sobota, 4 maja 2013

XXXIV. Wyprawa


„Poza czasem, poza śmiercią, jest miłość. Czas i śmierć nie mogą jej osłabić.”
Jeanette Winterson

Rozpętało się piekło. Nie tylko w obrębie mojej duszy, choć żar emocji zajmował ogniem mózgowe generatory odpowiedzialne za podstawowe funkcje. Piekło znajdowało się tutaj, przede mną. Zetsu zdecydował sprzęgnąć ze sobą rozszczepione klony. Szereg mężczyzn zaczął mętnieć niczym rozpływające się masło, analogiczne wsączając się w ciało osobnika obok. Tym sposobem obie strony muru kurczyły się do środka. Hałas temu towarzyszący był nie do zniesienia, przywodząc mi na myśl chrzęst kości. Dostawał się nieugięcie do moich uszu, torturując bodźce odpowiedzialne za zdrowe myślenie. Przymrużyłam oczy, próbując skupić się na Ren’ie, ale obraz kolebał się jak na huśtawce.
Wkrótce wszystko umilkło, nawet wiatr przestał dąć. Zetsu ujawnił się w swojej pełnej okazałości, przyjmując pozycję nieopodal Ren’a. Jego skóra utraciła nieskazitelnie biały kolor i teraz w połowie zajadała ją czerń. Wyglądał jak demon – nic dziwnego, że po myślach kołatało mi się piekło.
- Ren, powiedz w tej chwili co się dzieje! – Dopiero słysząc wrzask, przypomniałam sobie o Sasuke.
 - Po to was tu sprowadziłem, Uchiha. Więcej cierpliwości – Ren stał ze złożonymi nad podbrzuszem rękoma. – Zaraz wszystko stanie się dla was jasne.
Potem spojrzał na mnie.
Boże, na co on naraził moje serce? Wręcz wstrząsnęła mną wibracja, gdy tak nagle zaczęło tłuc mi w piersi.
Delikatnie poruszył ustami. Nie dobiegł mnie żaden dźwięk, ale instynktownie wyczytałam z ruchów uformowane, krótkie: „Chibi”. Włosy miał stargane przez wiatr, a jasną, elegancką koszulę opatuloną kamizelką w kolorze butelkowej zieleni. Jak zwykle prezentował się nienagannie, z królewskim akcentem. Nie dziwiłam się wcale przydomkowi nadanemu przez Zetsu.
 - Załatwisz resztę tak, jak ci mówiłem? – wyszeptał Ren do swojego sojusznika. Sasuke zwinął dłonie w piąstki, a zadowolony demon przytaknął.
Chciałam krzyczeć, wrzeszczeć… chciałam zrobić cokolwiek, by potem nie żałować bezczynności, ale ciało odmówiło posłuszeństwa. Tkwiło nieruchome w miejscu, gapiąc się na „królewicza”.
 - To już koniec – Ren znów się we mnie wpatrywał. Obserwowałam jak wznosi ramię w górę, by dosięgnąć oplatającą jego czuprynę opaskę.
Ugasiłam iskrzący się we mnie pożar i wreszcie poczułam struny głosowe:
 - Powiedz… powiedz wszystko. Proszę.
Uśmiechem zbił mnie z pantałyku. Wydawał się taki spokojny… Zasłonił czekoladowe oczy powiekami i ostrożnie pozbył się materiału z głowy. Opaska popłynęła w dal, niesiona przez smagania wiatru. Wspólnie z Sasuke przyglądaliśmy się temu w milczeniu. Mężczyzna nie przejął się utraconą częścią odzieży. Zamiast tego wyciągnął zza pleców przedmiot, który srebrzył się w pierwszych, nieśmiałych promieniach słońca, wychylających się zza chmur. Potrzebowałam chwili, żeby dokładnie się mu przyjrzeć i wtedy, gdy połyskujące światło przygasło, rozpoznałam nazbyt dobrze znany znak.
Symbol Liścia.
Kanoe odwinął opaskę i rozłożył tak, aby móc dopasować ją do czoła. Gdy granatowy materiał musnął jego skórę, coś we mnie pękło. Pomalutku docierało do mnie jak dawno nie okazywał swojej obywatelskiej przynależności do Konohy. Kiedy ostatnio podziwiałam Liść na metalowej nakładce? Dlaczego przedtem nie zwróciłam na to uwagi?
 - Ren…
Gdybym tylko mogła pojąć dlatego właśnie dziś uznał, że zasłużył na chełpienie się miejscem zamieszkania.
Kiedy Kanoe zawinął opaskę na potylicy rozległ się głośny świst. Dźwięk obwieszczający przemianę. Czyżby właśnie nastąpiło to, o czym mówił feralnego wieczoru? Zanim jednak zdążyłam wdać się w myśli, chłopak uchylił powieki i zaczął stawiać kroki w moją stronię. Zmroziło mnie na myśl o dziesiątkach scenariuszy, które mogą się wydarzyć. Ren jest nieprzewidywalny. Mój reżyser jest nieprzewidywalny. Sasuke lustrujący wszystko z ukosa, tylko spotęgował mój lęk. Ile razy Ren narażał mnie na stres? Ile razy czułam się zbrukana i odepchnięta… z jego winy? Łzy wytyczały szlak na moich policzkach, a w gardle wzbierał się krzyk. Byłam gotowa go uwolnić.
Ale wtedy jego palec musnął mój nos. Za każdym razem uśmiechał się w sposób uświadamiający mi moją zdziecinniałość i teraz także mnie tym uraczył. Był blisko. Człowiek, który mnie kocha. Człowiek, którego postępowania nie mogłam zrozumieć, niezależnie od pokładanych w to starań.
 - Bądź silna – wyszeptał.
Zanim wykrztusiłam cokolwiek, on wyminął mnie i zaczął odchodzić.
 - O czym ty mówisz? – wyciągnęłam ku niemu rękę, ale zdołał przed nią umknąć. Niewzruszony podążał w stronę rzeźb Hokage, z powrotem do Konohy. – Ren! Nie ignoruj mnie!
Przystanął w półkroku. Odezwie się? Zaspokoi wskazówką? A może wreszcie ośmieli się wyznać całość?
Nie, on wolał spojrzeć na Sasuke.
 - Gratuluję ci, Uchiha.
Sasuke stał jak zaklęty. Najwidoczniej jemu również zabrakło odzewu strun głosowych, albo wyraźnych znaków na ich istnienie. Ren wykorzystał jego milczenie do dorzucenia swojego:
 - Zrobiłeś coś, czego ja nie potrafiłem.
Co?
 Co zrobił?!
Z niewiedzy zaczęłam drżeć. Wbiłam siekacze w dolną wargę. Nogi uginały się pode mną, jak gdybym ważyła co najmniej tonę, a grunt zdawał się zapadać. Przestała się dla mnie liczyć egzystencja żółtookiego demona za moimi plecami. Oddalający Ren przyprawił mnie o nudności. Zatoczyłam się w tył, szukając wsparcia w powietrzu, ale ono złośliwie przemykało między moimi palcami.
 - Dokąd idziesz? – ryknęłam za nim. Czułam się jak desperatka z kiepskiego romansidła.  
 - Będę na ciebie czekać.
 - Gdzie?
 - Dobrze wiesz gdzie – Zanurzył dłonie w kieszeniach kamizelki i wznowił wędrówkę. Potem usłyszałam: - Sakura…
I mój świat legł w gruzach.
Ren używał mojego prawdziwego imienia tylko na początku naszej znajomości, robiąc to sporadycznie. Z czasem Chibi zatriumfowało, nie pozostawiając na „Sakurze” suchej nitki. Pojawiała się tylko wówczas, kiedy ze ściągniętymi ustami i niekompletnym nastrojem droczyłam się z Kanoe. Jej wystąpienie w obecnej chwili zbudziło we mnie niepokój.
 - Dajże mu spokój. Chłopak może odważny, ale zająłby się lepiej sam sobą – złowieszczy uśmieszek Zetsu złagodniał. Musiałam włożyć sporo wysiłku w spełnienie jego polecenia.
 - Nie wróci? – stęknęłam.
Demon pokręcił głową, zniesmaczony.
 - Dziwadła. Przed wami stoi to, czego szukaliście tygodniami, a ty wolisz przejmować się królewiczem? Zaskakujecie mnie, osadnicy. Dzielę się wszystkim z własnej, nieprzymuszonej woli i preferuję, gdy ktoś docenia moje rzadkie przejawy dobroci i litości.
 - Sakura – szept Sasuke pozwolił mi wygnać Ren’a z głowy. Co racja, to racja. Nie powinnam była zapominać o najistotniejszym celu naszej wyprawy, nawet jeżeli nieznośny ból szarpie moje serce.
Utkwiłam wzrok w towarzyszu, zmuszając się do uśmiechu.
Prawda przerosła Ren’a. Jego obawy potwierdziły się. Nigdy nie będzie traktował mnie jak wcześniej. „Chibi” zastąpiona przez „Sakurę” ewidentnie to potwierdza.
 - Mów – Sasuke nastroszył brwi, zwracając się do Zetsu. Ostatni raz tak spanikowanego widziałam go w środku zamczyska na Michigacie, kiedy to znienacka napadła na nas horda armii.
Zetsu rozłożył ramiona.
 - Mów? Czy to nie zbyt proste? Może lepiej zechcielibyście ujrzeć wszystko na własne oczy.
Zacisnęłam oczy, starając się pozbyć kotłującego w głowie Ren’a. Nie myśleć o tym, że jego sylwetka prawdopodobnie wciąż widnieje na horyzoncie, uciekając ode mnie. Ukierunkowałam myśli na właściwy tor – tor żółtookiego demona.
 - Zwój musi nam się do czegoś przydać – powiedział mężczyzna, zwodniczo kręcąc palcem.
Właśnie! Zwój! Z liściku wynikało, że Ren miał mu go dostarczyć. Pobieżnie rozejrzałam się po kamiennym podłożu, a potem zaczęłam kontrolować sylwetkę Zetsu. Niestety, nigdzie nie zauważyłam obiektu.
 - Gdzie on jest? – Sasuke uprzedził mnie w pytaniu.
 - Tu – Rozdzierający uszy chrzęst powtórzył się, gdy demon dosłownie wtopił dłoń w głąb swojej klatki piersiowej, ujawniając naszym oczom zwój. Wykrzywiłam usta jak po wypiciu przeterminowanego mleka i czekałam aż dźwięk ustanie. – Nawet nie wiece jak kłopotałem się z jego odnalezieniem. Należy mi się trofeum, a po wszystkim uzgodnię to z waszym Hokage – Wnioskując po tonacji z jaką wypowiedział tytuł władcy Liścia, Zetsu nie traktuje poważnie roli Naruto. – Ale przejdźmy do rzeczy, zgoda? – Z ordynarnym uśmiechem na ustach podrzucił zwój.
 - Co zamierzasz zrobić? – spytałam.
 - Użyć jednego z niedopracowanych Jutsu. Poznałem jego historię przed pojawieniem się w wiosce, żeby być pewnym, iż uzyskam zamierzony efekt. Nawet za życia Madary wspólnie z nim sprawdzałem działanie techniki.
 - Na czym ona polega?
 - Cofniemy się wstecz… to znaczy… Wy cofniecie się wstecz – zreflektował się. – Ja w tym czasie będę kontrolował waszą podróż, ukazując istotne sceny i zdarzenia.
 - Moment! – zaczerpnęłam powietrza. Doświadczyłam tego już wcześniej, lecz mimo to wciąż nie potrafiłam poradzić sobie z większą ilością napływających wiadomości. – Chcesz przez to powiedzieć, że… zaglądamy w przeszłość?
 - Dokładnie.
 - Cofamy się w czasie?
 - Tak – przytaknął mi. Wydawało mi się, że użycie techniki było jego osobistym marzeniem i wreszcie, gdy mógł się urzeczywistnić, z jego twarzy nie schodził uśmieszek.
Sasuke rozwarł oczy.
 - To możliwe?
 - Nie macie pojęcia jak wiele można osiągnąć z pomocą chakry. Właśnie ze względu na zaburzenie konstrukcji rzeczywistości, wiele z technik tkwi teraz w tym zwoju. Pomyśl co by się wydarzyło, gdyby naraz Shinobi na świecie poznali sposób na zmienianie biegu historii. W świecie zapanowałby chaos.
To wydawało się logicznie. Wprawdzie miałam do Zetsu masę pytań. Najbardziej intrygował mnie sposób kontaktu z Ren’em i Naruto, ale nie tylko… Dlaczego nie zastąpił nam drogi wcześniej skoro, jak sam twierdził, wiedział ile czasu ubiegamy się o rozwiązanie wiecznego sekretu Kyori?
Minus dla mnie. Bardziej od odpowiedzi, ciekawiły mnie podróże w czasie.
 - Słuchajcie! – Demon wzniósł ręce jak do modlitwy. – Rozumiem, że macie wiele pytań, ale uwierzcie mi, w zawartej między mną, a Naruto umowie obowiązuje mnie postępowanie według jego rozkazów. Pierwszy? Robić wszystko we właściwej kolejności i nie paplać zbyt wiele. Spójrzcie – rzekł, wysuwając palec na horyzont za nami.
Równocześnie odwróciliśmy się w tył.
Po Ren’ie nie było śladu, za to z dala widać było docierającą do nas grupkę z Naruto na czele. Powiewający, dostojny płaszcz dostrzegałam nawet z tej odległości.
 - Musimy się śpieszyć. Moją rolą nie są wyjaśnienia, lecz ukazanie scen. Naruto chce sam wszystko z wami omówić. Kiedy będzie już po wszystkim.
Ostatnie zdanie zabrzmiało jak obietnica śmierci.
 - Do roboty – Zetsu rozwinął zwój ze świstem i przycupnąwszy, rozłożył go na gruncie.
Sasuke nerwowo zajrzał w tył.
 - Jaką dajesz nam gwarancję, że mówisz prawdę?
 - Jak zwykle podejrzliwy – mruknął cierpko.
 - To całe gadanie z rozkazami wydaje się dość naciągnięte, nie uważasz? Zanim Naruto tu dotrze możesz nas wciągnąć i zabić jakimś Jutsu ze zwoju, tak żeby zdążyć uciec przed konfrontacją z resztą.
 - Jaki miałbym w tym cel?
Przyjrzałam się jego oczom, które w tym świetle przypominały wyblakłe słońce. Tropienie kłamstw i prawdy było raczej moją piętą Achillesową, ale nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że demon, nawet będąc kryminalistą, nie zachowałby się w taki sposób. W jego przerażających tęczówkach czaiło się coś, co kazało mi jemu zaufać.
