sobota, 1 grudnia 2012

XVIII. Oczekuj nieoczekiwanego


„Bądź zmianą, którą prag­niesz uj­rzeć w świecie.”
Mahatma Gandhi


Podczas tego prędkiego skoku, starałam się wprawić moje ciało w stan absolutnego skupienia. Starałam się też przypomnieć sobie choć odrobinę z książek. Kiedyś taką czytałam! To było bodajże przed misją w Kraju Wody. Na wszelki wypadek moim obowiązkiem było zaznajomienie się z podstawowymi zasadami nurkowania. Tylko jedno wiedziałam na pewno; potrzebowałam profesjonalnego sprzętu, a takowego niestety mi brakowało.
Byłam potwornie przerażona i rozgorączkowana. Gdy znalazłam się już pod wodą, miałam wrażenie, że opatulają mnie jakieś złowrogie siły. W każdym razie pierwsze co zaczęłam robić to solidnie się szamotać, aby dać znak otoczeniu wokół (Sasuke) o moim spanikowanym stanie.
Chciałam zebrać w płucach powietrze, ale nie potrafiłam.
Sasuke ujął moją dłoń. Widziałam tylko rozmazane morskie barwy i jakąś czarną maź, ale czułam jego dotyk. Tym razem nie był w stanie ukoić strzępionych nerwów. Zaczęłam szargać się jeszcze bardziej, żeby w końcu móc zwrócić jego uwagę. Żadne kształty nie były dla mnie dostrzegalne, tylko odcienie błękitu i zgniłej zieleni. Dosyć! Musiałam umknąć tym złowrogim siłom, wodzie, która w żadnym razie nie nastrajała mnie pozytywnie. Już pomijając to, że brakowało mi czegoś takiego co zwą „umiejętnością pływania”, najpierw musiałam pokonać strach, a nie byłam fachowcem w takiego typu sprawach.
Może się rozpłakałam. Nie wiem. Woda natychmiast wszystkiego mnie pozbywała. Czułam się lekka, drobna. Czułam się nikim w porównaniu do rozciągających się morskich głębin.
I właśnie wtedy Sasuke najwidoczniej musiał chwycić oba moje ramiona. Jakaś siła wybiła mnie do góry.
Denerwujący szum w uszach ustał. Słyszałam uderzające o taflę wody krople, kiedy oboje z Sasuke gwałtownie się wynurzyliśmy. Wokół było ciemnawo. Przynajmniej mniej jasno, niż przed naszym skokiem. Zaczęłam się zastanawiać czy przypadkiem nie spędziliśmy pod wodą dobrych kilku godzin, bo ktoś okazał się znawcą kolejnego zakazanego Jutsu i wyhodował nam skrzela.
Strach upomniał się o swojej obecności.
 - Sasuke, Sasuke! – wołałam energicznie, uczepiając się jego ramienia. Woda pozbawiła mnie łez i zapewne potu, który wlazł na moją twarz.
 - Spokojnie. Oddychaj – szepnął.
Zrobiłam to bez owijania w bawełnę. Łapczywie i raptownie. Zaczynałam czuć się bardziej spokojniejsza, ale nadal brakowało mi śmiałości, aby spojrzeć w jego oczy.
Co się w ogóle wydarzyło?
Czy „królewska armia” zaraz nas dorwie? Jeśli tak, to za ile? Chciałabym pożegnać się z Sasuke jakimiś wyniosłymi słowami, udowadniając mu, że wcale nie jestem taka dziecina, za jaką mnie uważa.
Uchiha oczywiście wyczuł mój niepokój. Nagle odsunął mnie od siebie, przytykając ręce do moich policzków. Dosłownie znieruchomiałam! Nawet w takim momencie był w stanie mnie zawstydzić!
 - Spójrz na mnie – powiedział na bezdechu. Przecież ja celowo unikam jego oczu! Dlaczego on mi to robi? – Sakura…
Uniosłam wzrok.
 - Już jest dobrze. Tutaj nas nie znajdą. Ale proszę cię o dwie rzeczy. Skoncentruj się na swojej chakrze. Dobrze wiesz, że nie mogą jej wyczuć. I najważniejsze uspokój się. Mają uszy, więc...
 - Nie rozumiem – wybełkotałam. – Gdzie my jesteśmy?
Rozejrzałabym się, ale oczywiście urok Sasuke stanowczo mi tego zabraniał. Po pierwsze; w kosmykach, z których spływała woda, i które uporczywie przyklejały mu się do policzków wyglądał zjawiskowo, po drugie: natknęłam się na jego hipnotyzujące spojrzenie i już po prostu nie mogłam wyrwać się z odurzenia. Takie właśnie było ich działanie! Po trzecie; dotyk. Wydawało mi się nawet, że Sasuke kciukami delikatnie gładzi moje policzki. Albo on sam nie wiedział, że to robi, albo to moje zauroczenie jego osobą wmawia mi niestworzone rzeczy.
 - Jesteśmy pod pomostem – powiedział nagle i zabrał jedną rękę z mojego policzka, by następnie łupnąć nią o coś twardego nad nami. Zerknęłam w górę i ujrzałam drewniane deski.
 - Jak ty…? Skąd wiedziałeś, że poziom wody… że my… - z uznaniem obserwowałam jak woda dosięga mi ramion.
 - Na jednej z misji miałem podobnie. Do końca nie byłem świadomy czy pomiędzy pomostem a wodą będzie potrzebna dla nas przestrzeń, ale dzięki Bogu się udało. Myślę, że jesteśmy tutaj bezpieczni. Skoncentruj się tylko na swojej energii… nie mogą nas wyczuć.
- Dobra. Muszę przyznać, że to wyszło ci całkiem nieźle – oświadczyłam, próbując opanować drżenie głosu.
 - Reszta zależy od ciebie Sakura. Powstrzymaj swoje gadulstwo i siedź w ciszy. Słyszysz? – lekko przystawił ucho do górującego nad nami pomostu. Dobiegły mnie ciche, chaotyczne odgłosy kroków. – Zbliżają się. Skoncentruj się na chakrze.
 - Nie musisz mi tego powtarzać tysiąc razy. Postaram się – obiecałam.
Ale wtedy Sasuke puścił moje ramiona i chwycił drewnianą belkę, która wbijała pomost w ziemię głęboko pod wodą.
 - Sasuke, nie! – spanikowałam. Okropnie przerażona uczepiłam się jego torsu. – Nie puszczaj mnie! Nie umiem pływać!
Niestety było zbyt zimno, aby rumieńce mogły ogrzać moje policzki. I niestety byłam zbyt zażenowana swoim zachowaniem by móc spojrzeć w jego oczy. Spuściwszy głowę, zacisnęłam oczy.
 - Spokojnie, Sakura – wyszeptał, ale nie odsunął mnie od siebie. – W sumie nawet mnie to nie dziwi.
 - Głupek – zacisnęłam w pięści kawałek jego koszuli. – Nie myśl sobie, że jesteś lepszy. Ja mam problemy z pływaniem, a ty ze współpracą. Nic mi nie wyjaśniłeś, tylko błyskawicznie kazałeś skoczyć do wody. Myślałam, że masz jakiś plan na wyhodowanie sobie skrzeli. Mei pewnie zamartwia się o nas.
 - Mei zna nas zaledwie dzień. Naprawdę sądzisz, że będzie się zamartwiała? – jego glos wrócił do dawnej, oschłej barwy.
 - Głupek – nic innego nie przyszło mi do głowy.
Sasuke westchnął:
 - Nie dość, że nie umiesz pływać, to na dobitkę masz bardzo ograniczony zasób słownictwa. Tak na marginesie: czy w twoim słowniku znajdują się jakieś inne stwierdzenia oprócz „głupek”, „sama wiem lepiej” i „jesteś bezczelny”?
Co za chamstwo! Zaczęłam się zastanawiać czy nie lepiej byłoby się zanurzyć i naprawdę skoncentrować na hodowli skrzeli. Bądź co bądź… istnieje Jutsu do parowania ludzi, więc kto wie czy i takie się nie znajdzie. To niesamowite, a zarazem przerażające ile mrocznych tajemnic i sekretów kryje cały Świat Ninja.
Złość na Sasuke przeszła mi w momencie, gdy tupoty nóg złowrogiej armii zaczęły dochodzić do mnie z większym natężeniem. Byli już bardzo blisko i Sasuke (a jakże by inaczej!) musiał pokazać swoją wyższość i zatkać dłonią moje usta. Przewróciłam oczami, czego on na szczęście nie był w stanie zobaczyć.
No… ale chyba wyczuł. Różnie z nim bywa.
 - Pamiętaj, że to ja komenderuje całą misją. Ty nawet nie chciałaś ruszyć się z Konohy. Itachi jakoś cię udobruchał, ale zapomniał, że to ja przez te wszystkie dni będę się musiał z tobą użerać. Zwłaszcza, że…
Klap! Moje ręka wylądowała na jego buzi. Zachciało mi się śmiać. Musiałam parsknąć… tak cichuteńko… byle jakoś wyładować emocje. Nasza pozycja zapewne wyglądała naprawdę komicznie. Byłam przekonana, że tym razem to Sasuke wywrócił oczami w ten swój charakterystyczny (arogancki) sposób.
Ale nie było już więcej czasu, aby frapować się tego typu myślami. Druga część mnie (ta bardziej strategiczna) uświadomiła mi, że całe zbiegowisko osób dotarło do portu, ale naraz prawdopodobnie się zatrzymało. Nie słyszałam kroków, jedynie mieszankę skrzeczących głosów.
Żołądek podszedł mi do gardła, gdy wszystko umilkło. Ktoś kroczył po pomoście. Dokładnie nad nami. Dzieliła nas odległość kilku centymetrów. Coś w środku podszeptywało mi, że to szef całego tego chaosu. Być może nawet Wampir…
Przywarłam mocniej do torsu Sasuke. Ta myśl zbudziła we mnie lęk.
 - Zwali! – mocny, kobiecy głos wprawił nas w niemałe zdziwienie. – Ketsuto nas zamorduje! Co żeście uczynili?
 - To nie nasza wina… - burknął ktoś z tłumu. Ledwie mogłam go usłyszeć. – Za późno dał nam znać, nie byliśmy w ogóle przygotowani!
Zaraz po tych słowach ponownie rozległ się chór głosów. Wyobraziłam sobie jak „kobieta przywódczyni” ucisza ich ruchem dłoni.
 - Spokój! Teraz musimy liczyć, że nie naślą na nas żadnego Kage. Dobrze wiece, że takie osobistości mają prawo ingerować w sprawy naszej wyspy. Podobno Kazuma powiedział im, że na wyspie znajduje się zwój.
 - Zdrajca! – usłyszałam wzburzony ton jakiegoś mężczyzny z armii.
Potem dołączali się kolejni:
 - Dobrze, że Ketsuto go wywalił! Ten dzieciak sprawiał same problemy.
 - Nigdy nie darzyłem go szczególną sympatią!
 - Mi się wydaję, że trzymali go pod skrzydłami tylko z litości – ostatnia uwaga dorzucona została w dość perfidny sposób i kilkoro osób zaniosło się śmiechem.
Kobieta nad nami zrobiła kilka kolejnych kroków w przód.
 - Idioci. Jak mogli to tak spartaczyć? Najpierw Ketsuto, a potem Kazuma. Ech, tak czy owak… schwytali jednego z nich. Będą starać się wyciągnąć od niego jakieś informacje.
Wzdrygnęłam się.
Schwytali jednego z nich…
Mają Ren’a…
To przeraziło mnie bardziej niż rosnący odgłos zbliżających się kroków… bardziej niż teraźniejsza sytuacja!
Sasuke poruszył się, a jego usta znalazły się tuż przy moim uchu, drażniąc go niespokojnym oddechem.
 - Żadnych gwałtownych ruchów – szepnął.
 - A-ale… Ren… - wydukałam przez jego rękę, która bezustannie spoczywała na mojej twarzy.
 - Znajdziemy go.
 - Znajdziemy ich! – oświadczyła w tej samej chwili przywódczyni armii. – Ketsuto i tak przeszuka każdy zakamarek wyspy. Przez dwa kolejne dni będzie trwała dokładna obława. Na wszelki wypadek. Może oprócz tej trójki na wyspie są jacyś inni intruzi.
Teraz nawet Sasuke się zestresował. Słyszałam bicia jego serca.
Rozniosły się okrzyki aplauzu i głośne brawa. Sądząc po odgłosach, kobieta skierowała się z powrotem na ląd. Kobieta… Ach! Tyle dziwactw napotkało mnie przez te kilka dni, że praktycznie rzecz ujmując mógł być to nawet mężczyzna z babskim głosem, albo dokuczliwą mutacją. Albo głos wcale nie musiał należeć do człowieka. Może to ptak, pies, albo kolejny gadający kot?
 - Wracamy! – zawołała. – Musimy podzielić się na grupy i znaleźć więcej ludzi. Ta dwójka nie może nam umknąć. Mamy świadków ich ucieczki. Prędzej czy później ich dorwiemy!
 - O tak! – ucieszyła się armia, którą na słuch przewyższały męskie głosy.
O nie, pomyślałam przełykając ślinę.
Bojowe okrzyki dochodziły do naszych uszu długo po ich odejściu. Moim ciałem wstrząsały solidne dreszcze; nie tylko z powodu doskwierającego zimna, ale też przez Ren’a i tego co właśnie usłyszałam.
Naszła mnie nieodparta chęć na objęcie Sasuke ramionami i wessaniu odrobiny jego ciepła, ale uznałam, że nie jest to odpowiednia chwila. On sam miał go niewiele. Nie miałam prawa pocieszać się w taki sposób. Nie miałam prawa dotykać Sasuke. Nawet nie byliśmy przyjaciółmi.
Ach, o czym ja, u licha myślę? W takim momencie? Brawo Sakura.
Prędko wyparłam od siebie wszystko to, co niepotrzebne i ostrożnie odsunęłam się od Sasuke. Przerażał mnie fakt, że nie drgnął nawet o milimetr w ciągu pięciu długich minut.
 - Co teraz? – zapytałam nadal szczękając zębami. – Znajdą nas. Nie damy rady się ukryć. Przecież to będzie „wielka Obława”!
 - Nie panikuj – Sasuke miał zamyślone wejrzenie. Patrzył „przeze mnie”, a nie „na mnie”. Natychmiast to zrozumiałam! Jego, tak samo jak mnie przerażały nadchodzące wydarzenia. Przez cztery dni utknęliśmy na Michigacie, ucieczka nie wchodziła w rachubę i ponad wszelką wątpliwość niedługo wpadniemy w „królewskie łapska” i skończymy tak samo jak Ren.
Ren…
Rozzłoszczona odsunęłam się od Sasuke i chwyciłam belkę po drugiej stronie pomostu. Dygocząc, delikatnie zza niej wyjrzałam, chcąc skontrolować teren. Armia w moim mniemaniu wielkością dorównywała mrówkom i właśnie znikała za zakrętem.
Chciałam wyjść z wody i jakimś cudem sprawić, że akurat w tym momencie do głowy wpadnie mi niezastąpiony pomysł dotyczący ratunku Kanoe, ale Sasuke chwycił mnie za dłoń i przyciągnął do siebie. Przez opór wody ruch był bardzo powolny, ale i tak się nie wyrwałam.
 - Czekaj. Nie możemy tędy wyjść. To może był pułapka.
Racja. Muszę stosować się do poprzednio ustalonej zasady. Oczekuj nieoczekiwanego.
 - W takim razie co robimy? Zimno mi.
 - Musimy podpłynąć trochę w stronę lasu – wskazał za siebie palcem. – Tam póki co możemy czuć się bezpiecznie. Teraz co najwyżej będą sprawdzać miasto. Poza tym zawsze istnieje możliwość, że wcale nie będzie żadnej obławy. W końcu „odpłynęliśmy” statkiem. Robią to tylko dla upewnienia.
 - Nie słyszałeś co powiedziała ta kobieta? – zirytowałam się. – Nie możemy kierować się w stronę lasu, skoro Ren potrzebuje pomocy.
Sasuke mlasnął niezadowolony, a jego wzrok padł na rozciągający się zbiornik wody. Statek Mei i Nakashimy był już tak maleńki jak mój kciuk.
 - Więc co chcesz zrobić? – spiorunował mnie spojrzeniem. – Chcesz w dwójkę pokonać tych wszystkich Shinobi? Przecież to niemożliwe.
 - Nie wierzę, że ty to mówisz – z prychnięciem odskoczyłam od jego klatki piersiowej, lecz szybko doszło do mnie, że nie umiem utrzymać się na wodzie. Ale i tak nie wróciłam do Sasuke! To byłoby zbyt żałosne, dlatego postanowiłam ponownie uczepić się tej przeklętej belki.  – Wielki Sasuke Uchiha cykorzy, tak? A ty ośmielasz się szydzić sobie ze mnie!
Mocno ścisnął moje ramię i znów przyciągnął do siebie. Zaczynało mnie to wkurzać. Było zimno, owszem. Ale z każdym takim ruchem możliwość na zaczerwienienie wzmagała się dwukrotnie.
 - Wielki Sasuke Uchiha nie chce wysłuchiwać wyrzutów młotka, kiedy jego droga Sakura zginie przez własną głupotę.
To było ostatnie co usłyszałam zanim wodne objęcia ponownie mnie otoczyły. Naturalnie Sasuke przed niczym mnie nie ostrzegł, tylko pociągnął w dół. Nawet nie zdążyłam zebrać w sobie potrzebnego powietrza. Kompletnie odrętwiała szamotałam się jeszcze bardziej niż przedtem, a kiedy chciałam wypłynąć w górę, Uchiha mnie zatrzymywał. To znaczy …jakaś czarna, mętna kulka, którą brałam za jego bujną fryzurę.
Dopiero po czasie, kiedy już naprawdę zaczynało brakować mi powietrza, siła Sasuke uniosła mnie w górę. Chciałam się rozejrzeć, napaść na niego i zrugać za tak podłe zachowanie, ale oczywiście nie było mi to dane.
 - Głęboki wdech! – ryknął.
Zrobiłam tak, ot co! Wiedziałam, że nie dam rady wyślizgnąć się jego sile, więc z westchnięciem pozwoliłam mu się prowadzić.

Sasuke wlókł mnie za sobą przez kilka krótkich chwil. Miałam zamknięte oczy, więc dokładnie nie byłam w stanie określić, gdzie jest ląd, ale instynktownie czułam, że zwalnia. Zdziwiłam się też, gdy dosłownie mnie do siebie przytknął i objął szczelnie oburącz. Nie musiałam nic robić. Uchiha wtłoczył się na stały ląd, którym okazało się być twarde podłoże ze śladowymi ilościami trawy. Tuż obok zaczynał się las.
 - Oddychaj – wysapał i uprzednio zdjąwszy mi plecak, ostrożnie ułożył mnie na ziemi. Sam zaś nachylił się nad moją twarzą, przeczesując różowe włosy. Dzięki panującej temperaturze nie przeistoczyłam się w ludzkiego buraka. – Oddychaj… - powtórzył słabo.
Celowo robiłam to jak najbardziej widocznie, starając się nie myśleć o tym jak bardzo drży moje ciało.
Sasuke uśmiechnął się do mnie.
 - Zimno?
 - Troszeczkę – zachichotałam.
Kropelki wody spływające z włosów Sasuke atakowały moje policzki.
Sasuke zerknął na mój plecak.
 - Wszystko mokre – mruknął wściekle. – Musisz wytrzymać, Sakura. Dam ci moją koszulę…
 - Przecież tobie też jest zimno! – obruszyłam się.
 - Dam radę.
 - Ja też.
Doskonale znałam minę, którą teraz zrobił. To oburzenie moją upartością i sposobem bycia. Nie pozwolę mu zmarznąć! To nie moja wina, że akurat teraz zachciało mu się zgrywać dżentelmena. Jego ubrania tak czy owak były w takim samym stanie co reszta ekwipunku w naszych plecakach. Jesteśmy zdani na mróz, a niezbędnym sprzętem okazała się być suszarka.
Której nie mieliśmy…
A Ino mówiła: Przyda ci się kilka kobiecych gadżetów. A ja na to: Nie, no! Skądże! Idę na misję, nie na wybieg. Gdybym mogła cofnąć się w czasie, udusiłabym samą siebie!
 - Mam nadzieje, że nie będziesz chora – usłyszałam Sasuke, który wciąż był tylko kilka centymetrów nad moją twarzą, ba! Nawet się uśmiechnął, gdy jedna kropla spływająca z jego włosów dostała mi się do oka.
 - O kurczę, ach… to znaczy… Nie. Ja jestem odporna na wszelkie choróbska. Ty pewnie też.
Jakżeby inaczej. To Sasuke!
Gdy pokiwał głową, byłam trochę dumna z tego, że udało mi się odgadnąć, a zarazem zła, że kolejna rzecz przybliża go do bycia idealnym. To dołujące, zwłaszcza, że ja jestem przeciwieństwem, kompletnym beztalenciem, jak to zwykł mawiać Ren.
Sasuke parsknął śmiechem i usunął następny włos, przyklejony do mojego czoła. Teraz niewątpliwie dostrzegł pierwsze objawy „ludzkiego buraka”.
 - O czym znowu myślisz?
 - Hę?
Wskazał na moje usta.
 - Ach… chodzi ci… Ej! Nie mów poważnie! Naprawdę znowu je krzywiłam? – spytałam zażenowana.
Przytaknął.
Kiedy myślałam, że urok Sasuke tkwi w jego oschłości i byciu tajemniczym, okazuje się, że lekko uśmiechnięty potrafi być jeszcze bardziej cudowny i perfekcyjny. Gapiłam się na niego jak w obrazek. Obrazek najdroższy i najpiękniejszy w najbardziej luksusowej galerii wszechczasów. „Naj” nigdy za wiele, gdy w grę wchodzi Uchiha.
 - Myślałem, że pod wodą będziesz spokojna, ale byłaś tak samo nadpobudliwa co na lądzie.
Że co proszę?
Uroczy czar obecnej chwili momentalnie prysł. Wielbiące spojrzenie ustąpiło miejsca wzrokowi płatnemu zabójcy.
 - Głu… - ups. To już było. Muszę zaskoczyć go czymś nowym. – Idiota! – wypaliłam warkliwie.
Mówiłam, że „naj” nigdy za wiele, ale to nie znaczy, że słowa takie jak: „najgłupszy”, lub „najpodlejszy” nie mogą tu występować.
Sasuke bez słowa odsunął się w bok, pozwalając mi się podnieść. Zrobiłam to z odpowiednim oburzeniem. Kątem oka rejestrowałam jego wyraz twarzy. Wiedziałam, że będzie zażenowany moim postępowaniem, ale ku memu zdziwieniu patrzył na mnie nad wyraz dziwnie. Tak jakby nie spodziewał się, żebym miała podnieść się z miejsca.
 - Co jest? Zatkało cię? – prychnęłam.
Ani drgnął.
No… dobra. W takim razie ruszę w głąb lasu, może wtedy wybudzi się z letargu. Wciąż leżałam na ziemi, ociekając wodą i podpierając się łokciami. Trzęsłam się, więc zadecydowałam, że na im mniej ruchu wystawię swoje ciało, tym mniej zimna mnie dopadnie. Ślamazarnie zmieniłam pozycje, układając się na brzuchu, ale kiedy uniosłam wzrok, przed oczami stanęły mi olbrzymie błękitne tęczówki.
Krzyknęłam wystraszona. Chrzanić zimno! W okamgnieniu podniosłam się z podłoża, śmigając do Sasuke.
 - Co do… - zaczął, ale nie dokończył. Oboje stanęliśmy na równe nogi, mierząc surowo… kota. Ach, nie wierzę, że znowu mi się to przytrafia! Ledwo co zdałam sobie sprawę z iloma dziwactwami muszę napotykać się na Michigacie. Strach pomyśleć co się dzieje na innych wysepkach.
Jakiś uroczy ptaszek zaćwierkał lądując nieopodal na gałęzi. Między naszą trójką zapadła grobowa cisza. No bo jak tu zacząć konwersację z kotem? Kotem, który z najzwyczajniejszą miną i najzwyczajniej w świecie siedział sobie na drzewie?
Na szczęście sam podjął się rozmowy:
 - Nie chciałem jej wystraszyć.
 - Wystraszyć? – powtórzyłam jak echo. Świetnie, wyszłam na strachajłę. Prędko wynurzając się zza pleców Sasuke, użyłam sztucznej pewności siebie. - Nie wystraszyłeś mnie… tylko… zaskoczyłeś.
Sasuke pokręcił głową z politowaniem, a potem naostrzył spojrzenie, które bezlitośnie padło na zwierzaka.
 - Czego od nas chcesz? Znowu.
 - To jest wasze podziękowanie za pomoc?
 - Pomoc? Jaką pomoc do diabła? – z trudem uwierzyłam w to, że nastrój Sasuke tak szybko uległ zmianie. Chwilę temu się uśmiechał, do licha! – Masz na myśli poinformowanie nas o zbliżającej się armii?
Zwierzę milczało. Wyglądało na zażenowanego słowami Sasuke.
 - Mieli rację mówiąc, że jesteś gburem.
Uchiha dławił się rozdrażnieniem, więc teraz to ja postanowiłam podjąć się jakiś kroków:
 - O kim dokładnie mówisz?
 - O władzy Michigatty. Wszyscy już wiedzą, że wielki Sasuke Uchiha znajduje się na wyspie. To znaczy… znajdował. Na wasze szczęście udało się wam utwierdzić ich w takim przekonaniu.
 - Ci wszyscy ludzie znają Sasuke? Myślałam, że wyspy są odizolowane od innych wiosek…
 - Widocznie wiesz za mało – kiedy myślałam, że kociak stał się przyjaznym źródłem informacji, on momentalnie musiał przejść na swój cwaniacki styl bycia. – Do tej wyspy przyjeżdżały przeróżne osobistości. Wydaję mi się, że nawet ten gbur tu był.
 - Bzdura – odparł beznamiętnie Sasuke. Jego lewa brew nieustannie drgała. – Nigdy nie byłem na Michigaccie.
Kot cofnął się o krok w obronnym geście.
 - Spokojnie, spokojnie… Powiedziałem „wydaję mi się”. Dla wszystkich jestem tylko kotem, więc nie wiem wszystkiego.
 - Więc dlatego pozwolili ci odejść…
 - Nie do końca. Z pewnością będą mnie szukać. Nie jestem wszechwiedzący, ale coś tam wiem – mojej uwadze nie umknął błysk w jego oku, podczas wypowiadania ostatnich słów. Prześlizgnęłam wzrok na Uchihe. Wydawał się spokojniejszy.
 - Więc czego chcesz? – zapytał.
Bystrzakiem to ja nie byłam, ale prawdopodobnie nasz rozmówca z zapałem czekał na to pytanie.
 - Zawrzyjmy prosty układ.
 - Mam zawrzeć układ z kotem? – prychnął Sasuke.
 - Uwierz mi, że kiedy poznasz warunki tej umowy zrozumiesz, że nie macie wyboru.
Sasuke popatrzył mi prosto w oczy. Z ledwością zakamuflowałam strach i prawie przełknęłabym ślinę. Owszem, konwersując z tym zwierzęciem, wydawało mi się, że w istocie rozmawiam z dzieckiem, to mimo wszystko jego obecny ton głosu przyprawił mnie o gęsią skórkę.
 - I co? – spróbowałam bardziej energicznie. – Teraz pewnie za tymi drzewami kryją się twoi ludzie, tak? Albo w głębi lasu?
Pokręcił głową i westchnął.
 - Mówiłem wam, że dzięki waszej upartości nie jestem już ich sojusznikiem. Zresztą nigdy nie byłem. Nie traktowali mnie poważnie.
I go to dziwiło? Jak można poważnie traktować kota?
Milczeliśmy parę chwil.
Potem Sasuke zrobił krok do przodu i omiótł kota czujnym wzrokiem.
 - Skąd wiadomo, że możemy ci zaufać?
 - Nie wiadomo – uśmiechnął się konspiracyjnie. Byliśmy tak skołowani, że nie przyszło nam nic innego do głowy, jak trwać w ciszy. Ten kot to dziwoląg. Cholerny dziwoląg. Wszystko wokół wiąże się z tym słowem.  – Ech, dobra. Przejdę może do konkretów, zgoda? – dodał prędko.
 - Przydałoby się – głos Sasuke był przesiąknięty ostrą nutą.
 - Jak sami słyszeliście przez kolejne dwa dni będzie trwać obława. Mieszkam na Michigacie od urodzenia, poza tym kilka razy uczestniczyłem w tych akcjach. Jak mniemam zależy wam na dobrym schronieniu…
Skinęliśmy głowami. Jego słowa zaczęły stawać się interesujące…
 - Podczas jednej z obław znalazłem miejsce, o którym nikt nie wie. Tam was nie znajdą. Macie moje słowo. Mogę was tam bezpiecznie przetransportować. Dzięki kociej formie jestem uczulony na obcą chakrę bardziej niż najwięksi znani wam Shinobi.
 - Ale dlaczego? Nic z tego nie rozumiem. Jesteśmy twoimi… wrogami. – powiedziałam.
 - Otóż prawda jest taka, że wcale nimi nie jesteście. Powiedzmy, że byłem w podobnej sytuacji, a Ketsuto teraz zupełnie zdjął mnie z pozycji pomocnika. Zostałem bez niczego. Dlatego oferuję wam pomoc. Zaprowadzę was do tego miejsca, w zamian za moje towarzystwo.
 - Czyli jeśli dobrze rozumie chcesz się do nas przyłączyć…?
 - Brawo Różowa – przyklasnął mi. Wszystko pięknie, ale ten pseudonim jaki mi nadał zupełnie nie przypadł mi do gustu. Pokręciłam zniesmaczona głową i zerknęłam na Sasuke.
 - Mamy niesamowite szczęście –  zwróciłam się do niego. – Jakoś zniosę jego towarzystwo.
 - Więc ustalone? – kot od razu się rozpromienił.
 - Nie ma mowy.
Hę?
Dwie pary zdezorientowanych oczu padły na Uchihe. Patrzył gdzieś przed siebie, zupełnie nieobecny.
 - Jak to nie? Inaczej nie unikniemy obławy! To nasza jedyna szansa! – zaczęłam się buntować, ale uciszył mnie gestem ręki.
 - Mogłem się tego po tobie spodziewać Sakura. Nawina jest zawsze. Czy ty nie rozumiesz, że to może być kolejna pułapka? Kto wie czy już teraz nie czyhają na nas…
 - Ach, nie, nie! Nawet tak nie gadaj! – oniemiałam, gdy kot objął łapskami nogę Sasuke. – Błagam! Nie chcę zostawać na lodzie! Oni też mogą mnie szukać! Też mogą mieć swoje obawy! O, wiem! Powiem  wam wszystko co mi wiadomo, przysięgam!
 - Złaź ze mnie do cholery! – Sasuke zaczął kręcić prawą nogą. – Niedawno mówiłeś mi, że nie jesteś punktem informacyjnym!
 - Cofam wszystko co powiedziałem! Proooszę!
Musiałam się roześmiać. Opuszczając bramy Konohy i wbrew własnej woli wyruszając na tę misję, nie oczekiwałam tak porywających widoków. Przynajmniej utwierdziłam się w przekonaniu, że kociak musi być dzieckiem. Nie było innej opcji.
 - Sasuke – postanowiłam jakoś wspomóc to biednie zwierzę. – Słyszałeś co powiedział. Podzieli się z nami informacjami. Może moglibyśmy mu zaufać… I tak nie mamy innego wyboru. Inaczej zostaniemy złapani.
 - Dobrze mówi – wyszczerzył się. – Nie wiem za wiele, ale zawsze są to jakieś informacje. Nie chcę zostać sam! Nawet u Tsubaki nie będę bezpieczny.
Kim jest Tsubaki?
Kim jest Ketsuto i Kazuma?
Znowu tajemnice…
Sasuke surowo spojrzał na naszego „sojusznika”.
Zapadła cisza.
 - Jeśli okaże się, że to pułapka, biorę za to pełną odpowiedzialność – wtrąciłam jeszcze.
 - Co mi z tego, że weźmiesz za to odpowiedzialność? – parsknął – I tak oboje poniesiemy konsekwencje twojej lekkomyślności!
Zwierzę puściło nogę Sasuke i wspięło się na pobliskie drzewo. Wysokie i szczupłe. Jak wszystkie na widocznym leśnym terenie.
 - Jestem Akashi Kazuma. Mieszkaniec Michigatty, który w wyniku tragicznego wypadku został przemieniony w kota.
Tego się nie spodziewałam! Przyglądałam się zwierzęciu z największą uwagą i nagle poczułam wyrzuty, że kiedykolwiek określiłam go mianem innym niż „człowiek”. Kiedy chciałam zagłębić się już w jego historyjkę, do głowy wpadła mi nowa myśl.
 - Kazuma! – niemal krzyknęłam. – To o tobie rozmawiali…
 - Serio? Mówili coś o mnie? – przechylił główkę w bok. Ach! Jaki on był uroczy! Swoją drogą zawsze chciałam mieć kota. Lubiłam je o wiele bardziej od psów, mimo, że znane były ze swojego aroganckiego podejścia do reszty świata.
Otwierałam już usta, ale Sasuke chwyciwszy do ręki mój plecak, pchnął mnie w przód.
 - Idziemy.
 - Hej! Co ty robisz? Dokąd idziemy?
 - Poszukać schronienia.
 - Nie znajdziecie – Akashi zmaterializował się przed nami, torując drogę do lasu. – Przeszukają dokładnie każdą część wyspy. Wiem jak wygląda obława.
 - Zejdź nam z drogi – Sasuke znów zastosował swoje mordercze spojrzenie, którego nawet ja się obawiałam… ale mimo to robiło mi się przykro na myśl o losie tego zwie… chłopczyka. Ciekawe ile naprawdę ma lat?
Wzięłam się w garść i położyłam dłoń na ramieniu Sasuke.
 - Nie lepiej postawić na ryzyko? I tak nas dorwą.
Momentalnie ją odtrącił.
 - Nie wtrącaj się, Sakura. Dobrze wiesz jakie jest twoje szczęście do sprowadzana nieszczęść – zabrzmiało to bardzo niestylistycznie, ale i tak zdołało mnie urazić. Czasami Sasuke mówił tak samo jak Ren, czyli szczerze, chamsko i bez skrupułów.
Akashi z parsknięciem usunął się w bok, a Uchiha bez słowa zaczął sunąć do przodu, ginąc wśród objęć gęsto porozstawianych, patykowatych i wysokich drzew. Skamieniałam, bo naprawdę sądziłam, że nie pozwoli zostać mi sam na sam z „człowiekiem”, o którym praktycznie nic nie wiemy.
A jednak to zrobił!
 - Gbur – mruknął Akashi.
Potem słowa same płynęły z moich ust:
 - Masz rację! Jest gburem! Głupim, chamskim gburem, który tylko udaje miłego typa. Ale ja nie dam sobą pomiatać, o nie! Niech sobie nie myśli, że jestem kretynką! Ostatni raz nabrałam się na tę zagrywkę, a następnym razem odczepię się od jego ramienia i przyłożę mu w twarz! Głupi Uchiha! G-ł-u-p-i!
Choć byłam rozgoryczona, patrząc na wyraz twarzy tego kota, omal się nie zaśmiałam. Nie myślałam, że tak wielkie oczy mogą się jeszcze bardziej powiększyć.
 - O rzesz ty… Myślałem, że Shinobi z wiosek są bardziej poważni.
 - Ja jestem poważna! – wkurzyłam się, zaciskając pięść. W moich oczach żarzyły się ogniste płomienie. – A ty! Ty idziesz z nami! Mogę ci ufać, zgadza się?
 - Yyy… tak? – zmarszczył brwi, a kiedy sięgnęłam po niego dłonią cofnął się o trzy kroki. Co za ludzie! To zachowanie było godne Ino i Naruto! Na języku miałam co najmniej trzy upomnienia, tyle że uścisk w klatce piersiowej nie pozwolił mi ich wykrzyczeć.
 - Ałć – jęknęłam.
 - Co się stało… pani…?
 - Sakura. Wystarczy Sakura – już wtedy czułam nieprzyjemne ukłucia w płucach. Znałam to. Ach! I to właśnie dzięki mojej pamięci mogłam szybko zareagować. – Cholera! On jest głupszy niż myślałam!
 - Kto? Ja? – zdziwił się kociak.
Teraz nie sięgnęłam po jego łapkę. Po prostu desperackimi ruchami obu ramion zaczęłam mu pokazywać, aby czym prędzej rzucił się do biegu, sama zrobiłam to samo. Zaraz się zacznie, zaraz się zacznie…
Zaraz zacznę się dusić!
 - Sasuke! Sasuke, na Boga!
 - Tankyori no Jutsu – Akashi wybuchnął kpiarskim śmiechem, śmigając tuż obok mnie. – Jesteś dziwną osobą.
Przysięgam, że gdybym miała pod ręką jakiś ciężki przedmiot, albo chociaż tą drobną (ale niesamowicie twardą) torebkę, którą poleciła mi na przyjęcie powitalnie pani Kagekee to momentalnie wylądowałaby ona na głowie tego kota! I nie nabrałabym się na tą słodką niewinność. Wkurzało mnie, że patrzył na mnie i ani na sekundę nie rezygnował z dokuczliwego uśmieszku.
 - Ty lepiej zacznij mi mówić wszystko, co wiesz. Udowodnię Sasuke, że miałam rację.
 - Wszystko ci powiem, spokojnie. Jestem słownym człowiekiem.
 - Chyba kotem – palnęłam. Zrobił wściekłą minę, a to trochę podniosło mnie na duchu. Przynajmniej się zrewanżowałam.
***
 - O nie, nie gburze! To nie w tamtą stronę! – usłyszałem kilka stóp nad sobą ten irytujący, dziecinny głosik i pomyślałem, że najchętniej rzuciłbym w nim czymś ciężkim. Może Sakurą? Dostaliby nauczkę w tym samym czasie. Choć sugestia było dość kusząca, postanowiłem z anielską cierpliwością przetrwać ich towarzystwo. Wprawdzie nie powinno być to dla mnie nowością. Najpierw moimi kompanami byli Naruto i Sakura; głośni, denerwujący. Potem Suigetsu i Karin: głośni, denerwujący. Teraz Sakura i jakiś Akashi (o ile dobrze pamiętam): bardzo głośni, bardzo denerwujący. Myślałem, że przywykłem, ale myliłem się.
 - Gdzie teraz? – Sakura pocierała sobie ramiona. Dzieliłem z nią obecnie identyczne odczucia. Niewiarygodny chłód, gęsia skórka… Najbardziej jednak drażniło mnie to, że nieprzyjemnie odbierałem widok jej dygoczącego ciała.
Po prostu chciałem w okamgnieniu ogrzać ją swoim ciałem.
Ale nie mogłem.
To nieetyczne, czy jakoś tak.
 - Tam gdzie las jest coraz gęściejszy – powiedział kot, wskazując łapą nieznany mi kierunek. Kolejna drażniąca rzecz. Nieznajomość terenu. Nienawidziłem tego. – Na miejscu się ogrzejecie – zeskoczył z drzewa.
 - To dom? – zapytałem.
 - Jaskinia.
 - Jaskinia? – wtrąciła Sakura. – Taka duża, z tysiącami skalistych korytarzy, jak na filmach?
Kiwnął głową.
 - Jest nawet większa niż możesz to sobie wyobrazić.
Musiałem odchrząknąć, to co odkryłem omal nie doprowadziło mnie do szału. Postanowiłem wyżyć się na kocie, bo Sakura wyglądała już na wystarczająco wypraną przez życie:
 - Wielka jaskinia? Um, świetnie. Na pewno nie przyjdzie im do głowy, że tam się ukryliśmy. Geniusze!
 - Hej! Nie bierz mnie za takiego idiotę! To oczywiste, że będą przeszukiwać jaskinię, ale jest jedna rzecz o której nie wiedzą i ja mam zamiar to wykorzystać.
 - Nie możesz zostawić nas w spokoju?
 - Nie. Sakura-sempai pozwoliła mi z wami iść – wyszczerzył się brodą nakierowując mnie na Haruno. Mogłem się kłócić, owszem. Ale dwoje upartych kretynów na jednego odpowiedzialnego osobnika to walka przesądzona. Koniec końców może uda mi się wyciągnąć od tego dzieciaka jakieś potrzebne dla mnie informacje. – Za mną! – Akashi truchtem zniknął między chudymi pniami.
Sakura podeszła do mnie i pociągnęła za mokry rękaw.
 - Nie bądź już zły, Sasuke. Spójrz na niego. Jest trochę głupiutki, więc raczej nie wykorzystali go jako element pułapki.
 - Właśnie mogli to wykorzystać, żeby uśpić naszą czujność – powiedziałem nie patrząc na nią.
Usłyszałem jak wzdycha.
 - I ty mówisz, że to ja histeryzuję.
 - Och nie, Sakura. Ty histeryzujesz, kiedy wpadniesz już w tarapaty, a ja jestem podejrzliwy i najzwyczajniej w świecie nie ufam gadającym zwierzętom, które ni stąd ni zowąd postanowiły pomóc nam znaleźć schronienie.
Spodziewałem się typowego babskiego focha, ale Sakura znienacka spochmurniała puszczając mój rękaw:
 - Akashi nie jest kotem. Powiedział mi, że go przemieniono w wyniku jakiegoś tragicznego wypadku.
 - Można przemienić człowieka w zwierzę?
 - Oczywiście, że można – powiedziała oburzona. – Przecież nawet w Akademii uczyliśmy się…
 - Uczyliśmy się transformacji w zwierzęta. M-y. – podkreśliłem. – Transformacji chwilowej, która pobierała masę chakry. A jak sama powiedziałaś Akashi został „przez kogoś” zmieniony.
 - Nie powiedział „przez kogoś”, powiedział, że w wyniku tragicznego wypadku.
 - To i tak nie ma sensu – po raz pierwszy zmęczyło mnie myślenie. Mózg mi już parował od tych wszystkich zagadek i tajemnic. Tak jakby nie mogło to zostać wypisane czarno na białym. Oczywiście, że nie. Sprawy z każdym dniem komplikują się jeszcze bardziej.
 - Wiem – jej głos był jeszcze smętniejszy niż wcześniej. Odważyłem się na nią spojrzeć. Włosy miała zaczesane do tyłu, a pojedyncze kosmyki nadal były nasączone wilgocią. Patrzyłem jak szczęka zębami i z wszystkich sił próbuje podnieść temperaturę swojego ciała.
 - Lepiej się pośpieszny – głos wyrwał się ze mnie bez żadnej komendy mózgu, ale potem opanowałem sytuację. – Wyciągnijmy od tego kota potrzebne informacje.
 - Dobrze – przytaknęła, robiąc szybsze i szersze kroki. 
Akashi czekał na nas kilometr dalej, więc prędko do niego dotarliśmy. Sakura najwidoczniej chciała od razu przejść do szczegółów. Zwolniła, materializując się obok kota.
 - Zacznij wywiązywać się z pierwszego punktu umowy – powiedziała rzeczowo.
Akashi również zwolnił. Nie sprawiał wrażenia zbitego z pantałyku, ani zaskoczonego tą bezpośredniością. Powoli uniósł wzrok i omiótł nim Sakurę. Jego błękitne oczy błyszczały czymś w rodzaju skupienia.
 - Znacie Madarę, zgadza się? To zdaje się członek tego samego klanu co gbur.
 - Tak – zgodziłem się. Moje nogi samowolnie powędrowały bliżej towarzyszy. Madara! A więc rzeczywiście był zaplątany w całą sprawę.
 - Widziałem go dosłownie raz, ale już zdążył mnie przerazić. W każdym razie to on któregoś dnia przybył na Michigatte dokonując całkowitej rewolucji.
 - Rewolucji? – zawtórowała Sakura.
 - Na wyspe przywlókł również Ketsuto, obecnie jest on prawą ręką króla Michigatty. To Madara doprowadził do tego wszystkiego. Pokazał królowi zwój z Zakazanymi Technikami i przedstawił korzyści jakie może mieć z jego otrzymania. W zamian tego chciał mieć pełne wsparcie na wojnie, którą szykował.
 - Chodzi ci o atak na naszą wioskę? Konohę?
 - Być może – skoncentrowany podrapał się łapą po tyle głowy. – Wiem tylko, że planował coś wielkiego i potrzebował do tego wojska. A Michigatta była znana ze świetnie zorganizowanej działalności zbrojnej. Ale przejdźmy do najważniejszego punktu; korzyści jakie otrzymała Michigatta z posiadania zwoju. Otóż wyznaczeni do tego ludzie przestudiowali wszystkie techniki i rozpoczęli działalność… można powiedzieć handlową.
Akashi spojrzał na nas, jakby oczekiwał pytań ponaglających go do kontynuacji, ale ja i Sakura mrugaliśmy oczami jak sowy, próbując połapać się w historyjce.
 - Ściągali na wyspę klientów – mówił dalej. – Oferowali niesamowite Jutsu w zamian za pieniądze i buzie na kłódkę. Nikt nie mógł się dowiedzieć o tym, że Michigatta jest w posiadania tak ważnego zwoju. Podobno należał on do Wioski Piasku.
 - Masz rację – zacząłem pokonywać kolejne kilometry z rękoma splecionymi za plecami. Coś nie coś zaczęło układać się w logiczną całość, ale nadal było dużo pustych dziur. – Więc bogaci ludzie przypływali na wyspę, żeby zdobyć jakieś umiejętności, ale… Jutsu przecież nie są trwałe. Prędzej czy później…
 - Kolejny, któremu wydaje się, że wszystko wie – stanął na dwóch łapach, krzyżując drugą parę na klatce piersiowej. – Justu dzielą się na trwałe i nietrwale. Są takie, którego działania są odczuwane do końca życia. Dlatego są Z-A-K-A-Z-A-N-E!
 - To nie może być aż tak trudne – bąknęła Sakura, chwytając się za głowę. – Dobrze Akashi… a wiesz coś o dwójce szpiegów Madary?
 - Niewiele, ale chyba nawet ich widziałem. O ile to byli oni.
 - Naprawdę? – przysunęła się bliżej niego, a jej oczy zamigotały rosnącą nadzieją.
 - To nie są pewne informacje. Zacznę od tego, że do wykonywania Zakaznych Jutsu mamy specjalnie pomieszczenie. No więc ja w owym czasie byłem jeszcze ich wspólnikiem. Wprawdzie nie miałem tam dostępu, ale któregoś dnia nie mogłem powstrzymać ciekawości. Wkradłem się do Sali. Właśnie wtedy widziałem tam Madarę i dwie osoby. Od razu mówię, że byli szczelnie zakryci płaszczami, więc nie wiem jak wyglądali. Byli nieprzytomni. Jednego niósł Madara, a drugiego jakiś jego wspólnik. Nie wiem jakiego Jutsu użyli, ale z całą pewnością ta dwójka tego nie chciała.
 - Kiedy to było? – zapytałem.
 - O rzesz ty… - przytknął łapę do czoła. – Jakieś dwa lata temu. W wielkim zaokrągleniu. Wiem jeszcze jedno! Ze słów, które wtedy wychwyciłem wynikało, że oni go zdradzili.
 - Cudnie! Jesteśmy w tym samym punkcie co przedtem – usłyszałem zirytowany głos Sakury. – Nic nam nie daje wiedza o działalności Madary. Nadal nie wiemy co się dzieje z tymi szpiegami.
 - Chyba nie żyją – wtrącił kot.
 - Muszą żyć! Przecież to oni zastosowali na nas Tankyori no Jutsu!
 - Skąd wiesz?
 - To podejrzenia Hokage Wioski Ukrytej w Liściach…
 - Właśnie. Podejrzenia – zanucił uszczypliwie. – Nie macie żadnych pewnych informacji.
Zatrzymałem się. Jeszcze chwila, a naprawdę byłbym na tyle głupi, aby uwierzyć temu zwierzęciu. Na szczęście mój umysł w porę się otrzeźwił i uprzytomnił mi, że Akashi zapomniał o jednym, istotnym szczególne.
Odwróciłem się na pięcie w jego stronę. Musiałem wyglądać na potwornie rozzłoszczonego, bo Sakura z przerażenia rozwarła oczy.
 - Tak się składa, że mamy jedną pewną informację, kocie.
 - Niby jaką? – z zaciętym wyrazem twarzy plunął śliną w źdźbła trawy.
 - Dlaczego po śmierci Madary znaleziono zwój w jego kryjówce? Dlaczego to on miał go przez cały ten czas?
Psiakrew! Myślałem, że po moich słowach kociakowi zapadnie się grunt pod stopami, ale ku memu zdziwieniu był tak samo pewny, a nawet nieco zbulwersowany.
Sakura zniecierpliwiona patrzyła na Akashi’ego. Znów zaczęła ogrzewać sobie ramiona, wcierając w nie ciepło.
 - Madara ofiarował wyspie zwój, a po jakimś czasie po niego wrócił. Nie znam dokładnych szczegółów, ale podobno miał go zwrócić. To było jeszcze przed tym jak zjawił się na Michigacie z tymi szpiegami. Długo go nie było, a potem zjawił się z tą dwójką i zwojem. Z tego co mi wiadomo, zabrał go ponownie na wszelki wypadek. Pamiętam jak mówił, że musi dopilnować, aby nie wystąpiły żadne skutki uboczne. Potem go zamordowano…
 - A zwój wrócił do Wioski Liścia… - głos Sakury drżał niemiłosiernie.
 - A Michigatta chciała go odzyskać – dorzuciłem.
 - Więc wysłali tam Ketsuto – zakończył Akashi. – Nic mi więcej nie wiadomo. Wychodzi na to, że był to zwykły akt złodziejstwa ze strony Michigatty.
 - A więc Ketsuto to Wampir? – Haruno wbiła we mnie rozwarte oczy.
 - Wampir? – zdziwił się Akashi.
 - Przecież był taki szybki i… w ogóle nie mogłam go zauważyć… jego oczy tak bardzo błyszczały…
 - Sakura – zjawiwszy się przy niej, chwyciłem za jej ramię. – Naprawdę jeszcze to do ciebie nie doszło? To nie był żaden Wampir. Korzystał z Zakazanej Techniki. Wiedziałem, że to nie może być zwyczajne Jutsu. Czemu wcześniej na to nie wpadliśmy?
 - Gbur dobrze mówi – kot przyznał mi rację, ponawiając chód. – Technika nazywa się Ritsu. Jej użycie jest ograniczone i nie jest to Jutsu trwałe, ale Ketsuto ma swoje sposoby. O spójrzcie! Właśnie dotarliśmy na miejsce.
Chciałem oddać się rozmyślaniom i posortować sobie wszystkie otrzymane wiadomości w głowie, ale niestety musiałem przełożyć to na później. Chociaż… czy ja wiem, czy „niestety”… miałem już dość patrzenia na zmarzniętą Sakurę. To dziwnie oddziaływało na moje serce.
Mój wzrok spoczywał już na skalistej jaskini, której widok był dość nietypowy pośrodku gęstego lasu.
 - Ona wcale nie jest wielka – skitowała Sakura.
Rzeczywiście. Nawet stąd mogłem zobaczyć jej koniec.
 - Pewnie większość jej powierzchni znajduje się pod ziemią – zasugerowałem.
 - Gbur znowu dobrze gada – odparł Akashi. Zmierzyłem go surowym spojrzeniem.
 - Byłbyś łaskaw skończyć z tym gburem? To, że doprowadziłeś nas do jaskini nie znaczy, że już ci ufam.
 - Zaraz zaufasz – powiedział. Nuta pewności w jego głosie uświadomiła mi, że naprawdę za moment tak się stanie.
***
OK, więc… Madara najpierw nieoczekiwanie zjawia się na odizolowanej wyspie oferując im zwój za wsparcie na wojnie. Później, po pewnym czasie odbiera im wręczony podarunek, obiecując, że niedługo go zwróci. I zwraca. Razem z dwójką szpiegów, na których stosuje jakąś tajemniczą technikę. Jednak mimo oczekiwań „króla”, pan Uchiha ponownie zabiera zakazane techniki ze sobą, chcąc mieć pewność, że nie wystąpią żadne efekty uboczne.
Umiera…
A Wioska Liścia dostaje w kość, Sakura Haruno zaczyna bać się wampirów, a Sasuke Uchiha zaczyna z niej szydzić. Dopiero po czasie okazuje się, że brana za wariatkę Sakura miała rację jeśli chodzi o Wampirzego Ninja. Gorzej z podejrzewaną tożsamością. W sumie szkoda, że naprawdę nie jest krwiopijcą. Mogłabym pochwalić się Ren’owi, że istoty z horrorów naprawdę istnieją (zakładając, że wcześniej Ketsuto nie wyssałby mojej krwi).
 - Sakura, do diaska. Obudź się – głos Sasuke przywrócił mnie na odpowiednią planetę. Jego dłoń pociągnęła mnie w bok, dzięki czemu uniknęłam zderzenia z olbrzymim stalagmitem.
Wewnątrz jaskini panowała ponura atmosfera. Jakieś krople raz za razem uderzały w ziemię przyprawiając mnie o gęsią skórkę, a podłożenie niewątpliwie ciągnęło nas coraz głębiej pod ziemię.
 - Przepraszam – pisnęłam do Sasuke. Miał uaktywnionego Sharingan’a i trzymał moją dłoń. Wśród całego zebrania tylko ja nie byłam w stanie zorientować się w otoczeniu. Akashi był kotem, więc widział w ciemnościach, a Sasuke zawdzięczał wszystko Kekkei Genkai. Znów dopadło mnie uczucie skretynienia i bezużyteczności.
 - Ciągle jest ci zimno? – spytał nagle.
 - Troszeczkę – odpowiedziałam. Było mi podwójnie głupio, zwłaszcza, że nawet w takim momencie krępował mnie jego dotyk. A potem odruchowo mocniej ścisnęłam jego dłoń. Nie wiem jak w ogóle do tego doszło!
Czułam na sobie palące spojrzenie Sasuke.
 - Boisz się? – o dziwo w jego głosie nie było żadnej szydzącej nutki.
Pokręciłam głową.
 - Zaraz będziemy na miejscu.
 - Tylko kilka chwil. Tam się ogrzejecie – wtrącił Akashi.
 - Jak? – odważyłam się zapytać. Do stu piorunów! Dlaczego mój głos był tak mocno przesiąknięty strachem i bezradnością?
 - Sama się przekonasz.
Rzygać mi się chciało tajemnicami, zagadkami, a co dopiero tego typu odpowiedziami. Zamiast złościć się na jego sposób mówienia, wzięłam swój plecak z drugiej ręki Sasuke i zanurzyłam w nim dłoń.
 - Co robisz? – spytał mnie. Albo mi się wydawało, albo naprawdę brzmiał na zatroskanego.
 - Szukam latarki – odpowiedziałam jak „normalny człowiek”, bez żadnych zagadkowych podtekstów. – Wiem, że plecak był w wodzie, ale może zadziała. Denerwuje mnie to, że tylko ja nie jestem na nic przydatna.
 Nie odpowiedział, tylko lekko uśmiechnął. Widziałam to nawet w ciemnościach absolutnych.
Po kilku chwilach intensywnego gmerania wśród wszystkich ubrań doszukałam się czegoś twardego, co kształtem przypominało właśnie ową latarkę. Nie zachwycił mnie fakt, że tuż po jej wyciągnięciu na ziemie polały się spore ilości cieczy.
Dźwięk zatrzymał nawet Akashi’ego.
 - Co jest?
 - Nic – bąknęłam, obmacując przedmiot. Może i uśmiech Sasuke był dla mnie widoczny, ale włącznik uparcie się chował.
 - Tu – dłoń Uchihy otarła się o moją i przez całą powierzchnie ciała przeleciały elektrowstrząsy. Z najwyższą dokładnością nacisnął guziczek, a snop światła momentalnie rozjarzył przestrzeń przed nami.
Ale zamiast cieszyć, gapiłam się na Sasuke.
Nawet Sharingan był w stanie wynagrodzić mi brak jego smolistych tęczówek.
 - Hej! Nie mogliście wcześniej powiedzieć, że macie latarkę? – coś szumiało w tle. – Hej! Sakura-sempai, gburze… - i nagle umilkło.
Sasuke był piękny. I patrzył na mnie. Głęboko, hipnotyzująco…
I wtedy coś przywarło do mojej nogi.
Zachwiałam się i zerknęłam w dół.
 - Czuję się ignorowany! – Akashi zrobił obrażoną minę. Odtrąciłam go od siebie i zachichotałam. Nagle rozsadziło mnie niebywałe szczęście. – Nie będę na was czekał! Jeśli się zgubicie to wasza sprawa!
Spojrzałam na Sasuke, który obserwował kocią sylwetkę, ginącą w głębi korytarza.
Nie potrafiłam sobie wyobrazić przeżywania każdej z tych chwil; spotkaniu gadającego kota, władowywaniu skrzyń, podróży statkiem, pogoni za Wampirem, skoku do wody, zawarcia umowy z kotem, podróżą przez las… Nie. Nie potrafiłam sobie wyobrazić tego wszystkiego bez udziału jego osoby.
Właśnie dlatego do mojego mózgu bardzo ślamazarnie dostała się informacja o tym, że światło latarki kieruję na Sasuke, który bezradnie mruży oczy i wypowiada jakieś nieładne przekleństwa.
 - Sakura… - warknął.
 - Ups. Wybacz – zaśmiałam się histerycznie, wysyłając snop światła w stronę gdzie chwilę temu zniknął Akashi.
 - Lepiej za nim chodźmy, bo naprawdę się zgubimy.
 - Racja.
I kiedy myślałam, że puści moją dłoń,  zdając mnie na znalezione urządzenie, on tego nie zrobił. 


Od autorki: Przepraszam! Spóźniłam się aż o tydzień. Było niestety kilka wydarzeń, które nie pozwalały mi skupić się na pisaniu. Rozdział i tak nie zajmuje tyle wydarzeń ile chciałam w nim zmieścić, ale stwierdziłam, że już nie będę was męczyć dłuższą treścią (ten rozdział i tak ma 28 stron xD). I to jest chyba najdłuższy jaki kiedykolwiek napisałam, nawet na SOH nie było tak długiego chaptera. Tak więc jest to takie małe wynagrodzenie za moje spóźnienie.
Arigatou za 30 obserwatorów i 93 lajkowiczów na Facebooku :). Tak jak pod każdą notką, proszę informować mnie o błędach na mailu akemi.chan@op.pl Kiedy je sprawdzałam było ich dziwnie mało, a to podejrzane xD. Na pewno coś przeoczyłam.


18 komentarzy:

  1. Fajna notka wnerwia mnie ten Sasuke podły egoista i gbur (wybacz nie lubie tej postaci nigdzie tylko w SOH byłam w stanie jakoś go toleroać xD) no ale bez tego gbura nie było by fabuły błędów się nie dopatrzyłam ale nic nie gwarantuje no nie śpałam od 48h xD Notka jak zwykle boska życze weny i czekam na następną :)

    OdpowiedzUsuń
  2. to zaskakujące, że pomimo 28 stron wpisu nadal jestem nieusatysfakcjonowana ;p tak wiem, wiem, dłuższa notka byłaby nie lada problemem dla wielu czytelników jak i dla ciebie, dlatego pomińmy ten fakt mojego zamiłowania "do literek' ;p
    nie mam pojęcia, dlaczego wcześniej nie wysnułam wniosku, iż kot jest dzieckiem.. i nie chodzi mi wcale o fakt gdybania kto to jest, ale właśnie o to dziecinne zachowanie i koci sarkazm.. ewidentnie to musi być dziecko xD. najwidoczniej mam opóźnione myślenie ;p
    czyli jednak wampiry nie istnieją.. szkoda.. chociaż.. chyba ten typ postaci nie pasuje do fabuły.. hmm..
    podobał mi się fragment, gdy Sakura nie chcąc się utopić, kurczowo trzymała się belki od pomostu. To było przezabawne xD..
    ahh i zastanawia mnie fakt, co myślał Sasuke, kiedy tak "niby bez powodu" leżał na Sakurze, gdy wyszli z wody..;p
    a te jego uśmieszki.. xD przeurocze.. hihi pół rozdziału można było poświęcić na wyobrażenie sobie tego uśmiechu ;D
    rozdział przecudny ;D pomimo, że chciałabym więcej ;p
    pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 28 stron to dla ciebie za mało? o.O Następnym razem mogę postarać się jeszcze bardziej, ale w sumie masz rację... większość usnęłaby w połowie rozdziału xD W ogóle zastanawiam się czy nie pisać znacznie krótszych. Nie zabijesz mnie, prawda? XD

      Usuń
  3. Przyjemnie czyta się każdy Twój rozdział:) wszystko do siebie idealnie pasuje i chociaż w tym rozdziale wyjaśniasz parę zagadek to i tak czuję pewien niedosyt;)Rozdział ma 28 stron a czyta się go szybko i przyjemnie gdy skończyła czytać nie mogła uwierzyć, że to już;)Szablon bloga jest cudowny;) Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału ;)

    Dziękuję i pozdrawiam;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Dłuższy rozdział zawsze spoko, dłuższy i częściej;) Akcja toczy sie wolno ale chyba właśnie to tworzy tą magie ze cały czas chce więcej. Czekam z niecierpliwością! I życze weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akcja toczy się wolno? Kiedy ja to czytam mam wrażenie, że wręcz "za szybko". A może to ze mną coś nie tak? XD Muszę to jeszcze raz przeanalizować.
      W każdym razie dziękuję i pozdrawiam :)

      Usuń
  5. Rozdział rzeczywiście strasznie długi, ale wiesz co? Właściwie mogłabym przeczytać cała książkę Twojego autorstwa i nie byłabym ani trochę znudzona. Masz taki lekki styl pisania i naturalny, że czytanie tego wszystkiego jest cholernie przyjemne ;D no i zdecydowanie wynagrodziłaś długością tygodniowy poślizg!

    Hmm, no to w końcu się wyjaśniło czym tak naprawdę zajmuje sie ta wyspa - sprzedaje zakazane techniki. I nawet Madara miał w tym swój udział. A tak swoją drogą, to mam takie jedno podejrzenie, że ci współpracownicy Madary , którzy go zdradzili to może Itachi i Nagato xd bo podobno któryś z tych współpracowników rzucił na Sakure i Sasuke to jutsu, więc może to kochany braciszek chciał zeswatać ich razem? Ale to takie moje głupie wymysły, pewnie nie prawdziwe...

    Ogólnie fajnie, że w końcu zaczyna się wszystko wyjaśniać. Kotek-dzieciak wywiązuje się z umowy i "czuje sie ignorowany" kiedy piękna parka zatapia się w swoich spojrzeniach xd haha, wgl to wyczekiwałam momentu, w którym napiszesz, że Sasuke jednak nie puści dłoni Sakury ^^ i sie doczekałam!

    Błędów raczej nie było, chociaż nie jestem pewna co do tego lasu, który był coraz "gęściejszy". A nie "gęstszy" ?

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział super jak zawsze :) znalazłam tam literówkę, zamiast naiwna, nawina, czy jakoś tak ;D jednak nie przeszkodziło to w czytaniu. Czuje niedosyt! Oj chyba zaczyna się SasuSaku :) W końcu :P nie mogę się już doczekać 16 grudnia i kolejnego rozdziału. pozdrawiam i weny! ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej!
    Po pierwsze świetny szablon. Lepszy od poprzedniego i to dużo.

    Co do rozdziału to na kolana nie powala. Teoretycznie powinien być przesycony akcją, a w praktyce spowalniały go przemyślenia, które były wyciągnięte z jakiegoś lamusa. Do tego niektóre zdania były tak beznadziejne... np . "Zrobiłam to bez owijania w bawełnę." Da się w ogóle zrobić coś bez owijania w bawełnę? Ten frazeologizm dotyczy mówienia, a nie oddychania.

    Rażący błąd "gęściejszy". Jestem na niego uczulona, choć w sumie jest to forma dopuszczalna, to brzmi okropnie. Sama przeczytaj na głos.

    Mnóstwo literówek, ale wiadomo, że osoba, która pisze nie jest w stanie ich wyłapać. Przynajmniej nie wszystkich. To po prostu niewykonalne.

    Do tego rozdział był bardzo schematyczny. Wiem, że stać Cię na więcej, a ten post to jakiś kiepski żart. Chyba najgorszy fragment tego opowiadania jak dotychczas.

    Pozdrawiam i liczę, że następnym rozdziałem powrócisz do formy.

    OdpowiedzUsuń
  8. Za mało... Już się zrobiło romantycznie i ... koniec?! No jak możesz.

    Widzę, że koleżanka wyżej bardzo cię objechała, co mi się bardzo nie podoba. Każdemu zdarzają się błędy, a kilka przy takiej ilości stron, to jak źdźbło trawy na mega porośniętej łące. Nie uważam, że notka jest schematyczna. Mi te "lamusowate przemyślenia" bardzo podpasowały. Ja osobiście robię ich aż za dużo, aczkolwiek tutaj w żaden sposób nie popsuło to akcji.

    Wiesz, że przy takiej ilościu tekstu, możesz napisać książę? Wiem, mówię to już po raz setny, ale nie mogę się powstrzymać xd

    Dużo historii wciąga, w mniejszym, bądź większym stopniu. Lecz tutaj, no nie do opisania...

    Szczerze powiem ci, że na początku nie podpasował mi ten główny wątek. Dopiero z czasem go deceniłam, jest genialny.

    Ten fragment o trzymaniu za rękę, no rozpłynęłam się <3
    Jedyna autorka, która może się z tobą równać i kocham wasze blogi w takim samym stopniu to Leitha z www.sasuke.blog.onet.pl

    Przeczytałam SOH dwa razy, pomimo braku czasu - bezsenne noce *.* Mam wrażenie, że Ai no Ibuki też niedługo zaliczę ponowny romans xd

    Jesteś genialna ;)

    PS. Dlaczego nie wyskoczyło mi powiadomienie o nowym poście, wiesz może?

    OdpowiedzUsuń
  9. Hmmm... rozdział wcale nie jest długi xD (bynajmniej nie dla mnie). Rzeczywiście błędów jako tako niema. Po za tym kompletnie rozwala mnie inteligencja Sakury xDDD Normalnie Horrendum intelligentia xD W dodatku... Sasuke miał tak wiele okazji w tym rozdziale do pocałowania Sakury i co?! No comment. Hmmm... a! I zajebisty jest ten koteczek! (i niech taki pozostanie xDD). Sate, watashi wa iku tsumoridesu. Mata ne! (tłum. Dobra, już będę kończyć. cześć)aaa! I zapraszam jeszcze do mnie: www.love-game-sasusaku.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. No nie! Jak ja nie lubię takich momentów! Tutaj zaiskrzyło, a ta przerywa, no niewybaczalne!
    Chyba dwie literówki zauważyłam, ale nie potrafię ich teraz znaleźć. A i tak na przyszłość, dla mnie możesz pisać i po 40 stron :)
    Naprawdę zaczynam się zastanawiać nad tokiem myślenia Sakury, to takie... Dziwne...
    Ha! Za to ją lubię!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A i jeszcze jedno. Z nudów przeczytałam jeszcze raz tego bloga ^^ I czegoś nie ogarnęłam.
      Bo w tym rozdziale Sakura zaczyna się dusić, to znaczy, że pozbyła się tego magicznego sznureczka?
      No i jeszcze coś - jak to się dzieje, że o nic nie zaczepiali ową linką?
      Wiesz, że dzięki Twojemu blogowi odzyskałam wenę?
      :)

      Usuń
    2. Sakura pozbyła się "magicznego sznureczka" przed podróżą statkiem, co było napisane bodajże na początku rozdziału, w którym dotarli do portu. Była też mowa o tym, że sznureczek wszędzie zahaczał xD

      A więc jestem niezwykle dumna z tego, że odzyskałaś wenę. Życzę sukcesów :) i pozdrawiam!

      Usuń
    3. Hmm. Faktycznie... W sumie to przypomina sobie jakiś cytat, że linka/sznurek strasznie denerwował... Kurczę, ostatnio moje czytanie ze zrozumieniem jest zdrowo nadszarpnięte.
      Mój mózg za dużo pracuje, przez tą szkołę xD

      Usuń
    4. Było też "Ciekawe czy Itachi przyjmuje reklamacje" xD

      Usuń
  11. 28 stron? :o Naprawdę? Mój rekord to 12. xd Chyba mam małe kompleksy... No, ale nieważne.

    Ciekawe co takiego stało się Renowi? Może go jakoś torturują, albo każą ciężko pracować. :> Bardzo mnie to zastanawia.

    W poprzednich rozdziałach myślałam, że kot jest raczej tym złym i będzie przeszkadzał naszej ulubionej drużynie na każdym kroku, a tu proszę. Co za niespodzianka. :3 W sumie fajny taki zwierzak do towarzystwa. Zdziwiło mnie trochę to, że tak naprawdę jest człowiekiem i został przemieniony przez wypadek. :o Te techniki robią się coraz dziwniejsze.

    Ah ten Madara, nawet po śmierci sprawia problemy. No, ale i tak się cieszę, iż nie żyje.

    Zawsze chciałam zwiedzić taką jaskinię *,* Zazdroszczę. *,*

    No i te romantyczne scenki na koniec notki, booooooooooooooskie. <3 Pewnie już mówiłam milion razy, ale kocham Twoje opowiadania całym sercem. :)

    OdpowiedzUsuń
  12. bardzo fajnie się czyta , akcja się zaczyna , ale jakos nie mogę wyobrazić sobie Sakury jako taka przygłupią dziewczynę i nadpobutdliwą matkę , lepiej by się sparwowała , gdyby była bardziej rozsądna i wgl czy ona nie zapomniala ze Sasuke chciał ją zabić 2 razy? bo się do niego wdzięczy jak zawsze , z kolei on jest taki no ... robi sie z niego taka zakochana mamałyga powoli :D ale ogółem fajny blog , moze uda mi sie przyzwyczaić pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń