„Pamięć
serca unicestwia złe wspomnienia, wyolbrzymiając dobre, [...] dzięki temu
mechanizmowi udaje nam się znosić ciężar przeszłości.”
Gabriel
García Márquez
Gapili
się. Wszyscy, bez wyjątku. Kajuta, do której przywiódł nas Itachi była
przestronna, spowita delikatnym światłem, przedostającego się zza linii
horyzontu słońca. Wewnątrz nie dostrzegłam żadnego mebla, prócz potężnego,
okrągłego stołu, przy którym zasiadający wokół ludzie zdawali się być wyłącznie
bezużytecznymi eksponatami. Pomieszczenie sprawiało wrażenie stworzonego do
koronnych debat i konsultacji.
Byłam
w rozsypce. Kilka sekund temu moje spojrzenie na świat zmieniło się
diametralnie i, jakby tego wszystkiego nie było wystarczająco wiele, zostałam
sprowadzona do pokoju, w którym roiło się od moich bliskich. Przy stole było
kilkanaście miejsc, z czego większość została zajęta. Byli tutaj Hinata, Ren,
Naruto, paru członków oddziałów, Itachi, Sasuke, nawet Akashi przyczłapał na
swoich kocich nóżkach. Spośród zebranych tylko Uzumaki stał na nogach,
napierając oburącz na oparcie krzesła swojej żony. Zauważyłam jak co chwila
rzuca mi nerwowe, znaczące spojrzenia.
Panowała
cisza.
Oprócz
łomoczących dźwięków bijącego serca, nie dochodził do mnie żaden najcichszy
odgłos, szmer. Satoshi milczał, układając się do snu na klatce piersiowej mojej
przyjaciółki, a Akashi ucichł, gdy tylko przestąpił próg. Spanikowałam,
uświadamiając sobie, że Itachi wcale nie zabiera się do obwieszczenia
czegokolwiek, a Ren, zwykle zapalczywy z grymasem złości na twarzy, tym razem
prezentował się nad wyraz spokojnie.
Młody
Hokage Konohy wreszcie odkleił morskie tęczówki od naszej dwójki i odchrząknął
dostojnym, godnym władcy sposobem.
-
Dobra, najwyższy czas ustalić kilka spraw. Po pierwsze: Sakura, Sasuke… to
będzie wasza decyzja. Nie będziemy was poganiać, ani do niczego zmuszać, jednak
zaznaczam, że chodzi tu o bezpieczeństwo zdrowotne Sakury-chan. Po drugie: gdy
dobijemy do portu, co stanie się już niedługo, będziecie mogli odpocząć, a
sprawę lwa i sposobu na odwrócenie Kyori zlecę członkom ANBU – powiedział,
naprowadzając nas ruchem brody na stojących nieopodal mężczyzn. – Całe
szczęście, że w grę wchodzi tylko dotyk. Jesteście przyjaciółmi, prawda? Zdaję
mi się, że niemożność dotyku nie będzie wam zbytnio przeszkadzała w rozmowach.
Pewnie!
Naruto nie miał bladego pojęcia o tym, co spotkało mnie na Michigacie.
Niemalże
od razu po zapadnięciu tych słów poczułam jak starszy Uchiha wwierca we mnie reprezentacyjne
dla klanu dwie, smoliste tęczówki. Nie zapadła dotąd żadna decyzja, Sasuke nie
odezwał się słowem, a mi już zdążyło zabraknąć śmiałości, aby… przynajmniej na
niego spojrzeć. Stałam tam niczym kołek. Jeden z dwóch powodów dyskusji, który
w krytycznym momencie nie może dojść do głosu.
-
Na tym nasza misja się kończy? – zapytał Ren.
-
Tak. Została wypełniona. Zwój powrócił do Konohy – odrzekł Naruto.
-
Ale Tankyori no Jutsu wciąż nie zostało dezaktywowane – dorzuciłam machinalnie
swoje dwa grosze. Nie mieściło mi się w głowie, że wszyscy, jak zwykle,
zachowują się zupełnie inaczej, niż oczekiwałam. – Złodzieje zwoju owszem,
zostali schwytani, ale co z osobą, która użyła zakazanej techniki? To też
przestępstwo.
-
Nie denerwuj się, Sakura-chan.
Czworo
pokaźnych mężczyzn w Konohańskich mundurach dygnęło, jakby Hokage właśnie ich o
to poprosił.
-
Teraz to nasze zadanie – wyjaśnił mi jeden z nich. – Zajmiemy się resztą.
Naruto
skinięciem głowy wydał potwierdzenie na ich słowa.
A
ja wciąż nie mogłam zebrać w sobie wystarczająco odwagi, ażeby ciut przekręcić
głowę i spojrzeć na niego. Co jeżeli on wcale nie doznawał tych sprzecznych
uczuć? Wcale nie pławił się w niepewności, smutku, a jednocześnie uldze? To
mężczyzna! Mężczyźni nie reagują na wszystko tak emocjonalnie jak osobniczki
płci żeńskiej. Ta myśl przez chwilę mnie zabolała. Świadomość, że cierpi tylko
jedna strona była naprawdę dojmująca i prawdę powiedziawszy poczułam do siebie
wstręt za to, że to akurat ja muszę być ową nieszczęsną stroną!
Naruto
widząc, że nikt nie ma już nic więcej do dodania, odezwał się:
-
Sprawę z czasową dezaktywacją techniki zostawiam wam. Sakura, Sasuke… - Ciarki
przechodziły mnie za każdym razem, gdy w przedziwny sposób akcentował nasze
imiona. – Żeby tylko decyzja była podjęta do czasu powrotu do wioski,
zrozumiano? Możecie zaczekać, aż misja ANBU czymś zaowocuje, ale w takim
wypadku musicie liczyć się z uzbrojeniem w cierpliwość.
Poczułam
jak coś napiera na mój but. Zerknąwszy w dół, ujrzałam Akashi’ego, który
wyrazem twarzy domagał się wyjaśnień. Ach, tak. Naruto nalegał, żeby nie
chełpił się swoją umiejętnością mowy i zatrzymał ją w tajemnicy przed szeregami
Konohy, które dotąd nie miały z nim styczności. Uśmiechnęłam się do niego z
wyższością.
-
To tyle? – Sasuke przemówił po raz pierwszy od wtargnięcia do kajuty.
-
Tak, to tyle – Naruto zmrużył podejrzliwie oczy. – A teraz, do roboty! Lada
moment przybijemy do lądu, a przed nami jeszcze długa droga.
W
porcie powitał nas korpulentny właściciel statku towarowego. Nic nie odróżniało
go od naszego ostatniego spotkania, tylko jego łysina nie odbijała jeszcze
światła słonecznego. Mężczyzna zaciągnął się wetkniętym do ust papierosem i
ostentacyjnie wypuścił z ust kłąb dymu.
-
A kogo my tu mamy? – zapytał mnie, gdy jako pierwsza ześlizgnęłam się z
podestu. Kończyny nadal w pełni nie dostosowywały się do poleceń mózgu, przez
co mój dziwny chód zapewne zwrócił jego uwagę, ale grubas nie dał tego po sobie
poznać. – Misja się powiodła?
-
Tak i nie – odpowiedziałam.
-
Tak i nie?
-
Większość udało nam się wypełnić, ale wciąż pozostaje jeszcze maleńka część.
Niestety najważniejsza.
-
Przykro mi, panienko – Mężczyzna spojrzał na mnie swoimi maleńkimi,
zasłoniętymi wałami tłuszczu oczami i przez chwilę naprawdę wydawało mi się, że
odczuwa żal z powodu naszego niepowodzenia.
-
Gdzie Mei i Nakashima? – zagadnęłam.
-
Dosłownie kilka minut temu wyruszyli w rejs.
Sposępniałam.
Mój
rozmówca przyuważył to i wyrzuciwszy wypalonego papierosa w pustą przestrzeń za
sobą, klepnął mnie w plecy. Cios był tak solidny, że aż się zakolebałam.
-
Po powrocie, Mei bez przerwy o tobie mówiła. Podobno urządziłyście sobie babską
dyskusję.
-
Tak jakby.
-
Może kiedyś dam jej urlop i zachęcę do odwiedzenia Konohy – rzucił niczym do
pięcioletniego dziecka, chcąc wypełnić go nadzieją. W każdym razie podziałała
na mnie ta zagrywka, bo wnet poczułam błysk we własnych oczach.
-
Byłoby wspaniale.
-
Sakura-chan? – usłyszałam za sobą zblazowany głos Szóstego Hokage Konohy i z
wielką niechęcią poprawiłam plecak spoczywający na moich barkach. Za Uzumaki’m
czaił się Ren. Zauważywszy mnie, zrobił coś, czego się nie spodziewałam. Zjawił
się obok. Dosłownie. Stanął jak gdyby nigdy nic, usytuowany nieopodal. Ren
zaczął rozglądać się dookoła, oczekując aż reszta załogi ewakuuje się ze
statku. Mimo zaskoczenia, Kanoe nie zdołał odwrócić mojej uwagi od Sasuke.
Wciąż uporczywie wypatrywałam go w tłumie. Port w Kiri, w przeciwieństwie do
tej miejscówki na Michigacie, był po brzegi wypełniony ludźmi. Sama nie
wiedziałam już czy bracia Uchiha zdążyli przejść na stały ląd, czy być może
zgubili się wśród porannego zgiełku.
Łypnęłam
na Naruto, który zajął sobie czas krótką pogawędką z szefem Mei. Oczywiście
polegała ona głównie na wysłuchiwaniu przez Uzumaki’ego pochlebstw i
komplementów.
-
Chibi?
Serce
w ułamku sekundy podskoczyło mi do samego gardła, a jakiś tajemniczy krąg
zacieśnił się wokół niego. Sposób w jaki Ren na mnie patrzył, nie różnił się
zbytnio od wyrytego w mojej głowie obrazu. Ślepia w kolorze czekolady zdawały
się zaglądać mi do wnętrza, odszyfrowując wszystkie sekretne myśli.
