„And if I was running, you'd be the
one who I would be running to”
Safetysuit
– Find A Way
W
głowie opracowałam już masę przeróżnych taktyk jeśli chodzi o spotkanie z
braćmi Uchiha. Pojawiło się jednak kilka podstawowych komplikacji. Po pierwsze;
większość z tych wspaniałomyślnych planów miała mieć swoje miejsce już jakiś
czas temu. Po drugie; gdy nadchodził czas jednego, zazwyczaj kończyło się na
tysiącach wątpliwości, a ogólna decyzja brzmiała Innym razem.
Takim
nurtem minęły te dwa dni, aż w końcu nadszedł dwudziesty lipca. Dzień, w którym
to Sasuke Uchiha miał oficjalnie opuścić szpital i zamieszkać w Konoha wraz ze
starszym bratem. Przyznaję się! Nie wyszło do końca tak, jak zaplanowałam, ale
podejmowałam pewne próby. Dopingowałam samą siebie przed lustrem, a ostatnio
nawet przekroczyłam próg domu w drodze do szpitala.
Mój pech,
że akurat w tym momencie zadzwoniła Ino.
Yamanaka
spędzała u mnie wiele godzin nie tylko ze względu na Satoshi’ego. Większość
czasu czatowała na balkonie, wcielając się w tajnego agenta. Cel był ściśle
sprecyzowany. Obserwacja Itachi’ego Uchihy i jego codziennego życia. Niestety,
albo nie był obecny w domu, albo oglądał telewizję z przysłoniętymi żaluzjami.
Patrzyłam
jak Ino powstaje z sofy, by następnie pochłonąć ostatnie ciasteczko, pozostałe
na talerzu.
-
Dzisiaj masz koniecznie tam być! – upomniała mnie i pogroziła palcem
wskazującym. – Naruto wyjdzie razem z Sasuke ze szpitala, żeby było bardziej
uroczyście.
-
Uroczyście? – skrzywiłam się.
-
Wiesz jaki on jest. Podnieca się byciem Hokage.
-
Spełnił swoje marzenie – poprawiłam ją i idąc za jej przykładem, podniosłam się
z miejsca. Zaczerpnęłam powietrza. – Nie wiem czy uda mi się wyjść. Satoshi nie
może zostać sam.
-
To daj go Ren’owi – powiedziała ostrożnie i szybko odwróciła wzrok. Serce
zabiło mi jak w obłędzie, ale ukryłam to pod pozornym grymasem gniewu. Udałam
obrażoną i skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej.
Ino
wzruszyła ramionami, zaczynając kierować się do wyjścia. Jej wściekło żółta
sukienka, gorzała na tle niczym ogień.
-
On chyba też jest do czegoś zobowiązany – ciągnęła poirytowana, kręcąc ręką. –
Przecież go nie zabije. Dasz mu Satoshi’ego tylko na godzinę, póki nie wrócisz
ze szpitala. I tak teraz nic nie robi, odkąd Naruto zwolnił go z wcześniejszej
posady.
Tak.
Ale dlaczego miałam przez to poczucie winy? Przecież to on mnie skrzywdził…
Podreptałam
za Ino i oparłam się o parapet.
-
Może masz rację – przyznałam cicho.
-
Ja zawsze mam rację. Wyszło jak wyszło, ale ostatecznie siedzicie w tym we
dwójkę. Satoshi był już przecież u Ren’a, prawda? Jakoś nic się nie stało, więc
możesz mu zaufać po raz drugi. Nie odwiedzałaś w ogóle Sasuke to chociaż
dzisiaj to zrób.
Nieprzekonana
zagryzłam dolną wargę.
-
Sakura! – Ino machnęła palcem przed moimi oczyma. Spojrzałam na nią niepewnie,
a swoim perliczym śmiechem zbiła mnie z pantałyku. – Jesteś urocza, gdy się
zmieszasz i kiedyś uwiecznię to na zdjęciu, ale póki co zrób tak jak ci mówię.
-
Ino! – oburzyłam się.
-
Daję ci tylko rady. Naruto i Hinata bardzo się ucieszą, kiedy w końcu zobaczą
cię w tym cholernym szpitalu.
-
Byłam tam dwa dni temu.
