„Co
skraca mi czas? – Działanie!
Co
wydłuża go niemiłosiernie? – Bezczynność!”
Johann
Wolfgang Goethe
Z
dedykacją dla Senseless:
Sakura
wyprostowała się jak świeca, z wysoko uniesioną brodą. Ponieważ była amatorką w
kwestiach aktorzenia, od razu poznałem, że coś było nie tak. Itachi natomiast
dopiero po kilku sekundach zdjął dłoń z jej pleców i gestem nakazał mi zamknąć
drzwi.
Wykonałem
jego prośbę, a moja duma siedziała cicho w zakamarkach osobowości. Teraz
liczyło się tylko i wyłącznie otrzymanie racjonalnego i natychmiastowego
wyjaśnienia. W takim przypadku byłbym zdolny nawet wycałować jego stopy za
choćby niewiele znaczącą wskazówkę.
-
Lepiej usiądźcie. To rozmowa na dłużej – polecił. Niecierpliwie wykonałem jego
polecenie i opadłem na sofę. Kątem oka zauważyłem małego Satoshi’ego, którego
pogrążył sen. Sakura klapnęła obok mnie, dygocząc. Nic nie rozumiałem. –
Zacznijmy od tego, że ja sam nie umiem znaleźć logicznego wytłumaczenia na to
co się wydarzyło. Tylko jedno jej jasne; ktoś bardzo nie lubi waszej dwójki.
-
To żart? – Sakura zgromiła go lodowatym spojrzeniem. – Dlaczego, gdy tylko
Sasuke wyszedł znowu dopadła mnie choroba? Jak to możliwie?
-
To nie był przypadek.
-
Czekajcie! – znów za dużo informacji! Wystawiłem dłonie przed siebie i
spuściłem wzrok. Musiałem przeanalizować pewne fakty. W przeciągu paru chwil
odkryłem coś nieprawdopodobnego. – Znowu się dusiłaś, kiedy poszedłem?
Przytaknęła.
-
Jesteście jakimiś magikami, czy co? A może to właśnie dlatego zbywałeś mnie
wiecznie z tymi wampirami! Sam nim jesteś…
-
Sakura, nie przesadzaj. To, co mówisz to absurd. Tu nie ma żadnych wampirów, to
czysta technika Ninja.
Oczy
moje i Haruno otworzyły się bardzo szeroko.
-
Czyli… - Sakura nieprzekonana zmarszczyła czoło. – Gdy Sasuke nie ma w pobliżu
to… duszę się – wybuchła nerwowym śmiechem. – Cha, cha! To chyba jakieś żarty!
Razem z Naruto postanowiliście nas wkręcić?
A
wydawałoby się, że to będzie kolejny melancholijny dzionek. Taka niespodzianka
przekroczyła moje wszelkie oczekiwania, ale gdy w milczeniu zagłębiłem się w
temat; Itachi rzeczywiście dziwnie zareagował, kiedy wyznałem mu, że ani razu
nie widziałem Sakury podczas rzekomych duszności… i to jego zachowanie…
-
To nie są żadne żarty! – ton Itachi’ego był nad wyraz surowy. – Nawet nie macie
pojęcia jak pokręcona jest ta sytuacja! Użycie Kyori to jedno, ale powody i
sprawcy to to, co jest najistotniejsze.
-
Kyori? – nie dopuszczałem do siebie myśli, że ten scenariusz jest prawdą.
Wierzyłem raczej w jakieś błahe nieporozumienie.
Mój
brat sprawiał wrażenie podłamanego. Zaszczycił nas przeciągłym westchnięciem i
przeszedł krótki odcinek drogi, gładząc własną brodę.
-
Tankyori no Jutsu. Dosłownie raz w życiu słyszałem tą nazwę. Ta technika wyszła
z użycia wieki temu. Sakura… - nachylił się nad nią i wręcz atakował
spojrzeniem. – Ty nie jesteś chora. Nigdy nie byłaś. Ty i Sasuke padliście
ofiarą zakazanej techniki, którą prawdopodobnie wykonał złodziej zwoju.
Haruno
wstała tak gwałtownie, że Itachi omal się nie wywrócił. Uratował go stół, gdzie
od kilku dni leżała jego niedopita kawa. Teraz odrobina cieczy rozlała się po
stole.
-
Pieprzysz! – ryknęła.
Momentalnie
się wyprostowałem i przytrzymałem jej nadgarstek.
-
Uspokój się i daj wyjaśnić. Czy ty na wszystko musisz reagować tak pochopnie?
-
A czy ty słyszysz jakie absurdalne rzeczy wygaduje twój brat? Że niby co? Ja i
ty jesteśmy złączeni jakąś pieprzoną techniką i teraz, gdy ciebie nie ma w
pobliżu ja… ja się duszę? Um wybaczcie, ale ja tego nie kupuję.
OK.
Teoria Itachi’ego rzeczywiście brzmiała bardzo, ale to bardzo nieskładnie.
Brakowało tu sensu, dlatego czekałem niecierpliwie na jakieś rozwinięcie
wypowiedzi.
Łypnąłem
na Sakurę. Przez chwilę spoglądaliśmy na siebie w milczeniu. Soczysta zieleń
tęczówek iskrzyła płomieniami gniewu i roztargnienia. Była tak samo skołowana
jak ja.
-
Mi też wydaję się to bez sensu, jasne? – przyznałem. – Ale spróbujmy wysłuchać
go do końca, a nie odstawiać sceny. Sami ocenimy czy to tylko głupie
przypuszczenia, czy… - słowo „prawda” nie potrafiło przejść przez moje usta. Ta
opcja była niemożliwa.
-
Sasuke ma rację – poparł mnie brat. W tym czasie zdążył już okrążyć stół i
stanąć na środku salonu. – Musicie mnie wysłuchać. Przeszukałem mnóstwo ksiąg i
zwoi należących do klanu Uchiha. Byłem w bibliotece. Ten tydzień przeznaczyłem
na poszukiwania. Bo widzicie… już w momencie, kiedy usłyszałem, że Sakura ma
problemy z oddychaniem, a w rzeczywistości wszystko z nią w porządku, zaczynałem
nabierać podejrzeń. Sakura. Musisz przyznać, że zaczęłaś się dusić zaraz po
przyjęciu, prawda?
-
No tak – powiedziała cichuteńko. Przez chwilę zrobiło mi się jej żal. Wyglądała
na naprawdę zmęczoną. Cieszyła się, że mój brat odkrył powody, ale z drugiej
strony nie chciała ich zaakceptować.
Itachi
nabrał powietrza.
-
Pozwólcie, że na początek wyjaśnię wam czym jest Tankyori no Jutsu, zwane
potocznie Kyori.
-
Usiądźmy – zwróciłem się szeptem do Sakury i już miałem ją prowadzić w kierunku
sofy, kiedy momentalnie wyrwała rękę z mojego uścisku.
-
Wolę stać.
Mogłem
się tylko na nią gapić. Bladego pojęcia nie miałem co robić w sytuacjach, kiedy
kobieta jest w takim stanie. Po prostu wróciłem na poprzednie miejsce i w
jednej chwili, idealnie zsynchronizowani, spojrzeliśmy na Itachi’ego.
Kolejne
westchnięcie.