Odezwałam
się dopiero po długiej chwili ciszy.
-
Tak?
-
Jak twoje nogi?
-
Dobrze – Odetchnęłam z ulgą.
-
Jesteś tego pewna? Zauważyłem, że krzywo chodzisz. Jak kaczka – Przy ostatnim
zdaniu jego usta uformowały się w hultajski półuśmiech.
-
Nie musisz porównywać do niczego sposobu mojego chodzenia. Nie jestem jeszcze w
stu procentach sprawna. W końcu dlatego Hinata zajmie się Satoshi’m w czasie
powrotu do Konohy, ale szybko zbiorę energię i zastąpię ją.
-
Poniosę cię – zaoferował zupełnie niespodziewanie.
Z
trudem przyszło mi zatuszowanie zdziwienia, ale jakimś cudem uzyskałam
przekonujący efekt. Odmówiłam za pomocą kategorycznych ruchów głowy.
-
Nie, nie trzeba. Wszystko w porządku.
-
Tak będzie lepiej. Zaufaj mi.
Zaufaj
mi? Dobre sobie. Gdyby nie jego dziwne zachowanie, bez cienia wątpliwości
zaczęłabym z niego szydzić. Zanim zdążyłam pobieżnie przeanalizować każdą nowo
narodzoną myśl, Ren począł zbliżać się do mnie w niebezpieczny sposób. Stanęłam
dęba, czekając na jego dalsze ruchy. Tak! Czekałam jak kretynka, zamiast zrobić
cokolwiek.
Ostatecznie
usadowił dłonie na moich obu ramionach i pozbył się z pleców ciężaru o wartości
kilku pokaźnych kilogramów.
Wiedziona
odruchem warunków wyciągnęłam ręce, aby odzyskać bagaż, lecz Kanoe ukrył go za
swoimi plecami i ze zdecydowaniem pokręcił głową.
-
Nie bądź uparta – powiedział.
-
A-ale Ren, ja nie jestem jakimś nieudacznikiem, żeby we wszystkim trzeba było
mi pomagać…
-
To prawda, nie jesteś, ale widzę przecież, że nie odzyskałaś formy. Pozwól
sobie pomóc chociaż wtedy, kiedy naprawdę tego potrzebujesz.
-
Ja…
Ren
nigdy nie dowiedział się jaką bzdurę miałam w zamiarach wybełkotać, bo
lekceważąc moje sprzeciwy ułożył plecak na ziemi i wziął mnie na ręce.
Szargałam się i siłowałam z uściskiem jego mięśni, ale moje działania równie
dobrze można było porównać do sarenki, która stara się umknąć groźnemu
drapieżnikowi.
Naruto
i mężczyzna, z którym rozmawiał zastygli w bezruchu, wlepiając w nas spojrzenia
ciekawskie i nieco przerażone zdziwaczałym zachowaniem naszej dwójki. Na
szczęście żaden z nich nie ośmielił się rzucić zbędnego komentarza. Tylko na
twarz Uzumaki’ego wpełzł nagle wyraz, którego nie potrafiłam odczytać. Tak
jakby zadowolenie wymieszało się z falą wątpliwości i zostało przez nią
zmiażdżone.
Ren
usytuował plecak na moim brzuchu i rzucając mi przelotne spojrzenie, zwrócił
się do Naruto:
-
Ruszamy?
W
tej samej chwili z rojowiska ludzi wyłonili się bracia Uchiha w towarzystwie
Hinaty i Akashi’ego. Kociak wydawał się być nieźle skołowany. Przed przybyciem
do portu zdążyłam wyjaśnić mu pewne sprawy, włączając w to warunki tymczasowego
powstrzymania działania Kyori.
W
wyniku nieszczęśliwego przypadku skrzyżowałam spojrzenia z Sasuke. Oczywiście
czernią oczu wysyłał już wszystkie istniejące sygnały niechęci i braku
sympatii. Zagryzłam dolną wargę. Świetnie, wylądowałam w ramionach Ren’a, ale
nawet tutaj podejmę jedną z ważniejszych decyzji w swoim życiu. Jeżeli Sasuke
ma w planach zabawiać się w bagatelizowanie całej sytuacji z Kyori i
niemożnością dotyku, ja zrobię dokładnie to samo, ot co! Nie będzie mi Uchiha
serca rozrywał. Przynajmniej nie bez mojej ingerencji i prób…
Naruto
uśmiechnął się serdecznie.
-
Ruszamy.
***
Dochodziło
południe. Blask słońca w swojej optymalnej porze życia katował nas
przeszywającymi falami ciepła. Kiedy myślałem, że po wmaszerowaniu do głębi
lasu sytuacja nieco się poprawi, a skórę opatuli odrobina chłodnego powietrza,
temperatura okazała się być nie do zdarcia. I to właśnie prawdopodobnie ona
była sprawcą mojego dziwnego zachowania.
Nie
mogłem przestać kluczyć w rejonach blisko Sakury i Ren’a, co robiłem zresztą
okropnie niedyskretnie. Trudno! Nie bez powodu kobiety okryte są złą sławą. Raz
całują się z mężczyzną, a na drugi dzień lądują w ramionach innego, niesione w
iście romantyczny sposób do domu. Złość wzbierała się we mnie za każdym razem,
gdy na nich spoglądałem. Logiczne myślenie pozwoliło mi dojść do wniosku, że
jeżeli przestanę to robić, sprawa się polepszy. Niestety, widok wciąż kusił ich
przyciszonymi szeptami. Ren raz za razem nachylał się nad twarzą Sakury… Był
blisko, stanowczo za blisko niej.
Zbliżyłem
się o kolejny krok w ich kierunku. Itachi zerknął na mnie jak na szaleńca, ale
zignorowałam go.
-
Ile razy? – Ren tym razem odezwał się głośniej. Chwilę później podniósł
kontrolnie głowie i natknął się na mój wzrok.
-
Dwa – szepnęła Sakura.
Mężczyzna
znów zaczął coś szeptać, ale dopilnował, aby nie dobiegło to moich uszu.
Cholerny, czarno-włosy arogant! Nogi Sakury już dawno stały się zupełnie
posłuszne, uwalniając od zakazanej techniki. Mogła podróżować sama, do licha!
Nie potrzebna była jej żadna eskorta w postaci nachalnego typa.
Z
przodu rozległo się ciche bełkotanie dziecka. Z wyjątkiem mnie, nikt nie
zwrócił na to uwagi. To syn. Ich syn. Dziecko Sakury Haruno i
Ren’a Kanoe, wynik aktu miłości jaki miał miejsce między nimi, w niewiadomych
warunkach i z niewiadomych przyczyn. W żołądku poczułem nieznośne skurcze, tak
jakbym był czemuś winny. Tak jakby ta dwójka rozstała się przeze mnie, chociaż
wiedziałem, że ich stosunki były szorstkie już w momencie mojego powrotu do
wioski.
Następnego
dnia o poranku Ren łaskawie zezwolił Sakurze na samodzielną podróż. Lekko
skołowana odebrała Satoshi’ego od Hinaty i uśmiechnęła się wesoło, słysząc
mamrotanie syna, który wyraźnie ucieszył się na widok matki. Pogoda uległa
znacznej poprawie. Czułem delikatne smagania wiatru i powietrze, które
sygnalizowało zbliżający się deszcz. Warunki atmosferyczne sprawiły, że
bardziej chętnie zbierałem się do wykonania własnego planu.
Jedno
było pewne; rozmowa z Sakurą musi się odbyć prędzej, czy później. Co poniektóre
sprawy powinny znaleźć wreszcie swój finał, zakończyć żywot, nie mieszać się
już między nas.
Podszedłem
do niej w czasie postoju, tuż po tym jak rozprawiła się ze sprawami
higienicznymi Satoshi’ego. Zauważywszy, że zmierzam w jej stronę, momentalnie
się spięła, wbijając siekacze w dolną wargę. Twarz miała trupio bladą, a pod
oczami widniały sine oznaki niewyspania.
-
Sakura – odezwałem się.
-
Co się stało, Sasuke? – zapytała drżącym głosem. Parę chwil przyglądałem się
jej tępo, bez żadnych zgromadzonych na języku słów. Haruno nie zdawało się to
zawadzać. Ona także spoglądała na mnie bez wyrazu, przykucając nad Satoshi’m.
Nie
byłem pewien, z którego punktu, ale Ren skądś zaczął taksować naszą dwójkę. To
był bodziec, który odwrócił moją uwagę od przybladłej zieleni jej oczu.
-
Kiedy wrócimy do Konohy… Wyjdź około dwudziestej pierwszej przed dom, zgoda?
Sakura
oniemiała na moment, jednakże nie zadawała żadnych związanych z tym pytań.
Chyba mój znaczący wzrok uzmysłowił jej powód tej prośby.
-
D-dobrze – Odwróciła spojrzenie, na powrót koncentrując się na Satoshi’m, który
z wesołym uśmiechem machał rączkami i spoglądał na mnie.
Sterczałem
tak jeszcze chwilę niczym zaklęty. Znów potrzebowałem bodźca, ale myśl o
obserwacjach Ren’a gdzieś umknęła. Czułem się przygnębiony, smutny… Żadne
poetyckie porównanie nie byłoby w stanie obrać tego w słowa. Nie wiedziałem, że
ludzkie emocje są aż tak potężne. Każdy nosi je w sobie na co dzień i usiłuje
znieść. Ze mną było nieco inaczej. Brakowało mi z nimi styczności od wielu lat,
a teraz, gdy tak znienacka stanęły na mojej drodze, nie potrafię należycie ich
potraktować. To wszystko co czułem… To były proste uczucia, z których kiedyś
szydziłem. Zazdrość. Zazdrość! Przecież to czysta paranoja. Mogłem wyśmiać
prosto w twarz osobę, która ośmiela się twierdzić, że cierpi z tak banalnej
przyczyny.
