„Nie
sztuka pokochać, znacznie trudniej wytrwać.”
Elizabeth
Taylor
Sasuke
zakasłał i wzdrygnął się. Oczy miał zaciśnięte, a blisko jego lewej piersi
widniała długa szrama krwi, zajadająca czerwienią ciemną kamizelkę.
Powściągnęłam się przed natychmiastowym odruchem warunkowym, jakim byłoby rzucenie
się na Wampira. Teraz moim priorytetem stało się udzielenie Sasuke pomocy.
Ciepła
energia obtoczyła moje dłonie. Przyłożyłam je płasko do torsu Uchihy, który
stęknął z bólu i zakrztusił się.
-
C-co oni ci zrobili? – majaczyłam, walcząc ze łzami. Bądź co bądź nie
spodziewałam się takiego potoku wydarzeń. Dopiero widok krwi uprzytomnił mi, że
Sasuke, tak jak ja, jest tylko człowiekiem.
-
Zaplanowaliście to? – usłyszałam znajomy głos. Ren stał dwa metry od nas,
odwrócony przodem do Wampira. Widziałam jak dygocze ze złości.
Wróg
pokiwał głową i pochwycił jedno z kilkunastu kunai, zetkniętych za grubym
pasem.
-
To była tylko kwestia czasu. Byłem pewien, że nie zostawią cię na pastwę losu.
Nie schwytaliśmy cię dla informacji. Nie były nam one potrzebne… - zaśmiał się
cierpko. – Z kolei wam… wręcz przeciwnie, nie mam racji, Sakura Haruno?
On
mówił do mnie.
Podniosłam
zaszklone oczy i spojrzałam na niego. Dopiero teraz miałam okazję dokładniej
przyjrzeć się Ketsuto. Miał krótko ścięte jasne włosy, niemalże białe. Jego
hipnotyzujące głębokie oczy wpatrzone były we mnie. Wampir był równie
przerażający w światłach dnia, co na poł połkniętym przez mrok przyjęciu
powitalnym dla braci Uchiha. Usiłowałam zebrać się w sobie, by sprawić wrażenie
silnej, ale widok Sasuke i świadomość obecnej sytuacji były zbyt wielkim
ciężarem. Mimo to zdobyłam się na przyprawione złością parsknięcie.
-
Widzę, że w twoich oczach czają się dziesiątki pytań – mówił dalej, używając
pogardliwego tonu. – Śmiało, nie krępuj się. Król pozwolił mi chwilę z wami
porozmawiać. Jest bardzo zaintrygowany.
Pociągnęłam
nosem.
Ren
obrócił się i ruchem ręki nakazał mi milczeć. Nie miałam zamiaru dostosować się
do jego polecenia. Być może była to jedyna szansa na wyciągnięcie jakichkolwiek
informacji.
-
Jak zdołaliście tak szybko zareagować? – spytałam. – Skąd w ogóle
wiedzieliście, że jesteśmy w zamku?
Westchnięcie
Ren’a przerwał złowieszczy ton Wampira:
-
Masz do czynienia z ludźmi posiadającymi spis zakazanych Jutsu i pytasz się
skąd wiedzieliśmy, że jesteście w zamku? To proste! Dzięki pewnej technice mam
kilkakrotnie wzmocniony słuch i węch. Tak naprawdę pierwszy wasz odgłos
usłyszałem już przed wejściem do tylnych drzwi. Słyszałem wasze słowa, szepty,
cały niecny plan, który niestety nie do końca się powiódł – urwał, przeszedł
kilka kroków i zaczął jeździć kciukiem po stalowej powierzchni ostrza. – Choć muszę
przyznać, że mnie zaskoczyliście. Nie spodziewałem się, że wytrzymacie tyle
czasu. A jednak.
-
Kto zranił Sasuke? – dopytywałam się, starając lekceważyć jego niepotrzebne
uwagi.
Na
twarz mężczyzny wpełzł uśmiech zwycięscy.
-
Ja – wycedził. – Jeszcze chwila, a powaliłby całą naszą armię, a na to nie
mogłem pozwolić, nawet jeśli oglądanie waszej dwójki było przednią zabawą.
Czułam
jak do krwi wdziera mi się adrenalina, jak panoszy się w żyłach, rozprowadza w
moim wnętrzu. Złość sprawiła, że strumień buzującej chakry powiększył się
dwukrotnie. Sasuke jęknął cicho i uchylił powieki. Widziałam jego
zdezorientowanie i pytające spojrzenie, które wodziło po moim obliczu.
-
Sakura?
Krew
na jego torsie zakrzepła.
-
Leż spokojnie, jeszcze moment – nakazałam surowo, koncentrując się na
zielonkawym światełku, które jarzyło się w okolicach moich dłoni.
Nagle
Ren poderwał się do biegu.
-
Zapłacicie mi za wszystko! Za zwój, za spisek! Za wszystko!
-
Ren, nie rób tego! – Cudem powstrzymałam się przed gwałtowną reakcją. Nie
mogłam teraz przerywać. W żołądku poczułam nieprzyjemny ucisk, gdy Wampir
rozpłynął się przed oczami Kanoe. Ułamek sekundy później chłopak uderzył
kolanami o grunt. Niewidzialna siła odepchnęła go, a potem przyłożyła w twarz.
Wydobyłam z siebie pisk przerażenia.
-
Sempai! – rozległo się wołanie.
Sempai?
Wytężyłam
wzrok, a tuż za odgrywającą się sceną grozy zauważyłam Akashi’ego, który był
uwięziony w ramionach jednego ze strażników. Do przytrzymania szargającej się
Tsubaki potrzeba było aż dwóch mężczyzn, ale dziewczyna i tak stawiała opór,
trzęsąc się w dzikich spazmach paniki.
-
Chcę rozmawiać z wujkiem! – warczała.
Wampir
zaprzestał używania Jutsu i pojawił się za klęczącym na ziemi Ren’em, który
usiłował złapać oddech. Serce podeszło mi do gardła, gdy Ketsuto rzucił nim
niczym szmacianą lalką, a następnie podnosząc go oburącz przygwoździł do
przedniej ściany zamczyska.
Tabuny
ludzi nagromadzonych przy najbliższej uliczce cofnęły się kilka kroków i z
przestrachem obserwowały wydarzenia.
Żaden
z nich nie wykazywał chęci do udzielenia pomocy.
-
To złodzieje! – z płuc Tsubaki wydobywał się głośny krzyk, kierowany do
mieszkańców. – Wasz ukochany król jest złodziejem! On ukradł zwój! Nie stójcie
tak, tylko coś zróbcie!
Uścisk
Wampira wokół szyi Ren’a zelżał, gdy ten wściekle odwrócił się w stronę
dziewczyny.
-
Zaprowadźcie ich do środka! No już! A wy… - tu zwrócił się do zgiełku ludzi. –
Wracać do swoich zajęć! My zajmiemy się intruzami – syknął.
Ren
zaczął wierzgać nogami, usiłując odciągnąć ramiona Wampira swoimi dłońmi.
-
Ren!
Krzykiem
zdołałam zwrócić jego uwagę. Kanoe spojrzał na mnie. Twarz miał poczerwieniałą
przez brak dopływu tlenu. Wtem jego wzrok nabrał ostrości, przekierował go na
Wampira i z głośnym okrzykiem grzmotnął w jego brzuch obiema nogami.
