sobota, 27 kwietnia 2013

XXXIII. Zawirowania


„Słowami też można dotykać. Nawet czulej niż dłońmi.”
Janusz Leon Wiśniewski

Naruto był dla mnie przykładem, mistrzem, numerem jeden, za którym należy podążać. Ilekroć wydostawał mnie z opresji, zawsze zdawało mi się, że niedostatecznie wyrażam swoją wdzięczność w późniejszych czynach. Teraz potrzebował doświadczonego adwokata. Kogoś kto wyjaśniłby mi ile racjonalności zawierało jego postępowanie, ponoć kierowane moim dobrem. A może to wcale nie o mnie chodziło? Może lata bycia wodzem wyzuły z Naruto ostatnie szczątki jego dawnej osobowości. Może spotkało go to samo, co Ren’a. Zresztą nie tylko oni ukazywali się jako obcy dla mnie ludzie.
Hinata także padła ofiarą.
Emanowała z niej oziębłość. Przez maskę speszonej, przygarbionej kobiety przedzierało się uosobienie pojęcia „zimna krew”, choć im dłużej przyglądałam się przyjaciółce, tym więcej potrafiłem przyuważyć charakteryzujących ją szczegółów.
Moi rodzicie odeszli. Od tej pory utarta ścieżka życia zaczęła się wybrzuszać, tworząc sporo wyboistości, pagórków, a nawet potężnych gór, na które wspinaczka zabierała długie lata. Przeczuwałam to. Przeczuwałam od samego początku. Nie byłam ślepa na ukradkowe spojrzenia między Naruto i Ren’em, a mimo wszystko obarczałam winą własną wybujałą wyobraźnie, bo przecież nie mogło przytrafić mi się nic bardziej dziwnego od trzymiesięcznej amnezji.
 - Usabi – Hokage wreszcie przemówił. Pomruknęłam z pogardą, zdając sobie sprawę, że to nie mnie zaszczyca słowami. – To było bardzo nierozsądne z twojej strony zostawiać ją samą w gabinecie. Wiesz jaka jest Sakura-chan. Wszędzie wsadzi swój ciekawski nos.
Sekretarz znikąd zjawił się przed władcą i dygnął w sposób, który miałby zrekompensować Uzumaki’emu straty. 
 - Wybacz. Jesteście z panienką bardzo sobie bliscy. Wydawało mi się, że nie ośmieli się gmerać w pańskich osobistych dokumentacjach.
Nie sprzeciwiałam się oskarżeniom. W końcu faktycznie zachowałam się zbereźnie, a znana Medyczka nie mogła mieć na koncie podobnych przewinień.
 - Myliłeś się – Taka intonacja w wykonaniu Naruto była rzadkością. Potrafiła kłuć bardziej niż japońskie noże. – Ona z natury jest ciekawska. Lubi wtrącać się tam, gdzie nie powinna.
Nadszedł czas na mój ruch.
 - A więc chcesz powiedzieć, że nie powinnam ingerować w sprawy, które mnie dotyczą, nawet jeśli dwójka idiotów zdecydowała się wszystko przed nami zataić? – wyrzuciłam z siebie na jednym wdechu. Zanim ktokolwiek odniósł się do mych słów, zdążyłam zebrać powietrze i dodać: - Przy okazji mógłbyś mi zdradzić ile czasu masz zamiar wyrażać się o mnie w trzeciej osobie, mimo że jestem tuż obok? Poprosiłabym jeszcze kilka informacji o Ren’ie, a w zamian dam ci spokój.
 - To nie jest śmieszne, Sakura-chan – wyrzęził. Czyżby szach?
 - Nie? – Wiarygodnie zagrałam zdziwienie. Nawet wzniosłam ostentacyjnie dłonie. – A wydawało mi się, że to wszystko cię bawi, skoro tak długi czas preferowałeś obserwować z kąta jak ja, wspólnie z Sasuke, narażam życie na jakieś zbzikowanej wyspie, pełnej półnagich czubków!
Tym razem nie odpowiedział. Jego także zaskoczyło to, jak szybko połapałam całość. Wystarczyło mi słowo „zwój” zamieszczone na kartce, żebym wiedziała o co toczy się gra.
Zmiażdżyłam notatkę w piąstce i przysunęłam mu ją pod nos.
 - Kyori, nieprawdaż? Kyori i szpiedzy Madary winni za korzystanie z zasobów zakazanych technik. A może się mylę! – wykrzyknęłam w akcie olśnienia. Naraz do głowy wtłoczyła mi się nowa teoria: – Może wy również dorabiacie sobie sprzedając dostęp do zakazanych technik! Sposób Tenshi’ego Tomoko tak bardzo wam się spodobał?!
Hinata pokręciła głową.
A więc nie rozwiązałam zagadki. Szach nadal pozostał tylko szachem, a do „mata” potrzebowałam więcej oleju w głowie. Zazwyczaj to Sasuke był tym zapasowym paliwem, gdy mój zbiornik zaczął pustoszeć.
Co teraz?
 - Narozrabiałaś – powiedział Naruto. Wykonał zwinny unik „królem”, wymigując się od mojego pionka. Potrząsnęłam głową. Być może się przesłyszałam. Uniosłam wzrok, by spojrzeć w głąb lazuru. Odszyfrowałam jedynie gniew i zawód. Jak gdybym to ja była wszystkiemu winna. Uzumaki, nie spodziewając się wzrokowego ataku, zerknął w bok, w poszukiwaniu ucieczki. Teraz biło z niego poczucie winy.  – Ren mnie ostrzegał. Przed tobą. Wbrew pozorom jesteś chytra Sakura-chan. Szczęście ci dopisuje. Wyśmiałem go, kiedy stwierdził, że możesz jakoś zagrozić naszemu planowi, a tu proszę… Ciekawska natura powiodła cię w dobrym kierunku.
 - Zasłużyłeś sobie na ten policzek – wypaliłam bez zastanowienia. Łzy z wolna napływały mi do oczu. – Od początku wiedziałeś co się dzieje z Ren’em. Przyznaj się! – Wiedziona emocjami pchnęłam go w tył. – Wiedziałeś czemu się tak zmienił! Wiedziałeś czemu mnie porzucił!
Usabi spoglądał na Hokage z niepokojem.
 - Jest w szoku – wyjaśnił cicho Naruto. Był na tyle prymitywny, aby zlekceważyć odgrywany we mnie dramat.
 - Naruto – Hinata szarpnęła męża za materiał płaszcza. – Powinniśmy się spieszyć.
 - Co się dzieje? – Rudzielec sfiksował. Jego oczy goniły to po mnie, to po Naruto, a od czasu do czasu zatrzymywały się na Hinacie. – Hokage, czy mogę jakoś zaradzić?
 - Nie, załatwię to sam – westchnął. -  Idź do gabinetu i przypilnuj dokumentów na wypadek gdyby jakaś osoba postanowiła wziąć przykład z Sakury-chan.
Usabi z całego marasu pojmował tylko co ja; nic. Mógł jedynie snuć przypuszczenia, a gdy zniknął, połknięty przez wrota piętrzącej się za moimi plecami siedziby, zrozumiałam, że jestem w towarzystwie jedyną niedoinformowaną. Nie wiedziałam nic. Nie miałam nawet pewności, że sprawa faktycznie dotyczy Kyori. Z pomysłowością Ren’a nigdy nic nie wiadomo, a byłam więcej niż pewna, że to właśnie on nakłonił Naruto do tak drastycznych kroków.
 - Sakura-chan… - Pociągnęłam nosem w chwili, gdy wymówił moje imię. – Posłuchaj mnie teraz uważnie. To wszystko było zaplanowane. Ren ostrzegał cię na festynie, prawda? Zaznaczył, że dzisiejszy dzień będzie wyjątkowy.
Potaknęłam. Hinata dostrzegła jak telepię się przez chłód. Deszcz ustał, ale grzmoty wciąż docierały do nas echem z oddali. Burzowe blaski rozświetlały chmurzyska przy horyzoncie, grożąc powrotem. Miałam na sobie jedynie szorty i cienką bluzeczkę. Nie dbałam o swoje wyposażenie, opuszczając progi mieszkania. Przejmowałam się wyłącznie Ren’em, dlatego też, kiedy przyjaciółka znalazła się przy mnie i narzuciła na ramiona bawełniany materiał, natychmiast wsunęłam ramiona w długie rękawy, upajając się ciepłem i cicho szlochając. Przytknęłam rękaw do ust. Czułam się jak rozbrykanie dziecko, które mimo upomnień, wciąż robiło swoje i wreszcie zostało pokarane przez los.
 - Nie martw się, Sakura – Szept Hinaty przy moim uchu poniekąd okiełznał wirujące w brzuchu języki ognia. – Naruto i Ren nie zrobili nic, aby ci zaszkodzić. To czy im wybaczysz, czy nie, będzie twoją własną decyzją. To… trudna sytuacja. Sama do końca w to nie wierzę. Całość wydaje się być bajką. Nierealną historyjką, która nie powinna mieć miejsca. A jednak prawdopodobnie nasze przypuszczenia się potwierdziły. Niedługo dowiesz się prawdy. Ale to nie ja, ani nie Naruto ci ją przekażemy.
 - Ren? – wychlipałam.
Na drżenia przebijające się przez mój głos, pani Uzumaki wzmocniła uścisk na mym ramieniu.
 - Poniekąd – uśmiechnęła się ponuro. Była wyższa o kilka centymetrów. Rejestrowałam każdy jej ruch kątem oka, domagając się jej opanowania. – Sakura, on wszystko robił z myślą o tobie. Chciał, żebyś była bezpieczna i szczęśliwa. Poprosił Naruto o pomoc. Nie mógł mu odmówić, słysząc powody.
 - Hinata, zahamuj – rygorystyczny głos Naruto zniweczył wykonywany przez Hinatę proces ujarzmiania wirujących języków ognia. Złość powróciła.
 - Naruto – utkwiłam w nim zaszklone od łez oczy. – Powiedz mi tyle, ile możesz. Natychmiast.
 - Dobrze, powiem ci. Ale musisz mi coś obiecać.
Oburzyła mnie jego prośba, ale łaknęłam wskazówek jak bukłaku wody po tygodniowej tułaczce na pustyni. 
 - Zgoda.
 - Będziesz postępować według moich poleceń, bez sprzeciwów. Ren prosił mnie, aby w czasie jego spotkania z… pewną osobą... – odchrząknął. – Żebym odpowiednio wszystkim się zajął. Hinata również ma w tym swój udział. Zaopiekuje się Satoshi’m podczas naszej nieobecności.
Podczas naszej nieobecności.
Złowrogie, trzaskające płomienie naraz stały się pobłażliwymi płomyczkami nadziei.
 - I-idziemy do Ren’a? Tam na wzgórze? – Automatycznie wysunęłam palec w stronię kamiennej podobizny Minato Namikaze. Gdy Naruto potaknął, z ledwością stłamsiłam radość. Nieomal roześmiałam się w obliczu takich zdarzeń. A jednak… obawiałam się wielu rzeczy. Co jeżeli moim zadaniem było, po raz ostatni, wezbrać w sobie dawkę cierpliwości i bezskutecznie usiłować znieść paraliżujące mnie napięcie. Nie, to było a-wykonalne. Musiałam do Ren’a, czym prędzej! – Dobrze, obiecuję. Teraz ty mi coś obiecaj – odwróciłam się na powrót ku Naruto.
 - Tak?
 - Ren jest bezpieczny?
 - Tak, jest – odrzekł bez namysłu. – Przysięgam.
 - Jeszcze jedno! – Mój dominujący pionek nagle zupełnie się wycofał, co przysłużyło Naruto. W szachach nie było remisów, ale ten jeden jedyny raz powściągnęłam się przed sięgnięciem po ciężką artylerię. Wolałam najpierw wysłuchać historyjki, a potem zabrać się za osądzanie.
 - Co? – Hokage się niecierpliwił. Prawdopodobnie już drugi raz zadaje mi to pytanie.
 - To dotyczy Kyori?
Skinął głową.
 - Dowiemy się kto jest sprawcą?
Kolejne skinięcie.
 - Ren spotyka się ze szpiegami Madary? Dlaczego potrzebowali zwoju? Od kiedy wszystko jest zaplanowane i jak znaleźliście z nimi kontakt? Tenshi Tomoko ma w tym swój udział? I czym…
 - Zbyt wiele pytań, Sakura-chan – Naruto pośpiesznie wpadł mi w słowo. – Chciałaś, żebym powiedział ci tyle ile mogę, a więc wysłuchaj.
Niech będzie. Lepsze od niczego są podawane w odstępach czasu elementy układanki - puzzle, tworzące prawdę.
Nadstawiłam uszu. Byłam zwarta jak nigdy dotąd.
 - Lada moment wyruszamy na wzgórze. Spotkasz tam Ren’a i osobę, która wyjawi wam całą prawdę. Zwój jest niezbędny. Dowiesz się dlaczego, ale w swoim czasie. Dowiesz się też czy król Michigatty miał w tym swój udział. Musisz powiedzieć mi gdzie znajduje się Satoshi. Hinata go odbierze. Przekaż jej klucze do swojego mieszkania, będzie tam do naszego powrotu.
Niepokojące, absurdalne i zagmatwane – jak wszystko co dotąd stanęło na mojej drodze. Postanowiłam zasymulować Sakurę, dla której ogół poleceń jest znajomą normalnością. Ta Sakura kiwa głową, niezależnie od sytuacji i otaczających ją dziwactw.
Odnalazłam w kieszeni szortów klucze, a ich plik wpadł w ręce Hinaty wraz z donośnym szczękiem.  
 - Satoshi? – bąknęła.
 - Satoshi? – zgłupiałam.
 - Gdzie jest! – Ramiona Naruto opadły wzdłuż ciała.
Natłok informacji miał na mnie zły wpływ. Wykaraskałam się z objęć Morfeusza z konkretnym celem, ale bez konkretnych nadziei na powodzenie. A jednak scenarzysta nadzorujący akty w moim życiu sprostał zadaniu i mnie zaskoczył. Ba, notorycznie robi to już od miesięcy. Czasami miewa humorki i wpycha między sceny gadające zwierzęta i despotycznych pseudo-króli.
Romantykiem to on z pewnością nie jest. Nie zna się na miłości, więc omija ją szerokim łukiem, koncentrując się na wbijających w krzesło zwrotach akcji.
Tak było w tym momencie. Fraza „Dowiesz się prawdy” uderzyła we mnie niczym tornado, wciągnęła w wir, okręciła w kalejdoskopie, odtwarzając od nowa wszystkie zgromadzone wskazówki.
 - Naruto, ostrzegałam cię, że to nie będzie dla niej dobre. Chcieliście ją ochronić przed traumatycznymi zdarzeniami, a obecna sytuacja jest właśnie jednym z nich – powiedziała sztywno Hinata, obdarzając mnie zatroskaniem, tlącym się w jej przejrzystych oczach. Dostrzegłam tam własne odbicie. Obraz zwiotczałej, bezradnej dziewczyny, opatulonej w bawełnianą bluzę, z rękawami, które długością pokrywały jej dłonie, z zaczerwienionymi ślepiami i kaskadą spływających po ramionach fal zdołał mnie w pewien sposób ocucić.
Wykrztusiłam z siebie:
 - Sasuke. Satoshi jest u Sasuke.
Milczeli, zaskoczeni. Z jakiś niewiadomych przyczyn żaden z nich nie zdawał się być zawiedziony tym faktem.
 - Świetnie – Naruto chwycił mnie pod ramię. Nieprzygotowana na dotyk, syknęłam z bólu. Nim z moich ust wypłynęło kilka tyrad odnośnie delikatności wobec osoby niepoprawnej emocjonalnie, ten zdołał dorzucić: - To ułatwia nam zadanie. Zaoszczędzimy czas. Sasuke szybko się zbierze. Itachi może nam potowarzyszyć. Przyda się dodatkowe wsparcie. I tak wie zbyt wiele o Kyori…
 - Hej, Naruto… Itachi… że, co? Sasuke… - Nieskładność w moich wypowiedziach nie była rzadkim zjawiskiem, a jednak takie stadium jąkania dotąd mi się nie przytrafiło. Wciągnęłam do siebie więcej tlenu. Serce zaczęło pompować powietrze z zapalczywością. Potrzebowałam środków na uspokojenie – najchętniej połknęłabym tabletki od panny Kagekee.
Po minucie ciszy, której akompaniowały pośpiesznie szurania o żwirową podłogę, udało mi się wydusić zdanie, skłonne do bycia sensownym:
 - Sasuke też idzie?
 - Coś w tym dziwnego? – Naruto nawet na mnie nie spojrzał.
Przygryzłam dolną wargę.
 - Tak, ostatnio wiele rzeczy jest dziwnych. Dlaczego on musi być obecny? Od kilku dni nie wykazuje zainteresowania Tankyori no Jutsu, ani sprawcą chaosu.
Sasuke… Nie! Nie zniosę egzystencji w jego pobliżu, nawet jeżeli będzie dotyczyło to spraw czysto „zawodowych”. Moje serce tego nie zniesie. Nędzne, zahartowane serce ugodzone tyloma słowami.
To nie ma dla mnie znaczenia.
Nie chcę być z tobą.
To była kretyńska chwila słabości, nic więcej.
Przykro mi, Chibi.
Chciałabym, aby mój narząd wrócił do formy sprzed… dziesięciu lat? Wtedy był silny, czysty, bez skaz. Jego zmarkotniała wersja nie poradzi sobie z Sasuke.
 - Wątpię, żeby on chciał się ze mną widzieć – szepnęłam machinalnie.
Uzumaki nie przystanął. W jego oczach zdawał się być zamknięty kawałek błękitnego nieba. Spoglądał na mnie zupełnie niezrażony, pewny, jakby właśnie wykonał ten słynny ruch i zmiażdżył mnie szach matem.
 - Naprawdę w to wierzysz? – zapytał w końcu. Hinata zrównała z nami kroku. Dostrzegłam jak mąż splata z nią dłonie.
 - Wierzę jego słowom – obwieściłam, będąc pewna, że tą frazą nadam kres dyskusji.
Uzumaki uraczył mnie uśmiechem. Wymuszonym, nieodpowiednim w tej chwili, ale pewność i tak błyskała między odcieniami błękitu.
 - Uwierz jego sercu, nie słowom.  

