„Ten,
kto skacze do nieba, może upaść, to prawda. Ale
może
też poszybować w górę.”
Lauren
Oliver
Wystarczyło
wspomnienie o dawnej, utraconej osobowości Ren’a, wystarczyło zanurzyć maleńki
kawałek ciała w morzu przeszłości, wystarczyło wzbudzić w środku perliczy
śmiech matki i pyszne żarty ojca… wystarczyło tak niewiele, ażebym na dobre się
rozkleiła, nie dbając o otoczenie.
Czułam
jak Sasuke przygląda mi się z niepokojem, jak jego oczy przenikają do mego
wnętrza, próbują uśmierzyć każdy fragment wspomnień i zepchnąć go z powrotem w
odległe zakamarki. Ja potrafiłam tylko zachlipnąć kilkakrotnie i otrzeć oczy z
łez. Musiałam wyglądać fatalnie, zmiażdżona przez przeszłość z rękami
zaciśniętymi na kolanach, z cichą nadzieją w sercu.
-
Na kalendarzu… - podjęłam się kolejnej próby i pociągnąwszy nosem, uciekłam
przed ciężarem jego spojrzenia. – Czerwiec… Był czerwiec, Sasuke. Trzy
miesiące. Tyle odebrała mi moja niezdarność i alkohol.
-
Trzy miesiące – powtórzył jak mantrę z delikatnie rozszerzonymi oczami. Nareszcie
odwrócił wzrok, przenosząc go na jakąś pustkę w kącie kamiennej komnaty.
Ten
prosty gest poprawił warunki i teraz mówiłam już energiczniejszym głosem:
-
Właściwie upadek ze schodów w moim przypadku nie był niczym innowacyjnym, ale
ilości wypitego Sake mocno się do tego przyczyniła. Było przyjęcie urodzinowe.
Tak mówił mi Naruto. Upadłam ze schodów w swoim własnym domu podczas przyjęcia.
Lubiłam sobie popić. Tsunade-sama sporadycznie pozwalała mi niegdyś na odrobiny
z jej „zapasów” – na wspomnienie Piątej Hokage coś ubodło mnie w serce.
Potrząsnęłam głową, by odpędzić kolejne napady wspomnień. – Od tego wydarzenia…
Nienawidzę wszystkich istniejących trunków. Staram się jak mogę, aby odmawiać.
Ponadto jestem przecież matką. Powinnam być przykładem, a tymczasem zachowuję
się jak dziecko – rozsadziła mnie kolejna salwa płaczu, a zaraz potem dołączył
się wstyd. Chciałam prezentować coś bardziej przyzwoitego w obecności Sasuke.
Na
szczęście Uchiha nie prawił mi żadnych morałów. Dopiero po paru chwilach roznoszącego
się po jaskini szlochu i cichego szmeru skał, które zdawały się wieść własną
egzystencję, Sasuke zbliżył się nieznacznie i ścisnął moje ramię.
-
Sakura. To dla ciebie zbyt ciężkie. Chyba nie powinienem w ogóle dopytywać się
o twoją przeszłość.
-
Nie mogę teraz przestać – uśmiechnęłam się ponuro. – Przecież twoim głównym
celem było zebranie informacji o Ren’ie, czegoś co umknęło mojej głupocie.
-
Nic takiego nie powiedziałem – Sasuke naostrzył spojrzenie i katował mnie nim
parę sekund. Nie słysząc żadnego odzewu, dodał: - Straciłaś pamięć, tak? Upadek
odebrał ci trzy miesiące – wymazał je?
Skinęłam
głową.
-
W jaki sposób zmienił się Ren?
Sasuke
chyba uznał, że prowadzenie ogólnikowego wywiadu ułatwi mi sprawę. Zmieniłam
pozycję, jeszcze raz wierzchem dłoni usunęłam resztki łez i ułożyłam się
wygodnie po turecku naprzeciw mojego rozmówcy. Musiałam być silna. Musiałam
zachowywać się jak dojrzała osoba. Przeszłam przez tyle bolesnych wydarzeń i
wciąż nie byłam uodporniona na płacz, a nawet rozpacz.
-
Doktor skończył mnie przepytywać. Dopiero potem odwiedzili mnie przyjaciele.
Ren przyszedł jako ostatni, gdy w Sali pozostał już tylko Naruto. Właśnie w tym
momencie po raz pierwszy stanęła mi przed oczami jego chłodna i beznamiętna
odsłona. Wydawał się być na mnie zły.
-
Opowiedzieli ci co się wydarzyło przez te trzy miesiące?
Mentalnie
powróciłam do najbardziej drażliwego i bolesnego dla mnie wspomnienia.
Przygryzawszy dolną wargę, zdecydowałam, że ta informacja nijak ma się do
pierwotnego celu Sasuke.
-
Może jakoś go uraziłam, zmieszałam z błotem. Może zrobiłam coś, o czym wie
tylko Ren. Może się pokłóciliśmy… Nie wiem! Tyle razy próbowałam się
dowiedzieć, ale on zawsze mnie zbywał.
Sasuke
miał w swoim wnętrzu radar na kłamstwa i wymyślone historyjki. Oczywiście
uaktywnił go natychmiast, a moje słowa zawisły w powietrzu. Może i zdołał
coś wykryć, ale najwyraźniej było mu żal mojej żałosnej osoby i postanowił, że
nie będzie już bardziej mnie przytłaczał.
W
jego oczach zabłysła zaciętość.
Spuściłam
wzrok:
-
Poddaję się. Najwidoczniej nie jestem taka silna, jak mi się wydawało. Czy… czy
możemy odłożyć dalszą część na inny termin?
Iście
lekarskie określenie naszej konwersacji musiało rozbawić Sasuke, bo naraz
urzekł mnie swoim delikatnym, zniewalającym uśmiechem. Czułam jak w moim
wnętrzu panoszą się zalążki dawnej Sakury, która otwarcie zachwycała się
osobowością Sasuke i jego wyglądem.
Do
dzisiaj nie wiedziałam, gdzie umknęła ta dawna brawura i bezpośredniość.
Gdybym
nadal posiadała w zanadrzu owe cechy, na pewno rzuciłabym teraz trafny
komplement odnośnie ponadprzeciętnego uroku Uchihy.
-
W porządku – odpowiedział. – To, że przytłacza cię ciężar wspomnień wcale nie
oznacza, że jesteś słaba. Wracanie do przeszłości niekiedy równa się najgorszemu
cierpieniu fizycznemu. To paskudne, wszechogarniające uczucie smutku.
Obserwując
go, zrozumiałam nagle, że kto jak kto, ale Sasuke Uchiha najbardziej trafnie
może wypowiedzieć się w tych sprawach. W porównaniu z jego przeszłością, moja
była pestką.
-
Dobrze, przepraszam cię – wymusiłam na sobie uśmiech. – Nie powinnam była się
tak rozklejać. Prawdę mówiąc nigdy wcześniej nikomu nie zdradzałam tego, co się
wydarzało… sama do końca nie rozumiem poniektórych spraw, ja chyba…
Chciałam
zalać go usprawiedliwieniami, ale Sasuke wbił mi się w słowo:
-
Sakura, nie musisz się tłumaczyć. Rozumiem to wszystko – w jego oczach
dostrzegłam plątaninę rozmaitych emocji. Spojrzenie Sasuke stało się czujne i
uważne, a potem złagodniało. On sam nie zdawał sobie chyba sprawy jak wyraźnie
wyczuwałam w nim współczucie. A ja nie chciałam, żeby mi współczuł. Tak cudowne
oczy, nie mogą trwonić czasu na tak nędzne uczucia.
