„Bądź
zmianą, którą pragniesz ujrzeć w świecie.”
Mahatma
Gandhi
Podczas
tego prędkiego skoku, starałam się wprawić moje ciało w stan absolutnego
skupienia. Starałam się też przypomnieć sobie choć odrobinę z książek. Kiedyś
taką czytałam! To było bodajże przed misją w Kraju Wody. Na wszelki wypadek
moim obowiązkiem było zaznajomienie się z podstawowymi zasadami nurkowania.
Tylko jedno wiedziałam na pewno; potrzebowałam profesjonalnego sprzętu, a
takowego niestety mi brakowało.
Byłam
potwornie przerażona i rozgorączkowana. Gdy znalazłam się już pod wodą, miałam
wrażenie, że opatulają mnie jakieś złowrogie siły. W każdym razie pierwsze co
zaczęłam robić to solidnie się szamotać, aby dać znak otoczeniu wokół (Sasuke)
o moim spanikowanym stanie.
Chciałam
zebrać w płucach powietrze, ale nie potrafiłam.
Sasuke
ujął moją dłoń. Widziałam tylko rozmazane morskie barwy i jakąś czarną maź, ale
czułam jego dotyk. Tym razem nie był w stanie ukoić strzępionych nerwów.
Zaczęłam szargać się jeszcze bardziej, żeby w końcu móc zwrócić jego uwagę.
Żadne kształty nie były dla mnie dostrzegalne, tylko odcienie błękitu i zgniłej
zieleni. Dosyć! Musiałam umknąć tym złowrogim siłom, wodzie, która w żadnym
razie nie nastrajała mnie pozytywnie. Już pomijając to, że brakowało mi czegoś
takiego co zwą „umiejętnością pływania”, najpierw musiałam pokonać strach, a
nie byłam fachowcem w takiego typu sprawach.
Może
się rozpłakałam. Nie wiem. Woda natychmiast wszystkiego mnie pozbywała. Czułam
się lekka, drobna. Czułam się nikim w porównaniu do rozciągających się morskich
głębin.
I
właśnie wtedy Sasuke najwidoczniej musiał chwycić oba moje ramiona. Jakaś siła
wybiła mnie do góry.
Denerwujący
szum w uszach ustał. Słyszałam uderzające o taflę wody krople, kiedy oboje z
Sasuke gwałtownie się wynurzyliśmy. Wokół było ciemnawo. Przynajmniej mniej
jasno, niż przed naszym skokiem. Zaczęłam się zastanawiać czy przypadkiem nie
spędziliśmy pod wodą dobrych kilku godzin, bo ktoś okazał się znawcą kolejnego
zakazanego Jutsu i wyhodował nam skrzela.
Strach
upomniał się o swojej obecności.
-
Sasuke, Sasuke! – wołałam energicznie, uczepiając się jego ramienia. Woda
pozbawiła mnie łez i zapewne potu, który wlazł na moją twarz.
-
Spokojnie. Oddychaj – szepnął.
Zrobiłam
to bez owijania w bawełnę. Łapczywie i raptownie. Zaczynałam czuć się bardziej
spokojniejsza, ale nadal brakowało mi śmiałości, aby spojrzeć w jego oczy.
Co
się w ogóle wydarzyło?
Czy
„królewska armia” zaraz nas dorwie? Jeśli tak, to za ile? Chciałabym pożegnać
się z Sasuke jakimiś wyniosłymi słowami, udowadniając mu, że wcale nie jestem
taka dziecina, za jaką mnie uważa.
Uchiha
oczywiście wyczuł mój niepokój. Nagle odsunął mnie od siebie, przytykając ręce
do moich policzków. Dosłownie znieruchomiałam! Nawet w takim momencie był w
stanie mnie zawstydzić!
-
Spójrz na mnie – powiedział na bezdechu. Przecież ja celowo unikam jego oczu!
Dlaczego on mi to robi? – Sakura…
Uniosłam
wzrok.
-
Już jest dobrze. Tutaj nas nie znajdą. Ale proszę cię o dwie rzeczy.
Skoncentruj się na swojej chakrze. Dobrze wiesz, że nie mogą jej wyczuć. I
najważniejsze uspokój się. Mają uszy, więc...
-
Nie rozumiem – wybełkotałam. – Gdzie my jesteśmy?
Rozejrzałabym
się, ale oczywiście urok Sasuke stanowczo mi tego zabraniał. Po pierwsze; w
kosmykach, z których spływała woda, i które uporczywie przyklejały mu się do
policzków wyglądał zjawiskowo, po drugie: natknęłam się na jego hipnotyzujące
spojrzenie i już po prostu nie mogłam wyrwać się z odurzenia. Takie właśnie
było ich działanie! Po trzecie; dotyk. Wydawało mi się nawet, że Sasuke
kciukami delikatnie gładzi moje policzki. Albo on sam nie wiedział, że to robi,
albo to moje zauroczenie jego osobą wmawia mi niestworzone rzeczy.
-
Jesteśmy pod pomostem – powiedział nagle i zabrał jedną rękę z mojego policzka,
by następnie łupnąć nią o coś twardego nad nami. Zerknęłam w górę i ujrzałam
drewniane deski.
-
Jak ty…? Skąd wiedziałeś, że poziom wody… że my… - z uznaniem obserwowałam jak
woda dosięga mi ramion.
-
Na jednej z misji miałem podobnie. Do końca nie byłem świadomy czy pomiędzy
pomostem a wodą będzie potrzebna dla nas przestrzeń, ale dzięki Bogu się udało.
Myślę, że jesteśmy tutaj bezpieczni. Skoncentruj się tylko na swojej energii…
nie mogą nas wyczuć.
-
Dobra. Muszę przyznać, że to wyszło ci całkiem nieźle – oświadczyłam, próbując
opanować drżenie głosu.
-
Reszta zależy od ciebie Sakura. Powstrzymaj swoje gadulstwo i siedź w ciszy.
Słyszysz? – lekko przystawił ucho do górującego nad nami pomostu. Dobiegły mnie
ciche, chaotyczne odgłosy kroków. – Zbliżają się. Skoncentruj się na chakrze.
-
Nie musisz mi tego powtarzać tysiąc razy. Postaram się – obiecałam.
Ale
wtedy Sasuke puścił moje ramiona i chwycił drewnianą belkę, która wbijała
pomost w ziemię głęboko pod wodą.
-
Sasuke, nie! – spanikowałam. Okropnie przerażona uczepiłam się jego torsu. –
Nie puszczaj mnie! Nie umiem pływać!
Niestety
było zbyt zimno, aby rumieńce mogły ogrzać moje policzki. I niestety byłam zbyt
zażenowana swoim zachowaniem by móc spojrzeć w jego oczy. Spuściwszy głowę,
zacisnęłam oczy.
-
Spokojnie, Sakura – wyszeptał, ale nie odsunął mnie od siebie. – W sumie nawet
mnie to nie dziwi.
-
Głupek – zacisnęłam w pięści kawałek jego koszuli. – Nie myśl sobie, że jesteś
lepszy. Ja mam problemy z pływaniem, a ty ze współpracą. Nic mi nie wyjaśniłeś,
tylko błyskawicznie kazałeś skoczyć do wody. Myślałam, że masz jakiś plan na
wyhodowanie sobie skrzeli. Mei pewnie zamartwia się o nas.
-
Mei zna nas zaledwie dzień. Naprawdę sądzisz, że będzie się zamartwiała? – jego
glos wrócił do dawnej, oschłej barwy.
-
Głupek – nic innego nie przyszło mi do głowy.
Sasuke
westchnął:
-
Nie dość, że nie umiesz pływać, to na dobitkę masz bardzo ograniczony zasób
słownictwa. Tak na marginesie: czy w twoim słowniku znajdują się jakieś inne
stwierdzenia oprócz „głupek”, „sama wiem lepiej” i „jesteś bezczelny”?
Co
za chamstwo! Zaczęłam się zastanawiać czy nie lepiej byłoby się zanurzyć i
naprawdę skoncentrować na hodowli skrzeli. Bądź co bądź… istnieje Jutsu do
parowania ludzi, więc kto wie czy i takie się nie znajdzie. To niesamowite, a
zarazem przerażające ile mrocznych tajemnic i sekretów kryje cały Świat Ninja.
Złość
na Sasuke przeszła mi w momencie, gdy tupoty nóg złowrogiej armii zaczęły
dochodzić do mnie z większym natężeniem. Byli już bardzo blisko i Sasuke (a
jakże by inaczej!) musiał pokazać swoją wyższość i zatkać dłonią moje usta.
Przewróciłam oczami, czego on na szczęście nie był w stanie zobaczyć.
No…
ale chyba wyczuł. Różnie z nim bywa.
-
Pamiętaj, że to ja komenderuje całą misją. Ty nawet nie chciałaś ruszyć się z
Konohy. Itachi jakoś cię udobruchał, ale zapomniał, że to ja przez te wszystkie
dni będę się musiał z tobą użerać. Zwłaszcza, że…
Klap!
Moje ręka wylądowała na jego buzi. Zachciało mi się śmiać. Musiałam parsknąć…
tak cichuteńko… byle jakoś wyładować emocje. Nasza pozycja zapewne wyglądała
naprawdę komicznie. Byłam przekonana, że tym razem to Sasuke wywrócił oczami w
ten swój charakterystyczny (arogancki) sposób.
Ale
nie było już więcej czasu, aby frapować się tego typu myślami. Druga część mnie
(ta bardziej strategiczna) uświadomiła mi, że całe zbiegowisko osób dotarło do
portu, ale naraz prawdopodobnie się zatrzymało. Nie słyszałam kroków, jedynie
mieszankę skrzeczących głosów.
Żołądek
podszedł mi do gardła, gdy wszystko umilkło. Ktoś kroczył po pomoście.
Dokładnie nad nami. Dzieliła nas odległość kilku centymetrów. Coś w środku
podszeptywało mi, że to szef całego tego chaosu. Być może nawet Wampir…
Przywarłam
mocniej do torsu Sasuke. Ta myśl zbudziła we mnie lęk.
-
Zwali! – mocny, kobiecy głos wprawił nas w niemałe zdziwienie. – Ketsuto nas
zamorduje! Co żeście uczynili?
-
To nie nasza wina… - burknął ktoś z tłumu. Ledwie mogłam go usłyszeć. – Za
późno dał nam znać, nie byliśmy w ogóle przygotowani!
Zaraz
po tych słowach ponownie rozległ się chór głosów. Wyobraziłam sobie jak
„kobieta przywódczyni” ucisza ich ruchem dłoni.
-
Spokój! Teraz musimy liczyć, że nie naślą na nas żadnego Kage. Dobrze wiece, że
takie osobistości mają prawo ingerować w sprawy naszej wyspy. Podobno Kazuma
powiedział im, że na wyspie znajduje się zwój.
-
Zdrajca! – usłyszałam wzburzony ton jakiegoś mężczyzny z armii.
Potem
dołączali się kolejni:
-
Dobrze, że Ketsuto go wywalił! Ten dzieciak sprawiał same problemy.
-
Nigdy nie darzyłem go szczególną sympatią!
-
Mi się wydaję, że trzymali go pod skrzydłami tylko z litości – ostatnia uwaga
dorzucona została w dość perfidny sposób i kilkoro osób zaniosło się śmiechem.
Kobieta
nad nami zrobiła kilka kolejnych kroków w przód.
-
Idioci. Jak mogli to tak spartaczyć? Najpierw Ketsuto, a potem Kazuma. Ech, tak
czy owak… schwytali jednego z nich. Będą starać się wyciągnąć od niego jakieś
informacje.
Wzdrygnęłam
się.
Schwytali
jednego z nich…
Mają
Ren’a…
To
przeraziło mnie bardziej niż rosnący odgłos zbliżających się kroków… bardziej
niż teraźniejsza sytuacja!
Sasuke
poruszył się, a jego usta znalazły się tuż przy moim uchu, drażniąc go
niespokojnym oddechem.
-
Żadnych gwałtownych ruchów – szepnął.
-
A-ale… Ren… - wydukałam przez jego rękę, która bezustannie spoczywała na mojej
twarzy.
-
Znajdziemy go.
-
Znajdziemy ich! – oświadczyła w tej samej chwili przywódczyni armii. – Ketsuto
i tak przeszuka każdy zakamarek wyspy. Przez dwa kolejne dni będzie trwała
dokładna obława. Na wszelki wypadek. Może oprócz tej trójki na wyspie są jacyś
inni intruzi.
Teraz
nawet Sasuke się zestresował. Słyszałam bicia jego serca.
Rozniosły
się okrzyki aplauzu i głośne brawa. Sądząc po odgłosach, kobieta skierowała się
z powrotem na ląd. Kobieta… Ach! Tyle dziwactw napotkało mnie przez te kilka
dni, że praktycznie rzecz ujmując mógł być to nawet mężczyzna z babskim głosem,
albo dokuczliwą mutacją. Albo głos wcale nie musiał należeć do człowieka. Może
to ptak, pies, albo kolejny gadający kot?
-
Wracamy! – zawołała. – Musimy podzielić się na grupy i znaleźć więcej ludzi. Ta
dwójka nie może nam umknąć. Mamy świadków ich ucieczki. Prędzej czy później ich
dorwiemy!
-
O tak! – ucieszyła się armia, którą na słuch przewyższały męskie głosy.
O
nie, pomyślałam przełykając ślinę.
Bojowe
okrzyki dochodziły do naszych uszu długo po ich odejściu. Moim ciałem
wstrząsały solidne dreszcze; nie tylko z powodu doskwierającego zimna, ale też
przez Ren’a i tego co właśnie usłyszałam.
Naszła
mnie nieodparta chęć na objęcie Sasuke ramionami i wessaniu odrobiny jego
ciepła, ale uznałam, że nie jest to odpowiednia chwila. On sam miał go
niewiele. Nie miałam prawa pocieszać się w taki sposób. Nie miałam prawa
dotykać Sasuke. Nawet nie byliśmy przyjaciółmi.
Ach,
o czym ja, u licha myślę? W takim momencie? Brawo Sakura.
Prędko
wyparłam od siebie wszystko to, co niepotrzebne i ostrożnie odsunęłam się od
Sasuke. Przerażał mnie fakt, że nie drgnął nawet o milimetr w ciągu pięciu
długich minut.
-
Co teraz? – zapytałam nadal szczękając zębami. – Znajdą nas. Nie damy rady się
ukryć. Przecież to będzie „wielka Obława”!
-
Nie panikuj – Sasuke miał zamyślone wejrzenie. Patrzył „przeze mnie”, a nie „na
mnie”. Natychmiast to zrozumiałam! Jego, tak samo jak mnie przerażały
nadchodzące wydarzenia. Przez cztery dni utknęliśmy na Michigacie, ucieczka nie
wchodziła w rachubę i ponad wszelką wątpliwość niedługo wpadniemy w „królewskie
łapska” i skończymy tak samo jak Ren.
Ren…
Rozzłoszczona
odsunęłam się od Sasuke i chwyciłam belkę po drugiej stronie pomostu. Dygocząc,
delikatnie zza niej wyjrzałam, chcąc skontrolować teren. Armia w moim mniemaniu
wielkością dorównywała mrówkom i właśnie znikała za zakrętem.
Chciałam
wyjść z wody i jakimś cudem sprawić, że akurat w tym momencie do głowy wpadnie
mi niezastąpiony pomysł dotyczący ratunku Kanoe, ale Sasuke chwycił mnie za
dłoń i przyciągnął do siebie. Przez opór wody ruch był bardzo powolny, ale i
tak się nie wyrwałam.
-
Czekaj. Nie możemy tędy wyjść. To może był pułapka.
Racja.
Muszę stosować się do poprzednio ustalonej zasady. Oczekuj nieoczekiwanego.
-
W takim razie co robimy? Zimno mi.
-
Musimy podpłynąć trochę w stronę lasu – wskazał za siebie palcem. – Tam póki co
możemy czuć się bezpiecznie. Teraz co najwyżej będą sprawdzać miasto. Poza tym
zawsze istnieje możliwość, że wcale nie będzie żadnej obławy. W końcu
„odpłynęliśmy” statkiem. Robią to tylko dla upewnienia.
-
Nie słyszałeś co powiedziała ta kobieta? – zirytowałam się. – Nie możemy
kierować się w stronę lasu, skoro Ren potrzebuje pomocy.
Sasuke
mlasnął niezadowolony, a jego wzrok padł na rozciągający się zbiornik wody.
Statek Mei i Nakashimy był już tak maleńki jak mój kciuk.
-
Więc co chcesz zrobić? – spiorunował mnie spojrzeniem. – Chcesz w dwójkę
pokonać tych wszystkich Shinobi? Przecież to niemożliwe.
-
Nie wierzę, że ty to mówisz – z prychnięciem odskoczyłam od jego klatki
piersiowej, lecz szybko doszło do mnie, że nie umiem utrzymać się na wodzie.
Ale i tak nie wróciłam do Sasuke! To byłoby zbyt żałosne, dlatego postanowiłam
ponownie uczepić się tej przeklętej belki. – Wielki Sasuke Uchiha
cykorzy, tak? A ty ośmielasz się szydzić sobie ze mnie!
Mocno
ścisnął moje ramię i znów przyciągnął do siebie. Zaczynało mnie to wkurzać.
Było zimno, owszem. Ale z każdym takim ruchem możliwość na zaczerwienienie
wzmagała się dwukrotnie.
-
Wielki Sasuke Uchiha nie chce wysłuchiwać wyrzutów młotka, kiedy jego droga
Sakura zginie przez własną głupotę.
To
było ostatnie co usłyszałam zanim wodne objęcia ponownie mnie otoczyły.
Naturalnie Sasuke przed niczym mnie nie ostrzegł, tylko pociągnął w dół. Nawet
nie zdążyłam zebrać w sobie potrzebnego powietrza. Kompletnie odrętwiała
szamotałam się jeszcze bardziej niż przedtem, a kiedy chciałam wypłynąć w górę,
Uchiha mnie zatrzymywał. To znaczy …jakaś czarna, mętna kulka, którą brałam za
jego bujną fryzurę.
Dopiero
po czasie, kiedy już naprawdę zaczynało brakować mi powietrza, siła Sasuke
uniosła mnie w górę. Chciałam się rozejrzeć, napaść na niego i zrugać za tak
podłe zachowanie, ale oczywiście nie było mi to dane.
-
Głęboki wdech! – ryknął.
Zrobiłam
tak, ot co! Wiedziałam, że nie dam rady wyślizgnąć się jego sile, więc z
westchnięciem pozwoliłam mu się prowadzić.
Sasuke
wlókł mnie za sobą przez kilka krótkich chwil. Miałam zamknięte oczy, więc
dokładnie nie byłam w stanie określić, gdzie jest ląd, ale instynktownie
czułam, że zwalnia. Zdziwiłam się też, gdy dosłownie mnie do siebie przytknął i
objął szczelnie oburącz. Nie musiałam nic robić. Uchiha wtłoczył się na stały
ląd, którym okazało się być twarde podłoże ze śladowymi ilościami trawy. Tuż
obok zaczynał się las.
-
Oddychaj – wysapał i uprzednio zdjąwszy mi plecak, ostrożnie ułożył mnie na
ziemi. Sam zaś nachylił się nad moją twarzą, przeczesując różowe włosy. Dzięki
panującej temperaturze nie przeistoczyłam się w ludzkiego buraka. – Oddychaj… -
powtórzył słabo.
Celowo
robiłam to jak najbardziej widocznie, starając się nie myśleć o tym jak bardzo
drży moje ciało.
Sasuke
uśmiechnął się do mnie.
-
Zimno?
-
Troszeczkę – zachichotałam.
Kropelki
wody spływające z włosów Sasuke atakowały moje policzki.
Sasuke
zerknął na mój plecak.
-
Wszystko mokre – mruknął wściekle. – Musisz wytrzymać, Sakura. Dam ci moją
koszulę…
-
Przecież tobie też jest zimno! – obruszyłam się.
-
Dam radę.
-
Ja też.
Doskonale
znałam minę, którą teraz zrobił. To oburzenie moją upartością i sposobem bycia.
Nie pozwolę mu zmarznąć! To nie moja wina, że akurat teraz zachciało mu się
zgrywać dżentelmena. Jego ubrania tak czy owak były w takim samym stanie co
reszta ekwipunku w naszych plecakach. Jesteśmy zdani na mróz, a niezbędnym
sprzętem okazała się być suszarka.
Której
nie mieliśmy…
A
Ino mówiła: Przyda ci się kilka kobiecych gadżetów. A ja na
to: Nie, no! Skądże! Idę na misję, nie na wybieg. Gdybym mogła
cofnąć się w czasie, udusiłabym samą siebie!
-
Mam nadzieje, że nie będziesz chora – usłyszałam Sasuke, który wciąż był tylko
kilka centymetrów nad moją twarzą, ba! Nawet się uśmiechnął, gdy jedna kropla
spływająca z jego włosów dostała mi się do oka.
-
O kurczę, ach… to znaczy… Nie. Ja jestem odporna na wszelkie choróbska. Ty
pewnie też.
Jakżeby
inaczej. To Sasuke!
Gdy
pokiwał głową, byłam trochę dumna z tego, że udało mi się odgadnąć, a zarazem
zła, że kolejna rzecz przybliża go do bycia idealnym. To dołujące, zwłaszcza,
że ja jestem przeciwieństwem, kompletnym beztalenciem, jak to zwykł
mawiać Ren.
Sasuke
parsknął śmiechem i usunął następny włos, przyklejony do mojego czoła. Teraz
niewątpliwie dostrzegł pierwsze objawy „ludzkiego buraka”.
-
O czym znowu myślisz?
-
Hę?
Wskazał
na moje usta.
-
Ach… chodzi ci… Ej! Nie mów poważnie! Naprawdę znowu je krzywiłam? – spytałam
zażenowana.
Przytaknął.
Kiedy
myślałam, że urok Sasuke tkwi w jego oschłości i byciu tajemniczym, okazuje
się, że lekko uśmiechnięty potrafi być jeszcze bardziej cudowny i perfekcyjny.
Gapiłam się na niego jak w obrazek. Obrazek najdroższy i najpiękniejszy w
najbardziej luksusowej galerii wszechczasów. „Naj” nigdy za wiele, gdy w grę
wchodzi Uchiha.
-
Myślałem, że pod wodą będziesz spokojna, ale byłaś tak samo nadpobudliwa co na
lądzie.
Że
co proszę?
Uroczy
czar obecnej chwili momentalnie prysł. Wielbiące spojrzenie ustąpiło miejsca
wzrokowi płatnemu zabójcy.
-
Głu… - ups. To już było. Muszę zaskoczyć go czymś nowym. – Idiota! – wypaliłam
warkliwie.
Mówiłam,
że „naj” nigdy za wiele, ale to nie znaczy, że słowa takie jak: „najgłupszy”,
lub „najpodlejszy” nie mogą tu występować.
Sasuke
bez słowa odsunął się w bok, pozwalając mi się podnieść. Zrobiłam to z
odpowiednim oburzeniem. Kątem oka rejestrowałam jego wyraz twarzy. Wiedziałam,
że będzie zażenowany moim postępowaniem, ale ku memu zdziwieniu patrzył na mnie
nad wyraz dziwnie. Tak jakby nie spodziewał się, żebym miała podnieść się z
miejsca.
-
Co jest? Zatkało cię? – prychnęłam.
Ani
drgnął.
No…
dobra. W takim razie ruszę w głąb lasu, może wtedy wybudzi się z letargu. Wciąż
leżałam na ziemi, ociekając wodą i podpierając się łokciami. Trzęsłam się, więc
zadecydowałam, że na im mniej ruchu wystawię swoje ciało, tym mniej zimna mnie
dopadnie. Ślamazarnie zmieniłam pozycje, układając się na brzuchu, ale kiedy
uniosłam wzrok, przed oczami stanęły mi olbrzymie błękitne tęczówki.
Krzyknęłam
wystraszona. Chrzanić zimno! W okamgnieniu podniosłam się z podłoża, śmigając
do Sasuke.
-
Co do… - zaczął, ale nie dokończył. Oboje stanęliśmy na równe nogi, mierząc
surowo… kota. Ach, nie wierzę, że znowu mi się to przytrafia! Ledwo co zdałam
sobie sprawę z iloma dziwactwami muszę napotykać się na Michigacie. Strach
pomyśleć co się dzieje na innych wysepkach.
Jakiś
uroczy ptaszek zaćwierkał lądując nieopodal na gałęzi. Między naszą trójką
zapadła grobowa cisza. No bo jak tu zacząć konwersację z kotem? Kotem, który z
najzwyczajniejszą miną i najzwyczajniej w świecie siedział sobie na drzewie?
Na
szczęście sam podjął się rozmowy:
-
Nie chciałem jej wystraszyć.
-
Wystraszyć? – powtórzyłam jak echo. Świetnie, wyszłam na strachajłę. Prędko
wynurzając się zza pleców Sasuke, użyłam sztucznej pewności siebie. - Nie
wystraszyłeś mnie… tylko… zaskoczyłeś.
Sasuke
pokręcił głową z politowaniem, a potem naostrzył spojrzenie, które bezlitośnie
padło na zwierzaka.
-
Czego od nas chcesz? Znowu.
-
To jest wasze podziękowanie za pomoc?
-
Pomoc? Jaką pomoc do diabła? – z trudem uwierzyłam w to, że nastrój Sasuke tak
szybko uległ zmianie. Chwilę temu się uśmiechał, do licha! – Masz na myśli
poinformowanie nas o zbliżającej się armii?
Zwierzę
milczało. Wyglądało na zażenowanego słowami Sasuke.
-
Mieli rację mówiąc, że jesteś gburem.
Uchiha
dławił się rozdrażnieniem, więc teraz to ja postanowiłam podjąć się jakiś
kroków:
-
O kim dokładnie mówisz?
-
O władzy Michigatty. Wszyscy już wiedzą, że wielki Sasuke Uchiha znajduje się
na wyspie. To znaczy… znajdował. Na wasze szczęście udało się wam utwierdzić
ich w takim przekonaniu.
-
Ci wszyscy ludzie znają Sasuke? Myślałam, że wyspy są odizolowane od innych
wiosek…
-
Widocznie wiesz za mało – kiedy myślałam, że kociak stał się przyjaznym źródłem
informacji, on momentalnie musiał przejść na swój cwaniacki styl bycia. – Do
tej wyspy przyjeżdżały przeróżne osobistości. Wydaję mi się, że nawet ten gbur
tu był.
-
Bzdura – odparł beznamiętnie Sasuke. Jego lewa brew nieustannie drgała. – Nigdy
nie byłem na Michigaccie.
Kot
cofnął się o krok w obronnym geście.
-
Spokojnie, spokojnie… Powiedziałem „wydaję mi się”. Dla wszystkich jestem tylko
kotem, więc nie wiem wszystkiego.
