sobota, 15 września 2012

XIII. Podejrzani...


„Człowiek jest od­po­wie­dzial­ny nie tyl­ko za uczu­cia, które
ma dla in­nych, ale i za te, które w in­nych budzi.”
Stefan Wyszyński


Łóżko było niewiarygodnie miękkie. Leżałam na boku, obserwując jak moje łzy tracą się w śnieżnobiałej pościeli. Energicznie ścisnęłam jej kawałek w dłoni i zaszlochałam kilka razy. Dźwięk przerwał panującą w domu ciszę. Oczami wyobraźni widziałam jak mój szloch zalewa cały dom, jak tonę w morzu łez, nawet nie wołając o pomoc.
Wówczas rozległ się czyiś śpiew. Cichy, czysty, uspokajający. Moje serce popadło w niespokojny rytm, niepewnie odwróciłam głowę.
Ren jak zawsze siedział na drugim końcu łóżka, delektując się miękkością poduszki i utrzymując dystans między nami. Ręce miał ukryte pod głową, ale tym razem zamiast obrzucać spojrzeniem sufit, wpatrywał się we mnie.
- Dlaczego wcześniej nie powiedziałeś, że umiesz śpiewać? – udało mi się wykrztusić. Panujący mrok ograniczał mnie do widoczności zarysów jego twarzy.
- Dlaczego miałbym to robić? Znam cię dopiero kilka dni – powiedział z naciskiem na każde słowo. Milczałam nie spuszczając z niego wzroku. Chciałabym wiedzieć, czy za jego spokojnymi oczyma kryje się ten sam ból, który noszę w sobie. Nie miałam odwagi zapytać…
- W każdym razie ładny masz głos – oświadczyłam szeptem i z powrotem usadowiłam głowę na pościeli, oddając się jej miękkości. Czułam na twarzy zaschnięte łzy, ale prędko je odświeżyłam. – Mama i tata już nigdy nie wrócą do domu… - szlochałam.
Wtedy usłyszałam szelest. Ren zbliżył się do mnie i zaczął odgarniać mi zbłąkane kosmyki z twarzy.
Otworzyłam szerzej oczy, ale ani drgnęłam. Ren nachylił się nade mną. W ciemnej czeluści nie widziałam jego twarzy, ale wydawała się taka surowa. Jak gdyby wykuta z kamienia.
Jego usta delikatnie się otworzyły, a wtedy potok wyśpiewanych słów wypłynął w świat.
I to był dzień, od którego zaczęłam inaczej na niego patrzeć. Dzień, w którym stał się dla mnie najdroższym przyjacielem.

Z transu wyrwał mnie stukot do drzwi. Klęłam siarczyście pod nosem, prostując nogi i ostatni raz spoglądając na Satoshi’ego. Drażnił mnie fakt, że przy każdej głębszej analizie jego oblicza dopadają mnie okrutne wspomnienia.
Pośpiesznie otworzyłam drzwi i prócz zdziwienia uderzyła we mnie potężna fala ciepła i promienie słoneczne. Zostałam zmuszona do zmrużenia powiek, co i tak nie było dobrą strategią na wyeliminowanie zaskoczenia.
- Cześć Sakura – przywitał się uprzejmie.
- Hej. Coś się stało? – spytałam, ponieważ Shikamaru nie przywlókłby się do mnie bez żadnej wiadomości, lub pod wpływem wydanego rozkazu. Mężczyzna rozejrzał się po okolicy i wyciągał zza pleców kartkę papieru.
- Pilne wezwanie – wręczył mi ją. – Naruto chce natychmiast ciebie wiedzieć, podobno to coś ważnego i dotyczy… sama wiesz czego. Takie były jego słowa, cokolwiek znaczyły.
Wielkie nieba! Już myślałam, że Naruto nie potrafił trzymać języka za zębami i wypaplał wszystko Shikamaru. Dzięki Bogu okazało się, że tylko użył dziadowskiej techniki, aby powiadomić mnie o temacie zbliżającej się rozmowy.
- Rozumiem – skinęłam głową. – Dziękuję za informację. Właściwie, dlaczego ty tutaj jesteś, a nie ANBU? Myślałam, że to oni są od takich spraw…
A taki leń jak ty, sam od siebie by tego nie zaproponował, dodałam w myślach.
Shikamaru podrapał się po głowie i zaczął zbierać do odejścia.
- Większość ANBU zostało wysłane na jakąś tajną misję. Cholera wie co Naruto znowu wymyślił. To takie upierdliwe.
- Tak, tak. Masz rację. To na razie! – z impetem zamknęłam drzwi. Gdybym zagadnęła go jeszcze chwilę dłużej Shikamaru ponad wszelką wątpliwość przedstawiłby mi listę dziesięciu najbardziej upierdliwych rzeczy w jego życiu. Zaczynając od pory wstawania, a kończąc na surowej Temari. Z westchnięciem zatrzymałam się przy kołysce i wlepiłam wzrok w kartkę papieru. Uzumaki przekazał mi papier, którego używa się do powiadomienia o klęskach żywiołowych, lub wezwaniu na wojnę. Czyżby odkrył już całą prawdę na temat Tankyori no Jutsu?
Porwałam Satoshi’ego w ramiona:
- Wybacz skarbie, ale przez wujka Naruto sobie nie pośpisz. Mama nie ma cię z kim zostawić, więc musisz iść ze mną – mój głos był gładki i cichy. Odczuwałam wielkie wyrzuty sumienia. Satoshi w nocy po raz kolejny miał problemy ze snem i liczyłam, że objęcia Morfeusza dopadną go chociaż w południe. Nie dość, że musimy wyjść na najgorętsze słońce, to na dobitkę zniwelowałam synowi możliwość na wypoczynek.
Upewniwszy się, że jestem odpowiednio ubrana, opuściłam dom, powolnym krokiem wychodząc na uliczkę. Może chociaż podczas lekkiego spaceru Satoshi’ego finalnie dopadnie zmęczenie. Niestety pod wpływem słońca z krtani malucha wydobył się jęk niezadowolenia. Odsunąłem go lekko od siebie, by móc napotkać zielone oczy.
- Obiecuję ci, że mamusia szybko się z tym upora – oznajmiłam radośnie i poprawiłam chustkę, która chroniła go przed działaniem nieznośnych promieni.
Nagle przystanęłam w pół kroku.
Do stu piorunów! Przecież od niedawna moim obowiązkiem jest powiadamiane braci Uchiha o każdej najdrobniejszej wyprawie. Rozzłoszczona przytuliłam syna do piersi i zawróciłam. Chyba nigdy nie przywyknę do ograniczenia wywołanego przez Kyori! Piętrząca się przede mną posiadłość klanu wywołała na wierzch gęsią skórkę, za to Satoshi zaśmiał się z entuzjazmem.
W myślach przygotowywałam zachowanie, które powinnam okazać po tym jak wrota się uchylą. Kiedy otworzy mi Sasuke na pewno zrezygnuję z uprzejmości, a nawet okażę mu ewidentną wrogość. Przy Itachi’m postawię raczej na nonszalancję i luz, przy czym uraczę go krótkim uśmiechem.
O, tak! Plan doskonały.
Ale kiedy miałam już wgramolić się na ganek, odchrząknąć i zapukać, wielkie drzwi naraz się uchyliły, a w ich progu pojawił się Sasuke. Gdy mnie dostrzegł przystał gwałtownie i gapił się na mnie przenikliwie.
- Co ty tu robisz? – zapytaliśmy równocześnie.
Stłumiłam zdziwienie i pośpiesznie dodałam:
- Idę do ciebie, bo… - ucięłam, ponieważ Uchiha zaczął mówić w tej samej chwili, dodatkowo używając identycznych słów. Rozgniewana zwinęłam dłoń w pięść i mu ją zaprezentowałam. – Skończ te gierki!
- Gierki? – tak jakby jego wzrok miał mi uzmysłowić mój kretynizm. – Dostałem wezwanie do Naruto i chciałem iść ci o tym powiedzieć.
- Słucham?
On też?
- Shikamaru u mnie był. Domyślam się, że spotkanie dotyczy Kyori…
Och, no tak. Przecież cierpienie ograniczenia dzielę wspólnie z Sasuke. To nie powinno być dla mnie zadziwiające, że on również dostał wezwanie. A jednak myśl, że znów spędzimy czas w swojej obecności, sprawiła, że krew uderzyła mi go głowy.
- Więc chodźmy – rzuciłam tylko po to, aby wypełnić ciszę. Sasuke skinął głową i zrównał ze mną kroku.
- Liczę na to, że młotek do czegoś doszedł.
- W innym wypadku wezwanie nie byłoby tak pilne.
***
- Hę? Misja? – Sakura zrobiła wielkie oczy i momentalnie się wyprostowała.
Naruto przytknął do nosa chusteczkę i szybko go otarł. Twarz miał mokrą od potu i bardzo wnikliwie obserwował reakcję Haruno.
- Mówię poważnie – oświadczył charakterystyczną dla władcy nutą – ANBU odkryło kilka ciekawych faktów i mamy podejrzanych. Ale wiecie co? To wy wpakowaliście się w to bagno, więc dlaczego ktoś miałby odwalać za was brudną robotę i szpiegować? To powinna być wasza działka! Dzięki wiosce wiecie już gdzie zacząć…
- Co cię napadło? – dziewczyna zmaterializowała się przy biurku i grzmotnęło w niego pięściami. – Dobrze wiesz, że ja nie mogę wykonywać żadnych misji! A co z Satoshi’m? Z kim go zostawię?!
- Z nami – Uzumaki rozłożył rześko ręce, po czym zakaszlnął. – Hinatka z przyjemnością się nim zajmie. Poza tym jest jeszcze Ino. Sakura-chan, nie denerwuj się. Kiedy ostatni raz brałaś udział w jakieś misji?
- Miałam półtorej roku przerwy i przypominam ci, że z twojej winy. To ty zabraniałeś mi cokolwiek robić, po tym jak dowiedziałeś się o ciąży!
Ach, no tak. Piękne to.
Nie wiedziałem czy wizja opuszczenia Satoshi’ego, tak bardzo oślepiła Sakure, że zignorowała najistotniejsze słowa młotka, czy naprawdę była aż taką kretynką. A zatem to ja musiałem przejąć inicjatywę. Stanąłem obok niej i przyglądałem się badawczo Uzumaki’emu.
- Kim są podejrzani?
Coś rąbnęło mnie w ramię. Właściwie to… ktoś.
- Teraz się nie wtrącaj! Muszę omówić z nim ważne sprawy! – Sakura była porządnie rozwścieczona.
- Ale to już postanowione. Idziecie na misję i nie ma żadnych dyskusji. Sprawa nie okazuje się wcale taką zagmatwaną, a waszym jedynym zadaniem będzie zebranie informacji. Sakura-chan… to zaledwie kilka dni.
Odchrząknąłem:
- Chcesz powiedzieć… że mam z nią współpracować?
- A mam ci przypomnieć jak działa Kyori? – blondyn wywrócił teatralnie oczami. – Nie możecie się od siebie oddalać, nieprawdaż? Jesteście na siebie skazani. Jak inaczej chcecie wykonać tą misję?
Osobno, rzuciłem w myślach.
Naruto westchnął i podparł brodę na dłoniach.
- Słuchajcie. Teraz najważniejsze to zyskać jasność do motywów przestępcy. Ma na koncie poważny wyczynek, a mianowicie kradzież zwoju. Oceniając po jego umiejętnościach, w dwójkę nie będziecie w stanie go sprowadzić do Konohy, więc zostawię to ANBU. Głównie chciałbym, żebyście zebrali istotne informacje i dowiedzieli się dlaczego połączył was zakazaną techniką.
- Kim są podejrzani? – powtórzyłem zirytowany.
Sakura wyglądała tak, jakby w ustach chowała wartki strumień słów, jednak stała cicho, lustrując poczynienia Szóstego Hokage. Wręcz odczuwałem buzujące w niej napięcie. Kto wie czy nie przyczyniło się do tego działanie Tankyori no Jutsu.
- Sasuke – rzeczowy ton Naruto sprowadził mnie na ziemię. – Współpracowałeś z Madarą, więc może będziesz coś wiedział. Ostatnio mój gabinet odwiedził jeden z ANBU, który pominął ważny punkt w raporcie. – uchylił półkę i gmerał w niej po omacku. Starał się utrzymać z nami kontakt wzrokowy.
- To nie jest najlepszy pomysł – zamruczała Sakura, a w jej głosie wyczułem wyraźną nutę smutku.
- Jesteś kunoichi, Sakura-chan. Od lat nie wykonałaś żadnej misji.
- Ale jestem też matką – upierała się.
- To tylko kilka dni.
- Stanowczo za długo.
Po wydarzeniach w szpitalu i poznaniu prawdy postawa Sakury bardzo mnie zaskoczyła. Ani krzty ciekawości, zaintrygowania… tak jakby poszlaka w tej sprawie kompletnie ją nie interesowała.
Naraz poczułem się jak kretyn. Ja, w przeciwieństwie do Haruno, byłem przepełniony ładunkiem emocji.
- Spójrzcie – Naruto w końcu zaprezentował na biurku fotografię.
- Ujmujące – skomentowała Sakura z ironią.
Naturalnie byłoby całkowicie inaczej, gdyby zdjęcie przedstawiało kogoś konkretnego, a nie dwie zakapturzone sylwetki odwrócone plecami do fotografa.  Ładunek emocji momentalnie stracił się w powietrzu.
Naruto westchnął po raz kolejny.
- To szpiedzy Madary.
- Skąd wiesz? – zapytałem.
- Ta drobna informacja wyszła na jaw, gdy Konoha usiłowała odkryć jego plan. ANBU plądrowało wówczas tysiące osób w poszukiwaniu informacji. Jedną z nich była pani Hotaru Tomoko. Podobno ta dwójka odwiedziła ją któregoś dnia, aby dowiedzieć się więcej o jej bracie.
- A kim jest jej brat? I skąd wiadomo, że to szpiedzy Madary?
Sakura ciągle jeszcze miała nadąsaną minę.
- Jej brat sprawuje władzę nad którąś z wysp. A jeśli chodzi o Madare… pani Tomoko podsłuchała ich osobistą rozmowę.
- Chodzi o wyspy na terenie Kraju Wody? – wtrąciłem.
Naruto skinął głową i odchylił ją do tyłu.
- Nie wiadomo jeszcze w jakim celu ta dwójka chciała spotkać się z bratem pani Tomoko. Każda wyspa ma swoją unikalną tradycję, a niektóre nie utrzymują kontaktów zewnętrznych. Waszym zadaniem jest udanie się do Kiri-gakure i dowiedzenie się więcej od tej kobiety; przede wszystkim którą z wysp włada jej brat i dlaczego ci szpiedzy chcieli się z nim spotkać.
- A dlaczego szpiedzy Madary są podejrzewani o zaatakowanie mnie i Sasuke? – spytała niecierpliwie Sakura. Z głośnym prychnięciem odeszła od biurka i skierowała się do Usabi’ego, który stał we własnym kącie sprawując pieczę nad Satoshi’m. – Możesz mi go już dać – wzięła syna na ręce.
- To jedyne osoby, oprócz Zetsu, których nie złapaliśmy po śmierci Madary. Jedyni wrogowie Konohy… Mogli odziedziczyć nienawiść po przywódcy.
- Ale jakim prawem z listy podejrzanych wykluczyliście Zetsu?
- Jego specjalnością nie jest szybkość – wtrąciłem. – Jest dobry jeśli chodzi o kamuflaż. Poza tym… ma specyficzny wygląd i z całą pewnością dałabyś radę go rozpoznać.
- Miał płaszcz i kaptur na głowie.
- Ale był szybki. Co wcale nie charakteryzuje Zetsu. Dobra – odwróciłem się w kierunku Naruto. – Czyli ta misja to czyste zdobywanie informacji? Żadnych walk?
- Zależy czego dowiecie się od pani Tomoko – wzruszył ramionami.
- Hola! – Sakura zjawiła się w wolnej przestrzeni między naszą dwójką. – Ja wcale nie zgodziłam się na wzięcie udziału w tej misji. Nie zostawię Satoshi’ego.
- Sakura-chan. Wiesz, że rzadko jestem dla ciebie niemiły – przyznał Uzumaki i korzystając z krzesła obrotowego, zwrócił się w stronę rozchodzącej panoramy wioski za szybą.
- Nie możesz mnie zmuszać!
- To rozkaz – powiedział z naciskiem. – Satoshi jest już coraz starszy, możesz robić małe kroczki i wrócić do bycia kunoichi. Ta misja ci w tym pomoże. Nie należy przecież do trudnych…
Widocznie nie przyszło jej do głowy nic innego, jak tylko unieść triumfalnie brodę.
- Czy mogę przynajmniej dowiedzieć się kiedy jest ta misja?
- Jutro.
- Jutro? – musiałem dołączyć się do jej pytania, ponieważ ta wiadomość zwaliła mnie z nóg. Naruto nie wydawał się być przejęty naszym stanem psychicznym. Bujał się na krześle, gładząc fotografię opuszkami palców. Dzisiejszego dnia był wyjątkowo nie w formie. Miał podbite oczy, a bladością przypominał ściany gabinetu.
Zakaszlnął kilka razy, jak gdyby chciał udowodnić moim myślą, że panoszy się w nim niezidentyfikowana choroba.
- Szybciej nie mogłeś nas powiadomić, prawda? – zironizowała Sakura, lecz naraz jej twarz wykrzywił ból. Satoshi pociągnął kosmyk różowych włosów. – Hej kochanie, nie teraz…
- Te informacje wyszły na jaw dopiero wczoraj. Nic na to nie poradzę. A teraz pozwólcie, że przedstawię  wam waszego towarzysza. Tylko Sakura-chan… - tu zerknął karcąco na Haruno. – Bez krzyków, OK? Może w szpitalu jest to dopuszczalne, to jednak w budynku Hokage wolałbym mieć ciszę.
Sakura wbiła siekacze w dolną wargę i bez zapału przysiadła na biurku. Naruto już szykował się do wlepienia surowego kazania, ale ona tylko zaprezentowała mu język i zajęła się Satoshi’m.
Ilekroć myślałem, że oferta jest kusząca, zawsze coś musiało mnie rozczarować.
- Po co nam dodatkowy w drużynie? Skoro to tylko zadanie do zdobycia informacji…
- Dodatkowa ochrona zawsze się przyda – przerwał mi.
- Chyba dla niej – prychnąwszy, wskazałem na Haruno, ale niemal od razu tego pożałowałem. Nie tylko dlatego, że natknę się na jej „nieprzyjemną” stronę, ale na same drażniące krzyki, których nienawidzę w jej wydaniu.
Ratunkiem okazało się dziecko, jak również zgrzyt otwieranych drzwi.
***
Naruto postradał zmysły. Hinata postradała zmysły. IM wszystkim brakowało piątej klepki, lub najwidoczniej zachciało się uciąć kilka prowizorycznych żartów. Od niepamiętnych czasów jedynym słowem Naruto w sprawach misji było „Nie!”. A teraz?  Tu ewidentnie coś nie współgrało z resztą melodii.
Być może nowym hobby Hokage stało się robienie mi na złość, lub zwyczajnie zapomniał o mojej roli matki, jak również czarnej przeszłości z Ren’em. Bo oto przed nami stanął Kanoe. Z charakterystyczną wyższością, z charakterystyczną pewnością siebie i tą miną znaną powszechnie wśród „mężczyzn z dumą”, która ma dać do zrozumienia innym, że to właśnie oni szczytują jeśli chodzi o styl bycia… prawdopodobnie wśród tej całej sytuacji, jedynie jego podejście nie uległo najdrobniejszej przemianie.
Ale ja już skończyłam! Od tego momentu buzia na kłódkę. Nawet zaszyłam sobie usta niewidzialną nicią w celu wzbogacenia efektu.
- To ma być ta dodatkowa ochrona? – na słowa Sasuke Naruto wzruszył ramionami i gestem ręki nakazał gościowi wejść głębiej, co też Ren od razu uczynił. 
- Ciebie na pewno nie będę chronić – zmierzył Sasuke gardzącym spojrzeniem.
- Nie potrzebuję twojej ochrony.
Alarm! Alarm! W niewidzialnej nici nagle coś się popsuło, bo kłótnia tej dwójki była mocnym pretekstem, który musiałam wygłosić na głos.
- Jak mamy tworzyć zgraną drużynę, skoro… - nie chciałam mówić „każdy się nienawidzi”, więc zamilkłam. Nie wyszło…
- A nie interesuje was kto wyrządził te wszystkie krzywdy?
- Itachi dnie i noce spędza na lektury ksiąg klanu Uchiha – rzucił Sasuke. – Mówił mi, że ta technika była niegdyś stosowana w całej wiosce, więc to tylko kwestia czasu, aż odkryje odpowiednie znaki na dezaktywację Kyori.
- A ja muszę zająć się Satoshi’m – poparłam Uchihe. – Jeśli nawet Itachi’emu nie uda się odkryć znaków, zawsze trafi na nowy, dokładniejszy ślad i dopiero wtedy będziemy mogli wyruszyć na misję. Póki co, ta cała pani Tomoko to tylko marny trop. Na dobitkę bez potwierdzenia.
- W takim razie pójdę sam – Ren usiadł na krześle i zaczął powolutku kręcić się wokół własnej osi.
Naruto wyglądał na mocno rozdrażnionego, tak jakby ciśnienie krwi podskoczyło mu o kilka punktów. Toczył po naszej trójce krytycznym wzrokiem, by w końcu podnieść się z krzesła i przysiąść na skraju biurka. Oczami wyobraźni widziałam jak nad jego głową żarzył się napis: „Jestem mocno zdenerwowany. Grrr!”
- Dobra, dobra. Myślałem, że bez tego się obejdzie, ale widocznie nie mam innego wyjścia. Sasuke – lazurowe tęczówki wlepiły się teraz w oblicze młodego Uchihy. – Ustalmy tak: jeśli zgodzisz się na wykonanie tej misji i zdobędziesz przynajmniej trochę przydatnych, powtarzam: „przydatnych” informacji, wtedy… Mógłbym bardzo ułatwić ci założenie własnego oddziału w ANBU…
- Co dokładnie masz na myśli? – Sasuke zmarszczył brwi, ale jakiś kawałek jego osobowości ujawniał podekscytowanie.
Uzumaki skrzyżował dłonie na klatce piersiowej.
- Po powrocie… ogłoszę cię oficjalnym członkiem ANBU, bez żadnych testów, ćwiczeń, ani sprawdzianów kondycji… co ty na to?
- Ależ… ależ tak nie można! – zbuntował się Ren i tylko za pomocą jakiegoś cudu nie podniósł się z krzesła. – Przecież to wbrew zasadom! Każdy Shinobi musi podjąć się testów!
- Jestem Hokage. Mogę robić wszystko na co mam ochotę. Mam możliwość nawet od zaraz zmienić zasady w sprawie funkcjonowania ANBU. To jak? – spojrzał na Sasuke.
Zastanawiał się przez chwilę.
Ok! A co jeśli Sasuke się zgodzi?
- Zgadzam się.
Ach, no właśnie! Niechże Naruto nie myśli sobie, że zdanie kobiety w tej sprawie nie ma żadnej wartości. Znów zażegnałam nić milczenia i ze wzrokiem płatnego zabójcy spojrzałam na Wielmożnego.
- Ale ja się nie zgadzam – tak wyniosły ton był warty każdej ceny. – Nie zostawię Satoshi’ego na tyle czasu. Do Kraju Wody są dwa dni drogi, nie licząc rejsu statkiem po tych wszystkim wyspach!
- Sakura-chan…
- Bez dyskusji!
- To tylko misja informacyjna! Waszym zadaniem jest zdobycie informacji…
Pokręciłam głową. Jedynym pocieszeniem w tej sprawie był fakt, że Satoshi zdołał zasnąć, nawet będąc świadkiem takiego chaosu. Może jako kołysanki preferuje krzyki. Oj, coś mi się wydaję, że w przyszłości będzie miłośnikiem ciężkiej i donośnej muzyki.
Nagle zabrakło mi tchu.
Sasuke chwycił mnie za nadgarstek. Kiedy na niego zerknęłam, nasze oczy się spotkały.
- Idziemy na misję – oznajmił bez cienia entuzjazmu.
Cholera! Nie dość, że na polu boju pozostałam sama (Sasuke chce iść, Ren chce iść, Naruto chce żebyśmy szli), to dodatkowo walczyłam z falą olbrzymiego ciepła, która sunęła się na moje policzki. Gdy zapragnęłam wyrwać się z uścisku Sasuke, ten powlókł mnie za sobą w stronę drzwi. Mocno przytrzymałam syna, pilnując, żeby nie spadł.
- Hej, nie ciągnij jej! – stękał w tle Ren.
- Zamknij się – ociekający drwiną głos Sasuke zrównał się ze zgrzytem drzwi.  – Naruto, wieczorem przyjdź do mnie opowiedzieć o szczegółach misji.
Omal nie zaniosłam się śmiechem na widok zdziczałej miny Uzumaki’ego. Mogłam tylko przekazać mu wiadomość ukrytą w spojrzeniu: „Bądź spokojny. Sasuke już od kilku dni wykazuje zachowania odbiegające od jego poprzedniej wersji. Wiesz, że ostatnio pocieszał mnie, kiedy płakałam? A nawet otarł łzy?”
Zadanie na czas najbliższy: sprawić sobie nowy mózg.
Nabożną atmosferę rozwiałam już przy wyjściu. Wtedy zgromadziłam w ręce całą siłę i z powodzeniem rozprawiła się z żelaznym uściskiem Sasuke. Jego minę dopasowałam do tych najcenniejszych.
- Co ty robisz? – warknął.
Przygotowałam się na to pytanie.
- Dlaczego nie liczy się dla ciebie moje zdanie, co? Ja też mam coś do powiedzenia w tej sprawie! Akurat teraz nie obchodzi mnie twoje ANBU, tylko Satoshi! A ja jako jego matka mam obowiązek być przy nim.
- Baby! – rozłożył ramiona z udawaną żałością. – A dlaczego wy zawsze musicie wszystko wyolbrzymiać? Droga do Kiri zajmie nam dwa dni. Jeśli się sprężymy dotrzemy tam nawet szybciej. Zdobycie informacji od tej kobiety to jakieś dwie/trzy godziny. Razem wychodzi cztery i pół dnia. Krócej niż twój pobyt w szpitalu.
- Imponująca argumentacja – nie zamierzałam poddać się tak łatwo. Z uniesioną brodą narzuciłam nam szybsze tempo. – Ale podczas pobytu w szpitalu miałam możliwość zobaczenia Satoshi’ego. Tam będzie to niemożliwe.
- W szpitalu byłaś ponad tydzień, a misję wykonamy w niecałe pięć…
- To tylko przypuszczenia.
- Fakty – poprawił mnie surowo. Gołym okiem widziałam jak bardzo irytuje go moja upartość.
No cóż, cecha charakteryzująca „baby”. Z wielkim trudem przyszłoby mu zastąpienie tego słowa ładniejszym synonimem? Na „kobiety” wcale bym się nie pogniewała.
- O czym to tak zawzięcie rozmyślasz? – podskoczyłam na dźwięk jego głosu.
- Co masz na myśli?
- Krzywiłaś usta.
- I co z tego? – wzruszyłam ramionami. Sasuke pokręcił głową z politowaniem i na ułamek sekundy natknął się na mój wzrok. Ejże! – To, że krzywie usta wcale nie… Zaraz! Naprawdę je krzywie?
- Nie zauważyłaś tego? – prychnął.
Osłupiała pokręciłam głową.
- Więc zmieńmy temat.
- Ej, to jest nie fair! Podjąłeś wątek więc go dokończ…
- Obudzisz Satoshi’ego…
- Od kiedy on cię obchodzi?
- Od kiedy jest zdolny uratować mnie od twojego gadulstwa.
- Idiota! – po raz trzeci odważyłam się wręczyć mu lekkiego kuksańca w ramię.

Kiedy ujrzałam Itachi’ego, który tak niedyplomatycznie siedział na ganku przed posiadłością Uchihów, z każdej strony zaatakowały mnie nieprzyjemne przeczucia i wizje. W dodatku ten szelmowski uśmieszek. Przypominał mi trochę moment, kiedy Naruto, Kiba i Ino czatowali w domu, czekając na mój powrót ze szpitala. Satoshi miał wtedy zaledwie kilka dni. Wraz z moim wejściem wykrzyknęli głośne: „Niespodzianka!” i wręczyli niewiarygodne ilości akcesoriów dla niemowlaków.
- Niespodzianka! – w wydaniu a’la Uchiha może sam efekt miał kilka niedoskonałości do zarzucenia, ale zyskał podwójnie przez zaskoczenie. Poczułam się taka …bystra. No, ba! Po zaledwie jednym uśmieszku rozpoznałam czyhający na nas scenariusz. Szkoda, że nie podzieliłam się tymi myślami z Sasuke; na pewno byłby pod wrażeniem.
Ale wracając do zaskoczenia; Itachi rozłożył ręce, jakby coś naprawdę się w nich znajdowało. Wymieniłam się z Sasuke pytającymi spojrzeniami.
- To z okazji zbliżającej się misji – wyjaśnił Itachi.
- Wiedziałeś? – spytał Sasuke, grożąc mu pazurem.
- Naturalnie. Stwierdziliśmy z Naruto, że wam obojgu dobrze to zrobi. Sakura powolutku wróci do bycia kunoichi, a do ciebie przemówi możliwość wstąpienia do ANBU. Zresztą ranga tego zadania jest przeznaczona dla uczniów Akademii.
Niech będzie. Przyzwyczaiłam się do taktyki Naruto, polegającej na ukrywaniu faktów do ostatniego momentu, ale najważniejsze… co to za niespodzianka?!
Rozejrzałam się po ogrodzie. Wszystko wyglądało tak jak dawniej. Nawet kwiaty lśniły w blasku słońca z tą samą intensywnością. Może prezent jest schowany gdzieś w krzakach, a naszym zadaniem jest go odnaleźć? Taki trening przed misją…
Stanęłam na czubkach palców, aby polepszyć sobie widoczność.
- Co robisz? – powietrze rozbrzmiało surowym tonem Sasuke.
- Szukam prezentu – czułam się potwornie upokorzona, ale wymusiłam na sobie naturalność.
- Prezentu? – powtórzyli jednocześnie bracia Uchiha.
- No… takiego opakowania obwiązanego wstążką. Zazwyczaj dostaje się go przy krzyku „Niespodzianka”.
- Wiem co to jest prezent – zbulwersował się Sasuke. Moje słowa najwidoczniej do niego dotarły, ponieważ naraz zamrugał jak sowa i spojrzał na swojego brata.
Ten zaś nie zważając na nasze miny, wybuch gromkim śmiechem. Zanosił się nim tak długo, że naprawdę zapragnęłam się stąd oddalić. Z całą pewnością umknęłoby to jego uwadze. I jeszcze Satoshi… Widząc Itachi’ego w takiej odsłonie postanowił wziąć z niego przykład.
- Gratuluję brata – zwróciłam się do Sasuke.
- A ja syna – odwdzięczył się z cichym syknięciem.
W końcu nadszedł kres skrzeczącego śmiechu. Patrzyłam jak wryta na starszego Uchihe, usuwającego z kącików oczów kropelki łez. Ino padnie z zazdrości, kiedy opowiem jej, że widziałam jak płacze Itachi Uchiha! O mój Boże!
Mężczyzna wstał i podszedł do nas. Zastanawiało mnie to jego dziwne ułożenie rąk.
- Właściwie to masz rację Sakura. Przyszykowałem dla was prezent, ale… nie musisz go szukać. Mam go tutaj – na ruch jego dłoni moje oczy rozwarły się bardzo szeroko. Dopiero teraz spostrzegłam jak coś cienkiego migocze w promieniach słonecznych.
- Co to u licha jest? – spytał Sasuke.
- Sznurek, nić… nazywajcie to sobie jakkolwiek chcecie. Ma dokładnie sto metrów, czyli dystans, na który nie możecie się od siebie oddalić. Przynajmniej tak pisało w książce. Postarałem się, aby nić była mało widoczna.
- A niech mnie – zafascynowana sięgnęłam po nią dłonią. Dotknęłam ją opuszkiem palców, choć mając związane oczy, nigdy bym o tym nie pomyślała. Była taka lekka i…
- Imponujące, prawda? – Itachi puścił mi oczko.
- Do czego nam to potrzebne?
- Jeszcze się pytasz? To na misję. Zawiążecie sobie końce na nadgarstkach. Dzięki temu będziecie dokładnie wiedzieć na ile możecie się od siebie oddalić. Nić jest mocna, więc zerwanie jej nie wchodzi w rachubę.
Uwodzicielska energia tej chwili sprawiła, że po mojej twarzy rozlał się szeroki uśmieszek. Wizja czekającego na nas zadania wcale nie sprawiała, że na moją skórę wchodziła gęsia skórka. Właściwie pomyślałam, że może być nawet zabawnie z super-długą, super-cienką i super-wytrzymałą nicią wyprodukowaną przez Itachi’ego, która pomoże nam kontrolować działanie Kyori.
- Jest genialna, dziękuję – mówiąc to, zalałam się solidnym rumieńcem. Moje serce trochę fikało, a kiedy kąciki ust Sasuke uniosły się do góry, to już w ogóle nie mogłam nad nim zapanować.
- Czyli zgadzasz się na tą misję? – zapytał mnie, nie przestając się uśmiechać. Odwróciłam się w jego stronę i teraz idealnie widziałam każdy kawałeczek jego twarzy, każdą najmniejszą zmarszczkę i każdy kształt, który mógł konkurować z perfekcyjnie wyrzeźbionym posągiem.
Może później będę się za to przeklinać, ale przez myśl przemknęło mi, że Sasuke jest niebywale piękny.
- Może nie będzie tak źle – wzruszyłam ramionami. – Mam nadzieję, że Satoshi wytrzyma beze mnie tyle czasu…
- Nie martw się. Nic mu nie będzie.
Mocno wierzyłam w te słowa. 


Od autorki: W ostatniej chwili zdołałam skończyć tę notkę na czas. Musicie uzbroić się w cierpliwość, bo rzadko korzystam teraz z laptopa. Jedynie w weekendy dostaję taką szansę. Jak zwykle prosiłabym was o poinformowanie o błędach, a jeśli chodzi o ten rozdział to można powiedzieć, że jest to nawet stan "wyjątkowy", bo błędów doszukiwałam się naprawdę szybko i jestem pewna, że ominęłam całą ich masę.  
I na koniec zwracam się do Senseless. Pod rozdziałem XII cieszyłaś się, że kolejny wypada w twoje urodziny, a więc Wszystkiego Najlepszego <3
Dziękuję wszystkim czytelnikom za ogrom wsparcia. To niesamowite uczucie; bloga obserwuje już 13 osób *.*

21 komentarzy:

  1. hmm.. nie wiem co mam powiedzieć. może najpierw przeproszę za to, że jeśli chodzi o Ai no ibuki to nie komentuję zbyt często, ale wiedz, że zawsze czytam, jestem i wspieram xD. niestety nie zawsze znajdę czas by poinformować o swojej obecności i odczuciach.
    dzisiejszy rozdział ciągnął mi się w nieskończoność. może to z powodu Sakury i jej upartego charakteru, który nie pozwolił szybko zakończyć sprawy z misją. takie rozgrzebywanie niepotrzebnego... ona jest naprawdę zaślepiona swoim maleństwem i chyba zapomina czasem ( zawsze ;p, że jest też kunoichi. że ma obowiązki w wiosce. i kto tu mówi, że życie jest upierdliwe. narzeka na Shikamaru, a sama nie jest lepsza..
    pozdrawiam i całuję xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ci za to, że jesteś, czytasz i wspierasz! Do Sakury mam jeszcze mnóstwo planów, dlatego nie ma co na nią narzekać (chyba tak źle jak z Shikamaru jeszcze z nią nie jest XD).

      Również pozdrawiam :3

      Usuń
  2. Oberwałam butem dwa razy za to, że siedziałam przy laptopie i z rozdziawiona gębą czytałam rozdział, zamiast siedzieć przy gościach, wiesz? xD
    Nie wypowiadam się więc na razie na jego temat bezpośrednio, bo znowu zaczął mnie skuli sińców boleć łeb — po imprezie na pewno skomentuje. <3
    Dziękuję za życzenia i przepraszam za poślizg u mnie. Nie udało mi się ze wszystkim wyrobić i w związku z tym postanowiłam, że postaram się w tym tygodniu w zamian za to opublikować przynajmniej dwie notki; pewnie znowu mi nie wyjdzie...
    Pozdrawiam i ponownie dziękuję, Senseless. <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak moglibyśmy Cię nie wspierać, hm? Piszesz dla nas coś tak wspaniałego, więc odwdzięczamy się chociaż tym. Pomyślmy... Powodzenia w szkole! Wiem, że Ci się przyda, bo sama już poniekąd straciłam ochotę do nauki. I oczywiście weny oraz czasu, żebyś mogła ją przetworzyć na kolejny świetny rozdział! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, że mnie wspieracie i dziękuję również za "powodzenia w szkole", przyda się :D I nie ty jedna kochana straciłaś ochotę do nauki :3

      Pozdrawiam.

      Usuń
  4. Rozdział jest bardzo dobry ;) Cieszę się, że dane jest mi go czytać :) Powodzenia w szkole;)

    Pozdrawiam:)
    Keade153

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział super, choć zabrakło mi tu sasusaku! (No niech się wreszcie pocałują!), a ten Ren niech sp*****la! Nienawidzę go! Niech zginie! (**^$#@&^*U&&%% Po za tym mało było błędów - nie martw się! Życzę dalszej weny i czasu (!) i zapraszam do mnie www.love-game-sasusaku.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pocałunek? Oj, kochana. Wiesz jak u mnie działają takie sprawy xD Ale właściwie tutaj nie będzie trzeba długo czekać na "miłosny rozwój wydarzeń" :3

      Usuń
  6. Aaaa :D
    Nareszcie zaczyna się coś pomiędzy nimi dziać! Jeśli chodzi o błędy, to w poprzednim rozdziale, można doszukać się kilku, to raczej wcale :P
    Wszystko było pięknie jak na misję mieli iść we dwójkę. Ale ja się pytam, po jakie licho, Ren jest tam potrzebny?! Awrrrr... Arogancki dupek. Płaczący ze śmiechu Itachi - oł jeaaa ;)
    Nie dziw się, że blog jest obserwowany, bo jest świetny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwierz mi, że jest bardzo potrzebny xD Później zresztą okaże się dlaczego.
      Ach! I dziękuję ci ;*

      Usuń
  7. Widzę, że zaczyna się bajera na linii Sakura-Sasuke :D
    W ogóle to cieszę się na tę misje, a nawet z Rena, bo coś czuję, że będą nie złe kłótnie i spięcia.
    Teraz 13 osób, a później będzie jeszcze więcej :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. No to teraz Sakura i Sasuke są nierozłączni, w dosłownym tego słowa znaczeniu :D Coś czuje, że na misji będzie się działo! :) Z niecierpliwością czekam na następny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ze mną już 16 :)
    Ubóstwiam Cię za to, że Itachi żyje! A jak sobie jeszcze wyobrazić, jak płacze ze śmiechu... :D
    Masz bardzo fajny pomysł na fabułę - oryginalny; tego jeszcze nie było.
    Ren mnie okropnie wkurza. W sumie to nie chodzi o niego; mógłby to być ktokolwiek - i tak bym go znienawidziła. Chodzi o to, że jest ojcem Satoshi'ego, co wiążę się z tym, że Sasuke nie nim nie jest.
    Ogólnie Uchiha to moja ulubiona postać w anime. I dlatego czytam blogi; nie mogę przeżyć tego, co teraz się z nim porobiło. Usprawiedliwiam go jednak tym, że to przez ten wstrząs psychiczny... Ale chyba sama się oszukuję. Jednak do końca będę mieć nadzieję.
    Wyłapałam, że w rozdziale występuje mój nick :D
    Dlatego też jestem bardzo szczęśliwa z tego powodu ;)
    Już nie mogę się doczekać tej misji - moją radość niszczy jedynie Ren...
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ci za tyle dobrych słów. O mój Boże... 16 obserwatorów *.*
      A jeśli chodzi o misję to raczej się nie zawiedziesz ^^
      Pozdrawiam.

      Usuń
  10. Świetne! Jak zwykle :) błędy nie rzuciły mi się oczy, więc się nie przejmuj. Już się nie mogę doczekać misji XD Dlatego z niecierpliwością czekam na nexta.
    Pozdrawiam!
    ( http://naruto-wiezi-historia.blogspot.com/ )

    OdpowiedzUsuń
  11. Rozdział bomba już się nie mogę doczekać następnego jestem ciekawa jak to bedzie kiedy sasuke bd z sakura związani tą nitka. :)Yuki-pink

    OdpowiedzUsuń
  12. witaj to znów ja xD. tym razem uznałam, że zadam pytanie tutaj ;p. A więc.. Czy rozbudujesz jakiś romantyczny wątek z Itachim? nie wiem dlaczego wpadło mi to pytanie do głowy, ale ostatnio jego osoba strasznie mnie interesuje, a rozmowa i wspomnienia braci Uchiha w jednym z rozdziałów mangi tak mnie poruszyły, że zaczęłam snuć różne dziwne historie związane właśnie z tym bohaterem xD
    z góry dziękuję i pozdrawiam xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, bracia Uchiha po wydarzeniach w mandze zdecydowanie przykuli moją uwagę *.*, ale póki co nie planowałam rozwijać wątku miłosnego z Itachi'm. Ma już swoją rolę i będę się tego trzymać. (Może też dlatego, że nie za bardzo lubię koncentrować się na bohaterach drugoplanowych, chyba, że mają naprawdę wielką rolę w opowiadaniu) Ale zawsze istnieje możliwość, że wpadnie mi do głowy kolejny chory pomysł xD

      Również pozdrawiam! :*

      Usuń
    2. oki dziękuję xD a jeśli chodzi o twoje "kolejne chore pomysły", to zawsze okazują się trafem w dziesiątkę ;D dlatego trzymam kciuki za tego, który w blasku księżyca, bądź w pyłkowym wietrze, stoi obok ciebie i mówi do ucha: "tutaj by pasowała ta twoja głęboko zakopana myśl, którą przede mną chowasz xD".

      Usuń
  13. Ech... zajrzałam z iskierką nadziei, ze jednak dodałas rozdział wczesniej... no ale trudno. To przynajmniej zaproszę Cię na nowe notki u siebie - chyba dawno nie zaglądałas, co? No i żeby następnym razem nie musieć się fatygować na bloga, po prostu zostanę kolejnym obserwatorem :)
    Pozdrawiam
    ( http://naruto-wiezi-historia.blogspot.com/ )

    OdpowiedzUsuń
  14. Sakura, Sasuke i.. Ren. Hahaha, nie mogę wyobrazić sobie tej trójki, wykonującej razem misję. A jeszcze jakby komuś coś się stało i mieliby się nawzajem ratować to już w ogóle. xd
    Powolny powrót do bycia kunoichi - tak powinno być. Sakura musi zacząć z powrotem przyzwyczajać się do misji.
    Płacący Itaś. :33
    Swoją drogą fajny prezent taka nić.
    Kurde, też mogłabym być ofiarą takiej techniki z jakimś przystojnym brunetem. Nie pogardziłabym. xd
    Wtedy miałaś 13 obserwatorów? Teraz jest ich 9657999284847990189. No ale nic dziwnego. Blog jest cudowny. <3

    OdpowiedzUsuń