niedziela, 20 stycznia 2013

XXIII. Ostatni krok do zamku


„Jes­tem za blis­ko, żeby mu się śnić.”
Wisława Szymborska


Podczas godzinnej wędrówki i przedzieraniu się przez wąskie przestrzenie między budynkami żarliwość palącego się w moim sercu ognia zaczęła stopniowo przygasać, aż do ostatnich tańczących płomieni, które rozpłynęły się w powietrzu. W rezultacie koło domu Tsubaki, drobnej drewnianej chatce, przypominającej mieszkanko dla skrzatów, zatrzymałam się wyprana z sił i zapału.  Daleko na horyzoncie rozprzestrzeniał się zbiornik wody, po drugiej stronie mieliśmy wgląd na jakąś opustoszałą uliczkę Michigatty. Trawa pod naszymi stopami była rzadka, a powietrze świeże i chłodne, przesiąknięte morskim zapachem. Mimo wszystkich pozytywów wciąż nie potrafiłam odzyskać energii. I domyślałam się dlaczego.
Łypnęłam na piętrzące się niedaleko królewskie zamczysko, które wyło donośnym alarmem, a oczami wyobraźni widziałam na jego szczycie gigantyczny szyld nakazujący pozostanie w bezpieczniej odległości. A właśnie! Obecny dystans bynajmniej nie był tą „bezpieczną odległością”.
 - To nie jest najlepszy pomysł – powiedziałam, gdy Akashi zaczął wspinać się po trzech maleńkich stopniach na ganek. – Nie mieszajmy biednej dziewczyny w tę sprawę, tylko dajmy jej święty spokój. Najlepiej od razu wyruszmy w stronę lochów. Niechże ten koszmar jak najprędzej się skończy.
 - Bez jej pomocy nie damy rady – odparł krótko. – Zostańcie tu, gdzie jesteście. Bez obrazy, ale nie chcę, żeby się przestraszyła.
 - Pewnie! – fuknęłam.
Sasuke przylgnął do ściany krasnoludziej chaty i wypuścił z siebie strumień powietrza. W tym czasie Akashi użył całej swojej siły, aby łupnąć łapą w mahoniowe drzwi.
 - Nie wiem w czym ta dziewczyna może nam pomóc. Pracowałeś na zamku, prawda? Znasz każdy jego zakątek, więc dlaczego nie możesz wskazać nam drogi?
 - Żeby przejść tę drogę, potrzeba wam siły – odwarknął.
Drzwi otworzyły się z impetem. Wraz z Sasuke staliśmy mniej więcej na boku całego wydarzenia, ale moja ciekawość zmusiła mnie do delikatnego wychylenia poza granice spoczynku.
 - Kazuma! – dobiegł nas gruby głos, ale mimo wszystko miał w sobie urok dziewczęcej niewinności. Kot wyszczerzył zęby w uśmiechu i wskoczył na dziewczynę, tonąc w jej umięśnionych ramionach.
Sasuke dał za wygraną kiełkującemu w nim zainteresowaniu i dołączył do mnie, uważnie obserwując odgrywaną scenkę.
Na pierwszy rzut oka było widać silną więź, było ją czuć. Głębokie uczucie, swobodę z jaką Tsubaki przytulała się do Akashi’ego, jej bezgraniczną radość i zaczerwienione policzki. Ponadto po raz pierwszy usłyszałam kocie mruczenie w jego wykonaniu. Ten dźwięk natychmiast stłumił wszystkie inne.
I właśnie wtedy, gdy chciałam zrobić krok wprzód, zbliżyć się do tej dwójki, pozwolić słowom wypływać z moich ust, wyjaśniać wszystko… właśnie wtedy poślizgnęłam się na źdźbłach trawy pod moimi stopami, potem czułam już tylko, że spadam do tyłu i za chwilę mój zadek zaliczył nieprzyjemne spotkanie z gruntem.
Cichy jęk zwrócił uwagę obściskujących się przyjaciół, a także zbudził do życia jakieś obce, silne ramiona, które chwyciły mnie pod pachami i upilnowały, aby moja postawa ponownie wróciła do pionu.
Oczywiście był to Sasuke! Czułam jego ciepły oddech przy moim karku. Czułam się też potwornie zakłopotana, wiedząc, że dwie pary oczu przyglądają się nam z wyrysowanymi znakami zapytania, które szybowały nad czubkami ich głów. Odskoczywszy od Uchihy, odchrząknęłam, starając się sprawiać wrażenie dojrzałej i poważnej osoby.
Akashi wyskoczył z ramion Tsubaki i parsknął śmiechem.
 - Z wami zawsze można się uśmiać.
Jakbym najadła się za mało wstydu.
Dziewczyna, nadal zmagająca się z zaskoczeniem, pokręciła głową. Później jej wzrok padł na mnie. Spojrzeniem wielkich, bladozielonych oczu lustrowała mój majestat od czubka głowy po palce u stóp. Również wykorzystałam tą okazję, aby lepiej się jej przyjrzeć. Tsubaki miała gęste, orzechowe włosy zaplątane w dwa ciągnące się do samych piersi warkocze. Była szczupła, ale z całą pewnością wyższa ode mnie. W zgniło zielonkawym podkoszulku i czarnych rękawiczkach wyglądała jak prawdziwa twardzielka. Trochę zazdrościłam emanującej z niej aury domagającej się respektu. Sprawiała wrażenie osoby lubiącej dowodzić, ale i takiej, która sama doskonale potrafi o siebie zadbać.
 - Kim oni są? – zapytała zbita z tropu.
 - To Sakura i Sasuke. Są z Wioska Ukrytej w Liściach, dostali się na wyspę statkami towarowymi.  – wyjaśnił Akashi. - Widzisz… przypadkowo… przypadkowo będąc z nimi odkryłem coś, co mnie samego zaskoczyło. Coś, co dotyczy twojego wujka… Jest może Tanaki?
- Kim jest Tanaki? – na ziemię sprowadził mnie ostry głos Sasuke.
 - To moja bliźniacza siostra – odpowiedziała Tsubaki, choć pytanie skierowane było raczej do kociaka.
Tanaki i Tsubaki. Zaczynałam pomalutku rozumować więcej rzeczy. Matka bliźniczek z całą pewnością miała poczucie humoru.
Akashi cupnął na balustradzie i zaczął wymachiwać ogonem.
 - Dobrze wiesz, że nie dbam o jego „czarne interesy”. Dajże mi z tym święty spokój. Nie chcę być w to zamieszana – dodała Tsubaki.
 - A nie mówiłam! – butnie wysunęłam podbródek do przodu. Mądrzej byłoby od razu wyruszyć w stronę zamczyska, a nie… - ucięłam swoje przemyślenia, gdy wzrok Tsubaki ponownie spoczął na mnie. Na mnie i Sasuke. Patrzyła na nas. Urzeczona, jakbyśmy właśnie zahipnotyzowali ją kolejną misterną techniką. Starałam się odwzajemniać jej spojrzenie tak długo, na ile pozwoli mi moja brawura. Niestety po pięciu sekundach nie wytrzymałam napięcia.
Ale to Akashi wybudził przyjaciółkę z transu.
 - A jeśli powiem ci, że twój wujek ich skrzywdził? Sakura i Sasuke przeżywają to samo co ja, lata temu. Pamiętasz w jakim byłem stanie, prawda? To ty pomogłaś mi z tego wyjść – rzekł.
- Wujek? – zdziwiłam się, lekceważąc Tsubaki i jej zmieniające się w zaskakującym tempie grymasy na twarzy. – Jaki wujek? Nic takiego nam nie mówiłeś.