Teraz
prawdopodobnie bym się zawahał. Uczucie było paskudne, żołądek tak dziwnie się
kurczył, serce biło jak w szale… A żeby już dobitnie podkreślić cierpienie,
wszystko zsyła na ciebie falę przygnębienia.
-
Sasuke? – Zamrugałem bezmyślnie oczami, słysząc jej głos. Wtedy dotarło do
mnie, że nie drgnąłem nawet o milimetr. – Coś się stało?
-
Tak, wiele się stało.
-
Hę? – zdziwiła się. Myślałem, że teraz rozpocznie się kolejna uporczywa chwila
milczenia, ale Sakura zmieniła pozycję na siad turecki i zachęcająco poklepała
miejsce obok siebie. – OK, więc powiedz. Co dokładnie się stało?
Nigdy
więcej nie będę mógł cię dotknąć.
Nigdy
więcej nie chcę wstępować między ciebie i… Ren’a. Nie chcę rujnować twojej
„rodziny”, ale nie chcę jednocześnie odsuwać się na bok wraz z tymi żenującymi
odczuciami.
-
Hej, dobrze się czujesz? – Sakura przyjrzała mi się z zatroskaniem. –
Wyglądasz… nietypowo.
To
wszystko twoja wina!
-
Mamy jeszcze piętnaście minut postoju. Jeśli chcesz, możemy pogadać.
-
Nie trzeba – W końcu coś z siebie wydusiłem. – Porozmawiamy po powrocie do
wioski.
-
Pewnie – uśmiechnęła się do mnie.
Wymusiłem
na sobie stan apatii i czym prędzej powróciłem do mojego brata, który tarmosił
jeden ze śpiworów. Przywyknąłem już do jego nadzorczych spojrzeń, które zapewne
dokonywały oględzin każdego mojego działania. Itachi był świadkiem mojego
pocałunku z Sakurą. Wiedział co się kroi, a przynajmniej mógł się tego
domyślać. Po jego głowie tułały się dziesiątki wersji wydarzeń z Michigatty, a
każda zmierzała ku temu samemu. Między mną, a Sakurą… coś jest.
Musi być. Bez cosia nie całuje się kobiety i szaleńczo się o
nią nie zamartwia, zwłaszcza, kiedy przypisywana jest grupie życiowych oferm.
Bez tego magicznego czegoś nie jest się zazdrosnym o
czarno-włosego aroganta i nie zachowuje się w tak żenujący dla Uchihów sposób.
Nawet
teraz potrzebowałem do niej wrócić. Skorzystać z zaoferowanej propozycji,
przysiąść obok i… może nie wygadać się, ale przynajmniej wysłuchać jej
szczebiotania.
-
Hej, rozchmurz się – polecił mój brat, wyciągając z torby saszetkę. Następnie
zajrzał do jej wnętrza i szczodrze rozdzielił między nas chrupki ryżowe z
orzeszkami arachidowymi.
-
Jestem po prostu zmęczony. Chciałbym już być w wiosce – Spocząłem przed bratem na
ułożonym w nieładny sposób śpiworze. Itachi wrzucił do ust przekąskę i
przeżuwając ją, zaczął rozprawiać się z własnym leżyskiem
-
Jeszcze parę godzin i będziemy z powrotem. Mam nadzieję, że szybko zabierzecie
się z Sakurą za tę rozmowę. Zdecydowałeś już coś?
Ewidentnie
mnie podpuszczał. Jako taktykę obrał zrobienie z tego istotnego tematu swoistej
pogawędki. Sprytny Uchiha.
-
Wydaję mi się, że tak.
-
Ale nie wiesz co z Sakurą. Nie rozmawialiście od kiedy wam to powiedziałem –
Ostatni raz pomiętosił poduszkę i gotowy, zasiadł naprzeciwko mnie. – Nie
podoba mi się to Sasuke. Ona potrzebuje wsparcia, a ty jej unikasz. To w
przypadku Kyori kretyńska taktyka. Przecież wiesz, że…
-
Nie mogę oddalić się od niej na sto metrów, tak wiem – warknąłem. – Dlatego
decyzja powinna być chyba oczywista. Nie mam zamiaru utknąć w wiosce, póki ANBU
cokolwiek odkryje. Sam chcę dołączyć do ich szeregów.
Itachi
z początku sprawiał wrażenie, jakby właśnie zobaczył we mnie ducha, po czym
pozbył się z twarzy uśmiechu.
-
Więc…
-
Co? – poganiałem go podminowany.
-
Tak planujesz to zakończyć?
Milczałem.
Brat był dla mnie wszystkim, ale pod wieloma względami nie potrafiłem być z nim
szczery. Tak naprawdę „utknięcie” w wiosce z powodu Kyori nie przemknęło dotąd
przez moją myśl. Nawet jeśli byliśmy z Itachi’m rodziną, ostatnimi potomkami
wielkiego klanu, nie spędziłem z nim wystarczająco czasu, aby czuć się w stu
procentach swobodnie. Właściwie wątpiłem w to, żebym kiedykolwiek przed kimś
się otworzył. Preferowałem samemu się z wszystkim rozprawiać.
Nagły
uśmiech Itachi’ego zbił mnie z pantałyku. Uchiha wydawał się być z czegoś
zadowolony.
-
Może lepiej odpocznij.
Acha,
wyśmienicie! Jeszcze bardziej od jego tandetnych zagrywek wyciągnięcia ode mnie
wiadomości, nienawidziłem tych enigmatycznych uśmiechów.
-
A żebyś wiedział, że właśnie to zrobię – palnąłem.
Rany,
zaczynam gadać jak Sakura.
Itachi
roześmiał się.
-
W takim razie miłego odpoczynku, braciszku.
-
Udław się chrupkiem – powiedziawszy to, naciągnąłem na siebie śpiwór i po
łebkach okryłem nim własne ciało. Urażony Itachi wręczył mi jako rewanż
przyjacielskiego kuksańca w ramię. Odwróciłem się do niego plecami, wsłuchując
się w rechot.
-
Dobra, udławię się, ale najpierw pozwól mi coś powiedzieć.
-
Kuszące…
-
No więc? – Itachi podpierając się oburącz, przesunął swoje cielsko bliżej mnie,
mlaskając równocześnie jedzoną przekąską.
Westchnąłem
ciężko.
-
Mów.
-
Sakura to świetna dziewczyna, wiesz? Jest miła, przyjacielska, ma poczucie
humoru i uwielbia dogryzać pewnemu dumnemu gburowi.
-
Coś ty powiedział? – wytrzeszczyłem na niego oczy, nie mogąc powstrzymać się od
powrotu do pozycji siedzącej. – Gbur?
-
Gadający kocur powiedział, że to trafne określenie. Zgadzam się z nim –
uśmiechnął się.
-
Obaj jesteście siebie warci.
Itachi
odchrząknął i spoważniał. Wiedząc już na jaki temat będzie prawił, ponownie
zanurzyłem głowę w poduszce i zadbałem o to, żeby nie musieć na niego patrzyć.
-
Sasuke, ja po prostu wiem, że nie całowałbyś byle jakiej dziewczyny – mówił dalej.
Powróciły żenujące uczucia, skurcze żołądka, przyśpieszone tętno. Teraz do
zgromadzenia dołączyła się jeszcze olbrzymia gula w gardle. – Wiem, że dla
ciebie warunki pozbycia się Kyori nie są wygodne. Jestem w końcu twoim bratem.
Zacisnąłem
oczy.
-
Chociaż raz postaraj się sprzeciwić dumie Uchihów i wyjaśnij swoją decyzję,
mówiąc prawdę, a nie zasłaniając się kretyńskimi wymówkami. Miałem tego
przykład chwilę temu.
-
Skończ już – żachnąłem się.
-
Naruto powiedział mi kim kiedyś byłeś dla Sakury.
-
Itachi…
-
Zrób to, co będzie dla niej i dla ciebie najlepsze.
-
Itachi!
Mój
brat westchnął. Jeszcze za nic w życiu nie byłem mu tak wdzięczny. Gdy wreszcie
zamilkł, rozluźniłem się, a męczące reakcje organizmu odeszły w zapomnienie.
Nie miałem wglądu na rozmówcę, ale wręcz czułem jak kręci z politowaniem głową.
Szmer opakowania po chrupkach uzmysłowił mi, iż najwyraźniej odpuścił dalsze
próby. Zamknąłem oczy i zupełnie się uspokoiłem.
Sakura
była piękna, wyjątkowa, z poczuciem humoru, nutką złośliwości w potrzebnych
momentach i tendencją do potykania się na równych terenach. Nie była byle
kim i właśnie dlatego moje usta machinalnie przybliżyły się do niej,
tam w jaskini, tam gdzie pozostawiliśmy nasze najdroższe wspomnienia.
Bezszelestnie
zwróciłem głowę w stronę, gdzie chwilę temu Sakura zajmowała się Satoshi’m.
Uchyliłem powiekę i ujrzałem jak zajadle stara się namówić synka do narzucenia
cieplejszej odzieży.
Itachi
miał rację.
Pora
zrobić to, co od dłuższego czasu sygnalizuje mi moje serce.
***
-
Rany, nareszcie dotarliśmy na miejsce – Naruto swoją radość wykazał za pomocą
głębokiego odetchnięcia i nasuwającego się uśmiechu, który błądził po jego
twarzy. Moja reakcja była ciut bardziej oryginalna. Zachłysnęłam się
szczęściem, przesycona tęsknotą, która w owej chwili eksplodowała, zaspokojona
widokiem bramy rodzinnej wioski.
Konoha,
byłam w Konoha!
Przytknęłam
syna bliżej piersi i przeszczęśliwa wydałam z siebie cichy okrzyk radości.