Mężczyzna
zachwiał się, ale prędko odzyskał balans, na powrót rozpływając się w
powietrzu.
Spojrzałam
na Sasuke.
Wciąż
był otumaniony, ale szrama na jego torsie prezentowała się już znacznie lepiej.
Krew przestała napływać, a oddech Uchihy zaczynał przybierać miarowy rytm.
Ostatnie
nawoływania Tsubaki i Akashi’ego ucichły echem w zamkowym wnętrzu, tak jakby
oboje zostali wciągnięci przez wir nicości.
Tylko
ja mogłam pomóc.
Ale
w jaki sposób?
Zielonkawa
chakra nie powstrzyma Wampira przed zabiciem mojego przyjaciela.
Resztami
sił utrzymywałam łzy w środku. Spodziewałam się niemalże wszystkiego po podróży
na tajemniczą wyspę, ale takiego scenariuszu nie byłam w stanie przewidzieć.
Rozsadzała mnie złość i przytłaczający smutek. Niebo spowite było kilkoma
drobnymi chmurami, a zza jednej właśnie przedostał się ciepły blask słońca.
Nagle jakiś metalowy przedmiot ściągnął na siebie promienie i zamigotał, rażąc
mnie oślepiającym połyskiem.
No
tak!
Katana
Sasuke!
Podniosłam
wzrok. Ren z prawdziwą brawurą walczył o utrzymanie przewagi, próbując
jednocześnie okiełznać napierającą na niego siłę. Ketsuto raz za razem znikał
przed jego oczami przeistaczając się w niewidoczną dla ludzkiego oka siłę,
która ciskała Ren’em o ziemię. Na pierwszy rzut oka było jasne, że pojedynek
jest z góry przesądzony.
-
Nie próbujcie odbierać nam tego, co nasze! – rozległ się ryk Ketsuto, który
właśnie zjawił się za Ren’em i zgarnął chłopaka z powrotem na ścianę zamczyska.
Z jego ust wydobył się straszliwy jęk bólu.
Zatrzymałam
pulsującą w moich dłoniach leczniczą chakrę i ścisnęłam rękę Sasuke, pochylając
się nad nim. Drugą sięgnęłam po katanę, która tkwiła w jego dłoni.
-
Trzymaj się. Za chwilę będzie po wszystkim – powtórzyłam swoją mantrę.
Sasuke
znów zaniósł się dławiącym kaszlem i wykrztusił moje imię. Najwyraźniej podczas
ataku Ketsuto do krwi Sasuke przedostała się jakaś substancja otępiająca. Na
szczęście nie zdawała się być szkodliwa. Udało mi się pozbyć większej jej
części podczas leczenia.
Kiedy
wreszcie dosięgnęłam katany stanowczym ruchem wyrwałam ją z uścisku Uchihy,
wiedząc, że on sam do końca nie jest świadom tego, co dzieje się na przestrzeni
jego otoczenia. Podniosłam się z ostrzem w ręku, zachwycona jego lekkością i
swobodą, jaką czułam starając się dogodnie nim obsługiwać.
Po
mojej prawej rozciągały się tłumy gapiów, którzy mimo rozkazu Ketsuto,
nieustępliwie trwali w miejscu, obserwując moje działania. Teraz byłam im
wdzięczna za milczenie. Póki co Wampir nie dostrzegł moich poczynań.
Obserwując
wroga niczym drapieżnik szykujący się do skoku, zamknęłam oczy przywołując w
wyobraźni oblicze mojej dawnej trenerki.
Analiza!
Analiza to pierwsze co należy zrobić! Czasami najdrobniejsze szczegóły mogą
wyrwać z najgorszej opresji! Zapamiętaj to sobie!
Pamiętałam.
Pamiętałam nawet jej rygorystyczny głos, którym prawiła mi niekończące się
morały, i których ja, jako młody i potulny uczniak, musiałam wysłuchiwać z
podkulonym ogonem.
Ren
znów zdołał sobie poradzić. Z jego wnętrza wydobyła się platforma energii,
odpychająca nikczemnika niczym stalowa tarcza. Usłyszałam chrzęst kości i
wzdrygnęłam się. Wampir zawył z bólu, zazgrzytał zębami i wściekle chwycił się
za prawą nogę.
Na
twarzy Ren’a zagościł triumfalny uśmiech.
-
To cię oduczy tego typu rozrywek.
Nie
wiedziałam o czym mowa, umysł przesłaniał mi bowiem obraz kolejnego ruchu
oprycha. Minęło pięć sekund, a moja teoria odnalazła urzeczywistnienie. Wampir
któryś raz z kolei zastosował Ritsu i zniknął nam sprzed oczu, pozostawiając po
sobie gwałtowny, krótki powiew wiatru, który momentalnie we mnie uderzył.
Ren
oberwał w brzuch i opadł na ziemię. Z ledwością powstrzymywałam nachodzący,
piskliwy krzyk. Weź się w garść, powtarzałam sobie. Zacisnęłam oczy, gdy zadano
Ren’owi następny bolesny cios, tym razem w szczękę. Chłopak przeklął głośno,
masując pulsujące nieznośnym bólem miejsce.
To
był właśnie ten moment.
Wampir
ponownie ukazał się oczom moim i zebranych mieszkańców. Ponownie zbliżył się do
Ren’a, pochylając się i rozpoczynając lakonicznie drwiny. Ponownie cała
procedura trwała zaledwie pięć sekund.
Poruszyłam
się wprzód z kataną w ręku. Wedle moich przypuszczeń mężczyzna stracił się z
pola widzenia i używając nadludzkiej prędkości, zaczął nacierać na bezradnego
Ren’a, który z kwaśną miną przyjmował na siebie ataki, próbując w jakiś sposób
sobie zaradzić.
W
głowie zadźwięczały mi słowa Akashi’ego:
Technika
nazywa się Ritsu. Jej użycie jest ograniczone i nie jest to Jutsu trwałe, ale
Ketsuto ma swoje sposoby.
-
To musi być to – wyszeptałam do siebie. Bardziej pragnęłam dodać sobie otuchy,
niż ruszyć i wykonać to, co planuje. Wampir potrzebuje pięciu sekund. Pięciu
sekund na regeneracje i ponowne użycie zabójczej prędkości. Przede mną
majaczyły wspomnienia z wieczoru u państwa Uzumakich. Nawet wówczas co chwila
mi się ukazywał, repetując pytania o zwój.
W
napięciu przeczekałam chwilę, a gdy Ketsuto na powrót zmaterializował się przed
Ren’em bez wahania, bez zatrzymujących mnie wątpliwości i oporu mojego
instynktu samozachowawczego puściłam się pędem w ich stronę, wystawiając długie
ostrze katany przed siebie i zamykając oczy.
Miecz
śmignął do przodu, jakby w rzeczywistości nie napotkał żadnego oporu.
Usłyszałam jednak niepokojący świst i ostrożnie uniosłam powieki.
Wybałuszyłam
oczy na widok strużki krwi wypływającej z ust Wampira. Jego niegdyś intensywne
i czarujące spojrzenie straciło blask i przez chwilę wydawało się być w
zupełności opustoszałe.
Cofnęłam
się, przerażona.
Ren
znieruchomiał. Najwyraźniej uparcie starał się wmówić sobie, że to, co obecnie widzi
nie zalicza się do halucynacji, wywołanych drastycznymi przeżyciami. Puściłam
katanę, a ona zawisła w powietrzu. Jej druga końcowa wbita była w podbrzusze
mężczyzny. Widocznie tylko ból pomagał mu uwierzyć, że cokolwiek uczyniłam.