To
był prawdopodobnie przypływ odwagi, potrzeba ciepła, albo najgorsze z moich
domysłów – zauroczenie. Dogłębne oczarowanie jestestwem Uchihy. Serce kołatało
mi w piersi i nawet najdonośniejszy alarm wyjący w mojej głowie nie był w
stanie mnie zatrzymać.
-
Sasuke… - odezwałam się zduszonym głosem.
Sasuke
zamrugał i wlepił we mnie czarne ślepa.
-
Tak?
-
Mogę cię przytulić?
Być
może było to dogłębne oczarowanie, a tego typu stan napadł mnie już na porcie w
Kiri, tuż przed rejsem na wyspę, jednak i tak czułam się zakłopotana. Bardziej
niż kiedykolwiek.
***
Sakura
zacisnęła oczy, skuliła się i natychmiast oblała dorodnym rumieńcem. Długi czas
zajęła mi walka z oszołomieniem, a mój brak reakcji bez wątpienia peszył ją
jeszcze bardziej. W gruncie rzeczy nie miałem bladego pojęcia co powinienem
odpowiedzieć, lub też jak się zachować. Byłem jeszcze trochę otumaniony po
natłoku informacji i nadwyrężeniu mojej wyobraźni, która pieczołowicie
prezentowała mi każdy obraz wspomnienia Sakury. Sakury i Ren’a.
Otrząsnąłem
się z transu.
Sakura
działała na mnie hipnotyzująco. Przywodząc na myśl czasy drużyny siódmej, jej
ostry temperament znacznie się stępił. Była niezdarna, lubiła też podejmował
nieprzemyślane decyzje, które pociągały za sobą dziesiątki konsekwencji. Już
rozumiałem co wpłynęło na tę zmianę. Na przeistoczenie się z mądrej, nie
przepadającej za ryzykiem dziewczynki w popędliwą kobietę.
Straciła
rodziców, straciła najlepszego przyjaciela, straciła… mnie. Przez te wszystkie
wydarzenia w akcie rozpaczy podchwyciła się pierwszej zasady, jaką rzucił jej
Ren. Ubarwienie własnego życia. Robienie wszystkiego, aby odpędzić od
siebie czarną przeszłość.
To
chyba te myśli, jak również ruch Sakury, którym odgarnęła włosy za ucho
sprawiły, że zrobiłem coś tak idiotycznego.
-
Chodź tu – słowa wymknęły się z moich ust, a ramię otoczyło Sakurę silnym
uściskiem. Haruno na moment zesztywniała, zaskoczona moim ruchem, ale szybko
zaczęła korzystać z przebłysków nowej osobowości Uchihy i przytknęła policzek
do mojej piersi. – Znam ciężary przeszłości – powtórzyłem patrząc pustym
wzrokiem na ściany jaskini i bawiąc się włosami Sakury.
-
Dziękuję – wychlipała. – Naprawdę bardzo ci dziękuję.
Nie
wiedziałem za co.
Jeśli
miała na myśli marne próby pocieszenia, uważałem, że nie były warte jej
dozgonnej wdzięczności.
Kilka
minut niczym sparaliżowani tkwiliśmy w tej pozycji, pogrążeni w ciszy. Po
upływie czasu Sakura zaczęła delikatnie się poruszać. Jej czoło podsunęło się
do mojego ramienia. Słyszałem jej oddech. Niespokojny, płytki. Spuściłem głowę,
a w tym samym czasie Sakura odchyliła się nieznacznie, przez co w rezultacie
musnęliśmy się policzkami.
Serce
dudniło mi w piersi. Z początku byłem zawstydzony naszą bliskością, może nawet
momentalnie czmychnąłbym gdzieś w bok, udając, że nic się nie wydarzyło, ale
zanim doszło do tego wszystkiego, przyjrzałem się jej twarzy. Zaczerwienionym
policzkom, zielonkawym oczom, do połowy ukrytym pod wachlarzem gęstych rzęs.
Jej drobnemu, zgrabnemu nosowi. Jej ustom.
Na
ustach się zatrzymałem. Wtedy właśnie moją głowę rozsadziło echo czyjegoś
głosu. Wyraźnego, mocnego, który swoją intonacją stanowczo czegoś zabraniał.
Nie
waż się jej całować!
Całować?
Pomyślałem
o tych wszystkich nieobliczalnych pomysłach Ren’a, o jego oryginalności i
nietypowym poglądzie na świat. O tym, że nie ma prawa zabraniać mi czynności
typu całowania. Przecież ją objąłem. A Ren ją zostawił… z dzieckiem.
Zobojętniony na dalsze losy Haruno. Dlatego też, nie potrafiłam określić
momentu, w którym nachyliłem się jeszcze bardziej, by dopaść jej usta.
Poczęstować się, posmakować i ocenić. Sakura w żaden sposób nie sygnalizowała
mi protestu. Wprawdzie czułem jak jej oczy rozszerzyły się z niedowierzenia,
jak niespokojnie przyjęła na usta mój pocałunek, ale prędko oparła się pokusie.
Co
ja, u licha, robię?
Co
ona robi?
Zamknęła
oczy. Poszedłem jej śladami. Skoncentrowany i podekscytowany nowym doświadczeniem.
Byłem delikatny i ostrożny, chciałem długo delektować się smakiem malin,
uwodzącą miękkością jej ust.
Sakura
nieśmiało poruszyła wargami. To „coś”, co panoszyło się we mnie, kazało mi
mocniej ją objąć. Uczyniłem tak. Rozkojarzony, z wielką watą w czaszce i
niekończącej się przyjemności. Z ust Sakury wydobył się ledwie dosłyszalny jęk.
Nie wiedziałem, że zwyczajny jęk może tak działać na człowieka. Chciałem
więcej. Chciałem położyć ją na łóżku, przygnieść swoim ciałem, przyglądać się
jej włosom, jak rozwichrzone pasma pokrywają całą powierzchnię koca.
Gdy
Sakura zaczęła oddawać pocałunki z większym zaangażowaniem, naprawdę
przeraziłem się przelatującymi przeze mnie myślami.
I
wtedy odgłos uderzających o siebie skał wyrwał mnie z transu słodkiej przyjemności.
Sakura zareagowała bardziej porywczo. Szybko ode mnie odskoczyła, uderzając
plecami w skalistą ścianę. Chciałem po nią sięgnąć i zaoferować pomoc, ale
odgłos przy wejściu do naszej „komnaty” znów się powtórzył.
Z
ciemności wyłonił się znany mi kształt, przyczajając się. Jedynym widocznym
elementem były połyskujące w lichym świetle pochodni kocie ślepia, które
bacznie się nam przyglądały.
-
A więc to tak odbywają się planowania strategicznych taktyk odzyskania waszego
trzeciego towarzysza…
-
O mój Boże! – Sakura poderwała się z miejsca, przetarła sobie oczy i ostrożnie
zbliżyła do obiektu.
