“And love is not a victory march
it's a cold and it's a broken hallelujah”
Bon
Jovi – Hallelujah
-
Co najwyżej dwadzieścia osób, mój dom, świetna muzyka, miła atmosfera… cóż
jeszcze mogę powiedzieć? – podczas, gdy ja z Itachi’m klapnęliśmy na sofę,
Naruto stał przed nami z kremową kopertą w ręku, a na palcach począł wyliczać
atrakcje, jakie czekają na nas po przyjęciu zaproszenia. – Musicie tam być. To
przyjęcie powitalne dla was!
Mój
brat podrapał się zmieszany po głowie.
-
Nie musieliście robić sobie problemów z Hinatą. Ja i Sasuke raczej nie
zasługujemy na żadne przyjęcie.
-
Popieram – zgodziłem się, a czując złośliwe skurcze w brzuchu, pokierowałem się
do kuchni i zacząłem myszkować w lodówce. Miałem tak obszerny wybór, że
postanowiłem rzucić wszystko na jedną kartę i skosztować ciasta czekoladowego.
Gdy
wróciłem do pokoju, mój brat trzymał kopertę w ręku i leniwie ją otwierał.
-
Nie możecie odmówić – ciągnął Naruto. – Prawie wszystkim rozdałem zaproszenia.
Zostały mi już tylko dwa.
Po
tych słowach Itachi zdawał się być jeszcze bardziej zmieszany i zaczął szukać
ratunku u młodszego brata. Spojrzał na mnie, komunikując: „Idziemy, prawda?”.
Westchnąłem
ciężko, przez co kilka okruszków ciasta poleciało swobodnie przed siebie.
-
Sasuke, na litość boską! – oburzył się Itachi.
Naruto
parsknął śmiechem i wbił wzrok w moją dłoń, gdzie trzymałem kawałek ciasta.
Wzruszyłem
ramionami.
-
Nie znałem cię od tej strony – powiedział, a ja zgromiwszy go wzrokiem,
nachyliłem się nad Itachi’m, by mieć lepszy wgląd na zaproszenie. Tymczasem
Naruto ponownie zaczął mielić językiem: - Wiem, że Sasuke nie jest typem
imprezowicza, więc nie obawiajcie się; przyjęcie będzie w miarę spokojne.
Hinata sama mówiła, żeby darować sobie uroczysty charakter.
Już
dobrych kilka dni minęło od kiedy zamieszkałem z bratem w Konoha. Nic się nie
zmieniło. Znajomi są tacy, jakich ich zapamiętałem. Jedyną nowością dla mnie
byli ich partnerzy lub zawody, które obecnie wykonują. Ja sam nie miałem
zamiaru podążać jakąś wspaniałomyślną ścieżką, jeśli chodzi o karierę. Tak jak wszyscy
przypuszczali, moim celem stało się założenie własnego oddziału w ANBU. Każdy
mi przyklasnął, ale na drodze pojawiła się pewna trudność.
„Chociaż
bardzo bym chciał ominąć ten punkt w regulaminie, to jednak wiesz, że nie mogę.
Jako, że doniedawna figurowałeś w księdze BINGO, a twoje nazwisko jednoznacznie
kojarzy się z kryminalistą, musisz przejść okres próbny jako przeciętny Shinobi
wioski. Najpierw wyślę cię na przeróżne misję, a jeśli wszystkie zaliczysz bez
zbędnych komplikacji, dopiero wtedy pozwolę ci wziąć udział w testach ANBU.”
Młotek.
Byłem pewny, że gdyby naprawdę mu zależało, dałby radę przejść łukiem obok tej
zasady. Ale musiał zatriumfować swoją posadą Hokage.
-
Będziemy – odezwał się Itachi. – Z przyjemnością.
Potwierdziłem
to głębokim westchnięciem, starając się nie mieć Naruto za złe przestrzegania
złotej zasady. Ostatecznie i tak grubo naciągnął już regulamin wioski,
wpuszczając naszą dwójkę do Konohy bez żadnych rozpraw, czy też udowadniania
win.
-
To ja idę dalej rozdawać zaproszenia. Pozostał mi jeszcze Kiba i wasza urocza
sąsiadka – zachichotał blondyn, a ja z Itachi’m spojrzeliśmy po sobie
nierozumnie.
-
Sąsiadka? – zawtórował mój brat.
Naruto
wybałuszył na nas oczy.
-
No przecież mówię o Sakurze-chan. Ją też muszę zaprosić. Byliśmy jedną drużyną,
nieprawdaż?
Chwila
namysłu.
-
To ta, którą widziałem przed szpitalem? – ożywił się Itachi. Patrzyłem to na
niego, to na Naruto i szczerze mówiąc; coraz mniej potrafiłem zrozumieć.
Uzumaki
z początku pokiwał radośnie głową, ale raptem jego uśmiech przygasł, a
zastąpiło go zdziwienie.
-
Zaraz, zaraz! – wykrzyknął i zmierzwił sobie włosy. – Sakury-chan tutaj nie
było? – diabli wiedzą dlaczego zwrócił się akurat do mnie. Pokręciłem głową i
wróciłem do pochłaniania ciasta.