-
Ty… - Niespokojny oddech nagle zaczynał przeistaczać się w dzikie, zwierzęce
sapnięcia wściekłości. Ofiara mojego polowania nie była zadowolona, że to
akurat ją wybrałam sobie jako swój cel. – Zapłacisz mi za to.
Ren
momentalnie zareagował na te słowa, przyciągając mnie do siebie i zasłaniając
własnym ciałem.
Wampir
zaryczał z furią i jednym szybkim ruchem wyciągnął ostrze ze swojego wnętrza.
Ludzie zgromadzeni kilkanaście metrów za jego plecami zaczęli panikować, a
kilkoro zrezygnowało z dalszych obserwacji i pokonawszy ciekawość, pośpieszenie
zniknęło w głębi tłumu. Na zwieńczeniu ostrza spływały krople krwi, zaś z
brzucha wroga ciecz wylewała się ciurkiem.
-
Uważaj – usłyszałam ciche ostrzeżenie Ren’a.
Potrząsnęłam
głową, aby nie skupiać się na odrażającym widoku. Kanoe użył swoich
różdżkarskich zdolności i zaczął sterować skupiskiem chakry, przysłaniając nas
jej niebieskawym blaskiem. Ketsuto nie przejął się nową taktyką, tylko od razu
zaczął burzyć w mur. Z krwią wypływającą z kącików jego ust i dziką furią w
oczach wyglądał jak fanatyczny szaleniec-morderca, próbujący dorwać umykające
mu ofiary. Byłam sparaliżowana przez strach. Brałam udział w wielu misjach,
widziałam rozmaite formy śmierci, Jutsu, krew… Nigdy jednak nie bałam się tak,
jak w tej chwili. Miałam wrażenie, że chakra Ren’a lada moment rozkruszy się, a
morderca będzie nas miał podanych na tacy.
Przez
nagromadzone emocje usytuowałam dygoczące dłonie na nagich plecach Ren’a i
mocno zacisnęłam, wbijając paznokcie w jego skórę.
Kanoe
spojrzał na mnie przez ramię i uśmiechnął się przepraszająco.
-
Chibi, nie wytrzymam za długo.
-
W porządku – Przytknęłam czoło do jego pleców. – Musimy odwrócić jego uwagę od
Sasuke. Potrzeba mu czasu na dojście do siebie.
-
Co się stało z Uchihą? – Nie umknęło mi jak bardzo jego głos się zmienił
zawierając w sobie imię jednego z towarzyszy. Ren znów zrobił się zagniewany i
odwrócił spojrzenie.
-
Do krwi dostała mu się substancja otępiająca. Dawno nie miałam z nią do
czynienia. Usunęłam jej większość, ale… - spojrzałam na Sasuke przez otaczającą
nas energię chakry. Wydawał się być pogrążony we śnie. Jego klatka piersiowa
unosiła się i opadała. – Musimy walczyć. Boję się jednak, że niedługo na pomoc
przybędzie reszta armii.
Ren
sapnął ze zmęczenia.
-
Przygotuj się – wydusił słabo. – Jeszcze chwila, a chakra do mnie powróci.
Ketsuto
zawładnął szał, a przez jego szaleńcze ruchy, które spływały lawiną na tarczę,
nie był w stanie słyszeć naszych słów. Wstrzymałam oddech, gdy Ren zacisnął
pięść, a ławica chakry prysła niczym bańka mydlana, nakierowując się od razu na
Ren’a i pozwalając się wessać w jego wnętrze.
Kanoe
odepchnął mnie do tyłu, a sam zaczął atakować.
Wampir
jednak nie miał ochoty dłużej z nim zabawiać. Jego ociekający grozą wzrok
natychmiast padł na mnie, dając do zrozumienia, że z drapieżnika zmieniłam się
w ofiarę.
Z
pomocą Ritsu, techniki, o której opowiadał nam Akashi, dotarcie do mnie zajęło
mu mniej niż ułamek sekundy. Poczułam siłę jego rąk, która napiera na moje
barki i spycha na nieszczęsną ścianę zamku.
Dostałam
solidny cios w szczękę i zachwiałam się. Gdyby nie punk oparcia za mną z
pewnością grzmotnęłabym o ziemię. W każdym razie zakręciło mi się w głowie, a
jeden Ketsuto przeistoczył się nagle w kilku żądnych krwi Wampirów, którzy
bardzo nieostro znajdywali się milimetry od mojej twarzy.
Czułam,
że za chwilę stracę przytomność, ale jakimś cudem utrzymywałam się przy
świadomości. Ren chyba starał się oderwać ode mnie oprycha, bo twarze Wampirów
odwróciły się na moment, by pozbyć się czegoś za sobą, po czym na nowo
skoncentrowały się na mnie. Pozbawieni ostrości wrogowie nie tylko się
pomnażali, ale znienacka zaczęli wirować.
Poczułam
uścisk na koszuli, a chwilę później siła odrzuciła mnie w powietrze. Szybując,
straciłam poczucie czasu, ale wiedziałam, że utrzymuję się w górze na tyle
długo, żeby upadek był dla mnie bolesny. Nie myliłam się. Ziemia wbiła mi
się do kości, wprawiając każdą z nich w bolesne wibracje. Nie potrafiłam
stłumić krzyku. W ferworze dostrzegłam Ren’a, który spoglądał na mnie
rozwartymi oczyma, podnosząc się z ziemi.
-
Sakura! – wykrzyknął. Coś za mną na chwilę przykuło jego uwagę. Ren równie
oszołomiony spoglądał na nieosiągalny dla mnie element i znów odwrócił się we
właściwym kierunku.
Spośród
bębniących w mojej głowie odgłosów i dźwięków, usłyszałam powolne kroki
wampira, podnoszące napięcie. Mężczyzna ponownie zbliżał się do mnie wraz ze
swoim złowróżbnym spojrzeniem.
Wtem
jego przechadzkę przerwała kolejna chmara głosów i szczęków żelastwa. Z
początku myślałam, że to mój umysł przez otępienie urządza sobie chaotyczne
przebieżki, ale do Wampira również dobiegły owe dźwięki. Ren stanął dęba,
wpatrując się przed siebie z szeroko otwartymi oczami. Wysilając jeden ze
zmysłów, zapulsowało mi w głowie, ale udało mi się dostrzec rój wojowników
pośpiesznie opuszczających zamczysko. W panice zaczęłam czołgać się po podłożu,
chcąc jak najprędzej się od nich oddalić, ale wtedy zrozumiałam, że wcale nie
jesteśmy ich celem.
-
Co się… - zaczął Ren, ale odpowiedz przyszła zanim dokończył pytanie. Królewska
armia skierowała się na zgromadzenie gapiów i ostrzegawczymi gestami
wyprowadzała ich z pola naszej widoczności. – Cha! Obawiacie się, że prawda
wyjdzie na jaw! Lud dowie się o waszym złodziejskim wyczynie! – Najwyraźniej
planem B u Kanoe stało się prowokowanie przeciwnika, lub odwrócenie jego uwagi
ode mnie.
Plan
niestety nie powiódł się sukcesem, podobnie jak strategia A.
Zdyszana,
spróbowałam podnieść się przynajmniej do pozycji półsiedzącej, ale natychmiast
tego pożałowałam. Przez moje mięśnie przebiegła elektryczna iskra, przez co z
powrotem uderzyłam łokciami i głową w ziemię.
Stęknęłam
z bólu.
Ren
puścił się przed siebie i na krótką chwilkę jego twarz zmaterializowała się tuż
przed moimi oczyma. Swoją drogą nigdy nie miałam okazji oglądać go z tyloma
kipiącymi emocjami. Ren był rozgorączkowany i z zatroskaniem powtarzał moje
imię. Czułam ciepły dotyk na policzku i pod głową. Niestety przyjemność szybko
odpłynęła, a chłopak został brutalnie odepchnięty. Widziałam nad sobą
niewyraźną sylwetkę Wampira, która z głośnym charchotem odrzuciła Ren’a.
-
Zostaw go – wykrztusiłam.
Ketsuto
chwycił za kawałek koszuli, tuż pod moją szyją, i mocno ścisnął podnosząc mnie
do pionu. Nogi dyndały mi metr nad ziemią, a mężczyzna dusił mnie jedną ręką.
-
A jednak sprawiacie więcej problemów, niż na początku mi się wydawało! Widzisz
do czego doprowadziłaś, dziewczynko? Owszem, król kazał przyprowadzić mi was
żywych, ale wiesz co? - Do oczu napłynęły mi łzy. Słuchałam jego jadowitego
tonu i cicho szlochałam, usiłując jednocześnie zebrać w płucach powietrze.
Uczucie było znacznie gorsze od działania Kyori, tym bardziej, że Sasuke był
niedaleko. - Mam cię dość! – syknął Ketsuto. – Zwój jest dla naszej
wyspy korzeniem, z którego wyrastają potężne i wytrzymałe rośliny. Nie możemy
wam go oddać! Nie możemy też pozwolić, aby nieupoważnione osoby się o nim
dowiedziały! Jeśli nie potrafisz tego zrozumieć… umrzesz! – zaśmiał się cierpko
i wzmocnił uścisk na mojej szyi. Nie byłam w stanie wydobyć z siebie
najprostszego dźwięku. Głowę rozsadzał mi puls, a szczęka wciąż dotkliwie
dawała mi odczuć wpływ ostatniego uderzenia. Po policzkach spłynęły mi łzy,
uderzając o metalowe ostrze, które Wampir mozolnie i z wiszącym w powietrzu
napięciem przystawiał do mojego gardła.
-
Jeden ruch… - wymówił niczym misterne zaklęcie.
Doskonale
wiedziałam, że wystarczy jeden ruch, abym podzieliła losy oprycha z królewskiej
armii na dachu zamczyska. Mądrzej byłoby zagadać Ketsuto tak, aby zdążył się
wykrwawić przed wymierzeniem ciosu. Na moje nieszczęście ręka napastnika
skutecznie blokowała przepływ dźwięków, a Ren dopiero co zbierał się po
ostatnim uderzeniu.
Kątem
oka zauważyłam jak z zaskoczeniem uzmysławia sobie powagę sytuacji i moje
ostatnie sekundy życia.
-
Sakura, nie!
Zacisnęłam
oczy z myślą o Satoshi’m, rodzicach, Sasuke, Naruto, Hinatcie, Ren’ie, nawet
Akashi przemknął przez moje myśli.
Łup!
Zgrzytnięcie
metalu znów obiło mi się o uszy. Wciąż nie odczuwałam żadnego dodatkowego bólu,
oprócz moich poprzednich obrażeń. Słyszałam wyłącznie dzikie sapanie przy uchu
i odgłos przepływającej w powietrzu chakry, przypominającej dźwięk moich
leczniczych zdolności.
Otworzyłam
oczy.
Tęczówki
Wampira zrobiły się maleńkie niczym groszki, a zaschnięty strumień krwi w jego
kącikach znienacka odżył. Przekierowałam wzrok na lewą stronę.
Czarne
oczy kipiały wściekłością, opatulone przez fioletową energię.
Sasuke…
***
Gigantyczna
łapa bestii brutalnie zacisnęła się wokół pasa mężczyzny i uniosła w górę. Z
zachwaszczoną wściekłością przypatrywałem się chwilę szarawym oczom oprawcy, po
czym nakazałem Susanoo zwiększyć siłę ucisku.
Wampir,
przemknęło mi przez myśl, gdy dłuższą chwilę analizowałem obliczę człowieka i
wsłuchiwałem się w donośny ryk agonii. Przypomniałem sobie moment, w którym
straciłem balans na szczycie zamku, a na moim torsie znikąd pojawiło się długie
zacięcie, natychmiast wypełniające się strumieniem krwi. Przypomniałem sobie
jak mknąłem w dół, a potem reszta ukazywała mi się tylko niewyraźnie. Jakby
ktoś przysłonił obrazy zmąconą folią.
Pamiętałem
też Sakurę. Jak nachylała się nade mną, szeptała niezrozumiałe słowa i w
magiczny sposób łagodziła rwący ból w mięśniach.
-
Sasuke! – jak za ruchem magicznej różdżki dobiegł mnie jej słaby, desperacki
głosik.
Ren
otrząsnął się z transu i stanął obronnie przy Haruno, lustrując mnie
spojrzeniem wielkich, przerażonych oczu.
-
Czyżby to…
-
Ren, co się z nim dzieje? – Chłopak pochwycił dziewczynę w ramiona, gdy ta
zachwiała się i miała upaść. Rozpaczliwym gestem spojrzała w jego oczy chcąc
uzyskać odpowiedzi, lecz Ren uporczywie milczał, nie powstrzymując się od
oględzin.
Sakura
była rana.
Przez
n i e g o.
Bestia
szybująca nad moją głową zaryczała głośno ściągając na siebie miliardy par
tęczówek zajmującej się tłumem armii. Zauważywszy mnie, natychmiast odpuścili
przeganianie mieszkańców, którzy i tak na widok bestii zaczęli samoistnie
zwiewać z pola mojej widoczności. Rozległa się głośna kakofonia dźwięków,
bitewnych okrzyków, uderzeń o tarcze i błagających o pomoc wołań.
-
To Susanoo! – wykrzyknął Ren.
-
Susanoo? – spytali równocześnie Wampir i Sakura. Oboje właściciele głosów z
ledwością to z siebie wykrztusili.
-
Naruto mnie ostrzegał zanim wyruszyliśmy. To Jutsu klanu Uchiha. Nie zostało do
końca przez niego okiełznane. Podobno na polu bitwy przeciwko Madarze, Sasuke
również stracił kontrolę.
-
Co chcesz przez to powiedzieć?
-
On nie jest sobą – wysyczał cicho.
On
nie jest sobą.
O
n n i e j e s t s o b ą.
Jestem
sobą.
Na
potwierdzenie tych słów nakazałem bestii zmiażdżyć siłą trzymanego w łapie
Wampira. Z jego ust popłynął wartki strumień krwi, a ból nie zezwolił mu nawet
na ostateczny udręczony jęk, symbolizujący koniec jego dni. Zadowolony,
cisnąłem mężczyzną gdzieś w bok, koncentrując się na śpieszącej ku mnie armii.
Zawahali
się, widząc moje poprzednie poczynienia. Kilkoro z nich zatrzymało się w
miejscu, rujnując rytmiczny bieg i wprowadzając chaos.
-
O mój Boże! – usłyszałem szloch Sakury.
Płakała.
Płakała
przez n i c h.
Chakra
unosząca się wokół mnie buchnęła silniejszym ogniem, a wniebowzięty demon od
razu pochłonął nowo nabytą energię. Ostatecznie kilkadziesiąt śmiałków
ośmieliło się ponowić bieg i spróbować ze mną swoich sił. Roześmiałem się
srogo, szykując się do ataku.
-
Hej… Hej! – w uszach zadźwięczał mi głos Ren’a, a chwilę później w przestrzeń
między mną, a armią wbiegł nadprogramowy element.
Zmarszczyłem
gniewnie brwi.
***
Mięśnie
gromko protestowały, zanosząc się rozdzierającym bólem. Z ledwością udało mi
się dokuśtykać we właściwie miejsce, ale dokonałam tego. Ren przyszykował się
do interwencji. Spojrzałam na niego błagalnie i słabym ruchem ręki nakazałam
pozostać w miejscu.
Ketsuto
leżał kilka metrów ode mnie, pod drzewem, ledwo żywy, zaciekle próbujący złapać
kolejny oddech… Jego ciało zajadało się czerwienią, a spojrzenie nabierało
szarości.
Przez
łzy ujrzałam jak Sasuke ściąga brwi i patrzy na mnie z nienawiścią swoimi
krwisto czerwonymi tęczówkami. Mangekyo Sharingan. Rozłożyłam ręce na wysokości
barków, usiłując stłumić w sobie szloch. Ciche chlipnięcie wydostało się na
zewnątrz, łącznie z łzą, która spłynęła mi po policzku. Stałam na wpół zgiętych
kolanach, zatrzymując tym samym tabuny mężczyzn za moimi plecami.
-
Nie rób im krzywdy, Sasuke…
-
Sakura, do licha! To nie jest zwierzę, które można wytresować! – zawołał
ostrzegawczo Ren.
Powietrze
rozbrzmiało przeraźliwym rykiem demona, który zatrząsnął się mocno, urażony
uszczypliwością mojego przyjaciela. Jego siła obtoczyła Sasuke kolejnymi,
utworzonymi z chakry elementami, przypominającymi żebra.
-
Milcz! – nakazałam mu i na powrót przekierowałam spojrzenie na Sasuke. – Prawie
go zabiłeś… - wskazałam na Ketsuto. – Czy to jest sposób na rozwikłanie
tajemnicy? Zabijanie osoby, która może nam pomóc? Zabijanie ich wszystkich,
którzy w ogóle nie są wplątani w naszą sprawę? Sasuke, proszę cię…
-
On skrzywdził ciebie – Zacisnął pięści i rzucił krótkie, tryskające nienawiścią
spojrzenie w kierunku półmartwego wojownika.
-
To nie oznacza, że musi płacić za to najwyższą cenę!
-
Musi…
-
Sasuke, proszę, wysłuchaj mnie! Ci wszyscy ludzie z całą pewnością nie mają
bladego pojęcia dlaczego tu jesteśmy! Wykonują tylko rozkazy, nie możesz ich
zabijać!
-
Chcesz się przekonać?
Na
moment skrzyżowałam spojrzenia ze złocistymi ślepiami Susanoo i niemal
natychmiast tego pożałowałam. Bestia przeniknęła mnie na wskroś swoim
spojrzeniem. Przełknęłam ślinę. Nie mogę stchórzyć.
On
nie jest sobą…
Armia
za mną pogrążona była w ciszy. Jakby nie mogli dorzucić swoim dwóch groszy,
dopomóc mnie i jakoś potwierdzić, że nie wiedzą nic o Tankyori no Jutsu, ani
naszym prawdziwym celu. Ratowałam im życie, do diabła!
Ren
delikatnymi ruchami ręki i z zatroskaniem ponaglał mnie do opuszczenie obecnej
pozycji. Pokręciłam głową. Owszem, pragnęłam znaleźć się jak najdalej od tego
monstrum, ale nie miałam zamiaru zostawiać Sasuke.
Zrobiłam
krok wprzód.
-
Nie wierzę, że byłbyś zdolny zrobić coś takiego. Chyba naprawdę nie jesteś sobą
– wykrzywiłam usta w półuśmiechu. – Sasuke, którego ja znam, na pewno
wymyśliłby doskonały plan i doprowadził nas do króla.
Wtedy
usłyszałam pierwsze dźwięki wyciekające spośród królewskiej armii.
-
Przesuńcie się, do licha!
Znałam
ten głos.
Znienacka
coś otarło się o moją nogę. Spojrzałam w dół, a na widok Akashi’ego nie mogłam
zatrzymać lawiny radości jaka na mnie spłynęła. Zdyszany kociak na sekundę
skrzyżował za mną zaniepokojone spojrzenie, a potem rozwarte ślepia padły na
Sasuke.
-
A ja myślałem, że ognista kula jest techniką godną podziwu – wydusił.
-
Jak udało ci się wydostać? Gdzie Tsubaki?
-
Strażnicy otrzymali rozkaz na rozproszenie mieszkańców. Skorzystałem z tego
chaosu i uciekłem. Tsubaki niestety nie dała rady. Nie martw się, z pewnością
rozmawia teraz z wujkiem. Tak a propos… Masz zamiar z nim
walczyć? – roześmiał się ponuro i ruchem łba wskazał na Uchihę.
-
Mam zamiar go zatrzymać.
Akashi
wodził chwilę wzrokiem po otoczeniu pożartym przez ciszę. Za naszymi plecami
nie rozchodziły się nawet najcichsze szepty. Horda mężczyzn i kobiet w
milczeniu przypatrywała się moim poczynaniom, zbyt przerażona, by wydusić
cokolwiek. Dlaczego cały ciężar spoczął na moich barkach?
-
Ketsuto… - Głos Akashi’ego jeszcze nigdy nie był nasączony tyloma emocjami.
Patrzyłam jak zwierzę z niedowierzeniem przygląda się Wampirowi. – O-on nie
żyje?
Zachlipałam
żałośnie.
-
Jest w poważnym stanie, ale jeszcze żyje… Czuję to. Jak tylko zatrzymam Sasuke,
postaram się go…
-
Sakura!
Krzyk
Ren’a momentalnie mnie ocucił. Jednak było już za późno. Ostatnim co ujrzałam
była utworzona z chakry pięść Susanoo, która zepchnęła mnie w bok. Z impetem
grzmotnęłam plecami w pień drzewa i poczułam jak z mojego wnętrza wydobyła się
jakaś ciecz o metalicznym posmaku.
-
Zejdź mi z drogi – dobiegł mnie srogi ton Sasuke.
Następnymi
dźwiękami były gardłowe wołania mężczyzn. Byłam zbyt otępiała, by dokładnie się
temu przyjrzeć, ale słyszałam jak co poniektórzy decydują się walczyć, zaś inny
uciekają w popłochu w stronę zamczyska, wiedząc, że przegrają z kretesem. Ból
rozbiegał się po moim ciele w zaskakującym tempie. Czułam nieprzyjemne
mrowienia, a także trud z jakim moje płuca pompowały powietrze. Obraz ponownie
się zamazał, ale tym razem nie byłam w stanie wychwycić żadnych kształtów ani
zarysów – wszystko było niczym mętna ciapa czerni, srebra i fioletu.
W
tle stękał Ren. Papkę rozmaitych kolorów zastąpił jego złocisto brązowy tors.
Poczułam jego dłoń pod szyją i to, jak przyciąga mnie do klatki piersiowej.
-
Sakura? Sakura, słyszysz mnie?
Skinęłam
głową.
-
Spróbuj się uleczyć. Masz jeszcze resztki chakry! – Przez chwilę wydawało mi
się, że Ren płacze. Głos miał podłamany, raz za razem doprawiony cichym
szlochem. Słyszałam jak bije jego serce. Niepokojąco szybko, bez żadnego
konkretnego rytmu.
Ren
nie widząc żadnego odzewu z mojej strony, chwycił moją rękę i przyłożył mi ją
do brzucha. Skupiłam się na moich leczniczych umiejętnościach, a kiedy mizerny
płomień chakry w końcu się rozżarzył, odetchnęłam z ulgą, uśmierzając odrobinę
wewnętrze katusze.
-
Co za gbur! – Dopiero teraz zrozumiałam, że w pobliżu nas przebywa również
Akashi. – Naprawdę nie potrafi opanować tej techniki?
-
Nie – odezwał się Ren.
-
To zakazane Jutsu?
-
A skądże. To trzecia zdolność Mangekyo Sharingana. Tylko dla potomków klanu
Uchiha. Dla Sasuke nie jest jeszcze kompletna. Naruto mówił mi, że oprócz
spełniania roli genialnego strażnika dla Sasuke, pożera także jego życie.
Musimy go zatrzymać…
Zapadła
cisza. Usłyszałam ryk bestii, wrzaski mężczyzn i jęki zdziwienia ze strony
Akashi’ego i Ren’a. Spróbowałam podnieść głowę, ale Kanoe położył mi dłoń na
czole, kategorycznie zabraniając wykonywania jakichkolwiek ruchów.
-
C-co się dzieje? – wykrztusiłam.
-
Chyba nie będziemy musieli go zatrzymywać – mruknął kociak, ale w jego głosie i
tak wyczułam przedzierający się strach i oszołomienie. – Albo gbur jest
zazdrosny, albo uzmysłowił sobie co zrobił Sempai – Na te słowa odepchnęłam
dłoń Ren’a i lekko podniosłam głowę. Stwór szybujący nad Sasuke wciąż
rozprawiał się z nadlatującymi członkami armii, zaś oczy jego właściciela
spoglądały na nas. Mangekyo Sharingan robił wrażenie zrozpaczonego i
zagubionego. Sasuke wysyczał coś cicho, co po ruchu warg rozpoznałam jako swoje
imię, po czym wczepił palce we włosy i zaczął lekko się szargać, tracąc
panowanie nad humanoidalną istotą.
Złote
oczy Susanoo poczęły tracić swój blask.
Przy
ramieniu poczułam kocią sierść.
-
Mamy uciekać, czy co? Nie wiem jak ty, żołnierzyku, ale mi wydaje się, że on
patrzy na nas.
-
Poczekaj – wyszeptał cicho Ren. – Chyba miałeś racje.
-
Z czym? – wtrąciłam.
-
Sasuke wraca do siebie – wyjaśnił. – Najwyraźniej zrozumiał, że w czasie jego
furii skrzywdził Sakurę, a przecież uprzednio chciał zabić tego mężczyznę za
próbę uśmiercenia jej.
Pogrążeni
w milczeniu dalej obserwowaliśmy męki Sasuke. Pragnęłam tam podejść, wesprzeć
go, lecz byłam zbyt słaba, półprzytomna, dodatkowo czułam, że powoli tracę
świadomość. Akashi i Ren znów wdali się w żywą dyskusję, ale nie byłam w stanie
rozpoznać słów, ani jakoś włączyć się do rozmowy. Obraz zaczął nabierać więcej
czarnych barw. Zniknął złocisto brązowy tors Ren’a, zniknęła pulsująca chakra
Sasuke, zniknęła również moja lecznicza energia, a ból zdawał się powrócić.
Słyszałam
głosy, ale żadne z nich nie tworzyło znanego mi słowa. Chwilę jeszcze walczyłam
z pogrążającym mnie mrokiem, aż ostatecznie zapadłam się w czeluść.
***
Upadłem
na kolana. Wokół mnie rozniósł się trzask znikającej energii. Susanoo zawyło
kilkakrotnie, po czym zaczęło rzednąc, póki ostatnie zalążki chakry nie
rozpłynęły się w powietrzu. Hordy mężczyzn i kobiet przestały atakować.
Utworzyli półkole i otoczyli mnie, szeptając między sobą. Słyszałem jak co
chwila wypowiadają słowo król i wezwanie. Szybko
jednak moją uwagę pochłonęła inna sprawa.
Przetoczyłem
spojrzenie na Ren’a, Akashi’ego i Sakurę, która tkwiła w objęciach chłopaka.
Oczy mnie piekły i wyraźnie odczuwałem wpływ Mangekyo, ale jeszcze sekundy temu
przysiągłbym, że widziałem jak zielone tęczówki są we mnie wpatrzone. Kiedy
zrozumiałem, że nie skontaktuje się wzrokowo z Sakurą, spuściłem głowę,
skupiając się na opanowaniu oddechu.
Kilkoro
mężczyzn rzuciło się pędem w stronę Wampira i w popłochu zatrzymywało
krwawienie. Po paru momentach jeden z nich podniósł Ketsuto i w otoczeniu
innych zaczął kierować się ku wejściu do zamku.
Wydałem
z siebie skowyt godny rozwścieczonego zwierzęcia i łupnąłem pięścią o grunt, co
spowodowało, że – wciąż przerażona armia – cofnęła się o krok.
Akashi
upewniwszy się, że nie stanowię dłużej zagrożenia, dokuśtykał się do mnie,
obrzucając gniewnym spojrzeniem.
-
Co to miało być?
-
Miałem pozwolić twojemu Ketsuto zabić Sakurę?! – Susanoo zniknęło, ale furia
wciąż we mnie bulgotała, niczym lawa, która ledwo co wydostała się z krateru
wulkanu.
-
Nie o tym mówię! – warknął. Kot na mnie warczy. Dobre sobie. – Rozumiem twój
impuls, ale… dlaczego ją odepchnąłeś? To bezsensu! Najpierw ją całujesz, a
teraz dałeś się okiełznać jakiemuś paskudnemu potworowi i ośmieliłeś się
skrzywdzić Sempai? Myślałem, że jesteście drużyną!
Ren
znieruchomiał. Pięć sekund później podniósł się raptownie z Sakurą w ramionach
i zmierzył mnie wzrokiem.
-
Całowałeś ją?
Niechętnie
podniosłem wzrok, ale nie odpowiedziałem.
Akashi
patrzył na nas naprzemiennie.
-
Coś nie tak?
-
Zabroniłem ci! – żachnął się Ren, posiadając ze złości. – Jak śmiesz całować
dziewczynę, którą próbowałeś zabić!
-
Zabić? – Akashi zrobił wielkie oczy.
Wciąż
milczałem. Miałem w sobie aż zanadto bulgoczącej lawy, a kłótnia z Ren’em
doprowadziłaby do kolejnej erupcji. Zamiast tego zerknąłem na Sakurę. Leżała
nieprzytomnie z głową opartą na ramieniu Ren’a, a na jej twarz nachodziło pasmo
włosów. Chciałbym go odtrącić, ale nie mogłem. Nie miałem prawa tykać osoby,
którą niegdyś chciałem zabić, a dzisiaj… ją skrzywdziłem.
Akashi
zdzielił mnie po plecach.
-
Hej.
-
Co?
-
To nie twoja wina – powiedział, ale pod ciężarem mojego spojrzenia jego wzrok
przybrał bardziej poważny wyraz. – Dobra. Może jednak twoja, ale pamiętaj, że w
większości przyczynił się do tego ten straszliwy demon.
Ren
lekko odepchnął kota nogą.
-
Nie próbuj go w ten sposób uniewinniać. Gdyby był silniejszy, mógłby opanować
technikę. To jego wina.
To
moja wina.
Z
żałością po raz drugi uderzyłem pięścią w grunt.
Wszyscy
troje podnieśliśmy równocześnie głowy na chrząknięcie jakie wydobyło się z
tłumu otaczającej nas armii.
Szczupła,
uzbrojona kobieta wyszła naprzód i odsunęła tarczę, by lepiej się nam
przyjrzeć. Jej wzrok uprzytomnił mi jak irracjonalne jest nasze obecne
zachowanie.
-
Rozumiem, że macie swoje porachunki, ale teraz niestety musicie odłożyć tę
telenowelę na później. Jesteście oficjalnie zatrzymani w imieniu króla
Michigatty.
Kilku
wojowników za nią przyklasnęło sprzymierzeńczyni i również ośmieliło posunąć
się wprzód.
Ren
przyglądał mi się jeszcze kilka chwil. Z jego spojrzenia strzelało błyskawicami
i śmiałem twierdzić, że również doświadczył lawiny nienawiści, poczucia winy i
bezradności. Chłopak zatrząsnął się w konwulsyjnych spazmach i wydobył z siebie
jęk, przez który pomyślałem, że płacze. Oczy miał zaciśnięte i ku memu
zaskoczeniu oprócz bezwzględnej nienawiści na jego twarzy odmalowywał się
również smutek.
-
Wszystko musi zostać mi odebrane – wyszeptał. – Wszystko…
Widocznie
nikt, oprócz mnie, tego nie dosłyszał.
Kobieta
przerzuciła wzrok na Akashi’ego i parsknęła szyderczym śmiechem.
-
Myślałeś Kazuma, że uda ci się uciec przed Ketsuto?
-
On sam mnie wywalił – odmruknął.
-
Nie wyrzucił cię po to, byś wiązał się z naszymi wrogami i dzielił się
informacjami. Pożałujesz tego.
Akashi
najwyraźniej zrozumiał, że dalsze zgryźliwości nie mają najmniejszego sensu.
Spuścił łeb i czekał.
Ja
też czekałem.
Ren
zacisnął rękę na ramieniu Sakury, a z jego twarzy uszło napięcie.
Armia
zaczęła maszerować w naszą stronę. Zdyszana i zadowolona ze zwycięstwa.
Od
autorki: Uff,
wreszcie koniec. Nie jestem dobra w opisywaniu walk, co zresztą widać. Poza tym
staram się ograniczać starcia między Ninja w tym opowiadaniu. Przeczytałam
rozdział kilkakrotnie i ostatecznie jestem z niego zadowolona. Nawet walkę z
Ketsuto uznałam za nie najgorszą.
Wiecie,
że przez dwa dni grzało mnie słoneczko, a dzisiaj rano znów wrócił śnieg i
mróz? Brr. Nie mam nic do śniegu, ale… co za dużo to nie zdrowo, prawda? Marzy
mi się już wiosna.
Dziękuję
za wszystkie głosy na Blog Roku 2012. Nie zdobyłam ich zbyt wiele, ale
świadomość, że więcej jest od czytelników, niż od rodziny jest naprawdę
podbudowująca xD. Pozdrawiam i do następnej, nieco spokojniejszej notki.
Ojej, biedny Sasuke. Po tych wydarzeniach poczułam do niego jeszcze większą sympatie.
OdpowiedzUsuńUżył Susanoo w obronie Sakury. To było imponujące. Chłopak na prawdę się zakochał :D
Cały rozdział poświęciłaś walce. Zgrabnie ci to wyszło :) Ale ja jestem bardziej ciekawa rozmowy z królem, powodu użycia Kyori oraz o co chodzi z tym Czarnym Księciem. Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału.
Pozdrawiam, Miliko.
Nic dziwnego, że jesteś z niej zadowolona, bo jest po prostu świetna!
OdpowiedzUsuńWszystko przeczytałam niemal na jednym wdechu... No, najwyżej na dwóch xD
Naprawdę. Przeżywałam wszystko tak, jakbym to ja była bohaterem w tym opowiadaniu. Każdy ból, każda łza. Myślę, że zdajesz sobie sprawę z tego, jak trudno doprowadzić czytelnika do takiego stanu, prawda?
Sasuke... Teraz widzę, że on naprawdę się pogubił w życiu i myślę, że właśnie tak wygląda to w anime.
Biedny. Naprawdę mi go żal...
Pozdrawiam, Rina
O tak, ja też chcę już wiosnę. Ta zima - śnieg i mróz, przez który sterczenie na przystanku w oczekiwaniu na autobus jest jeszcze gorsze - mnie już męczy. Bo ile można?
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału, to zachwycił mnie mniej niż poprzedni, ale tego mogłam się spodziewać, bo... no, raczej rzadko się zdarza, żeby coś wprawiało mnie w tak dziwny humor, jaki Ci zaprezentowałam w poprzednim komentarzu xd Ale, Boże broń, nie zrozum mnie źle! Bo notka tak czy inaczej była świetna!
Chyba najbardziej spodobał mi się fragment opisywany przez Sasuke, kiedy Ren mówił, że podczas użycia Sussano nie jest sobą. "On nie jest sobą. Jestem sobą" Nie wiem czemu, ale te słowo jakoś tak.. we mnie uderzyły.
Co mnie zdziwiło, że Sasuke zrobił coś Sakurze! Kiedy przed nim wystąpiła, myślałam, że wszystko będzie cacy, a Uchiha odwoła Demona. Że będzie to coś na zasadzie akcji z anime, kiedy Przeklęta Pieczęć się cofnęła tuż po tym jak Haurno przytuliła Sasuke. Żałuję trochę, że bardziej nie opisałaś uczuć Gbura, kiedy doszedł do tego co zrobił. Może refleksje w następnym rozdziale, he?
Co by tu... a! Mam! Scena zazdrości i wyrzuty Rena pasowały mi idealnie <3 już myślałam, że bardziej dowali słownie Sasuke, ale nie... Rozmyślenia samego Sasuke "nie mogę jej dotykać" też trafne. Tylko zastanawiają mnie mocno słowa Rena "Wszystko musi zostać mi odebrane". Ojoj, czyżby jednak kochał Haruno? To sprawa się komplikuje.. ale dlaczego wtedy jest takim dupkiem, ej! Masz tu koleżanko co nieco do wyjaśnienia ;)
Błędy.. no niestety, nowe marzenie trzeba zacząć!
"Niebo spowite było kilkoma drobnymi chmurami, a zza jednak właśnie przedostał się ciepły blask słońca." --> "zza jednak właśnie" masło maślane? "..a zza jednej z nich właśnie.." mniemam, że o to Ci chodziło :)
"Wampir jednak nie miał ochoty dłużej z nim zabawiać." --> zjadłaś "się" po "dłużej"
"Sasuke wysyczał coś cicho, co po ruchy warg.." --> literówka "ruchu"
Wyhaczyłam też jedno powtórzenie, ale właściwie sama nie miałam pomysłu, jak je zastąpić, więc darowane xd i przecinki; zauważyłam, że nie zawsze je stawiasz tam, gdzie być powinny, jednak ich już mi się nie chciało wypisywać, wybacz ^^ nie biją jednak one ostro po oczach, więc właściwie możesz to olać xd
To tyle na dziś ode mnie :) Jestem ciekawa, jak rozwiążesz sprawę z aresztowaniem.
Weny i pozdrawiam!
o czym ty kochana mówisz?.. że niby nie potrafisz opisywać momentów walki, brutalności, terroru?.. BZDURA!
OdpowiedzUsuńto było niesamowicie wciągające xD. gwałtowne zmiany ruchów, uderzeń i upadków. cud, miód i malinka xD
jedyne co mnie trochę rozczarowało, to moment gdy pojawił się Sosanoo i sam moment walki z jego urzyciem. tak. w tym fragmencie się z tobą zgodzę. ale cała reszta to istna bajka. panika Sakury, otumanienie Sasuke, impulsywne reakcje Rena jak i otwarty na otoczenia umysł Akashiego.
oj tak. chcę przeczytać więcej xD
pozdrawiam ;D
Boze twoj blog mi sie tak podoba :-) nie moglam sie doczekac kolejnej notki blagam powiadamiaj mnie ;D
OdpowiedzUsuńTy nie przepadasz za opisywaniem walk, a ja nie przepadam za czytaniem bądź oglądaniem ich. Ale muszę przyznać, że wyszło ci to całkiem fajnie, miło więc spędziłam te pół godziny :) Starć między Ninja nie da się ominąć - w końcu to ff o "Naruto" (:D) - można je jednak trochę ograniczyć.
OdpowiedzUsuńPrzez cały poprzedni rozdział zastanawiałam się czemu Sasuke nie użyje Susanoo. Przecież od razu mógłby ich wszystkich pozabijać... No, ale teraz widzę, że trzymałaś je na ten moment.
Dobra, nie wiem czy coś jest ze mną nie tak, ale ja uwielbiam kiedy u Sasuke włącza się tryb: I want to kill everybody in the world. Przypomniało mi się jak podczas Egzaminu na Chuunin'a chciał obronić Sakurę. I obronił oczywiście... Tyle, że ta pobiegła i zaczęła go błagać, żeby przestał! Mimo że to była piękna scena sasusaku, miałam ochotę wrzeszczeć: "Co ty robisz, głupia?!"
I masz za swoje. Było nie lecieć, nie próbować go zatrzymywać, to by cię nie walnął... Ekhem, już przestaję.
Liczę na lekkie wyrzuty sumienia u Uchihy. Kurczę, te dwa słowa w ogóle do niego nie pasują... Sasuke i wyrzuty sumienia. Ale, ale! Co tam, w końcu to ff, możesz coś pokombinować :D
Okropnie chciało mi się śmiać kiedy Ren dowiedział się o pocałunku, Akashi o próbie zabójstwa... A potem wyszła ta kobieta i już nie wytrzymałam; rechotałam na cały dom.
Wiesz, zauważyłam, że śmieję się w nieodpowiednich momentach...
Szkoda, że nie przedostałaś się do kolejnego etapu, ale to dobrze, że nie bierzesz tego zbytnio do siebie :) Z resztą Licznik Odwiedzin i Obserwatorzy powinny Cię pocieszyć. W zeszłym tygodniu zaobserwowałam ponad 1000 odświeżeń... Szacunek, dziewczyno.
Pozdrawiam!
o boże obiecałam sobie, że jeśli ten rozdział zwali mnie z nóg to przy każdym twoim rozdziale będę pisała komentarze, czego, prawdę mówiąc, nigdy nie robiłam bądź nie robię xd ale tak strasznie uwielbiam czytać twoje prace,że chyba bym sobie nigdy nie wybaczyła gdybym tego nie wyraziła w komentarzu.
OdpowiedzUsuńNie mogę doczekać się 10 xd i liczę na więcej Sasuke(nie zrozum mnie źle, lubię gdy Sakura opowiada wszystko ze swojej perspektywy ale i tak najlepszy zawsze będzie w tym Sasuke xd)
Bardzo ciekawa byłam jak opiszesz sceny walki i po lekturze tego rozdziału jestem pod wrażeniem;) Podobają mi się te zwroty akcji, dynamizm, skumulowane emocje, adrenalina i umysł pracujący na wysokich obrotach analizujący każdy ruch przeciwnika;) Po prostu bardzo dobrze zgrałaś ze sobą poszczególne elementy i wyszło Ci świetnie;)
OdpowiedzUsuńPodobała mi się postawa Sakury, która pohamowała swoje emocje i zaatakowała Ketsuto bez żadnych wątpliwości bez cienia zawahania. Sasuke stający w obronie Sakury za pomocą Susanoo, co prawda traci kontrolę i ją krzywdzi ale to i tak duży plus dla niego. W tym rozdziale miałam wrażenie, że Ren czuje coś do Sakury, że Sasuke jest jeszcze bardziej zagubiony niż dotychczas.Mam wiele pytań i wątpliwości ale wiem, że ich rozwiązania doszukam się w kolejnych rozdziałach;)
Czuję niedosyt, po przeczytaniu;) mam dziwne ukłucie, że zbyt szybko rozdział się skończył;) Jeszcze lecący w tle soundtrack z The Hobbit momentami dodawał napięcia ;) Jestem ogromnie ciekawa rozmowy z królem, przecież jest tyle pytań na które trzeba odpowiedzieć a ważnym (moim zdaniem) pytaniem jest pytanie o Kyori i powód jego użycia.
Pozdrawiam i życzę weny ;)
Jejku, biedna Sakura :C Od tego rozdziału Sasuke będzie jeszcze większym gburem niż dotychczas xd Mimo to, rozdział boski ♥
OdpowiedzUsuńHmm, mimo wszystko liczyłam na te życzenia urodzinowe pod notką.. ach, no trudno :c
Pozdrawiam i życzę weny :*
http://allegro.pl/sliczna-sukienka-roz-38-i3170875039.html
OdpowiedzUsuńE tam nie umiesz opisywać. Jak dla mnie opis tej walki był bardzo dobry.
OdpowiedzUsuńW pewnej chwili myślałam, że Sakura zakończy swój żywot, ale w końcu to dopiero 25 rozdział, więc nie mogło tak się stać. xd Zawsze podziwiałam Sasukę za władanię nad Susanoo. To coś jest przerażające. No, ale uratowało różową.
Zastanawiam się tylko czemu Uchiha się obwiniał? :c
Zostali aresztowani... no nieźle się sprawy pokomplikowały, a na razie żadnej poszlaki dotyczącej tego dziwnego jutsu. :> Hmm.. ciekawe czy oni trafią do jakiś cel, czy najpierw będą ich przesłuchiwali? No i gdyby mieli ich zamknąć to razem? ;>
Sasuke*
UsuńAle mnie to irytuje, że Sakura nie może ich roznieść w pył jak to ona, a Sasuke jest taki... hmm słaby. Ogólnie opowiadanie świetne, bardzo się wciągnęłam, uwielbiam twój styl pisania. Masz talent.
OdpowiedzUsuń