„Cokolwiek zamierzasz zrobić,
o czymkolwiek marzysz, zacznij działać.
Śmiałość zawiera
w sobie geniusz, siłę i magię.”
Johann Wolfgang Goethe
Byłem
lekko zamroczony, a przed nami właśnie rozchylała się brama emanująca bielą,
kuszącym ciepłem i możliwością poszerzenia naszych odkrywczych potrzeb. Jaka
szkoda, że skołowany umysł, który ściślej mówiąc bardziej przypominał pętlice
sprzeczności, odnosił się z rezerwą do nieuniknionej kontynuacji awangardowych
podróży.
To
było świeżutkie, szalone doświadczenie. Nie byłem do końca pewny czy chcę
podążać dalej, czy być może preferuję nieruchomą stagnację w jaskini. A może
najchętniej uwolniłbym się od zdolności czasowych przeskoków i zwiał gdzie
pieprz rośnie, zmieniając tożsamość, styl życia, otoczenie… Rozniecił się we
mnie szaleńcy ogień niezgodności – co poniektóre myśli płynęły w jednym
kierunku, zaś pozostałości obierały kurs na zupełnie inny cel, przeciwny,
niezgodny z poglądami reszty.
Najchętniej…
zostałbym tutaj. Z nią. Jakimś cudem zagłuszyłbym dobiegające nas sapnięcia,
jakimś magicznym, cholernym cudem odegnałbym od siebie myśli… wszystkie.
Wyzbyłbym się sprzeczności, pozostawiając w otchłani umysłu jedynie pustkę, a w
sercu palącą potrzebę do trzymania tej dziewczyny w ramionach.
Gdybym
tylko mógł zlekceważyć wszystkie, dotąd niejasne sprawy i stłamsić chęci
odkrywcze.
Ale
nie mogłem.
Musiałem
brnąć w to bagno, dla naszego dobra. Nawet jeśli to dobro jest równoznaczne z
pławieniem się w upokorzeniu, żałości i bezgranicznym smutku.
Poza
tym obtoczyła nas światłość, lekki, przyjemny aromat i swędzenie w dolnych
okolicach ramienia. Sakura odstąpiła ode mnie maleńki krok, a ja już pragnąłem
warknąć: „Nie!” i raz jeszcze porwać ją w ramiona. Mimo to stałem
niezdecydowany, walcząc z plątaniną w głowie. Ona wpatrywała się w
rozbłyskujące symbole, a oczy miała zaszklone i poczerwieniałe od ciągłego
płaczu.
Chcę
być ojcem, czy nie?
Chcę
zatopić się w żałości, czy do ostatnia dnia życia mieć w głowie obraz
zdruzgotanego Ren’a, któremu odebrałem rodzinę?
Nie,
nie, nie. Potrząsnąłem gwałtownie głową. Musiałem wyglądać koszmarnie, ponieważ
Sakura przyglądała mi się z zatroskaniem, muskając opuszkami palców mój
policzek. Wiedziałem ile przyjemności sprawia jej dotyk – coś na co przez długi
czas nie mogliśmy sobie pozwolić. Bez namysłu przeczesałem jej włosy,
przebiegłem palcami po zaczerwienionych licach, wyznaczyłem trasę na dolnej
wardze, która drżała ze strachu i niepewności…
Nie
myślałem o Kyori.
O
tym, że znów ją narażam. Że teraz będę musiał pilnować się na każdym kroku, że
znów żyjemy w ograniczeniu. Ale razem… r a z e m.
Sakura
przymknęła jedno oko, a jej twarz wykrzywiła się w grymasie bólu. Widocznie
skóra na potylicy wciąż ją piekła w związku z rozbudzeniem uśpionej chakry.
Ująłem
jej dłoń i wyszeptałem do ucha:
- Nie puszczaj i nie odstępuj mnie na krok,
rozumiemy się?
- Dobrze – potaknęła, a zaraz później jej
twarz zalała się oślepiającą poświatą.
Kiedy
uchyliłem powieki aparycja ukazanego nam miejsca w ogóle nie trafiła w mój
gust. Wpierw pomyślałem, że wylądowaliśmy w lochach, ale po głębszym wdrożeniu
w otoczenie, dostrzegłem pierwsze kolizje.
- Co to za miejsce? – zapytała Sakura.
- Nie mam pojęcia. W każdym razie na pewno nie
zwiedziliśmy go w trakcie wycieczki po Michigacie.
Pomieszczenie
zataczało okrąg i zwężało się im bliżej zwieńczenia tak, że przy końcu sufit
był niemal strzelisty. Nawierzchnie ścian konstruowały zmurszałe cegły, którym
w kwestiach solidności nie ufałem za grosz. Sprawiały raczej wrażenie skorych
do zrujnowania ukształtowania tego zakątka, poza tym nim na dobre zdążyłem
przekalkulować teoretycznie procent na urządzenie pobojowiska moją uwagę zajęły
nasze klony. Oboje siedzieli w kucki gdzieś pośrodku opustoszałego
pomieszczenia, pochylając się spójnie nad rozwiniętym zwojem.
- Udało im się… - Sakura z przejęciem pognała
w ich stronę i wcisnęła między szpiegów. Na ten czas postanowiłem potraktować
drugorzędnie tą wysoce podejrzaną miejscówkę, zwłaszcza, że w żaden sposób nie
mogłem się przydać jako duch. Pomknąłem za partnerką.
- To on – Oczy Sakury błyszczały z zachwytu i
niedowierzenia. – Naprawdę dopadliśmy ten zwój.
Część,
którą właśnie studiowali szpiedzy nie wyróżniała się niczym rewelacyjnym.
Instynktownie poszukiwałem wyłącznie jakieś wzmianki o stumetrowym
ograniczeniu, ale nic takiego nie odnalazłem. Zamiast tego widziałem tylko
misterne, kuliste ornamenty, których znaczenie było dla mnie wielką niewiadomą.
Ponadto wokół symboli rozprzestrzenione były ramki z zawartym w ich wnętrzu
tekstem – jak przestroga, lub ciekawostka w podręcznikach.
Potem
zagłębiłem się w ich treść i nie mogłem zdusić jęku.
- Ritsu.
- To technika, której używał Ketsuto, prawda?
– Sakura uniosła wzrok i skrzyżowała ze mną spojrzenia. Mroczki po wcześniejszych,
kuriozalnych zaszłościach nadal kurczowo się mnie trzymały, dlatego nie byłem w
stanie udzielić logicznej odpowiedzi. Na domiar złego to, co czyniła ta dwójka
skołowało mnie już doszczętnie. – Dlaczego oni się tym zajmują? Przecież
powinni szukać Kyori.
- Dam radę – Alter Sasuke odsapnął i drżącymi
dłońmi musnął pergamin.
- Nie wiem czy to dobry pomysł, Sasuke. Kiedyś
Naruto opowiadał mi, że w zasobie zakazanego zwoju są techniki, które zagrażają
życiu użytkownika, lub są niedopracowane na szeroką skalę, odbijając się na
zdrowiu dopiero po czasie. Może… moglibyśmy wykombinować coś innego?
- Jutsu jest warte ryzyka. Posłuchaj – łypnął
na drzwi i ściszył głos do szeptu. – Konoha nie docenia Madary. To bezlitosny
zabójca, człowiek, którego nie zmiękczy nawet błagalne spojrzenie wycieńczonej
ofiary. Nie możemy teraz głowić się nad konsekwencjami. Z naszymi umiejętnościami
nie damy mu rady. Musimy czym prędzej wydostać się z Michigatty, uciec mu i
odnaleźć inny sposób na dezaktywację Tankyori no Jutsu. Z ponadludzką szybkością
nasze szanse gwałtownie wzrosną.
Bliźniaczka
Sakury patrzyła na mężczyznę w napięciu. Gołym okiem można była dostrzec jak
zawzięcie kalkuje mocne i słabe strony powziętej taktyki.
- Inaczej im nie uciekniemy – dodał na
zachętę. – Chcesz wrócić do domu, nieprawdaż?
- Chcę – odparła cichuteńko.
Duet
potrzebował jeszcze chwili namysłu na zaprojektowanie postępowań w razie gdyby
coś nie poszło po ich myśli. Jako, że od dziecka zachwalano moją podzielną
uwagę, uszami wsłuchiwałem się w ich słowa, a pożytkując oczy, zajmowałem się
detalami otoczenia.
Kulisty
pokój miał wbite w ściany tylko jedne dwudrzwiowe wrota, przypominające wejścia
w wykwintnych, dziarskich pałacach. Po ich przeciwległej stronie, hen daleko, w
otoczeniu mnóstwa płonących kandelabr stało coś na podobieństwo kościelnego
ołtarza, przy czym rolę tabernakulum sprawował ulokowany na nim kufer, który
tym razem skojarzyłem z pirackim łupem.
Nagle
w moim mózgu uruchomiły się wszystkie trybiki.
Kocia
mordka znikąd skrystalizowała się w mentalnym kątku.
Ściągali na wyspę klientów,
oferowali niesamowite Jutsu w zamian za pieniądze i buzie na kłódkę. Nikt nie
mógł się dowiedzieć o tym, że Michigatta jest w posiadaniu tak ważnego zwoju.
No
jasne! Działalność handlowa Tenshi’ego Tomoko opierała się na… sprzedawaniu
zakazanych technik. W takim razie ten iście kościelny dziedziniec mógłby w
rzeczywistości być miejscem odprawiania obrzędów i rytuałów pieczęci.
Akashi
odpłynął jak mgła niesiona nocą po tafli jeziora. W jego miejsce wstąpił mój brat.
Przypomniałem sobie jak ze skruchą utyskiwał się, że przejrzał zawartość zwoju
i oprócz sposobu na aktywację, nie odnalazł żadnych pożądanych wskazówek –
antidotów na ograniczające nas metry.
- Nie znaleźli niczego pożytecznego o Kyori w
zwoju, teraz kombinują jak stąd zwiać – wyjaśniłem Sakurze nowe odkrycie.
Dziewczyna
wyprostowała się i ze smutnym uśmiechem patrzyła na szpiegów.
- Aż żal ściska serce, gdy widzę ich twarze.
Tyle starań i zachodu po to, żeby finalnie dowiedzieć się, że to, czego pragnęli
odszukać tak naprawdę nigdy nigdzie nie było.
Duet
doszedł do ładu i wynegocjował warunki. To oznaczało mniej więcej tyle, że
Sasuke miał przerwać formowanie pieczęci przy objawieniu się najdrobniejszego
bólu fizycznego, bądź psychicznego. Wiedziałem, że mój sobowtór przystanie na
wymogi Sakury – nie ze względu na swoją pobłażliwością, lecz wysoce rozwiniętą
umiejętność do przyoblekania doskonałych masek.
- To Jutsu wydaje się najbezpieczniejsze –
osądziła moja Sakura, zapoznając się z treścią rozwiniętego zwoju, podczas gdy
Sasuke rozgrzewał dłonie. – Jest tylko wzmianka o tym, że Ritsu wymaga
dopracowania w odróżnieniu od innych technik. Spójrz – wbiła palec w czerwony
wykrzyknik przy technice umożliwiającej dobycie siły giganta. – Przy wielu jest
ostrzeżenie: „Wzmożone ryzyko śmierci”, Ritsu jest jedną z paru technik, która
nie ma tego oznaczenia.
Gdy
zabierałem się już do pogawędki, naraz dobiegły nas stukoty ciężkich butów i
koncert żelastwa. Brzmienie tego drugiego dźwięku znałem aż za dobrze i wierzyłem,
że moja przeszła wersja także nie wiąże z nim przyjaznych wspomnień.
Duet
wpadł w obłęd.
- Szybko! – Alter Sakura usunęła się z drogi,
dramatycznie wskazując na zwój.
Sasuke
przeklął królewską służbę i o dwakroć bardziej zestresowany niż z początku,
nadaremno usiłować uzyskać pełną koncentrację na chakrze. Jego dłonie
szeleściły montując rozmaite układy ruchów, które finalnie zwieńczył rozbłysk
światła, grzmocący niczym rozjuszona burza. Kulisty pokój oblał się blaskiem,
Sakura z przeszłości osłoniła swoje oczy i zacisnęła je. Zanim armia dotarła do
celu, zdążyłem przez sekundę dorwać swojego bliźniaka spojrzeniem i tym samym
stać się świadkiem jego fantastycznego zniknięcia.
Sasuke
otoczył partnerkę swoimi ramionami, skupił się i zniknął w rozmyciu jak
przewijana taśma wideo.
- Zadziałało – wydukałem.
Sakura
patrzyła z przestrachem na pustkę, którą zostawili po sobie szpiedzy, po czym
jej wzrok spoczął na trzęsących się wrotach. Chwilę później, wśród jazgotów, do
pomieszczenia wlała się wartka fala odzianych w żelazne zbroje mężczyzn. Używając
Ritsu, szpiedzy przemknęli pomiędzy nimi niepostrzeżenie. Do życia poderwał się
przelotny podmuch, a ja natychmiast zjednoczyłem wspomnienia, w których Ketsuto
zwędził zwój, przy czym jego wizytę wzięliśmy za panoszący się po szpitalnych
korytarzach przeciąg.
- Musimy ich znaleźć – oznajmiała hardo Haruno.
Skinąwszy,
pomknąłem za nią do drzwi wyjściowych, lekceważąc kłębiących się tam ludzi.
***
Zamczysko
zwiedzałam raz – naprędce i gwałtownie, z adrenaliną przepływającą przez
kanaliki żylne. Teraz też nie mogłam poświęcić czasu na napawanie się estetyką
miejsca, ponieważ po piętach deptał nam pałacowy legion. Na oślep
przemierzaliśmy kręte korytarze, których ściany bogato pokrywały prastare
freski i malowidła okalane złotymi ramami. Strażnicy, którzy przechadzali się
po naszej trasie reagowali wyłącznie na wrzaskliwie odgłosy armii, zaś my
śmigaliśmy obok jak na prawdziwe duchy przystało. W zasadzie ta tajemnicza
zdolność już nieraz wyratowała mnie z opresji, kiedy na przykład jako istota
„materialna” już dawno wpadłabym na dekoracyjną donicę, lub zjawiające się
znikąd filary.
- Prawo! – zadecydował Sasuke, gdy natknęliśmy
się na rozwidlenie. Faktycznie, prawy korytarz był najlepszym wariantem,
zważając na panującą w nim pustkę i zaniedbania w sprawach oświetlenia.
Pokonaliśmy
jeszcze kilka metrów, po czym przy końcu odcinka ujrzeliśmy ofiary naszych
tropień. Moja bliźniaczka stała już o własnych siłach dotrzymując kroku
towarzyszowi. Przypomniałam sobie o swoich własnych odkryciach i ograniczeniu
działania Ritsu, którego postój w działaniu wynosił pięć sekund.
Wymusiłam
na dolnych kończynach cięższą pracę, doganiając mknących szpiegów.
Alter
Sasuke dyszał ciężko, raz po raz zwalniając prędkość biegu. To naturalnie
zatroskało Sakurę, która lekceważąc haniebne spowolnienie, ścisnęła partnera za
rękę.
- Mówiłam, że to zły pomysł – wyrzuciła z
siebie nie patrząc na niego. – Jutsu nie bez powodu widnieje w spisie
zakazanych technik.
- Nie mieliśmy innego wyjścia – sapnął.
- No pięknie – wymsknęło mi się. Nie znosiłam
jak on tak bardzo się narażał! Choć nasza teraźniejsza egzystencja dowodziła
temu, że przetrwaliśmy ten pojedynek, dopadły mnie gigantyczne wątpliwości i
zastanawiałam się jak w przeszłości poradziliśmy sobie w takim stanie.
Wątpliwości
się wzmogły, bo naraz z impetem otworzyły się wrota po lewej stronie holu.
Miejscówka natychmiast wzbogaciła się o kolejne kilka osób, które bynajmniej
nie walczyły po naszej stronie. Wstrzymałam oddech, widząc rozwścieczonych
strażników.
- Tam są! – warknął ten najwyższy.
- Stójcie! – Gość, mogący pełnić rolę krasnala
w moim ogrodzie ruszył na nas z rykiem. Zanim sytuacja przybrała fatalny obrót,
usłyszałam wrzask alter Sasuke:
- Osłoń się i skacz!
Skacz?
Nie
wiedziałam gdzie tutaj można uskoczyć, póki nie dostrzegłam okna o mocno
zaokrąglonych górnych rogach. Wyglądały na kosztowne i podkradnięte z kościoła
– był to jeden z powodów, dla których wolałam wpaść w sidła armii.
Zerknęłam
na Sasuke, a ten tylko skinięciem głowy zakomenderował mi pójście w ślady
szpiegów.
- Hej! – wołania za nami nie milkły.
Szpiedzy
rozpędzili się jak śmigające torpedy i równocześnie osłonili oczy, obracając w
perzynę powierzchnię okna. Szkło rozkruszyło się na biliony malusieńkich
odłamków, a czas nagle zwolnił. Wzbiłam się w górę doskonale skopiowanym
sposobem mojej przeszłej wersji, broniąc twarzy pomimo przenikalności. Ujrzałam
tereny przed głównym wejściem do pałacu, miejsce, gdzie mierzyliśmy się z
wampirzą prędkością Ketsuto oraz niekontrolowanym Susanoo Uchihy i
automatycznie stwierdziłam, że wysokość, z której wystartowaliśmy nie mogłaby
wywrzeć na nikim wrażenia. Szacunkowo od gruntu dzieliły nas niespełna dwa
metry.
Łupnąwszy
o ziemię, przeturlałam się kilka metrów szczęśliwa, że żaden odłamek gruzu nie
podrażnił mojej skóry. Właściwie czułam się wyśmienicie i mogłam natychmiast,
bez żadnych przeszkód, dźwignąć się na nogi oraz zbadać otoczenie.
Nasze
klony nie mogły radować się bezbolesnym upadkiem. Sakura długo zbierała się z
ziemi. Na prawym ramieniu, policzku i lewej nodze miała wydrążone szkłem
zadrapania, z których zaczęła sączyć się krew. W przypadku Sasuke odłamki
zdołały zadać obrażenia na barku, poza tym mężczyzna prezentował się doskonale.
Nawet gruz zbytnio go nie opaskudził.
- Nie jest źle – ocenił posępnie mój Sasuke.
Rozejrzałam
się wokoło. W mojej pamięci pałacowy dzieciniec wyrył się jako przeludniony
armią. Teraz zionął pustką, a cywile nawet nie przejęli się dźwiękiem
tłuczonego szkła, jakby ich bębenki słuchowe uwrażliwione były wyłącznie na
rozgardiasz, który niosła ze sobą armia.
Alter
Sasuke rzucił się do biegu:
- Sakura, szybko! Musimy im zwiać!
Mój
Sasuke uśmiechnął się konspiracyjnie, choć na jego twarzyczce wciąż widniały
oznaki ówczesnych doznań.
- My w takim razie biegniemy za nimi, racja?
- Mamy inne wyj… - urwałam, bo wnet rozległ
się przedziwy łoskot, a gdy spróbowałam dorwać źródło dźwięku wzrokiem,
zauważyłam fruwającą na wietrzę karteczkę. – Sasuke, zobacz! – wzniosłam ramię
i nakierowałam towarzysza palcem wskazującym.
Jego
oczy raptownie się rozwarły.
- Czy to…
Moje
też, chwilę później, kiedy dotarło do mnie co najlepiej mogłam kojarzyć z tą
wielkością i naderwanymi krawędziami.
Skrawek
papieru wyglądał jak sterowany za pomocą mechanicznego pilota. Obierał własne
kierunku, zupełnie przeciwne wiejącym podmuchom. Spoglądaliśmy z przerażeniem
jak karteczka zmierza do alter Sasuke i przelatuje przed jego nosem.
Mężczyzna
przystanął w półkroku i zamaszyście chwycił obiekt.
Zjawiłam
się u jego boku z prędkością światła. Staranność nakreślonych liter, a przede
wszystkim zawarta w nich treść dowiodła faktowi, iż po raz kolejny to Madara
jest autorem tych drażliwych zagadek.
- Co tam pisze? – zawołał za mną Sasuke.
- Co się stało, Sasuke? – alter Sakura omal
nie rąbnęła w plecy partnera, gdy ten tak gwałtownie się zatrzymał.
Bliźniak
Uchihy w mgnieniu oka odwrócił się przodem do dziewczyny. Poczułam ostry i
przenikliwy dreszcz na widok jego malującej się w przerażeniu mimiki.
- Uważaj! – usłyszałam wrzask.
Sekundę
później moja bliźniaczka, którą od pleców Sasuke dzielił być może metr,
zniknęła, jak gdyby sama jakimś cudem wykorzystała do tego Ritsu. Niestety
późniejsze wydarzenia odwiodły mnie od początkowych podejrzeń. Czas przyśpieszył,
rozległ się huk, a Sakura z pomocą jakiś czarów przeteleportowała się w bok,
lądując w otoczeniu drzew. Do lotu poderwał się gruz, usłyszałam swój własny
jęk bólu i rechot, który budził w moim żołądku znajomy skurcz lęku.
Madara
pojawił się pomiędzy dwoma ogołoconymi drzewami. Jego twarz standardowo chowała
się za oranżową maską, a ciało okryte było płaszczem upadłego Akatsuki.
- Proszę, proszę! Kto by pomyślał, że
dotrzecie tak daleko? – zakpił głosem, który oprócz pogardy zdradzał czysty
gniew.
Moja
bliźniaczka ze stęknięciami bólu usiłowała wyrwać się paraliżującemu ją
cierpieniu. Teraz do krwistych szram po zderzeniu z okiennicą dołączyło się
parę zadrapań i masa nowego brudu.
Pociągnęłam
za kawałek koszuli Sasuke.
- Czas na Haruno – wydyszałam.
- Co? - Czarne oczy zwęziły się i patrzyły na
mnie przenikliwie.
- To pisało na karteczce. Madara… chce mnie
zabić – Ostatnie zdanie być może wykrzyknęłam. Tak mocno łomotało mi serce, że
starałam się je przygłuszyć.
Klon
Sasuke stężał w bezruchu wodząc wzrokiem po dawnym sprzymierzeńcu. Wyglądający
identycznie podróżnik w czasie ujął moje policzki i zbliżał się tak, że przez
chwilę sądziłam, że będzie skory do pocałunku w trakcie takiego absurdu.
Ale
on tylko wyszeptał:
- Nie masz się czym zamartwiać. Stoisz tu,
zatem przeżyłaś. Madara cię nie dorwał.
- Nie to mnie martwi – odrzekłam szczerze.
Sasuke
ściągnął brwi.
- Martwi mnie to, co zrobisz. Żeby mnie
uratować. Martwi mnie to, że mimo tych wszystkich cudownych chwil, koniec i tak
jest już nam znany. Oni zostaną odseparowani. Zapomną o sobie. To straszne, nie
uważasz?
- Masz rację – szepnął, a jego wzrok spoczął
na sobowtórze. – Może i przegrają, ale będą walczyć do końca. A my… też
walczymy… Przecież od początku dociekaliśmy prawdy. Może nie byliśmy do końca
świadomi czego w rzeczywistości ta prawda dotyczy, ale udało nam się.
Poznaliśmy przeszłość. Zobaczyliśmy ją na własne oczy. Mamy szansę wszystko
uratować. Odzyskaliśmy to, co zabrał nam kiedyś Madara.
Cofnęłam
się i zdusiłam w sobie domagający się ujścia szloch.
-
Używasz Ritsu – Alter Sasuke otaksował spojrzeniem swego oponenta.
- Szybko się zorientowałeś, gratulacje! –
Madara uhonorował nas klaśnięciami, ale miny zebranych pozostały ponure. Z
zamku właśnie wydostali się ścigający nas uprzednio strażnicy. Dostrzegając Madarę zawahali się. Ten zaś
zwrócił się w ich kierunku i oświadczył: - Możecie wracać. Zajmę się resztą.
- Jego metody zajmowania się resztą nie są
przyjemne, prawa? – zapytałam Sasuke.
- Trochę bolesne, niekiedy doprowadzają do
śmierci – powiedział bez osłonek.
Nie
mogłam się powstrzymać, po prostu wbiłam łokieć między jego żebra. Już dłużej
nie musiałam obawiać się konsekwencji, które za tym pociągnę. One na nas spłynęły
i na ten czas nie dały nikomu we znaki.
Sasuke
zrobił minę męczennika i uraczył mnie uśmiechem.
- Głupia…
- To robi się już nudne, mój drogi. Mógłbyś
bardziej się wysilić.
- Mój drogi? – Na czoło wyskoczyły mu dwie
zmarszczki. – Od kiedy się tak do mnie zwracasz?
Miałam
na końcu języka co najmniej dwie niekonwencjonalne odzewy, lecz humor zniweczył
mi Madara i nieustający pojedynek na zabójcze spojrzenia między nim, a klonem
Uchihy.
Dwa
Sharingany wwiercały się w siebie tak mocno, że któregoś musiało to w końcu zaboleć.
- Nie pozwolę ci skrzywdzić Sakury – oznajmił
alter Sasuke.
Madara
założył ręce w sposób charakterystyczny dla zaintrygowanego myśliciela.
- Co się z tobą stało, Sasuke? Jesteś miękki,
słaby, troszczysz się o osoby, o które nie powinieneś. Ile razy wyjaśniałem ci
jak to działa? Popatrz tylko – Pożytkując się Ritsu, mężczyzna przeteleportował
się tuż obok mojej bliźniaczki, która zbierała się jeszcze do kupy po
uderzeniu. Jej pojękiwania dobiegły kresu, kiedy Madara wyjął ostrze i
wymierzył nim w dziewczynę. Żelazo błysnęło złowrogo jak na filmach akcji. –
Odurzyłeś się w Haruno, a twoja słabość pozwala mi na manipulację. Zrobisz
teraz co zechcę, byle tylko ją ochronić, czy nie mam racji? To dowodzi, że na
polu bitwy najważniejsze powinno być własne bezpieczeństwo.
- Wolę zginąć za przyjaciół, niż żyć w
samotności z poczuciem winy! – odryknęła Sakura. Gdybym mogła, przybiłabym z
nią piątkę.
Natomiast
Madara był zwolennikiem bardziej drastycznych metod. Ostrze przecięło policzek
mojej bliźniaczki. Warknęłam ze złości – zsynchronizowana z przeszłym Sasuke.
- Jak marionetka – parsknął Madara.
- To wszystko było częścią twojego planu –
Sobowtór Uchihy skulił się, uświadamiając sobie największy życiowy błąd. Jego
dłonie drżały, a zamknięte w nich ostrze chybotało się w tę i we w tę. –
Wrobiłeś nas?
- Złudne poczucie bezpieczeństwa, złudne
poczucie zwycięstwa… Muszę przyznać, że dotąd nie wymyśliłem lepszej gry.
Oglądanie waszych postępów i konsternacji było dla mnie przyjemnością w
najczystszej postaci.
- Oboje używamy Ritsu. To też nie jest
przypadek?
- Ależ naturalnie. Nie jestem aż tak
egoistyczny, chciałem, żebyście też odczuwali frajdę na własnej skórze. Czyż
poczucie triumfu nie jest wspaniałe? Niestety, napawanie się nim na dłuższy
czas nie wchodziło w grę. W końcu musiałem
was zgarnąć i powstrzymać. Przeczułem, że skorzystacie z Ritsu.
Dobra,
zrozumiałam – z tego powodu zrobiłam się rzecz jasna bardziej drażliwa. Nie
pierwszy raz żałuję dzisiaj egzystencji ducha. Madara nas oszukał, namieszał w
głową, zagmatwał najprostszą sprawę. Od początku wiedział, że w zwoju nie
odnajdziemy żadnych cennych wskazówek, a co dopiero sposobu na powstrzymanie
stumetrowego ograniczenia.
Bliźniak
Sasuke właśnie to sobie uświadamiał. Jego twarz spochmurniała, zaciętość
odstąpiła, wtrącając w swoje miejsce żal i potrzebę ucieczki.
- Wybacz mi – powiedział Madara z fałszywą
skruchą. – Tym sposobem mogłem z łatwością was namierzyć. To było oczywiste, że
ty i Haruno zaczniecie kręcić się wokół Michigatty.
Ten
mężczyzna był jak doskonale spreparowana maszyneria. Wiedział, czego ma
oczekiwać, znał słabości Sasuke, a teraz jego największą było moje alter ego.
Mimowolnie na nią spojrzałam. Być może nie odkryliśmy wszystkich korzyści roli
ducha… Być może jesteśmy w stanie kontaktować się z…
Zmienisz
przeszłość, zmieni się przyszłość,
zadźwięczało mi w uszach.
Otóż
to! A ja nie miałam bladego pojęcia, która przyszłość jest dla nas lepszą
alternatywą. Ta, w której śmigamy po Michigacie, poznajemy skrawki przeszłości,
Akashi’ego, Tsubaki, niewiarygodne fakty, które w późniejszym czasie
zaskakująco trafnie się ze sobą łączą… A może ta, gdzie nigdy nie wyrzuciliśmy
siebie z pamięci, gdzie położyliśmy kres rządom Madary, gdzie… Właśnie. Tu
zjawiała się niewiadoma.
Na
odpowiednią planetę sprowadził mnie warkot klona Uchihy. Z Ritsu w zanadrzu
rzucił się na Madarę, a dla nas, obserwatorów, ich sylwetki były wyłącznie
nazbyt szybko przemieszczającymi się cieniami. Następowały momenty, w których
nie widzieliśmy nic, a tylko uszy odbierały szelesty i dźwięki mierzących się
ze sobą mieczy.
Minęła
chwila. Dwoje mężczyzn zastopowało super-szybkość, by odsapnąć na dozwolone
pięć sekund. Sasuke nabawił się paru bonusowych ran ze strony Madary, zaś ten
wyglądał na nietkniętego. Łączyły ich tylko ciężkie oddechy.
- Sasuke – przemówiła słabo Sakura. – Nie daj
się, dobra? Obiecaj mi.
- Obiecuję – odparł bez namysłu.
Wiedziałam
jak ona się czuje…
Bezużyteczna,
bezsilna, słaba, odtrącona… Moich umiejętności nie ceniono tak jak Uchihów,
Uzumaki’ch i Hyuugów. Ja byłam Sakurą Haruno wywodzącą się przeciętnej rodziny osiedlonej w Wiosce
Liścia. Stałam się także pierwszym Shinobi w życiorysie naszego rodowodu i nie
zamierzałam poprzestać. Niemniej jednak Madara wolał mnie wyeliminować, niż
wykorzystać Medyczne umiejętności. Na świecie roiło się od osób mojego pokładu.
Nie
byłam wyjątkowa.
- Zabiję cię! – Sobowtór Sasuke wznowił Jutsu
i zaczął śmigać na naszym polu wspólnie ze swoim wrogiem. To był
najokrutniejszy pojedynek, którego byłam świadkiem. Pojedynek, którego ludzkie
zmysły nie pozwalały mi obejrzeć i przeanalizować. W normalnych warunkach moją
bezużyteczność przeistaczałam w udzielanie cennych wskazówek, które zdobywałam
w trakcie obserwacji. Teraz nie miałam żadnego celu.
Mogłam
tylko siedzieć i rozpaczać. Tamta Sakura nie wiedziała jeszcze, że przez pięć
sekund Madara będzie teoretycznie bezbronny. Nie wiedziała i zapewne jeszcze
długo ta myśl nie zawita w jej głowie.
- To chyba koniec – odezwał się mój Sasuke.
Skinęłam
porozumiewawczo.
- Przegrają, prawda?
- Nie mieliśmy szans z Madarą.
- On jest lampartem, my kociętami –
przypomniałam nam porównanie alter Sasuke z początku naszej znajomości czasowych
podróż. – Lampart jest większy, szybszy, drapieżny… Bez trudu zmiecie kocięta z
ziemi, ale jego mściwa natura pozwoli mu wymyślić coś bardziej okrutnego.
Bój
toczył się bezustannie. Mężczyźni znikali, pojawiali się na pięć sekund mierząc
się złowrogo, po czym ponownie rozpoczynali nader szybką walkę.
- To nie fair – westchnął Sasuke.
- Dlaczego walczysz? – zapytał zdyszany już
Madara. Wstrzymałam oddech widząc ślady krwi na jego katanie. – Dlaczego
walczysz, skoro wiadome jest, że przegrasz?
Alter
Sasuke w milczeniu przyjął pozycję bojową, przyszykowany na dalsze styczności
mieczy.
Niespodziewanie
to właśnie Sakura wykazała się ostatkami żywotności. Najchętniej
dowartościowałabym ją brawami, ale wstrzymałam się ze względu na sytuację.
Dziewczyna wzniosła się na proste nogi i, kolebiąc, poruszyła się wprzód, by
stawić czoła wrogowi.
- Taką wybraliśmy drogę Ninja – uświadomiła mu
z przebiegłym uśmiechem. – Będziemy walczyć do końca.
- Wiesz, że nie lubię jak ktoś wchodzi mi w
paradę?
- Wiesz, że mam to gdzieś?
- Właśnie takimi sposobami zawsze trzeba
ratować ci tyłek – Teraźniejszy Sasuke pokręcił głową, wzburzony i bezsilny
jednocześnie. – Doceniam ten przejaw odwagi, ale…
- To się nazywa „rycerz” – wyjaśniłam mu. –
Przyjmuję postawę rycerza, albo najzwyczajniej w świecie chcę odwrócić od
ciebie jego uwagę.
Madara
był niepocieszony. Świdrował moją bliźniaczkę czarodziejskim Sharingan’em, co
niestety skutecznie na nią oddziaływało. Nie wiedziałam czy mężczyzna jest tego
świadom, lecz z tej perspektywy widziałam dokładnie jej trzęsące się kolana, a
potem zmykający z twarzy uśmieszek dobitnie potwierdził jak gwałtownie wzmogło
się stadium strachu.
- Tak śpiesznie ci do trumny, Haruno? –
Przechylił wyzywająco głowę.
- Sakura, trzymaj się od tego z daleka! –
warknął alter Sasuke.
Madara
uniósł dłoń z tkwiącym w niej mieczem i dla wszystkich stało się jasne, że mój
współudział w spektaklu jest już nieodwołalny.
Katana
wbiła się boleśnie w podbrzusze Sakury, czekałam na rozbryzg krwi, rozpaczliwe
wołania i stęknięcia bólu, czekałam na lawinę emocji, ale już przy pierwszym
paru sekundach, gdy nie ujrzałam oczekiwanej cieczy, dotarł do mnie zarys jej
planu.
Ciało
dziewczyny buchnęło, wokół zgromadził się dym, a chwilę później z gęstej
nawierzchni wyłoniła się spoczywająca u podnóża drzewa kłoda. No proszę,
usmażyłam dwie pieczenie na jednym ogniu - przy okazji zjednoczyłam Jutsu z
matką naturą.
Madara
nie wydawał się zaskoczony.
- Te sztuczki na mnie nie działają, Haruno.
- Zobaczymy! – Skrzeczące wołanie rozlegało
się po połaci przed zamczyskiem. Sakura wyłoniła się z drzew po przeciwległej
stronie ówczesnego położenia, pofrunęła w górę, a jej plan polegał na
zaskoczeniu oponenta tylnym atakiem. Ku naszemu zdziwieniu Madara nawet nie
zerknął w tył, tylko wyprostował zamaszyście ramię, a Sakura samoistnie nabiła
się na miecz, który trzymał w ręku.
Poruszyłam
się niespokojnie – to nie mógł być koniec!
I
nie był. Sasuke klepnął mnie krzepiąco po plecach. Odebrałam to jako sygnał:
„Nie martw się.”
Ciało
znów eksplodowało osłaniając się dymem. Kłoda upadła na grunt z łoskotem, a alter
Sasuke starł z czoła pot, wzdychając z ulgą. Obserwując go, zauważyłam wiele
niepokojących symptomów. Mężczyzna mrugał oczami, jakby widziany obraz nie był
wystarczająco ostry, ponadto jego ciało straciło balans.
- Hej! – pociągnęłam Sasuke za rękaw niczym
domagające się uwagi dziecko. – Co się z nim dzieje?
- O czym ty… - zaczął, ale dokonane oględziny
zdusiły w nim resztę słów. Klon Sasuke zdecydowanie pobladł i wyglądał co
najmniej jak powstały zombie – na pewno mógłby konkurować z nim odcieniem
skóry.
Sasuke
natychmiast spoważniał.
- Nie jest dobrze.
- Słyszałam to już nieraz podczas naszych
podróży – stwierdziłam równie przerażona. Nie mogłam jednak zapominać o
pojedynku mojej „siostry”, byłam zresztą ciekawa jak zdołałam go przetrwać bez
uszczerbków.
Skoro
o mojej „siostrze” mowa, ta właśnie ukazała się na gałęzi strzelistego drzewa.
Jeszcze nie spostrzegła niedyspozycji partnera, jej uwagę zajmował Madara.
- Czuję wstręt do samego siebie, mierząc się z
osobą twojego pokroju – zadrwił.
- A ja dlatego, że jeszcze stoisz na nogach.
- Jesteś naiwna, myśląc, że przeżyjesz.
- Jesteś naiwny, nie doceniając wrogów –
Sakura przykucnęła i sięgnęła do opasającego ją szeregu kunai. – Będę zmuszona
w nieskończoność cię przedrzeźniać, czy wreszcie zaczniemy walczyć?
- Rozumiem – Mimo maski, wiedziałam, że Madara
obdarzył ją szydzącym uśmiechem. – Chcesz zginąć jako bohater, Haruno.
- Mniej więcej – powiedziawszy to, wzbiła się
w powietrza i cisnęła kilkoma ostrzami w stronę wroga. Madara bez trudności
ominął je wszystkie. – Kiedyś zginę! – rozległ się krzyk. Chwilę później Sakura
skrystalizowała się za zamaskowanym. Mimo starań, Madara przejrzał jej zamiary
i odwrócił się w mgnieniu oka. Rozpoczęła się walka między
sześćdziesięciocentymetrowym ostrzem katany, a dziesięciocentymetrowym kunai.
- Zginiesz lada moment! – Madara pchnął przed
siebie ostrze. Nie wiedziałam jakim cudem udało jej się wykonać manewr, ale
miecz trafił w pustą przestrzeń pomiędzy ramieniem a talią.
- Nie z twojej ręki – oznajmiła, gdy żelastwo
się zetknęło. Teraz liczyła się siła mięśni. Wśród zgrzytów i tworzących się
iskier okazało się, że to Sakura z przeszłości miała większą szansę na sukces.
Aż zachłysnęłam się powietrzem lustrując jak skutecznie odprawia siłę Madary,
jednocześnie ruszając do ataku.
Ale
on był szybszy.
Wystarczył
mocny kopniak, a Sakura zgięła się w pół, zatoczyła i splunąwszy krwią padła na
ziemię.
- Będę honorowy, nie użyję Ritsu – powiedział
Madara, złowróżbnie zmniejszając dzielący ich dystans.
- Chrzań się. Nie potrzebuję twojej litości.
- Wtedy zbyt prędko byś zginęła, skarbie.
Zamierzam cię ukarać. Twoja śmierć nie może być szybka.
- Sakura! – usłyszałam głos Sasuke. Z początku
nikt nie zareagował, więc zrozumiałam, że to konwersacja podróżników w czasie,
ale zanim zdążyłam się odwrócić, do wołania dołączył się jęk, który tym razem
ściągnął uwagę obojgu walczących.
- Sasuke! – Sakura usiłowała się podnieść i z
pewnością by się jej to udało, gdyby nie Madara. Mężczyzna stanął pomiędzy
duetem i zepchnął moją bliźniaczkę w tył tak, że raz jeszcze gruchnęła o
podłoże.
- Nareszcie – Potarł dłonie.
Przyjrzałam
się bacznie klonowi Uchihy.
- Co się z nim dzieje?
- Nie jestem pewien – odparł Sasuke. Odruchowo
spróbował wspomóc siłowo swojego klona, ale już przy pierwszym próbie odstąpił
od niego, klnąc siarczyście. – Jak mniemam to sprawka Jutsu.
- Niemożliwe – Rozmasowałam sobie skronie. –
Madara też go używa i wszystko z nim w porządku.
- Co z nim zrobiłeś?! – W promieniu kilometra
rozbiegł się zduszony pisk alter Sakury. Próbowała przyczołgać się bliżej z
pomocą ramion. Wbijała paznokcie w grunt, płakała i nieustannie podejmowała
kolejne próby zbliżenia się do ukochanego.
- Co z nim zrobiłeś? – zawtórowałam szeptem,
świadoma, że nikt nie usłyszy.
Madara
rozparł się wygodnie i stanął w niewielkim rozkroku – szykowały się solenne
wyjaśnienia.
- Spośród setek technik zamieszczonych w zwoju,
Ritsu i pięć innych są bezpieczne w użytkowaniu i nie zagrażają życiu.
Domyśliłem się, że użyjecie Jutsu wspomagające szybkość, nie tylko ze względu
na korzyści, ale i na położenie w zwoju. Po jego rozwinięciu Ritsu było
pierwszą, bezpieczną techniką, z którą mogliście się zapoznać. Tak stworzyłem
swój plan na schwytanie was i przywrócenie Sasuke do normalności. Niedługo
straci przytomność. Pierwsza próba kontrolowania techniki i takiej ilości
chakry solidnie go zamroczyła.
- Dlaczego ty…? – Sakura łkała u stóp Madary.
- Nie używam techniki po raz pierwszy. Z
każdym kolejnym razem zamroczenia zostają stopniowo eliminowane. W przypadku
Sasuke są w swojej najwyższej świetlności. Przegraliście, Haruno. To tylko
kwestia czasu zanim Sasuke padnie na ziemię.
Jak
na komendę spojrzenia wszystkich spoczęły na mężczyźnie. Uchiha był na tyle
otumaniony, że prawdopodobnie nawet dobrze nie przetrawiał słów Madary. Zamiast
tego kołysał się na wszystkie strony, a utrzymanie równowagi wymagało od niego
sporego wysiłku. Jego ruchy były niemrawe, twarz miał zlaną potem, zaś oczy
Sasuke błąkały się po rozmaitych punktach.
- Nie… - chlipnęła moja bliźniaczka. – Sasuke,
proszę!
- Za późno, Haruno – Madara dobył się katany.
Nie wróżyło to niczego dobrego.
- Sasuke, nie daj się!
- Zaraz straci przytomność. Ale ty, Haruno, ty
wciąż tutaj ze mną jesteś, więc pomożesz rozwiać moje wątpliwości. Powinienem
was zabić, czy może mógłbym oszczędzić Sasuke, jako tajną broń na zmiecenie
Liścia z powierzchni ziemi?
- Sasuke już nie chce się mścić – powiedziała
z trudem. – Wyznał mi, że pragnie wolności. Nie zniszczy Konohy. Nie skrzywdzi
przyjaciół.
Madara
zwrócił się w jej stronę. Znów uderzyła we mnie nieodparta pewność, że na jego
twarzy widnieje okrutny uśmiech.
- Wiesz, że właśnie namawiasz mnie, żebym
zabił was obojgu?
- Sasuke! – zawołała raz jeszcze, lekceważąc
Madarę.
- To na nic. Mówiłem ci, że on lada moment…
- Próbuję, do cholery!
Sakura
natychmiast poderwała głowę, a kilka łez wypłynęło z jej oczu. Madara raptem
się odwrócił, a Sharingan wreszcie się zwęził, opętany przez szok.
Alter
Sasuke walczył. Zaciskał zęby, zmagał się z bólem, zmagał się z kołyszącym
obrazem, z zaburzeniami wszelkich możliwych zmysłów. Walczył! Nawet nie
poczułam, kiedy moją twarz rozświetlił uśmiech i płomień nadziei rozpalony w
sercu.
- Nie wygrasz, Madara – wyrzęził z miną
cwaniaka.
- Nie powinnaś tego tak przeżywać – upomniał
mnie drugi podróżnik w czasie. – Cokolwiek zrobimy, nijak im pomożemy.
To
nieprzyzwoite, karygodne zachowanie, ale ilekroć bym się nie starała, ta
potrzeba tłamsiła wszystko inne. Przytuliłam się do Sasuke jak do
najukochańszego misia – jak do Momo.
- Jesteś niesamowity.
Uniosłam
wzrok. Sasuke tłumił jeszcze zdziwienie.
- Sakura…
- Przepraszam, musiałam to powiedzieć.
Uchiha
właśnie zamierzał się do odwzajemnienie uścisku. Instynktownie czułam jak jego
ramiona wznoszą się, by spocząć na moich plecach, jednak zanim doczekałam się
dotyku, sytuacja znienacka obróciła się o sto osiemdziesiąt stopni.
- Rozważania zakończone – Madara
zademonstrował swój miecz. – Zamiast męczyć się z wymazywaniem pamięci, po
prostu was zabiję.
Och,
zgoda. W obliczu takiego zagrożenia musiałam rozproszyć w sobie cieplutkie
płomyczki i stawić czoła upiornej rzeczywistości. Spięta do maksimum, odsunęłam
się od Sasuke, śledząc postępy Madary. Miecz niebawem miał przeszyć serce
mojego ukochanego.
Niepokój
przeobraził się w paranoiczny strach.
- Co teraz, Sasuke? Co teraz?
- Przeżyję to.
- Jak? – rozłożyłam ramiona w geście domagającym
się logicznego wytłumaczenia.
- Cudem – przyznał.
Choć
świdrowałam go wzrokiem w sposób natarczywy, on koncentrował się na Madarze.
Patrzyłam w skupieniu jak waży jego decyzję, poddając analizie najdrobniejszy
ruch i każdy krok zbliżający wroga do jego osobowości sprzed miesięcy.
Nagle
nad głową rozjarzyła mi się kreskówkowa żaróweczka.
- Sądzisz, że się zawaha?
- Powiedzmy. Byłem jego tajną bronią w
destrukcji Konohy. Niejednokrotnie uświadamiał mi jak ważny jestem w rozwoju
wojny, poza tym żywił nadzieję, że mnie jako jedynemu uda się zabić Naruto.
Cholera!
Minione tygodnie, utrapienia z Michigattą i Kyori odsunęły na dalszy plan
straszliwie fakty, takie jak dawna natura Sasuke, która pragnęła rozlewu krwi i
zemsty. Nagle utraciłam poczucie bezpieczeństwa.
A
Madara wciąż kroczył wprzód, nieustępliwie i pewnie. W przeciwieństwie do
Sasuke nie widziałam w jego Sharinganie nic, co dałoby mi nadzieję na
urzeczywistnienie podejrzeń towarzysza.
- Zakończmy to tu i teraz. Możesz być
wdzięczny Haruno. To wszystko jej sprawka.
Sobowtór
Uchihy był w kiepskim stanie, chwiał się jak w trakcie upojenia alkoholowego, a
jego tęczówki błądziły tu i ówdzie, wcale nie odbierając bodźców. Patrzył, ale
nie widział…
Dalsze
wydarzenia nabrały takiego tępa, że miałam trudności z nadążeniem. Katana
Madary wystrzeliła do przodu, później ciszę rozerwał jęk, doprawiony agonią i
lękiem. Sasuke miał rację - ktoś uchronił go przed śmiercią.
Ja.
Sakura
zjawiła się w promieniu ataku, odbierając go w okolicach obojczyka. Katana
wsiąknęła w jej ciało, a Madara napędzony ekscytacją wbijał ją coraz głębiej i
głębiej.
- To mnie w tobie denerwuje – odezwał się
Sasuke głosem pozbawionym charakterystycznego opanowania.
Moja
bliźniaczka padła na kolana, rzężąc. Ostrze zwisało z miejsca trafienia,
niewiele brakowało, żeby przeszyło ją na wskroś. Przy pierwszy wylocie krew
bryznęła, później zaczęła sączyć się nieokrzesanym strumieniem. Madara z
powodzeniem wypełnił nabazgroloną na kartce groźbę.
Albo
i nie.
- Przecież ja żyję – mruknęłam, na wszelki
wypadek spoglądając na swoje ciało. Wszystko było w najlepszym porządku, nie
rozpływałam się stopniowo jak na filmach.
- Zatem przeżyjesz, Sakura. Przestać się
zamartwiać. To, co dzieje się tutaj nie zadziała na nas w żaden sposób –
wyjaśnił mi Sasuke.
Jego
alter ego właśnie nabrało życiodajnego tchnienia. Oczy ponownie zaczęły
widzieć, a pierwszy obraz w ogóle im nie spasował. Sasuke zachwiał się na widok
mojej bliźniaczki. Jego oczy szeroko się otworzyły, a twarz pobladła nawet bardziej.
- Sakura… - mamrotał. – Sakura!
Dziewczyna
zacisnęła oczy, po czym jednym, zamaszystym pociągnięciem wyciągnęła z siebie
katanę.
Później
krzyknęła rozpaczliwie.
- Zabierz mnie stąd – prosiła.
Sasuke
zwalczał mroczki. Widać było, że ciągle kręci mu się w głowie, a wiele części
ciała sprzeciwia się posłuszeństwu.
- Dasz radę – kibicowałam mu szeptem.
Tym
razem mój Sasuke nie rzucił żadnej wzgardliwej uwagi – przeciwnie – przyglądał
się drugiej osobowości, a ja wiedziałam, że w skrytości życzy mu tego samego.
- A to ci niespodzianka! – Madara upozorował
zdziwienie i cofnął się. - Skąd cię licho przywiało?
- Madara wiedział, że mnie obronisz –
powiedział Sasuke.
- Zatem po części miałeś rację.
Chciałam
dodać coś jeszcze, ale uniemożliwił mi to mój klon, który właśnie splunął krwią
i wydobył z siebie parę następnych stęknięć.
Alter
Sasuke zaczął dygotać z wściekłości. Pokonał metr, ale znów poddał się
stępieniu, ledwie utrzymując ciało na prostych nogach. W końcu skapitulował i
upadł za Sakurą.
- Dam radę – szepnął.
- Wiem – uśmiechnęła się słabo.
W
tym momencie zamiast osunąć się na ziemię, przywarł do pleców Sakury, kurczowo
ją obejmując.
Symbole
rozbłysły. Zaklęłam głośno, podenerwowana i wściekła na Zetsu za to, że tak
fatalnie steruje naszą podróżą, a co gorsza właśnie odbiera nam sposobność na
ujarzmienie ciekawości i ostudzenie lęków. Halo! Chwilę temu przyjęłam
śmiertelny cios w obronie ukochanego mężczyzny. Zbierałam się już do wyrzucenia
z siebie wszystkich zgromadzonych sprzeciwów, kiedy z taktu nagle wyrwał mnie
świst.
Uniosłam
głowę.
- Zniknęli – powiedział Sasuke, zanim sama do
tego doszłam.
Zniknęli.
Strasznie
nie lubiłam tych faz paraliżu, które objawiały się w kluczowych momentach. Tyle
pytań cisnęło mi się na usta, a tymczasem zdradliwy duet – ciało oraz umysł -
nie wykazywał chęci do współpracy. Klon
Sasuke najprawdopodobniej zdołał wymusić na sobie skupienie i skorzystać z
jasnych stron Ritsu.
Ale
na Madarze nie wywarli tym wrażenia. Zamaskowany mężczyzna z melancholią
spoglądał jak cienie prześlizgują się przez grube drzewa w lesie, uciekając w
popłochu, zmiażdżone strachem.
- To nie koniec – pokręciłam głową ze
smutkiem.
- Nie jesteśmy łatwym orzechem do zgryzienia –
zgodził się Sasuke. – Walczymy dalej.
***
- Trzymaj się! – Tym razem wpierw wyzwoliły
się dźwięki. Cichy, udręczony głosik przedzierał się do naszych uszu, a tuż po
nim dobiegało zniekształcone echo. Musieliśmy uzbroić się w cierpliwość i
poczekać jeszcze chwilę zanim biel na dobre ustąpiła miejsca wyrazistym
obrazom.
Wrócił
bezmiar mroku, nieujarzmiona ciemność jaskini. Naszym oczom ukazały się
kamienne ściany – nabrzmiałe, wypukłe i płaskie. Ich znajoma różnorodność
pozwoliła mi szybko zorientować się w naszym położeniu. Zresztą, gdy chwilę
później rozejrzałem się wokoło, zwinięte we wnęce koce były wystarczającym
potwierdzeniem.
- Wróciliśmy do skrytki – odezwała się Sakura.
Nie byłem pewien czy potraktować to jako pytanie, dlatego uparcie milczałem,
nadstawiając uszu.
Szlochy
nie ustępowały. Złośliwie przemykały między skałami i pogłębiały swoją
efektywność dzięki wtórującym im odmętom jaskini.
- Dlaczego jesteśmy tu sami? – pomyślałem na
głos.
Nie
przyjmowałem uzasadnienia, że ktoś maniakalnie śpieszył w naszą stronę. Po
prawdzie nie pierwszy raz zdarza się Zetsu zesłać nas w zadziwiające położenie,
ale strudzone pojękiwania dochodzące z głębi budziły we mnie złe przeczucia.
Ich
dźwięczność i fakt, że tak silne na mnie oddziaływały…
Sakura
przygryzła wargę i wycofała się.
Nie
upłynęła minuta, a czyjaś siła zaczęła sprawnie usuwać wzbraniającą dostępu
skałę. Z ciemności wylazła zmordowana twarz Sakury, tyle, że należała ona do
tej sprzed miesięcy. Dziewczyna śpiesznie odstąpiła od głazu i ponownie wtopiła
się w mrok, by po chwili przywlec ze sobą dodatkowy nadbagaż. Zamarłem, widząc
swego sobowtóra, który wierzgał się na ziemi, dysząc i wymawiając niejasne
bełkoty.
- Trzymaj się – wyszeptała alter Sakura,
przytrzymując go pod pachami i wciągając głębiej. Nie uszła mojej uwadze
spływająca po jej ramionach krew, której źródło zostało zapoczątkowane w
okolicach obojczyka. – Nic ci nie będzie Sasuke… Nic ci nie będzie – Wolną ręką
sięgnęła po koce, ułożyła Sasuke w przyzwoitej pozycji, krzywiąc się
kilkakrotnie w walce z szarpiącym bólem. Ostatecznie skapitulowała. Z umęczoną
miną przylgnęła do ściany i, westchnąwszy, uwolniła w dłoni zielonkawą energię,
którą natychmiast przytknęła do zadanego przez Madarę obrażenia.
- Przepraszam – Z przykrością wlepiła wzrok w
niedysponowanego „mnie”. – Muszę to uleczyć, ale zaraz się tobą zajmę.
Obiecuję. Tylko ból… musi trochę zelżeć. Odrobinę.
Patrzyłem
na to coraz mocniej zaciskając pięści. Z początku nie byłem nawet świadom, że
każdy mój mięsień jest wydatnie napięty. Naraz rozkwitła we mnie niewyobrażalna
nienawiść względem Madary. I co z tego, że w naszej rzeczywistości ten
nikczemnik przewracał się już w grobie? Ważne, że żył… tu i teraz, a dawny „ja”
nie wykazał się wystarczającą siłą, żeby zapobiec jego planom.
- Wszystko zrujnowałem – Słowa wypłynęły ze
mnie machinalnie. Sakura natychmiast na mnie łypnęła, ale ja nie potrafiłem
przestać patrzeć na jej alter ego. Na to jak cierpi, żeby zapewnić nam
bezpieczeństwo.
Nagle
zatraciła się w płaczu bez reszty, jakby wiedziała, że ją obserwuję. Jakby wiedziała,
że moje poczucie winy należy podsycić i spotęgować.
- Sasuke, to nieprawda. Dobrze o tym wiesz.
- Mogłem cię posłuchać – wydukałem. Mój głos
zabrzmiał płaczliwie, więc przed następną próbą, cicho odchrząknąłem: – Mogłem
to przemyśleć, nie używać Ritsu…
Sakura
ujęła moją dłoń i przywarła do ramienia. Jej ciepło rozlało się w moim ciele
jak ciepła zupa podczas przeziębienia.
- Gdybyś nie użył Ritsu, Madara by nas dorwał.
Dzięki tobie zaoszczędziliśmy jeszcze parę dni – powiedziała rzeczowo.
Nie
pokładałem wiary w te słowa. Utkwiły we mnie, owszem – były swego rodzaju
promykiem pośród smolistej czeluści, ale oprócz tego nie spożytkowałem ich na
nic więcej. Prędko zniwelowałem ów promyk, a poczucie winy obtoczyło mnie
przybierając postać mroku.
Zwyczajne
z pozoru ludzkie emocje zaczęły być nagle potężnym ciężarem. Musiałem usiąść,
aby się z nimi uporać. Natychmiast ulokowałem się w dogodnym miejscu, gdzie
ściany skrytki były względnie płaskie, po czym machnięciem ręki zaprosiłem
Sakurę do papugowania moich czynów.
- Śmiało. Coś czuję, że długo tutaj zabawimy –
rzuciłem.
- Jesteś pewien, że wszystko z tobą w
porządku? Wyglądasz…
- Okropnie?
- Nie – speszyła się. – Nie to miałam na
myśli. Po prostu… martwię się o ciebie.
Nie
wiedziałem czy chcę się tym podzielić, ale im dłużej się w nią wpatrywałem, tym
bardziej docierało do mnie jak niesamowita jest ta kobieta. Siedzieliśmy w tym
razem i choć przyrzekliśmy sobie, że roztrząsanie prezentowanej nam przeszłości
będziemy traktować jako temat tabu, czułem, że tylko rozmowa będzie w stanie
podarować nam upragnione wyzwolenie. W skrytości ducha każde z nas zwalcza
natrętne głosy, które podszeptują prawdę.
- Sasuke? – Sakura przyklękła naprzeciwko
mnie. Wzdrygnąłem się, gdy jej dłoń odgarnęła parę kosmyków z mojego czoła. –
Dobrze się czujesz?
- Nie. Nie czuję się dobrze, Sakura. Niedawno
dowiedziałem się, że istnieje maleńka szansa na to, że przez ponad pół roku
nieświadomie byłem ojcem. Poza tym kiedyś się zakochałem, zapieczętowałem tą
miłość, starałem się ją uchronić, uciec, byłem ofiarą jakiegoś łączącego Jutsu
i sam nie jestem pewien czy powinienem być wdzięczny tej technice. Ale nie…
Wiesz co jest w tym wszystkim najzabawniejsze? To, że nie pamiętam żadnej z
tych rzeczy. Nie wiem jak na mnie wpłynęły. Nie wiem co we mnie zmieniły, ani
jak naprawdę je traktowałem. Nic nie wiem. Nie wiem kim byłem, a teraz nawet
nie mam pewności kim jestem.
Zapadło
napięte milczenie. Sakura świdrowała mnie wzrokiem, a usta miała delikatnie
rozchylone. Od początku wiedziałem, że moje słowa nikogo nie pokrzepią, ale
należało wreszcie zmierzyć się z okrutną prawdą. Ta przeszłość zmąciła mi w
głowie. Naprawdę zaczynałem nabierać wątpliwości względem własnego jestestwa.
Czy jestem rzeczywisty, prawdziwy? A może steruje mną jakaś mistyczna zabawka
Madary, stworzona z pomocą zakazanych Jutsu.
- Głupku, przecież wiadomo kim jesteś – Sakura
przemówiła. Gdy na nią spojrzałem, głowę miała spuszczoną, ale jej twarz
rozświetlał uśmiech. – Jesteś Sasuke. Dumnym, czasami okropnie niewrażliwym
członkiem elitarnego klanu. Lubisz samotność, treningi, misje… Lubisz czuć
adrenalinę, ryzykować własne życie… Lubisz ciasto czekoladowe – dorzuciła w
nagłym oświeceniu. Jej uśmiech się pogłębił. – Nie znosisz gdy ktoś kłapie
jadaczką i stara się ciebie kontrolować. Masz smykałkę do bycia przywódcą i
komenderowania innymi. Chcesz, aby inni postrzegali się jako przerażającego i
oziębłego Uchihę, ale głęboko w twoim środku kryje się Sasuke, który troszczy
się o przyjaciół oraz dba o ich bezpieczeństwo.
Jest tam Sasuke, który kocha swojego brata najmocniej w świecie i z dnia na
dzień stara się mu to okazywać na swoje sposoby. Jesteś… - zrobiła pauzę i
zachichotała. Wreszcie usunęła kotarę włosów i skrzyżowała ze mną spojrzenia.
Moje serce zabiło jak kościelny dzwon. – Jesteś wspaniałym człowiekiem Sasuke.
Człowiekiem, w którym się zakochałam. Żadne Jutsu i żaden Madara nie odbierze
twojego prawdziwego „ja”. A co do Satoshi’ego, Ren’a i Naruto…
Osłupiały,
patrzyłem jak usadawia się między moimi nogami. Kiedy poczułem jej dłonie na
swojej piersi miałem wrażenie, że naprawdę jestem tym wspaniałym człowiekiem,
którego wcześniej opisała. W szmaragdowych oczach tańczyły radosne iskierki.
Twarz emanowała niesamowitą pewnością i szczęściem.
- Poradzimy sobie ze wszystkim – Tym słowom
mogłem powierzyć swoje zaufanie. – Daj spokój. Byliśmy szpiegami, uciekaliśmy
przed Madarą miesiącami, a zanim nas dopadł nieraz daliśmy mu nieźle popalić.
Cokolwiek stanie na naszej drodze, pokonamy to w piękny i widowiskowy sposób.
Nawet jeżeli… - Jej głos zadrżał. – Nawet jeżeli okaże się, że Ren mnie okłamał
w… sam wiesz jakieś sprawie… Nie wiem czego będę mogła wówczas od ciebie
oczekiwać.
- Nie zostawię cię, głupku – odegrawszy się za
poprzednie, ująłem jej twarz w dłonie.
- Głupku? – zaśmiała się, udając
zastanowienie. – Podkradłeś ode mnie, ale podoba mi się.
Nieraz
w czasie trwania tych podróży chciałem zostawić wszystko za sobą i wrócić do
teraźniejszości. Przedstawienie z Shirizoku i Zetsu uznałem za zwykły przejaw
tchórzostwa ze strony Naruto i Ren’a, którzy najzwyczajniej w świecie obawiali
się ujawnić całości patrząc wprost w nasze oczy. Teraz rozumiałem już, że
owszem, ten wariant mógł ułatwić im zadanie i stanowić dla nich wygodną
ucieczkę, lecz dzięki pomocy Zetsu mogliśmy wyraźne doświadczyć przeszłości i
utożsamić się z nią. Na co zdałby mi się opowiastki Naruto i streszczenia
demona odnośnie przygód z Madarą? Shirizoku umożliwiło mi emocjonalne
połączenie z moim alter ego, pozwoliło mi lepiej zrozumieć nasze zamiary i
wybory.
Jednak
najistotniejsze…
Shirizoku
uświadomiło mi, że kryminalista z mroczną przeszłością i bezkresną listą
zabójstw na swym kącie… potrafił kogoś pokochać.
Bez
wahania przyciągnąłem Sakurę do swojej piersi i wyszeptałem:
- Dziękuję.
***
Dobrze
było móc porozmawiać z Sasuke. Jeszcze na dobre nie odmotaliśmy się z pętlicy
przeszłości, ale wierzyłam, że kiedy przyjdzie na to czas, będę silniejsza niż
kiedykolwiek. Ciekawiła mnie dokładna sposobność, jaką Zetsu kontrolował nasze
przeskoki. Nie byłam pewna czy lustrował z nami każdą scenkę, czy tylko
wyznaczał daty i czas na jakieś misternej maszynerii, budki telefonicznej,
która sekretnie pozwala na takowe podróży – czy coś w ten deseń. Mimo wszystko
dobrze operował całością. Wiedział, kiedy należy podarować nam odrobinę
nostalgii, tuż po wstrząsach emocjonalnych.
To
było właśnie to. Niebiański spokój. Siedziałam obok Sasuke, wtulona w jego
ramię. Czułam ciężar jego głowy na czubku własnej. Moje samopoczucie wzrosło na
tyle, że wskaźnik mógł zamigotać na zielono obwieszczając: „Znakomicie”.
Przeskoczyliśmy w czasie trzykrotnie, a krajobraz nie uległ zmianom.
Alter
Sakura zajmowała się wciąż nieprzytomnym Sasuke. Być może najgorsze miał już za
sobą, ponieważ płytki z początku oddech nabrał wreszcie prawidłowego rytmu.
Twarz przestała zalewać się potem i teraz wyglądał po prostu jak przesłodki
aniołek oddany objęciom snu. Choć mój przeszły ukochany wyszedł z konsekwencji
nadanych przez Ritsu, alter Sakura spała niespokojnie. Przez ten czas parę razy
zmuszona była opuścić bezpieczny, jaskiniowy całun. Wracała po dziesięciu
minutach, obładowana świeżo zerwanymi jabłkami i z dławiącym kaszlem. To drugie
prawdopodobnie wynikało ze zignorowania stumetrowego ograniczenia, ale jasne
było, że w innym razie duet poumierałby z głodu.
Poza
tym moja bliźniaczka korzystała z wyjść, by nieco się odświeżyć. Po powrocie
jej włosy ociekały wilgocią, a krople wody wytyczały za nią szlak. Oprócz tego
Sasuke stwierdził, że przy każdym przymusowym wyjściu „ja” z przeszłości
sparaliżowana byłam strachem. Istniało wszak ryzyko, że Madara przyczajał się w
lesie, wyczekując okazji. W każdym razie zgodnie uznaliśmy, że wie o naszej
skrytce, a jego tymczasowe wstrzymanie broni jest częścią niecnego zamierzenia.
- Jestem ciekawa ile dni minęło –
powiedziałam.
- Ja też.
Sasuke
był nieswój. Patrzył z uwagą na mojego sobowtóra za każdym razem, gdy ta
zajmowała się jego. Przede wszystkim musiała zbijać gorączkę wilgotną szmatką,
którą naturalnie należało regularnie nawilżać, a to zaś wiązało się z
opuszczeniem bezpiecznej przystani. Faktycznie, przy następnych wyjściach
Sakury badałam wyraz jej twarzy. Malował się na niej niepokój, troska, strach,
jednak zazwyczaj przed przestąpieniem progów Sakura zbierała w sobie powietrze
i odchodziła z zaciętą miną.
Sasuke
poruszył się niespokojnie, gdy odkryliśmy, że noce spędzałam bez okryć koców,
przy czym obiema sztukami owijałam jego alter ego.
- Nie musiałaś… - usłyszałam nad uchem dziwnie
zachrypnięty głos.
- Owszem, musiałam. Najwidoczniej miałeś
gorączkę, a trzeba było się jej natychmiast pozbyć. Z własnego doświadczenia
wiem jaki ziąb panuje w jaskiniach.
- Świetnie. Założę się, że jak ja wydobrzeję,
to ty będziesz musiała zmagać się z chorobą.
- Kto wie – Wzruszyłam ramionami. – Wydaje mi
się, że wówczas myślałam strategicznie. „Zdrowy ty” mógł zrobić więcej niż
„zdrowa ja”.
- To żadne usprawiedliwienie. Jeśli jeszcze
kiedyś tak zrobisz, gorzko tego pożałujesz.
Dobrze,
czułam się trochę nieswojo, gdy strofował mnie w ten sposób, lecz z drugiej
strony uszczęśliwiała mnie jego troska. Mimo wszystko nie zmieniało to faktów –
gdyby sytuacja się powtórzyła, nie zawahałabym się przed poświęceniem własnego
zdrowia na rzecz jego.
Chciałam
właśnie mu to uświadomić, ale przerwał mi następujący przeskok w czasie. Znów
znaleźliśmy się w jaskini i tym samym położeniu, z tą różnicą, że zamiast ciszy
towarzyszył nam śpiew.
Ku
memu zaskoczeniu dobrze skojarzyłam głos. Sakura leżała rozparta obok Sasuke i
zagapiona w sufit, nuciła cichuteńko dobrze znane mi utwory.
- To nie są kołysanki – Poczułam jak Sasuke
marszczy czoło.
- Jasne, że nie. Wtedy nie byłam jeszcze
samotną matką.
Przymknęłam
oczy i wsłuchałam się bardziej, jak na koncercie ulubionego wykonawcy. Nie
wyróżniałam się szczególnym talentem, a w porównaniu do anielskiego głosu Ren’a
mój był niczym. Kanoe wystarczyła tylko harfa i urodziwa niewiasta-anioł, która
towarzyszyłaby mu przy każdej pieśni. Ja w zupełności potrafiłam zadowolić się
jaskiniowym echem.
- To piosenki Ren’a – zwierzyłam się szeptem
Sasuke. – Kilka razy zdarzyło mi się przyłapać go na samotnych koncertach w
pokoju. Gdy stwierdziłam, że ma talent i się do siebie zbliżyliśmy śpiewał mi
je po śmierci naszych rodziców. Być może to przez niego czasami nękam cię
kołysankami dla Satoshi’ego.
Wczułam
się w rytm drgania jego klatki piersiowej, przyjmując to jako śmiech.
- Nie możesz tego nazywać nękaniem.
- Dlaczego?
- Bo mi się podobało. Czy nie pytałaś się mnie
o to samo w lochach? – zapytał, jego usta nieomal musnęły moje ucho.
- Lochy? Rany, to wydaje się takie odległe…
- I błahe.
- Być może – zachichotałam. – Wtedy nie
sądziłam, że niedługo będę zagłębiać swoją przeszłość jak telewizyjny serial.
Wkrótce
głos Sakury uwiązł w gardle. Nie był to zwyczajowo zakończony koncert, lecz
nagła decyzja, która wyrwała ją z ferworu. Gapiliśmy się w milczeniu jak
dziewczyna dźwiga się do siadu, by następnie przeczołgać się do wnęki, gdzie
schowała swój bagaż.
Zanim
zagłębiła się w jego zawartość, rzuciła kątem oka na śpiącego sobowtóra Sasuke.
- Mam nadzieję, że niedługo się obudzisz – Z
jej ust wylazło krótkie westchnienie. – Nawet nie masz pojęcia jak samotna
tutaj jestem. Poza tym wiesz, że za dużo gadam, a teraz nie mam do kogo
otworzyć jadaczki. Gdybyś mnie słyszał, powiedziałbyś, że zachowuję się jak
wariatka, ale… smutno mi – dodała zaciskając usta w sposób, który tamował
płacz. – Wróć do mnie.
Mój
Sasuke się wzdrygnął, wyraźnie to odczułam.
- Och, byłem beznadziejny.
- Byłeś wspaniały. Uratowałeś nas, głupku –
drążyłam nieugięcie. Według mnie poczucie winy u Sasuke było równe absurdowi.
Nie wiedziałam dlaczego sam nie potrafił tego dostrzec.
- Obiecałam ci, że już tego nie zrobię, ale
muszę – ciągnęła alter Sakura. Chwilę później zanurzyła obie dłonie w plecaku.
Teraz to ja zadrżałam, gdy z bagażu wyłonił się aż nadto znajomy przedmiot.
Notatnik
Ren’a.
Gapiłam
się na nią dalej, ale tym razem moje oczy były szeroko rozwarte i przepełnione
niepokojem. Sakura usiadła nieopodal ściany, żeby moc się na niej podeprzeć.
Jedną rękę zanurzyła we włosach Sasuke i subtelnie je rozczesywała, drugą
posłużyła się, aby ujrzeć zasoby stron. Jej wargi momentalnie zaczęły drżeć, a
z twarzy umknęła wesołość.
- Co tam jest? – spytał rzeczowo Sasuke.
Z
pewnością ciekawość wyjadała go od środka, jednak nie mógł się ruszyć,
zablokowany ciężarem mojego ciała.
- Rysunki Ren’a. Większość z nich przedstawia
mnie – odrzekłam dokładając wszelkich starań, żeby zabrzmieć pewnie. – Chyba
jesteśmy za sobą na tyle długo, że zabroniłeś mi zaglądać do notatnika i budzić
wspomnienia.
Machinalnie
umysł podsunął mi myśli o Satoshi’m. Choć wciąż nie uporałam się z własnymi
pragnieniami, jakaś część mnie nie chciała przyjąć do świadomości, że Ren
mógłby mnie tak perfidnie oszukać. Podczas tańców powiedział mi o swoich
uczuciach. Skoro takowe posiadał, nie mógłby ich nagiąć w taki sposób.
Wiedział, że moje serce konstrukcją przypomina jedynie kruche szkło, które na
chybcika składano już tysiące razy w całość.
- Byłam wtedy głupia – I niewiele brakowało,
żebym i ja oddała się łkaniom. Alter Sakura niechybnie się do tego zbliżała,
kartkując strony, wyjmując z ciemnego zakątka w sercu coraz to więcej
doświadczeń, wspomnień i uczuć.
W
którymś momencie odnalazła szkic, który szczególnie ją rozczulił. Długo
zastanawiałam się jaka praca na tyle ją pochłonęła, bowiem każdy rysunek
zawierał w sobie szczątki emocji towarzyszących przedstawionym tam scenom. Byłam
na tyle zaintrygowana, że niewiele brakowało, a zrezygnowałabym z ciepłoty jaką
zapewniała mi bliskość z Sasuke i ruszyła w stronę bliźniaczki.
Ale
jakimś cudem ta wyniuchała moją obecność tutaj.
- Pamiętasz jak chciałam cię narysować? –
zwróciła się do nieprzytomnego Sasuke. Jej dłoń spełza w tył i tym razem zajęła
się pieszczeniem policzków. – Wtedy myślałam jeszcze, że jesteś niejakim
Iyashi’m Kitsune. Nienawidziłam cię za to kłamstwo i oderwanie mnie od
bliskich, ale im więcej czasu byłam skazana na twoje towarzystwo, tym bardziej
docierało do mnie, że wcale nie jesteś tym na kogo kreuje cię cała Konoha. Na
kogo kreujesz sam siebie…
Tak,
to bezapelacyjnie były moje słowa.
- Obudź się, proszę – szepnęła na zachętę z
uśmiechem. – Nie wiem co mam robić.
Każde
jej słowo podsycało bałagan jaki następował w sumieniu Sasuke. Nie miałam wglądu
na jego twarz, ale instynktownie odczuwałam wyskakujące na jego twarz grymasy,
które w jakiś sposób wiązały się z przekazem alter Sakury. Rozumiałam doskonale
jak samotnie i bezsilnie musiałam się czuć, ale mogłabym przestać kłapać
jadaczką i zacząć rozczulać się w myślach – dla samej siebie.
Racja,
ona nie wiedziała o naszej obecności i z pewnością nawet nie przemknęło jej
przez myśl, że nawiedzają ją właśnie dwa sobowtóry z przeszłości...
- Chyba należą ci się przeprosiny za moją
niedyspozycję… - zaczął Sasuke, jednak zatkałam mu usta dłonią. Och, oczywiście
najpierw klapnęłam go w policzek, bo instynkt mnie zawiódł. Dopiero potem
prędziutko odnalazłam jego wargi.
Zanim
zdecydowałam się wlepić mu kazanie, stwierdziłam, że kontakt wzrokowy jest w
tym przypadku konieczny. Migiem zrezygnowałam z wygodnego oparcia, jakim na ten
czas była jego klatka piersiowa.
- To nie twoja wina, Sasuke. I jeżeli jeszcze
raz zaczniesz mówić to wprost lub rzucać aluzje przestanę być uprzejma i wrócę
do miana „głupka”.
- Sakura, dobrze wiesz, że…
- Gdyby nie ty, Madara odprawiałby na nas
swoje rytuały w tym strasznym, okrągłym pokoju.
Uśmiechnął
się w taki sposób, że na momencik jego zęby zalśniły rozpraszając jaskiniowy
mrok. Przysunęłam się bliżej. Od ponad godziny mogliśmy upajać się własnym
dotykiem i nie troszczyć się o duszności, lecz sposób w jaki dotychczas to
spożytkowaliśmy nie był dla mnie wystarczający.
Bóg
jeden wiedział skąd zaczerpnęłam znienacka tyle brawury, ale bez wahania
przeczesałam bujną, hebanową czuprynę.
Niestety
pewna myśl odwiodła mnie od początkowych zamiarów.
- Sasuke…?
- Hmm? – wymruczał jak w transie. Obserwował
mnie tak przenikliwie, że zaczęłam się obawiać o prywatność własnego
wnętrza.
- Czy to co wyznałeś mi przed moim domem… było
prawdą?
Nie chcę cię
widzieć…
Nie chcę cię
słyszeć…
Nie chcę być z
tobą…
Zdecydowanie
miałam się o co wściekać.
Sasuke
uciekł wzrokiem w kąt i wypuścił z siebie powietrze. Role się odwróciły, teraz
to ja spozierałam go natarczywie, żeby nie przegapić najdrobniejszych
wskazówek, lub wręcz utwierdzeń we własnych podejrzeniach.
- To wszystko… - wydukał, ale natychmiast
zamilkł.
Myślałam,
że nadzieja przepadła, ale gdy ujrzałam jego zatrważający wzrok skierowany na
tyły, nie mogłam się powstrzymać i samoistnie tam zerknęłam.
Po
policzkach mojej bliźniaczki gęsto spływały łzy. Choć wilgoć wynikała z
wszechogarniającej rozpaczy, wyraz twarzy miała pusty i niezrażony. Notatnik w
niewiadomym dla mnie momencie został odłożony na bok.
- Im dłużej śpisz Sasuke, tym więcej mam
czasu, żeby coś wymyślić. Ale ja nie potrafię, rozumiesz? – odezwała się głosem
wypranym z emocji. – Madara powiedział, że tu przyjdzie. Przyjdzie zaraz po tym
jak wybudzisz się z tego amoku i wrócisz do mnie. Przyjdzie po ciebie i po
mnie… Zniszczy nas.
- Że co? – wyrwało nam się jednocześnie z
Sasuke.
Było
mi odrobinę wstyd za zupełny brak współczucia względem alter Sakury, jednak
wiadomość jaką nieumyślne zdradziła była wystarczającym wstrząsem. Spojrzałam z
przestrachem głęboko w czarne oczy.
- Chyba jednak tym razem Zetsu nie pokazał nam
wszystkiego, co miało miejsce po twoich wyczynach z Ritsu.
Sasuke
przełknął ślinę.
- Teraz absolutnie nie jest dobrze – dodałam z naciskiem na jego notorycznie
powtarzaną mantrę.
Właśnie
zmierzam do końca drugiej opowieści, a w trakcie mojego kilkuletniego pobytu w
blogsferze nie pokwapiłam się jeszcze o zorganizowanie konkursu, dlatego
natychmiast postanowiłam to zmienić.
Organizuję
dwie zabawy pod rząd. Rysunkową i literacką. Chyba domyślacie się na jakich
zasadach
.
KONKURS RYSUNKOWY:
(dla
tych, którzy od pisania wolą rysunek)
Ustalam
tylko jedną, żelazną regułę, której musicie się trzymać. Prace mają dotyczyć
opowiadania i postaci w nich występujących – trzymać się realiów świata Ai no
Ibuki. Metoda i pomysł dowolny. Możecie przykładowo narysować scenkę, która
miała miejsce w opowiadaniu, bądź wymyślić własną, w której biorą udział
bohaterowie.
KONKURS LITERACKI:
(dla
tych, który kochają pisać)
Reguła
brzmi podobnie, a mianowicie realia Ai no Ibuki. Należy napisać krótką
jednopartówkę, w której udział będą brali bohaterowie opowiadania. Wymyślona,
zwięzła historyjka. Przykładowo jakiś absurdalny paring, lub dodatkowe
wydarzenie, które miałoby miejsce w Ai no Ibuki. Jeżeli chodzi o objętość
tekstu, nie ma ustalonych ograniczeń, jednak proszę w miarę możliwości nie
pisać tekstów długości moich rozdziałów (xD).
· Nie
można brać udziału w dwóch konkursach jednocześnie.
· Prace
(zeskanowane, lub sfotografowane rysunki i jednopartówki w dowolnym formacie)
proszę o wysłanie na e-mail akemi.chan@op.pl
do 5 sierpnia, jako zwrot
dostaniecie potwierdzenie, że wiadomość do mnie dotarła – czasami zdarzają się
komplikacje.
· W
przypadku jednopartówek proszę o zatytułowanie historyjki.
· W
wiadomości mailowej należy także podać swój blogowy pseudonim.
· Pytania,
propozycje i wątpliwości również proszę wysyłać na wyżej podany adres mailowy.
Nagrody dotyczące obu kategorii
konkursowych:
Szczerze,
nie potrafiłam wymyślić nic konkretnego, dlatego jeszcze raz zaczerpnę waszych
propozycji. Jeśli macie jakieś pomysły na konkursowe nagrody, piszcie w
komentarz. Myślałam nad promowaniem blogów, zrobieniem szablonu, jednym
życzeniem, które spełnię (xD)… Ale wiem, że wasze główki i wyobraźnia pozwolą
wymyślić coś bardziej „awangardowego”. Dlatego też dokładnie zestawienie nagród
poznacie w najbliższym czasie na stronie Facebookowej, lub przy następnym
opublikowanym rozdziale. W każdej kategorii na zwycięstwo mają szansę trzy
osoby – no wiecie, standardowo, jak na podium, ale może to ulec zmianie w
zależności od ilości chętnych.
Yoshi! To chyba wszystko. Jeżeli o
czymś zapomniałam, uświadomcie mnie (xD). I naprawdę zachęcam do wzięcia udziału.
Co do opowiadania… W kolejnym rozdziale nastąpi koniec styczności z przeszłością.
Jeju, wiecie ile miało się wydarzyć w tej notce? Obawiałam się jednak, że
blogspot znów mnie zawiedzie, zatem resztę umieszczę w rozdziale XXXIX.
Dziękuję
za waszą obecność i pozdrawiam!
Kolejna
notka zjawi się szybko, obiecuję.
Długo kazałaś nam czekać na ten rozdział, który naprawdę szybko i miło mi się czytało :) To był bardzo dobry epizod, zresztą jak wszystkie poprzednie.
OdpowiedzUsuńBiedny, kochany Sasuke. Czemu on tak się obwinia? Przecież wszystko, co się wydarzyło nie jest jego winą.
Ciekawi mnie, czemu Zetsu nie pokazał im wszystkiego. Co się wydarzyło? Hm...
Eh...strasznie przepraszam, ale na tym zakończę mój komentarz. Ostatnio, kompletnie nie mam weny do ich pisania ;/
Serdecznie pozdrawiam.
Miliko :)
Szczerze mówiąc nie wiem jak zacząć ten komentarz. Z jednej strony jestem szczęśliwa, że tyle już sięę wydarzyło, zaś z drugiej... to powoli koniec ;( i tak mi się smutno robi, bo przecież tyle przeżyłam(a byłam tylko czytelnikiem) razem z tym opowiadaniem. Tyle emocji, nerwów, troski, nadziei, współczucia. Tyle dygoczących ust z poddenerwowania, kiedy życie Sasuke bądź Sakury wisiało na włosku. Tyle przyspieszonych oddechów, tyle niepewności, strachu... Tyle razy dopingowałam bohaterów jednocześnie pełna obawy o nich. I ma być niedługo koniec? Nie będę płakać, nie będę płakać... (i tak będę xD - nie ma co się oszukiwać )Jednakże jestem szczęśliwa, że było mi dane przeczytać coś tak cudownego, wzruszającego i emocjonującego. Kłaniam się nisko, gdyż takiego talentu jak Ty masz Akemii, można ze świecą szukać. Dziękuję, że się z nami nim dzielisz i możemy przeczytać takie dzieło sztuki ;)
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału, cóż, chętnie sama dopadłabym tego nędznego Madarę! On i te jego gierki... Brr.. Rozszarpałabym. Podły drań z niego. Pomyśleć, że ich życie było jedną wielką grą. Byli tylko pionkami w nędznych szponach Madary. Ale w sumie gdyby nie ta gra, nie połączyło by ich uczucie - miłość. Ale skoro teraźniejszy Sasuke i Sakura żyją to nie może się to źle skończyć (taką mam nadzieję! ;D)
Strasznie żal mi Sasuke, tyle musiał wycierpieć, ale w końcu czego się nie robi w imię miłości. Jednak martwią mnie ostatnie słowa "przeszłej" Sakury... Madara zaś coś kombinuje. Ale coś czuję, że to jednak Sasuke i Sakura pozbędą się z tego świata Madary, choć moje przeczucia czasem mnie zwodzą xD I coś czuję, że stoczy się jeszcze jakaś walka ;D
" Gość, mogący pełnić rolę krasnala w moim ogrodzie ruszył na nas z rykiem" - jakbym czytała o sobie xD taki jest urok bycia niskim xD
Co do konkursu, zgłosiłabym się, ale na razie nie wiem na który się zdecydować xD Jak narysuję coś co mnie usatysfakcjonuje to podeślę, jak nie, to napiszę jednopartówkę xD chociaż nie piszę jakoś "och,ah jest cudownie" ale przecież liczy się zabawa. I na pewno sporo osób się zgłosi. Cóż co do nagród, ostatnio nie jestem zbyt kreatywna, więc nic nie wymyślę, ale jak coś wpadnie mi do głowy, to dam znać ;)
No nic, będę czekać na kolejny rozdział! (i to niecierpliwie xD)
Życzę ogromnej ilości weny i słonecznych wakacji!
Pozdrawiam! ;)
Jejku... tak szczerze to nie wiem co mam napisać. Ponieważ nigdy nie czytała tak świetnego opowiadania.
OdpowiedzUsuńRozdział mnie urzekł. Urzekł mnie tymi wszystkimi emocjami, które znajdują się w notce. Było ich tyle, że w niektórych momentach chciało mi się płakać.
Już nie wspominając o palpitacji serca , która pojawiła się , gdy Sasuke walczył z Madarą , i gdy Sakura stanęła w obronie. O jejku , jejku. Już serce mi szybciej bije na samo wspomnienie.
Co więcej pisać ? Chyba tylko to, że życzę ci dalszej weny i ciepłych, miłych wakacji.
Pozdrawiam i całuję ; * ;3
Jesteś świetna !
Notka jest naprawdę ciekawa. Cuuudowna po prostu. :D Mam nadzieję, że niedługo wszystko się wyjaśni, a ten cały Ren pójdzie gdzieś sobie... nie wiem gdzie. No i przydałoby się Itasiowi kogoś znaleźć. Pozdrowienia i całuski z mojej strony. :*
OdpowiedzUsuńZapowietrzyłam się...
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz, do jakiego doprowadzasz mnie stanu. Przez ostatnie kilka dni modliłam się o kolejny rozdział. Dziś późnym wieczorem weszłam na bloga z myślą "Błagam, żeby go NIE dodała". Dlaczego? Bardzo boli mnie oko i właściwie nie mogę nim patrzeć... a Ty jak na złość postawiłaś mnie pod ścianą. Widzę kolejny rozdział... więc chrzanić oko. Zasłaniam dłonią i czytam na jedno ^^
Jakoś to przeżyję. Ilość emocji włożonych w ten rozdział wlał mi się w serduszko ciurkiem. Potrafisz stworzyć niepowtarzalną i nieco szaloną atmosferę. Znajdujesz idealne momenty na urwanie rozdziału... takie, że przygryzam kosmyki włosów ze zdenerwowania.
Jeden błąd znalazłam. Madara stwierdził, że Sasuke "Odurzył się" w Sakurze. Mogę się mylić, ale chyba powinno być "Zadurzył". Jeśli nie mam racji, pokutę odprawię ;)
Jednak to był jedyny moment, który wybił mnie z rytmu.
Rozdział... cudowny. Żałuję, że niedługo kończysz, a z drugiej strony się cieszę, bo wreszcie poznam zakończenie.
Pozdrawiam i życzę weny ^^
Patka
Jejku, rozdział jak zwykle cudowny :)
OdpowiedzUsuńNie wiem, jak to jest, ale gdy czekam na rozdział u Ciebie, to zawsze wydaje mi się, że od ostatniego minęło strasznie dużo czasu. A Ty przecież nie dość, że piszesz takie długie części, to na dodatek dodajesz je stosunkowo szybko. Ja się chyba na starość robię za bardzo niecierpliwa. xD
OdpowiedzUsuńAle dość ględzenia o tym, jak wchodziłam po kilka razy dziennie z nadzieją, że się coś pojawi. Nareszcie wpadłam w swój normalny rytm komentowania i komentuję na świeżo! Jestem z siebie dumna, bo w ostatnich dniach napadł mnie taki leń, że nie mam w ogóle do tego głowy. Nie raz na różnych blogach chciałam coś skomentować i zaraz łapałam się na tym, że nie wiem, jak zacząć, co właściwie chciałabym napisać - jednym słowem tą ilością wolnego wybiłam się z rytmu. Ale powoli do niego wracam, a dowodem jest na to ten oto komentarz, który już dawno powinien opisywań rozdział, nie moje marne życie...
Teraz już jednak zabieram się za właściwą część swojej opinii, bo naprawdę jest co komentować. Czytałam oczywiście z wypiekami na twarzy i tak jakoś od razu odczułam, że za szybko mi to leci. A ta część chyba była rzeczywiście krótsza. Ale co tam, była genialna i pocieszył mnie fakt, że następna będzie szybciej. Zresztą ważna jest treść... A ta mi wynagrodziła wszystko. ^^
Ja po prostu nie mogę się nie rozpływać nad Sasuke - jest przywiązany do Sakury, co widać, słychać i chyba czuć też (zarówno ten z przeszłości, jak i teraźniejszy), troszczy się o nią, opiekuje, osłania, robi wszystko, żeby nikt jej nie skrzywił i ciągle jest przy tym taki odważny, rycerski i taki boski. xD Postawił się Madarze, a to już znaczy wiele. A już w ogóle te przemyślenia nad Satoshim... Naprawdę mam gwiazdy w oczach. xD Sakura sprzed amnezji widać, że okręciła sobie Sasuke wokół palca. Uchiha dla niej całkiem zrezygnował z zemsty, a to też jest wyczyn z jej strony. Po samej Sakurze zaś widać ogromną przemianę po tym, jak została matką. Jest na pewno mniej zacięta, nie tak odważna, chyba trochę zdziecinniała, ale przy tych wszystkich komplikacjach jedno się nie zmieniło: jej miłość do Sasuke. Bardzo podobało mi się, jak przyjęła na siebie cios przeznaczony dla ukochanego i tak go broniła - jak lwica!
Akcja w jaskini podobała mi się najbardziej. Lubię taki 'rozbitkowe' klimaty. No a tam też chyba rozgrywają się obecnie najważniejsze wydarzenia. Bo, oj, nasi bohaterowie naprawdę mogą mieć kłopoty. Co tam się stało? Mam ochotę rozszarpać Zestu za ten niepełny obraz sytuacji.
Jeśli chodzi o konkurs, to ja nie mam chyba głowy do takich rzeczy, ale ewentualnie zastanowię się nad rysunkiem, i może jakiś pomysł wpadnie mi do głowy. :)
Pozdrawiam serdecznie.
Strasznie długo ciągnie sie ich podróż w przeszłości :( ten rozdził jest strasznie naciagany
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle mi się podobał;) Ta ich podróż w czasie jest świetnym, oryginalnym pomysłem:) Rozdział choć długi to czytało się szybko i przyjemnie;) Już nie mogę się doczekać kolejnej części.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam;)
witaj
OdpowiedzUsuńszczerze mówiąc, to jest to kolejny rozdział, którego nie wiem jak skomentować i nie mam w ogóle pretensji o czas jaki musiałaś na niego poświęcić.
oczywiście posiada swoje mocne i słabe strony (chociaż sama nie widzę tutaj nic, co nie grałoby ze sobą i nie pasowało do całości opowiadania xD), ale nie widzę powodu, dla którego miałabym mówić, że jest zły.
przepraszam, trochę zagmatwałam tą wypowiedź, jednak nie mam zielonego pojęcia, jak powiedzieć, że wygląda jak każdy rozdział, w którym trzeba umieścić retrospekcję( tak to się nazywa? xD naprawdę nie jestem dobra z polskiego i zawsze to powtarzam xD).
jest w pewnym stopniu romantyczny, w pewnym zaskakujący, czasem wręcz porywający xD tak jak każdy, który wyszedł spod twojej ręki xD
ale przyznam się szczerze, że pewnie tak samo jak ty, nie mogę doczekać się momentu powrotu do realnego czasu wydarzeń, bo ta technika powrotu w przeszłość już troszkę nuży, tym bardziej przy końcu wydarzeń nieznanych..
ach! jeszcze jeden wątek chciałam poruszyć.rozdział czytałam 16-go. obecnie jest 19-ty, a w bocznej kolumnie jest napisane już 50%... o_O jak ty to zrobiłaś ;p xD. wena powraca po odbudowie ciała i umysłu po roku szkolnym xD. gratulacje. mam nadzieję, że jest w szczytowej formie bo nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału xD
pozdrawiam i całuję xD
Witaj.
OdpowiedzUsuńOceniająca Nersi, która miała zająć się Twoim blogiem, odeszła z Fair Gaola. W związku z tym powinnam poprosić Cię o wybranie innej oceniającej. Problem jednak polega na tym, że żadna z oceniających nie specjalizuje się w ff mangi/anime. Istnieje jednak inna możliwość - ogólnie rzecz biorąc nie oceniam żadnych farfocli, ale kilkakrotnie miałam okazję oceniać blogi z opowiadaniami na podstawie Naruto (kiedyś wyrywkowo oglądałam). Jeżeli blog nie jest ściśle związany z kanonem, mogę przyjąć go pod swoje skrzydła, a nawet jeśli jest - postaram się jak najlepiej przygotować do oceny.
Proszę o odpowiedź pod najnowszym postem, czy wyrażasz chęć przeniesienia się do mojej kolejki. W innym razie - możesz zrezygnować z oceny lub pozostać w wolnej kolejce (być może kiedyś dołączy do nas osoba specjalizująca się w m&a).
Pozdrawiam serdecznie i przepraszam za utrudnienia,
Idariale [fair-gaol]
Wow, wow, wow, zastopuj, człowieku! Chcesz, żebym umarła na zawał? Za dużo emocji, za dużo jak na mój mały, skromny, delikatny móżdżek. Przerobiłaś mój mózg na mięso przerzucone przez maszynkę. Szacunek, koleżanko.
OdpowiedzUsuńDo rzeczy.
Rozdział boski. Podobnie jak Patce, nie zaskoczył mi Madara z odurzeniem - jak już "odurzyłeś się Sakurą" choć wariant z zadurzeniem moim zdaniem bardziej pasuje.
Jak możesz! Dopiero w następnym rozdziale? To jakieś istne katusze! Nieładnie, Akemi, nieładnie...
Sasuke... cóż... nieźle mnie zaskoczył, pozytywnie rzecz jasna :) Czekam na dalsze jego wyznania.
Pozdrawiam.
Lisiak
P.S.
Fragment o przerabianiu mózgu na mięso przerzucone przez maszynkę jest jak najbardziej pozytywny ;)
Ahh, jak miło czytać Twoje rozdziały w przeriwe w pracy, można wygodnie usiąść na zakurzonym fotelu i pijąc kawę zatopić się w Twoich wymyslach.... Bardzo ładnych, zresztą.
OdpowiedzUsuńHah, chciałabym wziąć udział w tym konkursie, ale cóż, rad nie wola, robota jest i nie mam wolnego czasu.
a rozdział? Rozdział cholernie mi się podobał. Ale zirytowalas mnie tym zakończeniem. Bo jak zawsze musisz rozbudzić nasza ciekawość, a później w perfidny spodob przerwać notke...
przepraszam za błędy, jestem na telefonie :)
pozdrawiam
Przepraszam, że tyle mnie nie było, ale niedawno wróciłam z bardzo długich wakacji na Ukrainie bez prądu, czyli internetu również.
OdpowiedzUsuńAż mnie zatkało i nie wiem, co mam powiedzieć.
Jedyne na co mnie stać, to przejście do kolejnej notki i wymyślenie czegoś bardziej konstruktywnego dopiero wtedy.