-
Więc dlatego pozwolili ci odejść…
-
Nie do końca. Z pewnością będą mnie szukać. Nie jestem wszechwiedzący, ale coś
tam wiem – mojej uwadze nie umknął błysk w jego oku, podczas wypowiadania
ostatnich słów. Prześlizgnęłam wzrok na Uchihe. Wydawał się spokojniejszy.
-
Więc czego chcesz? – zapytał.
Bystrzakiem
to ja nie byłam, ale prawdopodobnie nasz rozmówca z zapałem czekał na to
pytanie.
-
Zawrzyjmy prosty układ.
-
Mam zawrzeć układ z kotem? – prychnął Sasuke.
-
Uwierz mi, że kiedy poznasz warunki tej umowy zrozumiesz, że nie macie wyboru.
Sasuke
popatrzył mi prosto w oczy. Z ledwością zakamuflowałam strach i prawie
przełknęłabym ślinę. Owszem, konwersując z tym zwierzęciem, wydawało mi się, że
w istocie rozmawiam z dzieckiem, to mimo wszystko jego obecny ton głosu
przyprawił mnie o gęsią skórkę.
-
I co? – spróbowałam bardziej energicznie. – Teraz pewnie za tymi drzewami kryją
się twoi ludzie, tak? Albo w głębi lasu?
Pokręcił
głową i westchnął.
-
Mówiłem wam, że dzięki waszej upartości nie jestem już ich sojusznikiem.
Zresztą nigdy nie byłem. Nie traktowali mnie poważnie.
I
go to dziwiło? Jak można poważnie traktować kota?
Milczeliśmy
parę chwil.
Potem
Sasuke zrobił krok do przodu i omiótł kota czujnym wzrokiem.
-
Skąd wiadomo, że możemy ci zaufać?
-
Nie wiadomo – uśmiechnął się konspiracyjnie. Byliśmy tak skołowani, że nie
przyszło nam nic innego do głowy, jak trwać w ciszy. Ten kot to dziwoląg.
Cholerny dziwoląg. Wszystko wokół wiąże się z tym słowem. – Ech,
dobra. Przejdę może do konkretów, zgoda? – dodał prędko.
-
Przydałoby się – głos Sasuke był przesiąknięty ostrą nutą.
-
Jak sami słyszeliście przez kolejne dwa dni będzie trwać obława. Mieszkam na
Michigacie od urodzenia, poza tym kilka razy uczestniczyłem w tych akcjach. Jak
mniemam zależy wam na dobrym schronieniu…
Skinęliśmy
głowami. Jego słowa zaczęły stawać się interesujące…
-
Podczas jednej z obław znalazłem miejsce, o którym nikt nie wie. Tam was nie
znajdą. Macie moje słowo. Mogę was tam bezpiecznie przetransportować. Dzięki
kociej formie jestem uczulony na obcą chakrę bardziej niż najwięksi znani wam
Shinobi.
-
Ale dlaczego? Nic z tego nie rozumiem. Jesteśmy twoimi… wrogami. – powiedziałam.
-
Otóż prawda jest taka, że wcale nimi nie jesteście. Powiedzmy, że byłem w
podobnej sytuacji, a Ketsuto teraz zupełnie zdjął mnie z pozycji pomocnika.
Zostałem bez niczego. Dlatego oferuję wam pomoc. Zaprowadzę was do tego
miejsca, w zamian za moje towarzystwo.
-
Czyli jeśli dobrze rozumie chcesz się do nas przyłączyć…?
-
Brawo Różowa – przyklasnął mi. Wszystko pięknie, ale ten pseudonim jaki mi
nadał zupełnie nie przypadł mi do gustu. Pokręciłam zniesmaczona głową i
zerknęłam na Sasuke.
-
Mamy niesamowite szczęście – zwróciłam się do niego. – Jakoś zniosę
jego towarzystwo.
-
Więc ustalone? – kot od razu się rozpromienił.
-
Nie ma mowy.
Hę?
Dwie
pary zdezorientowanych oczu padły na Uchihe. Patrzył gdzieś przed siebie,
zupełnie nieobecny.
-
Jak to nie? Inaczej nie unikniemy obławy! To nasza jedyna szansa! – zaczęłam
się buntować, ale uciszył mnie gestem ręki.
-
Mogłem się tego po tobie spodziewać Sakura. Nawina jest zawsze. Czy ty nie
rozumiesz, że to może być kolejna pułapka? Kto wie czy już teraz nie czyhają na
nas…
-
Ach, nie, nie! Nawet tak nie gadaj! – oniemiałam, gdy kot objął łapskami nogę
Sasuke. – Błagam! Nie chcę zostawać na lodzie! Oni też mogą mnie szukać! Też
mogą mieć swoje obawy! O, wiem! Powiem wam wszystko co mi wiadomo,
przysięgam!
-
Złaź ze mnie do cholery! – Sasuke zaczął kręcić prawą nogą. – Niedawno mówiłeś
mi, że nie jesteś punktem informacyjnym!
-
Cofam wszystko co powiedziałem! Proooszę!
Musiałam
się roześmiać. Opuszczając bramy Konohy i wbrew własnej woli wyruszając na tę
misję, nie oczekiwałam tak porywających widoków. Przynajmniej utwierdziłam się
w przekonaniu, że kociak musi być dzieckiem. Nie było innej opcji.
-
Sasuke – postanowiłam jakoś wspomóc to biednie zwierzę. – Słyszałeś co
powiedział. Podzieli się z nami informacjami. Może moglibyśmy mu zaufać… I tak
nie mamy innego wyboru. Inaczej zostaniemy złapani.
-
Dobrze mówi – wyszczerzył się. – Nie wiem za wiele, ale zawsze są to jakieś
informacje. Nie chcę zostać sam! Nawet u Tsubaki nie będę bezpieczny.
Kim
jest Tsubaki?
Kim
jest Ketsuto i Kazuma?
Znowu
tajemnice…
Sasuke
surowo spojrzał na naszego „sojusznika”.
Zapadła
cisza.
-
Jeśli okaże się, że to pułapka, biorę za to pełną odpowiedzialność – wtrąciłam
jeszcze.
-
Co mi z tego, że weźmiesz za to odpowiedzialność? – parsknął – I tak oboje
poniesiemy konsekwencje twojej lekkomyślności!
Zwierzę
puściło nogę Sasuke i wspięło się na pobliskie drzewo. Wysokie i szczupłe. Jak
wszystkie na widocznym leśnym terenie.
-
Jestem Akashi Kazuma. Mieszkaniec Michigatty, który w wyniku tragicznego
wypadku został przemieniony w kota.
Tego
się nie spodziewałam! Przyglądałam się zwierzęciu z największą uwagą i nagle
poczułam wyrzuty, że kiedykolwiek określiłam go mianem innym niż „człowiek”.
Kiedy chciałam zagłębić się już w jego historyjkę, do głowy wpadła mi nowa
myśl.
-
Kazuma! – niemal krzyknęłam. – To o tobie rozmawiali…
-
Serio? Mówili coś o mnie? – przechylił główkę w bok. Ach! Jaki on był uroczy!
Swoją drogą zawsze chciałam mieć kota. Lubiłam je o wiele bardziej od psów,
mimo, że znane były ze swojego aroganckiego podejścia do reszty świata.
Otwierałam
już usta, ale Sasuke chwyciwszy do ręki mój plecak, pchnął mnie w przód.
-
Idziemy.
-
Hej! Co ty robisz? Dokąd idziemy?
-
Poszukać schronienia.
-
Nie znajdziecie – Akashi zmaterializował się przed nami, torując drogę do lasu.
– Przeszukają dokładnie każdą część wyspy. Wiem jak wygląda obława.
-
Zejdź nam z drogi – Sasuke znów zastosował swoje mordercze spojrzenie, którego nawet
ja się obawiałam… ale mimo to robiło mi się przykro na myśl o losie tego zwie…
chłopczyka. Ciekawe ile naprawdę ma lat?
Wzięłam
się w garść i położyłam dłoń na ramieniu Sasuke.
-
Nie lepiej postawić na ryzyko? I tak nas dorwą.
Momentalnie
ją odtrącił.
-
Nie wtrącaj się, Sakura. Dobrze wiesz jakie jest twoje szczęście do sprowadzana
nieszczęść – zabrzmiało to bardzo niestylistycznie, ale i tak zdołało mnie
urazić. Czasami Sasuke mówił tak samo jak Ren, czyli szczerze, chamsko i bez
skrupułów.
Akashi
z parsknięciem usunął się w bok, a Uchiha bez słowa zaczął sunąć do przodu,
ginąc wśród objęć gęsto porozstawianych, patykowatych i wysokich drzew.
Skamieniałam, bo naprawdę sądziłam, że nie pozwoli zostać mi sam na sam z
„człowiekiem”, o którym praktycznie nic nie wiemy.
A
jednak to zrobił!
-
Gbur – mruknął Akashi.
Potem
słowa same płynęły z moich ust:
-
Masz rację! Jest gburem! Głupim, chamskim gburem, który tylko udaje miłego
typa. Ale ja nie dam sobą pomiatać, o nie! Niech sobie nie myśli, że jestem kretynką!
Ostatni raz nabrałam się na tę zagrywkę, a następnym razem odczepię się od jego
ramienia i przyłożę mu w twarz! Głupi Uchiha! G-ł-u-p-i!
Choć
byłam rozgoryczona, patrząc na wyraz twarzy tego kota, omal się nie zaśmiałam.
Nie myślałam, że tak wielkie oczy mogą się jeszcze bardziej powiększyć.
-
O rzesz ty… Myślałem, że Shinobi z wiosek są bardziej poważni.
-
Ja jestem poważna! – wkurzyłam się, zaciskając pięść. W moich oczach żarzyły
się ogniste płomienie. – A ty! Ty idziesz z nami! Mogę ci ufać, zgadza się?
-
Yyy… tak? – zmarszczył brwi, a kiedy sięgnęłam po niego dłonią cofnął się o
trzy kroki. Co za ludzie! To zachowanie było godne Ino i Naruto! Na języku
miałam co najmniej trzy upomnienia, tyle że uścisk w klatce piersiowej nie
pozwolił mi ich wykrzyczeć.
-
Ałć – jęknęłam.
-
Co się stało… pani…?
-
Sakura. Wystarczy Sakura – już wtedy czułam nieprzyjemne ukłucia w płucach.
Znałam to. Ach! I to właśnie dzięki mojej pamięci mogłam szybko zareagować. –
Cholera! On jest głupszy niż myślałam!
-
Kto? Ja? – zdziwił się kociak.
Teraz
nie sięgnęłam po jego łapkę. Po prostu desperackimi ruchami obu ramion zaczęłam
mu pokazywać, aby czym prędzej rzucił się do biegu, sama zrobiłam to samo.
Zaraz się zacznie, zaraz się zacznie…
Zaraz
zacznę się dusić!
-
Sasuke! Sasuke, na Boga!
-
Tankyori no Jutsu – Akashi wybuchnął kpiarskim śmiechem, śmigając tuż obok
mnie. – Jesteś dziwną osobą.
Przysięgam,
że gdybym miała pod ręką jakiś ciężki przedmiot, albo chociaż tą drobną (ale
niesamowicie twardą) torebkę, którą poleciła mi na przyjęcie powitalnie pani
Kagekee to momentalnie wylądowałaby ona na głowie tego kota! I nie nabrałabym
się na tą słodką niewinność. Wkurzało mnie, że patrzył na mnie i ani na sekundę
nie rezygnował z dokuczliwego uśmieszku.
-
Ty lepiej zacznij mi mówić wszystko, co wiesz. Udowodnię Sasuke, że miałam
rację.
-
Wszystko ci powiem, spokojnie. Jestem słownym człowiekiem.
-
Chyba kotem – palnęłam. Zrobił wściekłą minę, a to trochę podniosło mnie na
duchu. Przynajmniej się zrewanżowałam.
***
-
O nie, nie gburze! To nie w tamtą stronę! – usłyszałem kilka stóp nad sobą ten
irytujący, dziecinny głosik i pomyślałem, że najchętniej rzuciłbym w nim czymś
ciężkim. Może Sakurą? Dostaliby nauczkę w tym samym czasie. Choć sugestia było
dość kusząca, postanowiłem z anielską cierpliwością przetrwać ich towarzystwo.
Wprawdzie nie powinno być to dla mnie nowością. Najpierw moimi kompanami byli
Naruto i Sakura; głośni, denerwujący. Potem Suigetsu i Karin: głośni,
denerwujący. Teraz Sakura i jakiś Akashi (o ile dobrze pamiętam): bardzo
głośni, bardzo denerwujący. Myślałem, że przywykłem, ale myliłem się.
-
Gdzie teraz? – Sakura pocierała sobie ramiona. Dzieliłem z nią obecnie
identyczne odczucia. Niewiarygodny chłód, gęsia skórka… Najbardziej jednak
drażniło mnie to, że nieprzyjemnie odbierałem widok jej dygoczącego ciała.
Po
prostu chciałem w okamgnieniu ogrzać ją swoim ciałem.
Ale
nie mogłem.
To
nieetyczne, czy jakoś tak.
-
Tam gdzie las jest coraz gęściejszy – powiedział kot, wskazując łapą nieznany
mi kierunek. Kolejna drażniąca rzecz. Nieznajomość terenu. Nienawidziłem tego.
– Na miejscu się ogrzejecie – zeskoczył z drzewa.
-
To dom? – zapytałem.
-
Jaskinia.
-
Jaskinia? – wtrąciła Sakura. – Taka duża, z tysiącami skalistych korytarzy, jak
na filmach?
Kiwnął
głową.
-
Jest nawet większa niż możesz to sobie wyobrazić.
Musiałem
odchrząknąć, to co odkryłem omal nie doprowadziło mnie do szału. Postanowiłem
wyżyć się na kocie, bo Sakura wyglądała już na wystarczająco wypraną przez
życie:
-
Wielka jaskinia? Um, świetnie. Na pewno nie przyjdzie im do głowy, że tam się
ukryliśmy. Geniusze!
-
Hej! Nie bierz mnie za takiego idiotę! To oczywiste, że będą przeszukiwać
jaskinię, ale jest jedna rzecz o której nie wiedzą i ja mam zamiar to
wykorzystać.
-
Nie możesz zostawić nas w spokoju?
-
Nie. Sakura-sempai pozwoliła mi z wami iść – wyszczerzył się brodą nakierowując
mnie na Haruno. Mogłem się kłócić, owszem. Ale dwoje upartych kretynów na
jednego odpowiedzialnego osobnika to walka przesądzona. Koniec końców może uda
mi się wyciągnąć od tego dzieciaka jakieś potrzebne dla mnie informacje. – Za
mną! – Akashi truchtem zniknął między chudymi pniami.
Sakura
podeszła do mnie i pociągnęła za mokry rękaw.
-
Nie bądź już zły, Sasuke. Spójrz na niego. Jest trochę głupiutki, więc raczej
nie wykorzystali go jako element pułapki.
-
Właśnie mogli to wykorzystać, żeby uśpić naszą czujność – powiedziałem nie
patrząc na nią.
Usłyszałem
jak wzdycha.
-
I ty mówisz, że to ja histeryzuję.
-
Och nie, Sakura. Ty histeryzujesz, kiedy wpadniesz już w tarapaty, a ja jestem
podejrzliwy i najzwyczajniej w świecie nie ufam gadającym zwierzętom, które ni
stąd ni zowąd postanowiły pomóc nam znaleźć schronienie.
Spodziewałem
się typowego babskiego focha, ale Sakura znienacka spochmurniała puszczając mój
rękaw:
-
Akashi nie jest kotem. Powiedział mi, że go przemieniono w wyniku jakiegoś
tragicznego wypadku.
-
Można przemienić człowieka w zwierzę?
-
Oczywiście, że można – powiedziała oburzona. – Przecież nawet w Akademii
uczyliśmy się…
-
Uczyliśmy się transformacji w zwierzęta. M-y. – podkreśliłem. – Transformacji
chwilowej, która pobierała masę chakry. A jak sama powiedziałaś Akashi został
„przez kogoś” zmieniony.
-
Nie powiedział „przez kogoś”, powiedział, że w wyniku tragicznego wypadku.
-
To i tak nie ma sensu – po raz pierwszy zmęczyło mnie myślenie. Mózg mi już
parował od tych wszystkich zagadek i tajemnic. Tak jakby nie mogło to zostać
wypisane czarno na białym. Oczywiście, że nie. Sprawy z każdym dniem komplikują
się jeszcze bardziej.
-
Wiem – jej głos był jeszcze smętniejszy niż wcześniej. Odważyłem się na nią
spojrzeć. Włosy miała zaczesane do tyłu, a pojedyncze kosmyki nadal były
nasączone wilgocią. Patrzyłem jak szczęka zębami i z
wszystkich sił próbuje podnieść temperaturę swojego ciała.
-
Lepiej się pośpieszny – głos wyrwał się ze mnie bez żadnej komendy mózgu, ale
potem opanowałem sytuację. – Wyciągnijmy od tego kota potrzebne informacje.
-
Dobrze – przytaknęła, robiąc szybsze i szersze kroki.
Akashi
czekał na nas kilometr dalej, więc prędko do niego dotarliśmy. Sakura
najwidoczniej chciała od razu przejść do szczegółów. Zwolniła, materializując
się obok kota.
-
Zacznij wywiązywać się z pierwszego punktu umowy – powiedziała rzeczowo.
Akashi
również zwolnił. Nie sprawiał wrażenia zbitego z pantałyku, ani zaskoczonego tą
bezpośredniością. Powoli uniósł wzrok i omiótł nim Sakurę. Jego błękitne oczy
błyszczały czymś w rodzaju skupienia.
-
Znacie Madarę, zgadza się? To zdaje się członek tego samego klanu co gbur.
-
Tak – zgodziłem się. Moje nogi samowolnie powędrowały bliżej towarzyszy.
Madara! A więc rzeczywiście był zaplątany w całą sprawę.
-
Widziałem go dosłownie raz, ale już zdążył mnie przerazić. W każdym razie to on
któregoś dnia przybył na Michigatte dokonując całkowitej rewolucji.
-
Rewolucji? – zawtórowała Sakura.
-
Na wyspe przywlókł również Ketsuto, obecnie jest on prawą ręką króla
Michigatty. To Madara doprowadził do tego wszystkiego. Pokazał królowi zwój z
Zakazanymi Technikami i przedstawił korzyści jakie może mieć z jego otrzymania.
W zamian tego chciał mieć pełne wsparcie na wojnie, którą szykował.
-
Chodzi ci o atak na naszą wioskę? Konohę?
-
Być może – skoncentrowany podrapał się łapą po tyle głowy. – Wiem tylko, że
planował coś wielkiego i potrzebował do tego wojska. A Michigatta była znana ze
świetnie zorganizowanej działalności zbrojnej. Ale przejdźmy do najważniejszego
punktu; korzyści jakie otrzymała Michigatta z posiadania zwoju. Otóż wyznaczeni
do tego ludzie przestudiowali wszystkie techniki i rozpoczęli działalność…
można powiedzieć handlową.
Akashi
spojrzał na nas, jakby oczekiwał pytań ponaglających go do kontynuacji, ale ja
i Sakura mrugaliśmy oczami jak sowy, próbując połapać się w historyjce.
-
Ściągali na wyspę klientów – mówił dalej. – Oferowali niesamowite Jutsu w
zamian za pieniądze i buzie na kłódkę. Nikt nie mógł się dowiedzieć o tym, że
Michigatta jest w posiadania tak ważnego zwoju. Podobno należał on do Wioski
Piasku.
-
Masz rację – zacząłem pokonywać kolejne kilometry z rękoma splecionymi za
plecami. Coś nie coś zaczęło układać się w logiczną całość, ale nadal było dużo
pustych dziur. – Więc bogaci ludzie przypływali na wyspę, żeby zdobyć jakieś
umiejętności, ale… Jutsu przecież nie są trwałe. Prędzej czy później…
-
Kolejny, któremu wydaje się, że wszystko wie – stanął na dwóch łapach,
krzyżując drugą parę na klatce piersiowej. – Justu dzielą się na trwałe i
nietrwale. Są takie, którego działania są odczuwane do końca życia. Dlatego są
Z-A-K-A-Z-A-N-E!
-
To nie może być aż tak trudne – bąknęła Sakura, chwytając się za głowę. –
Dobrze Akashi… a wiesz coś o dwójce szpiegów Madary?
-
Niewiele, ale chyba nawet ich widziałem. O ile to byli oni.
-
Naprawdę? – przysunęła się bliżej niego, a jej oczy zamigotały rosnącą
nadzieją.
-
To nie są pewne informacje. Zacznę od tego, że do wykonywania Zakaznych Jutsu
mamy specjalnie pomieszczenie. No więc ja w owym czasie byłem jeszcze ich
wspólnikiem. Wprawdzie nie miałem tam dostępu, ale któregoś dnia nie mogłem
powstrzymać ciekawości. Wkradłem się do Sali. Właśnie wtedy widziałem tam
Madarę i dwie osoby. Od razu mówię, że byli szczelnie zakryci płaszczami, więc
nie wiem jak wyglądali. Byli nieprzytomni. Jednego niósł Madara, a drugiego
jakiś jego wspólnik. Nie wiem jakiego Jutsu użyli, ale z całą pewnością ta
dwójka tego nie chciała.
-
Kiedy to było? – zapytałem.
-
O rzesz ty… - przytknął łapę do czoła. – Jakieś dwa lata temu. W wielkim
zaokrągleniu. Wiem jeszcze jedno! Ze słów, które wtedy wychwyciłem wynikało, że
oni go zdradzili.
-
Cudnie! Jesteśmy w tym samym punkcie co przedtem – usłyszałem zirytowany głos
Sakury. – Nic nam nie daje wiedza o działalności Madary. Nadal nie wiemy co się
dzieje z tymi szpiegami.
-
Chyba nie żyją – wtrącił kot.
-
Muszą żyć! Przecież to oni zastosowali na nas Tankyori no Jutsu!
-
Skąd wiesz?
-
To podejrzenia Hokage Wioski Ukrytej w Liściach…
-
Właśnie. Podejrzenia – zanucił uszczypliwie. – Nie macie żadnych pewnych
informacji.
Zatrzymałem
się. Jeszcze chwila, a naprawdę byłbym na tyle głupi, aby uwierzyć temu
zwierzęciu. Na szczęście mój umysł w porę się otrzeźwił i uprzytomnił mi, że
Akashi zapomniał o jednym, istotnym szczególne.
Odwróciłem
się na pięcie w jego stronę. Musiałem wyglądać na potwornie rozzłoszczonego, bo
Sakura z przerażenia rozwarła oczy.
-
Tak się składa, że mamy jedną pewną informację, kocie.
-
Niby jaką? – z zaciętym wyrazem twarzy plunął śliną w źdźbła trawy.
-
Dlaczego po śmierci Madary znaleziono zwój w jego kryjówce? Dlaczego to on miał
go przez cały ten czas?
Psiakrew!
Myślałem, że po moich słowach kociakowi zapadnie się grunt pod stopami, ale ku
memu zdziwieniu był tak samo pewny, a nawet nieco zbulwersowany.
Sakura
zniecierpliwiona patrzyła na Akashi’ego. Znów zaczęła ogrzewać sobie ramiona,
wcierając w nie ciepło.
-
Madara ofiarował wyspie zwój, a po jakimś czasie po niego wrócił. Nie znam
dokładnych szczegółów, ale podobno miał go zwrócić. To było jeszcze przed tym
jak zjawił się na Michigacie z tymi szpiegami. Długo go nie było, a potem
zjawił się z tą dwójką i zwojem. Z tego co mi wiadomo, zabrał go ponownie na
wszelki wypadek. Pamiętam jak mówił, że musi dopilnować, aby nie wystąpiły
żadne skutki uboczne. Potem go zamordowano…
-
A zwój wrócił do Wioski Liścia… - głos Sakury drżał niemiłosiernie.
-
A Michigatta chciała go odzyskać – dorzuciłem.
-
Więc wysłali tam Ketsuto – zakończył Akashi. – Nic mi więcej nie wiadomo.
Wychodzi na to, że był to zwykły akt złodziejstwa ze strony Michigatty.
-
A więc Ketsuto to Wampir? – Haruno wbiła we mnie rozwarte oczy.
-
Wampir? – zdziwił się Akashi.
-
Przecież był taki szybki i… w ogóle nie mogłam go zauważyć… jego oczy tak
bardzo błyszczały…
-
Sakura – zjawiwszy się przy niej, chwyciłem za jej ramię. – Naprawdę jeszcze to
do ciebie nie doszło? To nie był żaden Wampir. Korzystał z Zakazanej Techniki.
Wiedziałem, że to nie może być zwyczajne Jutsu. Czemu wcześniej na to nie
wpadliśmy?
-
Gbur dobrze mówi – kot przyznał mi rację, ponawiając chód. – Technika nazywa
się Ritsu. Jej użycie jest ograniczone i nie jest to Jutsu trwałe, ale Ketsuto
ma swoje sposoby. O spójrzcie! Właśnie dotarliśmy na miejsce.
Chciałem
oddać się rozmyślaniom i posortować sobie wszystkie otrzymane wiadomości w
głowie, ale niestety musiałem przełożyć to na później. Chociaż… czy ja wiem,
czy „niestety”… miałem już dość patrzenia na zmarzniętą Sakurę. To dziwnie
oddziaływało na moje serce.
Mój
wzrok spoczywał już na skalistej jaskini, której widok był dość nietypowy
pośrodku gęstego lasu.
-
Ona wcale nie jest wielka – skitowała Sakura.
Rzeczywiście.
Nawet stąd mogłem zobaczyć jej koniec.
-
Pewnie większość jej powierzchni znajduje się pod ziemią – zasugerowałem.
-
Gbur znowu dobrze gada – odparł Akashi. Zmierzyłem go surowym spojrzeniem.
-
Byłbyś łaskaw skończyć z tym gburem? To, że doprowadziłeś nas do jaskini nie
znaczy, że już ci ufam.
-
Zaraz zaufasz – powiedział. Nuta pewności w jego głosie uświadomiła mi, że
naprawdę za moment tak się stanie.
***
OK,
więc… Madara najpierw nieoczekiwanie zjawia się na odizolowanej wyspie oferując
im zwój za wsparcie na wojnie. Później, po pewnym czasie odbiera im wręczony
podarunek, obiecując, że niedługo go zwróci. I zwraca. Razem z dwójką szpiegów,
na których stosuje jakąś tajemniczą technikę. Jednak mimo oczekiwań „króla”,
pan Uchiha ponownie zabiera zakazane techniki ze sobą, chcąc mieć pewność, że
nie wystąpią żadne efekty uboczne.
Umiera…
A
Wioska Liścia dostaje w kość, Sakura Haruno zaczyna bać się wampirów, a Sasuke
Uchiha zaczyna z niej szydzić. Dopiero po czasie okazuje się, że brana za
wariatkę Sakura miała rację jeśli chodzi o Wampirzego Ninja. Gorzej z
podejrzewaną tożsamością. W sumie szkoda, że naprawdę nie jest krwiopijcą.
Mogłabym pochwalić się Ren’owi, że istoty z horrorów naprawdę istnieją
(zakładając, że wcześniej Ketsuto nie wyssałby mojej krwi).
-
Sakura, do diaska. Obudź się – głos Sasuke przywrócił mnie na odpowiednią
planetę. Jego dłoń pociągnęła mnie w bok, dzięki czemu uniknęłam zderzenia z
olbrzymim stalagmitem.
Wewnątrz
jaskini panowała ponura atmosfera. Jakieś krople raz za razem uderzały w ziemię
przyprawiając mnie o gęsią skórkę, a podłożenie niewątpliwie ciągnęło nas coraz
głębiej pod ziemię.
-
Przepraszam – pisnęłam do Sasuke. Miał uaktywnionego Sharingan’a i trzymał moją
dłoń. Wśród całego zebrania tylko ja nie byłam w stanie zorientować się w
otoczeniu. Akashi był kotem, więc widział w ciemnościach, a Sasuke zawdzięczał
wszystko Kekkei Genkai. Znów dopadło mnie uczucie skretynienia i
bezużyteczności.
-
Ciągle jest ci zimno? – spytał nagle.
-
Troszeczkę – odpowiedziałam. Było mi podwójnie głupio, zwłaszcza, że nawet w
takim momencie krępował mnie jego dotyk. A potem odruchowo mocniej ścisnęłam
jego dłoń. Nie wiem jak w ogóle do tego doszło!
Czułam
na sobie palące spojrzenie Sasuke.
-
Boisz się? – o dziwo w jego głosie nie było żadnej szydzącej nutki.
Pokręciłam
głową.
-
Zaraz będziemy na miejscu.
-
Tylko kilka chwil. Tam się ogrzejecie – wtrącił Akashi.
-
Jak? – odważyłam się zapytać. Do stu piorunów! Dlaczego mój głos był tak mocno
przesiąknięty strachem i bezradnością?
-
Sama się przekonasz.
Rzygać
mi się chciało tajemnicami, zagadkami, a co dopiero tego typu odpowiedziami.
Zamiast złościć się na jego sposób mówienia, wzięłam swój plecak z drugiej ręki
Sasuke i zanurzyłam w nim dłoń.
-
Co robisz? – spytał mnie. Albo mi się wydawało, albo naprawdę brzmiał na
zatroskanego.
-
Szukam latarki – odpowiedziałam jak „normalny człowiek”, bez żadnych
zagadkowych podtekstów. – Wiem, że plecak był w wodzie, ale może zadziała.
Denerwuje mnie to, że tylko ja nie jestem na nic przydatna.
Nie
odpowiedział, tylko lekko uśmiechnął. Widziałam to nawet w ciemnościach
absolutnych.
Po
kilku chwilach intensywnego gmerania wśród wszystkich ubrań doszukałam się
czegoś twardego, co kształtem przypominało właśnie ową latarkę. Nie zachwycił
mnie fakt, że tuż po jej wyciągnięciu na ziemie polały się spore ilości cieczy.
Dźwięk
zatrzymał nawet Akashi’ego.
-
Co jest?
-
Nic – bąknęłam, obmacując przedmiot. Może i uśmiech Sasuke był dla mnie
widoczny, ale włącznik uparcie się chował.
-
Tu – dłoń Uchihy otarła się o moją i przez całą powierzchnie ciała przeleciały
elektrowstrząsy. Z najwyższą dokładnością nacisnął guziczek, a snop światła
momentalnie rozjarzył przestrzeń przed nami.
Ale
zamiast cieszyć, gapiłam się na Sasuke.
Nawet
Sharingan był w stanie wynagrodzić mi brak jego smolistych tęczówek.
-
Hej! Nie mogliście wcześniej powiedzieć, że macie latarkę? – coś szumiało w
tle. – Hej! Sakura-sempai, gburze… - i nagle umilkło.
Sasuke
był piękny. I patrzył na mnie. Głęboko, hipnotyzująco…
I
wtedy coś przywarło do mojej nogi.
Zachwiałam
się i zerknęłam w dół.
-
Czuję się ignorowany! – Akashi zrobił obrażoną minę. Odtrąciłam go od siebie i
zachichotałam. Nagle rozsadziło mnie niebywałe szczęście. – Nie będę na was
czekał! Jeśli się zgubicie to wasza sprawa!
Spojrzałam
na Sasuke, który obserwował kocią sylwetkę, ginącą w głębi korytarza.
Nie
potrafiłam sobie wyobrazić przeżywania każdej z tych chwil; spotkaniu
gadającego kota, władowywaniu skrzyń, podróży statkiem, pogoni za Wampirem,
skoku do wody, zawarcia umowy z kotem, podróżą przez las… Nie. Nie potrafiłam
sobie wyobrazić tego wszystkiego bez udziału jego osoby.
Właśnie
dlatego do mojego mózgu bardzo ślamazarnie dostała się informacja o tym, że
światło latarki kieruję na Sasuke, który bezradnie mruży oczy i wypowiada
jakieś nieładne przekleństwa.
-
Sakura… - warknął.
-
Ups. Wybacz – zaśmiałam się histerycznie, wysyłając snop światła w stronę gdzie
chwilę temu zniknął Akashi.
-
Lepiej za nim chodźmy, bo naprawdę się zgubimy.
-
Racja.
I
kiedy myślałam, że puści moją dłoń, zdając mnie na znalezione
urządzenie, on tego nie zrobił.
Od
autorki:
Przepraszam! Spóźniłam się aż o tydzień. Było niestety kilka wydarzeń, które
nie pozwalały mi skupić się na pisaniu. Rozdział i tak nie zajmuje tyle
wydarzeń ile chciałam w nim zmieścić, ale stwierdziłam, że już nie będę was
męczyć dłuższą treścią (ten rozdział i tak ma 28 stron xD). I to jest chyba
najdłuższy jaki kiedykolwiek napisałam, nawet na SOH nie było tak długiego
chaptera. Tak więc jest to takie małe wynagrodzenie za moje spóźnienie.
Arigatou
za 30 obserwatorów i 93 lajkowiczów na Facebooku :). Tak jak pod każdą notką,
proszę informować mnie o błędach na mailu akemi.chan@op.pl Kiedy je
sprawdzałam było ich dziwnie mało, a to podejrzane xD. Na pewno coś
przeoczyłam.
Fajna notka wnerwia mnie ten Sasuke podły egoista i gbur (wybacz nie lubie tej postaci nigdzie tylko w SOH byłam w stanie jakoś go toleroać xD) no ale bez tego gbura nie było by fabuły błędów się nie dopatrzyłam ale nic nie gwarantuje no nie śpałam od 48h xD Notka jak zwykle boska życze weny i czekam na następną :)
OdpowiedzUsuńto zaskakujące, że pomimo 28 stron wpisu nadal jestem nieusatysfakcjonowana ;p tak wiem, wiem, dłuższa notka byłaby nie lada problemem dla wielu czytelników jak i dla ciebie, dlatego pomińmy ten fakt mojego zamiłowania "do literek' ;p
OdpowiedzUsuńnie mam pojęcia, dlaczego wcześniej nie wysnułam wniosku, iż kot jest dzieckiem.. i nie chodzi mi wcale o fakt gdybania kto to jest, ale właśnie o to dziecinne zachowanie i koci sarkazm.. ewidentnie to musi być dziecko xD. najwidoczniej mam opóźnione myślenie ;p
czyli jednak wampiry nie istnieją.. szkoda.. chociaż.. chyba ten typ postaci nie pasuje do fabuły.. hmm..
podobał mi się fragment, gdy Sakura nie chcąc się utopić, kurczowo trzymała się belki od pomostu. To było przezabawne xD..
ahh i zastanawia mnie fakt, co myślał Sasuke, kiedy tak "niby bez powodu" leżał na Sakurze, gdy wyszli z wody..;p
a te jego uśmieszki.. xD przeurocze.. hihi pół rozdziału można było poświęcić na wyobrażenie sobie tego uśmiechu ;D
rozdział przecudny ;D pomimo, że chciałabym więcej ;p
pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział ;D
28 stron to dla ciebie za mało? o.O Następnym razem mogę postarać się jeszcze bardziej, ale w sumie masz rację... większość usnęłaby w połowie rozdziału xD W ogóle zastanawiam się czy nie pisać znacznie krótszych. Nie zabijesz mnie, prawda? XD
UsuńPrzyjemnie czyta się każdy Twój rozdział:) wszystko do siebie idealnie pasuje i chociaż w tym rozdziale wyjaśniasz parę zagadek to i tak czuję pewien niedosyt;)Rozdział ma 28 stron a czyta się go szybko i przyjemnie gdy skończyła czytać nie mogła uwierzyć, że to już;)Szablon bloga jest cudowny;) Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję i pozdrawiam;*
Dłuższy rozdział zawsze spoko, dłuższy i częściej;) Akcja toczy sie wolno ale chyba właśnie to tworzy tą magie ze cały czas chce więcej. Czekam z niecierpliwością! I życze weny!
OdpowiedzUsuńAkcja toczy się wolno? Kiedy ja to czytam mam wrażenie, że wręcz "za szybko". A może to ze mną coś nie tak? XD Muszę to jeszcze raz przeanalizować.
UsuńW każdym razie dziękuję i pozdrawiam :)
Rozdział rzeczywiście strasznie długi, ale wiesz co? Właściwie mogłabym przeczytać cała książkę Twojego autorstwa i nie byłabym ani trochę znudzona. Masz taki lekki styl pisania i naturalny, że czytanie tego wszystkiego jest cholernie przyjemne ;D no i zdecydowanie wynagrodziłaś długością tygodniowy poślizg!
OdpowiedzUsuńHmm, no to w końcu się wyjaśniło czym tak naprawdę zajmuje sie ta wyspa - sprzedaje zakazane techniki. I nawet Madara miał w tym swój udział. A tak swoją drogą, to mam takie jedno podejrzenie, że ci współpracownicy Madary , którzy go zdradzili to może Itachi i Nagato xd bo podobno któryś z tych współpracowników rzucił na Sakure i Sasuke to jutsu, więc może to kochany braciszek chciał zeswatać ich razem? Ale to takie moje głupie wymysły, pewnie nie prawdziwe...
Ogólnie fajnie, że w końcu zaczyna się wszystko wyjaśniać. Kotek-dzieciak wywiązuje się z umowy i "czuje sie ignorowany" kiedy piękna parka zatapia się w swoich spojrzeniach xd haha, wgl to wyczekiwałam momentu, w którym napiszesz, że Sasuke jednak nie puści dłoni Sakury ^^ i sie doczekałam!
Błędów raczej nie było, chociaż nie jestem pewna co do tego lasu, który był coraz "gęściejszy". A nie "gęstszy" ?
Pozdrawiam!
Rozdział super jak zawsze :) znalazłam tam literówkę, zamiast naiwna, nawina, czy jakoś tak ;D jednak nie przeszkodziło to w czytaniu. Czuje niedosyt! Oj chyba zaczyna się SasuSaku :) W końcu :P nie mogę się już doczekać 16 grudnia i kolejnego rozdziału. pozdrawiam i weny! ;)
OdpowiedzUsuńHej!
OdpowiedzUsuńPo pierwsze świetny szablon. Lepszy od poprzedniego i to dużo.
Co do rozdziału to na kolana nie powala. Teoretycznie powinien być przesycony akcją, a w praktyce spowalniały go przemyślenia, które były wyciągnięte z jakiegoś lamusa. Do tego niektóre zdania były tak beznadziejne... np . "Zrobiłam to bez owijania w bawełnę." Da się w ogóle zrobić coś bez owijania w bawełnę? Ten frazeologizm dotyczy mówienia, a nie oddychania.
Rażący błąd "gęściejszy". Jestem na niego uczulona, choć w sumie jest to forma dopuszczalna, to brzmi okropnie. Sama przeczytaj na głos.
Mnóstwo literówek, ale wiadomo, że osoba, która pisze nie jest w stanie ich wyłapać. Przynajmniej nie wszystkich. To po prostu niewykonalne.
Do tego rozdział był bardzo schematyczny. Wiem, że stać Cię na więcej, a ten post to jakiś kiepski żart. Chyba najgorszy fragment tego opowiadania jak dotychczas.
Pozdrawiam i liczę, że następnym rozdziałem powrócisz do formy.
Za mało... Już się zrobiło romantycznie i ... koniec?! No jak możesz.
OdpowiedzUsuńWidzę, że koleżanka wyżej bardzo cię objechała, co mi się bardzo nie podoba. Każdemu zdarzają się błędy, a kilka przy takiej ilości stron, to jak źdźbło trawy na mega porośniętej łące. Nie uważam, że notka jest schematyczna. Mi te "lamusowate przemyślenia" bardzo podpasowały. Ja osobiście robię ich aż za dużo, aczkolwiek tutaj w żaden sposób nie popsuło to akcji.
Wiesz, że przy takiej ilościu tekstu, możesz napisać książę? Wiem, mówię to już po raz setny, ale nie mogę się powstrzymać xd
Dużo historii wciąga, w mniejszym, bądź większym stopniu. Lecz tutaj, no nie do opisania...
Szczerze powiem ci, że na początku nie podpasował mi ten główny wątek. Dopiero z czasem go deceniłam, jest genialny.
Ten fragment o trzymaniu za rękę, no rozpłynęłam się <3
Jedyna autorka, która może się z tobą równać i kocham wasze blogi w takim samym stopniu to Leitha z www.sasuke.blog.onet.pl
Przeczytałam SOH dwa razy, pomimo braku czasu - bezsenne noce *.* Mam wrażenie, że Ai no Ibuki też niedługo zaliczę ponowny romans xd
Jesteś genialna ;)
PS. Dlaczego nie wyskoczyło mi powiadomienie o nowym poście, wiesz może?
Hmmm... rozdział wcale nie jest długi xD (bynajmniej nie dla mnie). Rzeczywiście błędów jako tako niema. Po za tym kompletnie rozwala mnie inteligencja Sakury xDDD Normalnie Horrendum intelligentia xD W dodatku... Sasuke miał tak wiele okazji w tym rozdziale do pocałowania Sakury i co?! No comment. Hmmm... a! I zajebisty jest ten koteczek! (i niech taki pozostanie xDD). Sate, watashi wa iku tsumoridesu. Mata ne! (tłum. Dobra, już będę kończyć. cześć)aaa! I zapraszam jeszcze do mnie: www.love-game-sasusaku.blogspot.com
OdpowiedzUsuńNo nie! Jak ja nie lubię takich momentów! Tutaj zaiskrzyło, a ta przerywa, no niewybaczalne!
OdpowiedzUsuńChyba dwie literówki zauważyłam, ale nie potrafię ich teraz znaleźć. A i tak na przyszłość, dla mnie możesz pisać i po 40 stron :)
Naprawdę zaczynam się zastanawiać nad tokiem myślenia Sakury, to takie... Dziwne...
Ha! Za to ją lubię!
Pozdrawiam :)
A i jeszcze jedno. Z nudów przeczytałam jeszcze raz tego bloga ^^ I czegoś nie ogarnęłam.
UsuńBo w tym rozdziale Sakura zaczyna się dusić, to znaczy, że pozbyła się tego magicznego sznureczka?
No i jeszcze coś - jak to się dzieje, że o nic nie zaczepiali ową linką?
Wiesz, że dzięki Twojemu blogowi odzyskałam wenę?
:)
Sakura pozbyła się "magicznego sznureczka" przed podróżą statkiem, co było napisane bodajże na początku rozdziału, w którym dotarli do portu. Była też mowa o tym, że sznureczek wszędzie zahaczał xD
UsuńA więc jestem niezwykle dumna z tego, że odzyskałaś wenę. Życzę sukcesów :) i pozdrawiam!
Hmm. Faktycznie... W sumie to przypomina sobie jakiś cytat, że linka/sznurek strasznie denerwował... Kurczę, ostatnio moje czytanie ze zrozumieniem jest zdrowo nadszarpnięte.
UsuńMój mózg za dużo pracuje, przez tą szkołę xD
Było też "Ciekawe czy Itachi przyjmuje reklamacje" xD
Usuń28 stron? :o Naprawdę? Mój rekord to 12. xd Chyba mam małe kompleksy... No, ale nieważne.
OdpowiedzUsuńCiekawe co takiego stało się Renowi? Może go jakoś torturują, albo każą ciężko pracować. :> Bardzo mnie to zastanawia.
W poprzednich rozdziałach myślałam, że kot jest raczej tym złym i będzie przeszkadzał naszej ulubionej drużynie na każdym kroku, a tu proszę. Co za niespodzianka. :3 W sumie fajny taki zwierzak do towarzystwa. Zdziwiło mnie trochę to, że tak naprawdę jest człowiekiem i został przemieniony przez wypadek. :o Te techniki robią się coraz dziwniejsze.
Ah ten Madara, nawet po śmierci sprawia problemy. No, ale i tak się cieszę, iż nie żyje.
Zawsze chciałam zwiedzić taką jaskinię *,* Zazdroszczę. *,*
No i te romantyczne scenki na koniec notki, booooooooooooooskie. <3 Pewnie już mówiłam milion razy, ale kocham Twoje opowiadania całym sercem. :)
bardzo fajnie się czyta , akcja się zaczyna , ale jakos nie mogę wyobrazić sobie Sakury jako taka przygłupią dziewczynę i nadpobutdliwą matkę , lepiej by się sparwowała , gdyby była bardziej rozsądna i wgl czy ona nie zapomniala ze Sasuke chciał ją zabić 2 razy? bo się do niego wdzięczy jak zawsze , z kolei on jest taki no ... robi sie z niego taka zakochana mamałyga powoli :D ale ogółem fajny blog , moze uda mi sie przyzwyczaić pozdrawiam
OdpowiedzUsuń