poniedziałek, 9 lipca 2012

III. Sąsiadka


“And love is not a victory march
it's a cold and it's a broken hallelujah”
Bon Jovi – Hallelujah


- Co najwyżej dwadzieścia osób, mój dom, świetna muzyka, miła atmosfera… cóż jeszcze mogę powiedzieć? – podczas, gdy ja z Itachi’m klapnęliśmy na sofę, Naruto stał przed nami z kremową kopertą w ręku, a na palcach począł wyliczać atrakcje, jakie czekają na nas po przyjęciu zaproszenia. – Musicie tam być. To przyjęcie powitalne dla was!
Mój brat podrapał się zmieszany po głowie.
 - Nie musieliście robić sobie problemów z Hinatą. Ja i Sasuke raczej nie zasługujemy na żadne przyjęcie.
 - Popieram – zgodziłem się, a czując złośliwe skurcze w brzuchu, pokierowałem się do kuchni i zacząłem myszkować w lodówce. Miałem tak obszerny wybór, że postanowiłem rzucić wszystko na jedną kartę i skosztować ciasta czekoladowego.
Gdy wróciłem do pokoju, mój brat trzymał kopertę w ręku i leniwie ją otwierał.
 - Nie możecie odmówić – ciągnął Naruto. – Prawie wszystkim rozdałem zaproszenia. Zostały mi już tylko dwa.
Po tych słowach Itachi zdawał się być jeszcze bardziej zmieszany i zaczął szukać ratunku u młodszego brata. Spojrzał na mnie, komunikując: „Idziemy, prawda?”.
Westchnąłem ciężko, przez co kilka okruszków ciasta poleciało swobodnie przed siebie.
 - Sasuke, na litość boską! – oburzył się Itachi.
Naruto parsknął śmiechem i wbił wzrok w moją dłoń, gdzie trzymałem kawałek ciasta.
Wzruszyłem ramionami.
 - Nie znałem cię od tej strony – powiedział, a ja zgromiwszy go wzrokiem, nachyliłem się nad Itachi’m, by mieć lepszy wgląd na zaproszenie. Tymczasem Naruto ponownie zaczął mielić językiem: - Wiem, że Sasuke nie jest typem imprezowicza, więc nie obawiajcie się; przyjęcie będzie w miarę spokojne. Hinata sama mówiła, żeby darować sobie uroczysty charakter.
 Już dobrych kilka dni minęło od kiedy zamieszkałem z bratem w Konoha. Nic się nie zmieniło. Znajomi są tacy, jakich ich zapamiętałem. Jedyną nowością dla mnie byli ich partnerzy lub zawody, które obecnie wykonują. Ja sam nie miałem zamiaru podążać jakąś wspaniałomyślną ścieżką, jeśli chodzi o karierę. Tak jak wszyscy przypuszczali, moim celem stało się założenie własnego oddziału w ANBU. Każdy mi przyklasnął, ale na drodze pojawiła się pewna trudność.
„Chociaż bardzo bym chciał ominąć ten punkt w regulaminie, to jednak wiesz, że nie mogę. Jako, że doniedawna figurowałeś w księdze BINGO, a twoje nazwisko jednoznacznie kojarzy się z kryminalistą, musisz przejść okres próbny jako przeciętny Shinobi wioski. Najpierw wyślę cię na przeróżne misję, a jeśli wszystkie zaliczysz bez zbędnych komplikacji, dopiero wtedy pozwolę ci wziąć udział w testach ANBU.”
Młotek. Byłem pewny, że gdyby naprawdę mu zależało, dałby radę przejść łukiem obok tej zasady. Ale musiał zatriumfować swoją posadą Hokage.
 - Będziemy – odezwał się Itachi. – Z przyjemnością.
Potwierdziłem to głębokim westchnięciem, starając się nie mieć Naruto za złe przestrzegania złotej zasady. Ostatecznie i tak grubo naciągnął już regulamin wioski, wpuszczając naszą dwójkę do Konohy bez żadnych rozpraw, czy też udowadniania win.
 - To ja idę dalej rozdawać zaproszenia. Pozostał mi jeszcze Kiba i wasza urocza sąsiadka – zachichotał blondyn, a ja z Itachi’m spojrzeliśmy po sobie nierozumnie.
 - Sąsiadka? – zawtórował mój brat.
Naruto wybałuszył na nas oczy.
 - No przecież mówię o Sakurze-chan. Ją też muszę zaprosić. Byliśmy jedną drużyną, nieprawdaż?
Chwila namysłu.
 - To ta, którą widziałem przed szpitalem? – ożywił się Itachi. Patrzyłem to na niego, to na Naruto i szczerze mówiąc; coraz mniej potrafiłem zrozumieć.
Uzumaki z początku pokiwał radośnie głową, ale raptem jego uśmiech przygasł, a zastąpiło go zdziwienie.
 - Zaraz, zaraz! – wykrzyknął i zmierzwił sobie włosy. – Sakury-chan tutaj nie było? – diabli wiedzą dlaczego zwrócił się akurat do mnie. Pokręciłem głową i wróciłem do pochłaniania ciasta.