Satoshi klepnąwszy mnie rączką w policzek, chciał zakomunikować mi, że podziela
emocje swojej rodzicielki. Ren z wyniosłością poprawił szelki bagażu, zaś
Hinata spłoszona cmoknęła męża w policzek, pozwalając objąć się jednym
ramieniem. Odwróciłam się w tył. Nawet bracia Uchiha zaszczycili nas
uśmiechami. Oczywiście, otwartość tego młodszego była bardziej ograniczona. Na
krótką chwilę skrzyżowaliśmy ze sobą spojrzenia i teraz nic nie wydawało się w
nim złowrogie, ani wściekłe. Sasuke był… tym Sasuke, którego znałam. Dostojnym,
opanowanym…
Oby
wszystko powróciło do normy, byle tylko owoc naszej rozmowy okazał się słuszny
i rozsądny. Na pewno wspólnie z nim znajdę jakieś wyjście z tej pokręconej
sytuacji. Być może wyimaginowałam sobie to zdystansowanie Uchihy, a tak
naprawdę był zwyczajnie zmęczony przebytą podrożą i wydarzeniami na wyspie.
Kiedy
wrócimy do Konohy,
powiedział do mnie. Czekałam na to niecierpliwie.
-
Sakura? – Hinata oderwała się od Uzumaki’ego i zjawiła obok. – Nie będziesz
miała nic przeciwko, jeśli dopiero jutro przetransportujemy do ciebie
Satoshi’ego i wszystkie jego rzeczy? Jest dosyć późno, żeby teraz…
-
Nie ma sprawy – przerwałam jej z uśmiechem od ucha do ucha. – Jutro rano sama
po niego przyjdę. Wystarczyło, że musieliście się z nim borykać przez cały ten
czas. Przepraszam was. Nie wiedziałam, że będziemy tam tak długo…
Naruto
wyszczerzył się i rozłożył zachęcająco ramiona:
-
Powiedziałem ci już Sakura-chan, że ten łobuz jest dla mnie jak rodzina. Cha!
Poza tym był grzeczny! Jeżeli chcesz po niego przyjść, proszę bardzo…
-
Ale musisz zostać na kawie – dorzuciła rozbawiona Hinata.
-
Właśnie! – zgodził się Naruto. – To jedyny warunek.
Zachichotałam.
Mimo niezapomnianych przygód na Michigacie, stęskniłam się za uporządkowanym,
pospolitym życiem w wiosce. W tejże chwili poczułam nawet palącą potrzebę
spotkania Ino. Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek do tego dojdzie, a jednak.
Yamanaka była osobą czepliwą, wygadaną i czasami dokuczliwą, ale naraz
zapragnęłam wysłuchać jej skarg odnośnie moje zdziecinniałego zachowania.
-
Która godzina? – zapytałam, nie zwracając się do nikogo konkretnego.
Itachi
wysunął przed siebie ramię i zerknął na zegarek.
-
Dochodzi osiemnasta.
-
Dziękuję.
Osiemnasta?
Miałam trzy godziny na uporządkowanie mieszkania i złożenia wizyty u Ino.
Biorąc pod uwagę średni czas naszych pogawędek, w zaledwie pół godziny musiałam
zakończyć sprzątanie, a dwie i pół przeznaczyć dla przyjaciółki.
-
Dobra! – Z nową energią i lekkim sercem ruszyłam wprzód. Głęboko wierzyłam, że
pozbędę się najmniejszego tumanu kurzu, udobrucham Ino, a na końcu wykażemy się
z Sasuke wspaniałomyślnością i wybierzemy najrozsądniejszą z możliwych opcji.
-
Cho, cho! Ktoś tu jest w dobrym nastoju – zanucił Naruto i zrównał ze mną
kroku, ujmując dłoń Hinaty.
Sasuke
i Itachi dołączyli się do nas, awanturując między sobą. Starszy z braci dźgnął
młodszego palcem w czoło i zaniósł się śmiechem. Poirytowany Sasuke odepchnął
go oburącz, mrucząc pod nosem coś o niedojrzałych emocjonalnie starszych
członkach rodziny.
Na
dobry początek… wieczora przy bramie powitali nas strażnicy. Reszta
Konohańskiej armii zdążyła wcześniej dotrzeć do Konohy, a pozostali nadal tułali
się gdzieś w oddali, głównie Kiba, Akashi i Shikamaru, czekając na oddział
specjalny, eskortujący nowych więźniów Konohy. Cmoknęłam Satoshi’ego w policzek
i na ostatnią noc oddałam w ręce państwa Uzumaki’ch. Byłam zmęczona, ale dobry
nastrój pozwolił mi trzeźwo spojrzeć na domowe obowiązki. Jutro rano pewnie
jeszcze bardziej nie będę miała ochoty na sprzątanie.
Ren
pożegnał się ze mną prostymi słowami.
-
Do zobaczenia, Chibi – Nie musnął czubka mojego nosa, jak to miał w zwyczaju,
ale uśmiechnął się pogodnie. Od czasu dobicia do portu dobry humor nie
odstępował go na krok. Nie wściekł się nawet wtedy, kiedy pod prośbami,
wyznałam mu, iż pocałunek z Sasuke nie miał miejsca wyłączne raz, ale dwa.
-
Do zobaczenia – odparłam.
Drogę
powrotną musiałam pokonać z braćmi Uchiha i ciężkim bagażem. Na zapas wzięłam
też od Hinaty część ubrań mojego syna, które przytachała na podróż. Itachi
zaoferował mi pomoc, z której nie skorzystałam. Nie byłam przecież kaleką,
potrafiłam sama dać sobie radę i chciałam im to wyraźnie pokazać.
-
Kiedy macie zamiar podjąć jakąś decyzję? – odezwał się Itachi, kiedy
przekroczyliśmy granicę dzielnicy Awayaki. Nasze domy było już widać z daleka.
Ulica była kręta i długa, spowita łuną światła ze stojących w szeregu lamp
ulicznych.
-
Dzisiaj – powiedział Sasuke.
-
Czyli jutro będę już mógł powiadomić Naruto?
-
Tak.
Ponoć
Uchiha nie są rozmowni, lecz Itachi wciąż nawijał, ja oczywiście nie
pozostawałam mu dłużna. Dopytywał się mnie o kilka spraw powiązanych z
Michigattą i wyjawiał mi jakie rzeczy zdradził mu Sasuke, chcąc poznać moją
wersję wydarzeń. Młodszy z braci sporadycznie dorzucał swoje dwa grosze do
dyskusji i momentami się uśmiechał, kiedy oboje palnęliśmy akurat o tym samym
wydarzeniu.
Poczułam
zawód, gdy udało nam się dotrzeć pod moje mieszkanie. Bracia bez uroczystych
słów pożegnali mnie, kierując się ku własnemu kątkowi. W ostatniej chwili
zdążyłam zawołać:
-
Sasuke, dziękuję za misję. Tobie też Itachi… Za to, że nam pomagasz.
Oboje
skinęli głowami, ale Itachi do zestawu przyjemności dołożył jeszcze figlarny
uśmieszek.
Kto
by pomyślał. No kto by pomyślał, że ja, JA(!) tak bardzo odżywię stosunki z
Sasuke, a nawet je pogłębię. Przekręcając klucz do drzwi musnęłam opuszką palca
swoje wargi.
Pocałował
mnie.
Powiedział,
że lubi jako kobietę. Kryminalista, mściciel i arogant okazał się być
troskliwym, cudownym mężczyzną. Okazał się być tym, kogo potrzebowałam.
Bez
względu na to czy uda nam się dowiedzieć kto nas skazał na sto metrów i w jakim
celu, ja naprawdę ośmielę się być mu wdzięczną. Może to działania siły wyższej?
Może ktoś się mną zainteresował i stwierdził, że tu przyda się solidna korekta?
Niestety, było to niemożliwe. Tenshi Tomoko wyraźnie powiedział, że zna imię
sprawcy.
Właśnie!
Tenshi Tomoko… Przecież to żywe źródło informacji.
To
miało szansę się powieść!
Spotkanie
formalnie nie było niczym wyjątkowym. Zwykła pogawędka odnośnie spraw
zakazanych Jutsu i sposobu jego czasowego pozbycia się. Wbrew temu traktowałam
to inaczej. Była dwudziesta pięćdziesiąt siedem, kiedy po raz ostatni
analizowałam swoje odbicie w lustrze. Chyba nigdy wcześniej tak bardzo się
sobie nie podobałam. Ino mimo swoich skarg i marudzeń, zadbała o to, żebym
wyglądała olśniewająco.
-
Niech Sasuke nawet nie przemknie przez głowę myśl, żeby zrezygnować z
dotykania cię! – powiedziała do mnie na odchodne, bardziej podekscytowana niż
ja sama. Jej twarz rozświetlał filuterny uśmiech. Wręczyła mi jedną ze swojej
kolekcji piorunujących sukienek i jakimś cudem pozwoliła samej wybrać. Padło na
zwiewną blado-różową kompozycję na cienkich ramiączkach, która sięgała kolan.
Na wszelki wypadek Ino zaopatrzyła mnie także w bawełniany sweterek, gotów do
narzucenia w każdej chwili. Z włosami nie urządzałam żadnych eksperymentów. Po
pierwsze: nie byłam w tym fachowcem, po drugie: Sasuke potwierdził, że jest ich
miłośnikiem, a najlepsza forma, to ta naturalna. Pozwoliłam im więc spłynąć po
ramionach. Kilka puklów zakręcało się w delikatne loki, co o dziwo tym bardziej
sprawiło, że efekt był jeszcze bardziej kapitalny.
Wkrótce
byłam już z kretesem przygotowana na przebieg rozmowy. W głowie miałam
zagnieżdżone kilka trafnych formułek odnośnie Tenshi’ego Tomoko. Spędziłam z
Sasuke nieprzerwanie kilka dni, ale to nie odbierało mi prawa na stresowanie się.
Namiastki mięśni składających się na moje ciało miałam naprężone, oddech
nierówny, a chwila, w której otworzyłam drzwi wyjściowe była najbardziej
emocjonującą od dawien dawna.
Natychmiast
poczułam chłód wieczornej pory, a także delikatny wiatr smagający mnie po
skórze. Sweterek musiał zainterweniować prędzej niż przypuszczałam. Narzuciłam
go na siebie jeszcze, kiedy schodziłam z ganku. Niebo tej nocy było wyjątkowo
piękne. Ukazało się w pełnej okazałości, łącznie z trylionami jątrzących się
błysków, rozpostartych po całej jego fakturze. Przypatrywałam się im
bezmyślnie, wiedząc, że Sasuke do tej pory się nie pojawił. Noc miała w sobie
coś magicznego. Cieszyłam się, że Sasuke zdecydował się akurat na tą godzinę.
Mrok wprawiał ludzi w odpowiedni nastrój, atmosferę, obdarowywał ich potrzebną
brawurą, wręczał najpiękniejsze sentencję i sprawiał, że z ust wydobywały się
słowa, na które nigdy nie mieliby śmiałości. Westchnęłam ostentacyjnie,
zauroczona widokiem. W skrytości ducha prosiłam o potrzebne dary na tę noc. O
szczerość, odwagę. Żebym tylko potrafiła odpowiednio skleić słowa. Wyznać
Sasuke kim dla mnie jest, ale jednocześnie nie naciskać na niego zbyt mocno z
wszystkimi uczuciami. Poniekąd byłam pewna, że jego duma będzie usiłowała
wszystko zbagatelizować.
Z
marazmu wyrwał mnie zgrzyt drzwi. Opanowana i spokojna zwróciłam wzrok w tamtym
kierunku, od razu natykając się na parę hebanowych ślepi. Sasuke kiwnął głową,
co odebrałam jako przywitanie, i zaczął zmierzać w kierunku bramy. Przyglądałam
się jego najdrobniejszym ruchom. Ubrany był zwyczajowo; szorty do kolan, ciemna
koszula, tym razem ze względu na chłód zdecydował się na długie rękawy. Włosy
zaczesał do tyłu w urokliwy sposób, a mięśnie twarzy naprężył w stoickim
grymasie.
Uchiha
beztrosko przekroczył granicę mojego mieszkania. To był ten moment, w którym
sielanka się zakończyła. Serce zaczęło bić w obłędzie, a nieskontrolowane myśli
podrzucać mi tysiące wersji wydarzeń. Ostatecznie Sasuke zatrzymał się jakiś
metr przede mną, patrząc na mnie w przenikliwy, wręcz natarczywy sposób.
-
Cześć – przywitałam się.
-
Cześć – odpowiedział dopiero po chwili. – Dobrze, że jesteś. Mam ci coś do
przekazania.
-
Ja też!
Zaczerpnęłam
powietrza i uśmiechnęłam się.
-
Sasuke, znalazłam świetny sposób! Nie będziemy musieli czekać na ANBU! Co ty na
to, żebyśmy wspólnie odwiedzili w więzieniu Tenshi’ego Tomoko i wyciągnęli od
niego jakieś informacje? Wiem, że wciąż mówi o swojej przysiędze, ale… Damy
radę! Podpuści się go i już! – Zacisnęłam teatralnie pięść, udowadniając mu
swoje bojowe nastawienie.
Sasuke
nie poruszył się, ani nie drgnął. Wciąż się we mnie wpatrywał.
-
Więcej entuzjazmu, proszę! To jedyny sposób… Hej! Sasuke! No powiedz coś… -
Zaczęłam machać mu ręką przed nosem. Coś w jego twarzy nareszcie drgnęło. Uchiha
zamrugał, po czym tępy wzrok przerzucił na deptak.
To
jakaś kolejna gierka, czy co? W każdym razie mnie kompletnie nie rozbawiła.
Przestałam się uśmiechać i teraz podchodziłam do sprawy bardziej poważnie.
-
Coś się stało?
-
Nie – odrzekł krótko. Chłód w jego głosie sprawił, że na moment zastygłam w
bezruchu.
-
To dlaczego nic nie mówisz? Jeśli ten plan ci nie odpowiada, proszę bardzo,
podrzuć własną propozycję.
Sasuke
uniósł wzrok. Parę sekund zatrzymał go na mnie, po czym wykonał dwa kroki
wprzód i położył dłoń na moim ramieniu. Wzdrygnęłam się pod wpływem tak nagłego
dotyku. Uchiha w tym czasie przesunął rękę z ramienia ciut wyżej, przygniatając
moje włosy i gładząc je niesprecyzowanymi ruchami.
Tym
sposobem zniweczył moje opanowanie. Przyglądałam się mu z obłąkaniem w oczach,
próbując odszukać wskazówek w wyrazie jego twarzy, lub głęboko w otchłaniach
czerni. Niestety Sasuke zastosował jedną z tych odsłon swojej osobowości,
których przenigdy nie udało mi się rozszyfrować. Wstrzymałam więc oddech, czekając
na dalszy rozwój wydarzeń.
-
Podjąłem decyzję – wyszeptał. – Właśnie kończę tą część mojego życia.
-
O-o czym ty mówisz? – nastroszyłam brwi. Słowa Sasuke i sposób w jaki je
wypowiadał zaczęły mnie niepokoić. – Część swojego życia?
-
Tak, Sakura. Część z nami i Kyori.
Niepokój
natychmiast się wzmógł. Wydawało mi się, że na moment zapomniałam jak poprawnie
oddychać. Zapomniałam o większości czynnościach życiowych. Liczyły się tylko
jego oczy i emocje, których w nich brakowało.
Mimo
wszystko postawiłam na zdrowy rozsądek. Nie chciałam wyjść na beksę. Targające
mną emocje zakamuflowałam uśmiechem wyrażającym zrozumienie.
-
A więc… wolisz od razu pozbyć się Kyori? Nie chcesz czekać na ANBU, ani składać
wizyt królowi Michigatty?
-
Nie – Kolejne bezpośrednia odpowiedź, która ubodła mnie w serce.
O
tej godzinie dzielnica Awayaki świeciła pustkami. Jedyne sygnały, komunikujące
o większej ilości istot ludzkich wysyłały rozświetlone okna domostw, przez
które raz za razem przechadzały się cienie sylwetek. Na parę chwil przykuły
moje zainteresowanie, żebym mogła odepchnąć od siebie nieznośny ucisk w sercu.
-
Sasuke Uchiha wybiera najprostsze wyjście. To dość nietypowe – powiedziałam
machinalnie. Chyba moje prośby do niebios zadziałały. Znienacka poczułam, że
mogę powiedzieć mu wszystko. – Ciężko będzie mi się z tobą przyjaźnić, kiedy
nie będę w stanie cię dotknąć. Poza tym… do tej pory nie do końca rozumiem
zażyłość stosunków między nami. Nie wiem co nas łączy. Myślałam, że dzisiaj mi
to powiesz.
-
Powiedziałem.
-
Co? – Teraz to już zupełnie nic nie rozumiałam.
-
Powiedziałem ci – zawtórował Sasuke.
Z
początku gmerałam w pamięci, nie chcąc wyjść na kretynkę, ale głowę dałabym
sobie uciąć, że dotąd nie usłyszałam od Uchihy sensownego wyjaśnienia
uczuciowego ambarasu między nami.
-
K-kiedy mi to powiedziałeś? Nie przypominam sobie, naprawdę.
-
Przed chwilą.
-
Hę? – Zgłupiałam. Żeby niby dzisiaj? Tej nocy? Przed chwilą? Czy ja, u licha
sfiksowałam, czy to Sasuke począł gadać bzdury? Noc chyba niezbyt korzystnie na
niego wpływa. – To ma być jakiś żart? Wcale mi się to nie podoba. Mógłbyś
przestać tak dziwnie się zachowywać? Przecież nic mi dzisiaj nie powiedziałeś.
Dosłownie kilka minut temu zaczęliśmy naszą rozmowę.
-
Sakura – Tubalnym głosem zaakcentował moje imię. – Mówiłem to chwilę temu.
Wsłuchuj się bardziej uważnie, a nie bujaj w obłokach, jak to masz w zwyczaju.
– Łał, to chyba jego najdłuższa wypowiedź tej nocy. – Kończę tą część mojego
życia. Część z nami i Kyori. Z nami – podkreślił dobitnie.
Oniemiałam.
OK,
niegdyś miewałam koszmarne sny. Nawiedzały mnie niemalże codziennie, więc
mogłam dziecinnie założyć, iż właśnie znajduję się w wyśnionej przeze mnie
rzeczywistości. Sasuke właśnie „delikatnie” uzmysłowił mi, że… kończy część z
nami… Nie, to absolutnie nie może być prawdą.
Roześmiałam
się nerwowo.
-
Nie mówisz poważne, prawda?
-
Owszem mówię – Następne dobitne podkreślenie. Zadrżałam, gdy ręka Sasuke
powędrowała wyżej usadawiając się na czubku mojej głowy. – Nasza znajomość
rozpoczęła się wraz z pojawieniem Kyori. Teraz techniki da się pozbyć, więc
wraz z tym należy zakończyć naszą przyjaźń.
Z
każdym słowem moje nieszczęsne oczy rozwierały się coraz bardziej. Coś kazało
mi natychmiast oderwać się od Sasuke, ale byłam zbyt skołowana, aby wypełnić to
polecenie. Zapewne przez donośne, powielone okrzyki serca, przedzierała się
namiastka rozsądku.
-
Żartujesz sobie ze mnie – wykrztusiłam, oczami wyobraźni widząc roześmianego
Sasuke, który określa mnie mianem głuptasa i mocno do siebie wtula. Niestety,
jego prawdziwa wersja potraktowała mnie bardziej bestialsko.
-
Czy ja mógłbym urządzać sobie żarty z takiej sprawy? Daj spokój, Sakura. Dobrze
wiesz, że nasza znajomość do niczego by nie doszła. Potrzebowaliśmy siebie
tylko ze względu na Kyori i w czasie naszej misji. Teraz… gdy wszystko zostało
wyjaśnione, nie ma sensu dalej tego ciągnąć.
Nie
mogłam… Nie mogłam dłużej tego wysłuchiwać!