Yamanaka
wytrzeszczyła na mnie oczy i przez chwilę odnosiłam wrażenie, że wskoczy na
mnie i pożre żywcem jeśli zaraz czegoś nie dodam. Odchrząknęłam pośpiesznie, na
wszelki wypadek broniąc się rękom.
-
Ale porządkowałam tylko raporty! Nic wielkiego…
Jej
zdumienie się wzmogło. Przechyliła się ku mnie.
-
Chcesz powiedzieć, że byłaś w szpitalu porządkować raporty, ale nie zdobyłaś
się na to, żeby odwiedzić Sasuke?
Wyszczerzyłam
się w niewinnym uśmieszku.
-
Jakoś tak wyszło.
-
Sakura!
-
Co?
-
Jak ty się w ogóle zachowujesz? To twój przyjaciel! Już dawno powinnaś siedzieć
przy jego łóżku i pilnować czy wszystko z nim w porządku.
-
Przecież już się obudził…
Ino
fuknęła, a jej oczy płonęły gniewem i bezradnością.
Naruto
chyba miał rację, mówiąc, że zachowuję się jak dziecko. Ale oni tego nie
zrozumieją. Nikt tego nie zrozumie. Mam w sobie wewnętrzną blokadę i przy
każdym kolejnym kroku bliżej szpitala, słyszę stłumiony głos rozsądku, który
woła;Stój! Nie idź tam! Nawet jeśli to tylko wytwór mojej
wyobraźni, to zawsze była szansa, że dobrze mi poradził.
Może
dzisiaj podążyć za głosem serca?
Zerknęłam
na Ino, która nieprzerwanie taksowała mnie wzrokiem, wywodzącym się od tych
wszystkich policjantów, których celem było przesłuchanie najgorszego
zwyrodnialca. Po paru chwilach, zarzuciła grzywkę na bok, nie zapominając o
gracji i dumie.
-
O piętnastej wychodzimy ze szpitala. Będę ja, Naruto, Hinata, Shikamaru, Kiba,
Sai i oczywiście Itachi – zameldowała, udając niewzruszoną. – Mam nadzieje, że
ty też się zjawisz.
-
Poznałaś już Itachi’ego? – spytałam, żeby ostudzić atmosferę. Chyba podziałało,
bo mina Ino naraz przybrała innego kształtu.
-
No właśnie nie! – prychnęła z jadem. – Ale bardzo chciałabym go poznać. Ciągle
nie mogę uwierzyć w jego obraz, przedstawiony przez Hinate. Itachi myjący
naczynia? Koń by się uśmiał.
-
On nie mył naczyń… tylko zaproponował.
-
Ty i to twoje poprawianie – chciałam jeszcze coś dodać, ale Ino już zbierała
się do wyjścia, zapinając po kolei guziki swetra. Nagle jej twarz wyraziła
olśnienie. – Sakura! Jeśli to będzie dla ciebie ciężkie, mogę przyjść po ciebie
i razem pójdziemy do Sasuke.
Potrząsnęłam
raptownie głową.
-
Nie, nie! W porządku. Myślę, że dam radę sama.
-
A co z Ren’em?
-
Um… nie rozumiem.
-
Z nim też dasz radę sama? – drążyła.
Czy
mi się wydaję, czy rzeczywiście po tej rozmowie można wywnioskować, iż Sakura
Haruno nie może znaleźć wspólnego języka z mężczyznami?
-
O tak. W końcu tylko podrzucę mu Satoshi’ego. Żadnych rozmów – zaśmiałam się
nerwowo i czym prędzej nacisnęłam na klamkę, by grzecznie wygonić Ino z domu.
Musiałam uciec od kolejnych pytań.
-
To do zobaczenia o piętnastej! – pomachała mi jeszcze na chodniku, a ja gapiłam
się na jej sylwetkę dopóty, dopóki nie zniknęła za najbliższym zakrętem.
Wpakowałam
się w niezłe bagno.
***
-
Nie podniecaj się tak, matole! – skarciłem go, gdy ten omal nie zaczął
podskakiwać z radości. No jeszcze tego mi brakowało, ażeby Naruto zrobił z
mojej szpitalnej sali cyrk.
Leniwym
ruchem podniosłem się do pozycji siedzącej, nie zapominając przy tym o
chwycenia się za głowę. Skronie nieprzerwanie obdarowywały mnie pulsującym
bólem.
-
Ostrożnie – doradził Itachi, przygotowując się na niespodziewaną pomoc. Tak jak
poprzednio, gdy się odezwał ponownie zatopiłem się w jego czarnych oczach,
włosach, sylwetce…zatopiłem się w całym Itachi’m. W moim starszym bracie, z
którym nie miałem styczności przez tak długi czas. I chociaż minęły już dwa
dni, chociaż siedział przy moim łóżku dwadzieścia cztery godziny na dobę,
chociaż wyjaśniliśmy sobie już wszystko co mogłoby przysporzyć nam
nieporozumień; ja i tak odczuwałem silny niedosyt. Ale nie chodziło o
informację. Miałem na myśli jego obecność…
-
Psiakrew. – właśnie odkryłem, że podczas siedzenia, w głowie huczy mi jeszcze
intensywniej.
-
Wezwać pielęgniarkę? – zapytał Naruto.
-
Jest dobrze – odrzekłem.
Itachi
ciężko wzdychając, zasiadł na krześle, który już od wielu dni grzeje jego tyłek
i wlepił we mnie spojrzenie.
-
Nasz dom jest prawie gotowy. ANBU wniosło już wszystkie meble i inne dyrdymały.
Pozostało tylko kilka kartonów do wypakowania. – poinformował.
Naruto
zjawił się tuż obok.
-
Naprawdę chcesz wrócić do Ukrytego Liścia?
Otwierałem
już buzie, aby odpowiedzieć, lecz w tym samym momencie z ust Itachi’ego wydobył
się cichy śmiech.
Nie
wierzę; mój brat się śmieję! Chyba Hinata miała rację mówiąc, że muszę jeszcze
dobrze go poznać.
-
Ile razy zadałeś Sasuke to pytanie? Naruto… przecież powiedział ci wyraźnie.
-
Ale ja nie mogę w to uwierzyć – blondyn zdawał się być urażony rozbawieniem w
głosie Itachi’ego. Nagle spoważniał i dotknął delikatnie mojego ramienia. –
Szukałem cię tyle lat…
-
Litości. Skończ z tymi ckliwymi scenkami. Jestem już w Konoha.
Prychnął.
-
Arogancki jak zawsze. Muszę na nowo przywyknąć.
Pfu.
Mu wystarczy przywyknąć do arogancji, a przede mną rozpościera się ścieżka do
ponownego zakolegowania ze starszym bratem.
Ignorując
uwagę Naruto, spojrzałem na obraz za oknem, którego do połowy przysłaniały
kremowe zasłony. Pogoda dopisywała. Na niebie dojrzałem się kilku pojedynczych
chmur, ale i tak największą uwagę przyciągała ognista kula, która ponad wszelką
wątpliwość męczyła ludzi wysyłaną temperaturom.
Wtedy
raz jeszcze poczułem ten drażniący szpitalny zapach.
Rozejrzałem
się po Sali i automatycznie zostałem porażony śnieżnobiałą przestrzenią. Nawet
Naruto wtapiał się w tło, wraz z tym denerwującym płaszczem. Całe szczęście, że
Itachi założyć dzisiaj czarny podkoszulek.
-
Kiedy w końcu będę mógł wyjść? – zapytałem, ani myśląc o ukryciu zażenowania.
Wzrok
Naruto znowu powędrował na ścienny zegar.
-
Do piętnastej zostało dwadzieścia minut. Może nawet uda nam się wyjść
wcześniej. Zależy kiedy wszyscy dojdą.
A
no tak. O mały włos zapomniałem o imprezie powitalnej dla kryminalisty i
mordercy.
W
tym samym czasie drzwi otworzyły się ze zgrzytem, omal nie doprowadzając mnie
do szału. W progu stanęła Hinata razem ze swoim ciepłym uśmiechem.
-
Sai i Ino są już na korytarzu – powiedziała.
Naruto
podszedł do niej i pocałował w policzek.
Kolejne
zdarzenie, które muszę wpisać na listę rzeczy pt: „Przywyknij! Teraz
będziesz to miał na co dzień!”. Ale pomijając całe zamieszanie, mogłem
rzecz, że byłem szczęśliwy. Naprawdę. Odzyskałem brata. Po tych wszystkich
okrucieństwach i moim zatraceniu się w nienawiści, została mi przywrócona spora
część tego, co utraciłem.