Burzowe ogniki raz za razem przecinały niebo. Dzielnica Awayaki jeszcze nigdy nie wydawała się taka upiorna. Szeregi domów rozpostartych po przeciwległych stronach ulicy zdawały się być gotowe bo batalii, jakby w ramach okiennych czaili się bystroocy łucznicy.  Wiar, acz słabowity najwyraźniej zdołał wyrządzić szkody w trakcie mojej misji szpiegowskiej. Okna domów zionęły ciemnością. Nigdzie nie dostrzegłam jarzącego się światła, a przecież niebo srodze pociemniało ze względu na pogodę.
 - Siadł prąd – Naruto zawładnął ferwor jego osobistego spisku z Ren’em. W rzeczywistości nie brzmiał jakby trudności z elektrycznością były warte uwagi.
 - Oby burza nie powróciła – szepnęła cicho Hinata. – Sakura, jak się trzymasz?
Nie miałam problemów z udzieleniem odpowiedzi:
 - Czuję nudności, ostry ból głowy, serce wali mi młotem w piersi, a żołądek kurczy się na myśl o poczynaniach Ren’a ze szpiegami Madary. No! – stęknęłam ostentacyjnie. – To taki plenarny opis moich wewnętrznych odczuć.
Hokage wywrócił teatralnie oczyma.
 - Humor ci dopisuje, co?
 - W traumatycznych chwilach? Zawsze.
Nieopodal posesji Uchihów minął nas samotny przechodzień. Przemarznięty, nieprzyszykowany na nagłe warunki atmosferyczne rzucił nam krótkie, zaskoczone spojrzenie, ale prócz groszowego przywitania skierowanego ku Hokage, nie powiedział nic więcej.
Malejący dystans działał na mnie z efektem odwrotnym dla Kyori. Płuca zaczynały nabierać dyspozycji do duszności z każdym przebytym krokiem zbliżającym mnie do nieuniknionego spotkania z Sasuke.
Jak mam spojrzeć mu w oczy po moim wczorajszym, dramatycznym wywodzie? Ze łzami w oczach, emanującą żałością i z kolanami na twardej brukowanej uliczce? Brr. Ciarki przebiegły po moim ciele na samą myśl. Itachi bezapelacyjnie zdążył (z zawadiackim uśmiechem) zdradzić bratu moje „miłosne wyznanie”. Nie było ono rodem wyciągnięcie z baśni o księżniczkach i rycerzach, ale właśnie tak je traktowałam.
Mogłam tylko wyobrazić sobie tę scenę.
Hej, braciszku. Nie uwierzysz co się wydarzyło! Chwilę temu przed domem ta zapłakana Sakura… Wiesz… Mieszka w domu obok i ma dziecko z najlepszym przyjacielem. Cha! Wariatka, prawda? W każdym razie możesz ją dodać do kolekcji wielbicielek. Właśnie oznajmiła, że cię kocha.
 - Sakura-chan! – Naruto zerknął na mnie z niepokojem. – Twoje dłonie pocą się niemiłosiernie. Wszystko w porządku?
 - Jak możesz ją o to pytać? – zganiła go Hinata.
Na szczęście (a może i nie) zanim rozmowa na temat Sakury, wyrażająca się o niej w trzeciej osobie zaczęła się na dobre rozkręcać, olbrzymia, piętrząca się do nieba posiadłość klanu zjawiła się po lewej stronie ulicy. Upstrzone w znaki Uchihów materiałowe zdobienia na otaczającej całość bramie hulały na wietrze. Chciałam odsapnąć, ale wiedziałam, że nie dostanę na to zgody.
Naruto bez certolenia uchylił bramkę i puścił Hinatę przodem. Jej kroki były wątpliwe i domagające się odwrotu. Przez całą drogę zauważałam jak co chwila spogląda na mnie kątem oka.
 - Załatwmy to w końcu – Hokage wypuścił powietrze i wlazł ze mną na werandę. Odetchnęłam, gdy uścisk na nadgarstku się poluzował i wreszcie zupełnie zniknął. Odszukawszy dogodnego miejsca na ganku, oczekiwałam z napięciem aż całość się rozwinie. Konfrontacja z Sasuke była ostatnim, czego w tym momencie potrzebowałam. Uchiha z pewnością nie będzie pocieszony moją obecnością u jego progów i przerwaniem rutyny dnia codziennego. Itachi wystarczająco go rozzłościł, przybywając z Satoshi’m. To właśnie mój syn był jedynym co do mnie przemawiało. Ostatecznie wyruszę sama i sama też przeciwstawię się ciężarowi przeszłości, zniosę prawdę i postaram się wrócić do względnie swojskiego życia samotnej matki.
Usłyszałam stukot w drzwi.
A więc zaczęło się.
Gospodarze szybko zareagowali na przybyłych gości, doszukując się zapewne rozgorączkowania w łomotach w mahoniowe wrota. Itachi otworzył drzwi, spodziewając się ujrzeć odbierającą syna matkę. Na widok państwa Uzumaki’ch nie był w stanie zatuszować zaskoczenia. Dłuższą chwilę wpatrywał się w nich bez słowa. Zauważywszy mnie i wyraz mojej twarzy, spiął się jeszcze bardziej.
 - Jest Sasuke? – Naruto przeszedł do meritum.
 - Jest, ale…
 - Świetnie. Zawołaj go. Ty też pójdziesz z nami.
Itachi stał nieruchomo i nic nie wskazywało na to, żeby planował przerwać bierność. Spojrzał na mnie podejrzliwie i zapytał:
 - Sakura, co się dzieje?
 - Też chciałabym wiedzieć.
Zniecierpliwiony Uzumaki spróbował przedrzeć się do wnętrza domu, ale Itachi w porę zastąpił mu drogę. Choć to ja powinnam być najbardziej zapalczywa względem czasu, postępowanie starszego z Uchihów mnie zadowoliło.
 - To ważne – wycedził Naruto.
 - Skoro to ważne, żądam wyjaśnień.
 - Czy słowa „Tankyori no Jutsu”, coś ci mówią? – To zaskakujące w jak rozmaitych odsłonach podziwiam najbliższe mi osoby. Wizja szarpaniny pomiędzy Naruto i Itachi’m stanęła mi przed oczami i niegdyś wydawałaby się absurdalna, lecz dzisiaj bardzo możliwa.
 - Kyori? – Itachi zmarszczył czoło, przez co na jego środku ni stąd ni zowąd pojawiła się urocza bruzda niezrozumienia. – Kyori zostało dezaktywowane. Nie do końca, ale… Przecież uzgadniałeś to ze mną.
 - Nie mówię o dezaktywacji. Mówię o Sakurze i Sasuke! – zawołał, spychając oniemiałego Uchihę w kąt mieszkania. Zanim Uzumaki przekroczył próg, zdążył skomunikować się ze mną wzrokowo, przekazując: „Podążaj za mną!”. Usłuchałam go. Był rozbrykanym smarkaczem, ale lata pod postacią Hokage zrodziły u niego przywódcze zdolności.
Itachi wyszukał sobie miejscówkę w ciemnej wnęce sieni i krytycznie lustrował poczynania naszej trójki. Gdy podchwycił moje spojrzenie, gestykulując, nakłonił mnie do ujawnienia powodu wizyty, ale moja głowa, tak samo jak jego, zionęła pustką, wobec tego wzruszyłam jedynie ramionami.
 - Dokąd zabieracie Sasuke? I dlaczego mam iść z wami?
 - To długa historia, Itachi. Szczegóły poznacie w drodze, a teraz zawołaj go – W tonie Naruto rozbrzmiała władcza nuta.
Starszy Uchiha obserwował go z założonymi rękoma. Wyglądał na zniecierpliwionego.
 - Jest w salonie.
Zasnute ciemnością, mroczne chmurzyska zrobiły swoje i mimo pory na dworze panowała niemal nocna ciemność. Zdziwiło mnie, że w żadnym zakątku mieszkania nie jątrzy się świtało. Otoczenie tym bardziej napawało mnie niepokojem. Widocznie cały świat zmówił się przeciwko mnie, chcąc wypełnić po brzegi napięciem. Plan się powiódł. Byłam przesiąknięta złorzeczącymi przeczuciami.
Wtargnąwszy głębiej, dojrzałam się lichego blasku, pochodzącego z salonu. W tym samym czasie do naszych uszu dobiegła przyciszona muzyka.
Przystanęłam w osłupieniu.
To oznaczało, że prąd wcale nie wysiadł.
Słowa melodii były aż nadto znajome. Odśpiewałam pozostałe wersy tekstu w głowie.

Kiedyś tam, będziesz miał dorosłą duszę,
Kiedyś tam, kiedyś tam…
Ale dziś jest mały jak okruszek,
Który los rzucił nam.*

Itachi dostrzegł moje zaskoczenie. Wpierw z jego twarzy uleciało napięcie, a potem usta rozchyliły się w delikatnym uśmiechu.
 - Pozazdrościć Sasuke gustu muzycznego – stwierdził posępnie Naruto, nie mając pojęcia kto tak naprawdę lubuje się w takich piosenkach.
Parę ostatnich kroków przemierzyłam pędem, spychając państwa Uzumaki’ch na ściany wąskiego korytarza.
Zatrzymałam się w progu salonu, wspierając dłoń na framudze drzwi. Dźwięki kołysanki z programów telewizyjnych dla dzieci wciąż bębniły mi w uszach, wspólnie z łomotem serca.
 - Sakura-chan, jak ty się zachowujesz…? – Naruto i Hinata dotarli do mnie. Ich podminowanie i stres natychmiast prysły jak bańka mydlana, zwalniając miejsce dla nowej emocji – zdziwienia.
Bo otóż to Sasuke Uchiha, dostojny, poważny, treściwy Sasuke Uchiha siedział na ulokowanym pośrodku bawełnianym kocyku z szeroko rozkroczonymi nogami. Jego głowa znalazła podparcie u podnóża fotela, ale i tak raz po raz bezwiednie kiwała się w którąś ze stron. Mężczyznę pogrążył sen. Wprawdzie oprócz pałającej z obrazu urokliwości reszta nie powinna mnie zadziwiać, a jednak to Satoshi był elementem wywołującym chwilowe zatrzymanie procesów życiowych. Mój syn rozparł się wygodnie na torsie Uchihy. Obie rączki zwinięte w piąstki umiejscowił blisko swojej głowy. On także został opętany przez Morfeusza, który swoją życzliwością uraczył go kilkoma przyjemnymi snami, sądząc po lekkim uśmiechu na pulchnej twarzyczce.
 - A więc widzicie… - Itachi zmaterializował się za naszymi plecami. – do czegokolwiek potrzebny wam Sasuke, wolałbym, abyście go nie budzili. Pstryknąłem już zdjęcie, ale takiego momentu nie można zaprzepaścić tak szybko, nawet jeśli został uwieczniony.
Itachi terkotał, a ja analizowałam. Podobieństwo tej dwójki było uderzające. Odziedziczone po Ren’ie ciemne włosy Satoshi’ego komponowały się z hebanowymi pasmami Sasuke. Ponadto mój syn od wczesnych chwil życia śpi ze zwiniętymi w pięści rączkami – lekarze twierdzili, że jest to po prostu utkwione w genach i najwyraźniej ta cecha panowała zarówno u Uchihów. Sasuke jedną pięść umiejscowioną miał na powierzchni koca, a drugą kurczowo trzymał malca. Sfiksuję, pomyślałam. Sfiksuję jeżeli ten obraz nie zniknie sprzed moich oczu.
 - Właściwie dlaczego Satoshi jest tutaj? – pisnęła Hinata.
Pociągnęłam Itachi’ego za poły koszuli, nadając kres jego tyradzie.
 - Obudź go.
 - Właśnie – poparł mnie Naruto, choć wyraz jego twarzy pozostawiał wiele do życzenia. Stres wznowił łowy, rozpoczynając żerowanie na ostatnich panoszących się oznakach swego rodzaju „zimnej krwi”. – OK, pobieżnie to wyjaśnię. Ren spotyka się teraz na wzgórzu z… - Naruto gwałtownie pobladł i wstrzymał głos. - …z kimś. Ta osoba wie kto skazał Sakurę-chan i Sasuke na działanie zakazanego Jutsu. Zgodziła się nam to wyjawić.
Itachi chciał zaprotestować, ale ostatnie słowa zbiły go z pantałyku.
 - Ren? Dlaczego akurat on?
 - Wszystkiego do….
 - Wszystkiego dowiemy się na miejscu – dokończyłam zgryźliwie, przerywając Uzumaki’emu. – Ren spotyka się ze szpiegiem Madary, prawda? Jednym z nich, albo z duetem… To oni są temu winni. Nawet Tenshi Tomoko zdaje się to potwierdzać.
Naruto nachylił się i wysyczał:
 - Przestań przewidywać możliwości, tylko cierpliwie czekaj aż dotrzemy na miejsce. Tak będzie lepiej dla nas wszystkich.
Zaczęliśmy toczyć bój na spojrzenia łaknące wzajemnych krwi, zachodząc w głowę, które z nich zasługuje na puchar zwycięzcy.
 - Wiedziałem, że coś knujecie. Oboje z Ren’em często odłączaliście się od grupy na statku - powiedział Itachi.
To prawda, ale wtedy, wraz z Sasuke i Akashi’m podejrzewaliśmy, że on również należy do tajnego zgrupowania spiskowców.
Naruto najeżył się, ale zanim zdążył coś dorzucić, Itachi wystrzelił przed siebie i ruszył ku swojemu młodszemu bratu. W głowie zawył mi alarm. Uwaga! Urzekający widok lada moment zostanie zupełnie zrujnowany. Przemknęłam do wschodniej części salonu, by móc pławić się w obrazie rozkosznie śpiącej dwójki, bez obaw o zabronienie dostępu poprzez sylwetkę Itachi’ego. Gdy mężczyzna sięgnął po mojego syna, instynkt Sasuke pozwolił mu wywęszyć czyhające zagrożenie. Natychmiast wyrwał się ze spoczynku i łypnął na potencjalnego oponenta.
 - Pobudka, braciszku. Mamy gości i nową dawkę zagadek do rozwiązania! – zawołał Itachi, wcale nie kryjąc urazy. To bezsprzecznie było w genach Uchihów – potrzeba bycia najlepiej poinformowanym. Itachi wielokrotnie odgrywał rolę bogatego w informacje źródła, a teraz, gdy na jaw wyszedł fakt o nieujawionych wskazówkach wyszperanych przez Naruto i Ren’a, najwidoczniej nie mógł znieść niewiedzy. – Sasuke! – Itachi delikatnie grzmotnął go stopą w lewe udo.
Widok brata nieco uspokoił Sasuke. Niemrawy i zaspany przeczesał dłonią włosy, próbując przyzwyczaić oczy do oślepiającego blasku telewizora, na którym tańcowała para animowanych królików.  
 - Skretyniałeś? – rzucił na dzień dobry. – Co ty, do cholery wyprawiasz?
 - Dajże mi go - Itachi wziął Satoshi’ego na ręce. Dopiero wówczas czarne ślepia Sasuke rozpoczęły bieganinę po otaczających go elementach domu. Nie mogłam przestać się na niego gapić, nawet gdy nasze spojrzenia się na siebie natknęły. Wydawał się być inny. Niepojętny jak dziecko. Poszukujący wskazówek i odpowiedzi w detalach otoczenia. Niestety, wszelkie dobre odczucia pałające z jego twarzy prędko się ulotniły, gdy ich właściciel zrozumiał ilu ludzi wtargnęło do  domu. Kątem oka zarejestrował Naruto i Hinatę, a mimo wszystko dwie, czarne studnie znów powróciły do mnie, paraliżując i sprawiając, że byłabym w stanie wybaczyć im wszystkie winy.
Patrzył tak, jakby same jego oczy domagały się zrozumienia.
Potrząsnęłam głową. Celowo nawołałam do myśli natrętne obrazy, w których to Sasuke bestialsko obwieszcza: „Nie chcę cię”.
Wierzyłam tym słowom.
 - Mogę…? – Speszona wypalającymi we mnie dziurę czarnymi oczyma zwróciłam się do Itachi’ego. Ten zlustrował wpierw mnie, a później na chwilę przerzucił wzrok na Sasuke. Badał wiszącą między nami atmosferę.
 - Jasne.
Satoshi zaczął pojękiwać, niepocieszony nagłą pobudką. Gdy dostałam go w swoje ramiona był już bliski płaczu. Ucałowałam jego czoło.
 - Już jestem.
Ale to zdawało się nie mieć dla niego znaczenia. Syn wybuchł dziecięcym szlochem, wyrażającym całe jego niezadowolenie. Pokolebałam go w swoich ramionach.
 - Co to za zbiorowisko? – zapytał Sasuke, przyglądając się reszcie „załogi”. – Czego tu chcesz, Naruto?
 - Jak zwykle miły i otwarty na ludzi – burknął.  – Wybacz, muszę zwalczyć szok. Nie spodziewałem się zastać takiego obrazu.
 - Gdybyście nie kazali mi go obudzić, wciąż byłby aniołkiem – powiedział Itachi.
Sasuke wydzielał elektryzujące fale, które surowo nakazywały mi ewakuację w bezpieczną strefę. Dlaczego miałabym brać współudział w wyjaśnieniach, których ja sama nie pojmowałam? Zresztą Satoshi nie dawał za wygraną i donośnie okazywał niechęć do przerwanego snu.
 - Poczekam na zewnątrz – oznajmiłam, cofając się do wyjścia. Nikt nie okazywał sprzeciwu, prócz przeszywającego spojrzenia Sasuke, które bojowało z ów elektryzującymi falami, namawiając mnie do zmiany decyzji.
Nie tym razem.
Powietrze na dworze było rześkie po wizycie burzy. Od razu zaczerpnęłam kilka jego haustów, szykując się tym samym na nadchodzący przełom. Automatycznie utkwiłam wzrok w sześciu skalnych podobiznach. Zmrużyłam oczy, wyostrzając zmysł wzroku, ale nie dostrzegłam Ren’a na żadnej z rzeźb. Nos Minato Namikaze także wiał pustką.
Potem wsłuchiwałam się w dochodzące zza uchylonych drzwi odgłosy. Sasuke, cały w nerwach, nie mógł zrozumieć, dlaczego to Ren ingeruje w sprawy Tankyori no Jutsu. Nagle zaczęłam zastanawiać się czy Itachi przekazał mu moje płaczliwe wyznanie z Dnia Tańca. Ta myśl sprawiła, że z pewnością funkcjonowanie blisko niego przyjdzie mi z większym trudem niż dotychczas.
On może wiedzieć, że go kocham.
To prawdopodobne, a gadulstwo Itachi’ego wręcz czyni to stuprocentowo pewnym.
***
Zatem gadający kocur wcale nie omyłkowo posądził Naruto i Ren’a o knucie intryg i współpracowanie na własną rękę. Ufałem jego precyzyjnym i uwrażliwionym zmysłom, lecz Uzumaki według mnie nie kwalifikował się do zbioru kuglarzy. Oddany, wierny bohater – najlepszy przyjaciel i słynny Ninja. Taka postać nie mogła zwyczajnie skrywać cząstki prawdy, by następnie hodować ją w głowie nie dzieląc się przebiegiem jej rozwoju z innymi. To musiała być sprawka Ren’a, a jakże! Szczwany lis uznał, że najrozsądniej byłoby najpierw samemu poznać prawdę. Brakowało mi tylko sensu w tym postępowaniu i choć usiłowałem się go doszukać podczas awantury między Itachi’m i Naruto, wszystkie powody były zbyt „płytkie”. Chciał podkreślić tym swoją wyższość? Chciał zademonstrować swoją siłę i spryt? A może to zawistność jest tu winna? Może nie mógł zdzierżyć, że w przyczynie połączenia mnie i Sakury więzią Kyori kryło się coś  głębszego?