Uchiha po namyśle nie wypalił żadnej trafionej teorii, która miałaby cień szansy na sprawdzenie się. Jego milczenie potraktowałam jako kapitulację.
Zetsu także.
 - Shirizoku* jest techniką stworzoną nieomal sto lat temu. Umożliwia zobaczenie na własne oczy zdarzeń z przeszłości, ale nie pozwala w nie ingerować. Będę nadzorować waszą podróż wybierając odpowiednie daty i godziny. Większości byłem świadkiem, innych zdarzeń będę poszukiwać na wyczucie, dlatego nie zdziwcie się gdy sceneria będzie gwałtownie się zmieniała.
Jakiego języka używał, mówiąc to? Zwodniczo kiwałam głową za każdym razem gdy Zetsu rzucał mi spojrzenie, choć zupełnie nic nie rozumiałam z jego szczebiotania.  Podróż w czasie? Zmieniająca się sceneria? Traktowałam to jako żart i wierzyłam, że niedługo demon ujawni nam prawdziwe działanie techniki.
 - Gotowi?
Potarłam własne ramiona. Musiałam liczyć na siebie, gdy cielesna bliskość z Sasuke była zabroniona.
 - Musicie mi zaufać – dorzucił Zetsu, widząc tlącą się niepewność na twarzy Uchihy. Ciekawie co dojrzał u mnie? Pewnie zabójcza mieszanka nie pozwoliła mu wyznaczyć poszczególnych emocji.
 - Sasuke, on ma rację – ktoś przemówił moim głosem. Był silny i czysty. – Ren nie zostawiłby nas samych, wiedząc, że grozi nam niebezpieczeństwo. On i Naruto muszą ufać Zetsu skoro zdecydowali się na taki krok.
 - Dobrze gada – poparł mnie demon. – Po wszystkim będziecie mi dziękować, zobaczycie!
Spojrzenia moje i Sasuke się skrzyżowały.
 - Będziemy tam bezpieczni? – zapytał, wciąż na mnie patrząc. – Nie mogę jej bronić, więc chcę mieć pewność.
Pociągnęłam nosem. No tak, powszechny sposób na okazywanie troski autorstwa Sasuke Uchihy to przede wszystkim podnoszący na duchu dotyk, bądź, w bardziej alarmowych sytuacjach, transport w bezpiecznie miejsce.
Miałam potężną chęć go przytulić! Wspomnienie jego bolesnych słów na nic się nie zdały. I tak wciąż go kochałam.
 - Nic wam się nie stanie, spokojna głowa – Z gardła Zetsu wydobył się śmiech. – Czas rozpocząć pieczętowanie. Przyszykujcie się.
 - Jak? – spanikowałam.
 - Zaszywając usta nicią – burknął, w połowie skoncentrowany na umazanej atramentem powierzchni zwoju. Rozwinął go na parę solidnych metrów, zewsząd pokrytych niewiele mówiącymi mi symbolami. Rozpoznałam jedynie tygrysią pieczęć i kilka bardziej podstawowych, wymieszanych z nieznajomymi znakami. – Zbliżcie się i kucnijcie naprzeciw mnie – poinstruował.
Wykonaliśmy polecenie, ostrożni, by przypadkiem nie musnąć się ramionami. Zetsu zamknął oczy i zaczął niekończącą się serie szeptów, brzmiących misternie i niepokojąco. Wsłuchiwałam się w nie, pragnąć wychwycić osobne słowa, które mogłam znać.
 - Ręce – burknął niedbale, starając się nie stracić skupienia.
Spojrzałam na Sasuke, ale ten tylko wzruszył ramionami.
 - Połóżcie  dłonie na pieczęci! – podniósł głos o dwie oktawy i zmarszczył gniewne brwi. Znów musiałam zachować ostrożność i nie natknąć się na dłoń Sasuke. Umiejscowiliśmy je w dalekiej odległości od siebie. Żołądek fiknął mi kozła, poczułam wsączającą się we mnie energie, choć gołym okiem niczego nie widziałam.
Wkrótce, po paru kolejnych chwilach szeptów, wokół mego ramienia zaczęły znikąd pojawiać się smoliste symbole, zajmując coraz to większą przestrzeń. Ich obecność lekko piekła moją skórę, a podróż zakończyła się przy barku. Przyglądałam się im z szeroko otwartymi oczyma. Histeria powolutku się we mnie wzbierała. Symbole przypominały cierniste pędy, które w niektórych miejscach przerywane były tajemniczymi znakami. 
 - Spokojnie – Zetsu z zamkniętymi oczami i koncentracją ukierunkowaną na technikę był w stanie odczuć emanujące ode mnie napięcie.
Zerknęłam na ramię Sasuke. Odtworzyły się na nim identyczne znaki, pokrywając przestrzeń do barku. Wszystko byłoby w porządku, wytrzymałabym nawet przerażającą atmosferę, którą tworzyły atramentowe symbole, ale z każdą przemijającą sekundą skóra piekła mnie coraz bardziej, aż w końcu poczerwieniała.
 - Boli – pisnęłam.
 - Dobra! Gotowe! – Demon znienacka wyprostował się, jakby w jego środku utkwił kij. Zdezorientowani powtórzyliśmy z Sasuke jego ruch. Znaki wciąż widniały na naszej skórze i piekły niemiłosiernie, chociaż poziom żaru przestał wzrastać.
 - Co teraz? – zapytał Uchiha.
Zetsu rzucił krótkie spojrzenie na rozparty zwój, po czym złączył dłonie.
 - Watashitachi no kako o shimesu. Ima kono ba de**! – zawołał.
Oczekiwałam potężnej eksplozji, materializującego w powietrzu duszącego dymu, nagłej teleportacji i zmiany scenerii, ale oprócz silniejszego powiewu nic się nie wydarzyło. Z dala rozlegały się już tylko tupoty stóp zahartowanych przyjaciół, którzy z wolna do nas docierali.
Wymieniłam z Sasuke pytające spojrzenia.
 - Nie działa… - Uchiha zazgrzytał zębami.
Musi, musi działać! Ból był nie do zniesienia, a skóra na ramieniu zdawała się płonąć, lecz nie wyobrażałam sobie, żeby naraz to całe dzisiejsze otumanienie i świadomość, że lada moment poznamy prawdę obrócą się wniwecz.
I właśnie wtedy coś przesłoniło Sasuke.
Oczarowana spoglądałam jak jego ciało obtacza jaśniejący blask. Wokół unosiły się maleńkie drobiny przypominające gwiezdny pył. Migotały wokół twarzy Uchihy, sprawiając, że jej rzeźbione rysy przeobraziły go w najpiękniejszego człowieka, jakiego dotąd widziałam. Człowieka? Ba! On przypominał istotę spoza kręgu ludzi. Tak jak uprzednio porównałam Ren’a do anioła, teraz odnosiłam wrażenie, że to Sasuke jest godzien tego tytułu.
 - Sakura – powiedział cicho, taksując mnie spojrzeniem owładniętym moim urokiem. Piorunujący widok towarzysza zajął mnie w takim stopniu, że zerknęłam na swoje ciało ze sporym opóźnieniem.
Jaśniało w równie olśniewający sposób, a przy oczach dostrzegłam wirujące drobinki. Wrażenie było takie, jakby nas obu pokrywała stopniowo ściana nieskazitelnej bieli.
Pieczenie złagodniało. Poczułam niesamowitą ulgę, mimo że znaki nadal gorzały na ramieniu.
 - Działa – Zetsu wykrzywił usta w hultajskim uśmiechu, nad wyraz dumny z dokonanego czynu. Rozłożył ramiona. Wzdrygnęłam się na widok jego ślepi, które były równie białe jak otaczająca nas aura.
 - Co się z tobą… - nie zdążyłam dokończyć pytania.
 - Także jestem pod wpływem techniki. To ode mnie zależy kiedy rozpoczniecie podróż. Mówiłem wam przecież, że ją nadzoruję.
Sasuke zrobił krok do przodu.
 - Zaczynaj!
Kiwnęłam głową na znak poparcia.
 - Wedle życzenia – skłonił się z gardzącym chichotem.
Błyszczące ślepia Zetsu przesłoniły powieki. Energia kotłująca się w moim środku odżyła – zaczęła intensywnieć i łaskotać. Demon zmętniał, znikał w odmętach bieli. Wydałam stłumiony okrzyk. Połowa jego ciała pokryta czernią i kawałki gwiezdnego pyłu były ostatnim co widziałam, zanim wpadłam w wirujący kalejdoskop.
Żar przygasł zupełnie.  
Może ja też zasłużyłam na rolę anioła. 
***
Najpierw musiałem pokonać białą „ciemność”. Pomijając nieprzyjemny, jednolity obraz, czułem się znakomicie. Parzący ból z ramienia odszedł w niepamięć, a natarcia uspokajającej barwy poniekąd sprawiły, że nawet troski straciły swoją wartość. Czułem się jak zjawa, duch, któremu zabronione jest rzeczywiste istnienie. Obmacywałem rękoma przestrzeń, ale nie odnalazłem nic, co mógłbym dotknąć. Nawet Sakura gdzieś się rozpłynęła, a ja, spanikowany tym odkryciem rozglądałem się wszędzie, napotykając wyłącznie drażliwą biel, która natychmiast utraciła swoje uspokajające działanie.
Symbole na ramieniu rozbłysły niebezpiecznie. Raptem poczułem grunt pod swoimi stopami i przyjąłem to z ulgą.
A więc „jestem”. Istnieję gdzieś wśród całego niebytu.
Wreszcie natrętny kolor zaczął znikać, odsłaniając przede mną obraz Sakury. W tle za dziewczyną piętrzyły się patykowe, cherlawe drzewa pokryte zielenią. Na stopach poczułem muśnięcia trawy. Zamrugałem kilkakrotnie oczami, aby ostatnie delikatne odcienie bieli wyparowały. I otóż niebyt wyrzucił nas w sam środek lasu.
 - Jesteś! – Sakura z radośni zachłysnęła się powietrzem, przytykając dłonie do ust. Odrobina pozytywnego wrażenia zniknęła jednak tak prędko, jak się pojawiła. Dziewczyna uzmysłowiła sobie wnet gdzie tak naprawdę się znajdujemy.
 - To przeszłość? – spojrzałem na nią.
Przykucnęła i przebiegła palcami po obfitych źdźbłach. Tak jak myślałem – zielonkawe paski nie ugięły się pod jej dotykiem. Postąpiłem wprzód i zrozumiałem, że nasze kroki nie zostawiają żadnych śladów w postaci zmiażdżonej konstrukcji trawnika.
 - To może być iluzja – Przez jej głos przedzierało się zdenerwowanie, choć z całych sił próbowała je stłamsić.
 - Niekoniecznie. Zetsu ostrzegł, że nie będziemy w stanie ingerować w wydarzenia. To by wyjaśniało dlaczego teoretycznie nie istniejemy.
 - Ale równie dobrze może nas oszukać, przedstawiając jakieś wyssane z palca sceny. Zresztą… jesteśmy na środku lasu! Gdzie, do cholery mamy iść? Jak się stąd wydostać? Co mamy robić?
Rozejrzałem się z głupią nadzieją ujrzenia Zetsu wychylającego się zza drzewa.
Sakura przycisnęła zaciśnięte pięści do serca.
 - Nie bój się – powiedziałem.
Wzbierająca się w niej chęć do płaczu z całą pewnością niechybnie przejmie nad nią kontrolę. Haruno dzielnie walczyła, pociągając nosem i przecierając notorycznie oczy. Począwszy od wielkich, zagubionych oczu, a skończywszy na ułożeniu ciała wyglądała jak maleńkie dziecko, które zgubiło matkę wśród tłumu.
 - Nie bój się – powtórzyłem, używając przyciszonego głosu.
Wiatr zawiewał w jej twarz pasma różowych włosów. Sakura najpierw się ich pozbyła, po czym jej twarz rozświetlił jeden z najpiękniejszych uśmiechów. Ani na chwilę nie przemknęło mi przez myśl, że mógłby być sztuczny. 
 - Nie boję się. Przecież jestem tu z tobą.
Faktycznie. Nie masz powodu, żeby obawiać się spragnionego twojego dotyku dwudziestolatka. Jasna cholera! Chrzanić Kyori, chrzanić ANBU, chrzanić Ren’a i pseudo-rodzinę, chciałem jej dotknąć bardziej niż kiedykolwiek. Jej włosy zdawały się być jedwabiste bardziej niż kiedykolwiek, oczy soczyście zielone… bardziej niż kiedykolwiek, a uśmiech piękniejszy.
Tyle słów cisnęło mi się na usta. Tyle kontrargumentów odnośnie Kyori. W końcu wyrzuciłem z siebie część tego:
 - Pewnie.
 - Przynajmniej pogoda tutaj jest ładniejsza – westchnęła. Las oblewały ciepłe promienie słoneczne, a zza koron drzew dostrzegłem jedynie kilka wiosennych obłoków, które nie ośmieliłyby się przysłonić blasku kuli.
Mimo wszystko należało skupić się na celu. Odnotowałem w głowie stojące przed nami możliwości. Mogliśmy ruszyć na zachód, wschód, północ, południe – nie byliśmy w posiadaniu żadnej wskazówki, Zetsu nie napomknął nic o kierunkach wędrówki, nie powiedział nic, oprócz ostrzeżenia zmieniającej się scenerii.
Więc niech ją zmieni teraz, do diabła!
 - Sakura, musimy ruszać. Nie wiem dokąd, ale powinniśmy coś zrobić. Bezczynność do niczego nas nie doprowadzi – mówiłem zaglądając w tył. Nie wyczuwałem w pobliżu żadnych energii. Zetsu najwyraźniej nie był obecny w tym wymiarze. – Sakura? – odwróciłem się, nie słysząc odpowiedzi.
Sakura cofała się w tył z rozwartymi oczami.
 - Co jest? – Zmroziło mnie.
Dziewczyna wystawiła drżącą dłoń przed siebie. Podążyłem za kierunkiem wskazanym przez jej palec i podzieliłem jej reakcję. W dalekim końcu, za objęciami kęp krzewów i gałęzi stał oparty o pień grubszego drzewa mężczyzna… bądź kobieta. Nie potrafiłem się rozeznać, ponieważ jego ciało opatulał długi, brunatny płaszcz, a dostęp do oblicza przysłaniał narzucony kaptur.