 - Nie mówił też, że jego przyjaciółka ma siostrę bliźniaczkę – zauważył podenerwowany Sasuke.
 Tsubaki zmarszczyła brwi.
 - Pozwól nam wszystko wytłumaczyć – dorzuciłam w akcie desperacji. – To… to naprawdę bardzo skomplikowane i nawet my sami nie do końca wiemy jak wydarzyły się niektóre rzeczy – tu mimo woli zerknęłam na Sasuke. Ta jedna rzecz sprawiała, że staliśmy tu razem. Ta jedna rzecz sprawiała, że czułam między nami jakąś więź, sprawiała, że byliśmy sojusznikami i działaliśmy razem, nawet jeśli w poprzednich latach wiedliśmy życie w zupełnie innych światach.
Wzrok Tsubaki znów przyprawiło oczarowanie.
 - Musimy to wreszcie skończyć. Od ilu lat knujemy potajemnie za plecami twojego wuja i dociekamy sekretów jego działalności i źródła pieniędzy. Kiedy poznałem prawdę natychmiast przybiegłem, aby o wszystkim ci opowiedzieć. O tajemniczym zwoju, który ukrywa w sobie magiczne techniki. Moja ciekawość doprowadziła do… tego – z obrzydzeniem wskazał na swoje kocie ciałko. Słuchałam Akashi’ego z prawdziwym uznaniem. Nie wiedziałam, że potrafi poszczycić się taką powagą.
Tsubaki niepewnie skinęła głową i ostatni raz przebiegła spojrzeniem po mnie i po Sasuke.
 - Wchodźcie.
***
Kociej katarynce najwyraźniej bardzo spodobało się chwilowe stanowisko wodza całej wyprawy. I właśnie to musiało oddziaływać na niego w niekorzystny dla nas sposób. Jeśli myślał, że przez komenderowanie naszą trójką w drodze do Tsubaki uzyskał przywileje lidera, takie jak „zatajanie niektórych mniej istotnych informacji”, to grubo się mylił. Jestem Uchiha. Jak, u licha, doszło do tego, że w ogóle zgodziłem się na współpracę z kotem?
 - J-jest tu dosyć skromnie, ale… mam nadzieję, że wam wystarczy. Nie spodziewałam się gości – skonfundowana gospodyni zaprowadziła nas do kuchni i ruchami dłoni zachęciła do skorzystania z prostych, drewnianych krzesełek, rozłożonych wokół drewnianego stoliczka. Właściwie wszystko tu było wyrzeźbione z drewna. Nawet w powietrzu roznosiła się woń, przypominająca tę ze środka lasu Michigatty.  Umalowane ściany kolorem dorównywały włosom właścicielki. Brakowało tu tylko cholernych drzew, żeby w stu procentach poczuć się jak na łonie natury.
Wślizgnąłem się szybko na siedzisko obok Sakury, która zajęta była zgłębianiem zakątków chatki. Czułem się swobodniej mając ją obok siebie.
I nagle obiekt rozmyślań, a także gwarancja poczucia swobodności, nachylił się nad moim ramieniem:
 - I tak ciągle uważam, że to nie był dobry pomysł – szepnęła. – Tracimy tylko czas. Ta dziewczyna w ogóle nie jest zamieszana w tę sprawę.
 - Mnie to mówisz? Zwróć się lepiej do naszego „wodza” – Mój palec wskazujący, niczym kompas naprowadził ją na Akashi’ego, który wskoczył na stół i znów odchrząknął.
 - Tsubaki, wiesz, że twój wujek prowadzi czarne interesy?
Dziewczyna przerwała gmeranie w jednej z górnych półek i spojrzała na niego:
 - A ty wiesz, że nie obchodzą mnie takie rzeczy. Ale… - tutaj dobitnie jej wzrok padł na mnie i Sakurę. – Czy to ma jakiś związek z wami? Ach, przypłynęliście na wyspę statkiem towarowym.
 - Kim jest twój wujek? – zapytała Sakura.
Tsubaki wyjęła z szuflady kilka przeźroczystych szklanek, napełniając je napojem w odcieniu oranżu.
 - Jest „królem”, przynajmniej tak karze o sobie mówić. Kojarzycie może ten gigantyczny zamek w centrum Michigatty? Tak, to jego skromne mieszkanko. Jego i tych lizusów, którzy robią za królewskich strażników – głos Tsubaki stał się bardziej energiczny, nie przedzierało się przez niego zakłopotanie, tylko gniew. Od razu zrozumiałem, że wuj nie uraczył jej przyjemnymi wspomnieniami. – Zaplątał was w swoje „czarne interesy”?
Sakura zrobiła krzywą minę:
 - Poniekąd. Wiemy tylko, że ukradł coś, co nie należy do niego i musimy jak najprędzej… - tu zrobiła pauzę, rzucając kontrolne spojrzenie to na mnie, to na Akashi’ego. Kocur skinął porozumiewawczo głową, dając jej do zrozumienia, że bez obaw może uchylić rąbek tajemnicy. – Musimy odzyskać to, co zostało skradzione. Inaczej… no cóż… Nie mam zamiaru się udusić, ani przebywać w jego obecności dłużej niż pięć minut, a póki co jestem skazana na całą dobę.
Kot parsknął śmiechem, a Tsubaki momentalnie przerwała wykonywaną czynności i dołączyła się do zgromadzenia przy czteroosobowym stoliczku. No tak, czteroosobowy. Dla krasnoludów. Zacząłem się zastanawiać czy to ja jestem aż tak nienaturalnie wysoki, czy to cała chatka została stworzona z myślą o liliputach.
 - Mój wujek… złodziejem? – Tsubaki zmarszczyła gniewnie brwi. – Toż to czyste szaleństwo. Akashi! Wiedziałeś o tym?
 - Nie wiedziałem, że ten zwój jest skradziony! Myślałem, że Wioska Piasku go zgubiła, nie interesuje się nim… że ten czarny charakter wręczył im go drogą prawną, bez żadnych oszustw.
 - A więc to zwój! – Drobna, kobieca pięść grzmotnęła o stolik, który zaprotestował przeciągłym skrzypnięciem. – Wiedziałam, że coś z tym nie tak, wiedziałam!  
 - Pozwól, że ci wytłumaczymy…
 - Czarny charakter? – Sakura przerwała Akashi’emu.
 - Madara – wyjaśnił naprędce, wracając do skupiania uwagi na przyjaciółce, która wyglądała na solidnie podłamaną. – Wiedziałem, że to zbyt podejrzane, dlatego chciałem czegoś dowiedzieć się od tej dwójki. Poza tym Ketsuto wyrzucił mnie z szeregów.
 - Jak to?
 - Miałem ich upilnować, ale niestety byli zbyt uparci i mimo wszystko dostali się na tereny wyspy. Potem okazało się, że to wcale nie Sakura i Sasuke walczą po złej stronie, tylko… twój wujek, który po prostu okazał się być złodziejem.
 - Zaraz… - głowę mi rozsadzało od szybkiego sposobu mówienia Akashi’ego, a także od zawartych w tym informacji. – Przecież wiedziałeś o tym, że twoja wyspa ukradła nam zwój.
 - Z mojej strony wyglądało to trochę inaczej. Myślałem, że Konoha jest złodziejem. Że zwój należy się Michigacie. W końcu Madara nam to obiecał – wyjaśnił. – Ale Tsubaki… zacznijmy od początku, zgoda?

Pewnego słonecznego dnia, gdy wiatr hulał, a mieszkańcy wioski oddali się rutynie codzienności, do Konohy powróciły trzy rozpoznawalne osoby. Naruto Uzumaki, Sasuke Uchiha, a także jego starszy, zarozumiały brat Itachi. Kolejnego dnia, mniej słonecznego, bardziej ponurego i napiętego neutralnej Sakurze Haruno, matce półrocznego synka i najmłodszego potomka klanu Uchiha udaje się rozwikłać część zagadki, która dopiero zaczęła rozpościerać swoje skrzydła. Zjednoczyło ich Tankyori no Jutsu – diabelska technika z Zakazanego Zwoju, służąca niegdyś do parowania ludzi. Podejrzenia padają na Wampirzego Ninja, który jakimś cudem użył techniki, zanim zwój znalazł się w jego rękach.
 - Ale to Wampir. Wampiry mają nadludzkie zdolności i lubią działać ludziom na nerwach – skwitowała zjadliwie Sakura, przerywając część swojej historyjki.
Oczywiście w myślach przyprawiałem jej słowa bardziej efektowniej.
 - To Ketsuto – upomniał znużony Akashi. – Nie ma wampirów, każde dziecko to wie.
 - Ćśś.
W końcu Sakura Haruno i Sasuke Uchiha natrafiają na pierwszy trop. Dwóch szpiegów, sojuszników Madary. Satoshi’ego i dziewczynę z lokami. To sprowadza ich na Michigattę. Równie tajemniczą, co wszystko inne wyspę, gdzie okazuje się spoczywać obiekt ich pożądania – zwój. W międzyczasie do ich drużyny dochodzi zdziecinniały, gadający kocur, który w wyniku przypadku stracił ludzką postać, a także traci się trzeci członek zespołu.
 - Jest z wami ktoś jeszcze? – Tsubaki wydawała się być bardzo podekscytowana. Przysłuchiwała się opowieści Haruno z błyskiem naukowej ciekawości.
 - Owszem był. Miałem okazję go spotkać i uwierz, nic nie tracisz – Akashi poklepał przyjaciółkę po plecach. – Teraz dzięki twojemu wujkowi siedzi zamknięty w lochach, prawdopodobnie.
Sakura przełknęła ślinkę.
Teraz celem Sakury Haruno, Sasuke Uchihy i Akashi’ego Kazumy stało się odratowanie Ren’a Kanoe, a także odzyskanie zwoju i znalezienie tajemniczego lwa, który teoretycznie ma pomóc odwrócić tajemniczą technikę.
Sakura zakończyła historyjkę głośnym, przeciągłym westchnięciem i ułożyła ramiona na blat stołu.
 - Za dużo w tym wszystkim słowa „tajemnicze”.
 - Zgadzam się – Tsubaki wertowała kawałek książkowej strony, po której nabazgrał mój brat. – Lew? Nigdy o czymś takim nie słyszałam. Naprawdę pisało tak w jakimś dokumencie?
 - Ten dokument też pewnie był tajemniczy. Tak samo jak zawarte w nim informacje – jęknął Akashi. – Równie dobrze ta sprawa ze zwierzęciem może być naciągnięta, lub zmyślona.
Potem nawet ja wtrąciłem się do „zwięzłego” przedstawienia Tsubaki naszych ostatnich kilku dni. Opowiedziałem o nocach w jaskini, o obławie i o tym, co planujemy. Zaczynałem rozumieć dlaczego Akashi chciał wmieszać w całą sprawę swoją przyjaciółkę. Jako rodzina naszego wroga, jej wsparcie może się przydać.
 - Trzy dni w jaskini? O mój Boże!
 - Właściwie cztery – sprostowała niewinne Sakura.
Zawsze żałowałem swoich przypływów gadulstwa, ale tym razem wspomnienie o paskudnej noclegowni poskutkowało czymś naprawdę pozytywnym. Tsubaki przyszykowała dla nas ciepłą zupę i masę innego jedzenia, z przejęciem powtarzając drastyczne wydarzenia jakie ostatnio nas nawiedziły. Poza tym dowiedzieliśmy się nieco o jej znajomości z Akashi’m. O tym, że kocura od urodzenia wychowywała matka Tsubaki, a dopiero w późniejszym czasie przygarnęli go ludzie z zamczyska.
 - Gdy Michigatta otrzymała zwój od Madary, wszystkim zaczęło się bardziej powodzić. Dla otoczenia używanie zakazanych technik było tajemnicą i nikt tak naprawdę nie wiedział o tej działalności. Dla mnie, jako pracownika zamku były to codziennie dwie/trzy godzinny przyjmowania klientów i w najbardziej możliwy sposób spełniania ich zachcianek – opowiadał kocur.
 - I pomyśleć, że przez mojego wujka wy musieliście przeżywać takie katusze? Już ja sobie z nim porozmawiam!
 - Tsubaki, to naprawdę nic nie da. Dla Michigatty i jej mieszkańców Sakura i Sasuke są intruzami i czymś, co trzeba natychmiast wyeliminować. Chciałem tylko prosić cię… żebyś pomogła im wtopić się w tłum. Poznać tradycję. Za chwilę wyruszamy na zamek. Musimy odratować tego trzeciego i porozmawiać z twoim wujkiem. Chociaż on z całą pewnością wie, że my wiemy o jego akcie złodziejstwa. Ech… właściwie nie mam pojęcia jak to rozegramy.
 - Ale ja wiem – otarłem usta z resztek ciepłej zupy, którą mimo wszystko pochłaniałem w zabójczym tempie. Jabłkowa dieta z całą pewnością się do tego przyczyniła. – Najpierw…
 - Odzyskamy Ren’a. Nie mam zamiaru grzecznie z nimi rozmawiać! – Sakura wtrąciła się do rozmowy. – Dlaczego oni grzecznie nie wtargnęli do rozmowy i nie uprzedzili o tym, że przewrócą całe moje ustatkowane życie do góry nogami? Mam gdzieś co się będzie działo. Chcę Ren’a z powrotem i… pierwsze co zrobię, to udam się po niego do lochów. Dopiero wówczas możemy złożyć wizytę „królowi”.
Akashi prychnął nieprzekonany.
 - Myślisz, że po wtargnięciu na tereny zamku król będzie grzecznie z wami konwersował? Musimy załatwić to pokojowo.
 - Tego nie da załatwić się pokojowo! Przecież oni nas zaatakowali. Tylko dzięki szczęściu udało nam się uciec! No! – z tryskającą bojowością podniosła się z miejsca, uderzając w stół. Resztki zupy z talerza rozlały się dookoła. – Cholera, przepraszam… i bardzo dziękuję za… - głos nagle uwziął jej w gardle.