Osobiście
uważałem, że w żadnym stopniu na to nie zasługuję. Nie zasługuję nawet na to,
żeby dawni przyjaciele zmarnowali kilka godzin swojego życia na odprowadzenie
mnie do nowego domu.
Ale
doceniałem to.
-
I jak Sasuke? Czujesz się lepiej? – ciemno-włosa podeszła do łóżka i kątem oka
zerknęła na kilka pustych butelek po wodzie. – Widzę, że byłeś spragniony.
-
Nie masz pojęcia jak bardzo – odparłem z sarkazmem.
Hinata
nie odpowiedziała, tylko obdarowała mnie kolejnym uśmiechem, znikając za
sylwetką Naruto. Kto by pomyślał, że tych dwoje będzie razem. Doskonale
pamiętam jak jedyną rzeczą w głowie Uzumaki’ego była Sakura.
Właśnie.
Sakura!
Teraz
dotarło do mnie, że od mojego przebudzenia, ani razu jej nie widziałem.
Pomyślmy. Był Naruto, Hinata, Kiba, Shikamaru, jakiś przychudy czarno-włosy
mężczyzna (przedstawiony jako mój zastępca), Ino, Neji, TenTen, Lee, nawet
Gaara zaszczycił mnie swoją obecnością… Ale nie. W oczy ani razu nie rzucił mi
się rażący róż.
Już
zbierałem się do spytania o to Hinaty, lecz w słowo wbił mi się czyiś stłumiony
głos z korytarza.
-
Jesteśmy! – po głębszej analizie, bez wątpliwości stwierdziłem, że to Kiba i
Shikamaru, zresztą parę chwil później oboje znaleźli się w pomieszczeniu. –
Sasuke gotowy do wyjścia? – zagadnął ninja w kucyku.
-
Tak. Czuje się znacznie lepiej – powiedziała za mnie Hinata. – Chyba będziemy
mogli się już zbierać.
-
Sasuke jest spakowany – wtrącił Itachi.
-
Są już wszyscy, z którymi się umawialiśmy? – zapytał Uzumaki.
Nienawidziłem
jak określano mnie trzecią osobą, podczas, gdy byłem zaledwie pół metra za
nimi. Z głośnym westchnięciem podniosłem się z łóżka, co poskutkowało
zainteresowaniem brata.
-
Dasz radę sam?
-
Tak, nic mi nie jest – odrzekłem i zaryzykowałem, uśmiechając się. Itachi
odwzajemnił gest i wziął do ręki torbę z moimi ubraniami.
Wtedy
Ino wpadła do pokoju jak burza:
-
Poczekajcie jeszcze chwilkę. Jest dopiero za piętnaście!
-
Coś się stało? – zdziwił się blondyn.
Yamanaka
przez chwilę milczała, jak gdyby obawiała się powiedzieć o słowo za dużo. Cała
nasza szóstka gnieździła się w jednym pomieszczeniu, podczas gdy za jej plecami
na korytarzu czaił się zaledwie chuderlawy zastępca.
-
Rozmawiałam rano z Sakurą – odezwała się w końcu. – Powiedziała mi, że też
przyjdzie. Umówiłyśmy się na piętnastą…
Po
twarzy Naruto rozlał się szeroki uśmiech.
-
Sakura-chan też będzie?
-
Chyba tak – skrzywiła się.
-
Chyba? – nim zdążyłem zareagować wydobyłem z siebie to pytanie i nie wiem
dlaczego to właśnie na mnie skierowały się wszystkie pary oczy, zamiast na Ino,
której zadaniem było udzielenie odpowiedzi.
-
Sakura, Sakura – snuł pod nosem Itachi, podczas gdy Ino bezustannie milczała,
mrugając jak sowa.
Naruto
naparł biodrem na drzwi i zezwolił wszystkim na opuszczenie pokoju,
jednocześnie zwracając się do Itachi’ego.
-
Sakura należy do Drużyny Siódmej. Jest naszą przyjaciółką.
-
Nigdy nie widziałem obok ciebie innej dziewczyny oprócz Hinaty.