I może faktycznie właśnie nastał moment, w którym mamy poznać prawdę? Tylko dlaczego nie dowiadujemy się o tym jako pierwsi, grając kardynalną rolę w przedstawieniu? Dlaczego to Ren wybrał się na spotkanie, tworząc z Naruto skomplikowany plan? Plan według którego mieliśmy dołączyć do misternego zebrania, dopiero gdy karty zostaną już odkryte.
Przynajmniej zawirowania wokół Ren’a i przeklętego Kyori wywiały z głowy bliskich ówczesną drzemkę z Satoshi’m.
Naturalnie całą winą obarczałem malca. Jego energia i żywotność mnie przerosły, przez co w efekcie oboje padliśmy wyzuci z chęci do dalszej egzystencji.
 - Sakura-chan – odezwał się Naruto, gdy w trójkę wkroczyliśmy na werandę. Dziewczyna z zamyślonym wejrzeniem stała przy bramie, wpatrując się w dal. Powędrowałem za jej wzrokiem, chcąc odszukać źródła, ale jeszcze zanim natknąłem się na ten punkt, dotarło do mnie, co prawdopodobnie mogło skupiać jej uwagę.
Wzgórze Hokage. Miejsce prawdy.
 - Sakura! – zawtórował mój brat. Haruno nie zareagowała za pierwszym razem. Zamrugała oczyma jak sowa i zwróciła się w naszym kierunku.
 - Wreszcie – Naruto zrobił niezadowoloną minę.  – Hinata zaopiekuje się Satoshi’m na czas naszej nieobecności. Daj jej klucz do swojego mieszkania. Jest w środku – Ruchem brody wskazał na wnętrze naszej posesji. – Pakuje zabawki Satoshi’ego.
Sakura skinęła głową. Była nieswoja i rozgorączkowana. Podnosiła wzrok, a potem z obawy przed zastaniem niechcianego widoku prędko wbijała go w stopy. Chciałem podchwycić jej spojrzenie, odczytać zakodowane w nim myśli i zaradzić na ich stłamszenie. Wymijając nas na ganku Satoshi wyciągnął do mnie rączkę. Jego matka albo tego nie zauważyła, albo dogłębnie zlekceważyła, wiedziona złością.
Kocha mnie, prawda?
Choć w żadnym wypadku na to nie zasługuję… Choć ta myśl przeraża mnie bardziej niż najpotężniejszy oponent… Choć Sakura powinna być z Ren’em, ta nadal ślepo wierzy w dobroć, jakby była zakotwiczona w moim sercu, i którą wyraźnie dostrzegała. Nie zrobiłem nic, czym mógłbym się przyczynić do bycia kochanym. A jednak.
 - Proszę cię, zachowuj się przyzwoicie – Przy moim uchu rozległ się przyciszony głos Itachi’ego. – Ona nie wie, że przyczajałeś się wczoraj obok żywopłotu. Nie wie, że słyszałeś, ale z pewnością domyśla się, że coś ci wypaplałem. Przyznam się, że zrobiła to w idealnym momencie. Wtedy, kiedy twoje wątpliwości były już całkowicie rozwiane i nic nie dawało nadziei… ona przyszła. To powinno dać ci wiele do myślenia. Liczę, że zachowasz się rozsądnie i nie narozrabiasz.
 - Nie musisz się o mnie martwić – odszepnąłem.
 - A jednak wciąż nie wiesz jak to rozegrać.
Itachi nie był z natury bystry. Przynajmniej tego nie okazywał. Sprawcą musiała być braterska więź, mentalne połączenie…
 - Tak jak myślałem – odetchnął z uśmiechem. – Pozwolisz, że ci doradzę?
 - Nie.
Znienacka zaczął rechotać. Powiedziałem coś śmiesznego? A może gdzieś w burzy włosów utknął mi osamotniony liść, przez co całość wygląda komicznie.
Nawet Naruto oburzył nastrój mojego brata. Spojrzał na niego ze wstrętem.
 - Nie wiem co cię taki bawi, Itachi. Wszystko stoi pod znakiem zapytania. Sprawca zaraz zostanie zdemaskowany, a przeszłość… przeszłość odkryta. Do jasnej cholery, jak możesz się śmiać w takim momencie?! – W końcu dojrzałem w nim zbłaznowanego Naruto, gdy dramatycznym ruchem załamał ręce. Musiał czuć się podle, spoglądając na Sakurę. Ciekawe przez kogo czuła się najgorzej. Wybór miała bogaty. Ja, Ren i Naruto.
Itachi wziął głęboki wdech. Patrzył na przysłonięte chmurami niebo, jakby któryś z obłoków uformował się w kształt czegoś zabawnego.
 - Jestem piekielnie wściekły na ciebie i Ren’a za spiskowanie za naszymi plecami, a jednak cieszę się, że wszystko wreszcie się rozwinie. Plus… stosunki między Sakurą i Sasuke. Prawda, braciszku?
Policzki zaczęły mnie piec. Nie dobrze. Ostatni raz miało to miejsce w ponurym środku jaskini, gdy pocałunek z Sakurą był już bliski spełnieniu.
Naruto wychylił się w przód, by na mnie spojrzeć:
 - Ty i Sakura…? Słyszałem, że odrzuciłeś jej uczucia.
 - Poniekąd – Itachi z namysłem potarł brodę. – Właściwie to skąd o tym wiesz?
 - Nie ładne jest obgadywać ludzi za plecami.
Idealnie zsynchronizowani zwróciliśmy się w tył. Sakura stała w lekkim rozkroku pośrodku przedsieni. Oczy miała rozżarzone jak węgle. Mógłbym przysiąc, że gdzieś tam w głębi zieleni iskrzyły się płomienie.
Hinata zjawiła się tuż za Sakurą obładowana dziecięcymi zabawkami. Prawdopodobnie uratowała sytuację.
 - Powodzenia – wręczyła nam serdeczny uśmiech.
Naruto rozluźnił się i zjawił przy dziewczynie, opatulając jej drobne ciałko ramionami. Wzrostem dzieliło ich niewiele centymetrów. Wpatrywałem się w nich dumając nad tym jak wyglądałby ten obrazek gdyby zamiast państwa Uzumaki’ch wpleść tam mnie i Sakurę.
 - Cholera – wymsknęło mi się. Itachi miał rację. Nie wiedziałem jeszcze jak mam postąpić, by odzyskać Sakurę. Nie wiedziałem nawet jak prezentowałyby się nasze stosunki, ale głęboko pragnąłem na powrót słuchać jej szczebiota i wdawać się sporadycznie w krótkie, przesądzone awantury.
 - Skoro wszystko jest jasne, możemy wreszcie ruszać! – Sakura wbiła się klinem między Naruto i Itachi’ego.
 - Bądźcie ostrożni – wyszeptała Hinata, złączając usta z mężem w krótkim pocałunku. Mój brat naprędce porwał z wieszaka cieplejsze kurtki do narzucenia i domknął drzwi. Podchodząc do mnie, podał mi jedną sztukę odzieży.
 - Przestało padać, ale powietrze jest chłodne – oznajmił.
 - Dzięki, ale…
 - Ale „co”? Na razie nie jest ci zimno, jednak zapewniam cię, że im wyżej będziemy, tym bardziej chłód zacznie nam doskwierać.
Machinalnie zarejestrowałem warstwy tkanin chroniących Sakurę. W szortach i zwiewnej bluzce jej los był przesądzony. Nawet zbyt duża bluza nie była dobrą gardą przed zimnem. Postanowiłem wykorzystać sytuację, przy okazji weryfikując pobieżnie jej podejście do mojej osoby.
Brawura przemówiła moim głosem dopiero wówczas, gdy śpiesznym krokiem wyszliśmy na dzielnicę:
 - Sakura.
Dziewczyna truchtała do przodu, nie reagując. Zaszeleściłem trzymaną kurtką i ponowiłem próbę:
 - Wiem, że jest ci zimno. Weź to ode mnie.
 - Nie chcę – odparła cienkim głosikiem. – Nie potrzebuję tego.
Zabrzmiało to jak: „Niczego od ciebie nie potrzebuję.”
Naruto i Itachi spojrzeli po sobie.
 - Owszem, potrzebujesz – warknąłem.
Dłoń brata pacnęła moje ramię. Sakura była już hen daleko, podążając wprzód zdecydowanym, śmiałym chodem.
 - Jeżeli nie chce, odpuść. Dopiero na wzgórzu zrobi się naprawdę zimno i będzie…
Odtrąciłem rękę Itachi’ego.
Mogłem się spodziewać, że odrzucona kobieta wcale nie będzie kwapiła się do otwartego demonstrowania swojej miłości wobec mnie.
Jednak owa odrzucona kobieta znienacka przystanęła w półkroku. Czyżby silniejszy powiew wiatru ją przekonał? Wyobraziłem sobie jak naburmuszona, z wygiętymi w grymasie ustami zbliża się do mnie, wyrywa kurtkę z dłoni i ze sztuczną pełnią godności ponawia wędrówkę.
Tego jednak nie można było urzeczywistnić, bo tymczasem na środku żwirowej ścieżki pojawił się znany wszystkim kształt. Spośród rozmaitych odcieni szarości i czerni, na tle szeregów domów tlił się śnieżnobiały koci uśmieszek.
Sakura znieruchomiała. Przystanąłem nieopodal, ciekawy jej mimiki.
 - Akashi – bąknęła. Głos jej drżał.
 - Tak łatwo się mnie nie pozbędziecie – Kocur wypiął się butnie i zlustrował nas połyskującymi ślepiami. Był przemoczony, a z jego sierści spływały kropelki wody. Nie miałem ochoty roztrząsnąć skąd się tu wziął. – Miło widzieć was znowu razem. Sasuke, Sakura.
Nasze imiona dziwnie brzmiały w jego ustach. Przecież od zawsze bytowaliśmy jako „Gbur i Sempai.”
 - Podsłuchiwałeś? – uśmiechnęła się.
 - Nie tylko.
 - Śledziłeś ją? – dorzucił Naruto. Akashi potaknął i dwoma susami rozprawił się z dzielącym nas dystansem. 
 - Chcę być przy was, gdy wszystko wyjdzie na jaw. Nie wiem jak udało się wam skontaktować ze szpiegami, ale musieliście mieć więcej informacji niż my, to pewne – zwrócił się do Hokage. – Gdybyście mieli podobny zasób, bez cienia wątpliwości doszlibyśmy do prawdy szybciej niż wy.
 - Niech to szlag ten przeklęty koci słuch! – Naruto zwinął dłoń w piąstkę i machnął nią zamaszyście. – Kwestia kontaktu ze „szpiegami” na razie nie jest istotna. Lepiej się pośpieszmy, jeśli chcemy zdążyć na czas. Rozmowa Ren’a nie będzie trwała wiecznie.
 - A czy po wszystkim dowiemy się jaki ma sens wpychanie tego typka do naszego zadania?
 - Naszego? – Nie mogłem powstrzymać się od prychnięcia. – Ty w nim nie uczestniczysz.
Akashi rzucił mi gniewne spojrzenie.
 - Doprawdy? Podczas waszego pobytu na wyspie nieraz uratowałem wam tyłek. Po powrocie do Konohy pomagałem Sempai i wspierałem są, ale… Ups! – skrzywił się w sztucznym olśnieniu. – Zapomniałem, że ty nic o tym nie wiesz, bo wolałeś się od niej odwrócić!
To było jak zaklęcie. Natychmiast sprawiło, że spojrzenia zgromadzonych osób utkwiły się we mnie. Wyśmienicie. Kontratakowałem wzrokowo każdego za wyjątkiem Sakury. Na nią potrzebowałem czasu.
 - Ekhm, dobrze… - wykrztusił speszony Uzumaki. – Moglibyśmy ponowić wędrówkę i w końcu dotrzeć na wzgórze? Czas nas goni – wskazał na nadgarstek, symulując umieszczony tam zegarek.
 - Dobrze – Sakura nie przestawała obdarzać Akashi’ego uśmiechem. Uprzednio był on zarezerwowany dla mnie, gdy robiłem coś wbrew temu, co oczekiwała po mojej oziębłej naturze. – Naruto… mogłabym… biec?
 - To nie jest najlepszy pomysł. Stracimy energię w połowie drogi.
 - Nie chodzi mi o was wszystkich, tylko o siebie. Chcę jak najprędzej tam dotrzeć. Czy wasz plan uwzględnia moje szybsze dotarcie na miejsce? – spytała z przekąsem.
Uzumaki potarł brodę. Wznowiliśmy chód, ale był on nader spokojny, jak na rozgrywającą się nieopodal dramę.
 - Pozwól jej – oznajmił Itachi. – Sasuke będzie jej towarzyszył. Sam powiedziałeś, że to dotyczy ich obu.
Mięśnie Haruno zwiotczały.
 - Mogę iść sama.
Wszyscy byli skonfundowani, a mój brat najwidoczniej miał ubaw, spoglądając z ukosa na nasze zawirowania. Spojrzał na Sakurę wzrokiem, który w moim mniemaniu zawierał zwięzły komunikat: „Wczoraj wychlipałaś mi, że go kochasz, a dzisiaj nie chcesz z nim wyruszyć?”.
Podziałało. Dziewczyna spuściła wzrok, zakłopotana.
 - Sasuke – Brat skinął na mnie głową.
Wtedy przysiągłem samemu sobie, że  wyjątkowo w tej sytuacji nie będę roztrząsać kto mnie kontroluje – serce, czy też rozsądek. Będę robił to, co uważam za słuszne, a teraz najsłuszniejsze wydawało mi się dotarcie do Ren’a. Z fochami Sakury, lub bez.
 - Chodź – powiedziałem do niej.
W zaułkach szmaragdowej zieleni usiłowałem dostrzec coś, wskazującego na ulgę, determinację, zgodę, albo jednorazowy kompromis. Niestety, Haruno otworzyła się bezpośrednio niczym książka, ukazując mi zawartość wszystkich stron. Wyobraziłem sobie nabazgrolone atramentem słowa: niepewność, strach, powątpienie. Ale wtedy, na jednej ze stron, wyskoczyła nowa fraza. Pomyśl o Ren’ie. Dla Sakury była to największa motywacja, dla mnie, czytelnika, bolesny cios. Jej twarz nabrała chęci walki. Nie uśmiechnęła się, ale odważyła się spojrzeć mi w oczy.
 - Niech będzie – Głos miała zadziwiająco mocny. – Skoro jakimś cudem oboje się w to wpakowaliśmy, naszym priorytetem jest się z tego wykaraskać.
A może to wcale nie imię Ren’a tkwiło na nieszczęsnej stronie?
 - Gotowa na bieg?
Zaczerpnęła powietrza. Jej uśmiech wreszcie skierowany był do mnie. Tylko do mnie.
 - Gotowa.
 - Będziemy tuż za wami – Naruto wyraźnie odetchnął, gdy napięcie dokądś uszło.
 - Pilnujcie się – ostrzegł Itachi. – Pamiętajcie, żeby się nie dotykać.
O tym nie dało się zapomnieć. Przy Sakurze niecielesna bliskość nigdy nie była wystarczająca. Gdybym mógł, ująłbym jej dłoń. Miałem to w zwyczaju po wydarzeniach na wyspie. Zawsze łączyliśmy się w ten sposób, przekazując wzajemnie wsparcie. Odruchowo poruszyłem nawet dłonią, ale myśli gwałtownie mnie ocuciły. Tym razem musimy poradzić sobie w inny sposób.
Synchronicznie wystartowaliśmy przed siebie. Sakura pędziła sprintem, nierozważnie i zbyt szybko. Takim tempem oboje stracimy energię, zanim w ogóle dotrzemy do podnóża wzgórza.
Z drugiej strony rozpalająca mnie w środku ciekawość działała jak adrenalina. Kazała sunąć naprzód, niezależnie od wszystkiego, by wreszcie dotrzeć do wylęgarni odpowiedzi na forsujące nas pytania.
Zerknąłem na towarzyszkę. Nie była w stanie zataić targających nią emocji.
 - Tylko się nie zmęcz – rzuciła znienacka. – Mam nadzieję, że zbudziłeś się już z drzemki.
Uśmiechnąłem się pod nosem.
 - Głupia.
***
Wspinaczkę odbywaliśmy w ciszy. Do mych uszu dobiegły wyłącznie dźwięki oddalającej się burzy i swawolenie wiatru. Każdy krok wsączał we mnie wspomnienia. Każdy krok wiódł nas w obszar, gdzie lata temu spędzałam czas z najlepszym przyjacielem. Jeden po drugim mijaliśmy zaklęte obecnością Ren’a miejscówki. Pomógł mi zdobyć szczyt tego drzewa. Na tym kamieniu szkicował mój portret, kiedy oboje odpoczywaliśmy przed zejściem w dół. O! A te kwiatki uzbierałam w lichy bukiet i wręczyłam w podzięce za rysunek. Ren zawsze potrafił podrasować mnie w swoich portretach tak, że wydawałam się sobie zniewalająco piękna.
Podpatrując Sasuke, zauważyłam, że nawet on wyraźnie doznaje nagłości i powagi zdarzeń. Usta miał przygryzione, a brwi zmarszczone nieomal do styku pośrodku czoła. Ponadto jego śpieszny oddech akompaniował burzowym odgłosom i mieszał się z wiatrem.
Mimo pokonanego dystansu nie odczuwałam skonania. Najwidoczniej psychika miała w tym swój udział i niweczyła go w jakiś sposób. Tylko nogi pulsowały nieznośnym bólem i w końcu, przez gorączkę biegu i koncentracji na celu, potknęłam się na któreś z nierówności i upadłam na kolana, w ostatniej chwili wspierając się dłońmi na przerzedzonej trawie.
 - Sakura! – Sasuke przystanął w półkroku i pognał do mnie. Oboje byliśmy niespełna rozumu wobec tego domyśliłam się, że zupełnie zapomni o panującym zakazie.
Błyskawicznie uskoczyłam w tył, gdy Uchiha wyciągnął rękę, gotów aby mnie podnieść.
 - Pamiętaj – wysapałam.
„No tak”- zdradził wyraz jego twarzy, przyprawiony niezadowoleniem i skonfundowaniem.
Przyjrzałam się mu. Stał nade mną ze spojrzeniem utkwionym w panoramie rozpościerającego się przed nami terenu. Oddałabym wszystko, by móc teraz chwycić jego dłoń. Już zapomniałam jakim ciepłem emanowała. Chciałabym znowu to poczuć. Ale on…
Spojrzał na mnie. Podniosłam się w żółwim tempie, otrzepałam przód i tył, uniosłam wzrok, zapominając o czasie. Gdyby chociaż jego oczy mogłyby nasycić mnie wsparciem godnym dotyku. Wpatrywałam się w nie zażarcie i poniekąd przejednałem nawałnicę emocji. W czerni nie odnalazłam niczego, co mówiło: „Nie chcę cię”. Odnalazłam za to czającą się w dali chęć bycia w pobliżu, chęć… dotknięcia mnie.
 - Wszystko dobrze? Jesteś gdzieś ranna? – zapytał cicho, niemal czule.
 - Nie – odrzekłszy, przeprowadziłam rekonesans swoich dłoni. Coś na ich powierzchni zaczęło mnie piec. Wtedy dostrzegłam kilka zadrapań i sączących się z nich cienkich strumieni krwi. Kolana też miałam solidnie pokiereszowane.
 - Cholera – Sasuke znalazł się przy mnie. Zadbał, żeby przypadkowo nie otrzeć się o moje ramię. – Nie mam ze sobą żadnych bandaży ani sprzętu do opatrunku. Mogłabyś to uleczyć?
 - Nie trzeba. Jesteśmy już blisko szczytu.
 - Boli?
 - Nie – Zmroziło mnie, gdy zrozumiałam, że mój głos zaczął się łamać. – Nie boli – powtórzyłam żywszym tonem.
On naprawdę mnie nie chce?
Mężczyzna, który gapi się na mnie z troską wyrysowaną na twarzy, niepokojem bijącym z mrocznych, hipnotyzujących oczu… Czy mógłby chociaż zachować się przyzwoicie i nie sprawiać, żebym zakochiwała się w nim bardziej i bardziej?
 - Możemy ruszać - powiedziałam.
Sasuke skinął głową.
Wznowiona wędrówka nie przyniosła żadnych zmian, oprócz dobrze wyczuwalnej chakry reszty grupy, depczącej nam po pietach i wolniejszego tempa jakie narzucił Sasuke z myślą o mnie. To jeszcze bardziej mnie zezłościło. Gdzie podział się Sasuke z przeklętego wieczora? Ten, którego chciałam znienawidzić? Ten, który naruszył konstrukcję huczącego w mojej piersi narządu?
Gdy dotarliśmy na szczyt, wszystko wyglądała jak dawniej. Kukła służąca do treningów stała na swoim miejscu - wysłużona i wycieńczona młodzieńczą werwą.  Kępy drzew wciąż wyrastały tylko w dwóch miejscach, a źdźbła trawy przerzedzały się z każdym przebytym metrem.
Niestety, po Ren’ie i szpiegach nie było śladu.
 - Nie zdążyliśmy? – spanikowałam. – A-ale… nawet jeżeli skończyliby rozmowę, spotkalibyśmy ich w drodze na górę.
Albo i nie. Przypomniałem sobie o baśniowej platformie chakry. Ren z jej pomocą mógł dostać się z powrotem do wioski, tak jak kiedyś przyfrunął tam ze mną. Z drugiej strony całość była przecież spreparowana. On czekał na nas. Czekał, żeby wyjawić nam prawdę.
 - Sakura! – Podążyłam wzrokiem za źródłem dźwięku. Sasuke był już oddalony o parę pokaźnych metrów i wskazywał palcem na dalsze rejony wzgórza. – Coś tam jest – mruknął do siebie.
Znalazłam się przy nim i znieruchomiałam. W oddali faktycznie gorzała na tle biel, formująca się w coś na podobieństwo muru. Z tej odległości był maleńki, wielkości mojego kciuka.
 - Co to jest? – zapytałam.
 - Nie wiem – odpowiedział. Cichy szelest uzmysłowił mi, że Sasuke uaktywnił Sharingan’a. W czasie dokonywanych oględzin, wykorzystałam plusy ludzkiego wzroku, by samodzielnie coś wybadać. Szacunkowo mur rozpierał się na niewielką powierzchnię. Może dziesięć do piętnastu metrów. Wydawał się być nieoszlifowany, wszędzie widniały wybrzuszenia i przedziwne kształty, jakby zniósł już tysiące ciosów i był miejscem niejednokrotnego pobojowiska. Nad niewiadomym obiektem zgromadzone były chmurzyska. Obraz, acz przerażający, zachwycił mnie. Wzgórze Hokage u szczytu rozciągało się w pustynny bezkres. Przy linii horyzontu połyskujące raz za razem burzowe blaski wyglądały zjawisko. Biały mur potęgował efekt. Pomyślałam, że Ren byłby równie urzeczony tym widokiem i gdyby pierwszy go odkrył, natychmiast zostałabym tu przywleczona.
 - Tak, to musi być to – stwierdził posępnie Sasuke. – Widzę buzujący strumień chakry. Potężny i  nerwowy.
 - Ren?
 - Tak, ale to nie on jest źródłem tej potęgi.
 - Więc kto?
 - Nie wiem. Po prostu chodźmy to sprawdzić.
Sharingan zniknął. Sasuke spojrzał na mnie w napięciu.
 - Jesteś gotowa?
 - Do biegu, owszem. Na poznanie prawdy… Nie – przycisnęłam dłonie do piersi i skuliłam się. Czułam się jak mrówka wśród tej opisywanej wrzącej potęgi. Co jeżeli nie wszystko pójdzie po naszej myśli?
 - Będę z tobą – wyszeptał Sasuke. Poderwałam głowę, by na niego spojrzeć. Przez wymalowane na twarzy, rozmaite emocje przedzierała się chęć położenia dłoni na moim ramieniu. Jego ręką niebezpiecznie drgała. – Powiedziałaś, że razem w tym siedzimy. Razem poznamy prawdę. Dowiemy się czy wszystko było przypadkiem, czy miało na celu coś więcej. Dowiemy się także dlaczego Naruto i Ren wszystko zatajali, aż do tego momentu.
Jasna cholera! Wilgoć znowu nacierała na moje oczy.
Dlaczego on musi sprawiać, że serce bije mi w obłędzie? Dlaczego nie może przeobrazić się w swoją mroczną wersję, wyznając, że nie dba o moje samopoczucie?
Kochałam go. To chyba miłość przyczyniła się do wypowiedzenia największej głupoty wszechczasów:
 - Sasuke?
 - Co?
 - Czy… gdy będę miała ochotę rozpłakać się jak dziecko… przytulisz mnie?
Nie, nie tylko jego zaskoczyła moja bezpośrednia prośba. Sama nie mogłam się nadziwić tej nagłej brawurze, rodem podkradzionej od dawnej wersji mnie, gdy myślałam, że otwartym pokazywaniem swoich uczuć, zyskam cokolwiek.
Sasuke przyglądał mi się w milczeniu.
Wiatr uderzył w nasze twarzy. Zawzięcie wpatrywałam się w białawy mur na horyzoncie.
W końcu usłyszałam szept:
 - Zrobię to.
Ostrożnie wyjrzałam zza kotary włosów. Sasuke nie patrzył na mnie, lecz wykorzystał moją poprzednią taktykę, gapiąc się w nasz przyszły cel. Spuściwszy głowę, zamrugałam oczami, jednak nie dało to żadnych efektów. Wilgoci ile było, tyle jest i na dobitkę wciąż zagrażała, że potoczy się po moich policzkach w postaci łez.
 - Dziękuję – chlipnęłam.
Musiałby zrobić to teraz, ale zaoszczędziłam mu szoku.
Powoli wysunęłam nogę. Sasuke ruszył za mną, bez słowa. Z czasem mój chód stawał się pewniejszy, przeobrażając w trucht, bieg, a końcowy odcinek trasy pokonałam sprintem, nie przejmując się piekącym bólem w kolanach i na dłoniach. Sasuke dostosowywał się do mojego tempa. Nie musiała na niego zerkać, by wiedzieć, że pochłonęły go myśli. Zastanawiałam się tylko co analizował. Może dotarło do niego, że zachowywał się zbyt przymilnie, przez co natrętna dziewczynka zakochała się w nim jeszcze bardziej.
A może po prostu frapował go czas, w jakim dołączy do nas reszta ekipy. A może… może myślał co przyszykuje jutro na obiad.
Potrząsnęłam głową. Skup się, Sakura!
Atmosfera była nerwowa. Wyobraźnia odtworzyła mi w uszach dźwięki z horrorów puszczane w momentach czajenia się na psychopatę, lub usłyszeniu pierwszych, niepokojących dźwięków. Białawy obiekt nabierał kształtów. Po kilku minutach oboje zrozumieliśmy, że nasz cel nie był wcale murem.
Sasuke gwałtownie przystanął.
Zrobiłam to samo.
Teraz od bieli dzieliły nas metry. Nie, nie od bieli muru. Bieli… człowieka. Całość była długim szeregiem odwróconych do nas tyłem nagich postaci. Przełknęłam ślinę, rozwarłam oczy w przerażeniu i postąpiłam krok w tył.
Najgorsze było to, że tuż za szarańczą mężczyzn wywęszyłam znajomą chakrę. Ren’a! Był tam. Za nimi.
 - Co to jest? – zawołałam dramatycznie do Sasuke. Z jego twarzy wyczytałam, że prawdopodobnie zna odpowiedź.
Na dźwięk mojego głosu tysiące mężczyzn zwróciło tysiące ciał w naszym kierunku. Wiatr wezbrał na sile, sparaliżował mnie i zawiewał włosy na twarz, przez co poznałam tożsamość intruzów jako ostatnia.
Wkrótce uderzył we mnie widok ich twarzy. Zaokrąglone, żółtawe oczy, krótkie zielone włosy i chytry uśmieszek dobiegający niemal do uszu. Przewertowałam obliczę każdego z mężczyzn i zrozumiałam, że są to kopie jednej osoby. Krew ścięła mi się w żyłach, serce znienacka znalazło się w gardle, tworząc gulę. Dawno nie gnieździło się we mnie takie stadium lęku. Usta dosłownie mi drżały, ciało dygotało. Obmacywałam kieszenie w poszukiwaniu broni, ale w pasie nie miałam przewieszonej nawet kabury. Naruto nie napomknął o walce.
A więc wcale nie miałam urojeń.
 - Zetsu – Sasuke miał szeroko otwarte oczy. Znał wspólnika Madary lepiej ode mnie.
Chciałam wykrzyczeć: „Widziałam cię w Konoha!”, ale straciłam głos. Chciałam zająć pozycję obronną, przygotować się do odparcia ataku i polegać wyłącznie na umiejętnościach wyuczonych od mojej mentorki, ale bez kunai i shuriken’ów czułam się naga.
 - A więc przybyliście – Tysiące kopi Zetsu przemówiło w jednej chwili. Efekt był piorunujący. Nachodzące na siebie głosy przeszyły moje uszy, przypominając odgłos zaprogramowanego cyborga. – Słynny duet. Znowu razem.
 - Znowu? – wymsknęło mi się.
Czyżby obserwował nasze poczynienia na wyspie?
 - Sakura, trzymaj się blisko mnie! – Sasuke przywołał mnie do siebie. Sakura-indywidualistka ukryła się gdzieś w głębi. Niczym wystraszona owieczka pognałam ku Sasuke, starając się zachować pozory twardej.
 - Nie mam broni – syknęłam do niego.
 - Ja też nie – odwarknął.
 - To pułapka?
 - Nie wiem, ale wyczuwam chakrę Ren’a. Musi być gdzieś pomiędzy nimi.
Cichy szelest. Sharingan wznowił swoje działanie. Oczarowana lustrowałam skupienie na twarzy Sasuke i przejrzystość połyskujących czerwienią oczu, z kilkoma czarnymi punkcikami.
 - Jest! – oznajmił, ciut za głośno.
Albo Zetsu słyszał każdy kawałek naszej szeptanej dyskusji, albo domyślił się w czym rzecz po ostatnich słowach Sasuke. W każdym razie jego zadziorny uśmiech pogłębił się i teraz już bezsprzecznie dosięgnął uszu.
 - Nie ma czym się zamartwiać. Królewicz jest tutaj z nami. Bezpieczny i… zaspokojony informacjami.
I wówczas zrozumiałam.
To Zetsu skazał nas na sto metrów. To Zetsu przyglądał się naszym męczarnią i nadaremnym próbom wyciągnięcia czegokolwiek od władz Michigatty. To Zetsu stworzył więź między mną, a Sasuke.
Ale dlaczego?
 Argument czystej rozrywki do mnie nie przemawiał.
To przynajmniej wyjaśniało dlaczego złożył wizytę w Konoha, obierając za cel Naruto. To tłumaczyło także, jak się zmówili. Najwyraźniej gdy ja fiksowałam na punkcie bezpieczeństwa Uzumaki’ego, ten ustalał z Zetsu szczegóły spotkania.
Zawrzała we mnie złość. Zostałam oszukana w perfidny sposób.
 - Hej! – Tysiące twarzy zajrzało przez ramię za siebie. – Pokaż się łaskawie. Czekają na ciebie.
Poczułam na sobie spojrzenie Sasuke. Odwzajemnił go, dostrzegając na jego twarzy dotąd rzadko widocznie uczucia. Niepewność i żal.
 - Gdybym mógł, ująłbym twoją dłoń – wyznał cicho.
 - Gdybym mogła, wtuliłabym się do twojego ramienia.
 - To bardzo podbudowująca świadomość – uraczył mnie jednym z tych olśniewających i najpiękniejszych uśmiechów.
Łza spłynęła mi po policzku.
 - Cokolwiek się zdarzy, bądź przy mnie – poprosiłam, nie zdradzając otwarcie czy odnoszę się do tej chwili, czy do całej wieczności. W skrytości miałam nadzieję, że weźmie pod uwagę także drugi wariant.
 - Będę.
W tym samym czasie rozległy się kroki. Podłoże było kamienne, powietrze czyste z poburzową świeżością, zaś teren pozbawiony roślinności. Te aspekty błyskawicznie podbijały w górę mój poziom strachu, sprawiały, że każdy, najcichszy zbliżający się dźwięk  j e g o  kroków działał na mnie jak smagnięcia batem.
I w końcu Ren wyłonił się spomiędzy mężczyzn, którzy ustąpili mu miejsca gdzieś pośrodku muru.
Czekolada padła na zieleń.
Mieszanka była śmiertelna. 


Od autorki: Rozdział nie jest niczym wyjątkowym, a pastwiłam się nad nim bite dwa tygodnie. No, ale wiece… W przyszłym nastąpi Armagedon. Spodziewajcie się tego! Przyszyły rozdział będzie najważniejszy spośród wszystkich dotychczas napisanych. Przygotowuję się na niego mentalnie od dawien dawna. Właściwie od początku Ai no Ibuki, bo akurat ten moment tkwi w mojej główce od kolebki opowiadania i uległ jedynie kilku, drobnym poprawkom. Z uwagi na wolne od szkoły pojawi się prędzej. Na pewno nie będziecie musieli czekać na niego aż dwa tygodnie. Gomene. Zdaję sobie sprawę jakie to okropnie, gdy po takim czasie oczekiwania przybywam z „czymś takim”, ale znacie mnie dobrze i wiece, że u mnie akcja na rozwinięcie potrzebuje sporo czasu.
Pozdrawiam!


*autorstwa Seweryna Krajewskiego


17 komentarzy:

  1. Jezusie kochany... ;o Czytam i czytam, i pragnę więcej, i więcej. Coś cudownego, nie mogłam się oderwać. Nawet zaschło mi w gardle, ale byłam zbyt pochłonięta i zbyt ciekawa rozgrywających się wydarzeń, że nawet nie poszłam się napić xD Tak się zastanawiam... w sumie kogo obchodzą moje durne wywody? Dobra, mniejsza z tym. Matko, to napięcie jest czasami przygnębiające. Atmosfera którą tworzysz jest niesamowita, można by rzec, że to jak kreujesz postacie, wydarzenia to jak dar od Boga i to dosłownie. Bardzo tego zazdroszczę.
    A teraz rozdział.. no cóż, na serduszku aż się robi miło kiedy się czyta takie rzeczy... Śpiący Sasuke i Satoshi, to takie urocze, że aż uśmiech sam pojawia się na twarzy. Współczuję Sakurze, tyle emocji naraz, tyle niewiedzy. Osobiście sama nie wytrzymałabym psychicznie.
    No i Zetsu! Wiedziałam, że coś mi tu śmierdzi xD Bo przecież taki typ po prostu nie przychodzi sobie na spacerek do Konohy, żeby pogadać sobie z Hokage przy herbatce i herbatniczkach o różnych błahostkach życia codziennego.
    Szczerze mówiąc łaknę informacji - może dlatego, że jestem ciekawska. Nie mogę po prostu się doczekać wyjaśnień, o co chodzi z Renem, z Kyori...
    Ale muszę się uzbroić w cierpliwość i czekać na następny rozdział.

    Pozdrawiam serdecznie! ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie! Mnie interesują twoje wywody!
      I wcale nie są "durne"!
      Skoro nie mogłaś się oderwać, jestem z siebie dumna, tylko żebyś sobie wzroku nie zepsuła xD. Osobiście czytałam rozdział przez pół godziny, a przy końcówce moje biedne oczęta nie wytrzymały. Ale mniejsza z tym... Mogłaś się iść napić tej wody xD.
      Dziękuję za tyleee pięknych słów!
      A teraz biorę się za tworzenie dla ciebie szablonu :3
      Również pozdrawiam.

      Usuń
  2. Rozdział jest cudny. Nie mogę doczekać się następnego ! Wyłapałam kilka literówek, ale po co je wytykać ? Co do rozdziału, brak mi słów. Trochę inaczej sobie wszystko wyobrażałam. Zetsu ? Jego podejrzewałam najmniej, szczerze to wcale. Tak się zastanawiam, po co Zetsu złączył tą dwójkę Kyori. To takie trudne rozszyfrować twoje myśli. Mam nadzieję, że w kolejnym rozdziale poznamy odpowiedzi na dręczące nas pytania, chodź najbardziej zależy mi na dwóch : Dlaczego Sakura nie pamięta tych kilku miesięcy i dlaczego akurat Sakura i Sasuke. Również zastanawiam się jak potoczą się ich losy, wyznają sobie miłość, dotkną się, ale jak pozbędą się Kyori. Och, to takie skomplikowane. Przy okazji wspaniały szablon. Nagłówek jest tak piękny, że ustawiłam go sobie na tapetę na telefonie. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. No to nareszcie dowiedzieliśmy się kto użył na Sakurze i Sasuke Kyori. Teraz tylko zastanawiam się dlaczego to zrobił. Jaki miał z tego pożytek? Jestem strasznie ciekawa co Zetsu powiedział Renowi.
    Urzekłaś mnie tą scenką ze śpiącym Sasuke z Satoshim. Aż sama chciałabym zobaczyć to na własne oczy :)
    Hm...właściwie nie co mogę jeszcze napisać :P
    Więc skończę na tym mój króciutki komentarz, aby nie napisać tu jakiś głupot
    Z niecierpliwością czekam na nowy rozdział.
    Pozdrawiam,Miliko :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Co ja się tu będę rozpisywać... rozdział genialny, momentami aż musiałam przystanąć w czytaniu... a jak już mówisz o Armagedonie, to już się mentalnie przygotowywuję :) co do podkładu... Dziewczyno dostałam weny !!! normalnie widzę sceny nowego opowiadania jak dawno nie widziałam...
    Ale wracając do Ai :D... tak trochę to potrwa, będę tak przedłużać, wiesz lubię męczyć ludzi... no ja na prawdę, ale to na prawdę z rzadka komentuję blogi, czytam, czytam i mogłabym pisać tyle tych komentarzy ale wiem ze żaden nie ujął by tego co wnosi we mnie każdy twój rozdział na tym blogu, jestem leniem, jak nikt... ale śledząc postępy na twym blogu, ogarnia mnie taka motywacja jak nigdy, aby w końcu doprowadzić coś do końca, a nie przystanąć i stwierdzić to nie ma sensu, inspirujesz mnie sama sobą dziewczyno, gdybym cię znała pewnie bym się ze szczęścia poryczała :) mam nadzieję że znajdę czas na systematyczne czytanie, bo jak na razie słowo matura wszystko tłumaczy...
    ps. ty mi tam Rena kochana nie uśmiercaj bo cię zbiję linijką, jak ja znajdę rzecz jasna....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja? Inspiracją? Wohoo, dziękuję ci bardzo. To miłe, że moja skromna osoba zmotywowała cię do pisania :3. Nigdy, nigdy, nigdy nie wolno przystawać, ani się zatrzymywać. Nawet jeżeli masz dwóch czytelników - pisz dla nich, a z czasem twoje umiejętności będą się rozwijały, a blog zacznie kusić większą rzeszę ludzi ^^ Najgorsze zawsze są początki. Trzeba przez nie przebrnąć i tyle. Dalej wystarczy tylko zatracić się we własnej historii i rozwijać ją tak, aby zawsze zaskakiwać czytającego. Wzruszać się przy pięknych, podbudowujących komentarzach, które same w sobie będą motywacją i sprawią, że zawsze znajdziesz czas i przyjemność w pisaniu, ot co!
      Dziękuję ci za komentarz, zwłaszcza jeśli piszesz je rzadko.
      Za to, że w ogóle to czytasz i jesteś jedną z osób dzięki którym nie zatrzymałam się do tej pory :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  5. witaj.
    czytając rozdział uświadomiłam sobie, że zbliża się wielki punkt kulminacyjny. jeden z tych, które nieubłaganie przysuwają nas do końca historii.. i załamałam się psychicznie, ponieważ zrozumiałam, że jestem bardzo przywiązana do tej baśniowej scenerii sasusaku.
    już wiem, że będzie mi brakowało Akashi'ego, Satoshi'ego, Itachi'ego, Sakury i Sasuke.
    rozdział cudowny. przpełniony głębokimi uczuciami, a zarazem stonowany, by przygotować czytelnika jak to powiedziałaś na "armagedon". już nie mogę się doczekać xD
    pozdrawiam i całuję xD

    OdpowiedzUsuń
  6. Znasz to uczucie gdy oglądasz jakiś uczuciowy film lub czytasz bardzo dobrą książkę i nie potrafisz się oderwać, a serce zaczyna bić jak oszalałe? Właśnie to czuję jak czytam, każde twoje opowiadanie, każdy rozdział, każde zdanie, a nawet pojedyncze słowo i nie potrafię pozbyć się tego uczucia jeszcze przez długi, długi czas po skończeniu czytania. Masz w sobie ten wspaniały dar, którego mógłby Ci pozazdrościć nie jeden autor światowych bestsellerów.
    Mam taką cichą nadzieję, że któregoś dnia wejdę do księgarni i na półce z tymi bestsellerami zobaczę książkę z twoim imieniem i nazwiskiem. Jeżeli tak się stanie to kupię od razu chyba dwie, kit z tym, że będą takie same. :D

    Odkąd zaczęłam czytać to opowiadanie (a zaczęłam dość późno) mam nieodparte wrażenie, że Sasuke, jakim cudem, okaże się ojcem Stoschiego. I po tym jak przeczytałam scenkę ze śpiącymi brunetami, jestem tego niemalże w 100% pewna.
    Buziaki ; ****

    OdpowiedzUsuń
  7. Boski rozdział... Nie mogę uwierzyć, że zbliżamy się do końca ;((

    OdpowiedzUsuń
  8. Przyznam się szczerze, że na początku (czyt. kiedy weszłam na bloga) nie miałam zamiaru komentować tego rozdziału. Dlaczego? Cóż, jestem po prostu marudziata i lubię, jak ktoś docenia moje starania (np. takie komentarze, które nie mieszczą się w jednym komentarzu xd). No i chciałam Ci dać małą nauczkę, raz nie zostawiając po sobie nawet głupiej kropki, świadczącej o tym, że przeczytałam dzieło. Ale nie mogłam >.< W Twoich opowiadaniach jest coś takiego, coś magicznego (bo nie potrafię wytłumaczyć tego inaczej niż magią, może jeszcze nadprzyrodzonym darem...), co nie pozwala mi nie skomentować. Aż mnie rwie, rzuca mną do tej klawiatury, żeby skomentować! (nie śmiej się, to nie jest śmieszne, to jest straszne...) Ech, marny los człowieka poniżonego i porażonego czyimś talentem...

    Wiesz co? Myślę, że mimo wszystko było warto czekać na ten rozdział 2 tygodnie. Mówisz, że nie było akcji, ale ja się z tym nie mogę zgodzić. Domyślam się, że w porównaniu z zapowiadanym Armagedonem ten rozdział jest pestką, nic nie wartym okruszkiem, ale nie bądź dla siebie taka surowa! xd Samo czytanie o napięciu między Sasuke i Sakurą było wystarczającą akcją! (przynajmniej dla mnie, wtapiałam się w tekst jak nóż w masło) Te niedomówienia, początkowa oziębłość (marna) Sakury i niepewność Sasuke, co powinien zrobić - naprawdę się wciągnęłam. Do tego urzekły mnie słowa Naruto: Uwierz jego sercu, nie słowom. <3 No właśnie, Sakura, serce nie słowa, czyny nie cuda, łydy nie uda (wybacz, stres przedmaturalny...)! Z resztą wydawać się mogło, że Haruno zrozumiała i zaczęła wierzyć w słowa Uzumakiego. Zauważyła, że Uchiha się o nią troszczy i poprosiła, by ją przytulił, gdy rozpłacze się niczym Satoshi. A on się zgodził <3 Jeju, te ich niepewne sceny wywoływały u mnie ogromny uśmiech, a oczy mi się skrzyły z ekscytacji^^ To samo przy pięknym obrazku ojciec&syn.. tfu, Sasuke&Satoshi, pogrążonych w wymęczonym śnie. Tego momentu normalnie wyczekiwałam :)

    Ren... Zetsu zwrócił się do niego per Książę i tak sie zastanawiam... Czy aby ten podły arogant nie maczał w tym wszystkim zbyt wiele palców? Bo coś mam takie złe przeczucie, że znowu w moim sercu zagości nienawiść do tej postaci. Pisz szybko ten armagedon, bo nie wytrzymiem xd 5 maja - wyrwę się tego dnia z góry książek i zadań z matematyki, by przeczytać ten rozdział, choćby nie wiem co! Więc nie zawiedź mnie i opublikuj go na czas ^^

    Błędy były, ale nie wypisałam ich sobie, bo w końcu z założenia nie miałam komentować... jestem pewna, że przeżyjesz bez tego xd

    Pozdrawiam i WENY! :)
    (ha! w jednym się zmieściłam!)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie! ;___: Ja nie wyobrażam sobie rozdziału, pod którym nie widnieje twój komentarz! Mogę być tylko wdzięczna tej "magii", która jednak cię skusiła. Ja kocham, kocham twoje komentarze, nawet jeżeli wyrażają samą krytykę. Przyznam się, że kilka z nich mam wydrukowane i powieszone na tablicy korkowej w kolekcji najpiękniejszych, motywujących komentarzy, do której zaglądam, gdy tylko w siebie zwątpię, lub gdy zabraknie mi weny.
      Nie masz mi tego za złe, prawda? XD

      W ogóle to mam ci tyle do powiedzenia... Głównie usłyszałabyś ode mnie słowo: "Dziękuję", powtarzane po stokroć, ale no... bądźmy szczerzy... Mało kto decyduje się komentować rozdziały, a ja doceniam każdy widniejący pod notką wpis, nawet składający się z jednego zdania. I tobie też dziękuję, zwłaszcza za taką objętość komentarzy, które czytam jak zaklęta *.*

      No dobra, przymknę się już. Resztę słów wdzięczności poznasz już niedługo >:D
      Pozdrawiam i powodzenia!

      Usuń
  9. Ja wiem budowanie napięcia itd. ale zabije za skończenie w takim momencie -.- Mam nadzieję, że rozdział ukaże się jak najszybciej. Tak co do samego rozdział po prostu mistrzostwo, całe napięcie, uczucia postaci, wszystko jak żywe, kocham twoje opowiadania
    pozdrawiam i życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  10. Ohayo
    No czułam, że będziesz trzymać nas w napięciu przez cały rozdział, po prostu czułam! Za miło by było ot co! Tak się wciągnęłam, że jadąc pociągiem prawie przejechałam swój przystanek. Wiesz, co by się wtedy stało? Wylądowałabym w Częstochowie! Do tego tak się zdenerwowałam moją niewiedzą. Jak ja nienawidzę czegoś nie wiedzieć! A tu jest pełno rzeczy o których nie mam pojęcia -.-"
    Najpierw szpiedzy Madary, a teraz Zetsu gra pierwsze skrzypce. Ile bym nie myślała nad racjonalnym wytłumaczeniem tego wszystkiego, to nic nie przychodzi mi do głowy, bo przecież nie robią tego "w imię pięknej miłości SS", prawda? Tak myślałam, a szkoda. Nie podoba mi się zmiana Naruto. To do niego niepodobne, aby spiskował z kimkolwiek, tym bardziej z Kanoe. Zawiodłam się na nim trochę. Mam nadzieję, że powód całego tego zamieszania usatysfakcjonuje mnie w takim stopniu, że mu wybaczę,bo inaczej ciężki będzie jego żywot xd
    Scena Sasuke z Satoshim <3 no po prostu rozpłynęłam się.
    Napisałaś, że zabrakło tu akcji. Mam czelność się z tobą nie zgodzić. Nie musi nic wybuchać, ani nikt umierać, żeby ta wspomniana akcja była, ne? Emocje i przeżycia Sakury i Sasuke opisane przez ciebie dodają do opowiadania właśnie "to coś", co nie tylko uplastycznia obraz w mej główce, ale jeszcze potęguje uczucia. Nie wiem, jak ty, ale gdy ja czytam dobre opowiadanie, to wędruję z bohaterami i robię wszystko to, co oni, ewentualnie jestem pobocznym obserwatorem, który zawsze im towarzyszy. I powiem ci szczerze, że nie nudziłabym się dzisiaj na ich miejscu. Więcej wiary w siebie,yhym!
    Akemiii, bo ja nie chcę armagedonu. Wszystko ma się skończyć słowami: i żyli długo i szczęśliwie. Bo inaczej ci tego nie wybaczę!
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Bardzo podobał mi się ten rozdział;) Zżera mnie ciekawość jaki będzie następny, ponieważ ma się tyle zagadek wyjaśnić i nie spodziewałam się takiego obrotu akcji. Sasuke i Satoshi piękny moment;) Już nie mogę doczekać się kolejnych wydarzeń;)

    Pozdrawiam i życzę weny;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Witam, Twój blog został nominowany do recenzji! Więcej informacji na naszym Katalogu. Życzę powodzenia!

    www.katalog-naruto.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  13. Widok Sasuke, śpiącego z Satoshim. *.* Nie no, coś cuudowneego. <3

    Dobrze, że Sakura jakoś dogadała się z Naruto. Nie lubię ich kłótni, nie są fajne. :c

    Prawdopodobnie dowiedzą się wielu rzeczy. Szczerze powiedziawszy trochę boję się tego, co ma się teraz wydarzyć.

    Cieszę się, że Sakura i Sasek zaczęli ze sobą rozmawiać no i pocieszać. Zwykłe słowa "Będę z tobą", a tak wzruszają. Mały włos, a ja bym się popłakała. ;___;

    Zetsu, Zetsu..nigdy nie lubiłam tego czegoś i raczej nie polubię.

    Ciekawe co z Renem...;>

    OdpowiedzUsuń
  14. Ponownie mnie zaskakujesz. Lubisz zmieniać bieg akcji, dramatopisarzem to Ty nie zostaniesz xd
    Przez te dwa rozdziały straciłam zaufanie do Naruto, a je trudno odbudować. Mam nadzieję, że Uzumaki, jak i Hinata, postarają się o wybaczenie w dobry, gustowny sposób.
    Btw - nie mogę wyobrazić sobie walki Itachiego i Naruto... To niemal nierealne xd

    No tak - wizja Sasuke z Satoshim jest cholernie słodka, a takie zdjęcie, to chętnie bym od Itachiego wzięła ^_^
    Tajemnice, tajemnice, tajemnice...

    Hm? Kontakty na linii Sakura-Sasuke chyba uległy polepszeniu. Ale to dobrze, bardzo dobrze :)
    Wiesz, że lubię, gdy piszesz z perspektywy Sasuke?

    - Gdybym mógł, ująłbym twoją dłoń – wyznał cicho.
    - Gdybym mogła, wtuliłabym się do twojego ramienia.
    - To bardzo podbudowująca świadomość
    Dobra, tego już za wiele! Masz mi sprawić takiego Sasuke, bo inaczej umrę ze zgryzoty! Ludzie, chcę faceta!

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń