„Jest na świecie taki rodzaj smutku, którego nie można wyrazić łzami. Nie można go nikomu wytłumaczyć. Nie mogąc przybrać żadnego kształtu, osiada ciasno
na dnie
serca jak śnieg podczas bezwietrznej
nocy.”
Haruki Murakami
Sasuke
ocknął się w feralnym momencie. Aktualnie nie czuwałam przy jego boku, zajęta
buszowaniem wśród zieleni niczym zawodnik w konkurencji o przetrwanie. Gwoli
ścisłości i tak powrócę z następną stertą dzieci jabłecznika. Owoc zbrzydł mi
już wówczas gdy „teraźniejsi my” borykaliśmy się z naszą złą sławą
rozpowszechnioną na Michigacie, obecnie obawiałam się, że żółć wzbierająca się
w żołądku znajdzie ujście przy jeszcze jednym kontakcie wzrokowym z
jakimkolwiek jabłkiem.
Ale
wracając do sobowtóra Uchihy… Przyszło nam wsłuchiwać się w następne
niezrozumiałe bełkoty, których celem było wyrażenie bólu. Mężczyzna wił się
leniwie jak niedźwiadek po zaliczonym snie zimowym, aczkolwiek w jego wypadku
do towarzystwa miał zastygłe mięśnie i bóle głowy.
- Czy to oznacza, że teraz przyjdzie po nich
Madara? – zapytałam Sasuke, patrząc jak jego alter ego powoli dochodzi do
siebie. Właśnie odkrył warstwę okrywających go pledów i z nastroszonymi brwiami
prędziutko się ich pozbył.
- Powinniśmy za tobą iść – westchnął drugi
podróżnik w czasie.
- Nie mam już sił. Jestem sforsowana…
- Wiem. Myślisz, że ja nie?
- Idealny Sasuke? Zdecydowanie sądziłam, że
nie – parsknęłam. To było zatrważające – z coraz to większym trudem
przychodziło mi składnie wyrażać swoje odczucia. Ponadto tkwiłam skulona przy
ścianie walcząc z nieustępliwym umysłem, który domagał się snu. W momencie, gdy
melancholia trwała zbyt długo, od spotkania z Morfeuszem dzieliły mnie sekundy.
Widok budzącego się alter Sasuke zaczął mętnieć.
- Nie śpij – Sasuke stał. Powiedział mi, że
tak łatwiej upora się ze zmęczeniem. Śmieszyło mnie jak krąży niespokojnie po
skrytce, szukając zajęcia.
- Czy Zetsu nie mógł tego zwęzić?
- Nie. Chciał, żebyśmy dogłębnie poznali
szczegóły. Sakura, to są wspomnienia, które utraciliśmy. Nie każdy po amnezji
ma okazje zobaczyć co poniektóre z nich – obruszył się.
Winą
za to nieprzyzwoite pytanie obarczyłam senność. Miałam trudności z wyciśnięciem
z siebie jeszcze paru posiłkowych dawek wigoru. Już od godziny regularnie je
pobierałam – nie dziw, że zapasy tak szybko się wyczerpały.
Wkrótce
usłyszałam westchnienie, a chwilę później coś pociągnęło mnie za zdrętwiałe
ramiona. Gdy uniosłam wzrok, ujrzałam czarne oczy ukochanego.
- Jeśli będziesz siedziała oparta o ścianę, na
pewno zaśniesz. Spróbuj mojego sposobu.
Ziewnęłam,
potwornie nietaktowanie zresztą. Sasuke patrzył na poły ubawiony i słuszny jak
przecierałam oczy. Skojarzyłam to z programem dokumentalnym o życiu wiewiórek.
Z wielu powodów upodabniałam się do ich ospałych odsłon, kiedy to żołędzie stawały
się bezwartościowe.
Nagle
ciszę rozdarły szmery i łoskoty, których źródło przemieszczało się wśród mroku,
odgradzanego od nas owalnym wejściem. Miałam prawo sunąć wiele przypuszczeń,
ale skrycie wierzyłam, że to „ja” z przeszłości wracam z wilgotnym włosami i
stosem jabłek w prowizorycznej siatce z bluzeczki.
I
dzięki Bogu tak właśnie było. Alter Sakura wpierw zamroczona weszła do środka
jaskiniowego lokum, przy czym jej pierwsze rzucone na wnętrze spojrzenie
okazało się być największym wstrząsem.
Jabłka
upady na ziemie, turlając się chaotycznie po wyboistej powierzchni.
- Sasuke! – wymówiła ochryple.
Sobowtór
Uchihy zaniemówił. Do tej pory tarmosił jeden z pledów, ale zaskakująca
wizytacja Sakury podziałała na niego jak uaktywniona pauza. Czarne tęczówki
zwęziły się do granic możliwości.
- Gdzie byłaś? Gdzie… - urwał i rozejrzał się
wokoło. – Gdzie my jesteśmy? – Potem czerwony i niebieski kocyk uprzytomniły mu
kilka spraw. – Jaskinia?
Sakura
skinęła, rozluźniła się i śmignęła wprzód. Moją pierwszą myślą było należyte
powitanie Uchihy – niewinny uścisk, łzy szczęścia – jednak ona wprost
niegrzecznie go wyminęła, cisnęła plecakiem, a wtedy nam wszystkim ukazał się
stosik białych skrawków papieru.
Teraz
to nawet my, jako podróżnicy w czasie, podkradliśmy wcześniejszą reakcję od
alter Sasuke.
- Kartki Madary? – Nie mogłam zdusić okrzyku.
Moja
bliźniaczka opadła na kolana. Chwyciła kilka kartek, przewertowała je, po czym
podsunęła pod nos partnera.
- Czytaj – rozległ się szept.
Treść
przekazu pierwotnie miała dotrzeć wyłącznie do alter Sasuke, jednak to
wydarzenia uzupełniło moje zapasy wigoru. Chwiejnym krokiem usadowiłam się obok
niego i zerknęłam na rozsiane kawałeczki.
- Ile byłem nieprzytomny? – zapytał wciąż
jeszcze skołowany.
- Sześć dni.
- Czytaj na głos! – Z tyłów dobiegł mnie głos
mojego Sasuke, podczas gdy ten z przeszłości znów wpadł w czeluść osłupienia.
- Sześć dni? – Otworzył szeroko oczy.
- Zemdlałeś, gdy cię tutaj przyniosłam, nie
pamiętasz? Potem zajmowałam się tobą i wychodziłam na dwór, ale za każdym razem
na jednym i tym samym drzewie Madara pozostawiał ukryte wiadomości.
- Niedługo
wszystko się skończy, Haruno – przeczytałam na głos treść jednej karteczki.
Potem zajęłam się następnymi, lekceważąc rozchodzące się nade mną głosy
szpiegów. Przypomniało mi to czasy, gdy w młodości nie potrafiłam jeszcze pojąć
tematów „dorosłych” i zawsze zajmowałam się wtedy własnymi myślami. Alter
Sasuke właśnie na swój sposób odwdzięczał się Sakurze za ratunek i okazywał
troskę wcześniejszym atakiem na obojczyk. – Będzie
tak jakbyście się nigdy nie spotkali… druga karteczka. Trzecia? Ech, ale to
pomieszane. Kiedy ona w ogóle je przynosiła? Widzieliśmy dwa razy jak wraca i…
- Zawsze zmierzała prosto do plecaka –
zauważył Sasuke. – Być może przeoczyliśmy moment, w których wsuwała je pod
bagaż. Sakura, to oczywiste, że nie obserwowaliśmy jej najdrobniejszych ruchów.
- Wrócisz
do życia w Konoha – wyrecytowałam. – To trzecia kartka.
- Ile ich jest?
- Jeszcze jedna.
Sakura
wytarmosiła ją wkrótce spod plecaka i wysunęła na to samo miejsce co reszta.
Nad moją głową odbywała się zażarta dyskusja – Sasuke wykłócał się o sposobności,
dzięki którym Sakura mogła wcześniej wybudzić go ze snu. Ta zaś upierała się,
że przy gorączce i nocnych mamrotaniach wolała czekać aż wydobrzeje. Poza tym
do rozmowy wlazł Madara, akurat wtedy, gdy treść czwartego skrawka przestała
być dla mnie tajemnicą.
- Wymażę
wam pamięć. Wszystko wróci do normy. Przyjdę, gdy Sasuke się ocknie – Tym
razem mój głos już bezapelacyjnie ujawnił wzbierający na sile lęk. Zaczęłam
drżeć jak osika, bynajmniej nie z powodu ziąbu.
- Poetą to on z pewnością nie jest – bąknął
mój Sasuke.
Uciekłam
z kręgu szpiegów, który notabene zacieśniał się coraz bardziej i roztaczał
wokół nieprzyjemną aurę – gniew, żal, smutek. Tym samym, niemrawym krokiem co
wcześniej wyeliminowałam dystans między mną, a Sasuke. Teraz oboje gapiliśmy
się na nasze sobowtóry.
- Wie, że tu jesteśmy. Dopadnie nas! – mówiła
ona. – Czai się gdzieś w naszych rejonach i pewnie tylko czeka aż twoja chakra
będzie wyczuwalna.
- Dlatego musimy uciekać! – powiedział z
uporem. Alter Sasuke przeciągnął się pośpiesznie jak na wyspanego niedźwiadka
przystało - chociaż w tym wypadku te działania miały bardziej na celu
prędziutkie rozbudzenie mięśni - i zaczął zwijać koce, sięgając ramieniem po
swój bagaż. – Słyszałaś co powiedział? – Wbił wzrok w moją bliźniaczkę. –
Wymaże nam pamięć, jeżeli nic nie zrobimy. Na pewno przyszykował dla nas jakąś
zakazaną technikę.
Te
słowa były dla niej bodźcem. Sakura płomiennie, acz niepewnie zebrała kartki.
Gdy chciała przerzucić przez ramię plecak, z rozwartego otworu wypadł notatnik
Ren’a i gruchnął o ziemię.
Alter
Sasuke wstrzymał wszelkie postępy. Jego gniewnie spojrzenie spoczęło na
obiekcie.
- Przepraszam – wydukała Sakura. – Wiem, że
obiecałam tam nie zaglądać, ale czułam się samotna w przeciągu tych sześciu
dniu. Chciałam… chciałam czymś wypełnić sobie czas i…
Sasuke
powstał gwałtownie i podniósł notatnik.
- Chrzanić koce, chrzanić te pierdoły… Liczy
się dla nas każda sekunda. Sakura, musimy się zabezpieczyć.
- Zabezpieczyć?
- Trzymaj – wręczył jej pamiątkę po
przyjacielu, zaś sam ruszył gdzieś w głąb skrytki. Wymieniłam z Sasuke pytające
spojrzenia i zdecydowałam się pójść w ślady za jego bliźniakiem. Zanim jednak
przekroczyłam nieszczęsny kamień wytyczający granicę, alter Sasuke wrócił z
niesionym oburącz głazem. – Później mi podziękujesz – oznajmił wspaniałomyślnie.
Sakura
siedziała nieprzekonana.
- Łał, głaz… Dlaczego nie mogłabym ci
podziękować już teraz? Hmm, może za zmarnowanie pięciu minut cennego czasu?
- Wybacz, ale do tej pory to ty marnujesz go
na paplanie – wydyszał zziajany, ale już przy ostatnim słowie niesiona zdobycz
padła przed moją bliźniaczką. Wtedy zanotowałam coś zdumiewającego. Wybór
Uchihy padł na głaz o niezwykle płaskiej powierzchni.
Sakura
wyrzucała z siebie coraz to nowsze pytania, a Sasuke prostacko to ignorował.
Kiedy sięgnął po notatnik, dziewczyna z uporem przyciągnęła przedmiot do siebie
i zrobiła minę nadąsanego dzieciaka.
- Wyjaśnij mi natychmiast jaki jest cel twoich
działań – zażądała tonem, który nie godził się na rebelie.
- To bardzo proste – zaczął i zwinął notatnik
z jej rąk. Potem przyszło nam biernie przyglądać się jak gorączkowo kartkuje
szkice i wreszcie, gdy dobiega do końca naruszonych stron, wyrywa pierwszą
nieskażoną. – Weź długopis i napisz list.
- List? – znieruchomiała. – Jaki list? O czym
ty mówisz? Sasuke! Jesteśmy w bardzo, ale to bardzo strasznej sytuacji… Nie
mamy czasu na…
- Napisz list do siebie! – krzyknął
zniecierpliwiony.
I
znów uaktywniła się we mnie predyspozycja do przejmowania się surrealistycznymi
sprawami, których teoretycznie nie odmienię. Stopniowo nawracały do mnie obrazy
z dnia tańca, sprzeczka z Uzumaki’m, Ino szmuglująca w mojej podomce.
Wszystko
skłaniało się do tego naderwanego kawałka papieru.
„…i żebyś zawsze w niego
wierzyła. Gdzieś tam głęboko w swoim sercu…” – ten fragment mechanicznie wlazł mi do głowy i
już się tam zadomowił. Chyba dzięki tym wszystkim przygodom w jakiś sposób
podszlifowałam swoją zdolność do błyskawicznych odczytów sygnałów nadsyłanych
przez otoczenie. Znów zadziwiająco gładko uporałam się z tajemnicą.
- Rozumiem… - wydukałam w amoku. Nadeszła
faza: „Patrzę, ale nie widzę. Słyszę, ale nie rozumiem”. Zamknęłam się w swoim
mentalnym zakamarku i wiedziałam już, że alter Sakura napisze ten list.
- Proszę – Sasuke rozparł kartkę na
ekstrawaganckim stoliczku. – To będzie nasze zabezpieczenie. Gdyby coś poszło
nie tak… Gdybyśmy jednak zapomnieli… Musimy przechytrzyć Madarę. Napisz do
samej siebie, żebyś dobrze to zinterpretowała w późniejszym czasie.
Oniemiała
Sakura przez dłuższą chwilę nie potrafiła niczego z siebie wydusić. Zamiast
tego gapiła się tępo w partnera.
O
przodkowie!
Przytknęłam
palce do ust. Przy mojej kondycji nie zalecano siadu, lecz emocje po prostu
mnie zagięły. Ten list… słowa… Jasne, już na początku domyśliłam się czyim
pismem nabazgrolono przekaz, teraz dotarło też do mnie dlaczego wiadomość
została sporządzona z taką nagannością – jaskiniowe warunki nie pozwalały nam
zawinąć jej w wykwintną kopertę z pieczątką.
- Nie potrafię… - Sakura pochyliła się nad
pustą kartką.
Oj, uwierz mi. Potrafisz. Przekonałam się o tym po
zaznajomieniu się z dwoma zdaniami całości.
- Ten list nigdy do nas nie dotrze –
powiedziałam złamanym głosem. – Poznałam tylko jego kawałek.
Sasuke
natychmiast obrzucił mnie zaintrygowanym spojrzeniem.
- Że co proszę?
- Ren dał mi jego kawałek – wyjaśniłam.
- Skąd go miał? – zapytał, wzburzony. Akurat
to samo zapytanie przemknęło przez moje myśli. Pokręciłam ponuro głową,
udowadniając niewiedzę. – Jasna cholera! Dlaczego mi nie powiedziałaś?
- Och, wybacz… Rozumiem nasz ojczysty język i
wiem co to oznacza, gdy ktoś obwieszcza mi, że nie chce mnie widzieć, ani
słyszeć… ani być ze mną…
Te
wywody były zbyteczne, ale coś we mnie chciało do nich powrócić. Chyba
zwyczajnie żywiłam nadzieję do uzyskania jakiś satysfakcjonujących uzasadnień.
Sasuke
zmarkotniał i odwrócił ode mnie wzrok.
- Źle postąpiłem…
- Jeżeli mówiłeś prawdę, postępowanie wcale
nie było złe – rzekłam z przekonaniem. Nagle cała egzaltacja wiążąca się z
tamtymi wydarzeniami spłynęła na mnie pod postacią gniewu. To szalone żywić
urazy, podczas paranormalnych obserwacji własnych sobowtórów, jednak nie mogłam
nic poradzić na moją nieugiętą miłość wobec Sasuke.
A
ten właśnie zebrał się w sobie i znów na mnie spojrzał. Przez jego głos
przemawiała zaciętość:
- A co jeżeli to było kłamstwo? – Prawie to
wykrzyknął.
Sparaliżowało
mnie od góry do dołu, a milczący szpiedzy przestali działać rozczulająco.
- To było kłamstwo – powiedział jaśniej. –
Głupia przykrywka, którą chciałem zamaskować swoje własne lęki. Myślałem, że to
z Ren’em powinnaś pałętać się po wiosce i… Szlag by to… - Speszenie nie
zezwoliło mu na jakieś zapierające dech w piersiach zwieńczenie. Sasuke
przysłonił sobie policzki i zaklął pod nosem. – Syn, matka i ojciec tworzą
rodzinę, prawda?! Do tego trio nie potrzeba już nikogo dodatkowego.
Zrobiło
mi się żal Sasuke. Przez ten cały czas zamartwiał się wyłącznie wkroczeniem
między moją rodzinę, rzecz w tym, że ja… nie miałam takowej. Odkąd mama i tata
odeszli byłam zdana wyłącznie na siebie, a nawet po narodzinach Satoshi’ego nie
zaświtało mi w głowie to określenie na naszą trójkę – Ren’a, syna i mnie.
Zamierzałam
się już do wykrztuszenia słów pocieszyciela, ale szpiedzy raptem odżyli:
- Co mam napisać? – zapytała moja bliźniaczka.
W dłoni trzymała już długopis. Choć nie naskrobała jeszcze żadnego słowa, dłoń
jej tak dygotała, że przez chwilę pomyślałam, iż jest w trakcie komponowania
składnych zdań.
- Pisz prawdę. I mów proszę to, co piszesz.
Musimy się streszczać. Będę ci pomagać.
Atmosfera
zrobiła się nagle bardzo napięta. Te gorączkowe dopingi Sasuke tylko mnie
stresowały.
- Droga Sakuro – wyszeptała i od razu
przerzuciła wzrok na partnera, który zatwierdził te słowa skinięciem i
przysiadł się obok.
- Spokojnie – Chwyciwszy jej drżącą dłoń,
objął Sakurę ramieniem. – Zrobię wszystko co w mojej mocy, abyśmy nigdy nie
musieli odczytywać tego listu.
Dziewczyna
zaczerpnęła powietrza i z hartem ducha zabrała się do notowania, szepcząc
cichuteńko treść:
- Nie wiem kim jesteś dzisiaj. Trudno mi
przewidzieć jak wiele mogło się przez ten czas wydarzyć, ale mam nadzieję, że
ten list kiedyś do ciebie dotrze. Zakochałaś się, wiesz? I to po raz drugi w
tym samym mężczyźnie. Na początku był taki jak zawsze. Egoistyczny i
zdystansowany, a ciebie niezwykle irytowała jego osobowość. Powiedział, że się
zmieniłaś. Że nie jesteś już tą rozważną dziewczyną sprzed lat. Jak jest z tobą
teraz? Czy... czy on jest przy tobie i wciąż drażni cię swoją arogancką naturą?
Jeżeli nie, musisz natychmiast go odnaleźć.
- Mogłaś postawić mnie w lepszym świetle –
wtrącił, imitując naburmuszenie.
- Kazałeś mi pisać prawdę – Uśmiechnęła się. –
Masz pojęcie jak dziwnie jest zwracać się do samej siebie?
- Nie przejmuj się. Jestem tu i będę ci
pomogła. Od tego listu zależy los naszej dwójki.
- Hmm… a więc… Sam Sasuke Uchiha kazał mi
napisać ten list. Jest tu teraz, za mną i szepcze, żebym nie przejmowała się
jak dziwnie jest pisać list do siebie z przyszłości, szepcze, żebym zrobiła to
dla losów naszej dwójki. Kochasz go, zatem go znajdź, spraw, żeby i on pokochał
ciebie. Żebyście oboje rozbudzili w sobie stare uczucia. Madara nieco
skomplikował wam życie. Wpierw chciał, żebyście byli blisko siebie, a teraz
zaklina, że kiedykolwiek was ze sobą poznał. Chce to zniszczyć, wymazać nam tu
obecnym pamięć. Pewnie nie pamiętasz jak długo gawędziliście w podziemiach, nie
pamiętasz też jak Sasuke nie zostawił cię na pastwę losu, lecz zawrócił i ci
pomógł wbrew rozkazom. Nie pamiętasz jak wielkim trudem było dla niego
przyznanie się do miłości, ale zrobił to i teraz ma naburmuszoną minę, że o tym
wspominam – dokończyła, wybuchając chichotem. – No co? To też musiałam
podkreślić.
- Wiesz, że to dla mnie…
- Wiem, wiem. Uchihom ciężko jest przyznać się
do miłości.
Ups,
tu, wbrew rozsądkowi, zerknęłam na mojego towarzysza. Był zamyślony i przejęty
pisarskim ferworem, ale liczyłam, że ta anegdota jakoś do niego trafiła.
- Nie wiem, kiedy ten list dostał się w twoje
ręce. Nie wiem też jak wiele wiesz o swojej przeszłości, ale nikt na pewno nie
zdołał jej przed tobą ukryć. Nie daliśmy rady z Sasuke obronić się przed
Madarą. Prawdopodobnie lada moment nie będziemy już o sobie pamiętać, ale
pamięć, a uczucia to dwie inne sprawy. Uczucia zostają. – Tu, wstrzymawszy
notatki, spojrzała w oczy Sasuke. – Wierzę, że to co tutaj piszę okaże się bzdurą,
ale to na wszelki wypadek. Przyszła Sakura będzie musiała w to uwierzyć.
- Rozumiem – odparł. Ta uśmiechnęła się i, o
mój Boże, cmoknęła go w policzek. Dla wszystkich zgromadzonych (nawet tych
niewidzialnych) działanie to było szokiem. Zarumieniłam się po uszy. Przy
erotycznych igraszkach z Sasuke byłam zbyt przejęta emocjami, by zwracać uwagę
na wstyd, teraz… A niech mnie! Robiłam „to”! Z nim!
I
nie pamiętam tego!
Wielkie
nieba! Gdyby tylko Ino się o tym dowiedziała, bez oporów zaczęłaby utyskiwać mi
jakim to nieszczęśliwcem trzeba być, żeby zapomnieć o seksie z wymarzonym
mężczyznom. Ach, właśnie czułam jak wprost ze mnie paruje. Nagle zrobiło się
tutaj strasznie gorąco…
- Bądź przy nim, rozbudź miłość – ciągnęła
alter Sakura. – Proszę, żebyś wzięła sobie do serca kwestie o wyznaniu Sasuke i
żebyś zawsze w niego wierzyła…
To
jest to!
Te
słowa…
- Gdzieś tam głęboko w swoim sercu – włączyłam
się mimowolnie. Do oczu zaczęły napływać mi łzy na widok wilgoci wzbierającej
się u mojej bliźniaczki. Resztę dokończyłam zapłakanym tonem: - Nie poddawaj
się. Nic nie jest w stanie wymazać uczuć, nawet potężna, zakazana technika
nigdy ich nie zniweczy. Pamiętaj o tym, że cię kocha. Ta jedyna myśl powinna
sprawić, że nic nie będzie w stanie cię zatrzymać.
- Sakura… - Sasuke z westchnięciem odniósł się
do moich łez. – To ten fragment dostałaś od Ren’a?
Skinęłam,
usiłując zdusić płacz. Nadaremno.
Chwilę
temu rozwodziłam się nad niedorzecznością w zapomnieniu igraszek z Sasuke, a
teraz zawładnęły mną emocje. Musiałam to z siebie wyrzucić. Wszystko.
- Rozumiesz to, że ja nigdy tego nie dostanę?
Nie tak jak oni tego oczekują? Uda mi się zdobyć tylko kawałek i to po wielu
latach męczarni i niewiedzy. Po latach życia w kłamstwie…
- To w rękach twoich i Sasuke z przyszłości
leżą nasze losy – Sasuke zamierzał coś powiedzieć, ale wtrąciła się moja
bliźniaczka. - Zróbcie wszystko co w waszej mocy, abyście byli blisko.
Niekoniecznie za sprawą Tankyori no Jutsu.
Sasuke
zbliżył się do mnie i mocno opatulił ramionami. Przylepiłam się do jego koszuli
jak pluskwa, przy czym jej materiał zdawał się stworzony specjalnie dla mnie –
aby wsiąkać łzy.
- Lepiej róbmy to, co nam każe – powiedział z
ciepłotą.
- Trzymaj się, moja przyszła osobowości! –
zasalutowała Sakura.
Poczułam,
że muszę jej odpowiedzieć.
- Trzymam się…
- Dociekaj prawdy!
- Dociekam.
- Nie opieraj się miłości. Z nią nigdy nie
wygrasz.
- Wiem o tym – rozpłakałam się na dobre. Z
niewyjaśnionych przyczyn odczułam ulgę, jakbym odtrąciła od siebie noszony
latami ciężar. Wrażenie było niebywale silne.
- Wiesz co? – zagaił Sasuke, nurkując twarzą w
moich włosach. – Wydaję mi się, że ten list dotarł do nas lepiej, niż oni mogli
to sobie wymarzyć.
Święta
racja.
Otarłam
łzy, wtłoczyłam do ust powietrze i wyprostowałam się. Przed nami jeszcze wiele
wrażeń, należało zachować odrobineczkę zapasów na płacz. Każdy pojemnik w końcu
opustoszeje.
- Świetnie się spisałaś – odezwał się alter
Sasuke, gdy Sakura z przeszłości zwinęła kartkę i zamknęła ją w piąstce. -
Myślę, że przyszła „ty” będzie z ciebie duma, w końcu…
I
wtedy scenka żywcem wyjęta z oscarowego romansu została brutalnie zniweczona.
Krzyknęłam z przestrachem, gdy jaskinią wstrząsnęły nagłe konwulsje. Faktura
ścian została poważnie uszkodzona i parę samotnych odłamków skalnych stoczyło
się w dół.
- Co jest?! – ryknęli chórkiem obaj Sasuke.
W
tym czasie ja i moja siostra zdążyłyśmy rozpracować pierwszą, prawdopodobną
możliwość.
- Madara! – uprzedziła mnie alter Sakura.
Wstrząsy ustały, by po upływie kilku sekund rozpocząć od nowa swój występ.
Odgrodzone pod wpływem drgań skały zaczęły się niebezpiecznie mnożyć. Jedna z
nich właśnie rąbnęła w ramię moją przeszłą wersją.
- Miałaś rację – Sasuke przysłonił ją swym
ciałem, a wyraz jego twarzy balansował między rozgoryczeniem, a histerią. –
Madara naprawdę czekał, aż poczuje przepływ mojej chakry. Wie, że się obudziłem
i…
- Spełni swoją groźbę – dokończyła za niego.
- Cholera, cholera, cholera! – Czułam, że
mojego Sasuke opętała dotkliwa wręcz potrzeba na przełożenie swojego gniewu w
jakiś solidny cios, niestety pod postacią ducha nic nie mogło być dla niego
odbiornikiem.
Jego
alter ego wprost przeciwnie, usiłowało zachować opanowanie po mistrzowsku.
Zdziwiło mnie, gdy uspokajająco uniósł dłonie i wypuścił z siebie powietrze.
- Okej, teraz musimy działać szybko…
- Wezmę nasze rzeczy – Sakura przerzuciła
plecak przez ramię i już miała chwycić pledy, gdy niespodziewanie siła
ukochanego odciągnęła ją od zamierzenia. - Sasuke?
- Chrzanić koce! Wiejemy!
***
Wstrząsania
nie ustawały. Szpiedzy migiem wykaraskali się ze skrytki, zupełnie nieporuszeni
pozostawionymi gadżetami – pochodniami i pledami. Zwartą czwórką wtargnęliśmy
do mrocznych korytarzy, na domiar złego nie mieliśmy w posiadaniu niczego co
byłoby w stanie oświecić naszą drogę… i zmysły.
Chwilę
pokonywaliśmy na oślep kolejne metry, potykając się i klnąc przy każdym
powtórzonym wypadku. Kiedy alter Sakura natrafiła na solidną przeszkodę,
upadając na ziemię, mój sobowtór nie zniósł napięcia i przystanął.
- Podaj mi rękę – powiedział do dziewczyny. Po
brzmieniu jego głosu poznałem, że za wszelką cenę próbuje zatrzeć ślady po
rozpierającej się w nim panice.
Sakura
posłusznie ujęła jego dłoń.
- Włącz Sharingan – wyszeptała.
I
we mnie, i w niego uderzyło niespodziewane olśnienie. Do stu piorunów, przez
akceptację wszystkich ograniczeń, wymknęło mi się, że nasze umiejętności Ninja
nie zostały stłamszone paranormalnymi podróżami. Owszem, widziałem wyraźne
Sakurę, ponieważ światło z tej czasoprzestrzeni nie miało na nas wpływu, ale
proces miał też swoją odwrotność – byliśmy w podobnej sytuacji co szpiedzy.
- Sasuke – Sakura odszyfrowała to, co niósł ze
sobą mój niespokojny oddech. – Lepiej zrób to samo. Jesteśmy duchami, ale
chociaż jeden z nas musi wiedzieć co dzieje się w tych tunelach.
- Gdyby głupcy tak się nie śpieszyli,
pomyśleliby o wzięciu pochodni – syknąłem.
- Były zbite ze ścianami. Nie mieli na to
czasu.
Pośród
zatrważającej ciszy rozbiegły się nagle dwa, lakoniczne świsty. Kekkei Genkai
klanu Uchiha zostało uaktywnione, podwójnie. Tylko ja mogłem mieć na tyle
zagmatwane życie, żeby tego doświadczyć. Niestety. Początkowo zakorzeniona we
mnie duma, momentalnie wypełza.
- Mamy problem – powiedziałem do Sakury.
Ale
ona zdążyła się już domyślić.
- Sharingan nie działa?
Pokręciłem
głową, a z moich ust wymknął się rozwścieczony charchot. A jednak zabroniono
nam zagłębiać się w detale świata alternatywnego. Po raz pierwszy natknąłem się
na rozczarowanie wynikające z Sharingana i poczułem się paskudnie.
- Musimy polegać na nich – Sakura wskazała
palcem na wyzierający z mroku szkarłat czyiś oczu.
Wtem
dotarło do mnie jaka idealna cisza zawładnęła otoczeniem. Drgania ustąpiły,
domyślałem się, że to tylko chwilowy proces bierności, jednak reakcja szpiegów
była wystarczająco zdumiewająca, żeby mnie od tego odwieść. Nastał moment, w
którym mogli zwiać bez trosk o deszcz skał spływający z góry, a z ich strony
dobiegało wyłącznie milczenie.
- Co oni robią? – zezłościłem się.
- Sasuke? – Alter Sakura podzieliła moje
odczucia. Echo kilkakrotnie zawtórowało jej niedowierzający głosik. – Hej…? Co
się dzieje? Zobaczyłeś coś?
Porozumiałem
się wzrokowo z Sakurą i natychmiast wystrzeliliśmy do przodu. Teraz naszym
priorytetem było odkrycie potencjalnego punktu, w który gapił się mój sobowtór,
i który mógł także być pierwszą intencją
bojową Madary.
- Sasuke! – niecierpliwiła się bliźniaczka
Sakury.
Sasuke
nie reagował.
Podążyłem
za jego wzrokiem, który, ku memu zdziwieniu nie kierował się w dal wiodącego korytarza,
lecz na swoją partnerkę. Mężczyzna taksował ją spojrzeniem wielkich oczu.
Przyjrzałem się bliżej, żeby wyłapać więcej błąkających po twarzy emocji, ale
wszystko wskazywało na to, że coś wyjątkowo go przeraziło.
Nagle
nieruchomy dotąd posąg, gwałtownie wznowił swój żywot. Odstąpiliśmy z Sakurą
zdezorientowani, gdy mój sobowtór pchnął alter ego Haruno i przygwoździł ją do
ściany sapiąc niczym rozjuszone bydle.
Do
głowy zaczęły mi się wsączać wielorakie hipotezy, w których najprawdziwszą
zdawała się być ofiara następnego, przereklamowanego Jutsu. Być może przeszły
„ja” był teraz pod wodzą Madary i nie mógł wyzwolić się z jego szponów.
Moja
Sakura z przestrachem przyglądała się scence.
- Co on robi? – szepnęła, a potem jej głos
nasilił się co najmniej o dwie oktawy: - Sasuke, co on robi?!
Przez
własną niemoc zacząłem zgrzytać zębami. Mimo pytań płynących od Sakury, nie
pokwapiłem się, by odpowiedzieć przynajmniej na jedno. „Nie wiem” i tak nie
wykazałoby wiele pożytku. Po prostu lustrowałem ruchy i przemieszczające się
bruzdy na twarzy sobowtóra.
Potem
jego drżące ręce ześlizgnęły się niżej, pałętając w otoczeniu talii Sakury.
- Madara? – zapytało jej alter ego. Dziewczyna
dramatycznie starała się odnaleźć logikę w zachowaniu partnera. – Madara jest
gdzieś w pobliżu? – spróbowawszy energicznej, chciała zrobić krok w przód, ale
Sasuke raz jeszcze zepchnął ją na skaliste wyboje. – Ałć, Sasuke! Co w ciebie
wstąpiło?
- Teraz mamy na karku jeszcze jedno życie – powiedział
warkliwie, a nas obojgu zaskoczył wydźwięk jego głosu.
Tuż
po jego słowach zapadło przejmujące milczenie.
- O czym tu mówisz? – wychrypiała dziewczyna.
Sasuke,
tym razem w skupieniu, ulokował jedną dłoń na jej talii, zaś wierzchem drugiej
musnął skórę na brzuchu.
Oniemiałem,
widząc to. Z mroku wynurzały się delikatne kształty, ale nie było mowy o
pomyłce. On… koncentrował się na brzuchu Sakury, gładził go subtelnie, a w jego
oczach nie gorzało nic innego prócz dociekliwości i lęku przed niepoznanym.
- Widzę chakrę, Sakura… czuję ją – odezwał się
jak w amoku.
Wtedy
też pojąłem co tak naprawdę się wydarzyło. Wśród ciemności, gdy Sharingan
został uaktywniony po raz pierwszy, dał możliwość jego użytkownikowi wykrycia
czegoś więcej niż konstrukcji tunelów. Za pośrednictwem szkarłatnego oka można
dostrzec energie Shinobi pod postacią maleńkich płomyków, które drgają niespokojne,
lub jątrzą się zamroczone – w zależności od samopoczucia ich nosiciela.
Sasuke
musiał… ujrzeć coś…
Po
rozwartych w przerażeniu oczach alter Sakury wywnioskowałem, że zdążyła do niej
dotrzeć prawda. Ja… czułem się nieswojo, jakbym naraz wskoczył do ciała innego
osobnika i utknął tu po wsze czasy. Wycofałem się mimowolnie, a skurcze w
żołądku, które zwykle wiązałem z napływem gigantycznych ilości uczuć, wzmogły
się tak, że po raz pierwszy odczuwałem z ich strony potężną intensywność.
- Bądź ostrożna, proszę – szeptał przy jej uchu
i wreszcie usadowił obie dłonie na brzuchu. – Musimy przetrwać, choćby nie wiem
co. Nie mówię tu tylko o naszym życiu… mówię o wspomnieniach. Musimy je
zachować.
- Zachowamy, Sasuke – Sakura z przeszłości
uroniła pierwsze łzy. Uporała się już z szokiem… zaakceptowała sytuację.
Uśmiechała się do niego ze smutkiem, trzymając twarz mężczyzny w dłoniach. –
Bezwzględnie, absolutnie to przetrwamy. Dziecko jest dla nas wystarczającą
motywacją – Kropelki spływające jedna za drugą mieniły się w nikłym świetle.
Były niczym światełko w tunelu, nadzieja na lepsze. – Jesteś pewny, że ja…?
- Tak. Widzę to – odrzekł głosem drżącym z
osłupienia.
Ona
to zatwierdziła. Mój sobowtór także. Szybko przyswoili wieść o rodzicielstwie.
Za
mną przyczajała się „moja” Sakura.
Słyszałem
jej kwilenie, świsty wynikające z niespokojnych odruchów. Słyszałem jak łka, a
później stara się stłumić wszelkie wypływające z niej dźwięki.
Dlaczego?
Dlaczego
wszystkie ukazane nam obrazy zostały żywcem wyjęte z naszych głów, nie będąc
określane nawet mianem „wspomnień”, lecz zdarzeń, których tak naprawdę nigdy
już nie odtworzymy?
Dlaczego…
odebrano mi własne ojcostwo?
Czy
to możliwe? Jestem…
Byłem
nim przez tyle czasu! Nieświadomy. Zaślepiony pierwotnym celem, który
regularnie podsycał Madara.
Tkwiłem
nieruchomo długi czas. Szpiedzy szeptali coś między sobą, a ze strony Sakury wymsknął
się znienacka huk. Gdy zerknąłem na nią znad ramienia, ujrzałem jak siedzi z
blisko przytkniętymi kolanami i palcami wszczepionymi we włosy.
- Ren mnie oszukał! – zapłakała. Potem uniosła
wzrok i spojrzała na mnie ostrożnie. Gołym okiem widziałem jak bardzo przejmuje
się moim samopoczuciem. – Sasuke… - Ilekroć wymawiała moje imię, czy to wesoła,
czy podłamana, zawsze, nieustępliwie moje serce biło mocniej, przypominając o
wiedzionej egzystencji. – Miałeś rację. Myliłam się co do Ren’a. Zataił przede
mną przeszłość i podszył się pod ojca! Żyłam w kłamstwie! Cały, pieprzony czas
mnie oszukiwano! Naruto, Hinata… oni wszyscy wiedzieli! Wiedzieli, że to nie
Ren jest ojcem Satoshi’ego! Wiedzieli, że zabrano mi wspomnienia!
- Nie wierzę w to…
Nie
wierzyłam. Mężczyźnie ofiaruje się dziewięć miesięcy na psychiczną gotowość do
odebrania dziecka, ponadto jest to zarówno czas przeznaczony dla rodzicielskich
instynktów, które pomalutku budzą się do życia, wspomagane świadomością. Co ze
mną? Mi nikt nie podarował w prezencie tego czasu. Być może normalny ojciec
nigdy nie postrzegał tego w ten sposób, jednak ja naraz poczułem się okropnie
pokrzywdzony. Miałem niecałe kilka minut na przyswojenie faktów i pogodzenie
się z myślą, że… dziecko, które niejednokrotnie trzymałem w ramionach, próbując
odróżnić go od domniemanego ojca, tak naprawdę miało w sobie utkwioną moją
naturę. Miałem niecałe kilka minut na zrozumienie, że w trakcie minionych
miesięcy zapłodniłem kobietę, którą teoretycznie poznawałem na nowo dopiero od
niespełna czterech tygodni.
Myśli
miałem tak splątane, że mogłem to tylko porównać do jakiś zasupłanych nici,
kabelków… trylionów niezgodności. Do tej pory uważałam to za niemożliwie, ale
nagle odczułem, że czas znacząco spowolnił. Widziałem swego brata bliźniaka,
którego usta stopniowo się rozwierały, wykrzykując przytłumione wołania.
Widziałem alter Sakurę, kręcącą głową i przybitą. Później, za pośrednictwem
tych niesamowitych zdolności władania czasem, odważyłem się wreszcie spojrzeć
na drugiego podróżnika. Obraz leciutko się trząsł, Sakura z dłońmi
przysuniętymi do serca i zatroskaną miną poruszała mozolnie buzią, aż w końcu
ten niemy przekaz do mnie dotarł.
Jesteś ojcem, jej głos był powtórzony
kilkakrotnie, jak w amoku, albo momencie, gdy wypalony z sił człowiek zaczyna
odłączać się od zgrupowania żywych i świadomych. Tak właśnie się czułem.
Jednak
nie dane było mi sfinalizować procedury. Duet otrząsnął się z szoku, wprawdzie
wspomógł ich w tych następny wstrząs jaskini – jak sygnał zniecierpliwienia
nadesłany od Madary.
- Obronię nas wszystkich, Sakura – Tak
brzmiały ostatnie słowa mojego sobowtóra, nim porwał dziewczynę w objęcia jak
niesfornego niemowlaka i zaczął pędzić ku wyjściu, posiłkując się Sharinganem.
Byłem
rozdarty. Kawałek mnie chciał natychmiast rzucić się w pościg, ale inna część
utkwiła w miejscu, nękana i oblegana przez wnioski.
Widziałem
jak przede mną zjawia się Sakura. Krzyczy coś bezgłośnie, z ikrą wskazuje
korytarz, w którym właśnie znikały nasze klony. Nie mogłem wrócić do
poprzedniego stanu. Nie chciałem. Czułem tylko nieznośny ból w oczach,
wynikający zapewne z nazbyt szerokiego rozwarcia. Oprócz tego zewnętrzna część
mnie prezentowała się doskonale, a jedynym dokuczliwym mankamentem była wiedza
o ojcostwie.
Jak
w ogóle doszło do tego, że w ten sposób pokierowałem swoim życiem?
Dlaczego
teraz muszę walczyć, by dowiedzieć się kim byłem?
Dlaczego…
Żółwie
tempo wyjęte z filmów akcji niespodziewanie wstrzymało działalność. Wszystko do
mnie powróciło.
- Sasuke! – wrzaski Sakury stały się
normalnymi, zdesperowanymi wołaniami. Dostrzegłem lawinę kamieni staczającą się
z góry i mimo pewności, że jaskinia pozostanie w jednym kawałku, poczułem, że
muszę stąd czym prędzej uciekać.
Teraz
też musiałem ją ochronić. Bezwzględnie. Absolutnie.
Nie
mogłem zawieść.
Wiedziony
kretyńskim instynktem małpowania, uniosłem Sakurę w sposób zademonstrowany
uprzednio przez alter Sasuke. Haruno pisnęła w moich ramionach, ale w
późniejszym czasie, w trakcie bieganiny, poczułem jak jej stężałe dotychczas
mięśnie zaczynają się rozluźniać. Ich właścicielka odetchnęła z ulgą i mocno
się we mnie wtuliła.
- Niech to wszystko się skończy – usłyszałem
przy uchu.
Biegłem
ślepo, przenikając przeszkody i ściany jaskiniowych tuneli. Po upływie minuty
wyzwoliliśmy się ze szponów mroku i wpadliśmy w kolejne, mniej smoliste. Od
razu rozpoznałem teren. Las Michigatty, miejsce, gdzie dawniej Akashi zachwalał
moje umiejętności wydmuchiwania płomieni ognia, teraz wyścielone było kołdrą
późnego zmierzchu. Na niebie widniał księżycowy rogalik, opatulając szpiegów
swoim mieniącym się blaskiem. Oprócz dwójki zziajanych, świeżo upieczonych
(przyszłych) rodziców, reszta zdawała się nietknięta. Pech chciał, że nie byłem
zdolny do odczucia kłębiących się energii Ninja, ale wnioskując po minie mojego
sobowtóra, takowych nie było.
Postawiłem
Sakurę na nogi, dla bezpieczeństwo przytrzymując jej dłoń. Zdyszana, omiotła
mnie krótkim spojrzeniem, które po chwili spoczęło na dwójce szpiegów. Oboje
stali nieopodal, rozglądając się za niebezpieczeństwem. Sasuke otaksował
wejście jaskini, ale, zrobiwszy to samo, ujrzałem ciemną pustkę.
- Gdzie on jest? – pomruknęła przerażona
Sakura.
Na
znajomy rechot przyszło nam poczekać jeszcze parę następnych minut. Po tym
czasie rozległ się on z niemożliwego do określenia kierunku. Zakląłem w
myślach, kiedy dotarło do mnie, że głos dochodzi zewsząd, jakby tysiące klonów
otoczyło tę połać.
Na
wszelki wypadek zajrzałem do niebios. Ciemnie chmurzyska skojarzyłem z
nawałnicą, która gromadziła się wokół Konohy i zwiastowała deszcze. Wtedy matka
natura poleciła wiatrowi odrodzenie, jakby chciała mi tym udowodnić, że
niedługo nadejdzie czas na straszliwą wichurę.
- Czuję energie – powiedział nagle Sasuke. Jak
laleczki w przedstawieniu zwróciliśmy się ku niemu. – Mnóstwo energii…
- To znaczy, że wrogów jest więcej?
Potaknął.
Rechot
ciągnął się w nieskończoność, a jego złowieszcze brzmienie zaanektowały po
chwili szurania wśród trawiastych pióropuszy. Ciche szelesty wyraźnie
uzmysłowiły nam, że mamy do czynienia ze specjalną jednostką, zaopatrzoną w
godną podziwu liczbę uczestników.
Raptem
czarny płaszcz śmignął między dwoma ogołocimy drzewami. Zauważaliśmy to z moim bliźniakiem w tym
samym momencie.
- Madara! – zawołał on. – Nie chowaj się jak
tchórz, tylko pokaż się i walcz!
- Gra z wami była prawdziwą przyjemność –
odparł głos z dozą okrucieństwa. Na te słowa Sasuke przysłonił partnerkę ciałem
i zaczął krążyć wokół niej niespokojnie.
- Hej, poradzę sobie – powiedziała. – Dam
radę. Dziecko daje mi siłę.
- Jego siła może nie być wystarczająca.
- Potrafię walczyć!
- Madara! – zakrzyknął po raz kolejny. Tym
razem nie otrzymali żadnej odpowiedzi. Dłuższą chwilę po prostu tkwiliśmy
nieruchomo, przysłuchując wzbierającym na natężeniu odgłosom. Domyślałem się,
że niedługo będziemy mieli do czynienia z jego wyznawcami – czymś, co zwie
„armią”.
Wkrótce
łopot materiału znów zwęził obszar naszych wzrokowych poszukiwań.
Zsynchronizowani zerknęliśmy za siebie. Madara stał, podpierając się o korę
jednego z pokaźniejszych drzew, ale sama jego aparycja nie przeraziła mnie tak
bardzo jak przedmiot, który trzymał w wzniesionej dłoni.
- Żegnaj zepsuty Sasuke – zabrzmiała
odpowiedź.
***
Bomba
dymna eksplodowała, wyzwalając swoje dławiące kłęby. Słyszałam krzyki, ciche
szepty, chlipiące lamenty – wszystko to mieszało się ze stron obydwu szpiegów.
Na miejsce dramatu wgramoliła się armia Madary – nie wiedziałam czy są to
wojska Michigatty, czy jego osobiści wyznawcy – choć Sasuke wciąż ukazywał mi
się z pełną wyrazistością, reszta pozostawała zagadką. Sylwetki wsiąkały w dym
i więcej nie pokazywały się moim oczom.
Potem
zrozumiałam ich plany. Ten prosty, kamuflujący nurt w połączeniu z chmarą
wojowników miał za zadanie rozdzielić mnie i Sasuke z przeszłości. Rozległo się
męskie: „Uciekaj!, po którym nastąpiło kilka wołań sprzeciwu alter Sakury.
Armia do nich dotarła.
Patrzyłam
w przerażeniu na rozrastającą się panikę.
Wszystkie
zdarzenia rozgrywały się przede mną w straszliwym tempie. Kiedy doszły do mnie
pierwsze świsty mieczy przecinających powietrze, nie mogłam inaczej, musiałam
pędem udać się do serca batalii.
- Sakura, czekaj! – Sasuke spróbował mnie
zatrzymać.
Nie
odwróciłam się. Nie chciałam na niego patrzeć.
Na
ojca mojego dziecka… który nigdy miał nim nie być. Który nie był nim przez te
wszystkie miesiące…
Już
miałam zmusić oczy do wzmożenia pracy, gdy nagle z dymu wydostały się dwie
osoby. Wszystko szło wprost doskonale – postacie z osłoniętą twarzą utrudniały
dostęp dymu do ich nozdrzy i oczu. Ponadto obojgu powiódł się proces ucieczki
przed zasadzką Madary. Jedyny problem tkwił w tym, że ów osoby pomknęły w
przeciwnych kierunkach.
- Nie… - wydusiłam, mechanicznie wyciągając
ramię, myśląc, że zdołam złapać któreś z nich.
Sasuke
dołączył do mnie i zaklął po raz enty w przeciągu godziny.
- Pobiegłam na zachód – wyjaśniłam mu. – Ty
wybrałeś wschód.
- Co robimy? – zapytał, jak gdybym to ja od
początku naszych przygód znała odpowiedź na każde pytanie. Prawda była taka, że
to po nim oczekiwałam tej inwencji.
Ale
niespodziewanie do głowy wtłoczył mi się pomysł.
Zachłysnęłam
się powietrzem ze zdziwienia, nim przystąpiłam do tłumaczeń.
- Sakura?
- Robimy to samo co oni; rozdzielamy się.
Różnica jest taka, że my czynimy to umyślnie.
- Niemożliwe – Sasuke potrząsnął moim
ramieniem. Byłam już rozgrzana i przyszykowana do pościgów, wiedziałam też co
chce mi uświadomić. – Zapomniałaś o Kyori? Przecież tam w jaskini, ty…
- A oni?
Na
te słowa wstrzymał oddech. Patrzyliśmy jak szpiedzy nikną za gałęziami, które w
ciemnościach wyglądały jak szkielety jakiegoś mistycznego monstrum.
- Oni też są pod ograniczeniem Kyori, a jednak
przeżyli. Gdy będziemy za nimi podążać, nam też się uda! – dodałam, dygocząc w
miejscu. Nie mogłam znieść napięcia, poza tym mój sobowtór lada moment zgubi
się gdzieś pośród lasu, a ja jej nie odnajdę. – Sasuke, zaufaj mi!
Uchiha
z zaciśniętymi ustami zerknął w jakiś punkt za mną.
- Sasuke!
- Będziesz się dusić.
- Ale przeżyję!
- Pewnie. I ty oczekujesz, że się na to
zgodzę?
Z
pośpiechu, nie mogłem wymuszać na sobie już więcej wstrzemięźliwości.
Potrząsnęłam jego ramionami i wspięłam na palcach na tyle, że teraz nasze
twarze oddzielały milimetry.
- Zaufaj mi – poprosiłam głosem desperatki. –
Musimy zbadać każdy szczegół przeszłości, nie będziemy w stanie tego zrobić,
jeśli oboje wybierzemy tylko jednego ze szpiegów.
Sasuke
się wahał. Byłam rozgorączkowana i napędzona do biegu. Róż moich włos stracił
mi się sprzed oczu. Chciałam westchnąć z żałością, ale w tej chwili Sasuke
ścisnął moje nadgarstki.
- Bądź ostrożna, proszę – To naprawdę
zabrzmiało jak desperackie nakłaniania. Osłupiała, skinęłam głową, zachodząc w
głowę, czy Sasuke zdaje sobie sprawę, że powtórzył słowa swojego alter ego sprzed
paru chwil.
Jednak
nie było czasu, żeby to roztrząsać. Posłałam mu ostatnie, życzące powodzenia
spojrzenie i puściłam się biegiem za swoją bliźniaczką. Musiałam mknąć dwa razy
szybciej niż ona, co było trudne, zwłaszcza, że przez jej żyły przeprawiały się
znacząco przewyższające ilości adrenaliny niżli u mnie. To, co mnie ratowało i
dawało teoretyczną przewagę to ta przeklęta egzystencja zjawy. Nie musiałam
troszczyć się o grunt, ani przestrzeń, gdzie stawiałam kroki. Po prostu parłam
naprzód, wypatrując znajomego różu.
Wkrótce
wokół mojego żołądka zacieśnił się znajomy sznureczek. Ścisk na krótką chwilę
zdołał mnie przystopować. Zachybotałam się, myśląc, że od utraty balansu ocali
mnie drzewo, lecz przez pomyłkę natrafiłam na pustkę. W gardle poczułam
rozpierająca się gulę, blokadę, która zabraniała mi oddychać pełną parą.
Jeżeli
prędko jej nie znajdę, mój plan może się na powieść, co byłoby równoznaczne z
rozczarowaniem Sasuke. Przyoblekłam maskę zaciętego rycerza i naprężyłam
wszystkie mięsnie – musiałam zwiększyć swoją szybkość, choćby nie wiem co.
I
wreszcie! Sakura zjawiła się w obrębie mojej widoczności, dokładnie wtedy, gdy
pierwszy raz zakrztusiłam się dotkliwym zapotrzebowaniem na tlen. Moja
bliźniaczka tułała się przy kępach krzaków z poobdzieranymi nogami i kilkoma
krwistymi szramami na ramionach. Jej płytki oddech mieszał się z wyciem wiatru.
Połknęłam
ostatnie odseparowujące nas metry i teraz deptałam jej po piętach. Dziewczyna
podążała przed siebie dosyć mozolnie, ale po wyrazie jej twarzy wyczułam, że
także wciela się w rycerza, wzbudza w sobie wiarę do własnych możliwości.
Obie
byłyśmy w podobnej sytuacji, nieprawdaż?
Ona
łkała, napierała na drzewo, by odetchnąć, a jednocześnie parła naprzód,
ponieważ duszności nękały ją nieustępliwie. Lewą dłoń Sakura trzymała na
brzuchu – w głowie zapewne kipiało jej od natłoku myśli. Sama nie wiedziałam co
we mnie kwitnie szybciej – nienawiść do Ren’a, czy szok związany z
wcześniejszym odkryciem. Aż samej zachciało mi się płakać na myśl o tym, co
czeka nas po powrocie. Nie potrafiłam wykreować żadnego obrazu. W głowie miałam
kompletną pustkę odnośnie przeszłości.
Ren
mnie oszukał.
Naruto
i Hinata go w tym wspierali. Jak wiele osób zostało wmieszanych w operację
zatajana mojej przeszłości? Ile bliskich zgodziło się mnie skrzywdzić? Jak będę
mogła spojrzeć im w oczy po powrocie z tego świata? Jak będę żyć z wiedzą, że
ojcem Satoshi’ego jest… on? Sasuke…
Z
tymi myślami galopowałam za swoją siostrą. Sceneria rozjątrzyła parę żarówek w
mojej pamięci, ale póki co były to tylko nikłe przebłyski. Dopiero po upływie
kilku minut, ofiarowano nam z Sakurą większe dawki tlenu. To rozweseliło nas w
ten sam sposób – obie chlipnęłyśmy, tym razem łzami szczęścia – i puściliśmy
się odnalezionym tropem. Im dalej podążałyśmy, tym swobodniej oddychało się
moim płucom. W którymś momencie te nikłe światełka żaróweczek nagle rozbłysły.
Znałam
to. Znałam to wszystko.
Łzy
na policzkach, smagania wiatru, kołyszące się źdźbła trawy i to niesamowite
uczucie wolności, gdy po minutach męczarni z upartym powietrzem, to wreszcie
dociera do mnie w odpowiednich ilościach.
W
tym momencie las wyrzucił nas na łąkę. Jej drobna powierzchnia kończyła się po
przeciwległej stronie następnym wejściem do dzikich objęć strzelistych drzew.
Wiedziałam co zaraz ujrzę – wiedziałam i cholernie mnie to uszczęśliwiło.
Stanęłam obok Sakury, jak w szeregu. Ta zasapana i wycieńczona, przystopowała
na chwileczkę, by zaczerpnąć powietrza.
A
ja wypatrywałam. Wyostrzyłam swój wzrok jak sokół, aż wreszcie upragniona męska
sylwetka wybiegła po drugiej stronie łączki.
- Sakura! – rozległo się.
To moje imię, cieszyłam się we śnie. Teraz
zamiast jednej postaci, zobaczyłam drugą jej towarzyszącą. Od razu poznałam,
który Sasuke należy do mnie. Poderwałam się do biegu, wiedząc, że moja
bliźniaczka lada moment uczyni to samo.
- Sasuke! – wołałam szczęśliwa jak nigdy.
To
nie był sen. Obrazy nękające mnie każdej nocy po przebytej amnezji, były niczym
innym jak wspomnieniem. Czymś, czego teraz pragnęłam najbardziej. Czymś, co
ceniłam niczym najdroższy skarb, odnaleziony na zaginionej wyspie.
Wtuliłam
się w tors mojego mężczyzny, gdy dystans między nami zakończył swój żywot.
Sasuke był nieco zdezorientowany. Jasne, on nie odbierał tego wszystkiego z
tyloma emocjami, nie wiedział, że Madara źle posłużył się Jutsu, zostawiając na
mojej tacy jedno niewymazane wspomnienie.
- Nie pozwolę im tego zrobić! Gdybym tylko
wiedział, że wszystko tak się potoczy... – słyszałam głosy dochodzące z lewej.
To
było takie… pasjonujące. Prawda! Chwilę temu dowiedziałem się straszliwych
rzeczy, a kwiat niechęci wobec moich bliskich piął się do góry, bez przerw.
Ale… ale te wszystkie wydarzenia, chwilę, które spędziłam z tym i przeszłym
Sasuke… One nie pozwalały mi zadręczać się jakimiś dojmującymi uczuciami.
Tymczasowo niwelowały nienawiść, podsuwając do mojej mentalności obrazy, w
których to pierwszy raz poznałam sekret Iyashi’ego Kitsune, gdy Sasuke pełnił
rolę mojego osobistego protektora przed Madarą, gdy stopniowo się we mnie
zakochiwał, gdy ja stopniowo pozbywałam się niechęci i zaczęłam głębiej
zaglądać do jego serca. Wiecie co zobaczyłam? Dobrotliwego, szczerego i
troskliwego mężczyznę, który z jakiś niewyjaśnionych powodów usiłuje zepchnąć
gdzieś te wszystkie dobre cechy, tuszując je innymi. Rzeczami ustanawiającymi
go postrachem wśród Ninja, dumnym, nieugiętym Uchihą, silnym mężczyzną.
Spojrzałam
w jego oczy. Widziałam je wyraźnie, dzięki naszej niematerialności.
- Kocham cię! – wykrzyknęłam, mocno ściskając
jego policzki.
-
Przejdziemy przez to razem – obwieściła jednocześnie alter wersja. Czarne
oczęta Sasuke zwęziły się. Gapiłam się jak osłupienie na jego twarzy przybiera
na sile, zupełnie jak w przypadku wieści z głębin jaskini.
Niebawem
ta wyrazista emocja przeobraziła się w coś innego. Wzdrygnęłam się, kiedy
Sasuke przytknął czoło do mojego barku, jak zwykł to robić od zawsze.
- Wiem o tym, Sakura.
- Itachi ci powiedział? – wydukałam, myśląc o
incydencie, który miał miejsce na Konohańskim Dniu Tańca.
- Sam to usłyszałem – powiedział niemożliwym
do rozszyfrowania tonem. Zaskoczona, doszukiwałam się w nich jakiś emocji.
Radości, zawodu, smutku… Niestety brzmiał zbyt matowo, żebym mogła cokolwiek
wskórać. Mimo wszystko zastanawiałam się w jaki sposób on… - Ukrywałem się za
żywopłotem. Po tym jak zobaczyłem ciebie… i Ren’a. Chciałem pomyśleć o
wszystkim sam. Nie wiedziałem dokąd mam pójść, a potem zjawiłaś się ty… - dodał
pośpiesznie. Teraz dosadnie przebiło się przez niego podenerwowanie.
Zwinęłam
kawałeczek jego koszuli w piąstce. Przytuliłam go bardzo, bardzo mocno. To
mogłoby trwać wiecznie. Było takie rozkoszne, błogie. Czułam się jakby nic mi
nie zagrażało i nawet po pojawieniu się wojsk Michigatty, Madary, Ketsuto i
Tenshi’iego razem wziętych, myślałabym tak samo.
- Sakura, ja… - usłyszałam, ale nagle między
nas wbiło się oślepiające światło. Odczepiliśmy się od siebie zdumieni, aż w
końcu dotarło do nas, że nadszedł czas na kolejną teleportację.
Szpiedzy
wciąż jeszcze tkwili w swoich objęciach. W końcu z lasów zaczęły wydobywać się
wcześniejsze dźwięki, zwiastujące przybycie wojowników. Ostatnim co
dostrzegłam, nim oblała nas biel był czyhający niedaleko Madara i jego chytry
uśmieszek, który widziałam mimo maski.
Wpadliśmy
w pułapkę.
Przegraliśmy.
***
Zbliżał
się koniec. Czułem to. Od tej pory Zetsu nie umieszczał nas w wybranej
czasoprzestrzenni na określoną ilość godzin, teraz czasowe przeskoki znacząco
się powieliły. Całość była nam demonstrowana jak uprzednio odbierałem to po
wstrząsie – czas znów zwolnił. Znaleźliśmy się w pomieszczeniu, gdzie parę
chwil temu szpiedzy oddawali się lekturze zwoju, przy czym cały włożony w to
trud okazał się marnotrawstwem. Teraz zamiast naszych przeszłych osobowości, w
miejscu obecni byli znajomy ludzie – Tenshi Tomoko zajął pozycję przy ołtarzu,
wyprostowany triumfalnie w skórzanych butach i królewskim płaszczu zebranym
przy szyi srebrną zapinką. Po prawej towarzyszył mu Ketsuto. Na pierwszy rzut
oka można było pomyśleć o nim jak o królewskim sługusie - odziany w szarawary i
kaszmirową kamizelkę trzymał oburącz otwarcie drewnianego kufra.
Choć
ich obecność tutaj zdołała mnie zaintrygować, większą uwagę skupiłem na
porozstawianych w dwóch szeregach wojskach, których pozycje tworzyły wąski
tunel. Owym „tunelem” zamierzał przeprawić się Madara i Zetsu, a każdy z nich
miał zarzucony na plecy „człowieczy” balast.
Dotarło
do mnie, że osłoniętym brunatnym płaszczem bagażem jest mojego alter ego,
Sakurę transportował Zetsu – stwierdziłam to po znaczących różnicach w
masywności ciał.
- Wymaż im pamięć, Tenshi. Ponoć zwój ma w
swoim zasobie pewną technikę – Madara wlazł pomiędzy rzędy wojsk, a za nim
poczłapałam jego sługus.
Tenshi
i Ketsuto dygnęli z respektem. Podeszliśmy z Sakurą bliżej, oniemiali i
wstrząśnięci, ale ciągle żywi.
Wewnątrz
kuferka tkwił obwiązany szkarłatną wstążką zwój. Przy obliczu tej miejscówki i
atmosferze jaką wydzielała, mogłem przypuścić, że Tenshi Tomoko wręcz czcił swą
zdobycz, traktując ją jako jedyny ratunek od bankructwa. Bądź co bądź zwój
ofiarowano im w idealnym momencie. Tsubaki podkreślała, że wyspa wiązała koniec
z końcem, a Akashi kiedyś napomknął coś o utraconym handlu morskim z pobliskimi
nacjami.
- Za jego pomocą można usunąć wspomnienia z
niebywałą dokładnością – Król uśmiechnął się jak dumny rodzic. – Wystarczy
podać przedział dat, a nawet godzin i wszystko… po prostu z nich wyparuje.
- Świetnie – Madara zrezygnował z dalszego
tachania moich manatków, toteż bez subtelności zrzucił je na twardy grunt.
Potem przyjrzał mi się z odczuciami wprost przeciwnymi do ojcowskiego uśmieszku
Tenshi’ego. – Trzeba czym prędzej go naprawić. Haruno porządnie go zepsuła, a
przed nami wciąż wojna – Wyciągnął ramię. W jego ręce dostrzegłem porwany na
dwa kawałki list dedykowany do Sakury.
- Możesz liczyć na nasze wsparcie – powiedział
Tenshi i znów się skłonił, jednocześnie odbierając skrawki papieru. Prawdopodobnie
to w ten sposób część listu dostała się w ręce Ren’a – król ukrywał go w swoim
pałacu.
Szeregi
mężczyzn zasalutowany, wznosząc tarczę.
- Doskonale.
Nagle
Zetsu zmaterializował się u boku swego lidera. Zdziwiłem się, widząc
powątpienie wymalowane na demonicznej twarzy.
- Jesteś pewny, że to dobry sposób? A co
jeżeli Sasuke coś zauważy? Poza tym znasz datę ostatniego starcia Sasuke, ale
nie wiesz kiedy Sakura Haruno dowiedziała się o misji i do jakiego momentu
dokładnie wymazać jej wspomnienia?
- Będę liczył na dopisek szczęścia – odrzekł. –
Tankyori no Jutsu zostało już anulowane. Póki się nie dotkną, wszystko będzie w
porządku.
- Czyli wykorzystałeś ten sposób z chakrą?
- Tak, nie znalazłem jeszcze pieczęci, która
byłaby w stanie na zawsze pozbyć się tego ograniczenia. Niemniej wiem, że
takowa istnieje i niedługo dowiem się gdzie jest.
Bingo!
A zatem jest nadzieja dla mnie i Sakury.
W
ten sposób rozwiązałem jeden z supełków - ten dotyczący mojego braku ubytków w
pamięci. Już wcześniej zastanawiały mnie omdlenia spowodowane Susanoo. Nie bez
powodu Zetsu pokazywał nam rozmowy, które dotyczyły tej kwestii. Taki był plan
Madary, tak to wszystko zapamiętałem.
Kiedy
obudzę się po rytuale, będę sądził, że najzwyczajniej w świecie wyrwałem się z
następnej niedyspozycji po zaczerpnięciu mocy od Susanoo. Nigdy nie dbałem o
czas. Kryminaliści i zaginieni Ninja nie zwykli zawieszać na ścianach
kalendarzy – to był kolejny afekt sprzyjający Madarze. Dzięki temu mógł uniknąć
domysłów z mojej strony.
- Sasuke ja… - Do rzeczywistości ściągnął mnie
słaby głosik Sakury. – Ja nie chcę na to patrzeć. Odstąpię trochę, dobrze?
Wtedy
pomyślałem, że ja też nie chcę tego oglądać.
Bez
słów wyjaśnień chwyciłem jej dłoń i poprowadziłam ku prastarym wrotom. Skoro byliśmy
w stanie korzystać z przenikalności, myślałem, że moglibyśmy na przykład wsiąknąć
w parę przeszkód i znaleźć się na zewnątrz szybciej, niż jakikolwiek cywil.
Jednak nieoczekiwanie drzwi, którymi chcieliśmy się kulturalnie ewakuować
zostały delikatnie uchylone. Skrzyp był na tyle dyskretny, że żaden z zebranych
nie zwrócił na niego uwagi. Przez szparkę dostrzegłem parę, wielkich,
ciekawskich oczu w kolorze przejrzystego bursztynu, a wraz z nimi chłopięce
rączki przytknięte do framugi.
Sakura
przystanęła i ze zdziwieniem przechyliła głowę.
- Kto to?
Intruz
wychylił się odważniej i teraz już połową ciała przestępował progi misternego
pomieszczenia. Jego policzki okalały postrzępione, złociste włosy – tak
intensywnego odcieniu blondu mógł pozazdrościć mu sam Naruto. Większość
pozakręcanych kosmyk uwięził w węźle przy karku. Wyglądał na dostojnego – w
każdym razie nosił się w podobnym stylu co Ketsuto. Kamizelka, szarawary i
skórzane trzewiki ponad kostkę. Z ciemności nie mogłem niż wyczytać, nigdy też
nie byłem dobry w tego typu określeniach, ale szacunkowo wręczyłem mu te naście
lat.
- To teraz nieważne, Sakura – odpowiedziałem
dziewczynie dopiero po chwili zatrważającej ciszy. – Chodźmy stąd.
- Dobrze.
Wiele
rzeczy było nie w porządku. Sakura uciekała przed moim wzrokiem, drżała, skóra
pod jej oczyma poczerwieniała od ciągłego płaczu, a wyraz twarzy wskazywał na
jakiś wewnętrznie toczony bój.
I
nagle zniknęliśmy. Znowu. Młodociana twarz chłopaka osłoniła się kurtyną bieli.
Byłem na tyle zajęty myślami, że nawet nie odczułem wiosennego aromatu i
mieniących się symboli na moim ramieniu.
Ile
jeszcze? pytałem samego siebie. Prawda była taka, że w skrytości nie byłem
pewien czy wolałbym na wieczność tułać się po czasoprzestrzeniach, czy stanąć
twarzą w twarz z bandą oszustów i… nieodgadnioną przyszłością.
***
Nie
pożądałam niczego tak bardzo, jak uwieńczenia Shirizoku. Nie kryłam też smutku,
gdy jeszcze raz przyszło nam zmierzyć się z przeszłością. Myślałam, że już
wszystko zostało wyjaśnione – wiedziałam jak Madara nas skrzywdził, wiedziałam
jaką nienawiścią względem niego zaczęłam kipieć i wiedziałam jak bardzo nie
doceniałam jego śmierci – żałowałam także, że w żaden sposób się do niej nie
przyczyniłam, nieświadoma i z pozoru bezpieczna w wiosce.
Odtąd
podążałam nową ścieżką wspólnie z Sasuke, ujawniając drobne sekrety, a każdy z
nich przybliżał mnie do ponadczasowej tajemnicy, którą osadzili gdzieś głęboko
moi właśni przyjaciele. Ponoć prawda jest lepsza od kłamstwa – byłam gotowa
podważyć to stwierdzenie. Teraz, patrząc na Sasuke, na jego przybicie i
skołowanie, chyba wolałabym, żebym do końca moich dni myślała, że jestem po
prostu samotną matką z filmów, które zawsze krytykowała moja rodzicielka. Że
jestem tą naiwną, pyskatą nastolatką, przeceniającą uroki życia, liczącą na
obecność baśniowego księcia.
Później
zjawiliśmy się w szpitalnej Sali – gwoli bardzo znajomej. Już dwukrotnie
przebywałam w jej zasięgu. Za pierwszym razem po wybudzeniu się i odkryciu
amnezji. Drugi tyczył się duszności, które zawdzięczałam Kyori. Obecnie łatwo
domyśliłam się jaki z tych wariantów wybierze Zetsu.
- To ty – powiedział na głos Sasuke, kiedy
obydwoje dostrzegliśmy nieprzytomną postać na łóżku. Faktycznie, to byłam ja.
Na sobie miałam szpitalny fartuszek, a przeszła Sakura, moja bliźniaczka, coraz
bardziej zaczynała stawać się „teraźniejszą mną”.
Taborecik
przy łóżku zajęty był przez Ren’a. Na jego widok cała kwitnąca nienawiść
chciała się wyzwolić, ale byłam zmuszona to powstrzymać. Wpatrywałam się w
plecy tego mężczyzny, zawiedziona, wściekła i rozgoryczona. A on siedział,
wyciągnął dłoń… Opętana przez ludzką ciekawość zakradłam się bliżej.
To
właśnie w tej chwili ujrzałam jego rękę, która subtelnie muskała mój brzuch. To
właśnie w tej chwili przed moimi oczami stanął obraz zapłakanego i
wstrząśniętego Ren’a. W oczach miał łzy. Jego ramiona zadrżały przez szloch, a
to dało Sasuke powody by do mnie dołączyć.
Szpitalna
aparatura ze złośliwą dokładnością podawała prędkość łomotów mego serca,
mieszając się z cichym, męskim kwileniem. Owszem, widziałam już wcześniej
płaczącego Ren’a, lecz nawet za drugim razem ten widok był dla mnie wyjątkowy.
Nagle zamiast gniewu, poczułam wyrzuty. Dopiero teraz grzmotnęło we mnie stado
nowych myśli – stado myśli związanych z Ren’em i jego samopoczuciem. Jak czuł
się, gdy jego najdroższa przyjaciółka wróciła do domu, oczekując dziecka? W
jaki sposób wówczas o mnie myślał? Co podejrzewał?
Z
zadumy odtrącił mnie stukot. Zerknęliśmy w tył, a o framugę opierała się
wyniosła sylwetka Szóstego Hokage. Na jego twarzy widniały te same emocje,
które i zapewne ja demonstrowałam; wyrzuty sumienia.
- Jesteś tego wszystkiego pewny?
I
znowu! Głos rozbrykanego dzieciaka z Konohy brzmiał tak… dostojnie, zbyt
poważnie, zbyt… smutno. Ren odwrócił się z powrotem ku mojemu sobowtórowi i tym
razem przebiegł palcami po jej twarzyczce. Wyglądałam na spokojną. Niedługo
otworzę oczy i ujrzę doktora, który zada mi to absurdalne pytanie: „Co
pamiętasz jako ostatnie?”.
A
Ren’a przy mnie nie będzie.
- Kocham ją, Naruto – wyszeptał, ocierając
łzy. Na te słowa wybałuszyłam oczy. – Była jedyną, na której mogłem polegać po
wydarzeniach w moich stronach. Niech to do ciebie dotrze… Nie pamiętasz jaki
dramat przeżywała po śmierci rodziców? Ile czasu walczyliśmy, żeby postawić ją
z powrotem na nogi? Ja nie chcę, żeby to się powtórzyło. Czego po niej
oczekujesz, gdy dowie się, że straciła pamięć, a w łonie nosi dziecko… - Tu
urwał i wyraźnie zacisnął usta. – Ma dziecko z mężczyzną, o którym nie mamy
zielonego pojęcia?
- Jej reakcja na wieść o ciąży z tobą nie
będzie się za wiele od tego odróżniała – Naruto ostrożnie podszedł do łóżka.
Oboje spoglądali jak rozkoszuję się snem. – Nie wiem czy dam radę tak ją
oszukać… Nie wiem czy ty to wszystko zniesiesz. Widzę przecież jak bardzo
czujesz się zraniony. Zwłaszcza, że lekarze nie wykryli żadnych oznak gwałtów.
Sakura-chan… ona…
- Tak wiem! – Ren się wzdrygnął. Czułam szarpiący
ból w piersi, kiedy tylko zerkałam na wyraz jego twarzy. – Ona tego chciała… -
dodał szeptem. – Dlatego jestem zobligowany odnaleźć ojca tego dziecka. Ale
póki co… Chcę ograniczyć jej cierpienia. Na pewno łatwiej zniesie fakt, że
uległa alkoholowym wpływom… Prawda ją zabije, Naruto. Musisz mi zaufać.
Naruto
dosiadł się na skraj łóżka po przeciwnej stronie i bacznie przyjrzał się
Ren’owi.
- Chcesz bawić się w tatusia? I ja mam
uwierzyć, że spełnisz się w tej roli bez zdradzenia urazy względem Sakury-chan…
- Nigdy nie będę jej traktował tak samo. Nie
po tym wszystkim.
- Właśnie. Jak chcesz…
- Znienawidzi mnie – rzekł tonem po
drastycznej metamorfozie. Teraz brzmiał oschle i nieczule. – Jej nienawiść
będzie wzrastała z dnia na dzień. Kiedy w końcu powiem jej co wydarzyło się
przez minione miesiące i wszystko wyjaśnię, rezultat i tak będzie ten sam.
- Ren… nie musisz…
- Jestem na to przyszykowany, Naruto. Nasza
przyjaźń była przekreślona od chwili, gdy zdałem sobie sprawę z tego, że ją
pokochałem – Wtedy zrezygnował z dalszych muśnięć moich policzków. Patrzyłam
jak się prostuje i zsuwa opaskę przynależności ze swojego czoła. – Proszę –
odezwał się rzeczowym tonem i wręczył materiał Uzumaki’emu.
- Co to ma znaczyć? – Hokage wyraźnie
zaskoczyło jego zachowanie, ale przyjął przedmiot.
- Jest w twoich rękach, dopóki nie odkryję
prawdy. Przysięgam, że to zrobię. Poznam przeszłość Sakury i znajdę ojca.
Jeżeli ten mężczyzna w jakiś sposób ją skrzywdził, odpłacę się mu za to. To
będzie moja zemsta.
Wzdrygnęłam
się, zamierając. Czereda myśli znów wdarła się do mojego umysłu taszcząc nowe
wspomnienie. Chwilę, w której Ren z miną nieczułego cyborga wiąże na swoim
czole opaskę, spogląda na mnie i dźga delikatnie mój nos.
Jego
zaprzysiężenie została wówczas spełnione.
Przytknęłam
dłoń do buzi, pokręciłam głową, żywiąc nadzieję, że zaprzeczenia wyeliminują wszystkie błędy,
które popełniłam. Z punktu widzenia Ren’a nigdy nie byliśmy rodzeństwem. On,
prawda – oszukał mnie, ale wszystko zrobił, by częściowo ocalić mój kawałek
przed depresją. Wiedział, że lepiej przyjmę do wiadomości fakt, że to on
spodziewa się ze mną dziecka, niżli prawdę o porwaniu i amnezji. Wiedział, że
lepiej zastąpić to wszystko alkoholem, z którym kiedyś miałam problemy i
prostym upadkiem ze schodów.
- Opowiedziałem już wszystkim twoją wersję
wydarzeń – zagadnął Naruto. – Tylko moja żona zna prawdę. Ostatnia nadzieja w
tym, że ten wędkarz, który sprowadził ją do Konohy nie mówił prawdy.
- Nie miał powodu by kłamać. Z pewnością
prawdziwi sprawcy przekupili go, by sami nie zostali zdemaskowani. Ach, to
paskudne uczucie… - zwinąwszy się w kłębek, przeczesał sobie włosy. – Ta
niewiedza… to mnie niszczy, Naruto. Nie wiem co się z nią stało.
- Przecież wiem. Wiem jak okropne myśli krążą
ci po głowie. Ile możliwych scenariuszy mogło się wydarzyć. Ale ja wciąż
wierzę, że Sakura-chan obudzi się i wszystko nam opowie, a kwestia o wymazaniu
pamięci była tylko głupim kłamstewkiem wędkarza.
- Wygląda na to, że Madara wynajął kogoś, żeby
przywlókł cię z powrotem do Konohy – mruknął Sasuke.
- Wędkarza – sprostowałam, chichotając ponuro.
– To wszystko jest śmieszne… Jak mam się teraz zachować, Sasuke? Co mam
powiedzieć Ren’owi? Co z Satoshi’m? – wsiąknęłam powietrze, a potem odważyłam
się na niego spojrzeć. – Co z nami? – szepnęłam.
- Każdego dnia będę spoglądał w jej oczy i
myślał jak bardzo ją oszukuję – Ren nachylił się nad łóżkiem i zgarnął parę
pasm włosów z mojej twarzy. – To będzie prawdziwa katorga, ale warta
rezultatów. Będzie cierpiała. Nie jestem w stanie całkiem wyeliminować bólu,
ale na pewno jej go oszczędzę. A kiedy przyjdzie czas, wyznam jej prawdę i
zniknę z jej życia. To zagmatwane, ale… - Instynktownie musnęłam własny nos,
patrząc jak Ren czyni to samo z własnością mojej bliźniaczki. – Chcę ją chronić
całym sercem. Pozwól mi na to.
- Zgoda – rozbrzmiał jego głos.
Ren
wyrwał się z odurzenia i uniósł wzrok, by spojrzeć na Hokage.
Sasuke
aż podskoczył w miejscu widząc wartki strumień łez, spływający z pięknych,
lazurowych oczu. W świetle wczesnego poranka dobijającego się zza okiennic,
Naruto wyglądał zjawiskowo. Twarz miał wciąż niewzruszoną, ale ciecz
przechadzająca się po zarumienionych licach wskazywała na coś innego.
Ren
zamarł i wyprostował się jak żołnierz na służbie.
- Naruto…
- Hokage nie powinien płakać – Naruto ze
smutnym uśmiechem pozbył się łez. – Ach, ta Sakura… zawsze się w coś wpakuje. A
wszystko dlatego, że jej na to pozwoliłem. Nie powinienem zgadzać się na tą
misję.
- Nie zapominaj, że sam cię do tego nakłaniałem
– powiedział cierpko Ren. – Widziałem ile to dla niej znaczy. Przez tą głupią
miłość, dałem się namówić. Chciałem, żeby była szczęśliwa. To wszystko różowe
jest tylko w filmach, a ja chyba za wiele się ich naoglądałem… Człowiekowi
wydaje się, że miłość może uczynić go lepszym, niestety w większości przypadków
efekt jest odwrotny. Przeżywamy zawód i odwracamy się plecami do wszelkich
dobrodziejstw tego świata.
- Ren, nie musisz z niej rezygnować. Możemy
powiedzieć Sakurze prawdę, wspólnie poszukać prawdy – Naruto poderwał się z
miejsca, lecz Ren powstrzymał go machnięciem dłoni.
- Nie – warknął, zwijając ręce w piąstki. – To
ją zniszczy, nie rozumiesz? Ona ledwie pokonała depresję po stracie rodziny!
Jeśli mogę chociaż trochę zmniejszyć jej smutek, jestem gotów do poświęceń.
Mogę codziennie cierpieć, płakać i żyć ze świadomością, że zamieniam jej życie
w kłamstwo, ale także ją ratuję. Staram się jak mogę.
Kiedy
Ren zakończył całość westchnieniem, poczułam na sobie kontrolny wzrok Sasuke.
Nie odwzajemniłam go. Chlipałam we własny rękach, wiedząc, że tuż obok miałam
właściwą osobę – ojca, przez którego Ren zdecydował się na tyle poświęceń. Był
zagubiony, przybity, napięty… Nosił na barkach tak gigantyczny ciężar.
Codziennie zakładał go na nowo, przygotowany na konsekwencje. Wiedział co robi
i wiedział także jaki finał otrzyma nasza wspólna historia. Nareszcie zrozumiałam
dlaczego trzymał mnie na dystans, dlaczego traktował mnie niewłaściwie i
przeszedł tak drastyczną metamorfozę.
Ren
czuł się zdradzony.
Pokochał
mnie, a ja wyruszyłam na misję i wróciłam z dzieckiem w łonie.
W
przeciągu podróży coraz bardziej wzniecała się moja nienawiść wobec niego, ale
nigdy, przenigdy nie poświęciłam chwileczki, żeby postawić się w jego sytuacji
i spróbować pojąć to jak się czuł.
Mimo
prób przytłumienia, najwidoczniej żadna z nich nie powiodła się sukcesem,
ponieważ Sasuke wpatrywał się we mnie ze współczuciem. Łzy wydostawały się z
moich oczu, a parę z nich przetoczyło się nawet po dłoni, która pierwotnie
miała być bramą do zduszenia łkań.
- Wybacz, ale nie wiem co powinienem ci
powiedzieć – Odwrócił wzrok i przygryzł dolną wargę.
- J-ja… rozumiem to – Język mi się plątał.
Jeszcze kilkakrotnie spróbowałam wypowiedzieć coś z sensem, ale przy trzeciej
próbie skapitulowałam, koncentrując się na płaczu. – Sasuke! – zawyłam.
Uchiha
spojrzał na mnie z przestrachem.
- Co się dzieje?
- Płaczę – wychlipała, jakby to nie było
oczywistością. – Płaczę jak małe dziecko. Wiesz czego teraz chcę?
Byłam
ciekawa czy zaświta mu w głowie wcześniejsza obietnica, jednak Sasuke
zareagował szybciej niż podszeptywały mi to moje przekonania. Nie wiedziałam,
który raz traktuję jego koszulę jak podręczną chusteczkę, ale naprawdę tego
potrzebowałam. Jego ciepła. Wprawdzie po nowości z ojcostwem i odkrytych
faktach czułam się speszona, bo nie mogłam przewidzieć, kiedy zdobędę się na
odwagę, żeby podpytać go o nasz los. Jesteśmy rodzicami, nieprawdaż?
Cha!
Jesteśmy rodzicami… jak niedorzecznie
to brzmi.
- Bądź ze mną – poprosiłam. Naruto i Ren
dyskutowali w tle o tym jak przemówić do rozsądku Ino i podbarwić historyjkę
tak, żeby była bardziej wiarygodna.
- Będę zawsze – odpowiedział Sasuke.
Poprosiłam
istoty wyższe o to, żeby te słowa odnosiły się do naszej przyszłości. Uwięziona
w ramionach Sasuke, nagle spostrzegłam coś zdumiewającego. Pomimo rozpaczy,
szok wyprostował mnie jak świecę. Odsunęłam się raptownie od mojego mężczyzny.
- Sasuke! – Wewnątrz mnie zawył alarm. Zanim
Sasuke zaczął zadawać pytania, zdążyłam zademonstrować mu właśnie ramię i
symbole, które ku naszemu zgodnemu zaskoczeniu zaczęły nagle blednąć.
- To koniec – odezwał się po namyśle.
Wówczas
zauważyłam też, że majestat Sasuke coraz bardziej zaczyna uosabiać się z rolą
przenikającej zjawy. Uchiha stawał się przeźroczysty, a wokół niego wirował
dobrze kojarzony pyłek.
- To koniec – powtórzyłam za nim matowo.
Wracaliśmy
do Naruto, Akashi’ego, Itachi’ego i Zetsu… Wracaliśmy, by stawić im czoła, a
jednak wciąż nie miałam pojęcia jak powinnam zachować się przy pierwszej
konfrontacji. Mam znienawidzić Naruto, czy podziękować mu za udział w intrydze?
Co
z Sasuke i Satoshi’m?
Co
mam uczynić? Zaprowadzić Uchihę do… swojego syna? Zaprezentować mu go z
uśmiechem na twarzy, czy raczej wypadałoby mi zrobić to z poważną miną?
Z
tymi pytaniami tułającymi się po głowie wróciłam z powrotem w objęcia Sasuke.
Uznałam, że mogę potraktować to jako tymczasowe schronienie przed ciekawskimi,
łaknącymi prawdy spojrzeniami przyjaciół. Chciałam gdzieś się schować, uciec
przed parami natarczywych oczu. Chciałam ominąć te wszystkie „pierwsze razy”,
które czekają nas po powrocie.
Sasuke
jest ojcem.
Część
tego wyniosłego, nieprzystępnego, pełnego godności mężczyzny od zawsze utkwiona
była w moim synu. Zapisana w jego genach, wetknięta w jego naturę… I nie
wiedząc czemu to nieprzyzwoite spostrzeżenie troszeczkę mnie rozweseliło.
- Poradzimy sobie ze wszystkim – oznajmiłam na
zachętę.
Odpowiedzi
nie usłyszałam. Szpitalna sala zakołysała się zniknęła.
Od autorki: Punkt kulminacyjny, najistotniejszy
rozdział i sens całego Ai no Ibuki mam oficjalnie za sobą. To jeszcze nie
koniec, ale coraz bardziej to odczuwam pisząc zdania wieńczące rozdział.
Ogólnie bardzo przyjemnie pisało mi się początek i końcówkę, a wszystko dzięki tej cudownej, niesamowitej, poruszającej piosence, która wprost uderzyła w moje serce, osiadając tam gdzieś
głęboko… i na stałe. Zakochałam się w tym głosie.
W
ogóle to czuję się wam tak bardzo wdzięczna. Choć ostatnio nie ujrzałam zbyt
wielu komentarzy, byłam zmotywowana. Kochani, to już prawie koniec historii,
proszę, pokażcie, że jesteście ze mną. Potrzebuję tego, by odpowiednio wszystko
zakończyć i być z tego dumną.
Zachęcam
też do konkursu. Na razie otrzymałam jedną rysunkową pracę, a jednak chciałabym
poznać wasze zdolności. Nagrody wymyśliłam! Przy wynikach pojawi się długa
lista dostępnych nagród, z czego, w zależności od zdobytego miejsca, każdy
zwycięzca będzie mógł wybrać odpowiednią ilość. Tak będzie prościej i wszyscy
będą zadowoleni.
Arigatou! (Mam fazę na bycie wdzięczną
całemu światu xD). Ale serio… dziękuję wam. Pisałam to trylion razy, ale bez
waszego wsparcia, komentarzy, „lajków” na Facebooku i Obserwatorów w kolumnie
nie miałabym sił by kontynuować tą historię. Po prostu D Z I Ę K U J Ę, że
wybraliście akurat to opowiadanie, że skusiliście się, żeby się w nie zagłębić,
że poświęcacie te kilka minut na wyrażenie swojej opinii, że wywołujecie
uśmiech na mojej twarzy, gdy czytam każdą z nich. Kiedyś zbiorę was wszystkich
w jedno miejsce i zrobimy grupowego przytulańca! ^^
Pozdrawiam!
Ahhh.... 30 minut ekstazy. Czyż to nie cudowne? Bo dla mnie to pół godziny czytania tego rozdziału były rozkoszą i słodyczą. Napisalabym Ci więcej epitetów ale jestem strasznie zmęczona- wybacz mi to, proszę :)
OdpowiedzUsuńBtw. Idealnie się wbilam, kilka min po publikacji :)
Słonecznie pozdrawiam
6 minut... dodałaś ten rozdział 6 minut po północy, czyli 6 minut po zakończeniu moich urodzin, a czuję, jakby był to najlepszy prezent, jaki kiedykolwiek mogłam dostać. I nie obchodzi mnie, że spóźniony i tak naprawdę nim nie jest. Nie obchodzi mnie to! Jestem w tym momencie na w pół ślepa, a wszystko to Twoja wina, bo się popłakałam na końcówce, więc wybacz, jeśli w tym komentarzu znajdą się jakieś błędy, haha. Co ja Ci mogę tu napisać? Myślę, że doskonale zdajesz sobie sprawę jak wielki masz talent. Mój ostatni komentarz był na Secret of Happiness i wybacz, że tak rzadko komentuję, ale Twoje rozdziały wprawiają mnie w takie uczucia, że później to tylko zapominam, za co się karcę, ale jak przychodzi co do czego to znowu jest to samo.
OdpowiedzUsuńHmm, no cóż... z pełną uczciwością mogę napisać, że już gdzieś w trakcie trwania tego opowiadania moje serduszko podsuwało pomysły i rozwiązania pytań, które w ostatnich rozdziałach ujawniasz i... sprawdzają się. Zostanę wróżką, o!
Jedno Ci mogę obiecać (i będę starać się dotrzymywać tego słowa)! Postaram się częściej tak rozpisywać w komentarzach i zmuszać Cię do lektury. Byłam z Tobą na Secret of Happiness, jestem tutaj i będę na Get Around This, a później... hmm, a może przyjdzie Ci do głowy pomysł na kolejne świetne opowiadanie?
Znając samą siebie, gdybym utrzymywała z Tobą kontakt, zapewne napisałabym Ci, że Cię kocham. :D
Pozdrawiam baardzo cieplutko, nie trać motywacji, bo osobiście Cię odwiedzę i ją przywrócę. ;)
Cherry
Wiem, że się spóźniłam ;___: Opłakiwałam to, bo nie zmieściłam się w terminie, a teraz jeszcze dowiedziałam się, że nie zdążyłam na twoje urodziny... Ale jest mi naprawdę bardzo miło, że mimo tego karygodnego, sześciominutowego spóźnienia (xD)ten rozdział był dla ciebie prezentem <3
UsuńCieszę się, że są jeszcze czytelnicy, którzy czytali Secret of Happiness i wciąż trwają przy mnie - to takie niesamowite uczucie ciepełka wokół serduszka. Ach, mogłabym cię teraz przytulić! <3
Przy lekturze takich komentarzy w życiu nie utracę weny i zapału. Dziękuję, że jednak się przemogłaś i napisałaś kilka słów od siebie.
Również pozdrawiam! :)
Nie opłakuj, bo wynagradzasz to nam wszystkim każdym kolejnym, jakże cudownym rozdziałem. Haha, karygodne i nie do wybaczenia!
UsuńCiebie nie da się porzucić, to po prostu niemożliwe! <3
To kilka słów trochę się rozciągnęło, ale nic nie poradzę na to, że jak już zacznę pisać, to się rozciągam. Oj uwierz, to samo jest, gdy piszę swoje opowiadanie. :D
Cherry
Szkoda że ta historia zbliża się powoli do końca. :( Polubiłam bardzo tą Sakurę i tego Sasuke z ich opowiadania. :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Naruto za ten czas zdążył wszystko wyjaśnić Itachi'emu a ten mu przywali prawym sierpowym w twarz. I Renowi też. Wiem, że chcieli dobrze, ale i tak mimo wszystko jestem na nich zła.
Rozdział jak zwykle cudowny xD Świetnie opisujesz tworząc nastrój oraz uczucia bohaterów, pewnie to już pisałam :)
Z niecierpliwością będę wyczekiwać kolejnego rozdziału, po cichu licząc na nową historię w Twoim wykonaniu.
Pozdrawiam :*
Ale gapa ze mnie !! Przecież ty już zaczęłaś nową historię !!! Wybacz, ale ja to jestem strasznie roztrzepaną osobą -_-'
UsuńGodzina 03:05 gdy zaczynam pisać ten komentarz... dziewczyno, nie uważasz, że to trochę p-ó-ź-n-a godzina?
OdpowiedzUsuńAle Twoje opowiadanie wciąga bardziej niż narkotyk (nie, żebym wiedziała jak to jest >.<).
Jestem pewna, że nie tylko ja, ale wielu czytelników z Tobą jest, nawet, jeśli nie komentują. Czasem prostu się nie chce... znam to. I znam też doła, gdy piszesz samemu dla siebie. Takie uczucie, jakbyś robił coś bezsensownego... coś, co nigdy nie będzie miało swojego zakończenia. A brak opinni czy rady okazuje się smutnym deszczem...
Jednak ten deszcz jest potrzebny... aby podlać kiełki samozaparcia i pomóc wychodować kwiat... pachnący i pełen barw.
Choć znalazłam to opowiadanie niedawno, nadrobiłam... zostawiłam ci komentarzy tyle, że wystarczyły by palce jednej ręki, aby policzyć. Ale mam nadzieję, że chociaż na mecie miałam w tym jakiś swój udział.
Masz wspaniałą wyobraźnię. Wykorzystasz ją zapewne jeszcze nie raz... życzę Ci tego. Będziesz wspaniałym kwiatem. ^^
Matane!
Patka
Wow! Jakie tu powstały wspaniałe porównania <3
UsuńDziękuję za nie i jednocześnie przepraszam, że o 03:05 (przeze mnie) nie leżałaś jeszcze w łóżeczko ^^ (Choć teoretycznie może leżałaś... jeśli byłaś na komórce... Pff, wiesz o co mi chodzi xD)
Ne leżałam... ale też nie żałuję, a dzisiaj funkcjonuję całkiem znośnie. Ja powinnam wręcz Ci podziękować, bo wyczekiwałam tego rozdziału. ^^
UsuńTrochę żałuję, że to już koniec... ale z drugiej strony mam nadzieję, że będzie to dobry i szczęśliwy "happy end".
Życzę weny przy pisaniu.
Patka
PS. Zastanawiam się nad Twoim konkursem... i myślę, że chyba wezmę w nim udział, ale nie mam stuprocentowej pewności. W każdym bądź razie - będę próbować. ^^
Jak miło zacząć dzień takim rozdziałem. Z jednej strony nie mogę się doczekać zakończenia tej hisorii w twoim wykonaniu... z drugiej wiem że gdy to wszystko się skończy będę czuła strate tak jak wtedy gdy skończyło się SOH. Wciąż czekam na książkę w twoim wykonaniu, i strasznie cię podziwiam za to co piszesz, i w jakim stylu to robisz. Twoja wyobraźnia nie zna granic.
OdpowiedzUsuńZa błędy przepraszam, ciężko się pisze o 6rano w wakacje ;p
Pozdrawiam.
Hm no i co ja mogę napisać? O już wiem notka jak zwykle super wyszła najlepszy był moment jak Sasuke z przeszłošci wyczuł dziecko o boże ten moment był epicki :) Fajnie że już wracają jestem ciekawa co zrobią jak wrócą.No ja na miejscu Saska od razu po powrocie pierdolnęła bym Rena w pysk XD Skończyłaš mi kurde w takim momencie a ja chciałam już przeczytać jak się potoczyło fo ich spotkanie.Mam nadzieję że nie będziesz mnie długo trzymać w niewiedzy i napiszesz szybko nexta :).Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńAkemii ten rozdział jest na razie najlepszym z rozdziałów o przeszłości. Wszystko się wyjaśnia, każda tajemnica znajduję swoje rozwiązanie. Jedyne czego teraz oczekuję to, że Sasuke zaakceptuje fakt o byciu ojcem Satoshi'ego. Bo jak nie...:)
OdpowiedzUsuńNie musisz się martwić, w sprawie konkursu wybrałam pisanie. Tak, Yuuki coś dla ciebie skrobnę. I ty to przeczytasz ^^ Już taka świadomość mnie motywuję!
Szczerze mówiąc ten rozdział jest podobny do filera, w którym występował Yota, pamiętasz go? Ja właśnie wczoraj obejrzałam te odcinki, i szczerze przyznam że pokochałam Yotę! <3 Kon, kon, kon xD Ale Yota postąpił podobnie jak Madara u Ciebie. Yota wymazał pamięć o sobie Naruto, Sakurze, Kibie, Ino, Shikamaru, Akamaru i Choji'emu, ale również o przyjaźni, która połączyła tę grupę dzieciaków. Madara w bardziej drastyczny sposób wymazał uczucie i wspomnienia, jakie łączyło Sakurę i Sasuke. Gorzej, pozbawił Saska świadomości, że jest ojcem! To jest chyba nawet gorsza rzecz, jaką obecnie wyczynia w najnowszych chapterach Naruto! Karygodne!
Ale w przeciwieństwie do Madary, Yotę polubiłam. Przypomina mi trochę Tobi'ego (Tobi jest grzecznym chłopcem ^^).
W sumie mój kom jest do niczego. Ani nie zachwalam rozdziału, ani cię nie motywuję. Chyba w końcu trzeba to zrobić ^^
Akemii, codziennie odwiedzam twojego bloga, by sprawdzić ile napisałaś już rozdziału. Jak wczoraj weszłam i zobaczyłam "90 %. Przewidywana data 26 lipiec" oszalałam! Do 22 patrzyłam czy rozdział gotowy, bo na pewno bym go przeczytała. Niestety zmorzył mnie sen, jak Sakurę w tym rozdziale ;)
Mam nadzieję, że wszystko się skończy dobrze. Bo innego zakończenia sobie nie wyobrażam.
Ale mam do ciebie jedno pytanie i taką jakby radę-prośbę. Jak z tym Zwiastunem? Będziesz robiła "ekranizację" ANI? Bo ja jestem za! <3
A rada-prośba...czy po wynikach założyłabyś takiego dodatkowego bloga, na którym zamieścisz wszystkie partówki i rysunki? Oczywiście na tym blogu też mogą się pojawić, ale lepiej nie robić bałaganu, bo ktoś nowy mógłby pomyśleć, że niektóre opowiadania z konkursu są Twojego autorstwa ^^ I czy do każdej partówki napisałabyś kilka słów od siebie? Co ci się podobało, dlaczego ta partówka wygrała itd.? Zrozumiem, że możesz tego nie zrobić, ale tak jak mówiłam to jest rada-prośba (prośbę zawsze możesz wywalić, a radę zignorować).
Pozdrawiam i życzę dużo, dużo, DUŻO, weny <33
Yuuki Ya-Yo
uchiha-haruno-ss.blogspot.com
Za wiele filerów to ja nie oglądam - można powiedzieć, że jestem wobec nich "hejterem", pokusiłam się tylko na parę, pod prośbami kuzyna. Akurat z Yotą obejrzałam, ale na jednym odcinku się skończyło, więc nie wiem dokładnie jaki był tego finał xD
UsuńTobi już nie istnieje ;___; To przykra i okrutna prawda...
Bardzo się cieszę, że weźmiesz udział - dziękuję za komentarze i motywację <33. I za pomysł! Widzisz! Planowałam te wszystkie skarbki, które wezmą udział w konkursie opublikować tutaj, tworząc nową zakładkę - och, i nie martw się, akurat ja dopilnuję, żeby wyraźnie było wiadomo kto jest autorem. Nowy blog też jest dobrym pomysłem, ale nie sądzę, żeby prac było tak wiele. Ale z przyjemnością napiszę do każdej partówki coś od siebie - nawet o tym nie pomyślałam, ale to niezły pomysł xD
A co do twojego pytania... Zwiastun, który zrobiłam dotyczy opowiadania. Nie mam tak wysoce rozwiniętych umiejętności, a przede wszystkim cierpliwości do robienia z tego ekranizacji - to wydaje się wręcz niemożliwe.
Ale dziękuję!
I również pozdrawiam! <3
Nadszedł dzień, w którym światło dzienne ujrzy mój komentarz, a muszę przyznać, że zbierałam się do tego mniej więcej od połowy opowiadania Secret of Happiness. Czytałam sporo różny opowiadań z tą parą i mimo, że pewnie nie raz już to słyszałaś to przyznaje, że Twoje dzieła wciągają bardziej niż nie jedna dobra książka. Genialnie opisane odczucia i emocje bohaterów, każdy fragment zaciekawia, nawet zwykły opis przyrody, naprawdę robisz to w sposób fantastyczny. Z jednej strony szkoda, że opowiadanie powoli dobiega końca, bo chciało by się czytać jeszcze i jeszcze, a z drugiej wiadomo, że coś się zaczyna i coś się kończy, skoro tak miało być zaplanowane. Czerpiesz radość z pisania, a to w tym zawodzie najważniejsze. Ktoś we wcześniejszych komentarzach wspominał coś o jakiejś książce, czy to żart czy rzeczywistość to nie wiem, ale gdyby coś takiego było to z chęcią bym poczytała :D Bardzo polubiłam Twój styl pisania. I wiem, jak ciężko pisze się, bez dużej ilości komentarzy, mimo, że nie prowadzę żadnego bloga, dlatego chciałam też skrobnąć coś od siebie ;)
OdpowiedzUsuńŻyczę weny, z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały.
Pozdrawiam! :)
Sun
Przeczytałam jednym tchem ! To było... było ... NIESAMOWITE !!! Biedni :( Ileż oni się wycierpieli i żadne z nich o tym nie wiedziało. Dopiero po tak długim czasie, pokazali im przeszłość :( Może i Naruto wraz z Ren'em chcieli chronić Sakurę ale jak dla mnie postąpili dość nie uczciwie względem niej.. Biedaczka ... I co oni teraz mają zrobić ? Jak się zachować w stosunku do ludzi, którzy przez cały ten czas znali prawdę... Przyjaciele ich oszukiwali i to na każdym kroku .. Sama nie wiem co mam myśleć .. Współczuję naszej kochanej parze. Wiem, że Ren również cierpiał przez cały ten czas a także pozostali, jednak bardzo gryzie mnie fakt ich otwartej radości i normalnego zachowania, podczas gdy Sakura nie pamiętała tak ważnego kawałka swojego życia... To straszne. Zastanawiam się jak to wszystko zakończysz... Co zrobi Sakura wraz z Sasuke po powrocie do rzeczywistości ? Nawet nie mam odpowiedniej tezy ... Cieszę się, że nareszcie poznali prawdę i część swojego życia. Bardzo podobał mi się fragment, gdy Sasuke odkrył, iż musi chronić dodatkowe życie, które dopiero zaczęło się rozwijać. Fragment pisania listu Sakury do samej siebie bardzo mnie poruszył a gdy przeczytałam, że Madara go podarł .. Miałam ochotę przywalić w monitor... Dobrze że go już nie ma na tym świecie, bo sama bym go rozniosła za wszystkie krzywdy jakie wyrządził tamtej dwójce.. Wrrr.. Aż mi ciśnienie poszło w górę.
OdpowiedzUsuńKochana moja, mam nadzieję, że po zakończeniu tej historii zaczniesz pisać kolejną :D :D Oczywiście nie od razu hehe ale kiedyś ... ( którego czas na oczekiwanie będzie jak dla mnie wiecznością ).
Życzę wielkiej weny i dziękuję za tak wspaniałe opowiadanie. Szkoda, że zmierza ku końcowi, ale kiedyś musi nadejść ten czas :) Rozumiem to, gdyż również powoli zakańczam opowiadanie na Losach :) Do końca będę z Tobą :D i z Twoim opowiadaniem :) Gorąco pozdrawiam :) :) Myszka :)
Dziękuje Ci za ten wspaniały czas który mogłam poświęcić na czytanie tej, poprzedniej i wcześniejszych notek... Za to, że dostawałam od Ciebie tyle wspaniałych emocji, uśmiechów i niekontrolowanych pisków przy czytaniu nowych rozdziałów, co spotykało się z dość dziwnymi spojrzeniami mojej rodziny ale było tego warte^^ Dziękuję Ci, że dzielisz się z nami swoją twórczością i tworzysz nam takie "magiczne miejsce" gdzie możemy zapomnieć o naszych problemach a skupić się na przygodach i miłosnych uniesieniach Sakury i Sasuke... Trzymaj się Akemi! Jesteśmy z Tobą!<3
OdpowiedzUsuńcześć xD
OdpowiedzUsuńoczywiście wczoraj nie dotrwałam do publikacji rozdziału.. a tak pieczołowicie się starałam.. ;p przed 23.00 zasnęłam ja k potulny baranek xD;p za to dzisiaj spięłam swój zacny tyłeczek i usiadłam przed monitorem jeszcze przed obiadkiem ;p
najpierw powiem kilka zastrzeżeń, żeby potem móc cię wielbić i całować ;p xD
mianowicie po
#1 :
widocznie byłaś tak "podjarana" pisaniem samej fabuły, że nie zwracałaś zbytniej uwagi na zjadanie i przestawianie literek, jak i na osobę która obecnie przedstawiała nam historię ;p hehe w pewnym momencie aż się zaczęłam z tego śmiać, jak dziecko ;p nie obraź się za tą małą chwilę frajdy xD
#2 :
DLACZEGO SKOŃCZYŁAŚ ROZDZIAŁ TAK SZYBKO?! ledwie co się na prawdę rozkręciłam, z zobaczyłam już kropkę końcową.. no jak tak można ..noo.. ;p xD
#3 :
brakowało mi sceny, w której Sasuke mógł zobaczyć narodziny dzieciątka. może wtedy miałby w sobie mniej sprzeczności.. hmm
oki to tyle moich wywodów xD
to co mnie cieszy, to:
- jak dobrze, że skończył się już czas, w którym zmagaliśmy się z przeszłością "w wykonaniu Zetsu". to było bardzo mączące, szczególnie przez bodajże 3 rozdziały
- fakt, że rozdział sprawiał wrażenie romantycznego, melancholijnego i subtelnego, bardzo mu pomógł
a poza tym przecież jesteś przecudowną osobą z niesamowitym talentem, więc jak miałoby mi się nie podobać to opowiadanie ;p xD
pozdrawiam i całuję xD
Rozdział przeczytałam jeszcze wczoraj(a może już dzisiaj? XD), ale ponieważ była już prawie 4 rano, postanowiłam skomentować dopiero teraz. Niestety wciąż mam zastój w pisaniu komentarzy, więc z góry przepraszam za to, że pewnie będzie krótki i beznadziejnie napisany.
OdpowiedzUsuńOjej, biedny Sasuke(i Sakura również), musi być to dla nich ciężkie. Sakura dowiaduję się, że była okłamywana przez własnych przyjaciół, może i dla jej dobra, ale jednak to okrutne kłamstwo, a Sasuke, biedaczysko nagle został ojcem dziecka, ukochanej kobiety. Nie chciałabym być na ich miejscu. Co teraz zrobią? Co teraz będzie z nimi? Hm...
Ojejku, to już koniec historii? Szkoda, przywiązałam się. Choć komentuje od niedawna, bloga czytam już od prawie roku. Jednak nic nie trwa wiecznie, prawda? Na szczęście mamy jeszcze twojego nowego bloga( i mam nadzieje, że będzie jeszcze kilka takich nowych blogów :D).
No cóż...na tym kończę mój komentarz( A nie mówiłam, że będzie krótki i beznadziejny? :/)
Pozdrawiam.
Miliko
Mam małe pytanko, za ile notek zamierzasz dać epilog? Nie, żeby coś, ale strasznie smutno mi się robi, gdy pomyślę, że to koniec tego wspaniałego opowiadania. Mam nadzieję, że Nas nie opuścisz i będziesz dalej blogować na swoim drugim blogu.
OdpowiedzUsuńJestem bardzo szczęśliwa, że stworzyłaś tego bloga. To była najcudowniejsza przygoda mojego życia, już teraz pisząc ten komentarz, w moich oczach pojawiają się łzy... Szczęścia, smutku? Sama nie wiem... Z jednej strony to było takie piękne, że aż się przywiązałam do tego opowiadania, zaś z drugiej pomyślę, że tylko trochę i koniec... Ale w sumie mogę powiedzieć z czystym sercem, że godziny czytania Twojego opowiadania, nigdy nie były godzinami zmarnowanymi. Tak samo na SOF, które już nie raz zachwalałam. Podziwiam Cię i całą Twoją sztukę, jesteś zapewne wzorem dla innych blogerek (mnie również), ogólnie jesteś w "czołówce" (przecież nie można zapominać o kimś takim jak chusteczka aha, czy parę innych równie dobrych osób), ale Twoje opowiadanie miało taką... Magię, które inne nie mają. Cóż, zaczęłam pisać jakby to był już koniec opowiadania, a przecież jeszcze trochę do końca jest. Pewnie przez to, że już się rozczulam i przeżywam ten koniec.
Co do notki, trzeba ją też skomentować, a nie gadać tylko ogółem. Cóż, wiedziałam jak zwykle, że moje rozważania były złe xD Ale za to kiedyś tam trafiłam, że Sasuke i Sakura zostali skazani na utratę pamięci przez zakazane jutsu xD Ogólnie jestem prze szczęśliwa, że Sasuke to ojciec Satoshiego ;D Chociaż nie byłam tego pewna na początku, bo Sasuke nic nie pamiętał, ale już później... Wiedziałam ^^ i cieszę się, że okazało się to prawdą.
Jak zwykle dałaś nam dużą dawkę emocji i tego dreszczyku. Rozdział czytałam późno w nocy, ale stwierdziłam, że nie zasnę póki go nie przeczytam.
Mogę strzelać, że tym chłopcem w drzwiach był Akashi, ale chyba jak zwykle źle trafię ( ma się tego pecha xD )
Ah ten Madara, cały on, musiał odwalić przedstawienie >.<
I ten moment kiedy alter Sasuke aktywuje Sharingana i widzi dziecko w łonie Sakury <3 Normalnie jak sobie to wyobraziłam, to aż serce ściska, takie to... piękne. Chociaż w takich okolicznościach dowiedzenie się, że są rodzicami było nie małym zdziwieniem dla nich, ale cóż może być piękniejszego niż nowe życie, zrodzone z miłości dwojga ludzi? I pomyśleć, że teraźniejszy Sasuke przez tyle czasu nie wiedział, że jest ojcem, cóż jego uczucia musiały być nieźle poplątane.
Ren... jak już mówiłam nie lubię go, ale współczuję mu. Okłamywał ukochaną osobę dla jej dobra, martwił się o nią, a sam przeżywał piekło każdego dnia. A Naruto... On też musiał bardzo to przeżywać. Przykre to, aż mi bardzo ich żal...
Jestem ciekawa co będzie dalej, jak Sakura sobie poradzi, kiedy ujrzy przyjaciół. Na pewno będzie ciężko, ale poradzi sobie ;) Przynajmniej taką mam nadzieję.
Co do konkursu, cóż są wakacje i każdy gdzieś buszuje xD skoro ładna pogoda to po co siedzieć w domu? ;D Ja był proponowała przedłużenie terminu po prostu ;)
No nic, czekam na następny rozdział, życzę weny i dużo słoneczka!
Pozdrawiam, z bólem serca, że niedługo już koniec.
Dziękować za wszystko będę dopiero przy epilogu, bo zaraz się normalnie rozpłaczę...
Udanych wakacji!
Dziękuję za kolejną część tego wspaniałego opowiadania. Sasuke i Sakura zapewne mają teraz niezły mętlik w głowie, bo przecież ciężko jest mieć świadomość że jedne z najpiękniejszych chwil w ich życiu ktoś uznał za zbędne i zniszczył je dla swoich własnych celów. Podróż w czasie tej dwójki przyniosła odpowiedzi na wiele pytań. Jak Ren, Naruto i reszta mogła tak okłamać Sakurę?? Chcieli ją chronić to oczywiste ale również sprawili jej wiele bólu.Mam nadzieję, że w następnym rozdziale, ktoś komuś za to przywali xD
OdpowiedzUsuńDziękuję za każdy rozdział, bo po raz kolejny Twoje opowiadanie wywołuje we mnie wiele emocji;) I jeżeli kiedyś napiszesz i udostępnisz swoją książkę ( czy to w Internecie czy przez jakieś wydawnictwo) ja przeczytam ja bez wahania;) Nie żałuję żadnej chwili spędzonej na czytani Twoich historii;)
Nie mogę uwierzyć, ze ze niedługo będzie koniec.
Pozostaje mi życzyć Ci weny i abyś nigdy nie zwątpiła w swoje różnorakie talenty;)
Pozdrawiam;*
Post zapiera dech w piersiach. Naprawdę, nie mam się do czego doczepić, a przyznam, że lubię.
OdpowiedzUsuńPod okiem stylistycznym jest nieziemsko - normalnie klękajcie narody. ;)
Treść była zniewalająca, co przyznam bez żadnych ogródek. Na samym początku idealnie odzwierciedlałaś charaktery bohaterów, z rozdziału na rozdział lekko je zmieniając pod wpływem przeżyć, żeby teraz były takie barwne i wzruszające.
Nie cierpię Rena, normalnie go przeżyć nie mogę. Dla mnie Sakura ma być tylko z Sasuke, nie żadne Reny mi się tu pałętają. D:
Do teraz przeżyć nie mogę, jak oni ją mogli okłamać? Przecież teraz to ją bardziej zniszczy, niż przedtem. -.-
Ale dobra, Sakura będzie robić za mściciela i ucieknie z wioski, zostawiając Satoshi'ego na pastwę Sasuke i Rena, a później wskrzesi Madarę i zniszczy wszystko w piz.. w czarną dziurę! >D
Nieee, żartuję. Sakurka tak nie umie. A zła Aerix musi niszczyć tą sielankę. ;_;
Cały komentarz wyszedł jak masło maślane, można powiedzieć, że plotę trzy przez trzy. A już na pewno nie przekażę w nim tego, co chciałam. xD
Ale.. Akemii, dobra robota! :)
Rozpływam się i topię... Nie od gorąca, nie od duchoty, która panuje w moim pokoju, a tylko i wyłącznie od wspaniałości tego rozdziału. Jak dla mnie był to jeden z najlepszych w ostatnim czasie, jeśli nie najlepszy w całym opowiadaniu (co niestety już ciężko stwierdzić, bo praktycznie każda część zawsze mnie zachwyca xD).
OdpowiedzUsuńCałą akcję z Madarą przeprowadziłaś tak dynamicznie i z dużą dawką napięcia, że momentami miałam ochotę przecierać oczy ze zdumienia. To, że prawie przez cały czas zapominałam jak się oddycha, świadczy tylko o tym, jak wielkim dysponujesz potencjałem i talentem, jakie masz kunszt i wyobraźnię. Ach, bardzo spodobał mi się pomysł z Sasuke i zobaczeniem dzięki sharinganowi dziecka. To było takie piękne, że aż przeczytałam ten fragment kilka razy. :D I oczywiście uśmiechałam się jak głupia do monitora. Właściwie to podobną reakcję miałam przy pisaniu listu przez Sakurę i przy padnięciu sobie w ramiona na polanie. Piękne, piękne i jeszcze raz piękne. <3
Jeśli chodzi o Rena to przypuszczałam, że okłamał Sakurę z "dobrej woli", ale nie sądziłam, że cała scena może tak wyglądać i w ten sposób mógł to tłumaczyć. Bo tak naprawdę moim zdaniem trochę nie docenił wytrzymałości psychicznej Sakury i jej stosunku do jego osoby (czyli to, że traktowała go jak brata). Sądzę, że ona sama tracąc pamięć i budząc się jako kobieta ciężarna, która znała siebie i swoje uczucia, musiałaby przypuszczać, że nie oddałaby się komuś jak pierwsza lepsza. Ewentualnie mogłaby myśleć o jakimś gwałcie... Ech, próbuję to jakoś wytłumaczyć, bo tak, jak miałam dość dobry stosunek do Rena i wydawało mi się, że on jest trochę taki bezradny i bezbronny, tak teraz szczerze mnie zirytował i posłałabym go w trzy diabły. Nie podobała mi się jego tłumaczenie i robienie z siebie ofiary - niestety tak to odczułam. Pewnie w następnym rozdziale będę myślała "biedny Ren", ale co tam - facet też zasługuje na pozytywne uczucia. xD W sumie zakochał się nieszczęśliwie...
Ech... Aż Ci zazdroszczę, że tak potrafisz przechodzić ze skrajności w skrajność i zmieniać uczucia czytelników za pomocą kilku zdań. Kończąc każdy rozdział na tym blogu, jestem przepełniona plątającymi się ze sobą emocjami i potrzebuję chwili na ochłonięcie. :) To zawsze wspaniale spędzony czas, za który Ci dziękuję, dlatego z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam serdecznie.
Jak zwykle wbiłaś mnie w fotel, nie pozwalając normalnie z niego wstać.
OdpowiedzUsuńRen okłamał Sakurę, żeby ją chronić. Rozumiem go, no bo która z nas by chciała dowiedzieć się, że jest w ciąży z nie wiadomo kim i jeszcze nic nie pamięta, a inni nic nie wiedzą. Chociaż jednak moje uczucia do niego nie są za dobre, po prostu, nawet jeśli robił wszystko dla dobra Sakury, nie przypadł mi do gustu.
Ciekawa jestem jak to dalej bd, jak oni wrócą. Jak bd wyglądało ich życia, wspólne życia O.O
Czuję się jakbym czytała jakąś naprawdę świetną książkę, której kolejne rozdziały poznajemy wolno, ale za to z rozdziału na rozdział wrzynają nam w mózg to, że Akemii jest świetna i idealnie nadaje się na pisarkę xD
Gratuluję talentu i tego, jak bardzo mocno potrafisz wywołać u mnie takie uczucia. Jestem Ci za to wdzięczna i to coraz bardziej z coraz to nowszymi rozdziałami. Oczywiście jestem tutaj z Tobą od ery Secret of Happiness, a raczej jej końca, bo odkryłam SoH jak już je kończyłaś, ale szybko udało mi sie nadrobić i oto kończysz równie cudnego bloga, co tamten, a ja mam nadzieję, że po Ai no Ibuki oraz Get around this będziesz nadal trwała z nami w swojej blogowej przygodzie ^^ No i oczywiście liczę na to, że kiedyś w księgarni będę musiała się zabijać z innymi, żeby dostać się do rozchwytywanych egzemplarzy Twojej książki ;3
Echh, dzisiaj taki jakiś dziwny komentarz, przepraszam :c
Tak jakoś nie mam weny na dobre komentarze.
(Jakbym już wcześniej wspominała, to znaczy, że mam sklerozę, ale wolę jednak dla pewności zrobić to ponownie - przemawia do Ciebie dawna Habanero) ^^
Rozdział przecudowny jak zwykle... :) Czekam na następną notkę, która mam nadzieję, że pojawi się niedługo :* Już nie mogę się doczekać tego co będzie po powrocie do teraźniejszości :)Ciekawi mnie też czy Ren'a już od powrotu Sakury nie będzie w wiosce.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny :*
Wierna czytelniczka
Jestem jak najbardziej za grupowym przytulasem! ;D
OdpowiedzUsuńNie wierzę że dopiero teraz komentuję, ale jakoś coś mnie tkneło tak z samego rana ;) Jak wspomniałam ci kilka tygodni na gg, jesteś genialna! I ANI jest genialne! ;D
Ahhh... początkowo gdy Sakura pisała ten list do samej siebie, sądziłam że może Ren z Naruto go znaleźli. A tu proszę Madara był pierwszy i na dodatek podarł go TT__TT Ale i tak, i tak oboje poznali treść tego listu. Szczerze? Teraz tak cholernie intryguje mnie w jaki dokładnie sposób Ren dowiedział się że Sasuke jest biologicznym ojcem Satoshiego i kiedy... hmm... xD No ale napewno nie siedział bezczynnie przez ten czas. Czy jak spotkali się wtedy po raz pierwszy w szpitalu, to już Ren wiedział czy też nie? Agh! XD Zabijesz mnie kiedyś z tą niewiedzą... Ale postaram się jakoś to przeżyć ;)
Jakoś nie potrafię być zła na Rena, za to że okłamywał przez tyle czasu Sakurę, wraz z Naruto i Hinatą. W końcu robił to z dobrą myślą, chciał dla Sakury jak najlepiej. I przedewszystkim pomimo żalu, zadeklarował się że odnajdzie dla niej ojca dziecka.
A ten osobnik co wszedł do tamtego pomieszczenia, gdzie Sasuke z Sakurą zostali poddali rytuaowi wymazania pamięci, to Akashi! Jakoś mam takie właśnie dziwne przeczcuie. I czyżby on właśnie wtedy został przemieniony w kota? Hmm... ciekawe, ciekawe.
Oh jak ja nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. Ale wiem że moja niecierpliwość zostanie w odpowiednim czasie wynagrodzona ;)
Pozdrawiam cieplutko i życzę dużo weny! ;**
Jestem, czytam, zachwycam się jak zawsze i czekam na następny rozdział, który już na pewno skomentuję tak naprawdę, a nie tylko dam Ci o sobie znać! Trzymaj się, bo było pięknie! :**
OdpowiedzUsuńA teraz uciekam do pracy.
WENY! <3
Jesteśmy z Tobą Akemii. Czytam twoje blogi na bieżąco ale to mój pierwszy komentarz. Mimo wszystko mam nadzieje że jeszcze trochę poprowadzisz tego bloga, jest cudowny. Mam też nadzieje że dodasz szybko notke na twoim trzecim blogu, bo 2 pozostałe były świetne i cały czas zaglądam czy czasem nie dodałaś. jesteś genialna, kochamy cię.
OdpowiedzUsuń~sugao
Kolejne 30min które należycie sporzytkowalam! Zauważyłam parę błędów, ale niestety, nie mam jak ich teraz wyłapać ;/
OdpowiedzUsuńco mogę powiedzieć? Bardzo, ale to bardzo podobał mi się moment, gdy Sasuke zobaczył dziecko w brzuchu Haruno... To było takie... Cudowne. I te wywody, na temat 9-miesiecznych przygotowań.
Właśnie dlatego kocham Twoje opowiadania - opisy opisy i jeszcze raz opisy. Dzięki nim masz swój unikalny styl...
tak więc, jak widzisz. Rozdział cudowny :)
pozdrawiam :)
To.. naprawdę wspaniały blog.
OdpowiedzUsuńNajlepszy, jaki czytałam. Zawsze miałam tak, że czytałam blog i po porostu mnie nudził, więc przechodziłam do następnego. Tutaj było inaczej. Na Twoim blogu zaczęłam czytać od początku, do samego końca. Jest to wspaniałe. Twój talent mnie wciąga. Ty wciągasz. Mam nadzieję, że na tym blogu nie zakończysz swojej kariery pisarskiej. Przyznam, że gdy się "wciągnęłam" nie mogłam się powstrzymać od czytania. Czytałam dwa dni, bez przerwy. To cud, że moje oczy przetrwały. Jestem szczęśliwa, że trafiłam na Twój blog.
Przepraszam, że wcześniej nigdy nie dodałam komentarza, od teraz to się zmieni.
Coś od początku wątpiłam w ojcostwo Ren'a. W sumie, to nawet go nie lubię.
Pozdrawiam.
~Kushi.
Boski, boski blog . Ogarnęłam cały, i musze powiedzieć że nie raz pojawiły się łzy w oczach. Jesteś niesamowita. nie każdy potrafi pisać bloga, tak przepełnionego emocjami, pozytywnymi i negatywnymi. Oczywiście cieszę się na taki obrót sprawy, że to jednak Sasuke jest ojcem, gdyz go ubóstwiam. Długo szukałam idealnego opowiadania sasusaku, aż w końcu pojawiiłaś się ty. No i w związku z tym pojawiły się też szlabany od mojej mamy. Gdyż każdą wolną chwile spędzałam na czytaniu twoich blogów. Ale nie żałuje. Tak mi przykro że ten blog już dobiega końca, gdyż jest wspaniały. Zyczeye dalej takiej weny. No czekam już na twoją książkę, mam nadziej że po jakimś czasie doczekam się jej na półce w empiku . Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńYumiiko ; **
Witam! W imieniu swoim i całej Załogi ocenialni Shiibuya z przykrością informuję, że właśnie ukazała się odmowa oceny Twojego bloga. Zapraszam do zapoznania się z notką oraz do ponownego zgłoszenia. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńHej. O matko. Widocznie Roza się pomyliła. W takim razie usunę odmowę, ale z powodu odejścia Frezji jesteś w wolnej kolejce.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i przepraszam za pomyłkę.
- Dafne
No i poryczałam się, znowu.
OdpowiedzUsuńJesteś geniuszem, już ci to chyba kiedyś pisałam, prawda?
A ja myślałam, że to u mnie na "Anacie" fabuła jest skomplikowana. Nie wiem, co brałaś, gdy to wymyślałaś, bo to po prostu brak słów.
Nie chcę żegnać się z tym blogiem, za bardzo się do niego przywiązałam.
Pomimo tego, że z początku nie przypadł mi do gustu, to teraz... Przeżywam podobne emocje, gdy kończyłaś SOH i, gdy napisałam ci wtedy litanię na kilka stron. Nie wiem co to jest, lecz twoje teksty mają "to coś", za co ludzie cię uwielbiają. Już nie jesteś zwykłą blogerką, jak ja, czy Rina - moja blogowa bliźniaczka. Jesteś pisarką i to w stu procentach, pełną gębą. Nie piszesz zwykłego fanfick'u na podstawie Naruto, których są setki, tylko coś ponad, za co cię kochamy ;)
Nie obchodzi mnie grupowy przytulas, chcę mieć swojego własnego.
Pozdrawiam i życzę weny na ostatnie rozdziały. Pamiętaj, że na pewno nie zawiedziesz ;)