-
To chyba dobrze – zażartował Kiba, ale nikt się nie zaśmiał. Naruto podrapał
się nerwowo za tył głowy i z niewiadomych powodów, raz po raz kierował na mnie
swoje spojrzenie.
-
Sakura ma dużo pracy – Hinata weszła do akcji, klepiąc męża po plecach. –
Zajmuje się wieloma rzeczami, przez co często nie ma jej w domu.
-
Naprawdę? – oczy Kiby omal nie wyszły z orbit. – Ał! – zapiszczał. Kiedy
zerknąłem w dół, ujrzałem jak Hinata depcze mu po stopie.
Zmarszczyłem
brwi, mają nadzieję, że Naruto jeszcze raz na mnie popatrzy i wyjaśni całą
sytuację, ale on wolał wydobyć z siebie paniczny śmiech.
-
Różnie z nią bywa – wzruszył ramionami.
Wszyscy
klapnęliśmy na te cudaczne plastikowe krzesełka w poczekalni, które ciągnęły
się w niekończącym rzędzie. Oczywiście osoby odpowiedzialne za wystój wnętrza
nie mogły wybrać innego kolor, niż biały. W otępieniu bawiłem się szelką od
torby, myśląc nad dziwnym zachowaniem Naruto i Hinaty. Czyżby Sakury nie było w
wiosce? Wszystko na to wskazywało, bo przecież w innych okolicznościach już
dawno zaliczyłaby odwiedziny.
O
równej piętnastej Hinata podniosła się z miejsca.
-
Chyba jej nie będzie.
-
Ja też tak myślę – dołączył się Shikamaru, wkładając ręce do kieszeni. – Ani
razu się tu nie zjawiła, więc dlaczego miałaby teraz?
-
Ty…! – syknęło Ino, ale szybko urwała, wysyłając w moją stronę niewinny
uśmieszek.
Nic
nie rozumiałem. Najwidoczniej walka z Madarą uszkodziła kilka moich szarych
komórek odpowiedzialnych za logiczne myślenie.
Po
chwili krępującej ciszy Naruto polecił, abyśmy wyruszyli. Inni bez zbędnych
pytań przystali na propozycję i tylko Ino co chwila zerkała na uliczki Konohy z
rozczarowaniem.
Tu
ewidentnie coś było nie tak. Nawet po zaciętej walce z Madarą i ponad
tygodniowej nieświadomości byłem tego pewien.
Ale
śmiertelne zmęczenie ciążyło mi niczym ołów, więc rozwiązanie tej zagadki
przesunąłem na drugi plan.
***
Gdzieś
tam w środku Ukrytego Liścia przedzierałam się przez uliczki, a po paru
chwilach włączyłam w przepływający tłum z zaróżowionymi policzkami. Było
piekielnie gorąco i odnosiłam wrażenie, że ci wszyscy ludzie, poruszający się
drogami Konohy to tylko jajka na potężnej patelni. Nawet Satoshi, którego
trzymałam w ramionach, stwierdził, że jest zbyt upalnie, wydając z siebie
niejasny bełkot.
Nie
poszłam do Ren’a. O niebiosa! To byłby Armagedon, gdybym ot tak zastukała w
jego drzwi. Od razu po wyjściu z domu pomyślałam o tych wszystkich sytuacjach i
chwilach, które spędziliśmy razem, a potem o jego palcu, który dotknął bańki
zapełnionej moimi marzeniami i sprawił, że prysły. Wolałabym odgryźć sobie język
niż pozostawić Satoshi’ego pod opieką takiego człowieka! Najwidoczniej Sasuke
będzie miał dodatkowego gościa.
Gdy
tylko przez myśl przemknęło mi jego imię, wszystkie te wątpliwości eksplodowały
we mnie niczym bomba i naraz przystanęłam.
Zegar
na przodzie jednego z budynków wskazywał godzinę piętnastą zero trzy.
-
Idziemy tam czy nie? – zapytałam swojego syna. W odpowiedzi z jego ust pociekła
ślina, a sam zacząć rozglądać się na wszystkie boki nie rezygnując z uśmiechu.
Minęła nas jakaś staruszka, a jej kąciki ust uniosły się do góry. – No nie!
