym czasie mój
tyłek klapnął obok Ren’a.
-
Bo to połowa filmu. Pozwól, że ci wytłumaczę.
Wytłumacz
mi.
Chcę
tego.
Chcę
cię słuchać. Chcę cię poznać. Ciebie i twoją dziwną, a zarazem pociągającą
osobowość.
Ren
zaczął monolog, a ja zamiast koncentrować się na kolejnych scenach „Wampirzycy
Momo”, koncentrowałam się na jego błyszczących oczach, przypominających miód, a
potem na całej twarzy, której wyrazy zmieniały się w zależności od części
opowieści.
-
Momo była normalną dziewczyną, którą pewnego dnia upatrzył sobie jeden z
wampirzej armii. Oczywiście póki co nie wiadomo dlaczego padło akurat na Momo.
W każdym razie wampir rzucił na nią klątwę. Od tego czasu dziewczyna wsysała
jak gąbka cały ból psychiczny człowieka, którego dotknęła.
-
Naprawdę? – sama nie wiedziałam, w którym momencie wzięłam do ręki garść
popcornu.
Ren
skinął głową.
-
Przez kilka dni nie opuszczała domu. Jednak ostatecznie, jak to wszyscy główni
bohaterowie mają w zwyczaju, wykazała się odwagą i postanowiła, że zagłębi się
bardziej w tajemniczego mężczyznę. Teraz jest scena, w której próbuje go
oszukać.
„Pokaż
się!” zawołał głos z telewizora, a Ren delikatnie się uśmiechnął.
-
O właśnie…
-
Momo chce go znaleźć, aby pozbyć się tej klątwy? – zapytałam.
-
Dokładnie. Wynika z tego, że Momo, kiedy przyjmuje na siebie czyjś ból,
przyjmuje również wspomnienia, obrazy i odczucia temu towarzyszące…
-
Przerażające.
-
Na tym właśnie polega horror – klepnął mnie w ramię, a reakcja mojego ciała
porządnie mnie zaskoczyła. Zaczynałam czuć się niezręcznie w towarzystwie
Ren’a. Zaczynałam czuć się gorsza. Pękałam z zazdrości wiedząc o jego
umiejętności gry na pianinie, skrzypcach, rysunku i posiadaniu anielskiego
głosu.
Czułam
się nudna.
Bez
życia.
Ale
chciałam to zmienić.
Myślałam,
że będę zmuszała się do zainteresowania filmem, ale ten pochłonął mnie na taką
skalę, że wszystkie inne przemyślenia zeszły na dalszy plan.
***
Ren
był jak magnes. Lecz nie taki, który najczęściej jest czarny, lub srebrny. Nie.
Ren był magnesem upstrzonym w kwieciste wzory o najrozmaitszych kolorach, które
balansowały między ciepłymi, a chłodnymi odcieniami. Ren był magnesem, który
nie tylko przyciągał, ale zarówno pochłaniał całą twoją uwagę. Wywoływał
fascynację.
Przez
kolejny dni codziennie oglądaliśmy jakiś film. Jeden gorszy, drugi lepszy. Same
horrory. Dopiero niedawno udało mi się przekonać go na jakąś komedię. Mój humor
był trochę pokiereszowany przez zauroczenie jego osobą. Kilka razy przyłapałam
się na zawstydzeniu, kiedy nasze dłonie przypadkowo się na siebie natknęły,
sięgając po popcorn. Przyłapałam się też na zbyt długim i intensywnym
obserwacjom jego czekoladowych oczu.
Ale
nasze więzi zacieśniały się z każdym oglądanym filmem.
Okazało
się również, że miłość do kina to kolejna część artystycznej natury Ren’a,
której jego matka nie mogłam zaakceptować.
-
Mama chciała, żebym skupiał się na nauce i treningach. Na tym drugim
koncentrowałem się jak najbardziej, gorzej z książkami. Nie odczuwałem do nich
zbytniego pociągu, co zawsze mocno ją złościło. Ciągle tylko powtarzała, że
przyszły władca nie zachowuje się w taki sposób, przyszły władca musi mieć
pojęcie o mieście, którym będzie rządził… - choć mówiąc to starał się w
komiczny sposób naśladować wyniosły ton matki, w jego oczach dostrzegłam błysk
smutku. – Chyba nigdy nie była ze mnie dumna. Ojciec też.
Siedzieliśmy
w salonie. Ren zajmował odpowiednią pozycję, podczas gdy ja z nogami zgiętymi w
kolanach ułożyłam się na oparciu sofy, a moja klatka piersiowa usłana była
popcornem. Ten błysk smutku w jego oczach zmusił mnie do siadu. Ustawiłam się
obok niego po turecku.
W
telewizorze gorzały napisy końcowe filmu.
-
Twoja mama robiła wrażenie naprawdę dumnej, gdy była tu na obiedzie –
powiedziałam w miarę normalnym tonem.
-
Twoja też. I co? Na co dzień była taka sama?
Na
tym polu mogłam się wypowiedzieć.
-
Moja mama od zawsze powtarza, że nie da się mnie uszczęśliwić. Ponadto ciągle
ma do mnie jakieś pretensję. Najczęściej o bajzel w pokoju.
-
Widzisz – Ren obrócił się bardziej w moją stronę i musnął palcem mój nos. –
Twoja mama ma pretensję o bajzel w pokoju, a moja o unikanie cotygodniowych
nauk o demografii miasta, jego zwyczajach i ludności.
-
Trochę odległe sprawy.
-
Trochę – Ren zachichotał. Pomyślałam, że ma piękny uśmiech. Biel jego zębów
idealnie kontrastowała z ciemną skórą.
Nie
wiedziałam czy w naszym przypadku miałam prawo użyć słowa „przyjaźń”. W każdym
razie stałam się bardziej otwarta względem Ren’a. Chciałam zobaczyć kim on
jest, zarówno ukazując mu swoją osobowość i udowadniając, że wcale nie zaliczam
się do grupy nudziarzy bez życia.
Wierzyłam,
że zmienił o mnie zdanie.
Czułam
się przy nim bardziej swobodnie, a jednocześnie zdarzało się coraz więcej
sytuacji, w których moja twarz robiła się purpurowa. Codziennie rozmawialiśmy –
nie z konieczności.
Tyle,
że pewnego dnia wszystko się zmieniło.
To
był dzień, w którym mieli powrócić nasi rodzice. Dzień rozłąki. Ren nic nie
mówił na ten temat, więc ja również milczałam. Przecież on wcale nie musiał
mnie polubić. Zresztą na pewno bardziej niż pozostać w rezydencji państwa
Haruno, wolał powrócić do swojego małego królestwa, by szykować się na przyszłą
rolę.