Z
drobnego ciałka Akashi’ego wydobyło się kocie prychnięcie. Zauważyłem jak w
łapie niedbale trzyma odłamek kamienia, a dwa inne leżą u jego stóp… stóp? Albo
łap… Diabli wiedzą jak nazywa się ta część ciała u kotów. Buzowała we mnie
gigantyczna dawka gniewu. Zaczynałem bardziej rozumieć ludzkie uczucia, i to,
że przerwanie tak rozkosznego doznania niesie ze sobą paskudny nastrój.
-
Czego tu chcesz? – zawołałem do Akashi’ego.
Zanim
ten zdążył odpowiedzieć, po mojej lewej odezwał się kobiecy głos.
-
Sasuke! T… to nie powinno się wydarzyć! Niech to diabli… - Sakura bełkotała coś
pod nosem. Niestety jej głos był mocno stłumiony, przez dłoń, którą przytykała
do ust.
Ach!
Oczywiście unikała mojego wzroku.
Moje
prychnięcie było przyprawione irytacją, podobnie jak u kota.
-
Jak długo tu stoisz? – Sakura chwilowo pozbyła się zawstydzenia, teraz
wyglądała na równie podminowaną naruszeniem jej prywatności.
Akashi
dotknął pyskiem obu leżących przed nim kamieni.
-
Próbowałem jakoś zwrócić waszą uwagę.
-
Nie wystarczyło się odezwać, albo zawołać?
-
Nie – czterema susami pokonał powierzchnię komnaty i znalazł się na jej drugim
końcu. Wciąż siedziałem na kocu, z rozłożonymi nogami, więc kocur wykorzystał
okazję i znalazł się pomiędzy nimi, wwiercając we mnie rozzłoszczone
spojrzenie. – A jednak jesteś gburem. Przyznam się, że nawet miałem poczucie
winy, że tak szybko cię oceniłem. Dobrze, że nie zebrałem się do przeprosin!
Może nie jesteśmy przyjaciółmi na śmierć i życie, ale informacje o stosunkach
partnerskich w mojej grupie są niezbędne. Nie można ich ukrywać i kłamać prosto
w kocie oczy!
-
Zamknij się dzieciaku – udzielił mi się jego nastrój. – Po pierwsze: to nie
jest twoja grupa. To ja jestem dowódcą całej misji, a to, że
wskazałeś nam drogę do jaskini nie czyni z ciebie lidera. Po drugie: nie
okłamałem cię. Ale to wcale nie znaczy, że ci ufam.
Sakura
obserwowała nas w ciszy. Akurat w tej chwili brakowało mi jej gadulstwa.
Akashi
mierzył mnie wrogim spojrzeniem, ale całe to kocie napięcie zakończył
przeciągłym westchnięciem.
-
Mówiłeś mi, że nic między wami nie ma.
-
Bo nie ma – odpowiedziałem zgodnie z prawdą. – Poza tym nawet gdyby było… w
żaden sposób nie przeszkadzałoby to w wykonaniu zadania.
Naprawdę
to powiedziałem?
Tak! odezwała się moja druga jaźń,
powracając do życia.
-
Więc u was, w Konoha można całować się z sojusznikami i członkami drużyny, tak?
-
Nie – zaprzeczyła Sakura.
-
Więc gbur mnie okłamał!
-
Nie! – tym razem poniosła głos o kilka tonów i z wściekłości kilkakrotnie
zatupotała nogami o podłogę. Do tej pory była przyćmiona nękającymi ją wspomnieniami,
ale Akashi niezawodnie zdołał ją ożywić, budząc bardziej irytację, niżli
pozytywnie nastawienie. – To był wypadek…tak się zdarza. Na filmach. Kiedyś
oglądałam jeden i… zresztą to nieważne! Ty…! – tu wskazała palcem na kota. – Ty
nie możesz ot tak wchodzić sobie do tego pomieszczenia! Chyba należy zachować
jakieś ostatnie namiastki kultury, nawet będąc zwierzęciem!
-
Pokaż mi drzwi to ci w nie zapukam! – odwarknął.
Sakura
bez namysłu zjawiła się przy wyjściu i zastukotała w gigantyczną skałę, która
zasłaniała połowę przestrzeni.
-
Proszę. Wystarczyło tyle.
-
Z całym szacunkiem, ale gdy się do tego zabierałem w oczy ukuła mnie dwójka
słodko całujących się towarzyszy z Konohy. Jakoś nie mogłem powstrzymać mojej
ciekawości. Rany. To naprawdę był wypadek? Któż to zaczął pierwszy?
Palec
wskazujący Sakury przetransportował się na mnie.
Cholera!
Aż się zachłysnąłem, nie spodziewając się takiego aktu śmiałości ze strony
Sakury. Mimo wszystko wzrok wciąż miała wbity w Akashi’ego.
Kocur
spojrzał na mnie krytycznie.
-
Dlaczego jest taka wściekła?
Wzruszyłem
ramionami.
-
Wiesz co, gburze? – Akashi odskoczył ode mnie i kilka sekund krążył wokół
jednego miejsca, by w końcu usadowić się w wygodnej pozycji. Następnie opatulił
swoje drobne ciało ogonem. – Chyba nie potrafisz dobrze całować. Jej nastrój
tego dowodzi.
A
więc kot widział mój pierwszy pocałunek. Widział i na dobitkę komentuje go przy
obecności osoby, która przeżyła ze mną tę rozkoszną chwilę. To dziwne, że przy
czymś tak prostym można odeprzeć od siebie problemy, zmartwienia i troski.
Ale
teraz nie byłem pod wpływem błogiej nieświadomości, a uwaga Akashi’ego mocno
mnie ubodła.
Podniosłem
leżący na ziemi odłamek i cisnąłem nim w zwierzę.
-
Hej, do cholery! – ku mej uciesze zwierzęciu nie udało się umknąć przed
atakiem. Skała grzmotnęła prosto w jego dumny łeb. – To był niewinny żarcik.
Nie trzeba się od razu denerwować? Widzę, że wjechałem na twoją męską dumę.
Poprzednia
uwaga tylko mnie drasnęła. Ta pozostawiła olbrzymi ślad gdzieś tam w moim
wnętrzu. Sięgnąłem po kamień, tym razem trzykrotnie większy od poprzedniego i
zamachnąłem się z całej siły.
Akashi
mimo próby czmychnięcia, dostał po raz kolejny – tym razem w łapę. Padł na
ziemię i zaczął kwiczeć.
Sakura
przystanęła w półkroku jak kołek z oczami, które zdawały się wylecieć z orbit i
głupawym wyrazem twarzy. Zdziwiłem się, kiedy zaczęła cicho chichotać.
Pozostałości po rumieńcach dodawały jej uroku.
-
Chyba trochę przesadziłeś – powiedziała do mnie. Odezwała się.
-
Gburze… - Akashi wrył mi się w słowo, kiedy chciałem odpowiedzieć Haruno. –
Przecież to wszystko był żart. Starzy faceci naprawdę są tacy drażliwy? Cieszę
się, że jestem dzieckiem.
Dygocząc
z wściekłości pochwyciłem kolejny kamień.
-
Sasuke, nie! – Haruno zatrzymała mnie rozgorączkowanymi ruchami dłoni i
podbiegła do Akashi’ego. – Nie przesadzajmy, dobra? To w końcu tylko kot.
-
Na zewnątrz – burknąłem. – W środku siedzi prawdziwa menda.
Kocur
ułożył głowę na dłoni Sakury i zaczął zachłannie jej się przypatrywać.