Znowu się poplułeś?
Kiedy
wyławiałam z kieszeni chusteczkę, Satoshi parsknął dziecięcym śmiechem.
Dochodząc
do szpitala, rozglądałam się tu i ówdzie w poszukiwaniu grupki moich
przyjaciół. W zakamarkach mojego serca kryła się nadzieja, że być może już
zdążyłam ich minąć. Niestety nikt znajomy nie rzucił mi się w oczy. Zaczęłam
się spieszyć z myślą, że mogą czekać wyłącznie na mnie; Ino było znana z
roznoszenia wiadomości w każdym możliwym kierunku.
Kiedy
weszłam do szpitala, niemal natychmiast skręciłam w korytarz, znajdujący się na
parterze i bez pukania wgramoliłam w drugie z kolei drzwi. Przy oknie ujrzałam
panią Kagekee, która zajęta była podlewaniem kwiatków. Gdy dotarł do niej
głośny zgrzyt, podskoczyła niczym oparzona i spojrzała za siebie.
-
O! Panienka Haruno. A cóż cię tu dziecko… - zrobiła pauzę, a jej oczy
rozszerzyły się z niedowierzenia. W okamgnieniu znalazła się przy mnie,
schylając ku Satoshi’emu. – A kogo my tu mamy? Dawno cię nie widziałam słodziaku!
Panią
Kagekee znam od początku pracy w szpitalu. To właśnie ona pomogła mi się wspiąć
na wyższe horyzonty i do teraz jest niezastąpiona w sprawach doradzania. I
chociaż pełniła w tym szpitalu funkcję przeciętnej pielęgniarki, to według mnie
mogła pobić niejednego lekarza swoją mądrością i sprytem. Uśmiechnęłam się do
niej ciepło, obserwując jak jej zmarszczki pogłębiają się przez uniesione
kąciki. Była już dosyć stara, choć nikt tak naprawdę nie wiedział ile ma lat.
Siwe włosy miała spięte w idealny, ciasny kok i nie opadał z niego nawet jeden
niesforny kosmyk.
Opamiętałam
się, kiedy na biurku ujrzałam zegarek.
-
Mam do pani prośbę – wypaliłam.
-
Słucham cię dziecko – wyprostowawszy się, z prawdziwą niechęcią odsunęła się od
Satoshi’ego by upić łyk kawy przy parapecie.
-
Właśnie idę odwiedzić mojego przyjaciela! Czy mogłaby pani popilnować przez ten
czas Satoshi’ego? To będzie zaledwie kilka minut, obiecuję, że zaraz po niego
wrócę.
-
Ojej! Jak dla mnie możesz być tam nawet cały dzień – zaśmiała się. – Ten maluch
jest tak uroczy, że nie potrafię wzroku od niego oderwać.
-
Świetnie! Dziękuję pani bardzo! – z szerokim uśmiechem, wręczyłam jej swojego
syna, jednocześnie całując go po czole. Pech chciał, że akurat jego wysokość
odziedziczył po mnie. – Bądź grzeczny i nie sprawiaj pani problemów – zwróciłam
się do niego.
Wyleciałam
z pokoju jak torpeda, a za sobą usłyszałam jeszcze głos pani Kagekee, która
mówiła do Satoshi’ego potulnym tonem. Zatrzasnęłam za sobą drzwi i już miałam
wbiegać na główny korytarz w kierunku schodów, kiedy nagle coś zmusiło mnie do
zatrzymania.
Stanęłam
jak słup soli widząc Kibe, Ino, Sai’a, Shikamaru, Naruto, Hinate… w środku
prawdopodobnie znajdowali się bracia Uchiha, ale reszta przysłaniała ich widok.
Przełknęłam
ślinkę, a moje tętno przyśpieszyło. To był ten moment, którego obawiałam się
najbardziej. Moi przyjaciele mknęli przez korytarz gawędząc wesoło, a z tłumu
głosów rozpoznałam śmiech Ino. Stałam zaledwie kilka metrów obok, jednak żaden
z nich nie spostrzegł mojej obecności.
No
rusz się Sakura! warknęłam
na siebie, ale nogi miałam jak z waty. Odnosiłam wrażenie, że mój mózg w ogóle
nie przesyła kończyną żadnych impulsów, które poganiałyby ich do wykonania
ruchu.
Nim
zdążyłam się opamiętać, grupka Ninja ulotniła się z holu i ostatnim co
widziałam były ich sylwetki wchodzące na prażące słońce.
-
Um! Czekajcie! – wydusiłam z siebie, podrywając do biegu. Po drodze musiałam
jeszcze odpowiedzieć na przywitanie recepcjonistki. Opuściwszy szpitalny
budynek, od razu uderzyło we mnie niesamowicie suche powietrze i wysoka
temperatura. Głowa parowała mi od pomysłów, które raz po raz zjawiały się w
moim umyśle. Niech to diabli! Za chwilę stanę oko w oko z Sasuke i Itachi’m i
bynajmniej nie czuję się przez to pewnie!
Byłam
już teraz jedynie kilka metrów za nimi. Znak Uchiha zamigotał mi na błękitnej
koszuli, należącej do Sasuke. Był tam! Przede mną szedł ten Sasuke, który był
członkiem Drużyny Siódmej!
Strach
owinął mi się wokół żołądka i z wahaniem otworzyłam usta.
-
Naruto, czek…
-
A kogo my tu mamy? – ktoś wbił mi się w słowo. Zatrzymałam się w tym samym
momencie co grupka przyjaciół i ze zdezorientowaniem zerknęłam w bok. Z rzędu
budynków wyłonił się Lee, machając do nich rękom. – Dzień Dobry Naruto-kun!
-
Ach to ty! – usłyszałam wołanie Naruto, lecz kiedy Lee podszedł do nich, głosy
stały się głuche i niewyraźne.
Cofnęłam
rękę.
To
zły pomysł, zły pomysł! przemknęło
mi przez myśl. Przecież nie będę zakłócać ich rozmowy. I tak – spojrzałam na
zegar – jestem już spóźniona, a oni najwidoczniej planują świętować powrót
braci Uchiha. A świętowanie jednoznacznie kojarzy mi się z alkoholem. Wszak
będę mieć jeszcze wiele okazji do spotkania z nimi.
Już
miałam cofać się z powrotem do szpitala, zażenowana swoim zachowaniem, kiedy
nagle wzrok Itachi’ego Uchihy powędrował do tyłu.
Nasze
spojrzenia spotkały się, a mi zaparło dech w piersiach. Czym prędzej spuściłam
głowę. Nie zdążyłam nawet się obrócić, ponieważ kątem oka dostrzegłam jak
straszy Uchiha ciągnie Naruto za rękaw. Do moich uszu doszło coś na
podobieństwo: „Bla, bla, bla Sakura?” i to był klarowny znak do tego, że
najlepszym wyjściem z sytuacji będzie ucieczka.
-
Sakura-chan! – głos Naruto pobrzmiewał miłym zaskoczeniem, ale to pozytywne
wrażenie ulotniło się w momencie, kiedy odwróciłam się do nich plecami. Och!
Czułam się tak zażenowana! Ich oczy bez wątpienia paliły teraz dziurę w moich
plecach.
-
Przepraszam Naruto, ja… - wyjąkałam, mrużąc oczy, lecz ten przerwał mi
zaskoczony.
-
Jednak przyszłaś. Myślałem, że…
-
Sakura jesteś! – ucieszyła się Ino. Obawa, że zaraz rzuci się na mnie biegiem i
zmusi do dołączenia przejęła nade mną kontrolę i ni stąd ni zowąd mojego nogi
zaczęły same się poruszać.
-
Mam nagły przypadek w szpitalu! Nie mogę teraz! – wyrzuciłam z siebie najlepsze
kłamstwo na jakie było mnie stać i pognałam z powrotem do pani Kagekee i
Satoshi’ego.
O
niebiosa! W najgorszym koszmarach nie chcę uwidzieć ich obecnych min. Ino i
Kiba jeszcze coś wołali, ale ich głosy były tak niewyraźne, że nie byłam w
stanie uchwycić nawet pojedynczych słow. Wzrok Itachi’ego… te czarne oczy. One
są jak studnia! Głęboka studnia, która tylko oczekuje, aż kolejny śmiałek
odważny się w niej zatopić.
„Dam
radę!” –
obiecałam Ino.