W
porze obiadu wyrwano nas ze zgiełku codzienności. Zdziwiona wysunęłam się z
kuchni, słysząc stukot do drzwi. W ręku trzymałam łyżkę, która była jeszcze
upaćkana w masie czekoladowej. Ren poderwał się z siedzenia i porozumiał się ze
mną spojrzeniem.
-
Macie taki zwyczaj? – zapytał.
-
Nie. Jak można pukać do własnego domu? – odparłam, wiedząc już, że to nie
rodzice zaszczycili nas swoją wizytą.
W
progu stało dwóch nieludzko wysokich mężczyzn ze zwierzęcymi maskami, które
osłaniały ich twarze. Zauważywszy mnie, skinęli jednocześnie głowami.
-
Haruno Sakura?
Ren
prawdopodobnie zaniepokoił się grubym, rzeczowym tonem, bo kolejnym dźwiękiem
jaki mnie dobiegł, były jego szybkie kroki.
-
Tak, to ja – powiedziałam.
-
O co chodzi? – wtrącił Ren.
Jeden
z członków ANBU zaatakował go wzrokiem.
-
A ty, jak mniemam, jesteś Ren Kanoe?
-
Owszem. Coś się stało?
-
Naruto Uzumaki chce natychmiast widzieć was w swoim gabinecie. To pilne.
Po
tych słowach bicia mojego serca zaczęły być słyszalne w uszach. Świat zatrząsł
się w gwałtownych spazmach, a aura Ren’a, która do niedawna była zagadką, naraz
zaczęła być dla mnie namacalnie wyczuwalna.
ANBU
zniknęło w kłębie dymu. Zakasłałam, przytykając rękę do czoła. Jego temperatura
podnosiła się bardzo szybko.
Ren
milczał.
Nikt
nie darzył wizyt ANBU szczególną sympatią. Zazwyczaj taka robota polega na
powiadomieniu… powiadomieniu o śmierci bliskiej osoby, rzadziej o ważnej misji,
która spoczęła na twoich barkach.
Niestety
w tym wypadku drugi wariant był niemożliwy. Ren nie był Shinobi Konohy, Naruto
nie miał żadnych praw, aby włączyć go w jakąś wyprawę. Ponadto mnie i Ren’a
łączyła tylko jedna sprawa.
Nasi
rodzice, którzy wspólnie wyruszyli na wojnę.
***
Magiczny
magnes Ren’a Kanoe utracił wszystkie swoje niebywałe umiejętności w kilka
krótkich minut. Gwałtownym, rozpaczliwym ruchem osunęłam się na ziemię,
wybuchając płaczem. Przestałam przejmować się opinią otoczenia. Moja misja,
polegająca na ukazaniu Ren’owi mojej prawdziwej osobowości i zebraniu dowodów
na obalenie jego wcześniejszych teorii przestała mieć dla mnie znaczenie.
Naruto
wydawał się bardzo niepewny. Błądził spojrzeniem po całym gabinecie. Patrzył
naprzemiennie to na mnie, to na Ren’a… dopiero co został Hokage, a już spoczął
na nim tak ciężki obowiązek.
-
Sakura-chan… - wyszeptał z największą ostrożnością, tak jakby każda sylaba
mogła rozkruszyć moje serce. – To na razie nie są sprawdzone informacje. ANBU
powrócą dopiero wieczorem z raportem.
-
Ale był wybuch! – wrzasnęłam. – To jest pewne!
-
To jakiś obłęd – nie widziałam Ren’a. Nie byłam w stanie, ani nie miałam ochoty
go dostrzec. Za to słyszałam jego słaby, niedowierzający głosik. – Jak mogło
dojść do wybuchu? Przecież Kami nie miała dostępu do takiego typu broni!
-
Żadne z tych miast go nie miało – wyjaśnił Naruto. – Nasze początkowe ustalenia
biorą pod uwagę Akatsuki. Ich kryjówka znajdowała się bardzo blisko jednego z
miast. Nie odbyła się póki co żadna dokładna penetracja środka. Jedynym
członkiem Akatsuki, który posługiwał się w walce bombami był niejaki Deidara.
Tak,
to imię trochę mi mówiło. Kilka lat temu stałam w tym gabinecie, przytłoczona
wiadomością, że Sasuke odważył się z nim zawalczyć… i zwyciężył.
Chciałabym,
żeby tak jak przedtem, najpierw wokół mojego serca zacisnął się strach i
niepokój, a następnie olbrzymia fala ulgi.
Ośmieliłam
się unieść wzrok.
Przez
łzy zauważyłam Ren’a, który z rozwartymi oczyma, przeczesywał sobie włosy. Jego
czekoladowe spojrzenie już mnie nie zachwycało. Tak jakby ktoś wyssał z niego
cały kolor.
Poczułam
na sobie wzrok Naruto.
-
Sakura-chan, nie płacz. Musisz być cierpliwa.
-
Ma czekać aż usłyszy od tych urzędasów, że nasi rodzicie nie żyją?! – zagrzmiał
Ren, który kompletnie wytrącony z równowagi grzmotnął pięścią w ścianę.
Wzdrygnęłam się przerażona. Mimo smutku, taka odsłona jego osobowości zdołała
mnie oprzytomnić.
Naruto
skarcił go spojrzeniem nakazującym milczenie.
-
Rozumiem, że sprawa jest ciężka, ale nic więcej nie możemy zrobić.
-
Wiedziałem, że mój pobyt w tej wiosce nikomu nie wyjdzie na dobre – kolejne
warknięcie Ren’a i słowa, które mnie ubodły. – Wiadomo chociaż która strona
sporu wpadła na taki pomysł?
-
Proszę się nie martwić, to nie twoje miasto. Jak mówiłem już wcześniej kryjówka
Akatsuki była położona bliżej terenów waszego wroga – powiedział Naruto.
Usłyszałam jego kroki, które szybko zbliżają się ku mnie. Parę chwil później
ręka Uzumaki’ego ostrożnie usadowiła się na moich plecach.
Naruto
przykucnął obok.
-
Musisz być silna.
-
Nie jestem – chlipnęłam.
-
Jesteś. Znam cię zbyt długo i dobrze to wiem.
Nie
odpowiedziałam.
Naruto
westchnął i mówił dalej:
-
Wróćcie z Ren’em do domu. Jak najszybciej dam wam znać, kiedy dotrą do mnie
raporty. Miejmy nadzieje, że skala wybuchu była niewielka.
Wróciłam
do domu.
Jednak
bez Ren’a.
Właściwie
czego ja po nim oczekiwałam? Teraz kiedy siedziałam skulona w salonie wydawało
mi się to absurdalne. Może zdołała utworzyć się między nami pewna więź, to mimo
wszystko linia była zbyt niedołężna, aby przetrwać takie nadszarpnięcie. Poza
tym Ren znajdował się w znacznie trudniejszej sytuacji. Oprócz zamartwiania się
losami rodziców, miał na głowie całe terytorium swojego mini-królestwa.
