„Nie mogę uwierzyć, że tak
normalnie wyglądam na zewnątrz, choć
w środku mam kompletne
pobojowisko.”
Suzanne Collins
Idylla
dobiegła końca. Do tej pory z przymrużeniem oka traktowałam zawodowe relacje
miedzy Sakurą z przeszłości, a Iyashi’m. Do tej pory nie sądziłam, że
kiedykolwiek tak rozpaczliwie będę usiłowała oszukać własne zmysły, weprzeć im
bezwartościową nieprawdę, naszpikować kłamstwami, żeby w końcu i one przekonały
się do absurdalności tego widoku.
Jednak
oczy odpierały każdy mój szturm. Demonstrowały wyłącznie prawdziwe obliczę
transportowanego do Wioski Chmur klienta. Żeby wpłynąć na wzrok i oszukać samą
siebie potrzebowałabym przynajmniej spotęgowanej wyobraźni Ren’a i lisiego
sprytu Sasuke.
Ale
byłam tylko Sakurą.
Bezużyteczną,
zszokowaną Sakurą, której oczy zaczęły piec od ciągłego rozwarcia. Byłam głucha
na wołania Sasuke – właściwie ciężko przyszło mi stwierdzić czy jakkolwiek mnie
nawołuje. Może ceną jaką przyszło mu zapłacić za przybycie nagłego osłupienia,
także było chwilowe odebranie mowy? W każdym razie nie ośmieliłam się na niego
zerknąć. Zresztą duet prędko mnie zreflektował.
Jako
pierwszy z transu wyrwał się ten niewiarygodnie piękny mężczyzna. Oczy miał tak
samo nieprzeniknione i zionące misternością. Jego zwykle butnie wysunięta broda
i nastroszone brwi, dotąd uformowane były na podobieństwo zdziwienia. Obojgu
długi czas zajęło akceptowanie rzeczywistości, lecz oni – w przeciwieństwie do
mnie – potrafili z łatwością wydedukować pierwsze, prawdopodobne powody, z
których to ścieżki ich życia ponownie się zbiegły. Ja miałam trudniejsze
zadanie, bo nic stąpające po ziemi, nie wmówi mi, że to jest demonstracja
najprawdziwszej przeszłości.
- Cholera! – „Iyashi” wpadł w szał. W akcie
narastającej paniki, dramatycznym ruchem przygwoździł policzek przeszłej Sakury
do torsu i uniemożliwił jej ucieczkę ramionami. Teraz, gdy pod wpływem ruchu
nakrycie brunatnego płaszcza zawiodło, dostrzegłam spore wybrzuszenia na nagich
ramionach, tworzące kwintesencję męskości – perfekcyjnie wyrzeźbione mięśnie. –
Nie ruszaj się, bo zginiesz! – Blisko krtani dziewczyny dygotało ostrze
shuriken’a, grożące poruszeniem.
- Sasuke – szepnęła stłumionym głosem. – Czego
ty chcesz? Czego ty, do licha, ode mnie chcesz?
- Sasuke – zawtórowałam jej, bynajmniej nie zwracając
się konkretnie do mojego towarzysza. Wciąż walczyłam ze sobą, zastanawiając się
w co mogłabym uwierzyć.
- Sakura – usłyszałam. – Nie wierz temu, co
widzisz.
- Masz pojęcie jak bezmyślnie to brzmi?
Zadowolił
mnie sam jego głos. To on wystarczył, żeby napędzić moją wyobraźnię i stworzyć
obraz Uchihy. Spiętego jak struna gitary. Zalanego potem i wątpliwościami.
Nękanego przez dowody „za” i „przeciw”.
Moje
spłoszone alter ego telepało się w objęciach ramion „Iyashi’ego”. Spośród setek
falowanych pasm różu ukazywało się jedno rozwarte oko, które na przemiennie
zaciskało się i powracało do pierwotnej formy. Do teraz właśnie tak staram się
zaradzić na paraliżujący mnie strach. Znałam wszystkie uczucia, które dopadały
przeszłą Sakurę, wiedziałam również co zaraz nastąpi.
- Niczego – odpowiedział po namyśle… „przeszły
Sasuke”? Wciąż nie wierzyłam, że to Uchiha choć rzeźbione rysy twarzy,
melancholia charakteryzująca jego osobowość i hebanowe włosy starannie ugładzone
i założone za ucho wręcz rwały się i krzyczały, żebym wreszcie pogodziła się z
prawdą. – Pewien kretyn sądzi, że
będziesz w stanie mi pomóc, a ja, dla świętego spokoju, postanowiłem udowodnić
mu, że jest inaczej.
- Nie mogę ci pomóc.
- Wiem o tym. Ale on nie.
Rozległ
się szloch – przyciszone kwilenie, które kojarzyłam z konającą zwierzyną.
Ugodzoną ostrzem, lub napadniętą przez drapieżnika. Istotą, którą przepełnia
świadomość niemocy i przesądzonego losu.
Zawrzała
we mnie złość. Jak mogłam tak szybko się rozkleić? Nawet uwięziona w ramionach
potencjalnego oponenta i okropnie bezradna, nigdy nie pozwoliłabym sobie na tak
otwartą żałość.
Chociaż
– przełknęłam ślinę – kto wie jak naprawdę zareagowałabym widząc przed sobą
akurat j e g o.
- Powiedz mi – poprosiłam szeptem Sasuke,
nadal nie odnajdując w sobie śmiałości, która pozwoliłaby mi na niego spojrzeć.
– Powiedz mi, że nie jesteś uwikłany w spisek Naruto i Ren’a. Powiedz mi, że
nie wiedziałeś z góry o tożsamości Iyashi’ego. Powiedz mi, że to nigdy się nie
wydarzyło!
I
jego, i mnie zdziwiło to oskarżenie.
Niech
to diabli! Sasuke był ucieleśnieniem prawdziwej, naprzykrzającej się pokusy.
Ciężko było mi określić, w którym momencie łypnęłam na niego znad ramienia.
Ujrzenie
tak potężnego stadium szoku wymalowanego na twarzy szykownego Uchihy było wstrząsające.
Równie uderzającym doświadczeniem okazało się nagłe wkradnięcie smutku, urazy.
- Sądzisz, że mógłbym cię tak oszukać?
Przemilczałam.
-
Dokąd chcesz mnie zabrać? – Mój sobowtór ściągnął na siebie naszą uwagę,
przemawiając. – Puść mnie – poprosił szeptem. – Nie mogę z tobą iść. Muszę
wracać do Konohy, czym prędzej.
- Poczekam aż się uspokoisz.
- Żądasz żebym się uspokoiła? – Jej głos
zaczął rosnąć w siłę. – Jesteś śmieszny! Puść mnie, do licha! – Dziewczyna
podjęła się walki z męską barierą, zupełnie ignorując zagrażające życiu ostrze.
Gdy przeszłej mnie udało się jako tako wyswobodzić z uścisku, Sasuke zwątpił i
odsunął ramiona, zapewne szykując się do powstrzymania mnie, kiedy stanę już na
nogi. Ku jego zdziwieniu zamiast ruszyć pędem w którąś ze stron, dziewczyna
wsparła się na ramionach i zatrzymała twarz blisko jego. Między zielenią oczu
gorał strach, podsycany przez gniewne ogniki. – Skoro mnie potrzebujesz, mogę
czuć się bezpieczna. Odpuść sobie to przedstawienie z shuriken’em. I tak mnie
nie zabijesz – Pociągnęła nosem, a ostatnie słone łzy zaczęły wyparowywać.
Sakura
dźwignęła się na nogi i lawirując, nie spuszczała wzroku z oprawcy. W którymś
momencie mężczyzna wymruczał pod nosem wiązankę przekleństw i wykonał zamach.
Shuriken
przeciął powietrze, osadzając się w pniu pobliskiego drzewa. W niedostępnym dla
nas wymiarze znienacka rozpleniło się wiatrzysko. Moje alter ego przymknęło
powieki, gdy podmuch porwał jej włosy do gwałtownego tańca. Odłączony od reszty
gromady różowy kosmyk poszybował w górę i wkrótce zniknął z pola widoczności.
Sakura spoglądała na Uchihę z szeroko otwartymi oczami.
Ja…
musiałam coś zrobić. Widząc ten bestialsko odtrącony przez shuriken włos,
doznałam olśnienia, które mnie przytłoczyło. Nerwy wyjadały ostatnie resztki
nakazanego przez regulamin Shinobi opanowania, kiedy przedzierałam się dłonią
wśród burzy własnych włosów.
- Sakura – To niepojęte z jaką ulgą
wsłuchiwałam się w intonację mojego Sasuke – tego, który jest tutaj ze mną i
nie przystawia mi ostrza do szyi. –
Nigdy nie doznałem amnezji, ani nic przez co miałbym jakiekolwiek ubytki w
pamięci. Nie oszukiwałem cię i nic przed tobą nie zatajałem. Współpracujemy już
od kilku tygodni, a nasz poziom wiedzy niczym się nie różni. To co jest tutaj
przedstawione nigdy się nie wydarzyło. Ty i ja dobrze wiemy, że to przecież
niemożliwe.
- Rozumiem to – zaszlochałam. Miał rację. Jak
zwykle zadziałałam zbyt pochopnie. – Przepraszam, nie powinnam cię oskarżać,
ale…
- Ćśś, w porządku – Poczułam jego obecność
bliżej siebie. Sasuke zatrzymał się obok i jakimś cudem wiedziałam, że walczy
ze sobą, by mnie nie tknąć i nie postąpić wbrew złotej regule. – Prawdopodobnie
to Zetsu nas oszukał. Twoje pierwsze domysły chyba są prawidłowe. To iluzja.
Nie rozumiem tylko dlaczego nam ją przedstawia. Przecież to oczywiste, że się
domyślimy, w momencie gdy wepchnie tam… mnie – przełknął ślinę. On także uległ
fascynacji w związku z możliwością lustrowania samego siebie jako widownia. To
poniekąd ekscytujące i ciekawe doświadczenie. Do teraz przyłapuję się na nazbyt
długim taksowaniu przeszłej Sakury i detali jej twarzy. Porównuję ją do siebie
i wynotowuję zmiany. – Hej – Sasuke odchrząknął. – damy radę. Kiedy to się
skończy i wrócimy do naszych czasów wszystko się wyjaśni. Wiele osób nas
dzisiaj o tym zapewniało. Dowiemy się dlaczego podano nam na tacy iluzję i
dlaczego wplątano w nią akurat mnie.
- Nie doceniasz mnie – Brwi alter ego Sasuke
spełzły w dół, a wzrok spoczął na Sakurze, której szok trwał dopóty, dopóki
trwało milczenie. Rozrywający to głos mężczyzny zmienił wyraz jej twarzy na
bardziej bojowy.
Dziewczyną
ryknęła. Zadziałała szybko, wynurzając z kabury parę kunai, które umiejętnie
uszeregowała między palcami.
„Iyashi”
uśmiechnął się półgębkiem.
- Chyba za dużo czasu przebywasz z Naruto.
Przemyśl swoje działania.
Jak
mam jasno myśleć po spotkaniu z tobą? – ta kwestia wdarła mi się do umysłu, gdy
Sasuke nie tak dawno stanął przed wrotami mojego mieszkania, przynosząc ze sobą
zapytanie o starszego brata. Byłam pewna, że dawna Sakura myślała dokładnie to
samo. Nie trudno było odgadnąć uwięzione w niej emocje. Zaczynałam rozumieć
dlaczego nieraz określono mnie jako „otwartą księgę”.
- Zostaw mnie! – krzyknąwszy, dramatycznym
gestem cisnęła przed siebie ostrza. Sasuke po mistrzowsku złapał między palce
każdą z trzech broni i dla nikogo z zebranych nie było to zdziwieniem.
Ta
„ja”, która podróżowała w czasie zerknęła ukradkiem na towarzysza.
Sasuke
analizował ruchy nas obojgu, co podpowiedziało mi skupienie odmalowujące się na
jego twarzy. Zawsze wyglądał zjawiskowo, gdy nad czymś myślał.
A
jednak musiałam mu powiedzieć. Łatwiej przyszłoby uznać nam, że widziane sceny
są nieprawdą i wymysłem Zetsu, ale jak wcześniej nieraz podkreślałam, siedziały
we mnie dwie Sakury. Ta druga, mniej aktywna, domagała się najprawdziwszej
prawdy, bez niedomówień. Poza tym nie mogłam się przecież poddać. Nie po tym
wszystkim.
- Sasuke… - podjęłam, ale przerwał mi własny
sobowtór.
- W jaki sposób przesłałeś do Konohy
podrobione dokumenty? Jak udało ci się wcielić w Iyashi’ego Kitsune tak, że
nikomu z władz nie przyszło do głowy, iż mogą to być falsyfikaty?
- Nie było w tym nic skomplikowanego. Po
pierwsze; waszym szanownym Hokage jest Naruto. Jak widać nic, a nic się nie
zmienił, bo nadal łatwo można go oszukać. Po drugie; nie twierdzisz chyba, że
nie masz pojęcia o setkach organizacji zajmujących się podrabianiem dokumentów?
Wystarczy tylko sowita zapłata, a sfalsyfikują wszystko co się da.
- Dlaczego ja? – Dziewczyna ściągnęła brwi.
Na
twarzy Sasuke dostrzegłam wahanie, ułamek sekundy, w którym nie był pewien, czy
mógłby podzielić się z dziewczyną tymi wiadomości, a jednak przemówił. Śmiałym
i tubalnym głosem, który w niczym nie przypominał tonu Iyashi’ego.
A
więc Sasuke miał rację, podejrzewając go o modulowanie głosu. Kto by pomyślał,
że kiedykolwiek przejrzy sam siebie.
- Byłaś pod skrzydłami samej Tsunade. O ile
plotki są prawdziwe, jest… a może raczej była… - uciął i uśmiechnął się podle.
Zadrżałam. Nie tylko ja – przeszła Sakura natychmiast mi zawtórowała. -
…najbardziej cenionym Medykiem, pozostawiając po sobie tylko jednego ucznia.
Ciebie. Poza tym nie znałaś drogi do Wioski Ukrytej w Chmurach. W ten sposób
mogłem cię w banalny sposób oszukać.
- Tego można było się spodziewać – mruknął
„mój” Sasuke. Oboje nadal mieliśmy trudności z zaakceptowaniem iluzji.
Iluzji…
- Do czego potrzebny wam Medyk? – Sakura znów
zmąciła moje myśli. Straciłam wątek i skoncentrowałam się na ich rozmowie.
Sasuke po raz pierwszy był wdzięczny za moją gadatliwość – czułam to.
- Zadajesz zbyt wiele pytań.
No,
w każdym razie ja nie miałam mu za co dziękować.
- Musiałeś być arogantem, prawda? – syknęłam
do Sasuke.
Bynajmniej
nie rozładowałam atmosfery. Wciąż byłam spięta, zaszokowana, niedowierzająca i
zagubiona w tym wszystkim.
Sasuke
spuścił wzrok.
- Będzie trudno, ale musimy zachować zdrowy
rozsądek – powiedział. – Nie mam bladego pojęcia co to wszystko ma znaczyć. Być
może w ten sposób zyskamy wskazówki. Nie wiem! To jakaś chora gra Zetsu, a my
musimy w niej uczestniczyć!
- Spokojnie – szepnęłam.
- Prosisz o niemożliwe.
- Wiem.
- Sakura – Patrzyłam jak czerpie powietrze, by
potem gwałtownie i szybko pozwolić mu ulecieć z piersi. – Plan jest prosty.
Starajmy się wsłuchiwać w ich słowa. Nie zastanawiać się „Jak?”, ani
„Dlaczego?”. Po prostu słuchajmy. Wnioski wyciągniemy na końcu. Wtedy okaże się
czy rzeczywiście odkryją przed nami prawdę, czy to Zetsu coś wykombinował, a tą
podróżą chciał po prostu się nas pozbyć.
Przestraszyłam
się.
- Możemy utknąć tu na zawsze?
- Nie wiem – Bezradnie machnął rękoma.