-
Nie widziałem jej od czasu powrotu do wioski – wraz ze słowami, z ust raz
jeszcze poleciało kilka okruszków ciasta. Pech chciał, że tym miejscem musiały
być akurat kolana mojego brata.
-
Sasuke Uchiha! – zagrzmiał. – To jest zachowanie typowe dla prosiaka! Zachowuj
się. Od kiedy ty w ogóle jesz słodycze?
-
Nie wiem. Ale to… - urwałem, prezentując im ciasto w swojej dłoni. – To jest
całkiem dobre i zasmakowało mi.
-
Kupiłem to – rzekł poirytowany Itachi.
Klepnąłem
go w plecy.
-
Wiem. Przecież ty nie potrafisz gotować.
-
Ty też nie.
-
Ale ja wykazuję jakieś chęci. Dzisiaj sam zrobiłem sobie jajecznice, a to
otwiera mi całkiem nowe możliwości.
-
Ciekawe jakie? – prychnąwszy, splótł ręce na klatce piersiowej. Wtedy do
naszych uszu dotarł szmer i ni stąd ni zowąd Naruto zaczął kierować się w
stronę drzwi. – Coś się stało? – zapytał Itachi, marszcząc brwi.
-
Wszystko w porządku – nadal stał do nas plecami. – Muszę tylko iść do
Sakury-chan, dać jej to. – uniósł rękę z kopertą.
-
Odprowadzę cię do drzwi – zaproponował mój brat. – Dzisiaj trenujecie z Sasuke,
prawda?
-
Tak. Będę na polu treningowym zaraz po skończeniu roznoszenia zaproszeń.
-
Będę czekał – wtrąciłem się, wkładając do buzi kolejny kawałek ciasta.
Zaczynało mnie pomału przerażać, że coś tak niesmacznie wyglądającego, kusi
mnie by zajść po więcej do lodówki.
-
To miło, że Sakura jest nasza sąsiadką. Nawet o tym nie wiedziałem… - w tle
słyszałem stłumione głosy rozmów, ale nie przejąłem się nimi. Podreptałem do
kuchni, aby napełnił usta ciastem czekoladowym.
***
Myślałam
tak długo, tak wiele i tak intensywnie, że dym wychodził mi uszami. Ino, Hinata
i Naruto stali przede mną z minami pełnymi oburzenia i politowania, podczas gdy
ja czułam się jak ofiara otoczona przez wygłodniałe lwy. Nawet mrożona kawa nie
dała rady ostudzić panującej atmosfery.
-
Wyszedłem na idiotę – oświadczył Naruto, który do tej pory odzywał się
najmniej. Większa część czasu to kazania Hinaty i Ino. – Oni nawet nie
wiedzieli, że mieszkasz obok. Sakura-chan! Umawialiśmy się przecież, że jako
rekompensata za poprzedni wybryk, sama ich odwiedzisz.
Westchnęłam,
nie mogąc się powstrzymać przed regularnym spoglądaniem na posiadłość braci
Uchiha. Czułam się podwójnie zażenowana, ponieważ cała nasza czwórka stała na
werandzie i zawsze istniała możliwość, że dźwięki naszych rozmów przenikają
przez ściany ich domu.
Byłam
tak zdenerwowana, że postanowiłam zrobić to, co potrafię najlepiej; zagryzłam
dolną wargę i spuściłam wzrok, opierając się na balustradzie.
-
To jest szok dla nas wszystkich, że tak gwałtownie wrócili do Liścia, ale nawet
nie masz pojęcia jak głupio mi było, kiedy musiałam wymyślać, że często nie ma
cię w wiosce – wtrąciwszy, Hinata zapatrzyła się na zachodzące słońce. – Weź
się w garść, Sakura. Przecież to nic strasznego. Tylko się z nimi przywitasz.
-
Nie naciskamy na ciebie, ale…
-
Nie, w ogóle! – przerwałam Ino, uderzając pięściami w śnieżnobiałą balustradę.
– Co chwila się mnie o coś czepiacie i bulwersujecie moim zachowaniem. Dobra!
Być może zachowuję się jak dziecko, ale jestem już dorosła, nieprawdaż? Mam
prawo sama decydować o moim życiu!
Hinata,
Ino i Naruto spojrzeli po sobie zdziwieni, a ja zastanawiałam się, kto pierwszy
z nich pomyślał, żeby wysłać mnie do psychologa.
-
Sakura, ale my mówimy tylko o rozmowie z Itachi’m i Sasuke – powiedziała Ino.
Tak,
jasne. Teraz błyszczy, bo oficjalnie zapoznała się ze starszym bratem Sasuke. W
końcu to ona szpiegowała go z mojego balkonu z podejrzeniem, że wyrusza wciąż
na tajne misje, a co noc do domu dostarcza ludzkie zwłoki i ukrywa je w
specjalnym pokoju z trumnami.
-
Wy nic nie rozumiecie – wyszeptałam.
W
sumie nie ma się co dziwić. Ja też siebie nie rozumiem. Sama myśl o Sasuke
wywołuje na moim ciele masę ciarek, a serce zaczyna bić z zawrotną szybkością.
I bynajmniej nie chodzi tutaj o żadne zauroczenie.
Naruto
westchnął ciężko i oparł głowę na ręce.
-
Tak do niczego nie dojdziemy – oznajmił.
-
Ona jest nieugięta – zgodziła się Ino.
-
Tak dla waszej informacji, ona jest tuż obok – dodałam, krzyżując ręce na
piersiach. – I pozwólcie, że ona sama zadecyduje.
-
Ale na przyjęciu będziesz? – Uzumaki wychylił się zza werandy, by mieć na mnie
lepszy widok. Pod wpływem nerwów, przytaknęłam. Gdy Naruto zaproponował mi to
po raz pierwszy, niemal od razu pomyślałam, że w żadnym wypadku się tam nie
zjawię. A jednak… po chwili zadumy uzmysłowiłam sobie, że to może być ten
dzień, kiedy pokonam wewnętrzną blokadę.
-
Będę – powiedziałam hardo.
Ino
stojąca obok, wbiła we mnie wzrok.
-
Liczę na to, że tym razem naprawdę się pojawisz. Na pogrzebie Madary cię nie
było.
-
Mówiłam ci, że muszę zająć się Satoshi’m – broniłam się, a kiedy blondynka
otwierała już usta, żeby zarzucić jedną z najbardziej bzdurnych propozycji,
spojrzałam na nią spod byka, aby dać jej ostrzeżenie.
Podziałało.
Ino spuściła głowę z westchnięciem.
Znów
zerknęłam na dom braci Uchiha i dopadła mnie olbrzymia obawa.
-
Może chodźmy lepiej do domu – mruknęłam i nie czekając na odpowiedź, otworzyłam
przed nimi drzwi. Po kolei wgramolili się do sieni, a depcząc mi po piętach,
zdecydowali podjąć się kolejnej próby ataku.
-
Ja już dopilnuję, żebyś na przyjęciu w końcu z nimi porozmawiała! – zapewnił
Naruto.
- A szczególnie z Sasuke! – dopowiedziała Ino. – Przecież to aż dziwne, że
teraz unikasz go jak najgorszego wroga. Byliście przyjaciółmi, a ja przypominam
ci, że nieraz kłóciłyśmy się z jego powodu.
-
Stare czasy – machnęłam lekceważąco ręką, wciąż idąc na przodzie.
-
Ale miłość tak szybko nie przemija. Nie pamiętasz jak o niego walczyłaś? Nie
pamiętasz egzaminu na Chunina? Powstrzymałaś go wtedy przed przeklętym znakiem,
a potem walczyłaś ze mną i powiedziałaś…
Żyłka
na moim czole zaczęła pulsować. Kiedy znaleźliśmy się w salonie, stanęłam tuż
przy kominku, ani myśląc, żeby obrócić się do nich przodem.
-
Ino ma rację, Sakura-chan! – przerwał jej Naruto. – Nie wiem co się z tobą
dzieje, ale tak nie może być. Prędzej czy później będziesz musiała stanąć z nim
oko w oko.
- Wolę później – zaznaczyłam, ostatkami sił walcząc z frustracją.
-
Twoje podejście mnie zaskakuje. Czy byłoby tobie miło, gdyby Sasuke ani razu
nie przyszedł cię odwiedzić w szpitalu, gdybyś to akurat ty była ranna po
ciężkiej walce? Na pewno nie! Byliśmy drużyną Sakura-chan, nie możesz o tym
zapominać!
- Wiele zawdzięczasz Sasuke – głos Ino był ostry jak brzytwa. – Tyle razy cię
uratował…
Zaczęłam zgrzytać zębami.
-
I nie zapomnij, że gdyby nie on, to wiosce nadal groziłoby niebezpieczeństwo ze
strony Madary.
- Sakura!
Zamilczcie…
- Sakura-chan! Powinnaś to przemyśleć!
- Właśnie! Sasuke jest…!
Nie wytrzymałam:
- On próbował mnie zabić!! – ryknęłam, stając do nich przodem. Tak jak
oczekiwałam, na ich twarzach malowało się zaskoczenie. Zacisnęłam pięści i
zebrałam się w sobie, aby wykorzystać te kilka sekund milczenia. – Próbował
mnie zabić dwa razy! Jak mam mu spojrzeć po tym w oczy, co?! Czy wy naprawdę
tego nie widzicie?! Jeszcze kilka dni temu Sasuke był groźnym przestępcą, a
dzisiaj żyje obok nas jak przeciętny Shinobi z wioski! To jest absurdalne,
chore!! Tak nie powinno być! Tsunade-sama nigdy nie wybaczyłby mu tak łatwo!!
To niezgodne z prawem!
Jako, że tłumienie emocji nie było moją mocną stroną, nie miałam sobie za złe
tego występku. Nawet wspomnienie mojej dawnej liderki nie przeszkodziło
gniewowi. Ze zmarszczonymi brwiami i iskierkami złości w oczach obserwowałam
przyjaciół, którym, w dosłownym znaczeniu, szczęki opadły na ziemię.
- Sakura-chan… – wydusił Naruto. Podniósł rękę, ale zawahał się i
niemal od razu ją cofnął.
Wtedy Ino wsparła dłonie na biodrach.
- Boisz się go Sakura? – zapytała jak gdyby nigdy nic, a moje oczy omal nie
wyszły z orbit. Przez jej twarz przeleciał cień złośliwego uśmieszku, ale
wówczas spoważniała. – Dlatego nie chcesz z nim rozmawiać? Boisz się go?
- Nie boję! – krzyknęłam. – Ja po prostu…
- Po prostu co? – drążyła Ino, a Naruto i Hinata włączyli się, nie
spuszczając ze mnie spojrzenia.
I co ja mam powiedzieć? Przecież samej siebie nie rozumiem. Wyzwaniem było
tłumaczenie im całej skomplikowanej sprawy.
Po paru chwilach milczenia, Ino odchrząknęła.
- Skoro się go boisz, to znacznie ułatwia nam sprawę.
- Co masz na myśli? – zapytał Uzumaki.
- Sakurze wystarczy przywyknąć do jego towarzystwa i na własnej skórze
przekonać się, że nic jej nie grozi z ich strony… - ucięła, zaczynając powoli
do mnie podchodzić. Teraz byłam już przekonana, że jestem zwykłą ofiarą dla
wygłodniałego drapieżnika. – Im więcej będzie z nim przebywać, tym szybciej to
do niej dojdzie. Nie możemy marnować żadnej chwili, tylko od razu wybrać się do
ich…
- Nie boję się go!! – przed moimi oczami zaczęły zjawiać się natrętne wizję,
jak to Ino i reszta prowadzą mnie do posiadłości klanu Uchiha. Mnie?
Zestresowaną, zdesperowaną, otumanioną… O niebiosa! Ja naprawdę się ich boję.
-
Nie kłam. Ja doskonale widzę, że…
Nikt
nie dowiedział się, co widzi Ino, ponieważ raptem usłyszeliśmy stukot do drzwi.
Trzy pary oczu spojrzały na mnie, jakbym to ja teraz stała na zewnątrz i
dudniła we wrota własnego mieszkania.
-
Spodziewasz się kogoś? – szepnęła Hinata.
Pokręciłam
głową i gdyby nie wcześniejsza sytuacja, zapewne stałabym tak samo skołowana co
wszyscy zebrani. Zirytowana Sakura zachowała się jednak odrobinkę inaczej. Z
zaciśniętymi pięściami i zdecydowanym krokiem ruszyłam do sieni, robiąc to z
gracją, którą zapożyczyła od Ino.
Nie
minęła sekunda, a usłyszałam za sobą kroki zaintrygowanych gości. Nie ma co! Z
pewnością wędrowali pod przewodnictwem Ino i jej ciekawskiego nochala!
-
A mówią, że ja zachowuję się jak dziecko – mamrotałam do siebie. – Już idę,
idę! – wrzasnęłam, kiedy dudnienie w drzwi stało się donośniejsze.
Otworzyłam
je, a widząc kto miał zamiar zawitać w moje progi, żołądek opadł mi do kolan.
Od razu ogarnęła mnie aura mroku i przerażenia.
-
Cześć. Ty pewnie jesteś Sakura, prawda? – sterczałam jak półgłówek i mimochodem
podałam mu swoją dłoń, by on porwał ją w mocnym uścisku. – Cieszę się, że w
końcu mogę cię poznać.
Chyba
nie do końca było tak, jak w moich wyobrażeniach.
Itachi
stał przede mną, świdrując mnie czarnymi oczami. Ubrany był w ciemny
podkoszulek i znoszone spodnie. Zauważyłam, że w drugiej ręce trzyma jakąś
siatkę. Aż zatoczyłam się do tyłu, kiedy uzmysłowiłam sobie, że jego kąciki
uniesione są leciutko do góry, a oczy nie wyrażają żadnych innych emocji, prócz
ciepła i spokoju.
-
Um. Ja… - zaczęłam, ale mój język odmówił posłuszeństwa.
Nim
zdążyłam cokolwiek zrobić, przez drzwi zaczęli przeciskać się moi przyjaciele.
-
Itachi? – zdziwił się Naruto, po czym wyminął mnie i stanął tuż obok niego. – A
co ty tutaj robisz?
-
Hej, Naruto! Powiedziałeś, że Sakura mieszka obok, więc chciałem ją przywitać,
jako nową sąsiadkę. – Uchiha gapił się ślepo na blondyna, potem jego wzrok padł
na Ino, Hinatę, a na samym końcu obdarował nim mnie. – Nie wiedziałem, że masz
gości, ja…
-
Ależ my już się zbierałyśmy! – poinformowała Yamanaka, pojawiając się między
naszą dwójką. Kłamliwa oszustka! – Wpadłyśmy tylko na babskie pogaduszki.
-
Hej, hej! – oburzył się Naruto i zatupał nogą o podłogę. Ino wysłała mu
przepraszające spojrzenie i zaczęła pchać Hinatę w kierunku chodnika.
-
Dzięki za miły wieczór, Sakura! Do zobaczenia jutro!
Wredna,
cholerna, diabelska…Grr! Zacisnęłam pięści i odnosiłam wrażenie, że zaraz
uduszę się własnym rozdrażnieniem. To była prawdopodobnie bardziej żenująca
sytuacja, niż wtedy przed szpitalem. Itachi nieprzerwanie spoglądał na mnie w
osłupieniu, a Naruto znienacka porwała do tyłu tajemnicza siła.
Mówiąc
tajemnicza; miałam na myśli oczywiście Ino.
Ale
wtedy Itachi obrócił się i powędrował wzrokiem za Uzumaki’m.
-
Hej, Naruto! Nie miałeś być na treningu z Sasuke?
Naruto
z trudem wyrwał się Ino i poprawił płaszcz.
-
Właśnie tam idę. Kilka spraw zatrzymało mnie na dłużej u Sakury-chan… - urwał,
wskazując palcem na drobniutki stolik, stojący nieopodal werandy. Na nim
znajdowała się koperta z zaproszeniem.
Itachi
skinął głową ze zrozumieniem i zwrócił się z powrotem w moim kierunku.
Zmieszana, bezustannie trzymałam spojrzenie na oddalających się towarzyszach, w
duchu przeklinając Ino Yamanake. Nie było wątpliwości, że to wszystko
zaplanowała. Czy Itachi Uchiha sam od siebie przyszedłby złożyć wizytę
sąsiadce?
-
Jesteś pewna, że ci nie przeszkadzam? – zapytał ostrożnie.
Pokręciłam
głową i wtedy się opamiętałam.
-
Proszę wejdź – mój głos zdradzał wszystkie skumulowane we mnie uczucia. Wlazłam
w głąb domu, robiąc gościowi miejsce. Uchiha stał w bezruchu jeszcze parę
chwil, wlepiając we mnie bezmyślne spojrzenie. Znów pomyślałam, że nie emanuje
od niego nic innego oprócz niepodważalnego ciepła. W końcu zrobił kilka kroków
do przodu i odchrząknął.
-
Przepraszam, że nie zjawiłem się z bratem, ale jak sama już wiesz, jest teraz
na treningu. Bardzo mu zależało na walce z Naruto.
-
O tak. Ta dwójka zawsze ze sobą rywalizowała – powiedziałam, z impetem
zamykając drzwi. Itachi wzdrygnął się pod wpływem głośnego trzasku. –
Przepraszam. – dodałam.
Policzki
piekły mnie niemiłosiernie i ponad wszelką wątpliwość byłam już czerwona jak
cegła.
Czarno-włosy
raz jeszcze zatopił we mnie swoje spojrzenie. Czułam to. Czułam jak lustruje
każdy kawałek mojego ciała, nie pomijając przy tym żadnego detalu. Ostatecznie
zatrzymał się na twarzy i tam już utkwił swój wzrok na dobre.
Raptem
podrapał się w tył głowy i wyszczerzył w uśmiechu.
-
Wiem, że przyszedłem bez zapowiedzi, ale Naruto wspominał, że często nie jesteś
obecna w Liściu, więc sama rozumiesz…
Musiałam
podtrzymać szczękę, aby ta nie opadła mi na ziemię.
-
Yyy…nic się nie stało. Naprawdę. – gestem ręki zaprosiłam go do salonu. Jednak
nim ruszył za moimi wskazówkami, zdjął buty i zaczął przyglądać mi się z
uśmiechem.
-
Prawie bym zapomniał! – uderzywszy się w czoło, wystawił przed siebie siatkę z
tajemniczą zawartością. – Oto prezent dla nowej sąsiadki. Nie muszę się chyba
przedstawiać, bo jestem pewny, że mnie znasz.
Aż
za dobrze, przemknęło mi przez myśl.
Przyjęłam
prezent z zaróżowionymi policzkami.
-
D-dziękuję.
I
wtedy ciekawość wzięła nade mną górę. Nie dbałam o to, jak wypadnę, zaglądając
beztrosko do środka, ale wręcz mnie rozsadzało od wewnątrz na myśl cóż takiego
Itachi Uchiha mógłby podarować swojej sąsiadce. Pozbawiona wszelkiej dyskrecji
zajrzałam do środka, niemal zatapiając w siatce całą głowę.
Usłyszałam
śmiech Itachi’ego i w tej samej chwili wyciągnęłam zawartość z torby.
-
Umm… co to jest?
-
Ciasto. Tak dla ścisłości; nie ja go piekłem, ani nie Sasuke. Jakoś tak wyszło,
że przyszliśmy na świat bez talentu do gotowania.
Zachichotałam.
Z niewiadomych powodów ciasto czekoladowe, uwięzione w przeźroczystym
pudełeczku pomogło mi uwierzyć w to, że być może Uchiha wcale nie nosi przy
sobie wszystkich możliwych narzędzi do zabijania.
Znów
podziękowałam i tym razem bez zbędnych komplikacji wstąpiliśmy do salonu.
Itachi parę chwil prawił komplementy sposobowi w jaki udekorowałam dom.
Rozprawiał też o tym, że do salonu najlepsze są ciemniejsze kolory tak, aby
dodać nastrój moim babskim wieczorom. Z prawdziwym skupieniem chłonęłam każde
jego słowo, nie mogąc uwierzyć w obecną sytuację.