-
Nasz ojciec mi o tym opowiadał. Zwięźle i krótko, ale zapamiętałem tą jedną
kwestie o problemach z oddychaniem przy zdrowych płucach. Wydawało mi się to
wówczas dziwne, cała ta technika była chora i niespójna, dlatego nie prosiłem o
dokładniejsze tłumaczenie. Dopiero w Konohańskiej bibliotece czegoś się
dowiedziałem, ale nie jest to wystarczająca wiedza.
-
Wystarczająca wiedza na co? – Sakura wykorzystała moment, w którym Itachi
nabierał powietrza i wstrzymała oddech.
-
Na zlikwidowanie tej techniki, rzecz jasna. Sasuke, nasi pradziadkowie również
padli jej ofiarami. Ale w tamtych czasach… nie inaczej. Ech. Po prostu Kyori
służyło kiedyś do parowania ludzi.
Zanim
zgoła pojąłem fakty, mój brat zdążył ponownie się odezwać:
-
Jak sami wiecie dawniej klan Uchiha był elitą. Było też wiele innych klanów, a
ich członkowie pilnowali, aby następni potomkowie byli
dziećmi „dobrej krwi”. Zazwyczaj parowano Uchihów z innymi potężnymi
klanami. Naturalnie znaleźli się buntownicy, którzy zakochiwali się w zwykłych
mieszkańcach wioski, nie należących do elity. Na początku Kyori używano tylko w
niektórych przypadkach, ale potem technika stała się popularniejsza. Osoba,
która się buntowała została wbrew własnej woli parowana z kimś, kogo nie
pragnęła. Była od niej uzależniona. Podobnie jak Sakura dusiła się, gdy nie
było jej w pobliżu. Ich życie było mocno ograniczone, ale pobierali się i
zakładali rodziny. Dopiero po długich latach cofano technikę, kiedy było już
pewne, że nic złego się nie wydarzy, a kolejni potomkowie zawitali na świecie.
-
Ale jeśli na mnie i na Sasuke miałaby zostać ona użyta… to w jakim celu? Nie
jestem z żadnego klanu i…
-
To było dawniej. Teraz władza się zmieniła i nie ma tak dużego nacisku na
pochodzenie. Myślę, że w tym wypadku chodziło o zwyczajnie utrudnienia. Sakura…
Opowiadałaś mi, że Sasuke przerwał twoją rozmowę z Ninją, który napadł cię na
przyjęciu. Może wiedział kim jest Sasuke? Może nie spodobało mu się, że
prawdopodobnie przez niego cała jego misja została opóźniona? Skoro był taki
szybki…
***
To
był jakiś koszmar. Jutsu, parowanie… wszystko brzmiało jak wyjęte z jakieś
starej legendy. Ale Itachi był śmiertelnie poważny, wyrażał się jakby z całą
pewnością żywił przekonanie do tej teorii, choć jakaś część jego nie do końca
chciała w to uwierzyć.
W
głowie miałam pustkę. Kilka minut temu snułam tysiące hipotez, a teraz nagle z
tego zrezygnowałam. Wszystko było już wystarczająco zagmatwane. No i jeszcze
wzrok Sasuke. Czułam jak raz za razem ukradkiem na mnie spogląda. Ja nie miałam
tyle odwagi. Wbiłam wzrok w ziemię. Nawet nie wiedziałam o co powinnam się
zapytać, czego pragnęłabym się dowiedzieć. Kompletny harmider w moim umyśle.
Poddałam
swoje skronie krótkim masażom. Niechybnie zbliżałam się do płaczu, ale
usiłowałam z tym walczyć.
-
Jak dokładnie działa to Jutsu, skoro twierdzisz, że zostało na nas użyte? –
Sasuke naraz nabrał więcej ostrości. Widocznie również nie dopuszczał do siebie
tej informacji.
-
Jedna osoba zawsze ma gorzej. W tym przypadku padło na Sakurę. Sami możecie się
domyśleć, że gdy Sasuke nie ma w pobliżu, Sakura ma trudności z oddychaniem. Z
książek wyczytałem wiele intrygujących rzeczy na ten temat. I wytłumaczenie
jest proste. Wiem też dlaczego nie czujesz jej chakry.
Ze
strachu nie byłam zdolna się poruszyć. Sasuke nie czuje mojej chakry? Myślałam,
że się przesłyszałam, bo jego jest dla mnie wyraźnie odczuwalna. Z bezradności
zakryłam twarz rękoma.
-
Kiedy mi to powiedziałeś byłem już pewien. Nie odczuwasz chakry Sakury,
ponieważ… masz ją w sobie. Jest częścią ciebie i twój organizm nie odczytuje
jej jako obcej…
-
Itachi! – Sasuke zrobił krok przed siebie i zazgrzytał zębami. Stałam
osłupiała, tym bardziej nie zdolna do wykrztuszenia czegokolwiek.
-
To nie moja wina, że zostaliście ofiarami! Wszystko na to wskazuje! Masz w
sobie odrobinę chakry Sakury. Czy to nie jest idealne wytłumaczenie? Nie
wypierajcie się. Dla mnie jest to tak samo niemożliwe. Ta technika od wielu lat
jest zakazana! Nie rozumiem jak do cholery ten Ninja jej użył skoro po
przyjęciu nie miał jeszcze zwoju!
-
Właśnie, to niemożliwe – powiedział Sasuke, choć nie był już tak pewien swoich
słów. Zerknął na mnie z wyrzutami. – Sakura…
Diabli
wiedzą, kiedy ukryłam twarz w dłoniach. Ostatkami sił tamowałam łzy. To dzięki
obecności Sasuke. Nie pokażę mu swoich słabości. Nie jestem już tą Sakurą,
którą znał wcześniej!
Ale
jestem pod wpływem jakiegoś chorego Jutsu.
Kyori…
-
Wszystko dobrze? – w tle słyszałam Itachi’ego.
-
A czy wygląda jakby wszystko było z nią dobrze?!
-
Sasuke, rozumiem, że to jest szok, ale wszystko się zgadza. Gdy cię nie ma,
Sakura zaczyna się dusić. Dzieje się tak, ponieważ jej chakra wyczuwa, że ta
odrobina, która jest zamknięta w tobie jest daleko i próbuje się do niej
zbliżyć. Tyle, że chakra ot tak nie może opuścić właściciela. Tworzy wtedy coś
na podobieństwo bariery i…
-
Nie! – zakryłam uszy. – Nie chcę tego dłużej słuchać! Jestem chora. C h o r a!
Sasuke
w ostatniej chwili ścisnął mój nadgarstek i przyciągnął do siebie. Uderzyłam
czołem w jego tors i w innych okolicznościach zapewne zarumieniłabym się po
uszy… Teraz było mi obojętne jak blisko niego się znajduję…
-
Nigdzie nie idziesz. Musimy to wyjaśnić… - powiedział surowo i odwrócił się za
siebie. – Itachi! Czy jest jakiś sposób, aby to potwierdzić?
-
Znak – oświadczył pośpiesznie.
-
Jaki znak do diabła?
-
W książkach czytałem, że osoby pod wpływem techniki zostają oznakowane. To
podobno drobne, czarne elementy.
-
Tatuaż?
-
Nie wiem jak to wygląda. Najgorsze jest to, że nie wiadomo w jakiej chwili ten
Ninja was zaatakował. Nie wiadomo jak można odwrócić technikę, ani jak ją
wykonać…
Sasuke
zwrócił się z powrotem w moją stronę. Sterczałam przed nim, zagapiona w jego
klatkę piersiową.
-
Domyślasz się, gdzie może być ten znak?
Pokręciłam
głową.
Sasuke
z bezsilności zwinął ręce w pięści i mogłam tylko wyobrazić sobie jak potężny
ból wstrząsnął jego ciałem.
Chwila
namysłu.
Rzeczywiście…
Przy Sasuke zawsze czułam się dobrze, nawet lepiej niż zazwyczaj. Nie czułam
duszności, ani tępego bólu w płucach. Po prostu…
-
Sakura! Sasuke! Przypomnijcie sobie! Może coś wam dokuczało, jakieś miejsce na
ciele… może swędziało, lub w jakiś inny sposób dawało o sobie znać.
-
Ja naprawdę… - zaczęłam pośpieszne, ale równie szybko zrobiłam pauzę. Oczy
Sasuke zrobiły się nagle wielkie niczym spodki i sekundę później wyrósł tuż za
mną. – Sasuke…
-
To może być to – cichy pomruk.
-
Co? – pytamy chórem z Itachi’m.
Poczułam
jego dotyk na szyi. Ciepły i delikatny. Gdyby nie panujące we mnie napięcie,
być może znowu poddałabym się słodkiemu odurzeniu. Ale teraz… trwałam w
bezruchu nie chcąc choćby w najmniejszym stopniu zrujnować jego koncentracji.
Odrzucił moje włosy w przód.
-
Podejdź tu – zwrócił się do brata trybem rozkazującym. – Ostatnio Sakura co
chwila chwytała się za potylicę. Kilka razy zdarzyło się jej to przy mnie.
Ach
no tak, on ma rację.
-
Zgadza się – przyznał Itachi i wyglądał trochę tak, jakby miał poczucie winy. –
Szczwany lis z tego Ninja. Wybrał sobie idealne miejsce.
-
Ej, zaraz! To jednak coś tam jest? – spytałam się.
-
Mała czarna kropka. Więcej nie jestem w stanie zobaczyć przez twoje włosy –
odpowiedział Sasuke.
No,
nie. I oni tak bezceremonialnie grzebali mi w włosach, podczas gdy hipoteza
Itachi’ego stopniowo odnajdywała swoje spełnienie? Coś niepozornego
przeistoczyło się w istną katastrofę. Gwałtownie odwróciłam się przodem do nich
i obrzuciłam surowym spojrzeniem. Byłam w rozsypce. Moja głowa była jednym,
olbrzymim bałaganem.
-
I co? – Ino byłaby zadowolona z mojego prychnięcia. – To wszystko? Okazało się,
że jesteśmy pod wpływem jakiegoś Jutsu i tyle?
-
Oczywiście, że nie. Jutro musimy zrobić testy. Trzeba się dowiedzieć po jakim
dystansie zaczynasz odczuwać duszności. Naturalnie misja Sasuke musi zostać
odwołana i przydzielona komuś innemu. Może ANBU uda się odnaleźć tego Ninja. W
każdym razie teraz odzyskanie zwoju jest przymusem. Tam dowiemy się jak
odwrócić działanie Kyori. Naruto jutro ma przeszukać wszystkie raporty i spisać
potencjalnych podejrzanych.
Nie
mogłam uwierzyć! Jak głos Itachi’ego mógł być taki lekki? Jak mógł przerzucić
się na swój beztroski styl bycia w obliczu takiej sytuacji?
-
Szczęście w nieszczęściu, że mieszkamy blisko siebie. Przynajmniej w domu
jesteś wolna od działania tej techniki.
-
Chcę dowodów! – ryknęłam w oczekiwaniu na zadowalającą odpowiedź. – Dlaczego na
początku dusiłam się rano i wieczorem, a w szpitalu jedną noc miałam
przekichaną, drugą było znośnie i… Cha, cha! Mam was! Kiedyś w szpitalu zdjęłam
maskę i wszystko było w porządku! Sasuke nie był wtedy obecny…
Ok,
być może miałam lekkie paranoje, ale tego było dla mnie za wiele. Tłumaczenia
Itachi’ego już po pierwszym zdaniu przerosły mój umysł.
-
Czy to przypadkiem nie był dzień później po spotkaniu czarn…ekchm, to znaczy
Ren’a w szpitalu? – widziałam po minie Sasuke, że oczekiwał zaprzeczenia.
Niestety….
-
Tak, było.
-
A więc wyjaśnione! – starszy Uchiha znów stał się kłębkiem nerwów i zaczął
nerwowo krążyć po pokoju. – Sasuke rano i wieczorem chodzi na treningi, dlatego
się dusiłaś. W szpitalu byłaś bardzo oddalona od naszego domu, dlatego
duszności nie ustępowały. Tego dnia, Sasuke i ja byliśmy w szpitalu na holu,
czekając na godzinę odwiedzin. Był blisko ciebie, dlatego na chwilę przestałaś
odczuwać duszności…
Od
początku drażnił mnie styl bycia Sasuke. Ten taki opanowany i napełniony
pewnością. Nie chciałam być gorsza. Od dłuższego czasu usiłowałam mu pokazać,
że nie jestem starą, płaczliwą Sakurą, która czeka na jego ratunek! Ale teraz
naprawdę nic nie było w stanie mnie powstrzymać. W ułamku sekundy odepchnęłam
od siebie poprzednie myśli, miałam dość. Słowa „duszności” i „Jutsu” były zbyt
często używane. Brak mi cierpliwości. Pod tym względem nie mogłam równać się z
Sasuke.
Dlatego
też, czując nagromadzone łzy, zacisnęłam oczy i z niezrozumiałym bełkotem
(wpływ Satoshi’ego na mnie powoli zaczyna być widoczny) minęłam braci.
Dosłownie połykałam kolejne metry. Nie dbałam o nic. Otworzyłam drzwi i wyszłam
na zewnątrz, gdzie deszcz walił we mnie ze zdwojoną siłą, a niebo było tak
ciemnie, jak podczas późnej nocy.
-
Sakura! – głos Sasuke był jak dźwięk trąbki przystawionej do ucha. Zatrzasnęłam
z impetem drzwi, które równie szybko z powrotem się uchyliły. Dobiegły mnie
stanowcze kroki. Itachi szumiał w tle; nadal coś terkotał, ale pozostał w domu.
-
Ja tego nie akceptuję! – maszerowałam jak w amoku. Ślepa na wszystko. Sasuke
jednak szybko mnie dogonił i obrócił w swoją stronę.
Krople
deszczu spływały po jego twarzy. Wyglądał przepięknie w takiej odsłonie. W
jednej chwili zalała mnie potężna fala ciepła.
-
Sakura, posłuchaj mnie! – zatrząsnął moimi ramionami. – Nie jesteś jedyną
poszkodowaną. Dla twojej wiadomości ja też siedzę w tym bagnie i tak samo jak
ty nie mam pojęcia jak do tego doszło ani kiedy to się stało!
-
Ale to bezsensu! Co ze znakiem?!
-
O czym ty mówisz? – zdziwił się.
-
Nie pamiętasz? Przecież pierwszy raz poczułam ból, kiedy byliśmy razem na
balkonie! Wtedy nie spotkałam jeszcze tego Ninja.
Zwęził
oczy, zerkając na mnie podejrzliwie. Był tak blisko. Ku memu zdziwieniu tym
razem, nawet będąc w rozsypce, poczułam jak rumienię się na policzkach, a
ciepło opatula moje serce. Staliśmy na środku uliczki.
W
końcu Sasuke odzywa się:
-
Co nie oznacza, że wtedy go tam nie było! Jest jeszcze wiele do wyjaśnienia!
O
nie! Pisnęłam przestraszona, kiedy łza potoczyła się po moim policzku. Miałam
czystą chęć odskoczyć w tył, ale Sasuke mocno mnie trzymał. Pośpiesznie
wytarłam ją wierzchem dłoni.
-
Przepraszam… Ja po prostu…
Ale
jego reakcja nie była taka, jakiej oczekiwałam.
-
Nie płacz, Sakura – zrobiło mi się ciepło w okolicy serca, kiedy słuchałam jego
pięknego, mocnego i aksamitnego głosu. Położył dłoń na mojej głowie i
delikatnie pogładził. Wzdrygnęłam się. – To wszystko jest bezsensu, ale
przysięgam ci, że odkryję kto i dlaczego nam to zrobił. Musiał mieć w tym jakiś
powód. Naruto szuka podejrzanych, ja…
-
Co zrobisz? Jesteś uwięziony w wiosce z mojego powodu – przerwałam mu ostro.
Choć zachowanie Sasuke, rodem z innej ligi wprawiło mnie w trans, nie odebrało
resztek rozsądku.
Podekscytowana,
bez tchu, położyłam dłonie na jego torsie. Pociągnęłam nosem.
-
Wiem jak bardzo zależało ci na przyłączeniu się do ANBU. Przepraszam cię…
Sasuke
pochylił się i teraz nasze oczy znajdowały się na tej samej wysokości.
-
Jesteśmy ofiarami jakiegoś Jutsu służącego do parowania ludzi, a ty
przepraszasz mnie za to, że nie mogę wyruszyć na misję? – cień uśmiechu
przeleciał po jego twarzy. Odgarnął kosmyk moich włosów, który przykleił się do
czoła. – Daj spokój, dobra? Póki co postępujmy według wskazówek mojego brata i
Naruto. Oni na pewno będą w stanie jakoś nam pomóc.
-
Skoro tak mówisz – bąknęłam niczym nadąsane dziecko.
-
No już, weź się w garść – otarł z policzka moje łzy i naraz się odsunął. Chyba
jego samego zadziwiło to zachowanie. – Wracajmy. W domu jest przecież Satoshi.
Przez
suchość w ustach, kiwnęłam głową.
***
-
Yo, Sasuke. Jak się trzymasz? – Kilka dni później Naruto dosiadł się do mojego
stolika, a w ręku trzymał krwiście czerwone pudełko. W milczeniu przyglądałem
się jak je otwiera, wyciągając potwornie wielką kanapkę. – Posłuchaj, chciałem
z tobą porozmawiać. Itachi mówił mi, że tu jesteś.
-
O co chodzi? – zapytałem mechanicznie.
Uzumaki
zacząwszy przeżuwać kanapkę, toczył po mnie podejrzliwym wzrokiem.
-
Przeglądałem raporty. Znalazłem kilka ciekawych rzeczy, ale więcej powiem ci
jak znajdziemy Sakure. Właściwie, gdzie ona jest?
-
Zawsze blisko mnie – parsknąłem ponurym śmichem i naraz rękawy mojej bluzy
stały się niezwykle interesujące. Miętoliłem je palcami, które były w ciągłym
ruchu.
-
Czyli gdzie dokładnie?
-
W środku – wysunąłem przed siebie palec wskazujący. Sakura Haruno i Sasuke
Uchiha od wczorajszej nocy żyli w ograniczeniu. Dla mnie cała ta sytuacja była
mocno pokręcona. Gdziekolwiek chcieliśmy się udać, musieliśmy się wzajemnie
informować, tak, aby druga osoba była w pobliżu. Podczas treningów, Sakura
zabierała Satosi’ego, Ino i Hinate na spacery okolicami blisko pola
treningowego. W południe Haruno zastukała w nasze drzwi, a przemawiała przez
nią czysta chęć spotkania się z przyjaciółką. Teraz one dwie były w barze z
dzieckiem, a mi wystarczył stolik na zewnątrz. Konwersacja była opleciona
jakimiś wyniosłymi słowami.
Prędko
jednak pojąłem, dlaczego Sakura tak nagle zachciała spotkać się z Yamanaką.
-
Pozwoliłem Sakurze-chan wtajemniczyć we wszystko Ino – Naruto przechylił się
bliżej, rozglądając na boki. Tak jakby słowo „wtajemniczyć” przyciągało do nas
krążących obok klientów baru.
Zrobiłem
wielkie oczy.
-
Ino? Do reszty odebrało ci rozum? Przecież wiadomość o Jutsu rozniesie się po
wiosce z prędkością światła…
-
Być może – wzruszył ramionami. – Ale weź pod uwagę stan Sakury. Nadal nie
pogodziła się z tym wszystkim.
-
Nie tylko ona – bąknąłem, wkładając do ust odrobinę ryżu. – Ja też nic z tego
nie rozumiem, a już w szczególności powodów tego Ninja. Ta cała jego akcja
pozbawiona jest sensu.
Na
zwrot: „Ta cała jego akcja pozbawiona jest sensu!”, Naruto zmarszczył czoło i
spojrzał na mnie jak gdybym to ja był winien całej tej katastrofie. Znów
sprawiał wrażenie wiedzącego więcej ode mnie. Nienawidziłem tego! Świadomość,
że taki młotek posiada więcej informacji (nie! miałem gdzieś, że jest Hokage)
doprowadzała mnie do paranoi.
Rozzłoszczony
patrzyłem jak plądruje kieszeń płaszcza i wyciąga kartkę o barwię wyblakłej
żółci. Chwilę potem ów przedmiot z szelestem wylądował na stole.
-
Co to jest?
-
Dzieło Itachi’ego – oznajmił, a ja wiedziony ciekawością chwyciłem kartkę i
zacząłem przywracać ją do pierwotnego kształtu.
No
proszę, a jednak zapragnął uwikłać mnie w intrygi Wampira.
30
lipca; przypuszczana data użycia Tankyori no Jutsu. Interwencja Sasuke podczas
napaści. Oprawca wcześniej znał znaki do wykonania Zakazanej Techniki.
Podejrzani;
na razie brak.
Znak
umieszczony na potylicy.
Oprawca
poruszał się z nadludzką prędkością.
Poważnie
się za to zabrali. Właściwie nie powinno mnie to dziwić. Działania tego
człowieka rzeczywiście były nieskładne i bez racji bytu. A koncepcja odnoście
swatania mnie i Sakury była jak najbardziej absurdalna. Jakoś niezbyt
przekonywało mnie to, że Ninja-Wampir, złodziej zwoju, zachciał ni z tego ni z
owego, abyśmy zapadli się w czeluść miłości i namiętności.
Tu
toczyła się gra o coś innego.
I
kiedy powinienem dumać nad przyczynami użycia tajemniczego Jutsu, ciągle
dręczyły mnie upiorne myśli odnośnie akcji przed domem. Co mnie podkusiło, aby
otrzeć jej łzy? Co mnie podkusiło, aby pogładzić jej głowę? Co mną w ogóle
kierowało w tamtym momencie? To jakiś obłęd! Nigdy, przenigdy nie okazywałem
tyle czułości… zwłaszcza Sakurze.
Naruto
zmierzył mnie wzrokiem. Czekałem na komentarz, ale on tylko przesadnie głośno
westchnął.
-
Pokręcone, prawda?
Zmarszczyłem
brwi. Naruto był podłamany, owszem. Ale nawet mojemu bratu udało się pogodzić z
sytuacją i wyrwać z bujania w obłokach. Lecz Naruto nieprzerwanie zamyślał się
i z każdą spędzoną z nim chwilą byłem coraz pewniejszy tego, że coś ukrywa.
-
Bądźcie jutro rano w moim gabinecie z Sakurą. Ta sprawa nie może czekać –
odezwawszy się, przesunął czerwone pudełeczko na środek i wstał. – Idę
powiadomić Sakurę. Zaraz wracam.
I
wrócił. Tyle, że nie sam. Wytrzeszczyłem na niego oczy, kiedy po niespełna
dwóch minutach, opuścił budynek z dzieckiem na rękach. Mijani ludzie
pozdrawiali go z serdecznym uśmiechem przyklejonym do twarzy, a on sam jedynie
kiwał głową, chichocząc pod nosem.
Pieprzeni
Hokage…
-
Sakura wcisnęła ci dzieciaka? – zapytałem znużony. Satoshi wodził zagubionym
wzrokiem po przestrzeni. Z całą pewnością płoszyła go obecność tak wielu osób.
Machał rączkami, nie widząc czy śmiać się czy płakać.
Uzumaki
usiadł z powrotem usadawiając malucha na kolanach, przodem do mnie.
-
Nie do końca. Sam go wziąłem.
-
Co? – myślałem, że się przesłyszałem. – Oszalałeś? Sakura tego nie zauważyła?
-
Oy! O co ty mnie posądzasz? Zapytałem Sakurę-chan czy mogę na chwilę z nim
wyjść. W środku jest jeszcze większy tłok niż na zewnątrz i Satoshi był
strasznie marudny. Sakura-chan jakoś nie specjalnie była przekonana do tej
sugestii, ale Ino stanęła po mojej stronie.
-
Jesteś niemożliwy…
-
Wiem – odsłonił zęby w szerokim uśmiechu i od razu zwrócił uwagę na malca. –
Tylko pamiętaj, żeby nic nie gryźć. I najważniejsze; nie śliń się. Wiesz, że
wujek Naruto nie ma żadnej chusteczki?
Na
miłość boską. On też ma schorzenie idiotycznego gadania do dziecka, które w tym
czasie pochłonięte jest przez zupełnie inne zajęcie? Na przykład Satoshi
zainteresował się teraz serwetką i sięgnął po nią rączkami.
-
Powiedziałeś czarno-wł…kurczę, znaczy Ren’owi o całej sprawie? – zniosłem
nierozumne spojrzenie blondyna. Po prostu nie potrafiłem przywyknąć, że on
jednak ma jakieś imię.
-
Musiałem. On i tak jest wystarczająco dociekliwy, więc prędzej czy później by
to wyczaił. Właściwie to był przy mnie obecny, kiedy Itachi przyszedł, mówiąc,
że ma podejrzenia w sprawie tej choroby.
To
nie była zadowalająca odpowiedź.
-
Wolałbym, aby jak najmniej osób o tym wiedziało. Nie dość, że on, to jeszcze
Ino…
-
Ren nie zaszkodzi sprawie. Zaufaj mi. Znam go od bardzo długiego czasu i wiem,
że… jest po prostu dobrym człowiekiem.
-
Lubisz go? – zapytałem, niestety na głos.
-
A czemu miałbym go nie lubić? Jest z nami już sporo lat i ani razu się nie
zawiodłem – przy ostatniej kwestii zrobił skwaszoną minę i spuścił wzrok.
Z
trudem przyszło mi to zaakceptować, ale czarno-włosy arogant swoim obecnym
charakterem przypomina odrobinę moją dawną wersję. Czy ona przypadkiem nie
działała Uzumaki’emu na nerwy i nie zauroczyła Sakury? Być może na początku
wszystko ze sobą współgrało. Sakura zakochała się w Kanoe, a Naruto nie mógł
się pogodzić, że jest tak bezczelny i arogancki. W końcu Satoshi musiał jakoś
powstać. Dlaczego więc naraz role się zamieniły? Sakura nienawidzi Ren’a, a
Naruto darzy go pełnym zaufaniem…
Kolejna
podejrzana rzecz… Koniecznie dopiszę ją do swojej własnej listy.
Wtedy
z tłumu krzątającego się przy barze wynurza się jakiś mężczyzna i ponad wszelką
wątpliwość śpieszy w naszą stronę. Naruto siedział tyłem, więc nie mógł tego
dostrzec.
-
Wielmożny Hokage! – krzyczał, używając łokci do torowania drogi. Naruto
podskoczył w miejscu i obrócił się. Jego uśmiech zbladł.
-
Usabi? Co ty tu u licha robisz? Miałeś być w moim biurze!
Mężczyzna
zatrzymał się przy naszym stoliku i podparł na kolanach, sapiąc. Miał na sobie
zieloną, szeroką koszulę, a w pasie obwiązany był srebrnym paskiem. Jego krzywe
nogi podkreślały dosyć obcisłe spodnie, a piegi na twarzy zdawały się tańczyć w
promieniach słońca.
-
P-przepraszam, ale jest pilne wezwanie! – wyprostował się. – Do gabinetu
zgłosił się członek ANBU, który ma pewne informacje. Podobno ominął je pisząc
raport.
-
Rozgłosiłeś to po całym ANBU? – warknąłem na Uzumaki’ego. Satoshi jęknął w tle
i Naruto szybko posadził go na blacie stołu. Maluch w końcu dosięgnął
upragnionej serwetki.
-
Nie rozgłosiłem – powiedział Naruto, protestując ruchem ręki. – Kazałem
poszukać im jakiś potencjalnych podejrzanych. Nie mówiłem w jakim celu. Usabi…
- przekierował wzrok na rudego mężczyznę. – Kto dokładnie zgłosił się do
gabinetu i jakie ma informacje?
Perfekcyjny
wzór męskiej niedoskonałości ukradkiem na mnie zerknął, a potem ściszył głos do
minimum.
-
Takich informacji mogę udzielić tylko tobie, Wielmożny.
Rany,
co za podlizywacz. Sądząc po sposobie zwracania i „wyglądzie” (co jak co, ale
rude włosy, krzywe nogi i piegi to nieczęsty widok) prawdopodobnie był on
sekretarzem Naruto. Więc to on zastąpił miejsce Ren’a? Właściwie dlaczego
czarno-włosy arogant nie pracuje u Naruto, skoro ten darzy go tak wielkim
zaufaniem?
Coraz
bardziej zaczęło mi się to wszystko nie podobać.
Uzumaki
zerwał się na równe nogi, trzymając Satoshi’ego.
-
Usabi, natychmiast tam idź i każ mu czekać. Za chwilę cię dogonię.
Nie
wiem dlaczego, ale gdy popatrzyłam na syna Sakury, ogarnęły mnie mroczne
przeczucia. Pech chciał, że słusznie. Naruto na zmianę spoglądał na mnie i na
Satoshi’ego.
-
Sasuke…
-
Chyba żartujesz – prychnąłem wyniośle. – Zanieś go do Sakury, ja nie umiem
zajmować się dziećmi.
-
Nie mam czasu – rozłożył paniczne ręce, dosłownie rwąc się do rozpoczęcia
biegu. – To pilna sprawa! Dotyczy w końcu ciebie i Sakury-chan i może jakoś uda
nam się to rozwiązać! Błagam! Zanim przecisnę się do Sakury-chan i Ino miną
wieki!
-
Nie.
-
Sasuke! Nie bądź idiotą!
-
Nie jestem idiotą i nie jestem również niańką!
-
W takim razie sam zanieś go do Sakury, ja muszę lecieć za Usabi’m!
-
Naruto nawet nie próbuj…! – jakby dane mi było dokończyć! Naruto posadził malca
z powrotem na stole i poderwał się do biegu. - …mnie z nim zostawiać – dodałem
smętnie.
W
innych okoliczność darłbym się na niego póki nie zniknąłby za zakrętem, albo,
jeśli byłbym już porządnie rozwścieczony, spróbowałbym go dogonić, ale…
Satoshi. Nie chciałem, aby wystarczył się mojego ryku. Jego płacz to ostatnie
czego potrzebowałem…
Chwila
milczenia.
To
chyba niekulturalne, aby dziecko poruszało się po stoliku, przekonały mnie do
tego zniesmaczone spojrzenia mieszkańców, którzy o tej porze również wałęsali
się blisko baru, lub zajmowali miejsca niedaleko.
Westchnąwszy,
podniosłem się z miejsca i zrobiłem najgłupszą rzecz na świecie. Z niezwykłą
ostrożnością poszedłem śladami Naruto i posadziłem Satoshi’ego na kolanach.
Malec
w ręku trzymał serwetkę i momentalnie włożył ją sobie do buzi.
-
Ej! – warknąłem instynktownie mu ją wyrywając. Coś wewnątrz podpowiedziało mi,
że zjedzenie tego nie najlepiej wpłynie na jego układ pokarmowy. – Tego się nie
je, zapamiętaj to. I weź sobie do serca słowa Naruto; nie śliń się.
Wielkie
nieba! Czy ja właśnie gadam do dziecka?
Chyba
postanowił sobie ze mnie poszydzić, bo naraz wybuchł śmiechem i zamknął w dłoni
mój kciuk. Znów zadziwiła mnie wielkość jego rączki w porównaniu do mojej.
Poczułem jak robi mi się ciepło w okolicach serca.
Wstrząsnąłem
ramionami, jak gdybym próbował wyrwać się ze snu.
I
wtedy przy wejściu zatrzymała się jakaś staruszka. Pięćdziesiąt/sześćdziesiąt
lat. Nigdy nie szło mi wyznaczanie wieku po krótkim kontakcie wzrokowym. Jej
ciepły i kojący uśmiech nie wróżył dla mnie nic dobrego. Tym bardziej, gdy bez
cienia wątpliwości patrzyła właśnie na naszą dwójkę.
-
Co za słodki bobas… – westchnęła, wprawiona w nostalgiczny nastrój. Z szoku coś
stępiło moje zmysły i kazało odwrócić za siebie, upewniając się, że kobieta
zwraca się do mnie. Ale cichy chichot utwierdził mnie w przerażającym
przekonaniu. Kiwnęła rozbawiona głową. – Ile ma?
Dobre
pytanie.
-
Niedługo będzie miał roczek – wypaliłem pierwsze lepsze co przyszło mi na myśl.
Przynajmniej tak odpowiedziała ostatnio jakaś kobieta w filmie. To była chyba
komedia romantyczna. W każdym razie Itachi był nią wielce podekscytowany.
Prosiłem
tylko, aby dystans między mną, a tą staruszką nie uległ najdrobniejszym zmianą.
Błękit jej tęczówek wwiercał się w Satoshi’ego.
-
Och, jest do pana taki podobny.
Matko
Boska!
-
Nie, nie… to nie moje dziecko. Tylko się nim opiekuję – wypowiedzenie tych słów
przymilnym tonem było dla mnie ogromnym wysiłkiem.
Kobieta
spochmurniała.
-
Nadal uważam, że jest do pana podobny.
I
weszła do baru. Najgorsze było to, że nie zdążyłem wyjść z osłupienia, a już w
drzwiach moja poprzednia rozmówczyni minęła się z przybitą Sakurą i Ino, która
pocieszająco klepała ją po plecach.
Obserwowałem
jak zaciekle próbują wypatrzyć mnie w morzu ludzi. W końcu spojrzenia moje i
Ino spotykają się. Blondynka pociągnęła Sakurę za rękaw i już miała wysunąć
palec wskazujący, gdy niespodziewanie zastygła w bezruchu. Przez głowę
przeleciało mi setki myśli, a kiedy Sakura podążyła wzrokiem za przyjaciółką,
myślałem, że stanie mi serce.
Momentalnie
zjawiła się przy stoliku, lekceważąc zbulwersowane uwagi potrąconych osób typu:
„Uważaj jak chodzisz!”, lub „Do jasnej cholery, dziewczyno!”
-
Sasuke – stanęła w lekkim rozkroku z szeroko otwartymi oczami. Ino czaiła się
za jej plecami. – Gdzie Naruto i… co robisz tu z Satoshi’m?
-
Dostał pilne wezwanie do biura – wyjaśniłem, siląc się na naturalność. –
Zostawił mi go i uciekł. Nawet nie zdążyłem nic powiedzieć… Młotek.
-
Sakura, czy ty widzisz to, co ja? – Ino nachyliła się nad uchem Sakury. Była od
niej znacznie wyższa.
Haruno
milczała.
-
O czym wy mówicie? – nie mogłem znieść ciężaru ich spojrzeń. Zerknąłem na
malca. Usilnie starał się wydostać serwetkę z mojej dłoni, nieprzerwanie
ściskając mi kciuk.
W
tle rozlegał się gwar rozmów i skrzyp drewnianej podłogi. Ponieważ Sakura bez
słowa podeszła bliżej i wzięła malca na ręce, Ino poczęła zalewać nas potokiem
słów:
-
Satoshi boi się obcych. Boże… który raz widzi ciebie, Sasuke? Chyba dopiero
trzeci, albo czwarty. Do mnie nawet po miesiącu nie mógł się przekonać i ciągle
płakał… Niesamowite! Ech, może po prostu nie działam pozytywnie na małe dzieci.
-
I co? Mam czuć się zaszczycony? – Sakura wywróciła teatralnie oczami na moje słowa
i mlasnęła zirytowana.
Tak,
tak. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego co obecnie myślała. „Boże! Moje
dziecko z kryminalistą i mordercą! Koniec świata.” W każdym razie dobrze, że
nie słyszała moich myśli, bo z całą pewnością by ją przeraziły. Satoshi
ostatecznie nie okazał się taki zły. Miło też było wiedzieć, że jest się
wyjątkiem wśród wszystkich osób.
-
On nie lubi nawet Ren’a – dodała Ino, jakbym rzeczywiście powiedział to
wszystko na głos.
Ach!
Rozpierała mnie niesamowita duma. Pokonałem nawet tatuśka.
-
Ino, skończ już. Dziękuję ci za spotkanie – zrugała ją Sakura.
-
Żartujesz? To spotkanie zapamiętam do końca życia! Cha! To jest wręcz genialne!
Nie wiedziałam w ogóle, że da się być tak mocno od siebie uzależnionym. Teraz
rozumiem, że każdą chwilę musicie spędzać razem… prawda, Sakurcia?
***
Gdy
Ino zwracała się do mnie „Sakurcia” oznaczało to, że w swoim wnętrzu knuje
jakieś intrygi. Nie spodobała mi się jej reakcja. Naturalnie była zaskoczona,
ale bardziej ekscytował ją fakt na jakiej podstawie działa to Jutsu, niż Ninja,
który wyrządził nam te krzywdy.
Rozmawiała
z nami jeszcze kilka minut, po czym usprawiedliwiła swój pośpiech zbliżającym
się obiadem.
-
A-ale przecież właśnie jadłyśmy… - spierałam się. Od kiedy prawda o Jutsu
wyszła na jaw, czułam się niekomfortowo w towarzystwie Sasuke. Yamanaka jednak
była już oddalona o kilka stóp, szczerząc zęby w uśmiechu.
-
Widocznie ja potrzebuję dużo więcej energii. Nadal jestem głodna.
-
Ino!
-
No co? – wzruszyła ramionami. – Spotkamy się jutro, OK? Musisz mi koniecznie
opowiedzieć więcej rzeczy na temat Kori.
-
Kyori – poprawił ją Sasuke. Ciarki przeszyły moje ciało na dźwięk tego słowa i
jego lekkiego głosu.
-
Wszystko jedno. Na razie!
Rozpłynęła
się w powietrzu.
Z
sercem w gardle odwróciłam się na pięcie. Sasuke zasunął za sobą krzesło i
wyprostował się.
-
Przepraszam, że to tak długo trwało – powiedziałam. – Ino strasznie przeżywała
całą tą sytuacje, a potem jakaś banda młodzików wcisnęła nam się w kolejkę. Ino
mocno się wkurzyła i myślę, że do końca życia będą omijać ją szerokim łukiem.
-
W porządku. Ja też długo czekałem na swoje zamówienie.
-
Co to za sprawa, w której został wezwany Naruto?
-
Nie wiem – gestem nakazał mi iść przodem. Oboje wyszliśmy na środek Konohańskiej
uliczki, która o tej porze spowita była tysiącami mieszkańców, spieszącymi w
rozmaite miejsca. W przeciwieństwie do nich, ja wraz z Sasuke spacerowałam tak
wolno, że zdawało mi się, iż w ogóle się nie poruszamy. Satoshi niespokojnie
wiercił się w moich ramionach, wydając z siebie jęki. – Ten cały Usabi
powiedział, że nie może udzielić mi tych informacji. Wiem tylko, że jakiś ANBU
stawił się w gabinecie, twierdząc, że ma potrzebne informację – dodał nagle
Sasuke.
-
Naprawdę? – zdziwiłam się. – Może dzięki temu… Hej, kochany! Uspokój się, bo
zaraz spadniesz! – skarciłam syna.
Sasuke
miał rację. Dzieci i tak tego nie zrozumieją. Z przeciągłym westchnięciem
wzmocniłam uścisk. Teraz rozległ się cichy śmiech.
Ponownie
dopadła mnie ta straszna myśl. Sasuke, Satoshi. Wyglądali tak… ach! Nie
potrafiłam opisać tego słowami. Coś zakuło mnie wtedy w sam środeczek serca i
do teraz prześladuje. Maszerowałam obok Sasuke, ocierając się o jego
ramie.
-
Dowiedziałaś się czegoś nowego? – wyłapałam jego głos pośród gardłowych
śmiechów i głośnych rozmów.
-
Nie. Całymi dniami siedzę z Satoshi’m w domu. Wychodzę tylko podczas twoich
treningów. Dzisiaj pomyślałam… po prostu chciałam, żeby Ino wiedziała. Byłam w
tym sama i nie miałam komu się wyżalić. Sam wiesz… - uśmiechnęłam się blado. –
Kobiety czasem tak mają.
-
Nie jesteś w tym sama. W końcu to ode mnie jesteś uzależniona.
-
Mam się tobie wyżalać? – zaśmiałam się, lecz powaga Sasuke nakazywała mi wziąć
się w garść. Tak też zrobiłam. – Yyy…
-
Możesz się wyżalać. Od tej chwili stanowimy duet.
-
Duet? – tego się nie spodziewałam.
Sasuke
sprawiał wrażenie zmieszanego i nerwowo skrzyżował ręce na piersiach.
-
Wiesz o czym mówię. Musimy współpracować i zrobić coś, aby dowiedzieć się
prawdy.
-
Ale ja miałam na myśli raczej takie babskie wyżalanie się.
-
Zniosę nawet to – kąciki jego ust leciuteńko się uniosły. Patrzyłam na niego z
ukosa, oczarowana takim zachowaniem. To znowu podchodziło do zupełnie innej
ligi. Sasuke, który bezczelnie wtargnął w nocy do mojego domu, nigdy by się tak
nie zachowywał.
Może
to całe Jutsu nas do siebie zbliży?
Nakaz
bycia blisko siebie jest w końcu dość surowy i nieoczekiwany. A może Sasuke
zwyczajnie zezłościł się, że bez jego zgody wygadałam wszystko Ino?
-
Masz rację – zamiast rozsądku, przemówiło moje serce. – Od teraz stanowimy duet
i odkrycie prawdy to nasz obowiązek.
Od
autorki:
Owszem, musiałam to zagmatwać do tego stopnia, ale pomysł na taką fabułę
przypadkowo narodził mi się w głowie. Postanowiłam natychmiast go wykorzystać.
Póki co wszystko wydaje się bezsensu, ale na tym opiera się właśnie cała
historyjka, więc mam nadzieje, że cierpliwie poczekacie. Wiecie, że jutro
szkoła? Ja tez wiem xD Dlatego śpieszyłam się z tym rozdziałem, aby trochę
zabarwić ten okrutny wieczór. Ech, wakacje tam szybko przeminęły. Przyuważycie
błędy? Proszę o zawiadomienie ;)
Dedykacja
dla kochanej Senseless. Masz talent i zdania nie zmienię!
Genialne .. !!! *.* nie mogę się doczekać nexta ;p a z racji tego, że jesteś naprawdę niesamowitą pisarką . ? (mogę tak do cb mówić ^^), a rozdziały są zawsze nieprawdopodobnie wciągające i jeszcze to, że na pojawienie się następnego rozdziału czekam zawsze z tydzień (codziennie po kilka razy wchodząc na tego czy tez na Twojego pierwszego bloga) więc dzisiejszą notkę czytałam dokładnie 34 min . aby jak najdłużej móc cieszyć się Twoim wspaniałym dziełem .. Aha i jeszcze co do SOH rozdział i grafika.. SupeRr.. =) i przepraszam, że ostatnio twierdziłam, że odpuściłaś sb bloga SOH .. :3
OdpowiedzUsuń34 minuty? O rzesz ty... w takim razie piszę strasznie długie rozdziały xD
UsuńAj, aj. Dziękuję, że uważasz mnie za "niesamowitą pisarkę" :D
Cóż mogę powiedzieć... Rozdział był na prawdę dobry. Wreszcie było czuć trochę czułości. No i jak zwykle wykazałaś się jeśli chodzi o styl i pomysłowość.
OdpowiedzUsuńAle błędy też się znajdą. Jak np. to jak zmieniasz narracje z Sasuke na Sakurę i na odwrót. Nie ma w tym żadnej spójności. Piszesz ja zrobiłam, a zaraz ja zrobiłem, to potrzebuje odpowiedniego odcięcia od siebie. Kiedy zaczynasz pisać w innej narracji, stawiaj przedtem trzy gwiazdki, czy co tam innego wymyślisz.
Nie wiem, czy znalazłam coś jeszcze, a jeśli nawet, to zapomniałam. (To wszystko przez tą szkołę.)I na prawdę doceniam twój wysiłek, żeby dodać rozdział akurat dziś. To faktycznie osłodzenie.
Pozdrawiam serdecznie
Ikula
Póki co się nie wypowiadam na temat rozdziału, zrobię to jutro, żeby zdążyć ochłonąć — jestem póki co zbyt zdziwiona faktem, że dostałam dedykację po raz pierwszy w życiu. W dodatku, na moim ulubionym blogu. <3
OdpowiedzUsuńJezu, kochana, dziękuję Ci! Dostałam wspaniałego kopa od weny i może w związku z tym jeszcze w tygodniu sie coś pojawi. :D
Swoją drogą, jestem zachwycona faktem, że następny rozdział wypada w moje urodziny. <3
Pozdrawiam, Senseless
PS. cytat na początku cholernie pasuje do mojej osoby, wiesz? xD
Ależ nie musisz mi dziękować. Uwierz, że to prawdziwa przyjemność pisać rozdział z myślą o tobie :P.
UsuńA jeśli dostałaś kopa od weny, to jestem z siebie podwójna zadowolona! Czekam niecierpliwie na nowy rozdział u ciebie!
Pozdrawiam.
Oh tak! Z pewnością wieczory stają się milsze, gdy czyta się coś tak wspaniałego! Lubię, gdy Sasuke ma do czynienia z Satoshi'm. Strasznie bawi mnie jego zachowanie. :D
OdpowiedzUsuńJest mi niezmiernie miło, że potrafiłam umilić ci wieczór ;)
UsuńA więc.
OdpowiedzUsuńEkhem, ekhem, ekhem.
Błędy chyba jakieś były, ale mało mnie one obchodzą, szczerze mówiąc. Jakiś brak przecinka nawet mnie nie drażnił, choć na punkcie interpunkcji mam świra. Po prostu... rozdział był tak świetny, że nie zwróciłam na to uwagi.
Wreszcie się czuło zrobiło, no!
Jejku, już sobie wyobrażam Sasuke z Satoshi'm, naprawdę. Gdyby nie fakt, że przekręciłaś to w drugą stronę, byłabym sobie w stanie wyobrazić płacz chłopczyka i to, jak ciągnie go za rękaw, a gdy Uchiha podchodzi do wózka, mały instynktownie się odsuwa gdzieś wgłąb. xD
Swoją drogą, jeszcze raz dziękuję Ci za dedykację, pozdrawiam i życzę weny, Senseless
Ją też lubię gdy sasuke jest z małym:-) noo cudownie co mam więcej pisać? Nawet błędów nie widziałam:-) Hay
OdpowiedzUsuńSzczerze powiedziawszy nie zauwazylam bledow, bo bylam zbyt oczarowana przebiegiem wydarzen. Co do Sasuke+ Satoshi chce wiecej! Uwielbiam jak Sasuke z nim siedzi. Mam nadzieje ze szybko napiszesz dalej, bo zjada mnie ciekawosc. Mam pewne podejzenia ale nie bede nic mowic. Ciekawe czy sie sprawdza ^^
OdpowiedzUsuńJej. Piszesz naprawdę fantastycznie! Masz talent, zdecydowanie. Ładnie rozwijała się akcja, a pomysł jest bardzo ciekawy. Dodawaj zaraz następne rozdziały :) zapraszam do mnie na http://naruto-wiezi-historia.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńJak zwykle super :) mam nie jasne przeczucie, że Satoshi to nie jest dziecko Rena... :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowy rozdział po wakacjach na
http://anastasiane-reheart.blogspot.com
Również pozwoliłam sobie dodać Cię do linków, ponieważ, jak wcześniej pisałam Twoja twórczość mi się spodobała. Oczywiście będę tu zaglądać i pewnie komentować nowe rozdziały :)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za dodanie do linków :3
UsuńSuper, że dodałaś rozdział. Tak podejrzewałam, że "choroba" Sakury jest uzależniona od Sasuke. Wreszcie pojawiło się trochę wątku romansu :)) Uwielbiam Twój styl pisania! Czekam na następny, a u mnie pojawił się trzeci rozdział.
OdpowiedzUsuńAgh! Super, lepiej być nie może, lecz przeczytałabym jeszcze CO NAJMNIEJ 5 takich rozdziałów xP
OdpowiedzUsuńCo mogę powiedzieć więcej... Chyba wszystko co miałam powiedzieć, powiedziałam.
Sorki, że tak krótko i nieskładnie, ale jestem kompletnie padnięta...
Na koniec zaproszę cię (nie pamiętam, czy już cię zawiadamiałam) na pierwszy rozdział :)
house-of-nightmares
Pozdrawiam :)
http://ikirukoto-o-aisuru.blogspot.com/ Mój nowy blog, serdecznie zapraszam :3
OdpowiedzUsuńCzytam Twojego drugiego bloga już od samego początku jego powstania i utwierdzam się w przekonaniu że masz ogromny talent.Naprawdę ;) Szata graficzna podoba mi się i moim zdaniem świetnie pasuje do opowiadania. A co do samego opowiadania to ... ŁAŁ :) Ciekawy pomysł,dobrze rozwijająca się akcja i w ogóle nie mogę się doczekać każdej następnej części;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny ;)
Keade153
Zapraszam na nowy rozdział na
OdpowiedzUsuńhttp://anastasiane-reheart.blogspot.com/
P.S
patrząc na datę dodania kolejnej notki aż mi się płakać chce, że dopiero 15 września...
Czytam twój blog na Onecie i jestem nim oczarowana.
OdpowiedzUsuńZamierzam się właśnie za to opowiadanie.
Nie chciałabyś w wolnej chwili wpaść na http://zbrodnie-milosci.blogspot.com/ ?
Co prawda jest tam tylko prolog...
Z góry przepraszam za Spam,jeżeli chcesz po prostu zignoruj go;d
Woooow. To jutsu... No kompletnie sie go nie spodziewałam. Mam nadzieję, że więcej czasu będą spędzać we trójkę - w mojej wyobraźni to tak słodko wygląda :3
OdpowiedzUsuńTo otarcie łez i pogłaskanie po głowie... ^^ A potem opiekowanie się Satoshim. Jak Sasuke musiał świetnie wyglądać z takim małym brzdącem na rękach. xd :3
OdpowiedzUsuńNowe informacje, nie mogę się ich doczekać..
Haahah. Rude, krzywe nogi, piegi, to pewnie sekretarz Naruto. Niektóre teksty Saska mnie rozwalają. xd
Hmm.. ciekawe czy ten tatuaż na głowie Haruno rzeczywiście jest taki malutki. :>