Bezradny Sasuke…? W uszach szumiała mi przepływająca krew, a żołądek raptem się
skurczył. Z zasady to Sasuke podtrzymywał mnie na duchu, zaskakiwał
racjonalnymi hipotezami i był autorem najbardziej skutecznych planów
awaryjnych. Jego niemoc wzbudziła we mnie pokłady histerii. – W każdym razie… -
otrząsnął się i spojrzał na mnie. – Pamiętaj. Nie zastanawiaj się. Słuchaj.
Obserwuj. Staraj się pokonywać szok, gdy ujrzysz, lub usłyszysz coś niezgodnego
z twoimi przekonaniami. Po prostu musimy przez to przebrnąć. Zgoda?
Zdobyłam
się na uśmiech.
- Zgoda, towarzyszu podróży w czasie.
- Jakkolwiek absurdalnie to brzmi, podoba mi
się – Wzniósł dłoń. Próbowałam odgadnąć po co. Chciał klepnąć mnie w ramię?
Chciał krzepiąco umiejscowić dłoń na moim ramieniu? A może zapragnął odgarnąć
moje włosy i złożyć na ustach krótki pocałunek?
Potrząsnęłam
głową.
Cokolwiek
planował, niemożność cielesnego kontaktu zabroniła mu to zrealizować. Ręka
Sasuke zawisła bezwiednie wzdłuż ciała.
Zganiłam
się za swoje wcześniejsze osądy – nawet ta Sakura, będąca częścią iluzji, bądź
nieprzyjętej przez nikogo prawdy – nie rezygnowała bez walki. Długi czas zajęło
Sasuke z przeszłości okiełznanie jej dzikiego gniewu i rządzy przetrwania. Tak!
Ren niegdyś powiedział mi, że jestem jego domem, azylem, miejscem, do którego
przywyknął, miejscem, które traktuje jak zarezerwowaną dla siebie połać ziemi.
Jak powszechnie wiadomo oderwanie się od naturalnych warunków, wiąże się z
ryzykiem śmierci. Może właśnie to czuła Sakura, wdając się w szarpaninę z
Sasuke. Może wiedziała, że nie będzie mogła pozwolić sobie na zbyt wiele,
odizolowana od swojego naturalnego środowiska. To jak wrzucenie kangura na
chłodne, arktyczne warunki. Nawet jeżeli w odległej przeszłości kangur miał
styczność z Arktyką, ba! Nawet ją pokochał.
Ale
ona go zwiodła. Porzuciła, wygnała, zajęła się zemstą.
Kangur
znalazł schronienie. Ren’a. I pragnął czym prędzej tam powrócić.
- Uparta, nazbyt energiczna, z dziecinnymi
zagrywkami – Sasuke ze zdezorientowaniem przyglądał się szarpaninie. Rozpaczliwe,
kobiece krzyki i męskie rzężenia zlewały się w jedno i katowały uszy. Byłam tak
zajęta ich przytłumianiem, że ze sporym opóźnieniem pojęłam, iż ponownie okrywa
nas kołdra białego światła. By zgromadzić większą ilość dowodów, wyczuliłam
węch, a znajomy aromat nieomal momentalnie we mnie uderzył. Był odświeżający –
oddalał mnie od duchowej egzystencji i przyciszał odgłosy awantury.
Znaki
pamiątkowe po Shirizoku – technice Zetsu – odżyły, rozbłyskując i dobitnie
potwierdzając teleportację.
Uchyliłam
powiekę, by zerknąć na duet.
- Wrócę tam! – wyła Sakura, gromadząc w
dłoniach chakrę Piątej i desperacko usiłując chlasnąć w nią Sasuke, mimo, że
przez ferwor za każdym razem chybiała. Mężczyzna używał podstawowych manewrów,
a gniew przesłonił oczy Sakury na tyle, że nie potrafiła skoncentrować się na
jego ruchach, choć bycie wybitnym strategiem i analitykiem było jedną z jej
największych zalet.
To
iluzja - powtórzyłam swoją mantrę – ale nawet w iluzji nie znajdzie się siła,
która zmusi mnie do zarzucenia broni i zrezygnowania z dalszej walki. Tego
uczył mnie Ren, tego uczył mnie Naruto. Nawet w wymyślonej rzeczywistości, nie
pogwałcę wpajanych we mnie nauk i podążę ich śladami.
Słuchaj.
Obserwuj.
Nie
zastanawiaj się.
Właśnie
to zamierzałam zrobić.
***
Śnieżnobiałe
prześcieradło wyścieliło pole widoczności, znikając po sześciu sumiennie
wyliczonych sekundach. Jedyny, wyczuwalny aromat rozpłynął się w powietrzu,
zapowiadając powrót do niematerialnej istoty, zmuszonej do zapoznawania się ze
złudzeniem – sztuczką stworzoną przy pomocy zwoju.
Tym
razem nie wylądowaliśmy pod skrzydłami nocnej ciemności. Ta sfera dalece
wykraczała poza upstrzone gwiazdami niebo i powiewy rześkiego powietrza,
których nie odczuwamy. Zewsząd otaczały nas ciemne, skaliste ściany. Widok ich wybrzuszeń
i wielu niedoskonałości nastręczył mnie niepokojem. Ledwie co
przetransportowaliśmy się do następnej scenerii, a ja już musiałem zastosować
się do własnych poleceń.
Nie
zastanawiaj się.
Obserwuj.
W
mętniącej bieli dostrzegłem kształty konstruujące człowieka. Gdy prześcieradło
wyparowało, zamarłem na widok Sakury. Leżała pod ścianą. Nieruchoma i słaba.
Jej ciało powlekane było setkami zadrapań, a różowe pukle ścieliły podłoże i
pokrywały ramiona. Dłonie ułożyła pod twarzą, a zbliżywszy się, zauważyłem jej
oczy. Pobladłą zieleń i brak typowej masy gotujących się w niej emocji.
Właściwie to mrugnięciem przekonała mnie, że jeszcze żyje.
Za
mną rozległ się łoskot. Teraźniejsza Haruno straciła balans, przytykając dłoń
do ust i tłumiąc szloch.
- G-gdzie jesteśmy? – wychlipała.
Przyjrzałem
się jej sobowtórowi. Pomieszczenie było drobne, nie wzbogacone żadnymi meblami,
oprócz dwóch nikłych blasków kandelabr i uchylonych drzwi wyjściowych, z
których dobiegały wyraziste odgłosy awantury. Próg przekraczała czyjaś noga. Od
razu rozpoznałem w niej swoją część odzieży.
- Mówiłeś, że będziemy jej potrzebować tylko
do jednej akcji! – Rozpoznałem także swój głos, który pofrunął z echem do
rozmówcy.
Sasuke
zatrzasnął po sobie drzwi, nie dając nikomu szansy na odpowiedź. Pozbył się
płaszcza, występując w białej koszuli i fiołkowej narzucie, podtrzymywanej
pasem. Nie chował już swoich włosów za uszami i tym razem mógł wręczyć im większą
swobodę. Wykorzystałem chwilę wytchnienia:
- To miejscówka, w której niegdyś ukrywałem
się wspólnie z Madarą i Zetsu – wyjaśniłem Sakurze i kątem oka zarejestrowałem
jej stan. Fala niedowierzenia zdawała się przeminąć. Haruno zajęła się
natarczywym wpatrywaniem w fikcyjnego Sasuke. Wierzchem dłoni usunęła łzy i
wyprostowała się energicznie.
- To ty mi to zrobiłeś?
- Nie ja – zezłościłem się. – Jeżeli już, to
on. – Wskazałem palcem na część iluzji, która dziwnym trafem przypominała mnie.
Mężczyzna zatrzymał się nieopodal wyzutej z sił dziewczyny i wnet dopadło mnie
nieoparte wrażenie, że na jego twarz wkrada się współczucie.
- Coś wymyślę – powiedział cierpko.
- Zbyt dobrze spisałam się za pierwszym razem,
co? – Dziewczyna naśladowała jego intonacje i roześmiała się.
- Madara chce, żebyś towarzyszyła mi przy
każdej walce, nadzorując doznanych obrażeń. Wiesz czego musimy uniknąć?
- Wiem.
Spojrzeliśmy
po sobie z Sakurą. Wspomniane imię osobnika, na którego myśl strach zalewa całą
Konohę, było jak zły omen. Nie potrzebowałem wiele, by pojąć co doskwiera
Haruno. Wystarczyło mi tylko zajrzeć w dwa szmaragdy – tam kryły się
odpowiedzi.
- Twój przypadek jest dosyć dziwny – Sobowtór
Sakury powrócił do życia, ale głos wciąż brzmiał tak, jakby tworzył ostatnie,
pożegnalne słowa żałości. – Nigdy dotąd nie spotkałam się z czymś takim.
- To przez Mangekyo – Sasuke zdecydował się na
siad turecki i pomógł dziewczynie zmienić pozycję na pół-leżącą. – Często
używam go w walkach, a to źle na mnie skutkuje.
- Odpływasz? – zapytała, ocierając krew z
kącika ust. Jej rozmówca skinął głową i podtrzymawszy oba ramiona Sakury,
polecił jej tym samym przylgnąć do zimnej skalistej powierzchni. Dziewczyna nie
sprzeciwiała się – skorzystała z oparcia i przymknęła powieki. – Co ile ci się
to przytrafia?
- Praktycznie po każdej walce. Nie jestem
jeszcze w pełni uodporniony na działanie Mangekyo. Ono plus obrażenia zazwyczaj
kończą się na „odpłynięciu”.
- Hej, jesteś dla mnie całkiem miły – Sakura
uraczyła mnie uśmiechem i zjawiła się obok. Wyglądała już nieco lepiej. Jej
oczy wróciły do odpowiednich rozmiarów, a pokrywająca je szklista wilgoć
odeszła w niepamięć. Niestety ze mną nie było tak dobrze. Nadal brakowało mi
tchu – a co najważniejsze – racjonalnych uzasadnień. – Zastanawiam się ile
czasu minęło od kiedy odkryłam twoją tożsamość. Wygląda, że dobrze się
dogadujemy. Może to wcale nie ty mnie tak urządziłeś. Aaa… Pozostaje tajemnica
„odpłynięcia”… i… jak mniemam to z tego powodu zostałam tu sprowadzona… Sasuke?
– wesolutki głos zawisł w powietrzu, gdy poczułem na sobie jej wzrok.
Nie
miałem wątpliwości – żadna maska nie podołała zadaniu i nie odparła
przenikającego spojrzenia Haruno. Ledwie wszystko zaczęło się stabilizować, coraz
bardziej przekonywałem się do iluzji, a Zetsu tylko zmienił scenerię i już
ówczesna koncepcja runęła niczym zbombardowany mur.
- Hej! – Niewiele brakowało, a Sakura
skubnęłaby kawałek mojego podkoszulka. – Co się stało?
- Mamy problem – przełknąłem ślinę.
- Co jest?
- Zetsu musiał się napracować nad tą iluzją.
- Co masz na myśli? – Zmarszczyła brwi i
stanęła przede mną w rozkroku. Na nasze szczęście duet z przeszłości obtoczył
się kręgiem milczenia.
- To było za czasów, gdy nie wiedziałem o
sfingowanej śmierci Itachi’ego. Wtedy wciąż pragnąłem odwetu na naszej wiosce i
wraz z Madarą i Zetsu szykowałem się do walk. Pamiętam, że długie miesiące
szukałem Shinobi, którzy mogliby być dla mnie wyzwaniem. Madara przekonywał
mnie, że w ten sposób dostrzegę swoje zalety i słabości, nad którymi będę musiał
popracować. Ponadto wierzyłem wówczas, że starcie z Naruto będzie nieuniknione,
a bezustannie dochodziły do mnie słuchy o jego kolejnym chwalonym wyczynie. A
„odpłynięcie”… pamiętam to.
- Naprawdę? – Oczy Sakury przybrały kształt
piłeczek pingpongowych.
- Jest tak jak mówił… ten drugi Sasuke. Użycie
Mangekyo, bądź też Susanoo, a już na pewno Amaterasu często doprowadzało do
fatalnych skutków. Leżałem długie tygodnie, nieprzytomny… Madara zawsze się o
to skarżył. Nigdy nie było wiadomo, kiedy moje ciało i umysł się zregenerują.
- Rozumiem – mruknęła. – Uważał to za twój
jedyny mankament i chciał cię wyszkolić, zachęcając do walki z innymi Shinobi.
- Być może – wzruszyłem ramionami. – W każdym
razie Zetsu o tym wiedział i mógł dodać to do iluzji, aby bardziej ją
urzeczywistnić.
Jednocześnie
nasze spojrzenia spoczęły na sobowtórach z przeszłości. Sakura uparcie
wwiercała wzrok w swoje dłonie, zaś Sasuke badawczo się jej przyglądał.
- W ten sposób miałam ci pomóc? – zapytała
moja towarzyszka. – Regularnie lecząc obrażenia, żeby nie doprowadzić do utraty
świadomości?
- Zapewne Madara chciał przetestować twoje
umiejętności. Sprawdziłaś się, więc kazał zostać ci na dłużej.
- A ja
byłam wściekła, bo chciałam wrócić do Konohy i… Teraz to łapię!
Uśmiechnąłem
się. Nawet jeżeli odbywamy paranormalną wędrówkę po iluzji, jej sposób
reagowania na rozwikłanie zagadki w niczym się nie zmienił. Zwykle w napięciu
wykrzywiała usta, by po raz ostatni zweryfikować słuszność domysłów. Zawsze
wyobrażałem sobie wtedy, że akompaniują jej rytmiczne uderzenia w bębenki,
które nie tylko zwiększają swoje natężenie, ale także potęgują ilość uderzeń.
Moment oczekiwań dobiegał końca wraz z głośnym, triumfalnym okrzykiem.
- To wcale nie jest takie skomplikowane – odetchnęła.
Nagle grymas zwycięscy zastąpił szok. – Sasuke, ale… skoro to wydarzyło się
naprawdę i to pamiętasz…
Odwróciłem
wzrok. Nic w świecie nie zmusi mnie do dokończenia tej wypowiedzi.
- To śmieszne, Sakura. Wszystko pamiętam i
nigdy, podczas sprzymierzania się z Madarą, nie natknąłem się na ciebie.
Wiodłaś szczęśliwe życie w Konoha. Naruto zabraniał ci wychodzić poza tereny
wioski. Sama to potwierdziłaś.
- Tak, ale…
„Ale”
zaczęło mnie drażnić. Od pewnego czasu miażdży każdy mój argument.
- Nie powiedziałam ci czegoś – szepnęła.
- Czego? – pochyliłem się nad nią, a widząc,
że zanurza dłoń w gąszczu różowych włosów, musiałem potrząsnąć głową, aby
wyrwać się z tego absurdu.
Sakura
wyłoniła na wierzch osamotniony kosmyk i łypnęła na mnie. Żeby włos mógł
dorównać długością reszcie pobratymców musiał pokonać olbrzymią przepaść. Z
początku nie rozumiałem zdziwaczałej prezentacji, ale przecież nie tak dawno
sam obserwowałem lawirujące na wietrze pasmo różu.
Odcięte
shuriken’em!
- Sakura – bąknąłem nie mając nic w zanadrzu
na końcu języka.
Szmaragdowa
zieleń zgoła omiotła mnie swoją srogością.
- Sasuke, czy jesteś pewien, że stąpamy po
iluzji?
- Ja… - Nie! Nigdy, przenigdy nie byłem tego
pewien. Niewielki kawałeczek wewnętrznego „ja” wył we mnie od początku naszej
tułaczki. Ale cóż mogłem począć, nie chcąc w to uwierzyć? Przecież nadal nikt
nie podsunął mi pod nos czegoś, co zdołałoby mnie przekonać.