 - Nie widziałem jej od czasu powrotu do wioski – wraz ze słowami, z ust raz jeszcze poleciało kilka okruszków ciasta. Pech chciał, że tym miejscem musiały być akurat kolana mojego brata.
 - Sasuke Uchiha! – zagrzmiał. – To jest zachowanie typowe dla prosiaka! Zachowuj się. Od kiedy ty w ogóle jesz słodycze?
 - Nie wiem. Ale to… - urwałem, prezentując im ciasto w swojej dłoni. – To jest całkiem dobre i zasmakowało mi.
 - Kupiłem to – rzekł poirytowany Itachi.
Klepnąłem go w plecy.
 - Wiem. Przecież ty nie potrafisz gotować.
 - Ty też nie.
 - Ale ja wykazuję jakieś chęci. Dzisiaj sam zrobiłem sobie jajecznice, a to otwiera mi całkiem nowe możliwości.
 - Ciekawe jakie? – prychnąwszy, splótł ręce na klatce piersiowej. Wtedy do naszych uszu dotarł szmer i ni stąd ni zowąd Naruto zaczął kierować się w stronę drzwi. – Coś się stało? – zapytał Itachi, marszcząc brwi.
 - Wszystko w porządku – nadal stał do nas plecami. – Muszę tylko iść do Sakury-chan, dać jej to. – uniósł rękę z kopertą.
 - Odprowadzę cię do drzwi – zaproponował mój brat. – Dzisiaj trenujecie z Sasuke, prawda?
 - Tak. Będę na polu treningowym zaraz po skończeniu roznoszenia zaproszeń.
 - Będę czekał – wtrąciłem się, wkładając do buzi kolejny kawałek ciasta. Zaczynało mnie pomału przerażać, że coś tak niesmacznie wyglądającego, kusi mnie by zajść po więcej do lodówki.
 - To miło, że Sakura jest nasza sąsiadką. Nawet o tym nie wiedziałem… - w tle słyszałem stłumione głosy rozmów, ale nie przejąłem się nimi. Podreptałem do kuchni, aby napełnił usta ciastem czekoladowym.
***
Myślałam tak długo, tak wiele i tak intensywnie, że dym wychodził mi uszami. Ino, Hinata i Naruto stali przede mną z minami pełnymi oburzenia i politowania, podczas gdy ja czułam się jak ofiara otoczona przez wygłodniałe lwy. Nawet mrożona kawa nie dała rady ostudzić panującej atmosfery.
 - Wyszedłem na idiotę – oświadczył Naruto, który do tej pory odzywał się najmniej. Większa część czasu to kazania Hinaty i Ino. – Oni nawet nie wiedzieli, że mieszkasz obok. Sakura-chan! Umawialiśmy się przecież, że jako rekompensata za poprzedni wybryk, sama ich odwiedzisz.
Westchnęłam, nie mogąc się powstrzymać przed regularnym spoglądaniem na posiadłość braci Uchiha. Czułam się podwójnie zażenowana, ponieważ cała nasza czwórka stała na werandzie i zawsze istniała możliwość, że dźwięki naszych rozmów przenikają przez ściany ich domu.
Byłam tak zdenerwowana, że postanowiłam zrobić to, co potrafię najlepiej; zagryzłam dolną wargę i spuściłam wzrok, opierając się na balustradzie.
 - To jest szok dla nas wszystkich, że tak gwałtownie wrócili do Liścia, ale nawet nie masz pojęcia jak głupio mi było, kiedy musiałam wymyślać, że często nie ma cię w wiosce – wtrąciwszy, Hinata zapatrzyła się na zachodzące słońce. – Weź się w garść, Sakura. Przecież to nic strasznego. Tylko się z nimi przywitasz.
 - Nie naciskamy na ciebie, ale…
 - Nie, w ogóle! – przerwałam Ino, uderzając pięściami w śnieżnobiałą balustradę. – Co chwila się mnie o coś czepiacie i bulwersujecie moim zachowaniem. Dobra! Być może zachowuję się jak dziecko, ale jestem już dorosła, nieprawdaż? Mam prawo sama decydować o moim życiu!
Hinata, Ino i Naruto spojrzeli po sobie zdziwieni, a ja zastanawiałam się, kto pierwszy z nich pomyślał, żeby wysłać mnie do psychologa.
 - Sakura, ale my mówimy tylko o rozmowie z Itachi’m i Sasuke – powiedziała Ino.
Tak, jasne. Teraz błyszczy, bo oficjalnie zapoznała się ze starszym bratem Sasuke. W końcu to ona szpiegowała go z mojego balkonu z podejrzeniem, że wyrusza wciąż na tajne misje, a co noc do domu dostarcza ludzkie zwłoki i ukrywa je w specjalnym pokoju z trumnami.
 - Wy nic nie rozumiecie – wyszeptałam.
W sumie nie ma się co dziwić. Ja też siebie nie rozumiem. Sama myśl o Sasuke wywołuje na moim ciele masę ciarek, a serce zaczyna bić z zawrotną szybkością. I bynajmniej nie chodzi tutaj o żadne zauroczenie.
Naruto westchnął ciężko i oparł głowę na ręce.
 - Tak do niczego nie dojdziemy – oznajmił.
 - Ona jest nieugięta – zgodziła się Ino.
 - Tak dla waszej informacji, ona jest tuż obok – dodałam, krzyżując ręce na piersiach. – I pozwólcie, że ona sama zadecyduje.
 - Ale na przyjęciu będziesz? – Uzumaki wychylił się zza werandy, by mieć na mnie lepszy widok. Pod wpływem nerwów, przytaknęłam. Gdy Naruto zaproponował mi to po raz pierwszy, niemal od razu pomyślałam, że w żadnym wypadku się tam nie zjawię. A jednak… po chwili zadumy uzmysłowiłam sobie, że to może być ten dzień, kiedy pokonam wewnętrzną blokadę.
 - Będę – powiedziałam hardo.
 Ino stojąca obok, wbiła we mnie wzrok.
 - Liczę na to, że tym razem naprawdę się pojawisz. Na pogrzebie Madary cię nie było.
 - Mówiłam ci, że muszę zająć się Satoshi’m – broniłam się, a kiedy blondynka otwierała już usta, żeby zarzucić jedną z najbardziej bzdurnych propozycji, spojrzałam na nią spod byka, aby dać jej ostrzeżenie.
Podziałało. Ino spuściła głowę z westchnięciem.
Znów zerknęłam na dom braci Uchiha i dopadła mnie olbrzymia obawa.
  - Może chodźmy lepiej do domu – mruknęłam i nie czekając na odpowiedź, otworzyłam przed nimi drzwi. Po kolei wgramolili się do sieni, a depcząc mi po piętach, zdecydowali podjąć się kolejnej próby ataku.
 - Ja już dopilnuję, żebyś na przyjęciu w końcu z nimi porozmawiała! – zapewnił Naruto.
            - A szczególnie z Sasuke! – dopowiedziała Ino. – Przecież to aż dziwne, że teraz unikasz go jak najgorszego wroga. Byliście przyjaciółmi, a ja przypominam ci, że nieraz kłóciłyśmy się z jego powodu.
 - Stare czasy – machnęłam lekceważąco ręką, wciąż idąc na przodzie.
 - Ale miłość tak szybko nie przemija. Nie pamiętasz jak o niego walczyłaś? Nie pamiętasz egzaminu na Chunina? Powstrzymałaś go wtedy przed przeklętym znakiem, a potem walczyłaś ze mną i powiedziałaś…
 Żyłka na moim czole zaczęła pulsować. Kiedy znaleźliśmy się w salonie, stanęłam tuż przy kominku, ani myśląc, żeby obrócić się do nich przodem.
 - Ino ma rację, Sakura-chan! – przerwał jej Naruto. – Nie wiem co się z tobą dzieje, ale tak nie może być. Prędzej czy później będziesz musiała stanąć z nim oko w oko.
  - Wolę później – zaznaczyłam, ostatkami sił walcząc z frustracją.
  - Twoje podejście mnie zaskakuje. Czy byłoby tobie miło, gdyby Sasuke ani razu nie przyszedł cię odwiedzić w szpitalu, gdybyś to akurat ty była ranna po ciężkiej walce? Na pewno nie! Byliśmy drużyną Sakura-chan, nie możesz o tym zapominać!
  - Wiele zawdzięczasz Sasuke – głos Ino był ostry jak brzytwa. – Tyle razy cię uratował…
  Zaczęłam zgrzytać zębami.
 - I nie zapomnij, że gdyby nie on, to wiosce nadal groziłoby niebezpieczeństwo ze strony Madary.
   - Sakura!
   Zamilczcie…
  - Sakura-chan! Powinnaś to przemyśleć!
  - Właśnie! Sasuke jest…!
  Nie wytrzymałam:
  - On próbował mnie zabić!! – ryknęłam, stając do nich przodem. Tak jak oczekiwałam, na ich twarzach malowało się zaskoczenie. Zacisnęłam pięści i zebrałam się w sobie, aby wykorzystać te kilka sekund milczenia. – Próbował mnie zabić dwa razy! Jak mam mu spojrzeć po tym w oczy, co?! Czy wy naprawdę tego nie widzicie?! Jeszcze kilka dni temu Sasuke był groźnym przestępcą, a dzisiaj żyje obok nas jak przeciętny Shinobi z wioski! To jest absurdalne, chore!! Tak nie powinno być! Tsunade-sama nigdy nie wybaczyłby mu tak łatwo!! To niezgodne z prawem!
  Jako, że tłumienie emocji nie było moją mocną stroną, nie miałam sobie za złe tego występku. Nawet wspomnienie mojej dawnej liderki nie przeszkodziło gniewowi. Ze zmarszczonymi brwiami i iskierkami złości w oczach obserwowałam przyjaciół, którym, w dosłownym znaczeniu, szczęki opadły na ziemię.
    - Sakura-chan… – wydusił Naruto. Podniósł rękę, ale zawahał się i niemal od razu ją cofnął.
  Wtedy Ino wsparła dłonie na biodrach.
  - Boisz się go Sakura? – zapytała jak gdyby nigdy nic, a moje oczy omal nie wyszły z orbit. Przez jej twarz przeleciał cień złośliwego uśmieszku, ale wówczas spoważniała. – Dlatego nie chcesz z nim rozmawiać? Boisz się go?
   - Nie boję! – krzyknęłam. – Ja po prostu…
   - Po prostu co? – drążyła Ino, a Naruto i Hinata włączyli się, nie spuszczając ze mnie spojrzenia.
   I co ja mam powiedzieć? Przecież samej siebie nie rozumiem. Wyzwaniem było tłumaczenie im całej skomplikowanej sprawy.
  Po paru chwilach milczenia, Ino odchrząknęła.
   - Skoro się go boisz, to znacznie ułatwia nam sprawę.
  - Co masz na myśli? – zapytał Uzumaki.
   - Sakurze wystarczy przywyknąć do jego towarzystwa i na własnej skórze przekonać się, że nic jej nie grozi z ich strony… - ucięła, zaczynając powoli do mnie podchodzić. Teraz byłam już przekonana, że jestem zwykłą ofiarą dla wygłodniałego drapieżnika. – Im więcej będzie z nim przebywać, tym szybciej to do niej dojdzie. Nie możemy marnować żadnej chwili, tylko od razu wybrać się do ich…
  - Nie boję się go!! – przed moimi oczami zaczęły zjawiać się natrętne wizję, jak to Ino i reszta prowadzą mnie do posiadłości klanu Uchiha. Mnie? Zestresowaną, zdesperowaną, otumanioną… O niebiosa! Ja naprawdę się ich boję.
 - Nie kłam. Ja doskonale widzę, że…
Nikt nie dowiedział się, co widzi Ino, ponieważ raptem usłyszeliśmy stukot do drzwi. Trzy pary oczu spojrzały na mnie, jakbym to ja teraz stała na zewnątrz i dudniła we wrota własnego mieszkania.
 - Spodziewasz się kogoś? – szepnęła Hinata.
Pokręciłam głową i gdyby nie wcześniejsza sytuacja, zapewne stałabym tak samo skołowana co wszyscy zebrani. Zirytowana Sakura zachowała się jednak odrobinkę inaczej. Z zaciśniętymi pięściami i zdecydowanym krokiem ruszyłam do sieni, robiąc to z gracją, którą zapożyczyła od Ino.  
Nie minęła sekunda, a usłyszałam za sobą kroki zaintrygowanych gości. Nie ma co! Z pewnością wędrowali pod przewodnictwem Ino i jej ciekawskiego nochala!
 - A mówią, że ja zachowuję się jak dziecko – mamrotałam do siebie. – Już idę, idę! – wrzasnęłam, kiedy dudnienie w drzwi stało się donośniejsze.
Otworzyłam je, a widząc kto miał zamiar zawitać w moje progi, żołądek opadł mi do kolan. Od razu ogarnęła mnie aura mroku i przerażenia.
 - Cześć. Ty pewnie jesteś Sakura, prawda? – sterczałam jak półgłówek i mimochodem podałam mu swoją dłoń, by on porwał ją w mocnym uścisku. – Cieszę się, że w końcu mogę cię poznać.
Chyba nie do końca było tak, jak w moich wyobrażeniach.
Itachi stał przede mną, świdrując mnie czarnymi oczami. Ubrany był w ciemny podkoszulek i znoszone spodnie. Zauważyłam, że w drugiej ręce trzyma jakąś siatkę. Aż zatoczyłam się do tyłu, kiedy uzmysłowiłam sobie, że jego kąciki uniesione są leciutko do góry, a oczy nie wyrażają żadnych innych emocji, prócz ciepła i spokoju.
 - Um. Ja… - zaczęłam, ale mój język odmówił posłuszeństwa.
Nim zdążyłam cokolwiek zrobić, przez drzwi zaczęli przeciskać się moi przyjaciele.
 - Itachi? – zdziwił się Naruto, po czym wyminął mnie i stanął tuż obok niego. – A co ty tutaj robisz?
 - Hej, Naruto! Powiedziałeś, że Sakura mieszka obok, więc chciałem ją przywitać, jako nową sąsiadkę. – Uchiha gapił się ślepo na blondyna, potem jego wzrok padł na Ino, Hinatę, a na samym końcu obdarował nim mnie. – Nie wiedziałem, że masz gości, ja…
 - Ależ my już się zbierałyśmy! – poinformowała Yamanaka, pojawiając się między naszą dwójką. Kłamliwa oszustka! – Wpadłyśmy tylko na babskie pogaduszki.
 - Hej, hej! – oburzył się Naruto i zatupał nogą o podłogę. Ino wysłała mu przepraszające spojrzenie i zaczęła pchać Hinatę w kierunku chodnika.
 - Dzięki za miły wieczór, Sakura! Do zobaczenia jutro!
Wredna, cholerna, diabelska…Grr! Zacisnęłam pięści i odnosiłam wrażenie, że zaraz uduszę się własnym rozdrażnieniem. To była prawdopodobnie bardziej żenująca sytuacja, niż wtedy przed szpitalem. Itachi nieprzerwanie spoglądał na mnie w osłupieniu, a Naruto znienacka porwała do tyłu tajemnicza siła.
Mówiąc tajemnicza; miałam na myśli oczywiście Ino.
Ale wtedy Itachi obrócił się i powędrował wzrokiem za Uzumaki’m.
 - Hej, Naruto! Nie miałeś być na treningu z Sasuke?
Naruto z trudem wyrwał się Ino i poprawił płaszcz.
 - Właśnie tam idę. Kilka spraw zatrzymało mnie na dłużej u Sakury-chan… - urwał, wskazując palcem na drobniutki stolik, stojący nieopodal werandy. Na nim znajdowała się koperta z zaproszeniem.
Itachi skinął głową ze zrozumieniem i zwrócił się z powrotem w moim kierunku. Zmieszana, bezustannie trzymałam spojrzenie na oddalających się towarzyszach, w duchu przeklinając Ino Yamanake. Nie było wątpliwości, że to wszystko zaplanowała. Czy Itachi Uchiha sam od siebie przyszedłby złożyć wizytę sąsiadce?
 - Jesteś pewna, że ci nie przeszkadzam? – zapytał ostrożnie.
Pokręciłam głową i wtedy się opamiętałam.
 - Proszę wejdź – mój głos zdradzał wszystkie skumulowane we mnie uczucia. Wlazłam w głąb domu, robiąc gościowi miejsce. Uchiha stał w bezruchu jeszcze parę chwil, wlepiając we mnie bezmyślne spojrzenie. Znów pomyślałam, że nie emanuje od niego nic innego oprócz niepodważalnego ciepła. W końcu zrobił kilka kroków do przodu i odchrząknął.
 - Przepraszam, że nie zjawiłem się z bratem, ale jak sama już wiesz, jest teraz na treningu. Bardzo mu zależało na walce z Naruto.
 - O tak. Ta dwójka zawsze ze sobą rywalizowała – powiedziałam, z impetem zamykając drzwi. Itachi wzdrygnął się pod wpływem głośnego trzasku. – Przepraszam. – dodałam.
Policzki piekły mnie niemiłosiernie i ponad wszelką wątpliwość byłam już czerwona jak cegła.
Czarno-włosy raz jeszcze zatopił we mnie swoje spojrzenie. Czułam to. Czułam jak lustruje każdy kawałek mojego ciała, nie pomijając przy tym żadnego detalu. Ostatecznie zatrzymał się na twarzy i tam już utkwił swój wzrok na dobre.
Raptem podrapał się w tył głowy i wyszczerzył w uśmiechu.
 - Wiem, że przyszedłem bez zapowiedzi, ale Naruto wspominał, że często nie jesteś obecna w Liściu, więc sama rozumiesz…
Musiałam podtrzymać szczękę, aby ta nie opadła mi na ziemię.
 - Yyy…nic się nie stało. Naprawdę. – gestem ręki zaprosiłam go do salonu. Jednak nim ruszył za moimi wskazówkami, zdjął buty i zaczął przyglądać mi się z uśmiechem.
 - Prawie bym zapomniał! – uderzywszy się w czoło, wystawił przed siebie siatkę z tajemniczą zawartością. – Oto prezent dla nowej sąsiadki. Nie muszę się chyba przedstawiać, bo jestem pewny, że mnie znasz.
Aż za dobrze, przemknęło mi przez myśl.
Przyjęłam prezent z zaróżowionymi policzkami.
 - D-dziękuję.
I wtedy ciekawość wzięła nade mną górę. Nie dbałam o to, jak wypadnę, zaglądając beztrosko do środka, ale wręcz mnie rozsadzało od wewnątrz na myśl cóż takiego Itachi Uchiha mógłby podarować swojej sąsiadce. Pozbawiona wszelkiej dyskrecji zajrzałam do środka, niemal zatapiając w siatce całą głowę.
Usłyszałam śmiech Itachi’ego i w tej samej chwili wyciągnęłam zawartość z torby.
 - Umm… co to jest?
 - Ciasto. Tak dla ścisłości; nie ja go piekłem, ani nie Sasuke. Jakoś tak wyszło, że przyszliśmy na świat bez talentu do gotowania.
Zachichotałam. Z niewiadomych powodów ciasto czekoladowe, uwięzione w przeźroczystym pudełeczku pomogło mi uwierzyć w to, że być może Uchiha wcale nie nosi przy sobie wszystkich możliwych narzędzi do zabijania.
Znów podziękowałam i tym razem bez zbędnych komplikacji wstąpiliśmy do salonu. Itachi parę chwil prawił komplementy sposobowi w jaki udekorowałam dom. Rozprawiał też o tym, że do salonu najlepsze są ciemniejsze kolory tak, aby dodać nastrój moim babskim wieczorom. Z prawdziwym skupieniem chłonęłam każde jego słowo, nie mogąc uwierzyć w obecną sytuację.
Gdy zasiadł na fotelu, automatycznie podreptałam do kuchni, aby przygotować ciasto do spożycia. Liczyłam na to, że Satoshi, śpiący w pokoju obok, nie wybudzi się podczas wizyty Itachi’ego. Jakoś niezbyt pozytywnie byłam nastrojona do tego, ażeby dowiedział się, że w wieku dziewiętnastu lat jestem już matką. Chociaż… łącząc nadpobudliwość Naruto, z gadatliwością Ino… Aż zachciało mi się śmiać z faktu, że jeszcze sekundę temu myślałam o utajeniu istnienia mojego syna.
Wracając do pokoju z tacą wypełnioną ciastem czekoladowym, mimowolnie w oczy rzuciło mi się lustro, a wraz z nim własne odbicie.
 - O cholera… - zaklęłam cicho. Takiego wyglądu powstydziłaby się nawet najpaskudniejsza istota na świecie. Przeczesałam ręką włosy, które dotąd pozbawione były jakiegokolwiek ładu i składu, a przy końcówkach przeistaczały się w kołtuny. Chyba za bardzo przywykłam do bezstresowego przebywania w domu i zajmowania się maleńkim dzieckiem. Nawet podomka, którą sprawiłam sobie dość niedawno, naraz przestała mi się podobać.
Wstąpiłam do salonu z miną męczennika.
 - Wszystko z porządku? – zainteresował się Itachi. Kiedy nie odpowiedziałam powstał z miejsca i pomógł mi postawić tacę na stole.
 - Och! Nie trzeba, dam sobie radę sama – zapewniłam.
 - Jesteś jakaś rozkojarzona – zasłużyłam sobie na jego kolejny uśmiech, kiedy oboje w tym samym momencie padliśmy na fotele po przeciwnych stronach. Znów zaczął taksować mnie wzrokiem, a moje policzki zrobiły się nienaturalnie czerwone. -  I nawet wiem o co chodzi! – dodał, klaszcząc w dłonie.
Mina męczennika natychmiast odnalazła swój kres i została zastąpiona bezgranicznym zdziwieniem.
 - Wiesz? – powtórzyłam, czując jak spinają mi się po kolei wszystkie mięśnie.
 - Wiem. I nie martw się. Znaczna większość do dzisiaj ma z tym problem.
 - Słucham?
Znaczna większość staje przed lustrem i zdaje sobie sprawę, że wygląda gorzej niż czworonoga modelka po nieudanej operacji plastycznej?
Najwidoczniej Itachi’ego rozbawił mój obecny wyraz twarzy. W kącikach jego ust igrał ciepły uśmiech, a sam rozsiadł się na fotelu i umieścił ramiona na obu oparciach.
 - Trudno wyobrazić sobie mnie bez płaszcza Akatsuki, prawda?
 - Yyy… słucham?
Nawet na myśl mi nie przyszło, aby porównywać jego teraźniejszą wersję, z tą, odzianą w czarny płaszcz ze wściekło czerwonymi chmurkami. Po dziś dzień Naruto trzyma jeden z nich w gabinecie na cześć tej organizacji, twierdząc, że nie robi nic karalnego.
Itachi ponownie parsknął śmiechem.
 - Chodzi mi o moją przeszłość. No wiesz… byłem kryminalistą itepe. To naturalne, że nie czujesz się pewnie w moim towarzystwie.
Ach tak! Moja mina wyraziła totalne olśnienie, a Itachi raz jeszcze zdawał się być ubawiony. Całkiem opacznie zrozumiał poprzednie zajście. Ale cóż! Przecież nie będę mu tłumaczyć, że winne są tu moje kompleksy, a o niepewności w jego towarzystwie zapomniałam, kiedy zaczął oceniać gdzie najlepiej powiesić obrazy na ścianach.
 - A tak, tak! – zaczęłam machać nerwowo ręką. – Masz rację, ale czuję się znacznie lepiej niż na początku. Przepraszam jeśli…
 - Nie musisz przepraszać – wszedł mi w słowo. – Powiedziałem już, że to naturalne, biorąc pod uwagę poprzednie zdarzenia. Do teraz jest wiele osób, które boją się swobodnie ze mną przebywać.
 - To dziwne – wymsknęło mi się, za co natychmiast ugryzłam się w język.
 - Jesteś urocza – zaśmiał się.
Nie odpowiedziałam na tą uwagę. Właściwie… odpowiedzi udzieliły moje policzki, czerwieniąc się jeszcze bardziej, ale zakryłam je szybko rękoma, tłumacząc, że w pomieszczeniu jest dosyć ciepło.
Potruchtałam do okna, otworzyłam je na oścież, po czym wbiłam w Itachi’ego pewne spojrzenie.
 - To jak? Życzysz sobie czegoś do picia?
 - Masz może Sake? – odpowiedział pytanie na pytanie.
 - Mam.
 - A więc Sake.
 - Sake – zawtórowałam słowo, które z trudem przeszło mi przez gardło. Aż zdziwiłam się, kiedy Itachi nie zareagował na nagłą nienawiść, która zaiskrzyła w moich oczach.
***
 - Całkiem nieźle, Uchiha – Naruto niemal czołgał się ze mną, mokry od potu, czerwony od emocji, z mnóstwem zadrapań. Spojrzałem na niego przez ramię z chytrym uśmieszkiem, prezentując jednocześnie swoją katanę.
 - Wiedziałem, że nie wygrasz.
 - Był remis! – zbuntował się.
Prychnąłem.
 - Remis? Chciałbyś! Przecież tobie pierwszemu zabrakło chakry.
 - A tobie skończyła się kilka sekund po mnie.
Co racja, to racja. Potarłem czoło i postanowiłem zostawić na lodzie uwagę Naruto. Niepodważalny był fakt, że on jako pierwszy odniósł porażkę, a Sasuke Uchiha zwyciężył po raz kolejny.
Był rześki letni wieczór, a ulicę opustoszały. Razem z Naruto targaliśmy się do domu. Ulżyło mi, kiedy przed nami wypiętrzyła się nowa posiadłość klanu Uchiha i pomyślałem, że jeszcze nigdy nie pragnąłem być w obecności Itachi’ego tak, jak teraz (nie licząc czasów, w których próbowałem go ukatrupić). Ciekawie co powie, widząc mnie w takim stanie? Zignoruje, pogratuluje, czy może zatroska? Aż płonąłem, aby poznać jego reakcję. To będzie dla mnie kompletna nowość.
Poczułem jak blondyn klepie mnie po plecach. Gdy w końcu dokuśtykał do mnie, podpierając się laską, łypnąłem na niego z politowaniem.
 - No co? – wzruszył ramionami.
 - Masz dwadzieścia lat, a nie osiemdziesiąt – wskazałem na laskę, przez co Uzumaki znienacka przyciągnął ją bliżej siebie i parsknął oburzony.
 - No wiesz ty co? To była laska trzeciego Hokage, wiele dla mnie znaczy.
 - Tyle, że trzeci Hokage był już w podeszłym wieku, więc miał prawo jej używać.
 - Ach! Taki prostak jak ty nie zrozumie skomplikowanego świata władców i bohaterów! – westchnął, unosząc dłonie w stronę nieboskłonu. Tym razem naprawdę zdecydowałem się przyłożyć sobie w czoło; i to dosyć porządnie. Po paru chwilach Uzumaki wybuchł śmiechem i objął mnie ramieniem.
 - Hej! – warknąłem na niego. – Przestań robić cyrk. Ludzie się na nas gapią. I mógłbyś przestać szczycić się byciem Hokage, to naprawdę irytuj…Hej, co się stało? – spytałem, bo oczy Naruto nagle bardzo szeroko się otworzyły.
 - Oy, Oy! Sasuke spójrz na to! – wystawił rękę i zaczął wodzić palcem po mieszkaniu obok. Wtedy mnie olśniło.
 - Tu mieszka Sakura?
 - No przecież wam mówiłem! Ale nie to jest takie ekstra!
 - O czym ty mówisz młocie? – albo mi się wydawało, albo Uzumaki’ego rzeczywiście zauroczyły palące się światła w oknach.
 - Tam się świeci! – oświadczył.
Wywróciwszy teatralnie oczami, wyswobodziłem się z jego uścisku.
 - I co z tego? Sakura najwyraźniej wróciła już do wioski.
Rysy mu stężały. Zamrugał kilka razy jak sowa, zerknął na mnie zdziwiony, a potem znów przekierował uwagę na dom.
 - Nie o tym mówię. Skoro w salonie nadal pali się światło, to oznacza, że Itachi nadal u niej jest.
 - Itachi?! Mózg ci odebrało? – zbulwersowałem się, ale wtedy naraz zaczęły dochodzić do mnie obrazy z zachowania mojego brata na wieść, że niejaka Sakura mieszka zaledwie kilkanaście metrów obok. – Itachi u niej jest? – Naruto już otwierał usta, ale ja bezczelnie wszedłem mu w słowo.
 - Nie mówił ci, że do niej idzie?
 - Kiedy wychodziłem na trening był jeszcze w domu.
 - A kiedy ty wyszedłeś, on postanowił odwiedzić Sakurę. Wiem, bo byłem u niej razem z Hinatą i Ino, żeby wręczyć jej zaproszenie.
 - I Itachi tam przyszedł? – nie potrafiłem zdusić zdziwienia.
Naruto przytaknął, a mnie coś ścisnęło w żołądku. Kolejna strona mojego brata, z którą muszę stanąć oko w oko. Itachi podrywacz? Nie! Toż to było czyste szaleństwo!
 - Wszystko w porządku? – zatroskał się Uzumaki, zerkając na mnie.
 - Tak – burknąłem. – Chyba po niego pójdę. Jest już późno.
Blondyn klasnął dłońmi i zaczął je o siebie pocierać.
 - Ciekawe jak tam Sakura-chan? – lamentował. – Cały dzień przekonywaliśmy ją, że nie ma czego się bać, a tu bach! Itachi sam do niej przyszedł. Gdybyś widział jej minę…
 - Nie rozumiem, o co… - zrobiłem pauzę i bynajmniej nie zmusił mnie do tego śmiech przyjaciela, który rozchodził się w tle. Zmarszczyłem brwi, czekając, aż Uzumaki zaczerpnie świeżego powietrza. – Do czego ją przekonywaliście? – spytałem.
 - Żeby się nie bała. Miała niezłego cykora jeśli chodzi o ciebie i Itachi’ego. Hinata kazała mi tego nie mówić i w razie czego wmawiać, że Sakury często nie ma w wio… Psiakrew! – uciął, zatykając sobie usta rękoma.
Sterczałem tam jak kołek. A może jak posąg? Tak czy owak, nie wykazywałem żadnych oznak życia. Nawet nie mrugałem oczyma.
 - Sasuke! – Naruto wczepił dłonie w mój rękach. – Nie mów Hinatce, nie mów Hinatce! Ona mnie zabije, zginę w ogniach piekielnych! Tego chyba nie chcesz, prawda? Zdradziłem ci to, bo jesteś moim najlepszych przyjacielem, wiesz?
 - Nic nie powiem – strzepałem jego ręce, wbijając wzrok w dom Sakury. Światło rzeczywiście paliło się w salonie, a po nim krążyła ciemna sylwetka; męska sylwetka. Nie było wątpliwości, że prezentował ją mój starszy brat. – Ja już idę Naruto.
 - W porządku – otrzeźwił się. – Ale obiecasz, że…
 - Nic nie powiem – jęknąłem.
Po jego twarzy rozlał się szeroki uśmiech.
 - To świetnie! W takim razie zmykam, bo naprawdę zginę w ogniach piekielnych, kiedy wrócę późno do domu! Do zobaczenia na przyjęciu!
 - Ta… do zobaczenia – mruknąłem, ale on nie był w stanie tego usłyszeć. Poderwał się do biegu, zdejmując po drodze płaszcz i przewieszając go przez ramię.
Utkwiłem wzrok w męskiej sylwetce, która nieprzerwanie krążyła po pokoju, wkładając coś do ust. To niedorzeczne. Z Naruto trenuję już ponad trzy godziny, a według jego raportu, Itachi wstąpił do Sakury, kiedy ten wychodził.
To dziwne, bo nigdy nie pomyślałbym, że Sakura kiedykolwiek zapozna się z moim starszym bratem. Nigdy nie pomyślałbym, że będzie uciekała przed spotkaniem…
Czas wziąć sprawy w swoje ręce.

8 komentarzy:

  1. No ładnie, ładnie Itachi poszedł na odwiedziny do Sakury, mega zaskoczenie. Wszystko się toczy w dobrym kierunku teraz Sasuke do niej idzie xd Oby tak dalej UCHUHA ! ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. sasek zachowujący się jak świnia.. xD koment w nastepnym rozdziale

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie mów Hinatce, nie mów Hinatce! Ona mnie zabije, zginę w ogniach piekielnych! Tego chyba nie chcesz, prawda? Zdradziłem ci to, bo jesteś moim najlepszych przyjacielem, wiesz?

    Po prostu looove ten fragment :D
    Wspominałam już może, że moim ulubionym bohaterem jest Itachi a nie Sasuke? ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wspominałaś :D ale Itachi się ucieszy, że ma większą rzeszę fanów niż młodszy braciszek ^

      Usuń
  4. Nie wiem czemu, ale rozwalił mnie tekst ' Itachi-podrywacz' XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahahahaha miałam beke z jego zachowania, ale ten "tytuł' mnie rozwalił xD

      Usuń
  5. Hahaha. Smialam się, gdy Itachi upominał Sasuke, żeby nie kruszył xd Nie ma to jak starszy brat.
    Dowódca ANBU, śmiały plan ze strony Saska.
    Więc Itaś pierwszy wyciągnął dłoń do nowej sąsiadki. ^^ Sasuke też powinien.
    Trochę denerwujące jest gdy ktoś cały czas tak na kogoś naciska jak Naruto i reszta na Sakurę. Nie wytrzymałabym. :_:
    "Zginę w ogniach piekielnych" - to było świetne. <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Itachi wyjdź za mnie! Proszę Cię wyjdź za mnie! W sumie miałam nie komentować, wątpię byś przeczytała mój komentarz, w końcu skończyłaś już bloga. Ale Itachi kocham Cię tak mocno! Nie wiem co tam się dzieje w przyszłych rozdziałach, ale rezerwuję sobie Itachiego! Jest tak bardzo cudowny, Boże, Boże, Boże nie mogę wyjść z zachwytu! Co ze mną zrobił ten rozdział!? Co ze mną zrobił Itachi w tym rozdziale. Szczerze się tak mocno, że Joker nie odważyłby się zapytać " Why so serious?"
    Na wypadek gdybyś jednak przeczytała te moje achy i ochy, to dodam, że byłam jedną z cichych czytelniczek bloga Secret of happiness --> piękna historia!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń