czwartek, 27 czerwca 2013

XXXVII. Satoshi

„Nie płacz, że coś się skończyło, tyl­ko uśmie­chaj
się, że ci się to przytrafiło.”
Gabriel García Márquez
Ból tłumiłam względną fascynacją, którą nastręczała mnie szybko przemieszczająca się czasoprzestrzeń. W jednej chwili zachwycałam się imieniem mojego syna, zaś w drugiej, wspólnie z klonem Sasuke topiłam się w spływającej na nas lawinie ludzi na obszarach jakiegoś przeludnionego miasteczka. Szpiedzy zaczynali wszczynać swe plany w życie. Przyuważyłam w dłoni alter Sakury plik kartek i byłam już pewna, że są to falsyfikaty, o których prawili niespełna trzy minuty temu – dla nas. Z ich perspektywy minęło parę dni.
Maszerowałam przodem. Podążałam za szpiegami, robiąc wszystko co w mojej mocy, by się nie zachwiać i okiełznać nieposłuszne nogi. Czasami, gdy coś wbije się w ciebie z impetem – jakaś świadomość, lub niepodważalna prawda – masz największą ochotę znieruchomieć, zachować dla siebie taką króciusieńką chwilę, gdzie czas się zatrzyma, a ty będziesz mógł uporać się z prawdą i stoczyć wewnętrzną bitwę.
Tak, właśnie tego pragnęłam! Chwili na odsapnięcie, zgłębienie wszystkich „za” i „przeciw”. Tymczasem przyszło mi natrętnie śledzić osoby, które wyglądają jak my, a może w rzeczywistości wcale nimi nie są.
Nie zwróciłam się ku Sasuke ani razu. To byłoby samobójstwo. Przysporzyłabym sobie wyłącznie bonusowych wątpliwości i cichych podszeptów z serca odnośnie prawdopodobieństwa naszych ról z przeszłości.
Sasuke milczał. Potraktowałam to jako tą „króciusieńką chwilę zatrzymania czasu” i zdecydowałam się skupić większą uwagę na domniemanych szpiegach Madary. Póki co, gdyby nie ich ówczesny tytuł, nadany przez Naruto, nic nie podkusiłoby mnie, aby nazwać ich sprzymierzeńcami tego zamaskowanego typa. Jedynym ich celem było zlikwidowanie ograniczenia, które stworzyło Kyori.  
Gdy dwójka wreszcie wydostała się z ulicznej ławicy ludzi, klon Sasuke zażądał postoju na żwirowej ścieżce, która wiodła w głąb lasu. Mimo szoku jęknęłam – zdążyłam znienawidzić już przygody Ninja, które w większości składały się z tułaczek przez niekończącą się zieleń.
Alter Sasuke stanął w niewielkim rozkroku i zrzuciwszy z ramienia plecak, zanurzył dłoń w jego wnętrzu oraz zademonstrował światu złożony w idealne kosteczki skrawek papieru.
Sakura, jak na komendę, zjawiła się przy nim i wsparła przy rozkładaniu zdobyczy.
- Mapa – wysunął cichuteńko mój Sasuke. Naprawdę sądziłam, że po takich doświadczeniach i wiążącej się z nimi wieczności milczenia, naszymi pierwszymi słowami będzie coś bardziej wyszukanego.
Oni analizowali mapę – łącznie z przyczajającym się za ich plecami Sasuke – a ja spożytkowałam czas, ażeby lepiej się im przyjrzeć. Faktycznie, przywołując w myślach głos pani Tomoko ta dwójka nic a nic nie różniła się od opisów staruszki. Moja bliźniaczka zdążyła skorzystać już z wcześniej omawianego prezentu i ukryła różowe pasma pod nakryciem miodowej sztuczności kształtującej się w loki. Akurat wybór peruki się powiódł. Gdyby nie moja obszerna wiedza, nie  pomyślałabym, że to nie natura przychyliła się do obdarowania tej istotki blondem. Bliźniak Sasuke w niczym się nie zmienił. Obaj chowali się pod płachtami długich, brunatnych płaszczy. Do tej pory nawet ich twarze ukrywał cień wytwarzany przez kaptury, ale  teraz, na czas ustalania trasy, pozbyli się zbędnego materiału z głowy.  
- Kierują się do Kiri – Oględziny zastopował głos Sasuke. Musiałam spojrzeć na skupisko, żeby upewnić się, która wersja przemówiła. – Chyba nietrudno domyślić się co będzie ich następnym celem.
Ja nie wiedziałam.
Uchiha odczytał to z moich oczu i z westchnięciem przeniknął przez dyskutujący duet. Ilekroć musiałam obserwować działanie duchowych zdolności, zawsze czułam, że zaciskam usta w cienką linię.
- Idziemy do Hotaru Tomoko, pamiętasz? To tam szpiedzy usiłowali zgromadzić informacje o Tenshi’m. Musisz się skupić, Sakura – podjął, a do mnie dotarło, że jego głos i postawa są zimne jak lód. – Możemy roztrząsać czy to prawda, czy nie, ale wiarygodne źródło uzyskamy dopiero po wyjściu z tego fiaska. Tam czekają na nas wszyscy. Zetsu, Naruto, Itachi, Akashi… Ren – Imię tego ostatniego dorzucił niczym zbędny produkt na niekończącej się liście zakupów. – Oni wszystko nam wyjaśnią. Mało tego, wierzę, że w trakcie trwania tej podróży wydarzy się coś, czego nie będziemy mogli podważyć. Na razie wszystko można odrzucić, biorąc pod uwagę mój brak luk w pamięci. Ja… nawet nie odczuwam, że czegoś  zapomniałem.
- Masz rację. Jak zwykle zresztą – Ach, mój głos brzmiał jak mantra umierającego. W którymś momencie policzki oblały się niesamowitym ciepłem, a w oczach zrobiło się… tak jakby mokro.
- Sakura? – Sasuke ostrożnie postąpił krok do przodu, ale wzdrygnął się i zastopował.
- Dlaczego ja nie mogę być taka silna jak ty? – szlochałam. – Dlaczego wystarczy mi wieść, że od miesięcy poszukujemy… właściwie samych siebie… a ja już… nie potrafię pozbierać się w sobie i zmusić do dalszych działań. Chyba po prostu nie lubię udawać, że wszystko jest w porządku, kiedy w rzeczywistości zagubiliśmy się gdzieś pośród tego chaosu.
Och nie, nawet moje włosy nie sprawdziły się jako tarcza. Podążając za impulsem przycupnęłam na ziemi i ukryłam twarz w kolanach, obejmując je i cicho pochlipując.
- Chcę do domu – Prośba godna niejednego, pięcioletniego dzieciaka. Mimo to nie wycofałam tych słów, tylko z uporem oczekiwałam absurdalnej odpowiedzi Sasuke zaczerpniętej od zatroskanej matki.
Oczywiście słonko. Chodź… Wrócimy razem.
Ale moja prawdziwa mama zbeształaby mnie za wykazywanie symptomów beksy. Nie miałam wątpliwości, że zamiast moich wyimaginowanych wyobrażeń, stanęłaby nade mną i kazała wyrwać się z tego ferworu.
Masz do wykonania zadanie, młoda damo! Łzy w niczym ci tutaj nie pomogą. Owszem, możesz płakać… Możesz płakać bez końca. Najpierw jednak zastanów się czy warto!
Nie warto.
Gdyby tu byli, tato włączyłby się do awantury na niespełna dwie minuty i jako tako postawiłby się za córką. Jednakże, wystarczyło słowo ze strony Mebuki, a ten już niknął w łazience, lub kuchni. W tym wypadku wybór padłby na gęsty las.
- Yoshi! – Coś trzasnęło. Nieśmiało wyjrzałam zza ciemności własnej roboty, a przed moimi oczyma stanął profil bliźniaczki, która z zapałem grzmoci pięścią w swą drugą, rozłożoną dłoń. – Sasuke, możemy ruszać! Ten cały Tenshi Tomoko popamięta, że zawarł układ z Madarą!
- Czym się tak ekscytujesz? To nie misja o danej klasie. Tu możesz stracić swoje życie.
- Tobie chyba naprawdę zależy na tym, żebym utraciła cały swój zapał…
- Nie – Sobowtór Sasuke odetchnął i zbliżył się do partnerki. Dotąd oglądałam świat jednym okiem, ale gdy dłonie duetu złączyły się w jedno, wylazłam ze swojej kotary z oczami jak spodki.
Moja alter wersja także miała problem i dłuższą chwilę przyszło jej zmagać się ze zdziwieniem. Rozbawiło mnie to jak usilne starała zachowywać się naturalnie – jakby ten gest nie był niczym wyjątkowym, a przecież po swoich doświadczeniach sama doskonale zdawałam sobie sprawę, że jest pomocną dłonią nad przepaścią.  
To było piorunujące. Spoglądać na obserwującego mnie Sasuke i dwie inne osoby, które wyglądały jak my. Przeważała tylko jedna, znacząca różnica. Sakura z przeszłości mogła bez zastrzeżeń dotykać Sasuke… Oczywiście nie robiła tego nagminne – nie byli jeszcze na tyle blisko, a ona nie wiedziała jak bardzo należy to doceniać.
- Proszę cię tylko o koncentrację. Będę przy tobie, ale na naszej drodze mogą stanąć rozmaici wrogowie. Po prostu pomyśl dwa razy zanim się na coś zdecydujesz. Jesteś gotowa?
- Jestem gotowa – odrzekła, uśmiechając się z purpurowymi policzkami. – Mogłeś prosto z mostu powiedzieć mi, żebym nie zachowywała się lekkomyślnie. Mam ci być wdzięczna, że ubrałeś to w delikatniejsze słowa?
Klon Uchihy potaknął i wolną dłonią narzucił na ramię bagaż. Kątem oka przypatrywał się partnerce, a moje serce zaczęło tłuc, dostrzegając cień uśmiechu na jego anielskiej twarzy.
- Nie chcę, żebyś wpakowała nas w kłopoty, to tyle – powiedział. – Będę musiał jakoś uciszyć twój talent do sprowadzania nieszczęść.
Sakura w odpowiedzi zademonstrowała mu język.
Otarłam łzy, powracając do grona osób trzeźwo myślących.  Aż wstyd mi było klęczeć tu i zanosić się płaczem, podczas gdy „ja” z przeszłości reprezentowała słowa „determinacja” i „upór”. Pociągnęłam nosem i poprzysięgłam sobie, że po raz ostatni pozwalam emocjom mną zawładnąć.
Nagle pod nos znikąd podsunął mi się hebanowy materiał. Zerknęłam ku górze i napotkałam dwie, czarne studnie. Sasuke z ciepłym wyrazem twarzy wystawił przed siebie dłoń, w której tkwiła obywatelska opaska Konohy.
- Co ty…
- Ty też potrzebujesz wsparcia, prawda? – Choć słowa były serdeczne i piękne, jego usta nie drgnęły. Tylko policzki nabrały znienacka podejrzanego koloru.
Nie wiedziałam czego ode mnie oczekuje, więc gapiłam się bezmyślne to na niego, to na opaskę.
- Chwyć – W końcu dał mi wyraźne polecenia. Lekko otępiała sięgnęłam po materiał i ścisnęłam go w dłoni. Sasuke zrobił to samo z drugim końcem, a jedynym elementem, który odseparowywał nasze dłonie była metalowa nakładka z wygrawerowanym symbolem Liścia. – Nie mogę cię dotknąć, więc musimy się tym zadowolić.
Kiedy mężczyzna z mych snów pociągnął mnie w górę - przy użyciu opaski, rzecz jasna – odjęło mi mowę. Bowiem pojęłam jego początkowe zamiary i ze wzruszenia pozwoliłam spłynąć po policzku ostatniej łzie.
- Dziękuję – szepnęłam.
Sasuke uciekł wzrokiem i nie odpowiedział. Spróbowałam się pochylić, by dobyć się lepszego wglądu na jego twarz, ale on robił wszystko co w swojej mocy, żeby się przede mną ukryć.
Poddałam się i łypnęłam na splecione dłonie naszych bliźniaków.
Hmm, co prawda nie mogłam czuć ciepła skóry Sasuke, ani przebiegać po niej opuszkami palców, byłam jednak wdzięczna za ten zarazem prosty i niesamowity gest. Uderzająca we mnie motywacja i potęga wsparcia była porównywalna do tej, która rozkwitła u alter Sakury.
Piętnaście minut później mieliśmy za sobą już trzy przeskoki w czasie. Podróż nie zaskoczyła nas niczym sensacyjnym. Szpiedzy nieprzerwanie mknęli przed siebie z połączonymi rękoma, ułożenie drzew i liści zdawało się kompletnie nie zmieniać i w którymś momencie zwątpiłam w wiarygodność mapy, zastanawiając się nad możliwością zagubienia. Nikt jednak nie podjął wątku, a mimika mojej bliźniaczki stłamsiła podejrzenia – formowała się w stoicki spokój.  
Jedyną modyfikacją w widzianym obrazie było pogorszenie się warunków pogodowych. Na niebie przyczajały się złowróżbne chmurzyska, zbite tuż nad naszymi głowami. Zdążyłam już przyszykować naprędce setki postępowań awaryjnych w przypadku ulewy, póki nie dotarło do mnie kim naprawdę jestem w tym wymiarze.
Byłam bezwartościowym, ponadprogramowym bytem.
- Sasuke – Z odurzenia wyrwał mnie mój własny głos. Alter Sakura subtelnie wychyliła się do przodu, a mój Sasuke nastroszył brwi.
- Zaczyna się – usłyszałam jego pomruk.
- Co się zaczyna?
Zamiast odpowiedzieć, ruchem brody polecił mi skoncentrować się na własnej kopii. Zrobiłam tak, jednocześnie zaintrygowana jej nagłą zmianą intonacji i lekkimi kolebaniami na boki.
- Hmm? – odbąknął jej partner. Trwało to dłużej niż dziesięć sekund.
- Jeżeli uda nam się podwędzić ten zwój i jeżeli znajdziemy w nim potrzebną technikę na anulowanie Tankyori no Jutsu… Co wtedy się wydarzy?
Wtem zrozumiałam co zaprząta jej głowę. Z początku miałam ochotę zganić samą sobie za wdrożenie tematu, ale im głębiej się nad tym zastanawiałam, tym dobitnej moja druga, wewnętrzna Sakura uświadamiała mi, że postąpiłabym identycznie.
Pewnie! Ci dwaj nieźle się ze sobą skumplowali, a wypełnienie misji było równoznaczne z zakończeniem przyjacielskiej sielanki.
Sasuke z przeszłości nie odzywał się – tym razem odnalezienie odpowiednich słów zajęło mu całkiem sporo i na pewno więcej niż dziesięć sekund. Wyraz jego twarzy pozostał nieodgadniony, więc trudno było mi stwierdzić czy zachodzi w głowę nad możliwościami, czy zwyczajnie znów próbuje wykazać się subtelnością i obrać całość w delikatniejsze słowa.
W końcu, po upływie dwóch minut, Uchiha przemówił:
- Rozstaniemy się.
Znowu! Znowu uderzyła mnie niepodważalna pewność, że jako bohaterka kreskówki już zbierałabym szczękę z podłogi.
- Tak prosto z mostu…? – wymsknęło mi się.
Wersja Sasuke, która podróżowała ze mną, udzieliła mi odpowiedzi nim zdążył wykonać to przeszły sobowtór:
- Lepiej nie owijać w bawełnę, tylko jasno przedstawić sytuację.
- Nie chciałbym mamić ci oczu, Sakura. Sytuacja jest przecież jasna – Faktycznie, sklejone słowa obu Uchihów brzmiały całkiem podobnie.
Biedna, zbesztana Sakura przygryzała dolną wargę. Nie uszło mojej uwadze jak mocniej ściska dłoń towarzysza.
- Nie chcę się z tobą rozstawać.
- Podążamy dwoma innymi ścieżkami. Ich zbiegnięcie się jest niemożliwie. To tak jakby połączyć w jedno światło i ciemność.
- Ale… światło i ciemność istnieją obok siebie.
- Racja. Nie mogą się jednak złączyć.
- Mogą! – obwieściła nieomal oburzona tym stwierdzeniem. – Ja… wezmę ze sobą świecę, albo latarkę…
Sasuke wyglądał na rozbawionego, kąciki jego ust wzniosły się na ułamek sekundy, by potem ponownie opaść.
- Owszem, możesz wstąpić w ciemność ze światłością, ale pamiętaj, że w latarce w końcu siądą baterię, a świeca prędzej czy później ugaśnie. Zrozum, tak naprawdę nic w tym świecie nie jest w stanie złączyć ze sobą światła i ciemności. Ty wiedziesz swoiste życie w bezpiecznej wiosce, a ja żyję z dnia na dzień, mordując i staczając walki z osobami odpowiedzialnymi za katastrofę w moim klanie.
- Dlaczego od razu porównujesz siebie do ciemności?
Nadstawiłam ucha. Rozmowa staczała się na porywające tematy. Nawet kroczący obok mnie Sasuke sprawiał wrażenie pochłoniętego. Machinalnie zmniejszyliśmy dystans, który dzielił nas za szpiegami i teraz deptaliśmy im po pietach.  
- Jestem kryminalistą, Sakura. Czego się spodziewałaś?
Lubiłam, gdy każdą wypowiedź wieńczył moim imieniem. „Sakura” brzmiało fascynująco wypowiedziane jego głosem.
- To niesprawiedliwie – Głos mojego sobowtóra ni z tego ni z owego stał się warkliwy. - Brnę przez to wszystko, by na końcu zostać sama?
- Nie zostaniesz sama. Przecież powrócisz do Konohy. Tego pragnęłaś najbardziej.
- Zmieniłam zdanie.
Sasuke zatrzymał się, wpatrując w nią rozwartymi oczyma.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
Ich dłonie się rozłączyły. Sakura wzniosła butnie brodę i stanęła mu naprzeciw. Wyglądała jakby właśnie coś, czego istnienia do końca nie była pewna, okazało się prawdziwe i namacalne. Blond loczki komponowały się z jej oliwkową skorą.
- A gdybym…
- Gdybanie do niczego nie doprowadzi – wtrącił nim dziewczyna do końca wchłonęła brakujące powietrze. – Daj już spokój, Sakura. Skupmy się na naszym zadaniu.
Roześmiałam się ponuro. A jednak teraźniejszy Sasuke niewiele różnił się od swej dawnej osobowości – wciąż był w stanie ugasić najbardziej rozżarzony płomień gotowości na rzecz koncentracji. Niemniej zdziwiłam się, gdy okazało się, że nie potrafię rozszyfrować samej siebie. Byłam aż nadto pewna, że Sakura ugnie się pod brzemieniem rozczarowania, ta jednak użyczyła nam swojej energii, która emanowała z szerokiego uśmiechu. Zanim wybadałam czemu alter Sakura zachowuje się w tak odbiegający od normy sposób, dziewczyna orzekła:
- Zatem nie będzie to tylko „gdybanie”, a mój cel. Zgoda, Sasuke – obiecuję się, że nie wejdę do ciemności. Z żadną latarką, bądź też świecą. To z ciebie uczynię światło. Jasne i ciepłe! Co ty na to?
Jej uśmiech był tak szczery, że aż sama się zarumieniłam.
Alter Sasuke także, chwilę później, cofając się o krok i osłaniając policzki dłonią. Naturalnie zrobił to profesjonalnie, niczym fachowiec w dziedzinie kamuflowania niepożądanych rumieńców, a przejrzenie jego zamiarów mogłam zawdzięczać jedynie obszerności perspektyw, z których byłam zdolna go lustrować. Sakurze Haruno sprzed miesięcy ani przez myśl nie przemknęło, że Uchiha powściąga odpowiednie reakcje, zastępując je tymi „oschłymi”.
- I nie martw się – ciągnął mój klon. – Zdążę tego dokonać przed zdobyciem zwoju i pokonaniu całej tej zgrai, którą wynajął sobie Madara. Albo raczej przekupił… Hej, Sasuke? Dobrze się czujesz?
Nie potrafiłam inaczej, perfidnie parsknęłam śmiechem, na co drugi obserwator zareagował prychnięciem.
Jego bliźniak był tak poczerwieniały, że przez chwilę można byłoby pomyśleć, że to naturalny koloryt skóry. Cha! Speszony Sasuke Uchiha! Ten obraz wyrył się w mojej głowie na wieczność i wynagradzał ówczesne traumatyczne niuanse.
- Przestań chichotać! – zganił mnie ten teraźniejszy. Wyglądał na porządnie sfrustrowanego.
Sasuke z przeszłości również zrozumiał, że jego postawa jest nie do przyjęcia i już miał użyczyć partnerce widoku swoich pleców, kiedy ta znienacka ujęła jego dłoń, odsłaniając szereg lśniących zębów.
- Upał daje w kość? Chodź, zbliżamy się do Kiri, więc niebawem powinniśmy zacząć napotykać odseparowane jeziora i strumyki.
Co za półgłówek! Sakura! – spróbowałam być bardziej empatyczna i nawiązać z nią kontakt. – Sakura, to ty doprowadziłaś go do tego stanu! To nie pogoda jest tutaj winna, rany!
- Zanosi się na deszcz – zaćwierkotała, ciągnąć mężczyznę za sobą. – Ale póki co trzeba zadbać, żeby temperatura nieco zelżała.
Truchtem połykali kolejne metry, przedzierając się przez zrzedły las. Nie trzeba było być geniuszem, żeby wiedzieć, iż rzadka roślinność w lesie sugeruje zbliżające się źródło wody. To taka żelazna zasada w czasie wędrówki do Kiri – pamiętałam ją do dziś.
Wielka szkoda, że z równą doskonałością nie mogłam zapamiętać tych wszystkich przygód, w które wdałam się z Sasuke. To okrutne!
Przeminęło zaledwie pięć minut, a wokół już zaczął rozlegać się dźwięk żywotności wody. W czwórkę wydostaliśmy się z gęstszych objęć lasu i, zdyszani, znaleźliśmy się na drobnej, zajmującej według wstępnych szacunków nie więcej niż pięć metrów kwadratowych, połaci. Wzorem szerzonego prawa Kraju Wody na naszej drodze stanął mizerny strumyczek. Jego szerokość nie pomieściłaby nawet dwóch ciasno ściśniętych osób. Notabene woda płynęła jakoś… nieswojo. Zdawała się wiązać koniec z końcem.
- Lepsze to niż nic – Z Sakury bił entuzjazm w swojej najczystszej postaci. Pobieżnie obejrzała obumierającą smużkę wody i spojrzała na towarzysza. – To jak? Chłodzimy się?
Ze zwłoką dosięgnęła mnie myśl, że egzystując jako duchy, nie odczuwamy suchości powietrza. Ośmieliłam się podejść bliżej i otaksowałam skórę twarzy alter Sakury. Zalana była potem, a jej faktura formowała się w wyraźną słabość w związku z upałem.
Wbiłam wzrok w nieboskłon. Po prawdzie słońce iskrzyło tak silnie, że zmuszona byłam przymrużyć oczy, ale zanim wyrzęziłam jakieś przekleństwa i nieśmiałe prośby o mżawkę, migoczącą kulę zasłonił chmurny całun, dając mi nadzieję.
- Nie powinniśmy trwonić czasu na zabawę – zawyrokował Sasuke. – Madara siedzi nam na ogonie, liczy się dla nas każda minuta. Jeśli pierwszy dotrze do Kiri, zaplanuje wszystko tak, żebyśmy wpadli w pułapkę. Wtedy na pewno nie uda nam się przerwać Tankyroi no Jutsu, a misja… Ej, ej… Sakura? – Jego głos zawisł w powietrzu. Dziewczyna puściła jego dłoń, puszczając się pędem ku wodzie. Zanim tam dotarła zdążyła niedbale zrzucić ze stóp buty, płaszcz, a nawet perukę po czym, rozbryzgując wodę, wydobyła ze swojego gardła jęk ulgi.
Poziom strumyka nie dosięgał nawet jej kostek, ale woda musiała być przyjemnie zimna. Kaskada różowych włosów wydostała się z ciasnej kryjówki i spłynęła jej po plecach.
- Nagle stałeś się taki gadatliwy! – zachichotała. – Minutka nic nam nie zrobi. Chodź! Zobaczysz, że nabierzesz sił na dalszą wędrówkę. No śmiało.
Sasuke, owszem, ruszył przed siebie, niestety wyraz jego twarzy bynajmniej nie sugerował chęci do bryzgania się w strumyku, który bardziej przypominał niemowlęcy brodzik. Brew Sakury zadrgała histerycznie, gdy odczytała zwiastującą piekło mimikę.
- H-hej… nie bądź taki spięty…
- Nie jestem spięty, tylko wściekły! – Owinął dłoń wokół nadgarstka partnerki i pociągnął ją ku sobie. Jej wrodzona upartość odezwała się w nieodpowiedniej chwili i mimo delikatnych prób odciągnięcia jej od wody, nieustępliwie usiłowała utrzymać się w miejscu. – Sakura, nie mam czasu na zabawy!
- A-ale Sasuke… Ja tylko…
- Nie i kropka! W każdej chwili możemy zginąć i natknąć się na sojuszników Madary. Jak ty sobie wyobrażasz, kiedy zastaną nas kąpiących się w wodzie?
- Pomyślą, że słońce dało nam w kość – oznajmiła śmiało. Jej dłoń spełza w dół i nabrała odrobiny przejrzystej cieczy. Nie mogłam zdusić jęku, gdy alter Sakura chlasnęła nią policzek Sasuke.
- Co ty robisz? – Mężczyzna raptownie się wycofał.
W oczach Sakury rozbłysnął ciepły blask.
- Przyjemnie, prawda?
- Głupia! – fuknął, odwracając głowę niczym sprofanowany małolat. – Nigdy tak nie rób!
- Dlaczego?
- Bo mnie zaskoczyłaś…
- Chciałam, żebyś przestał traktować siebie jak maszynę. Tobie też potrzebny jest odpoczynek. Jesteś przepocony do granic możliwości.
Co osobiście uznałam za męskie i piorunujące. Sasuke prezentował się nieziemsko, nawet z tymi nieznośnymi plamkami, które na swoim ciele potraktowałabym odpychająco.
Moim wychwalającym go myślom nie udało się dotrzeć do umysłu Uchihy, ponieważ nagle rozzłościł się jeszcze bardziej i teraz, włączając w to pracę każdego mięśnia, ścisnął oba jej ramiona z zamiarem wzniesienia do góry. Co ona planował? Przerzucić mnie przez ramię jak niesforną niewolnicę? Zadrżałam.
- Chcę-tu-zostać! – Sakura zaakcentowała każde słowa i zrewanżowała się tym samym – wyciśnięciem z siebie ostatnich sił.
Szarpanina dobiegła kresu po paru sekundach. Nie wiedziałam jak wyglądało to widziane ich oczyma, ale ja, jako obserwator, byłam w stanie dokładnie obejrzeć ich upadek.
Wpierw Sakura przeciągnęła partnera na wodną sferę. Sasuke zdążył przekląć kilkakrotnie ją i zastępujący im drogę strumyk, nim utrata balansu zaowocowała gruchnięciem na dziewczynę. Oboje jęknęli z wybałuszonymi oczyma, a woda chlusnęła, natrafiając na tamę w postaci dwóch ciał.
Klapnęłam się w oba policzki:
- A niech mnie!
Sasuke sparaliżowało – tego mojego. Sprawiał wrażenie bardziej zaskoczonego obrotem spraw niż jego alter wersja.  
Efekt końcowy powalał na kolana. Sobowtór Sasuke jakimś cudem przycisnął Sakurę swym ciałem. Nie wiedziałam czy śmiać się, czy płakać. Na pewno zdążyłam już spalić raka, oglądanie tych peszących zaszłości było w roli widza sto razy gorsze niżli leżenie pod Uchihą.
Czyżby… czyżby miał właśnie nastać romantyczny moment, znany mi z bilionów filmów? Ach, poczułam dreszcze przechadzające się po moich plecach. Pamiętałam do dziś z jakim trudem przychodziło mi oglądanie scen pocałunków w towarzystwie Ren’a, który siedział na drugim końcu kanapy, wcinając popcorn. Mężczyźni zawsze reagowali obojętnie na najistotniejsze rozwoje wydarzeń w życiu bohaterów. A ja? Mi brakowało wówczas tlenu, a kiedyś, w akcie desperacji, zajrzałam do książek medycznych, by zaczerpnąć z nich skuteczny sposób na pozbycie się rumieńców.
Serce zaczęło wyrywać mi się z piersi. Obaj tak zaciekle pożerali się wzrokiem, jakby wygłodniali spoglądali na pieczonego kurczaka.
Wtedy sobowtór Sasuke zrobił minę zniesmaczonego rodzica i podniósł się do siadu.
Znieruchomiałam. Ja i moja bliźniaczka, która przez dłuższą chwilę po prostu leżała w strumyku z wodą dosięgającą jej policzek. Wyobraziłam sobie, że robi tak tylko i wyłącznie ze względu na przyjemne chłostania zimna.
- Spójrz. Jestem cały przemoczony – poskarżył się Uchiha.
Pff… Teraz najchętniej bym go zganiła. Co on robił przez te lata rozłąki z Liściem? Bo na pewno nie pokwapił się do obejrzenia choćby jednego romansidła.
- Co ja mam powiedzieć? – Sakura odszczeknęła się warknięciem.
Sasuke pomógł jej się podnieść. Oboje parę minut poświęcili na bezcelowy czas spędzony w wodzie, zupełnie niezrażeni obmywającą ich wodą. Siedzieli naprzeciwko siebie, a nogi duetu splatały się w różnorodne sposoby.
Och, okej... Scen rodem z gorącego romansu ciąg dalszy. Twarze wciąż dzieliły milimetry i w zasadzie poczułam palącą chęć do wyeliminowania owego dystansu.
Mina Uchihy złagodniała. Rozczarowany postępowaniem dziecka rodzić przeobraził się w perfidnie dumnego mężczyznę. Uśmieszek wykrzywiający jego usta zbił mnie z pantałyku. Zwłaszcza, gdy dłonie Sasuke zawędrowały wyżej, a potem ujęły moje policzki.
- C-co ty r… - Sakura nie była w stanie poskładać w całość jednego pytania. Nic dziwnego. Wiedziałam jak ten mężczyzna potrafi działać na kobiety.
- Chłodzę cię – odparł niezrażony.
- Eee… Okej, rozumiem.
- Przyjemnie?
Gdybym coś piła, plunęłabym cieczą na ziemię – tak jak w kreskówkach. To była sytuacja, w której to proste pytanie można było odebrać na wszelakie sposoby. Jako iż byłam osobom niezrównoważoną psychicznie i pokręconą – co w przeciągu mojego życia uświadamiali mi bliscy – z pozoru zwyczajne zapytanie przywołało na moje lica niepożądany kolor.
Nie tylko my – dwie Sakury – zarumieniliśmy się po uszy. Bach! Spoglądnęłam w lewo i zastałam okaz czerwieni na twarzy Uchihów.
W ogóle to żałowałam, że nie zabrałam ze sobą aparatu fotograficznego. I co z tego, że wspólnie stajemy przed obliczem szokujących wydarzeń, a większość zasłyszanych wiadomością wciąż nie zakorzeniła się u mnie na dobre. Halo! Właśnie poruszam się między czasoprzestrzeniami. Czuję się „kosmicznie” i nie mogę tego upamiętnić.
- Sasuke – Poczerwieniała do granic możliwości Sakura w końcu zareagowała, chwytając jego dłonie i zsuwając w dół. – Przestań.
- Twoja temperatura już zelżała?
- Tak jakby – bąknęła.
Sasuke otaksował ją krytycznie, po czym dźwignął się na nogi. Natychmiast rozpoczął się koncert bijących o taflę wody kropel, które spływały z jego przemoczonego płaszcza.
- Znakomicie. Może nie jestem gwiazdą rocka, ale czuję się rozpoznawalny na ulicach – powiedział warkliwie.
Sakura ścisnęła za kawałek nasiąkniętego wodą materiału i podciągnęła się.
- Nie martw się. Dam ci mój płaszcz. Ja i tak mam na sobie perukę, więc nikt mnie nie rozpozna.
- Może fryzurę masz inną, ale twarz wciąż jest ta sama.
- Och, wybacz! Mam ją sobie okaleczyć, żeby wyglądała obco, a może poddam się naprędce operacji plastycznej?
- Mam lepszy pomysł – W oczach Sasuke błysnęła iskra spiskowca.
 - Jaki? – zdziwiła się dziewczyna. Do tej pory traktowała swoje propozycje jako sarkastyczne żarty na jego drażliwą uwagę.
- Jeden pomysł, a tyle korzyści – mruczał.
- Powiedz wreszcie jaki to pomysł!
- Pamiętasz Zabuzę?
- Tak. Co on ma do tego?
- Powiedzmy, że dopadła cię taka sama chęć bycia enigmatyczną. Obandażujemy ci twarz. Nie dość, że unikniemy zdemaskowania, to bonusowo uciszymy twoje gadulstwo.
Sakura umilkła. Znów nie potrafiłam odgadnąć rysujących się na jej twarzy emocji. Nawet obu przyglądających się jej panów borykało się najwyraźniej z tym samym kłopotem. Do życia poderwał się wiatr i brzmiał tak, jakby jego jedynego rozbawiła uwaga Uchihy.
Dziesięć sekund później brwi mojego alter ego zaczęły złowróżbnie się marszczyć. Wydobywszy z siebie iście kobiece parsknięcie, Sakura z prędkością światła wymierzyła mężczyźnie cios w brzuch. Bolesny cios…
Nie mogłam uwierzyć własnym oczom! W teraźniejszych czasach przenigdy nie odnalazłabym w sobie wystarczająco brawury, aby grzmotnąć Sasuke. Zawirowania z Ren’em i moja ciąża naprawdę drastycznie mnie przeobraziły.
- Hmm – wymruczałam, tocząc wzrokiem po swojej przeszłej wersji, która wyswobodziła się z objęć wody i właśnie nakładała na stopy ciężkie obuwie trekkingowe.
Sasuke, w pół zgięty, trzymał się za centrum bólu i nieprzerwanie uśmiechał.
- Głupia – wyrzucił z siebie szeptem, ale było to słowo przeznaczone na wyłączność. Sakura nie miała prawa go usłyszeć, a wiatr nie był na tyle potężny, aby przywlec je do uszu dziewczyny.
Wtedy nastąpił początek teleportacji. Rozbłyskujące znaki na naszych ramionach, prześliczny gwiezdny pył i woń, którą kojarzyłam z wiosennymi porankami na łące przesianej kwitnącymi pąkami – to zdecydowanie symptomy zwiastujące kosmiczną podroż. Najgorsze z tego wszystkiego było to, że sama nie wiedziałam już czy chcę dalej śmigać przez czasoprzestrzenie – obawiałam się, że słowa Sasuke mogłyby się ziścić w prawdziwych zdarzeniach.   
Wierzę, że w trakcie trwania tej podróży wydarzy się coś, czego nie będziemy mogli podważyć
Następny przeskok był zdumiewający – aż dziw, że ustaliśmy z Sakurą na prostych nogach, gdy na naszych oczach rozgrywała się scena godna niejednego spektaklu znanych mi z teatrów. Zjawiliśmy się w samym sercu toczonej bitwy. Znałem te postacie, znałem tą rozchwianą logikę w trakcie walki, a także te niesamowicie przeważające liczby przeciwników nad ilością zaatakowanych. Rozpoznawałem nawet miejsce.
Port w Michigacie wił się w dziwny kształt przypominający podkowę. Jego zbitą z desek powierzchnię pokrywały tabuny dostojnie przyoblekanych ludzi – członków królewskiej armii. Widziałem jak ostatni, rotujący wokół chaosu cywile przeganiani się pod naporem rosłych mężczyzn z tarczami. W bitewny ferwor uderzało silne wietrzysko, a sapnięcia, jęki i przywódcze okrzyki tworzyły kakofonię dźwięków.
- Gdzie oni są? – Roztrzęsiona Sakura błądziła oczyma po twarzach setek przemierzających port osób. Kilkoro z nich nieświadoma przeniknęło nasze ciała. Haruno potraktowała to z obrzydzeniem, przybita tym, że nie może znaleźć drogi ucieczki. – Myślałam, że teraz ich celem będzie pani Hotaru Tomoko.
- Widocznie Zetsu nie uznał tego za porywające widowisko – odrzekłem, nie zaprzestając poszukiwań.
Sakura wypuściła z siebie powietrze. Wyglądała jak przerażona istotka, która po raz pierwszy zamierza się do przezwyciężenia swego największego lęku.
- To dla dobra naszej misji – wydusiła ledwie dosłyszalnie i migiem zniknęła mi sprzed oczu.
Zaczęła przeć do przodu bez zahamowań. Lekceważyła nawet napór królewskiej armii i gwiezdny pył, który radował się swoją pełną żywotnością. Tylko dzięki jego magicznemu błyskowi nie utraciłem jej z pola widzenia i mogłem bez skrupułów ruszyć śladami Sakury.
Dostrzeżenie różu wśród mieszaniny srebra, zieleni i szarości nie powinno być dla mnie wyzwaniem, a jedna z czasem uświadomiłem sobie, że alter Sakura ukrywa piękno swych włosów pod złocistymi lokami. Postanowiłem zdać się na instynkt najbardziej palących się do boju żołnierzy i wyniuchałem mojego przewodnika, którym okazała się być wysoka brunetka z włosami splecionymi w warkocz, łaskoczącym jej plecy aż do talii. W dłoniach trzymała tarcze i nóż myśliwski. Przedzierała się przez pobratymców z walecznością, a jej czujny, nieomal sokoli wzrok błąkał się po ich twarzach, szukając tych właściwych, nadających się do natychmiastowej destrukcji.
Po niespełna minucie mogłem stwierdzić gdzie znajduje się centrum wydarzeń. Punkt, do którego gnali żołnierze, miejsce skąd dochodziły najprzeraźliwsze skowyty.
- Sakura! – wrzasnąłem co sił w płucach. Akurat jej róż dostrzegłem z łatwością. Mój głos szybciutko zdobył jej uwagę. Odseparowywała nas pokaźna suma metrów i niezliczona ilość mężczyzn z wyrzeźbionymi torsami na wierzchu. – Tam! – Wzniosłem dłoń i wysunąłem palec ku domniemanemu sercu bitwy.
Sakura skinęła, przyjmując rozkaz. Potem rozpłynęła się w tłumie, a ja poczułem dławiącą wręcz troskę, pomimo znajomości działania Shirizoku. Żadnemu nie uda jej się skrzywdzić, nieprawdaż?
Splunąwszy na ziemię, przeniknąłem brunetkę i wyostrzyłem wzrok. Jeżeli trudno odnaleźć jest róż i złoto, najprościej byłoby zabrać się do rozglądania za czernią moich włosów.
I wreszcie! Na podeście, który wiódł do wysłużonej łodzi rybackiej dostrzegłem samego siebie. Chyba jeszcze nigdy nie ucieszyłem się na widok swojego bliźniaka i prawdopodobnie nigdy więcej już tego nie zrobię. Sasuke odpierał natarcia mężczyzn i kobiet, odstraszając ich ognistymi technikami i demonicznymi oczyma. Co poniektórzy rezygnowali na sam ich widok.
- To Uchiha! – Głosy niosły się po tłumie. – Słyszałem, że to jeden z najpotężniejszych klanów w Kraju Ognia.
- Są niebezpieczni!
- Spójrzcie na jego oczy.
- To potwór! – Jakaś drobna blondynka wszczęła panikę, rzucając się do ucieczki i taranując sojuszników. Znaleźli się i tacy, którzy uwłaszczyli własną dumę i pogwałcili wszelakie regulaminy oraz złożone dla służby przysięgi. Naliczyłem dwudziestu żołnierzy, którzy wycofali się oblani strachem.
- Ito nie żyje! Fumi został spalony żywcem! – usłyszałem kobiece szlochania.
Och, racja. Miałem tendencję do przesadzania, tym bardziej, gdy w grę wchodziła ochrona lekkomyślnej istotki.
Wygramoliłem się z ciasnego skupiska i wstąpiłam na koncert szczekającego o siebie żelastwa. W pewnym momencie szykujący się do zadania ciosu żołnierz, który połową ciała zatapiał się we mnie, zniknął, a wraz z nim migoczące punkciki.
Spojrzałem w dół. Jakimś cudem oponent znalazł się na ziemi. Nie wiedziałem już czy winne jest tutaj jego zapędzenie, czy ciasnota i dekoncentrujące dźwięki. W tymże momencie, kiedy dokonywałem oględzin reszty zebranych, przyuważyłem, że nie tylko mój boczny kolega boleśnie upada, lecz parę innych członków armii rozpłynęło się w tłumie z jękiem.
- Co jest?
Skuliłem się, na powrót nurkując w szeregach armii. W którymś momencie, badając grunt, nastąpiłem na złociste pukle. W ich środku topiła się biała, cieniutka siateczka. Peruka! Gromada włosów spoczywała w nieładzie na ziemi, zdeptana i umorusana śladami biliona butów.
Uniosłem wzrok.
Osoba, którą skojarzyłem z elementem kamuflażu, jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zjawiła się w obrębie mojej widoczności. Nie mogłem wstrzymać nasuwającego się na usta uśmiechu, widząc jak zaskakująco skutecznie Sakura wykorzystała swój karłowaty wzrost. Na jej twarzyczce malowało się najprawdziwsze skupienie. Lekko pochylana śmigała pośród armii, podcinając kopniakami jej członków. Wystarczyło mi jedno, króciusieńkie otaksowanie szmaragdowych oczu, żebym mógł się domyślić, że to chęć bycia użyteczną pozwoliła opracować dziewczynie niewiarygodny plan pomocy dla Sasuke.
- Uważaj! – Rozległy się krzyki, które wraz z przemijającymi sekundami zaczęły się mnożyć niczym nieznośne karaluchy. Alter Sakura, którą poddawałem obserwacją przystanęła i zamarła na widok czegoś znajdującego się za mną.
Przegrywając z ciekawością, odwróciłem się i zauważyłem swojego sobowtóra, który przepocony, z kosmykami włosów przyklejonymi do czoła i policzków ciśnie w dal przeszyte kataną ciało i pobudza do życia płomienie katona. Dostrzegłszy Sakurę, przystanął w półkroku, spoglądając na nią, jakby przepraszająco.
- Jest ich zbyt wiele – powiedział cicho. Obecność setek uzbrojonych wojowników nie robiła na nim wrażenia. Sasuke koncentrował się tylko na niej. Poobijany, z ciałem usianym zadrapaniami, plamami krwi i obdartą koszulą, z której wyzierał tors, zaczął kroczyć w jej stronę, nie reagując na wrzaski palących się ludzi.
Do tej pory zgięta na kolanach Sakura słysząc go, bezwładnie osunęła się na ziemie z szeroko rozstawionymi nogami. Dzikie starcia również pozostawiły na jej skórze swoje ślady. Dziewczyna odtrąciła dokuczliwe pasmo i nie przestawała patrzeć na partnera.
Daleko za nią, spośród skonsternowanych mężczyzn,  wyłoniła się jej teraźniejsza wersja. Zauważyła mnie ze sobowtórami i natychmiast przeniknęła stojące jej na drodze osoby przypominając nadlatującą wróżkę.
- Sasuke!
- Sasuke… - Bliźniaczka Sakury szepnęła moje imię z porównywalną zawartością emocji.
- Nie wygramy – powiedział miękko Sasuke.
- Co robimy?
- Nie wiem.
Armia planowała wykorzystać ich płaczliwy dialog i rzucić się na mojego klona, niemniej jednak i ja i on doskonale zdawaliśmy sobie sprawę, że przejrzymy ich ruchy i jeszcze raz postraszymy widowiskowymi odmianami katona i kilkakrotnymi machnięciami mieczem.
Znienacka alter Sakura poderwała się na nogi i przylgnęła do torsu Sasuke, ciasno opatulając go ramionami.
- Walczmy. Nie poddawajmy się. Musimy walczyć.
- Tak myślisz? – Mężczyzna odsunął ją z sardonicznym uśmiechem.
- Tak. Tak myślę! To jest nasza droga Ninja!
Teraz w czarnych, smolistych oczach gorzała duma.
Zawsze była uparta…
Z jej oczu pociekły łzy szczęścia, gdy stanęli ramię w ramię zaopatrzeni zaledwie w jedną sztukę japońskiego miecza i kilka ostrzy, które pozostały Sakurze. Ach, mój mózg rozpracował kolejną rzecz. Haruno zamierzała oszczędzać zawartość swojego bitewnego ekwipunku, zmieniając się w prawdziwego krasnala i przeobrażając swoje kompleksy w mocne strony. Gruntowna analiza plusów i minusów strategii, a także jej korzyści była zupełnie niepodobna do Sakury, dlatego zdziwiłem się tym bystrym wyczynem.
Do moich uszu dobiegł chichot, a po drugiej stronie podestu ujrzałem moją Sakurę. Twarz jej pojaśniała na słowa bliźniaczki. Była uszczęśliwiona i pomyślałem, że tak promiennie nie prezentowała się od czasu powrotu do Konohy po zaszłościach na Michigaccie. Jej mina zdawała się do mnie przemawiać: „To właśnie ja, Sasuke!”.
To właśnie ona.
Niesamowita i szalenie odważna.
A niech mnie! Kochałam ten zapał, kochałam te emocje, kochałam opatulającą mnie aurę pewności i raptem przybyłej odwagi. To tak jakby nad moją bliźniaczką czuwał jakiś stróż-enigma, dostarczający potrzebnych uczuć w zależności od tarapatów, w które się wpakowałam.
Uczucia! Uczucia są pożywieniem dla serca.
Moja mistrzyni zwykła mówić, że nawet dziesięciokrotnie słabsza, mogę zwyciężyć bój z przeciwnikiem jeżeli walczę w czyimś imieniu, opętana przez uczucia i nienawiść. Teraz mogłam bez bojaźni polegać na szpiegach. Ostatecznie byli na tyle cwani, aby tak niehumanitarnie nas oszukać i zwieść. Gdyby nie Zetsu, prawdopodobnie nigdy byśmy ich nie odszukali, a tak… przynajmniej wiemy, że oni cały czas tkwili w naszych sercach. To oni byli szeptami, które słyszałam w trakcie walk. To oni byli odpowiedzialni za moje sny i te wieczyste, niepokojące odczucia za każdym razem, gdy krzyżowałam spojrzenia z Ren’em.
Szybciutko skrystalizowałam się u boku Sasuke, podziwiając z uznaniem dalsze potyczki. Armia przenikała przez nas i pędem kierowała się na szpiegów, podczas gdy my, podróżnicy w czasie, staliśmy się biernymi, spokojnymi obserwatorami.
Wojownicy padali jeden za drugim. Sakura i Sasuke porozumiewali się ułamko-sekundowymi kontaktami swoich oczu, przez co ogół ich ruchów był zsynchronizowany i harmonijny. Pamiętałam jak zwykle zazdrościłam Naruto i Sasuke tej niesamowitej współpracy, którą mogli poszczycić się jedynie na misjach, w momentach decydujących o życiu lub śmierci. Rozparła mnie duma i wiedziałam, że alter Sakura też czuje to głęboko w swym sercu – spełnienie tego, o co zawsze była zawistna.
- Przebijamy się! – ryknął sobowtór Sasuke. Miał on na myśli zbliżającą się do nich ścianę wojowników, których tarcze znacznie utrudniały planowany zabieg.
Mężczyzna ścisnął dłoń towarzyszki, dobył się tarczy należącej do jednego z poległych i wręczył ją Sakurze, po czym podniósł kolejną - tym razem dla siebie.
- Jak na filmach? – Sakura wyszczerzyła się na trzydzieści zębów.
- Jak na filmach – skinął.
Byli bezpardonowi, wytrwali i nie do zdarcia. Nabawili się kilku dodatkowych linii, które natychmiast zajadły się sączącą krwią, ale oprócz tego wyszli cało z gmatwaniny. Rzecz jasna walka nie dobiegła jeszcze końca, a armia liczyła szacunkowo pięćdziesięciu zdolnych do ataku wojowników.
Sasuke miał jednak plan awaryjny – plan „B”, którego zazwyczaj mi brakowało.
- Nie miej mi tego za złe. Chcę, żebyś dotarła do Konohy w jednym kawałku! – Pochwycił zdezorientowaną partnerkę w ramiona, rzucił tarczą w mężczyzn w najbliższym promieniu, by nie zawadzali i puścił się pędem w głąb lasu, który znałam na wylot.
- Za nimi! – obwieścił mój Sasuke i rozpłynął się z miejsca.
A ja tkwiłam tutaj. Nieruchoma.
Skonfundowała mnie bierność armii. Jej członkowie zdawali się wyłącznie oglądać jak nikniemy im w całunie zieleni i brązu, choć jakaś część mnie była pewna, że gdyby wyruszyli na pościg w tym momencie, byliby w stanie nas wytropić i przechwycić.  Nie znałam ich pierwotnego celu. Nie wiedziałam czy kazano nas pozabijać, czy schwytać i zaprowadzić przed królewski majestat – nic nie wiedziałam, jednak w sercu odezwał się szept uwięzionej we mnie Sakury. Tej, która obecnie jest w czasie poszukiwania schronienia, ugrzęźnięta w ramionach swojego mężczyzny. W moim środku rozprzestrzenił się dziwny, obezwładniający niepokój. Sasuke już dawno wsiąknął do leśnego kłębowiska, a ja nieprzerwanie trwałam w miejscu. Widziałam swymi oczyma, czułam własnym sercem, ale za nic nie mogłam poruszyć nogami.
- Najchętniej bym ich zabił! – Wyłysiały mężczyzna z orszaku cisnął na ziemię sprzętem i obróciwszy się tyłem, usiłował okiełzać swój płytki oddech. Był barczysty, a przede wszystkim rozgniewany.
Podeszła do niego korpulentna kobieta o włosach koloru jakim okrywa się niebo przy zachodzie słońca.
- Trzymaj się rozkazów, Dan. Chyba nie chcesz stracić swojej pozycji w szeregach.
- Ten rozkaz to pogwałcenie naszego honoru.
Chętniej zabawiłabym tu dłużej, bo uderzyła we mnie nieodparta pewność, że zbiorę pożądane informacje, jednak pomimo orientacji w lasach Michigatty strach przed straceniem Sasuke przewyższył wszystko inne.
Zresztą po słowach Dana mogłam z łatwością wysunąć odpowiednie wnioski. Pogwałcenie honoru, bierność armii… Tak, to nabierało sensu, a sprawa wydała mi się na tyle poważna, że nawet nie ośmieliłam się okryć dumą z powodu przejawu błyskotliwości.
Zezwolono nam na ucieczkę.
Ale dlaczego?
Potężny ból i płonące mięśnie zamroczyły mnie na chwilę. Dokuśtykałam się do lasu, zdając sobie sprawę jak potwornie wyczerpany jest mój organizm. Zaskakujące incydenty, bieganina po podziemnym królestwie Madary, nieustępliwa pogoń za szpiegami i trudzenie się z własnymi myśli – to wszystko wzięło mnie w obroty i wsiąknęło całą poranną energię. Ja byłam wilgotną gąbką, a woda mym paliwem. W którymś momencie zjawiły się podróże w czasie i ich  zachłanne pragnienie kropli cieszy. W rezultacie zostałam wyzuta z wszystkich sił. Nawet mój zapal pobladł.
Bałam się. Coraz bardziej przerażał mnie pędzący migiem czas. Ile to już czasu trwam u boku Sasuke? Ile dni, miesięcy spędziliśmy na Michigacie? Ile zajęło nam dobrnięcie na tereny wyspy?
Te i inne pytania kłębiły się w mojej głowie bez możliwości odegnania, gdy z ciężkim oddechem przemierzałam las. Świat był mały, bowiem znalazłam się w miejscu, gdzie po raz pierwszy doszłam do porozumienia z Akashi’m. Dalej ujrzałam wydeptaną, leśną ścieżkę, którą kociak doprowadził nas do jaskini.
Uwaga, uwaga – przejaw błyskotliwości!
No jasne! Wszak to szpiegów Madary podejrzewaliśmy wówczas o odnalezienie tego urokliwego kątka w podziemiach. Akashi po stokroć gwarantował nam bezpieczeństwo w trakcie obławy, gdy wślizgnęliśmy się do wnęki ukrytej za prowizorycznymi wrotami z kamienia. Nie zatajał także, że owa kryjówka była już przez kogoś wysłużona, a wspólnie z Sasuke zgodnie stwierdziliśmy, że miało to miejsce całkiem nie dawno.
Mknęłam do przodu, a w mojej głowie nagle nastała ciasnota przez mnogość  wywnioskowanych faktów.
Koce! W misternej, jaskiniowej skrytce znajdowały się dwa koce.
U Madary także.
Okej, wartka praca umysłu jakimś cudem zbudziła we mnie uśpione pokłady energii i dostarczyła resztek sił, potrzebnym do odnalezienia Sasuke. Krążyłam po lesie, nawołując jego imię i wytężając słuch, by usłyszeć odpowiedź. Z moich uszu buchała para – tak męczący był proces myślowy, wymagał więcej ilości szarych komórek niż te, które miałam w zapasach.
- Gdzie jesteś? Gdzie jesteś? – jęczałam do siebie. – Ach!
W piersi odezwał się tępy ból. Upadłam na jedno kolano, ale zmotywowana nowymi odkryciami szybciutko dźwignęłam się do pionu.
- Sasuke!
Dalsza, obsesyjna tułaczka niosła ze sobą ryzyko omdlenia. Że też akurat w takiej chwili musiały odezwać się wszystkie tłumione dotąd ludzkie słabości. Byłam tak głodna, że ze swojego żołądka mogłam zrobić solidny instrument i zabiegać się o miejsce w orkiestrze.
Dlatego kiedy wśród zieleni błysnął mi kontrastujący kolor nie mogłam inaczej, musiałam się uśmiechnąć. Odnalazłam ich! Zmusiłam się jeszcze do paru kroków i nareszcie zobaczyłam to, czego pragnęłam.
Byli dwaj Sasuke… i ja, to znaczy alter Sakura, która z przerażeniem spozierała wzrokiem czubki własnych butów. Alter Sasuke też nie wyglądał najlepiej – ledwie widoczne zmarszczki urozmaicające arcypiękne obliczę sugerowały w jego przypadku poważnie zaniepokojenie, a nawet odważyłabym się nazwać ten wyraz twarzy „strachem”.
Drugi podróżnik w czasie zauważył mnie, a z jego twarzy uszło napięcie, zastępując się wyrazistą ulgą.
- Jesteś…
- Co się stało? – sapnęłam.
Sasuke już miał zabrać się do objaśnień, gdy nagle zmarszczył brwi i przestudiował mnie od góry do dołu.
- Sakura, dobrze się czujesz? Jesteś strasznie blada i… - Jego palec już miał przebiec się po moim policzku, ale zareagowałam w samą porę, odstępując krok w tył. – Och, zapomniałem… - Usta Sasuke zacisnęły się, tworząc cieniusieńką linię. Wyglądał jakby miał ochotę wymierzyć sobie surowy policzek.
- Nic się nie stało. Rozumiem… ja… Cóż… - plotłam trzy po trzy. Uch, ponownie nawiedziło mnie to wstrętne uczucie. Niesamowita, wręcz dotkliwie bolesna potrzeba muśnięcia go. Prędko odchrząknęłam i wzięłam się w garść. – Chyba odsuwanie się od ciebie będzie musiało wejść mi w nawyk.
Sasuke nie spodobała się ta możność.
Mnie też nie. Na ten czas musiałam jednak wyzbyć się obaw o malującej się w szarych barwach przyszłości i dociec prawdy.
Mój wzrok spoczął na szpiegach.
Sobowtór Sasuke trzymał w ręku kartkę. Z początku stwierdziłam, że to ich mapa, z której korzystali wielokrotnie dążąc do Kiri. Jednak im dłużej badałam skrawek, tym bardziej zaczął odbiegać on wyglądem od zapamiętanej wielkości mapy. Karteczka była drobna i nie dorównywała wielkością nawet rozłożonej ludzkiej dłoni. Tym bardziej pojęłam, że coś jest nie w porządku, ponieważ studiujący ją mężczyzna miał minę, jakby był tam nabazgrolony jego własny testament.
- Co to jest? – zapytałam.
- Zły znak – odparł Sasuke. – Znaleźli to przytknięte do tego drzewa… - zrobił pauzę i zimitował klapnięcia w zdrową korę drzewa rosnącego tuż obok. Było rosłe i strzeliste. Jego „ciało” naginało się w przedziwny sposób, a faktura kory tworzyła twarz jakiegoś rozzłoszczonego monstrum. – Wydaje mi się, że to sygnał od Madary - zakończył.
- Madary? – zdziwiłam się.
- Pamiętasz może co mówił Sasuke, gdy walczyli w porcie? „Wpadliśmy w pułapkę” – wyrecytował uroczyście. – Tak sądziłem, że nie doceniali Madary i teraz to przeoczenie daje im we znaki.
- Co pisze na kartce?
- Złudne poczucie zwycięstwa.
- Hę? Co to oznacza?
- Jak mniemam to zwycięstwo ma odniesienie do ucieczki z portu. To jakby taka mała wygrana. Biegnąć tu, oboje cieszyli się z chwilowego bezpieczeństwa. Twój śmiech rozbiegał się po całym lesie. Dopóki tego nie odnaleźli…
Jak mniemam to zwycięstwo ma odniesienie do ucieczki z portu.
Coś zadźwięczało mi w uszach. To potwierdzenie moich wcześniejszych przekonań.
- Sasuke! Gdy zacząłeś ścigać szpiegów ja zostałam w tyle i słyszałam jak armia mówiła coś o pogwałceniu honoru i o chęci zabicia nas. Podejrzewam, że ktoś celowo przykazał im zezwolić nam na ucieczk…
Nim dokończyłam śpiewaną na jednym wdechu wypowiedź, ten wszedł mi w słowo:
- Wiem o tym, Sakura. Oni zdążyli się już tego domyślić – naprowadził mnie na szpiegów niedbałym ruchem brody. – Zauważyli, że armia szybko odpuściła pościg i pozwoliła im zwiać.
- Musimy znaleźć schronienie – Naszą „pogawędkę” przerwał sobowtór Sasuke. Był rozjuszony i wściekły.
- Po co? Żeby dostąpić złudnego poczucia bezpieczeństwa? – Sakura osunęła się na ziemię.
- Należy wszystko dokładnie przebadać i obmyśleć.
- On nas odnalazł Sasuke! Widzisz co jest napisane na tej piekielnej kartce? On wiedział, że tu będziemy! Pewnie zna każdy nasz ruch, zanim my w ogóle zdążymy go wykonać. To koniec. Dopadnie nas… zabije… wścieknie się…
Płaczliwe kwilenie dziewczyny urwało się, gdy jej ciało przysłonił mroczny cień. Wyrwana z czeluści rozpaczy poderwała głowę, a napotkawszy lodowate spojrzenie Uchihów wstrzymała oddech.
Sasuke stał nad nią, drżąc ze złości.
- Czego ty…
Nie mogłam zdusić jęku. Mężczyzna gwałtownie, wręcz brutalnie pociągnął partnerkę za rękę, wydobywając z jej ust syk.
- I to mówi kobieta, która chwilę temu kazała mi walczyć i nie poddawać się?
Sakura zaniemówiła. Wpierw zaskoczyły ją słowa Uchihy, ale z czasem ta emocja zaczęła przeobrażać się we wstyd – wstręt do własnej postawy.
- Ja…
- Nagle chcesz kroczyć inną ścieżką Ninja, co?
- Nie, tylko… Madara… Boję się. Po prostu cholernie się boję… On może coś ci zrobić, z mojej winy. Przez to, że tak zuchwale pragnęłam wrócić do domu, wciągnęłam cię w kłopoty.
Sasuke wyzwolił jej dłoń z uścisku i przyklęknął jak mężczyzna szykujący się do oświadczyn. Nie, teraz bynajmniej nie pomyślałam o romantycznym akcie z filmów…
- Wciągnięcie mnie w kłopoty to akurat nic nowego, Sakura. Robisz to notorycznie.
Moja bliźniczka zacisnęła oczy.
- Wybacz – Głos zaczął jej się łamać. Sasuke wyczuł to i, wyciągnąwszy ramię przed siebie, krzepiąco pogładził jej głowę. Aż za dobrze znałam ten gest. Rozpoznawalny, kojarzony wyłącznie z Sasuke w chwilach, gdy potrzeba mi natychmiastowego pocieszenia.
To musiał być on. Ten sobowtór… to nie sobowtór, a ta sama osoba, tyle, że przedstawiona parę miesięcy wcześniej.
Mężczyzna nachylił się i zaczął mówić ciepłym, łagodzącym tonem:
- Musisz walczyć, by wygrać. Musisz wygrać, by żyć. Musisz żyć, by walczyć. To jest nasza droga Ninja, prawda?
- Prawda – Sakura ze smutkiem pokiwała energicznie głową. Łzy ciekły z jej oczu ciurkiem, radując się upragnionym ujściem.  – Będę walczyć, Sasuke. Chcę cię uwolnić od tego ograniczenia. To wszystko moja wina i w pewien sposób jestem za to odpowiedzialna.
- Och, nie becz – zbeształ ją. – Są lepsze chwile na płacz.
- Na przykład? – Otarła łzę z policzka.
- Na przykład pierwsze przekroczenie bram Konohy, powrót do domu. Nie uważasz, że wtedy twoje łzy lepiej by się prezentowały?
Uważała tak, na pewno. Jednak z jakiś niewyjaśnionych przyczyn zamiast zdusić płacz w sobie i osuszyć wilgotne policzki, alter Sakura rozpłakała się na dobre, chowając twarz w dłoniach i donośnie wyzwoliła smutek przeistaczając go w skowyt.
Sasuke uśmiechnął się z westchnięciem.
- Głupia…
- Mogę cię przytulić? – usłyszeliśmy cichy, przerywany pociągnięciami nosa głosik.
Sasuke aż zatoczył się do tyłu i rąbnął zadkiem o podłoże. Dziewczyna wyswobodziła się ze swojej „tarczy” i spojrzała na niego ubawiona.
- Mogę?
Mina Sasuke zdawała się przemawiać za niego: „Tak nagle, bez niczego?”
A czego on pragnął? Mogłabym go naturalnie pocałować. Wiedziałam jak smakowały jego usta, znałam ich miękkość i kuszący zapach, przy którym odczuwałam drażliwie przyjemne ciarki. Wiedziałam także dlaczego przy naszym pozornie pierwszym pocałunku rozparła mnie taka wewnętrzna euforia i znajomość ścieżki, którą powinnam wytyczać na jego wargach.
Znałam tę trasę już dużo, dużo wcześniej.
W dwójkę przyglądaliśmy się jak moja bliźniaczka nieśmiało usadawia policzek na miejscu, gdzie słychać najpiękniejszą melodię – bicie ludzkiego serca. Tymczasem jej dłonie już nieco pewniej, nie obawiając się odrzucenia, błąkały się wokół jego pleców, by ostatecznie mocno zacisnąć w piąstkach kawałki płaszcza.
Nie pojmowałam skąd wzięło się u mnie te niezłomne przekonanie. Byłam zatem podwójnie rozczarowana, gdy lada przed nastaniem wyjątkowego momentu, ze snu wykaraskały się atramentowe symbole rozpoczynając prawienie swojego rytuału. Po raz pierwszy w przeciągu trwania mojej znajomości z Sasuke zdołałam przewidzieć coś, co nawet nie przemknęło przez jego myśli. Domyśliłam się tego, obserwując jego stopniowo rozwierające się oczy na widok Sakury, która z subtelnością unosi głowę, naprowadzana dłońmi swojego anioła.
Pocałunek był tak bliski. Oboje tego pragnęli. Chociaż przewidziałam to sposobem przesiadujących w namiotach wróżek w otoczeniu misternie wyglądających gadżetów, temperatura moich lic wzrosła, gdy poczułam na sobie kontrolne spojrzenie teraźniejszego Sasuke. Najwyraźniej badał moją reakcję.
Zanim ich usta się złączyły, biel zastąpiła nam obraz, przerywając słodką, odurzającą sielankę.
Odwróciłam się w bok, patrząc jak Sasuke porywa natłok migoczących punkcików.
Mój wzrok niechybnie zdradzał skrytą żądzę. Nie pragnęłam bardziej niczego od pocałowania tego mężczyzny.
I on też tego pragnął.
To była druga rzecz w życiu, której byłam niezłomnie pewna.
***
Podróże w czasie zdołały mi zaszkodzić. Suchość w ustach paliła jak kwas, żołądek kurczył się i nabrzmiewał odsyłając do mózgu nie sygnały, a wręcz warkoty: „Jeść!”. Zadałem sobie jednak ten trud i zadecydowałem jeszcze raz odsunąć ludzkie wymogi na dalszy plan, skupiając się na prezentacjach Shirizoku.
Poza tym jedna myśl nie dawała mi spokoju.
- Oni się pocałowali? – Nie bardzo wiedziałem jak zachowa się Sakura, lecz ku memu zdziwieniu uwierzytelniła wcześniejszą scenę krótkim potaknięciem. W jej oczach zobaczyłem cień szczęścia. Jak u małej, pięcioletniej dziewczynki, która zeswatała ze sobą dwóch kochanków.
Była jak oaza spokoju – nastręczona harmonią i opanowaniem. Dalsze losy szpiegów nie kryły w sobie nic pasjonującego, toteż bez większych napływów adrenaliny przyglądaliśmy się jak Sakura i Sasuke dokonują szacunków. Znaleźli się już w jaskiniowej skrytce i nie dane było nam ujrzeć jakim sposobem ją odnaleźli. Prawdopodobnie wszystko zdarzyło się drogą przypadku, przeczuciem, że aby zostać niezauważonymi, należy bardziej wysilić się w doborze tymczasowego lokum.
- A więc to prawda – Właśnie, z przyjściem trzeciego przeskoku, patrzyliśmy jak szpiedzy rozgaszczają się w kamiennym progach, dyskutując coś na temat niepostrzeżonego wślizgnięcia się do zamku, kiedy moja Sakura przemówiła matowym głosem: - Te koce… zdarzenia… Mieliśmy rację. To oni zajmowali kryjówkę, zanim odnalazł ją Akashi. Cha, to z godziny na godziny robi się coraz bardziej komicznie. Gdy Satoshi dorośnie, opowiem mu o tym wszystkim.
- Matka podróżująca w czasie, co? – błysnąłem zębami w uśmiechu.
- A jakże! Mój syn będzie z tego dumny, zobaczysz!
Zawsze ekscytowała się niewiele znaczącymi faktami…
Wyszeptała imię tego dzieciaka, a ja poczułem się zobligowany do wdrożenia tematu. Satoshi, Satoshi, Satoshi… Zwykły zbieg okoliczności, czy następna sekretna myśl? W zasadzie nigdy nie teoretyzowałem moich imiennych upodobań, nawet minuty nie poświęciłem na zastanowienie się nad ulubionym męskim imieniem, ale faktycznie… dźwięczność w słowie „Satoshi”, a także samo jego znacznie bardzo mi odpowiadały.
I to mnie przeraziło.
Pokrzepiała mnie wyłącznie świadomość, że nadal nie jesteśmy zorientowani w odstępach czasowych. Przecież od miejsca, z którego wystartowali szpiedzy mogło minąć raptem parę dni. Ach, ile zajmuje kobiecie zajście w ciąże?
Przybrałem postawę bezwzględnego kryminalisty, abym skutecznie zatuszował myśli, które przemierzały zuchwale mój umysł. Powinienem się wstydzić, że nikt nie zaopatrzył mnie nigdy w tą wiedzę? Ale poważnie! Pod wieloma względami uważałem, że alter Sakura z wolna powinna zacząć zbierać manatki, przecież musi zdążyć zadomowić się w wiosce, zażegnać konflikty z Ren’em i rzucić się z nim w wir namiętności.
Gdy oczami duszy ujrzałem tą scenkę, momentalnie nastąpiło bolesne kłucie w okolicach serca. Wiedziałem skąd przybyło, wiedziałem w jakim celu – zdążyłam co nieco rozpracować z listy ponadprzeciętnych stanów, w które wprawia mnie Sakura. Coś zwanego „zazdrością” nie mogło znaleźć sobie lepszego momentu na wizytę, doprawdy…
Zapytać się jej? Nie, to nie wchodziło w rachubę. Któżby chciał znienacka powracać myślami do przeszłości? Mógłbym ewentualnie nadmienić coś o czasie, który potrzebuje kobieta do zajścia w ciąże, ale to natychmiast zaowocowałoby rozkwitem podejrzeń – nawet jeżeli mówimy tu o Sakurze.
Co robić?
Kiedy muszę opracować plan ucieczki i wymyślić jak pokonać liczącą setkę wojowników armię, to jestem niezastąpiony, ale gdy w grę wchodzi kobieta, bystry umysł Sasuke kurczy się i chowa w odległych zakamarkach.
- Jak myślisz? – Nagle się odezwała - cichym, spętanym przez troski głosem. Głowę miała spuszczoną i uciekała przed kontaktem wzrokowym. – Ile czasu mogło minąć od opuszczenia Ukrytego Liścia?
Zamarłem.
Zatem nie tylko ja zacząłem pojmować to i owo.
- Nie wiem. Gdy Zetsu planował z Madarą użyć na nas Kyori, napomknął coś o miesiącu.
- Miesiąc? – wybałuszyła oczy. – Wtedy przeminął już miesiąc… Cholera jasna… Przez ten czas zdążyliśmy już rozplanować naszą ucieczkę, wyruszyć do Kiri, a nawet tu dotrzeć i notabene przypłynąć na Michigattę…
Przełknąłem ślinę. Nie byłem do końca pewien czy Sakura myślała o tym samym co ja, jednak gdy nasze oczy się ze sobą spotkały, przekonałem się, że boryka się z identycznym lękiem.
To dopiero byłoby śmieszne… i niemożliwe. Cholernie niemożliwie… Przecież Ren nie mógłby posunąć się do czegoś takiego. Jest arogantem, kosmicznie zuchwałym typem i osobą, która pomiata kimś w imię miłości, ale… Nie, nie, nie! W akcie paniki znów zacząłem podkradać zachowanie od Sakury.
Oboje chórkiem parsknęliśmy śmiechem.
- Co za głupota… - palnęła.
- Racja.
- Przecież Satoshi jest tak bardzo podobny do Ren’a…
Kurczę, powiedziała to na głos! Wolałem uchować w głębi brzmienie tych domysłów – zdawały się być… absurdalne, jak przeważająca suma zdarzeń z przeszłości.
Wyraz twarzy nie zawsze bywa odzwierciedleniem duszy.
Na zewnątrz uśmiechałem się krzepiąco, ale gdzieś głęboko mnie zakiełkowało coś nowego.
Czy równie absurdalne nie zdawało nam się to, że Iyashi to w rzeczywistości Sasuke? Czy za równie absurdalnie nie uznaliśmy ich podobieństwa do nas, przebytych rozmów i nowo odkrytej roli poszukiwanych szpiegów?
Potrzebowałem urlopu.
***
Za piątym razem biel ukazała nam coś bardziej pstrokatego. Znaleźliśmy się w mrocznych zaułkach, na przedmieściach Michigatty. Szpiedzy przylegali płasko do tylnej części czyjegoś domu. Opatuleni byli płaszczami i dzięki Bogu moja bliźniaczka zrezygnowała z posługi sztucznych włosów, wypuszczając na świat swoje naturalne piękno, formujące się w delikatne fale.
Do głowy wbił mi się obraz mieszkanka Tsubaki. Była to surowa konstrukcja, miejsce gdzie baba-jaga oczekiwała Jasia i Małgosi. Teraz, gdy tak staliśmy pośród tych wszystkich domostw, dotarło do mnie, że praktycznie każde z nich projektowane było najwyraźniej przez architekta mającego słabość do dziecięcych baśni.
Duet splótł ze sobą dłonie, a Sasuke wystawiony na przody nieśmiało wyjrzał zza ściany chatki.
- Na ulicach jest mnóstwo królewskiej hołoty.
- Och – spiekłam raka. Wyglądali na mocno zżytych. Od razu przeczułam, że alter Sakura wykorzystuje każdą okazję do utrzymania cielesnego kontaktu.
- Mówiłam ci, żebyśmy przedarli się drugą stroną!
- Ucisz się! Tam było ich znacznie więcej!
- Mógłbyś chociaż raz mi zaufać? Studiowałam wiele książek o zamczyskach i sposobach na rozstawienie wojsk w królestwach!
Bliźniak Sasuke wślizgnął głowę z powrotem za chatkę i z miną gotową do droczeń nachylił się nad partnerką:
- Studiowałaś książki o zamczyskach? – zapytał z warkotem. – Masz na myśli głupkowate powieści fantasy, hę?
- Kretyn! – Sakura wymierzyła mu cios w plecy.
Jednak źle odczytałam pierwsze wrażenie. Intencje mojej bliźniaczki wcale nie skłaniały się ku częstym cielesnym kontaktom. Ona po prostu pragnęła być blisko, żeby w chwilach napięcia solidnie mu przyłożyć.  
Rozległ się łoskot uderzającego o siebie żelaza i oboje spójnie przycupnęli.
- Ćśś – nakazał on.
Dziewczyna mlasnęła językiem.
- Przecież nic nie mówię.
Zapadła cisza. Z ulicy dobiegały nas gwary rozmów i odgłosy krzątanin. Strażnicy spacerowali po ulicach, gawędząc i postukując ostrzem w powierzchnię metalicznych tarcz. Usłyszeliśmy nawet ich ciche, znużone pogwizdywania.
- Gdyby tylko było wiadomo czy można dostać się do zamku innym wejściem, niż głównym – wymamrotał Sasuke.
- Mogę to sprawdzić! – Sakura z hartem ducha zgłosiła się na ochotnika i poderwała z miejsca. Zanim pierwszy jej krok zaszeleścił na trawie, Uchiha pochwycił jej płaszcz i przeciągnął z powrotem na wcześniejszą pozycją. – Hej!
- Siedź cicho.
- W ten sposób do niczego nie dojdziemy. Moglibyśmy się rozdzielić – zasugerowała.
- Nie ma mowy – powiedział głosem nieznoszącym sprzeciwu, który jednocześnie obwieszczał koniec negocjacji. – Znajdziemy inne wyjście.
- Dlaczego? Gdybyśmy ruszyli osobno, szanse na sukces automatycznie by wzrosły. Obiecuję, że będę sumiennie pilnowała tych stu metrów i nie przekroczę wskaźnika.
- Przecież powiedziałem „nie”! – W odróżnieniu od ich wcześniejszych awantur, Sasuke zawarł w swym głosie skupisko bodajże wszystkich istniejących na tym świecie, negatywnych emocji. Moja bliźniaczka podskoczyła jak przy nagłym oparzeniu ogniem i, nadąsana, skuliła się w ciasny kłębek. To można było przetłumaczyć na coś w rodzaju: „Od teraz radź sobie sam.”
Ciekawe dlaczego Sasuke nie przystał na moją idee. Poprzednie ich rezultaty wcale nie dowodziły, że każdy mój pomysł dopełnia tragedia. Moglibyśmy rozstać się zawczasu i faktycznie podwyższyć o dwa kroć szansę na powodzenie. Tym bardziej, że zapasowe wejście, o którym marzyli naprawdę istniało. Owszem, wiodło ono do mrocznych, spowitych cieniami lochów, z których nie wiązałam najserdeczniejszych wspomnień, ale stamtąd bez trudu można znaleźć spiralę schodów, która doprowadzi wprost do komnaty Tenshi’ego Tomoko.
Z bezsilności zaczęło palić mnie całe ciało. Ile dałabym za godzinkę rozmowy z nimi!
- Masz lepszy pomysł, mądralo? – zapytanie Sakury w rzeczywistości zabrzmiało jak pierwsze, nieśmiałe słowa po pyskówce z rodzicem, który i tak zwykł mieć rację.
- Armia porusza się grupami. Moglibyśmy przeczekać aż znikną wśród budynków i wtedy rozejrzeć się za wejściem. Jeśli jakieś się znajdzie, straż będzie pełnić tylko kilka wojowników. Pokonamy ich bez robienia hałasu i wedrzemy się do środka.
- Pięknie to brzmi. Teraz to ty mówisz jakbyś naoglądał się za dużo thrillerów. Naprawdę sądzisz, że to wypali? Halo! Mamy do czynienia z królewskim orszakiem. Jestem przekonana, że tych, w twoim mniemaniu, kilku wojowników pełniących straż będzie w rzeczywistości czterokrotnie więcej.
Sasuke łypnął na nią złowrogo znad ramienia.
- Akurat teraz twój bezmyślny zapał i nadzieja w niemożliwe wyparowały?
- Jestem na ciebie obrażona, nie dziw się.
- Przyszła kolej na twoją sugestię – powiedział i obrócił się w jej stronę. On chyba nie miał pojęcia jak ciężko jest coś wykombinować pod ciężarem tych pięknych oczu.
- Przecież powiedziałam ci już co uważam za najrozsądniejsze. Rozdzielenie się! – syknęła.
Sasuke pstryknął palcami przed nosem Sakury, a potem dźgnął opuszką jej czoło.
- Kiedy wreszcie dotrze do twojej główki, że mając ciebie w zanadrzu rozdzielenie się nie jest dobrym pomysłem.
- Och, okej… Wyczuwam w tym wyraźną obrazę, ale zaryzykuję i wysłucham dokładniejszych argumentów odnośnie twojej decyzji.
Ona była gotowa przyswoić jego krytyczne wyrzuty, zaś on sprawiał wrażenie stąpającego po kruchym lodzie śmiałka, który właśnie stawia ostatni krok przed wyśnionym lądem. Oczy miałam nasycone pożądaniem – pragnęłam tu i teraz poznać jego powody. Dlaczego odtrącił moje pomysły bez żadnej kontrargumentacji?
Kiedy myślałam, że moja płomienna ciekawość zostanie uśmierzona, szpiegów przysłonił czyiś cień, zupełnie tak jak w lesie, gdy Sasuke stanął nad dramatyzującą Sakurą. Nie tylko duet zaskoczyło okryte ciemnością obliczę. Zerknęłam w bok i instynktownie odskoczyłam, wystraszona stojącą nieopodal mnie postacią.
Jak spod ziemi wyrosła przed nami wysoka, patykowata dziewczyna o nogach długich jak latarnie, które, jakby onieśmielone chowały się pod przykryciem sięgającej do kostek, niemodnej spódnicy. Zawędrowałam wzrokiem wyżej i napotkałam okropnie wysłużony sweterek w kolorze wypłowiałej żółci. Do tej pory myślałam, że krzyki szpiegów dobiegły uszu jakieś wrażliwej, sknerowatej staruszki, która przybyła z kazaniem, ale im wyżej podążałam oczyma, tym bardziej docierało do mnie jak młode jest to ciało.
I twarz…
Twarz nastoletniej dziewczyny podobnie jak reszta, chowała się pod okrągłymi szkiełkami. Jej włosy, wysuszone i kędzierzowate upięte były nisko w dwa kucyki, ale to mimika pozostawała najwięcej do życzenia.
- Moglibyście się uciszyć? Liczyłam na relaks przy morzu – oznajmiła głosem ochrypłym i niezrażonym. Konfrontacja z dwoma, zakradającymi się od tyłu intruzami nie wywarła na niej wrażenia.
Szpiedzy patrzyli na nią z oczami jak momenty. Nic dziwnego, jej pojawienie się było najmniej spodziewane i równie prawdopodobne co uderzenie komety w ziemię.
- Kiedy ona… - Drugi podróżnik w czasie wrósł w ziemię.
 - Co tu robicie? – ciągnęła dziewczyna. Przekrzywiła głowę i dokonała szybciutkich oględzin. – Nie wyglądacie najlepiej. Niech zgadnę… próbujecie dostać się do króla?
Sakura odzyskała głos jako pierwsza:
- Tak! – jęknęła. – Właśnie to za…
- Ucisz się – Sasuke zatkał jej buzię i zepchnął delikatnie w tył.
- Hej, to niegrzeczne – upomniała go nowo przybyła, ale jej twarz pozostawała kamienna. Była jak zaprogramowany cyborg. Zdawało się, że nawet płacz wyrażać będzie tym samym, matowym tonem. – Nie jestem żadnym szpiegiem, ani sową na posyłki. Miałam ochotę przespacerować się po porcie, ale wasza kłótnia mi w tym przeszkodziła.
- To bardzo wiarygodna historyjka. Masz coś jeszcze w zanadrzu?
- Pajdę chleba – Nastolatka uniosła dłoń i rzeczywiście, tkwiło w niej pożywienie. Pomimo tego, że nasze obecne położenie redukowało zapachy, tak czy owak ślinka pociekła mi na widok kromki. Musiała być chrupiąca, a zarazem miękka i…
Alter Sasuke zareagował zupełnie inaczej – musiał być najwyraźniej syty i odżywiony, bo zachowanie obcej dziewczyny wytrąciło go z równowagi.
Sakurze w końcu udało się odepchnąć jego szczelną dłoń.
- Nigdy więcej tak nie rób – warknęła. – Widzisz! Gdybyśmy się rozdzielili nie doszło by do tego!
- Chcecie? – Nastolatka ochoczo podsunęła im pajdę pod nos.
Sasuke spojrzał na jedzenie jak na śmiercionośnego wirusa i wydukał:
- Kim jesteś?
- I czym masz równo pod sufitem? – dorzuciła moja bliźniaczka.
- Jestem Tanaki – skłoniła się. – Mieszkam niedaleko i właśnie wybra…
- Tak, tak… wybrałaś się na spacer, nie musisz się powtarzać – fuknął Sasuke.
- Nie obawiajcie się. Naprawdę nie jestem żadnym zwiadowcą z zamku. Musicie być Ninja, prawda? Nie wykryliście płynącej we mnie chakry, bo tak naprawdę żadnej nie mam. Jestem zwykłym, bezwartościowym człowiekiem.
Rany! Ta dziewczynka wyglądała (i mówiła) jak sztywna księgowa.
Wkrótce przyłapałam mojego Sasuke na wydłużonym kontakcie wzrokowym. Posłałam mu pytające spojrzenie, ale on tylko wzruszył ramionami, a jego spojrzenie spoczęło na dziewczynie. Wyglądał jakby nad czymś poważnie rozmyślał. Jego czoło powitało uroczyście swoją słodką bruzdę.
- Chcesz nas podkablować? – zapytało moje alter ego.
Z ust Tanaki wypłynął jakiś charchot. Zrozumiałam, że dla księgowej był to chichot.
- Mam lepsze rzeczy do roboty, uwierzcie mi.
- Więc dlaczego do nas przyszłaś?
- Hmm – zastanowiła się przez chwilę. – Przypadkowo usłyszałam fragment waszej rozmowy… Musiałam się wtrącić.
Sasuke zwątpił.
- Wtrącić? Po co? Do czego?
- Jesteście parą? – wypaliła prosto z mostu, siejąc spustoszenie w naszych sercach. Reakcja sprzed paru minut powtórzyła się – duet znów wyglądaj jak po doświadczeniu zjawisk paranormalnych.
- Co? – Wydawali się wzburzeni nie tylko bezpośredniością, ale samym zapytaniem.
- Czyli nie?
- Jasne, że nie! – Sakura nerwowo przełknęła ślinę.
- Świetnie. Muszę więc odnieść się do waszych poprzednich słów, a szczególnie taktyk księciunia.
- Taktyk?
- Księciunia?
- Otóż to – Tanaki splotła ręce na piersi patrząc na nich z wyższością. – Ty… bardzo nie lubisz mówić o swoich uczuciach, co?
Szpiedzy spojrzeli po sobie kompletnie oniemiali.
- Ja? – Sasuke z niepewnością dźgnął się palcem w tors.
- Otóż to. Jesteś tym typem mężczyzn, których najbardziej nie znoszę. Stawiasz swoją dumę ponad wszystko i starać się zagłuszyć sygnały własnego serce. Och, to takie nierozsądne. Raz na jakiś czas należy odsunąć na dalszy plan swoją „wyniosłość”, zwłaszcza jeżeli chcesz zdobyć kobietę.
- Kobietę?
- Dojrzały osobnik płci żeńskiej. Rożni się od ciebie genetycznie.
Zatkałam usta, by zdusić w sobie śmiech.
Mój Sasuke potrząsnął głową z politowaniem i pomimo, że to nie on był na celowniku Tanaki, pogroził mi pięścią.
- Nadal nie pojmujesz? – Dziwaczka nie poprzestawała na jednym. Schyliwszy się, wsparła jedną dłoń na biodrze, a drugą uchyliła badawczo okulary. – Mężczyzna ma inny układ. Kobiety nie posiadają w tym miejsc…
- Aaaa! Okej, okej… rozumiem! – Wreszcie zainterweniowałam. Moje alter ego, całe poczerwieniałe ze wstydu, zaczęło wymachiwać dramatycznie rękami. – To jakiś sen – Delikatne pacnęła się w policzek. – Obudź się, Sakura. Obudź się…
- Kim ona do licha jest? – zapytałam Sasuke.
Spojrzał na mnie jak na wariatkę.
- Jak to kim?
- Hę?
Nie dogadaliśmy się.
- Kpisz sobie ze mnie? – Sasuke z przeszłości zaczął przejawiać pierwsze widoczne wpływy krwi Uchihów. Gdyby nie podtrzymująca go Sakura, już dawno rozszarpałby Tanaki na strzępy.
- Ja udzielam ci tylko potrzebnym wskazówek! Jeżeli tak bardzo troszczysz się o tą dziewczynę, mógłbyś jej to wprost powiedzieć, a nie krzyczeć bez powodu i krytykować jej pomysły na rozdzielenie się. To bezsensu! Wiem, że typom twojego pokroju nie przychodzi to łatwo, ale… na litość boską, jeszcze chwila, a ona straci cierpliwość.
- Naprawdę? – Oczy mojej bliźniaczki rozbłysły. Natychmiast wlepiła pojaśniałe spojrzenie w partnera. – Dlatego nie chciałeś się rozdzielać?
Sasuke wbił siekacze w dolną wargę i odwrócił wzrok.
- Do diabła. Co to za komedia? Kim ty jesteś, żeby udzielać mi swoich pseudo-porad?
- Jestem dziewczyną, która nie może patrzeć na dwójkę niespełnionych kochanków, to tyle – Księgowa zaszczyciła nas ponurym uśmiechem. Aż ciarki przebiegły mnie po plecach. Tak namiętne i pełne pasji słowo jak „kochankowie” zabrzmiało formalnie wypowiedziane jej głosem. – No tak jak, książę? Weźmiesz sobie moje słowa do serca?
- Ja chcę tylko dostać się do zamku – jęknął z żałością. – Nic więcej.
- Z tyłu jest wejście do lochów. Stamtąd można dostać się do środka, napotykając tylko kilku strażników.
W tym momencie typ, którego nie znosi Tanaki dostał zastrzyk wigoru.
- Mówisz prawdę?
- Dlaczego miałabym kłamać?
- Bo jesteś pokręconą dziewczynką, która chciała podzielić się z nami pajdą chleba – wtrąciła Sakura.
Tanaki przerzuciła na nią swojego sokole oko.
- Tobie też dobrze radzę. Jeśli chcesz dotykać swojego księcia częściej, powiedz mu to. Jestem przekonana, że wiesz jak zimni są tacy mężczyźni. Sami niczego od siebie nie zrobią. Musisz dać im wyraźny znak.
- To pomoże? – otworzyła usta z podziwem.
Sasuke zdzielił ją po głowie.
- Sakura, weź się w garść!
Księgowa znów się uśmiechnęła i od razu przeczułam, że należy obawiać się owego uśmiechu. Biła od niego podłość i przebiegłość. Chyba właśnie przechytrzyła kogoś w rachunkowości.
- Jego reakcja mówi sama za siebie. Poza tym… czy kiedyś ci odmówił jak prosiłaś go o dotyk?
- Eee… raczej nie… - Sakura potarła się po brodzie, przyoblekając maskę filozofa.
- A widzisz! Posłuchaj mnie, a nie pożałujesz!
- Hej, hej, hej… - Zniecierpliwiony Uchiha pomachał Tanaki przed nosem. – Gdzie jest to tylne wejście?
- A gdzie zazwyczaj są tylne wejścia? – zapytała uszczypliwie moja bratnia dusza.
Brawo, tak trzymać! Nawet wzrok płatnego zabójcy jakim odpłacił jej się Sasuke, nie był w stanie zedrzeć złośliwego uśmieszku z twarzy Sakury.
- Księżniczka ma rację. Wystarczy, że okrążycie budynek – wyjaśniła Tanaki. – Jest tam las, który idzie w parze z kamuflażem. Celi pilnuje w środku dwóch strażników. Nie mamy zbyt wielu więźniów. Rekordowy wskaźnik to trzy.
Na ich twarzach nie wyrysowała się nawet doza wdzięczności. Będąc w ich skórze prawdopodobnie sama miałabym z tym problem. Co mi ze zdobytych informacji, jeśli mogą okazać się pułapką na głupią zwierzynę?
- Dlaczego nam pomagasz? – zapytał ostrożnie Sasuke.
- Słyszałam o zwoju. Podobno mój wuj wykradł go z jakieś wioski Shinobi, a ja nie pałam do niego zbytnią sympatią. Zostawił nas. Plotka o tym, że ludzie z zewnątrz przybyli tu, aby go odzyskać już od kilku dni rozmnaża się po miasteczku. Wciąż słyszę o różowych włosach i… faktycznie, twoje włosy są różowe – Tanaki niestrudzenie chwyciła ich pasmo. – Jak jedwab.
- Umm, dziękuję bardzo – Sakura oblała się dorodnym rumieńcem, ale szybko spoważniała. – Sasuke, idziemy tam?
- Chyba będziemy musieli zaufać tej dziewczynce.
- Uważajcie na mojego wujka. Sądzę, że tych wszystkich ludzi, których od niedawna gości przyciąga obecność tego zwoju. Nie wiem co w sobie zawiera, ale jest niebezpieczny. Co prawda od czasu tej pogłoski nie mamy już braków w surowcach, ale onieśmiela mnie ta ilość podejrzanie wyglądających intruzów, którzy przypływają na Michigattę. Boję się, że on się w coś wpakował.
- Tenshi Tomoko? – upewniła się Sakura.
Tanaki potaknęła.
- Jest twoim wujkiem? Król?
Sasuke także zaniepokoiło to odkrycie. Przestał zaglądać na spacerujących strażników, tylko z powrotem otaksował nastolatkę.
- Jesteś rodziną króla i mamy ci zaufać?
Osłupiałam. Zwykle w szokujących momentach podczas czasoprzestrzennych wędrówek sięgałam po pomoc do Sasuke i uczyniłam tak samo i tym razem. Natychmiast skierowałam głowę w jego stronę, usiłując podchwycić uwagę czarnych oczu. Kiedy to się stało, zgłupiałam, bo Uchiha prezentował się względnie normalnie.
- Sasuke! – zawołałam na niego oskarżycielsko. – Słyszałeś to?
Jego mina odpowiedziała: „O czym ty mówisz?”.
- Tenshi Tomoko jest jej wujkiem!
- Przecież wiem… - wydukał zdziwiony. – To przecież Tanaki, bliźniacza siostra Tsubaki.
Umilkłam. Szpiedzy roztrząsali z dziewczynką od pajdy chleba czy ruszyć za jej wskazówkami, a ja próbowałam posegregować szalejące myśli. Sasuke przyglądał mi się z dwoma pytajnikami gorzejącymi na tle jego czarnych tęczówek, a potem wszystko zrozumiał:
- Nie mów mi, że dopiero teraz to rozwikłałaś…
Nie odpowiedziałam. Imię siostry Tsubaki najzwyczajniej w świecie uciekło mi z pamięci. Kto by tam spamiętał wszystkie te barwne postaci z Michigatty?
Sasuke wypuścił powietrze i potarł sobie czoło.
- Na litość boską. Przecież to było oczywiste od kiedy się przedstawiła. Myślałem, że się połapałaś.
Ach, teraz już wiedziałam skąd to zaszyfrowane spojrzenie z jego strony, w czasie, gdy nastolatka wymówiła swoje imię po raz pierwszy.
- W ogóle nie są do siebie podobne…
- Wcale nie muszą.
- Stawiamy wszystko na jedną kartkę! – przerwał nam głos alter Sakury, która rozprostowała kości i zwinęła dłonie w pięści. – Jeśli to, co mówi Tanaki okaże się kłamstwem, bądź pułapką wydostaniemy się z tych lochów, choćby nie wiem co. Będziemy walczyć Sasuke, pamiętasz?
Tanaki dziabnęła kawałek pajdy i zaczęła ją przeżuwać. Mój żołądek skamieniał, podsycony tym widokiem.
- To wy idźcie i roztrząsajcie sobie czy warto próbować, a ja wracam na spacer.
- Nie wiem czy mam ci podziękować… - Sakura spojrzała na nią onieśmielona. – Gdy wpadniemy w pułapkę, będę tego żałować.
- Więc nie dziękuj. Załatwisz to później, gdy już odzyskacie zwój. Powodzenia, księżniczko.
Sasuke podniósł się do pionu i odprowadził Tanaki wzrokiem, póki tej nie pożarły gęste kępy krzewów i opasłe cielska drzew.
Opowieści okazały się prawdziwe. Te, które początkowo odrzuciłam, uznając za bezwartościowe. Po dziś dzień pamiętałam jak z Akashi’m notowaliśmy każdą, najdrobniejszą zaszłość, prócz historii o czarnym księciu, autorstwa bliźniaczej siostry Tsubaki.
Jęknęłam.
Cóż za paskudny brak profesjonalizmu.
Reszta podróży zapowiada się bez niespodzianek. Dla nas, rzecz jasna. Szpiedzy musieli jeszcze zmierzyć się z kilkoma przeciwnościami i oczekiwać nas troszkę późnej, podczas tych najistotniejszych zdarzeń, które odmienią teraźniejszość. Tym oto sposobem, gdy Sakura i Sasuke dotarli na wskazane przez Tanaki tyły zamku, w miejsce, gdzie z Akashi’m parodiowaliśmy dzieci, żeby wypędzić strażników, atramentowe znaki Shirizoku zapowiedziały zbliżającą się teleportację.
Poczułam zawód. Ufałam Tsubaki, lecz Tanaki była dla mnie wielką niewiadomą, dlatego chciałam przekonać się czy słusznie jej zaufano.
Stałam w miejscu, gdzie ostatnimi czasy podkradaliśmy się z niecnym planem odbicia Ren’a, Tylna ściana zamku wciąż była w opłakanym stanie, grożąc zbliżającym się śmiałkom ciosem z opadających szczątków cegły.
Spochmurniałam. Od czasu tych wszystkie dojmujących odkryć, to właśnie spotkanie z Tanaki zbudziło we mnie uśpione pokłady humoru. W trakcie czasoprzestrzennych podróży nie znalazłam dotąd okazji do szczerego śmiechu.
Jednak zanim zniknęliśmy na dobre, zdarzyło się coś magicznego. Wierzyłam, że stał za tym mój skryty anioł stróż, który z zasady ukazywał się, aby wesprzeć mnie zbawiennymi myślami. Sasuke stanął jak wryty, zauważając to samo co ja.
Szpiedzy nie przestąpili jeszcze progu misternych, tylnych wrót. Alter Sasuke przygwoździł Sakurę do ściany i ujął w dłonie jej policzki. Z tego punktu widziałam tylko znak Uchiha na jego plecach i rozwichrzone włosy Sakury. Od razu pożałowałam potrzeby, która przywiodła mnie do miejsca wspomnień, zamiast posłać za duetem.
- Nie zgodziłem się na rozdzielenie, bo bałem się, że coś ci się przytrafi – wysapał z pełną powagą.
Z emocji zabrakło mi powietrza. Musiałam nabrać solidny haust na zapas.
Sakura nie dziwiła się długo jego postępowaniu. Zajrzała głęboko w czarne oczy i szepnęła:
- A ja chcę cię całować i dotykać… Bałam się tylko odrzucenia.
Pocałunek uświetnił ich oszałamiające wyznania. To właśnie takie chwile sprawiały, że plułam sobie w brodę za własne ubytki w pamięci. W umyśle odegrałam scenę zawodów w przeciąganiu liny. Po jednej stronie ustawiło się ukryte we mnie, szczere, wspomagające jestestwo i głośno spekulowało odnośnie Madary. Wyrządził nam mnóstwo szkód, uprzykrzył życie i zadbał, aby do granic możliwości strudzić naszą drogę do poznania prawdy. Zasłużył na najsurowszą karę. Gdybym mogła, cofnęłabym czas, przywróciła go do życia i samowolnie poćwiartowała na kawałki, pławiąc się w jego krwi i spazmach bólu.
„Nie!” sprzeciwiła się osoba po drugiej stronie. Pociągała za linę z zachłannością. „Nie patrz wstecz, podążaj przed siebie. Przyszłość budują twoje marzenia. Musisz natychmiast odciąć się od tego co niegdyś potępiałaś. Nie pozwól, żebyś popełniła ten sam błąd co Sasuke!”
Madara nie żyje.
Poniekąd odpłaciliśmy się za doświadczone szkody – to powinno wystarczyć. Nawet jeśli w trakcie bitwy, w której nie uczestniczyłam, żaden z walczących nie wiedział jeszcze, że gdzieś w przeszłości kryją nienaruszone dotąd sekrety.
Minutę lub dwie później naszym oczom ukazały się znajome szczeliny, wyrwy i zmurszałe ściany, pokąsane zębem czasu. Poczułam się bezpiecznie, goszczona w progach jaskini, która przecież częściowo naznaczyła się w naszych sercach jako schronienie. Z pasją rozejrzałam się wokoło, a każdy detal jej wnętrza przywodził mi na myśl powiązane z nim wspomnienie. Być może tą ścieżką stąpałam niedawno wspólnie z Akashi’m, gdy raczył mnie oprowadzić po jaskini jak fachowy przewodnik.
Byłam wesolutka, podekscytowana. Wygnałam z pamięci wcześniejsze depresyjne sceny, przestałam na siłę komponować biegi zdarzeń, które sprowadziły nas do tego punku, zataiły przeszłość i przysporzyły cierpienia. Huśtałam się w te i we w tę na piętach, przebiegając palcami po ścianach z wyobrażeniem, że naprawdę czuję opuszkami ich twardą fakturę.
- Cieszę się, że Tanaki wprawiła cię w taki radosny humor – Sasuke rzucił mi przelotne spojrzenie. – ale dla twojej wiadomości, jesteśmy tutaj sami, a po szpiegach nie ma śladu.
Choć zaskoczył mnie tym napomknięciem, udałam, że byłam tego świadoma od początku.
- Na pewno zaraz się znajdą.
- Tak czy inaczej do tej pory nie zdarzyło się, żebyśmy wylądowali odseparowani. Zawsze stawaliśmy się świadkami jakiegoś wydarzenia.
Starając przybrać się minę profesjonalisty, otaksowałam otoczenie. Odszukanie punku zaczepienia okazało się pestką, ponieważ nieomal natychmiast moją uwagę przykuły dwa, niezapomniane kamienie, z którymi kiedyś siłował się Sasuke. Pamiętałam też, że bardzo efektowanie wykonałam za niego brudną robotę.
- Popatrz – Wysunęłam palec wskazujący. – Tam jest wejście do naszej kryjówki. Szpiedzy muszą znajdować się w środku. Może Zetsu pogmatwał coś z teleportacją i omyłkowo wyrzucił nas dalej od zamierzonego obiektu.
- Być może – Sasuke skierował się ku głazom, ale buchający w nim płomień podejrzliwości w ogóle nie przygasnął. Zawsze był zbyt wyczulony na nagłą zmienność – spróbowałam to zaakceptować i poczłapałam za nim.
Na starcie przywitały nas zduszone pojękiwania i szmery wyślizgujące się zza ściśniętych skał.
Przystanęłam w półkroku.
- Co to?
- Miałaś rację. Są w środku – przyznał Sasuke, zdziwiony tym, że coś mogłoby urzeczywistnić moje założenia.
- Mówiłam ci. To Zetsu schrzanił. Masz ochotę przećwiczyć siłę swoich mięśni i porównać ją do ostatniego razu, czy zrzucasz to na moje barki? Siła Piątej Hokage zmiecie te głazy z powierzchni.
- Nie mógłbym ci odebrać tej przyjemności – uśmiechnął się prowokująco.
Totalnie zaskoczyło mnie jego podejście. Sasuke właśnie zezwolił kobiecie na umniejszenie męskiej dumy, drogocennej kosztowności, którą skrywał w sobie każdy samiec alfa.
Niemniej jednak wzruszyłam ramionami i ruszyłam naprzód. Bez ustanku czułam na plecach ciężar jego spojrzenia i to jak przenikliwie obserwuje moje poczynania. Może to jakiś dyskretny test? Sprawdzian moich umiejętności i ocenienie pożytku? Zaczerpnąwszy powietrza zamierzałam podeprzeć się na kamieniu, by dokładniej nałożyć ciemne rękawiczki, gdy niespodziewanie natrafiłam na pustą przestrzeń.
Sasuke okrutnie zarechotał. Byłam na tyle zdezorientowana, żeby nie zwrócić uwagi na rzadkość takich zjawisk.
- Oszukałeś mnie!
- Myślałem, że się zorientujesz – rzekł z gorzką satysfakcją. – Zbyt często zdarza ci się zapomnieć o swojej niematerialności w tym świecie.
Odwróciłam się do niego plecami i jak przystało na upokorzonego pewniaka, zdecydowałam się na ryzyko, podejmując próby uratowania zhańbionego imienia.
- Wiesz… Nie na co dzień mam problem z przenikalnością. Zazwyczaj, gdy sięgam po książkę podnoszę ją, a gdy chcę coś przesunąć, po prostu pozbywam się tego z drogi, jasne?
- Nie musisz się usprawiedliwiać. Chodźmy wreszcie.
Sasuke ruszył przodem. Patrzyłam jak wnika w kamienistą powierzchnię, zastanawiając się co powiedziałaby Ino gdybym opowiedziała jej o zdarzeniach ostatnich dni. Z natury nie tylko byłam gadułą, ale zarówno kobietą – to oznaczało, że można było mi wybaczyć tą nagłą chęć zwierzenia, pomimo nieukończonego etapu tułaczki.
Wypełniłam płuca świeżością i poszłam w ślady Sasuke. Gwiazdy zaczęły migotać wokół mojej głowy, wirując oraz ucierając w powietrzu jakieś ścieżki. Przez chwilę znów pożałowałam aparatu fotograficznego, który zamiast pstrykać zdjęć, leżał wciśnięty w jakiś zapomniany kąt w moim domu. Otrząsnęłam się i zmaterializowałam we wnętrzu skrytki.
To co ujrzałam przeszło moje najśmielsze oczekiwania.
Duet zajmował przeciwległą stronę pomieszczenia. Moja bliźniaczka leżała pod okryciem czerwonego koca, a Sasuke właśnie zasypywał jej szyję ognistymi pocałunkami. Ciało dziewczyny płonęło. Wiła się w spazmach rozkoszy postękując cichuteńko. Oczy miała przymknięte, a twarz zlaną potem.
Co, do licha?
Wkrótce Sasuke zaczął spełzać coraz niżej i niżej, poszerzając znajomość swoich terenów, na których przecież miał tyle do zrobienia. Poczułam, że brakuje mi tchu, a krew zakrzepła w żyłach.
Oni…
Nie mogłam się powstrzymać przez odruchową kontrolą. Wielką niewiadomą było dla mnie to, co dzieje się pod ukryciem bawełnianej płachty, lecz wiedziałam, że z mojej bliźniaczki zdarto ubrania od pasa w górę.
Choć widok był wstrząsający, musiałam przyznać, że snop światła z latarki umiejscowionej w kącie, uświetniał ich miłosne uniesienia, tworząc gęste cienie.
To było tak okropnie zawstydzające…
I Sasuke to widział. Widział jak się całuję… z nim. Widział jak jęczę pod wpływem jego elektryzującego dotyku. Widział jak rozkosznie rozchylam wargi, by raz jeszcze wypłynął z nich dźwięk nalegający: „Jeszcze!”.
Chyba nigdy w życiu nie czułam się tak upokorzona.
Ładunek emocji nieomal zwalił mnie z nóg. Zatoczyłam się do tyłu i podążając tym śladem, czym prędzej powróciłam na melancholijnie, uśpione w bezkresnej ciemności korytarze jaskini. Tutaj nie było miejsca na pary przeżywające swoje miłosne uniesienia, tutaj panował spokój… Tu mogłam odsapnąć, wygnać wszystko z pamięci… Przez chwilę roztrząsałam nawet możliwość gruchnięcia w coś głową. Jeżeli upadek ze schodów kasuje trzy miesiące, to planowany zabieg usunąłby co najwyżej dwa tygodnie. Wyśmienicie! Tym sposobem pozbyłam się jednocześnie kilku innych, upokarzających zaszłości, jak na przykład depresyjne oświadczenie Itachi’emu o uczuciach względem jego brata.
Cholera… Dopadły mnie ciarki na samo wspomnienie.
Sasuke wylazł z wnętrza jamy sekundę później i prawdę powiedziawszy wyglądał tak jakby dołączył się do igraszek szpiegów. Pot spływał mu po twarzy, a płytkie oddechy zaczęły komponować się z dobiegającymi zza głazów stęknięciami.
Wiedząc, że niewykluczenie przypominam bardziej pomidora, niż istotę ludzką, ukryłam się za niezawodną kotarą włosów, a oczy pozostawiłam spuszczone.
Sasuke nie odezwał się słowem, tylko zwrócił się do mnie plecami.
- Już? – zapytałam.
- Nic nie wiemy, Sakura. Od czasu spotkania z Tanaki mogło minąć kilka dni, miesięcy… Zetsu nie pokazuje nam wszystkiego.
Intonacja jego głosu dała mi wyraźnie do zrozumienia, że mogłam się w ogóle nie odzywać.
Przytkałam sobie uszy. Dochodzące do mnie dźwięki były nie do zniesienia. Przedzierały się do podświadomości, przyczyniały się do rozpętania chaosu. Moje myśli rozbiegały się po umyśle i zaczęły proces nieskończonego mnożenia.
Co powinnam rzec? Jak się zachować?
- Sasuke – Nie wiedziałam nawet czy ten przyciszony, ochrypły głosik do niego dotarł. – My… albo oni… Widziałeś mnie nago… kiedyś… Jak?
- O to się martwisz? – zapytał z drwiną.
Nie.
Albo tak.
Nie miałam najbladszego pojęcia co tak właściwie doprowadziło mnie do zgnębienia. W przeciągu trzymiesięcznych enigmatycznych zdarzeń zakochałam się w Sasuke Uchihe… z wzajemnością, albo bez. W każdym razie uczuciowe zawirowania sfinalizowaliśmy upojną nocach przy akompaniujących nam cieniach. Wciąż jednak nie rozstrzygnęłam dylematu.
Co wzbudza we mnie niepokój?
- Wydarzyło się coś strasznego - lamentował Sasuke. Jeszcze nie dane było mi ujrzeć jego oblicza.
- Co takiego?
- Nie udawaj, Sakura. Doskonale wiesz co mam na myśli. Jeśli przeminęły dwa, trzy miesiące… Jesteśmy skończeni.
Nie. Ja w to nie wierzyłam. Co więcej, rozzłościł mnie jego osąd.
- Jedno takie zdarzenie nie czyni cię od razu ojcem mojego syna – powiedziałam z prostotą.
Sasuke w końcu się odwrócił. Spojrzał na mnie z lekko rozwartymi oczami, a po minucie potrząsnął głową. Emocje na jego twarzy były wyrysowane z taką wyrazistością, że moment odkrycia drugiej twarzy Iyashi’ego zdawał się być przy tym pestką.
- Ren jest ojcem Satoshi’ego. Bez względu na wszystko – Przytknęłam dłonie do miejsca, gdzie niespokojnie tłukło moje serce. – Powiedział mi to, gdy obudziłam się w szpitalu. Jaki mężczyzna byłby zdolny do podszycia się pod ojca czyjegoś dziecka? To niepojętne, Sasuke… Nie możesz sądzić, że Ren mnie oszukał. Zdajesz sobie sprawę z wagi tego kłamstwa? Nikt nie byłby w stanie go udźwignąć.
W odpowiedzi Uchiha znów odwrócił wzrok. Speszony i lekko zagniewany.
- W takim razie powinienem być zły na ciebie.
- Co? – zerknęłam na niego ze zdziwieniem. Ledwie zdusiłam w sobie niemy krzyk.
Dłonie Sasuke zwinęły się w pięści.
I wtedy mój stróż przeszył mnie ostrzem pewnej świadomości. Znieruchomiałam na moment, dogłębnie się z nią zapoznając, a gdy proces dobiegł końca, poczułam w oczach gromadzącą się wilgoć, która poszukiwała ujścia.
- Nie… - Zgięłam się w pół. W głowie zabębniły mi słowa Sasuke.
Wracanie do przeszłości niekiedy równa się najgorszemu cierpieniu fizycznemu. To paskudne, wszechogarniające uczucie smutku.
Otóż właśnie odczuwałam go na własnej skórze. Było przenikliwe i sumiennie wbijało się w każdy mój zakątek, ani myśląc o pozostawieniu beztroskiej przestrzeni. Idąc tropem mych poprzednich myśli, jak również biorąc pod uwagę gniewną postawę Uchihy, wysunęłam jeden, dojmujący wniosek.
Jestem panienką lekkich obyczajów.
A jakże! Za moimi plecami miało właśnie miejsce przypieczętowania wspólnej miłości, a ja, Sakura Haruno, wracam do Konohy z niczym i po alkoholowych wyziewach rzucam się w ramiona najlepszego przyjaciela. W jednej chwili przeminęła całe radość, jaką wpoiła we mnie bliźniacza siostra Tsubaki. Zniknęła beztroska, chęć odkrywcza i własna godność…
- Z drugiej strony – odezwał się Sasuke. – Ren niejednokrotnie cię już oszukał.
Podniosłam załzawione oczy i napotkałam czerń, która zmroziła mi krew w żyłach.
- Co masz na myśli?
- Teoretycznie upadek ze schodów jest winny twojej utracie pamięci, prawda? Teraz jestem już pewien, że nigdy nie było żadnego upadku. To byłby zbyt dziwny zbieg okoliczności gdybyśmy oboje, jakimś cudem, jednocześnie utracili wspomnienia – Na jego słowa rozdziawiłam buzię. Łzy spłynęły z moich oczu i ruszyły swawolnie na podróż po licach. – Sakura, otwórz wreszcie oczy! Okłamał cię, mówiąc, że przez trzy miesiące byłaś w wiosce. Już na początku wyszło na jaw, że wyruszyłaś na misję, na której notabene zostałaś pojmana przeze mnie. To oczywiste, że nie upadek jest winien amnezji, tylko jakieś niewyjaśnione dotąd działania. Działanie, które sprawiły, że oboje utraciliśmy tak cenne wspomnienia – wyrzucił z siebie, zupełnie roztrzęsiony.
Pozbyłam się łez wierzchem dłoni, obserwując jak po raz enty mój mężczyzna ukazuje mi znak Uchihów na plecach.
- Sasuke – Odetchnęłam, słysząc swój zdecydowany głos. – Pamiętasz co mówiłeś? Nie zastanawiaj się. Obserwuj… Niektóre rzeczy są nazbyt oczywiste, ale nie możemy tępić sobie nimi zmysłów. Podróż się nie skończyła. Wszystko zostanie wyjaśnione, jestem pewna. A może okaże się, że istnieje jeszcze jakiś inny zbieg zdarzeń, o którym nawet nie pomyśleliśmy. Zbieg, który zmieni cały nasz pogląd. Nie oszukujmy się, nie żyjmy w błędzie, nie wysuwajmy pochopnych wniosków… Po prostu przebrnijmy przez to razem i dopiero, gdy będziemy mieli stuprocentową pewność… wtedy ewentualnie możemy zacząć wyrażać swój smutek, bądź radość – w zależności od zasłyszanych informacji.
Poczułam przypływ rycerstwa. Słowa, których użyłam nie odzwierciadlały prawidłowo ściśniętych we mnie uczuć, ale wymawiając je, starałam się powierzyć im swoją wiarę.
Ren mnie zwiódł, zmącił, dał złudne poczucia. Ale kochałam go. Był moim bratem, a rodzina nigdy nie posunęłaby się do oszustwa w sprawach rodzicielstwa.
Poza tym… Sasuke, ojcem? Ojcem Satoshi’ego?
Choć chwilę temu nalegałam, żeby powściągnąć się od emocjonalnych wybuchów, znów pragnęłam zapłakać.
A moje pragnienie wiązało się z pewną obietnicą, która cichutko złożył mnie Sasuke.
Kochasz go, Sakura.
To zrozumiałe. Nie było na świecie siły, która odtrąciłaby mnie na dobre od tego mężczyzny. Nawet amnezja i Madara nie były w stanie nas rozdzielić.
Dlatego też, gdy posunęłam się do przodu i stanęłam mu naprzeciw, nawet świadomość własnego egoizmu nie zwiodła mnie ze obranej drogi. Wyciągnęłam ku niemu ręce.
- Sakura… co ty?
Ale on się odsunął. W oczach Sasuke ujrzałam cień zaskoczenia. Byłam rycerzem, rycerz się nie poddaje. Rycerz walczy. Migiem pokonałam dzielący nas dystans, głucha na rozdzierające mnie od wewnątrz wołania. „Nie rób tego!”, „Zatrzymaj się!”.
Nie! Już nic, nigdy mnie nie zatrzyma.
Uprzątnęłam ostatnie obiekcje i w końcu wręczono mi coś więcej niż jego męski zapach. Objęłam Sasuke ramionami, przycisnęłam policzek do jego torsu, odetchnęłam z ulgą, przepuściłam łzy… Wkrótce zjawił się ból w potylicy, kojarzy z powitalnym przyjęciem, gdzie tknęłam Sasuke po raz pierwszy od jego cudownego powrotu.
- Dlaczego? – usłyszałam szeptane pytanie.
- Zawsze będę z tobą, bez względu na wszystko – wyznałam. – Nie dbam o sto metrów, nie dbam u duszności. Wolę się udusić, niż znosić te katorgi i trzymać się od ciebie z daleka. To głupie, samolubne i… dziecinne, jednak nie potrafię zachować się inaczej. Nie teraz, gdy zrodziła się w nas tak straszna myśl. Nie mogę już dłużej przechodzić przez to wszystko, patrzeć jak oni się dotykają, całują, cieszą własną obecnością… Nie mogę… Ja… Jestem zazdrosna – Chlipnęłam jak małe, rozpieszczone dziecko, które matka odstawiła na bok na rzecz młodszego braciszka. – Ja też chcę cię całować – Impulsywność w moim przypadku naprawdę była niebezpieczna. Sama wstydziłam się własnych słów.
Po mojej tyradzie, ramiona Sasuke nieznacznie się poruszyły. Zaniosłam się płaczem szczęścia, gdy objął mnie równie zachłannie.
- Wiem – odrzekł łagodzącym głosem. – Ja to wszystko wiem, Sakura. Wiem, bo czuję to samo.
Uśmiechnęłam się, a słona ciecz podrażniła mój język.
- To się wyjaśni. Nie musimy teraz cierpieć… Uznajmy, że jest tak, jak chcemy, żeby było.
- To trudne – Sasuke przycisnął czoło do mojego ramienia. Zamknęłam oczy, wsłuchując się w jego tubalny ton. – Gdyby te przypuszczenia okazały się prawdą nigdy bym sobie nie wybaczył. Przez tyle czasu… nie być przy tobie, nawet jeśli nie do końca wiedziałem, że jestem gdzieś potrzebny. Przez tyle czasu…
„Być ojcem”, chciał rzecz, ale zagięła go własna duma.
Nie miałam mu tego za złe.
- Boli – powiedział nagle.
- Mnie też – odparłam, czując to samo pieczenie w okolicach potylicy. Itachi wyjawił nam kiedyś, że to tam kryje się misterny znak, który decyduje o naszym połączeniu. Dzisiejszego dnia porwaliśmy go z głębokiego snu. – Ale to dobry ból, Sasuke. Wart tego wszystkiego.
Jęk alter Sakury przeciął powietrze. Obrócił wniwecz całą moją egzystencję rycerza i zaciętość. Skurczyłam się w ramionach Sasuke.
- Hej, hej… nie martw się. Przecież nie widziałem cię nago – Sasuke wydawał się rozbawiony. Nadal jednak coś w jego tonie przestrzegało mnie, żebym nie traktowała tego jak powrotu do normalności.
Uporanie z tą wieścią zajmie nam dwukrotnie więcej czasu niż przy wcześniejszych nowinkach. Sasuke jako Iyashi, duet jako szpiedzy… W świetle niewiadomego ojcostwa, reszta była tylko wątłym, gasnącym blaskiem.
O ile z zasady szeptam skryte życzenie do stróża, o tyle teraz nie wiedziałam czego sobie zażyczyć. Część mnie, którą notorycznie odsyłałam z kwitkiem i nie dopuszczałam do głosu, wiła się we mnie jak przekwitła roślina, usiłując mi uświadomić jak bardzo pragnęłabym gdyby jednak to Sasuke…
Ach, co za głupota.
To by go zniszczyło. Zrujnowało. Nie znałam uczuć, którymi do mnie pałał – o ile w ogóle jakieś występowały, jednak jak sam powiedział, nigdy nie wybaczyłby sobie gdyby znienacka okazał się mieć potomka.
Przywarłam do niego mocniej.
Satoshi Uchiha…
Tonąć w zapachu ukochanego, zrobiłam wszystko co w swojej mocy by reprezentować uosobienie słów rycerza, który we mnie wstąpił. Nie będę się zastanawiać, choć jestem przekonana, że Sasuke w tejże chwili rozstrzyga wszystkie zdarzenia w milczeniu, bawiąc się pasmem moich włosów.
Będziemy silni.
Przetrwamy.
Zniesiemy prawdę, nawet jeżeli okaże się najcięższym brzemieniem z jakim przyszło mi się zmierzyć.  
Od autorki:  Jeszcze tylko odrobina i oficjalnie rozpoczną się wakacje! To co? Gdzie się wybieracie? Gdybym miała wybór, od razu pomknęłabym do Japonii, a później do Indii. Niestety w ponurej rzeczywistości mam zaplanowany wyjazd do jakiegoś większego miasta na obrębach Polski – jeszcze niezdecydowane, do którego.
Póki co, poświęcam się Ai no Ibuki. Końcówki niby powinny być najbardziej ekscytujące, a jednak mnie okropnie nuży ich pisanie. Oczywiście ponaciągałam moją wstępnie zaplanowaną liczbę pozostałych rozdziałów, a to wszystko przez tendencję do… długiego pisania [?].
Nawiasem mówiąc pracuję nad organizacją jakiegoś konkursiku dla was, a nawet dwóch. Jednocześnie (xD). I tak jego ogół zależy od ilości zainteresowanych, ale to poznam w trakcie.
Ok, ok… raczej nie naskrobię niczego do piątku, więc już z tego miejsca życzę wam udanych, słonecznych i bezpiecznych wakacji! Żebyście nie tylko zwiedzali, ale ponadto przeżywali przygody, uwieczniając je na zdjęciach. Uśmiechajcie się, bądźcie otwarci, poznawajcie ludzi, a! Od czasu do czasu moglibyście też zajrzeć na mojego bloga, bo Ai no Ibuki będzie czuło się samotne w trakcie trwania wakacji.
Jeej. Cholernie cieszę się z tego wolnego. Wreszcie się wyśpię.
A was pozdrawiam! Standardowo ^^’
Błędy, błędy everywhere…
EDIT Rozdział dodany dzięki Miku-chan, która to uświadomiła mi nienawiść Bloggera wobec Worda i poleciła Google Docs. Arigatou! Akapitów brak, ale przynajmniej jest rozdział XD

30 komentarzy:

  1. Mam nadzieję, że uda Ci się w końcu opublikować TEN rozdział, bo zapewne jest wspaniały, już się nie mogę doczekać. Próbowałam go ściągnąć , ale też się nie dało.... :(( bardzo ubolewam z tego powodu, ale nie poddaje się i nadal ściągam ;>
    Życzę wytrwałości w publikacji rozdziału.

    OdpowiedzUsuń
  2. Boski rozdział!! <3
    Ha! Każdy się tego domyślał! Każdy! Od tamtego rozdziału wiedzieliśmy że Satoshi to syn Sasuke! Bo jakby mogło być inaczej, już zbyt dobrze Cię znamy, Akemii ;)
    Hmm mam nadzieję, ze problem z Blogspotem się naprawi, bo jestem w trakcie pisania rozdziału. Nie dość że się męczę przy nim, to miałabym jeszcze problemy ze wstawieniem na bloga. Oby nie -,-
    Hahaha zarumieniony Sasuke! xD szkoda, ze tego nigdy nie było w anime! W ogóle sądzę, że tak jak u ciebie powinno być anime. Tylko nie tak zawile, proszę ^.^
    Wygląd bloga przeprzeprzepiękny! Jak na razie najlepszy! <3 Masz talent!
    Pozdrawiam i życzę weny
    Yuuki Ya-Yo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a dla innych czytelników: jakbyście mieli problem to po ściągnięciu otwórzcie go w Google Chrome lub innej przeglądarce internetowej. Open Office czy Word'y nie będą pomocne.

      Usuń
  3. Nie zaskoczyłaś mnie tym razem Akemi, bo od początku wiedziałam , że Ren to parszywy kłamca, a Satoshi to syn Sasuke. Wiedziałam! Poza tym nadal nie mogę z wizji zarumienionego Sasuke i potwierdzam zdanie pani wyżej. Przepiękny blog, a po skończeniu Shippuudena powinni stworzyć dalszą część na bazie jednego z twoich blogów. Przynajmniej się bym nie bała, że mogą spieprzyć takie anime. Mam nadzieje, że uda ci się wstawić ten rozdział do bloga. Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  4. Wyczekiwałam tego rozdziału od wczoraj. Tylko szkoda, że mnie nie zaskoczyłaś, zresztą jak chyba większości. Od dwóch lub trzech rozdziałów przewidywałam, że to Sasuke może być ojcem Satoshiego. Mimo wszystko, nadal nie potrafię wyobrazić sobie miny Itashiego. Naruto i Ren powinni dostać porządnie w twarz za to co zrobili.
    Pozdrawiam i czekam na następną notkę.

    OdpowiedzUsuń
  5. A więc czas na moją opinię! :D Uch, tym razem muszę się postarać, bo ostatnio zostawiłam po sobie tak haniebnie krótki komentarz, że aż mi za niego wstyd >.< No i widzę, że blogspocik nadal ma czkawkę. No cóż, z całego serca Ci życzę, żeby "błędy, błędy everywhere..." jak najszybciej zniknęły, chociaż muszę Ci powiedzieć, że takie czytanie rozdziału w pdf'ie miało swego rodzaju urok ^^ A to dlatego, bo jestem piratem internetowym i zamiast grzecznie kupić książkę, to często je sobie ściągam właśnie w takim formacie i nie ukrywam, że czytając tą notkę, czułam się, jakbym czytała ten osławiony bestseller. Cóż, właściwie to mam nadzieję, że jeszcze będę miała kiedyś możliwość przeczytać coś Twojego w tym formacie, jednakże nie z winy blogspotu, a mojego chudego portfela. Chociaż nie... na Twoją książkę przecież miałam rozbić skarbonkę! :) A tak wgl jeszcze gwoli wstępu: wiesz jak to boli? Tak Nas przyzwyczaiłaś do rozdziałów co tydzień, że teraz jakiekolwiek opóźnienie jest doprawdy bolesne. Już się stęskniłam za Twoim stylem! ;*

    A teraz notka! Ogólnie jak zobaczyłam w pdf'ie 47str to byłam i wniebowzięta i przerażona jednocześnie. Dziewczyno! Jak Ty to robisz, że drukujesz tak długie rozdziały? :O To ja się z 13str cieszę i chodzę dumna jak paw, a Ty mi tu prawie 50 serwujesz! SZACUN!

    Wiesz, że się nieźle uśmiałam przy tym rozdziale? :D Nie będę wypisywać dokładnie wszystkich sytuacji, ale ogólnie ta beztroskość Sakury i powściągliwość Sasuke mnie urzekły. I jego rumieńce, które tak bardzo chciał ukryć! No jak w M&A nie przepadam za Uchihą, tak u Ciebie go po prostu ubóstwiam xd I ta scena z Tsubaki! Od razu polubiłam tą "księgową", która prawiła im kazania, jak to mają siebie nawzajem uwieść, haha! To było epickie i aż się zdziwiłam i ponownie uśmiałam, jak Sakura z entuzjazmem podeszła do jej rad ;p Ale! W końcu oboje jej posłuchali i to było takie piękne. Ogólnie, ten rozdział chyba mogłabym określić mianem uroczego, bo pamiętam, że wielokrotnie powtarzałam to słowo xd np. jak Sasuke schładzał policzki Sakury wodą ze strumyka *.* Albo jak Sakura oświadczyła, że uczyni z Sasuke światło *.* I ta uszczypliwość Sasuke! Przy tekście, że może nie jest gwiazdą rocka, ale czuje się rozpoznawalny padłam xd Tak samo jak przy pomyśle imitowania Zabuzy - dwa w jednym! Zakryjemy Sakurze twarz i buzię, żeby nie paplała papla - GENIUSZ! XD

    No i jak te wszystkie puzzle się teraz idealnie układają! Naprawdę kochana, to, w jaki sposób masz wszystko obmyślone i że wszystko ze sobą gra jest niesamowite i godne podziwu. Żeby przy tak rozbudowanej fabule mieć wszystko dopracowane na tip top - nie potrafię wyjść z podziwu i jestem pewna, że Twoja książka będzie równie ułożona jak fabuła blogowa, i to sprawia, że coraz bardziej nie mogę się jej doczekać. I właściwie pewnie gdybym natknęła się na nią jedynie przez przypadek, gdybym nie wiedziała że to książka Akemii, tej właśnie Akemii, to w tej chwili jestem w 100% pewna, że i tak bym ją rozpoznała. Wiesz czemu? Bo wypracowałaś już sobie cudwny styl pisania, który rozpoznałabym już wszędzie, Ciebie nie da się podrobić i to jest piękne. No i jeszcze dlatego, że byłoby od groma tajemnic, które by mnie irytowały, a każdy rozdział by miał po 30str i kończył się w najgorszym możliwym momencie.... XD Tyle w tym temacie xd A teraz jeszcze co do fabuły....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. SATOSHI! WIEDZIAŁAM! Synek Sasuke, nanananananananaananananananaaaaa!!!!!! Ale szczerze byłam ciekawa jak Ty to rozstrzygniesz :) I przyznam, że mnie zaskoczyłaś, chociaż już przy tych tajemniczych jękach i szmerach się domyśliłam, co tam za igraszki się dzieją. A! No właśnie! Moment, kiedy Sasuke pozwolił Sakurz ponownie "przesunąć" kamień mnie już doszczętnie zniszczył śmiechem haha! Ale wiedziałam to! Jak tylko się zgodził, już widziałam, że Haruno wpadła w jego podłą pułapkę! Nadal się śmieję z jej naiwności, a tak się cieszyła, że pozwolił jej zbruzgać jego DUME! xd

      No ale wracając...aż było mi żal Sakury przy tej scenie, bo serio - to było jak obejrzeć pornola, w którym się brało udział w towarzystwie rodziców :O Z pewnością BARDZO żenujące, ale... kurczę, aż się zawiodłam, że nie mogę poznać też myśli Sasuke. Ha! Ten to dopiero mógłby miec problem z zebraniem myśli! Zobaczyć kobietę którą kocha... NAGO W SWOICH OBJECIACH I NIE MÓC JEJ DOTKNĄĆ.... cóż, facetem nie jestem, ale tak jak sobie o tym myślę, to to musiała być dla niego i jego "kolegi" katorga ;p

      Ach... no to chyba tyle co chciałam napisać xd Krótko, co?
      Niecierpliwie czekam na kolejny rozdział i życzę DUŻO WENY! <3

      (coś czułam, że w jednym nie dam rady... xd)

      Usuń
    2. Mówiłam już, że kocham twoje komentarze? Ech, tak... i to niejednokrotnie. Ale ten też kocham!
      Po pierwsze: nie ty jedna większość książek czytasz przy pomocy programów do otwierania PDF'ów xD Wyznam ci, że dla mnie też było to nowe doświadczenie, bo po raz pierwszy czytałam tekst swojego autorstwa w tym formacie. Przyjemne uczucie ^^

      Ach, no i jak niżej zapoznaje się z komentarzami, dziękuję, że podzieliłaś się z innymi czytelnikami, ja miałam ostatnio zbyt wiele spraw na głowie. Niezastąpiona jesteś, wiesz?
      Wiem, że wiesz... xD

      Dziękuję za motywujące słowa. Ja padłam przy twoim komentarzu i tych wyrafinowanych porównaniach - szczególnie do pornola XD.

      Co do cotygodniowych rozdziałów... Prawdopodobnie będziesz mogła się ponownie do tego przyzwyczaić. Lipiec mam zasadniczo cały wolny i przesiedzę go w domu - na własne życzenie (=.=). Ale musiałam wreszcie uporać się z ANI i zakończyć opowiadanie i liczę, że do końca lipca się z tym uwinę ^^

      Jeszcze raz dziękuję, dziękuję, dziękuję!
      Pozdrawiam i życzę ci słonecznych, cieplutkich, rozrywkowych, a zwłaszcza bezpiecznych wakacji <3

      Usuń
  6. Witaj
    Przechodziłam katusze czytając rozdział i co chwilę zmuszając się do odejścia od ekranu.. strasznie mnie irytują sytuacje, w których mi się przeszkadza, no ale co zrobić.
    Oczywiście jak jedna z wielu nie mogłam się doczekać notki. Specjalnie czekałam do północy, myśląc „a może jednak jej się uda” xD.
    Dzisiaj z mordką pełną uśmiechu usiadłam przed laptopem, rezerwując czas wyłącznie dla ciebie xD.
    W rozdziale dopatrzyłam się kilku literówek i jednego zdania, gdzie pomyliłaś podmiot liryczny( już nawet nie pamiętam z polskiego czy tak to się nazywa xD ) ale poza tymi małymi bonusikami nie znalazłam nic a nic xD.
    Dzisiejsza fabuła wciągnęła i to dość głęboko w otchłań fantazji. Wydarzyło się wiele faktów, na które myślę, że większość z nas czekała. Oczywiście w tym blogu też zgrabnie ominęłaś swoją piętę achillesową (czyt. Scenę hentai xD). Plusem jest jednak fakt, że nie zauważyłam, tego, że mi jej brakowało. W SOH byłam tym faktem zniesmaczona. Tutaj przyjęłam to na porządku dziennym. Chyba już w pełni dorosłam, by czytać tego bloga.
    Ah i muszę koniecznie zacytować Chusteczkę Aha, która napisała, że „Ciebie nie da się podrobić”. Tak, też tak myślę. Masz na tyle oryginalne pomysły i specyficzny styl, że nie ma możliwości, by go nie poznać, czytając „obcą” książkę. Harmonia z jaką piszesz jest niepowtarzalna xD.
    Trzymam kciuki za spełnienie marzeń xD.
    Pozdrawiam xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O ranyyy! *.*
      Podziwiam cię, kochana, podziwiam! Jesteś ze mną już tak dłuuugi czas, a ja cieszę się jak dziecko, gdy widzę komentarz twojego autorstwa pod rozdziałem, zwłaszcza jeśli w paru poprzednich go zabrakło.
      A więc pamiętasz jeszcze ten "incydent" z Hentai na SOH xD - Oj, lepiej wyrzuć to z pamięci. I trafnie określiłaś to jako moja pięta Achillesowa xD

      Dziękuję za miłe słowa... za to, że jesteś.
      Również pozdrawiam! :3

      Usuń
    2. hehe propo hentai xD.. czy my (czytelnicy) możemy liczyć na twoje romantycznie opisaną scenę miłosną w tym opowiadaniu?.. nie mam zielonego pojęcia, czy planujesz ich jeszcze raz wepchnąć w odchłań namiętnych uczuć, ale miło byłoby przeczytać coś tak uczuciowego w twoim wykonaniu xD.. tym bardziej, że nie skupiając się na samej fizyczności wyszłoby Ci to przecudnie, a nam właśnie o to chodzi, by móc zatopić się w idealnej fantazji "serduszkowego nastroju" xD
      pozdrawiam

      Usuń
  7. Oh kochana Akemii, jestem zachwycona rozdziałem, ale nie teraz o tym. Zacznę, od wyglądu bloga ( jak zawsze zresztą ) - tamten szablon kochałam, całym sercem, przyznaję, lecz ten pobija wszystko. Dosłownie WSZYSTKO. Normalnie walnęłabym go sobie na tapetę jakbym mogła, aż się na niego napatrzeć nie mogę *.* Proszę pożyć trochę talentu, bo jak patrzę na siebie to... a szkoda gadać!
    Co do rozdziału, Akemii, wiesz, że jesteś wspaniała? Boże, jaka ja jestem szczęśliwa, o mamusiu ^^
    Wiedziałam, do cholery wiedziałam, że Sakura i Sasuke, no ten ... wiadomo ( zboczuszki ^^ ) ze sobą.. I coraz bardziej jestem pewna, że to Sasuke jest ojcem Satoshiego ( i mam nadzieję, że się tak okaże :D )
    Cóż ta siostra bliźniaczka, skojarzyła się z taką moją pewną nauczycielką ( nie uczy akurat mojej klasy - na całe szczęście)... tragedia - workowate spódnice czy inne takie dziwne ciuchy.
    No i tyle emocji w tym rozdziale, ekscytująca bitwa, pościgi, rozmowy alter Sasuke i Sakury, jak i ich pocałunki - tu się akurat rozpływam. No i nie zabrakło również poczucia humoru i tego "scwanego" Saska, z ciętym językiem ( szczerze mówiąc, takiego Sasuke najbardziej lubię xD )
    Ha! Ja dobrze wiem kogo mam nie lubić ( jak zwykle mam do tego nosa ) Ren, niby taki cudowny przyjaciel, a ... kłamca jak nie wiem co. Mimo, że robił to dla dobra Sakury, to lepsze jest gorzka prawda niż słodkie kłamstwo - chociaż w tym przypadku na pewno takie słodkie? No nie wiem... Nie jestem pewna :D Na pewno był błogi Stan nieświadomości Sakury.
    Tak ukradkiem poczytałam komentarze i muszę się zgodzić z Chusteczką - żal mi Sakury, jak to Chusteczka określiła " to jak oglądanie pornola z własnymi rodzicami " - co prawda, to prawda, aż mnie samą mdli >.< oh god.
    A co do konkursu jestem jak najbardziej za, w końcu i tak wszystkie przegrywam, więc co mi zależy xD
    A w wakacje na pewno będę odpoczywać ^^ nareeeszcie, no i może nad bałtyk ^^
    No nic droga Akemii, życzę Ci udanych wakacji, upalnych dni ( ale nie takich żeby zdechnąć szło >.< ), żeby słoneczko przyjemnie grzało i życzę mnóstwo weny, bo wiem, że się przydaje.
    Będę teraz wyczekiwać na kolejny rozdział z niecierpliwością!
    Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Chętnie przeczytałabym ten rozdział, ale komputer mi nie działa, a telefon nie obsługuje ani formatu .pdf, ani .docx >.<" Fajnie.
    Mam nadzieję, że jak najszybciej go opublikujesz normalnie, na blogu, albo na pokazywarce. Chociaż gdybyś tak mi go skopiowała (bądź ktokolwiek inny, kto może go normalnie przeczytać) i wysłała na maila, jako treść wiadomości, nie załącznik, byłabym przeszczęśliwa. Na adres: aga12113536@onet.pl
    Z powodu, że nie mogłam się powstrzymać, przeczytałam powyższe komentarze i... Oh god, why?! Dlaczego Blogspot musiał ześwirować akurat teraz? T.T

    OdpowiedzUsuń
  9. Dołączając się do powyższego komentarza także prosiłabym, aby ktoś wysłał mi to opowiadanie na Maila. (kornackamartyna28@gmail.com) Byłabym bardzo wdzięczna. Nie mogę się doczekać, aby to przeczytać. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akcja: podziel się rozdziałem ruszyła! :D Do obu rozdział wysłany.

      Pozdrawiam,
      pomocna chusteczka_aha :)

      Usuń
    2. Dziękuję ślicznie :)

      Usuń
  10. Wiedziałam !Po prostu to wiedziałam i to od momentu gdy przeczytałam pierwsze wersy Twojego opowiadania. Jak tylko Ino zachwycała się małym Satoshi'm do głowy mi przyszło, że jest on dzieckiem Sasuke a w tym rozdziale potwierdziło się to, co utrzymywałam. Kochana, jesteś CUDOWNA !!!! Nie cierpię opowiadań w 1 osobie ale to.... Jest WSPANIAŁE !!!!! Z trudem było mi robić przerwy w czytaniu ( np. gdy trzeba było iść spać ) a w pracy, cały czas myślałam o tym opowiadaniu. Naprawdę to REWELACYJNE !!!! GRATULACJE !!! Uwielbiam takie długie notki :D :D Przynajmniej jest co czytać :D Po za tym, wszystko tak stylistycznie grało a opisy.... Jesteś ich mistrzynią !!!!! Wielki podziw z mojej strony :D Buziaczki kochana i czekam na cd, ale najpierw naciesz się wakacjami :D Przecież nareszcie nadeszły :D Mogłabym się tu rozpisywać na wiele stron ale... Sama muszę napisać rozdział na 2 blogi i zrobić ciasto xD Tak więc kończę ale wiedz, że masz moje GIGANTYCZNE uznanie !!!! Jestem pod WIELKIM wrażeniem :D :D Buziaczki kochana i wypoczywaj :D Życzę pogody u mnóstwa frajdy :D Może przyjdzie Ci jakiś nowy pomysł na opowieść, którą chętnie przeczytam :D :D Buziaczki :**** Myszka :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Ren...kpop jest wszędzie. XD
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    Wiem
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    Mój
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    Komentarz
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    Powala
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    Na
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    Kolana
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    XD
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    A
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    Teraz
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    Całuj
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    Stópki
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    Kochana
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    Wiem, ta wiadomość wkurwia. XD

    OdpowiedzUsuń
  12. Ren...kpop jest wszędzie. XD
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    Wiem
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    Mój
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    Komentarz
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    Powala
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    Na
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    Kolana
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    XD
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    A
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    Teraz
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    Całuj
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    Stópki
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    Kochana
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    Wiem, ta wiadomość wkurwia. XD

    OdpowiedzUsuń
  13. Ren...kpop jest wszędzie. XD
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    Wiem
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    Mój
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    Komentarz
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    Powala
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    Na
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    Kolana
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    XD
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    A
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    Teraz
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    Całuj
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    Stópki
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    Kochana
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    .
    Wiem, ta wiadomość wkurwia. XD

    OdpowiedzUsuń
  14. O.O Wbiłaś mnie tym rozdziałem w ziemię, serio.
    Mimo, że prawie jak większość osób przypuszczałam, że Sasuke okażę się być ojcem Satoshiego, mimo to, no nie mam słów, naprawdę. Jestem Twoją wielką fanką i potrafisz mnie zaskoczyć (pozytywnie, rzecz jasna) w każdym rozdziale, i to po kilka razy.
    A ta wypowiedź Sasuke, że by sobie nie wybaczył, Boże, jestem tak bardzo zasłodzona. Kocham to po prostu.
    A Twoja tendencja do długiego pisania mnie bardzo cieszy.
    Ciekawa jestem tych konkursików, i kto wie, może nawet odważę się przystąpić do któregoś.
    Jeśli chodzi o wakacje to chciałabym strasznie pojechać do Japonii i Anglii. Bardziej możliwa jest druga opcja, ale to równie ciekawy kraj.
    Możliwe też, że podbiję Egipt. No i standardowo 2 tyg. na wsi u rodziny w woj. lubelskim. Chciałabym odwiedzić przyjaciółkę w Krakowie, bardzo.
    Tobie życzę udanych i ciepłych wakacji, a o Ai no Ibuki na pewno nie zapomnę i będę tutaj częstym gościem w poszukiwaniu nowych rozdziałów. Aż się nie mogę doczekać, co to będzie dalej ^^

    Pozdrawiam i życzę weny ;3

    OdpowiedzUsuń
  15. AAAA!!!! <3 Wiesz co Ci powiem! ZA KRÓTKO! Cholera, definitywnie za krótko! Jak lubisz się tak rozpisywać, to możesz dawać rozdziały nawet po 100 stron. Uwierz, że nikt się nie pogniewa! :D
    Akemii, my już Cię znamy - Sasuke jest ojcem Satoshi'ego i tyle ;3 Satoshi Uchiha... Brzmi ładniej niż Satoshi Kanoe.
    Boże! Ile w tym rozdziale było momentów wbijających w ziemię! Ten tekst o gwieździe rock'a - po prostu kosmos, no! Jak większość czytelników, współczuję Sakurze tego... dość krępującego momentu, aczkolwiek cieszę się, że do niego doszło :)

    No cóż, też chciałabym pomknąć do Japonii <3 Ale niestety, ja poruszam się po terenie Warmia i Mazury. No, w planie też jest zajrzeć na tydzień do Sheeiren Imai, także źle nie jest :)
    Nawet jeżeli nudzi Cię pisanie końcówek to uwierz, że wychodzą Ci one fenomenalnie. Zawsze w najlepszym momencie, to się chwali, ale w gruncie rzeczy irytuje ;p
    Konkursik od Akemii, hm? Ja się piszę, także opracowuj je bardzo dokładnie ;)
    Bez obaw, choćbym nie wiem gdzie była, i choćbym nie wiem, co robiła, to na AnI zawsze znajdę czas. Jakieś 95% czytelników uważa pewnie tak samo jak ja, także bądź spokojna, kochana :)
    Ahh, masz rację - wakacje = spanie. To takie piękne :)
    Pozdrawiam,
    Rina!

    OdpowiedzUsuń
  16. Rozdział wbija w fotel;) Spokój przeplata się z akcją, dostajemy coraz więcej odpowiedzi na nurtujące pytania;) I moim skromnym zdaniem rozdział za krótki, czytałam go z wielką przyjemnością (zresztą jak każdy ;)) i za szybko się skończył.

    Nowy wystrój bloga urzekł mnie swoją hmm... delikatnością;)

    Pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Dobra, przepraszam, że nie przeczytałam wcześniej. Byłam na wyjeździe no i tak jakoś wyszło. Następnego rozdziału też pewnie prędko nie przeczytam i nie skomentuję, bo wyjeżdżam na miesiąc do buszu, gdzie nie będzie internetu. Wybacz. :ccccccccccccccccccccccccccc

    Zmieniłaś szablon. *,* Omg, jeszcze lepszy niż poprzedni. Jak ty to robisz, kobieto? xD Jakaś czarna magia. xd

    Matko.. 47 str w Pdf. Jak ty to robisz? :o Mimo to, że tak dużo stron, pochłonęłam ten rozdział w kilka minut.

    To było cudowne... Sasuke ojcem Satoshiego! Boże, BOŻE, BOŻE! Nawet nie wiesz jaka jestem szczęśliwa z tego powodu. 1:0 dla Sasuke, Ren. xD

    Bitwa była świetna i to jak Sasuke mówił Sakurze, że nie można się poddawać. :33 Achhhhhhhhhhhhhh.

    Piszesz tak cudownie.. za każdym razem czuję się jakbym czytała jakąś "potężną" jak ja to mówię, książkę. xd

    Trochę wypowiedź bezsensowna, ale telefon, wybacz. XD

    OdpowiedzUsuń
  18. Zostałaś przeze mnie nominowana do The Versatile Blogger ;)
    Zasady znajdziesz na moim blogu - http://sasu-saku-by-okeyla.blogspot.com
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Nie wiem, jak to robisz, ale gdy już zacznę czytać rozdział u Ciebie, to choćby mnie wołami odciągali od komputera, nie ruszę się na krok. xD Wciągasz każdym słowem, przenosisz w swój świat, oczarowujesz pięknymi opisami. Wiem, że piszę to prawie przy każdym komentarzu, ale nie mogę się powstrzymać, żeby Cię za to nie chwalić. I gdy sobie myślę, że najlepsze rozdziały serwujesz nam właśnie teraz i za tych kilka rozdziałów, to się skończy, to aż mi się smutno robi. Jest jednak druga strona medalu - wchodzę codziennie i sprawdzam, czy nie dodałaś czegoś nowego z nadzieją, że rozdziały będą pojawiać się codziennie. ;P
    Komentując jednak wydarzenia, które miały miejsce w tej części, nasuwa mi się jedno słowo: dynamiczność. Naprawdę było tu dużo akcji i mimo tych wielu uczuć, które jak zwykle świetnie przekazałaś, poszczególne sceny zmieniały się szybko, było dużo "ruchu". No ale co ja tu będę dużo pisać, kiedy najbardziej oczywiście podobał mi się moment SasuSaku w sypialni. xD Tak się ostatnio nawet zastanawiałam, czy wpleciesz ten wątek i go opiszesz, czy zostawisz bez odzewu. A tu proszę, wyszła naprawde piękna miłosna scena. ^^ I czytając myśli Sakury, gdy się zorientowała co się dzieje, to aż mi się jej żal zrobiło. Nie dość, że zawstydzona, to jeszcze świadoma, że ona, teraźniejsza Sakura, tego nie pamięta i na razie nie może powtórzyć. W sumie na początku, kiedy zwątpiła trochę w swoje umiejętności, też jej współczułam, a przy okazji chciałam ci pogratulować motywu z rodzicami Sakury. Ciekawie wplotłaś tą "rozmowę" w całość. ;)
    Ale teraz przynajmniej mamy pewność (chyba), że Satoshi to naprawdę, najprawdziwszy syn Sasuke. Ach, wyobrażać sobie minę Uchihy w tej sytuacji, jego uczucia... Trzeba przyznać, że opisałaś tą sytuację idealnie. Sama bym sobie tego lepiej nie wymarzyła. Syn Sasuke - aż się chce śpiewać. xD I zostaje na deser Ren... Ja chyba nadal wierzę, że on chciał dobrze. Coś mi się wydaje, że to rzeczywiście była próba ochrony Sakury i jej dziecka, a nie chęć zwykłego oszustwa bez potrzeby. Może chciał ją ustrzec przed Madarą? Bo i Naruto był w to zamieszany. I co najgorsze, widać, że Ren Sakurę kocha. Może nawet nie tak , jak ona to sobie wyobraża - relacje brat-siostra - ale znacznie głębiej. Tak się przynajmniej wydaje. Może zabolała go jej zdrada z Uchihą i dlatego przez tak długi czas zachowywał się wobec niej podle? mam wrażenie, że to jest bardzo pozytywna postać. ;) Ale pewnie moje wyobrażenia miną się z prawdą i tyle z moich śledztw. xD
    Widzę już piękne 60%, więc nie będę pospieszać. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział, który skomentuję już na czas.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  20. Witam? Cześć? Sama nie wiem jak mam to zacząć...
    Słów mi brakuje. Nadrobiłam całą historię w zaledwie trzy dni, mimo, iż fanką długich rozdziałów nie jestem. Sama piszę takie dwunasto stronicowe... ale u Ciebie to nie był makament. Znalazłoby się kilka literówek czy minimalnych potknięć, ale ich nie widać. Są ukryte za pięknymi opisami, wciągającymi słowami... sama do końca nie wiem, jak mam to ująć.
    Poza tym wyobraźnia. To coś, czego nie spotyka się często... przynajmniej nie w tak rozwiniętej formie. To jest jak kraina bez dna, z której można czerpać garściami... i Ty właśnie to robisz.
    Mogłam przyjrzeć się temu, jak minimalnie, ale jednak, zmieniał się Twój styl. Z każdym rozdziałem dostrzegałam minimalną, ale jednak, różnicę. Zmianę na lepsze. Spójność i różnorodność.
    Naprawdę mnie urzekłaś. Na palcach jednej ręki mogę policzyć opowiadania, które spodobały mi się tak jak Twoje. Nie przestawaj robić tego, co robisz. Pisz, a ja dołączam z dumą do Twoich czytelników. Czekam na kolejny rozdział. ^^

    Pozdrawiam serdecznie i życzę weny ^3^
    Patka

    OdpowiedzUsuń
  21. Rozdział powala na kolana. Jest naprawdę interesujący i ciekawy. Potrafisz tak zamotać fabułę jak mało kto. Pogratulować talentu. Piszesz książkę ?? Bo na pewno by się ją fajnie czytało :D ja poważnie. Mam nadzieję, że niedługo ukaże się kolejna notka bo mnie ciekawość zżera od środka. Pozdrawiam i życzę weny. :*

    OdpowiedzUsuń
  22. AHAHAHHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHA S-s..AHAHAHAHAHA XDDD Sorka, nie mogę wytrzymać XDDD S-Sasu s.. AHAHAH Sasusaku? serio? :o (tak, tak, a teraz dawajcie hejty :D)

    OdpowiedzUsuń
  23. I to zawstydzenie... czy ty to naprawdę napisałaś?

    OdpowiedzUsuń