- A może to nasze dotychczasowe życie było
iluzją? – wyrzuciła z siebie Sakura. Przez jej głos przedzierały się strzępki
nerwów. – Ten włos… - potrząsnęła nim. – Ten włos od niepamiętnych czasów
miałam krótszy, ale szybko zapomniałam o sprawie, tłumacząc to własną
niezdarnością. Wiele, wiele rzeczy właśnie tym tłumaczyłam. Fajtłapa… Od zawsze
była za mnie niezła fajtłapa. Przecież spadłam ze schodów, straciłam pamięć. A
może! – poniosła głos i gdybym się nie cofnął Kyori zostałoby wznowione. – A
może ja, owszem, upadłam, ale wylądowałam na tobie pod drzewem wiśni?!
W
tej chwili przestało się dla mnie liczyć jaką maskę przybiorę. Zresztą nawet
jeśli bym spróbował, na niewiele by się to zdało. Dopadł mnie paraliżujący lęk.
Taki, który ostatni raz doświadczyłem po pierwszej konfrontacji z moim rzekomo
nieżywym bratem. A jednak! Życie znów płata mi psikusa, zapycha scenariusz
siedliskami absurdów i nonsensów.
Chciałem
spojrzeć na Sakurę, ale, do licha, bałem się!
Bałem
się spojrzeć w jej oczy, wiedząc, że nie wyciągnę nas z opresji, ani nie
zaradzę na kotłujące się w nas wątpliwości.
- Świetnie – rozległ się jej głos. Przytknąłem
drżące dłonie do skroni, oszukując samego siebie pustą nadzieją na powrót do
naszych czasów. Chciałem usłyszeć wszystko od Zetsu, Ren’a… Od kogokolwiek,
bylebym nie musiał na to patrzeć.
Co
jeśli to naprawdę byłem ja?
Co
jeśli to wszystko się wydarzyło?
Co
z nami i naszym życiem?
- Nie zastanawiaj się – powtórzyłem mantrę,
będąc świadom jak paskudnie muszę wyglądać. – Po prostu to przeczekajmy.
- Znakomicie, i co wtedy? Nie możemy ot tak
wszystkiego bagatelizować! Obojętnie, czy jest to złudzenie, czy najprawdziwsza
przeszłość naszym obowiązkiem jest rozsupłanie tego węzła.
- Na razie wszystko jest jasne! Pojmałem cię
na prośbę Madary, sam twierdząc, że cię nie potrzebuję. Myślałem, że
wykorzystamy cię tylko do jednej próby, ale Madarę zadowoliły twoje
umiejętności i zechciał przyjąć cię pod swoje skrzydła na stałe!
- Nie mówię o tym! – warknęła. – To co się
dzieje przed nami trudno jest nie zrozumieć. Mam na myśli to, jak te wydarzenia
wiążą się z naszym obecnym życiem. Przykładem jest mój włos! Nie bez powodu
jest krótszy i nie wmówisz mi tym razem, że Zetsu o nim wiedział i też
zadecydował się wepchać to do iluzji.
Znakomicie.
Szare komórki Sakury zaangażowały się akurat wtedy, gdy tego nie potrzebowałem.
Na szczęście mój powszechnie znany tupet przybył na czas. Za drzwiami rozległy
się ciężkie kroki. Moja kopia zwróciwszy wzrok w tamtą stronę, zaklęła
siarczyście i dźwignęła się na nogi.
W
oczach Sakury z przeszłości pojawił się strach.
- To Madara?
- Tak – odwarknął. – Buzia na kłódkę. Nie
chcesz chyba, żeby powtórzyło się to, co ostatnim razem. Nie wyrażaj na głos
swoich sprzeciwów, bo znów cię skrzywdzi. Zrobiłaś się strasznie pyskata i
nieodpowiedzialna.
- Zgoda – Dziewczyna skinęła głową. Nie uszła
mojej uwadze rozprzestrzeniająca się na jej skórze gęsia skórka. Mogłem
wyobrazić sobie jak każdy maleńki włosek staje do pionu.
Skrzyp
drzwi zapowiedział śmiercionośną wizytę. Madara przestąpił próg i nie odróżniał
się niczym od osoby, którą zapamiętałem. Wciąż chował się za maską w odcieniu
oranżu, której zataczające koła kręgi sprowadzały uwagę widza do Sharingan’a.
Na sobie miał płaszcz reprezentujący upadłą już organizację – Akatsuki. Widok
krwistoczerwonych chmur zalał mnie natrętnymi obrazami Itachi’ego, kiedy to nie
posądzałem go o alkoholowe wyziewy, bądź zamiłowanie do gotowania.
- Czego chcesz? – Moje nastawienie do niego
także nie uległo zmianie.
- Zastanawiam się czy nie zrobisz nic
głupiego.
- Wydaję mi się, że wszystko sobie
wyjaśniliśmy.
- Och, doprawdy? – Madara otaksował mężczyznę
z założonymi rękoma. Jakimś cudem od razu domyśliłem się do czego dąży moja
przeszła wersja, wymyślona, bądź też nie.
- Sakura wraca jutro do Konohy – obwieścił
tonem nie znoszącym sprzeciwu. Siedząca pod ścianą Haruno momentalnie uniosła
głowę i wlepiła oczy w plecy mojego sobowtóra.
- Sasuke…
- Nie potrzebuję jej. Sam muszę poradzić sobie
ze zdolnościami mojego klanu i ich potęgą. Mając ze sobą Medyka nigdy nie
nauczę się ich opanowywać.
- A co jeśli tego nie da się opanować? –
zapytał wzgardliwie Madara. – Co jeżeli nie wyrobisz się przed planowaną
zemstą? Co wtedy? Zamierzasz stracić świadomość na polu walki? Odpłynąć,
otoczony przez wrogów?
Nastała
cisza. Ktoś jeszcze przemieszczał się po obrębach podziemnej nory. Z nieskazitelnego
milczenia byłem w stanie wyłowić szurania czyiś stóp, a także zgrzyt drzwi,
który kojarzyłem wyłącznie z tym miejscem.
- Chrzań się – Sasuke nastroszył brwi. Albo
dziwnym zbiegiem okoliczności ustawił się w tej pozycji, albo naprawdę właśnie
przysłonił sobowtóra Sakury swym ciałem. Pytanie, czy zrobił to świadomie. –
Pozwól, że to ja będę się zamartwiał o moje losy podczas szturmu na Ukrytego
Liścia. Póki co, czas jest. Nigdy nie stanę się lepszy polegając na jej
umiejętnościach. I tak jest bezużyteczna.
Obie
wersje dziewczyny uciekły wzrokiem, szukając pomocy w czubkach butów.
- I tak wrócę do Konohy – przemówiła głosem
spiskowca jedna z nich. – Czy tego chcecie, czy nie…
Jak
pod wpływem zaklęcia, krwistoczerwone oko Madary spoczęło na dziewczynie.
- Wydaję mi się… a może nie? Chyba za bardzo
zależy ci na powrocie do domu.
Sakura
stanęła na podkurczonych nogach, na co Sasuke natychmiast spotęgował swoją
czujność i drgnął niespokojnie. Madara zdawał się na to czekać. Wiedziona furią
dziewczyna bez przedzierającego się na wierzch strachu rozpoczęła wędrówkę ku
zamaskowanemu napastnikowi. Celowo przebiegłem wzrokiem po jej sylwetce, ale
żadna solidna broń nie była wetknięta za jej pas. Zachodząc w głowę nad sensem
tego postępowania, dotarło do mnie, że tuż obok mnie przebywa przecież jej
przyszłe odzwierciedlenie.
- Sakura! – zawołałem. – Ty i ona to dwie te
same osoby. Może oświecisz mnie czym chcesz zaskoczyć Madarę.
Zamiast
udzielić odpowiedzi, wstrzymała oddech i skupiła się na sobowtórze. Po prawdzie
domyślałem się, że ani teraźniejsza ani przeszła wersja nie mają bladego
pojęcia jak skutecznie przechytrzyć Madarę, a jedyne co chodzi po głowie tej
dziewczyny to czysty gniew i paląca potrzeba powrotu do bliskich.
- Drań! – Zadzierzgnąwszy dłoń w pięść, ugięła
ramię w łokciu i wykonała rozmach. W trakcie lotu do życia zbudził się
zielonkawy pokład energii, zwiastujący pobojowisko. Moja pewność dotycząca
ofensywy Madary była wręcz niezbita. Teraźniejsza Sakura jęknęła, lecz ja –
wspólnie z własnym sobowtórem – śledziłem rozwój akcji bez szczególnego
poruszenia.
Kluczowy
moment trwał nie dłużej niż sekundę. Oprawczyni wessała się w ciało ofiary jak
w topniejące masło, wyładowując uzbieraną chakrę na drzwiach wejściowych.
Sakura z rozpędu czmychnęła w dal, chcąc uniknąć śmiertelnej konfrontacji z
fruwającymi ścinkami drewna. Strach przeminął dopiero wówczas, gdy jeden z
kawałków przeniknął jej nogę, podobnie jak wcześniej zrobiło to jej alter ego z
Madarą.
Uderzeniu
towarzyszył potworny huk, którego akurat nie byliśmy w stanie odeprzeć, nawet w
rolach niematerialnych stworów.
Sasuke
z przeszłości zdążył już dawno zapewnić barierę dla swoich uszu i przytkał je
dłońmi. Madara musiał podkreślić swoją ważność i potęgę, więc pozostał bierny,
natomiast ja wlazłem prosto w skupisko wzniesionego przez huk gruzu i dymu.
- Sasuke! – Sakura poczłapała za mną.
Niebawem
splot duszącego dymu rozsunął się ukazując nam Haruno, która swoim wyczynem
zdążyła przeteleportować się na hol. Od razu pomyślałem, że znam na wylot każdy
zakamarem tego miejsca, mało tego; w głowie wyryte miałem coś na podobieństwo
prowizorycznej mapy. Nawet po takim okresie czasu mógłbym poruszać się po
naszej norze ze związanymi oczyma.
Dobiegł
mnie pisk. Pisk Sakury z moich czasów, w którą znienacka wtopił się mój
sobowtór. Odciągnąłbym ją, gdybym mógł. W rezultacie Haruno musiała sama sobie
zaradzić i odstąpić krok w lewo. Teraz ustawiliśmy się w szeregu - dwaj Sasuke
i samotna Sakura, której klon przysiadł w kucki, zdyszany i roztargniony. Ku
naszemu zaskoczeniu jeden z mężczyzn szybko odłączył się od grupy i wspomógł
dziewczynę, ustawiając ją do pionu.
- Mogłabyś chociaż raz zastanowić się, zanim
zrobisz coś głupiego. Ile razy muszę ci to jeszcze powtarzać?
Sakura
oblała się rumieńcem. Doskonale go znałem. Był on spowodowany nie tylko
spłoszeniem, ale także bezsilnością.
- Ja… Chciałam po prostu… - Potulny do tej
pory wzrok, znienacka zajął się ogniem. – Chciałam go zabić. Porwać skądś
sztylet i wbić do jego piersi. Później zadawałabym niekończącą się ilość ciosów
z dzikim obłędem złości, a zarazem triumfu. Wydostałabym się stąd, a wtedy…
Nie
dowiedzieliśmy się co uczyniłaby Sakura po ucieczce. Nagle Sasuke zmniejszył o
dwakroć dystans ich dzielący, zmuszając tym samym, aby tył dziewczyny napotkał
się z wyboistą ścianą korytarza. Dłonie umiejscowił wysoko, więżąc między nimi
głowę zdezorientowanej Sakury.
- Sasuke, co ty…
- Czy ty aż tak bardzo pragniesz śmierci?!
- Nie, ja…
- Rozumiem, gdy kot walczy z kotem o
zwycięstwo – ma nadzieję i szansę na wygraną. Ale być kotem i ośmielić się
stanąć do walki z lampartem to czysta głupota i kretynizm!
- O rany – Sakura podróżująca w czasie
chlasnęła się delikatnie w policzek. – O rany, rany, rany.
Godny
naśladownictwa sposób. Może zdołałbym jakoś się ocucić po tym wszystkim.
Madara
wyłonił się z krateru, będącym dziełem dziewczyny. U podnóża jego stóp rozsiane
były strzępy niegdyś gustownych i solidnych drzwi.
- Och, jak miło. A więc jestem lampartem?
- Jesteś zwykłym śmiecie… - Nim z ust Sakury
dobyło się jakieś bluźnierstwo, Sasuke przytkał jej usta ręką i ponownie uporał
się z kilkoma centymetrami odległości między nimi. Byłem pewien, że linijka
wskazałby co najwyżej pięć milimetrów różnicy. Brakowało niewiele do styku.
- Siedź już cicho i przestań kłapać jadaczką!
– wystrofował ją. – A ty! – Migiem odskoczył od Haruno i utkwił nienawistny
wzrok w Madarze. – Ty nie wściubiaj nosa w nie swoje sprawy. To czy skorzystam
z jej pomocy, czy nie, to nie twoja para kaloszy.
- Nie myśl, że przepuszczę jej zniszczenia,
których dokonała.
- Tym zajmiemy się później. Zaprowadzę ją do
innego pomieszczenia.
- Ależ proszę bardzo – syknął. Nie wiem co
kierowało tym Sasuke. Na pewno nie wziął pod uwagę narastającego w czerwieni
Sharingana ognika spiskowca. Wystarczyło tylko, żeby Madara zakasał rękawy i
potarł dłońmi – na pierwszy rzut oka domyśliłem się, że coś we mnie i Sakurze
wyraźnie mu nie spasowało, a intryga dosłownie nabierała barw na naszych
oczach.
Wielką
stratą była niemożność kontaktu z naszymi alter osobowościami.
Patrzyłem
jak Sasuke odwraca się na pięcie, chwyta kuśtykającą dziewczynę za nadgarstek i
wlecze za sobą w gęstwinę ciemności przy końcu korytarza. Zauważyłem też
głębokie rozcięcie na lewej nodze Sakury, z którego wartko wypływa czerwona
substancja.
Madara
odprowadzał ich wzrokiem dopóty nie pochłonęła nas smolista czeluść. W dalszym
odcinku holu nikt nie pokwapił się o oświetlenia. Zawsze przemierzaliśmy tą
część pogrążeni w mroku i polegający na zdolnościach naszego klanu – pamiętałem
to.
Musiałem
mieć wszystko pod kontrolą. Nie tylko naszą dwójkę, ale zarówno Madarę.
Napięcie zelżało, a całość zdołała się ustabilizować. Mimo to żadna biała
osłona na wdarła się na pole mojej widoczności, a znaki wyrysowane na ramionach
wciąż były atramentowe i nic nie zwiastowało ich niespodziewanego migającego
obłędu. Natychmiast pojąłem, że Zetsu zamierzenie więzi nas w owej scenerii.
Coś musiało się wydarzyć. Coś do czego musieliśmy sami dojść.
Najchętniej
zapytałbym się go wprost czy to za Madarą, czy za swoim alter ego mam w tym
momencie podążać.
Obrzuciłem
Sakurę wątpiącym spojrzeniem.
Ryzykowne,
ale skutecznie. Z jednej strony będę przemierzał terytorium tego wymiaru
szalejąc z niepokoju o jej bezpieczeństwo. Nawet jako duch, skłonność Sakury do
pakowania się w tarapaty może wiele zdziałać. Zwłaszcza, że autentycznie ta
zdolność płynie w jej żyłach, jako szereg kodów DNA. Mimo to druga strona była
równie przekonująca. Zamierzaliśmy obserwować, słuchać… Aby w pełni wykonać ów
plany należałoby podjąć się ryzyka. Jest tego warte.
- Sakura?
Sakura
patrzyła na Madarę z istną podejrzliwością gorejącą w oczach. Ocknęła się
dopiero na dźwięk mojego głosu.
- Co robimy?
- Rozdzielamy się – poinstruowałem tonem
przywódcy. Najbardziej wiarygodnym, na jaki było mnie stać. – Ja zajmę się
Madarą, ty przypilnujesz tą dwójkę, zgoda?
Przeraziła
się, ale po namyśle skinęła głową. Chociaż nie powiedziałem tego na głos, mnie
również przytłaczała konieczność rozstania, jednak nie potrafiłem znaleźć
innego sposobu, unikając ominięcia priorytetowych wskazówek.