Ale
nie dałam. Nigdy nie spodziewałabym się, że spotkanie z Sasuke po tylu latach
przyjdzie mi z takim trudem.
Od
autorki: Drugi
rozdział mam za sobą. Niedługo poznacie główny wątek opowiadania, ale najpierw
(jak zawsze) trzeba przejść przez monotonne początki. Zdradzę wam, że na
początku planowałam pisać tego bloga tylko z perspektywy Sakury, ale to byłoby
niemożliwe, że względu na ilość akcji u Uchihów ;)
CIESZĘ
SIĘ, ŻE HISTORIA PÓKI CO PRZYPADŁA WAM DO GUSTU.
Dziękuję
i pozdrawiam ;*
Jak zwykle super :) czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały. Myślałam, że po SOH nie znajdę lepszego opowiadania, a tu proszę :) naprawdę się cieszę, że zaczęłaś to pisać :) pozdrawiam i zapraszam na rozdział 3 na moim blogu
OdpowiedzUsuńNotka super :) Mam nadzieję, że szybko dodasz następny rozdział, bo nie mogę się doczekać kiedy Sakura w końcu się z nim spotka! Również nie sądziłam, że jakiś blog może dorównać SOH, ale jednak jestem mile zaskoczona :) Życzę weny i pozdrawiam! :P
OdpowiedzUsuńSawako ~ Świetny rozdział :D Jestem ciekawa co będzie w następnym :p pisz szybko :*
OdpowiedzUsuńSakura ma wahania do spotkania się z braćmi Uchiha, ciągle mnie zastanawia dlaczego tak opornie jej to idzie :) Cały czas zastanawiałam się z kim Sakura ma dziecko ;p Rozdział jak zwykle znakomity, nie obyło się bez obszernych opisów <33 Życzę dużo weny i czekam z niecierpliwością. ; *
OdpowiedzUsuńZastanawiam się dlaczego Sakura tak się boi spotkać z braćmi Uchuha, no i jak doszło do tego, że ten cały Ren jest ojcem Satoshi'ego ? Powiem szczerze, że spodobałoby mi się gdyby to Itachi miał być partnerem Sakury, by było to coś nowego i zaskakującego. ale to tylko takie tam moje ukryte pragnienia ;p WENY! ;**
OdpowiedzUsuńehh miałam taki dziwny komentarz do tej notki, a net mi się rozłączył, gdy wcisnęłam opublikuj.. ;( aż mi się odechciało pisać drugi raz.. dlatego powiem w skrócie:
OdpowiedzUsuń1. tak jak powiedziałaś, na rozkręcenie akcji trzeba trochę poczekać, ponieważ najpierw jest monotonne wprowadzenie.
2. rozdział nie jest zły, a jego spokojny i zrównoważony przekaz każdy przyjmuje bez jakiś większych emocji.
3. "iść albo nie iść" Sakury powala na kolana banalnością, jaką kierują się kobiety.
4. pewne jest, że Saki ma blokadę do mężczyzn.
5. nie jest jednak znany tego powód.
to tak w skrócie. czekam jak grzeczne dziecko na rozwój akcji w stylu Akemichaan xD
pozdrawiam i całuję ;);***
Te początki wcale nie są monotonne ;P
OdpowiedzUsuńŚwietnie, że piszesz też z perspektywy Sasuke, jest wtedy ciekawiej. Szkoda, że się nie spotkali no... Mam nadzieję, że w kolejnym rozdziale dojdzie do konfrontacji :P
Jeżeli to są początki, to jestem ciekawa co będzie jeśli akcja się rozwinie. Broń masowego rażenia :)
OdpowiedzUsuńSakura ma takie opory tylko do mężczyzn, których darzyła specjalnym uczuciem (tak mi się wydaje).
Czekam na rozdział III
Pozdrawiam
Ten Satoshi jest słodki :3
OdpowiedzUsuńSakura jakaś taka strachliwa jest. Przeszłość przeszłością, ale żeby nawet nie odwiedzić byłego przyjaciela? :< Chociaż w sumie prawie jej się udało xd
Matko jak te dziewczyny się zachwycają Itachim *,* No, ale nie dziwię się, jest czym.
Ty to nazywasz monotonnym początkiem? :o Jak dla mnie jest wspaniały <3