Właściwie cała wojna stała pod znakiem zapytania. Jak mogłam żądać od niego
pomocy i wsparcia, jeśli to on bardziej tego potrzebował?
Zagryzłam
dolną wargę. Nagle zrobiło mi się wstyd. Zaczęłam żałować swojego desperackiego
wybuchu rozpaczy, który niewątpliwie był ciężarem również dla Ren’a i wzmógł
jego wątpliwości.
Chciałam
go znaleźć, lecz nie miałam bladego pojęcia dokąd poniosły go nogi. Nie znałam
go na tyle, aby wiedzieć gdzie obecnie się wałęsa. Niebo pociemniało już
zupełnie i szczerze mówiąc straciłam nadzieje, że dzisiaj dowiem się czegoś o
swoich rodzicach.
Mama
tak bardzo mnie denerwowała, ale teraz oddałabym wszystko, aby zamarudziła mi
nad uchem jaki harmider panuje w moim pokoju. Żeby chociaż znów zaczęła mi
zarzucać, że nic nie jest w stanie mnie uszczęśliwić!
Przytknęłam
misia bliżej ciała.
Może
nazwę go Mebuki?
Niezbyt
oryginalnie. Ren na pewno zrugałby ten brak pomysłowości i prostotę. Swoją
drogą imię mojej mamy nie kwalifikowało się jako odpowiednie dla pluszowych
zabawek.
Zamknęłam
oczy.
Znikąd
do moich nozdrzy doszła woń ciepłej, babcinej herbaty i świeżych ciasteczek,
które szykowała na każdą moją wizytę. Niestety to wyobraźnia sobie
ze mną pogrywała. W rzeczywistości po mieszkaniu roznosił się swąd popcornu,
który nadal rozpościerał się na sofie.
Jedyny
dowód na to, że kiedykolwiek znałam Ren’a.
***
Otworzywszy
oczy, momentalnie zostałam opatulona przez smolistą czerń. W domu panował
zupełny mrok, a wszystkie światła było wyłączone. Doszłam do wniosku, że
najwyraźniej musiałam się zdrzemnąć. Widocznie ładunek emocji i szok również
mogą wycieńczyć człowieka.
Niezbyt
szykowanie podniosłam się z sofy, doprowadzając się do porządku. Zmierzwiłam
sobie włosy, naprędce przetrzepałam koszulkę i z ciężkim westchnięciem
rozpoczęłam poszukiwania włącznika światła.
Misiek
pozostał na siedzeniu, ułożony w komicznej pozycji.
-
Moja głowa… - syknęłam do siebie.
Myśli
o rodzicach, Ren’ie i jego mini-królestwu uderzyły we mnie niczym rozpędzone
tornado. Zachwiałam się. Mogłabym wmówić sobie, że prawdopodobnie był to tylko
koszmar, własna obsesja odnośnie mojej życiowej zasady, która miała na celu
zrujnować wszystko, gdy było już dobrze.
Ze
zdziwieniem wpatrywałam się w zegarek nad kominkiem.
Dochodziła
północ.
Ren
na pewno musiał już wrócić, Naruto musiał otrzymać raporty, a moi rodzice… moi
rodzice muszą być teraz u niego w biurze, konsultować całą tą awanturę i
wszystko wyjaśniać!
Miałam
już pędzić na górę w poszukiwaniu Kanoe, ale szelest przed domem zatrzymał mnie
w miejscu.
Spojrzałam
za siebie.
Przez
okno dostrzegłam sylwetkę, która zmierzała do drzwi. Znieruchomiałam w
oczekiwaniu. Nadzieja stopniowo rozprzestrzeniała się po moim sercu, dając mi
zupełnie nową energię.
Ktoś
wcisnął klucz do zamka.
Przekręcił
go.
Otworzył
drzwi.
Sięgnęłam
prędko po misia i chwyciłam go oburącz, przytykając do
piersi. Wydawało mi się, że pluszak porusza się przez gwałtowne
bicia mojego serca.
Postać
przystanęła w miejscu, nadal kurczowo trzymając klamkę. Do mieszkania wtłoczył
się porywisty wiatr, który otrzeźwił mój umysł. Wiedziałam już kim był ów
osobnik.
-
Ren…
Włosy
Ren’a wirowały w nieokreślonym rytmie. Nie widziałam jego twarzy, ani pięknych,
czarujących oczu. Nie widziałam żadnego uśmiechu, ani też rozpaczy.
Nadzieja
prysła jak bańka mydlana.
-
K-kiedy wrócą rodzice? – spytałam cicho.
Usłyszałam
dziwny, nieznany mi odgłos. Dopiero później zrozumiałam, że to Ren zaciska
pięści z impetem.
Ten
gest był wystarczający.
Był
bardziej oczywisty niż wszelkie wypowiedziane słowa.
W
oczach wezbrały się łzy. Pozwoliłam im potoczyć się po moich policzkach.
Zaszlochałam cicho, gniotąc misia. Momentalnie uleciała ze mnie cała energia.
Wydawało mi się, że straciłam czucie w nogach. Uderzyłam kolanami o podłogę.
-
Nie… - szepnęłam. – Nie, nie!
Czułam
się słaba.
Niedołężna.
Bez
życia.
Szczerze
powiedziawszy nie byłam świadoma tego co obecnie robię. Tak jakby mózg odłączył
mnie od wszelkiej władzy nad resztą organizmu. Wyparł się mojej osoby i
decyzji, jakie podejmowałam na co dzień. Nawet nie wiedziałam, w którym
momencie zaczęłam zbliżać się do zimnego podłoża.
Przygotowana
na ból i falę dzikiej rozpaczy zamknęłam oczy.
Ale
Ren zareagował. Rozpłynął się z wcześniejszego miejsca i z użyciem zaskakującej
prędkości ścisnął oba moje ramiona, starając się utrzymać moje ciało w pionie.
Sam zaś kucnął naprzeciw.
-
To nieprawda. Powiedz mi, że to nieprawda – majaczyłam pod nosem.
-
Wybuch był… - zaczął Ren, ale zarówno mnie, jak i samego Ren’a zaskoczyła
intonacja jego głosu. Był płaczliwy, słaby… Wiedziona ciekawością ośmieliłam
się wyjrzeć zza różowej tarczy włosów i zbadać jego mimikę. – Przepraszam cię…
zachowuję się jak mięczak – dodał, wyczuwając moje spojrzenie.
Twarz
Ren’a wykrzywiał ból. Dotąd nie sądziłam, że jego psychiczna odsłona może być
tak intensywna. Przez chwilę myślałam, że Ren może zranił się gdzieś podczas
powrotu do domu.
Odchrząknął
i zacisnął oczy.
-
Wybuch zmiótł z powierzchni ziemi oba, graniczące ze sobą miasta.
-
Oba? – ożywiłam się. – Jak to… oba?
-
To ta bomba. Była na tyle silna. Ludzie, którzy jej użyli, robili to w czasie
aktu desperacki. Wiedzieli już, że ich armia nie zwycięży jeśli czegoś nie
zrobią… Zwinęli z kryjówki Akatsuki bombę, o której nie mieli żadnych
wiadomości…
Głupi,
głupi ludzie!
Przestała
interesować mnie dalsza część opowieści, wiedząc już o fakcie, który był dla
mnie najistotniejszy.
Nie
było ich…
Moich
rodziców.
Będę
robiła tam tylko jako kura domowa! Nie masz się o co martwić! W głowie huczał mi śmiech mojej
matki, kiedy rozbawiona wypowiadała do mnie te słowa.
Tato
też się dołączał:
Pewno
jest ci za nas wstyd. Cóż, kochanie. Przykro mi. Ja i twoja mama wybraliśmy
spokojnie życie, bez żadnych nadzwyczajnych rewelacji. Ale wyruszamy na naszą
pierwszą „misję”. Pierwszy raz poczuję się jak prawdziwy Ninja, chociaż nie
znam nawet najprostszego Jutsu.
-
Ich pierwsza misja! – wykrzyknęłam mimo woli mego serca, wybuchając głośnym
płaczem, w niektórych momentach przypominającym skowyt konającego zwierzęcia.
Ogarnął mnie dławiący smutek, którym natychmiast się zakrztusiłam.
Ren
bez słowa przyciągnął mnie bliżej siebie, a jego dłonie przyległy do moich
pleców, zaciskając w pięściach kawałek koszulki.
Bez
zwłoki odwzajemniłam uścisk. Potrzebowałam ciepła, pocieszyciela, a przede
wszystkim… miłości! Jednak czułam jak to uczucie, które dotąd unosiło się wokół
mnie, zaciskając ciasny krąg, zaczynało powolutku się ulatniać. Tym szybciej,
im moja wiedza o śmierci rodziców zostawała przeze mnie trawiona.
Ból
był nie do zniesienia.
Gdyby
tylko ktoś, lub coś… cokolwiek mogło się go pozbyć. Ocalić mnie od ludzkich
uczuć i słabości…
Poczułam
jak moja bliskość z Ren’em gniecie pluszową pamiątkę po babci, uwięzioną między
nami.
Coś
obcego rozjarzyło się w mojej głowie.
Infantylna
ludzka natura uaktywniała się zazwyczaj w sytuacjach wielkiego wstrząsu
emocjonalnego.
-
Ren… - to właśnie owa infantylność przemawiała za mnie.
Ren
chyba płakał.
Usłyszałam
jak pociągnął nosem i niewyraźnie coś wybełkotał.
Mówiłam
dalej:
-
Chyba… chyba już wiem jak dać na imię mojemu miśkowi.
Jestem
okrutna. Ren właśnie utracił… wszystko. Rodzinę, dom, przyjaciół, a także swoją
przyszłą rolę władcy. Jak ludzka natura mogła być tak bezlitosna, aby prawić o
nieistotnych drobiazgach w takiej chwil?
-
Jak? – zapytał i mimo wszystko czułam w tym jakąś nutę zainteresowania.
-
Momo – odparłam.
-
Momo?
Nastąpiła
chwilowa pauza, przerywana hulaniem wiatru. Miałam cichą nadzieję, że Ren
błyskawicznie pojmie sens mojego myślenia.
Nie
zawiodłam się.
Chwilę
później opatulił mnie rękoma jeszcze natarczywej, jakbym zaraz miała mu umknąć
i nigdy nie powrócić.
-
Rozumiem – powiedział z żałością. Zapłakałam w jego ramionach. – Chcesz, żeby
twój miś, tak jak bohaterka z filmu wessał cały nasz ból i pozwolił nam stać
się wolnymi…
-
Tak. Tak chcę tego… Chcę, żeby wycisnął z nas ostatnią kroplę cierpienia,
pozwolił zapomnieć, ukoić wszystko… Ja… nigdy dotąd nie czułam się taka
samotna, bezużyteczna… nigdy dotąd nie obarczałam się takim poczuciem winy.
Gdybym bardziej się upierała, gdybym nie pozwoliła im odejść, albo chociaż
należycie się z nimi pożegnała.
Na
wspomnienie mojej kamiennej miny i braku wzruszenia podczas pożegnania, jakaś
magiczna pięść ścisnęła moje serce.
-
A więc dobrze – Ren robił wrażenie bardziej spokojnego. Jego klatka nie
poruszała się już z taką zawrotną szybkością. Poczułam natomiast jak krople
jego łez uderzają o moje ramię, tracąc się w bawełnianym materiale. – Niech
będzie Momo. Nasz osobisty pojemnik na cierpienie.
Ile
bym dała, aby słowo „cierpienie” nie było wyłącznie słowem, ale czymś
namacalnym, co można byłoby wyjąć i wyrzucić jak niechcianą
zabawkę.
Zrobiłabym
to od razu.
Hej,
Sakura! Nie bądź już taka nadąsana! Uśmiechając się jesteś o wiele piękniejsza!
Ostatnim
obrazem jaki stanął przed moimi oczyma, zanim Ren zaniósł mnie na górę była
właśnie mama i tata.
Ale
to słowa ojca najbardziej utkwiły w mojej pamięci.
Ciesz
się tym, że możesz się cieszyć i masz z czego. Ciesz się, póki możesz. Los
tasuje twoje karty i w każdej chwili istnieje prawdopodobieństwo, że trafisz na
takie, które nie dadzą ci powodu do radości.
Od
autorki: Kurczę…
aż mi głupio, że tu święta i czas radości, a ja wyskakuję z takim dołującym
rozdziałem. Wybaczycie, prawda? Zawsze mi wybaczacie :P Poza tym rozdział ma
trzydzieści stron. Do licha, zauważyłam, że stopniowo zwiększam ich „długość”.
Muszę z tym skończyć, bo zaśniecie zanim skończy się notka (xD).
Na
ostatek życzę wam jeszcze Wesołych Świąt. Nie mam zielonego pojęcia
czy opublikuję coś przed Sylwestrem, ale na pewno przybędę tu, aby złożyć wam
życzenia.