Niepożądany intruz przekręcał między palcami kawałek gałęzi. Sakura odruchowo schowała się za drzewem.
 - Jak myślisz? – szepnęła do mnie. – Jest w wymiarze z nami, czy nie będziemy dla niego istnieć?
 - Oto jest pytanie – odrzekłem niezadowolony. Przynajmniej odszukaliśmy coś, czego można się uczepić w tej przedziwnej podróży.
 - Trzyma gałąź. A ja… - Sakura zawiesiła głos i ostrożnie przyłożyła dłonie do drzewnej kory. Dla nas obu nie było to zaskoczeniem, gdy ramiona dosłownie „utopiły” się w jej wnętrzu. Przeniknęła ją jak duch. – Widzisz? To może oznaczać, że on nas nie widzi. Spróbuję się dowiedzieć!
 - Nie! – Zatrzymała się słysząc mój głos. – Co jeśli to jakaś sztuczka? Nie bądź lekkomyślna.
 - Zawsze jestem. Zwłaszcza w takich momentach.
 - Jeśli to twój sposób na pokonanie nerwów, pozwól, że ja to zrobię.
 - A więc zróbmy to razem – przyjrzała mi się z założonymi rękoma. Rety, niewiele brakowało, a przeniósłbym jej nieuładzony kosmyk za ucho.
Sakura do mojego milczenia ustosunkowała się jak do zgody. Gdyby nie zakaz, pociągnęłaby mnie za rękaw i powlekła wprzód. W tym wypadku sama przyczajała się do przodu, ukrywając za niematerialnymi drzewami i przemieszczając między wolnym terenem. Ten jeden raz brak pozostawianych przez nas śladów i dźwięków podziałał na naszą korzyść. Zakapturzona postać do samego końca nie była świadoma naszej obecności.
Teraz tkwiliśmy za kępą krzewów, która dzieliła nas od niego kilkoma metrami.
 - Zawołam go – zasugerowała Haruno.
Pokręciłem głową i wyczuliłem zmysły. Kyori nie przyzwalało mi na odczuwanie płynącej w Sakurze chakry, ale dla innych była bardziej łaskawa. W sztampowych warunkach nie miałbym problemu z ówczesnym wywęszeniem stojącego nieopodal osobnika.
 - To członek tego wymiaru – stwierdziłem ostatecznie. – Nie czujemy jego chakry, poza tym dotyka rzeczy, które dla nas nie są materialne. To przeszłość, Sakura, a ta osoba jest jej częścią.
Dziewczyna przyjęła moją hipotezę.
 - Ale co ona tu robi?
W tym samym czasie usłyszeliśmy szelest trawy. Z początku cichy, stopniowo zwiększał swoje natężenie.
 - Czeka – odparłem.
Zsynchronizowani zwróciliśmy się w lewy bok. Nie było wątpliwości, że niedługo do sielanki przyłączy się kolejna postać. Nasze pierwsze odkrycie najwidoczniej właśnie jej oczekiwało. Zakapturzona osoba zrezygnowała z drzewnego oparcia i wyprostowała się.
Sakura drgnęła na widok shuriken’a, który oprawca uchował za objęciem płaszcza.
 - Nie jest dobrze…
O co tu chodzi? Czy właśnie będziemy świadkami morderstwa?
 - Chodź – zwróciłem się do dziewczyny, stając na nogi. Jeżeli nikt nas nie zauważy, będziemy mogli dokładniej przyjrzeć się scenie i bohaterom w niej uczestniczących. Jeżeli zaś jakimś cudem okaże się, że jesteśmy widoczni, przynajmniej zawalczę jako duch – kolejne doświadczenie na mojej liście.
Sakura niepewnie do mnie dołączyła, w każdej chwili gotowa na odwrót. Celowo zatrzymałem się w miejscu, gdzie postać będzie w stanie nas zauważyć. Wspólnie z dziewczyną sunęliśmy czujnie przed siebie.
Ostatecznie wylądowaliśmy metr obok. Postawa i aura jaka go obtaczała pozwoliła mi zrozumieć, że za brunatną tkaniną kryje się mężczyzna.
 - Ale jajca! – Tekst z kolekcji Akashi’ego. Sakura z podekscytowaniem pstryknęła palcami przed nosem osobnika. Zbliżyłem się, chcąc gruntownej przebadać rysy jego twarzy, ale kaptur przysłaniał go do połowy i tylko usta były widoczne. Moja towarzyska przejrzała zamiary i syknęła cicho: - Czekaj. Zaraz sprawdzę! Może będziemy mogli go nawiedzać!
Ale rytuał z drzewem powtórzył się. Ramię Sakura zanurzyło się w osobniku, przeszywając go na wskroś.   
 - Nic z tego.
 - W ten sposób zaingerowalibyśmy w wydarzenia, a to przecież niemożliwe. Nie możemy zmieniać przeszłości. Nawet takimi drobnostkami – pomyślałem na głos.
Sakura uśmiechnęła się wesoło i poruszyła ramieniem.
 - To nie zmienia faktu, że miło jest być niewidzialną. Chyba przyswoję więcej technik kamuflażu.
 - Tylko ty potrafisz cieszyć się tym w takiej chwili – zganiłem ją.
W odpowiedzi pokazała mi język.
Obmacywany przez Sakurę mężczyzna nagle ruszył naprzód, dosłownie wbijając się w dziewczyną. Ta pisnęła wystraszona i podskoczyła w miejscu. Nie mogłem powstrzymać nasuwającego się na twarz uśmiechu.
 - Brrr. Potworne uczucie – potrząsnęła ramionami.
Postanowiłem jednak wzrokowo śledzić tamtego mężczyznę i gdy Sakura zbierała się po nagłym duchowym kontakcie, ja usiłowałem rozpoznać nadchodzącą postać, która niedługo prawdopodobnie padnie ofiarą morderstwa.
Mężczyzna postąpił parę kroków i znieruchomiał. Rzęsiste zarośla i liście powoli odsłaniały majestat nadchodzącej postaci.
 - No chodź – syknąłem na Sakurę i ruszyłem w ślad za pierwszym, przyuważonym przez nas członkiem przeszłości. Dziewczyna deptała mi po piętach, wyglądając zza mojej sylwetki. Aż skręciło mnie z popłochu. Ponieważ Zetsu ukazał nam akurat tą scenę, oznacza to, że nie odbiega ona od powodów ograniczenia mnie i Haruno więzią Kyori. Tylko co wspólnego ma z nami niewiadomy człowiek, preparujący się na ubodzenie shuriken’em swojej ofiary?
Zmrużyłem oczy, porażony przez oślepiające migotania słoneczne. Sakura zrównała ze mną kroku. Teraz przystanęliśmy po obu stronach zakapturzonej postaci. Sakura – z lewej, ja – z prawej.
Czekaliśmy aż blask słońca zelżeje.
I kiedy to nastąpiło, spośród gęstwiny zieleni wyłoniła się… kobieta. Miała na sobie zgniło-zielony mundur przeznaczony dla Shinobi wyższych rang. Gęste, falujące włosy zakrywały zaledwie kawałek jej piersi i hulały uderzone przez wicher. Na twarzy nowo przybyłej malowała się ulga. Zauważyła mężczyznę i natychmiast podarowała mu w prezencie zachwycający, rozkoszny uśmiech.
Była…
Była najpiękniejszą istotą jaka kiedykolwiek zastąpiła moją drogę. W wymiarze przeszłości, czy też w świecie rzeczywistym.
Uderzyło we mnie paraliżujące oszołomienie.
 - Tu jesteś – przemówiła. Rajski głos wstrząsnął moimi bębenkami. Wyglądała jak niebiański stwór zesłany, by zbawiać i oczyszczać. Jednak ów niebiański stwór widząc brak reakcji z drugiej strony i kamienną postawę opatulonej płaszczem postaci ugasił nieco emanującą wesołość i pogodę ducha. Nie umknęło mojej uwadze jak w ramach ostrożności błądziła ręką w pobliżu przewieszonej w pasie kabury. 
Kiedy już nasyciłem się widokiem olśniewającej kobiety, spojrzałem na jej sobowtóra obok mnie. Od razu uleciał z niej rezon i radość z duchowych zdolności przenikania. Wstrząśnięta, z dygoczącym ciałem i rozdziawionymi ustami taksowała kobietę.
Zaczynałem rozumieć co się dzieje.
***
 - Jesteś dalekim kuzynostwem Raikage? Kitsune Iyashi? – Moje alter ego stanęło w lekkim rozkroku i wręcz oskarżycielsko, z tryskającą podejrzliwością wysunęło palec w kierunku mężczyzny.
Zamiast rozwodzić się nad uczestnictwem rodziny Raikage w spektaklu, świdrowałam wzrokiem wersję samej siebie. Miałam wówczas krótsze włosy, nawet nie pokonały linii piersi. Ta Sakura była jeszcze ufna, z baśniowym podejściem do dobrotliwości ludzi. Późniejsze wydarzenia z Ren’em uodporniły ją i nauczyły pomyśleć dwa razy przed obdarzeniem kogoś własnym oddaniem.
Wszystko pojęłam. Natychmiast. Wnet cała sprawa z egzystencją godną zjawy z koszmarów straciła wartość.
 - Amnezja – szepnęłam.
Sasuke wwiercał we mnie dwie czarne czeluści:
 - Nie pamiętasz tego?
 - Nie. To nigdy, przenigdy nie miało miejsca. Od śmierci rodziców nie wybywałam na misje przez troskę Naruto. Tym bardziej nie spotykałam się potajemnie z kuzynem Raikage.
 - Rozumiem – odetchnął i przyjrzał Sakurze z przeszłości. – A więc to stało się w trakcie trzech miesięcy, których nie kojarzysz. Innej teorii nie mam.
Co z tego? Nadal miałam szeroko otwarte oczy… Ujrzenie samej siebie nie było komfortowym doświadczeniem. Wzdrygałam się za każdym razem, gdy dziewczyna wykonywała ruch, najdrobniejsze przemieszczenie.
 - Dowód tożsamości, poproszę – skłoniwszy się figlarnie, wystawiła otwartą dłoń. Mężczyzna poszperał w wewnętrznej części płaszcza i wyciągnął świstek papieru.
 - Masz.
Sasuke od razu poderwał się z miejsca i znalazł za przeszłą Sakurą, obserwując jak prostuje kartkę i wertuje zawartą w niej treść.
 - I co? – pisnęłam.
 - Dokument wygląda na prawdziwy.
 - Dobra, wszystko się zgadza – Sakura zmiażdżyła papier, po raz któryś naruszając jego konstrukcję i wręczyła go mężczyźnie z powrotem. – Jestem Haruno Sakura. Twój osobisty Medyk na czas podróży. Do twojej dyspozycji na pięć dni, wedle wpłaconej ilości pieniędzy. Mamy mało czasu, a od Kraju Pioruna dzieli nas spora droga. Zaznaczam, że wygodniej byłoby gdybym wróciła za cztery dni. Zależy mi na tym.
 - A mnie zależy, żebyś się nie ociągała. Zaznaczam, że nie lubię spowalniaczy – odparł bez krzty serdeczności. Oburzyłam się równie otwarcie co moje alter ego. Nawet założyliśmy w ten sam sposób ramiona i prychnęłyśmy pod nosem. Sasuke uśmiechnął się na ten widok.
 - Niewiele się zmieniłaś – powiedział do mnie.
 - Zmieniłam się pod wieloma względami, ale wciąż nie znoszę obecności dumnych arogantów ze skłonnością do samouwielbienia.
 - Hej, to było niemiłe – jęknęła dziewczyna. Iyashi, niezrażony, obrócił się na pięcie i rozpoczął wyprawę do miejsca, które wciąż pozostawało dla nas zagadką.
 - Nie wiemy dokąd idą. Kraj Pioruna to obszerne terytorium – podzieliłam się własnymi myślami.
 - Miejmy nadzieje, że byłaś wtedy tak samo gadatliwa i w którymś momencie przypadkowo wypaplasz cel podróży.
Wspaniale. A więc u Sasuke uaktywnił się tryb dokuczliwego przygadywania Sakurze?
 - Musisz być taki podły jak ten Iyashi?
 - Lubię go – wzruszył ramionami. – Zależy mu na czasie i nie zwraca uwagi na rozbrykane dzieci, którym wydaje się, że wiek czyni je dorosłymi.
 - Tak, to w twoim stylu. Moglibyście się dogadać.
 - Zaczekaj! – Dawna Sakura rzuciła się w pogoń za Iyashi’m. Nie zatrzymał się, ani nie spowolnił chodu. Zastanawiałam się z jakich przyczyn kuzynostwo Raikage postanowiło wynająć Konohańskiego Medyka. Zastanawiałam się dlaczego Naruto wydał zgodę i pozwolił mi wyruszyć na tę misję. Ale przede wszystkim zastanawiałam się co takiego wydarzyło się w jej ciągu i jak przyczyniło się to do diametralnej zmiany w moim życiu.
Jako, że nieruchomi lustrowaliśmy oddalający się od nas duet zapytałam:
 - Idziemy za nimi?
 - Mamy inne wyjście? Zetsu nie bez powodu demonstruje nam akurat to spotkanie. Widocznie Iyashi nie miał złych zamiarów, tylko dla bezpieczeństwa przyszykował shuriken w pogotowiu – odrzekł.
 - Nie ufam mu – odezwałam się, gdy zaczęliśmy maszerować ich śladami.
 - Ty może nie, ale wygląda na to, że dawna Sakura owszem. 
Oczy wyszły mi z orbit na widok uszczęśliwionej Sakury, która dorównuje kroku mężczyźnie i pochyla się ze splecionymi w tyle rękoma. Obraz, acz uroczy napełnił mnie rozmaitymi, sprzecznymi emocjami. Zamierzałam przebyć tułaczkę z Iyashi’m w milczeniu i wydawało się, że niewiele elementów odróżniało teraźniejszą „mnie” od wersji sprzed bodaj kilkunastu miesięcy, a jednak ta dziewczyna była bardziej otwarta, niewinna… Przywodziła mi na myśl dziecko, nie mające bladego pojęcia o czających się we wnękach świata mrocznych uczuciach. Po letnim wietrze niósł się mój własny głos. Brzmiał energicznie i wesoło.
Czyżby czasami moja słabość do dumnych typów wymykała się na wierzch? Ze skrajności w skrajność… Nienawidzę ich, a jednak w środku skamieniałych serc tkwi coś magicznego. Coś, do czego czuję pociąg i potrzebę odkrywczą, jak Sherlock Holmes.