Nachyliłem
się nad nią i wyszeptałem:
- Gdy zdarzy się coś nie tak, znajdź mnie.
- Jesteśmy jak duchy. Co złego może mi się
przytrafić? – uśmiechnęła się, bezskutecznie próbując zamaskować strach.
- Te parę miesięcy nauczyło mnie, że wszystko
jest możliwie, niezależnie od tego jak wygodna i bezpieczna jest nasza pozycja.
- To prawda.
- Obiecaj mi, że będziesz ostrożna.
- Obiecuję – Dłuższą chwilę wzajemnie
spozieraliśmy się wzrokiem. W którymś momencie Sakura nerwowo zerknęła za moje
plecy i zrozumiałem, że im dłużej oddaję się słodkiemu odurzeniu, tym bardziej
oddala się od nas jeden z dwóch obiektów naszej misji. Gdyby Sakura zgubiła w
mroku tamtą dwójkę, stracilibyśmy szansę na rozwiązanie zagadki.
- Idź – ponagliłem ją.
W
tym samym czasie Madara zaczął podążać korytarzem prowadzącym w przeciwnym
kierunku. Ta kwestia także wymagała najwyższej ostrożności i badawczego
skupienia.
Sakura
rozstała się ze mną krzepiącym półuśmiechem, po czym puściła się śpiesznym
chodem wzdłuż ziejącej czernią otchłani. W ostatniej chwili pożałowałem
rozplanowania ról. Nie chciałem pozostawiać jej z Madarą, będąc świadom stadium
lęku, ale inna perspektywa – ta bardziej logiczna – pozwoliła mi zrozumieć, że
w przeciwieństwie do Sakury, dwa razy lepiej orientuję się na terenach
podziemnego królestwa. Odnalazłbym nasz duet bez trudu. Tymczasem Sakura będzie
musiała zmagać się z egipską ciemnością i krętymi korytarzami.
Szarpnął
mną potężny gniew.
Róż
jej włosów pochłonęły odmęty nicości.
Madarę
także zaczął pożerać mrok. Bez zastanowienia ruszyłem jego śladami. To Ren’owi
mogę zawdzięczać zdolność szybkiego wyczuwania aktywnej natury spiskowca.
***
Gdy
nadarzyła się okazja, w której mogłam odsapnąć, dotarło do mnie jak ociężałe i
wycieńczone są moje mięśnie. Wcześniej nie zajmowałam się stanem zdrowotnym
własnego ciała, zajęta pościgiem za dwiema, doniedawna mistycznymi, postaciami.
Nadstawiałam ucha przy każdej ich rozmowie, wyczulałam oczy, by polepszyć
widoczność i koncentrować się chociażby na pozornie irrelewantnych drobiazgach.
Teraz miałam chwilę dla siebie. Przemierzając ciemność i tropiąc znajomy duet,
mogłam posegregować zdobyte wiadomości, żeby w późniejszym czasie umiejętniej
nimi władać.
Niemniej
wolałam dostosować się do wytycznych nadanych przez Sasuke i nie drążyć tematu
iluzji. Zbyt wiele aspektów przemawiało „za”, sprzeczając się z tymi „przeciw”.
W wyniku tego konfliktu dostałabym bzika i wpadłabym w szał, balansując między
światem rzeczywistym, a fikcją.
Poza
tym czułam się głupio maszerując za dwojgiem ludzi, którzy nie mieli możliwości
stać się tego świadomi. Uznawałam to za naruszenie czyjeś prywatności. A gdybym
tak wpadła na pomysł podążania za Sasuke w drodze do porannej toalety?
Tak,
to był znany i skuteczny sposób na uspokojenie. Serce kołatało mi w piersi, gdy
pożerałam wzrokiem ich niknące w mroku sylwetki. Sasuke wciąż wlókł przeszłą
mnie za sobą i do tej pory nie odezwał się słowem.
Wędrówka
trwała bodaj dziesięć minut. Usiłowałam nadążyć za olbrzymim natłokiem skrętów
i przejść przez pomieszczenia. Generalnie podziemna nora nie była ubogacona
wieloma meblami codziennego użytku. Głównym ludzkim narzędziem były ułatwiające
orientację pochodnie, a w niektórych odcinkach trasy urozmaicono rodzaj
oświetlenia wbitymi w skały kandelabrami. Wystarczyło pięć minut podróży, trzy
sekundy na rozwój paniki i w konsekwencji nie miałam już wątpliwości co do
tego, że do śmierci będę tułać się po tej kryjówce i szukać Sasuke.
Tymczasem
jego wersja z przeszłości przystanęła wreszcie przy drzwiach, które wyglądały
jak setki uprzednio mijanych.
- Postaraj się tym razem niczego nie
zdemolować. Jeśli chcesz przeżyć i wrócić do tej kretyńskiej Konohy, jak
najszybciej ugaś swój bunt.
- Naprawdę pozwolisz mi tam powrócić? –
Dziewczyna przemówiła głosem zbesztanego przez rodziców dziecka, którego
właśnie przyłapano na gorącym uczynku. – Już jutro?
Sasuke
kopniakiem otworzył drzwi i jako pierwszy przekroczył próg pokoju. Wlazłam tam
tuż za nimi, nim wrota zdołały się po sobie zatrzasnąć. Nie chciałam odczuć na
własnej skórze tych duchowych przywilejów, które z czasem bardziej zaczęły mnie
przerażać, niżli ekscytować.
- Siadaj – zalecił. Nas obie zaskoczyła
obecność makietowego „łóżka”, który tworzyły trzy warstwy bawełnianych kocyków.
W rogu znalazła się nawet gustowna komoda przetykana paroma kunai i setkami
nacięć. Widocznie ktoś posłużył się nią jako patykowatą kukłą do treningów.
Sakura
posłusznie wykonała polecenie.
- Powiesz mi?
- Najpierw odpocznij – powiedział Sasuke,
umiejscawiając się obok na podłodze. Gestem dłoni zalecił dziewczynie zmianę
pozycji z siedzącej na leżącą. Nawet porwał jeden koc spod jej siedziska i
uformował z niego poduszkę.
W
zasadzie nie tylko ja zaprzątałam sobie głowę tą niepodobną do niego
życzliwością – moje alter ego patrzyło na Uchihę, jakby w jego wnętrzu utkwiona
była obca dusza i tylko ciało potwierdzało tożsamość.
- Najpierw wolałabym, abyś wreszcie mi
odpowiedział – podjęła Sakura.
- Odpowiem, jeżeli ty odpowiesz mi.
Znałam
ten wyraz twarzy. W czasach obecnych najczęściej sugerował ostrożność, bo
niedługo cienki lód miał się zapaść pod mym ciężarem.
Ale
ta Sakura nie była jeszcze tak dobrze wyczulona na niecne zamiary Uchihów, więc
potaknęła, myśląc wyłącznie o własnych korzyściach.
- Ja… -
Sasuke uciekł wzrokiem. Oblewało go nikłe światło pochodni. – Rozumiem, że
Konoha to twój rodzinny dom. Tam się wychowałaś i urodziłaś, jednakże… myśl, że
za bardzo chcesz tam powrócić nie daje mi spokoju. Tak samo jak Madara, czuję,
że zbyt mocno ci na tym zależy. A więc co się za tym kryje?
Przycupnęłam
naprzeciw Sakurze, patrząc jak twarz jej tężeje, a szczęka zaczyna drgać. Na
wstępie można byłoby pomyśleć, że zbliża się do płaczu, a jednak po
przeminięciu niespełna dwóch sekund odchrząknęła dla zachowania pozorów.
Przebaczyłam
jej tą chwilową niemoc i rozklejenie. Miałam prawo, biorąc pod uwagę, że moje hipotezy
wyraźne wskazywały na jedno; ziszczenie się koszmaru, z którego parę miesięcy
temu byłam skora żartować. Pamiętałam to mimo amnezji.
Sakura
zamierzała mu odpowiedzieć.
To
przywiodło mi na myśl wydarzenia z jaskini. Wtedy nie mogłam się oprzeć –
wyznałam Sasuke szeptanym głosikiem całą moją przeszłość z Ren’em, porażką
mini-królestwa i okrutną śmiercią rodziców. Teraz wierzyłam, że moja przeszła
wersja również uległa. Nawet nasze pozycje niewiele różniły się od scenerii z
Michigatty. Ściany były tak samo lodowate, a skórę opatulał mi ziąb. To
niesłychanie ile aspektów łączyło mnie z tą Sakurą. Począwszy od reakcji na
hipnotyzujące działania Sasuke, aż po nieznośny tik deformowania ust w
namyśle.
- Ktoś na mnie czeka.
- Kto?
- Mój brat – zabrzmiała odpowiedź.
Mój brat.
***
Akcja
szpiegowska nie zdążyła na dobre się rozkręcić, a ja już zmuszony byłem
utrzymać nerwy na wodzy i pogodzić się z niematerialnością. Owszem, zawdzięczam
temu niesamowitą zdolność przenikania, o którą sam Madara mógłby być zawistny,
ale w żaden sposób nie mogę skontaktować się z otoczeniem, ponadto źródła
chakry nie są dla mnie dostępne w tym wymiarze.
To
właśnie dlatego widok Zetsu, którego uformowała rozpływająca się część
skalistej ściany, podziałał na mnie jak poparzenie ogniem. Nie przeminęło nawet
pięć minut od rozstania z Sakurą, a tu już wierny kabel Madary wyszedł ze
swojej nory. Skrystalizował się do tułowia w odcinku korytarza, gdzie do
oświetlenia nie miałem żadnych zarzutów.
- To zrodzi problemy – podszepnął na
przywitanie Madarze, który notabene nijak odniósł się do jego gwałtowanego pojawienia.
Zatem
Zetsu nasz szpieguje. Zapewne na polecenie swojego wodza wściubiał nos we
wszystkie sprawy, które nas dotyczyły…
- Jestem tego świadom. Buntownicza natura
Sasuke daje o sobie znać. Albo za bardzo troszczy się o swoją dawną
przyjaciółeczkę, albo faktycznie chce sam uporać się z problemem. Tyle, że ja
nie mogę pozwolić sobie na takie ryzyko – Sharingan rozbłysnął, gdy wstąpił w
blask strzelających płomieni. – Natarcie na Konohę musi zakończyć się sukcesem.
Gdy na polu walki stracimy Sasuke, stracimy także szansę na zwycięstwo. Czuję,
że ta dziewczyna przysporzy nam mnóstwo problemów, ale póki co to jedyna zdolna
do zatrzymania tego procesu osoba.
- Masz jakiś konkretny plan? – zapytał Zetsu,
wynurzając z wnętrza ściany lewą kończynę. Chwilę później stał już na własnych
nogach, przekrojony dwoma przeciwnymi kolorami.
Madara
zawahał się.
- Możliwe.
- Możliwe?
- Przypomniałem sobie przeszłość. Losy naszego
klanu, ludzi dobrze urodzonych, których chcieli chronić przed wymieszaniem krwi
z osobą nieczystą.
- Słyszałem o tym.
Ja
też, pomyślałem z rozgorączkowaniem. Nieomal od razu do głowy wlazły mi myśli,
których nie potrafiłem przegnać. Przypomniała mi się gadanina Itachi’ego,
której nie traktowałem poważnie. Tylko Sakura zdawała się wtedy powierzać
odrobinę wiary jego słowom. Prędko skojarzyłem fakty.
Zetsu
rozłożył ramiona.
- Co to ma wspólnego z Sasuke i tym Medykiem?
O ile plotki są prawdziwe, cały ten chaos dotyczył przymusów i warunków, jakie
stawiano potomkom twojego klanu i innym szanowanym rodzinom.
- Otóż to. Niestety było wiele przypadków, w
których to niedojrzali głupcy uciekali ze swoimi wybrańcami, a potem słuch po
nich ginął. Rozumiesz co mówię? Zawsze znalazł się jakiś jeden niedojrzały
szczyl, który postępował wbrew zasadom i pragnął wyjść za kobietę, która nie
była mu przeznaczona. Zwykłą prostaczkę, bez zamkniętych w genach umiejętności.
Było to surowo zakazane.
- Jaśniej, proszę – Uśmiechnął się jak błazen.
Madara
ukazał swoje podrażnienie w dostojnym prychnięciu i wyminął sojusznika. Zetsu
rzucił się za wodzem i zatrzymał go parę kroków dalej.
- Nie lekceważ mnie Madara. I tak wiem, że
prędzej czy później zapoznasz mnie ze szczegółami swojego planu, więc wolałbym,
abyś zrobił to teraz.
- Spytam wprost – Podkradłem się bliżej i
dostrzegłem, że widoczne oko Madary maksymalnie się zwęziło. – Mamy w
posiadaniu Zakazany Zwój, prawda?
Gdybyśmy
byli postaciami z kreskówki, szczęka Zetsu opadłaby na ziemię.
- Chyba nie chcesz…
- Wykorzystać go? Dlaczego nie? Deidara na coś
się przydał i wykradł go z Suny. Dlaczego coś tak cennego ma leżeć bezczynnie,
kiedy oboje będziemy mieli z tego pożytek? Przy okazji właśnie w tym miejscu
rozpoczęłaby się twoja rola.
- Świetnie! – Z niesmakiem odstąpił od Madary
i zacisnął dłonie. – Chcesz, żebym pobawił się w Kage i zaczął korzystać z
zakazanych Jutsu? Nie wiem czy masz pojęcia jak wielka jest ich potęga.
Niektóre nie są dopracowanie i…
Cholera!
Najchętniej poszedłbym śladem Sakury i wyładował energię na, i tak nieźle
zniedołężniałych, ścianach nory. Niestety rola ducha po raz kolejny mnie
ograniczyła. Zacząłem zgrzytać zębami z bezsilności. Mimo, iż skrupulatnie
poprzysiągłem sobie, że nie będę analizował prawdopodobieństwa rzeczywistości i
fikcji, tym razem nie mogłem się powstrzymać.
Krótkawy
włos Sakury, obecność w miejscu, gdzie zostawiłem tak wiele wspomnień, kwestia
z moją nieujarzmioną dotąd skłonnością do mdlenia po użytkowaniu cięższych
technik mojego klanu… „Zbiegi okoliczności” coraz błędniej określały te
wydarzenia.
- Jest taka jedna technika… - Madara niby to
od niechcenia zaczął zabawiać się nałożoną na dłoń rękawiczką i miętosić
kawałek osłaniający palec wskazujący. – Stosowano ją kiedyś do uzależnienia
zbuntowanych szczyli od wybranych przez rodzinę kandydatów na przyszłych
członków klanu. Po jej użyciu oddalenie się od tej osoby na odległość większą
niż sto metrów groziło śmiercią poprzez uduszenie. Technikę zaprojektowano tak,
ażeby cierpiała wyłącznie jedna strona.
- Planujesz uzależnić Sasuke od tego Medyka?
- A jednak nie jesteś taki głupi – zaśmiał się
gardłowo i wznowił chód.
Zetsu
zrobił minę urażonego dziecka, obiecującego zemstę.
- Zacznij ćwiczyć pieczęcie. Słyszałem, że
technika jest niezwykle skomplikowana w aktywacji – polecił.
- Jak ją dezaktywować?
- A bo ja wiem. Gdy nie będzie nam już
potrzebna, pozbędziemy się tej dziewczyny. To powinno automatycznie uwolnić
Sasuke od ograniczenia.
- I myślisz, że on się na ciebie nie
wścieknie, tylko ot tak się z tym pogodzi? – Zetsu zmuszony był do podniesienia
głosu przynajmniej o dwie oktawy. Madara był już przy końcu korytarza i z
uporem sunął naprzód.
Echo
przywiodło do nas potworny rechot. Ostatni raz w ten sposób zaśmiał się Itachi,
gdy otworzyłem pudełko lodów, które okazało się być już dawno opróżnione.
- Nie będzie miał wyboru.