Pozdrawiam
kochani!
no rzeczywiście, troche smutno ;( A i mam małą prośbę: Postaraj sie ominąć wątek o tym jak powstał Satoshi, bo uwierz mi, większość nie ma zamiaru czytać, jak to Sakura kochała sie w Renie/ ew. z nim. I tak za dużo tych opisów czułości było. Ja osobiście uważam, że dziewczyna, która NAPRAWDĘ KOCHA (tu: Sakura Sasuke) nie zauroczy się w innym nawet na moment, a już tym bardziej sie z innym nie prześpi (chyba, że jest dziwką, ale to jedyny wyjątek). Także mam nadzieję, że odpowiednio to skorygujesz (np. Ren mógłby ją zgwałcić/zmusić/upić/podać LSD/ogłuszyć i wykorzystać - opcji jest wiele ;P)
OdpowiedzUsuńEhhh... dobra, koniec wygłaszania moich protestów (jestem anty Sakura x ktoś z wyjątkiem Sasa xDD): życzę tobie (i innym) wesołych świąt i udanego sylwka ;)
Rzeczywiście,opcji jest wiele.
UsuńNiektóre z wymienionych przerażające, ale niestety możliwe xD Nie wiem jak mogę ci to zagwarantować, nie zdradzając wydarzeń z następnego rozdziału, dlatego powiem tak; ja też jestem anty Sakura x ktokolwiek inny z wyjątkiem Sasuke :)
Dziękuję za życzenia i wzajemnie :3
Pierwsze co dziś rano zrobiłam to weszłam na neta w telefonie i tak spędziłam pół godziny czytając twój rozdział :) Było ciekawie, w końcu się dowiedziałam o przeszłości Rena i Sakury, jednak wciąż mi mało. Ciekawi mnie jak zareaguje Sasuke na tą opowieść ;) Zrób nam świąteczny prezent i dodaj kolejny rozdział jeszcze w tym roku <3 Pozdrawiam i życzę wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku ;** WENY :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie się staram xD Ale raczej uda mi się zrobić ten prezent. Mam teraz masę wolnego czasu.
UsuńDodam rozdział 31 grudnia o 23.59 XD.
Ech, dobra, aż taka okrutna nie będę...
Ale zrobię wszystko co w mojej mocy.
Również życzę Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku <3
[Łaaaaaaaaałł.... to była baaardzo długa notka :D Długa, ALE wciągająca :> Bardzo mi siem podobała i zaraz wrócę do wcześniejszych rozdziałów *^* podoba mi się też sposób w jaki piszesz. Od razu dodaję Cie do polecanych, a co! Jest możliwość abyś informowała mnie o nowych rozdziałach? Byłabym bardzo wdzięczna. :3333 Plus, zapraszam do siebie :>
OdpowiedzUsuńhttp://daraku-tenshi.blogspot.com/ ]
Wow, bardzo dziękuję xD
UsuńMogłabyś sprecyzować sposób powiadamiania o nowych rozdziałach? Widzę, że dodałaś się do obserwatorów (za co również dziękuję i jest mi miło xD)
Chyba najlepszy rozdział na blogu. Nawet nie pod względem treści, ale pod względem stylu. Ciekawe opisy i interesujące dialogi. Nie ma drażniącego słodzenia na temat urody Sakury.
OdpowiedzUsuń"nieprzeciętnym wyglądzie i niewiarygodnej urodziwości " czy to nie to samo?
Naprawdę podoba mi się ten post. Odniosę się jeszcze do poprzednich komentarzy. Jestem przeciwna wszelkim gwałtom i zmuszeniom. Sakura miała prawo kochać i być kochaną. Nie rób ze swojego opowiadania bajki, gdzie wierna Sakura czeka na mrocznego księcia. Przecież od pierwszych rozdziałów mówisz o czym innym, o tym, że ona ma już swoje życie itp. W prawdziwym życiu przecież też ludzie układają sobie życie, a ile miłości z okresu gimnazjum (13 lat) przetrwa całe życie?
Pozdrawiam i zapraszam [oszukac-smierc.blogspot.com]
Wiesz co, właściwie to nie zauważyłam, że ta notka była dłuższa od poprzedniej. Czytało mi się ją zdecydowanie lepiej, była ciekawsza, więc to pewnie dlatego ^^ bo szczerze, rozdział XIX dosłownie przemęczyłam i dlatego już nawet nie chciało mi się go komentować. Akcja wydawała mi się naciągana, a momenty, które miały rozśmieszyć (jak odsłonięta noga Saury), praktycznie mnie nie ruszyły. Czytając ją, miałam też trochę wrażenie, jakbyś i Ty się z nią męczyła. Wybacz za szczerość i to w Święta, ale musiałam się odnieść xd no ale już teraz szczerości ciąg dalszy, jednak już o wiele przyjemniejszy!
OdpowiedzUsuńA więc... ta notka podobała mi się strasznie! Chyba najlepsze Twoje dzieło, które przeczytałam :) naprawdę. Było mniej niż zwykle opisów i rozmyślań bohaterów, a więcej akcji i dialogów, co bardzo przypadło mi do gustu. Rozumiem , że obszerne rozmyślenia Sakury i Sasuke to Twój styl, ale wybacz, ostatnio trochę z tym przesadziłaś. W tym rozdziale znalazłaś złoty środek i za to chylę czoło, bo wyszło genialnie!
Co do samej fabuły, to za każdym razem, jak Ren nazywał Haruno "Chibi" zastanawiałam się skąd ta ksywka się wzięła. I w końcu mam odpowiedź! I właściwie nie spodziewałam się, że ten pseudonim jest wynikiem po prostu wielkiej chęci Kanoe, na udowodnienie Sakurze, że jest bardziej kreatywny niż ona xd wgl zaskoczyła mnie ta artystyczna dusza Rena! Uzdolniony, przystojny, bogaty i wpływowy.. nie dziwię się Ino, że nakrzyczała na Sakurę xd też bym opierdzieliła przyjaciółkę, gdyby była niemiła dla takiego towaru ^^
Wiesz, sama się sobie dziwię, ale przez ten rozdział polubiłam Rena :D nie taki diabeł zły, jak go malują, co?
Przechodząc do smutnej części, to zdziwiła mnie jedna rzecz. Naruto i jego zachowanie. No cóż, skoro jest najlepszym przyjacielem Sakury, to chyba powinien ją jakoś pocieszyć, co? Nie wiem, jak u kogoś innego, ale mnie "ona jest silna" by nie rozweseliło. Bardziej jakiś uścisk, słowa "jestem z tobą, możesz na mnie liczyć" etc. No ale przynajmniej z Renem Sakura mogła sobie popłakać. W końcu ten sam ból i smutek.
Swoją drogą, pomysł z misiem szczególnie mi się spodobał ^^ już na początku rozdziału, kiedy to Kanoe wyśmiał jego oryginalne imię "MIŚ" (to z kolei mnie cholernie rozbawiło; chyba mam spaczony humor ;p), podbił moje serce :D a kiedy użyłaś go, jako ich "pojemnika na cierpienie" to już wgl byłam in love xd było to zarazem smutne i słodkie.
No i ostatni akapit, słowa ojca Sakury <3 genialne i cholernie prawdziwe. Twoje, czy cytat? Jeśli Twoje, to po raz kolejny się chylę...
W ogromie doskonałości, wyłapałam jednak kilka małych błędów:
"Myśli o rodzicach, Ren’ie i jego mini-królestwu uderzyły..." ---> "jego mini-królestwie uderzyły"
"robili to w czasie aktu desperacki." ---> "robili to w akcie desperacji" lub " robili to w desperackim akcie" . "czasie" jest tu zupełnie zbędne, moim zdaniem :)
"cokolwiek mogło się go pozbyć" ---> "cokolwiek pomogłoby mi się go pozbyć (cierpienia)"
To tyle ode mnie. Tak wiem, znowu wyszła mi jakaś recenzja >.< ale cóż... wiedz, że nie jesteś jedyna! Czasami zdarza mi się walnąć taki komentarz ;p
Wesołych i pozdrawiam!
+Avril <3 po raz kolejny doskonale trafiasz w mój gust muzyczny :)
Cholera, a już myślałam, że udało mi się umknąć od błędów... >///<. Niemniej jednak dziękuję ci, że tak sumiennie je wypisałaś. Zaraz biorę się za poprawianie :D
UsuńTak na marginesie! Komentarzo-recejzje są najlepsze. Wiedz, że przyjemnie spędziłam te kilka minut, czytając twój komentarz, mimo pojawiającej się w nim krytyki.
Dziękuję za wszystkie dobre słowa, mimo wszystko zmotywowałaś mnie do dalszego pisania. A na dzisiaj miałam sobie odpuścić... No cóż xD Życie...
I Avril <3
Hahahaha, no skoro lubisz komentarzo-recenzje, to nie ma problemu - mogę zostawiać je częściej!Bo szczerze mówiąc, często się hamuję, żeby przez przypadek ludzie mnie nie znienawidzili xd właściwie to zazwyczaj je pisze, jak mam dużo (za dużo) czasu i autorki są tego warte (czasami wiem, że moje słowa nic nie dadzą, więc po co strzępić..) :)
UsuńI cieszę się, że zmotywowałam :) może dzięki temu notka pojawi się jeszcze przed Sylwestrem ;D
Pozdrawiam!
Aj, tam! Smutno, bo smutno - ale jaki to styl! Ren... Sama nie wiem. Na początku myślałam, że jest dziwny, ale teraz... To jakaś cienka granica pomiędzy dziwactwem, a oryginalnością, na której chłopak balansuje.
OdpowiedzUsuńNie mogę skomentować tego dalej, bo nie znam zakończenia.
Ale wydaje mi się, że Ren wpadnie na granicę ,,dziwactwa", właśnie po stracie rodziców, albo po wspólnym wypadku.
Dobra, koniec spekulacji.
Wprawdzie myślałam, że będzie to forma ,,Sakura, Sasuke, ognisko, romantyzm i łzawa historyjka", a tu nie! Niby wolałabym tamtą wersje, ale ta jest... Dobra, a nawet bardzo dobra. Taka ,,nieoczekiwania".
Ach, no nic :)
Wesołych Świąt, chodź to ich końcówka. Ale bynajmniej Wesołych :)
Pozdrawiam :)
tsuki-no-kuroi-me.blogspot.com
Smutne i jestem za Anna Kyoyma że ona kocha Sasuke i nie mogła by się z nim tak po prostu przespać. No ale to twój blog wiec rób co chcesz. :D
OdpowiedzUsuńłał! Chociaż ktoś stoi za mną murem! Owszem, Sakura ma swoje życie, ale ja po prostu nienawidzę takiego odbiegania od mangi. Rozumiem, że to fanfick itd., ale wg. mnie nawet fanficki powinny zachować klimaty prawdziwej fabuły (mimo, że np. postacie są osadzone w realnym świecie, albo w jakimś innym z wyjątkiem naruto) - chodzi mi o zachowanie relacji między bohaterami. Czyli odpowiedni schemat powinien wyglądać mniej więcej tak: Sasusaku, naruhina, shikatema (ew. inoshika), a o reszcie to póki co nie wiadomo. A skoro już od początku zaznaczyłaś (tak, to do ciebie Akemi) że to SASUSAKU, to kurwa jak niby Sakura mogłaby tak łatwo zapomnieć Sasuke po jego odejściu i się przespać z pierwszym lepszym ?! To już samo w sobie było by błędem - błąd merytoryczny, tego w mandze niema i nie będzie. Gdybym to ja narysowała jakąś mangę, to wkurwiłabym się gdyby ktoś ją tak sprofanował na swoim blogu, kradnąc moje postacie i wymyślając jakieś swoje farmazony z ich udziałem. No, sorry, że tak ostro mówię/piszę/myślę, ale jestem polonistką (i duszą poety/rysownika) i uważam, że ludzie, którzy już zdecydują się prowadzić bloga, to niech zachowają koncepcję właściwą dla pierwowzoru, albo niech wymyślą swoją własną historię i swoich własnych bohaterów. Basta.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńNiestety Anno, ja zgadzam się bardziej z Nikumu. Cóż... widocznie nie każdy ma taki sam pogląd na wszystko. Nie rozumiem po co ta złość. Jeśli opowiadanie ci nie odpowiada najlepszym wyjściem byłoby przestać go czytać, prawda?
UsuńPoza tym historia między Ren'em, a Sakurą nie została do końca wyjaśniona, co tym bardziej nie pozwala mi zrozumieć twojego wybuchu gniewu :)I owszem zaznaczyłam, że jest to SASUSAKU i będzie do samego końca. Ale czasami potrzeba kilku wydarzeń i postaci, które rozkręcą fabułę. W tym przypadku jest to Ren. Masashi Kishimoto raczej nie będzie miał mi tego za złe. :> Uważam też, że Fanficki mają to do siebie, że pozwalają autorowi na dowolne zmiany w mandze/anime i na porządne rozbudzenie wyobraźni. "Zachować klimat prawdziwej fabuły" to dosyć szerokie pojęcie i nie odnosi się wyłącznie do paringów.
Tyle z mojej strony.
Pozdrawiam.
Dzieńdoberek :3 Po pierwsze: Dziękuję Ci za Avril w tle, zakochałam się w tej piosence ^-^ Po drugie: ZOSTAŁAŚ NOMINOWANA do Liebster Award, aby dowiedzieć się więcej wbij do mnie: http://daraku-tenshi.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńJa jak zwykle jestem pod wrażeniem Twojej pomysłowości i stylu. Aż do tego rozdziału Ren praktycznie dla mnie nie istniał... wybijał się to tam to tu ale jakoś nie przywiązywałam do niego większej wagi, może dlatego że nie potrafiła wyobrazić sobie jego psychologicznego portretu. Jednak po tym rozdziale już nie jest dla mnie postacią mało ważną ale jednym z kluczowych elementów, które genialnie pasują do całości;) Cieszę się ze sposobu w jakim przedstawiłaś nam część historii Rena i Sakury jest taki inny ponieważ nie jest zwykłą rozmową pomiędzy Sakurą a Sasuke :)
OdpowiedzUsuńCo do ich dziecka Satoshi'ego to moim zdaniem powinnaś umieść wątek, który by wyjaśniał dlaczego Sakura przespała się z Renem ponieważ moim zdaniem to jest ważne. Każdy potrzebuję miłości a zwłaszcza na taki zakręcie życiowym na jakim oboje się znaleźli.
Bardzo szybko przeczytałam cały rozdział i byłam bardzo zaskoczona że ma 30 stron, ani na chwilę rozdział mi się nie dłużył, przyjemnie się go czytało;)
Pozdrawiam ;)
Ciszę się, że polubiłaś Ren'a. Dotąd miał samych anty-fanów (xD). No i że przyjemnie czytało ci się rozdział. Tego, czego obawiam się własnie najbardziej jest zanudzenie czytelników długością każdej notki. Niestety już tak mam, że nie potrafię pisać krótkich rozdziałów >.<
UsuńDziękuję ci za wszystko i pozdrawiam.
Ja jestem za długimi notkami. Uwielbiam wczytać się w rozdział. :)
UsuńDobry!
OdpowiedzUsuńPragnę Cię poinformować, iż nominowałam Cię do L. Award :)
Więcej szczegółów znajdziesz w zakładce ,,Nominacje'' na moim blogu
tsuki-no-kuroi-me.blogspot.com
Ujmę to tak: Nie wkurzyłam się jeszcze (pod niektórymi względami mam anielską cierpliwość). Rzeczywiście, niestety M. Kishimoto ma wyjebane na to co kto robi z jego dziełem (no może nie zawsze, ale w przypadku fanficków to tak właśnie jest). Jednakże najbardziej denerwują mnie teksty pod tytułem: Nie podoba ci się, nie czytaj. Po pierwsze od tego jest miejsce pod notkami, by komentować ((co wcale nie oznacza, że mają to być same pozytywne komentarze - każdy ma prawo do własnego zdania. I skoro już o tym mowa, to przedstawię moje pewne spostrzeżenie: komentując wiele blogów zauważyłam, że jeśli napiszę same pozytywne komentarze, to nikt nic do mnie niema i jest git, a jeśli napiszę, że po prostu coś jest źle lub mi się nie podoba, to od razu wśród bloggerów i fanów ss staję się hejterką. WTF?! Wniosek z tego jest taki, że tak naprawdę my wszyscy (większość pewnie nawet o tym nie wie ) jesteśmy "ofiarami" hipokryzji. Już wyjaśniam: To działa na zasadzie ,,Ma ci się podobać, jak nie to wypierdalaj". A i żebyś się Akemi nie obraziła, bo to nie jest pod twoim adresem, ale jako, że walnęłaś już tekst pt."Jeśli opowiadanie ci nie odpowiada najlepszym wyjściem byłoby przestać go czytać", to postanowiłam w końcu podzielić się z innymi moimi spostrzeżeniami))Po drugie: żyję w wolnym kraju i mam pełne prawo wypisywać tu to co mi się rzewnie podoba. Mam nadzieję, że znajdzie się choć jedna osoba, która sprzeciwi się (tak jak ja) wszechogarniającej nas hipokryzji i napisze co konkretnie jej się nie podoba (aczkolwiek jeśli takiej rzeczy niema to też może to napisać, ja ludźmi manipulować niemam zamiaru). Trochę się rozpisałam, ale myslę, że wyjaśniłam parę spornych kwestii i na sam koniec przypomnę ci Akemii raz jeszcze: Nie jestem wściekła na nic i uważam, że twoje notki do tej pory były świetne. Po prostu mam nadzieję, ze tego nie schrzanisz, a przez tego Rena (plus moje domysły) obawiam się najgorszego.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Droga Anno, w poprzednim komentarzu zwana przez siebie polonistką. Jakoś nie mam zwyczaju wcinać się w jakieś dziwne walki o to jaki paring jest lepszy itd., nie o to przecież chodzi. Zazwyczaj też nie bronię autorek blogów, ale teraz mam Ci coś do powiedzenia. Tak naprawdę mogłabym napisać, że Twoje bulwersy są niezwykle śmieszne, a uwierz, że są. Nie masz prawa mówić o tym, z kim powinna być główna bohaterka, bo jak słusznie zauważyłaś. To należy do kompetencji Akemii. Nazywasz ofiarami hipokryzji osoby, które po prostu chcą oszczędzić Ci czytania czegoś, co Ci się nie spodoba. Konstruktywna krytyka zazwyczaj dotyczy stylu, błędów, zarysu fabuły, ale nie narzucania autorowi jak powinny wyglądać relacje między bohaterami. Droga Polonistko Anno, wybacz ale rozbawiło mnie, gdy się tak nazwałaś. Na jakiej zasadzie? Czyżbyś skończyła już pedagogikę i nauczasz języka polskiego? Jeśli tak, to powinnaś wiedzieć, że przeklinanie nie przystoi kobiecie, a już na pewno nie w tak błahej sprawie. Osobiście nie powiem "Akemii niech to będzie tak i tak", najwyżej, gdy już napisze, powiem, że to mnie zniesmaczyło. Na koniec. Ludzie, ile wy macie lat, żeby uważać, że najgorszym, co może się stać dziewczynie to zakochanie się po raz drugi?
UsuńPozdrawiam serdecznie i namawiam do przemyślenia na spokojnie sensu tych rozważań. Pomyślcie logicznie, czy wolałybyście być przez jakiś czas zakochane w kimś innym niż wasza gimnazjalna miłość, czy zgwałcone.
Zaczytując się w Twoje rozdziały mogę śmiało stwierdzić: awesoomee!!!!!! LECZ szczerze powiedziawszy, chociaż historia wciąga i chce się czytać więcej i więcej to obawiam się że długość notek, a bynajmniej tej, była zbyt duża. Nie wiem jak odbiera to reszta - ale ja, mimo tego że byłam ogromnie ciekawa co zdarzy się dalej... w połowie tej jakże króciutkiej notki, straciłam jakiekolwiek chęci do czytania i praktycznie ograniczałam się do czytania jedynie dialogów. Dopiero po dłuższej przerwie byłam w stanie wrócić i poczytać resztę dokładnie. I trochę żałuję, że czytanie przypominało mi mozolne lektury jak 'Nad Niemnem' ponieważ straaasznie podoba mi się Twój styl. Bardzo lekkie pióro, podoba mnie siem bardzo :3
OdpowiedzUsuńCo do Ren'a...................................................................... ahh <3 Kocham Go, po prostu Go kocham <3
Czekam z niecierpliwością na kolejną notencję :3 !
Pozdrawiam!
Tak wiem... to taka moja olbrzymia wada, ale choćbym bardzo tego chciała, nie potrafię pisać krótkich rozdziałów. Jak zauważyłaś lubię pisać z dokładnością. Ciężko zamknąć tyle wydarzeń w jednym rozdziale bez szczegółowego opisywania.
UsuńNiemniej jednak dziękuję ci bardzo, że dzielnie dotrwałaś do końca xD i za to, że lubisz mój styl pisania :)
Również pozdrawiam.
btw, tak czytam komentarze powyżej i obserwuję te dzikie protesty i desperacką walkę o SasuSaku :D A ja tam jesem za tym, żeby wspaniały Ren i Sakurcia trochę bardziej polecieli ze sobą... :D If you know what i mean >:3
UsuńWhat's love without tragedy!? Życie to życie, a wiadomo że w nim nic nie jest proste, a zwłaszcza miłość. :)
A ZWŁASZCZA w takim oto wypadku. Sakura, jak inne dziewczyny dużo myślą o takich rzeczach, a w ich główkach rodzą się szalone feministyczne pomysły jak :on odszedł wcześniej! Ja go szukałam, czekałam i gościu na dodatek chciał mnie zajebać! Co ja mam teraz... leci na mnie kolejny seksowny dupek, raz się żyje!' :D Mam nadzieję, że nie polecisz w jakiś idealny romans, tylko ta dwójka troszkę ze sobą pogrzeszy :>>>
Czekam czekam czekam na kolejny piękny, króciutki rozdział a tym czasem zapraszam do siebie :3
Jestem fanką SasuSaku, ale... Również chcę, żeby Sakura i Ren, kiedyś coś ten teges... Liczę na to, że Sasek będzie zazdrosny ^^
OdpowiedzUsuńBywały momenty, że wątpiłam. to co pisałaś stawało się proste, zbyt proste. ale teraz wiem, że umiesz pisać. Ten rozdział tego dowodzi.
OdpowiedzUsuńHm... Coz moge powiedziec? Notka jak zwykle genialna. Chce juz sie dowiedziec co bd dalej ;3 co by tam.jeszcze dodac? O! Wiem. Ciesze sie ze w zaledwie 3 nieprzespane noce nadrobilam wszystkie rozdzialy i z niecierpliwoscia czekam na kolejny. I moze to zabrzmi glupio, ale dzieki Tb bardziej polubilam Sasuke. Naprawde. Wczesniej byl dla mnie poprostu glowna postacia ktora szanowalam i wspolczulam.histori a Ty przypomnialas mi co mnie "pociaga" (wiem wiem, jestem glupia xD) w tg typu.facetach. Ta ich tajmniczosc i arogancja. Czasami wkradnie sie tam nutka troski. Takich wlasniw facetow lubie. Oczywiscie nie tylko takich. Ehh... Zreszta. Napewno wiesz o co mi chodzi ;3 pisz dalej a ja zycze Ci wieeeelkiej weny xD a dlugie notki niechaj bd dlugimi ;3 z mojej strony to chyba tyle. Jestem z sb dumna ze ogarnelam wszystkie rozdzialy w 3 noce ;) i z juz sie niecierpliwie, bo chce wiecej. Powodzenia w dalszym pisaniu i niech Twoje opowiadanie nadal trzyma taki wysoki poziom xD
OdpowiedzUsuńDla mnie długie notki również jak najbardziej na tak. I właściwie to słabo rozumiem wcześniejsze "spory", bo wkońcu POBUDKA ona ma dziecko! Sama go sb nie zrobiła! A dla fabuły, bohaterów i myśle że dla części czytelników jest to ważny moment. Kiedy się popsulo? Dlaczego? Czy kiedykolwiek było dobrze? Co się tam stało? Ja zadaje sb te pytania od dłuższego czasu i chce znać odpowiedzi:-) bo w koncu ile miała stać przy oknie i na niego czekać? Wiem że romantyzm jest fajny, ale myslmy realnie. Musiałaby być głupia żeby czekać na swojego niedoszlego zabójcę... Takie jest moje zdanie, niech nikt się nie obraża;-) a propos Twojego pytania Akemi na fejsie. Praaaagne jednopartowki SOH, bo szczerze mówiąc epilog wydaje mi się jakby przedostatnim rozdziałem (mam nadzieję, że łapiesz o co chodzi;-)). Ale również mam sentyment do sasusaku, a do ich dzieci to raczej wyłącznie wtedy gdy są niewielkie;-) więc wolę wersję now:-) hay
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział. Prawie się poryczałam. Przepraszam, że komentuję dopiero teraz, ale powiadomienie mi nie wyskoczyło, a szczerze żałuję, że nie przeczytałam tego wcześniej. Jak zawsze wszystko idealnie dopracowane. Wszystko się zgadza. A ten akcent, o wysysaniu całego cierpienia, wprowadzenia w film, po prostu powalił mnie na kolana. Za nic w życiu ich nie skracaj! Są cudowne i nie da się przy nich zasnąć ;)
OdpowiedzUsuńW końcu dowiedziałam się wielu rzeczy, które do tej pory mnie ciekawiły. Trochę mi się wszystko, że tak powiem rozjaśniło.
OdpowiedzUsuńHistoria Rena i Sakury bardzo mnie poruszyła, chociaż to dopiero jej początek, prawda? Chciałabym znaleźć takiego faceta, który by pięknie śpiewał i rysował. ^^ W sumie na początku Kanoe przypominał mi Sasuke z charakteru. Taki chamski, ale intrygujący. Może dlatego też spodobał się Sakurze.
Poryczałam się kiedy on wrócił do domu, a Haruno zapytała kiedy wrócą ich rodzice. Po prostu byłam wtedy jak wodospad. "Ich pierwsza misja" :c Nie mogłam uwierzyć, że naprawdę ten wybuch nastąpił, dopóki nie przeczytałam jaki ton głosu miał Ren, kiedy wrócił do domu.
I to nawiązanie do postaci z horroru, Momo. Smutne, ale na swój sposób piękne i romantyczne. A zwłaszcza ich silny uścisk.
Przeczytałam sobie również małe forum na temat Twojego opowiadania. Hmm.. też jestem zdania, że jak coś się komuś nie podoba to nie powinien tego czytać. Zwłaszcza, że to opowiadanie nie może się nie spodobać i nie wciągnąć człowieka całkowicie w Twój świat. :) Takie moje zdanie.
Pozdrawiam!