Bodaj od kwadransa podążaliśmy szlakiem wyznaczonym przez  Iyashi’ego. Pan Kitsune nieczęsto uhonorowywał nas brzmieniem swego głosu, z kolei ja – przeszła, uradowana Sakura – nadawałam jak katarynka i wierzyłam, że Iyashi, gdyby tylko mógł, żywcem zaszyłby mi usta jakąś misterną nicą. Sasuke śledził moje reakcje ze zdziwaczałą satysfakcją. Od postaci z przeszłości dzieliły nas dwa metry – uparłam się, że żadne słowo nie może umknąć moim uszom, zwłaszcza to autorstwa mojego alter ego.
Cha! Przy takim doświadczeniu, spotkanie nawijającego ludzkim głosem kota wydaje się być pestką w rankingu groteskowych przeżyć.
 - Twoim obowiązkiem jest ujawienie mi swojej twarzy. Jak mogę ci zaufać, nie wiedząc nawet jak wyglądasz? – Moja przeszła wersja włączyła silniki po pięciosekundowej ciszy. – Spędzimy ze sobą cztery dni. Naprawdę chcesz przez ten czas ukrywać się za kotarą?
 - Zapłaciłem twojej wiosce należność za wynajęcie ciebie i nie uzgadniałem z Hokage przymusu pokazywania swojej twarzy. Skończ gadać i skup się. 
Haruno cmoknęła i zajęła się trzymanym w ręku pąkiem nierozwiniętego kwiatu. Zapatrzyłam się jak nieporadnie, bez szyku muska go opuszką palca i przeplata między resztą.
 - Kretyn – usłyszałam jej cichy pomruk i nie mogłam stłumić chichotu. Zerknęłam na Sasuke, ciekawa czy jego także dobiegły pierwsze objawy buntowniczej natury, ale on zajęty był przyglądaniem się detalom twarzy kuzyna Raikage.
 - Gdybym wiedział, że za tyle pieniędzy dostanę ciebie, wynegocjowałbym o wiele niższą cenę – odezwał się nagle średnio znajomy głos. To chyba najdłuższa wypowiedź Iyashi’ego od czasu rozpoczęcia wędrówki.
Sakurę, tak samo jak i mnie, ubodły jego słowa. Dziewczynie znienacka przestało zależeć na dotrzymaniu kroku mężczyźnie. Gwałtownie zwolniła tempo i umiejscowiła się za jego plecami. Jej niezłomna wesołość uleciała gdzieś w powietrzu. 
 - To jakiś idiota! – warknęłam do Sasuke. – Rozpoznajesz go?
 - Nie, ale mam coś interesującego.
 - Co? – Jako duszek niewiele zdam się na poprawienie nastoju dziewczyny, więc opuściłam ją bez wyrzutów sumienia, materializując się przy Sasuke. Teraz krążyliśmy jak tygrysy wokół Iyashi’ego.
 - On zmienia głos – stwierdził definitywnie Uchiha.
 - Hę? A-ale… jak to?
 - Przysłuchaj się następnym razem. Moduluje go w rozmaity sposób. Nie brzmi naturalnie, a ton często diametralnie różni się od uprzedniego odzewu.
Wybałuszyłam oczy. Nawet do głowy nie przyszło mi, żeby analizować dźwięczność głosu tego mężczyzny.
 - Jesteś pewny?
 - Tak. Sakura, wydaję mi się… - Sasuke utkwił we mnie wzrok, przybierając doniosły wyraz twarzy. – Wydaję mi się, że jest oszustem. Może ten shuriken wcale nie był czystym przypadkiem? Może prowadzi cię…
 - Ale nie zabił mnie! Przecież żyję! – Rąbnęłam się w pierś niczym orangutan.
 - Widocznie mu umknęłaś…
 - Albo Iyashi jest po prostu kuzynostwem Raikage, który musi dotrzeć do wuja, nic więcej.
 - Uwierzyłbym w to gdyby nie krył swojej twarzy za „kotarą”, jak to ujęłaś…
 - Nie ja, tylko ona – wzburzona ruchem brody nakierowałam go na Sakurę, która nuciła coś cicho pod nosem, kołysząc się w tę i z powrotem.
Sasuke nielitościwie otaksował ją spojrzeniem. Jeśli dziewczyna byłaby świadoma pożerającej ją czerni jego oczu, bez cienia wątpliwości odwzajemniłaby gest, zahipnotyzowana darem Uchihów.
 - Ty i ona to dwie te same osoby.
 - Nie – pokręciłam głową, wnikając w przepaść wypełnioną wspomnieniami. – Ta Sakura miała przy sobie Ren’a. Radosnego, pomysłowego Ren’a, bez przejawów tkwiącej w nim mrocznej wersji…
Mimika Sasuke złagodniała. Zatrzymał się, a więc ja też to uczyniłam. Mknąca do przodu dwójka i tak nie obdarzała się wieloma słowami, które przyswajaliśmy jako wskazówki.
 - Ren musiał być kiedyś naprawdę wspaniałym człowiekiem, skoro tak uporczywie o niego walczysz – powiedział. Tak jak on uprzednio, teraz i ja postanowiłam przeanalizować brzmienie jego głosu. Może modulował go jak Iyashi, znając technikę. Po głębokim namyśle dotarło do mnie, że tonacja Uchihy nie była przyprawiona żadnymi dodatkowymi emocjami.
Wicher rozwiał nam włosy i przyniósł ze sobą wiosenny aromat.
I nagle ciche szemranie, dochodzące zewsząd, uderzyło w nas jak kubeł zimnej wody. Spojrzeliśmy po siebie zdezorientowani, ale odpowiedź przyszła szybciej, niż tego oczekiwaliśmy. Sasuke przesłoniła znajoma biel, a barwy lasu zaczęły wirować, łącznie z ginącymi na horyzoncie sylwetkami zmierzającego do Kraju Pioruna duetu. Różnorodność kolorów złączyła się w tęczowy odmęt, który stopniowo zajadała biel. Symbole rozbłysły.
Krzyknęłam imię Sasuke i wyciągnęłam przed siebie dłoń, nie zważając na zakaz cielesnych kontaktów.
Zanim udało mi się go dosięgnąć, gwiezdny pył zatańczył dziko przed mymi oczami i urozmaicił obraz kształtami, wyzierającymi zza prześladującego nas jaśniejącego światła.
Las.
Znów znaleźliśmy się w lesie.
Zdyszana i oniemiała szaleńczym doznaniem chciałam podeprzeć się o drzewo i odsapnąć. Mój umysł był lekko nadwyrężony i dopiero kiedy łupnęłam na ziemię, przenikając niematerialność przypomniałam sobie o duchowych zdolnościach.
 - Sakura… - Sasuke przycupnął naprzeciw mnie. Był równie przyćmiony nowym doświadczeniem. – To chyba zmiana scenerii, o której mówił Zetsu.
 - Gdzie jesteśmy? – spytałam, chociaż wystarczyło się rozejrzeć, by poznać odpowiedź.
 - Ciężko zorientować mi się w ciemności.
Zamrugałam oczyma. Faktycznie. Krzewy i pnie drzew były tylko niewyraźnymi zarysami, wyzierającymi z granatowej kołdry, która opatuliła przestrzeń. Gdy mózg odzyskał względną normalność i orientacje w terenie, dostrzegłam zasnuty lekkim oranżem policzek Sasuke.
 - Co… to? – Chciałam sięgnąć po emanujący ciepłem blask, ale Uchiha mnie powstrzymał, prostując się.
 - Spójrz – wysunął przed siebie dłoń.
Otrzepałam się i zerknęłam w bok. Nieopodal jątrzyło się ognisko. Płomienne języki trzaskały zaspokojone jedynie towarzystwem absolutnej ciszy i dwóch, siedzących po turecku osób. Zauważyłam swoje alter ego, gmerające w plecaku i Iyashi’ego, który wciąż nie zrezygnował z narzuty, tylko pałaszował jakąś przekąskę. Oboje umiejscowili się w możliwie jak najdalszej odległości od siebie.
 - Smacznego! – zawołała uprzejmie Sakura, dobywając się upragnionej paczuszki. Rozwinęła ją starannie na kolanach i poczęstowała się kulką ryżową.
 - Wciąż ich śledzimy? – wykrztusiłam, nie mogąc przestać gapić się na przeszłą wersję. Wyglądała inaczej niż ostatnim razem. Włosy upięła wysoko w koński ogon, a jej twarz rozświetlała nowa doza energii. Zamiast Konohańskiego munduru nosiła zwykły karminowy podkoszulek i opięte ciasno czarne spodnie, zakrywające nogi do linii łydek. Na barkach narzuconą miała jaśminową płachtę, następny element ekwipunku z Wioski Liścia. Ten płaszcz wciskaliśmy do bagażów, czujni na zmianę warunków atmosferycznych. 
 - Na to wygląda – Sasuke odezwał się dopiero po długim namyśle.
Poczołgałam się na czworakach bliżej paleniska. Choć zdawałam sobie sprawę, że moja duchowa egzystencja odbierze mi przyjemność pławienia się w cieple, przynajmniej będę mogła po raz kolejny przyjrzeć się Iyashi’emu i odgadnąć jego zamiary. Zresztą… nie było mi ani ciepło, ani zimno… najwyraźniej w ogóle nie odczuwałam panującej temperatury.
 - Najważniejsze jest to, że jeszcze nie próbował mnie zabić – powiedziawszy to, ulokowałam się po zachodniej stronie ogniska. Sasuke przysiadł obok mnie. Chwilę wpatrywaliśmy się w milczeniu jak dwie postaci zajadają się smakowitymi przekąskami. Skręciło mnie w żołądku na widok ryżowych pyszności i dziękowałam duchowej naturze za nieodczuwanie zapachów.
Właśnie…
Pociągnęłam kilkakrotnie nosem. Nic. A przecież chwilę przed rozpoczęciem „teleportacji” obtoczyła mnie wiosenna woń.
Iyashi skończył posiłek, wciskając zgniecione opakowanie do kieszeni płaszcza. Sakura mieląca ryż w ustach, obserwowała go z pochyloną głową. Zdążyłam przewidzieć jej ruch, nim go wykonała.
 - Chcesz? – Patrzyłam jak zachęcająco demonstruje mężczyźnie szereg ryżowych kulek. Na jej miejscu postąpiłabym identycznie, nawet użerając się z milczącym, aroganckim typem o nader wysokim wskaźniku męskiej dumy.
Iyashi odmówił ruchem głowy.
To było do przewidzenia.
 - Musisz być głodny – naciskała. – Nie zjadłeś nic oprócz krakersów.
 - Nie jestem głodny – odburknął i wsparł głowę na pniu. Wydobywający się z płomieni dym zmienił kierunek, zmierzając wprost na mnie. Przyszykowałam się na odór i łzawiące oczy, ale oprócz delikatnego łaskotania w nozdrzach nic nie nastąpiło.
 - Ach, tak… - Chwyciłam się za głowę.
 - Jesteś z innego wymiaru, Sakura – przypomniał mi Sasuke, co zabrzmiało jak gadka przesiadujących za stołem mizernych, przesadnie wystrojonych kobiet z ostrym makijażem i przejrzystą kulą w gotowości.
 - Szkoda, że nie mam aparatu – westchnęłam ostentacyjnie. Uchiha uśmiechnął się pod nosem. – Jak myślisz? Ile jeszcze potrwa nasza podróż?
 - Póki nie poznamy prawdy. Widocznie Zetsu szczegółowo wszystko nam ukazuje.
 - Naruto, Hinata, Itachi i Akashi muszą strasznie się nudzić, czekając na nas.
 - Głównie Itachi i Akashi. Potrafię wyobrazić sobie ich zniecierpliwienie.
Roześmiałam się, nie dopuszczając do siebie myśli, że ten człowiek nie tak dawno odrzucił moje uczucia, obwieszczając, że nie chce mieć ze mną nic wspólnego.
Dłonie mojego alter ego dały nura do głębi plecaka. Twarz ich właścicielski wyrażała olśnienie nową ideą. W napięciu, jak gumka recepturka, zastanawiałam się czym też zaskoczy mnie moje przeszłe jestestwo.
Gdy Sakura ujawniła zebranym notatnik – poszarpany, w nagannym stanie i z dowodem na przejście wielu sztormów - zdumienie odebrało mi oddech. Gdybym rozpoznawała aromaty, poczułabym teraz zapach wolności, rześkiego, letniego powietrza. J e g o zapach.
 - Co to? – Uwaga Iyashi’ego i Sasuke została ściągnięta w tej samej chwili.
 - Nic, nic – Sakura machnęła ręką, jakby Kitsune w rzeczywistości był tylko natrętną muchą. – Nie przeszkadzaj sobie w… nic nie robieniu – skrzywiła się.
 - Jeżeli odpoczynek ci nie odpowiada, możemy ruszyć w drogę. To nie ja się go domagałem.
 - Yhym… - pomruknęła.
Widok notatnika nastręczył mnie smutkiem, ale pierwsza, szczera ignorancja ze strony przeszłej „mnie” zesłała zarówno satysfakcję jak i ubawienie na widok podwiniętych w grymasie ust Iyashi’ego. 
 - Co ona… to znaczy… ty robisz? – bąknął nieskładnie Sasuke, śledząc postępowanie mojego alter ego. Dziewczyna podwinęła kilka kartek i wynurzyła z przedniej kieszonki bagażu ostro zatemperowany drobny ołówek. Zza tarczy notatnika jej wzrok nie przyczajał się zbyt dyskretnie. Iyashi od raz wyczuł na sobie świdrujące spojrzenie.
Zamiast się odezwać, wykrztusił z siebie charchot, który potraktowałam jak ostrzeżenie.
Pierwsze, niepewnie ruchy zaczęły tworzyć szkic. W powietrzu roztaczał się świst muskającego papier ołówka. Co na to Ren?, pytałam samą siebie. Jakim, magicznym cudem pozwolił mi przejąć pieczę nad jego złotym notatnikiem, który nieraz traktował jak ucieleśnienie miłości?
Iyashi, pojmując poczynienia Sakury, odwrócił się do niej plecami.
 - Hej! – oburzyła się. – Wróć na poprzednią pozycję.
 - Ciszej. Nie jesteśmy sami w lesie.
 - A-ale…
 - Jesteś wariatką – Czułam jak spod brunatnej płachty para oczu spoziera Sakurę wzrokiem badacza. A więc nawet w przeszłości uświadamiano mi moją prawdziwą naturę? Znakomicie.
 - Nie mówiłaś, że potrafisz rysować – Sasuke niebezpiecznie się poruszył.
 - Bo nie potrafię… Hej! Czekaj! Co ty robisz? – poderwałam się z miejsca w ślad za Uchihą, gapiąc się na ścieżkę, która nieubłagalnie wiodła do przeszłej Sakury. Sasuke z powszechną wśród Uchihów bruzdą na czole przysiadł za dziewczyną, wyglądając zza jej ramienia.
Dołączyłam do niego po czasie, nieomal krztusząc się zażenowaniem.
 - O mój Boże…
 - Nie kłamałaś. Naprawdę nie umiesz rysować – prychnął, oceniając patykowatą postać. Głowę tworzył jeden owal i dwie szarawe kropki, przysłonięte szkicem, który w ogóle nie przypominał płaszcza. Sakura właśnie zabierała się do odzwierciedlenia ust osobnika. Pacnęłam się w czoło widząc skręconą w łuk kreskę. – Wydawało mi się, że na ścianach w lochach twoje umiejętności były lepsze – dodał.
Te słowa były jak szpitalna strzykawka, raptem kłująca moje serce, wsączyła w nie przyjemnie łaskoczące uczucia. W brzuchu do lotu poderwało się stado motyli. 
Na ścianach w lochach miałam inspirację.
Zanim zdążyłam uchylić usta, by mu odpowiedzieć, znów dobiegł mnie przeszywający skwierk i towarzysząca temu wiosenna woń. Tym razem byłam przyszykowana na nadejście oślepiających fal błyszczącego światła, więc ostrożnie przymknęłam oczy. Nocne niebo przetykane jątrzącymi się punkcikami zawirowało jak w pralce, ujednolicając się do jednej, drażliwej barwy. Żaden z nas nie spanikował. Teleportacja nadeszła prędko, chciałam dalej śledzić losy rysownika i modela, ale prawdopodobnie Zetsu uznał, że nie jest to porywająca akcja i przeniósł nas o kolejną niewiadomą wprzód.
Sygnalizujący przeniesienie dźwięk ustał. Poczułam pod stopami powierzchnie i otworzyłam oczy, spodziewając się zastać następną otchłań lasu.
Ale zamiast zieleni, uderzyły we mnie bogate odcienie różu.
Sasuke skrystalizował się tuż obok. Wylądowaliśmy na wydeptanej przez setki podróżników ścieżce, wzdłuż której po przeciwległych stronach piętrzyły się obficie udekorowane płatkami wiśni korony drzew. W obwodzie miały chyba tyle co pół wzrostu przeciętnego człowieka. Żałowałam, że wraz ze zniewalającym obrazem nie uderzył we mnie słodki zapach kwiatów.
 - To… to jest piękne – wymówiłam, od razu pojmując, że istnieje setki innych słów, które lepiej określiłby magię tego miejsca. W powietrzu wirowały różowe płatki. Udało złapać mi się jeden z nich. Uśmiech wkradł mi się na twarz, gdy dmuchnęłam w płatek, zezwalając mu na dalszą tułaczkę po przestworzach. Choć niematerialna „ja” nie miała w tym żadnego udziału, podmuch sprawił, że mogłam przez chwilę poczuć się jak uczestnik tego wymiaru.
Gdy płatek zniknął mi sprzed oczu i pofrunął gdzieś w górę, wypatrzyłam nasz duet. Siedzieli wspólnie pod jednym z grubszych drzew w okolicy. Przeszła Sakura rozparła się na Konohańskim płaszczu i zakładając dłonie za głowę rozluźniła się w widoczny sposób. Zauważyłam również, że oboje usadowili się tym razem bliżej siebie, z większą swobodą. Czyżbyśmy trafili na kolejny odpoczynek?
 - Wciąż jesteś na mnie zły? – zapytała cicho dziewczyna. Nawet się sobie podobałam. Pasma moich włosów ułożyły się na ramionach w ładny sposób, a ich kolor komponował się z klimatem miejscówki. 
 - To było pogwałcenie czyjeś prywatności – odrzekł Iyashi.
 - Przepraszam – Na pierwszy rzut oka widać było, że Sakurze z trudem przychodziło wyrażenie skruchy wobec podłego aroganta. Z drugiej strony nie wiedziałam za co honoruje go przeprosinami. Być może naprawdę mu się należą. – Wiem, że nie powinnam, ale rozsadzała mnie ciekawość. Od początku nie chcesz zdradzić nawet odrobiny szczegółów swojego wyglądu. To jakiś krajowy sekret?
 - Nie.
 - Więc w czym rzecz? – Zmieniła pozycję na pół-siedzącą i zbliżyła się do niego.
Iyashi natychmiast, niby od niechcenia, powiercił się w miejscu, by dyskretnie zwiększyć dzielący ich dystans. Spryciarz.
Alter ego przejrzało jego strategię i wykrzywiło usta w ubawionym uśmiechu.
 - Boisz się mnie?
Prychnął.
 - Żartujesz sobie?
 - To dlaczego się odsuwasz? – chichotając słodko, na powrót zatopiła się w prowizorycznej poduszce, utworzonej z kawałka płaszcza.
Teraźniejsza „ja” przeskakująca pomiędzy wymiary postąpiła krok do przodu. Sakura zapatrzyła się w dryfujące po błękitnym niebie obłoki. Zauważyłam jak mężczyzna od czasu do czasu rzuca ku niej krótkie spojrzenia, po czym sam się gani i koncentruje na pustce przed sobą. 
 - Hej – Jak zwykle nie potrafiłam długo pławić się w ciszy. – Obiecuję, że już więcej nie będę skradać się po nocach, by odsłonić twoją twarz. Nie chcesz, żebym cię poznała? OK, zaakceptuję to.
 - Gdybym wtedy nie czuwał, poznałabyś mnie. To niedopuszczalne. Powinnaś to uszanować.
 - Nie pouczaj mnie – wydęła wargi. – Nie jestem małym dzieckiem.
 - Ale czasami właśnie tak się zachowujesz – Iyashi odbił piłeczkę i ułożywszy plecak między nogami, wyciągnął z niego bukłak. – Niedługo wyruszamy. Trzeba rozejrzeć się za jakimś strumieniem.
 - To nie fair, wędrujemy już od czterech dni. Nie zdążę wrócić do Konohy na czas – poskarżyła się, obserwując Iyashi’ego jak podrywa się na nogi i pakuje ekwipunek z powrotem do plecaka.
 - Wstawaj.
 - Powiedz mi jak daleko do Wioski Ukrytej w Chmurach. Według mapy oszacowałam co najwyżej dwa dni na podróż…
 - Idziemy wolno. Przez ciebie i przez takie marnowanie czasu. Wstawaj.
 - Pod warunkiem… - w jej tonie zabrzmiało coś, co kazało mi się obawiać obmyślonej w umyśle ugody.
 - Jakim? – wycedził przez zaciśnięte zęby.
Miła odmiana. Spodziewałam się raczej riposty w stylu: „Nie mamy czasu na warunki. Spowalniasz mnie”. No cóż, najwyraźniej trzy dni tułaczki i mojego szczebiotania nauczyły kuzynostwo Raikage okazywania większej ilości empatii i otwartości.
 - Więc zmierzają do Chmur – zaczęłam wyliczać na głos, wspomagając się palcami lewej ręki. – Ich podróż trwa już cztery dni, a ja próbowałam w nocy ujrzeć prawdziwą twarz Iyashi’ego. Hmm… 
Czekałam na „To do ciebie podobne” ze strony Sasuke, ale odpowiedź nie nadeszła.
 - Sasuke? – spojrzałam na niego zaniepokojona.
Nie wiedziałam dlaczego się we mnie wpatrywał. Owszem, notorycznie wykazywałam objawy, na które zasługiwała niejedna uciekinierka zakładu psychiatrycznego, tyle że w oczach Sasuke wcale nie tliła się pogarda, ani to powszechne uzmysłowienie mi własnej głupoty. Jego wzrok błądził po mnie i po moim alter ego. Wzrok obezwładnionego przez urok osobnika.
 - Sasuke! – pstryknęłam palcami.
I wtedy się obudził.
***
Dwie kobiety o jedwabistych różowych włosach na tle szybujących w powietrzu różowych płatów kwiatu, po których, na dobitkę nosiły imiona to było dla mnie zbyt wiele. Opętała mnie ich urokliwość i melancholia. Tak jakby rodzice byli świadomi, że kiedyś tam, w dorosłym życiu otoczenie wiśniowych kwiatów będzie wpływać na nie łagodząco.
Pstryknięcie uświadomiło mi, że zostałem przyłapany na moich natarczywych oględzinach dwóch bliźniaczych kobiet.
 - Sasuke! – zawołała jedna z nich.
Druga stanęła na nogi i butnie wskazała na koronę jednego z drzew. Iyashi spojrzał na nią pytająco, ale ona uporczywie machała palcem, zachęcając jego szare komórki do współpracy.
 - Nie mamy czasu! – powiedział warkliwie.
Różowo-włosy anioł posłał mu ciepły uśmiech i przeciągnął się jak po idealnej drzemce.
 - Chcę tą gałązkę z drzewa. Na pamiątkę.
 - To sobie ją weź – rzucił.
 - Ale ja nie dosięgnę. Musisz mi pomóc.
 - Jak?
 - Złącz dłonie i ustaw się w odpowiedniej pozycji – poleciła. Po moim powrocie do normalności, wspólnie z teraźniejszą Sakurą śledziliśmy bieg wydarzeń, a szczególnie postępowanie jej wersji sprzed lat. – No dalej!
Iyashi z wyraźnym buntowniczym prychnięciem pochylił się delikatnie i wykonał dyrektywę dziewczyny.
 - Dziękuję – oznajmiła zanim w ogóle zaczęła sięgać po upragnioną gałązkę. Chwilę później jedną dłoń umiejscowiła na jego barku, a drugą na pniu drzewa, zaczynając wdrapywać się na górę z pomocą siły chłopaka.
 - Nie możesz po prostu wziąć którąś z tych leżących na ziemi? – zasugerował.
 - Nie. Ja chcę świeżą. Prosto z drzewa.
 - Wariatka.
Wkrótce okazało się, że Sakura, nawet dwukrotnie wyższa, nie daje rady uchwycić, lub chociaż smagnąć najbliższej gałęzi. Iyashi wydobył z siebie rozwścieczone stęknięcie i spotęgował przesyłaną do dłoni siłę, by wypchnąć dziewczynę wyżej.
 - Jeszcze odrobina… - lamentowała.
 - Wszystko byłoby łatwiejsze, gdybyś nie dorównywała wzrostem krasnalowi.
 - Hej! To, że jestem wynajęta za pieniądze nie znaczy, że możesz mnie obrażać! Tak się składa, że lubię swój wzrost i wolę go od bycia takim gigantem jak ty.
Iyashi gotował się do odszczeknięcia, przeczuwałem to. Gdyby nie nagłe kolebania dziewczyny i jęk przerażenia, który wyrwał się jej z piersi, dyskusja nie dobiegłaby końca. Alter ego Sakury zaczęło oscylować i prężyć się w skutek czego niebawem zrobiło postępy, muskając lekko fakturę gałązki.
 - O, tak! Jeszcze odrobina! – ucieszyła się.
To pociągnęło za sobą fatalne konsekwencje.
Sakura co prawda oplotła i ścisnęła gałąź w pięści z zaciętą miną i aurą zwycięstwa. Jednak dzika, triumfalna radość nie sprzyjała sukcesywnemu powrotowi na stały grunt. Wiatr gwałtownie się rozniecił, Haruno tracąc balans, omsknęła się na spoconych dłoniach Iyashi’ego.
Towarzyszyła temu seria dźwięków. Wpierw dobiegł nas trzask. Moją pierwszą myślą były połamane kości, ale wytężywszy wzrok, wypatrzyłem ułamaną gałązkę, która nie grzesząc ciężkością uchowała się za źdźbłami przerzedzonej trawy.
 - Dlaczego mnie to nie dziwi? – zapytała druga ofiara podróży w czasie, gapiąc się z politowaniem na swojego sobowtóra. Uczestnicy przeszłości gruchnęli na ziemię, a setki ptaków rozsianych we wnętrzu drzewnej korony, spłoszone, poderwały się do lotu.
Poczułem ukłucie zazdrości w sercu, a ilekroć próbowałem usprawiedliwić ich znajomość nieodwracalną amnezją, zawsze nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że w przyszłym czasie połączy ich coś więcej niż tylko wspólna podroż zawdzięczania szczodrej opłacie.
Gdzie teraz jest Iyashi?
Kim jest?
Czy Sakura go pamięta?
Instynktownie rozejrzałem się wokół, szukając świadków. Samotna ścieżka wiodła bezkreśnie, okolona drzewami kwiatu wiśni. Sakura i Iyashi musieli dotrzeć do jakiś peryferii. Brak żywego ducha w takim miejscu nie powinien być codziennością, a jednak tego dnia żaden Shinobi nie pokwapił się, by urozmaicić czas spacerem.
 - Co to za miejsce? – odezwałem się machinalnie. Nie potrafiłem go skontestować, nawet z otwartą przestrzenią przed oczami.
Sakura pełniła rolę widowiska i, zainteresowana losami sobowtóra oraz Iyashi’ego, puściła moje pytanie mimo uszu.
Co ciekawe, ja także przyłączyłem się do pełnionej przez nią funkcji, gdy zrozumiałem, że minęło już dziesięć sekund od wypadku, a kuzynostwo Raikage nie rzuciło dotychczas żadnej kąśliwej uwagi wobec niedołężnej natury Haruno.
 - Sasuke! – Obecna Sakura spięła się jak struna i popędziła w prawo.
 - Co się dzieje? – krzyknąłem za nią.
Dziewczyna jak w transie przypatrywała się dwójce młodych pod drzewem i zatrzymała się, gdy jakość widoków znacząco się polepszyła. Dopiero z tej perspektywy dostrzegłem coś, co uprzednio przysłaniała rozparta na Iyashi’m Sakura z przeszłości.
Siła i nagłość wypadku sprawiły, że sobowtór Haruno oplótł szyję chłopaka, traktując ją jako ostatnią deskę ratunku. Oboje wzajemnie wiercili w sobie dziury palącymi spojrzeniami. Dziewczyna miała szeroko otwarte oczy i obłęd wyzierający zza zielonych tęczówek.
Moja Sakura? Zaniemówiła, kopiując reakcję swojego klona.
A ja?
Ja wpadłem w obłęd. Paraliż po trochu się rozpierał, atakując w przypadkowej kolejności części mojego ciała. Krew odpłynęła mi z twarzy. Dosłownie wrosłem w podłoże - przystanąłem w pozycji, z której po raz pierwszy ujrzałem twarz Iyashi’ego. Sakura wiedziona chęcią przetrwania i uchronienia się przed uszczerbkami musiała przypadkowo zahaczyła o połać płaszcza, zsuwając go tym samym z głowy chłopaka.
Jego ślepia na krótką chwilę przysłoniły powieki, ukazując nam po czasie równie zaskoczone spojrzenie.
Zapadła cisza.
Nadejście silnego wichru zmiotło gałązkę, o którą chwilę temu zapalczywie walczyła Sakura. Teraz nawet na nią nie zerknęła. Oblicze Iyashi’ego stępiło jej zmysły, obezwładniło i sparaliżowało. Usta uchylone miała w niemym krzyku rozpaczy i osłupienia.
Tylko jedna myśl nie dawała mi spokoju.
To może być iluzja…, słowa Sakury wzmocnione echem cyrkulowały po obszarze mojego umysłu, stając się kolebką pierwszego pytania.
To iluzja, o której mówiła… czy przeszłość, której się obawiam?


*Shirizoku – (z jap.) Krok wstecz
**Pokaż nam przeszłość. Tu i teraz!

Od autorki: Rany julek, myślałam, że nie przebrnę przez ten rozdział. Serio. Wiecznie jakaś korekta, drobna poprawka, czy wciśnięcie nowego fragmentu… Wreszcie powstało coś, co mi odpowiada. Jednak łatwiej przychodzi mi wyimaginowanie sobie sceny w głowie, niż przelanie jej na… Worda [?], zamykając w tym wszystkie potrzebne uczucia.
A ja, głupia, myślałam, że w tym rozdziale zawrzę jeszcze tysiąc innych wydarzeń, a tu ŁUP! Coś we mnie uderza… Tak, to świadomość, że napisałam już 33 strony. No ale… bądźcie cierpliwy. Muszę po prostu nauczyć się pisać krócej, a z tym samym efektem. Takim sposobem moja książka będzie miała ponad tysiąc stron (xD).
Dziękuję i pozdrawiam!

33 komentarze:

  1. czemu, czemu w takim momencie? ;) pisz dalej twoje opowiadanie jest cudowne...

    OdpowiedzUsuń
  2. NO NIE WIERZĘ! SERIO? SERIO MUSIAŁAŚ PRZERWAĆ AKURAT JAK MIELIŚMY POZNAĆ TWARZ TEGO TYPKA? UGHRR... 33str to zdecydowanie za mało. Serio, ten rozdział czytało się tak szybko i lekko, że z pewnością sto stron pochłonęłabym równie szybko. Gdzieś jakoś w połowie zerknęłam na pasek przewijania strony i się przeraziłam, bo miałam wrażenie, że dopiero co zaczęłam czytać, a tu taki zaskok, bo już prawie koniec ;< A tak wgl, to zanim nawet zaczęłam czytać, to na dobre 10min zapatrzyłam się na szablon *q* przepiękny, a ten nagłówek rozwala na kolana, Sakura na nim tak ślicznie wygląda!

    Ale wracając do historii... Czytałam jak zaklęta, bo zżerała mnie ciekawość, o co chodzi w tym typkiem (nie zapamiętałam imienia xd). Kim jest, oprócz tego że kuzynek czy kimś tam Raikage? Po co wynajął tak naprawdę Sakurę? Dlaczego go nam pokazujesz? Dlaczego mam przeczucie, że pokazujesz nam go dlatego, bo jest za wszystko odpowiedzialny? I DLACZEGO MAM PRZECZUCIE, ŻE TO ON ZAPŁODNIŁ SAKURE, A NIE REN?! Tak, to są pytania, które mnie niesamowicie nurtują, i na które pragnę poznać odpowiedź.

    Co mnie rozbawiło? "Faktycznie. Nie masz powodu, żeby obawiać się spragnionego twojego dotyku dwudziestolatka." bez kitu, na jej miejscu bym się trochę obawiała, haha xd "Rąbnęłam się w pierś niczym orangutan." i "W napięciu, jak gumka recepturka..." <- niektóre Twoje porównania mnie rozbrajają xd

    Popierdawy:
    musną -> musnął
    podróżą -> podróż
    niewiele mówiący mi symbolami. - > mówiącymi mi
    które nie ośmieliłby -> ośmieliłyby
    Ramię Sakura zanurzyło -> Sakury
    Zdyszana i oniemiała szaleńczym doznaniem chciałem podeprzeć się -> zmiana płci "chciałam"

    Książka, która ma tysiąc stron? Wiesz, ja bardzo chętnie ją przeczytam, nawet jak będzie miała dwa tysiące stron ^^ Z resztą pewnie nie tylko ja!
    Pozdrawiam i WENY! :)))))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Popierdawy:..." Cha, cha... padłam xD
      Jak zwykle niezawodna w wyłapywaniu literówek i zabawna przy pisaniu komentarza. Łuhuu, co ja bym bez ciebie poczęła? A tak na poważnie, dziękuję za wszystko.
      Niestety jeszcze nie raz przerwę w momencie kulminacyjnym, ale... no znasz mnie już trochę od tej blogowej strony i wiesz, że nie podam wam wszystkiego na tacy ^^
      Również pozdrawiam!

      Usuń
  3. No nie w takim momencie!!! xD bu.... po przeczytaniu musiałam odetchnąć i przemyśleć sobie wszystko .. i czy tylko ja mam wrażenie że tym nieznajomym jest SASUKE ? Czy to tylko wybryk mojej wyobraźni próbującej doszukać się drugiego dna yy wrrr.... nic nie rozumiem :( Zazdroszczę ci bo piszesz zajebiście ! Tak więc nie pozostaje mi nic innego jak tylko czekać na kolejną dawkę niezapomnianych wrażeń :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też to męczy... Jest to Sasuke czy nie? W sumie już tak sobie wcześniej myślałam, jak Tsubaki mówiła o tym Czarnym Księciu, że S&S gdzieś tam się spiknęli podczas tej jej amnezji i teraz jak tak czytałam ten rozdział to już w ogóle już tak w 80% stawiałam na pana S. Z drugiej strony to byłoby nieco bez sensu, no bo przecie Sasuke nie ma żadnych ubytków w pamięci, a więc jakiekolwiek spotkanie z Sakurą to by raczej pamiętał. Tak, czy owak masakrycznie jestem ciekawa tożsamości tego Shinobi. Kurcze, Akemii, skończyć w takim momencie...

      Usuń
    2. + szablon cudny, chyba najpiękniejszy ze wszystkich. Uwielbiam fiolet i do tego zdjęcia Sasuke i Sakury w nagłówku. Cudo!

      Usuń
    3. No w sumie to masz racje , to trochę nie logiczne :p ale może coś się wydarzyło że zapomniał .... no nie wiem , a była jeszcze mowa jakoś w tych pierwszych rozdziałach o tabletkach które zażywał czy coś takiego, może to ma związek . Kurcze no ..... xxxDDDD

      Usuń
    4. Z drugiej strony, co tak S a s u k e i Sakurę wryło w ziemię, gdy ujrzeli prawdziwą tożsamość tego Shinobi? Obstawiam Sasuke, albo ostatecznie znienawidzonego przeze mnie Rena. Ale uprzedzam, że w zakładach i ogólnie w hazardzie jestem kiepska niczym Tsunade xD. Tak, czy siak jest to raczej ktoś, kogo znamy.

      Usuń
  4. Matko Boska Częstochowska!
    No, ja pierdziele!
    Po pierwsze: szablon jest cudny, nie mogę się na niego napatrzyć. Dziewczyno, jesteś genialna!
    Po drugie: podróż w czasie?! O kurczę, tego to bym się nigdy nie spodziewała.
    Po trzecie: jesteś okrutna, wiesz? :P Musiałaś przerwać w tym momencie?! Nie mogłaś chociaż zdradzić kim ta osoba jest? Bo szczerze wątpię, że jest tym za kogo się podaje. Przez cały rozdział miałam wrażenie, że jest to Ren, jednak po końcówce naszła mnie myśl,że to może być Sasuke, ale to niemożliwe, prawda? Bo chyba raczej pamiętałby, że coś takiego miało miejsce. No kurczę, teraz ciekawość nie da mi spokoju ;/

    No to na tym kończę mój komentarz.
    Życzę duuużo weny.
    Miliko.

    PS. Oczywiście w sondzie już zagłosowałam na twojego bloga. Będę trzymać, za ciebie kciuki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, jestem okrutna - nieraz już to usłyszałam (przeczytałam).
      Niemniej jednak warto być okrutną, żeby czytać takie komentarze. Dziękuję, że poświęcasz zawsze parę minut na postukanie w klawiaturę i dodanie mi motywacji. Naprawdę... Sama jesteś blogerką, więc pewnie na własnej skórze nieraz przekonałaś się jak komentarze działają na twórce bloga.
      Dziękuję za głos i twoją obecność :)
      Pozdrawiam^ ^

      Usuń
  5. Jestem zła że skończyłaś w takim momencie ! xD Ja mogłabym i ze 100 stron twojego opowiadania czytać :D Cudowna, rewelacyjna, fantastyczna, boska itd itp noteczka. Nie mogę doczekać się kolejnej :P

    OdpowiedzUsuń
  6. Coś mi blogger robi psikusy, bo mam Twojego bloga w obserwowanych, a na tablicy nie wyświetla mi się, że dodałaś nową notkę. :(
    Zacznę, więc od początku. Wchodzę sobie na tego cudownego bloga, żeby zobaczyć czy może coś dodałaś, a tu taki piękny szablon! Jest genialny i się w nim zauroczyłam. To była miłość od pierwszego wejrzenia! W dodatku te kolory! Jest po prostu PRZEPIĘKNY. Potem patrzę.. I widzę, że jest nowy rozdział. No to biorę się za czytanie. Serce dudni mi jak oszalałe, podchodziło do gardła. Chłonęłam każde słowo, chcąc zaspokoić moją niewyżytą ciekawość. W sumie to nadal jest niezaspokojona, bo jest tyle rzeczy, które chciałabym wiedzieć. Tyle pytań, bez odpowiedzi. Przynajmniej do następnego rozdziału... Serce mi się kraja jak pomyślę, że jeszcze ciut, ciut do końca. Tego opowiadania tak samo jak Secret Of Happiness, nie zapomnę do końca życia. Każdy rozdział, każde zdanie czy też słowo, ma taką magię w sobie. Czytelnik zatraca się w świecie, którym kreujesz i łaknie więcej, i więcej. Dobra dość mojej gadaniny, bo to trwałoby nie wiadomo ile xD
    Co do rozdziału, bardzo mnie to cieszy, że ukazujesz przeszłość Sakury, o której nawet ona sama nie miała pojęcia. Robi się coraz ciekawiej ( w sumie to zawsze jest ciekawie xD ), a postać Iyashi’ego jest bardzo intrygująca. Mam kilka pomysłów kim on może być, ale zapewne znowu nas czymś zaskoczysz. W sumie myślałam, że to może być Ren, czy nawet sam Madara, albo Zetsu, chociaż na pewno będzie to ktoś inny.
    W dodatku kiedy wyobrażałam sobie Sasuke w tym całym "magicznym pyle", to przepełniło mnie takie uczucie zachwytu. Zapewne nasz Gbur musiał wyglądać niczym anioł, a sposób w jaki to opisałaś był nieziemski. Gratuluje również 33 stron w Wordzie, ja tam się męczę z kilkoma, a napisać chociaż 10 - to jest dla mnie katorga. No cosik się rozpisałam xD Może napisałabym jeszcze więcej, ale brakuje mi słów do opisania uczuć jakie towarzyszą mi, kiedy czytam każdy twój rozdział. To jest zbyt piękne, żeby móc to opisać...
    No nic, więc już kończę, moją jakże wyczerpującą wypowiedź.
    Życzę dużo, dużo weny, oraz z utęsknieniem będę wyczekiwać na następny rozdział.
    Pozdrawiam serdecznie! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serce dudni mi jak oszalałe, gdy czytam twoje komentarze, dziewczyno! Twoje słowa są dla mnie wielką motywacją. Zawsze tak pięknie wszystko opisujesz... Jestem prze-szczęśliwa, że godziny z Wordem i moim zapracowanym móżdżkiem nie idą na marne, tylko wywołują u kogoś silne emocje.
      *Snif, snif* No aż się wzruszyłam.
      To naprawdę interesujące, że zwracasz uwagę na takie szczegóły jak Sasuke w gwiezdnym pyle. To świadczy o tym, że twoja wyobraźnia jest mocno pobudzona podczas czytania *.* Łiii.
      Dziękuję, dziękuję i dziękuję!
      Również pozdrawiam :3

      Usuń
  7. Jejku, jejku, jak ja się cieszę! Jesli pytasz z czego, to naprawdę ze wszystkiego co jest związane z Tobą droga Akemi i Twoimi blogami. Jakiś czas temu zaczęłam czytać Twoje opowiadanie, najpierw Secret of happiness, a teraz właśnie Ai no Ibuki. Nareszcie mogę powiedzieć, że jestem na bieżąco i mam wszystko ładnie nadrobione. To były minuty, godziny, dni, które spędziłam zaczytana i wręcz obezwładniona ilością emocji, które tak pięknie przekazujesz. A najlepsze było w tym to, że mogłam stopniowo obserwować Twój rozwój, śledzić, jak Twoje opisy stawały się coraz lepsze i lepsze, aż w końcu osiągnęły niebotycznie wysoki poziom. Hmm, to jest miód dla mojego zakochanego w czytaniu i parze SasuSaku, serca.
    Mówiąc jeszcze ogólnie, zostawiając konkrety dotyczącego tego najnowszego rozdziału na później, to opowiadanie ma zdecydowanie dużo lepiej przemyślaną fabułę niż poprzednie, ba, widać, że masz wszystko idealnie dopracowane. Nie pogubiłaś się w ani jednym momencie, umiejętnie przeprowadzając nas przez kolejne tajemnice, aby ostatecznie dotrzeć do tego momentu. I nigdy, nawet przez sekundę nie byłam pewna, co się wydarzy i czy moje przemyślenia są słuszne. Raz były, raz nie, ale i tak ciągle byłam zachwycona Twoim przekazem i tempem budowanej przez Ciebie akcji. Uczucia rodzące się między Sakurą i Sasuke, ciągłe przywiązanie Sakury do Rena, idealnie odzwierciedlone uczucie matki do syna... Taaak, Satoshi to mój ulubieniec, najukochańszy, najfajniejszy, najbardziej zajebisty dzieciaczek ze wszystkich dzieci. :D No po prostu pokochałam go od razu, od pierwszej chwili, gdy o nim wspomniałaś. I nie miało dla mnie znaczenia, że to dziecko Rena...
    Właśnie, i tu mam teorię. Miałam ją już właściwie po jednych z pierwszych rozdziałów, gdzie Sasuke siedząc z Satoshim był mylony z jego ojcem. I to przywiązanie małego. Dziwne, ze względu na to, że chłopaczek boi się obcych. Tu już pojawił się błysk w mojej głowie i pytanie, czy to nie syn Sasuke?
    Mam nadzieję, że niedługo dostanę odpowiedź. Tym bardziej, że na... właściwie to na pewno, na stówkę, jestem przekonana, że tym facetem, z którym podróżowała Sakura z przeszłości jest Sasuke. Czytając ostatnie zdanie tego rozdziału, gdzie była narracja saskowa, taki wniosek mi się od razu nasunął. Ale może się mylę? Tak, jak mówiłam, nie raz mnie zaskakiwałaś i może tym razem też tak będzie. Chociaż z drugiej strony, jaki sens miałoby podróżowanie w czasie również Sasuke? Musiał być w to zamieszany!
    Coś musiało się jednak stać, skoro ani on, ani ona tego nie pamiętają. Sakura dzięki ciąży wie, że ma wyrwę w głowie. A Sasuke? I tu mam pełno pytań. :) Pozostaje jeszcze Ren i jego udział w całej sprawie. No i Zetsu...
    Muszę też jeszcze wspomnieć, że to fantastyczny pomysł taki powrót do przeszłości za pomocą jutsu. Idealne rozwiązanie, które pokazało, jak wielką i wspaniałą masz wyobraźnię. :)
    Uuuuch, jak ja bym już chciała nowy rozdział. Tyle pytań, tyle wątpliwości. Kończyć w takim momencie to aż grzech. xD
    Oczywiście oficjalnie od tej chwili możesz zaliczyć mnie do wiernego grona swoich czytelników. Wszystkich swoich blogów. :) Naprawdę uwielbiam Twoją twórczość, daje natchnienie, napełnia energią i człowiek tylko czeka, aż przeczyta więcej.
    Jestem pełna szczerego podziwu dla Twojego talentu, lekkości pisania i wspaniałych pomysłów. Trzymaj tak dalej, a ja z wielką przyjemnością będę czekać i czytać, chłonąc każde słowo!
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I przez to wszystko, przez te emocje, zapomniałam dodać, że robisz piękne szablony. Mają w sobie taką... duszę. Umiesz dopierać kolory, wybierasz świetne obrazki i znowu mam wrażenie, że to przychodzi Ci z łatwością i lekkością. :)
      O, jak przeczytałam swój komentarz u góry, to się złapałam za głowę. Dawno nie zrobiłam tylu błędów i powtórzeń. A słowo "idealnie" wcisnęłam wszędzie, gdzie się tylko dało. Ale cóż, wiesz przynajmniej, że dla mnie masz naprawdę wielki talent. ^^

      Usuń
    2. Łezka zakręciła mi się w oku, czytając ten komentarz. Słowo "dziękuję" nie jest tutaj wystarczające. Przez ciebie mam ochotę już teraz odpalić Worda i pisać, pisać, pisać... nawet z wypalonym po dzisiejszym dniu mózgiem.
      Dziękuję (Musiałam tego użyć. Mam ograniczony zasób słownictwa po godzinie 23 xD)za wszystkie pochwały i ten szczery podziw. Cieszę się, że moje grono czytelników powiększyło się o jedną osobę. Cieszę się, że miło spędziłaś czas czytając moje opowiadanie. I cieszę się, że Satoshi jest twoim ulubieńcem ^ ^.
      Również pozdrawiam i... nie wiem jak jeszcze mogłabym wyrazić swoją wdzięczność, więc po prostu napiszę: "Dziękuję", mając nadzieje, że zrozumiesz jak bardzo raduje mi się mordka po wchłonięciu twoich słów.

