„Słowami
też można dotykać. Nawet czulej niż dłońmi.”
Janusz
Leon Wiśniewski
Naruto
był dla mnie przykładem, mistrzem, numerem jeden, za którym należy podążać.
Ilekroć wydostawał mnie z opresji, zawsze zdawało mi się, że niedostatecznie
wyrażam swoją wdzięczność w późniejszych czynach. Teraz potrzebował
doświadczonego adwokata. Kogoś kto wyjaśniłby mi ile racjonalności zawierało
jego postępowanie, ponoć kierowane moim dobrem. A może to wcale nie o mnie
chodziło? Może lata bycia wodzem wyzuły z Naruto ostatnie szczątki jego dawnej
osobowości. Może spotkało go to samo, co Ren’a. Zresztą nie tylko oni ukazywali
się jako obcy dla mnie ludzie.
Hinata
także padła ofiarą.
Emanowała
z niej oziębłość. Przez maskę speszonej, przygarbionej kobiety przedzierało się
uosobienie pojęcia „zimna krew”, choć im dłużej przyglądałam się przyjaciółce,
tym więcej potrafiłem przyuważyć charakteryzujących ją szczegółów.
Moi
rodzicie odeszli. Od tej pory utarta ścieżka życia zaczęła się wybrzuszać,
tworząc sporo wyboistości, pagórków, a nawet potężnych gór, na które wspinaczka
zabierała długie lata. Przeczuwałam to. Przeczuwałam od samego początku. Nie
byłam ślepa na ukradkowe spojrzenia między Naruto i Ren’em, a mimo wszystko
obarczałam winą własną wybujałą wyobraźnie, bo przecież nie mogło przytrafić mi
się nic bardziej dziwnego od trzymiesięcznej amnezji.
-
Usabi – Hokage wreszcie przemówił. Pomruknęłam z pogardą, zdając sobie sprawę,
że to nie mnie zaszczyca słowami. – To było bardzo nierozsądne z twojej strony
zostawiać ją samą w gabinecie. Wiesz jaka jest Sakura-chan. Wszędzie wsadzi
swój ciekawski nos.
Sekretarz
znikąd zjawił się przed władcą i dygnął w sposób, który miałby zrekompensować
Uzumaki’emu straty.
-
Wybacz. Jesteście z panienką bardzo sobie bliscy. Wydawało mi się, że nie
ośmieli się gmerać w pańskich osobistych dokumentacjach.
Nie
sprzeciwiałam się oskarżeniom. W końcu faktycznie zachowałam się zbereźnie, a
znana Medyczka nie mogła mieć na koncie podobnych przewinień.
-
Myliłeś się – Taka intonacja w wykonaniu Naruto była rzadkością. Potrafiła kłuć
bardziej niż japońskie noże. – Ona z natury jest ciekawska. Lubi wtrącać się
tam, gdzie nie powinna.
Nadszedł
czas na mój ruch.
-
A więc chcesz powiedzieć, że nie powinnam ingerować w sprawy, które mnie
dotyczą, nawet jeśli dwójka idiotów zdecydowała się wszystko przed nami zataić?
– wyrzuciłam z siebie na jednym wdechu. Zanim ktokolwiek odniósł się do mych
słów, zdążyłam zebrać powietrze i dodać: - Przy okazji mógłbyś mi zdradzić ile
czasu masz zamiar wyrażać się o mnie w trzeciej osobie, mimo że jestem tuż
obok? Poprosiłabym jeszcze kilka informacji o Ren’ie, a w zamian dam ci spokój.
-
To nie jest śmieszne, Sakura-chan – wyrzęził. Czyżby szach?
-
Nie? – Wiarygodnie zagrałam zdziwienie. Nawet wzniosłam ostentacyjnie dłonie. –
A wydawało mi się, że to wszystko cię bawi, skoro tak długi czas preferowałeś
obserwować z kąta jak ja, wspólnie z Sasuke, narażam życie na jakieś zbzikowanej
wyspie, pełnej półnagich czubków!
Tym
razem nie odpowiedział. Jego także zaskoczyło to, jak szybko połapałam całość.
Wystarczyło mi słowo „zwój” zamieszczone na kartce, żebym wiedziała o co toczy
się gra.
Zmiażdżyłam
notatkę w piąstce i przysunęłam mu ją pod nos.
-
Kyori, nieprawdaż? Kyori i szpiedzy Madary winni za korzystanie z zasobów
zakazanych technik. A może się mylę! – wykrzyknęłam w akcie olśnienia. Naraz do
głowy wtłoczyła mi się nowa teoria: – Może wy również dorabiacie sobie
sprzedając dostęp do zakazanych technik! Sposób Tenshi’ego Tomoko tak bardzo
wam się spodobał?!
Hinata
pokręciła głową.
A
więc nie rozwiązałam zagadki. Szach nadal pozostał tylko szachem, a do „mata”
potrzebowałam więcej oleju w głowie. Zazwyczaj to Sasuke był tym zapasowym
paliwem, gdy mój zbiornik zaczął pustoszeć.
Co
teraz?
-
Narozrabiałaś – powiedział Naruto. Wykonał zwinny unik „królem”, wymigując się
od mojego pionka. Potrząsnęłam głową. Być może się przesłyszałam. Uniosłam
wzrok, by spojrzeć w głąb lazuru. Odszyfrowałam jedynie gniew i zawód. Jak
gdybym to ja była wszystkiemu winna. Uzumaki, nie spodziewając się wzrokowego
ataku, zerknął w bok, w poszukiwaniu ucieczki. Teraz biło z niego poczucie
winy. – Ren mnie ostrzegał. Przed tobą. Wbrew pozorom jesteś chytra Sakura-chan.
Szczęście ci dopisuje. Wyśmiałem go, kiedy stwierdził, że możesz jakoś zagrozić
naszemu planowi, a tu proszę… Ciekawska natura powiodła cię w dobrym kierunku.
-
Zasłużyłeś sobie na ten policzek – wypaliłam bez zastanowienia. Łzy z wolna
napływały mi do oczu. – Od początku wiedziałeś co się dzieje z Ren’em. Przyznaj
się! – Wiedziona emocjami pchnęłam go w tył. – Wiedziałeś czemu się tak
zmienił! Wiedziałeś czemu mnie porzucił!
Usabi
spoglądał na Hokage z niepokojem.
-
Jest w szoku – wyjaśnił cicho Naruto. Był na tyle prymitywny, aby zlekceważyć
odgrywany we mnie dramat.
-
Naruto – Hinata szarpnęła męża za materiał płaszcza. – Powinniśmy się spieszyć.
-
Co się dzieje? – Rudzielec sfiksował. Jego oczy goniły to po mnie, to po
Naruto, a od czasu do czasu zatrzymywały się na Hinacie. – Hokage, czy mogę
jakoś zaradzić?
-
Nie, załatwię to sam – westchnął. - Idź do gabinetu i przypilnuj
dokumentów na wypadek gdyby jakaś osoba postanowiła wziąć przykład z
Sakury-chan.
Usabi
z całego marasu pojmował tylko co ja; nic. Mógł jedynie snuć przypuszczenia, a
gdy zniknął, połknięty przez wrota piętrzącej się za moimi plecami siedziby,
zrozumiałam, że jestem w towarzystwie jedyną niedoinformowaną. Nie wiedziałam
nic. Nie miałam nawet pewności, że sprawa faktycznie dotyczy Kyori. Z
pomysłowością Ren’a nigdy nic nie wiadomo, a byłam więcej niż pewna, że to
właśnie on nakłonił Naruto do tak drastycznych kroków.
-
Sakura-chan… - Pociągnęłam nosem w chwili, gdy wymówił moje imię. – Posłuchaj
mnie teraz uważnie. To wszystko było zaplanowane. Ren ostrzegał cię na
festynie, prawda? Zaznaczył, że dzisiejszy dzień będzie wyjątkowy.
Potaknęłam.
Hinata dostrzegła jak telepię się przez chłód. Deszcz ustał, ale grzmoty wciąż
docierały do nas echem z oddali. Burzowe blaski rozświetlały chmurzyska przy
horyzoncie, grożąc powrotem. Miałam na sobie jedynie szorty i cienką bluzeczkę.
Nie dbałam o swoje wyposażenie, opuszczając progi mieszkania. Przejmowałam się
wyłącznie Ren’em, dlatego też, kiedy przyjaciółka znalazła się przy mnie i
narzuciła na ramiona bawełniany materiał, natychmiast wsunęłam ramiona w długie
rękawy, upajając się ciepłem i cicho szlochając. Przytknęłam rękaw do ust.
Czułam się jak rozbrykanie dziecko, które mimo upomnień, wciąż robiło swoje i
wreszcie zostało pokarane przez los.
-
Nie martw się, Sakura – Szept Hinaty przy moim uchu poniekąd okiełznał wirujące
w brzuchu języki ognia. – Naruto i Ren nie zrobili nic, aby ci zaszkodzić. To
czy im wybaczysz, czy nie, będzie twoją własną decyzją. To… trudna sytuacja.
Sama do końca w to nie wierzę. Całość wydaje się być bajką. Nierealną
historyjką, która nie powinna mieć miejsca. A jednak prawdopodobnie nasze
przypuszczenia się potwierdziły. Niedługo dowiesz się prawdy. Ale to nie ja,
ani nie Naruto ci ją przekażemy.
-
Ren? – wychlipałam.
Na
drżenia przebijające się przez mój głos, pani Uzumaki wzmocniła uścisk na mym
ramieniu.
-
Poniekąd – uśmiechnęła się ponuro. Była wyższa o kilka centymetrów.
Rejestrowałam każdy jej ruch kątem oka, domagając się jej opanowania. – Sakura,
on wszystko robił z myślą o tobie. Chciał, żebyś była bezpieczna i szczęśliwa.
Poprosił Naruto o pomoc. Nie mógł mu odmówić, słysząc powody.
-
Hinata, zahamuj – rygorystyczny głos Naruto zniweczył wykonywany przez Hinatę
proces ujarzmiania wirujących języków ognia. Złość powróciła.
-
Naruto – utkwiłam w nim zaszklone od łez oczy. – Powiedz mi tyle, ile możesz.
Natychmiast.
-
Dobrze, powiem ci. Ale musisz mi coś obiecać.
Oburzyła
mnie jego prośba, ale łaknęłam wskazówek jak bukłaku wody po tygodniowej
tułaczce na pustyni.
-
Zgoda.
-
Będziesz postępować według moich poleceń, bez sprzeciwów. Ren prosił mnie, aby
w czasie jego spotkania z… pewną osobą... – odchrząknął. – Żebym odpowiednio
wszystkim się zajął. Hinata również ma w tym swój udział. Zaopiekuje się
Satoshi’m podczas naszej nieobecności.
Podczas
naszej nieobecności.
Złowrogie,
trzaskające płomienie naraz stały się pobłażliwymi płomyczkami nadziei.
-
I-idziemy do Ren’a? Tam na wzgórze? – Automatycznie wysunęłam palec w stronię
kamiennej podobizny Minato Namikaze. Gdy Naruto potaknął, z ledwością
stłamsiłam radość. Nieomal roześmiałam się w obliczu takich zdarzeń. A jednak…
obawiałam się wielu rzeczy. Co jeżeli moim zadaniem było, po raz ostatni,
wezbrać w sobie dawkę cierpliwości i bezskutecznie usiłować znieść paraliżujące
mnie napięcie. Nie, to było a-wykonalne. Musiałam do Ren’a, czym prędzej! –
Dobrze, obiecuję. Teraz ty mi coś obiecaj – odwróciłam się na powrót ku Naruto.
-
Tak?
-
Ren jest bezpieczny?
-
Tak, jest – odrzekł bez namysłu. – Przysięgam.
-
Jeszcze jedno! – Mój dominujący pionek nagle zupełnie się wycofał, co
przysłużyło Naruto. W szachach nie było remisów, ale ten jeden jedyny raz
powściągnęłam się przed sięgnięciem po ciężką artylerię. Wolałam najpierw
wysłuchać historyjki, a potem zabrać się za osądzanie.
-
Co? – Hokage się niecierpliwił. Prawdopodobnie już drugi raz zadaje mi to
pytanie.
-
To dotyczy Kyori?
Skinął
głową.
-
Dowiemy się kto jest sprawcą?
Kolejne
skinięcie.
-
Ren spotyka się ze szpiegami Madary? Dlaczego potrzebowali zwoju? Od kiedy
wszystko jest zaplanowane i jak znaleźliście z nimi kontakt? Tenshi Tomoko ma w
tym swój udział? I czym…
-
Zbyt wiele pytań, Sakura-chan – Naruto pośpiesznie wpadł mi w słowo. –
Chciałaś, żebym powiedział ci tyle ile mogę, a więc wysłuchaj.
Niech
będzie. Lepsze od niczego są podawane w odstępach czasu elementy układanki -
puzzle, tworzące prawdę.
Nadstawiłam
uszu. Byłam zwarta jak nigdy dotąd.
-
Lada moment wyruszamy na wzgórze. Spotkasz tam Ren’a i osobę, która wyjawi wam
całą prawdę. Zwój jest niezbędny. Dowiesz się dlaczego, ale w swoim czasie.
Dowiesz się też czy król Michigatty miał w tym swój udział. Musisz powiedzieć
mi gdzie znajduje się Satoshi. Hinata go odbierze. Przekaż jej klucze do
swojego mieszkania, będzie tam do naszego powrotu.
Niepokojące,
absurdalne i zagmatwane – jak wszystko co dotąd stanęło na mojej drodze.
Postanowiłam zasymulować Sakurę, dla której ogół poleceń jest znajomą
normalnością. Ta Sakura kiwa głową, niezależnie od sytuacji i otaczających ją
dziwactw.
Odnalazłam
w kieszeni szortów klucze, a ich plik wpadł w ręce Hinaty wraz z donośnym
szczękiem.
-
Satoshi? – bąknęła.
-
Satoshi? – zgłupiałam.
-
Gdzie jest! – Ramiona Naruto opadły wzdłuż ciała.
Natłok
informacji miał na mnie zły wpływ. Wykaraskałam się z objęć Morfeusza z
konkretnym celem, ale bez konkretnych nadziei na powodzenie. A jednak
scenarzysta nadzorujący akty w moim życiu sprostał zadaniu i mnie zaskoczył.
Ba, notorycznie robi to już od miesięcy. Czasami miewa humorki i wpycha między
sceny gadające zwierzęta i despotycznych pseudo-króli.
Romantykiem
to on z pewnością nie jest. Nie zna się na miłości, więc omija ją szerokim
łukiem, koncentrując się na wbijających w krzesło zwrotach akcji.
Tak
było w tym momencie. Fraza „Dowiesz się prawdy” uderzyła we
mnie niczym tornado, wciągnęła w wir, okręciła w kalejdoskopie, odtwarzając od
nowa wszystkie zgromadzone wskazówki.
-
Naruto, ostrzegałam cię, że to nie będzie dla niej dobre. Chcieliście ją
ochronić przed traumatycznymi zdarzeniami, a obecna sytuacja jest właśnie
jednym z nich – powiedziała sztywno Hinata, obdarzając mnie zatroskaniem,
tlącym się w jej przejrzystych oczach. Dostrzegłam tam własne odbicie. Obraz
zwiotczałej, bezradnej dziewczyny, opatulonej w bawełnianą bluzę, z rękawami,
które długością pokrywały jej dłonie, z zaczerwienionymi ślepiami i kaskadą
spływających po ramionach fal zdołał mnie w pewien sposób ocucić.
Wykrztusiłam
z siebie:
-
Sasuke. Satoshi jest u Sasuke.
Milczeli,
zaskoczeni. Z jakiś niewiadomych przyczyn żaden z nich nie zdawał się być
zawiedziony tym faktem.
-
Świetnie – Naruto chwycił mnie pod ramię. Nieprzygotowana na dotyk, syknęłam z
bólu. Nim z moich ust wypłynęło kilka tyrad odnośnie delikatności wobec osoby
niepoprawnej emocjonalnie, ten zdołał dorzucić: - To ułatwia nam zadanie.
Zaoszczędzimy czas. Sasuke szybko się zbierze. Itachi może nam potowarzyszyć.
Przyda się dodatkowe wsparcie. I tak wie zbyt wiele o Kyori…
-
Hej, Naruto… Itachi… że, co? Sasuke… - Nieskładność w moich wypowiedziach nie
była rzadkim zjawiskiem, a jednak takie stadium jąkania dotąd mi się nie
przytrafiło. Wciągnęłam do siebie więcej tlenu. Serce zaczęło pompować
powietrze z zapalczywością. Potrzebowałam środków na uspokojenie – najchętniej
połknęłabym tabletki od panny Kagekee.
Po
minucie ciszy, której akompaniowały pośpiesznie szurania o żwirową podłogę,
udało mi się wydusić zdanie, skłonne do bycia sensownym:
-
Sasuke też idzie?
-
Coś w tym dziwnego? – Naruto nawet na mnie nie spojrzał.
Przygryzłam
dolną wargę.
-
Tak, ostatnio wiele rzeczy jest dziwnych. Dlaczego on musi być obecny? Od kilku
dni nie wykazuje zainteresowania Tankyori no Jutsu, ani sprawcą chaosu.
Sasuke…
Nie! Nie zniosę egzystencji w jego pobliżu, nawet jeżeli będzie dotyczyło to
spraw czysto „zawodowych”. Moje serce tego nie zniesie. Nędzne, zahartowane
serce ugodzone tyloma słowami.
To
nie ma dla mnie znaczenia.
Nie
chcę być z tobą.
To
była kretyńska chwila słabości, nic więcej.
Przykro
mi, Chibi.
Chciałabym,
aby mój narząd wrócił do formy sprzed… dziesięciu lat? Wtedy był silny, czysty,
bez skaz. Jego zmarkotniała wersja nie poradzi sobie z Sasuke.
-
Wątpię, żeby on chciał się ze mną widzieć – szepnęłam machinalnie.
Uzumaki
nie przystanął. W jego oczach zdawał się być zamknięty kawałek błękitnego
nieba. Spoglądał na mnie zupełnie niezrażony, pewny, jakby właśnie wykonał ten
słynny ruch i zmiażdżył mnie szach matem.
-
Naprawdę w to wierzysz? – zapytał w końcu. Hinata zrównała z nami kroku.
Dostrzegłam jak mąż splata z nią dłonie.
-
Wierzę jego słowom – obwieściłam, będąc pewna, że tą frazą nadam kres dyskusji.
Uzumaki
uraczył mnie uśmiechem. Wymuszonym, nieodpowiednim w tej chwili, ale pewność i
tak błyskała między odcieniami błękitu.
-
Uwierz jego sercu, nie słowom.
Burzowe
ogniki raz za razem przecinały niebo. Dzielnica Awayaki jeszcze nigdy nie
wydawała się taka upiorna. Szeregi domów rozpostartych po przeciwległych
stronach ulicy zdawały się być gotowe bo batalii, jakby w ramach okiennych
czaili się bystroocy łucznicy. Wiar, acz słabowity najwyraźniej zdołał
wyrządzić szkody w trakcie mojej misji szpiegowskiej. Okna domów zionęły
ciemnością. Nigdzie nie dostrzegłam jarzącego się światła, a przecież niebo
srodze pociemniało ze względu na pogodę.
-
Siadł prąd – Naruto zawładnął ferwor jego osobistego spisku z Ren’em. W
rzeczywistości nie brzmiał jakby trudności z elektrycznością były warte uwagi.
-
Oby burza nie powróciła – szepnęła cicho Hinata. – Sakura, jak się trzymasz?
Nie
miałam problemów z udzieleniem odpowiedzi:
-
Czuję nudności, ostry ból głowy, serce wali mi młotem w piersi, a żołądek
kurczy się na myśl o poczynaniach Ren’a ze szpiegami Madary. No! – stęknęłam
ostentacyjnie. – To taki plenarny opis moich wewnętrznych odczuć.
Hokage
wywrócił teatralnie oczyma.
-
Humor ci dopisuje, co?
-
W traumatycznych chwilach? Zawsze.
Nieopodal
posesji Uchihów minął nas samotny przechodzień. Przemarznięty, nieprzyszykowany
na nagłe warunki atmosferyczne rzucił nam krótkie, zaskoczone spojrzenie, ale
prócz groszowego przywitania skierowanego ku Hokage, nie powiedział nic więcej.
Malejący
dystans działał na mnie z efektem odwrotnym dla Kyori. Płuca zaczynały nabierać
dyspozycji do duszności z każdym przebytym krokiem zbliżającym mnie do
nieuniknionego spotkania z Sasuke.
Jak
mam spojrzeć mu w oczy po moim wczorajszym, dramatycznym wywodzie? Ze łzami w
oczach, emanującą żałością i z kolanami na twardej brukowanej uliczce? Brr.
Ciarki przebiegły po moim ciele na samą myśl. Itachi bezapelacyjnie zdążył (z
zawadiackim uśmiechem) zdradzić bratu moje „miłosne wyznanie”. Nie było ono
rodem wyciągnięcie z baśni o księżniczkach i rycerzach, ale właśnie tak je
traktowałam.
Mogłam
tylko wyobrazić sobie tę scenę.
Hej,
braciszku. Nie uwierzysz co się wydarzyło! Chwilę temu przed domem ta zapłakana
Sakura… Wiesz… Mieszka w domu obok i ma dziecko z najlepszym przyjacielem. Cha!
Wariatka, prawda? W każdym razie możesz ją dodać do kolekcji wielbicielek.
Właśnie oznajmiła, że cię kocha.
-
Sakura-chan! – Naruto zerknął na mnie z niepokojem. – Twoje dłonie pocą się
niemiłosiernie. Wszystko w porządku?
-
Jak możesz ją o to pytać? – zganiła go Hinata.
Na
szczęście (a może i nie) zanim rozmowa na temat Sakury, wyrażająca się o niej w
trzeciej osobie zaczęła się na dobre rozkręcać, olbrzymia, piętrząca się do
nieba posiadłość klanu zjawiła się po lewej stronie ulicy. Upstrzone w znaki
Uchihów materiałowe zdobienia na otaczającej całość bramie hulały na wietrze.
Chciałam odsapnąć, ale wiedziałam, że nie dostanę na to zgody.
Naruto
bez certolenia uchylił bramkę i puścił Hinatę przodem. Jej kroki były wątpliwe
i domagające się odwrotu. Przez całą drogę zauważałam jak co chwila spogląda na
mnie kątem oka.
-
Załatwmy to w końcu – Hokage wypuścił powietrze i wlazł ze mną na werandę.
