wtorek, 8 października 2013

Epilog

 Nigdy

“The loneliest people are the kindest. The saddest people smile the brightest. The most damaged people are the wisest. All because they do not wish to see anyone else suffer the way they do.”
- Autor nieznany

Szybki rozwój wydarzeń powodował u mnie spóźnione reakcje i niewłaściwe ustosunkowanie się do bodźców zewnętrznych. Wzrok zawieszony miałem na Sakurze. Możliwie, że został on w tajemniczy sposób do niej przytwierdzony, a oskarżałem o to miłość; to zwodnicze uczucie.
Sakurę ogarnął szok. Zbladła momentalnie, co wyglądało jakby przepływ krwi do jej głowy został odcięty. Patrzyłem jak powoli się cofa, patrzyłem jak strzela oczami na boki, finalizując reakcje na dziecku, którego uwięziono w chuście do noszenia niemowląt i przytknięto do mojego torsu.
Wisiała nad nami napięta i trudna do zniesienia cisza. Winien byłem skoncentrować się na Renie, jednak uznałem, że jedno ostrzegawcze spojrzenie przy efektownym wejściu było w zupełności wystarczalne. W każdym razie Akashi przejął pałeczkę i zjawił się pomiędzy nami, z precyzją lądując na czterech łapach.   
 - Męska niańka przybyła na ratunek!
Wtedy Sakura odzyskała głos:
 - Satoshi? C-co wy tu robicie? – zapytała go.
 - Przecież powiedziałem! To jest ratunek, Senpai!
 - Nie potrzebuję ratunku – najeżyła się i wydęła usta tradycyjną metodą. Kiedy wreszcie podchwyciłem jej spojrzenie, zrobiła minę przydybanej na zdradzie żony. – Sasuke, ja nie zamierzałam… - Celowo zawiesiła głos, łudząc się, że nie będzie musiała poruszyć tematu niespełnionego pocałunku. Postanowiłem jej tego nie ułatwiać, chociaż stawiała opór w walce z natrętnym Renem i odwlekała pocałunek. W ciszy czekałem na ciąg dalszy, do którego brakowało Sakurze śmiałości. – Ja… Ren… to przyjaciel… nikt więcej. Ale on planuje…
 - Tak, tak! – Moją wścibską taktykę szlag trafił, gdy głos zabrał Akashi. Wyglądał na znużonego. – Dramatyczne odejście nieszczęśnika, który zakochał się w przyjaciółce. To całkiem zrozumiałe. I… - tu zrobił pauzę, zerkając na milczącego dotąd Rena. – jak najbardziej prawidłowe – dokończył.
Sakura potrząsnęła głową, jakby próbowała wyrzucić z siebie istotę tych słów.
 - Jak to? Wiecie o wszystkim?
 - Od piętnastu minut.
Niech będzie. Raz czy dwa spłynęła na mnie fala współczucia wobec Rena, lecz decyzję o opuszczeniu Liścia uważałem za zdatną, jeżeli nie najzdatniejszą. Sterowanie życiem Sakury, naśladowanie ojca, kaprysy na misjach i niechęć do zestrojeń z resztą towarzystwa były tylko niewielką cząstką sytuacji, dzięki których wydedukowałem ile dobrego przyniesie nam jego odejście. To byłoby ciut niekomfortowe; żyć w jednym miejscu, mijać się na ulicach, być na językach całej Konohy... i brnąć przez to wszystko, znając prawdziwe uczucia tego chłopaka.
Ren robił wrażenie zranionego, ale otaksował mnie z lisim uśmiechem.
 - A jednak dobrze było wykorzystać tę blondyneczkę. Może zdążę jej pogratulować.
 - Mówisz o Ino? – wtrąciła skołowana Sakura, a gdy Ren potaknął, ta emocja ewoluowała we wściekłość. – Powiedziałeś jej, że odchodzisz?
 - Żeby tylko – mruknął pod nosem Akashi.
Jednak jego przyciszony głosik nie umknął Sakurze. Spojrzała wpierw na mnie, orientując się ile rozumiem z całego zamieszania, a gdy dotarło do niej, że jest jedyną niedoinformowaną częścią zbiorowiska, to ja zostałem napadnięty przez jej agresję.
 - Dlaczego coś przede mną ukrywasz? – Głos wzmocniła wyrzutem, sprawiając, że od razu zmiękłem. – Czy jest jeszcze coś czego nie wiem o swojej przeszłość? Coś, co ukrywali nie tylko Naruto i Ren, ale także ty?
 - Nie – odpowiedziałem.
Satoshi z chichotem pomajtał nogami. W trakcie naszej podróży do tego punktu, bardzo rozentuzjazmowała go osiągalna przez shinobi prędkość. Chyba uzmysławiał mi, że ma ochotę na więcej.
Zachwyciłem się pierwszym zrozumiałym przekazem syna, niecierpliwiąc tym Sakurę.
 - Wyjaśnij mi to wszystko, proszę. Od niedawna szczerze nienawidzę tajemnic i nie zniosę kolejnej dokładki.
 - To moja sprawka – Ren przemówił, gdy otwierałem już buzię. – Chciałem ułatwić wam życie w Liściu, Chibi. Naruto uświadomił mi wczoraj jak wiele nieprzewidzianych konsekwencji pociągnie za sobą mój wybór.
Akashi zdecydował się to uściślić, zdeprymowany tłumaczeniami Rena:
 - Gbur nie mógłby przecież ot, tak stać się ojcem. Tym bardziej, że każdy mieszkaniec Konohy przekonany jest, że to dwójka przyjaciół poleciała w tango przez alkohol.
Sakura leciutko podcięła mu przednie łapy, w związku z czym Akashi rąbnął pyskiem o nawierzchnię rzeźby Minato Namikaze.
 - Nie musisz być taki dosadny, jasne?
Zamiast się wkurzyć, podle zarechotał.
 - Wybacz, Senpai, ale to mnie niezwykle śmieszy.
 - Co? – zassała powietrze.
 - Sama zobacz! Zanim w wiosce pojawił się gbur, była sobie szurnięta rodzinka, która miała bachora, choć nigdy nie uprawiała seksu. A teraz? Jest nowa rodzinka, i owszem, mamusia i tatuś poznali tajniki płodzenia, ale żaden z nich tego na pamię…
Salwę śmiechu zakłóciłem osobiście, wymierzając w kocura kopniakiem. W odróżnieniu od Sakury, nie zachowałem umiarów, a Akashi sturlał się po rzeźbionym nosie, wołając dramatycznie krzykiem, który z sekundy na sekundę tracił na swym natężeniu. Zwierzak najprawdopodobniej leciał w dół jak rozpędzona asteroida.
 - Sasuke! – zganiła mnie Haruno. Przez jej zbulwersowany głos przedzierał się strach. – Przesadziłeś! A co jeśli on…
 - Jest kotem. Ma dziewięć żyć.
 - W kreskówkach!
Satoshi odsłonił w uśmiechu bezzębne wnętrze jamy ustnej. Najwidoczniej rozpoznawał już określenie programów telewizyjnych, a wspominka o nich pozytywnie na niego wpływała.
Sakura gniewała się jeszcze pięć sekund – dłużej nie dała rady, parskając śmiechem.
 - Ja żyję! – usłyszeliśmy krzyk, który parokrotnie zawtórowało echo. – W razie jakby kogoś to interesowało.
Rzuciłem okiem na Sakurę, a ta odetchnęła z ulgą.  
 - Całe szczęście – wyszeptała zbita z pantałyku, zupełnie jakby ją samą zaskoczyła jawna troska. Później przywołała się do porządku i zaatakowała mnie dwoma szmaragdami. – Sasuke, powiedz mi wreszcie co Ino ma z tym wszystkim wspólnego.
 - Dużo papla! – padła odpowiedź. Bynajmniej nie z moich ust.
Przeklęty koci słuch.
Sakurze to nie przeszkodziło. Zdobyła okazję, by uzyskać resztę informacji.
 - Co w związku z tym?
 - Ten typ, którego nie lubię powiedział jej prawdę! Ujawnił twoją przeszłość z gburem i poprosił, żeby w miarę możliwości rozniosła to po wiosce, zmieniając ciut wydarzenia. Ren skazał się na opinię zdrajcy i oszusta, a ciebie skazano na opinię głupiutkiej kobiety, która w skutek tragicznego wypadku straciła pamięć. Ot, cała historia.
Na parę chwil Sakura pogrążyła się w ciszy. Z rozdziawioną buzią trawiła fakty, a zafascynowane dotąd spojrzenie stało się ostrożne i nieufne… padając na Kanoe. Całe szczęście, tym razem byłem bezpieczny.
Nagle ją olśniło. Wlepiła wzrok w pustkę, dając nam do zrozumienia, że kontynuuje pozyskiwanie szczegółów od Akashiego, który najprawdopodobniej wczepił się pazurami gdzieś na dolnych fragmentach rzeźb. Wyobraziłem sobie jak dynda na wietrze.
 - To kłamstwo! Rozmawiałam dzisiaj z Ino i nie pisnęła o tym słowa. Jest moją przyjaciółką, z łatwością poznam, kiedy coś przede mną ukrywa!
 - Wtedy nie miała o niczym pojęcia.
 - Jak to?
Ren przemówił, nim Akashi zdążył odkrzyknąć Sakurze:
 - Skoro taka z niej pleciuga, nie wierzę, że nie pochwaliła ci się karteczką.
 - Karteczką – bąknęła bezmyślnie, nie czyniąc z tego nawet pytania. Po króciusieńkim namyśle wpadła na pierwszy trop: – List! List od tajemniczego wielbiciela?
 - Poważnie? – Ren z rozbawieniem uniósł jedną brew. – Tak to potraktowała?
Jednak Sakura nie chciała rozwodzić się nad znaczeniem wiadomości dla Ino. Przeszła do konkretów:
 - To ty… Ty jesteś autorem?
 - Musiałem zainterweniować.
 - Wyjawiając Ino moje najskrytsze sekrety bez uzgodnienia tego ze mną? – wściekła się.
Przyglądałem się Renowi spode łba, a jego postawa – obojętna i bezduszna – dała mi do myślenia. Widocznie decyzja o odejściu była jednoznaczna z utraceniem troski o własną reputację w oczach Sakury.
Patrzył na nią z nostalgią, z czymś co w końcu zacząłem przyjmować jako otępienie. Wyglądało to tak, jakby Ren miał chęć wreszcie wydostać się spod przytłaczających go pytań i oskarżeń, przekroczyć bramy Konohy i poczuć się wolnym. Jeżeli tkwiły w nim zalążki przygnębienia, unicestwił je lub zamaskował.
 - Chcę, żebyś miała szczęśliwe życie w wiosce – powiedział, niwecząc dotychczasowe milczenie. – Plotki utrudniałyby wszystko w znaczącym stopniu. Wiesz doskonale o czym mówię. Ino i twoi znajomi zadbają o to, żeby wszystkich powiadomić. Wiadomość rozniesie się szybciej, niż możesz to sobie wyobrazić, Chibi. Oczywiście to ja jestem tym złym. Musiałem to zrobić. Inaczej Satoshi nie dorastałby w odpowiednich warunkach. Czy jest moim synem, czy nie, spędzałem z nim mnóstwo czasu i będę się o niego troszczył. Wybaczcie, ale nie miałem wyjścia. Mieszkańcy rozpętaliby piekło. Dopiero czerwone oczy klanu Uchiha przemówiłyby ludziom do rozumu, choć i tak snuliby własne wersje zdarzeń.
 - Sharingan – wymsknęło mi się.
Ren zmarszczył czoło.
 - Co?
 - Sharingan – poprawiłem go, tym razem głośniej. – Tak fachowo nazywają się czerwone oczy, o których wspominałeś.
 - Wszystko jedno – Z dołu wtrącił się znudzony do cna ton głosu Akashiego, a analizując wzrok Rena, stwierdziłem, że byłby skłonny wynagrodzić kocurowi tę uwagę w oklaskach.
Sakura cicho prychnęła.
 - To ja chciałam jej wszystko opowiedzieć. Spotkałeś się z nią, i co? Jakim cudem wyjaśniłeś wszystko w godzinkę? Pamiętam, że wychodziła niewiele przede mną.
 - Nie martw się, Chibi. Zostawiłem ci pole do popisu! A. Nie tylko Ino przedstawiłem uszczuplony plan zdarzeń. Zaprosiłem również Saia, Kibę i tego wariata z krzaczastymi brwiami.
Oho, ktoś okradł słownik Uzumakiego.
 - Uchiha! – Ren wbił we mnie domagające się pomocy spojrzenie. Zbyt surowe i zbyt nakazujące. – Teraz ty wyjaśnij jej resztę. Rozumiem, że wszystko poszło po mojej myśli, a Ino, Hinata, Naruto i Satoshi należycie cię przywitali?
 - Dobra – westchnęła Sakura. – Nie wiem o czym mowa, więc będę głupio się uśmiechać i kiwać głową. Wy tymczasem ustalicie wreszcie kolejność streszczeń. Co wy na to?
Przewróciłem oczami.
 - Zaraz wszystko ci wytłumaczę.
 - Mam nadzieję. Jeżeli jeszcze raz postanowicie oszczędzić mi wtajemniczenia w jakiś sekret, nawet najdrobniejszy, uciekam z Satoshim gdzie pieprz rośnie. Z daleka od Kyori, Shirizoku i gadającego kocura.
 - Hej! – żachnął się Akashi. – Egzystuję jako ludzka dusza. Tylko ciało jest niewłaściwe.
Nie cierpiałem sytuacji, w których trzeba było walczyć z nasuwającym się uśmiechem. Czułem jak drgają mi kąciki ust. Chociaż finalnie odegnałem przejaw dobrego nastroju, niewątpliwie zdradził mnie cień szczęścia, przyczajony w oczach.
Przebiegłem palcami po lewym policzku Sakury. Musnąłem go subtelnie, a ona zadrżała, zbita z tropu.
 - Uciekaj gdzie chcesz – rzuciłem do niej. – ale ja znajdę cię wszędzie. Nie uwolnisz się ode mnie… znowu.  
Pomyślałem o Madarze i niebotycznych ilości poczucia zwycięstwa, którą czerpał z odgraniczenia dwójki zdrajców. Nikt nie przewidział, że technika, niegdyś zaklinana i uprzykrzająca, pomoże nam odzyskać zapomnianą miłość.
I jej owoc.
Z podwojoną uwagą słuchałam ich wykładów. Panowie włączali się naprzemiennie do relacjonowania chwil sprzed niespełna godziny. Nawet Akashi wspiął się z powrotem na nos Czwartego, zawdzięczając to swoim pazurkom i wgłębieniom w rzeźbach. No i Satoshi! Ten to miał do powiedzenia najwięcej. Wielka szkoda, że żaden z nas nie odnalazł się w jego bełkocie.
Państwo Uzumaki postanowili kontynuować projekt Wynagrodzimy to wszystko Sakurze i Sasuke, czynnie angażując się w każdy narzucony przez Rena pomysł. W rezultacie zafundowali nam korzystne rozwiązanie. Jeśli wierzyć słowom Akashiego, po moim wyjściu Hinata dołączyła do Ino, świeżo oswojonej z wieścią o rzeczywistym pochodzeniu Satoshiego. Razem udały się w miejsce, którego położenia nikt nie był łaskaw mi zdradzić. Ponoć Sasuke, Akashi, Naruto i Itachi byli tam już na długo przed nimi, a przybycie dziewczyn, Saia, Kiby i Rocka Lee miało stać się dla Sasuke czymś na podobieństwo niespodzianki.
 - To było pokręcone – opowiadał ze skrępowaniem. – Buzię im się nie zamykały. Inni byli oburzeni, drudzy uznali to za bajkę, a jeszcze inni odważyli się mi pogratulować.
Czyn tego ostatniego zazębiał się z naturą Saia. Domyśliłam się, że to on zdusił w sobie pretensje i przejawy zdziwienia, choć było prawdopodobne, że w ogóle takowe go nie dosięgnęły.
 - No i dostałem to. – Sasuke naciągnął pas  chusty dla niemowląt. – Jako prezent od Naruto.
Najpierw skomplementowałam tę unowocześnioną aparycję. Sasuke naprawdę wyglądał jak świeżo upieczony ojciec. Dopiero po stłumieniu jego nadąsana, wynikającego z ślicznych szkarłatów na policzkach, zapytałam:
 - Hinata zabrała tam Satoshiego?
Potwierdził to skinięciem, pozwalając Akashiemu mielić jęzorem. A zatem Ren znów postanowił ingerować w moje życie, a jego głównym motywem było zapewnienie mi dobrego startu. Startu życia, w którym będzie go brakowało.
Odkąd Shirizoku zdradziło nam prawdę, wszystkie scalone doniedawna uczucia, rozszczepiły się na kawałki, a każdy odrębny działał na rzecz innego punktu widzenia.
Jeden kawałek był gotów przebaczyć Renowi, drugi go nienawidził, trzeci kusił mnie, bym należycie go pożegnała, zaś czwarty był w grupce popierających nową wizję rodziny. Rodziny Uchiha. Oblałam się rumieńcem na samą tę myśl. Wolałam nie odgadywać na razie planów Sasuke na przyszłość, ale wspólne dziecko poniekąd łączyło mnie już z elitarnym klanem.
A niech to. Satoshi jest najprawdziwszym Uchihą. W genach panoszy się Sharingan. Realny, krwiście czerwony znak rozpoznawczy wszechpotężnego klanu.
I ja, razem z nim, byłam jego częścią? Och, ten wniosek wprowadził rewolucje w tych porozszczepianych myślach i parę z nich zrewidowało swój światopogląd, akceptując moją miłość do Sasuke.   
Nie uwolnisz się ode mnie…
Nie chcę się od ciebie uwalniać! Przenigdy!
Kiedy wszystko zostało już powiedziane, wpatrywałam się w niego jak w kosztowne i przepiękne malowidło. Przyłapując mnie na tym, nie odezwał się słowem, tylko zaczął elektryzować spojrzeniem. Czy zdawał sobie sprawę jak na mnie działa? Czy wiedział ile wojen stoczyłem z powodu ich obydwóch?
Przekierowałam wzrok na Rena.
Okazało się, że zajęty był taksowaniem Satoshiego. I wnet zrozumiałam! Satoshi odwzajemniał spojrzenie dawnego ojca. Satoshi był dzieckiem. Satoshi nie wiedział jeszcze, że pan, do którego nakazywałam mówić mu „tato”, tak naprawdę nim nie jest. I nigdy nie był. Patrzył na Rena, rozpromieniony, tylko dlatego, że w jego móżdżku zakorzenił się jako osoba znajoma, bliska, niegroźna, trzymająca butelkę w trakcie karmienia i ślęcząca nad jego łóżeczkiem późnymi wieczorami.
Sasuke zmarkotniał, kiedy jego syn wyciągnął rączki do nieprawdziwego ojca.
 - Nie – wydusiłam, delikatnie kładąc na dwie, maleńkie, dwukrotnie większą dłoń. – To nie on, Satoshi. Nie.
Syn łypnął na mnie rozweselony, myśląc, że przymierzam się do nowej zabawy. Jego melodyjny chichot, zamiast nastręczyć mnie szczęściem, przywiódł więcej smutku.
Nie mogłam inaczej, popłakałam się. Być może piętnaście minut temu gniewałam się na Sasuke za sekrety i przekomarzałam z Akashim, ale nagle wypełniły mnie od środka niesamowicie silne i realne wyobrażenia. Niedługo Rena nie będzie, niedługo zmierzę się z przyszłością, niedługo będę musiała nauczyć Sasuke kochać swojego syna, a Satoshiemu wynagradzać brak poprzedniego tatusia. I Akashi! Akashi wciąż był uwięziony. Jego ludzka dusza… Ona pragnęła wolności, powrotu do pierwotnego ciała. Obiecałam mu pomoc, i co? Zawiodłam! Hinata, Ino… praktycznie każda bliska mi osoba zacznie traktować mnie jak nieporadną dziewczynkę, która po amnezji zaczyna życie od początku. Będzie otaczało mnie współczucia, przesadna chęć pomocy, przesadna troska…
Wtedy czyjaś ręka wylądowała na czubku mojej głowy.
 - Jeśli płaczesz przez wizje przyszłości, poradzimy sobie. – Poderwałam głowę i natychmiast olśniła mnie aura pewności roztoczona wokół Sasuke. Satoshi już dłużej nie interesował się Renem, tylko uradowany z okazji, pociągnął parę moich kosmyków.
Bolało, ale objęłam go na tyle, na ile było to możliwe, cichutko szlochając.
Sasuke powiedział coś jeszcze:
 - A jeśli płaczesz przez odejście Rena, teraz masz najlepszą okazję, żeby się z nim pożegnać.
 - Boję się przyszłości – wyszeptałam, świadoma, że jest to spóźniona odpowiedź na pierwsze poręczenie Sasuke. – Boję się, że jest już za późno. Boję się, że życie da nam w kość. Że nie pozwoli skorygować wcześniejszych błędów. 
Poczułam jego wargi na swoim czole. Nie ucałował go, tylko bez powodu przytknął tam usta. Oczami duszy widziałam jak powolutku przymyka oczy i uspokaja nas obydwóch. On krzepił się w myślach, a mnie w zupełności starczała sama jego bliskość.
 - Nie potrzebujemy na to niczyjej zgody. Sami decydujemy o swoim losie – rozluźnił się.
Zlokalizowałam w sobie odwagę, użyłam jej i położyłam dłoń na jego policzku, jednocześnie odstępując w tył. Potem rozpoczęłam wędrówkę ręką i błądząc nią w kruczoczarnych włosach, nie odrywałam wzroku od bystrych oczu Sasuke, którymi mnie świdrował.
 - Chyba za dużo ostatnio płaczę – odezwałam się.
 - Niektórzy mówią, że płacz niczego nie załatwi, a inni sądzą, że należy wypłakać się ze wszystkich łez, bo ten sposób pomaga oswoić się z bólem. Wybierz, do której części ludzi należysz, a ja się dostosuję.
 - A który ze sposobów ty preferujesz?
 - Żaden.
 - Hm? Dlaczego?
 - Mam swój własny – oznajmił, rozbrajając mnie olśniewającym uśmiechem. Ledwie zauważalnym, szczęśliwym… Zamarzyłam sobie, żeby był on zarezerwowany specjalnie dla mnie.
Oprócz tego życzyłabym sobie, aby moja ciekawość osiadała gdzieś głębiej, tak żeby trudniej było jej wyleźć z ukrycia. Teraz Sasuke ją sprowokował, nie podejmowałam walki. Zresztą, po co?
 - Opowiedz mi o nim – poprosiłam.
 - Płacz ile potrzebujesz, ale rób to w samotności, by nie pokazywać innym ludziom swoich słabości.
Rozważyłam jego słowa, od razu domyślając się, jak często Sasuke stosował tę metodę.
Kiedy znikąd padł na nas cień, z początku pomyślałam, że słońce uciekło już za linię horyzontu. Zerkając w bok, napotkałam parę tęczówek w kolorze miodu, które wpatrywały się we mnie z konsternacją.
 - Na mnie już czas. – Ren był zły. Wyraźnie sugerowały to zamknięte w pięści dłonie i nastroszone brwi. – Od dzisiaj nie będziesz już miała powodu do płaczu. Już wszystko jest dobrze. Wszystko, co złe się skończyło.
Stanęłam mu naprzeciw, równie zamotana w całokształcie naszej relacji. Chciałam go uściskać i nie chciałam jednocześnie dotykać. Ta sprzeczna kombinacja doprowadziła mnie do krańcowej wściekłości. Ren odebrał to jako sygnał i uznał, że nie może liczyć już na nic więcej. Przynajmniej nie z mojej strony.
 - Ren – powiedziałam szybko, biorąc głęboki wdech. – Życzę ci szczęśliwszego życia. Bez zmartwień, niebezpieczeństw, tajemnic. Życzę ci wspaniałej ukochanej i jestem pewna, że szybko ją sobie odnajdziesz. Uwierz mi. Zauroczą ją twoje talenty. Możesz nawet zastosować ten sam patent, który podziałał na mnie. Myślę, że większość kobiet się rozpłynie.
A ty się rozpływałaś? 
Miałam w sercu taki maleńki płomyczek nadziei. Może o to zapyta! Może zrobi to z szelmowskim uśmiechem, a potem jeszcze raz muśnie czubek mojego nosa!
Ale Renowi nie było do śmiechu.
 - Bądź ostrożny, proszę – podjęłam. – Niech chęć znalezienia mieszkańców twojego miasta cię nie zaślepi. Uważaj, bo nie wszyscy ludzie są szczerzy i uczciwi. Wracaj do mnie czasem, dobrze?
 - Dobrze – rzucił szorstko.
Rozczarowana jego podejściem, stwierdziłam, że warto pójść tym śladem i nie robić z rozstania dramatu.
Milczenie mi się dłużyło, a Ren tylko beznamiętnie się we mnie wgapiał.
 - To wszystko, co chciałam powiedzieć.
 - A więc żegnaj, Sakura.
Skołował mnie jego niziutki skłon i dźwięk własnego imienia. Potem Ren odwrócił się na pięcie i zaczął ekspresowo maszerować w stronę koniuszka nosa Czwartego. Czymże go zdenerwowałam? Przedtem relacjonował wydarzenia z cynicznym uśmieszkiem, a przy dzisiejszym powitaniu zachichotał tak, że byłam gotowa zatracić się w jego objęciach. Zbyt uparta i przepełniona dobrymi myślami, powiedziałam sobie, że lada moment wróci do mnie migiem, zamknie w uścisku, zaśmieje się, pożegna, przysięgnie, że będzie tęsknił i że wróci.  
Lecz wszystkie z moich pewniaków już wkrótce sprawiły mi zawód. 
Odwróć się. Ren, odwróć się!
Nie zrobił tego.
Niedbale ześlizgnął się z nosa, zniknął mi sprzed oczu. Usłyszeliśmy świst przecinanego powietrza, a potem uspokajające dźwięki pulsującej chakry. Platforma. Ren wykreował dla siebie platformę, by sfrunąć w dół. Do ostatnich chwil wierzyłam, że powróci na swoim latającym dywanie i zaprosi mnie na ostatnią wycieczkę. Do ostatnich chwil…
Niebawem nie zostało już nic; nadzieje prysły.
Nie demaskowałam przed Sasuke swojego osłupienia. Stałam nieruchomo, gapiąc się w punkt, gdzie chwilę temu błyszczały surowe oczy mojego przyjaciela.
 - Sakura… - Uchiha lekko potrząsnął moim barkiem. Mamroty Satoshiego stały się dla mnie szelestami w tle. – Sakura! - Tym razem szarpnięto mną mocniej.
 - Nie – stęknęłam. – On odszedł… Tak bez niczego… Zostawił mnie.
 - Hej, posłuchaj…
 - Diabli wiedzą, kiedy wróci do wioski.
Zdusiłam w sobie następne wersy litanii, ponieważ Sasuke zjawił się przede mną i zasnuł następnym cieniem.
 - On płakał. – Jego głos był podejrzanie miękki. Gdy wybałuszyłam oczy, spiął się w widoczny sposób. – To dla niego ciężkie, Sakura. Chciał mieć za sobą to pożegnanie. Szybko skoncentrować się na świeżym celu i zacząć go realizować bez zaprzątania sobie głowy tym, co opuścił i zostawił w Liściu.
Wyjrzałam zza bariery, jaką tworzyła postura Sasuke z myślą, że ujrzę tam zanoszącego się płaczem przyjaciela. Zachowanie było zbyteczne, bo w rzeczywistości Ren wznosił się już nad Konohą i prawdopodobnie planował uporać się z resztą sprawunków, które trzymały go w wiosce.
 - Jesteś tego pewien?
 - Jestem – potwierdził Sasuke. – Widziałem łzy w jego oczach, kiedy się odwracał.
Bezmyślnie rozłożyłam przed Satoshim drżącą dłoń, a on objął rączką mój kciuk.
 - Sakura? – Interpretacja min Sakury nigdy nie stanowiła dla mnie kłopotu, ale tego dnia  musiałem dołożyć większych starań do pomyślnego przetworzenia. Obwieściłem rzecz, na którą, jak sądziłem, zareaguje świeżym potokiem łez, tymczasem twarz Haruno była pełna rezerwy, choć później zauważyłem, że coś zakłóca doskonałość jej opanowania.
 - Oczekują nas na górze – odezwałem się znów, zawczasu zachowując środki ostrożności.
 - Więc chodźmy – uśmiechnęła się. – Nic tu po nas.
Akashi obrzucał ją przezornymi łypnięciami, krocząc w stronę strzelistego wzniesienia. Od równego gruntu na szczycie góry, dzieliła nas skalista ściana, którą musieliśmy pokonać, polegając na chakrze.
Zauważyłem jak stopy i dłonie Sakury rozświetla subtelna, zielonkawa poświata. Oniemieliśmy z kocurem, gdy bezceremonialnie nas wyprzedziła, nie odwracając się nawet raz.
 - Senpai, czekaj! – Akashi chciał ją doścignąć, ale powstrzymałem go syknięciem. – Dlaczego? – oburzył się.
Sakura dotarła do początku pionowej przeszkody i przytwierdziła do niej wewnętrzne części dłoni. Gdy myślałem już, że zacznie wspinać się jak małpka, zwiesiła głowę, wstrząśnięta konwulsjami.
Akashi zerknął na mnie dociekliwie.
 - Chyba nie wszystko jest w porządku – ściszył głos do szeptu.
Podszedłem bliżej dziewczyny w towarzystwie Satoshiego, który miętosił w rączce kawałek chusty.
Zaniepokojona szelestem Sakura odwróciła się za siebie.
 - Ja wcale nie płaczę – jęknęła, dostrzegłszy mnie. – Ja… wcale nie płaczę.
Ręką osłaniała dolną partię twarzy, choć z oczu cisnął się jej strumień łez. Przesycone smutkiem i tęsknotą spojrzenie świdrowało mnie tak wnikliwie, że w którymś momencie stwierdziłem, iż dzielę ten ból razem z nią.
Pokonałem oddzielające nas metry, zgarnąłem skołtunione włosy z jej twarzy, objąłem Sakurę w talii, troszczą się także o godziwą przestrzeń dla Satoshiego, a potem, prowadzony tajemniczą siłą sprawczą, przewiesiłem szyję przez jej brak, przykładając swój policzek do policzka Sakury.
Doceniła ten gest. Szlochając, przeczesała moje włosy i podparła ciężar głowy.
 - Kocham cię, Sasuke Uchiha. – Głos przy moim uchu zabrzmiał jak słowiczy śpiew. Słuchałem go z zamkniętymi oczami.
Instynktownie wyczułem, że gdzieś w pobliżu krąży Akashi.
 - O rany, rany… - wypuścił z siebie powietrze. – Wasza historia rzeczywiście jest zamotana i komicznie absurdalna, ale odkrywanie jej ciągu było dla mnie prawdziwą przyjemnością w waszym towarzystwie – powiedział, niby ot, tak, pomimo tego wiedziałem, że kryją się za tym słowa wdzięczności i uznania.
 - Nie ma za co – burknąłem stłumionym przez lico Sakury głosem.
A to ci niespodzianka. Byłem ojcem. Miałem przy swoim boku kobietę, która wydała na świat mojego syna. Kochała mnie, a ja kochałem ją. Brzmi zbyt szczęśliwie i bajecznie, bym mógł podporządkować to do kategorii scenariuszy przeznaczonych dla Uchihów. A jednak. Lata upiornych wydarzeń, traum, nieszczęść, odwetów i walk wreszcie zostały czymś wynagrodzone.
Jakimś cudem zasłużyłem na to wszystko.
I mam zamiar to chronić, bezwarunkowo, całym sobą, do końca życia. Nigdy już nie pozwolę, żeby ktoś skradł mi Sakurę, wymazał Satoshiego, przeinaczył moje życie i ogłupił. Nigdy.

4 miesiące później
Nie wolno było mi się spinać, jeszcze nie teraz. Chciałam, żeby przyjęła mnie jako życzliwą i ciepłą osóbkę. Sasuke pomógł mi przebrnąć przez schody ganku, mając na uwadze moje luki w orientacji, za które odpowiedzialne były czółenka. Tak, Ino mnie zwerbowała, przekupiła bajeczką, że roli matki przysługuje właściwy image.   
Podniosłam wzrok, a przyjezdni właśnie przestąpili bramkę ogrodzenia domu i zaczęli kierować się deptakiem w naszą stronę. Reszta ferajny zebrała się na werandzie. Gościa oczekiwano niecierpliwie ze względu na jego wartość w przeszłym życiu Sasuke i moim. Puściłam znajomym farbę godzinkę temu, a wszystko przez ożywienie poalkoholowe. Było one jednak krótkotrwałe i nawet olbrzymia ilość sake nie umorzyła stresu.
Akashi ożywił się pierwszy. Naruto nie zdążył nawet przemówić swoim oficjalnym tonem, a kocur już poderwał się do biegu i wskoczył w ramiona przyjaciółki, przywołując jej imię.
 - Witajcie. – Potem Uzumaki dał upust swojej urzędowości. Choć nie opatulał go charakterystyczny płaszczyk, przyjaźnie rozłożone ręce i władczość widoczna na twarzy natychmiast uświadamiały rozmówcy o jego statusie społecznym. – Cieszę się, że przyjęliście naszą ofertę. Znaleźliśmy rozwiązanie bez niepotrzebnych konfliktów.
Przyjezdnych było dwóch, ale tylko jeden szczególnie ściągał na siebie moją uwagę. I właśnie zabrał głos:
 - To nie zmienia faktu, że wolałybyśmy wciąż mieszkać na Michigacie. Tam się urodziłyśmy i wychowałyśmy.
 - Michigatta stanie na nogi. To niewątpliwe. Ale potrzeba na to czasu, zwłaszcza, że Tenshi Tomoko miał problemy finansowe, nie mogąc prawidłowo rozregulować płatności – wyjaśnił Naruto.
 - Nie bądź taka niemiła – Tsubaki przywołała siostrę do porządku i przetoczyła spojrzeniem po osobach tłoczących się na werandzie. W końcu jej wzrok padł na mnie i Sasuke. – Kopę lat! Dawno się nie widzieliśmy. Słyszałam, że wiele się wydarzyło.
 - Och, tylko poczekaj aż wszystko ci opowiem – westchnął ostentacyjne Akashi i przytulił łeb do piersi dziewczyny. Tsubaki pogłaskała go pieszczotliwie po grzbiecie, a ja poczułem ukłucie zazdrości. Kociak zawsze niechętnie pozwalał pielęgnować się na zwierzęce sposoby.
 - Cześć – bąknęłam nieelegancko. Byłam potwornie skrępowania tym spotkaniem. Przywitałam też Tanaki, ale nie odpowiedziała mi od razu, zajęta obserwacjami.
 - Księżniczka i książę? – zapytała siostry.
 - Niesamowite, prawda? To o nich opowiadałaś mi każdej nocy.
 - I mieliście amnezję? - Tym razem pytanie adresowano do nas. Sasuke odmruknął jakimś półsłówkiem, a ja przyznałam jej rację zwyczajnym skinięciem. Niezwykłość tej chwili, wyjątkowość, niecodzienność… Byłam niezdolna do wykrztuszenia czegokolwiek. Ta nastolatka zdradziła nam dawniej receptę na dobry związek, pomogła też odnaleźć tyle wejście zamczyska… Była skora poczęstować nas pajdą chleba! Rany!
Czułam do niej niewysławioną wdzięczność. Wiedząc, że nie będę w stanie należycie tego wygłosić, nie zrobiłam niczego pożytecznego tylko przywarłam bliżej Sasuke.
Wyczuł mój strach i lekko do siebie przytulił.
 - A ten dzieciak – Wzrok Tanaki utkwił gdzieś za nami. Nie potrzebowałam się odwracać, wiedząc, że ma na myśli Satoshiego. – jest wasz? – dokończyła matowym głosem.
 - Tak – odrzekłam. – To nasz syn, Satoshi.
 - Satoshi Uchiha – uzupełnił Akashi. – Jest w porządku. Ale lubi ciągnąć mnie za futro. I strasznie często brudzi pampersy.
Tsubaki zrobiła niesmaczną minę.
 - Daruj sobie. 
W tym momencie dłoń Sasuke wylądowała na moich plecach, delikatnie, acz zachęcająco trącać mnie do przodu.
 - Śmiało. – Usłyszałam przy uchu jego szept. – Pamiętaj jak się umawialiśmy.
Zassałam powietrze, zdenerwowana, niepewna i onieśmielona. Znajomi ściśnięci na werandzie zaczęli maglować z Tsubaki tematy dotyczące losów Michigatty i miejsc, do których emigrowali mieszkańcy wyspy. Idea Naruto i Itachiego wreszcie zaczęła się realizować, włączając w projekt nie tylko Konohę, ale także Sunę i Kiri. Kage wiosek zgodzili się przyjąć ludność Michigatty i choć jeszcze część z nich przebywa na wyspie, walcząc o przetrwanie ostatnich dni, byliśmy gotowi podjudzać do współpracy inne wioski. Bliźniaczki Tomoko, dzięki uporowi Akashiego, zostały przetransportowane do Konohy. Od jutrzejszego ranka emigranci mają obowiązek ubiegać się o stanowiska pracy, żeby opłacić zagwarantowane przez władzę mieszkania w kamienicach i domy. Tsubaki zdradziła, że wspólnie z wujkiem zamierzają się do kupna jakieś luksusowej posesji z ogrodami. Tak, Tenshi Tomoko wkrótce wyjdzie z mroków lochu, pod warunkiem, że czynnie udzieli się w ewolucji Ichiraku Ramen, co było stuprocentową sugestią Uzumakiego.
Teraz, po wszystkich zdarzeniach, gdy przyszłość zdawała się być wyraźnie zarysowana i bajecznie piękna, musiałam dopełnić własne cele. Te, które zaniedbałam przez amnezję.
Ruszyłam do przodu, a przyjaciele znieruchomieli i umilkli, tylko Satoshi mamrotał w języku bobasów. Nieświadomie napawał mnie odwagą.
Stanęłam naprzeciw Tanaki i posłałam jej uśmiech, który dwa dni wcześniej ćwiczyłam z Sasuke przed lustrem w łazience. Przekonywał mnie, że jest to moja najskuteczniejsza broń, przynajmniej w zmiękczaniu jego serca.
 - Całą noc zastanawiałam się co ci powiem. Teraz nie pamiętam nawet kawałka z przemowy, którą tworzyłam przed snem – wytłumaczyłam jej, wzdychając. - Chcę ci po prostu podziękować, Tanaki.
Wizerunek Tanaki niewiele się zmienił od ostatniego spotkania. Jej punktem patrzenia dzielił nas ponad rok, moim; parę miesięcy. Niemniej zachowała swój wygląd charakteryzujący znużone księgowe za biurkiem. Miała wykrochmaloną spódnicę do kostek i przedawniony sweterek, chociaż miał on wyjątkowo żywy odcień błękitu. Włosy uczesała w kok, który zbiegał delikatnie na lewą stronę. Ten błąd trochę ją „uniewinniał”, eliminował bezwzględne znudzenie.  
Przy niej prezentowałam się jak zjawiskowa gwiazda wybiegu, co bynajmniej nie sprawiało, że czułam się swobodniej – przeciwnie – miałam ochotę zsunąć ze stóp czółenka i założyć swoje tenisówki. Zamiast eleganckiej sukienki Hinaty z mocno wykrojonymi plecami, mój wybór padłby na zwyczajny ubiór, którego wymagano na misjach. Poza tym dekolt był ewidentnie za duży. Nawet Sasuke protestował, gdy mu o tym wspomniałam. W pogotowiu trzymał dla mnie kurteczkę.
 - Za co dziękujesz? – Tanaki odezwała się dopiero po chwili. Otrząsnęłam się, do tej pory zajęta myślami, a jej uważne oczęta przyglądały mi się spod uchylonych szkiełek okularów.
 - Za pomoc. Dzięki temu odnaleźliśmy tylne wejście do zamku.
 - Iiii? – przeciągnął złośliwie Akashi, świadom tego, że z następna partia podziękowań sprawiała mi najwięcej kłopotu.
 - I… - Spuściłam wzrok. – Za uświadomienie niektórych rzeczy.
 - Jakich? – Akashi znów się wmieszał.
 - Um, rzeczy te dotyczyły związków. Pamiętasz? Kazałaś Sasuke być bardziej szczerym…
 - Pamiętam – przerwała mi, za co byłam gotowa postawić jej pomnik. Najgorsze masz już za sobą, pomyślałam zwycięsko, a Akashi ukrył się między piersiami Tsubaki. Swoją drogą, dlaczego nie reagowała? - Więc między księciem, a księżniczką wszystko jest w porządku?  
 - W najlepszym. – Nie mogłam przestać się uśmiechać. Tego rodzaju uwagi przypominały mi, że mam Sasuke tylko dla siebie. Na zawsze. – Bardzo nam pomogłaś, dziękujemy.
Tanaki wychyliła się w bok, łypiąc na Uchihę.
 - Mam rozumieć, że nie zastosowałeś się do moich rad?
Zaskoczony Sasuke, cofnął się niczym dzieciak oskarżony o spałaszowanie opakowania ciasteczek.
 - Na niego nie ma mocnych – westchnął Akashi. – Jest gburem i nic tego nie zmieni.
 - Nie jest gburem – obroniłam go z myślą o pocałunkach, uczciwych rozmowach, czasie spędzonym na spacerach z wózeczkiem i zabawom z Satoshim.
 - Dla ciebie nie jest gburem.
Niespodziewanie do rozmów wkroczył Itachi:
 - Miłość robi z człowiekiem zadziwiające rzeczy.
 - Czyli jak gbur się we mnie zakocha, przestanie być gburem? – Akashi zinterpretował to… kocim, nielogicznym sposobem, który charakteryzował się mniejszym procentem zrozumienia, niż mój własny. Rozbawiło to dziewczęta na ganku, Naruto uśmiechnął się pod nosem, a mina Sasuke zrzedła. 
 - Nie kręcą mnie zwierzęta.
 - A piętnastolatki? – dociekał Akashi.
 - Hola! Sasuke nie jest pedofilem – powiedział Itachi, patrząc porozumiewawczo na kociaka. Tsubaki uznała, że tak niegrzeczne zachowanie potrzebuje reprymendy i udzieliła mu jej, dzieląc Akashiego po łbie.
 - Przepraszam! – pisnął.
Ale to nie wystarczało.
 - Jak będziesz się tak zachowywał, przekonam tego malucha do miękkości twojego futra – zagroziła mu i kociak przejął się na poważnie.
Dzisiejszy dzień był wyjątkowy pod wieloma względami. Obchodziliśmy pierwsze urodziny Satoshiego, ponadto Hokage wyfantazjował niewiarygodny sposób na celebrację. Tuż przed północą, o godzinie, w której przyszedł na świat mój syn, do nieba wystrzeli seria fajerwerków. Uzumaki uprzednio ostrzegł mieszkańców dzielnicy Awayaki i pochlubił się przywilejami, jakimi dysponował ze względu na status. Mój opustoszały zwykle dom wypełniali najbliżsi; Sasuke, Itachi, państwo Uzumaki, Ino, Sai, Kiba, Lee, pani Kagekee, Akashi i dwa najnowsze nabytki – siostry Tomoko. Oprócz dysput zebranych, w domu roznosiły się apetyczne zapachy. Przyjaciółki zajmowały się pieczeniem owsianych ciasteczek, a ja dbałam z Sasuke o torcik urodzinowy, jednocześnie rozkoszując się zawstydzeniem ukochanego. Uchiha wyglądał tak… niedoniośle z tubką do wyciskania masy czekoladowej i w fartuszku. Efekty końcowe nie sugerowały fachowej roboty, ale znajomi docenili nasze starania, a Satoshi rozgniótł kawałek tortu chciwą rączką i cały się ubrudził.
Dla Tanaki przygotowałam niespodziankę. Zajmując się dekorowaniem torcika, patronowałam w międzyczasie nad pieczeniem chleba. Pajda, którą nam kiedyś proponowano rozczulała mnie i przywodziła na myśl jedną z bliźniaczek. Tanaki przyjęła podarunek z lekkim uśmiechem księgowej, ale słysząc salwy śmiechu ze strony reszty, ten uśmiech się pogłębił, upiększając jej słuszną twarzyczkę. Tsubaki obsypaliśmy wyrazami wdzięczności, a Sasuke, mniej czynny w wyrażaniu podzięki, stwierdził, że dziewczyna może w każdej chwili skorzystać z naszych pryszniców, sugerując się zbliżonym charakterem jej pomocy. Pamiętałam doskonale jak ugaszczała mnie w swojej chatce, niedługo przed inwazją na zamek.
Wydawało mi się, że po świecie nie paraduje osóbka szczęśliwsza ode mnie. Przez cztery miesiące pielęgnowaliśmy nasz związek z Sasuke. Poza tym troszczyłam się o stosunki ojca z synem, a Satoshi nawykł już do stałej obecności Sasuke w naszym domu. Uchiha często spędzał u mnie noce, choć oficjalnie start wspólnego życia miał zadebiutować w zdezolowanej posesji jego klanu.
 - Na razie go odnawiają. W końcu stał nieruszony przez wiele lat i potrzebuje solidnego remontu – wyjaśniał Itachi, gdy Tsubaki zaczęła wdrażać temat. – Szkoda, że nie będziemy dłużej sąsiadami.
Akashi miał na to własną teorię.
 - Gbur nie ma innego wyjścia. Potrzebuje dużo przestrzeni, w końcu zamierza odnowić klan Uchiha, zamknąć Senpai na cztery spusty w domu i nadzorować rodzenie nowych dzieciaków.  
Wtedy tak nagle zakrztusiłam się upijaną herbatą ziołową, że Sasuke musiał odratować mnie ciosami w plecy. Mimowolnie wyobraziłam sobie tę scenkę. Przewrażliwionego Sasuke, dziesiątą z kolei ciąże i jakiś upiorny, przyciasny pokoik, w którym odbywałyby się wszystkie rytuały.
 - No ładnie. Chyba ją wystraszyliście – zauważył Kiba, któremu niewiele brakowało do utraty trzeźwości.
Sasuke mnie uspokajał.
 - Nie jestem taki okrutny.
 - Jedno dziecko na dwa lata powinno być dla niego wystarczalną alternatywą – drażnił mnie Akashi.
 - Nie wiem czy statystyczna Uchiha nadążyłby za tym tempem „pracy”. – Gdy do dyskusji włączył się Sai, dało się poznać jak wiele wspólnego ma on z Akashim, szczególnie w odniesieniu do swoistości dowcipów. Niepewne spojrzenia, których użyczyli mu goście, zamiast ostrzec przed niesmacznością, skłoniły do objaśnień. – Stwierdzam to po długotrwałej izolacji Sasuke od kobiet. Musiał mieć z nimi niewiele do czynienia przez lata spędzone z Madarą, a jak wiadomo potrzeby mężczyzn zaczynają być wyraźnie odczuwalne w którymś momencie rozwoju. Hej. Zauważyliście, że dotychczas przebywał z samymi mężczyznami? Może on wyładował swoje pragn…
Ino pacnęła go w twarz.
 - Dziękujemy ci bardzo Sai za przedstawienie swojego punktu widzenia – wycedziła, upijając kolejny łyk sake.
 - Och braciszku. Oskarżono cię dzisiaj już o dwie rzeczy. – Itachi uśmiechnął się sardonicznie, a ja postanowiłam to sprostować, upojona herbatką.
 - Pedofilia i homoseksualizm. Ktoś ma coś jeszcze do zarzucenia?
 - Ja. – Akashi zgłosił się na ochotnika, leżąc na kolanach Tsubaki. – Gburowatość.
 - Nieczułość – jęknęła Ino.
Hokage dzielnie się wstrzymywał, jednak dosięgnął go mus dopieczenia przyjacielowi. Od razu porzucił czcigodne obycie panującego.
 - Przecenianie swoich umiejętności – oznajmił ubawiony. 
Sasuke drżał już ze wściekłości. Czułam to, wsparta na jego ramieniu. Byłam pewna, że gdybyśmy nie utknęli na sofie, pomiędzy Ino, a Tsubaki, Uchiha dawno poderwałby się na nogi i zwiał z przyjęcia.
Żeby załagodzić ten narastający gniew, ścisnęłam rękę Sasuke, mocniej się w niego wtulając. Chyba zmiękł, głównie dlatego, że jubilat urządzał sobie wspinaczkę po naszych kolanach.
Czując się zobligowana do obrony, powiedziałam:
 - To urodziny naszego syna, a nie lekcja wychowania dla Sasuke.
 - A szkoda. – Tanaki wymownie rzuciła na niego okiem. – Przydałoby mu się.
 - Hej! Denerwujesz mnie! – pogroził jej pięścią, a przestraszona tym gestem Tsubaki, upomniała siostrę szturchnięciem.
 - Uspokój się. Książę jest dobrze wychowany, przystojny, zdystansowany i… zakochany w księżniczce, a przecież o to chyba chodzi we wszystkich baśniach.
Tanaki poprawiła okulary.
 - Na końcu moich opowieści książę zaczął okazywać swoją miłość.
 - Ale ja nie jestem bohaterem twoich opowieści. – Wiedziałam, że Sasuke jest wytrącony z równowagi i najchętniej zaczerpnąłby świeżego powietrza na zewnątrz. Myślałam, żeby mu to zaproponować, ale Tanaki nie odpuszczała.
 - Tylko mówię. To poprawiłoby wasze stosunki. Otwartość to skarb. Piękny skarb – prawiła z nauczycielską żyłką. – Dziękowaliście mi za porady, a żaden nie wziął ich do serca.
Mięśnie Sasuke zrobiły się twarde jak stal. Naprężył je gotów do odszczeknięć, natomiast reszta towarzystwa przysłuchiwała się rozmowom w ciszy i tylko Tsubaki skłonna była ujarzmić siostrzane wywody.
 - Uważasz, że niewłaściwie okazuję swoje uczucia? – zagrzmiał, podnosząc się z miejsca. Już gdy ścisnął moje ramiona, przeczuwałam, że nie skończy się to dobrze. Tanaki skinęła głową, a mną bezlitośnie szarpnięto. – A więc przekonaj się!
I bam! Ukochane, mięciutkie usta przycisnęły się do moich. Zrobiły to gwałtownie, zapowiadając jednocześnie, że prawdopodobnie prędko mi uciekną. A jednak. Kiedy wydawało mi się, że Sasuke zrobi szybki pokaz, on pogłębił pocałunek i wcale się ode mnie nie oderwał.
Zaparło mi dech, byłam zupełnie zaskoczona! Sasuke miał mocno zaciśnięte oczy i przywędrował ręką wyżej, do okolic mojej szyi. Pogładził ją leciutko, na co machinalnie się wzdrygnęłam. Spędzone z nim miesiące dowiodły, że uwielbiałam go całować, ale ta sytuacja była wyjątkowa. Nie śmiałam nawet pogrążać się w ferworze przez wyczuwanie wklejonych w nas par oczy.
 - Sasuke! – Odtrąciłam go, cała zziajana.
Ino tylko pokręciła głową.
 - Szczęściara z ciebie Sakura, taka cholerne szczęściara.
Reszta zajęta była dochodzeniem do siebie. Kiba demonstracyjne przetarł oczy, Akashi upozorował zakrztuszenie, Itachi nie mógł uciemiężyć śmiechu, zaś Tanaki, sprawczyni tego kazusu, kryła uśmiech za filiżanką herbaty.
 - Zadowolona? – napadł na nią Sasuke.
Ja byłam raczej zawstydzona… do szczętu! Podciągnęłam kolana pod brodę, obwiązałam je ramionami, spiekłam raka, a potem, zapożyczając taktykę bliźniaczki, schowałam szkarłatne policzki i wydukałam:
 - Ty głupku. Nie rób tak.
 - Jak?
 - Nie całuj mnie… z zaskoczenia.
 - Cholera, Sakura! – zdenerwowałam go. – Gdy zapytałem cię o zgodę, miałaś do mnie pretensje, że nie było to romantyczne i zaburzyło wyjątkowość chwili. Teraz jesteś niezadowolona, że zrobiłem to z zaskoczenia? Kobiety!
 - A-ale… - skuliłam się. – Wszyscy patrzą.
Do moich uszu dotarł szelest. Wyjrzałam zza kryjówki i spostrzegłam jak Tsubaki spoziera mnie wielkimi, urzeczonymi oczami.
 - A niech mnie! Jaka ty jesteś przeurocza, księżniczko! – zachwycała się.
 - Razem są uroczy – zreflektował ją Itachi, zerkając na nas obojgu. Korciło mnie, by sprawdzić jak trzyma się Sasuke, a gdy wreszcie się na to odważyłam, okazało się, że nie tylko moje policzki zachowują się zdradziecko.
 - Jesteś czasami strasznie nieznośny. – Objęłam jego ramię. – Ale kocham cię.

Przed północą czułam się fenomenalnie. Udało mi się potajemnie wskoczyć w tenisówki, a gdy wyszliśmy już na zewnątrz Ino nie psioczyła, bo przecież nie wypadało. Sasuke narzucił mi na ramiona skórzaną kurtkę, Naruto i Kiba preparowali fajerwerki w moim ogrodzie, inni rozproszyli się po jego obszarze, a szczęście ewidentnie nam sprzyjało. Zerknąwszy w górę, ujrzałam przejrzyste, przetykane konstelacjami niebo. Brakowało tylko dźwięku wystrzałów i kolorowych fajerwerków, eksplodujących na jego całunie.
Myślałam, że obejrzymy pokaz jak ucywilizowani ludzie, jednak Sasuke od początków rodzinnego życia zaręczał, że włoży do rodzicielstwa całe swoje serce i urozmaici nam jego przebieg. To właśnie te przyrzeczenia dudniły mi w głowie, gdy znienacka porwał mnie i Satoshiego w ramiona.
Przecięliśmy powietrze, potem stworzyliśmy świst. Upewniwszy się o końcu susa, ostrożnie uchyliłam powiekę.
Świat stał się piękniejszy, oszałamiająco inny.  
- Musisz się popisywać, co? – Naruto dotychczas siedział w kucki, a dźwignął się tylko po tym, by wzgardzić Sasuke.
 - Satoshi zasługuje na najlepszy widok – odwarknął.
Satoshi!
Trochę kręciło mi się w głowie, więc odruchowo przycisnęłam dziecko do piersi. Było przestraszone wyczynami ojca i dopiero dochodziło do siebie. Sasuke jakoś odgadnął, że brak mi orientacji i chwycił mnie za rękę.
 - Spokojnie. Możesz użyć chakry, jeżeli nie czujesz się pewnie.
 - Nie trzeba – stwierdziłam po chwili.
Im dłużej obcowałam z nową perspektywą patrzenia, tym bardziej przyzwyczajałam się do kąta nachylenia dachu. Był mansardowy, a Sasuke szczęśliwie wylądował na jego górnej części.
 - Dobra, kończymy to. – Kiba odsłonił efekt końcowy ich pracy, którym były wetknięte w grunt i chronione warstwą tektury patyki. Pięły się w nierównych odstępach, podle kusząc do dosmaczenia płomyczkiem ognia. Itachi podszedł bliżej i omówił skuteczność kompozycji. W lewej dłoni trzymał talerz z niedojedzonym kawałkiem tortu. Inni zostali spłoszeni przez ryzyko eksplozji, uciekając w dalekie obręby ogrodu.
Zaczęłam kołysać Satoshiego.
 - Minął rok, a ty miałeś dwóch ojców – szepnęłam do niego. – Właśnie tym grozi dziedziczenie krwi Haruno. O Uchihach nawet nie wspomnę.
 - Wystarczy mieć coś z tobą wspólnego, a już tracisz rozum i życiową stabilizacje – dokuczył mi Akashi. Nie miałam pojęcia skąd się tu wziął, póki nie odwróciłam się za siebie. Kociak kroczył sprężyście po dachówkach, nie myśląc nawet o zamartwianiu się kątem nachylenia powierzchni.
 - Poczekaj tylko, aż znajdę pieczęć Wodnika. – Zgromiłam go spojrzeniem. – Gdy będziesz już człowiekiem, stracisz swoją kocią zwinność i tę denerwującą możliwość naruszania czyjeś prywatności.
Akashi zrobił taką miną, jakby żywił nadzieję, że mi się to uda.
 - Liczę na ciebie, Senpai.
I prawidłowo! Pomijając rozwinięcie nowej rodzinki, moją następną intencją było wyzwolenie Akashiego. Po przebyciu ekscesów Michigatty, robiłam wszystko co w mojej mocy, by uczłowieczyć jego życie. Tylko Itachi traktował go jak prawdziwego kocura, choć z dnia na dzień żal i smutek Akashiego były dla mnie bardziej odczuwalne. Niejednokrotnie dał mi do zrozumienia, że wolałby odrzucić zwierzęce ciało i przeczesać swoje… ludzkie włosy, nie futerko.
 - Pomożesz mi, prawda? – Słowa skierowałam do Sasuke.
 - Nie wiem czy sobie zasłużył.
 - Ależ oczywiście, że tak!
 - Niech będzie – bąknął, niby to obojętnie, lecz w kącikach jego ust czaił się uśmieszek. Chwilkę podziwiałam jego bezdenne oczy, szukałam w nich iskierek, które kiedyś graniczyły przecież z cudem – próbowałam złapać widoczne różnice, co w ogóle nie sprawiło mi trudności. Sasuke był szczęśliwy, kątem oka zerkał na syna, przyglądając się mojej dłoni, która delikatnie głaskała go po główce.
Rozochocona, wysunęłam Satoshiego w kierunku ojca. W ciszy musnął fragment jego policzka.
Były to rezultaty miesięcy praktyk. Sasuke nie od razu nauczył się właściwie traktować swojego syna. Oswobodzenie go z delikatnością dziecka i wpajanie mu zasad ostrożności, kosztowało mnie sporo wysiłku, doprowadzając jednocześnie do usatysfakcjonowania. Opieka nad małym była jedyną czynnością, w której przeważałam nad poziomem Uchihy i kwestia ta podlegała moim nadzorom.
Sasuke pobierał nauki u Sakury. Niebywała i interesująca odskocznia od tradycji.
Teraz szło mu gładko. Nawet duma odsuwała się na dalszy plan, gdy w grę wchodził Satoshi.
 - Nie śpij – bąknął do niego, ciut skrępowany.
Natomiast Akashiemu brakowało hamulców.
 - Ale byłbyś frajerem, gdybyś przespał swój własny prezent urodzinowy – wołał, a maluch przychylnie reagował na jego głosik. Akashi pomieszkiwał u mnie od pierwszego dnia w Liściu i utarło się, że to on zawsze towarzyszy Satoshiemu w zabawach.
Malec ożywił się, wskazał palcem na krzątających się na dole wujków i zaadresował pytający jęk do swojego tatusia.
 - Odpowiedz mu – syknęłam cicho.
Sasuke ostentacyjnie złączył opuszki palców u obu dłoni i, formując z nich coś na kształt kopuły, upozorował eksplozję.
 - Bum - jęknął, a Satoshi wesolutko się roześmiał. Jako dojrzała matka musiałam mu zawtórować.
Wkrótce przygotowania dobiegły końca. Kiba i Naruto błądzili przy fajerwerkach z zapałkami, pośpiesznie zajmując je ogniem. Oddalali się bezpiecznie, gdy wszystko było w należytym porządku.
Naszpikowania ekscytacją, wstrzymałam oddech i wzmocniłam uścisk na ręce ukochanego.
Przedstawienie się rozpoczęło. Fajerwerki zaczęły tryskać na tle nieba jak rozbryzgiwana woda z fontanny. Zamroczona straszliwym hałasem, przytkałam lekko uszy Satoshiego, zaś Sasuke, widząc, że syn zaciska usta i ledwie wstrzymuje płacz, podsunął mu kciuk, który on natychmiast objął rączką.
Uspokoił się, widząc uśmiech ojca. Później zerknął ku górze, żeby sprawdzić reakcję mamy. Najwyraźniej mój chichot był zaraźliwy. 
 - Satoshi! – Naruto spojrzał w kierunku dachu. – Żyj długo i szczęśliwie! I nie bądź zbyt pobłażliwy dla tatusia, okej?
 - Młotek – westchnął Sasuke.
Ino wzniosła toast i upiła łyk alkoholu.
 - Nie sprawiaj mamie zbyt wielu problemów. Tatę już zaakceptowałeś, więc pozwól mu dobrze się tobą zająć – zaświergotała, częstując sake Itachiego. Przypałętał się do niej od razu po zarejestrowaniu butelki z mlecznobiałą otoczką. Po popiciu, wykrzyknął:
 - Sto lat, bratanku! Sto lat!
 - Wszystkiego najlepszego, brzdącu. Ci młodzi rodzice trochę ubarwili twój pierwszy rok życia – wychrypiała pani Kagekee.
 - Nie znam cię, ale życzę, żebyś brudził jak najmniej pampersów. – Tsubaki zaniosła się śmiechem, przytrzymując ramiona siostry.
Tanaki zachowała powagę, a głosik, którym przemówiła był ledwie dosłyszalny. Musiałam wyostrzyć jeden ze zmysłów, żeby cokolwiek usłyszeć.
 - Zmień swojego ojca. Uczyń go bardziej otwartym.
Reszta podkradła życzenia poprzednikom, a kiedy nadeszła kolej Akashiego, kociak urządził sobie wspinaczkę po moich nogach. Gdy jęknęłam parokrotnie przez dokuczliwe dźgania jego pazurów, Akashi rozparł się na brzuszku malucha, który notabene się do niego przytulił. 
 - Najlepszego – powiedział kociak. Migoczący blask fajerwerk rozświetlał jego pyszczek. – I naprawdę mógłbyś popracować nad tatą. Do końca nie wiadomo, kto tu będzie kogo wychowywał. Cha, ch…
Sasuke wyswobodził kocie cielsko z objęć Satoshiego i niedbale odrzucił nim w tył.
 - Hej! – dobiegło nas.
Lekceważąc wrzask, nachyliłam się nad dzieckiem i ucałowałam jego czoło. Gigantyczne i przestrzenne – miało to swoje zalety, pomyślałam, jednocześnie się dowartościowując.
 - Uśmiechaj się, chętniej ucz się chodzić, mów do nas coraz więcej i… możesz brudzić tyle pieluch, ile zechcesz. Jesteś moim synem, zawsze będę cię kochać. Sto lat, skarbie.
Wyznanie tego wszystkiego z akompaniującymi mi hukami, błyskami na niebie i tą… specyficzną atmosferą… rany, to było fenomenalne przeżycie.
No i Sasuke! Przesłonił występ fajerwerków, nachylił się nad dzieckiem i zetknął ze mną czołami. Potem cicho wyszeptał:
 - Kocham go, Sakura.
Miałam chrapkę na całusy, dlatego cmoknęłam policzek Uchihy. W kącikach oczu poczułam łzy i nie śmiałam ich hamować. Czasami wybuch płaczu spowodowany szczęściem był lepszym pokazem, niżli śmiech. A zatem zaniosłam się tym płaczem.
Sasuke otarł moje łzy.
 - Nie bądź zazdrosna. Ciebie też kocham.
 - Głupek – chlipnęłam.
 - Głupia – zrewanżował się, ujmując moją twarz w dłonie.
Rok temu rozdzierał mnie straszliwy ból. Ren niezbyt entuzjastycznie powitał na świecie „swojego syna”, a ja, z okropnymi przeczuciami, sądziłam, że najzwyczajniej w świecie nie jest w stanie pokochać dziecka kobiety, do której nie żywi głębszych uczuć, prócz tych bratersko-siostrzanych.
Pół roku temu cierpiałam po kryjomu, użalając się nad sobą, opłakując Rena i jego zdystansowanie. Wszystkie winy zrzucałam na siebie. Na alkohol. Moje uzależnienie.  
Od kiedy Shirizoku sprezentowało nam wszystkie sekrety, nie przestawałam myśleć o Madarze. Jak potoczyłyby się zdarzenia gdyby odpuścił? Gdyby nakazał Sasuke odszukać innego Medyka? Co wtedy? Prawdopodobnie żyłabym w szczęśliwym związku z Renem, a odkąd nasunęła mi się ta myśl, zastanawiałam się, którą z możliwości wybrałabym, gdyby dano mi taki przywilej. Harmonijną miłość Rena, czy obecność jego gorszego alter ego, smutek, tęsknotę, samotność… wszystko wynagradzane Sasuke i Satoshim?
Chyba było warte przejść przez te smutki, żeby na końcu odnowić dawną miłość i… okryć coś niesamowitego. Ojcostwo mojego ukochanego.
 - Nigdy mnie nie opuszczaj – wykrztusiłam z siebie pod wpływem impulsu.
Nie pozwolę ci odejść. Nie pozwolę, żeby ktoś manipulował moim życiem. Nie pozwolę sobie na kolejną stratę.
 - Nie opuszczę cię – wyszeptał Sasuke.
Ja ciebie też.
Nigdy.

K O N I E C
_________________________

Stało się. Skończyłam tego cholernego, głupiego, drażniącego… *urywa i idzie płakać w kącik*
Dobra. *ociera oczy chusteczką* Blog, jak to blog… ma wiele wad, niedociągnięć, błędów. Gdy teraz przeanalizuję całokształt to jedyne co ten fanfik ma wspólnego z kanonem to imiona. (xD) Sad true. Doświadczyłam jednak na własnej skórze jak szybko rozwija się ludzka psychika, jak często zmienia się nasz światopogląd. Teraz ze wstydu kryję się pod biurkiem, czytając przykładowo pierwszy rozdział ANI. Gdy go pisałam? Rany, byłam pewna, że to jest światowej klasy post i lepiej już nie nauczę się pisać.
A jednak.
ANI nie jest opowiadaniem doskonałym, niektórzy z was mi to uświadamiali, a ja w skrytości o tym wiedziałam. Ale lubię koloryzować, ulepszać, nawet przypłacając niweczeniem świata znanego z kanonu i rzeczywistego charakteru bohaterów. Niemniej jednak pisanie tego bloga naprawdę pomogło mi wspiąć się na wyższe szczeble, czytanie waszych komentarzy dowartościowywało mnie, ale krytykujące fragmenty jednocześnie pomagały spojrzeć na historię oczami kogoś innego – czytelnika. A przecież dla pisarza czytelnik jest jak pan. Zamierzam popracować nad ANI, zlikwidować błędy stylistyczne, literówki… Myślę, że z bloga na blog będzie u mnie coraz lepiej i wreszcie napiszę coś, co będzie bliskie ideałowi. Wierzę w siebie.

Podziękowania zawarłam w niespodziance, a zatem przejdę teraz do takiej „przemowy ostatecznej” (brzmi strasznie).
Kochani! Pisanie sprawiało mi wiele frajdy i przyjemności, ale wiadomo, że nie zawsze było kolorowo. Wiele razy waliłam głową w biurko myśląc, że nie napiszę już ani słowa więcej, ale spinałam dupsko. Czytelnicy czekają! Nie możesz ich zawieść! Tak, choć może wam się wydawać, że dziękuję „bo wypada”, wiedzcie, że byliście moimi najdroższymi skarbami w trakcie pisania i mam nadzieję, że będziecie dalej, podczas kontynuacji Get Around This.
Tworzyliście to opowiadanie razem ze mną. Niejednokrotnie brałam sobie do serca wasze porady, pomysły na dalszy scenariusz. Oł jee, ten prezent poniżej jak najbardziej się wam należy.
Pytania? Uwagi? A może chęć na zrecenzowanie?
Wszystko ślijcie na akemi.chan@op.pl
Wiem, że nie zdołam przekonać was, żeby każdy czytający bez wyjątku zostawił po sobie ślad, ale mogę wam jedynie pokazać, że mi na tym zależy. Ot, co. Intryguje mnie wasza ilość xd

No i proszę.
Nie śmiejta się. To wszystko mango-podobne rysowałam ja. Nie jest to profesjonalizm w czystej postaci, ale no… robiłam to z myślą o was, fakt ten powinien przesłonić wam niedociągnięcia XD
ありがとう

*znowu używa chusteczki* Dziękuję wam. Wszystkim, bez wyjątku. Przetrwałam depresje, braki weny, wypompowanie z pomysłów, dzięki wam rzecz jasna.
Inaczej nigdy nie dobrnęłabym do końca.

Pamiętajcie o przyjaźni i miłości! To najprawdziwsze skarby dla ludzi!

Akemii z ANI, lekkomyślna Sakura, gbur Sasuke, przesłodki Satoshi, nieszczęśliwie zakochany Ren, dziwne bliźniaczki Tomoko, piętnastoletni Akashi, uzależniony od sake Itachi, władczy Naruto, królewski Tenshi Tomoko i wampir Ketsuto…

Wszyscy pięknie was żegnają!

Sayonara!

47 komentarzy:

  1. Jesteś wspaniała, czytam ten blog od początku i choć nigdy się nie ujawniałam zawsze płakałam gdy coś się waliło, śmiałam kiedy pojawiał się kochany Akashi i waliłam głową w ścianę kiedy pisałaś, że na rozdział jeszcze trochę poczekamy. Jestem jak to określiłaś Cichociemną xD Te piękne momenty w Ai no Ibuki, w twoim życiu i te smutne, wszystko przetrwałaś i za to Ci najserdeczniej dziękuję, że dotrwałaś do końca, że rozwijałaś się z każdym napisanym na tym blogu słowie i za to że postanowiłaś urzeczywistnić wizję "lekkomyślnej Sakury, gbura Sasuke, przesłodkiego Satoshiego, nieszczęśliwie zakochanego Rena, dziwnych bliźniaczek Tomoko, piętnastoletniego Akashiego" i całą resztę wspaniałych, pięknie skomponowanych, złożonych postaci.
    Jeszcze raz chciałabym podziękować za dotrwanie do końca i życzyć, abyś z Get Around This była równie wytrwała i aby każde słowo które pozwolisz nam jeszcze przeczytać zbliżało Cię do ideału.

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja krótko i zwięźle powiem jedynie: DZIĘKUJĘ.
    Dziękuję, za tak cudownego bloga, za to że przez ponad rok mogłam z taką niecierpliwością wyczekiwać nowych rozdziałów.
    Pozdrawiam i życzę dalszych tak wspaniałych pomysłów na nowe historie.
    Miliko.

    OdpowiedzUsuń
  3. Co ja mogłabym Ci tu napisać? Wiesz dobrze, że jestem zachwycona. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, w jakim napięciu czekałam na epilog (poza momentami, kiedy załamywałam się, bo komputer skasował mój rozdział, ale napisałam prawie cały od nowa!). Twoje kolejne opowiadanie zakończone. Pociechę mam w Get Around This i wspólnych rozmowach na GG. Masz rację, rozwijasz się i rób to dalej. Ćwiczenia czynią mistrzem, a jeśli Twoje ćwiczenia mają być kolejnymi blogami i cudownymi rozdziałami, jakie będę mogła czytać... nie rezygnuj z tego nigdy.
    Dziękuję też za wspomnienie w filmiku! Nawet nie wiesz ile radości wlewa mi się do serduszka, kiedy możemy porozmawiać i wspólnie pomarzyć o samopiszących się rozdziałach! O moje wsparcie nie masz co się martwić, masz je zagwarantowane do samego końca.
    Podziękować chcę Ci też ja. Za nakłanianie mnie do założenia bloga, za rozmowy, za cudowne rozdziały, przy których nie raz płakałam. Za bycie tak cudowną osobą. Z pełną świadomością mogę powiedzieć (a raczej napisać), że przez ten czas po prostu Cię pokochałam, moja droga!
    Nie rezygnuj z pisania, nie dam Ci tego zrobić!
    Pozdrawiam i całuję,
    Mari

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiesz skleiłabym jakiś komentarz, ale nie potrafię i coś czuję, że nie dam rady. Nie dlatego, że nie chcę, ale w głowie pustka, w sercu smutek i szczęście a na twarzy łzy. Wybacz może być zbyt chaotycznie, mogą być błędy. literówki. A walić to!
    W sumie dużo wcześniej myślałam, co mam napisać na końcu, a kiedy przychodzi co do czego, to ... nie mam pojęcia. Trzęsę się cała, a wokół mnie nie ma żadnej paczki chusteczek, cóż ma się zbyt leniwy tyłeczek żeby wstać i iść po chusteczki, bywa.
    Epilog, epilog, epilog - to słowo było ostatnio zmorą i wywoływało ściskanie w piersi. Z jednej strony to piękny koniec i podsumowanie tak świetnego opowiadania, z drugiej *chlip* smutek i żal, że nie będzie ciągu dalszego.
    No, co ja mogę powiedzieć o epilogu? Był piękny, przepełniony szczęściem i nadzieją na lepszą przyszłość. Ale też i smutny, płakałam w momencie kiedy Ren odchodził, a wybucham najbardziej kiedy Sasuke powiedział Sakurze, że Ren płakał. Nie wiem, to jakoś przemówiło do mnie i skruszyło moje serce wobec Rena, chociaż ostatnio i tak go polubiłam. To było naprawdę wzruszające. Matko, ale się powtarzam ;o ! Trudno, będzę Ci biadolić, aż Ci się znudzi!
    Kolejna sprawa: pocałunki i rumiane policzki, normalnie prze urocze. I określenie Sasuke pedofilem i homoseksualistą, kocham normalnie Akashiego, Itasia i Saia(chociaż tego ostatniego najmniej xD) padłam, aż się nie szło nie uśmiechnąć ;)
    Dużo Akashiego, jestem prze szczęśliwa, muszę gdzieś skołować gadającego kota(tylko oby nie był nastolatkiem zamkniętym w ciele kota, bo było by mi go po prostu szkoda). Szczerze mam nadzieję, mimo, że to już koniec, że jego marzenie kiedyś się spełni.
    Siostry z wyspy *wybacz teraz pisząc, jestem tak pełna emocji, że nie ogarniam imion xd* idealnie się dopełniają. Jedna wesoła, energiczna, druga nieco poważniejsza, choć nie jest z niej aż taki "sztywniak" no i ta sentymentalna pajda chleba, wymiękłam! *przy okazji zrobiłam się głodna xD*
    Urodziny Satoshiego, w sumie zazdroszczę mu, ja nawet nie miałam nigdy takich urodzin, no, ale ... szlachta się wozi xD W końcu młody Uchiha nie? :D
    Sasuke jest moim skromnym zdaniem świetnym ojcem i ekhem partnerem, mimo, że jest gburem to trzeba mu to przyznać. I ten moment Sasuke w fartuszku <3
    Epilogiem jestem zauroczona i śmiem twierdzić, że jest on idealnym "podsumowaniem" a jednocześnie "początkiem" miłości Sasuke i Sakury. Kawał dobrej roboty! ;)
    A teraz Akemiś.
    W sumie nie wiem od czego zacząć. Nie wiem czy mam Cię najpierw wychwalać a potem dziękować? Dobra, koniec pytań retorycznych xD
    Pisałam już, że jesteś moją inspiracją prawda? Wtedy zaznaczyłam, że MOJĄ. Teraz powiem Ci tak, jesteś inspiracją wszystkich ludzi, którzy czytają Twoje opowiadanie, komentują go i wiele innych. Jesteś takim, światełkiem w tunelu wiesz? A dla fanów SS to już w ogóle! Twoje opowiadanie czyta się z zapartym tchem, zapasem chusteczek i ciepłą herbatką - czyli wszystko jest na swoim miejscu. Szczerze mówiąc to jestem zagubiona, bo mam tyle Ci do powiedzenia, a jednocześnie nie umiem tego przekazać.
    Można by rzec, że to opowiadanie w jakimś stopniu mnie zmieniło. Może nie do końca jakoś bardzo... ale przede wszystkim poruszyło moje serce. Sprawiało, że dłonie się trzęsły z natłoku emocji, pojawiał się uśmiech na mojej twarzy, ale też i łzy. Manipulowałaś moimi emocjami jak chciałaś! Ale to właśnie jest... cudowne. Sama jestem marną autorką ff o SasuSaku i przyznaję szczerze, że moje opowiadania nie mają takiej magii. To opowiadanie jest po prostu wyjątkowe. Nie ma takiego drugiego na tym świecie i cieszę się, że właśnie mogłam go przeczytać. Ha, ha obcokrajowcy! Nie wiecie co tracicie xD


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czuję się pusta. Po prostu pusta. Wyczekiwałam każdego kolejnego rozdziału, a tu już nie będzie na co czekać (chyba, że na GAT).
      Jednocześnie będąc pustą, czuję się spełniona. Dziwnie to brzmi, ale jednak. Po prostu panuje spokój i harmonia. Bo wszystko dobrze się skończyło.
      Jak już pisałam przywiązałam się do tego opowiadania. Może zbyt bardzo, zbyt mocno? Nie wiem, ale się cieszę, że było mi to dane.
      Nie raz doprowadzałaś mnie do zawałów serca rozwojem akcji, rozpalałaś we mnie uczucie ciekawości. Wiesz, że jesteś wielka? Rzadko kiedy miewam takie odczucia*jedynie czasem kiedy czytam na prawdę DOBRĄ książkę*, ale przecież to blog a nie książka, więc co będzie kiedy wydasz swoją własną powieść... No to już chyba będzie apogeum moich emocji xD

      Coś z innej beczki:
      Filmik. NIBY to tylko filmik. No właśnie NIBY. A jaki magiczny. Zaczęłam go oglądać, wszystko piękne, muzyka, arty, efekty, widać, że włożyłaś w to wiele pracy. I podziękowania. No właśnie. Podziękowania.
      Szczerze mówiąc popłakałam się. Naprawdę. Ryczałam jak głupia, a to przecież kilka słów. Nawet nie wiesz jak dla mnie ważnych. W sumie nie wiem co powiedzieć. Dziękuję za te kilka słów, zdań, które poświęciłaś mojej osobie. Dziękuję, że taka mała istota jak ja mogła choć trochę zmotywować Cię do pisania... Dziękuję! Jestem totalnie wzruszona i rozczulona. To było cudowne.

      Co do szablonów, nie jestem w nich ekspertem i ostatnio coś zaniedbałam Wonderland, ale jak tylko znajdę czas postaram się to narobić. I tak w sumie wiesz, że robisz świetne szablony.
      Tak notabene, jest coś czego Ty nie robisz świetnie? Chyba nie.. Cóż tylko pozazdrościć :)
      Chciałam Ci również sama podziękować, ale też trochę ogólnie, ze strony tych cichociemnych, bo sama niegdyś takim byłam. Postanowiłam jednak sama założyć konto i komentować i tak powstała mała Sasame.
      *Hola hola Sasame! To nie o tobie ma być teraz mowa!*
      Ach tak. xD
      Zacznę, więc od początku.

      Chciałabym Ci podziękować, za te wszystkie wspaniałe chwile, za to, że Ci się chciało pisać tak wspaniałe opowiadanie, za to, że dawałaś tę cudowną dawkę emocji. Za to, że przedstawiłaś niesamowitą historię Sakury i Sasuke i .. ich owoc. Mam nadzieję, że jak już skończysz GAT (kiedyś to będzie nieuniknione T.T) to nie pozostawisz nas, czytelników i będziesz nadal tworzyć swoją piękną i niebanalną sztukę.
      Po za tym, życzę Ci, abyś napisała(i wydała) swoją własną książkę, bo z tego co mi wiadomo to Twój cel. Będę trzymać kciuki, bo szkoda by było, aby zmarnował się taki talent jak Twój. Nie zmarnuj tego kobieto, taki talent to dar! Daj z siebie wszytko ;)
      Chciałabym również podziękować, za to, że jesteś. Naprawdę. W sumie nie miałam przyjemności z Tobą pisać, ale wydajesz się tak sympatyczną i charyzmatyczną osóbką, że nie sposób Cię nie lubić. Nawet jak się wie tyle o Tobie co ja wiem xD

      Dziękuję za wszystko.
      Dziękuję, że dzięki Tobie byłam w stanie odczuć oddech miłości. Na swojej skórze, karku, policzku, ustach.
      Dziękuję, bo ten oddech miłości nieraz był przyspieszony, ciepły, a później stawał się równomierny i płynny.
      Bo miłości nie można zdefiniować i przedstawić.
      Nie można.
      Można ją po prostu poczuć.
      A ja ją poczułam dzięki Tobie.
      Dziękuję za Oddech Miłości.
      Dziękuję.

      Usuń
    2. Tak przy okazji, mogłabyś zdradzić co to za druga piosenka w filmiku? ;)

      Usuń
    3. Sasame, jasna cholera!
      Dobra, w filmiku wspomniałam, że przy twoich komentarzach kręci mi się w oku łezka. Teraz? Popłakałam się... Ja nie wiem co ty robisz, ale sposób w jaki do mnie piszesz przypomina opis rodem wyjęty z opowiadania. Piękny, wzruszający opis.
      A ostatnie fragmenty? Aaaa! Cudowne! Serio. serio... cieszę się, że miło spędziłaś czas z moim blogiem. Ech, mogłabym ci dziękować w nieskończoność, ale no... zanudziłabym cię na śmierć.
      Powiem tylko: WOW. To przyszło mi na myśl po skończeniu czytania. Naprawdę dodałaś mi w wiary we własne możliwości i teraz jestem naszpikowana weną na rozdział szósty GAT.

      Piosenka: Ashes Remain - Gift of love
      Pozdrawiam :)

      Usuń
    4. Ja też nie wiem, jak to robię, ale w sumie... Cieszę, się, że tak potrafię :)
      Nigdy byś mnie nie zanudziła na śmierć! A kysz, wypluj to słowo! xD
      Ooo cieszę się, że jakoś napędziłam Cię na GAT, w sumie mam do przeczytania jeszcze rozdział piąty, ale dam radę ;)
      I dziękuję za tę informację, ta piosenka jest normalnie wyjątkowa. I od tej pory będzie mi się kojarzyć z ANI, głównie właśnie z epilogiem.

      Również pozdrawiam! ;* Trzymaj się kochana i mnóstwo weny Ci życzę!

      Usuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. witaj kochana xD
    dobrze już znasz mój charakter i wiesz, że rzadko kiedy płaczę, ale za każdym razem kiedy to robię, czynię to z głębi serca. Dzisiaj znowu płaczę. Płaczę zarówno ze smutku, że ANI już nie będzie miało więcej rozdziałów, jak i poruszona faktem, że pomimo mojego ostatniego dość długiego okresu czasu, gdy nie zostawiałam po sobie śladów, ty nadal mnie pamiętasz xD. jestem przeszczęśliwa, mogąc znać tak cudowną osobę jak Ty, i mogąc spędzać z Tobą chwilę czytając twoje "myśli". Kocham Cię za to, że pozwalasz nam wszystkim rozkoszować się Twoją twórczością. I nic nie daje tyle radości jak fakt, że pomimo trudności nie zostawiasz nas i dążysz do celu zostawiając za sobą cudowne rozdziały xD.
    W ostatnim komentarzu tutaj planowałam podsumować całą historię, ale jestem tak wzruszona, że po prostu powiem:
    NIE ZMIENIAJ SIĘ. NIE POZWÓL, BY CZARNE OWCE ZNISZCZYŁY TWOJE MARZENIA I CELE. IDŹ DROGĄ STAWIAJĄC PEWNE KROKI, W RĘKU TRZYMAJĄC KARTKI PAPIERU NA KOLEJNE BESTSELLERY, A ZA UCHEM MAJĄC ZAWSZE GOTOWE DO DZIAŁANIA PIÓRO.
    Pozdrawiam Cię gorąco, całuję i do zobaczenia na GET xD
    powodzenia ;* ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. O matko, jakie to trudne T_T... Komentować historię, która była jednym z trzech ogniw, dlaczego powróciłam do pisania. Tak, Akemii. Może Cię to zdziwi, ale zapewne gdybym nie natknęła się zupełnie przypadkowo na ANI, to prawdopodobnie nigdy nie założyłabym żadnego z moich dwóch obecnie egzystujących blogów. Przez dobre 2-3 lata czytałam zaledwie dwa blogi, na których notki pojawiały się z częstotliwością rozdziału na pół roku (przy dobrych wiatrach), a trwałam przy nich przez przywiązanie do postaci i genialnych Autorek, z resztą nadal przy nich trwam. Prawie całkowicie wyłączyłam się z blogowej sfery; o tej biednej, nic nie znaczącej chusteczce_aha już nikt niemal nie pamiętał. Po prostu zniknęłam wśród wielu nicków.
    I wtedy właśnie wpadłam na Twojego bloga SasuSaku, gdzie wcześniej była to moja niemal znienawidzona para, to Ty mimo wszystko potrafiłaś mnie wciągnąć w swoją historię. Ba! Ty sprawiłaś, że ją zaakceptowałam, polubiłam nawet trochę bardziej niż bym chciała (xd), zaczęłam znosić Sasuke i co gorsza - zaczęłam sama o nich pisać! Na nowo wkręciłam się w świat ff o "Naruto". I to pierwsza rzecz, za którą chcę Ci podziękować, Akemii:
    DZIĘKUJĘ, bo byłaś jednym z zapalników, które dały mi odwagę, by znów zacząć pisać. Sprawiłaś, że teraz nawet kilka osób skojarzy chusteczkę aha z czegoś więcej, niż z niespotykanego nicku xd Ale właściwie nie to jest ważne - Ty po prostu pomogłaś mi otworzyć tę ciężką bramkę do szczęścia i samospełnienia, jakie daje mi pisanie. Za to jestem Tobie najbardziej wdzięczna <3

    Ale to nie koniec! O nie, nie myśl, że na tym Twoje zasługi się kończą.

    Nie raz i nie dwa byłaś zmuszona czytać w moich (często bezsensownych) komentarzach narzekania na moje życie xd Trułam Ci, jaki to ja miałam koszmarny dzień, jak mi smutno, jak mi źle, chociaż właściwie wgl Cię nie znałam! Ale nie pisałam tego tylko po to, żeby przekroczyć limit słów! (ej! taka szczwana nie jestem xd), a też w ramach takiego trochę podziękowania. Bo wiesz, nawet jak dzień mogłam zaliczyć do na najgorszych w moim życiu, to ten promyczek zwany Twoim rozdziałem rozjaśniał mi go na tyle, by wykreślić go z tej ponurej listy i zapisać w zupełnie innej - za to drugie DZIĘKUJĘ! Bo jak dzisiaj studia przygniotły mnie do muru załamania, tak ten Epilog poprawił mi niebotycznie humor :)

    DZIĘKUJĘ Ci za wszystkie emocje, które nam przekazałaś. Za łzy, za gromki śmiech, za irytację na Rena, za fascynację Renem (zmienna ja xd), za niepewność, za tajemnice, na które w pewnym momencie opowiadania siarczyście i bardzo nie w stylu kobiety klęłam. Za Sauke, którego potrafiłam obdarzyć namiastką pozytywnego uczucia, za śmiesznego Itachiego i teksty Akashiego. Generalnie - za Twoją ogromną wyobraźnię, która stworzyła coś naprawdę świetnego. Za pracę, czas i za guzy na czole od walenia w biurko, kiedy myślałaś, że więcej już nie napiszesz xd

    "- O rany, rany… - wypuścił z siebie powietrze. – Wasza historia rzeczywiście jest zamotana i komicznie absurdalna, ale odkrywanie jej ciągu było dla mnie prawdziwą przyjemnością w waszym towarzystwie – powiedział, niby ot, tak, pomimo tego wiedziałem, że kryją się za tym słowa wdzięczności i uznania." <--- Akashi dosłownie wyjął mi te słowa z głowy :) Akemii, odkrywanie tej historii w Twoim towarzystwie było OGROMNĄ przyjemnością! <3

    I kończąc podziękowania: DZIĘKUJĘ Ci za Twoje podziękowania! Za wyróżnienie mnie i nazwanie mistrzynią xd

    Cdn..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, więc kończąc smęty... chyba wypada coś napisać na temat samego Epilogu, nie? :)
      Był dokładnie taki, jaki powinien być :) Uroczy, śmieszny, trochę smutny i melancholijny... Zdecydowanie jego gwiazdą został Akashi ze swoimi tekstami; dziwne, że dopiero teraz tak naprawdę doceniłam tego kociaka xd Równie ważną rolę otrzymała w nim wielka miłość Sakury i Sasuke, i różne sposoby okazywania jej przez Gbura, jak i wielkie dokuczanie Uchihe xd Kolejny w kolejce stał Ren, którego naprawdę zrobiło mi się żal. Moment, w którym odszedł i Sasuke powiedział, że widział, jak płacze... masakra. Chociaż przyznam się szczerze, że miałam nadzieję aż do końca, że Ren pojawi się na urodzinach Satoshiego, że zaskoczy swoją wizytę i będzie już zupełny happy end. Ty jednak tego nie zrobiłaś i... w sumie to chyba dobrze. Dzięki temu możemy puścić wodze naszej wyobraźni i gdybać nad jego losem... kto wie? Może gdybyś ogłosiła teraz konkurs na przyszłość naszej kochanej ferajny, to sama bym się na niego zgłosiła xd A scena na dachu przy fajerwerkach, składanie życzeń... to z kolei bardzo pod pasowało mi pod kanon "Naruto". Mocno skojarzyłam to ze sceną, gdy Kushina wygłaszała Naruto pożegnalny wykład przed śmiercią :) Ale to tylko taka dygresja... Generalnie chyba nie mogę napisać niczego innego, jak że Epilogiem jestem oczarowana.

      I tak oto, Akemii, stałaś się drugą Autorką, z którą wytrwałam od samego początku, do bolesnego końca historii. A więc żegnaj ai-no-ibuki! Żegnajcie wszystkie śliczne szablony z tego bloga i wszystkie piosenki, które podbiły moje serce! Żegnacie Renie, Satoshi, Akashi, znośny Sasuke, wesoły Itachi-alkoholiku!

      Witaj get-around-this i nowe tajemnice! To nie koniec - to po prostu początek czegoś równie wspaniałego :)

      Usuń
    2. No oczywiście. W całym tym ferworze wczorajszego zachwytu, zapomniałam spytać o coś, co zaprząta mi głowę już od dłuższego czasu. Mianowicie: czytałam tę historię, zachwycałam się nią, ale tak naprawdę nawet nie wiedziałam, co właściwie oznacza "ai no ibuki". Tak więc mam do Ciebie prośbę, być odkryła przede mną tę ostatnią tajemnicę. Jakie to ma tłumaczenie na polski? :)

      Całuję, ściskam i ponownie się żegnam! ;**

      Usuń
  8. Ojeju... ;(
    To było takie...kurde nie wiem co napisać. Może tak: bardzo dziękuję za umieszczenie w tym filmiku! Oglądam, oglądam a tu nagle wyskakuje Yuuki Irochi. Ojej to najsłodszy prezent jaki dostałam od niepamiętnych czasów. Wielkie, WIELKIE arigato ♥
    W tym epilogu było najwięcej scen SasuSaku - a twoje są najsłodszymi, najszczerszymi scenami jakie kiedykolwiek czytałam. Sasuke stał się wreszcie otwarty w swoich uczuciach, a Satoshi znalazł prawdziwego ojca. Nie można tego podsumować niczym innym jak Yuuki'owym piskiem: KYYYA!
    Szkoda że Ren jednak odszedł. To się trochę u mnie nie zgadzało, teraz musiałabym to poprawić. Załóżmy ze w odstępie 10 lat przywróciłam Ren'a do żywych xD (nie chodzi o to że umarł...chodzi o to..no to że...nieważne).
    A Satoshi to słodziach! *.* Powinnaś zrobić rysunek Satoshi'ego i jakoś tak go upiększyć w PhotoShopie i później wstawić na Facebook'a. Taka tam Yuuki'owska sugestia.
    Ha! Jednak pojawiło się "ileś tam miesięcy później" ! Pisałaś o latach, ale jeden kij, jakiś tam odstęp czasu jest ;)
    Siostry Tomoko wymiatają! I te teksty o Księciu i Księżniczce ♥ KYYYA!! I Akashi! Ale w tym rozdziale rzucał żartami, dzięki niemu nie było tak smutno ze świadomością, że to jest właśnie epilog ;c "Męska niańka", " Sama zobacz! Zanim w wiosce pojawił się gbur, była sobie szurnięta rodzinka, która miała bachora, choć nigdy nie uprawiała seksu. A teraz? Jest nowa rodzinka, i owszem, mamusia i tatuś poznali tajniki płodzenia, ale żaden z nich tego na pamię…" - dwa jedne z lepszych tekstów na tym blogu! Wybacz, ale ona muszą poajwić się w cytatach! Bo inaczej będę cię gnębić!
    A do tego tych ileś tam lat później. Niesamowity opis, oj niesamowity. Pocałunek Sasuke, przekomarzanie się z nim Tanaki, pokaz fajerwerków - .< > KYYYA!!! No i Sasuke pokochał swojego synusia-kotusia ^.^ hepi ending rodem z filmów, ale o stokroć lepszy!
    No cóż, także się trzeba z nimi pożegnać! Uparta Sakuro, gburze Sasuke, najsłodszy Satoshi, zarąbisty Akashi, państwo Uzumaki, arogancie Ren'ie, uroczemu Itachi'emu i reszta - Yuuki mówi wam: BAJ, BAJ < zaczyna smarkać w chusteczkę>
    Ale ty się nie martw, Akemii. Ja cię tak szybko nie opuszczę ;) Nawet jak kiedyś rzucisz w czorty pisanie (odpukać) to i tak będę ci nabijać kolejne tysiaki w statystykach. Pamiętaj: to jak nic będę ja! xD
    No a teraz już ostatecznie trzeba powitać nową wersję Sasuke i Sakury twojego autorstwa. GAT - szykuj się trylion komentarzy od białowłosej mendy (to ja >.<)
    Nie wiem, co jeszcze napisać. Może to, że zamiast ryczeć w trakcie, zabrało mi się na płacz jakąś godzinę po ? Dziwne i kompletnie bez sensu..
    Dobra zbieram się, bo specjalnie zostałam w domu aby tylko skomentować. ANI -żegnaj, szkoło - wypierniczaj -,-
    No cóż do 6 epizodu na Get Around This. BAJ BAJ ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o słodki Jashinie, dopiero teraz zobaczyłam "Perełki konkursu" ! ARIGATOU ♥ Gdybym miała taką możliwość, wyściskałabym cię na prawie śmierć, bo gdybym cię zabiła, Sasame, Chusteczka i reszta by MNIE zabiła xD

      Usuń
  9. Prosiłaś, aby dać znać, więc daje. Nie dokończyłam co prawda jeszcze tego bloga, jestem w trakcie, więc i epilogu nie przeczytałam. Zerknęłam tylko na podziękowania.

    Uwierz mi, cieszę się, że jeszczze mam możliwośc przeskakiwaia z rozdziału na rozdiał bo moja reakcja będzie taka jak u poprzedniczek, więc JUPI! Czasem dobrze być spóźnialskim! :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Aaaaa! Jak to..? To już..? Nie... Ja się tak nie bawię...

    I co ja mam teraz robić w wolnym czasie, skoro nie mogę czytać Twoich rozdziałów? Co? Hmmm?

    Przepraszam, że nie komentowałam, ale mam taką zasadę... żeby komentować, muszę przeczytać wszystkie inne komentarze. A za każdym razem jak wchodziłam było i po ok. 20-30 więc... no właśnie

    Nie mniej, piszesz ślicznie, a błędów po prostu nie zauważyłam ;) Może zostały wytropione wcześniej przez innych? Kto wie...

    Koniec jest taki, jaki powinien być... nie za ckliwy i nie za suchy. W sam raz, jak na tę tematykę :D

    Będzie mi go brakować... już brakuje *wyciera nos*

    Trzymaj się ;)
    Lisiak

    P.S.
    Wybacz za ten nieogarnięty komentarz... jeszcze się nie pozbierałam *chlip chlip*

    :P

    OdpowiedzUsuń
  11. I ja daje znać:) nie jestem dobra w pisaniu długich komentarzy i nie wiem czy kiedykolwiek napisałam coś na tym blogu, ale przy okazji epilogu krótko i zwięźle: CUDNE OPOWIADANIE

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I jeszcze takie jedno moje subiektywne odczucie:) Ogólnie nie lubiłam w tym opowiadaniu Sakury, stworzyłaś jej postać bardzo dobrze, ale kompletnie nie przypasował mi jej charakter. Była taką dziecinną sierotką i myślę, że gdyby w życiu taka Twoja "Sakura" trafiłaby na takiego "Sasuke" to uznałby ją jednie za denerwująca i głupią, bo trochę taką ja stworzyłaś. I teraz widzę, że w drugim opowiadaniu jest bardzo podobna. Czytałam te i nadal czytam tamte opowiadanie z zapartym tchem jednak osoby Sakury w żadnym nie polubiłam, (choć moją ulubioną para jest S-S:) także mam nadzieję, że w tej nowej historii Sakura będzie inna niż w tej, trochę bardziej niedostępna, bo tu odniosłam wrażenie, że niemal lata za Sasuke, no ale zrobisz jak uważasz. Jeszcze raz powtórzę opowiadanie było świetne, jedno z moich faworytów:) pozdrawiam

      Usuń
  12. Jesteś po prostu cudowna, ja nie dałabym rady prowadzić tak mojego bloga, tyle czasu poświęciłaś na ANI, że... brak mi słów. Niesamowicie dziękuje ci za to że go pisałaś nawet nie wiesz ile razy kładłam się spać o 4 w nocy bo twojego bloga czytałam. Epilog był cudowny. TYLE radości sprawiłaś a to wyłącznie twoim blogiem, twoją pracą i oczywiście twoją osobą niespodzianka na koniec była cudowna. NO nic ( płaczę sobie na łóżku, naturalnie pudełka chusteczek nie zabrakło) żegnam się z twoim cudownym blogiem i będę czytać następne.DZIĘKUJĘ CI ZA WSZYSTKO MIĘDZY INNYMI DZIĘKI TOBIE ZAŁOŻYŁAM SWOJEGO BLOGA. Pozdrawiam
    Yuki-chan

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie !!!! Nie !!!! Nie !!!! Nie chcę !!! Mysia nie chcę Epilogu !!! To było takie cudowne, móc czytać ich historię. Co ja będę teraz pochłaniała z taką zachłannością ? Co prawda jest jeszcze GAT, które również UWIELBIAM, jednakże to opowiadanie miało w sobie coś tak magicznego i wspaniałego. Była pasja, romans, łzy, miłość przeżywana dwa razy, poświęcenie i wiele, wiele innych czynników, które sprawiły, że nie mogłam oderwać się od kolejnych rozdziałów. Najgorsze było to, gdy docierało się do ostatniego zdania. To oznaczało, że trzeba znów czekać, na następny epizod, jednak cała niecierpliwość mijała, gdy pojawiła się kolejna cyferka z rozdziałem. Wtedy rzucałam wszystko, aby tylko napoić się tym, co stworzyłaś. A ile razy odświeżałam stronę, sprawdzając czy % tworzenia ruszył się choć odrobinkę. Oj kochana... tak wiele bym mogła napisać, tylko nie wiem czy blogspot by to uniósł. Niemniej jednak, podziwiam Twój wielki talent, który rozwijał się z każdym nowym rozdziałem i rósł w siłę. Za każdym razem wnosiłaś do historii coś niesamowitego, wspaniałego, cudownego. Wszystko można było zobaczyć między wierszami. Całą ich przygodę.
    Podobał mi się sposób w jaki przedstawiłaś ich historię. Nie wyjaśniałaś wszystkiego od razu, lecz stopniowo odkrywałaś wszystkie tajemnice. W wielu momentach naprawdę chciałam płakać. Tyle łezek kręciło mi się w oku i nawet teraz jak piszę ten komentarz ( niestety już ostatni na Ai no ibuki ) widzę poszczególne wydarzenia przed oczami :
    - jak przybywają na Michigatę
    - jak płyną statkiem i ukrywają się pod wodą
    - walka na szczycie wieży, z którego Sasuke upada
    - Sakura, która ogląda horrory z Renem
    - Sasuke i Sakura w jaskini oraz jak Sasuke uświadamia Haruno, że jest w ciąży *___* Tak wiele momentów właśnie przewija mi się przed oczami .... Naprawdę jestem Ci wdzięczna, że mogłam przeczytać tą opowieść i cieszyć się z każdego słowa, stworzonego przez Twój wielki i elastyczny umysł :*********
    To tyle jeśli chodzi o ostatni rozdział, który w sumie nie wiem czy w ogóle skomentowałam... Chyba bardziej poświęciłam się lamentowi ... Eh.. Gomene ... To może jeszcze coś o epilogu:
    Za bardzo nie wiem co napisać ale powiem Ci, jaki fragment najbardziej mi się podobał. Było to świętowanie urodzin Satoshi'ego wśród fajerwerków, gdzie każdy składał maluchowi życzenia i ten motyw Sasuke, który wyznaje Sakurze, że kocha małego brzdąca. Drugim wspaniałym fragmentem jest spotkanie wszystkich przyjaciół S&S w ich domu, gdzie Sasek został prawie wyprowadzony z równowagi i w odwecie całuje z nienacka Sakurę w usta :D :D To było super !!!!

    Aha ! I chciałam Ci również BARDZO, BARDZO podziękować za WSPANIAŁĄ niespodziankę, którą obejrzałam na samym końcu :) Nie sądziłam, że będę widniała w końcowych napisach. Wzruszyłaś mnie tym Jeszcze raz bardzo dziękuję :****
    PS. Musiałam czekać 10 godzin aby to obejrzeć, gdyż rozdział czytałam już o 5:30 jadąc autobusem do pracy :P Nie mogłam pozwolić sobie aby tak ważny epilog czekał do 16 aż wrócę do domu :P
    To wszystko kochana. Życzę Ci mnóstwa weny. Rozwijaj talent i ciesz się nim :) Być może w przyszłości przeczytamy fascynującą książkę Twojego autorstwa. Jeśli tak, to z przyjemnością ją kupię, prosząc o dosłanie autografu.

    Gorąco pozdrawiam. Twoja wierna Myszka :*********

    OdpowiedzUsuń
  14. Jako że to ja, to jak zwykle muszę zacząć od końca. Prawdę mówiąc gdy zobaczyłam filmik z podziękowaniami nie spodziewałam się dostrzec tam siebie. Zatkało mnie i to dosłownie. Normalnie aż nacisnęłam pauzę i kilka dobrych minut ślęczałam jakby w amoku, wpatrując się z szerokim uśmiechem na twarzy i szokiem wymalowanym w oczach, w monitor komputera! I jestem w siódmym niebie! Taka miła niespodzianka, po której szczęście mnie rozpiera! ;)
    Jak sama wiesz tego bloga 'odkryłam' dość niedawno w porównaniu do reszty czytelników. I jedyne czego żałuje prawdę mówiąc to, to że nie byłam w stanie zacząć go czytać wcześniej! Oh już wyobrażam sobie te emocje związane z wyczekiwaniem na nowy rozdział, które jedynie odczuwałam przy kilku ostatnich rozdziałach. Ale i tak było warto ;) Cała fabuła jest tak idealnie zaplanowana, że aż można tylko zazdrościć. I to się ceni. Bardzo.
    Nie mam pojęcia co mam dalej napisać, by to jakoś miało ręce i nogi.
    Jak sama powiedziałaś twoi bohaterzy odbiegają nieco od standardowego kanonu ale jak widać nikogo to nie zraziło pod żadnym względem, a wręcz przeciwnie. Ja również byłam zafascynowana niezdarną Sakurą i jej wzlotami i upadkami. A jak sobie przypomnę czekoladowe ciasto i Sasuke to od razu zaczynam sie chichrać, nawet teraz to robie jak o tym napisałam hehe ;D
    Całe to opowiadanie łapie za serce i nie tylko. Można się pośmiać, popłakać, podumać a co by było gdyby itp. itd ;)
    Ah tak bardzo chciałabym ci napisać jakiś mega długaśny komentarz, ale chyba w obecnej chwili nie skleję nic bardziej sensowniejszego.
    Chcę żebyś wiedziała Akemii, że dziękuje ci z całego serca. Za to opowiadanie. Za to że jesteś. Za to że obie powkurzamy się na bloggera, czy nawet pogadamy ot tak.
    Nie mówie żegnaj, bo to nie pożegnanie. Do zobaczenia/ Do napisania w wirtualnym świecie! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ahh jestem tak rozgarniona dzisiaj że zapomniałam skomentować epilogu *facepalm* A więc tak... nie wiem czemu ale miałam wrażenie, iż epilog będzie usytyuowany w świecie 'kilka lat później' ale nie zbyt odlegle ;)
      Ogólnie rzecz biorąc to epilog przypadł mi mega do gustu ;) I te urodzinki Satoshiego ahhh *____* fajerwerki nawet miał! xO Podobało mi się również, że nawiązałaś do mieszkańców Michigaty, a zwłaszcza do bliźniaczek. Jakoś tak milej na sercu się zrobiło. I te dogryzki względem Sasuke... padłam! xD
      No dobra, już nie będe zanudzać... ;)

      Usuń
  15. Piękna historia, dramatyczna i pełna uczuć:)
    Cudowna! Nie ma co mówić o niedociągnięciach czy błędach - których osobiście nie widziałam.
    Nie spotkałam się z taką historią Sakury i Sasuke:)
    Świetne opisy bohaterów (szczególnie Sasuke <3) i czytając nie mogłam się oderwać od tekstu.
    Dziękuje:)
    Obyś napisała coś jescze:)
    Namira

    OdpowiedzUsuń
  16. Historia wspaniała, coś zupełnie innego, ale super się to czytało. Teraz czas na Get Around This. Życzę weny i dalszego rozwijania talentu bo niewątpliwie go masz ! :)
    Pozdrawiam!
    Sun

    OdpowiedzUsuń
  17. Dziewczyno, dziękuję. Może i nie komentowałam Twoich rozdziałów, ale uwielbiam twoje historie SasuSaku. Podobało mi się absolutnie wszystko i jestem wdzięczna, że byłaś tak miła, że napisałaś nam te wszystkie wspaniałe rozdziały :) Dziękuję !

    OdpowiedzUsuń
  18. Jeszcze jedno, jak napiszesz kiedyś książkę, to możesz być pewna, że napewno będę jedną z wielu, które te książkę kupi i przeczyta! :D

    OdpowiedzUsuń
  19. Czytanie Twojego bloga zawsze sprawiało mi wiele przyjemności ... Twoja twórczość jest po prostu niesamowita ... Szczerze gratuluję Ci tak wielkiego talentu i życzę,żebyś nigdy nie przestawała pisać. Jestem wręcz pewna,że każda następna napisana przez Ciebie historia będzie tak wspaniała jak te dotychczasowe.Nigdy nie komentowałam Twoich rozdziałów (czego teraz,z perspektywy czasu żałuję),ale czytałam każde słowo przez Ciebie zapisane.Po każdym kolejnym rozdziale miałam ochotę na coraz więcej i więcej.Bardzo Ci za to dziękuję i życzę dalszych sukcesów.Z niecierpliwością czekam na Twoje dalsze opowiadania.A, no i była bym zapomniała - życzę Ci dużo,duuużo weny :) Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  20. Kochana mało się nie popłakałam przez i koniec bloga, i wspaniały filmik. Jesteś świetna i mam nadzieję, że będziesz pisała mnóstwo innych, równie wspaniałych blogów jak ten. Życzę Ci powodzenia i spełnienia marzeń. Twoja na zawsze wierna Czytelniczka :*

    OdpowiedzUsuń
  21. Akemii T__T
    Jesteś po prostu cudowna, nie wyobrażam sobie tego, że nie trafiam przez przypadek na Twojego bloga, nie poznaję Secret of Happiness, Twojej twórczości, że nie staję się ona cząsteczką mojego życia. Naprawdę, nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić i chyba nawet nie chcę.
    Tak, tak samo ANI i SOH stały się częścią życia i to zapewne nie tylko moją, ale i każdego czytelnika.
    Każdy z nas z niecierpliwością wyczekiwał na nowe rozdziały, nadrabiał nieprzeczytane, bądź też pochłonął wszystko na raz. Przeżywałam przygody Sasuke i Sakury, byłam gotowa odizolować się od wszystkiego w szkole, żeby tylko spokojnie przeczytać najnowszy rozdział, żeby dowiedzieć się co dalej z naszymi bohaterami.
    Nieważne, że jest powtórzenie do sprawdzianu, na który i tak nic nie umiem, ważne, że jest nowy rozdział ;)
    Zauważyłam też, że jak nikt inny, sprawiłaś, że każdy nowy rozdzialik czytałam z zapartym tchem, niczym Sakura zapominając o prawidłowym oddychaniu, do tego w takim tempie, że to aż kłopotliwe tak szybko kończyć czytać rozdział, bo kończy się wtedy szybciej obcowanie z Akemii .__.
    Oprócz oryginalnych postaci z mangi dodałaś swoje, jeszcze bardziej oryginalne i szczerze przyznam, że ich zachowanie było tak naturalne, tak, nie wiem, jak to nazwać, tak... o! tak mało obce, że można było pomyśleć, że sami są z jakiejś innej mangi czy anime, które stworzyłaś XD
    Mogłabym się tak rozwodzić cały czas, ale postaram się to ukrócić, żeby nie marnować Twojego czasu.
    Akemii, każdy rozdział przesiąknięty był Tobą, Twoim talentem. Przynajmniej ja tak to odczuwałam. Że pisałaś całą sobą, dla nas... Robiłaś na ogromną przyjemnność, za co jestem strasznie wdzięczna.
    Akashi jest taki pocieszny, tak zarąbiście wykreowany, że ja nie mogę. To samo każda postać tutaj. Nie tylko te stworzone przez Ciebie, ale i sam Naruto, Sasuke, Sakura <3
    Ach, cudo *^*
    Gdybyś kazała mi wybierać pomiędzy SOH, a ANI, nie byłabym w stanie tego zrobić, oba blogi są cudowne, a do tg dochodzi jeszcze GAT. Ech, same komplementy się sypią, w które może i dość trudno uwierzyć, ale to sama prawda XD
    Oczywiście, błędy się zdarzają każdemu, ale tutaj prawie ich nie było, a do tg fabuła odwraca od tego uwagę. Tak samo było w SOH, gdzie na początku błędów było znacznie więcej niż tutaj, a jednak sama widzisz ile masz odwiedzin, obserwatorów, komentujących, tylko pozazdrościć talentu ;3
    Teraz czują się jak po skończeniu dobrej książki, bardzo dobrej.
    Z jednej strony smutno, że kończy się nasza przygoda z tą historią, z drugiej odczuwam taką satysfakcję, że właśnie skończyłam coś niesamowitego.
    Jestem pewna, że Twoja książka, jak tylko ujrzy światło dzienne, rozejdzie się jak świeże bułeczki, a ja będą ją czytać z satysfakcją, że znam autorkę z jej poprzednich twórczości ^^
    Mam nadzieję, że po GAT i Apokalipsie nie porzucisz naszego blogowego świata ;)
    No i najważniejsze - dziękuję Ci, że zostałam wymieniona w filmiku.
    Nie zasłużyłam się aż tak bardzo dla Twojego pisania, ale cieszę się, że czytałaś moje komentarze, chociaż szło się pewnie załamać podczas czytania xD
    Dzięki Tobie nabiera się ochoty na pisanie, naprawdę.
    Bo zasiadam do Worda z myślą, że może kiedyś choć trochę się poprawię. O osiągnięciu Twojego poziomu nie ma szans, ale mogę wierzyć, że kiedyś to nastąpi i się poprawię :3

    Dziękuję za Ai no Ibuki i życzę niezliczonych pokładów weny ;*
    Teraz tylko czekać na nowe rozdziały na pozostałych blogach.

    OdpowiedzUsuń
  22. Nie masz pojęcia jak bardzo będzie mi brakować tego opowiadania :D Jednak cieszę się, że miałam możliwość poznania zakończenia tej historii :) Uwielbiam szczęśliwe zakończenia o to jak najbardziej do takich należało :D Opowiadanie to zawierało wiele wzruszających momentów przy których (szczerze przyznaje) płakałam :) Potrafisz naprawdę świetnie pisać i sądzę, że nie musisz wiele ćwiczyć by twoje opowiadanie były bliskie ideałom bo to według mnie właśnie takie było :D Jestem pewna, że tak jak poprzednia historia pozostanie w mojej pamięci już na wieki wieków :D
    Dlatego teraz czekam na kontynuację GAT :) To kolejne opowiadanie które cudownie się zapowiada :D

    POZDRAWIAM i DZIĘKUJĘ, że ta długo jesteś z nami :D

    OdpowiedzUsuń
  23. Tak, tak, jasne. Sayonra, sayonara...
    Przecież wiesz, że się ode mnie nie uwolnisz, to na co drążysz temat? xD

    "Świeża dawka opieprzu"
    Jak napisałaś mi na GG, że jest tam coś dla mnie, to byłam święcie przekonana, że mówisz o podziękowaniach w filmiku. Żyłam w tej błogiej nieświadomości do czasu, gdy zrobiłaś z Saska pedofila, używając przy tym magicznej liczby 15 ._. Pamiętaj, wypomnę ci to jeszcze kiedyś. Nie myśl, że ujdzie ci to płazem, parszywa mendo ._.

    "Spora dawka cudownego wzruszenia"
    Param pam pam pam I'm lovin it! Oh yeah! Ten filmik mnie urzekł *.* Jeśli jeszcze raz powiesz, nie - zasugerujesz, że nie potrafisz pisać, bądź rysować, to autentycznie przestanę się do ciebie odzywać. Uwierz, że potrafię ._. Jestem mega rozanielona będąc jako trzecia osoba w kolejce do podziękowań <3 Jak sobie przypomnę, jak nadrobiłam pół SOH w jeden dzień, bo tak byłam tobą zachwycona i skłonna postawić ci pomnik to aż chce mi się śmiać. Nigdy bym wtedy nie pomyślała, że w ogóle kiedykolwiek z tobą porozmawiam, a co dopiero napiszę wspólnego bloga! Ludzie określają to szczytem pisarskich marzeń, czy coś. Ale ja się nie znam, ja tu tylko sprzątam ^^

    I co ja mam ci tu jeszcze napisać, hmm? A! Już wiem. Przeprosić, że czytam notki z opóźnieniem. Wybacz! Naprawdę powiadomienia mi nie wyskakują. Aaaale poprawię się na GAT! Obiecuję <3

    Pochwaliłam - TAK
    Opieprzyłam - TAK
    Poużalałam się nad sobą - TAK
    Pogratulowałam świetnego bloga? - NIE - wiedz, że ci gratuluję :3 - TAK

    I następnym razem jak będę w Wiśle, to już się ode mnie nie uwolnisz xd Wiedz o tym xD

    Pozdrawiam i do 20 :3
    ASW czeka ]:->

    OdpowiedzUsuń
  24. Nie mogę uwierzyć, że to już koniec. Epilog jest piękny;) Ogromnie się cieszę, że mogłam być z Tobą od początku ANI i że mogłam z rozdziału na rozdział podziwiać rozwój Twojego pisarskiego talentu, który już ma wysoki poziom ale przecież człowiek uczy się całe życie, prawda?:) Dziękuję Ci z całego serca za całokształt powieści, za jego bohaterów, za emocje, które wywołało u mnie Twoje opowiadanie;) Dziękuję za to, że poprowadziłaś ten blog do końca, chociaż wiem, że bywało ciężko. Dziękuję, za to że się nie poddałaś, że walczyłaś;) Dziękuję również za ujęcie mnie w swoim filmiku:)

    Pozdrawiam i życzę Ci aby pisanie zawsze było przyjemnością i żebyś spełniała związane z nim ( i nie tylko) marzenia;))

    OdpowiedzUsuń
  25. Łał... nie moge uwierzyć, ze to juz koniec... Czytałam wszystkie Twoje blogi i czytam na bieżąco Get Around This. Naprawde uwielbiam Twój styl pisania i mam nadzieeje że nigdy nie skończysz tego robić. ANI jest naprawde super. Kocham te opowieść i kazdą i inną która teraz piszesz lub zaczniesz pisać. Uważam że masz naprawde wspaniały dar, bo piszesz tak że każdy ma ochote to czuje sie jakby sam przeżywał takie przygody. Życze bardzo dużo weny żebys napisała jeszcze miliard takich blogów! Do zobaczenia w komentarzach na Get Around This! <3 <3 <3 PS: Kocham w jaki sposób opisujesz przemiany Sasuke i wpływ Sakury na niego! To jest najlepsza patka jaka moze być a Ty sprawiasz że kocham ich jeszcze bardziej! Już tęsknię!
    -Marysia

    OdpowiedzUsuń
  26. W sumie to wypadałoby wysłać mejla.:D Wysilę się trochę.

    OdpowiedzUsuń
  27. Weszłam tu przypadkowo chciałam coś przeczytac oczywiście oglądałam w młodości Naruto i byłam nim zachwycona ale nie tak bardzo jak twoim opowiadaniem . Naprawde brakuje mi słów , to było piekne , cudowne i nigdy go nie za pomne,bede do niego wracac i wydaje mi sie że dośc czesto .Wywołało to u mnie bardzo dużo emocji wrecz manipulowałaś nimi , Życze ci abyś dalej tak świetnie pisała ,a jeśli któregoś dnia wydasz książke to napewno bede pierwszą osobą która ją kupi . Masz piekny styl pisania w którym sie zakochałam i przede wszystkim talent pamietaj o nim !! :)

    OdpowiedzUsuń
  28. Odkryłam Twojego bloga wczoraj wieczorem. Właśnie skończyłam czytać...
    Nie wiem co mam napisać, żeby nie wydawało się to zbyt oklepane i mało godne, ale chylę czoła przed Twoją sztuka, przed tym opowiadaniem, które wciągnęło mnie w zastraszający sposób. Pisz dalej dziewczyno i nie ukrywaj swojego wielkiego talentu i wyobraźni :)
    theAnnkorn

    OdpowiedzUsuń
  29. Odkąd tylko dodałaś Epilog zbierałam się, żeby naskrobać tu choć kilka słów. Nie mogłam, bo nie wierzyłam, że to już koniec. Ciągle miałam nadzieję, że wyjedziesz z tekstem "Prima Aprilis, frajery! 2 sezoon!". Nawet nie wiesz, ile dałabym, żeby coś takiego od Ciebie przeczytać!
    Łezka uroniła mi się, gdy przeczytałam tytuł posta. Ostatniego. Epilog. Kurczę, blogger jednak umie niszczyć ludzką psychikę! Epizod jak zwykle czarujący. Nic dodać, nic ująć - tylko strasznie kuło mnie w oczy, że zrobiłaś i tu, i na GAT z Sakury taką sierotkę, która nie potrafi się obronić, jest po prostu zależna od kogo innego ;) Sądzę, że powinnaś cechować ją większą... Samowystarczalnością?
    Nie wiem, co napisać. Mam kompletną pustkę. Mimo wszystko zawsze będę skora zajrzeć na tego bloga, poczytać. Znalazłaś miejsce gdzieś w moim serduchu i nie chcesz wyjść. Tym, jak piękną atmosferę tutaj budowałaś, jak miło traktowałaś nas, czytelników, tym, że rzeczywiście liczyłaś się z naszym zdaniem. Możemy się naprawdę wiele od Ciebie nauczyć.
    Tak trzymaj, Akemii. Pędź naprzód, rozwijaj się, sięgaj szczytów. Trzymam kciuki za GAT, Totsuzen i za Twoją książkę.
    My w Ciebie wierzymy! Ci bardziej "odkryci" i mniej...

    Ps. Nie wiesz, jak ciepło na serduchu zrobiło mi się, gdy przeczytałam swoje wirtualne imię w podziękowaniach. ;) D z i ę k u j ę!

    OdpowiedzUsuń
  30. Bez zbędnych ceregieli :
    Cudne opowiadanie. ot co !

    pozdrawiam mysza715

    OdpowiedzUsuń
  31. Bez przedłużania i innych tego typu pierdół.
    Cudowne, cudowne, cudowne. Chciało się czytać i czekać. To było wspaniałe.
    René.

    OdpowiedzUsuń
  32. Nawet już nie pamiętam jakim cudem znalazłam Twój blog, ale nie żałuję tego. Po przeczytaniu prologu nie wiedziałam o co chodzi xd więc zaczęłam dosłownie pożerać rozdziały, chociaż z początku byłam leniwa XD po (mniej więcej) 20 rozdziale czytałam i nie miałam zamiaru przestać, ale byłam w stanie przeczytać max 4 rozdziały dziennie. Początkowo po 30 min - ok, a potem godzina, a raz nawet 2! hahah moja mina po skończonym rozdziale była bezcenna ;d Twój styl pisania jest jak dla mnie obłędny! Wiadomo, że zdarzały się literówki - przecież to normalne. Nie wiem czy tylko ja tak miałam, ale za każdym razem, gdy pojawiał się Itachi, to ja nie mogłam opanować śmiechu! hahah naprawdę XD przyzwyczajona byłam do złego Itachiego z Akatsuki, a tu wielbiciel Sake, który ma fartuszek w świnki i często myśli!!!! Oh, a Akashi.. KOCHAM KOCHAM KOCHAM !!! Jego teksty po prostu zwalały mnie z nóg!!! np. "Jest nowa rodzinka, i owszem, mamusia i tatuś poznali tajniki płodzenia" hahahha i wiele wiele innych xd Dzięki Tobie zapragnęłam mieć kota i nazwać go Akashi.. Dziękuję :D Podsumowując to, płakałam na epilogu i godzinę po tym jak skończyłam czytać, a to była noc i spać nie mogłam xd Jestem strasznie przybita faktem, że będę musiała rozstać się z Ai no Ibuki... Tak cholernie się do tego ff przywiązałam.. Będzie mi tego strasznie brakować. Mam nadzieję, że nie usuniesz tego bloga, bo zamierzam do niego jeszcze wrócić. Nie napisałam wszystkiego co chciałam, bo wypadło mi z głowy >.< A tak na zakończenie to chciałabym Ci bardzo podziękować za to, że mogłam przeżyć coś tak wspaniałego, że mogłam przenieść się w ich świat i z niechęcią z niego wychodziłam wracając do rzeczywistości. Dziękuję, dziękuję, dziękuję! Trzymaj się cieplutko, buziaki <3

    OdpowiedzUsuń
  33. Drga Akemii, to był cudowny tydzień, kiedy w każdej wolnej chwili łapałam za laptopa i wciskałam złotą gwiazdkę na pasku przeglądarki i ukazywał mi się Twój blog. Nieprzespane noce i skradzione poranki przed wschodem słońca:) Dziękuję za to, że stworzyłaś tak wciągającą historię. Za znanych nam z m&a Sasuke i Sakurę, ale także za Rena, którego na początku szczerze nie lubiłam, lecz z czasem zaczęłam doceniać, podobnie jak Sakura :) No i za Akashiego! Akashi to najczystsza perełka, cudo! Chciałabym przeczytać o jego dalszych losach, może jakieś krótkie opowiadanie, albo i dłuższe. Ciekawa jestem, czy udało mu się wrócić do ludzkiej postaci, czy pozostanie już na zawsze wrednym i kochanym sierściuchem pomieszkującym u państwa Uchichów.
    Cieszę się, że natrafiłam na Ai no ibuki i na Twoją twórczość.
    Pozdrawiam gorąco i życzę powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  34. rany.. az musiałam drugi raz wszystko przeczytać..
    <3

    OdpowiedzUsuń
  35. Cudo! Tylko tyle napisze, bo inaczej bym musiała pisać to 2 godziny. Były elementy śmiechu do rozpuku i płaczu aż zabraknie łez. Zrównoważone z fantazją dało ten oto efekt. Idę na twoje inne blogi, by zobaczyć, co tam wyczarowałaś.

    OdpowiedzUsuń
  36. Możliwe, że tego nie przeczytasz - w końcu minęło już tyle czasu od napisania epilogu. Pisze komentarz zaraz po tym, jak skończyłam czytać ANI. Będzie chaotycznie, bo nadal targają mną emocje po epilogu. Historia poruszyła mnie do tego stopnia, że zastanawiam się nad powrotem do pisania. Po kilku latach. Nie przebije Cie i nawet nie mam zamiaru próbować - coś takiego byłoby bardzo ciężko przebić. Jednak stałaś się moim natchnieniem, bodźcem i motywacją do powrotu. Może wróce do książki, która zalega ukryta w czeluściach pamięci mojego starego komputera. Kto wie, może nawet kiedyś ją przeczytasz, a mnie zachwyciłoby nawet słowo Twojej krytyki.
    Trafiłam do Ciebie zaraz po przeczytaniu wszystkich blogów Sheeiren. Na początku nie byłam przekonana, jednak zawsze staram się dać szanse i tym razem tego nie pożałowałam. Czytałam bloga w każdej wolnej chwili - przy śniadaniu, na wykładach i w łóżku do późnych godzin nocnych, przy zamykających się oczach, wmawiając sobie, że jeszcze tylko jeden akapit. Właśnie skończyłam ANI. Przed rozpoczęciem każdego rozdziału patrzyam na nagłówek szablonu. Przeszłaś samą siebie. Dam sobie chwilę żeby ochłonąć i zaraz przechodzę do następnych Twoich blogów, jednocześnie wrzucając ANI do zakładek z ulubionymi blogami które obiecałam sobie przeczytać jeszcze raz. Wciągnęłaś mnie całkowicie. Przez te trzy dni spędzone razem z Sakurą, Sasuke, Satoshim, Renem i resztą rozczuliłaś mnie do granic możliwości. Śmiałam się, smuciłam i wzruszałam razem z bohaterami.
    Co do historii. Miałam swoje podejrzenia, jednak niektóre wydawały mi się niemożliwe - Ty pokazałaś, że wszystko może się wydarzyć. Na początku strasznie denerwowały mnie te wszystkie tajemnice, jednak teraz, po przeczytaniu całego ANI rozumiem ich sens. Bez nich nie byłoby całej tej historii z poznawaniem tych trzech zgubionych miesięcy. Odejście Rena, jego poświęcenie i ogólnie cała końcówka sprawiła, że się popłakałam.

    Nie sądziłam, że tak się rozpisze. Czas wziąć się za pisanie własnej historii. Na koniec chciałabym jednak przekazać Ci jeszcze tylko te dwa słowa.
    Dziękuje, Akemii.

    OdpowiedzUsuń
  37. Zostawiam tutaj swój komentarz, ponieważ po 7 latach po zostawieniu epilogu ja nadal pamiętam nazwę tego bloga i bez zastanowienia wpisuję ją w google =D

    OdpowiedzUsuń
  38. tyle lat minelo, mam nadzieje, ze wrocisz Akemii i dokonczysz reszte opowiadan, jestes wspaniała nawet po 7 latach cudownie czyta mi sie tego bloga, genialne pióro <3

    OdpowiedzUsuń