Zetsu
pokręcił głową, jakby przespał całą rozmowę i dopiero co wyrwał się ze snu. Wyraz
jego twarzy otwarcie demonstrował wibrujące w nim emocje. Spojrzał na swoją
drżącą dłoń, a ja wyobraziłem sobie, że słyszę jego myśli, a wraz z tym
zapytanie: „Czy sobie poradzę?”. Zakazane Jutsu to nie przelewki. Konsekwencje
to pestka w porównaniu do trudu jaki trzeba włożyć przy aktywacji techniki.
Tylko
jedno nie zgadzało się z resztą.
Skoro
Madara zamierzał mnie skazać na męczarnie i duszności, dlaczego w wyniku tego
ucierpiała Sakura?
Na
poczekaniu wysunąłem pocieszający wariant. Może całość faktycznie jest fikcją?
Może Zetsu niezbyt dobrze ją rozplanował, popełniając błąd przy tej kwestii i
omyłkowo tworząc Madarę, który to mnie wybiera na ofiarę Kyori.
Patrzyłem
jak Zetsu na powrót zatapia się w ścianę. Prawdopodobnie jego celem był Sasuke
z przeszłości, a więc miejsce, w którym przebywała Sakura.
Bez
zastanowienia poczłapałem ku majaczącej w korytarzu ciemności.
***
- Ren nie jest moim rodzonym bratem, ale
właśnie tak go traktuję. Zastąpił moją rodzinę, gdy mama i tata odeszli. Pomógł
mi zapomnieć i uporać się z bólem.
Odkryłam
coś nowego.
Nie
marszczyłam ust wyłącznie w chwilach wielkiej zadumy. Robiłam to także, gdy
próbowałam zatamować nieustępliwą falę łez, które wdzierały się do oczu. Jedno
było pewne; musiałam czym prędzej wypędzić z siebie ten nawyk. Reszta nie była
już dla mnie sensacją. Od początku mojego buntowniczego rozgardiaszu w sprawie
powrotu do wioski, domyślałam się, że tyczy się to akurat Ren’a i naszej
obietnicy.
Sasuke
przysłuchiwał się relacji z zgnębieniem. Wyprostował jedną nogę, a na lewej,
ugiętej kończynie, ulokował dłoń. Przez spuszczoną głowę i opadające luźno
kosmyki, nie miałam dostępu do jego oczu, a zawarte w nich emocje bardzo mnie
interesowały.
- Obiecałam mu, że zawsze będę przy nim –
podjęła Sakura. – To wszystko.
- Chcesz mi wmówić, że zwykła obietnica
zrodziła w tobie tą lekkomyślność i porywczość?
- Tak, właśnie to usiłuję ci wmówić.
- Patrz – warknął, zaciskając rękę na jej
nadgarstku i wznosząc go do góry. Skórę gdzieniegdzie zasiewały szramy z
zakrzepniętą krwią. Sakura ze stęknięciem bólu przyjrzała się własnym
uszczerbkom. – Tylko to możesz temu zawdzięczyć. Madara to osoba wyższego rzędu.
Jest bezlitosny i konsekwentny. Przy każdym nasileniu się twojej rebelii
poczujesz to na własnej skórze, a ja już więcej nie wyrwę cię spod jego ostrza.
Zapamiętaj sobie, że przy nim musisz zachować ostrożność i utrzymać nerwy na
wodzy. Zwłaszcza twoje roztropne podejście.
Sakura
wyszarpała ramię i przytknęła dłonie do okolic serca.
- To nie Konoha – ciągnął. – Tu możesz z
łatwością zginąć, a wtedy na pewno nie powrócisz do swojego wymyślonego
braciszka. Chyba zależy ci na dotrzymaniu obietnicy.
- Oczywiście, że mi zależy. Dlatego chcę też,
żebyś odwołał się do swoich poprzednich słów.
Westchnięcie
Sasuke doprowadziło rozmowę do finału – wiedziałam to. Uchiha najzwyczajniej w
świecie nie miał ochoty na zagłębianie się w ten temat, ba! Mimika jego twarzy
dobitnie uzmysławiała mi, że szczerze żałował wcześniej wypowiedzianych słów, będących
widocznie wynikiem impulsu.
- Świetnie – Moje rozzłoszczone alter ego
chlasnęło głową o prowizoryczną poduchę, potem podniosło wzrok i odchyliło się,
żeby w rezultacie nie stracić kontaktu wzrokowego z Sasuke. To miało charakter
sygnału – ostatniej szansy na uratowanie sytuacji. Niestety mężczyzna w żaden
sposób z tego nie skorzystał.
Sakura
przymknęła powieki, choć jej brwi nadal pozostawały ściągnięte.
Jako,
że ona i ja byłyśmy praktycznie jednością, prostacka ucieczka od tematu w stylu
Uchihów także zdołała solidnie mnie rozgniewać. Pierwszym co uczyniłam było
śmiałe podejście bliżej, a następnie mniej pionierskie odnalezienie sobie
miejsca obok Sasuke z przeszłości.
Nasze
położenia były komicznie. Wylądowałam ściśnięta w kącie, mając się na
baczności, by mimowolnie nie skorzystać z przywilejów tej egzystencji i nie
wtopić ciała w kawałek barku Sasuke. Ostatnia w rzędzie była leżąca równolegle
do kamiennej ściany Sakura, układając głowę nieopodal zadka Uchihy. Wyjrzałam
zza bariery jaką był on sam, by dokładniej jej się przyjrzeć. Nie miała zbyt
długawych włosów, lecz i tak pokrywały sporą powierzchnię, wsiąkając brud i
bakterie z ich naturalnego środowiska.
- I tak się stąd wydostanę – oświadczyła z
hartem ducha. Jej oczy bezmyślne wpatrywały się w drzwi wejściowe.
- Powtarzasz tak przynajmniej od tygodnia –
Nastąpiło ponowne westchnięcie.
- Nie zamierzam się poddać.
- Prześpij się – Spodziewałam się jeszcze
jednego wyrazu zmęczenia moim uporem. Tymczasem Sasuke bezceremonialnie
przylgnął plecami do ściany i rozluźnił się w widoczny sposób. Spięte mięśnie
finalnie zwiotczały, nadając kres żerującym na nich uczuciom. Sakura
potraktowała go jako wzorzec i odważnej utopiła się w bawełnianej krainie koca.
- Nie myśl sobie, że stanę się potulną
owieczką. Nie mam zamiaru poprzestać – ostrzegła, odszukując dogodną pozycję
dla ciała.
- A ja nie zamierzam wiecznie ratować ci
tyłka. Jeżeli próba morderstwa ze strony Madary się powtórzy, będę stał
biernie. Jedyne co ode mnie usłyszysz przed śmiercią to: „A nie mówiłem?”.
Amen.
Zamiast
odpowiedzieć, Sakura wolała przytknąć policzek do dłoni i spróbować wejść w
paradę Morfeuszowi.
Atmosfera
działała jak jedna z kołysanek Satoshi’ego, choć w rzeczywistości żaden dźwięk
nie dobiegał moich uszu. Mozolnie poruszające się powieki Sakury i melancholia
Sasuke były lepsze od podwojonej dawki środków usypiających. Poza tym oprócz
bólu mięśni, odczuwałam zarówno zmęczenie. Podróże w czasie potrafią wyssać z
człowieka wszelakie siły.
Minęło
dziesięć minut. Potem dwadzieścia.
Rozważałam
alternatywę odnalezienia Sasuke i być może powinnam była już dawno tułać się po
usłanych mrokiem korytarzach. Pomimo tego nie drgnęłam o milimetr, ponieważ
uznałam, że najrozsądniejszym wyjściem z sytuacji będzie pozwolić mu się
odnaleźć. Plus ciut przerażała mnie wizja podróży – tym razem samopas – dodatkowo
bez nieświadomych mojej obecności Shinobi.
Sasuke
zdradził, że znaleźliśmy się w kryjówce, którą używał dawniej wspólnie z Madarą
i Zetsu. Wszystko się zgadzało. W skrytości ducha liczyłam na to, że zdoła
odtworzyć wspomnienia i odzyskać orientację w terenie.
Mimo
to moje serce oblewało znajome poczucie bezpieczeństwa. Bądź co bądź Sasuke to wciąż Sasuke –
obojętnie czy jest istotą materialną, czy też nie.
W
chwili, gdy pomyślałam o alter ego Uchihy, ten poruszył się nieznacznie i
rzucił okiem na Sakurę. Poczłapałam na czworaka bliżej, znajdując się teraz
naprzeciw Sasuke. Klatka piersiowa „przeszłej mnie” poruszała się rytmicznie, a
sama jej właścicielka najprawdopodobniej po raz pierwszy od ogłoszenia
oficjalnie pojmaną odnalazła zasłużony spokój. Każdy najdrobniejszy aspekt
sugerował zapadnięcie w sen.
Wtem
jeden kosmyk z czubka głowy osunął się i zawisł bezwiednie między jej oczyma.
Sasuke
drgnął.
Obserwowałam
go z odkrywczą ciekawością, zwłaszcza, że bezustannie otaksowywał mnie
spojrzeniem… właściwie… przeszłą mnie. Tego mogłam pozazdrościć tej Sakurze.
Możność cielesnego kontaktu, od którego obecnie odgradzał mnie potężny,
zbudowany z najtwardszego kamienia, mur.
- Chyba nie planujesz się mnie pozbyć –
szepnęłam, wcale nie zniechęcona faktem, iż on mnie nie usłyszy. – Wiem, że
czasami za wiele gadam, ale ciężko samemu to skontrolować. Jesteś cichy i
małomówny, Sasuke. To co dla ciebie jest potokiem bezużytecznych słów, dla mnie
stanowi normę. W zasadzie kilka razy starałam się zamknąć buzię na kłódkę, żeby
sprawić ci przyjemność, ale potem zachowywałeś się jak kretyn, a ja nie mogłam
powstrzymać się, by ciebie nie wystrofować. Na początku często się
awanturowaliśmy.
Ten
Sasuke… On mnie nie widzi, nieprawdaż? Nie słyszy mego głosu, ani łopotania
serca w mojej piersi. Zdecydowałam się na bardziej bohaterski czyn i uniosłam
dłoń. Policzek Sasuke był… rozczarowującą nicością. Jedynym godnym uwagi
widowiskiem były błyskające kryształki, ujawniające się za każdym razem, gdy
wspólnie z Sasuke próbowaliśmy dotknąć jakiegoś nieprzeznaczonego dla nas
przedmiotu. Pyłek był drobniusieńki, ledwie zauważalny. Właściwie dopiero teraz
odkryłam, że istnieje naprawdę. Wcześniej sprawiał wrażenie jednego z
infantylnych wytworów mojej wyobraźni.
- To niesprawiedliwie, że dranie są przystojne
– wyznałam porwana w trans. Mimo przenikliwości, polegałam na ów nader aktywnej
wyobraźni i wmówiłam sobie, że przebiegam palcami po jego policzku.
Sasuke
nie ustąpił i wpatrywał się w śpiącą Sakurę. Nic nie wskazywało na to, że za
sprawą jakiegoś misternego cudu poczuł, że oprócz nich w pokoju przebywa
jeszcze jedna zagubiona osóbka.
Czy
taki mógłby być nasz początek?
Sasuke,
Sakury i Tankyori no Jutsu?
To
było tak nierealistyczne, że aż zabawne. Utrata pamięci to paskudne uczucie.
Nawet jeżeli znajdzie się osoba, która ci to uświadomi, będziesz miał trudności
z akceptacją. Dla mnie moment „uniesienia” z Ren’em, awantury, rozstania…
Wszystko czym karmili mnie moi przyjaciele było kłamstwem. Przecież… nie
przeżyłam tego. Nie widziałam nic z wyżej wymienionych zdarzeń na własne oczy.
Nie czułam emocji, których powinny mi dostarczyć. Nic. Dlaczego miałabym w tym
uczestniczyć bez mojej wiedzy?
Ewentualność
połączenia mnie z śpiącym sobowtórem była takim samym nonsensem co pozostałe
opcje. To nie mogłam być ja. Widziany obraz nie mógł być prawdziwą,
demonstrowaną przeszłością. Tego także nie przeżyłam. Nie czułam bezsilności,
rozpaczy i smutku z powodu uwięzi. A jednak amnezja polega na wymazaniu
wspomnień – ich całkowitej destrukcji na szeroką, bądź mniej szkodliwą skalę.
I
te podobieństwa. Czy one mogły być czystym przypadkiem? Czy moje wykrzywione
usta, podcięte włosy i tendencja do nadmiernej gadatliwości były zwykłym
przypuszczeniem Zetsu podczas tworzenia ów iluzji?
Nie.
T
o n i e b y ł a
i l u z j a.
To
było coś gorszego.
Prawdziwa
przeszłość, w której uczestniczyłam. I on – pomyślałam zerkając na Sasuke. Był
blisko. Tak cholernie blisko, że w normalnych warunkach już dawno podwoiłabym
dzielący nas dystans. Tymczasem mogłam się pławić w jego pięknie i
elektryzującej aurze, która go obtaczała.
- Jestem w tobie zakochana – Nie rozpłakałam
się. Owszem, najchętniej bym to uczyniła, ale niedawno sama ganiłam się za
bycie jojczącą beksą. – Jestem w tobie zakochana i nie wiem jak w ogóle się do
tego przyczyniłeś. Jeżeli jesteś prawdziwy i kiedyś istniałeś… Co zrobiłeś, że
znów zaczarowałeś mnie swoim urokiem? To nielogiczne. Sasuke – zaakcentowałam
jego imię. – Jesteś kryminalistą, mordercą. Ile osób pozbawiłeś życia? No ile?
Jak to możliwie, że doprowadziłeś mnie do takiego stanu?
Idiotka
ze mnie.
Wolałam
się zamknąć, żeby los mnie nie ukarał, znikąd materializując za ścianą Sasuke z
teraźniejszości, przysłuchującego się moim tyradom.
Wypuściłam
powietrze i zsunęłam się niżej, rozstępując dotąd sklejone nogi. Moja dłoń
przeniknęła lico Sasuke, więc prędko ją zabrałam.
Ale
Sasuke podążył za nią.
Osłupiała
spoglądałam na jego ruchy. Z czasem dotarło do mnie, że to nie moja ręka jest
jego celem, lecz zwyczajowa zmiana pozycji. Uchiha minimalnie zmniejszył kąt
pochylenia nad Sakurą i kiedy sądziłam już, że nic nadzwyczajnego się nie
wydarzy, tym razem to mężczyzna wysunął rękę i… odgarnął pasmo różu za ucho
dziewczyny.
Zdębiałam.
Bardzo możliwie, że z mojej krtani uciekł cichy pisk, ale szok stłumił głębsze
rozmyślania na ten temat.
Myślałam,
że na kosmyku się skończy, lecz on znów mnie zaskoczył. Dźgnął mój policzek –
stawiałam na próbę skontrolowania głębokości mojego snu – po czym delikatnie
przebiegł opuszką palca po czole, spełzając do samych ust.
- Głupia – wymamrotał obraźliwie, jednak jego
oczy wyrażały zupełne przeciwieństwo brzmiących słów. Dojrzałam w nich czułość,
fascynację. Coś, na co Uchiha nie mógł sobie pozwolić w towarzystwie. Coś, co
zdawało się być nabazgrolone w misternym zwoju, który zawierał panujące w
klanie zasady obycia. Było to nabazgrolone i surowo zakazane, a Sasuke, myśląc,
że oprócz niego pomieszczenie zionie pustką, dopuścił się większej beztroski i
sfiksował.
Jego
palce nie przestawały błądzić po mojej twarzy. Mój wzrok przebiegał
naprzemiennie po oczarowanych czarnych otchłaniach i własnemu obliczu. Żadna
zdrowa reakcja nie przychodziła mi do głowy. Odtrącenie jego dłoni było
niemożliwie, zresztą nawet gdybym mogła to uczynić, nie chciałam przerywać tej
chwili. Wyglądał uroczo, mimo że to ja byłam czynnikiem sprawczym.
Czy
mogłam potraktować to jako jego odpowiedz na ugrzęźnięte w moim środku lęki? Na
pytania, które zadałam mu chwilę temu i na które domagałam się odpowiedzi?
Dlaczego
mnie dotyka?
D
l a c z e g o?
Dlaczego
Sasuke interesuje się niepowściągliwą, łatwą do rozdrażnienia, a przede
wszystkim gadatliwą Sakurą?
Ranking
zagadek do rozwiązania raptem się przemienił. Zapanował chaos, a poszczególne
tajemnice zmieniły swoje pozycje. Stosunek sobowtóra Sasuke do Sakury z
przeszłości przyciągał moją uwagę bardziej niż cokolwiek innego. Nie
zaprzątałam sobie teraz głowy nawet złowróżbną reakcją Madary podczas
konfrontacji z naszym duetem. Liczyło się tylko odkrycie uczuć, które
przemawiały przez Sasuke, gdy beztrosko muskał palcami moją skórę i z
prawdziwym skupieniem badał wzrokiem każdy zakątek mojej twarzy.
Wyrwawszy
się z odurzenia, wpadłam na nowy trop. Nowy trop, który dowodził prawdziwości
przedstawianych wydarzeń. Sasuke właśnie stracił zainteresowanie moimi kościami
policzkowymi i wziął do ręki garstkę włosów, zabawiając się z nimi jak
praktykujący fryzjer. Jego ręka przypominała grzebień i nieśpiesznie
przeczesywała złączone w kołtuny pasma.
Lubię twoje włosy. Nawet
bardzo.
Z
wrażenia zachłysnęłam się powietrzem. Biel była nieproszonym gościem –
wyrecytowałam w myślach kilka próśb, by przypadkiem ponownie mnie nie
zaskoczyła. Spojrzeniem zbadałam znaki powlekające moje ramiona, ale ich
pierwotna forma nie uległa zmianą. Zachowały swój smolisty kolor, bez
zwiastujących blasku elementów.
Niewykluczone,
że zachowuję się egoistycznie, stawiając sprawy uczuciowe ponad główny cel
misji. Ale nawet ta świadomość nie przemówiła mi do rozsądku. Śledziłam
wzrokiem ruchy dłoni Sasuke i odnotowywałam zmiany w jego mimice. Teraz
wyrażała skupienie i ostrożność. Z pewnością nie uśmiechał mu się scenariusz
mojej nagłej pobudki.
Jeżeli
tak toczyły się nasze losy, w pewnym sensie byłam wdzięczna tej amnezji. Gdyby
nie ona, nigdy nie dowiedziałabym się, że okrutny, oziębły kryminalista okręcał
kosmyki moich włosów wokół swoich palców i oddawał się chwilce odurzenia, by
przestudiować fakturę mojej twarzy.
Uśmiechnęłam
się.
- Wiedziałam, że nie jesteś tym, na kogo od
zawsze się kreujesz, Sasuke. Nawet Uchiha potrzebuje miłości – wypaliłam, nie
obawiając się bezpośredniego kontaktu wzrokowego. Niczego się już nie bałam.
Pogubiłam
się w toku własnego myślenia. Nie byłam pewna czy życzę sobie, aby Shirizoku
okazało się do tej pory demonstrować nam fikcję autorstwa Zetsu. Nie. W
skrytości ducha pragnęłam być tą śpiącą Sakurą. To oznaczałoby, że moje
policzki – te, które teraz są częścią twarzy – regularnie doświadczały
elektryzującego dotyku Sasuke.
Tkwi
w nim dobro. Wraz z pragnieniem miłości.
To
dzięki temu przeczuciu wpadłam w szpony wpadającego ze skrajności w skrajność
uczucia. Zakochałam się w nim. Zrobiłam to, gdy powrócił do Konohy i wierzyłam,
że w przeszłości postąpiłam podobnie.
Miłości nie da się wymazać.
Od autorki: Jestem! Żyję! Oddycham! (I
uczę się). Wiecie, że matematyka to taka podła osoba, która skopie nawet
leżącego. Trzy godziny wkuwania wzorów i próby pojęcia skomplikowanych obliczeń
nagrodzone zostały oceną niedostateczną. Jeżeli usłyszę słowa „monotoniczność”,
„funkcja”, „amplituda”, lub „Marek malował pokój przez trzy godziny…” nie
daruję, rozszarpię, zabiję! Potem wezwę do pomocy Sasuke i wtedy rozpocznie się
prawdziwa masakra, ot co!
Echem…
Dobra, dałam upust wściekłości.
Teraz
poznajcie jaśniejsze strony mojego życia.
Zakochałam
się w chapterze 631. Wiele osób marudzi, a ja podskakują z zazdrości. Jasne,
całość była odrobinę komiczna. Mi także zabrakło powagi, na przykład podczas
pierwszej konfrontacji Madary i Hashiramy, ale osobowość tego drugiego
pozwoliła mi przymknąć na to oko. Jako miłośniczka SasuSaku i osoba względnie
akceptująca NaruSaku byłam zadowolona, nawet po głupkowatym pytaniu Minato, o
które bym go nie podejrzewała. Achio! No i… Haters
Gonna Hate, ale moment SasuSaku był, nawet jeżeli trwał sekundę. Jakie było
pierwsze słowo Sasuke po wkroczeniu na pole bitwy? Cha! Radości z tego mi nie
odbierzecie! Co z tego, że jego wyraz twarzy można odczytać w rozmaite sposoby?
Powtarzam: Radości mi nie odbierzecie!
Zakochałam
się też w Shingeki no Kyojin i Openingu!
Teraz
poznacie moją opinie o rozdziale (xD – No co? Długo mnie nie było! Mam pełne
prawo zamęczyć was tekstem!)
Początek
najchętniej bym pozmieniała, ale wielu się niecierpliwiło. Poza tym końcowa
część notki na mój gust wyszła całkiem nieźle, dzięki czemu rozdziału nie
zaliczam do największych blogowych porażek. Zbytnio was nie zaskoczyłam,
prawda? Ale spokojnie, spokojnie. Następny rozdział = Więcej akcji, zaskoczeń i
„love”. I więcej wyjaśnień. Tak myślę…
No,
tu wyjątkowo czekam na opinie. Większość z was przewidziała tożsamość
Iyashi’ego, ale znaleźli się tacy, którzy podejrzewali kogoś innego. Pfu! A
myślałam, że zdołam zmylić was tak, żebyście się tego nie spodziewali.
Jesteście okrutni i zbyt bystrzy…
No
cóż. Następny rozdział? Nie wiem. Na pewno prędzej i prawdopodobnie powróci
zasada z niedzielą. Hola, hola! Nie myślcie jednak, że wyrobię się na tą niedzielę.
Mam wiele do rozplanowania i przemyślenia, żebym się nie rąbnęła wśród tych
wszystkich komplikacji. A sobotę przeznaczam na finał Ligi Mistrzów!
Błędy są, ale spójrzcie na godzinę publikacji. No właśnie.
Pozdrawiam, i... rany! Nie mogę uwierzyć, że mam już tyle obserwatorów i niewiele brakuje mi do 80! Dziękuję, dziękuję, moi drodzy!
Do Riny Shadow: Wysłałam ci
autograf, no! Już dawno, dawno. Właściwie to dwa dni po tym jak mnie o niego
prosiłaś. Dlaczego nie doszedł? ;___; Ogarnę to i wyślę raz jeszcze. Może
pomyliłam się w adresie e-mail.
Tak, koment dodaje z telefonu więc przepraszam za błędy. Rozdział cudowny. Wyjątkowo nie czuje niedosytu. Został zakończony w takim spokojnym momenci. No z Sasuke jako tym zakapturzonym (imienia nie pamiętam) to mnie zaskoczyłaś. Ah MAdara knuje jak zawsze, a Sasuke powoli zaczyna cos czuć. Magnifico. A co do rozdziału 631 w pierwszym momencie nie zwróciłam uwagi na wypowiedź Sasuke, ale faktycznie, pierwsze słowa "Sakura", moje shipowo-Sasusakowe sensory sie włączyły. xD ale to pewnie skutek czytania zbyt duzej ilosci fanficków.. No cóz teraz pozostaje mi czekać na następny rozdział zarówno mangi jak i ANI pozdrawiam i zyczę weny ;)
OdpowiedzUsuńWłaśnie skończyłam czytać i ze względu na zmęczenie oraz późną porę napiszę tylko, że jestem oczarowana rozdziałem, a już w szczególności końcówką i jakoś coraz bardziej zaczynam wierzyć w to, że Satoshi może być synem Sasuke :D
OdpowiedzUsuńCo do najnowszego chaptera to mam podobne zdanie i również tak samo (wraz z innymi znajomymi) ekscytowałam się pierwszym słowem Sasuke, które wypowiedział na polu bitwy :D
Pozdrawiam :*
Dziękuję, że istniejesz i w tak cudowny sposób piszesz.
Pierwszy raz mi się zdarzyło, że nie wiem, jak zacząć komentarz u Ciebie :O Co jest doprawdy dziwne, bo zazwyczaj słowa mi się pchają na klawiaturę, walcząc o pierwszeństwo, a tu - o! nie wiem od czego zacząć :D NO BO ZA DUŻO NA RAZ! Ale jedno mogę Ci przyznać: jesteś świetnym lekarstwem na nieudany dzień, przedmaturalny stres i pomaturalne wkurzenie (delikatnie mówiąc), i skołowanie po milimetrach dzielących człowieka od wjechania komuś w dupę samochodem. Tak więc, na początku to dzięki, że się wyrobiłaś ^^
OdpowiedzUsuńNo! To teraz się odniosę do chaptera (tak, tak, już można się domyślić, że nie zmieszczę się w jednym komentarzu xd). "Względnie akceptująca NaruSaku" to tu mnie zaskoczyłaś! To ja, która nie siedzi sercem w SasuSaku jestem tej parze przeciwna, a Ty nie!? :O No, ale dobra. Przemilczmy xd. Hashirama mnie rozwalił, uwielbiam typka i chyba to on uratował ten chapter, przed tym bym go znienawidziła. I Kiba^^. Minato sprawił natomiast, że zęby mi zgrzytały, a pokazanie jeszcze Hinaty, jak sobie spokojnie patrzy na obrazek Naruto-Sakura, już wgl wprawiło mnie w furię. Ale to i tak nic w porównaniu z Sasuke, który nagle pragnie być HOKAGE! Mózg rozjebany bardziej niż po tygodniu powtórki do matury roz. z matmy :O (tak, znam ten ból, gdy uczysz się godzinami, a i tak okrutny los skazuje nas na 1... cześć, moja średnia z matmy w liceum nigdy nie przekroczyła 2.5, a mimo to podjęłam wyzwanie roz. matury! NIE BIERZ ZE MNIE PRZYKŁADU!)
Dobra, skończyłam biadolenie, teraz czas na konkrety!
Dobra, szczerze, to gdzieś tam w zakamarku mojej głowy pojawiła się myśl, że to Sasuke mógłby być tym typkiem w kapturze, jednak jak czytałam komentarze pod poprzednim rozdziałem cały czas powtarzała "No nie, nie pier****, nie wierze, nie!". A jednak musiałam uwierzyć, bo to prawda! No ja ciesz pierdziele, dziewczyno! Skąd Ty te pomysły bierzesz? Daj mi adres, albo numer do Twojego dilera, czy kogo Ty tam masz... bo nie wierze, co tu się dzieje. Oczywiście, w pozytywnym tego sowa znaczeniu. Ty w odróżnieniu od Kishimoto zaskakujesz mnie na plus, ot co!(tu się czujesz dumna, bo wykazałam, że jesteś lepsza od oryginału (wykaż, że... udowodni, że... matma, matma, matma, to już zawsze będzie mi się kojarzyć z matmą, if you know what i mean...)). Aż się boję, co Ty wymyślisz do swojej książki, no serio, nawet jak z 3tys stron będzie miała, to przeczytam ją w jeden dzień!
Ale wracając do tematu! Jestem w kropce, nie mam pojęcia co będzie dalej, mogę się jedynie domyślać... nie, teraz to już jestem PEWNA, że Satoshi to dzieciak Sasuke, amen. Ale poza tym to ja nie wiem co się dzieje.. ;<
A więc jednak Madara rzuciła na nich Kyori, drań. Wgl cała ta sprawa z omdleniami Sasuke.. no łał, dziewczyno, wyszło bardzo realnie w odniesieniu do mangi i kanonu. I że Sakura pomogła mu z opanowaniem tego w pewnym stopniu. I wgl to, że Sasuke też tego wszystkiego nie pamięta, no normalnie... łał. No... łał. No właśnie, dlatego nie wiem co pisać, wpadłam w za duży zachwyt, ech...
No i ta końcówka *q* Oj tak, wyszła Ci, i to tak bardzo, bardzo. Po raz kolejny mogłam się zatopić w tych Twoich opisach uczuć z kosmosu... ŁAŁ xd Aż mi się normalnie smutno robiło i tak ciepło na sercu na zmianę, a to było takie dziwne uczucie, uwierz mi... Jak Sakura mówiła temu przeszłemu Sasuke, że go kocha. Jak wodziła ręką po jego policzku, nie mogąc go dotknąć, gdy ten wodził ręką po "jej" policzku... moja wyobraźnia ładnie mi ten obrazek przedstawiła, a nawet się nie musiała zbytnio wysilać. To jest właśnie to, za co tak lubię Twój styl. Jest lekki, delikatny i tak łatwo się w niego całkowicie zatopić i nie zważać na wszystko inne. Osobiście ostatnie rozdziały czytałam jak zaklęta, nie przejmując się niczym i nikim, i tylko z autentycznym przerażeniem spoglądając na ten przeklęty suwak strony, który obniżając się, zwiastował mi nieubłagany koniec rozdziału ;( Kurde, chyba pozostaje mi tylko też poprosić o autograf, zanim Twoja książka stanie się tym bestsellerem i ten autograf będzie fart fortunę... Ej, jak już będziesz sławna, to pamiętaj o tych wszystkich szaraczkach z blogów, co? ^^
UsuńPopierdawy once more!
"za przybycie nagłego osłupiania" -> osłupienia
"dostrzegłem spore wybrzuszenia"; "Zawsze wyobrażałam sobie wtedy"; "pożerałem wzrokiem"; "Nie czułem emocji" -> płeć
"włosy staranie ugładzone" -> starannie
"nikłe światło pochodzi" -> pochodni
"Ty nie wściubiaj nosa w nie swoje sprawy. To czy skorzystam z jej pomocy, czy nie, to nie twoja para kaloszy." -> a to, to mnie po prostu rozbawiło, haha ^^"wściubiaj", "kaloszy", uroczo ^^
Dobra, wiem, że komentarz troche dziwny i nieskładny, no ale i takie mi się zdarzają ;p Eeee tam ^^
Pozdrawiam i WENY! <3
[troublesome--love]
Zawsze, gdy przychodzi pora, żeby odpisać na twój komentarz brakuje mi słów. Dobra! Powiem to, co nasuwa mi się na usta.
Usuń"[...]jesteś świetnym lekarstwem na nieudany dzień, przedmaturalny stres i pomaturalne wkurzenie[...] - Tak? A wiesz, że ty też? Może nie na pomaturalne wkurzenie, bo do tego piekielnego czasu muszę jeszcze trochę poczekać, ale na pewno umiesz poprawić mi humor. Przy twoich komentarzach ciężko, żeby na usta nie nasunął mi się uśmiech <3
NaruSaku... Em, przyznam się, że był czas, kiedy kibicowałam im nawet bardziej od SasuSaku. (Tak, ale proszę nie bić xD). No bo to jest tak; wchodzę sobie na DeviantART, wstukuję SasuSaku na klawiaturze i ustawiam, żeby wyświetlało obrazki z ostatniego miesiąca. W rezultatach widzę same paringowe wojny, a szczególnie Anty-SasuSaku, Pro NaruSaku i chcąc, nie chcąc zaczytuję się w ich argumentach. Tak, NaruSaku jest urocze. Ale... właściwie to ten mój brak sympatii do Hinaty miesza mi w głowie.
A Minato... szkoda gadać. Akurat po nim nie spodziewałam się tak dziwnego pytania, i tak dziwnej odpowiedzi od Naruto. Przez tą dwójkę ucierpiało spore grono miłośników NaruHina, a dyskusją i awanturom na forach nie ma końca.
Dziękuję ci za komentarz i wyłapanie błędów - jak zawsze xd.
I obojętnie kim stanę się w przyszłości, zawsze będę pamiętała o moich czytelnikach z bloga <3.
świetny rozdział;) mam jednak małe przeczucie że może to jednak nie Ren jest ojcem ?:> :P Z niecierpliwością czekam na następny rozdział i wyjaśnienie czemu sasuke tego nie pamięta :)
OdpowiedzUsuńSzczerze przyznaję że to mój ulubiony rozdział na tym blogu :) Bardzo zaskoczyło mnie to, że pod postacią Iyashi'ego kryje się Sasuke, ale dzięki temu zaczynam wierzyć że Satoshi może być jego synem, co nie ukrywam bardzo by mi odpowiadało :D No to teraz czekam na kolejną notkę :D Pozdrawiam i życzę weny!!!
OdpowiedzUsuńJa zaczęłam podejrzewać, że Satoshi jest synem Saskuke, kiedy obaj spali w domu Uchiha i obaj zaciskali pięści i kiedy było wyjaśnione, że to genetyczne itd... xD
Usuńmuszę przyznać że to był ciężki rozdział . na początku nie skumałam i ciągle myślałam "Co się dzieję?", ale w końcu ogarnęłam. xD Oczywiście kolejne cudo wyszło ci z pod palców, a tak w ogóle ile on ma stron? Mi się nigdy nie uda tyle napisać, nawet gdybym miała nieskończoną ilość czasu.
OdpowiedzUsuńCo do chaptera - piękny! Może jedyny szok to były słowa Sasuke "I'll HOKAGE" Nie powiem, niemały szok. A że z angielskim u mnie cienko muszę przeczytać polską wersję. Takie życie -,-
Szkoda, że data klejnego rozdziału nie podana, ale będę czekać. Mogłąbyś wrzucać na Twittera lub na Fejsca ile procent już napisałaś, byłoby to pomocne ;)
zapraszam do mnie http://uchiha-haruno-ss.blogspot.com/
Yuuki-Ya-Yo ;*
Rozdział ma, z tego co pamiętam, 28 stron w Wordzie.
UsuńKurczę, bardzo ci dziękuję za tyle motywujących mnie słów.
Postaram się na bieżąco informować was o stanie rozdziału i będę to robiła częściej na Twitterze ^^
Jej w końcu doczekałam się rozdziału! Wczoraj już go przeczytałam, ale była tak późna pora, że nie miałam siły komentować. Muszę przyznać, że często tutaj zaglądałam, sprawdzając czy przypadkiem nie ma nowego rozdziału i popatrzeć na ten cudowny szablon ( jak już mówiłam - w którym jestem zakochana ). I wczoraj wchodzę, z beznadziejnym humorem, za oknem szaro i brzydko, a tutaj dość późno pojawia się nowy rozdział. Gdybyś widziała moją radość! Tak się bardzo ucieszyłam, moje szczęście było ogromne! Ten rozdział był takim słoneczkiem, cieplutkim i przyjaznym, w tym szarym, beznadziejnym dniu, dał iskrzące się światełko i zalał świat szczęściem - mój mały świat. Dobra teraz przejdę w końcu do rozdziału! Sasuke - podejrzewałam go, ale chyba najmniej. W końcu myślałam, że raczej by pamiętał, gdyby panna Haruno stanęła na jego życiowej drodze. Coś czuję, że szykuję się coś naprawdę ciekawego. Coraz bardziej upewniam się w moich przekonaniach, że to właśnie Sasek jest ojcem Satoshiego :D Tylko czemu on nic nie pamięta? Jak można nie pamiętać przepięknych uniesień miłosnych, z cudowną kobietą?! Ja się pytam jak?! A może to efekty uboczne Mangekyo Sharingan, ewnetualnie Susano, jeszcze przecież mogło się coś wydarzyć... Albo kolejne zakazane jutsu. Muszę przyznać, że ten rozdział jest jednym z moich ulubionych! - chociaż wszystkie twoje rozdziały są cudowne. :D Uh nawet pisząc ten komentarz, paręnaście godzin po przeczytaniu, odczuwam równie silne emocje. Może nie tak silne jak podczas wczorajszego czytania, ale jednak silne. Zaczynając czytanie strasznie kołatało mi serce! I to drżenie rąk, pochłanianie słowa za słowem. Chciałam się dowiedzieć kim jest ten tajemniczy typ i bum! Okazuje się, że Sasuke - niby lekkie zdziwienie, ale też zaciekawienie, bo skąd on tam niby się znalazł? Potem w kryjówce dość nietypowe zdarzenia z Madarą jak i później nasza dwójka bohaterów samych w pokoju. I to uczucie kiedy Sasuke dotykał twarzy i włosów Sakury... Myślałam, że umrę ze szczęścia! Dobra... Na śmierć jestem jeszcze za młoda ^^, ale chętnie przeczytałabym więcej o takich scenach. Aż się człowiekowi robi cieplutko na serduszku, to takie miłe i kochane. Mimo, iż Uchiha się z tym nie odnosił, to widać było że miał małą słabość do Sakury i przede wszystkim jej włosów. Coś czuję, że to nie iluzja - no, ale przecież tylko Ty wiesz jak to się dalej potoczy, a my, jako twoi wierni fani, możemy snuć tylko swoje domysły.
OdpowiedzUsuńWidzę, że nie tylko ja polubiłam nowy chapter Naruto! Jest genialny, a moment w którym Sasuke wyznaje *SPOILER*, że chce zostać hokage, był przekomiczny! Szczerze mówiąc nigdy się po nim tego bym nie spodziewała :D
No nic koniec moich wywodów będę z utęsknieniem wyczekiwać na następny rozdział!
Pozdrawiam i życzę, dużo weny! ;)
Oh...myślałam, że okrutne było, zakończenie poprzedniego rozdziału w tak ciekawym momencie, ale czekanie na ten rozdział było jeszcze gorszę. Chyba milion razy dziennie zaglądałam tutaj, żeby sprawdzić czy czasem czegoś nie dodałaś. Nawet nie wiesz jaka byłam szczęśliwa, gdy dzisiaj po powrocie ze szkoły zobaczyłam, że pojawił się nowy rozdział :). A po przeczytaniu go poczułam smutek, że już się skończył, chodź tak długo go wyczekiwałam :).
OdpowiedzUsuńHa! Tak myślałam, że tym Iyashi’m będzie Sasuke. Moje domysły umocniło ponowne przeczytanie prologu, który teraz stał się dość jasny. To Sasuke jest tym mężczyzną ze snu, prawda? Tylko kim są "Oni"? Madara z Zetsu? Czy ktoś zupełnie inny?
Ojej, czyli całe te trzy miesiące, których Sakura nie pamięta, spędziła z Sasuke. I to on jest ojcem jej syna, prawda? O kurde, czyli Naruto z Renem ją okłamali? Kurczę, na jej miejscu wolałabym nie wiedzieć kto jest ojcem mojego dziecka niż przez cały czas myśleć, że jest nim Ren, a potem okazało się że jest to ktoś zupełnie inny.
Końcówka tego rozdziału była śliczna, miała w sobie coś urzekającego. Sasuke stworzony przez ciebie jest genialny.
Jejciu, teraz znowu będę z niecierpliwością wyczekiwać następnego rozdziału :(
No cóż...ogromnie dziękuję ci, że piszesz tak wspaniałego bloga, na którego rozdziały wprost nie mogę się doczekać :)
Pozdrawiam cię ciepło i życzę mnóstwo weny.
Miliko.
rodział wspaniały a co do problemów z matma polecam strone matemaks.pl mi bardzo pomogły czekam na nexta :D
OdpowiedzUsuńAaa, dziękuję pięknie.
UsuńJutro decydujący sprawdzian, a ja wciąż nie zasiadłam do nauki. Może jak otworzę tą stronę w nowym oknie, to po jakimś czasie podkusi mnie, żeby ją przewertować xD
Od dawna to już czytam... No może nie za długo :0
OdpowiedzUsuńZ telefonu, nie logowałem się nigdy (przed chwilą zarejestrowałem się, bo nie wytrzymałem).. :)
Więc tak... Rozdział jest juz moim ulubionym. To po pierwsze.
Tak trzymaj :)
Teraz reszta...
No więc zacznę od tego, że odkąd to czytam, zawsze myślałem, że postacią z tego snu jest Sasuke.
Co do podejżeń, że Satoshi jest synem Sasuke - coś tam wołało u mnie, że tak, ale reszta się sprzeczała z tym. No bo niby jak ?
Po tym rozdziale wszystko zaczęło mi się układać w głowie,
te wszystkie poszlaki : a to, że Satoshi tak lubi Sasuke, a to, że jest podobny do niego, a to,że ... Ren nie chce być z Sakurą. Wszystko jasne - nie może znieść jej zdrady... Bo on wie, że nie jest jego ojcem...
Wychodzi na to, że Sasuke i Sakura doznali amnezji wskutek jakiejś techniki, aby Sasuke nie pamiętał, co się między nimi wydarzyło i by nikt nie mógł tego udowodnić - co prawda wydałoby się po wielu latach (Satoshi z sharinganem + brak wspomnień Sakury z czasu, kiedy zaszła w ciąże)...
Teraz dalej...
No więc ogólnie blog mi się podoba. Nawet więcej, jest świetny.
Mam tylko parę zastrzeżeń, ale to wina mojej wizji świata Naruto :
a) Itachi żyje (też go lubię, ale wg mnie powinien być martwy bo ... )
b) mangekyou Sasuke - Sasuke nie ma EMS'a, a mimo to nie ślepnie. Wolałbym, aby Itachi nie żył lub Sasuke miał przeszczepione oczy Obito (u Ciebie w blogu - Madary)... wtedy było by to bardziej zgodne z mangą - bo wygląda na to, że w Twoim swiecie oczy Itachiego i Sasuke mają takie zdolności jak te Obito - mimo wykonywania wiele razy technik mangekyou, nie tracą światła...
c) nie wiem, jak to ubrać w słowa... napiszę tak :
albo mi się wydaje, albo Sasuke w twojej wersji jest słabszy niż w wersji Kishimoto... Po prostu wspominam walkę na zamku i tródno mi uwierzyć, że tak łatwo tam przegrał - przecierz w wersji mangaki to pewnie rozwaliłbym tam wszystkich, skoro nie było tam nikogo godnego uwagi - a nie było, bo nawet ,,król" poddał się bez oporów Naruto.
Końcówka... komentarza na temat Twojego bloga :
Pisz tak dalej. moge się przyczepic do fabuły po trochu, ale poza tym piszesz świetnie. Prawde mówiąc, codziennie sprawdzam, czy nie napisałaś nic nowego na tym blogu. Mam prośbę - mogłabyś nastepny rozdział napisać trochę dłuższy ? Bo szybko minął (przeczytam go jeszcze parę razy).. :)
Co do chapka 631 -
Zauważyłem, że Madara podczas spotkania się z Hashiramą staje się taki sam jak pierwszy hokage - no poza tym, że jest zły...
Obydwoje podobnie się zachowują, podobne emocje goszczą na ich twarzach - od razu widac, że to przyjaciele.
Sasuke jako Hokage ? A czemu by nie ? Przynajmniej ten chce zostac hokage po to by zmienić system panujący w wiosce... i szybko do tego doszedł. Pamiętacie Naruto ? Ten chciał zostać hokage, by go zauważyli - Sasuke to nie obchodzi. Naruto zajęło wiele lat,by dojść do tego, co znaczy byc hokage. Sasuke - usłyszał tylko historię Pierwszego i już. Mimo to, widać, że teraz cel Naruto i Sasuke jest taki sam - obydwoje chcą zmienić świat. I... trzymam kciuki za to, że to Sasuke zostanie hokage, w końcu to jego klan założył wioskę i wypadałoby, by to teraz Uchiha został hokage. Co z Naruto ? Może zostac jego zastepcą.
Dobra, kończę... bo nigdy nie skończę.
Jestem świadoma tego, że odbiegam od kanonu i wiele rzeczy sprzecza się z mangą. Robię to świadomie i jestem przyszykowana na pretensje, ale... Hmm, jakby to... O! To FanFick. Fikcja fana - dokonałam paru własnych korekt świata stworzonego przez Masashi'ego Kishimoto. Wiem także, że nie powinnam tak robić, ale wyjątkowo pozwoliłam sobie na to w tym blogu jako, że "sfingowana śmierć Itachi'ego" gryzła się z wieloma wydarzeniami z mangi. Musiałam w tym wypadku ponaciągać parę kwestii.
UsuńNiemniej dziękuję ślicznie za komentarz. Cieszę się, że mimo tych niedociągnięć uznałeś ten blog jako "bardzo dobry".
Chapter 631:
Masashi sprytnie to wszystko wykombinował. Mówię tu o walce Sasuke vs Naruto, której wyczekuje chyba każdy fan serii. Gdy Sasuke wyznał, że nie będzie atakował Konohy, trochę się zawiodłam. Skoro miał stanąć po stronie dobra, to automatycznie wykluczało walkę z przyjacielem, ale... ale! Masashi tym razem nas nie wytrollował w swój znany sposób i wydaję mi się, że bitwa, owszem, odbędzie się, ale o tytuł Hokage. Osobiście nie wyobrażam sobie Sasuke w tej roli i wątpię, żeby to on zwyciężył. Naruto przez całą mangę do tego dąży, więc gdyby zakończyć to sukcesem Sasuke, wszystko straciłoby sens. Nie ukrywam jednak, że bardzo chciałabym go ujrzeć w czcigodnym płaszczu ^^
Jeszcze raz dziękuję za komentarz i pozdrawiam.
witaj.
OdpowiedzUsuńpo dość napiętym tygodniu i burzliwym czwartku znalazłam czas dzisiaj. cieszę się, że wolałam czytać Ai no Ibuki niż uczyć się do przyrodniczych i prawnych uwarunkowań gospodarki przestrzennej, co wcale nie jest takie proste i przyjemne.
poza tym po dwóch kolokwiach, które nie zbyt dobrze wspominam, potrzebowałam chwili wytchnienia.. no co.. też jestem człowiekiem xD
oki. pożaliłam się, więc myślę, że mogę zacząć swoją wypowiedź na temat tego rozdziału..
a więc.. na początku całkiem się pogubiłam.. nie wiedziałam który Sasuke to ten Sasuke, która Sakura to ta Sakura.. tak.. to był jeden wielki chaos, z którego zapamiętałam tylko to, że leżeli na sobie, a Sakura miała przystawiony kunai do krtani.. tak wiem że to wręcz znikoma ilość informacji.. czasem tak mam xD
potem powoli odnalazłam odpowiednie wątki i już poszło z górki.
oczywiście nie ukrywam faktu, że brakuje mi uczuć, które pojawiły się dopiero pod koniec, ale ogólnie przynajmniej poczytałam sobie, co mogło się wydarzyć podczas rzekomej amnezji Sakury.. wygląda również na to, że nasza bohaterka nie była jedyną ofiarą utraty pamięci. szczerze mówiąc, jest dla mnie logiczne, że Sasuke mógł nie zauważyć luki w swoich wspomnieniach. był dość długo skupiony na swojej zemście, a poza tym przebywając długo w tych samych miejscach to prawdopodobne, że się nie zwróci na to uwagi.
przyznaję się również, że miałam taką hipotezę wyciągniętą już wcześniej jednak może dobrze, że dopiero teraz o tym mówię..xD
ok. myślę, że satysfakcjonuje mnie długość mojego komentarza. tym bardziej biorąc pod uwagę moje ostatnie wpisy to aż strach je wspominać.. strasznie za nie przepraszam.
zakończę komentarz muśnięciem palca, spod którego wypłynie smuga przypominająca magiczny, błyszczący pyłek xD
Pozdrawiam i całuję xD ;*
ps. polecam się jako korepetytor zadań z matmy xD nawet przez gg xD..
UsuńDawno nie komentowałam. A wiesz czemu? Bo za cholerę nie wiem, co mogę napisać... Ty doskonale zdajesz sobie sprawę, że piszesz bardzo dobrze. Więc tak tylko daje znać, że Cię nie opuściłam :D
OdpowiedzUsuńPowoli wszystko się wyjaśnia i mam co do tego mieszane uczucia. Bo w takim razie zbliżasz się do końca... :(
Shingeki no Kyojin? *o* Moja nowa miłość! Opening jest świetny, kreska również, a fabuła... Hm, cóż mogę powiedzieć? Bardzo nieprzewidywalna. Ja przez cały czas byłam pewna, że to był tylko sen.
A jednak...
Chapter 631... Mój pierwszy komentarz: sajsdsjdskdlk. Tego się po prostu nie da wyrazić - pierwsze słowa Sasuke, zaskakujące podsumowanie mini-monologu...
I ciekawe co nam zaprezentuje Sakura. No ciągle mi to chodzi po głowie. xD
Dobra, kończę Cię męczyć, bo widzę, że wyszłam z wprawy.
Obiecuję się poprawić.
Pozdrawiam!
PS. Nowe konto. Dawniej Hotaru-chan.
Uważam, że warto było czekać na ten rozdział;) Wyjaśnia parę spraw, ale również stawia nowe pytania;) Rozdział bardzo mi się podobał, a szczególnie emocje bohaterów które pięknie nam ukazałaś w tej części;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam;)
Nie jestem pewna, niestety, czy moje komentarze do Ciebie docierają, bo dodaję je zwykle z telefonu, który się czasami psuje, więc sama nie wiem. Zacznę może dzisiaj od tego, co napisałaś od siebie pod rozdziałem.
OdpowiedzUsuńChapter 631 czytałam w szkole, na lekcji matematyki i aż piszczałam z radości, gdy przyszedł Minato, a chwilę potem Sasuke. Niestety, spotkałam się w internecie z ogromną ilością narzekań na to, że Kishimoto się stacza i najnowsze chaptery są coraz gorsze, co mnie trochę boli, bo dla mnie to nadal ten sam geniusz. Nie powiem, wyznanie Sasuke było dość zaskakujące i śmieszne, jeśli patrzeć na całą sytuację, ale jednak jak dla mnie zapowiada sie super. Jednak według mnie podobny (z charakteru) Naruto do Kushiny nie pasuje do tak samo do niej podobnej Sakury. Jestem dość mocną przeciwniczką paringu NaruSaku i góruje u mnie uwielbienie SasuSaku i NaruHina. Jeśli obrażam tutaj jakiegoś fana NaruSaku to przepraszam, ale dla mnie on nie ma większego sensu. Również nie podejrzewałabym Minato o takie pytanie, ale to nadal mój ukochany Minato <3 No i to pierwsze słowo Sasuke, gdy wbił na pole bitwy, ten moment SasuSaku tylko podniósł moją ocenę tego chaptera jeszcze wyżej. Co do Shinegki no Kyoijin to opening jest świetny, a fabuła zapowiada się naprawdę super i wciąga niesamowicie.
Dobra, koniec bezsensownego ględzenia, czas przejść do rozdziału.
Och, po prostu Twoja wyobraźnia powala. Tak wszystko ułożyłaś, że jestem pełna podziwu. Tak coś myślałam, że to będzie Sasuke i mam pewne przypuszczenia co się może wydarzyć dalej, ale to zachowam dla siebie. Ej, zgadzam się z Sakurą. Dranie są zwykle nieziemsko przystojne, a mimo, że Sasuke to postać fikcyjna, uważam, że jest właśnie tak nieziemsko przystojny xD
Ten moment z uciętym pasmem włosów, jak Sakura spała, a Sasuke dotykał jej włosów, to wszystko jest takie Ach! <3
"Miłości nie da się wymazać" to po prostu dobiło jeszcze parę gwoździ do mojej trumny, przyszykowanej na wypadek, gdybym umarła ze słodkości. Tak, ten rozdział zdecydowanie mi się podobał, ZDECYDOWANIE. Jeśli mówisz, że w następnym się więcej wyjaśni, będzie 'love' i wgl, to ja już się nie mogę doczekać.
Mam nadzieję, że ten czas do następnej notki zleci równie szybko, a moje oczy, wyobraźnia i wszystko inne, nacieszą się nowym rozdziałem. Powodzenia w pisaniu, bo weny, jak widać, Ci nie brakuje w ogóle.
Dopiero dzisiaj zauważyłam, że jest nowy rozdział. :o Jak ja mogłam to przegapić?
OdpowiedzUsuńCóż, długość powala na kolana. I bardzo dobrze! Uwielbiam takie rozdziały. Nic mnie wtedy nie oderwie od komputera. xd Nawet matematyka... której szczerze nienawidzę. Widzę, że Ty też za nią nie przepadasz. xd Matma to zło. -.-
Jak ta akcja z każdym rozdziałem coraz bardziej się rozkręca. ^^ Ogólnie to sama w pewnym momencie nie wiedziałam czy to była fikcja, iluzja, czy rzeczywiście tak jak się potem okazało prawdziwa przeszłość. Trochę to wszystko zdumiewające, aż zapiera dech w piersiach.
Czyżby Sakura już w przeszłości podobała się Sasuke? :3
Zetsu i Madara. Nie no duet po prostu cudowny. Roślina i nieśmiertelny człowiek. xd Połączenie wybuchowe. xd Kombinowali nad połączeniem Haruno i Uchihy. To by miało sens... Zastanawia mnie jeszcze to, że Madara powiedział "pozbędziemy się jej". No i co, nie pozbyli się. Czy to dlatego, że Madara umarł, a może chodzi zupełnie o coś innego? :>
Boże, mam tyle podejrzeń i sugestii. xd Mam nadzieję, że kolejny rozdzialik pojawi się już nie długo. ^^
PS. Czy ja również mogę prosić o autograf? :3
Ooo, pewnie, że możesz.
UsuńProszę tylko o e-mail, żebym wiedziała gdzie wysłać.
Dziękuję za komentarz.
Za to, że czytasz i za to, że jesteś <3
niedługo*
UsuńE-mail: zosiaszyp@gmail.com ^^
Wielkie dzięki <3
Szczerze? Totalne zaskoczenie! Nie spodziewałam sie w ogóle że to będzie Sasuke! Ale jest to całkowicie pozytywne zaskoczenie w końcu kocham parę SasuSaku <3 Masz perfekcyjne opowiadanie i kocham je najbardziej na świecie!!!!! <3 Chętnie bym zrobiła sobie z Tb zdjęcie i powiesiła nad łóżkiem! :P Pozdrawiam i czekam (mam nadzieje że nie będę musiała czekać za długo bo chodź przeczytałam nowy rozdział przed chwilką to już tęsknie i chce wiedzieć co będzie dalej) na kolejny odcinek! <3 :)
OdpowiedzUsuńJeszcze wcześniej nie komentowałam tego bloga, więc będzie to pierwszy raz :3 Rozdział cudny, niesamowity, po prostu amazing :D Jestem dumna z tego, że potrafiłam ogarnąć teraźniejszość oraz przeszłość :D Zanim rozdział się pojawił oczekiwałam go wchodząc na tę stronę kilka razy dziennie. A teraz nmg się doczekać kolejnego. Piszesz pięknie :)
OdpowiedzUsuńPoza tym ja również mam problemy z matmą :P Nie jesteś jedyna :3
Skoro już kilka osób prosiło o autograf, ja także mogłabym go dostać? :D
Jeju, zawstydzacie mnie >///<
UsuńJasne, że możesz dostać autograf, ale tak jak powyżej, proszę o e-mail i jeżeli chcesz to także mogłabyś podać imię, chyba, że preferujesz swój blogowy pseudonim.
Dziękuję za pozytywne słowa <3
Świetnie :3
UsuńMój email to: paulinadry@wp.pl
Moje imię to Paulina, ale go nie cierpię ;c Ew. może być Drypsia, bo tak w szkole mnie nazywają xd Ale to już nieważne, ważne, aby był twój podpis :3
O Boże ooooo! Przez ciebie aż musiałam nadrobić dwa rozdziały mangi, bo wcześniej nie miałam czasu i ... wooow! Też wyczułam tam SasuSaku, o tak! Widziałam, że Kishimoto, da nam tę satysfakcję! Hashirama z Minato rozwalili system <3 ale ostatnia kartka chaptera, a ja zaczęłam cieszyć się jak głupia, autentycznie!!!
OdpowiedzUsuńDobra, cicho, apropo rozdziału.
Z początku nie wiedziałam, co się dzieje. Nie wiedziałam kto jest kim i w ogóle nie mogłam sobie tego wyobrazić. Nie przewidziałam tożsamości towarzysza Sakury, a potem, gdy nagle zamias Oyashi'ego wyskoczył Sasek a moje zdezorientowanie sięgało zenitu.
Zadziwiasz. Dziewczyno, po prostu zadziwiasz. Znowu zmąciłaś mi w głowie. Sasuke tego nie pamięta, bo Madara mu wmówił, że wtedy "odpłynął"?
Mam wniosek! Satoshi nie jest dzieckiem Ren'a! Jeśli Haruno powiedziała Sasuke, że Kanoe jest jej bratem, to na pewno nie strzeliłaby sobie z nim dzieciaka. W tym czasie, którego nie pamięta, to musiało zajść. Le moja dedukcja. Przecież nie okłamałaby Uchihy w takim momencie prawda? I to "love" - jak określiłaś - zdecydowanie to potwierdza. Mam rację, powiedz, że mam!
Dlaczego nie wpadłam na pomysł z autografem wcześniej...? Mam kalendarze z Oyamy, mam różne zdjęcia, to czemu nie dać tam cząstki ciebie? Hymhymhym ]:->
sheeiren.imai@gmail.com :D
Czekam na notkę!
I jak najszybciej chcę tę niedzielę!
Pozdrawiam :D
(chaptery 630 i 631) <3
Wiesz coooo....? Ja już wcześniej podejrzewałam, że Sasek to Iyashi, ale ta hipoteza wydawała mi się zbyt... nierealna, a tu proszę ^_^
OdpowiedzUsuńMała literóweczka:
,,Zatem Zetsu nasz szpieguje." - nas szpieguje :)
O rany, rany, rany! Zakochałam się w tym rozdziale! Wspominałam, że z rozdziału na rozdział piszesz coraz lepiej? Tak? No to wspomnę jeszcze raz!
Tylko spróbujesz skrócić swoje rozdziały to Cię rozszarpię, no! Albo zacznę się nad tobą znęcać matematycznymi wzorami ]:-> Żartuję, sama mam problemy z tym bezsensownym wytworem szkolnym, więc wiem przeżywasz...
Podobnie jak Sheeiren, wydedukowałam, iż Satoshi nie jest dzieckiem Ren'a, a... Sasuke...? Tak to wygląda! Ale znając Ciebie jeszcze trzy razy zmienisz poszlaki, a później wybierzesz najlepsze, nieoczywiste wyjście z sytuacji.
Hmm... Co do autografu... Napiszę na Twojego maila, meldując się, a Ty mi go wyślesz odpowiedzią na wiadomość ^_^ Tak, jestem genialna! :D
Pozdrawiam,
PS nie mogę się doczekać jutrzejszego chapteru!! <3
PS2 Zapraszam na drugi rozdział na ai-no-senso :)
UsuńAch, jak ja na ten rozdział czekałam! Codziennie wchodziłam jak głupia na Twojego bloga, nieraz nawet co kilka minut, w nadziei, że coś dodasz szybciej niż przewidywałaś. :) Ale w końcu się doczekałam i powiem Ci szczerze, że wywarło to na mnie ogromne wrażenie. Uczucia i atmosfera, którą stworzyłaś, były czymś niezwykłym, sprawiały, że rozdział pochłaniałam z zapartym tchem, zapominając o otaczającym mnie świecie. Moment między dwoma Sakurami i Sasuke był... aż nie potrafię go ująć słowami. Mhhmm... był tak bardzo kruchy, subtelny i biła od niego taka intymność... :) Przez chwilę mogłam postawić się na miejscu "teraźniejszej" Sakury, być również takim obserwatorem. Chyba nie powinno się tego mówić tak otwarcie i na forum, ale muszę to powiedzieć: kocham Cię, kobieto! ^^ Kocham, jako pisarkę i autorkę tego opowiadania, które też kocham. Nie wiem czemu, nie wiem, jak to robisz, ale te kilkanaście minut, za każdym razem kiedy czytam Twoje dzieło, jest jakby wyrwane z mojego życiorysu. Nie czuję tego upływającego czasu, a gdy już dochodzę do końca rozdziału, pojawia się żal, niecierpliwość i niedosyt. Nie mam pojęcia, jak długą notkę musiałabyś napisać, abym się tak nie czuła. Pewnie i tak mówiłabym, że za krótka.
OdpowiedzUsuńUcieszyłam się ogromnie, że moje przewidywania co do Sasuke się sprawdziły (no bo jakby to było, jakby to nie był Uchiha? xD), ale co najważniejsze nie spodziewałam się takiego obrotu spraw z Madarą. Bardzo spodobało mi się wyjaśnienie konieczności sprowadzenia Sakury do ich kryjówki i jej pomoc Sasuke. Nareszcie wyjaśniły się przyczyny zastosowania na naszej kochanej dwójce Kyori. Tu mnie mile zaskoczyłaś, bo (ja tak nie umiem niestety) wszystko ma teraz swoje wyjaśnienie, i co ważniejsze, wyjaśniasz to naprawdę zgrabnie i dokładnie. Ech, gorsze jest to, że naprawdę czuje się w tym zakończenie. Co jest smutne, bo przywiązałam się do tego opowiadania, chociaż tak długo go w sumie jeszcze nie czytam. Smutne, ale i zrozumiałe.
Pochwalę Ci się jednak, że Twój drugi blog też czytam, i jak na razie jestem nim równie mocno zachwycona. Zaczynam się nawet zastanawiać, czy będzie taki rozdział, takie opowiadanie, które wyjdzie spod Twojego pióra i mi się nie spodoba (mój słownik dziwnie też zubożał, bo ciągle powtarzam tylko, jak zacięta maszynka "piękne", "wspaniałe", "cudowne"). Chyba nie jest to możliwe, bo masz wielki talent pisarski, równie wielką wyobraźnię i potrafisz przyciągać uwagę swoim stylem - to wszystko sprawia, że życzę Ci wielu sukcesów w tej dziedzinie. :) Jak to się mówi: jesteś skazana na sukces.
Pozdrawiam serdecznie. :)
Przyznam Ci szczerze, że zaczęłam czytać Twój blog jakiś miesiąc temu. Doszłam do 12 rozdziału i się zatrzymałam. Dzisiaj wróciłam i od godziny 8 rano do teraz cały czas poświęcam Twojemu blogowi. :) Nie żałuję swojej decyzji, że powróciłam do Twojego bloga. Pierwszy raz spotkałam się z takim rozwinięciem tej pary. Tyle w Twoim opowiadaniu niepewności, sekretów, że człowiek czeka z niecierpliwością na więcej! :)
OdpowiedzUsuńSzablon piękny. Masz talent.
Nie pozostaje mi nic innego jak pogratulować talentu i czekać na kolejną część.
Pozdrawiam! :)
Przeczytałam ten rozdział i muszę Ci powiedzieć, że... ;D Zaczynam czytać od początku! ;D Ale trochę mi to zajmie, zanim wszystko nadrobię, ale cierpliwości! ;D
OdpowiedzUsuńRodział super mam nadzieję że jutro pojawi się
OdpowiedzUsuńnowy rozdział(niedziela) fajny byłby prezent na Dzień Dziecka.,:) Aha i też myślę że Satoshi to syn Sasuke.;)
Ohayo! :)
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do " Korean Dreams Blog Tag". Więcej informacji na ten temat znajdziesz tu : http://opetane-sercem.blogspot.com/2013/06/korean-dreams-blog-tag.html.
Serdecznie pozdrawiam, Mini Aika