      Usuń
  8. Po tym jak przeskoczyli w przeszłość.akcja była super wydaje mi się że za tym kapturem chowa się Ren.A tak poza tym jak mogłaś przerwać w takiej chwili? Nie mogę się doczekać następnej notki.A tak wogóle to kiedy się pojawi? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko pisze w "Informatorku", przewidywana data to 12 maja, ale jest duże prawdopodobieństwo, że notkę dodam później.
      Pozdrawiam ^^

      Usuń
  9. Ooookey, jak dla mnie wersja z Sasuke - musialabys mocno sie nagimnastykowac, zeby jego zanik pamieci okazal sie realny, z drugiej strony jezeli to naprawde on to jego ostatnie slowa swiadczyly by bardziej o jego wyparciu sie przeszlosci, niz amnezji... Podobienstwa miedzy nim a malym by sie zgadzaly, sama Sakura je zauwazyla... No i fakt, ze ten zwoj ma wiele dziwnych jutsu, a mial go Madara i byc moze chcial potomka klanu rowniez sprawia, ze nic nie jest niemozliwe;-) i to kompletnie oczyszczalo by Rena ze wszystkich zarzutow.. Chyba, ze to kolejny pokrecony plan pana Kanoe, by pobudzic kreatywnosc Chibi, aczkolwiek jednak obstawiam, ze to Sasuke jest tym kolesiem, biorac pod uwage zachowanie, ale na pewno tego nie pamieta i co troche dziwne nie poznaje swojego zmienionego glosu:-o? Dobra. Dosyc teorii, oprocz wyzej wymienionych bledow, jedna ogromna uwaga: nie da sie cofac inaczej niz w tyl/wstecz, nie istnieje cofanie w przod, cofa sie zawsze w tyl! To tyle zlego;-) po za tym potrafisz genialnie pobudzic ciekawosc i uwielbiam Cie :-D:-D:-* weeny:-* hayley

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I to by wyjaśnialo wspolczucie Naruto dla Rena, bo wczesniej poprosil go zeby podal sie za ojca dziecka! Hayley;-) ps: przesliczny szablon;-)

      Usuń
  10. W ogóle o mnie nie dbasz! No i jak ja mam teraz zasnąć, co? Jesteś okropna, wiesz? Okropna -,-" znecasz się nade mną!
    W ogóle się tego nie spodziewałam. No spadło to na mnie jak grom z jasnego nieba. Że Chmura coś, jakas misja, pożegnanie Rena. No znowu nie wiem co się dzieje! Jak mnie to irytuje. Nienawidzę czegoś nie wiedzieć , a ty nagminnie starasz się doprowadzić mnie do stanu wysokiej irytacji. Widzę ten kursor po prawej stronie ekranu i myślę, że nie no spokojnie, jeszcze dużo tekstu, wszystko się wyjaśni. Yhym... Ale w sumie można się było tego spodziewać, że .... Znów będziesz trzymać mnie w niepewności. Wszystko co opisywałas miałam przed oczami i gte wspomnialas o tym lesie, przypomniał mi się prolog. Coś czuje że będzie to miało z ta historią coś wspólnego. ie napisze więcej, bo już nie mam siły. Ciekawość zwyciężyła zmęczenie po zgrupowaniu i przeczytałam. Ale nie potrafię sklecic dobrego komentarza który odzwierciedliby wspaniałość tego rozdziału. Mam nadzieję że notka pojawi się wcześniej!
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  12. Szablon PRZEPIĘKNY!!!!! Po prostu brak mi słów...
    A rozdział...pisałam już, że brak mi słów, prawda? :*
    Sasuke w gwiezdnym pyle, wyglądający jak anioł...Tak! Potrafię sobie to wyobrazić!
    Tak się cieszę, że ktoś tak utalentowany jak Ty zachorował na zespół "Sasusaku" i dzięki temu mogę czytać takie piękne historie. Czułam, że ANI przebije nawet SOH!
    A ojcem Satoshiego jest Sasuke! Czułam to już, gdy Sakura zostawiła go z Sasuke na początku historii, bodajże w lodziarni? Kawiarni? Pamięć mi szwankuje. W każdym bądź razie jakaś kobieta wzięła ich za ojca z synem :) Czy moje przeczucia się potwierdzą? Czekam na dalszy ciąg :)

    OdpowiedzUsuń
  13. No pieknie. Akemii czemu nam to robisz? Jak mozna przerwac w takim momencie sie pytam? Jak mozna pisac cos tak swietnego i nagle urywac po wzbudzeniu w czytelniku tak wielkiej ciekawosci. Akemii piszesz genialnie i mam nadzieje ze zdajesz sobie z tego sprawe. Dobra... Teraz pierwsza sprawa. Mam ten sam problem z bloggerem co kilka osobek wyzej bo nie pokazuje mi ze dodalas rozdzial. Ale ja czuwam xD wchodze sobie do Ciebie i pierwsze co mi soe rzucilo w oczy to ten cudny szablon ktory zdarzyl zostac juz obrzucony milionem komplementow, ale co tam. Jest swietny. Strasznie podoba mi sie ze wykorzystalas kanji i dodalas napis Ai no Ibuki po
    japonsku a Sakura i Sasuke wygladaja oszalamiajaco. No dobrze, dalej. Patrze i akurat trafilam na nowy rozdzial, ktory tylko pokazal jeszcze raz jak bardzo twoja wyobraznia jest rozbudowana. Czego Ci strasznie zazdroszcze. Moge sie mylic ale jestem pewna na 80% ze Iyashi to Sasuke. Nie wiem, naprawde, cojeszcze zamierzasz wymyslec, bo jestem pewna ze nikt nie spodziewal sie, ze zaserwujesz nam podroz w czasie. Na.pewno nie ja. Dziwne, ale nie pomyslalm ani razu ze to moze byc Ren. Kurcze strasznie mnie to ciekawi. Nawet nie wiees jakie emocje wywolujesz u mnie swoimi dzielami. Kazdy rozdzial niesie za soba moment w ktorym rzucam wszystko inne, siadam przed komputetlraz i zacxynam czytac. Wyobrazam sobie wszystko i jestem pelna podziwu, ze udaje Ci sie tak dobrze wszystko opisywac. Zapominam o bozym swiecie i czytam, cala pochlonieta Twoim swiatem przedstawionym. No juz dobra, koncze. Jestem Ci wdzieczna za tp, ze ktoregos dnia zdecydowalas sie zalozyc bloga i zaistnialas w swiecie blogow. Jestem Ci za to wdzieczna, bardzo bardzo. Wiec dziekuje i pozdrawiam.
    PS nawet jesli Twoja ksiazka bd miala i dwa razy wiecej stron to przeszukam caly internet, cokolwiek gdzie tylko ja udostepnisz (chociaz jestem pewna ze trafi ona do wszystkich ksiegarni) i przeczytam ja z zapartym tchem, bo ufam Twoim umieketnoscia i wiem ze i tym razem nas nie zawioda ^^
    Pozdrawoam serdecznie i zycze duzp weny.

    OdpowiedzUsuń
  14. Jest pod ogromnym wrażeniem, po prostu brak mi słów;) Zastanawiałam się, jak zostaną poinformowani o tych tajemnicach ale nawet przez myśl mi nie przemkła podróż w czasie. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona;) Lubię jak opisujesz sytuacje bardzo szczegółowo, bo czytając w mojej głowie pojawia się dokładny obraz tego co opisujesz, bez żadnych domysłów czy nieścisłości;) Rozdział pochłonął mnie bez reszty, czułam się jakbym była naocznym świadkiem tego wszystkiego;) Tylko dlaczego przerwałaś w takim momencie? ahhh ;) mam parę teorii w sprawie tajemniczego kolesia, ale myślę tak na 75%, że jest to Sasuke tylko tu pojawia się kolejne pytanie dlaczego on nic nie pamięta? Skłaniam się w stronę tej teorii ponieważ, we wcześniejszych rozdziałach ktoś wziął Satoshiego i Sasuke za syna i ojca. Ale już trochę znając Twoją twórczość zapewne nas zaskoczysz:):) Nie mogę uwierzyć, że były to 33 strony, a tak lekko i przyjemnie się czytało że nawet nie zauważyłam. Zresztą jak dla mnie to może być i 1000 stron a przeczytam z przyjemnością;) Uwielbiam Twój styl pisania i pewnie dlatego ciągle wydaje mi się, że rozdział są za krótkie;)

    Nowy szablon, bardzo przypadł mi do gustu ponieważ uwielbiam kolor fioletowy;))

    Pozdrawiam i życzę weny;)
    PS. Ciekawość mnie zżera o dalsze wydarzenia;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Witam,
    dopiero natrafiłam na to opowiadanie, historia która przestawiasz mnie po prostu urzekła, obecnie jestem po przeczytaniu pierwszych rozdziałów (w weekend postaram się nadrobić), ale juz mogę powiedzieć, że bardzo dobrze piszesz, historia jest ciekawa, lekko się całość czyta. Masz od teraz w mojej osobie nowego, stałego czytelnika... A przypomniało mi się wystrój bloga to prima sort, rewelacja, fajny klimat sprawia...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie i gorąco Basia

    OdpowiedzUsuń
  16. Serdecznie zapraszam Wszystkich zainteresowanych na bloga http://sasuke-i-sakura-w-innej-odslonie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  17. No to nadrobiłam wszystkie rozdziały, ale z tego co widzę nowy ma się pojawić dzisiaj prawdopodobnie, więc będę miała jeszcze jeden do ogarnięcia. xd

    Co tu dużo mówić.. rozdział świetny. Zaskoczyłaś mnie tą przeszłością, nawet bardzo. Czy to rzeczywiście były te trzy miesiące z życia Sakury, których nie pamięta? :> W sumie bardzo możliwe.

    Iyashi.. kim on jest. Sakura i Sasuke dość dziwnie zareagowali, widząc go? Hmm.. i to wszystko ma coś wspólnego z Kyori. Boże, coraz więcej pytań. xD :3

    Tekst w stylu Akashiego "ale jajca" zawsze spoko. Hahahahha. xd :D Co jak co, ale dobre teksty nie są złe.

    Nawet nie wiesz jaka jestem szczęśliwa z powodu powrotu "tego Sasuke". Jak dobrze, że oni się nie kłócą. No i Uchiha już jej nie odtrąca. Mam nadzieję, iż tak pozostanie.

    Kurde, czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. Ciekawość dotycząca Rena i tego dziwnego Iyashiego pożera mnie od środka.

    Naprawdę 33 strony? :O Jesteś wspaniała, boska, cudowna. Mówiłam już, że Cię podziwiam? :3 Możesz być wzorem dla innych.

    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  18. TY masz dar! Niesamowity! Kocham Twoje opowiadanie! To w jaki sposób utrzymujesz napięcie! Czuje sie po prostu jakbym tam była. Danwno nie przeczytałam niczego co wzbudziłoby we mnie takie emocje. Twoje opowiadanie bije wszystkie inne o głowe! Nie moge sie doczekać dalszego ciągu! Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Jak przeczytałam w jednej z zakładek że to opowiadanie będzie miało 40 odcinków to mi sie strasznie przykro zrobiło... naprawde kocham to opowiadannie i może masz ochote po skończonej historii z zakazanym jutsu prowadzić dalej losy bohaterów? jestem pewna że udałoby ci sie wymyślić dla nich kolejne fantastyczne (jak te oczywiście) przygody! :)

    OdpowiedzUsuń
  20. No, no, no, no...! Ale no! Jak mogłaś!? Akurat teraz? TERAZ!?
    Kim ten cholerny człowieczek, kurczę, jest, no!?

    No moim jedynym zastrzeżeniem jest to, że nasza parka nie może się dotykać... Chamstwo. Wyobrażam sobie ich katusze...

    Zetsu... Ja lubię jego czarną stronę, która w tym rozdziale się nie popisała :D Chamski język drugiej jaźni jest przeboski, ale rozumiem, że nie chciałaś zniszczyć opowiadania takimi drobnomieszczańskimi bluźnierstwami xd

    Jestem oczarowana tym rozdziałem, bo jednak przeszłość Sakury, a zwłaszcza ta, której nie pamięta, jest... Pociągająca, przez swoją tajemnicę.

    Ty chcesz nauczyć się pisać KRÓCEJ? No zwariowała dziewczyna, zwariowała -,-" Lepiej już nic nie mów, naprawdę.

    PS Ja czekam, czekam, a autografu nie dostałam, wstydź się! xd
    Podaję jeszcze raz swój adres e-mail;
    rina.shadow@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  21. W końcu przeczytałam całe, powiem szczerze że na początku średnio mnie ciekawiło Sakura - matka, jakoś dziwnie mi się to wydawało. Ale kiedy zaczęłam czytać dalje na prawdę mi się spodobało. Widać ogromną różnice pomiędzy stylem pierwszego rozdziału a aktualnego. Masz ogromny talent. Bardzo podoba mi się jak wykreowałaś bohaterów, nie zostałaś w zupełności w schemacie Naruto a jednocześnie nie zmieniłaś ich zbyt mocno. Pomysły też bardzo oryginalne ;) Czytam już od dawna wiele opowiadań(kiedyś jeszcze na onecie ^^) a z takim, albo chodz podobnym się nie spotkałam. Pozdrawiam i czekam na nową notkę. A jakbyś miała ochote na inna tematyke to zapraszam sladem-snu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  22. Mogłabym się rozpisać ,ale po co to robić? Jednym słowem autorka ma znakomite umiejętności pisania i przykładem jest ta historia ,która zawiera fascynujące wątki tajemniczości, humorystyczne (najbardziej rozbawiła mnie tutaj perspektywa Itachi'ego gotującego obiad, narzekającego, uśmiechniętego- nieźle :D) oraz miłosne. Jestem pod wrażeniem ;). Świetne.

    OdpowiedzUsuń