Gdy
zasiadł na fotelu, automatycznie podreptałam do kuchni, aby przygotować ciasto
do spożycia. Liczyłam na to, że Satoshi, śpiący w pokoju obok, nie wybudzi się
podczas wizyty Itachi’ego. Jakoś niezbyt pozytywnie byłam nastrojona do tego,
ażeby dowiedział się, że w wieku dziewiętnastu lat jestem już matką. Chociaż…
łącząc nadpobudliwość Naruto, z gadatliwością Ino… Aż zachciało mi się śmiać z
faktu, że jeszcze sekundę temu myślałam o utajeniu istnienia mojego syna.
Wracając
do pokoju z tacą wypełnioną ciastem czekoladowym, mimowolnie w oczy rzuciło mi
się lustro, a wraz z nim własne odbicie.
-
O cholera… - zaklęłam cicho. Takiego wyglądu powstydziłaby się nawet
najpaskudniejsza istota na świecie. Przeczesałam ręką włosy, które dotąd
pozbawione były jakiegokolwiek ładu i składu, a przy końcówkach przeistaczały
się w kołtuny. Chyba za bardzo przywykłam do bezstresowego przebywania w domu i
zajmowania się maleńkim dzieckiem. Nawet podomka, którą sprawiłam sobie dość
niedawno, naraz przestała mi się podobać.
Wstąpiłam
do salonu z miną męczennika.
-
Wszystko z porządku? – zainteresował się Itachi. Kiedy nie odpowiedziałam
powstał z miejsca i pomógł mi postawić tacę na stole.
-
Och! Nie trzeba, dam sobie radę sama – zapewniłam.
-
Jesteś jakaś rozkojarzona – zasłużyłam sobie na jego kolejny uśmiech, kiedy
oboje w tym samym momencie padliśmy na fotele po przeciwnych stronach. Znów
zaczął taksować mnie wzrokiem, a moje policzki zrobiły się nienaturalnie
czerwone. - I nawet wiem o co chodzi! – dodał, klaszcząc w dłonie.
Mina
męczennika natychmiast odnalazła swój kres i została zastąpiona bezgranicznym
zdziwieniem.
-
Wiesz? – powtórzyłam, czując jak spinają mi się po kolei wszystkie mięśnie.
-
Wiem. I nie martw się. Znaczna większość do dzisiaj ma z tym problem.
-
Słucham?
Znaczna
większość staje przed lustrem i zdaje sobie sprawę, że wygląda gorzej niż
czworonoga modelka po nieudanej operacji plastycznej?
Najwidoczniej
Itachi’ego rozbawił mój obecny wyraz twarzy. W kącikach jego ust igrał ciepły
uśmiech, a sam rozsiadł się na fotelu i umieścił ramiona na obu oparciach.
-
Trudno wyobrazić sobie mnie bez płaszcza Akatsuki, prawda?
-
Yyy… słucham?
Nawet
na myśl mi nie przyszło, aby porównywać jego teraźniejszą wersję, z tą, odzianą
w czarny płaszcz ze wściekło czerwonymi chmurkami. Po dziś dzień Naruto trzyma
jeden z nich w gabinecie na cześć tej organizacji, twierdząc, że nie robi nic
karalnego.
Itachi
ponownie parsknął śmiechem.
-
Chodzi mi o moją przeszłość. No wiesz… byłem kryminalistą itepe. To naturalne,
że nie czujesz się pewnie w moim towarzystwie.
Ach
tak! Moja mina wyraziła totalne olśnienie, a Itachi raz jeszcze zdawał się być
ubawiony. Całkiem opacznie zrozumiał poprzednie zajście. Ale cóż! Przecież nie
będę mu tłumaczyć, że winne są tu moje kompleksy, a o niepewności w jego
towarzystwie zapomniałam, kiedy zaczął oceniać gdzie najlepiej powiesić obrazy
na ścianach.
-
A tak, tak! – zaczęłam machać nerwowo ręką. – Masz rację, ale czuję się
znacznie lepiej niż na początku. Przepraszam jeśli…
-
Nie musisz przepraszać – wszedł mi w słowo. – Powiedziałem już, że to
naturalne, biorąc pod uwagę poprzednie zdarzenia. Do teraz jest wiele osób,
które boją się swobodnie ze mną przebywać.
-
To dziwne – wymsknęło mi się, za co natychmiast ugryzłam się w język.
-
Jesteś urocza – zaśmiał się.
Nie
odpowiedziałam na tą uwagę. Właściwie… odpowiedzi udzieliły moje policzki,
czerwieniąc się jeszcze bardziej, ale zakryłam je szybko rękoma, tłumacząc, że
w pomieszczeniu jest dosyć ciepło.
Potruchtałam
do okna, otworzyłam je na oścież, po czym wbiłam w Itachi’ego pewne spojrzenie.
-
To jak? Życzysz sobie czegoś do picia?
-
Masz może Sake? – odpowiedział pytanie na pytanie.
-
Mam.
-
A więc Sake.
-
Sake – zawtórowałam słowo, które z trudem przeszło mi przez gardło. Aż
zdziwiłam się, kiedy Itachi nie zareagował na nagłą nienawiść, która zaiskrzyła
w moich oczach.
***
-
Całkiem nieźle, Uchiha – Naruto niemal czołgał się ze mną, mokry od potu,
czerwony od emocji, z mnóstwem zadrapań. Spojrzałem na niego przez ramię z
chytrym uśmieszkiem, prezentując jednocześnie swoją katanę.
-
Wiedziałem, że nie wygrasz.
-
Był remis! – zbuntował się.
Prychnąłem.
-
Remis? Chciałbyś! Przecież tobie pierwszemu zabrakło chakry.
-
A tobie skończyła się kilka sekund po mnie.
Co
racja, to racja. Potarłem czoło i postanowiłem zostawić na lodzie uwagę Naruto.
Niepodważalny był fakt, że on jako pierwszy odniósł porażkę, a Sasuke Uchiha
zwyciężył po raz kolejny.
Był
rześki letni wieczór, a ulicę opustoszały. Razem z Naruto targaliśmy się do
domu. Ulżyło mi, kiedy przed nami wypiętrzyła się nowa posiadłość klanu Uchiha
i pomyślałem, że jeszcze nigdy nie pragnąłem być w obecności Itachi’ego tak,
jak teraz (nie licząc czasów, w których próbowałem go ukatrupić). Ciekawie co
powie, widząc mnie w takim stanie? Zignoruje, pogratuluje, czy może zatroska?
Aż płonąłem, aby poznać jego reakcję. To będzie dla mnie kompletna nowość.
Poczułem
jak blondyn klepie mnie po plecach. Gdy w końcu dokuśtykał do mnie, podpierając
się laską, łypnąłem na niego z politowaniem.
-
No co? – wzruszył ramionami.
-
Masz dwadzieścia lat, a nie osiemdziesiąt – wskazałem na laskę, przez co
Uzumaki znienacka przyciągnął ją bliżej siebie i parsknął oburzony.
-
No wiesz ty co? To była laska trzeciego Hokage, wiele dla mnie znaczy.
-
Tyle, że trzeci Hokage był już w podeszłym wieku, więc miał prawo jej używać.
-
Ach! Taki prostak jak ty nie zrozumie skomplikowanego świata władców i
bohaterów! – westchnął, unosząc dłonie w stronę nieboskłonu. Tym razem naprawdę
zdecydowałem się przyłożyć sobie w czoło; i to dosyć porządnie. Po paru
chwilach Uzumaki wybuchł śmiechem i objął mnie ramieniem.
-
Hej! – warknąłem na niego. – Przestań robić cyrk. Ludzie się na nas gapią. I
mógłbyś przestać szczycić się byciem Hokage, to naprawdę irytuj…Hej, co się
stało? – spytałem, bo oczy Naruto nagle bardzo szeroko się otworzyły.
-
Oy, Oy! Sasuke spójrz na to! – wystawił rękę i zaczął wodzić palcem po
mieszkaniu obok. Wtedy mnie olśniło.
-
Tu mieszka Sakura?
-
No przecież wam mówiłem! Ale nie to jest takie ekstra!
-
O czym ty mówisz młocie? – albo mi się wydawało, albo Uzumaki’ego rzeczywiście
zauroczyły palące się światła w oknach.
-
Tam się świeci! – oświadczył.
Wywróciwszy
teatralnie oczami, wyswobodziłem się z jego uścisku.
-
I co z tego? Sakura najwyraźniej wróciła już do wioski.
Rysy
mu stężały. Zamrugał kilka razy jak sowa, zerknął na mnie zdziwiony, a potem
znów przekierował uwagę na dom.
-
Nie o tym mówię. Skoro w salonie nadal pali się światło, to oznacza, że Itachi
nadal u niej jest.
-
Itachi?! Mózg ci odebrało? – zbulwersowałem się, ale wtedy naraz zaczęły
dochodzić do mnie obrazy z zachowania mojego brata na wieść, że niejaka Sakura
mieszka zaledwie kilkanaście metrów obok. – Itachi u niej jest? – Naruto już
otwierał usta, ale ja bezczelnie wszedłem mu w słowo.
-
Nie mówił ci, że do niej idzie?
-
Kiedy wychodziłem na trening był jeszcze w domu.
-
A kiedy ty wyszedłeś, on postanowił odwiedzić Sakurę. Wiem, bo byłem u niej
razem z Hinatą i Ino, żeby wręczyć jej zaproszenie.
-
I Itachi tam przyszedł? – nie potrafiłem zdusić zdziwienia.
Naruto
przytaknął, a mnie coś ścisnęło w żołądku. Kolejna strona mojego brata, z którą
muszę stanąć oko w oko. Itachi podrywacz? Nie! Toż to było czyste szaleństwo!
-
Wszystko w porządku? – zatroskał się Uzumaki, zerkając na mnie.
-
Tak – burknąłem. – Chyba po niego pójdę. Jest już późno.
Blondyn
klasnął dłońmi i zaczął je o siebie pocierać.
-
Ciekawe jak tam Sakura-chan? – lamentował. – Cały dzień przekonywaliśmy ją, że
nie ma czego się bać, a tu bach! Itachi sam do niej przyszedł. Gdybyś widział
jej minę…
-
Nie rozumiem, o co… - zrobiłem pauzę i bynajmniej nie zmusił mnie do tego
śmiech przyjaciela, który rozchodził się w tle. Zmarszczyłem brwi, czekając, aż
Uzumaki zaczerpnie świeżego powietrza. – Do czego ją przekonywaliście? –
spytałem.
-
Żeby się nie bała. Miała niezłego cykora jeśli chodzi o ciebie i Itachi’ego.
Hinata kazała mi tego nie mówić i w razie czego wmawiać, że Sakury często nie
ma w wio… Psiakrew! – uciął, zatykając sobie usta rękoma.
Sterczałem
tam jak kołek. A może jak posąg? Tak czy owak, nie wykazywałem żadnych oznak
życia. Nawet nie mrugałem oczyma.
-
Sasuke! – Naruto wczepił dłonie w mój rękach. – Nie mów Hinatce, nie mów
Hinatce! Ona mnie zabije, zginę w ogniach piekielnych! Tego chyba nie chcesz,
prawda? Zdradziłem ci to, bo jesteś moim najlepszych przyjacielem, wiesz?
-
Nic nie powiem – strzepałem jego ręce, wbijając wzrok w dom Sakury. Światło
rzeczywiście paliło się w salonie, a po nim krążyła ciemna sylwetka; męska
sylwetka. Nie było wątpliwości, że prezentował ją mój starszy brat. – Ja już
idę Naruto.
-
W porządku – otrzeźwił się. – Ale obiecasz, że…
-
Nic nie powiem – jęknąłem.
Po
jego twarzy rozlał się szeroki uśmiech.
-
To świetnie! W takim razie zmykam, bo naprawdę zginę w ogniach piekielnych,
kiedy wrócę późno do domu! Do zobaczenia na przyjęciu!
-
Ta… do zobaczenia – mruknąłem, ale on nie był w stanie tego usłyszeć. Poderwał
się do biegu, zdejmując po drodze płaszcz i przewieszając go przez ramię.
Utkwiłem
wzrok w męskiej sylwetce, która nieprzerwanie krążyła po pokoju, wkładając coś
do ust. To niedorzeczne. Z Naruto trenuję już ponad trzy godziny, a według jego
raportu, Itachi wstąpił do Sakury, kiedy ten wychodził.
To
dziwne, bo nigdy nie pomyślałbym, że Sakura kiedykolwiek zapozna się z moim
starszym bratem. Nigdy nie pomyślałbym, że będzie uciekała przed spotkaniem…
Czas
wziąć sprawy w swoje ręce.
No ładnie, ładnie Itachi poszedł na odwiedziny do Sakury, mega zaskoczenie. Wszystko się toczy w dobrym kierunku teraz Sasuke do niej idzie xd Oby tak dalej UCHUHA ! ;**
OdpowiedzUsuńsasek zachowujący się jak świnia.. xD koment w nastepnym rozdziale
OdpowiedzUsuńNie mów Hinatce, nie mów Hinatce! Ona mnie zabije, zginę w ogniach piekielnych! Tego chyba nie chcesz, prawda? Zdradziłem ci to, bo jesteś moim najlepszych przyjacielem, wiesz?
OdpowiedzUsuńPo prostu looove ten fragment :D
Wspominałam już może, że moim ulubionym bohaterem jest Itachi a nie Sasuke? ;D
Nie wspominałaś :D ale Itachi się ucieszy, że ma większą rzeszę fanów niż młodszy braciszek ^
UsuńNie wiem czemu, ale rozwalił mnie tekst ' Itachi-podrywacz' XD
OdpowiedzUsuńHahahahahaha miałam beke z jego zachowania, ale ten "tytuł' mnie rozwalił xD
UsuńHahaha. Smialam się, gdy Itachi upominał Sasuke, żeby nie kruszył xd Nie ma to jak starszy brat.
OdpowiedzUsuńDowódca ANBU, śmiały plan ze strony Saska.
Więc Itaś pierwszy wyciągnął dłoń do nowej sąsiadki. ^^ Sasuke też powinien.
Trochę denerwujące jest gdy ktoś cały czas tak na kogoś naciska jak Naruto i reszta na Sakurę. Nie wytrzymałabym. :_:
"Zginę w ogniach piekielnych" - to było świetne. <3
Itachi wyjdź za mnie! Proszę Cię wyjdź za mnie! W sumie miałam nie komentować, wątpię byś przeczytała mój komentarz, w końcu skończyłaś już bloga. Ale Itachi kocham Cię tak mocno! Nie wiem co tam się dzieje w przyszłych rozdziałach, ale rezerwuję sobie Itachiego! Jest tak bardzo cudowny, Boże, Boże, Boże nie mogę wyjść z zachwytu! Co ze mną zrobił ten rozdział!? Co ze mną zrobił Itachi w tym rozdziale. Szczerze się tak mocno, że Joker nie odważyłby się zapytać " Why so serious?"
OdpowiedzUsuńNa wypadek gdybyś jednak przeczytała te moje achy i ochy, to dodam, że byłam jedną z cichych czytelniczek bloga Secret of happiness --> piękna historia!
Pozdrawiam!