-
Przecież mnie pocałowałeś! – Z impetem odepchnęłam go od siebie. Sasuke nie
sprawiał wrażenia zaskoczonego. Odzyskał balans dwa metry przede mną, perfidnie
zachowując spokój. – Przecież powiedziałeś, że mnie lubisz! Nie wiem co w
ciebie wstąpiło, ale Sasuke, którego ja znam, przenigdy nie zachowałby się w
taki sposób.
-
Sakura, sama powiedziałaś, że doniedawna byłem kryminalistą. Myślisz, że tak
szybko potrafiłbym się zmienić? Nie! – podniósł głos o jeden ton. Do oczu
napłynęły mi łzy. Kiedy jedna z nich potoczyła się po moim policzku, u Uchihy
dostrzegłam pierwszą wyraźną emocję. Zdumienie. Otarłam ciecz wierzchem dłoni i
wydobyłam z siebie charchot niezadowolenia. Poczułam wstręt do samej siebie za
to, że tak łatwo doprowadził mnie do płaczu.
-
To i tak nie tłumaczy dlaczego mnie pocałowałeś – wychlipałam. – Nie mówisz mi
prawdy. Kłamiesz! Osoba, z którą rozmawiałam sam na sam w kajucie nie mogła
nagle stać się… tym czymś! – Z obrzydzeniem machnęłam na niego obiema rękoma.
Twarz
Sasuke przybrała ówczesnej formy. Mężczyzna zmaterializował się blisko mnie i
przytrzymał nadgarstki. Powietrze wylatujące ze świstem z jego nozdrzy uderzyło
w moją twarz.
-
To była kretyńska chwila słabości, nic więcej. Potem zaczęłaś odstawiać fochy,
kiedy powiedziałem ci prawdę. Potrzebowałem twojego wsparcia w czasie misji,
dlatego udobruchałem cię na szczycie zamku, żebyś zaczęła wreszcie
współpracować. Zachowywałaś się jak każda naiwna kobieta. Sama jesteś sobie
winna.
Mój
umysł balansował między wściekłością, a dojmującym smutkiem. Najpierw to
pierwsze dopięło swego i w większej mierze przejęło nade mną panowanie. Teraz
smutek po raz kolejny zrównał się z gniewem. Zabójcza mieszanka natychmiast we
mnie eksplodowała. Rozpłakałam się na dobre, a czarne oczy Sasuke zamieniły się
w odmęt. Obraz pozbawiony wszelkich kształtów, bądź zarysów.
-
Nie wierzę ci… - Dopiero po chwili dotarło do mnie, że właśnie się odezwałam.
Jak zwykle w momentach krytycznych wszystko w moim organizmie zaczyna się
buntować i działać bez zaleceń mózgu. Wiedziona własnymi nadziejami uwolniłam
ręce z jego stalowego uścisku i przywarłam do jego torsu, mocno obejmując.
Sasuke
zareagował momentalnie, jednym szarpnięciem odsuwając mnie od siebie.
-
Nie wierzę ci! – wrzasnęłam.
-
Mam ci przekazać wszystko prostszym językiem? – zapytał zgorzkniale. Szydził ze
mnie. On naprawdę miał czelność tak się zachowywać.
-
Proszę! Przekaż mi wszystko tak, żebym zrozumiała! No dalej!
Sasuke
na powrót się spiął. Kąciki jego ust zawędrowały w dół. Z zapartym tchem
wyczekiwałam bezpośredniego komunikatu. Potrzebowałam tego. Inaczej do końca
mych dni będę traktowała to jako głupawy sen, wywołany moimi skrytymi lękami.
-
Nie chcę cię widzieć… - wyznał cichym i zdecydowanym tonem.
Wytrzeszczyłam
na niego oczy. Znów poczułam następną falę łez, zalewającą widziany obraz.
-
Nie chcę cię słyszeć… Nie chcę być z tobą.
-
Sasuke…
-
Moim celem jest dołączenie do szeregów ANBU i tego będę się trzymał. Ty masz
dziecko, rodzinę… Skupmy się na własnym życiu, a nie mieszajmy wzajemnie w
swoje.
Musiałam
ochłonąć. Cofnęłam się o krok i przyłożyłam dłoń do serca, usiłując jako tako
go uspokoić. Bębniło w mojej klatce bez ustanku, a jego dźwięk zagłuszał
wszelkie inne. Zaczęłam oddychać jak po biegu. Sasuke nadal stał w miejscu i
czułam jak mi się przygląda.
-
Ty uważasz, że ja mam rodzinę? – powiedziałam to bardziej do siebie niż do
niego. Szeroko otwartymi oczami gapiłam się w jakiś punk na deptaku. Straciłam
zainteresowanie Sasuke. – Ty uważasz, że ja i Ren tworzymy rodzinę? Dobre
sobie! Satoshi, owszem, jest moją rodziną, moim synem. Kocham go ponad wszystko
i nie wyobrażam sobie życia bez niego. Ale Ren mimo formalnego bycia ojcem, nigdy
nie zasłużył sobie na tę rolę. Zostawił mnie, nie wspierał, zmieszał z błotem.
Jeżeli miałabym mu kiedykolwiek wybaczyć, to pozostalibyśmy tylko przyjaciółmi.
Nadal coś do niego czuję. Tego nie da się tak łatwo zniweczyć, ale na pewno
nigdy nie stworzymy rodziny! Więc przestań wypowiadać się na tematy, o których
nie masz bladego pojęcia! Pieprzysz bzdury i tyle!
Z
palących się w moim środku emocji zrobiło mi się nagle niemożliwe gorąco.
Chlipałam, obejmując się ramionami. Wciąż pocieszałam się zapewnieniami o
koszmarze.
Sasuke
odwrócił się na pięcie i zanurzył dłonie w kieszeniach. Wyjrzałam zza dziurawej
tarczy włosów i natychmiast tego pożałowałam. Nawet stąd czułam emanujący od
niego chłód i obojętność.
-
To nie ma dla mnie znaczenia – oznajmił na odchodne.
Szok
i bezradność się wzmogły, kiedy przy bramie do posesji Uchihów ujrzałam
wmurowanego Itachi’ego. Sasuke najwyraźniej również zdziwiła jego obecność, bo
przystanął na moment w miejscu, gapiąc się na brata. Jak zwykle pojawił się w
samą porę. Wyśmienite wyczucie czasu! Zapewne wracał od Naruto. W jego dłoni
tkwiła butelka Sake.
-
Sakura? – W samą porę zauważał też wszystkie niewspółgrające ze sobą szczegóły.
Nawet mimo jego obecności nie mogłam uporać się z cisnącym na usta łkaniem.
Brzmiałam żałośnie, ale jeszcze bardziej żałośnie zostałam odrzucona. – Sasuke,
co tu się u licha dzieje?
Spuściłam
głowę. Było mi już zupełnie obojętne jak reaguje Itachi. Mogłam tylko wyobrazić
sobie jak marszczy brwi, poszukując odpowiedzi w detalach widzianego obrazu.
-
Sakura – Głos Sasuke dobiegł moich uszu. – Jutro…
-
Nie! – weszłam mu w słowo, rozpaczliwym gestem zatykając sobie uszy. – Nie chcę
już nic więcej słyszeć. Po prostu… odejdź.
-
Coś ty zrobił? – W tle słyszałam także echo głosu Itachi’ego. Choć nie
powinnam, poczułam naraz nienawiść do obu braci.
Sasuke
podjął się kolejnej próby:
-
Jutro będziesz mogła normalnie oddalać się od domu, bez informowania nas o tym.
Jeszcze dzisiejszego wieczoru razem z Itachi’m wykonamy wszystkie pieczęcie i
uśpimy namiastkę twojej chakry w moim wnętrzu – powiedział to tak, jakby
świadomość, że nosi w swoim organizmie odrobinę mojej energii przyprawiała go o
wstręt.
Potem
odszedł. Zniknął. Itachi nawoływał coś na mnie, szarpał się z Sasuke.
Postanowiłam zagrać w ich własną grę. Zobojętniona na wszystko zawróciłam do
swojego mieszkania, przymykając bezszelestnie drzwi. Pogrążona w mroku osunęłam
się na ziemię. Z zewnętrz rozbiegały się odgłosy awantury.
-
Nie o tym mówiłem! – Bardziej rozemocjonowany głos należał do Itachi’ego.
-
Nie interesuje mnie to.
-
Sasuke!
-
Czego?
-
Nie wierzę, że tak się zachowujesz!
Tak,
ja też nie chciałam w to uwierzyć. Jeszcze chwilę po całym wydarzeniu wmawiałam
sobie, że to nieprawda. Sasuke jest przecież idealny, olśniewający, czuły kiedy
tego potrzeba - po prostu chodzące uosobienie słowa perfekcja.
Nie
wyglądałam zza okna, ale słyszałam odgłosy szarpaniny. Młodszemu z braci
najwyraźniej powiódł się proces usuwania ludzkiej bariery. Itachi mlasnął
poirytowany językiem i ruszył dudniącymi krokami za Sasuke.
-
Posłuchałem cię. Zrobiłem to, co jest dla mnie i dla niej najlepsze.
Ostatnie
słowa, które wypłynęły z ust mojego cudownego mężczyzny. Potem zamknęłam oczy i
osunęłam się w przyjemny, wolny od cierpień, czarny niebyt.
Od
autorki: Rozdział
jest makabryczny i jestem tego świadoma. Zanik weny, lub coś… Nie wiem.
Czasami bloggerom zdarzają się takie chwile, że wszystko co napiszą wydaje się
być dla nich bez ładu i składu. Przeżywam obecnie ten sam stan i nie mam nic
więcej do dodania.
Mogę
tylko obiecać, że w następnym rozdziale się poprawię.
Jak mogłaś coś takiego zrobić ??!!. Dlaczego ??. Już tak było dobrze a tu buuum .... Rozdział piękny, ale to co zrobił Sasuke no zwaliło mnie z krzesła. Jak mógł ??!!. Mam nadzieję, że się wszystko ułoży. Powiedz, że tak , powiedz ....
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny ; )
Kobieto ... ZASTRZELIŁAŚ MNIE ! To było ... Nawet nie mam słów żeby to wyrazić. Przeistoczyłaś Sasuke w chama . Ale mam nadzieję że wszystko się ułoży , ponieważ świetnie piszesz a ja mam Ciebie właśnie za Narkotyk ! Taki własny Narkotyk Oshiiii. Pozdrawiam i życzę weny . ! //Oshiiii
OdpowiedzUsuńNie mogę uwierzyć, chociaż przypuszczałam taki scenariusz ale i tak nie wierzę. Dlaczego? Przecież to nie jest najlepsze wyjście, przecież teraz cierpią oboje. Moim zdaniem rozdział jest po prostu wspaniały, pełen zawiłości uczuć dwójki głównych bohaterów. Można było się domyślić, że Sasuke źle zrozumie słowa brata, chociaż z drugiej strony nie dziwię mu się. Tak naprawdę mam wrażenie, że to wszystko się jeszcze wyjaśni. Mogę mieć tylko nadzieję, że wszystko się dobrze skończy, że te tajemnice przestaną niszczyć życie Sakurze i Sasuke. Rozdział wywołał u mnie sprzeczne uczucia ale jedno było niezmienne ta niepewność jaką opcje wybiorą.
OdpowiedzUsuńZ rozdziału na rozdział coraz mniej wierzę w szczęśliwe zakończenie, nie wiem dlaczego. Nie mogę uwierzyć, że jeszcze tylko parę rozdziałów i koniec,ale narazie nie będę o tym myśleć przecież jeszcze tyle przed nami;)
Dla mnie ten rozdział jest idealny wszystko do siebie pasuje, jest ład, porządek.
Ja ze swojej strony, życzę Ci weny i żeby pisanie sprawiało Ci radość;)
Pozdrawiam;)
Płaczę jak bóbr, piękny rozdział, choć smutny. Nie mogę uwierzyć w to co mówił Sasuke, ale mam nadzieję, że się opamięta. Jeszcze będzie żałował, że tak potraktował miłość swojego życia. A ja mam nadzieję, że Sakura nie da się tak łatwo przeprosić. Do następnego rozdziału. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńMasz trochę racje co do tego rozdziału. Uważam, że nie był zbyt dobry, jak na ciebie. Ale to może wina tego, że ostatnio nic mi się nie podoba?
OdpowiedzUsuńPrzez połowę rozdziału nie działo się nic szczególnego, a końcówka była zbyt ckliwa i dramatyczna. Dobra, Sasuke zrobił to dla ich dobra. Widać, że mu zależy na Sakurze. Ale nie mógł zachować się trochę doroślej? I wytłumaczyć jej dlaczego podjął taką decyzje, zamiast zachowywać się jak cham?
Ojej, zostało jeszcze tak nie wiele rozdziałów? Szkoda ;( Na szczęście jeszcze jest twój nowy blog. A propos, kiedy będzie można spodziewać się tam nowego rozdziału?
No to czekam na nowy rozdział tutaj jak i na nowym blogu.
Pozdrawiam i życzę duuużo weny :)
Miliko.
PS. Świetna piosenka. Jak zawsze przypadła mi do gustu.
Rozdział na nowym blogu opublikuję najprawdopodobniej 17 marca, za tydzień.
UsuńZ tą notką zawaliłam, ale przynajmniej wasza krytyka jakoś zmotywuje mnie do pokonanie tej blogowej depresji i wzięcia się w garść.
Dziękuję i również pozdrawiam.
Nie no, po prostu brak słów. Wiedziałam, że nie będzie sielankowo i, że nie od razu będą parą idealną, ale ... przesadziłaś, no... Przecież mu na niej zależy... Mam nadzieję, że lubisz happy endy i, że tu ich nie zabraknie.
OdpowiedzUsuńKilka rozdziałów do końca? Szczerze ci powiem, że szkoda. Chciałam, aby było ich tak dużo, jak na SOH, widać marzenia rzadko się spełniają... No i miałam pisać coś radosnego w notce i już nie umiem -.-
Serio, aż mi się humor pogorszył. Ehhh, tak już mam, jak wczuwam się w sytuację bohaterów.
Rozdziałowi daleko do miana "najgorszego". Braku weny nie widać w ogóle.
I ogarnij się, bo zajiebiście piszesz.
Pozdrawiam ;)
niesamowite jak łatwo autor może odzwierciedlić swoje uczucia w rozdziale. ty uważasz, że wena ci nie dopisała robiąc z rozdziału wielkie za przeproszeniem guwno.. wiesz co?.. to wielkie guwno wyciska łzy przepełnione smutkiem, zaskoczeniem i wielką niechęcią do zachowania Sasuke.
OdpowiedzUsuńI wiesz, co Ci jeszcze powiem?.. jeżeli wena będzie odchodzić od ciebie za każdym razem, kiedy w opowiadaniu będą krytyczne momenty pełne bólu, to z wielką radością będę czytać każdy z rozdziałów xD.
Wiem, że to okrutne ale prawda jest taka, że gdy nie masz weny, poruszasz mnie najmocniej xD i zamiast słodkich.. nawet przesłodzonych miłością rozdziałów czytam historie o przyziemnych emocjach, które mówią same za siebie: TYLKO TY JESTEŚ NA TYLE ZDOLNĄ OSOBĄ, BY MÓC NAPISAĆ SASUSAKU W TAK CUDOWNY SPOSÓB xD.
życzę Ci wszystkiego co najlepsze xD
pozdrawiam i całuję xD ;*
Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńEeeej... Akemii ;c nie rob nam tego ;/ rozdzial dobry, ale nie tak jak poprzednie. Chociaz i w tym podczas czytania nie chcialam zeby sie konczyl rozdzial zby szybko. Musisz pokonac brak weny i pisac dalej. Mam rak samo tylko ja nie napisalam nic nowego od walentynek ;( Tobie zycze powrotu weny i kurcze szkoda ze zostalo tak malo rozdzialow do konca ;/ jeszcze mam takie pytanie. Czy wiesz moze mniej wiecej kiedy uda Ci sie przerobic Secret of Happiness na pdf'a? Chcialabym pokazac przyjaciolce ktora ma nikly dostep do neta.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Habanero ;3
No i znowu wycisnęłaś ze mnie morze łez T___T. Kobieto, co ty ze mnie robisz?!
OdpowiedzUsuńBoże, Sasuke to naprawdę skończony gbur. Bezuczuciowy i bezlitosny gbur. Argh, jestem taka wkurzona, smutna i zaskoczona faktem, że mimo wszystko rozdział wyszedł wspaniale ;__;. Nie cierpię cię za to! Wszystkie twoje rozdziały, nawet te najsmutniejsze, w których dogłębnie pokazujesz, że Sasuke jest największym dupkiem na świecie - są mimo wszystko i d e a l n e, i wywierają na mnie olbrzymie emocje. Podziwiam Cię za to.
I żeby nie było, nadal kocham Ciebie i ten rozdział - to był tylko krótki przejaw nienawiści stworzonymi emocjami w moim sercu i główce xD.
Pozdrawiam i życzę weny! <3
Cóż, zaskoczyło mnie zachowanie Sasuke, w sumie nie tego się spodziewałam - ale to w sumie dobrze. Mimo iż mnie wkurzył tym co zrobił, nadal go lubię w Twoim opowiadaniu.
OdpowiedzUsuńZawsze zachwyca mnie sposób jaki piszesz. Niesamowite ile słowami można przekazać emocje, uczucia. Normalnie zazdroszczę :) Wszystko jest idealne, bohaterowie, akcja, świat przedstawiony. Coś cudownego.
Mam nadzieję, że z tym Sasuke wszystko się wyjaśni, nienawidzę, tego czekania xD Ale na Twoje notki, zawsze warto czekać, nawet jakby to miało trwać nie wiadomo ile. :)
Pozdrawiam i życzę weny! ;3
Ja uwazam ze rozdzial jest genialny! Naprawde, zwlaszcza ich rozmowa.. Sama do konca nie wiedzialam co on tam kreci. I nie dziwie sie Sakurze.. Biedna.:-/ mam nadzieje ze cos im nie wyjdzie z tym jutsu albo Itachi postawi go na nogi.. Czy ktos oprocz Rena i Sakury wgl orientuje sie co tam sie dzialo??? Bo jesli tak to powien poinformowac Sasuke.. Ale pewnie Naruto tym kims nie bd, bo widze ze kibicuje nie przyjacielowi tylko innemu team'owi.. No coz pozostaje mi czekac na nn. Pozdrawiam, Hayley
OdpowiedzUsuńWstyd mi się przyznać... Ale płakałam jak przy śmierci Albusa Dumbledor'a albo Syriusza Black'a ! Kobieto co ty ze mnie robisz? T^T Czuję się bardziej przybita niż przy końcówce Angel Beats ... A to już WYCZYN ! T^T Ps. Masz chusteczkę? Od teraz muszę być już Oshiiii alias Smarkuś T^T xd
OdpowiedzUsuńHm...pierwsza część rozdziału faktycznie taka sobie, ale druga...rozmowa Sasuke i Sakury to po prostu...brak mi słów...super. Mnóstwo emocji, element zaskoczenia i jeszcze wtargnięcie Itachiego...chylę czoła :)
OdpowiedzUsuńWiem, ze Sasuke zrobił to bo inaczej nie umiał nie potrafił .... ale i tak smutno mi że tak potraktował Sakurę ;c
OdpowiedzUsuńNie wiem czemu niektórzy nażekają na rozdział włącznie z tobą, świetny jak zawsze ;)
Okej. Już wczoraj widziałam, że pojawiła się nowa notka, jednak niefortunnie nie mogłam się za nią zabrać, gdyż nauka mnie wzywała ;/ Jednak to mnie nie powstrzymało przed przeczytaniem kilku komentarzy i... tak, pożałowałam tego, bo już z nich się dowiedziałam, że Sasuke coś odpie***, co tylko wzmogło moją ciekawość. Zdajesz sobie sprawę, jak ciężko mi było usnąć, nie wiedząc o co chodzi!? Ale cóż, moja chęć wyspania się jednak zwyciężyła xd
OdpowiedzUsuńOczywiście, gdy tylko wróciłam ze szkoły, po ówczesnym porządnym zmarznięciu na przystanku, marzyłam tylko o obiadku, ciepłej herbatce i łóżku. Gdy już to dostałam, zadowolona otworzyłam paczuszkę chrupek duszków z biedronki i z zapałem zaczęłam czytać rozdział. I cóż zastałam?
Początek trochę nudny, zwyczajny i właściwie bez szału. Rzeczywiście było czuć trochę brak weny, bo opisy wydały mi się... ciut bez duszy. Tak trochę bez Akemii ;< Ale to był tylko początek, bo dalej się rozwinęło. Bardzo mi się podobały opisy uczuć zarówno Sasuke, jak i Sakury. Doprawdy, dziewczyno, w tym to Ty jesteś mistrzynią nawet z brakiem weny :) Scena rozmowy braci Uchiha była i słodka i przejmująca, bo wtedy Sasuke odkrył, co tak naprawdę czuje do Haruno i się do tego przyznał. Już wtedy zaniepokoiła mnie ta paskudna myśl, że Sakura ma przecież rodzinę i bla bla bla nie chce jej niszczyć. A gówno prawda z tą rodziną! No ale o tym za chwilę...
Ren... Ren, ja nadal nie wiem w co on pogrywa. I naprawdę irytujące jest to, że my ciągle nie wiemy, co się wydarzyło między nim a Haruno, a Ty uparcie nie chcesz tego wyjawić >.< No zlituj się, proszę! Bo naprawdę zaczynam się gubić w tym, jak określić Kanoe. Raz zimny, obojętny, a za chwilę nosi Sakurę na rękach i szepce coś do uszka. Nie ogarniam :O Chociaż obstawiam opcję, że Ren jest zakochany na amen w Sakurze, ale ona coś mu powiedziała w czasie "amnestii" i dlatego spadła z tych schodów. I że w czasie "amnestii" się przespali, stąd Satoshi, i że nie wiem... w czasie stosunku zamiast Ren powiedziała Sasuke xd Rozwiej moje głupie myśli wyjaśniając to!
A wiesz co było najgorsze w tej notce? Że podczas czytania jej, idealnie na słowach "-Cześć. -Cześć." niespodziewanie wpadły do mnie z wizytą moje przyjaciółki, przez co musiałam przerwać w takim momencie! Okrutne, nieprawdaż? W dodatku zjadły mi chrupki >.< Ale biadole i biadole, a ja o czym innym miałam!
A więc finalna scena. Szczerze powiedziawszy mam co do niej mieszane uczucia. Z jednej strony wkurzył mnie Sasuke swoją decyzją, bo -doprawdy!- o rodzinkę się martwi? Pff, dobrze mu Sakura powiedziała! Ta rodzina nigdy rodziną nie była, choć wciąż nie wiem czemu, no ale nie była i nie będzie. Także ta wymówka była beznadziejna, jeśli o Uchihę chodzi.
A z drugiej strony wkurzyła mnie Sakura. Czemu? To jej zachowanie... ech, przedstawiłaś ją tak, jak najbardziej nie lubię, czyli płaczka z anime z pierwszej serii "Naruto" ;/ Sądziłam, że sie zmieniła, że nie rozbeczy się przy nim, że zachowa dumę. No cóż, myliłam się. Doskonale rozumiem te wszystkie emocje, rozczarowanie, Uchiha znowu okazał się draniem, sama pewnie zachowałbym się tak, jak Haruno, a jednak... to mi nie pasowało. I w odróżnieniu od poprzedniczek wyżej, ja nie napiszę, że się wzruszyłam, rozbeczałam, bo w rzeczywistości.. się trochę zawiodłam. Przepraszam Akemii, ale zdecydowanie bohaterem rozdziału był Itachi. On był dla mnie idealny. Kochany braciszek, troszczący się o młodego i jego życie uczuciowe. Tak, jego wejście było super ;D
Błędy:
OdpowiedzUsuń"wwierca we mnie reprezentacyjnie dla klanu" -> "reprezentacyjne"
"wlepiając w nas spojrzenia ciekawskie" -> szyk; "ciekawskie spojrzenia"
"kluczyć w rejonach blisko Sakury i Ren’a" -> "bliskich rejonach"?
"przy bramie powitalni nas strażnicy" -> "powitali"
"nie przemknie przez głowie myśl" -> "głowę"
"a nieskontrolowane myśli podrzucać mi tysiące wersji wydarzeń" -> "podrzucały mi"
"do serca, usiłując jako tako go uspokoić" -> "je uspokoić"?
"Nie wyglądałam zza okno" -> "za"
To tyle ode mnie, jeśli chodzi o ten rozdział :) Biorę sobie do serca Twoją obietnicę, że następny rozdział będzie lepszy, bo mimo że ten był bardzo dobry, to wiem, że stać Cię na więcej. Nie zawiedź mnie! ;*
No i smuci mnie wiadomość, że do końca ai-no-ibuki pozostało już tak niewiele rozdziałów ;< Jak dobrze, że mam jeszcze do nadrobienia SOH, no i nowy blog <3 Przynajmniej dalej będę mogła czytać Twoją wybitną twórczość!
Pozdrawiam i WENY!
P.S. Wybacz, za bardzo się rozpisałam i nie chciało mi przyjąć w jednym komentarzu, haha xd
Końcówka mnie zaszokowała...
OdpowiedzUsuńJezu, tak naprawde to nwm co powiedziec, w tym rozdziale sa zawarte takie emocje, nie latwo doprowadzic mnie do placzu ale , tobie sie to calkowicie udalo...szok
OdpowiedzUsuń"bez ładu i składu"? nie grzesz..:O wspaniały rozdział, bardzo nacechowany emocjami, super a no i weny życzę<3
OdpowiedzUsuńNie grzesz, córko [xD] - ja Ci dam bez ładu i składu, ja Ci dam...
OdpowiedzUsuńDobra, a teraz konkrety:
Większa część rozdziału przebiegła przyjemnie - rozmyślania, opisy - lekko się czytało, czasami trzeba było troszeczkę pogłówkować, ale to podnosi punkty idealnego rozdziału. Później te spotkanie o 21 i radar pt ,,Ocho! Coś się szykuje!". No i oczywiście czułe i romantyczne wizje w mojej głowie.
Wiedz, że przeczytałam w ogłoszeniach, że została nam maksimum [!] 7 rozdziałów, więc podejrzewałam sielankę, może drobne problemy, ale w dalszym stopniu sielankę. Więc dochodzę do tej sceny, czytam i... No chyba kurde jakiś żart... Nie śmieszny.
Wyglądałam dokładanie jak Itachi, tylko, że zamiast sake w ręku, dzierżyłam butelkę coli.
Po przeczytaniu rozdziału musiałam to sobie wszystko w głowie poukładać... Wiesz, moje przemyślenia podzieliły się na pół - 50% obstawia chociaż minimalny happy end, a drugie 50% stawia na Twoją chamskość [xD]. Nie no, chamska raczej nie jesteś, ale wiesz... No ja bym chciała jakiś tam (chociaż minimalny!) happy end :)
Jak osoby powyżej uważam, że emocje opisujesz genialnie :) Ale, że pewnie nasłuchałaś się tego od cholery, więc nie będę się powtarzać :)
Czołgiem!
Sasuke, jest głupi. Jak mógł ją tak po prostu zostawić, ale miał wytłumaczenie. Boże.
OdpowiedzUsuńI nie mów tak, bo rozdział mi się podoba jest boski. :)
Fuck! Tak dawno nie zaglądałam do Ciebie! (i właściwie nie wiem czemu) Teraz wbijam, czytam pierwsze kilka linijek i mówię: o nie! Tak nie można!
OdpowiedzUsuńTwój blog zasługuje na gorącą czekoladę, kocyk, nastrojowe światełka i wygodną pozę w łóżeczku! Więc kiedy tylko będe miała czas (sobota!!!) zrobię sobie randkę z Twoim blogiem. Szczerze, to jesteś jedyną autorką, której wypociny czytam z sercem, skupieniem i zachwytem. Strasznie podoba mi się Twój blog, historia i w ogóle wydajesz się być faaajną osobą in real life :3
Tak więc notkę dokładniej skomentuje jak ją przeczytam (z honorem i oddaniem, a nie w pośpiechu między robienie fizyki i chemii!)
xoxo!
Przeczytałam te wszystkie opowiadania i wpadłam w zachwyt. Masz talent. Ta notka szczególnie mi się spodobała. Tu się zmienia wszystko cacy, a nagle takie coś jak grom z jasnego nieba, cudne. ;3 Piszesz dalej te opowiadanie?
OdpowiedzUsuńPewnie, że tak.
UsuńJutro dodaję nowy rozdział ^ ^
Super;3
UsuńMam wrażenie, że jakaś taka krótka ta notka. :o
OdpowiedzUsuńMyślałam, iż Sasuke zdecyduje się wraz z Sakurą rozwiązać to inaczej. Na pewno nie spodziewałam się, że on będzie wobec niej tak brutalny i okropny. Niczym Sasuke odchodzący z wioski. Nie lubię go takiego, nie znoszę. Chociaż go uwielbiam,to nie znoszę momentów w których jest takim cholernym egoistą! -,- ;______; Nawet nie wyobrażam sobie co Haruno czuła, rozmawiając z nim...
I co.. teraz to wszystko się skończy? Tak po prostu? Nieeeeeeeeeeeeeeee. :c Może Uchiha jeszcze się ogarnie. Proszę powiedz, że tak będzie ;_; :3