-
Wyglądasz pięknie, Sempai – oświadczył wydając się być półprzytomny. Sakura z
przestrachem zaczęła badać każdy kawałek ciała kota, najwyraźniej poszukując
krwi, albo jakiś śladów uszkodzenia. Kiedy zerknęła na mnie spode łba
wiedziałem już, że narozrabiałem.
To
przez tą złość! Od dzisiaj nie lubię, gdy ktoś utrudnia mi pocałunki.
-
Będzie miał siniaka.
-
Jesteś cała czerwona, Sempai – rozmarzony głos Akashi’ego szumiał w tle. –
Widzisz, gburze? Ta dziewczyna jest ciągle tobą zauroczona. Nie może pozbierać
się po pocałunku, który jest wynikiem wypadku. Oficjalnie ogłaszam; umiesz
całować! – uniósł ostentacyjnie łapę do góry, po czym zaczął się zgrywać,
udając, że kona.
Sakura
poczerwieniała jeszcze bardziej. Ale tym razem bynajmniej nie wynikało to z
niezwykłego urzeczenia moją umiejętnością całowania. Poza tym nie można być
dobrym w tym, czego się dotąd nie robiło. A jednak znałem jej usta. Wiedziałem
jak prawidłowo się po nich poruszać, aby obojgu sprawić przyjemność.
-
Nie będę w jednym miejscu z takimi kretynami! – ryknęła Sakura. – I nie uleczę
cię! Będziesz miał sińca i tyle! – zarzuciła niezgranie włosami, potykając się
po drodze o jaskiniową nierówność i klnąc siarczyście pod nosem opuściła
pomieszczenie.
Kot
zdusił śmiech i zebrał w płucach powietrze:
-
Daleko nie zajdziesz! Pamiętaj o Tankyori no Jutsu!
-
Pamiętaj, że z twojej sierści mogę zrobić piękny szalik! – odkrzyknęła.
Sakura
była niesamowita.
Teraz
odzyskanie Ren’a zdawało mi się niewykonalne, zwłaszcza z tą dwójką na czele,
plus obcymi uczuciami, jakie kwitły we mnie w postaci maleńkiego pąka, który
już zaczął wzbijać w górę swoje pierwsze łodygi.
***
Następnego
dnia wcale nie miałam paskudnego nastroju. Czułam się całkiem nieźle, nawet po
wczorajszych uporczywych ucieczkach przed Sasuke. To chyba Ren’owi zawdzięczam
tę korzystną postawę. Mentalnie byłam przygotowana do stanięcia twarzą w twarz
z hordą królewskiej armii. Wiedziałam, że jeśli dam z siebie wszystko Ren
powróci – a tego pragnęłam teraz najbardziej.
Razem
z Akashi’m staliśmy przed wejściem do jaskini. Spakowani, odświeżeni i
wypoczęci. Mimo nocnych dźwięków żyjących skał sen zawsze prędko mnie dopadał.
Ach! To może być kolejny powód mojej radości; wypoczęcie. Ponadto pogoda
również działała na naszą korzyść. Delikatnie promienie słońca przedzierające
się przez korony drzew kąpały otoczenie w swoim cieple. Powietrze było świeże i
przesiąknięte zapachem świerku. Wciągnęłam w płuca jego haust, rozkoszując się
uczuciem ulgi.
Akashi
ziewnąwszy, klapnął obok plecaka, który spoczywał przy moich nogach.
-
Ile jeszcze będziemy na niego czekać? Ty byłaś gotowa o wiele szybciej –
poskarżył się.
Przyjemność
obecnej chwili kazała mi zlekceważyć jego uwagi. Przylgnęłam plecami
do zimnych skał wejścia i zamknęłam oczy. To było trochę irytujące, że
musieliśmy mieć Kyori pod stałą kontrolą. Poranna toaleta nie zaliczała się w
tej kwestii do prostych czynności. Z niecierpliwością czekałam, aż wreszcie uda
nam się pozbyć tego Jutsu. Już zapomniałam jak to jest wałęsać się po wiosce,
bez ciągłych trosk o płuca i ucisk, który może w nich niedługo nastąpić.
-
Hej, Sempai… - usłyszałam w dole znużony głos kociaka. Kiwnęłam głową na znak,
że słucham. – Czy ten pocałunek naprawdę był wypadkiem?
No
pięknie.
-
A czy ty chociaż raz nie możesz odpuścić tematu i zapomnieć o tym?
-
Nie… Dziwi mnie za to, że ty chcesz zapomnieć. Przecież pocałunek to dosyć
ważne przeżycie. Tak mi się wydaje.
-
Owszem, ale… - ucięłam na chwilę, by poukładać wszystko w głowie. Musiałam
bardzo się postarać, aby czujny kot nie zauważył jak bardzo zależy mi na
Sasuke. Osunęłam się w dół i przyciągnęłam kolana pod brodę. – Nie chcę
zadręczać się tą myślą podczas ważnej misji. Teraz naszym priorytetem jest
odnalezienie zwoju, dwóch szpiegów i dezaktywowanie tej piekielnej techniki.
Akashi
milczał parę chwil, rozciągając się rozkosznie po rzadkich źdźbłach trawy,
które nas otaczały.
-
Masz rację, ale mogłabyś się chociaż dowiedzieć dlaczego to zrobił – powiedział
rzeczowo. – Ile razy ludziom łamią się serca, bo okazuje się, że pocałunek był
tylko zwykłą próbą, lub testem… albo chwilą słabości.
Wzdrygnęłam
się. Oczami wyobraźni widziałam Sasuke, który z beznamiętną miną oznajmia mi,
że byłam jedynie królikiem doświadczalnym. Przecież on nie miał
styczności z wieloma kobietami. Wszystko przez zemstę, która biła w nim równie
zachłannie co jego serce. To rzeczywiście mogła być tylko chwila ludzkiej
słabości… nawet Uchihom się ona zdarza.
Akashi
wyczuł mój niepokój. Podniósł się z miejsca i ułożył łeb na mojej stopie,
wertując mnie błękitnymi ślepiami.
-
Nie bierz tego od razu do siebie. Może wcale nie byłaś wyłącznie testerem. Być
może gbur ma do ciebie jakieś uczucia. Swoją drogą byłoby o wiele ciekawej,
gdyby w jego gburowatym sercu pojawiło się jakieś inne uczucie.
-
Królik doświadczalny – wymruczałam zrozpaczona.
-
Hę? - kociak skrzywił się, jak gdybym usiłowała mu wmówić, że jestem
kosmitką. – Sempai? Wszystko w porządku? O czym ty bredzisz?
W
odpowiedzi pacnęłam go jedną ręką, a drugą zasłoniłam sobie twarz.
-
Ty idioto! Byłam królikiem doświadczalnym!
-
Hej, hej! Nic takiego nie powiedziałem! Ja tylko… - oszołomienie Akashi’ego
najwyraźniej odbiło się na kocim móżdżku, który nagle odmówił wszelkiej
współpracy, przez kołatające się w nim emocje. – Ale… Sempai… żartujesz
sobie, prawda?
-
Zepsułeś mi humor. Dziękuję bardzo!
Akashi
oddalił się ode mnie i zaczął człapać w tę i we tę z pochylonym łbem i
zamyślonym wejrzeniem. Przyglądałam mu się z zaciekawieniem, próbując usłyszeć
jedną z jego mantr, jakie mruczał pod nosem. Niestety hulanie wiatru i szelesty
liści skutecznie tłumiły odgłosy kota.