Myślałem, że popełniła jakąś kolejną gafę, ale jej wzrok wcale mnie w tym nie utwierdził. Powędrowałem za zdezorientowanym spojrzeniem Sakury, które naprowadziło mnie na Tsubaki. Wyglądała na zauroczoną, oniemiałą. Ślepo wpatrywała się w Haruno, jakby ta robiła za jej guru.
Akashi delikatnie klepnął ją po policzku. Dziewczyna pokręciła głową.
 - Czy… czy byłaś kiedyś na Michigacie?
Zmarszczyłem brwi.
 - Nie… - Sakura odstąpiła od stołu. Wzrok Tsubaki przeniósł się na mnie.
 - Czarny książę…
 - Słucham? – wytężyłem jeden ze swoich zmysłów.
Ale Tsubaki zamiast kontynuować prawienie dziwnych mantr, oparła ciężar głowy na ręce i głęboko westchnęła.
 - Przepraszam, odbija mi. Pomogę wam, oczywiście. Jeśli zwój rzeczywiście został skradziony trzeba jak najszybciej go odzyskać. I dezaktywować waszą technikę. Ale ty… Naprawdę się dusisz? To niewiarygodne. Jak tak w ogóle można?
Sakura wzruszyła ramionami.
 - Kolejna tajemni…
 - Nie mów tego słowa! – wykrzyknął rozpaczliwie Akashi, zeskakując z powrotem na drewnianą podłogę. Sakura zachichotała cicho i wyciągnęła do mnie rękę. – Idziesz?
 - Dokąd? – spytali wszyscy obecni.
 - Jak to dokąd? Na atak! Tsubaki, nie skrzywdzę twojego wujka, bo pewnie nie ruszy szanownego tyłka z tronu. Władcy tak mają. Wiem z doświadczenia. Ale jeśli jego ludzie będą chcieli skrzywdzić mnie, albo Sasuke to…
 - Hej, hej, Haruno-san! Przecież miałam wam pomóc! Ach! Zaraz przygotuję wam jedzenie, a wy w tym czasie skorzystajcie z łazienki – Tsubaki wskazała jakiś punkt za Sakurą.
 - C-co? Nie, nie… ja nie  chcę nadwyrężać gościnności. Wystarczy, że zjedliśmy…
 - Tu nie chodzi od nadwyrężanie gościnności, Sempai – odezwał się Akashi. – Jedyne co nadwyrężasz to nasze nozdrza, bo po trzech dniach bez prysznicu oboje nieźle cuchniecie!
Tsubaki zaśmiała się przepraszająco.
 - Zignoruj go. Wcale nie cuchniecie. Bardziej śmierdzi tu kotem, niż… ludźmi. A więc… sio do łazienki! Ty… - pokazała na mnie palcem, wyciągając z szuflady rondel. – Akashi zaprowadzi cię do sypialni moich rodziców. Tam znajdziecie jakieś odpowiednie ubrania, dla Sakury też coś poszukajcie.
 - A twoi rodzice… - zaczęła Sakura, ale Tsubaki skwitowała ją stanowczym machnięciem ręki.
 - Są w pracy. Wrócą dopiero późnym wieczorem. Poza tym nie będą mieli nic przeciwko zaopatrzeniu kilku intruzów. Skoro Akashi wam ufa, ja też mogę spróbować. No i… kogoś mi przypominacie – uśmiechnęła się delikatnie i wypełniła rondel zimną wodą.
***
Jak cudownie było poczuć na swojej skórze spływające kropelki wody, jak cudownym uczuciem było wsłuchiwanie się w ich bębnienie o ciało. Nie zwracałam uwagi na lichy wygląd łazienki. Tu wszystko było… drobne, co właściwie bardzo mi odpowiadało. Wreszcie mogłam poczesać i ujarzmić zbuntowane pasma włosów, które odbiegały w rozmaite kierunki, tworząc wszechogarniający chaos na mojej głowie. Mogłam też przestać przejmować się wydzielanym przeze mnie odorem. Pachniałam różami.
Nie zakładałam świeżych ubrań, wiedząc, że lada moment Sasuke i Akashi dostarczą mi nowe, z szafy rodziców Tsubaki. Oczywiście nie czułam się komfortowo z myślą, że tak bezceremonialnie naciągamy gościnność gospodarzy, ale Akashi zapewniał mnie, że jest współwłaścicielem tego domostwa i jako nasz tymczasowy sojusznik, nie widzi nic złego w przygotowywaniu się na ciężkie zadanie.
Godzinę później, zapoznana ze stylem panującym w Michigaccie, a także odziana według tutejszej mody, pakowałam do plecaka najpotrzebniejsze rzeczy, dorzucając te, które poleciła mi Tsubaki. Znajdowałam się w kwadratowym pomieszczeniu z przestrzenną szafą, która zajmowała niemal połowę powierzchni, usytuowaną w kącie przy oknie. Drugim, a zarazem ostatnim meblem było dwuosobowe łóżko, gdzie rozsiane były wszystkie narzędzia. Byłam zmuszona do odrzucenia kilku z nich i z ciężkim sercem podejmowałam decyzję.
Na nieskazitelnie białym prześcieradle leżał nóż, kilka batoników, dwa rodzaje cieplejszych bluz, paczka zapakowanych kulek ryżowych, mnóstwo kunai, a nawet katana, którą wyszorowałam dla Sasuke. Oprócz tego miałam w pogotowiu całą masę ubrań przytachanych z Konohy, a także zdjęcie Satoshi’ego.
 - Sakura? – zza niedomkniętych drzwi rozległ się głos. Odwróciłam się dokładnie w momencie, w którym Sasuke niepewnie je odchylił, zaglądając do środka. – Jesteś tu?
 - Tak, pakuję się.
Gdy wszedł głębiej, w oczy od razu rzuciła mi się obszerna opaska na jego głowie w kolorze granatowym. Sasuke, jak większość mężczyzn napotkanych na ulicach wyspy miał na sobie kamizelkę w szarawym odcieniu, niemal czarnym. Jedyną różnica, za którą byłam mu bardzo wdzięczna był biały t-shirt, za pomocą którego nie świecił nagim torsem.
Długo zachwycałam się modowymi eksperymentami, dlatego kilkakrotnie obróciłam się wokół własnej osi, pozwalając włosom spłynąć delikatnymi falami po ramionach, aż do piersi.
 - I jak wyglądam? – zapytałam ożywiona.
Sasuke przechylił głowę w lewo i przyglądał mi się chwilę krytycznym wzrokiem.
 - Na pewno nie jak kobieta, która szykuje się na misję.
 - Och, a ty oczywiście musisz zarażać wszystkich swoim „zapałem” – powiedziałam z wyraźnym akcentem na ostatnie słowo. W krótkich szortach, zawadiackim brązowym pasku i białej podkoszulce czułam się jak wojowniczka. Nawet krew pulsująca w moich żyłach wydawała się być przygotowana na czyhające niebezpieczeństwa.
Ale prędko przypomniałam sobie o wczorajszym incydencie. Zaczęłam się zastanawiać jak śmiałam w ogóle wybuchnąć takim entuzjazmem w towarzystwie Sasuke.
 - Jesteś już gotowa? – zlekceważył wcześniejszą uwagę i zrobił kilka kroków wprzód. Jego uwagę od razu przykuła łóżkowa wystawa ekwipunku. – Moja katana…
 - Była w paskudnym stanie. Wyczyściłam ją kiedy brałeś prysznic. Nie wiem jak do tego doszło, bo nawet jej nie używałeś, ale była cała zabłocona. Naostrzyłam też wszystkie kuani i shurikeny. Przydałoby nam się nieco więcej broni. Mamy do czynienia z tysiącem wrogów, a każdy z nich będzie uzbrojony – przysiadłam na skraju łóżka i postanowiłam, że upcham wszystko do plecaka. – Gdy ta armia goniła nas przy porcie zauważyłam kilka gigantycznych mieczy w ich rękach. Były nawet tarcze. Dzięki temu skutecznie obronią się przed naszymi kunai’ami. Na szczęście mamy jeszcze Jutsu i naszą chakrę – podsumowałam z  promiennym uśmiechem.
Sasuke zamiast na wystawę, patrzył na mnie – z konsternacją i widocznym mętlikiem w głowie.
Milczenie, które narodziło się między nami od razu zaczęło mi ciążyć.
 - A ty jesteś już spakowany? – zagaiłam.
Przytaknął i sięgnął po swój miecz.
 - Tak jestem i… dziękuję… za naostrzenie i…
 - W porządku, nie ma sprawy – wcięłam się w słowo, widząc z jaką trudnością przychodzi mu okazanie wdzięczności. To Uchiha. Członek elitarnego klanu do końca swoich dni będzie miał problem z wypowiedzeniem takich słów jak „przepraszam”, lub „dziękuję”, myśląc, że to pozostawi niezatarty ślad na jego dumie i uczyni go człowiekiem „niższej rangi”.
 - Pomóc ci? – spytał, włożywszy katanę do pochwy.
 - Jeśli możesz.
Serce trzepotało mi w piersi. Wyobraziłam sobie, że jest ptakiem. Ptakiem, który niedługo poderwie się do lotu, wzbije w powietrze i pofrunie donikąd. Raz za razem unosiłam wzrok, by zerknąć na Sasuke i poprzyglądać się jego idealnie wyrzeźbionym kościom policzkowym, błyskającym oczom i skupieniu w jakim usiłował wetknąć wszystko do torby. Próbowałam też zagadywać – w jakiś sposób podtrzymać rozmowę, nie siedzieć bezczynnie w ciszy i nie pozwolić napięciu wzrosnąć. Jednak Sasuke tylko odburkiwał coś na moje słowa i zbywał półsłówkami. W rezultacie skapitulowałam po paru minutach.
Przełknęłam ślinkę, kiedy mój wzrok zatrzymał się na jego ustach. To nimi mnie wczoraj całował. Chociaż przyglądając się obecnemu obliczu Sasuke, zaczynałam nabierać wątpliwości. Bowiem nie była to ta sama osoba, która z subtelnością w głosie powiedziała: „Chodź tu”, a potem zamknęła mnie w stalowym uścisku.
 - Zamiast się gapić mogłabyś coś pomóc. To twój bagaż – odezwał się nagle, nawet nie zaszczycając mnie spojrzeniem.
Prędko stłamsiłam narastające wewnątrz mnie wahania i podałam mu garść batoników, które dostałam od Akashi’ego.
Znów pogrążyło nas milczenie.
 - Sasuke?
 - Hm?
 - Boisz się?
 - Co? – wystarczyło palnąć głupotę, żeby wreszcie spotkać jego oczy. Nie obchodziło mnie, że tuż nad nimi w wyrazie niezrozumienia marszczyły się brwi. – Czego miałbym się bać?
 - Tego, co nasz czeka. Walki z władzami Michigatty, akcji ratunkowej Ren’a. Tego, co odkryjemy. Powody, dla których staliśmy się ofiarami Kyroi.
Myślałam, że Sasuke skwituje to głośnym prychnięciem, godnym jego nazwiska, ale ku memu zaskoczeniu przybrał zamyślone wejrzenie i przerwał pakowanie.
Spojrzał na mnie.
 - A ty się boisz?
 - Tak – nie kłamałam. Wiedziałam, że nie jestem fachowcem, a także wiedziałam o tym, z jaką łatwością przychodziło Sasuke rozszyfrowanie moich myśli. – Nigdy nie myślałam, że przeżyję coś takiego, że będę musiała płynąć na wyspę oddaloną o dwa dni drogi, aby dowiedzieć się dlaczego ktoś postanowił nas połączyć. Coraz bardziej wydaję mi się, że był to wypadek.
 - Wypadek?
 - Ty… - wskazałam na niego palcem. – I ja… - a następnie przekierowałam go na siebie. – Różnimy się od siebie w każdej możliwej kwestii. Przez wiele lat byłeś uciekinierem i zdrajcą, a ja wiodłam przeciętne życie w Ukrytym Liściu, tak jak setki innych osób. Ty i ja… to dwa kompletnie inne charaktery… Nie rozumiem dlaczego ktoś chciałby… Może to wszystko było pomyłką?
Na kilka długich minut ponownie zapanowała cisza. Dochodziły do mnie wyłącznie stłumione odgłosy konwersacji między Tsubaki, a Akashi’m.
 - Nie, Sakura – odezwał się w końcu. W jego głosie zawarta była nuta ostrości. – To nie mógł być wypadek. Ja również doszukuję się jakiegoś związku między nami. Ketsuto, ludzie z wyspy, oni wszyscy chcą nam utrudnić dostęp do zwoju, ale uważam, że kryje się za tym coś więcej. Właściwie… czy różnica między ludźmi, od razu czyni ich niemożliwymi do połączenia?
 - Nie… różnice są dobre. Wtedy można nawzajem się uzupełniać – W oczy Sasuke mogłabym spoglądać bez końca. Były jak dwa wciągające wiry przyjemności i oczarowania. – Przeciwieństwa się przyciągają, nieprawdaż?
Sasuke skinął głową i nie spuszczał ze mnie wzroku. Dzięki temu mogłam bez obaw zatapiać się w czarnej otchłani. Naprawdę sądziłam, że będę mogła dłużej napawać się jego spojrzeniem, ale Uchiha odchrząknął, zasunął zamek błyskawiczny w plecaku i stanął do pionu.
Wnet przypomniałam sobie o moim pierwotnym celu, który nadał mi Akashi.
Ile razy ludziom łamią się serca, bo okazuje się, że pocałunek był tylko zwykłą próbą, lub testem… albo chwilą słabości.
Nie chcę mieć złamanego serca.
 - Możemy ruszać – oznajmił Sasuke, zatrzymując się przy drzwiach. – Będę czekać na ciebie przed domem.
Sempai! Po prostu zapytaj się gbura dlaczego to zrobił! Wtedy przestaniesz się zamartwiać. 
Zagryzłam dolną wargę.
Drzwi do pokoju uchyliły się z cichym skrzypnięciem.
 - Sasuke, czekaj!
 - Co?
Jajco! Chcę wiedzieć dlaczego mnie pocałowałeś…
Wciąż jeszcze nie mogłam uwierzyć, że robię to, wiedziona słowami gadającego kota.
 - No co jest? – poganiał mnie Sasuke.
Zebrałam się w sobie i zacisnęłam oczy.
 - Dlaczego mnie pocałowałeś? Wczoraj, w jaskini?
Pan Uchiha nie poruszył się, nie drgnął, nie został ofiarą napadu ciarek, ani gęsiej skórki. Stał odwrócony do mnie plecami i byłam prawie pewna, że jego twarz jest równie kamienna i nieruchoma co reszta ciała.
Mimo to milczał. Minutę, dwie…Ta cisza coraz bardziej uzmysławiała mi o wysokim stopniu mojego idiotyzmu.
 - Hej – Teraz to ja zaczynałam tracić cierpliwość.
I poruszył się. Może nie tyle co on, a jego noga, która zaczęła nakierowywać ciało w stronę drzwi. Otworzyłam szeroko buzie, pozbawiona pomysłów na jakąkolwiek odpowiednią reakcję.
 - Żartujesz sobie ze mnie? – zawrzała we mnie złość.
 - Naprawdę chcesz roztrząsać takie tematy tuż przed czekającą na nas misją? Nie mamy na to czasu.
On naprawdę musi sobie ze mnie żartować.
 - Ależ mamy. Wyjaśnienie takiego działania nie powinno zając ci dużo czasu. Poza tym Akashi nadal się przygotowuje.
 - To głupoty! Teraz skoncentrujmy się na jakieś taktyce. Nie możemy marnować czasu! – powiedział gniewnie, szykując się do wyjścia. Nie miałam pojęcia dlaczego przekroczenie progu szło mu tak niemrawo. Zapewne myślał, że jeszcze zatrzymam go kolejnymi argumentami na zachętę. 
To głupoty!
Mentalnie odczuwałam jak moje serce nadziało się na coś ostrego, promieniując przeszywającym bólem. Cofnęłam się o krok, gdyż te duchowe wyobrażenia po części zadziałały na mnie bardzo realistycznie. Nawet gdybym miała na języku jeszcze parę powodów, dla których Sasuke równie dobrze teraz mógł mi wyjaśnić motywy pocałunku, nie ośmieliłabym się ich z siebie wyrzucić.
Czy określenie tego „głupotą”, nie tłumaczyło dobitnie, że teoria Akashi’ego się sprawdziła? Byłam królikiem doświadczalnym. Pierwszą kobietą jaka napatoczyła się pod jego nos, po zakończeniu aktu z zemstą. Kobietą, która była w nim śmiertelnie zakochana.
A co gorsza – nadal jest.
Czyż to nie była wyśmienita okazja, aby zatopić się w wir rozkoszy, spróbować czegoś, na co dotąd nie miało się czasu i ochoty? Byłam pewna, że sprawy sercowe Sasuke miał na samiusieńkim końcu listy swoich życiowych działań…
Rozzłoszczona przerzuciłam plecak przez ramię, wyszłam z pokoju, w małej kwadratowej sieni zdążyłam jeszcze wyminąć Uchihe i nie patrząc wstecz, wkroczyłam do kuchni.
Tsubaki siedziała nonszalancko na krześle, z nogami wyłożonymi na stole. Na mój widok natychmiast zmieniła pozycję na bardziej przyzwoitą i poprawiła dwa orzechowe warkocze. Smużka światła, jaką dawała nam zapalona w kącie świeca sprawiała, że dziewczynę w połowie połykały cienie.
Przez chwilę nie wiedziałam jak zacząć rozmowę, więc stałam bezmyślnie w miejscu, czując za sobą Sasuke. 
 - Gotowa? – odezwała się.
 - Tak – potrząsnęłam plecakiem. – Możemy już ruszać na zamek. Naszym pierwszym celem są lochy, zgadza się?
 - Podobno na tyłach zamku jest wejście, dzięki któremu wystarczy nam zejść piętro niżej, aby dostać się do lochów. Myślę, że właśnie tam będą trzymali waszego trzeciego kompana. Odzyskamy go, a potem spotkamy się z moim wujem. Ma mi wiele do wyjaśnienia.
 - Odzyskamy? Spotkamy? Nie rozumiem…
Tsubaki uśmiechnęła się szelmowsko i wstała z miejsca. Jeśli na początku była zdziwiona i lekko zakłopotana naszą wizytą, to teraz jak najbardziej ukazywała swoje prawdziwe „ja”.
Ukłoniła się przede mną.
 - Idę z wami.
 - Co?
 - Och, Sempai… - podskoczyłam w miejscu na dźwięk trzeciego głosu, o którym dotąd nie miałam pojęcia. Powędrowałam wzrokiem w poszukiwaniu źródła i dopiero wówczas dostrzegłam czarne, kocie futro, skulone na szufladzie. Grzbiet Akashi’ego niemal stykał się z sufitem. – Tsubaki będzie dla nas prawdziwą pomocą. Może król daruje wam życie, kiedy ona wkroczy do akcji. Przecież to jego siostrzenica.
 - J-jak ty się tam dostałeś? – wytrzeszczyłam na niego oczy.
Akashi przewrócił teatralnie oczami.
 - Na miłość Boską! Przecież jestem uwięziony w ciele kota. Ludzka dusza wcale nie oznacza, że przez lata nie uczyłem się zwierzęcych nawyków. Zresztą to tylko dzięki niej jakoś to zaakceptowałem – machnął łapą na przyjaciółkę i z gracją, lekki niczym ptasie piórko kilkoma susami znalazł się na ziemi, tuż przed moimi stopami.
 - Ty i gbur jesteście gotowi?
Pokiwałam głową.
 - A więc możemy ruszać. Stąd nie mamy daleko do zamku. Niedawno zakończyła się obława i władze Michigatty powinny być spokojne i pewne, że nie jesteście tutaj obecni. Myślę, że nie będziemy mieli problemu ze strażnikami.
 - Strażnicy – powtórzyłam pod nosem i przekroczywszy progi kuchni, skierowałam się do wyjścia. Sasuke dołączył się do gęsiego rzędu z grymasem na twarzy.
Mieliśmy armie.
Trzy i pół osobową. Kota nie liczyłam jako całość.
Czy trzy i pół wystarczy do pokonania setek uzbrojonych strażników z tarczami? Choć było to lekkomyślne i praktycznie niemożliwe, ja głęboko wierzyłam, że damy radę.

Od autorki: Lepiej mi. Mam dostęp do laptopa w tygodniu i mogę stuprocentowo skoncentrować się na pisaniu. Póki co niewiele się dzieje. W następnym rozdziale zaczyna się akcja. Zaplanowałam ją już co do joty i prawdę powiedziawszy nie mogę się doczekać aż wezmę się za pisanie. Och, wiele istotnych rzeczy się tam wydarzy. Potem będziemy powolutku zmierzali do końca, ale uprzedzam, że „powolutku”. Już wcześniej uprzedziłam was, że z Ai no Ibuki będę męczyła was przez czterdzieści do pięćdziesięciu rozdziałów.
Przepraszam za błędy, takowe na pewno są, jednak za poprawianie zabiorę się dopiero późnym wieczorem. Pozdrawiam. 

26 komentarzy:

  1. super rozdział, nie mogę się doczekać następnego, pozdro :**

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba rzeczywiście jest Ci lepiej. Rozdział - według mnie - jest dużo lepszy od poprzedniego. Chociaż tamten również mi się podobał ;-)
    Zachowanie Sasuke można było przewidzieć. Wcale nie jest tak skomplikowany, wystarczy się przyzwyczaić. Ale prawdą jest, że ma dość trudny charakter, w końcu to Uchiha...
    Duma, honor, klan - wartości dla niego najważniejsze. Często zastanawiam się za co tak bardzo go lubię. Jest przecież egoistą, mścicielem, zdrajcą... A jakoś nie potrafię go znienawidzić :)
    Sakura nie powinna brać do siebie tych słów. Sasuke prawdopodobnie wcale nie chciał jej obrazić, czy też zranić. Myślę, że po prostu nie wiedział jak odpowiedzieć na to pytanie, bo sam odpowiedzi nie znał. Palnął więc pierwsze co mu wpadło do głowy, nie spodziewając się, że Sakura potraktuje to bardzo poważnie.
    To moje przypuszczenia, ale jak to było naprawdę dowiem się, mam nadzieję, niebawem.
    Już połowa Ai no Ibuki? Cholera... Znów będę czuła niedosyt. Blogi o tej parze mogłabym czytać w nieskończoność.

    Pozdrawiam!

    PS. Jak ja kocham tą piosenkę! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaraz zabieram sie do czytania.

    https://www.youtube.com/watch?v=OKz2cXV8Tws
    Ja również ją uwielbiam, szczególnie z naruto amv :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Na początek chcę przeprosić za to, że nigdy nie skomentowałam chodź czytam tego bloga już od dawna. Jakoś tak od wakacji. Jestem wręcz zachwycona historią jaką stworzyłaś. Nie sposób się nudzić czytając twoje rozdziały. Nie raz wybuchałam głośnym śmiechem albo rozczulałam się nad niesamowicie słodkimi scenami między bohaterami. No po prostu cudu :D
    Jak ty to robisz, że w tak krótkim czasie potrafisz napisać tak długi i ciekawy rozdział?! Jej, aż zazdroszczę. Też bym chciała tak umieć :P
    Jestem cholernie ciekawa dlaczego na Sasuke i Sakurze stali sie ofiarami tego Jutsu. No i o co chodzi z tym Lwem? A przy dzisiejszym rozdziale doszło następne pytanie. Dlaczego Tsubaki zwróciła się do Sasuke słowami: Czarny Książę? Czyżby on i Sakura byli do kogoś podobni? Bo jeśli dobrze pamiętam to we wcześniejszych rozdziałach Akashi spytał się Sasuke czy już wcześniej nie był na wyspie. Hm...Interesujące :)
    Masz prześliczny szablon. Normalnie zazdroszczę ci tego, że sama potrafisz zrobić takie cuda. Ja niestety muszę czekać aż szabloniarka wykona moje zamówienie ;/ Eh...
    Pozdrawiam i życzę weny, Miliko :)

    PS. Jak ty znajdujesz tak świetne piosenki?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Robienie szablonów i przerabianie grafiki to dla mnie sama przyjemność, więc jeśli kiedyś będziesz chciała odświeżyć wygląd bloga, mogę to dla ciebie zrobić :P I tak często nie mam nic do roboty na laptopie.
      Naprawdę cieszę się, że tak zainteresowało cię moje opowiadanie.
      Dziękuję za dobre słowa.

      PS: Piosenki znajduję zazwyczaj poprzez filmy na YouTube o różnych Anime. (xD)
      Pozdrawiam.

      Usuń
    2. Ojej, naprawdę mogłabyś to dla mnie zrobić?! Znaczy się szablon?! Bo szabloniarka u której zamówiłam szablon wzięła sobie urlop, a mój blog nie wygląda teraz zbyt korzystnie ;/
      Jeśli tak, to bardzo bym prosiła :)
      Pozdrawiam (ponownie) :D

      Usuń
    3. Jasne, mam teraz trochę czasu.
      Możesz napisać do mnie na GG (podany w Informacjach), albo na e-mail akemi.chan@op.pl Tam się możemy dogadać co do ogólnego zarysu twojego szablonu.
      Pozdrawiam (również ponownie) xD

      Usuń
  5. Oj oby im sie udało : 3
    Cieszę się, że już ci przeszło : * Jak obiecałam tak jestem i przeczytałam xd Czekam oczywiście na ciąg dalszy.

    Pozdrawiam,
    minachan

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja się ciszę, że wróciłaś <3
      Również pozdrawiam.

      Usuń
  6. Yesterday I died, tomorrow's bleeding. Fall into your sunlight. <3 Mimo że znam tą piosenkę od dobrych kilku lat, to nadal uwielbiam ją jak głupia. Żałuję jedynie, że nie dałaś pełnej wersji ;<

    Co do notki to podobała mi sie w połowie. Jakoś cała akcja z tą Tsukimśtam mnie nie zainteresowała. Jedynie wspomnienie o Czarnym Księciu mnie zaskoczyło, bo było wtrącone znikąd i zakładam, że w założeniu miało szokować i intrygować - cel osiągnięty. Ożywiłam się przy akcji w pokoju ^^ Sakura odkryła, że jednak nie wyzbyła się miłości do szanownego Uchihy i -co smutne- przez to cierpi. Bo dumny Sasuke musiał zbyć ją półsłówkiem, które jedynie wprowadziło więcej smutku w serce Haruno. Z drugiej strony, domyślam się, że po prostu nie znał odpowiedzi na zadane pytanie. Ten chłopak ma problemy ze swoimi uczuciami xd
    "- Sasuke, czekaj!
    - Co?
    Jajco! Chcę wiedzieć dlaczego mnie pocałowałeś… " ---> hahahahhahahahahhahah, rozwaliłaś mnie tym! <3

    Błędy:
    mój zadek zaliczy nieprzyjemne ---> zaliczył; łóżku--->łóżko; kamizelką w szarawym ---> kamizelkę
    Odskoczywszy od Uchihy, odchrząknąłem ---> Sakura narrator
    a także gwarancja poczucia swobodności ---> tu raczej sugestia, bo moim zdaniem lepiej brzmiałoby "poczucia swobody"
    Równie tajemniczą, co wszystko inne wyspę, gdzie okazuje się spoczywać obiekt ich pożądania – zwój. ---> rozdzieliłabym to na dwa zdania. od "wyspę" drugie
    Nie zakładałam nowych ubrań, wiedząc, że lada moment Sasuke i Akashi dostarczą mi nowe, z szafy rodziców Tsubaki---> powtórzenie; "dostarczą mi coś z szafy.."
    kością policzkowym ---> czyżby ort? kościom policzkowym, jak mniemam, jednak 100% pewności nie mam xd raczej 90%

    Na koniec dodam, że podziwiam Cię za szybkość dodawanych notek i ich długość! To jest doprawdy niesamowite, że masz aż tak wielkie pokłady weny i czasu!

    Weny i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Shattered" znalazłam ponad cztery lata temu. Jejku, zazwyczaj muzyka szybko mi się nudzi, ale z tą piosenką jest coś nie tak. Ona zawsze będzie świetna, nawet za dziesięć lat xD

      Błędy już poprawione, jak zawsze chylę czoła za niesamowitą spostrzegawczość i bardzo ci dziękuję <3.

      Usuń
  7. Sakura nieeeeeeeee! Dlaczego wyciagasz pochopne wnioski!? Dlaczego? Przecież Sasuke być cie nie wykorzystał!
    Rozdział cudny, nic dodać, nic ująć. Jednak jedynym minusem jest to, że kończysz w takich momentach... Nie, nie! Że w ogóle kończysz xD Zazdroszczę weny i czasu... No nie mogę. Skąd Ty bierzesz te pomysły?

    Przepraszam za długość komentarza, ale piszę z telefonu :)
    tsuki-no-kuroi-me
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. OMFG! Nie za długie to myszo? XDDD
    Jebs, nie przeczytałam nawet. Ogarnęłam wzrokiem kilka linijek i stwierdziła, że jak będę mieć więcej czasu, to przeczytam całe i jeszcze raz skomentuję. XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yushi-chan! <3

      Nie, nie za długo! Znasz mnie już chyba troszku, nieprawdaż? I kontynuujmy kombinowanie prezentu na osiemnastkę, haha. Jutro postaram się ogarnąć twojego bloga, chociaż przyjdzie mi to z trudem xD

      Usuń
  9. Super. Sasuke, jak zawsze nie może wypowiedzieć jednego słowa "dziękuję", ale to już on i taki jest. Kończysz w takich momencie, ja chce już następną notkę. :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo podoba mi się Twoja twórczość, pomimo tego, że nie przepadam za mangą ani anime. Jednak to, co piszesz, bardzo mnie zaciekawiło - w ciągu dwóch godzin przeczytałam wszystko! :D

    Czekam na więcej i pozdrawiam.
    Pockerowa

    OdpowiedzUsuń
  11. Rozdział - jak zwykle - wspaniały! Czekam niecierpliwie na XXIV :)

    Ale za to muszę się wypowiedzieć na temat nagłówka i ogólnego szablonu! Oczarował mnie. Jest chyba najlepszym, jaki do tej pory stworzyłaś :) No po prostu cud, miód i orzeszki :D
    Nie mogłam się powstrzymać, i ustawiłam sobie nagłówek jako tło pulpitu - mam nadzieję, że się nie gniewasz xD



    Pozdrawiam i życzę weny,
    Mikayo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ skąd xD
      Nie gniewam się. Cieszę, że podobał ci się zarówno rozdział, jak i szablon. Muszę przyznać, że jestem z siebie bardzo dumna ^^

      Również pozdrawiam.

      Usuń
  12. Kiedy będzie nowy rozdział bo już umieram z nudów xD

    OdpowiedzUsuń
  13. Ohayo :D
    Bardzo spodobało mi się okreśenie "kocia katarynka" :3
    "Sakurze Haruno, matce półrocznego synka i najmłodszego potomka klanu Uchiha udaje się rozwikłać część zagadki, która dopiero zaczęła rozpościerać swoje skrzydła." --> hę? o.o że Satoshi jest w sensie synem Sasuke, ale jak to? o.o

    "Dwóch szpiegów, sojuszników Madary. Satoshi’ego i dziewczynę z lokami." --> chyba zgłupiałam >< to w końcu jej syn, czy sojusznik Madary? xd

    Mam nadzieję, że mi to wytłumaczysz :3 To jeden ze spokojniejszych rozdziałów, aczkolwiek bardzo mi się spodobał. Gdy Sakura opowiadała o swoim stroju, o tym, że wyglądaja jak wojowniczka w białej koszuli, krótkich spodenkach i pasku, to widziałam małą siebie, która zawsze chciała walczyć o zdobywać świat razem ze swoją kataną xd Tak jakoś mi sie skojarzyło.

    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O mój Boże! xD
      Dobra, to pierwsze zdanie naprawdę zabrzmiało tak jakby Satoshi był synem Sasuke, ale tu nie o to mi chodziło. Miałam na myśli Sakure, matkę Satoshi'ego i Sasuke, najmłodszego członka klanu Uchiha.

      Co do drugiego;
      Nie ma co głupieć, w rozdziale, gdzie przedstawiona była rozmowa Sakury, Sasuke i Ren'a z panią Hotaru Tomoko (Nie pamiętam numeru, ale tytuł to bodajże "Przesłuchanie"), wyraźne podkreśliłam, że kobieta zdradziła im, iż jeden ze szpiegów nosił to samo imię, co syn Sakury, czyli Satoshi :3

      No i proszę, wytłumaczyłam ci :D
      Pozdrawiam <3

      Usuń
    2. Ahhh, to wszystko wiele wyjasnia :D

      Usuń
  14. Szablon jest genialny;) Rozdział bardzo mi się podobał, był może nawet troszkę lepszy niż poprzedni ale tylko troszkę, bo tamten również mi się podobał;) Cieszę się z rozwoju wydarzeń, cieszę się że wprowadziłaś nową osobę do opowiadania i oczywiście cieszy mnie rozwój więzi między Sakurą i Sasuke;)


    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Te myśli Sasuke. Zawsze można się nieźle uśmiać. xD

    Hmm.. Tsubaki, ciekawe imię. Takie oryginalne, spodobało mi się.

    Sakura wkracza do akcji! Ciekawe czy gdyby nie ta "dobra" przeszłość między nią a Renem nadal chciałaby go uratować? No, ale nie wnikam.

    Trochę zrobiło mi się smutno, kiedy Sasek powiedział, iż nie ma czasu na takie GŁUPOTY. Przecież to ważna sprawa... nie liczyłam na taką odpowiedź. :c

    Trzy i pół osobowa drużyna :3 Ciekawe jak wszystko dalej się potoczy. ^^ I jak powiedzie się misja na zamku. ;>

    OdpowiedzUsuń