środa, 22 sierpnia 2012

XI. Dążenie do prawdy


“Oh, simple things, where have you gone?
I'm getting old and I need something to rely on”
Keane – Somewhere Only We Know


Itachi od jakiegoś czasu, który wlókł się niemiłosiernie, chodził wokół nas jak sęp gotowy rozedrzeć to, co zostało z naszej dwójki. Pełnemu napięcia milczeniu zawadzały wyłącznie buty Sakury, którymi szurała po podłodze. W obecnej chwili przywodziła mi na myśl dziecko przyłapane na wyjadaniu czekolady.
 - Wpędziliście się w niezłe tarapaty – Uchiha wznowił przemowę i zgromił nas wzrokiem. Cała nasza trójka znajdowała się w olbrzymim salonie. – Czy wy zdajecie sobie sprawę z tego, co zrobiliście? Sakurze ot tak nie wolno opuszczać szpitala, kiedy jest jego pacjentką.
 - Ona sama… - zacząłem, ale temat rozmowy wciął mi się w słowo.
 - A więc tylko to was interesuje, tak? To, że uciekłam ze szpitala? A co z tym, kto ukradł zwój? Zlekceważycie go? – jej głos przesiąknięty był frustracją i ironią. Nawet wzburzony Itachi potrafił zachować się tak naturalnie, aby okazać zdziwienie na groźny ton ze strony Haruno. – Przecież musimy go odnaleźć, odzyskać zwój!
Itachi spróbował udobruchać ją ruchami dłoni.
 - Spokojnie Sakura, to oczywiste, że musimy go odnaleźć i zaraz niezwłocznie udamy się do Naruto, za to ty musisz niezwłocznie powrócić do szpitala.
 - A-ale…
 - Powinnaś była zostać w Sali tak, jak ci mówiłem. – wciąłem się. – Wtedy z pewnością uniknęlibyśmy całego zamieszania.
Wydęła wargi i wsparła ręce na biodrach. Do tej pory trwaliśmy obok siebie, stykając ramionami i obserwując zagniewanego Uchihe, teraz stanęła mi naprzeciw.
 - Ach tak, więc teraz winę zwalasz na mnie?!
 - Nie muszę jej zwalać. Wiadomo, że jest twoja. Ustaliliśmy już przecież, jak ten Shinobi dostał się do pomieszczenia.
 - Przeciąg – Itachi nieprzekonany powtórzył pod nosem słowo, które od jakiegoś czasu jest główną atrakcją. Zaczął delikatnie gładzić brodę i zmarszczył czoło. – Nie, to bezsensu.
 - Ty też mi nie wierzysz? – Sakura rozłożyła bezradnie ręce i klapnęła na fotel. Nie uszło mojej uwadze jak non stop lustrowała otaczającą ją przestrzeń. Nowa posiadłość klanu Uchiha była potężna i nawet ja, do teraz nie mogę oderwać wzroku od niektórych detali tego pokoju. Napawał sytuację odpowiednią atmosferą dzięki ciemnym ścianom, poobwieszanym tkaninami z symbolem Uchihów. – Wiem, że wyjaśniliśmy ci to dosyć zwięźle, ale to wydarzyło się naprawdę. Mówię teraz o przyjęciu. Sasuke uważał, że możesz się domyślać kto…
 - Nie znam nikogo, kto potrafiłby poruszać się z tak imponującą prędkością – powiedział.
 - Dla mnie wcale nie była imponująca. Jedynie wszystko utrudniła – dodałem swoje. Itachi’ego znów dopadła fala namysłu i wydawało mi się, że zapomniał zupełnie o naszej obecności. Już od tych kilku dni odnosiłem wrażenie, że jego osobowość drastycznie się zmieniła. Zamiast pozytywnie otwartego brata, chodziła mi po domu jakaś tandetnie podrobiona kopia, która wiecznie przebywała w chmurach, a zapytana o powody, milczała.
Po raz pierwszy od tych wielu lat poczułem troskę o brata. Całkiem znośne uczucie, oceniłem w myślach.
 - Naruto się wścieknie – Sakura przeczesała ręką włosy. Nawet nie zauważyłem, kiedy oparła łokcie na kolanach i znów wydała mi się piękna. – Skradziono najcenniejszy zwój ludzkości. Głupia… Najpierw go obroniłam, a teraz podałam mu go na tacy.
 - Obroniłaś? – zawtórował Itachi. Widocznie opuścił swoją krainę.
 - T-tak. Na początku zabrałam go do mieszkania, bo stwierdziłam, że szpital nie jest odpowiednim miejscem na jego przechowywanie. Kiedy ten Ninja nawiedził mnie na przyjęciu, sam powiedział, że wzięłam mu zwój sprzed nosa, gdyż sprawdzał pierwszą kryjówkę. Obserwował moment, w którym Naruto mi go dawał.
 - Boże… - uderzył się w czoło i zacisnął oczy. Głowa pękała mi od natłoku informacji i zdarzeń, a dodatkowo te „pierwsze razy”, o których prawił mi mój brat. Pierwszy raz widziałem go w takim stanie i znów czułem się zagubiony. Nie przywyknąłem do takich sytuacji, bo dotąd nie wstępowały na moją drogę. – Skoro nawet Naruto nie wyczuł jego chakry i ty Sasuke…
Ach właśnie! Jak grom z jasnego nieba spadła na mnie istotna informacja. Lecz nie była przeznaczona dla Sakury.
 - Ja też nie czułem jego chakry – potwierdziłem. Czułem za to jak różowo-włosa świdruje mnie oczami, ale usiłowałem to zignorować. Po głowie tłukły mi się ważniejsze sprawy, a stan Itachi’ego był jedną z nich. Nagle poderwała się z miejsca i wyminęła mnie.
 - Dlaczego nic nie robimy? Chodźcie w końcu do tego Naruto, musimy mu wszystko powiedzieć! Trzeba działać od razu nim ten Ninja się oddali.
 - Sakura, opanuj się! – donośniejszy ton Itachi’ego zatrzymał ją przy samych drzwiach. – Jeśli nasz wróg jest tak szybki, jak to opisujecie to w tym momencie mógł już kilka razy okrążyć świat! Ty i Sasuke zachowaliście się karygodnie, ale to na ciebie jestem najbardziej wściekły! – niespodziewanie zwrócił się do mnie i oskarżycielsko wysunął palec wskazujący.
 - Dlaczego do licha? To ona wszystko tak skomplikowała!
 - Będziemy bawić się w zrzucanie na siebie winy? – Sakura wyrosła obok mnie, a jej lewa brew drgała.
Itachi zniknął w kuchni, zapewne znów chciał zanurzyć się w nieświadomości.
Ni stąd ni zowąd dobiegł nas jego krzyk:
 - To ty zabroniłeś jej iść z tym do Naruto!
Sakura wystawiła mi język.
 - Młotek skomplikowałby wszystko jeszcze bardziej! – odkrzyknąłem.
 - Jasne! – prychnięcie Sakury było tak wyniosłe, że przez chwilę z pewnością wróciła do niej euforia z odniesionego nade mną zwycięstwa. Niestety powaga tych wydarzeń nie pozwala jej się tym nacieszyć. Maskowała to za pozornym przejęciem. – Wszyscy wszystko komplikują tylko nie ty! – zrugała mnie.
 - Ja kieruję się rozsądkiem, w przeciwieństwie do ciebie – zrewanżowałem się.
Itachi zjawił się na polu naszej widoczności w towarzystwie dwóch kubków, nad którymi unosiła się para, przypominająca mój zamglony umysł. Położył je na stole i wywrócił oczyma.
 - A ja sądziłem, że skoro tak często się widujecie to wznawiacie waszą przyjaźń, lub po prostu was do siebie ciągnie. Tymczasem zachowujecie się jak dzieci… Sakura, herbata dla ciebie.
Wymieniwszy się ze mną morderczymi spojrzeniami, Haruno ruszyła przed siebie ze sztuczną klasą zarzucając włosy do tyłu. Itachi spuścił głowę i przysiadł na oparciu.
 - Pan Jestem-we-wszystkim-najlepszy-a-inni-mogą-mnie-pocałować-w-tyłek może sobie wypić moją herbatę. – celowo mówiła do Itachi’ego. Starałem się nie komentować w myślach jej pomysłowego pseudo. – Ja idę do Naruto, nie mogę już dłużej czekać.
 - Ty lepiej wracaj do szpitala – skarciłem ją.
 - Sama wiem co mam zrobić! – jej brwi zmarszczyły się mocniej niż kiedykolwiek widziałem. Odwróciła się na pięcie i ponowiła wędrówkę ku wyjściu.
Nie mogłem pozwolić jej odejść z poczuciem zwycięstwa:
 - Też mi coś. I ty niby jesteś chora? Do tej pory nie byłem świadkiem żadnych twoich „duszności”! – narysowałem w powietrzu cudzysłów.
Stanęła w pół kroku. Bezwiednie cofnęła się do tyłu i raz jeszcze ocieraliśmy się ramionami, nie mówiąc już o zabójczych spojrzeniach, jakimi się mierzyliśmy.
 - Wiesz co, Sasuke? Żałuję, że poprosiłam panią Kagekee o kupno ciasta czekoladowego. Nie zasłużyłeś na to – oświadczyła przez zaciśnięte zęby i tym razem odniosła sukces w opuszczeniu posiadłości.
Zakląłem siarczyście pod nosem, kiedy uderzyła mnie myśl, że mimo wszystko jej riposta (riposta, jak riposta, ale jednak coś powiedziała), rozbrzmiała jako ostatnia. Nie wydawała się w najmniejszym stopniu odczuwać skutków dzisiejszego poranka.
Przekierowałem wzrok na brata i aż przystanąłem w bezruchu widząc jego szeroko rozwarte oczy i postawę, jakby przeistoczył się w lodowy posąg. Podnosiłem już dłoń, żeby pomachać mu nią przed nosem, ale jego stan przeraził mnie na tyle, że postanowiłem darować sobie dziecinne sposoby. Popędziłem w jego stronę i zatrzymałem się kilka milimetrów przed nim.
 - Itachi? – potrząsnąłem jego ramionami. Myślałem, że odpłynął na tyle, żeby nie odczuwać bodźców zewnętrznych, ale na szczęście podskoczył w miejscu i spojrzał na mnie bezmyślnie, niczym niedopracowany cyborg.
Wówczas z gonitwy myśli wyłowiłem tą sensowną.
 - Też to zauważyłeś? – spytałem.
 - Co? - otrząsnął się z otępienia i zamrugał oczami jak sowa.
 - Brak chakry.
 - Jakiej chakry? – zdziwił się. Przynajmniej odzyskał zdrowy rozsądek, tyle, że teraz to ja go utraciłem. Kiedy przez dłuższą chwilę milczałem, Itachi odezwał się ponownie. – Naprawdę nie widziałeś ani razu Sakury podczas tych duszności?
 - Wczoraj byłem z nią niemal dwadzieścia cztery godziny na dobę i wszystko było w porządku, ale… muszę ci coś powiedzieć. Odkryłem to wczoraj i… może wiesz…
Oblizał nerwowo wargi, a jego oczy stały się dwiema wielkimi monetami. Zaintrygowany ciągnąłem dalej:
 - Sakura mówiła ci już, że wczoraj w nocy wyszła z pokoju, bo... chciała sprawdzić, czy zwój jest ciągle na miejscu – wolałem zastąpić jej troskę kłamstwem. Sprawy i tak wystarczająco się zagmatwały. – A ja? Ja usłyszałem wyłącznie jak przekręca się klucz i byłem pewny, że to ten cały Ninja i… nie wyczułem jej.
 - Co? – jego usta otworzyły się szerzej. Kolejny „pierwszy raz”.
Ze wstydu zwinąłem obie dłonie w pięści i prześlizgnąłem spojrzeniem na drzwi, przez które kilka sekund temu wyszła Sakura.
 - Nie wyczuwam jej chakry. Od wczorajszej nocy…
 - Wysłuchaj mnie do cholery! – nagle coś zadudniło w drzwi. Głos Sakury zadźwięczał nam w uszach i odwrócił uwagę od poprzedniego tematu. Wyczułem w jej tonie gniew i determinacje. Itachi zignorował fakt, iż zaopatrzony jest jedynie w podomkę i wstał na równe nogi, kierując się do wyjścia. Mijając mnie, zauważyłem w jego oczach przerażenie. Nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Minęła chwila zanim zbudziłem się z letargu i popędziłem za nim.
***
 - Sakura-chan! Natychmiast wracaj do szpitala! – byłam zaskoczona widząc Naruto i kilku lekarzy, którzy wściekli i zdyszani śpieszyli w stronę mojego domu. Pech chciał, że akurat w tym momencie musiałam znaleźć się akurat przed nim.
Uzumaki odciągnął mnie od drzwi do posesji Uchihów i zaklął, potykając się na jednej z chodnikowych niedoskonałości.
 - Zostaw mnie! – protestowałam, usiłując się wyrwać. O dziwo siła Naruto mogła stanąć do boju z tą od Sasuke. – Ty nic nie rozumiesz! Właśnie do ciebie szłam, to wszystko wina Sasuke! On chciał, żebym nic ci nie mówiła i…
Wyszliśmy poza teren posesji i dopiero wtedy uścisk na moim nadgarstku zelżał. Z pewnymi wątpliwościami zerknęłam na Naruto. Powiedzieć, że był wściekły nie wystarczająco dobrze opisze jego obecny wyraz twarzy. Nie mówiąc już o czających się za nim doktorkami. Wręcz zjadali mnie zabójczymi spojrzeniami.
A pomyśleć, że jeszcze kilka godzin temu byłam szanowanym lekarzem wśród tych wszystkich amatorów!
 - Jest szósta rano! Wczoraj siedziałem w biurze do samej północy, bo musiałem zatwierdzić masę raportów i misji. A dzisiaj co?! Do domu wbiegają mi oni… - uciął, kątem oka naprowadzając mnie na lekarzy. Chrząknąwszy, z powrotem przekierował na mnie uwagę. – To znaczy… lekarze… ugh! Mniejsza o to! W każdym razie dowiedziałem się, że od razu z rana wystartowałaś ze szpitala z Sasuke i nie reagowałaś zupełnie na wołania recepcjonistki! Nie mówiąc już o tym ile narobiliście hałasu na głównym holu! Ty chyba nie rozumiesz, że jesteś chora i nie wolno ot tak wybiegać ci z Sasuke ze szpitala! Z nim też muszę sobie poważnie porozmawiać. W każdej chwili duszności mogły powrócić, a ty nie masz przy sobie maski tlenowej ani…
Nie dowiedziałam się jaka była druga rzecz, która powinna znajdywać się w moim ekwipunku. Drzwi do domu Sasuke otworzyły się z impetem, a bracia Uchiha zastygli przy progu jak posągi.
Sasuke pierwszy odzyskał głos:
 - Naruto? Skąd się tu wziąłeś?
 - O, proszę. Idzie nasz przestępca – bąknął, krzywiąc twarz w grymasie. – Nie wiesz, że porywanie pacjentki grozi poważnymi konsekwencjami?
Uh, co za podła sytuacja! Teraz wyjdzie na to, że wszystko trzymaliśmy przed Naruto w ścisłej tajemnicy, podczas gdy ja już na samym początku nie pragnęłam niczego innego jak jego wsparcia.
Skuliłam się i przetransportowałam kilka zbłąkanych kosmyków za ucho. Taksowałam wzrokiem przestrzeń przede mną. Ulice przeplatały się pasami złocistego słońca i cienia, powietrze przesycone było zapachem zwiastującym nadejście wiosny. Delektowałam się nim dłuższą chwilę, lekceważąc spojrzenia lekarzy, które i tak nie wyrażały nic oprócz zawodu i złości. Mogłabym rzecz, że było znośne, póki Sasuke nie dołączył się do nas i nie wypowiedział tych przeklętych słów:
 - Porywać? Ją? – wskazał na mnie palcem i prychnął. – Jeszcze czego! Wolałbym chyba odgryźć sobie język niż porywać taką gadułę ze…
 - Nic więcej nie mów, bo zginiesz! – zagroziwszy mu, wystawiłam palec i kręciłam mu nim parę milimetrów przed nosem. Jeśli chodziło o Naruto; wyszczerzyłam zęby w uśmiechu i przysłoniłam Uchihę swoim ciałem. – Lepiej oszczędź frustracje na późnej, OK? Musimy ci coś powiedzieć i teraz moja choroba jest najmniej ważna. Poza tym chyba zniknęła…
 - Przeszła ci na mózg… - cicha uwaga,  niby ot tak rzucona na wiatr, ale złość jaka się we mnie wezbrała mogłaby wyrównać z ziemią najpotężniejsze górskie wzniesienia. Kierowana emocjami zamachnęłam ręką, lecz Sasuke znów pochwycił ją w żelaznym uścisku i zmarszczył brwi. – Myślisz, że jesteś zdolna mnie uderzyć?
Olałam zdziwioną minę blondyna.
 - Kiedyś mi się to uda – zapewniłam go. – Tym bardziej, że tobie się należy.
 - Co jest z nim? – Naruto wskazał brodą na coś, znajdującego się za nami. Niczym idealnie zsynchronizowany chórek odwróciliśmy się z Sasuke, napotykając jego brata, który nieprzerwanie stał w progu, spozierając nas wzrokiem.
 - Ma tak od kilku dni – westchnął młodszy Uchiha. Ukradkiem przypatrywałam się jego twarzy i wykryłam na niej zatroskanie. Mina Itachi’ego budziła we mnie lęk. Mama opowiadała mi kiedyś o lunatykach i przedstawiała mi ich w zbliżonym charakterze. Śpią, ale ich oczy pozostają otwarte. Wydają się wtedy istotami pozbawionymi mózgu, coś jak Zombi z horrorów.
Tyle, że lunatyk nie jest zdolny do przygotowania herbaty i zrugania za karygodne postępowanie.
 - H-hej, Itachi! Co robisz? – wyczułam niepewność w tonie Naruto, która na jakiś czas zniwelowała potworną wściekłość.
 - Myślę – odparł najzwyczajniej w świecie.
 - Myślisz? – powtórzyłam jak echo.
 - Kojarzy i wnioskuje, operując elementami pamięci – Sasuke nie mógł zatrzymać w sobie kąśliwej uwagi. Moje ciało od stóp do głów wibrowało frustracją i bezsilnością. Chciałam to jak najprędzej zakończyć. Nie miałam sił na dalsze docinki z Sasuke.
 - Naruto, chodźmy do twojego gabinetu. Czuję się dobrze, a naprawdę mamy dobre wyjaśnienie za nasze postępowanie. Musisz tylko nas wysłuchać.
 - Potwierdzam – Itachi wybudził się z krainy lunatyków i zrobił parę kroków do przodu. – Pójdę z wami, tylko się przebiorę.
 - Ja zostaję tutaj – powiedział Sasuke.
 - Nawet i lepiej – pierwotnie miało to pojawić się wyłącznie w moich głęboko ukrytych myślach, ale nie mogłam dopuścić, żeby Sasuke podejrzewał, że jestem z tego powodu zawiedziona lub smutna.
Patrzyłam jak powoli znika za murami posiadłości. 

Tydzień później

Choć ostatnio tyle wydarzeń stanęło na mojej drodze, dni ciągnęły się nieprzerwanie swoim zwyczajowym nurtem, a pogoda złośliwie obdarowywała nas wysokimi temperaturami. Od czasu incydentu przed posiadłością Uchihów nie dostąpiłam zaszczytu ponownego spotkania z Sasuke. On wrócił do treningów, ja do szpitala, a Naruto wziął się za planowanie akcji na ratunek zwoju. Naturalnie był wściekły i rozjuszony, ale nie zrzucał winy na mnie. Ostatecznie gdyby nie moja wspaniałomyślność zwój zniknąłby z szafy o wiele wcześniej. Wśród całego chaosu były tylko dwie hipotezy: Albo Konoha ma nowego wroga, albo ktoś zrobi spore zamieszanie w świecie Ninja wraz z tym zwojem.
Chciałam to odkryć, pomóc… przywrócić cenny przedmiot na właściwie miejsce, lecz zatrzymywał mnie Satoshi, jak również moje umiejętności, które zbladły od czasu, kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży.
W szpitalu odwiedzał mnie Ren z synem, Naruto, Hinata, Ino, Kiba, Shikamaru, nawet Neji i Sai… wszyscy moi przyjaciele za wyjątkiem Sasuke. Duszności nawróciły i znów dotrzymywały mi towarzystwa dwadzieścia cztery godziny na dobę. Nawet podczas wyjaśnieniu Naruto wraz z Itachi’m całej sytuacji na temat zwoju musieliśmy się przenieś do szpitala…
Dowiedziałam się również, że Uzumaki wręczył Sasuke misję. Jego zadaniem było dowiedzieć się, kto buchnął zwój, a wtedy zniwelowałby czas próbny na pobyt w wiosce. Dotąd komplikowało to jego zamiary na szkolenie się do ANBU. Tak jak się domyśliłam, nie odmówił.
Ale pewnego dnia zwyczajowy nurt przeistacza się w coś niezwykłego. Bazgrałam w zeszycie z maską tlenową na twarzy, kiedy do Sali znienacka wstąpili Naruto i Itachi, przy czym wiadomość od starszego Uchihy niemal zwaliła mnie z nóg.  
 - Wiem jak ci pomóc.
Tak przyjemne dla ucha słowa, tak lekkie, a zarazem oczekiwane, z kolei ja nie mogłam nijak na to odpowiedzieć. Patrzyłam na niego bezmyślnie i odstawiłam swoje arcydzieło na komodę obok.
Niemniej jednak cała sytuacja przypominała mi scenariusz kiepskiego melodramatu.
Naruto stał przy Itachi’m i doniedawna myślałam, że tak śmiertelna powaga jest u jego osoby rzeczą niemożliwą.  
 - Duszności nie ustępują? – spytał Uchiha.
Mam ochotę powiedzieć: „Nie! Są ze mną cały czas i męczą swoją obecnością”, ale przez aparaturę jedynie kiwam głową.
Wówczas uśmiechnął się, ukazując śnieżnobiałe uzębienie. Spojrzał na Naruto, który krótkim kiwnięciem dał mu nieodczytany dla mnie znak. Wtedy Itachi podszedł do mnie, pochylił się i zdjął maskę tlenową.
 - U-m! Ej! Ja nie mogę… - instynkt samozachowawczy rozpaczliwie próbował wyrwać narzędzie z ręki Itachi’ego, ale przestał, kiedy mój mózg przetrawił ważną dla niego informację.
Mogę normalnie oddychać.
Moje płuca pompują powietrze bez żadnych przeszkód. Po tygodniu czasu obecna chwila zdawała mi się najpiękniejszą w życiu. Żołądek przewrócił mi się do góry nogami, a w uszach słyszałam bicia serca. Głośne, donośne… Nawet nie wiedziałam, że serce może bić z taką mocą, ale słyszę je wyraźnie.
 - A-ale… jak? – udało mi się wykrztusić.
Oni w przeciwieństwie do mnie, nie wyglądają na szczęśliwych. Ich grobowe miny utwierdzają mnie w przekonaniu, że odkrycie powiązane z moją chorobą nie jest pozytywne.
 - Możesz się zbierać. Wracasz do domu – słowa Naruto zbijają mnie z pantałyku, a jego głos brzmi jakby w jego imieniu wypowiadało się cierpienie.
***
Przez cały tydzień insynuowałem, że nie chcę się z nią spotkać, ale stojąc przed wrotami do szpitala, całe ciało zareagowało inaczej niż przypuszczałem i przez ułamek sekundy dopuściłem do siebie myśl, że ponowne ujrzenie jej oblicza nastoi mnie szczęściem.
Itachi zażądał, abym pozostał na zewnątrz i z przekonaniem powiedział, że Sakura powróci do domu. Ciekawe jak? Naruto raportował mi, że choroba nawróciła spotęgowana i wśród całego bałaganu nie znałem odpowiedzi na żadne pytanie. Za każdym razem, gdy wracałem do tematu chakry Sakury, która dosłownie wyparowała, Itachi był zajęty, lub znów zanurzał się w nieświadomości, zaś nawet teraz nie zaszczycił mnie żadną odpowiedzią względem tego przekonania co do powrotu Haruno.
Niedługo sam się przekonasz…
Brzmiało jak tekst z jakieś dziadowskiej legendy o bohaterskim czynie mężczyzny, który uratował ludzkość przed zagładą.
W sumie mógłbym tak stać bez końca, tyle, że przeszkadzał mi dość istotny element.
Zniesmaczony zerknąłem na Ren’a, który stał kilka metrów ode mnie z wózkiem i mnóstwem siatek. Łypnął na mnie wzrokiem, komunikującym o niepodważalnej nienawiści.
Ja przybyłem z Itachi’m, a on z Naruto; pokręcona sprawa. W każdym razie wiedziałem, że ta dwójka wie to, czego ja nie wiem.
 - Niech to szlag – plączą mi się myśli. Zacisnąłem pięści i zebrałem w płucach duży haust powietrza, by zaraz wypuścić go z głośnym świstem. Kątem oka rejestrowałem czarno-włosego aroganta. Wałęsał się z wózkiem po ustalonym wcześniej odcinku trasy, a potem wracał. Spostrzegawczość pozwoliła zauważyć mi, iż również regularnie rzuca mi spojrzenia.
A co jeśli on coś wie?
Jeśli Sakure rzeczywiście wypisują ze szpitala to czas zacznie pełzać leniwie jak ślimak, zanim ktokolwiek udzieli mi informacji.
Z cichym prychnięciem odwróciłam się w stronę mężczyzny.
 - Ren…
 - Sasuke…!
OK, nawet będąc tak bystrym, nie oczekiwałem na bytowanie jako świadek takiego wydarzenia. Kanoe widocznie poczuł się nieswojo, wiedząc, że oboje w tej samej chwili wypowiedzieliśmy swoje imiona. Spuścił wzrok, a jego twarz wykrzywił grymas.
Lecz ja nie planowałem tracić czasu na takie sceny:
 - Wiesz coś o Sakurze? – spytałem prosto z mostu.
Czarno-włosy arogant z początku stał oszołomiony, by następnie poprowadzić wózek w moim kierunku. Z jego wnętrza wydobył się stłumiony pisk. Ren zatrzymał się i nachyliwszy się, zanurzył ręce w przestrzeni dla dziecka.
 - Piekielna chustka – mruknął, po czym nadal schylony, zwrócił się do mnie. – Wiem tylko tyle, że twój brat odkrył co jej jest. Naruto nie chciał mi nic powiedzieć… Raczej myślałem, że dowiem się czegoś od ciebie.
Kiedy się wyprostował wzruszyłem ramionami. W polu widoczności miałem kawałek twarzy Satoshi’ego i znikąd uderzyła we mnie myśl, że brak mu jakiegokolwiek podobieństwa do ojca.
 - Kazali mi czekać – powiedziałem tylko po to, aby naprostować umysł na inny tor niż porównywanie tej dwójki.
 - To tak jak mi… - westchnął. – Teraz diabli wiedzą ile czasu… Ej! Czy ty możesz łaskawie przestać się ślinić? – jego ton niezamierzenie zabrzmiał ostrzejszą nutą. Z wózka wyciągnął chusteczkę i przyłożył ją do twarzy malca, który zerknął na mnie i wybuchł śmiechem. – Poznaliście się już? – spytał zdziwiony.
 - Dlaczego pytasz?
 - Satoshi nie reaguje tak na obcych. Zazwyczaj się pobeczy – wyjaśnił ponuro. Otwierał usta, by wylać z siebie więcej słów, ale coś przykuło jego uwagę. Powędrowałem za nim wzrokiem i napotkałem trójkę osób, których wyczekiwałem jak nigdy w życiu.
Szpital opuścili Naruto i Itachi wraz z Sakurą pośrodku. Włosy Haruno sterczały na wszystkie strony, a sam jej wzrok był dziwnie zagubiony i zapewne rozumiała z całej sytuacja tyle samo co ja sam; czyli nic. Dostrzegając mnie i Ren’a jej wyraz twarzy uległ znaczącej zmianie, a oczy otworzyły się szerzej.
 - Naruto! Możesz mi w końcu coś wyjaśnić! – Ren wybuchł drzemiącymi w nim emocjami i zmarszczył brwi. – Każesz mi nagle ni z tego ni z owego pędzić do szpitala z Satoshi’m i jego rzeczami i nie udzielasz żadnej sensownej odpowiedzi! Czy to znaczy, że Sakura już jest wyleczona? Co tu w ogóle jest grane?
 - Co oni tu robią? – wcięła się Haruno. 
Uzumaki odchrząknął. To był ten moment, kiedy pomyślałem, że widok jego wyniosłej miny przeszedł do porządku dziennego, a udawanie Wielmożnego Hokage przestało mnie irytować.
 - Itachi, to jest Ren Kanoe… - mój brat wystawił rękę, a czarno-włosy arogant uścisnął ją dopiero po kilku sekundach, patrząc na niego nieufnie.
Sakura klepnęła blondyna w plecy:
 - To nie czas na takie bzdety! Chcę w końcu wyjaśnień! Jak to się stało, że ty… - tu wskazała palcem na Itachi’ego i odskoczyła w tył. - …ty ściągnąłeś mi maskę tlenową i nagle… czuję się normalnie?! No jak?! Jesteś jakimś demonem, wróżką, a może ty też jesteś wam-mpirem?! No i co ta dwójka tu robi z… Satoshi’m? – słowa w jej ustach wypadały jedno na drugie. Dopiero teraz zrozumiałem, że ona z nas wszystkich przeżywa to najintensywniej.
Po twarzy Itachi’ego przebiegł niezauważalny cień uśmiechu. Puścił dłoń Ren’a i odezwał się rzeczowo:
 - Nie martw się, jeszcze dzisiaj wszystko stanie się dla ciebie jasne. Sasuke jest do tego niezbędny.
 - Sasuke? – powtórzyła jeszcze bardziej oniemiała.
 - On? – włączył się Ren.
 - Ja? – tego już nie mogłem zdusić w sobie.
Dwójka doinformowanych mężczyzn kiwnęła głowami w jednej chwili, po czym starszy Uchiha łypnął na czarno-włosego aroganta.
 - Naruto wszystko ci wyjaśni. Ja z Sakurą i Sasuke pójdę do posiadłości klanu Uchiha.
 - Satoshi może wrócić już do Sakury – Naruto urzekł nas pierwszym uśmiechem od dłuższego czasu.
Haruno instynktownie natknęła się wzrokiem na malca. Najpierw patrzyła na niego z niepokojem. Po kilku dłużących się sekundach, niepokój został oficjalnie wyparty przez niepodważalną radość. Bez zatrzymujących ją wątpliwości zbliżyła się do wózeczka, a ja mogłem jedynie wyobrazić sobie z jaką mocą dudni jej serce.
Satoshi niczym nakręcona maszyna rozpromienił się na widok swojej rodzicielki i zaczął machać przed sobą maleńkimi rączkami. Uśmiech Sakury był tak delikatny i zatroskany, że przez chwilę wydawało mi się, że płacze.
 - Cześć słoneczko – wyszeptała czule i nachyliła się nad dzieckiem. Kilka kosmyków jej włosów zaingerowało w przestrzeń tej dwójki, ale Sakura szybko zainterweniowała, usuwając je w tył. – Och, przepraszam cię, ale wiem, że ty lubisz je ciągnąć… mały łobuzie! – musnęła opuszkiem palca jego nosek.
Niegdyś się nad tym zastanawiałem i od kiedy spotkałem na drodze Satoshi’ego, ta zaduma ponownie mnie dopadła. Jak to możliwe, żeby coś mogło być… tak maleńkie? Jego rączki, nosek… I Sakura? Podczas nocnej misji w szpitalu bezustannie dziwiłem się jak tak nieodpowiedzialna osoba jest w stanie zająć się małym dzieckiem. Jak w ogóle potrafi spisywać się w roli matki? Ściśle rzecz ujmując: intrygowała mnie ta cała jej zmiana. Z grzecznej i bystrej dziewczynki na nierozsądną kosmitkę, ale najbardziej interesowało mnie co na to wpłynęło. Ogarnęło mnie przekonanie, że nie zmieniła się tak drastycznie bez konkretnego powodu. Teraz sterczałem przed nią lustrując bacznie oblicza jej i dziecka. Wydawała mi się inną osobą. Odpowiedzialną, ostrożną, kochającą… i piękną.
Ktoś popchnął mnie do przodu.
 - Chodźmy już… - ton mojego brata nie znał sprzeciwu. Aż we mnie zawirowało, gdy zrozumiałem, że żadnego z nich nie rozczuliła ta scenka. Jedynie Ren spozierał Sakure wzrokiem, nawet gdy ta uniosła dziecko ku górze i zachichotała cicho. Potem przekazał Itachi’emu wszystkie siatki, gdzie z całą pewnością mieściły się zabawki Satoshi’ego.
 - Sakura-chan – popędzał ją Naruto i ni stąd ni zowąd wręczył mi wózek. – Ja idę z Ren’em, a ty z nimi.
Dobra, ale… po jakiego grzyba mi „to coś”?
Gdzieś za mną powietrze rozbrzmiało przeciągłym westchnięciem. Sakura zjawiła się przede mną i chwyciła wózek, trzymając syna jedną ręką.
 - Ja się tym zajmę – powiedziała, patrząc w moje oczy.
Niespodziewanie odezwała się we mnie natura dżentelmena.
 - Ty trzymasz Satoshi’ego, więc ja zajmę się wózkiem – mało tego. Ta natura dżentelmena wprowadziła ją w osłupienie, zaraz jednak powróciła do lodowatego spojrzenia wymieszanego ze strachem. Widocznie nadal odczuwała skutki naszej ostatniej rozmowy.
 - Jak chcesz – całując czoło małego, wyrównała kroku z Itachi’m.
***
Pilna wizyta, nagły alarm i już niespodziewanie przed szpitalem zastaję dwóch mężczyzn, którzy po trochu namieszali w moim życiu. Koń by się uśmiał! Jakby scenariusz nie był już wystarczająco paradoksalny, dodatkowo jeden z tych mężczyzn wlecze się za mną z wózkiem dla Satoshi’ego z tą samą pustką w głowie. Itachi parł przed siebie niewzruszony zachowaniem młodszego brata. Sasuke miał rację. Nawet nasza obecność nie powstrzymała go przed skokiem w puszyste i olbrzymie obłoczki, kąpane w myślach, których ja nie jestem w stanie odgadnąć.
Wtedy pogoda odwróciła moje myśli do góry nogami. Nad głowami czaiły się ponure chmurzyska, tak mroczne i spowite ciemnością, że aż zaschło mi w ustach. Ich osowiała egzystencja przypominała mi moje domysły w sprawie choroby.
Ciekawe ile dni zdołam jeszcze pożyć?
Ach, nie! Nie, nie! Przez myśl nie przeszło mi, że mogłabym pozostawić Satoshi’ego! Musiałam ponad wszystko wierzyć, że za sprawą interwencji magicznych istot, powaga sytuacji nie jest spowodowana dusznościami.
W piersi poczułam tępy ból i zrozumiałam, że nie mogę dać za wygraną. Coś musiało natychmiast ukoić moje nerwy.
 - Um, Itachi? – moja sztuczność zaczynała mnie irytować, ale mimo to nie zamierzałam zrezygnować. Zwłaszcza, kiedy mężczyzna nieznacznie zmienił położenie swojej głowy i odrobineczkę przechylił ją ku mnie.
I to niby ma być zwrócenie na mnie uwagi?
A co mi tam!
 - Czy ja umrę? – zatrzymałam się tak raptownie, że Sasuke omal nie wjechał we mnie wózkiem. Przytuliłam Satoshi’ego bliżej swojej piersi i hardo spojrzałam mu w oczy. Jak szaleć, to szaleć. – Nawiedziliście mnie tak nagle, a wasze miny… Domyślam się, że to coś poważnego, dlatego już teraz chcę mieć jasność! To śmiertelne czy nie? I dlaczego nikt w szpitalu mi tego nie powiedział? Lekarze w kółko tłukli mi, że moja choroba jest jedną wielką niewiadomą, a wy znienacka…
Itachi stanął, ale nie odwrócił się.
To było dla mnie jak komunikat: „Sakura, lepiej szybko pisz testament!”
Kątem oka zauważyłam jak Sasuke materializuje się obok mnie i z niedowierzeniem patrzy na brata. Cha! Byłam przekonana, że z początku chciał zrugać mnie za tak kretyńską bezpośredniość, ale napięta cisza doszczętnie go skołowana. Serce trzepotało mi w klatce, jakby miało zaraz unieść mnie w górę.
 - Jeśli będziecie nieostrożni… kto wie.
Na słowa Itachi’ego coś we mnie pękło i byłam bliska płaczu. Nie zwróciłam uwagi na liczbę mnogą, o nie… ja skupiłam się na tej możliwości. Jeśli… coś tam, coś tam… to Sakura kopnie w kalendarz.
Spojrzałam na Sasuke i nasze oczy się spotkały. Pewnie tłukło się nam po głowie to samo pytanie, a mianowicie powiązanie Sasuke z moją chorobą. Będzie moim strażnikiem? To on ma na mnie uważać? To on jest odpowiedzialny za to, czy zostawię swojego syna, czy nie?
Zamrugałam oczami, aby stłumić łzy. Nie odnalazłam w całej sytuacji ani odrobinę logiki. Satoshi wyczuł donośne bicia mojego serca i zaczął płakać.
Sasuke zacisnął pięści.
 - Co ma znaczy „jeśli będziecie”?! – ryknął, ale natychmiast zamilkł, przypominając sobie o Satoshi’m. Jego płacz stał się donośniejszy. Świat kołysał się jak statek uwolniony z cumy. Pośpiesznie uniosłam malca ku górze i przekierowałam w moją stronę.
 - Już dobrze kochanie, nie płacz. – uspokojenie dziecka w takim stanie zaliczało się do czynów niemożliwych. Sama miałam ochotę pójść jego śladem i niewzruszona zacząć wyć. – Satoshi, proszę nie płacz – na nowo przycisnęłam go do piersi.
 - Itachi – młodszy Uchiha tym razem wysilił się na nieco spokojniejszy ton. Nadal jednak czuć w nim było wyraźne rozzłoszczenie. – Co to u licha ma znaczyć? Nagle wiesz co z nią jest i mówisz, że umrze jeśli będziemy nieostrożni? Co to w ogóle za bzdury?!
O, tak. Zszokowany Sasuke w szpitalu był nie lada widokiem, a rozgniewany Sasuke to już całkiem inna bajka. Zamiast cieszyć się dostąpionym zaszczytem, zaparło mi dech w piersiach i miałam wrażenie, że grunt pode mną się zapada i zaraz pochłonie mnie ciemna czeluść nicości.
 - Dowiecie się – odrzekł Itachi. Oczekiwałam nieco więcej empatii i pomocy. – Jesteśmy już blisko.
Wybuchowy temperament i niecierpliwość wyparłam zaciekawieniem. Resztę drogi przebyłam w milczeniu, choć wcale nie zamierzałam. Tyle pytań sunęło mi się na język… Ale Itachi miał rację. Byliśmy już blisko. Parę chwil później dzielnica Awayaki wyrosła przed nami, urzekając rzędami pastelowych domków i jednym olbrzymem, należącym do ich klanu. Wmaszerowaliśmy na ganek, lecz wówczas starszy Uchiha spojrzał na brata wzrokiem, przez który poczułam kluchę w gardle. Pogmerał w kieszeni i wyłowił plik banknotów.
 - Masz – z impetem wsunął mu je w dłoń. Sasuke patrzył na niego pytająco. I stał jak wryty. – Zajdź do pobliskiego sklepu i kup jakieś ciasteczka. Musimy poczęstować czymś naszego gościa. Ale wróć szybko. To ostatnia próba.
 - Ciasteczka? – spytaliśmy z Sasuke chórem.
Nawet Satoshi wydał z siebie jęk nierozumienia (gdyby tylko potrafił mówić, dołączyłby się do naszej dwójki). Pomyślałam wtedy, że ciekawie byłoby gdyby był już na tyle dojrzały emocjonalnie, aby rozumować całą sytuację. Z całą pewnością zarzuciłby kilkoma przydatnymi hipotezami.
Wnet odezwała się kulturalna Sakura i zaczęła machać wolną ręką.
 - N-nie trzeba. Naprawdę. Jadłam w szpitalu, poza tym lepiej by było…zanieść te siatki do domu i… - mój syn wspomógł mnie ziewnięciem. – O właśnie, maluch pada z nóg.
Na to zabrakło mu argumentów. Westchnął przeciągle i zawrócił.
 - W takim razie wszystko wyjaśnię wam u ciebie w domu. Sasuke… idź do sklepu, a ty w tym czasie połóż go spać. Tylko pamiętaj… - tutaj zwrócił się do brata, który kompletnie zdziczały sterczał na chodniku. – Wróć najszybciej jak to możliwe. Muszę wam to udowodnić.
Sasuke spierał się z nim chwilę, ale finalnie puścił się wzdłuż uliczki, mijając grupkę przechodniów, którzy nastrojeni optymizmem wybuchali chrapliwymi śmiechami.
- A ty chodź – pośpieszył mnie.
Po powiązaniu choroby z Sasuke i wyskoku z ciasteczkami chyba już nic nie zdoła mnie zaskoczyć.
W momencie, gdy przekroczyliśmy progi mojego mieszkania, krople deszczu zaczęły dudnić w szybę. Otarłam mokre od potu czoło i podśpiewywałam cichutko Satoshi’emu. Powieki raz po raz przysłaniały jego zielone tęczówki, a melancholijny nastrój przydzielił się nawet mi i nagle poczułam się potwornie zmęczona, a moja czaszka zdawała się być wypełniona watą.
 - Nie będziesz zły jak zaniosę cię do łóżka? – spytałam syna.
Itachi wyrósł przede mną i pokręcił głową.
 - Lepiej połóż go z powrotem „tu”. – wciągnąwszy do domu wózek, zamknął za sobą drzwi. – Zaraz poczujesz duszności i lepiej, żebyś nie znikała z mojego pola widzenia. Musimy czekać na Sasuke.
Ach, tak… Zaraz! Że co? Solidna masa otrzeźwienia uderzyła w moją czaszkę eliminując otępiającą ją watę. Choć wcale tego nie chciałam, otworzyłam szeroko usta.
 - Eee… - klucha z powodzeniem zawadzała w wylaniu z siebie jakiegokolwiek składnego zdania.
Czyli że jednak jest jeszcze mnóstwo rzeczy, które zdołają mnie dzisiaj zaskoczyć?
Odpowiedź przyszła do mnie do razu, kiedy poczułam znajomy ucisk w płucach i aż zakrztusiłam się własną śliną na tak nagłe doznanie. Kaszląc, spojrzałam na Itachi’ego. Nie wyglądał na radosnego – wręcz przeciwnie – wydawało mi się, że jego twarz przysłania przeźroczysty papier z informacją: „Śmiertelna powaga. Strzeż się!”. Obraz prędko stracił ostrość, gdy Uchiha wziął Satoshi’ego na ręce. Mały był już tak śpiący, że nawet nie przejął się, iż trzymany jest przez obcą osobę. Właściwie… czy dzisiaj Itachi nie ma pierwszej styczności z moim synem?
Odpędziłam od siebie te myśli, gdy duszności uderzyły we mnie ze zdwojoną siłą, a magiczna bariera szczelnie mnie opatuliła. Pochyliwszy się, przyłożyłam dłoń do piersi.
 - S-skąd ty…
 - Sakura, nie martw się. Jak tylko wróci Sasuke, będzie w porządku – powiedział z jak największym naciskiem, wkładając Satoshi’ego do wózka. Moje serce przez kilka taktów szaleńczo tłukło w piersi.
To takie niesprawiedliwie i drażniące, że samodzielnie nie byłam w stanie niczego wyjaśnić. Na myśl sunęły mi się same absurdalne teorie, bo wnet zrozumiałam, że dotąd nigdy nie znajdowałam się w takim stanie przy obecności młodszego Uchihy. Cha! Zdziwi się kretyn, kiedy przyjdzie i okaże się, że nie sfingowałam żadnej choroby!
Itachi nachylił się i położył dłoń na moich plecach. Przez maskę tlenową prawie zapomniałam jak bardzo dręczące jest to uczucie. Zgromadziły się we mnie wszelkie odmiany gniewu i bezradności.
 - Nie mam pojęcia jak do tego doszło… to nie powinno się dziać. Sasuke, pośpiesz się. – Itachi lamentował coś pod nosem i pobrzmiewał skruchą. Choć wyłapywanie poszczególnych słów przychodziło mi z łatwością, problemy z pompowaniem powietrza nie pozwalały się na tym skoncentrować. Zacisnęłam mocno pięść na ramieniu Uchihy.
Minęło kilka minut, trwaliśmy w bezruchu.
I wtedy, niespodziewanie, krew pulsująca w nogach zawróciła do serca, a solidny haust powietrza przeprawił się przez mój układ oddechowy. Ucisk został wyeliminowany. Skołowana próbowałam się wyprostować, aby dać znak Itachi’emu.
Skrzywił się i odsunął:
 - Czyli Sasuke zaraz tu będzie…
Miałam tego dość! Ile dziwnych rzeczy jeszcze się wydarzy? Choć nie powinnam się już dziwić, stłumienie tego wydawało się niemożliwie, kiedy drzwi otworzyły się z potężnym hukiem, od którego zaparło mi dech w piersiach. Ogrom wsparcia ze strony Itachi’ego nie był tutaj żadną pomocą.
Sasuke stanął w progu. Był delikatnie pochylony i sapał. Z kosmyków włosów co chwila skapywały krople deszczu, a sam był porządnie rozzłoszczony. W jego lewej dłoni dostrzegłam pudełko ciasteczek. Choć normalnie byłoby to pierwszym odruchem, teraz nawet przez myśl mi nie przeszło, aby dumać nad ich nadzieniem. Miałam gdzieś czy jest on czekoladowy, truskawkowy, malinowy, czy być może smakuje wanilią, miałam gdzieś w co zaopatrzył się Sasuke, pochłaniała mnie wyłącznie jego mimika i słowa; szorstkie i zrozpaczone jednocześnie.
 - Czekam na wyjaśnienia!
No, ja w szczególności.


Od autorki: Mam mętlik. Z jednej strony czuję się duma po napisaniu tego rozdziału, a z drugiej, czytając go, mam wrażenie, że nie jest dostatecznie dobry. Musiałam trochę przyśpieszyć akcję i liczę na to,  że mi wybaczycie. Pomysł co do fabuły mam dość „oryginalny” jak pewnie sami zdążyliście zauważyć.
Ale mam też pewną prośbę. Jako, że sama dokonuję korekt w tekście i jako, że nie mam genialnego wzroku do odszukiwania błędów, prosiłabym was, czytelników o upominanie jeśli takowy znalazł się w notce. Najlepiej, żebyście informowali mnie przez e-mail: akemi.chan@op.pl Z góry bardzo wam dziękuję. Mam również nadzieję, że odmieniony wygląd bloga przypadł wam do gustu ^^
Pozdrawiam!

30 komentarzy:

  1. Oh kurcze! Masz talent do kończenia w najlepszych momentach! :) Co do rozdziału... Kurcze kobieto jak ty mnie zaskoczyłaś! Zastanawiałam się o co może chodzić z chorobą sakury ale nigdy bym nie podejrzewała że jest ona powiązana z Sasuke...Rzeczywiście oryginalny pomysł na fabułe ale to właśnie czyni twojego bloga takim ciekawym... Akcja zaczyna się rozkręcać, co bardzo mi się podoba :> Ciekawe jak zareaguje sasuke... Ehh no juz nie moge się doczekac nastepnej notki. :) Mam nadzieje że pojawi się szybko! Pozdrawiam i życze dużo weny! $onia ;3

    OdpowiedzUsuń
  2. A miałam nadzieję, że znowu opublikuję w tym samym dniu, co Ty.
    Albo wcześniej, dla odmiany. :<
    Rozdział wyśmienity, muszę Ci powiedzieć, że cieszę się niezmiernie z powodu nagłego impulsu, aby tu zajrzeć jeszcze dziś.
    Poza tym, świetna oprawa graficzna — osobiście uważam, że ten szablon bardziej podchodzi pod tematykę bloga. :D
    Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na nowy rozdział, Senseless.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmmm... Z błędów to nie da się cofać inaczej niż do tylu czy wstecz już nie pamiętam jak tam było, no i jeżeli w zdaniu jest spojnik, przed którym nie stawiamy przecinka jak "i", to jeżeli używamy go w jednym zdaniu dwa razy to przed drugim ""i" stawiamy przecinek:-). To i tak malutkie błędy przy takiej jakości i długości:-) rozdział genialny, cudowny i idealny:-) błagam ja chce nn już, natychmiast! Bd od sb uzależnieni:-D weny i czekam na nn:-D Hay

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana Hay,
      Naprawdę ci dziękuję. Jestem świadoma tego, że popełniam wiele błędów, ale z tym rozdziałem wyjątkowo się śpieszyłam i nie miałam czasu na dokładniejszą analizę tekstu ^^

      Cholernie mi miło, że mimo wszystko uważasz go za genialny, cudowny i idealny. Te słowa naprawdę wiele dla mnie znaczą i motywują do dalszego pisania.

      Pozdrawiam :3

      Usuń
    2. Akemi uwierz mi, że ja (i pewnie większość czytelników również) wolę znacznie bardziej czytać tak długi i swietny rozdział, niż opowiadanie bez duszy ze 100% poprawnoscia :-) i wcale nie popelniasz wielu błędów! Hay

      Usuń
    3. Aaa, dziękuję ! <33 Duma mnie rozpiera wiedząc, że moje opowiadanie "ma dusze" =D.
      Tak na marginesie, ja nigdy nie zwracałam uwagi na drobne błędy, bo każdy ma prawo takowe popełniać ^

      Usuń
  4. Jejku ale pokrecona sytuacja, ale teraz Saki bedzie sie musiala meczyc z SAskiem co mnie niezmiernie cieszy. Mam nadzieje ze szybko napiszesz natepny rozdzial. Nie moge sie doczekac reakcji Sasuke :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Ehhh~!No przez to oszołomienie rozdziałem < w dobrym sensie :P> prawie zapomnialam... no ale tak już jest jak się jest takim roztrzepanym jak ja... No to wracając do tematu co do szablonu to bardzo mi sie podoba, wyglada korzystniej niz wcześniejszy i do teraz nie moge oderwać wzroku od nagłówkaaa O.o. Jak ktoś już wspomniał wyżej ten szablon podchodzi bardziej pod tematyke bloga :* No to właściwie tyle... Jeszcze raz pozdrawiam, $onia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, ja też uważam, że obecny wygląd lepiej pasuje do tematyki opowiadania :] Cieszę się, że rozdział oszołomił cię "w dobrym sensie" XD

      Również pozdrawiam! :3

      Usuń
  6. Rozdział jak zwykle świetny, nie spodziewałam się że choroba Sakury będzie zależeć od hmm.. obecności Sasuke xD Szablon jest sliczny, podobają mi się groszki ^^ Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział genialny. Trzyma w napięciu. Zastanawia mnie dlaczego Itachi odkrył co jest Sakurze i dlaczego nikt nie wyczuwa jej chakry? *,* Pisz szybko kolejny rozdział. A co do nowego szablonu jest świetny. (;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah. Cóż mogę więcej powiedzieć... Liczę na wyjaśnienia, tak samo jak Sasek i Sakura. Straszne jest to, że Haruno może umrzeć. Wgl ta dziwna choroba mnie przeraża. :o

      Usuń
  9. Hmmm... w sumie mnie też zastanawia Itachi i dlaczego zdrowie Sakury zależne jest od Sasuke? Co do tego drugiego to w sumie to dobrze xD Jako takich błędów nie zauważyłam, więc śmiało mogę rzec, że rozdział jest genialny. Życzę Tobie Akemi więcej wiary w siebie i swoje możliwości oraz weny! Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie no boskie masz te szablony <3
    Własnie dobrze, że przyspieszyłaś akcję, bo czytając poczułam taki dobrze znajomy dreszczyk emocji ^^
    Jeżeli się okaże na 100%, że dosłownie Sakura nie może żyć bez Sasuke to będzie suuper *.*
    Dla mnie jest to najlepszy rozdział, bo coś takiego potężnego się w nim dzieje. Koniec statycznego życia kunoichi z synem i początek nowej przygody z Sasuke - tak, zdecydowanie me gusta :D
    Znam twoją zdolność do zmiany szablonów, więc jakbyś chciała mogłabym mailem Ci wysłać wszystkie obrazki tej pary lub osobne,jakie posiadam :P
    Czekam na kolejną notkę ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli to nie jest dla ciebie problem, mogłabyś mi wysłać jakieś obrazki ^
      E-mail masz podany na końcu rozdziału.

      Z góry dziękuję i pozdrawiam ! :3

      Usuń
  11. Szablon oczywiście cudny! Rozdział również! Twoje dwa blogi są moimi ulubionymi! Chciałabym mieć tak wielką wyobraźnię jak Ty. Co do przyśpieszania akcji: nie wiem jak inni, ale ja jestem w niebowzięta! Czekaamy! :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Wow no jestem pod wrażeniem.
    Naprawdę wielki szacun.
    Kurczę dlaczego nikt nie wykrywa chakry Sakury?
    I dlaczego jej zdrowie jest zależne od Sasuke.
    Tak dużo pytań.
    Czekam z niecierliwością na nn!
    A nowy wygląd bloga jest jak najbardziej udany.
    Weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
  13. Lubię to .. !! tylko tyle mogę powiedzieć ^^
    z Twoim pierwszym blogiem jestem od 23 rozdziału ...
    ale pierwszy raz daje komentarz i to na Twoim drugim blogu *.*
    a to dlatego , że chociaż kocham obydwa Twoje blogi to mam małe wrażenie ( tylko nie bądź na mnie zła , bo piszesz cudnie :3 ) , że już nie masz tyle weny i ochoty by prowadzić pierwszego bloga ... O.o (oczywiście mogę się mylić ; p ) a co do ostatniej notki .. hymm... po prostu ubóstwiam <33 tak samo jak i nowy szablon ... i oczywiście czekam na kolejną notkę . !! =]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od 23 rozdziału? Wow, mam niezwykle wierną czytelniczkę :D i dziękuję ci za to, że tyle już wytrzymałaś !
      Nie wiem jak odebrać twoje wrażenie odnośnie Secret Of Happiness. Ja mogę zapewnić, że piszę go z tą samą weną co zawsze (wiadomo, że raz jest lepiej, a raz gorzej, ale staram się) ^^ Ochotę na dalsze prowadzenie mam wielką, bo zbliżam się do punktu kulminacyjnego i teraz mogę nawet rzecz, że pierwszemu blogowi poświęcam więcej uwagi :3.

      Ale domyślam się dlaczego odniosłaś takie wrażenie. Pierwotnie piszę znacznie dłuższe rozdziały, niż te, które publikuje. Przez Onet muszę je skracać =,= Może dlatego? A może po prostu wena coś nie tego XD?

      A tam, dziękuję ci za czytanie moich opowiadań i gorąco pozdrawiam :3

      Usuń
    2. hehe.. ^.^ no pewnie , że "wierna czytelniczka" :P
      Nawet nie masz pojęcia (a może masz O.o) jak fajnie jest pod koniec tygodnia usiąść i poczytać tak wspaniałe opowidanko . ! ; ) (tym bardziej teraz w 3 gim. gdzie po egzaminach miałam już dosyć ;> ) no nie będę się znowu rozpisywać ...
      mam tylko nadzieje , że nie odebrałaś moich "uwag" zbyt wrogo bo wcale nie o to mi chodziło ^^
      bardzo się cieszę , że miałam okazję z Tobą rozmawiać :3 i także bardzo gorąco pozdrawiam <3

      Usuń
    3. aha ... a co do "Kaichou wa maid-sama" ^^
      Usui & Misaki FOREVER !! *.*

      Usuń
    4. O, tak! Kaichou Wa Maid-sama to jeden z lepszych romansów anime jakie oglądałam, łącznie z Kimi ni Todoke. ^^

      Usuń
  14. Łe nie wiem dlaczego ale zablokowali mi konto tz. wyłączyli :( dziewczyny proszę o pomoc co mam zrobić ?

    OdpowiedzUsuń
  15. Hmmm... nie wiem co o tym wszystkim sądzić. O tym połączeniu Sakury z Sasuke, rzecz jasna. To wszystko wydaje mi się takie niespójne i rozklekotane. Mam nadzieję, że wraz z kolejnym rozdziałem wszystko się wyjaśni. Epizod podobał mi się. Ładnie trzymałaś napięcie, chociaż momentami niecierpliwiłam się razem z bohaterami twojego opowiadania. Jednakże chyba o to w tym wszystkim chodzi. :) Czekam niecierpliwie na kolejną część opowiadania.
    Pozdrawiam, Ikula

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Póki co ta kwestia rzeczywiście może wydawać się "niespójna" i "rozklekotana", ale wiele wyjaśni się w nowym rozdziale i wraz z rozwinięciem fabuły ;)

      Usuń
  16. Akemi, właśnie porównałam twoje stare rozdziały na SOH z tymi nowymi na ANI i zastanwiam się kiedy tak wydoroslalas pod względem pisarskim. Wszystko dopracowane i dopiete na ostatni guzik. Super początek i koniec, nic dodać nic ująć. Perfecto :)
    Zgadzam się że pomysł na fabułę masz dosc ciekawa i oryginalną. Sasuke lekarstwem? Tego się nie spodziewałam. A jak nazwiesz ta chorobę? Bo to też jest ciekawe. Nowy szablon - super. Idealnie pasuje do niezrównoważonej Sakury i poważnego Sasuke :)
    A i miałam się zapytać. Kiedy nowy rozdzialik na SOH?
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję *.* Za dobre słowa odnośnie treści i wyglądu. Właśnie pracuję nad rozdziałem na SOH i myślę, że za dwa/trzy dni uda mi się go dokończyć. Nie mogę poinformować o tym na blogu, bo Onet mi nie pozwala XD

      Pozdrawiam :3

      Usuń
  17. matko.. nawet nie wiesz jak dobrze mi się czytało. cała fabuła wciągnęła mnie głęboko pod powierzchnię rzeczywistości. Nie było mnie tutaj troszkę więc miałam więcej do nadrobienia, ale uważam, że warto było zrobić taki przestój. rzeczywiście mając więcej rozdziałów historia biegnie szybciej. poznanie Ren'a przez Sasuke, Satoshi, kradzież zwoju, a na koniec ta dziwna wręcz choroba Sakury uzależniona od obecności Saska.. o co w tym wszystkim chodzi. Czyżby Saki miała jakiś instynkt zachowawczy, mówiący o zbliżaniu się jej miłości?.. Nie rozumiem tego i strasznie się z tego cieszę, bo mogę wsiąknąć bardziej w wątki opowiadania xD.
    jejku.. ja naprawdę chcę wiedzieć, co odkrył Itachi.. hihi ale się na to napaliłam ;p. PODOBA MI SIĘ xD. !!!
    czekam na kolejne rozdziały. buziaczki ;);***

    OdpowiedzUsuń
  18. Na szept-serca.blogspot.com pojawił się nowy rozdział, jeśli czytasz to zapraszam, jeśli nie - zignoruj. Tymczasem zabieram się za nadrabianie zaległości u Ciebie :))

    OdpowiedzUsuń