W
końcu Akashi wypiął się butnie i spojrzał na mnie.
-
Zepsułem ci humor, ale wiem jak go naprawić.
Wystawiłam
mu język.
-
Sempai! Po prostu zapytaj się gbura dlaczego to zrobił! Wtedy przestaniesz się
zamartwiać. Ech… czasami za dużo gadam, a kobiety są nazbyt wrażliwe… - mimo że
ostatnie uwagi dorzucił szeptem, ja i tak byłam w stanie je wyraźne usłyszeć.
Podniosłam
się z miejsca, sięgając po plecak.
W
tym czasie z objęć kępy krzewów wyłonił się Sasuke. Odświeżony, wnoszący ze
sobą woń lasu iglastego. Włosy miał wilgotne i zaczesane do tyłu, zaś na sobie
kobaltową koszulę i ciemne spodnie, sięgające nieco ponad kolana. Każda kobieta
na moim miejscu eksplodowałaby ze szczęścia, wiedząc, że została pocałowana
przez takiego mężczyznę. Sasuke był księciem ze snów. Tylko, że osobowość owego
księcia i jego podejście do niektórych spraw nie robiły na mnie tyle wrażenia,
co wygląd.
Akashi
z prawdziwą niechęcią podniósł się i otrzepał. Chwyciłam plecak i przerzuciwszy
go sobie przez ramię, usłyszałam donośny odgłos pochodzący z mojego brzucha.
-
Chcesz jabłko? – Sasuke wyciągnął owoc z torby. Nawet gdybym nie była na niego
śmiertelnie obrażona, nie ośmieliłabym się tego zjeść. Jabłek miałam ponad
uszy.
Pokręciłam
głową i wyminęłam go.
Akashi
zrównał ze mną kroku.
-
Jesteś podła – powiedział. – O nic się nie zapytałaś, a już zgrywasz obrażoną.
-
To nie twoja sprawa – kątem oka zmroziłam go jednym z moich rzadkich, mało
skutecznych morderczych spojrzeń. Naturalnie na Akashi’m nie zrobiło to żadnego
wrażenia. Przeciwnie. Kociak westchnął zmęczony moją upartością i zerknął za
siebie.
Sasuke
pozbierał ostatnie bagaże i upewniwszy się, że nie zostawiliśmy po sobie
żadnych śladów zrównał kroku z naszą dwójką.
-
Wczoraj mówiłeś, że masz zaplanowany dla nas cały dzień – zwrócił się do
Akashi’ego. – Jaki jest nasz następny cel?
Kociak
odchrząknął, nie przestając maszerować przed siebie.
-
Moja przyjaciółka Tsubaki mieszka niedaleko portu. Najpierw udamy się do niej.
Zorientowałem się już nieco i wiem, że władza Michigatty nie rozgłosiła na całą
wyspę waszych poszukiwań. Właściwie mało kto wie, że w ogóle byli jacyś
intruzi.
-
Naprawdę nikomu o tym nie powiedzieli? – zdziwiłam się.
-
Mieszkańcy mają bardzo szowinistyczne nastawienie. Wieść o was wywołałaby
panikę. Poza tym teoretycznie was tutaj nie ma, prawda? Odbyła się wielka
obława, a każdy zakamarek wyspy został przeszukany. Na szczęście w tej kwestii
z pomocą przyszedł wam wielki Akashito Kazuma.
Przewróciłam
teatralnie oczami.
-
Daruj sobie. Na pewno udałoby nam się coś wykombinować.
-
Jesteś tego taka pew…
-
Po co idziemy do twojej przyjaciółki? – rozzłoszczony głos Sasuke wtrącił się
do rozmowy. Chyba instynkt podpowiedział mu, że z tej dyskusji może rozpętać
się wielka awantura.
-
Chyba zdążyliście już zauważyć niektóre z tradycji wyspy? Musicie wtopić się w
tłum. Z takimi ciuchami na pewno zwrócicie czyjąś uwagę. – i tu bestialsko
wskazał na mój kaszmirowy sweterek, ręcznej roboty pani Kagekee. W oczach
rozbłysnęły mi iskierki wściekłości. – Nie patrz się tak Sempai… Jeśli chcesz
uratować trzeciego członka drużyny musisz się poświęcić – wygarnął mi.
-
Twoja przyjaciółka będzie chciała nam pomóc? – spytałam. – Jesteśmy przecież
„intruzami”. Za współprace z nami grozi chyba jakaś surowa kara, prawda?
-
To jest Tsubaki – odparł krótko.
-
To naprawdę wiele wyjaśnia.
-
Kiedy ją poznasz to zrozumiesz. Przyjaźnimy się niemal od kołyski. To ona
pomagała mi, kiedy stałem się… tym czymś – z obrzydzeniem zerknął na resztę
swojego kociego ciała. Akashi musiał być silnym chłopczykiem. Mimo utknięcia
pod postacią kota, miał siłę i chęć na strojenie żartów i sprawianie wrażenia
pozytywnie nastrojonego. – W każdym razie, kiedy wyjaśnimy jej sytuację na
pewno nam pomoże. Mimo wszystko władze Michigatty są złodziejami. Ukradli zwój,
który należał do Konohy tylko dlatego, że Madara wcześnie umarł, nie
przywracając go z powrotem w ich łapska.
Z
uwagą wsłuchiwałam się w historię Akashi’ego, próbując wyobrazić sobie jak też
może wyglądać przyjaciółka kota. A może to kocica? Choć ze zdobytych informacji
wynikało, że wspomogła go w trudnych chwilach. Swoją drogą piekielnie ciekawiła
mnie szczegółowa historia przeistoczenia się w kocią formę.
Nagle
dostrzegłam niespokojny ruch ze strony Sasuke. Popatrzył na mnie krótko, po
czym wyciągnął coś z kieszeni bagażu.
-
Prawie bym zapomniał – zaskoczona stwierdziłam, że zwraca się do mnie, a jego
głos brzmi serdecznie. Sasuke wręczył mi kawałek papieru, który został niedbale
urwany ze strony książki. Jedna część zapełniona była drukowanym tekstem. –
Obróć – polecił.
Druga
strona interesowała mnie nieco bardziej.
-
To od Itachi’ego. Chyba włożył mi to do plecaka zanim wyruszyliśmy.
-
W Konoha odkryto ślady walki? – z wybałuszonymi oczami wertowałam skośne
literki. – I o co chodzi z tym lwem? Dowiedziałem się z jednej książki,
że do odwrócenia działania zakazanych Jutsu potrzebny jest lew – przeczytałam
na głos, udzielając sobie odpowiedzi. – Nie mógł napisać tego dokładniej?
-
Najwyraźniej tylko tyle zostało tam zapisane.
-
Bezsens!
Sasuke
zbliżył się i zaczął pilotować palcem po powierzchni kartki. Jego bliskość nie
podziałała na mnie najlepiej. W głowie bezustannie miałam wczorajsze
wydarzenie, przewidując konsekwencje tego „wypadku”. Teraz z trudem przychodziła
mi egzystencja w jego pobliżu. A przecież jesteśmy złączeni techniką, która
zabrania tego, o czym w tym momencie marzyłam.
Znakomicie.
-
Kilku Ninja odnalazło blisko siedziby Hokage ślady walki. Naruto upewnił się,
że nie zrobił tego żaden z młodzików. Właściwie nie wiadomo kiedy to się
wydarzyło, ani między kim. Być może były to jakieś nie warte uwagi potyczki,
ale Itachi uznał, że mogą nam się przydać.
-
Lew i ślady walki, co? – Akashi ciągle przysłuchiwał się naszej rozmowie.
-
Wiesz coś o tym… lwie? – spytałam go.
-
Niestety nie. Chodzi o zwierzę… takie żywe? Raczej dziki drapieżnik nie będzie
w stanie zatrzymać działania Kyori. Itachi… ktokolwiek to jest, musiał źle
zinterpretować przeczytany tekst. To nie trzyma się kupy.
Spojrzałam
na niego z oburzeniem.
-
A może jednak chodzi o żywego lwa! Świat Ninja jest pokręcony i przekonuję się
o tym każdego dnia. Wszyscy muszą utrudniać najprostszą sprawę, by podkreślić
swoją ważność. Poza tym zakazane Jutsu są zakazane dlatego, że do końca ich nie
udoskonalono, ani opanowano. Może ktoś stworzył wielkiego lwa, który swoim
rykiem anuluje technikę – opowiedziałam moją teorię na jednym wdechu. Niestety
wzroki męskiej części grupy nie wydawały się być przekonane co do jej
wiarygodności.
-
Może i na początku lew dezaktywowałby technikę swoim rykiem, ale później co
najwyżej stałabyś się jego obiadem – powiedział Akashi.
-
Chyba przekąską – dorzucił Sasuke i sama już nie wiedziałam jak miałam
traktować tę uwagę. Kociak zaśmiał się cicho i powrócił do czujnego sunięcia
wprzód.
Przyjrzałam
się notatce Itachi’ego i jeszcze jedna myśl wpadła mi do głowy:
-
Dlaczego Itachi nie mógł ci tego powiedzieć osobiście? – zapytałam Sasuke. –
Sam mówiłeś, że włożył ci to do plecaka przed podróżą.
-
Widocznie nie chciał, aby Ren się o tym dowiedział.
-
Dlaczego? On też jest członkiem tej misji, prawda?
-
Itachi mu nie ufa. Zresztą ja też nie. Wiedział zapewne, że przy bramie
będziemy już we trójkę i nie da rady powiedzieć mi tego wprost. Oczywiście
okazało się później, że miał okazję, ale zdążył już napisać wiadomość i wetknąć
mi ją do plecaka – wyjaśnił.
Itachi
mu nie ufa.
Ja
też nie.
A
ja? Czy ja ufam Ren’owi? Kiedyś bez zastanowienia podałabym odpowiedź. Dziś mam
wiele wątpliwości i to nie tylko na temat Michigatty i zagadki z Tankyori no
Jutsu.
-
Dlaczego dopiero teraz mi o tym mówisz?
Sasuke
westchnął i wskazał palcem na maleńką kieszeń jego bagażu zaraz na przodzie.
-
Cały czas kartka była tutaj. Nie zaglądałem tam. Dopiero przy pakowaniu przeszukałem
cały plecak i ją odnalazłem.
-
Więc wiecie o dwóch nowych wskazówkach – wtrącił Akashi, nie patrząc na nas. –
Mam nadzieję, że gdzieś sobie to zapisujecie. Z czymś tak skomplikowanym
naprawdę można się pogubić.
W
myślach zanotowałam dwa nowe punkty do długiej, niekończącej się listy
wskazówek i tajemnic.
Na
szczęście jedna pozycja niedługo zostanie odhaczona.
Tajemnicza
Tsubaki; przyjaciółka kota.
-
No spytaj się go! – głos Akashi’ego zaczynał nabierać coraz ostrzejszego
wydźwięku.
-
Nie – odwarknęłam mu krótko.
-
Jak ty tego nie zrobisz, to ja to zrobię!
Dotarliśmy
już do miasta. Nasz koci radar zamiast zajmować się wytyczeniem drogi do
Tsubaki, od godziny nękał mnie mało istotnym w tej chwili temat. Z jednej
strony byłam wdzięczna, że myśli o pocałunku tak bardzo mnie zajmowały. Tata,
mama, Ren i utrata pamięci odeszły na dalszy plan, mimo to wciąż rotowali tuż
obok mego serca, czekając tylko na okazję, aby wessać się do umysłu.
Może
rzeczywiście nie powinnam była opowiadać Sasuke o tych zamierzchłych czasach.
Wszystko ponownie do mnie wróciło, jakbym zaledwie wczoraj była świadkiem owych
wydarzeń.
-
Hej, Sakura… - nad uchem dobiegł mnie ostrzegawczy ton Sasuke. Uchiha chwycił
mnie za rękę i prędko odsunął na bok. Otumaniona zauważyłam tylko ścianę
budynku, w którą omal nie grzmotnęłam. – Wróć na odpowiednią planetę. Przecież
wiesz, że poruszamy się alejami, tak żeby nikt nas nie zauważył.
Na
Boga! Kiedy on się tu znalazł? Przecież cały czas parł do przodu kilka metrów
przede mną i Akashi’m! Miałam tylko cichą nadzieje, że nie słyszał błagalnych
próśb kota, dotyczących mojego pytania o powody pocałunku.
Byłam
tak skonfundowana, że stać mnie było wyłącznie na kiwnięcie głową. Sasuke
puścił moją rękę i nakazał mi iść przodem.
-
Muszę mieć na ciebie oko – wyszeptał, kiedy go wymijałam.
Serce
podeszło mi do gardła, jakby właśnie wypowiedział najgorszą groźbę.
Przy
każdej okazji wyglądałam zza ciemnych alej, aby móc przyjrzeć się zgiełku
Michigatty. Zdążyłam zauważyć te same, przedziwne ubrania, a także usłyszeć
gwary rozmów, które nieco mnie uspokoiły. Nie to, żebym nie lubiła lasów, ani
dziczy… bo lubiłam! Ale teraz nic nie cieszyło mnie tak bardzo jak obecność na
cywilizowanej części wyspy. Zatęskniłam za gardłowymi śmiechami, stłumionymi
odgłosami rozmów, a nawet za królewską armią, która ponad wszelką wątpliwość
przechadzała się niepostrzeżenie uliczkami.
W
lesie zrozumiałam też, że tęsknię za Itachi’m. Brakowało mi jego głupowatych
min i zatargów z Sasuke. Za Naruto, Hinatą. Za Ino i jej terkotaniem.
Nawet
za Ren’em, który według naszych przypuszczeń zamknięty był teraz w mrocznych
lochach, przykuty starymi łańcuchami do ściany.
Mimo
wszystko najdogodniejsze miejsce w moim serduszku zajmował Satoshi. Miło było
odpocząć od jego płaczu, ale troska o bezpieczeństwo dziecka wzmagała się z
każdym dniem. Satoshi z natury nie jest pozytywnie nastrojony do obcych ludzi.
Co jeśli po moim powrocie i ja wydam mu się obca?
Pokręciłam
głową, aby odepchnąć od siebie straszliwe myśli. Przecież jesteśmy nieobecni od
zaledwie sześciu dni.
-
Dobra, teraz moja kolej! - Akashi kilkoma susami wystąpił na przód i
komenderował resztą wyprawy.
Tym
sposobem wyzwolił mnie z nostalgii, a w moim środku zawrzała nagle bojowość,
dająca mi do zrozumienia, że teraz nie mogę koncentrować się na niczym innym,
tylko na Ren’ie i sposobie jego odzyskania.
Od
autorki: Nie
wiem co się ze mną dzieje. Może to stres. Od poniedziałku zaczynam praktyki i
chyba dzięki nim ciężko było mi skupić się podczas pisania tego rozdziału. Tak
jak mówiłam wcześniej; teraz rozdziały będą takiej długości. Tylko wspomnieniom
poświęciłam więcej stron A4 ze względu na ich ważność. Nie wściekajcie się za
ich przerwanie. Stwierdziłam po prostu, że w późniejszym czasie fabuły ich
zdradzenie będzie miało o wiele lepszy efekt.
Na
ostatek, nie chcę, żeby to zabrzmiało chciwie… Po prostu potrzeba mi motywacji.
Mam ostatnio jakiś paskudny humor. Proszę was o komentarze. To ostatnia deska
ratunku przy zapadaniu się w przepaść.
Jaką przepaść, dziewczyno! Cudownie piszesz i nie raz ci to już mówiłam! Udowadniać też nie muszę. Popatrz na treści starych komentarzy tu i na SOH, na ilość wyświetleń i obserwatorów! Mało kto może poszczycić się takimi statystykami. Co chwilę masz coraz to nowe, wspaniałe szablony, które tylko przyjemnie odświerzają bloga.
OdpowiedzUsuńJak dla mnie to rozdział jednak za szybko się skończył - dobrego tekstu nigdy za wiele. Uwielbiam kota, za jego osobowość, charakter, byt. Akashi idealnie pasuje do tego opowiadania.
Jeśli mówisz, że wspomnienia przerwałaś specjalnie, aby lepszy efekt był na potem, to nie mam co narzekać, wiesz co robisz.
Życzę powodzenia na praktykach i łepek do góry Akemii ;)
Dziękuję ci bardzo kochana, za życzenia (na pewno mi się przydadzą) i słowa wsparcia.
UsuńLiczę na to, że po pierwszym dniu nowego tygodnia te wszystkie negatywne emocje ze mnie spłynął i będę mogła w pełni oddać się kolejnemu rozdziałowi.
Pozdrawiam.
Śliczny szablon, po prostu cudowny <3 !! Co zaglądam to Twój blog jest coraz piękniejszy i bogatszy w nowe wspaniałe rozdziały.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że krótszy od poprzedniego.
Rozdział genialny , kot jest the best , szkoda, że przerwał w takim momencie..na dodatek widzę, że Sasuke pokazuje kilka swoich uczuć . Lubię to!.
Cóż pozostaje mi napisać: Życzę weny , dobrego humoru , powodzenia na praktykach i tego byś nie popadła w czarną ponurą otchłań rozpaczy.
Do następnej.
Czy luknęłabyś na mój blog..jest jeszcze kiepski w porównaniu do Twojego ale bardzo proszę : http://planynajutro.blogspot.com/
Z góry dziękuję i pozdrawiam :) :D
Z przyjemnością zajrzę i ocenię.
UsuńRównież pozdrawiam i dziękuję za życzenia. Postaram się odpędzić od "czarnej, ponurej otchłani rozpaczy". xD
Złu humor? To chyba przez ten śnieg, bo nie wiem jak Ciebie, ale mnie on przytłacza xd. Moja rada na uśmiech: kubek ulubionej herbaty/kawy, coś słodkiego i przyjaciel :) na pewno szybko wrócisz do formy ;*
OdpowiedzUsuńCo do długości rozdziału, to jak dla mnie odpowiednia :) przyznaję, że w przeszłości czasami musiałam przerywać czytanie, by odsapnąć ^^
Trochę żałuję, że nie wyjawiłaś nam jakim cudem Sakura zaszła w ciążę,ale szanuję decyzję. Skoro uważasz, że ujawnienie tej informacji później będzie miało lepszy efekt - okej.
Jednak nie spodziewałam się, że cała akcja ze zwierzaniem będzie miała na Sakurę taki wpływ, że się rozpłacze i przejdzie wszystko aż tak emocjonalnie. Obstawiałam raczej opcje "udawanie twardej przed Sasuke" xd co nie zmienia faktu, że fajnie wyszło. Nieśmiała troska Sasuke mnie rozczuliła ^^
No i pocałunek. Ładnie to rozegrałaś :D Sasuke stopniowo odkrywał przyjemność całowania Haruno, na koniec dostając kubeł zimnej wody w postaci kota xd coś czułam, że ten mały pchlarz im przeszkodzi. no i przeżyłam lekki szok, na wieść, że to pierwszy w życiu pocałunek Sasuke. Chociaż rzeczywiście z wieloma kobietami to on do czynienia raczej nie miał, to jednak gdzieś tam w zakamarku moje głowy siedzi głupiutka myśl "a napalonej jakiejś nie wykorzystał?". no nic xd
Co do stylu znowu cudownie, z malutkimi błędami. Przez te kilkanaście dni bez Twojej twórczości zdążyłam zapomnieć, jak cudowną pisarką jesteś i dziś znowu popadłam w zachwyt - tak lekko się wszystko czyta, z nutą humoru...
Tycie błędy:
"Przygryzawszy dolną wargę, zdecydowałem,.." i "..momentu, w którym nachyliłam się jeszcze bardziej.." ---> pomyliły Ci się osoby; w pierwszym cytacie narratorką była Sakura, w drugim Sasuke .
"zabłysnęła zaciętość" ---> zabłysła
"Przyległam plecami" ---> przylgnęłam
"Wciągnęłam w płuca jego haust, rozkoszując się uczuciem ulgi w płucach." ---> powtórzenie; wystarczyłoby "rozkoszując się uczuciem ulgi"
"Od dzisiaj nie lubię, gdy ktoś utrudnia mi pocałunki" ---> a tu nie błąd, ale po prostu cholernie mi się spodobał ten tekst xd
Weny i pozdrawiam!
Prawdopodobnie jestem ślepa, nie wiem. Kilkakrotnie czytałam rozdział, mając nadzieję, że twoja lista błędów w końcu będzie pusta, a we mnie wybuchnie wulkan triumfu xD Ach, pięknie to powiedziałam. Naprawdę cię podziwiam, że tak skutecznie wyłapujesz wszystkie literówki. Wstyd mi za niektóre z nich. No cóż... pozostaje mi liczyć, że przy kolejnym rozdziale nie natkniesz się na żadne błędy, już ja się o to postaram!
Usuń"coś czułam, że ten mały pchlarz im przeszkodzi." - a mi się spodobał ten tekst XD.
Zgodnie z twoją radą, pędzę do kuchni po gorące kakao i biorę do ręki komórkę :)
Pozdrawiam
Hahaha, w sumie nie wiem sama , jak ja to robię. Literówki i błędy po prostu same machają do mnie z uśmiechem, żebym tylko ich nie przeoczyła i nie zapomniała wspomnieć xd ale wiesz co? Teraz dam Ci szansę na rewanż:
Usuńhttp://troublesome--love.blogspot.com/ <--- świeżutki prolog, bardzo krótki, ale może uda Ci się wyłapać jakieś błędy w ramach zemsty ;D
Pozdrawiam!
Piękna muzyka. Skąd Ty ją bierzesz?
OdpowiedzUsuńOj, przestań. Praktyki nie są takie złe :) No, w sumie to zależy, czy są płatne, czy nie płatne xD
A przechodząc do rozdziału:
Ten głupi pchlarz psuje nastrój, no hellow! Jeżeli jeszcze raz wywinie taki numer to mu wąsy powyrywam, a po sierści depilatorem przejadę! xD
Ale nie zmienia to faktu, że ubóstwiam Akashiego :) Jego natarczywość w stosunku do Sakury, jest cudowna! :odtańcowuje-plemienne-tańce-Tobiego:
Czułość Sasuke... Mhm, romantycznie ^^ Rzygam tęczą, z uśmiechem :)
Szablon cudowny... Zresztą, zawsze masz cudowne szablony. Zamawiasz u kogoś, czy robisz sama?
Pozdrawiam!
Mam nadzieję, że praktyki nie będą złe :)
UsuńDziękuję za komentarz. Nie zamawiam szablonów. Za długo trzeba czekać i jest to trochę skomplikowane. Wolę pomęczyć się z tym sama xD
Super opowiadanie. Wymyśliłaś coś czego jeszcze nie było jeżeli chodzi o SasuSaku. Głupi kocur przeszkodzić w takim momencie ;D Czekam na dalszy rozwój akcji i życzę dużo czasu wolnego i weny ;*
OdpowiedzUsuńA tak nawiasem bardzo podoba mi się ten szablon. Sama go zrobiłaś?
Dziękuję ci.
UsuńSzablony na blogi robię sama.
Rozdział świetny. Sasuke się zmienia. Pokazuje, że nie jest ciągle gburem. A co do kota, także uważam że jest świetny. :)
OdpowiedzUsuńto dosyć dziwne uczucie, gdy czytając rozdział uświadamiamy sobie, że Sasuke zachowuje się tak delikatnie, subtelnie, wręcz można powiedzieć, że romantycznie w stosunku do Sakury. przyzwyczajenie do jego oschłego i zamkniętego w sobie charakteru sprawia, że zastanawiam się czy to aby na pewno Sasuke.
OdpowiedzUsuńten rozdział wydawał mi się dosyć słodkim.. tak jakby lukrowym pączkiem xD. oczywiście bardzo mi się podobały opisane w nim wydarzenia. jednak nie mogę doczekać się rozdziału, w którym połączysz swoje romantyczne i niebezpieczne pomysły xD właśnie w takich momentach zauważam że jesteś sobą i cieszysz się wykorzystywaniem swojego talentu, aby uszczęśliwić czytelników.
uwielbiam ten dreszczyk emocji, który rozpali w nas czytelnikach niesamowite odczucia, a potem ty swoim szatańskim pomysłem każesz nam czekać do następnej notki xD. tak to z pewnością jest twój styl xD cuudowny xD
pozdrawiam
Nie trac wiary dziewczyno jest świetnie jak zawsze :-D:-D;-) hay
OdpowiedzUsuńJak miło poznać to drugą stronę Sasuke ;) Cieszę się z długości rozdziału, chociaż lubię jak piszesz dłuższe;) Aż trzy miesiące? Nieciekawie dla Sakury ale bardzo podoba mi się, że nie podałaś wszystkich wspomnień od razu tylko nam dawkujesz;) I nasz kochany kociak przerywa w taki momencie, no po prostu... xD
OdpowiedzUsuńNie przejmuj się praktykami, będzie dobrze. Usiądź na fotelu z kubkiem ciepłego kakao (ciepłej herbaty bądź kawy) i odpręż się;)
Pozdrawiam;*
Kiedy czujesz, że ci zle i nic nie uklada sie, w kolko stres, ciagle zlosc i juz masz wszystkiego dosc-to pamietaj o tym, ze wierny fan Twoj wspiera Cie! Śle ci pozytywna moc i radosci pelen koc(?!)Wiec usmiechnij sie, coraz lepiej z kazdym dniembeeedzie! Jestes silna i dasz rade a jak nie to se skubnij czekolade! A w przypadku dnia czarnego wcisnij guzika czerwonego, ja przyjade, skopie tylki i znow bedzie swiecic slonce i latac motylki! Lalalalalaaa!<--przeznaczone do dowolnej interpretacji:D przepraszam za bledy ale pisze z telefonu. Rozdzial jak zwykle swietny, nie martw sie i rob po swojemu! To pisalam ja- Guńka!
OdpowiedzUsuńPrzeuroczy wierszyk (?), w każdym razie zdążyłam się w nim zakochać. Przeczytałam go jeszcze wczoraj przed snem i naprawdę bardzo ci dziękuję. Nawet o tak później porze wywołałaś uśmiech na mojej twarzy.
UsuńA mnie się bardzo podobało! Cieszę się, że nareszcie dzieje się coś między Sasuke a Sakurą. Czekam, ooj czekam! :D
OdpowiedzUsuńNie martw sie praktykami. Bedzie dobrze. Na prawdę.
OdpowiedzUsuńJak widac stres nie wplynal na nowy rozdzial bo jak zwykle wymiata! Nie moge sie doczekac dalszych wspomnien chociaz wiem ze bedą one w troche dalszych wydarzeniach. Glupio ze Sakura tak odbiera ich pocalunek bo na pewno dla Sasuke nie byla krolikiem doswiadczalnym xD a co do szablonu to narazie jestem na fonie wiec nie mam okazji przyjrzec mu sie blizej ale wolalam stary. Moze dlatego ze wolę takie ciemniejsze klimaty i kocham fioletowy. Ten tez jest niczego sobie ;3 ale zmiany sa dobre. Życzę weny i powodzenia na praktykach ;3
Rozdział mimo wszystko wspaniały, jak zawsze :)
OdpowiedzUsuńA na pocieszenie: usiądź sobie wygodnie w fotelu, włącz ulubiony film i wypij ciepłe kakao. Zawsze pomaga (przynajmniej mi) na zły humor czy stres :)
Ach, no i szablon! Ile bym dała, żeby umieć zrobić przynajmniej w połowie tak przepiękny ;_; :*
Pozdrawiam i życzę weny! :)
Hej, przepraszam cię, że nie komentuje od razu. Mogę ci jedynie obiecać, że zrobię to za niedługo. Jednak nie mam teraz do togo głowy. Zapraszam cie jednak do siebie na mtears.blogspot.com : >
OdpowiedzUsuńWpadnę tu do ciebie wkrótce,
pozdrawiam - minachan ; 3
Kto jak kto, ale jak to jest mieć bolesną przeszłość Sasuke wie najlepiej. Fajnie, że nie wyśmiał Sakury (jak to czasami ma w zwyczaju), tylko ją wysłuchał, pocieszył, przytulił [o.o] i pocałował. :o *,* Ten pocałunek był cudowny, myślałam, że będzie jeszcze długo trwał, a tu taki Akashi... Grrrr. -,- xd
OdpowiedzUsuńMam taką wielką nadzieję, iż różowa nie była takim królikiem doświadczalnym, a gbur rzeczywiście coś do niej czuje.
W sumie.. też trochę tęsknię za Itachim. Mógłby się niedługo pojawić. xD
Nowy szablonik? :> Cuuuuudooowny. <3 :3 Jak zwykle z resztą. Podziwiam Cię, masz ogromny talent i do pisania, i do tworzenia takich prac. :)