Odetchnęłam, gdy uścisk na nadgarstku się poluzował i wreszcie zupełnie
zniknął. Odszukawszy dogodnego miejsca na ganku, oczekiwałam z napięciem aż
całość się rozwinie. Konfrontacja z Sasuke była ostatnim, czego w tym momencie
potrzebowałam. Uchiha z pewnością nie będzie pocieszony moją obecnością u jego
progów i przerwaniem rutyny dnia codziennego. Itachi wystarczająco go
rozzłościł, przybywając z Satoshi’m. To właśnie mój syn był jedynym co do mnie
przemawiało. Ostatecznie wyruszę sama i sama też przeciwstawię się ciężarowi
przeszłości, zniosę prawdę i postaram się wrócić do względnie swojskiego życia
samotnej matki.
Usłyszałam
stukot w drzwi.
A
więc zaczęło się.
Gospodarze
szybko zareagowali na przybyłych gości, doszukując się zapewne rozgorączkowania
w łomotach w mahoniowe wrota. Itachi otworzył drzwi, spodziewając się ujrzeć
odbierającą syna matkę. Na widok państwa Uzumaki’ch nie był w stanie zatuszować
zaskoczenia. Dłuższą chwilę wpatrywał się w nich bez słowa. Zauważywszy mnie i
wyraz mojej twarzy, spiął się jeszcze bardziej.
-
Jest Sasuke? – Naruto przeszedł do meritum.
-
Jest, ale…
-
Świetnie. Zawołaj go. Ty też pójdziesz z nami.
Itachi
stał nieruchomo i nic nie wskazywało na to, żeby planował przerwać bierność.
Spojrzał na mnie podejrzliwie i zapytał:
-
Sakura, co się dzieje?
-
Też chciałabym wiedzieć.
Zniecierpliwiony
Uzumaki spróbował przedrzeć się do wnętrza domu, ale Itachi w porę zastąpił mu
drogę. Choć to ja powinnam być najbardziej zapalczywa względem czasu,
postępowanie starszego z Uchihów mnie zadowoliło.
-
To ważne – wycedził Naruto.
-
Skoro to ważne, żądam wyjaśnień.
-
Czy słowa „Tankyori no Jutsu”, coś ci mówią? – To zaskakujące w jak rozmaitych
odsłonach podziwiam najbliższe mi osoby. Wizja szarpaniny pomiędzy Naruto i
Itachi’m stanęła mi przed oczami i niegdyś wydawałaby się absurdalna, lecz
dzisiaj bardzo możliwa.
-
Kyori? – Itachi zmarszczył czoło, przez co na jego środku ni stąd ni zowąd
pojawiła się urocza bruzda niezrozumienia. – Kyori zostało dezaktywowane. Nie
do końca, ale… Przecież uzgadniałeś to ze mną.
-
Nie mówię o dezaktywacji. Mówię o Sakurze i Sasuke! – zawołał, spychając
oniemiałego Uchihę w kąt mieszkania. Zanim Uzumaki przekroczył próg, zdążył
skomunikować się ze mną wzrokowo, przekazując: „Podążaj za mną!”. Usłuchałam
go. Był rozbrykanym smarkaczem, ale lata pod postacią Hokage zrodziły u niego
przywódcze zdolności.
Itachi
wyszukał sobie miejscówkę w ciemnej wnęce sieni i krytycznie lustrował
poczynania naszej trójki. Gdy podchwycił moje spojrzenie, gestykulując,
nakłonił mnie do ujawnienia powodu wizyty, ale moja głowa, tak samo jak jego,
zionęła pustką, wobec tego wzruszyłam jedynie ramionami.
-
Dokąd zabieracie Sasuke? I dlaczego mam iść z wami?
-
To długa historia, Itachi. Szczegóły poznacie w drodze, a teraz zawołaj go – W
tonie Naruto rozbrzmiała władcza nuta.
Starszy
Uchiha obserwował go z założonymi rękoma. Wyglądał na zniecierpliwionego.
-
Jest w salonie.
Zasnute
ciemnością, mroczne chmurzyska zrobiły swoje i mimo pory na dworze panowała
niemal nocna ciemność. Zdziwiło mnie, że w żadnym zakątku mieszkania nie jątrzy
się świtało. Otoczenie tym bardziej napawało mnie niepokojem. Widocznie cały
świat zmówił się przeciwko mnie, chcąc wypełnić po brzegi napięciem. Plan się
powiódł. Byłam przesiąknięta złorzeczącymi przeczuciami.
Wtargnąwszy
głębiej, dojrzałam się lichego blasku, pochodzącego z salonu. W tym samym
czasie do naszych uszu dobiegła przyciszona muzyka.
Przystanęłam
w osłupieniu.
To
oznaczało, że prąd wcale nie wysiadł.
Słowa
melodii były aż nadto znajome. Odśpiewałam pozostałe wersy tekstu w głowie.
Kiedyś
tam, będziesz miał dorosłą duszę,
Kiedyś
tam, kiedyś tam…
Ale
dziś jest mały jak okruszek,
Który
los rzucił nam.*
Itachi
dostrzegł moje zaskoczenie. Wpierw z jego twarzy uleciało napięcie, a potem
usta rozchyliły się w delikatnym uśmiechu.
-
Pozazdrościć Sasuke gustu muzycznego – stwierdził posępnie Naruto, nie mając
pojęcia kto tak naprawdę lubuje się w takich piosenkach.
Parę
ostatnich kroków przemierzyłam pędem, spychając państwa Uzumaki’ch na ściany
wąskiego korytarza.
Zatrzymałam
się w progu salonu, wspierając dłoń na framudze drzwi. Dźwięki kołysanki z
programów telewizyjnych dla dzieci wciąż bębniły mi w uszach, wspólnie z
łomotem serca.
-
Sakura-chan, jak ty się zachowujesz…? – Naruto i Hinata dotarli do mnie. Ich
podminowanie i stres natychmiast prysły jak bańka mydlana, zwalniając miejsce
dla nowej emocji – zdziwienia.
Bo
otóż to Sasuke Uchiha, dostojny, poważny, treściwy Sasuke Uchiha siedział na
ulokowanym pośrodku bawełnianym kocyku z szeroko rozkroczonymi nogami. Jego
głowa znalazła podparcie u podnóża fotela, ale i tak raz po raz bezwiednie
kiwała się w którąś ze stron. Mężczyznę pogrążył sen. Wprawdzie oprócz
pałającej z obrazu urokliwości reszta nie powinna mnie zadziwiać, a jednak to
Satoshi był elementem wywołującym chwilowe zatrzymanie procesów życiowych. Mój
syn rozparł się wygodnie na torsie Uchihy. Obie rączki zwinięte w piąstki
umiejscowił blisko swojej głowy. On także został opętany przez Morfeusza, który
swoją życzliwością uraczył go kilkoma przyjemnymi snami, sądząc po lekkim
uśmiechu na pulchnej twarzyczce.
-
A więc widzicie… - Itachi zmaterializował się za naszymi plecami. – do
czegokolwiek potrzebny wam Sasuke, wolałbym, abyście go nie budzili.
Pstryknąłem już zdjęcie, ale takiego momentu nie można zaprzepaścić tak szybko,
nawet jeśli został uwieczniony.
Itachi
terkotał, a ja analizowałam. Podobieństwo tej dwójki było uderzające.
Odziedziczone po Ren’ie ciemne włosy Satoshi’ego komponowały się z hebanowymi
pasmami Sasuke. Ponadto mój syn od wczesnych chwil życia śpi ze zwiniętymi w
pięści rączkami – lekarze twierdzili, że jest to po prostu utkwione w genach i
najwyraźniej ta cecha panowała zarówno u Uchihów. Sasuke jedną pięść
umiejscowioną miał na powierzchni koca, a drugą kurczowo trzymał malca.
Sfiksuję, pomyślałam. Sfiksuję jeżeli ten obraz nie zniknie sprzed moich oczu.
-
Właściwie dlaczego Satoshi jest tutaj? – pisnęła Hinata.
Pociągnęłam
Itachi’ego za poły koszuli, nadając kres jego tyradzie.
-
Obudź go.
-
Właśnie – poparł mnie Naruto, choć wyraz jego twarzy pozostawiał wiele do
życzenia. Stres wznowił łowy, rozpoczynając żerowanie na ostatnich panoszących
się oznakach swego rodzaju „zimnej krwi”. – OK, pobieżnie to wyjaśnię. Ren
spotyka się teraz na wzgórzu z… - Naruto gwałtownie pobladł i wstrzymał głos. -
…z kimś. Ta osoba wie kto skazał Sakurę-chan i Sasuke na działanie zakazanego
Jutsu. Zgodziła się nam to wyjawić.
Itachi
chciał zaprotestować, ale ostatnie słowa zbiły go z pantałyku.
-
Ren? Dlaczego akurat on?
-
Wszystkiego do….
-
Wszystkiego dowiemy się na miejscu – dokończyłam zgryźliwie, przerywając
Uzumaki’emu. – Ren spotyka się ze szpiegiem Madary, prawda? Jednym z nich, albo
z duetem… To oni są temu winni. Nawet Tenshi Tomoko zdaje się to potwierdzać.
Naruto
nachylił się i wysyczał:
-
Przestań przewidywać możliwości, tylko cierpliwie czekaj aż dotrzemy na
miejsce. Tak będzie lepiej dla nas wszystkich.
Zaczęliśmy
toczyć bój na spojrzenia łaknące wzajemnych krwi, zachodząc w głowę, które z
nich zasługuje na puchar zwycięzcy.
-
Wiedziałem, że coś knujecie. Oboje z Ren’em często odłączaliście się od grupy
na statku - powiedział Itachi.
To
prawda, ale wtedy, wraz z Sasuke i Akashi’m podejrzewaliśmy, że on również
należy do tajnego zgrupowania spiskowców.
Naruto
najeżył się, ale zanim zdążył coś dorzucić, Itachi wystrzelił przed siebie i
ruszył ku swojemu młodszemu bratu. W głowie zawył mi alarm. Uwaga! Urzekający
widok lada moment zostanie zupełnie zrujnowany. Przemknęłam do wschodniej
części salonu, by móc pławić się w obrazie rozkosznie śpiącej dwójki, bez obaw
o zabronienie dostępu poprzez sylwetkę Itachi’ego. Gdy mężczyzna sięgnął po
mojego syna, instynkt Sasuke pozwolił mu wywęszyć czyhające zagrożenie.
Natychmiast wyrwał się ze spoczynku i łypnął na potencjalnego oponenta.
-
Pobudka, braciszku. Mamy gości i nową dawkę zagadek do rozwiązania! – zawołał
Itachi, wcale nie kryjąc urazy. To bezsprzecznie było w genach Uchihów –
potrzeba bycia najlepiej poinformowanym. Itachi wielokrotnie odgrywał rolę
bogatego w informacje źródła, a teraz, gdy na jaw wyszedł fakt o nieujawionych
wskazówkach wyszperanych przez Naruto i Ren’a, najwidoczniej nie mógł znieść
niewiedzy. – Sasuke! – Itachi delikatnie grzmotnął go stopą w lewe udo.
Widok
brata nieco uspokoił Sasuke. Niemrawy i zaspany przeczesał dłonią włosy,
próbując przyzwyczaić oczy do oślepiającego blasku telewizora, na którym
tańcowała para animowanych królików.
-
Skretyniałeś? – rzucił na dzień dobry. – Co ty, do cholery wyprawiasz?
-
Dajże mi go - Itachi wziął Satoshi’ego na ręce. Dopiero wówczas czarne ślepia
Sasuke rozpoczęły bieganinę po otaczających go elementach domu. Nie mogłam
przestać się na niego gapić, nawet gdy nasze spojrzenia się na siebie natknęły.
Wydawał się być inny. Niepojętny jak dziecko. Poszukujący wskazówek i
odpowiedzi w detalach otoczenia. Niestety, wszelkie dobre odczucia pałające z
jego twarzy prędko się ulotniły, gdy ich właściciel zrozumiał ilu ludzi
wtargnęło do domu. Kątem oka zarejestrował Naruto i Hinatę, a mimo
wszystko dwie, czarne studnie znów powróciły do mnie, paraliżując i sprawiając,
że byłabym w stanie wybaczyć im wszystkie winy.
Patrzył
tak, jakby same jego oczy domagały się zrozumienia.
Potrząsnęłam
głową. Celowo nawołałam do myśli natrętne obrazy, w których to Sasuke
bestialsko obwieszcza: „Nie chcę cię”.
Wierzyłam
tym słowom.
-
Mogę…? – Speszona wypalającymi we mnie dziurę czarnymi oczyma zwróciłam się do
Itachi’ego. Ten zlustrował wpierw mnie, a później na chwilę przerzucił wzrok na
Sasuke. Badał wiszącą między nami atmosferę.
-
Jasne.
Satoshi
zaczął pojękiwać, niepocieszony nagłą pobudką. Gdy dostałam go w swoje ramiona
był już bliski płaczu. Ucałowałam jego czoło.
-
Już jestem.
Ale
to zdawało się nie mieć dla niego znaczenia. Syn wybuchł dziecięcym szlochem,
wyrażającym całe jego niezadowolenie. Pokolebałam go w swoich ramionach.
-
Co to za zbiorowisko? – zapytał Sasuke, przyglądając się reszcie „załogi”. –
Czego tu chcesz, Naruto?
-
Jak zwykle miły i otwarty na ludzi – burknął. – Wybacz, muszę zwalczyć
szok. Nie spodziewałem się zastać takiego obrazu.
-
Gdybyście nie kazali mi go obudzić, wciąż byłby aniołkiem – powiedział Itachi.
Sasuke
wydzielał elektryzujące fale, które surowo nakazywały mi ewakuację w bezpieczną
strefę. Dlaczego miałabym brać współudział w wyjaśnieniach, których ja sama nie
pojmowałam? Zresztą Satoshi nie dawał za wygraną i donośnie okazywał niechęć do
przerwanego snu.
-
Poczekam na zewnątrz – oznajmiłam, cofając się do wyjścia. Nikt nie okazywał
sprzeciwu, prócz przeszywającego spojrzenia Sasuke, które bojowało z ów
elektryzującymi falami, namawiając mnie do zmiany decyzji.
Nie
tym razem.
Powietrze
na dworze było rześkie po wizycie burzy. Od razu zaczerpnęłam kilka jego
haustów, szykując się tym samym na nadchodzący przełom. Automatycznie utkwiłam
wzrok w sześciu skalnych podobiznach. Zmrużyłam oczy, wyostrzając zmysł wzroku,
ale nie dostrzegłam Ren’a na żadnej z rzeźb. Nos Minato Namikaze także wiał pustką.
Potem
wsłuchiwałam się w dochodzące zza uchylonych drzwi odgłosy. Sasuke, cały w
nerwach, nie mógł zrozumieć, dlaczego to Ren ingeruje w sprawy Tankyori no
Jutsu. Nagle zaczęłam zastanawiać się czy Itachi przekazał mu moje płaczliwe
wyznanie z Dnia Tańca. Ta myśl sprawiła, że z pewnością funkcjonowanie blisko
niego przyjdzie mi z większym trudem niż dotychczas.
On
może wiedzieć, że go kocham.
To
prawdopodobne, a gadulstwo Itachi’ego wręcz czyni to stuprocentowo pewnym.
***
Zatem
gadający kocur wcale nie omyłkowo posądził Naruto i Ren’a o knucie intryg i
współpracowanie na własną rękę. Ufałem jego precyzyjnym i uwrażliwionym
zmysłom, lecz Uzumaki według mnie nie kwalifikował się do zbioru kuglarzy.
Oddany, wierny bohater – najlepszy przyjaciel i słynny Ninja. Taka postać nie
mogła zwyczajnie skrywać cząstki prawdy, by następnie hodować ją w głowie nie
dzieląc się przebiegiem jej rozwoju z innymi. To musiała być sprawka Ren’a, a
jakże! Szczwany lis uznał, że najrozsądniej byłoby najpierw samemu poznać prawdę.
Brakowało mi tylko sensu w tym postępowaniu i choć usiłowałem się go doszukać
podczas awantury między Itachi’m i Naruto, wszystkie powody były zbyt
„płytkie”. Chciał podkreślić tym swoją wyższość? Chciał zademonstrować swoją
siłę i spryt? A może to zawistność jest tu winna? Może nie mógł zdzierżyć, że w
przyczynie połączenia mnie i Sakury więzią Kyori kryło się coś głębszego?
I
może faktycznie właśnie nastał moment, w którym mamy poznać prawdę? Tylko
dlaczego nie dowiadujemy się o tym jako pierwsi, grając kardynalną rolę w
przedstawieniu? Dlaczego to Ren wybrał się na spotkanie, tworząc z Naruto
skomplikowany plan? Plan według którego mieliśmy dołączyć do misternego
zebrania, dopiero gdy karty zostaną już odkryte.
Przynajmniej
zawirowania wokół Ren’a i przeklętego Kyori wywiały z głowy bliskich ówczesną
drzemkę z Satoshi’m.
Naturalnie
całą winą obarczałem malca. Jego energia i żywotność mnie przerosły, przez co w
efekcie oboje padliśmy wyzuci z chęci do dalszej egzystencji.
-
Sakura-chan – odezwał się Naruto, gdy w trójkę wkroczyliśmy na werandę.
Dziewczyna z zamyślonym wejrzeniem stała przy bramie, wpatrując się w dal.
Powędrowałem za jej wzrokiem, chcąc odszukać źródła, ale jeszcze zanim
natknąłem się na ten punkt, dotarło do mnie, co prawdopodobnie mogło skupiać
jej uwagę.
Wzgórze
Hokage. Miejsce prawdy.
-
Sakura! – zawtórował mój brat. Haruno nie zareagowała za pierwszym razem.
Zamrugała oczyma jak sowa i zwróciła się w naszym kierunku.
-
Wreszcie – Naruto zrobił niezadowoloną minę. – Hinata zaopiekuje się
Satoshi’m na czas naszej nieobecności. Daj jej klucz do swojego mieszkania.
Jest w środku – Ruchem brody wskazał na wnętrze naszej posesji. – Pakuje
zabawki Satoshi’ego.
Sakura
skinęła głową. Była nieswoja i rozgorączkowana. Podnosiła wzrok, a potem z
obawy przed zastaniem niechcianego widoku prędko wbijała go w stopy. Chciałem
podchwycić jej spojrzenie, odczytać zakodowane w nim myśli i zaradzić na ich
stłamszenie. Wymijając nas na ganku Satoshi wyciągnął do mnie rączkę. Jego
matka albo tego nie zauważyła, albo dogłębnie zlekceważyła, wiedziona złością.
Kocha
mnie, prawda?
Choć
w żadnym wypadku na to nie zasługuję… Choć ta myśl przeraża mnie bardziej niż
najpotężniejszy oponent… Choć Sakura powinna być z Ren’em, ta nadal ślepo
wierzy w dobroć, jakby była zakotwiczona w moim sercu, i którą wyraźnie
dostrzegała. Nie zrobiłem nic, czym mógłbym się przyczynić do bycia kochanym. A
jednak.
-
Proszę cię, zachowuj się przyzwoicie – Przy moim uchu rozległ się przyciszony
głos Itachi’ego. – Ona nie wie, że przyczajałeś się wczoraj obok żywopłotu. Nie
wie, że słyszałeś, ale z pewnością domyśla się, że coś ci wypaplałem. Przyznam
się, że zrobiła to w idealnym momencie. Wtedy, kiedy twoje wątpliwości były już
całkowicie rozwiane i nic nie dawało nadziei… ona przyszła. To powinno dać ci
wiele do myślenia. Liczę, że zachowasz się rozsądnie i nie narozrabiasz.
-
Nie musisz się o mnie martwić – odszepnąłem.
-
A jednak wciąż nie wiesz jak to rozegrać.
Itachi
nie był z natury bystry. Przynajmniej tego nie okazywał. Sprawcą musiała być
braterska więź, mentalne połączenie…
-
Tak jak myślałem – odetchnął z uśmiechem. – Pozwolisz, że ci doradzę?
-
Nie.
Znienacka
zaczął rechotać. Powiedziałem coś śmiesznego? A może gdzieś w burzy włosów
utknął mi osamotniony liść, przez co całość wygląda komicznie.
Nawet
Naruto oburzył nastrój mojego brata. Spojrzał na niego ze wstrętem.
-
Nie wiem co cię taki bawi, Itachi. Wszystko stoi pod znakiem zapytania. Sprawca
zaraz zostanie zdemaskowany, a przeszłość… przeszłość odkryta. Do jasnej
cholery, jak możesz się śmiać w takim momencie?! – W końcu dojrzałem w nim
zbłaznowanego Naruto, gdy dramatycznym ruchem załamał ręce. Musiał czuć się
podle, spoglądając na Sakurę. Ciekawe przez kogo czuła się najgorzej. Wybór
miała bogaty. Ja, Ren i Naruto.
Itachi
wziął głęboki wdech. Patrzył na przysłonięte chmurami niebo, jakby któryś z
obłoków uformował się w kształt czegoś zabawnego.
-
Jestem piekielnie wściekły na ciebie i Ren’a za spiskowanie za naszymi plecami,
a jednak cieszę się, że wszystko wreszcie się rozwinie. Plus… stosunki między
Sakurą i Sasuke. Prawda, braciszku?
Policzki
zaczęły mnie piec. Nie dobrze. Ostatni raz miało to miejsce w ponurym środku
jaskini, gdy pocałunek z Sakurą był już bliski spełnieniu.
Naruto
wychylił się w przód, by na mnie spojrzeć:
-
Ty i Sakura…? Słyszałem, że odrzuciłeś jej uczucia.
-
Poniekąd – Itachi z namysłem potarł brodę. – Właściwie to skąd o tym wiesz?
-
Nie ładne jest obgadywać ludzi za plecami.
Idealnie
zsynchronizowani zwróciliśmy się w tył. Sakura stała w lekkim rozkroku pośrodku
przedsieni. Oczy miała rozżarzone jak węgle. Mógłbym przysiąc, że gdzieś tam w
głębi zieleni iskrzyły się płomienie.
Hinata
zjawiła się tuż za Sakurą obładowana dziecięcymi zabawkami. Prawdopodobnie
uratowała sytuację.
-
Powodzenia – wręczyła nam serdeczny uśmiech.
Naruto
rozluźnił się i zjawił przy dziewczynie, opatulając jej drobne ciałko
ramionami. Wzrostem dzieliło ich niewiele centymetrów. Wpatrywałem się w nich
dumając nad tym jak wyglądałby ten obrazek gdyby zamiast państwa Uzumaki’ch
wpleść tam mnie i Sakurę.
-
Cholera – wymsknęło mi się. Itachi miał rację. Nie wiedziałem jeszcze jak mam
postąpić, by odzyskać Sakurę. Nie wiedziałem nawet jak prezentowałyby się nasze
stosunki, ale głęboko pragnąłem na powrót słuchać jej szczebiota i wdawać się
sporadycznie w krótkie, przesądzone awantury.
-
Skoro wszystko jest jasne, możemy wreszcie ruszać! – Sakura wbiła się klinem
między Naruto i Itachi’ego.
-
Bądźcie ostrożni – wyszeptała Hinata, złączając usta z mężem w krótkim
pocałunku. Mój brat naprędce porwał z wieszaka cieplejsze kurtki do narzucenia
i domknął drzwi. Podchodząc do mnie, podał mi jedną sztukę odzieży.
-
Przestało padać, ale powietrze jest chłodne – oznajmił.
-
Dzięki, ale…
-
Ale „co”? Na razie nie jest ci zimno, jednak zapewniam cię, że im wyżej
będziemy, tym bardziej chłód zacznie nam doskwierać.
Machinalnie
zarejestrowałem warstwy tkanin chroniących Sakurę. W szortach i zwiewnej bluzce
jej los był przesądzony. Nawet zbyt duża bluza nie była dobrą gardą przed
zimnem. Postanowiłem wykorzystać sytuację, przy okazji weryfikując pobieżnie
jej podejście do mojej osoby.
Brawura
przemówiła moim głosem dopiero wówczas, gdy śpiesznym krokiem wyszliśmy na
dzielnicę:
-
Sakura.
Dziewczyna
truchtała do przodu, nie reagując. Zaszeleściłem trzymaną kurtką i ponowiłem
próbę:
-
Wiem, że jest ci zimno. Weź to ode mnie.
-
Nie chcę – odparła cienkim głosikiem. – Nie potrzebuję tego.
Zabrzmiało
to jak: „Niczego od ciebie nie potrzebuję.”
Naruto
i Itachi spojrzeli po sobie.
-
Owszem, potrzebujesz – warknąłem.
Dłoń
brata pacnęła moje ramię. Sakura była już hen daleko, podążając wprzód
zdecydowanym, śmiałym chodem.
-
Jeżeli nie chce, odpuść. Dopiero na wzgórzu zrobi się naprawdę zimno i będzie…
Odtrąciłem
rękę Itachi’ego.
Mogłem
się spodziewać, że odrzucona kobieta wcale nie będzie kwapiła się do otwartego
demonstrowania swojej miłości wobec mnie.
Jednak
owa odrzucona kobieta znienacka przystanęła w półkroku. Czyżby silniejszy
powiew wiatru ją przekonał? Wyobraziłem sobie jak naburmuszona, z wygiętymi w
grymasie ustami zbliża się do mnie, wyrywa kurtkę z dłoni i ze sztuczną pełnią
godności ponawia wędrówkę.
Tego
jednak nie można było urzeczywistnić, bo tymczasem na środku żwirowej ścieżki
pojawił się znany wszystkim kształt. Spośród rozmaitych odcieni szarości i
czerni, na tle szeregów domów tlił się śnieżnobiały koci uśmieszek.
Sakura
znieruchomiała. Przystanąłem nieopodal, ciekawy jej mimiki.
-
Akashi – bąknęła. Głos jej drżał.
-
Tak łatwo się mnie nie pozbędziecie – Kocur wypiął się butnie i zlustrował nas
połyskującymi ślepiami. Był przemoczony, a z jego sierści spływały kropelki
wody. Nie miałem ochoty roztrząsnąć skąd się tu wziął. – Miło widzieć was znowu
razem. Sasuke, Sakura.
Nasze
imiona dziwnie brzmiały w jego ustach. Przecież od zawsze bytowaliśmy jako
„Gbur i Sempai.”
-
Podsłuchiwałeś? – uśmiechnęła się.
-
Nie tylko.
-
Śledziłeś ją? – dorzucił Naruto. Akashi potaknął i dwoma susami rozprawił się z
dzielącym nas dystansem.
-
Chcę być przy was, gdy wszystko wyjdzie na jaw. Nie wiem jak udało się wam
skontaktować ze szpiegami, ale musieliście mieć więcej informacji niż my, to
pewne – zwrócił się do Hokage. – Gdybyście mieli podobny zasób, bez cienia
wątpliwości doszlibyśmy do prawdy szybciej niż wy.
-
Niech to szlag ten przeklęty koci słuch! – Naruto zwinął dłoń w piąstkę i
machnął nią zamaszyście. – Kwestia kontaktu ze „szpiegami” na razie nie jest
istotna. Lepiej się pośpieszmy, jeśli chcemy zdążyć na czas. Rozmowa Ren’a nie
będzie trwała wiecznie.
-
A czy po wszystkim dowiemy się jaki ma sens wpychanie tego typka do naszego
zadania?
-
Naszego? – Nie mogłem powstrzymać się od prychnięcia. – Ty w nim nie
uczestniczysz.
Akashi
rzucił mi gniewne spojrzenie.
-
Doprawdy? Podczas waszego pobytu na wyspie nieraz uratowałem wam tyłek. Po
powrocie do Konohy pomagałem Sempai i wspierałem są, ale… Ups! – skrzywił się w
sztucznym olśnieniu. – Zapomniałem, że ty nic o tym nie wiesz, bo wolałeś się
od niej odwrócić!
To
było jak zaklęcie. Natychmiast sprawiło, że spojrzenia zgromadzonych osób
utkwiły się we mnie. Wyśmienicie. Kontratakowałem wzrokowo każdego za wyjątkiem
Sakury. Na nią potrzebowałem czasu.
-
Ekhm, dobrze… - wykrztusił speszony Uzumaki. – Moglibyśmy ponowić wędrówkę i w
końcu dotrzeć na wzgórze? Czas nas goni – wskazał na nadgarstek, symulując
umieszczony tam zegarek.
-
Dobrze – Sakura nie przestawała obdarzać Akashi’ego uśmiechem. Uprzednio był on
zarezerwowany dla mnie, gdy robiłem coś wbrew temu, co oczekiwała po mojej
oziębłej naturze. – Naruto… mogłabym… biec?
-
To nie jest najlepszy pomysł. Stracimy energię w połowie drogi.
-
Nie chodzi mi o was wszystkich, tylko o siebie. Chcę jak najprędzej tam
dotrzeć. Czy wasz plan uwzględnia moje szybsze dotarcie na miejsce? – spytała z
przekąsem.
Uzumaki
potarł brodę. Wznowiliśmy chód, ale był on nader spokojny, jak na rozgrywającą
się nieopodal dramę.
-
Pozwól jej – oznajmił Itachi. – Sasuke będzie jej towarzyszył. Sam
powiedziałeś, że to dotyczy ich obu.
Mięśnie
Haruno zwiotczały.
-
Mogę iść sama.
Wszyscy
byli skonfundowani, a mój brat najwidoczniej miał ubaw, spoglądając z ukosa na
nasze zawirowania. Spojrzał na Sakurę wzrokiem, który w moim mniemaniu zawierał
zwięzły komunikat: „Wczoraj wychlipałaś mi, że go kochasz, a dzisiaj nie chcesz
z nim wyruszyć?”.
Podziałało.
Dziewczyna spuściła wzrok, zakłopotana.
-
Sasuke – Brat skinął na mnie głową.
Wtedy
przysiągłem samemu sobie, że wyjątkowo w tej sytuacji nie będę roztrząsać
kto mnie kontroluje – serce, czy też rozsądek. Będę robił to, co uważam za
słuszne, a teraz najsłuszniejsze wydawało mi się dotarcie do Ren’a. Z fochami
Sakury, lub bez.
-
Chodź – powiedziałem do niej.
W
zaułkach szmaragdowej zieleni usiłowałem dostrzec coś, wskazującego na ulgę,
determinację, zgodę, albo jednorazowy kompromis. Niestety, Haruno otworzyła się
bezpośrednio niczym książka, ukazując mi zawartość wszystkich stron. Wyobraziłem
sobie nabazgrolone atramentem słowa: niepewność, strach, powątpienie. Ale
wtedy, na jednej ze stron, wyskoczyła nowa fraza. Pomyśl o Ren’ie. Dla
Sakury była to największa motywacja, dla mnie, czytelnika, bolesny cios. Jej
twarz nabrała chęci walki. Nie uśmiechnęła się, ale odważyła się spojrzeć mi w
oczy.
-
Niech będzie – Głos miała zadziwiająco mocny. – Skoro jakimś cudem oboje się w
to wpakowaliśmy, naszym priorytetem jest się z tego wykaraskać.
A
może to wcale nie imię Ren’a tkwiło na nieszczęsnej stronie?
-
Gotowa na bieg?
Zaczerpnęła
powietrza. Jej uśmiech wreszcie skierowany był do mnie. Tylko do mnie.
-
Gotowa.
-
Będziemy tuż za wami – Naruto wyraźnie odetchnął, gdy napięcie dokądś uszło.
-
Pilnujcie się – ostrzegł Itachi. – Pamiętajcie, żeby się nie dotykać.
O
tym nie dało się zapomnieć. Przy Sakurze niecielesna bliskość nigdy nie była
wystarczająca. Gdybym mógł, ująłbym jej dłoń. Miałem to w zwyczaju po
wydarzeniach na wyspie. Zawsze łączyliśmy się w ten sposób, przekazując
wzajemnie wsparcie. Odruchowo poruszyłem nawet dłonią, ale myśli gwałtownie
mnie ocuciły. Tym razem musimy poradzić sobie w inny sposób.
Synchronicznie
wystartowaliśmy przed siebie. Sakura pędziła sprintem, nierozważnie i zbyt
szybko. Takim tempem oboje stracimy energię, zanim w ogóle dotrzemy do podnóża
wzgórza.
Z
drugiej strony rozpalająca mnie w środku ciekawość działała jak adrenalina.
Kazała sunąć naprzód, niezależnie od wszystkiego, by wreszcie dotrzeć do
wylęgarni odpowiedzi na forsujące nas pytania.
Zerknąłem
na towarzyszkę. Nie była w stanie zataić targających nią emocji.
-
Tylko się nie zmęcz – rzuciła znienacka. – Mam nadzieję, że zbudziłeś się już z
drzemki.
Uśmiechnąłem
się pod nosem.
-
Głupia.
***
Wspinaczkę
odbywaliśmy w ciszy. Do mych uszu dobiegły wyłącznie dźwięki oddalającej się
burzy i swawolenie wiatru. Każdy krok wsączał we mnie wspomnienia. Każdy krok
wiódł nas w obszar, gdzie lata temu spędzałam czas z najlepszym przyjacielem.
Jeden po drugim mijaliśmy zaklęte obecnością Ren’a miejscówki. Pomógł mi zdobyć
szczyt tego drzewa. Na tym kamieniu szkicował mój portret, kiedy oboje
odpoczywaliśmy przed zejściem w dół. O! A te kwiatki uzbierałam w lichy bukiet
i wręczyłam w podzięce za rysunek. Ren zawsze potrafił podrasować mnie w swoich
portretach tak, że wydawałam się sobie zniewalająco piękna.
Podpatrując
Sasuke, zauważyłam, że nawet on wyraźnie doznaje nagłości i powagi zdarzeń.
Usta miał przygryzione, a brwi zmarszczone nieomal do styku pośrodku czoła.
Ponadto jego śpieszny oddech akompaniował burzowym odgłosom i mieszał się z
wiatrem.
Mimo
pokonanego dystansu nie odczuwałam skonania. Najwidoczniej psychika miała w tym
swój udział i niweczyła go w jakiś sposób. Tylko nogi pulsowały nieznośnym
bólem i w końcu, przez gorączkę biegu i koncentracji na celu, potknęłam się na
któreś z nierówności i upadłam na kolana, w ostatniej chwili wspierając się
dłońmi na przerzedzonej trawie.
-
Sakura! – Sasuke przystanął w półkroku i pognał do mnie. Oboje byliśmy
niespełna rozumu wobec tego domyśliłam się, że zupełnie zapomni o panującym
zakazie.
Błyskawicznie
uskoczyłam w tył, gdy Uchiha wyciągnął rękę, gotów aby mnie podnieść.
-
Pamiętaj – wysapałam.
„No
tak”- zdradził wyraz jego twarzy, przyprawiony niezadowoleniem i
skonfundowaniem.
Przyjrzałam
się mu. Stał nade mną ze spojrzeniem utkwionym w panoramie rozpościerającego
się przed nami terenu. Oddałabym wszystko, by móc teraz chwycić jego dłoń. Już
zapomniałam jakim ciepłem emanowała. Chciałabym znowu to poczuć. Ale on…
Spojrzał
na mnie. Podniosłam się w żółwim tempie, otrzepałam przód i tył, uniosłam
wzrok, zapominając o czasie. Gdyby chociaż jego oczy mogłyby nasycić mnie
wsparciem godnym dotyku. Wpatrywałam się w nie zażarcie i poniekąd przejednałem
nawałnicę emocji. W czerni nie odnalazłam niczego, co mówiło: „Nie chcę cię”.
Odnalazłam za to czającą się w dali chęć bycia w pobliżu, chęć… dotknięcia
mnie.
-
Wszystko dobrze? Jesteś gdzieś ranna? – zapytał cicho, niemal czule.
-
Nie – odrzekłszy, przeprowadziłam rekonesans swoich dłoni. Coś na ich
powierzchni zaczęło mnie piec. Wtedy dostrzegłam kilka zadrapań i sączących się
z nich cienkich strumieni krwi. Kolana też miałam solidnie pokiereszowane.
-
Cholera – Sasuke znalazł się przy mnie. Zadbał, żeby przypadkowo nie otrzeć się
o moje ramię. – Nie mam ze sobą żadnych bandaży ani sprzętu do opatrunku.
Mogłabyś to uleczyć?
-
Nie trzeba. Jesteśmy już blisko szczytu.
-
Boli?
-
Nie – Zmroziło mnie, gdy zrozumiałam, że mój głos zaczął się łamać. – Nie boli
– powtórzyłam żywszym tonem.
On
naprawdę mnie nie chce?
Mężczyzna,
który gapi się na mnie z troską wyrysowaną na twarzy, niepokojem bijącym z
mrocznych, hipnotyzujących oczu… Czy mógłby chociaż zachować się przyzwoicie i
nie sprawiać, żebym zakochiwała się w nim bardziej i bardziej?
-
Możemy ruszać - powiedziałam.
Sasuke
skinął głową.
Wznowiona
wędrówka nie przyniosła żadnych zmian, oprócz dobrze wyczuwalnej chakry reszty
grupy, depczącej nam po pietach i wolniejszego tempa jakie narzucił Sasuke z
myślą o mnie. To jeszcze bardziej mnie zezłościło. Gdzie podział się Sasuke z
przeklętego wieczora? Ten, którego chciałam znienawidzić? Ten, który naruszył
konstrukcję huczącego w mojej piersi narządu?
Gdy
dotarliśmy na szczyt, wszystko wyglądała jak dawniej. Kukła służąca do
treningów stała na swoim miejscu - wysłużona i wycieńczona młodzieńczą
werwą. Kępy drzew wciąż wyrastały tylko w dwóch miejscach, a źdźbła trawy
przerzedzały się z każdym przebytym metrem.
Niestety,
po Ren’ie i szpiegach nie było śladu.
-
Nie zdążyliśmy? – spanikowałam. – A-ale… nawet jeżeli skończyliby rozmowę,
spotkalibyśmy ich w drodze na górę.
Albo
i nie. Przypomniałem sobie o baśniowej platformie chakry. Ren z jej pomocą mógł
dostać się z powrotem do wioski, tak jak kiedyś przyfrunął tam ze mną. Z
drugiej strony całość była przecież spreparowana. On czekał na nas. Czekał,
żeby wyjawić nam prawdę.
-
Sakura! – Podążyłam wzrokiem za źródłem dźwięku. Sasuke był już oddalony o parę
pokaźnych metrów i wskazywał palcem na dalsze rejony wzgórza. – Coś tam jest –
mruknął do siebie.
Znalazłam
się przy nim i znieruchomiałam. W oddali faktycznie gorzała na tle biel,
formująca się w coś na podobieństwo muru. Z tej odległości był maleńki,
wielkości mojego kciuka.
-
Co to jest? – zapytałam.
-
Nie wiem – odpowiedział. Cichy szelest uzmysłowił mi, że Sasuke uaktywnił
Sharingan’a. W czasie dokonywanych oględzin, wykorzystałam plusy ludzkiego
wzroku, by samodzielnie coś wybadać. Szacunkowo mur rozpierał się na niewielką
powierzchnię. Może dziesięć do piętnastu metrów. Wydawał się być
nieoszlifowany, wszędzie widniały wybrzuszenia i przedziwne kształty, jakby
zniósł już tysiące ciosów i był miejscem niejednokrotnego pobojowiska. Nad
niewiadomym obiektem zgromadzone były chmurzyska. Obraz, acz przerażający,
zachwycił mnie. Wzgórze Hokage u szczytu rozciągało się w pustynny bezkres.
Przy linii horyzontu połyskujące raz za razem burzowe blaski wyglądały
zjawisko. Biały mur potęgował efekt. Pomyślałam, że Ren byłby równie urzeczony
tym widokiem i gdyby pierwszy go odkrył, natychmiast zostałabym tu
przywleczona.
-
Tak, to musi być to – stwierdził posępnie Sasuke. – Widzę buzujący strumień
chakry. Potężny i nerwowy.
-
Ren?
-
Tak, ale to nie on jest źródłem tej potęgi.
-
Więc kto?
-
Nie wiem. Po prostu chodźmy to sprawdzić.
Sharingan
zniknął. Sasuke spojrzał na mnie w napięciu.
-
Jesteś gotowa?
-
Do biegu, owszem. Na poznanie prawdy… Nie – przycisnęłam dłonie do piersi i
skuliłam się. Czułam się jak mrówka wśród tej opisywanej wrzącej potęgi. Co
jeżeli nie wszystko pójdzie po naszej myśli?
-
Będę z tobą – wyszeptał Sasuke. Poderwałam głowę, by na niego spojrzeć. Przez
wymalowane na twarzy, rozmaite emocje przedzierała się chęć położenia dłoni na
moim ramieniu. Jego ręką niebezpiecznie drgała. – Powiedziałaś, że razem w tym
siedzimy. Razem poznamy prawdę. Dowiemy się czy wszystko było przypadkiem, czy
miało na celu coś więcej. Dowiemy się także dlaczego Naruto i Ren wszystko
zatajali, aż do tego momentu.
Jasna
cholera! Wilgoć znowu nacierała na moje oczy.
Dlaczego
on musi sprawiać, że serce bije mi w obłędzie? Dlaczego nie może przeobrazić
się w swoją mroczną wersję, wyznając, że nie dba o moje samopoczucie?
Kochałam
go. To chyba miłość przyczyniła się do wypowiedzenia największej głupoty
wszechczasów:
-
Sasuke?
-
Co?
-
Czy… gdy będę miała ochotę rozpłakać się jak dziecko… przytulisz mnie?
Nie,
nie tylko jego zaskoczyła moja bezpośrednia prośba. Sama nie mogłam się
nadziwić tej nagłej brawurze, rodem podkradzionej od dawnej wersji mnie, gdy
myślałam, że otwartym pokazywaniem swoich uczuć, zyskam cokolwiek.
Sasuke
przyglądał mi się w milczeniu.
Wiatr
uderzył w nasze twarzy. Zawzięcie wpatrywałam się w białawy mur na horyzoncie.
W
końcu usłyszałam szept:
-
Zrobię to.
Ostrożnie
wyjrzałam zza kotary włosów. Sasuke nie patrzył na mnie, lecz wykorzystał moją
poprzednią taktykę, gapiąc się w nasz przyszły cel. Spuściwszy głowę,
zamrugałam oczami, jednak nie dało to żadnych efektów. Wilgoci ile było, tyle
jest i na dobitkę wciąż zagrażała, że potoczy się po moich policzkach w postaci
łez.
-
Dziękuję – chlipnęłam.
Musiałby
zrobić to teraz, ale zaoszczędziłam mu szoku.
Powoli
wysunęłam nogę. Sasuke ruszył za mną, bez słowa. Z czasem mój chód stawał się
pewniejszy, przeobrażając w trucht, bieg, a końcowy odcinek trasy pokonałam
sprintem, nie przejmując się piekącym bólem w kolanach i na dłoniach. Sasuke
dostosowywał się do mojego tempa. Nie musiała na niego zerkać, by wiedzieć, że
pochłonęły go myśli. Zastanawiałam się tylko co analizował. Może dotarło do
niego, że zachowywał się zbyt przymilnie, przez co natrętna dziewczynka
zakochała się w nim jeszcze bardziej.
A
może po prostu frapował go czas, w jakim dołączy do nas reszta ekipy. A może…
może myślał co przyszykuje jutro na obiad.
Potrząsnęłam
głową. Skup się, Sakura!
Atmosfera
była nerwowa. Wyobraźnia odtworzyła mi w uszach dźwięki z horrorów puszczane w
momentach czajenia się na psychopatę, lub usłyszeniu pierwszych, niepokojących
dźwięków. Białawy obiekt nabierał kształtów. Po kilku minutach oboje
zrozumieliśmy, że nasz cel nie był wcale murem.
Sasuke
gwałtownie przystanął.
Zrobiłam
to samo.
Teraz
od bieli dzieliły nas metry. Nie, nie od bieli muru. Bieli… człowieka. Całość
była długim szeregiem odwróconych do nas tyłem nagich postaci. Przełknęłam
ślinę, rozwarłam oczy w przerażeniu i postąpiłam krok w tył.
Najgorsze
było to, że tuż za szarańczą mężczyzn wywęszyłam znajomą chakrę. Ren’a! Był
tam. Za nimi.
-
Co to jest? – zawołałam dramatycznie do Sasuke. Z jego twarzy wyczytałam, że
prawdopodobnie zna odpowiedź.
Na
dźwięk mojego głosu tysiące mężczyzn zwróciło tysiące ciał w naszym kierunku.
Wiatr wezbrał na sile, sparaliżował mnie i zawiewał włosy na twarz, przez co
poznałam tożsamość intruzów jako ostatnia.
Wkrótce
uderzył we mnie widok ich twarzy. Zaokrąglone, żółtawe oczy, krótkie zielone
włosy i chytry uśmieszek dobiegający niemal do uszu. Przewertowałam obliczę
każdego z mężczyzn i zrozumiałam, że są to kopie jednej osoby. Krew ścięła mi
się w żyłach, serce znienacka znalazło się w gardle, tworząc gulę. Dawno nie
gnieździło się we mnie takie stadium lęku. Usta dosłownie mi drżały, ciało
dygotało. Obmacywałam kieszenie w poszukiwaniu broni, ale w pasie nie miałam
przewieszonej nawet kabury. Naruto nie napomknął o walce.
A
więc wcale nie miałam urojeń.
-
Zetsu – Sasuke miał szeroko otwarte oczy. Znał wspólnika Madary lepiej ode
mnie.
Chciałam
wykrzyczeć: „Widziałam cię w Konoha!”, ale straciłam głos. Chciałam zająć
pozycję obronną, przygotować się do odparcia ataku i polegać wyłącznie na
umiejętnościach wyuczonych od mojej mentorki, ale bez kunai i shuriken’ów
czułam się naga.
-
A więc przybyliście – Tysiące kopi Zetsu przemówiło w jednej chwili. Efekt był
piorunujący. Nachodzące na siebie głosy przeszyły moje uszy, przypominając
odgłos zaprogramowanego cyborga. – Słynny duet. Znowu razem.
-
Znowu? – wymsknęło mi się.
Czyżby
obserwował nasze poczynienia na wyspie?
-
Sakura, trzymaj się blisko mnie! – Sasuke przywołał mnie do siebie.
Sakura-indywidualistka ukryła się gdzieś w głębi. Niczym wystraszona owieczka
pognałam ku Sasuke, starając się zachować pozory twardej.
-
Nie mam broni – syknęłam do niego.
-
Ja też nie – odwarknął.
-
To pułapka?
-
Nie wiem, ale wyczuwam chakrę Ren’a. Musi być gdzieś pomiędzy nimi.
Cichy
szelest. Sharingan wznowił swoje działanie. Oczarowana lustrowałam skupienie na
twarzy Sasuke i przejrzystość połyskujących czerwienią oczu, z kilkoma czarnymi
punkcikami.
-
Jest! – oznajmił, ciut za głośno.
Albo
Zetsu słyszał każdy kawałek naszej szeptanej dyskusji, albo domyślił się w czym
rzecz po ostatnich słowach Sasuke. W każdym razie jego zadziorny uśmiech
pogłębił się i teraz już bezsprzecznie dosięgnął uszu.
-
Nie ma czym się zamartwiać. Królewicz jest tutaj z nami. Bezpieczny i…
zaspokojony informacjami.
I
wówczas zrozumiałam.
To
Zetsu skazał nas na sto metrów. To Zetsu przyglądał się naszym męczarnią i
nadaremnym próbom wyciągnięcia czegokolwiek od władz Michigatty. To Zetsu
stworzył więź między mną, a Sasuke.
Ale
dlaczego?
Argument
czystej rozrywki do mnie nie przemawiał.
To
przynajmniej wyjaśniało dlaczego złożył wizytę w Konoha, obierając za cel
Naruto. To tłumaczyło także, jak się zmówili. Najwyraźniej gdy ja fiksowałam na
punkcie bezpieczeństwa Uzumaki’ego, ten ustalał z Zetsu szczegóły spotkania.
Zawrzała
we mnie złość. Zostałam oszukana w perfidny sposób.
-
Hej! – Tysiące twarzy zajrzało przez ramię za siebie. – Pokaż się łaskawie.
Czekają na ciebie.
Poczułam
na sobie spojrzenie Sasuke. Odwzajemnił go, dostrzegając na jego twarzy dotąd
rzadko widocznie uczucia. Niepewność i żal.
-
Gdybym mógł, ująłbym twoją dłoń – wyznał cicho.
-
Gdybym mogła, wtuliłabym się do twojego ramienia.
-
To bardzo podbudowująca świadomość – uraczył mnie jednym z tych olśniewających
i najpiękniejszych uśmiechów.
Łza
spłynęła mi po policzku.
-
Cokolwiek się zdarzy, bądź przy mnie – poprosiłam, nie zdradzając otwarcie czy
odnoszę się do tej chwili, czy do całej wieczności. W skrytości miałam
nadzieję, że weźmie pod uwagę także drugi wariant.
-
Będę.
W
tym samym czasie rozległy się kroki. Podłoże było kamienne, powietrze czyste z
poburzową świeżością, zaś teren pozbawiony roślinności. Te aspekty
błyskawicznie podbijały w górę mój poziom strachu, sprawiały, że każdy,
najcichszy zbliżający się dźwięk j e g o kroków działał na mnie jak
smagnięcia batem.
I
w końcu Ren wyłonił się spomiędzy mężczyzn, którzy ustąpili mu miejsca gdzieś
pośrodku muru.
Czekolada
padła na zieleń.
Mieszanka
była śmiertelna.
Od
autorki:
Rozdział nie jest niczym wyjątkowym, a pastwiłam się nad nim bite dwa tygodnie.
No, ale wiece… W przyszłym nastąpi Armagedon. Spodziewajcie się tego! Przyszyły
rozdział będzie najważniejszy spośród wszystkich dotychczas napisanych.
Przygotowuję się na niego mentalnie od dawien dawna. Właściwie od początku Ai
no Ibuki, bo akurat ten moment tkwi w mojej główce od kolebki opowiadania i
uległ jedynie kilku, drobnym poprawkom. Z uwagi na wolne od szkoły pojawi się
prędzej. Na pewno nie będziecie musieli czekać na niego aż dwa tygodnie.
Gomene. Zdaję sobie sprawę jakie to okropnie, gdy po takim czasie oczekiwania
przybywam z „czymś takim”, ale znacie mnie dobrze i wiece, że u mnie akcja na
rozwinięcie potrzebuje sporo czasu.
Pozdrawiam!
*autorstwa Seweryna
Krajewskiego
Pisane przy Misery Loves My Company
Jezusie kochany... ;o Czytam i czytam, i pragnę więcej, i więcej. Coś cudownego, nie mogłam się oderwać. Nawet zaschło mi w gardle, ale byłam zbyt pochłonięta i zbyt ciekawa rozgrywających się wydarzeń, że nawet nie poszłam się napić xD Tak się zastanawiam... w sumie kogo obchodzą moje durne wywody? Dobra, mniejsza z tym. Matko, to napięcie jest czasami przygnębiające. Atmosfera którą tworzysz jest niesamowita, można by rzec, że to jak kreujesz postacie, wydarzenia to jak dar od Boga i to dosłownie. Bardzo tego zazdroszczę.
OdpowiedzUsuńA teraz rozdział.. no cóż, na serduszku aż się robi miło kiedy się czyta takie rzeczy... Śpiący Sasuke i Satoshi, to takie urocze, że aż uśmiech sam pojawia się na twarzy. Współczuję Sakurze, tyle emocji naraz, tyle niewiedzy. Osobiście sama nie wytrzymałabym psychicznie.
No i Zetsu! Wiedziałam, że coś mi tu śmierdzi xD Bo przecież taki typ po prostu nie przychodzi sobie na spacerek do Konohy, żeby pogadać sobie z Hokage przy herbatce i herbatniczkach o różnych błahostkach życia codziennego.
Szczerze mówiąc łaknę informacji - może dlatego, że jestem ciekawska. Nie mogę po prostu się doczekać wyjaśnień, o co chodzi z Renem, z Kyori...
Ale muszę się uzbroić w cierpliwość i czekać na następny rozdział.
Pozdrawiam serdecznie! ;3
Mnie! Mnie interesują twoje wywody!
UsuńI wcale nie są "durne"!
Skoro nie mogłaś się oderwać, jestem z siebie dumna, tylko żebyś sobie wzroku nie zepsuła xD. Osobiście czytałam rozdział przez pół godziny, a przy końcówce moje biedne oczęta nie wytrzymały. Ale mniejsza z tym... Mogłaś się iść napić tej wody xD.
Dziękuję za tyleee pięknych słów!
A teraz biorę się za tworzenie dla ciebie szablonu :3
Również pozdrawiam.
Rozdział jest cudny. Nie mogę doczekać się następnego ! Wyłapałam kilka literówek, ale po co je wytykać ? Co do rozdziału, brak mi słów. Trochę inaczej sobie wszystko wyobrażałam. Zetsu ? Jego podejrzewałam najmniej, szczerze to wcale. Tak się zastanawiam, po co Zetsu złączył tą dwójkę Kyori. To takie trudne rozszyfrować twoje myśli. Mam nadzieję, że w kolejnym rozdziale poznamy odpowiedzi na dręczące nas pytania, chodź najbardziej zależy mi na dwóch : Dlaczego Sakura nie pamięta tych kilku miesięcy i dlaczego akurat Sakura i Sasuke. Również zastanawiam się jak potoczą się ich losy, wyznają sobie miłość, dotkną się, ale jak pozbędą się Kyori. Och, to takie skomplikowane. Przy okazji wspaniały szablon. Nagłówek jest tak piękny, że ustawiłam go sobie na tapetę na telefonie. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNo to nareszcie dowiedzieliśmy się kto użył na Sakurze i Sasuke Kyori. Teraz tylko zastanawiam się dlaczego to zrobił. Jaki miał z tego pożytek? Jestem strasznie ciekawa co Zetsu powiedział Renowi.
OdpowiedzUsuńUrzekłaś mnie tą scenką ze śpiącym Sasuke z Satoshim. Aż sama chciałabym zobaczyć to na własne oczy :)
Hm...właściwie nie co mogę jeszcze napisać :P
Więc skończę na tym mój króciutki komentarz, aby nie napisać tu jakiś głupot
Z niecierpliwością czekam na nowy rozdział.
Pozdrawiam,Miliko :)
Co ja się tu będę rozpisywać... rozdział genialny, momentami aż musiałam przystanąć w czytaniu... a jak już mówisz o Armagedonie, to już się mentalnie przygotowywuję :) co do podkładu... Dziewczyno dostałam weny !!! normalnie widzę sceny nowego opowiadania jak dawno nie widziałam...
OdpowiedzUsuńAle wracając do Ai :D... tak trochę to potrwa, będę tak przedłużać, wiesz lubię męczyć ludzi... no ja na prawdę, ale to na prawdę z rzadka komentuję blogi, czytam, czytam i mogłabym pisać tyle tych komentarzy ale wiem ze żaden nie ujął by tego co wnosi we mnie każdy twój rozdział na tym blogu, jestem leniem, jak nikt... ale śledząc postępy na twym blogu, ogarnia mnie taka motywacja jak nigdy, aby w końcu doprowadzić coś do końca, a nie przystanąć i stwierdzić to nie ma sensu, inspirujesz mnie sama sobą dziewczyno, gdybym cię znała pewnie bym się ze szczęścia poryczała :) mam nadzieję że znajdę czas na systematyczne czytanie, bo jak na razie słowo matura wszystko tłumaczy...
ps. ty mi tam Rena kochana nie uśmiercaj bo cię zbiję linijką, jak ja znajdę rzecz jasna....
Ja? Inspiracją? Wohoo, dziękuję ci bardzo. To miłe, że moja skromna osoba zmotywowała cię do pisania :3. Nigdy, nigdy, nigdy nie wolno przystawać, ani się zatrzymywać. Nawet jeżeli masz dwóch czytelników - pisz dla nich, a z czasem twoje umiejętności będą się rozwijały, a blog zacznie kusić większą rzeszę ludzi ^^ Najgorsze zawsze są początki. Trzeba przez nie przebrnąć i tyle. Dalej wystarczy tylko zatracić się we własnej historii i rozwijać ją tak, aby zawsze zaskakiwać czytającego. Wzruszać się przy pięknych, podbudowujących komentarzach, które same w sobie będą motywacją i sprawią, że zawsze znajdziesz czas i przyjemność w pisaniu, ot co!
UsuńDziękuję ci za komentarz, zwłaszcza jeśli piszesz je rzadko.
Za to, że w ogóle to czytasz i jesteś jedną z osób dzięki którym nie zatrzymałam się do tej pory :)
Pozdrawiam!
witaj.
OdpowiedzUsuńczytając rozdział uświadomiłam sobie, że zbliża się wielki punkt kulminacyjny. jeden z tych, które nieubłaganie przysuwają nas do końca historii.. i załamałam się psychicznie, ponieważ zrozumiałam, że jestem bardzo przywiązana do tej baśniowej scenerii sasusaku.
już wiem, że będzie mi brakowało Akashi'ego, Satoshi'ego, Itachi'ego, Sakury i Sasuke.
rozdział cudowny. przpełniony głębokimi uczuciami, a zarazem stonowany, by przygotować czytelnika jak to powiedziałaś na "armagedon". już nie mogę się doczekać xD
pozdrawiam i całuję xD
Znasz to uczucie gdy oglądasz jakiś uczuciowy film lub czytasz bardzo dobrą książkę i nie potrafisz się oderwać, a serce zaczyna bić jak oszalałe? Właśnie to czuję jak czytam, każde twoje opowiadanie, każdy rozdział, każde zdanie, a nawet pojedyncze słowo i nie potrafię pozbyć się tego uczucia jeszcze przez długi, długi czas po skończeniu czytania. Masz w sobie ten wspaniały dar, którego mógłby Ci pozazdrościć nie jeden autor światowych bestsellerów.
OdpowiedzUsuńMam taką cichą nadzieję, że któregoś dnia wejdę do księgarni i na półce z tymi bestsellerami zobaczę książkę z twoim imieniem i nazwiskiem. Jeżeli tak się stanie to kupię od razu chyba dwie, kit z tym, że będą takie same. :D
Odkąd zaczęłam czytać to opowiadanie (a zaczęłam dość późno) mam nieodparte wrażenie, że Sasuke, jakim cudem, okaże się ojcem Stoschiego. I po tym jak przeczytałam scenkę ze śpiącymi brunetami, jestem tego niemalże w 100% pewna.
Buziaki ; ****
Boski rozdział... Nie mogę uwierzyć, że zbliżamy się do końca ;((
OdpowiedzUsuńPrzyznam się szczerze, że na początku (czyt. kiedy weszłam na bloga) nie miałam zamiaru komentować tego rozdziału. Dlaczego? Cóż, jestem po prostu marudziata i lubię, jak ktoś docenia moje starania (np. takie komentarze, które nie mieszczą się w jednym komentarzu xd). No i chciałam Ci dać małą nauczkę, raz nie zostawiając po sobie nawet głupiej kropki, świadczącej o tym, że przeczytałam dzieło. Ale nie mogłam >.< W Twoich opowiadaniach jest coś takiego, coś magicznego (bo nie potrafię wytłumaczyć tego inaczej niż magią, może jeszcze nadprzyrodzonym darem...), co nie pozwala mi nie skomentować. Aż mnie rwie, rzuca mną do tej klawiatury, żeby skomentować! (nie śmiej się, to nie jest śmieszne, to jest straszne...) Ech, marny los człowieka poniżonego i porażonego czyimś talentem...
OdpowiedzUsuńWiesz co? Myślę, że mimo wszystko było warto czekać na ten rozdział 2 tygodnie. Mówisz, że nie było akcji, ale ja się z tym nie mogę zgodzić. Domyślam się, że w porównaniu z zapowiadanym Armagedonem ten rozdział jest pestką, nic nie wartym okruszkiem, ale nie bądź dla siebie taka surowa! xd Samo czytanie o napięciu między Sasuke i Sakurą było wystarczającą akcją! (przynajmniej dla mnie, wtapiałam się w tekst jak nóż w masło) Te niedomówienia, początkowa oziębłość (marna) Sakury i niepewność Sasuke, co powinien zrobić - naprawdę się wciągnęłam. Do tego urzekły mnie słowa Naruto: Uwierz jego sercu, nie słowom. <3 No właśnie, Sakura, serce nie słowa, czyny nie cuda, łydy nie uda (wybacz, stres przedmaturalny...)! Z resztą wydawać się mogło, że Haruno zrozumiała i zaczęła wierzyć w słowa Uzumakiego. Zauważyła, że Uchiha się o nią troszczy i poprosiła, by ją przytulił, gdy rozpłacze się niczym Satoshi. A on się zgodził <3 Jeju, te ich niepewne sceny wywoływały u mnie ogromny uśmiech, a oczy mi się skrzyły z ekscytacji^^ To samo przy pięknym obrazku ojciec&syn.. tfu, Sasuke&Satoshi, pogrążonych w wymęczonym śnie. Tego momentu normalnie wyczekiwałam :)
Ren... Zetsu zwrócił się do niego per Książę i tak sie zastanawiam... Czy aby ten podły arogant nie maczał w tym wszystkim zbyt wiele palców? Bo coś mam takie złe przeczucie, że znowu w moim sercu zagości nienawiść do tej postaci. Pisz szybko ten armagedon, bo nie wytrzymiem xd 5 maja - wyrwę się tego dnia z góry książek i zadań z matematyki, by przeczytać ten rozdział, choćby nie wiem co! Więc nie zawiedź mnie i opublikuj go na czas ^^
Błędy były, ale nie wypisałam ich sobie, bo w końcu z założenia nie miałam komentować... jestem pewna, że przeżyjesz bez tego xd
Pozdrawiam i WENY! :)
(ha! w jednym się zmieściłam!)
Nie! ;___: Ja nie wyobrażam sobie rozdziału, pod którym nie widnieje twój komentarz! Mogę być tylko wdzięczna tej "magii", która jednak cię skusiła. Ja kocham, kocham twoje komentarze, nawet jeżeli wyrażają samą krytykę. Przyznam się, że kilka z nich mam wydrukowane i powieszone na tablicy korkowej w kolekcji najpiękniejszych, motywujących komentarzy, do której zaglądam, gdy tylko w siebie zwątpię, lub gdy zabraknie mi weny.
UsuńNie masz mi tego za złe, prawda? XD
W ogóle to mam ci tyle do powiedzenia... Głównie usłyszałabyś ode mnie słowo: "Dziękuję", powtarzane po stokroć, ale no... bądźmy szczerzy... Mało kto decyduje się komentować rozdziały, a ja doceniam każdy widniejący pod notką wpis, nawet składający się z jednego zdania. I tobie też dziękuję, zwłaszcza za taką objętość komentarzy, które czytam jak zaklęta *.*
No dobra, przymknę się już. Resztę słów wdzięczności poznasz już niedługo >:D
Pozdrawiam i powodzenia!
Ja wiem budowanie napięcia itd. ale zabije za skończenie w takim momencie -.- Mam nadzieję, że rozdział ukaże się jak najszybciej. Tak co do samego rozdział po prostu mistrzostwo, całe napięcie, uczucia postaci, wszystko jak żywe, kocham twoje opowiadania
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i życzę weny
Ohayo
OdpowiedzUsuńNo czułam, że będziesz trzymać nas w napięciu przez cały rozdział, po prostu czułam! Za miło by było ot co! Tak się wciągnęłam, że jadąc pociągiem prawie przejechałam swój przystanek. Wiesz, co by się wtedy stało? Wylądowałabym w Częstochowie! Do tego tak się zdenerwowałam moją niewiedzą. Jak ja nienawidzę czegoś nie wiedzieć! A tu jest pełno rzeczy o których nie mam pojęcia -.-"
Najpierw szpiedzy Madary, a teraz Zetsu gra pierwsze skrzypce. Ile bym nie myślała nad racjonalnym wytłumaczeniem tego wszystkiego, to nic nie przychodzi mi do głowy, bo przecież nie robią tego "w imię pięknej miłości SS", prawda? Tak myślałam, a szkoda. Nie podoba mi się zmiana Naruto. To do niego niepodobne, aby spiskował z kimkolwiek, tym bardziej z Kanoe. Zawiodłam się na nim trochę. Mam nadzieję, że powód całego tego zamieszania usatysfakcjonuje mnie w takim stopniu, że mu wybaczę,bo inaczej ciężki będzie jego żywot xd
Scena Sasuke z Satoshim <3 no po prostu rozpłynęłam się.
Napisałaś, że zabrakło tu akcji. Mam czelność się z tobą nie zgodzić. Nie musi nic wybuchać, ani nikt umierać, żeby ta wspomniana akcja była, ne? Emocje i przeżycia Sakury i Sasuke opisane przez ciebie dodają do opowiadania właśnie "to coś", co nie tylko uplastycznia obraz w mej główce, ale jeszcze potęguje uczucia. Nie wiem, jak ty, ale gdy ja czytam dobre opowiadanie, to wędruję z bohaterami i robię wszystko to, co oni, ewentualnie jestem pobocznym obserwatorem, który zawsze im towarzyszy. I powiem ci szczerze, że nie nudziłabym się dzisiaj na ich miejscu. Więcej wiary w siebie,yhym!
Akemiii, bo ja nie chcę armagedonu. Wszystko ma się skończyć słowami: i żyli długo i szczęśliwie. Bo inaczej ci tego nie wybaczę!
Pozdrawiam ;)
Bardzo podobał mi się ten rozdział;) Zżera mnie ciekawość jaki będzie następny, ponieważ ma się tyle zagadek wyjaśnić i nie spodziewałam się takiego obrotu akcji. Sasuke i Satoshi piękny moment;) Już nie mogę doczekać się kolejnych wydarzeń;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny;)
Witam, Twój blog został nominowany do recenzji! Więcej informacji na naszym Katalogu. Życzę powodzenia!
OdpowiedzUsuńwww.katalog-naruto.blogspot.com
Widok Sasuke, śpiącego z Satoshim. *.* Nie no, coś cuudowneego. <3
OdpowiedzUsuńDobrze, że Sakura jakoś dogadała się z Naruto. Nie lubię ich kłótni, nie są fajne. :c
Prawdopodobnie dowiedzą się wielu rzeczy. Szczerze powiedziawszy trochę boję się tego, co ma się teraz wydarzyć.
Cieszę się, że Sakura i Sasek zaczęli ze sobą rozmawiać no i pocieszać. Zwykłe słowa "Będę z tobą", a tak wzruszają. Mały włos, a ja bym się popłakała. ;___;
Zetsu, Zetsu..nigdy nie lubiłam tego czegoś i raczej nie polubię.
Ciekawe co z Renem...;>
Ponownie mnie zaskakujesz. Lubisz zmieniać bieg akcji, dramatopisarzem to Ty nie zostaniesz xd
OdpowiedzUsuńPrzez te dwa rozdziały straciłam zaufanie do Naruto, a je trudno odbudować. Mam nadzieję, że Uzumaki, jak i Hinata, postarają się o wybaczenie w dobry, gustowny sposób.
Btw - nie mogę wyobrazić sobie walki Itachiego i Naruto... To niemal nierealne xd
No tak - wizja Sasuke z Satoshim jest cholernie słodka, a takie zdjęcie, to chętnie bym od Itachiego wzięła ^_^
Tajemnice, tajemnice, tajemnice...
Hm? Kontakty na linii Sakura-Sasuke chyba uległy polepszeniu. Ale to dobrze, bardzo dobrze :)
Wiesz, że lubię, gdy piszesz z perspektywy Sasuke?
- Gdybym mógł, ująłbym twoją dłoń – wyznał cicho.
- Gdybym mogła, wtuliłabym się do twojego ramienia.
- To bardzo podbudowująca świadomość
Dobra, tego już za wiele! Masz mi sprawić takiego Sasuke, bo inaczej umrę ze zgryzoty! Ludzie, chcę faceta!
Pozdrawiam!