„W
chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz,
przestałeś
go już kochać na zawsze.”
Carlos
Ruiz Zafón
Tutaj
zawsze panowała noc. Mrok osaczał każdy zakątek zmurszałych cegieł,
powleczonych zielonkawą mazią ścian, zardzewiałych krat, dopadając nawet leżące
bezwiednie kajdany, w których zamknięte były moje nadgarstki. Chociaż tyle
mogłem zawdzięczać władzom Michigatty. Nie wiem czy mój temperament pozwoliłby
siedzieć nieruchomo z ramionami uniesionymi na wysokości barków i rękoma
przykutymi do ściany. Kajdany, owszem, były przymocowane do cegieł, ale
łańcuchy pozwalały mi swobodnie się poruszać.
Królewska
armia zaryglowała mnie tu z własnych powodów.
Ja
traktowałem to jako surowy wyrok za swoje czyny. Śmiem nosić nazwisko
wzbudzające respekt, nie potrafiąc nawet okiełznać Susanoo – techniki mojego
klanu. Mlasnąłem niezadowolony językiem i postanowiłem sprawdzić jak daleko
dopuszczą mnie łańcuchy. Ostrożnie zacząłem przesuwać się wprzód. Rana na moim
torsie boleśnie piekła, mimo interwencji Sakury. Po chwili z ledwością udało mi
się dopaść zimnych krat, ale na nic innego nie było mnie stać.
Dwa
metry dalej, naprzeciwko mnie, usytuowana była kolejna cela, w której
spoczywała, wciąż nieprzytomna Sakura. Rany opatrzyło jej kilka kobiet, ale
zniknęły prędko nie zwracając uwagi na nawoływania moje i Ren’a. Zastanawiałem
się dlaczego go pominęły? Dlaczego udzieliły pomocy wyłącznie Sakurze?
Zlekceważenie mojej osoby zdołałem jeszcze jakoś przełknąć. Byłem
odpowiedzialny za zmasakrowanie większej części armii, ponadto omal nie zabiłem
jednego z głównych członków władz. Ren też nieźle oberwał, ale mimo wszystko
robił to, co Sakura. Atakował bez żadnych szczególnych uszczerbków na zdrowiu
wrogów. Szczęście, że Kanoe nie znajdywał się w zasięgu mojej widoczności.
Wtarabanili go do celi obok Haruno i gdyby mi zależało, po wychyleniu, mógłbym
dojrzeć jedynie kawałek jego nogi. Wolałem sam uzmysłowić sobie ile błędów
popełniłem, niż wysłuchiwać jego tyrady.
Panowała
cisza, rozdzierana co chwila pogawędką strażników z wyższego piętra. Przez
znudzenie zajmowałem sobie czas przyglądaniem się Sakurze. Leżała skulona w
kłębek, a jej brzuch i czoło owinięte były cienką warstwą bandaży. W kark
wsmarowaną miała jakąś oleistą maź, która błyszczała w nikłym świetle pochodni
na końcu korytarza.
Żołądek
skręcał mi się z głodu, byłem wycieńczony i słaby. Spędziliśmy tu raptem trzy
godziny, a już marzyła mi się ucieczka. Nawet ze świadomością odbywania wyroku
za skrzywdzenie Sakury. To j a po części przyczyniłem się do
nałożenia tych przeklętych bandaży na jej skórę.
Sen
zaczął powoli się do mnie dobierać, i kiedy myślałem, że wreszcie mnie zmorzy,
usłyszałem szczęk odzierającego o cegły metalu. Uniosłem głowę z nadzieją, że
to Sakura, ale ona wciąż leżała nieruchomo.
Zamiast
tego rozległ się głos Ren’a:
-
Nie lubię cię, Uchiha, ale nie mam zamiaru przesiedzieć tu kolejnych trzech
dni. Musimy się stąd wydostać.
-
Prosisz o współpracę? – wychrypiałem cierpko.
-
Tak, chodzi mi o współpracę, ale bynajmniej nie mam zamiaru cię o to prosić.
Tylko… jeśli masz jakiś pomysł, cokolwiek… - Wtem urwał jak gdyby doznał
olśnienia, a po kilku sekundach przemówił ponownie, znacznie ciszej i
spokojniej: – Pamiętaj tylko, żeby mówić szeptem. Słyszą nas. Ten mężczyzna, z
którym walczyliśmy powiedział, że używają specjalnych Jutsu na wzmocnienie
słuchu i węchu.
-
Dlatego tak szybko nas wykryli…
Ren
nie odpowiedział, ale wyczułem, że skinął głową.
-
Nie zdołamy niczego zrobić mając do czynienia z posiadaczami zwoju. Słyszałem o
miliardach technik jakie w sobie zawiera. Oni mogą zrobić z nami wszystko –
wyjaśniłem.
-
Nie zdziwiłbym się, gdyby obserwowali nas w jakieś misternej kuli – prychnął
Ren.
-
Tak, to też może być możliwe.
Oparłem
głowę o ścianę, ale natychmiast tego pożałowałem. Warstwa zielonej mazi była
gruba i kleista, od razu poczułem jak wsiąka w moje włosy. Syknąłem pod nosem
kilka przekleństw poszukując dogodnej pozycji do snu.
-
Poddajesz się? – usłyszałem Ren’a, gdy usiłowałem ułożyć głowę na podłodze.
-
Ja nigdy się nie poddaję.
-
Jakoś teraz nie za bardzo znajduję potwierdzenie tych słów.
-
Jestem zmęczony – warknąłem. – Sakura jest bezpieczna, obandażowali ją. Nic nie
zdziałamy bez energii. Musimy ją odzyskać i jutro coś wymyślić.
Przez
parę chwil z celi Kanoe nie dobiegał żaden dźwięk. Stwierdziłem, że zacny pan
właśnie z trudem przekonuje się, że mam rację, jednak w tym samym momencie Ren
westchnął przeciągle i zabrał głos:
-
Chyba masz rację. Powinienem przystopować.
Ułożyłem
się bokiem na podłodze i podparłem policzek na dłoni. Miałem teraz idealny
wgląd na śpiącą Sakurę.
-
Znów mam wrażenie, że za bardzo zależy ci na zadaniu. To misja moja i Sakury.
To my zostaliśmy w to wplątani.
Ren
roześmiał się ponuro, łańcuchy zaszczękały.
-
Nawet nie masz pojęcia jak wielką rolę gram w tym przedstawieniu.
-
Więc opowiedz mi o niej.
-
Nie.
-
Dlaczego? – zmarszczyłem brwi. Liczyłem, że podstępem, lub prowokacją coś z
niego wyciągnę, jednak Ren był nie do zdarcia. Szanse prysnęły, gdy w jego
tonie na powrót usłyszałem nutę wrogości zarezerwowaną specjalnie dla mnie.
Może mógłbym jakoś zmusić go do gry w otwarte karty. – Nie jestem tak naiwny
jak Sakura. Wiem, że coś ukrywasz.
-
Nie nazywaj Sakury naiwną. Ona jest po prostu zbyt dobra i ufna.
-
Czy to nie czyni z niej naiwnej?
-
To czyni z niej pełną dobroci osobę – sapnął, a ja zrozumiałem, że jest
zirytowany ciągnącym się tematem.
Trudno,
sam rozpoczął pogawędki.
-
W takim razie ochoczo korzystasz z tej dobroci.
-
Co masz na myśli? – Ren przysunął się do krat. Widziałem teraz kawałek jego
twarzy, na której odmalowywała się podejrzliwość.
Zanim
ośmieliłem się rozpocząć akcję polegającą na wyciągnięciu od Kanoe wiadomości,
z mojego brzucha wydobyło się nieprzyjemne burczenie. Ponieważ nie miałem pod
ręką niczego, co mogłoby zaspokoić jego odgłosy, westchnąłem głęboko.
-
Uchiha! – zniecierpliwił się Ren.
Oby
wszystko poszło zgodnie z planem.
-
Masz zamiar kiedykolwiek wyznać jej co działo się przez te trzy miesiące?
Odpowiedziała
mi cisza. Długa i napięta. Ja byłem spokojny, gorzej z Ren’em. Stąd wyczuwałem
wiszącą w powietrzu atmosferę niepewności.
-
Powiedziała ci? – odezwał się słabo.
-
Tak.
-
Mogłem się tego spodziewać. Jest zbyt ufna i chyba zapomniała, że człowiek,
któremu zdradziła swoją przeszłość, omal nie pozbawił jej życia.
-
Możesz celowo nie zbaczać z tematu? Wiem co zrobiłem i jaki byłem. Ludzie się
zmieniają. Coś o tym wiesz, prawda?
Wokół
panowało takie milczenie, że mógłbym przysiądź, iż słyszałem jak Ren przygryza
dolną wargę. Wiedziony ciekawością przeczołgałem się trochę do przodu, by
poszerzyć pole mojej widoczności. Sakura pogrążona była we śnie, zaś Ren miał
zamknięte oczy i przyciskał czoło do krat celi. Nie zauważył, że się mu
przyglądam.
-
Jak dużo ci powiedziała? – wyszeptał, pozostając w transie.
-
Wystarczająco dużo, abym zauważył wiele nieścisłości. Sakura opowiedziała mi
jak się poznaliście i kim przedtem byłeś, a co najważniejsze… jaki byłeś. Nie
jestem na tyle głupi, aby uwierzyć, że zwykła kłótnia zmieniła cię w takiego
człowieka.
Ren
ściągnął brwi i przez chwilę nic nie mówił.
-
Wszystko stałoby się prostsze gdybyś zaczął współpracować – powiedziałem. –
Twoja postawa typu: Zrobię wszystko sam, zaczyna grać mi na
nerwach.
-
To nie ma nic wspólnego z naszą misją.
-
Jesteś tego pewien?
-
Tak! – mocno ścisnął w pięści jeden z żelaznych prętów, a brwi niemalże stykały
mu się pośrodku. – Nic nie rozumiesz, więc nie ingeruj w to, co jest między
mną, a Sakurą. Obiecałem coś sobie i będę się tego trzymał do końca swoich dni.
A ty… - żachnął się i spuścił wzrok. Znów odniosłem wrażenie, że płacze. - Ty
jedynie wszystko utrudniasz. To przez ciebie ją straciłem.
Wzdrygnąłem
się. Ren wrócił do siebie, więc prędko zniknąłem za ceglaną ścianą tak, aby
mnie nie dostrzegł.
-
Przeze mnie ją straciłeś? Nie odebrałem ci jej. Macie wspólnie syna,
nieprawdaż?
-
Myślisz, że posiadanie dzieci, uniemożliwia kobiecie powrót do pierwszej
miłości? – prychnął.
Chwilę
temu upilnowałem, żeby przypadkiem nie zauważył jak go obserwuję, teraz
przestałem się tym przejmować, tylko szybkim ruchem znalazłem się przy kratach,
szukając go wzrokiem.
Lecz
Ren zdążył zmienić pozycję, przez co widziałem tylko kawałek jego nogi.
To
absolutnie nie ma nic wspólnego z pierwotnie ustalonym celem naszego zadania,
ale coś zmusiło mnie do podtrzymania tematu:
-
Ty… ty uważasz, że Sakura się we mnie zakochała? – Zadbałem, żeby Ren odebrał
to jako szyderczą uwagę.
Ale
on milczał znów.
Zajęty
myślami, opętany przez jego słowa, które echem obijały mi się o czaszkę,
ponownie ułożyłem się do snu, cierpliwie wyczekując jego odpowiedzi. Ren chyba
nie miał zamiaru wdawać się w pogawędkę o uczuciach wobec Sakury. Mnie też było
to nie na rękę. To najwyższy czas, żeby skoncentrować się na zadaniu i
obmyśleniu skutecznej strategii na wydostanie się z tego rabanu.
Zasnąłem
śniąc o moim bracie, który znienacka ubzdurał sobie, że jest światowej klasy
komikiem.
***
Ponieważ
każdy mój mięsień zaczął wyć z rozdzierającego go bólu, zrozumiałam, że właśnie
wróciłam z ostoi do bezwzględnej rzeczywistości. Obrazy nacierających na nas
mężczyzn, panikującego Ren’a, pół-przytomnego Sasuke, złowieszczej bestii i
ledwie żywego Wampira uderzyły we mnie z potworną siłą, a ich potęgę odczułam
niemal namacalnie, na powrót uderzając głową o twardą powierzchnię.
Gdzie
jestem? Czy Sasuke jest już bezpieczny? Czy Ren zdołał sobie z nim poradzić?
Czy Ketsuto przeżył zażartą bitwę?
Z
kotłującymi się w mojej głowie pytaniami ostrożnie uchyliłam powieki, obawiając
się obrazów, jakich zastanę. Ja żyłam. To dało mi nadzieję, że z resztą też
wszystko w porządku.
O
dziwo widok cegieł, na których rozsiana była jakaś zielonkawa papka, nie zrobił
na mnie wrażenia. Chwilę leżałam nieruchomo wpatrzona w sufit, z nierozsądną
nadzieją na dostrzeżenie drogi ucieczki. A więc znalazłam się w lochach… Nawet
przez myśl nie przemknęło mi, że po walce z królewską armią wyląduję w miejscu,
z którego niedawno odratowaliśmy Ren’a.
Ren…
Ren
i Sasuke!
Lekceważąc
protesty mięśni, które naprawdę urządziły solidny strajk, podniosłam się do
pozycji pół-leżącej. Pierwsze co zauważyłam i co sprawiło, że odetchnęłam z
ulga, to Sasuke zamknięty w celi naprzeciwko, przeszywający mnie spojrzeniem
hipnotyzujących czarnych oczu. Od razu zatopiłam się w ich morzu.
-
Nie panikuj – powiedział twardo.
Nie
miałam tego w planach.
Uśmiechnęłam
się do niego krzepiąco.
-
Spodziewałam się tego. – Drugim elementem, który przykuł moją uwagę były
bandaże, owijające mi brzuch. Poczułam też ucisk na czole i unosząc rękę,
natknęłam się na ten sam delikatny materiał.
Sasuke
wyczuł moje zainteresowanie.
-
Wcześniej przyszyły tu jakieś kobiety i cię obandażowały.
-
Naprawdę?
Potaknął,
przylgnął plecami do ściany i wypuścił z siebie powietrze. Przyglądałam się mu
w poszukiwaniu jakiegoś lekarskiego ekwipunku, ale szrama na jego torsie kuła w
oczy.
-
Dlaczego ciebie nie opatrzyli?
Wzruszył
ramionami.
-
Dziwisz się?
-
Dziwię się. Przecież twoja rana… nie zdołałam jej do końca uleczyć, a teraz…
teraz nie mam jak i…
-
Sakura – przerwał mi i zerknął na mnie kątem oka. Znałam naturę Sasuke. Nie był
ochoczo nastawiony do bezpośredniego okazywania emocji, ani do bycia wesołym
optymistą, ale obecny chłód w jego głosie sprawił, że w gardle poczułam
nieznośne pieczenie. Tak jakby ktoś wsypał mi tam garść gwoździ. Nie używał
wobec mnie takiej intonacji nawet w najbardziej zażartych awanturach.
-
Sasuke, wszystko w porządku? – zapytałam, zanim się odezwał.
Kiwnął
bezwiednie głową.
-
Jestem odpowiedzialny za zniszczenie większej części armii Michigatty, a ty
dziwisz się, że mnie pominęli?
-
No tak – Straciłam rezon. To nie był mój Sasuke. Mój Sasuke
owszem, potrafił spojrzeniem przyprawić niejednego o gęsią skórkę, a głosem
zmrozić krew w żyłach, ale nie wywoływał u mnie niepokoju, który odczuwałam
teraz. Zbliżyłam się niezauważalnie do krat, żeby lepiej się mu przyjrzeć.
Twarz miał taką, jakby w środku właśnie rozdzierało się mu serce. Odchrząknął
dopiero, gdy dostrzegł moje zainteresowanie i zaczął wyjaśniać ile czasu tu spędziliśmy.
Nie dysponując tak ekskluzywnym sprzętem jak zegarek, instynkt Sasuke
podpowiadał mu, że jesteśmy tu przynajmniej pół dnia. Powiedział mi także,
gdzie znajduje się Ren, i że póki co, pogrążony jest w głębokim śnie, również
pozbawiony szpitalnego ekwipunku.
Zaczęłam
się zastanawiać dlaczego tylko mi udzielono pomocy. Dlaczego w ogóle mi jej
udzielono…
-
Prześpij się. Musimy zebrać siły. Jak tylko Ren się obudzi zaczniemy obmyślać
jakiś plan – polecił Sasuke. Znów zapatrzył się w pustkę przed sobą, ale tym
razem jego mimiki nie dało się odszyfrować.
Nie
czułam się zmęczona. Właściwie rozważałam wariant próby odstawienia krótkiego
tańca na udowodnienie obecności rozsadzającej mnie energii. Długi czas
siedziałam po turecku, gmerając palcami w wąskich wnękach między cegłami. Z
nudów zaczęłam nucić nawet kołysanki dla Satoshi’ego. Sasuke miał zamknięte
oczy, a jego głowa delikatnie się chwiała. Wydawało się jakby mnie słuchał.
Kilka kolejnych piosenek śpiewałam cicho z myślą o nim i śpiącym za ścianą Ren’ie.
-
Sakura – usłyszałam głos Uchihy.
-
Co?
-
Śpij.
-
Ale ja nie chcę spać. Nie jestem zmęczona.
Kolejnym
dźwiękiem jaki z siebie wydobył było przeciągłe westchnięcie. Usytuowałam się w
kącie celi i podciągnęłam kolana pod brodę, spoglądając na Sasuke.
-
Przeszkadza ci jak śpiewam?
-
Nie – odetchnął.
Po
chwili milczenia kontynuowałam swój cichuteńki koncert. Głowa Sasuke po raz
kolejny zaczęła się poruszać w tę i we w tę. W czasie nucenia odszukałam sobie
zajęcie. Zielona maź na ścianach, acz ohydna skutecznie odciągała mnie od
monotonii. Tuż przy twarzy zaczęłam rysować byle jakie kształty, lecz w
późniejszym czasie zaczęło mnie nużyć malowanie nieznanych elementów.
Pomyślałam o Satoshi’m. Najpierw wyrysowałam na ścianie jego kocyk z wyszytym
baśniowych księżycem, który uśmiechał się z błyskiem przeznaczonym dla dzieci.
Następnie skupiłam się na główce. Wyszła dosyć krzywo, niczym nadszarpnięty
owal, za to dwie kreski, które grały tutaj parę zamkniętych oczu, wyszły
fenomenalnie. Spojrzałam na arcydzieło z ostentacyjnym westchnięciem tęsknoty.
Czułam
jak Sasuke wwierca we mnie dwie czarne otchłanie. Miał wgląd na ścianę, gdzie
powstawały moje próby zabawy w artystę i od razu zapytał:
-
Tęsknisz za nim, co?
-
Wiem, że dla ciebie sześć dni to nic – zachichotałam. – Przedtem spędzałam z
Satoshi’m dwadzieścia cztery godziny na dobę. Może właśnie dlatego tak ciężko
mi wytrwać. Tęsknię nawet za jego płaczem. Niejednokrotnie budził mnie w nocy,
przyprawiał o zmęczenie i działał na nerwy, ale opłacało się pomęczyć, by potem
ujrzeć jego spokojną buźkę, kiedy śpi – Założyłam ramiona na kolana i
zanurzyłam w nich połowę twarzy. Mówiło mi się znacznie łatwiej z zamkniętymi
oczami. – Kto by pomyślał, że nadejdzie dzień, w którym będę tęsknić za
dziecięcym płaczem. A ty Sasuke?
-
Co ja?
-
Tęsknisz za Itachi’m?
Wlazłam
w niebezpiecznie rejony, mimo wszystko oczekując cierpliwie jego odpowiedzi.
Wiedziałam, że Sasuke potrzebuje czasu na uporanie się z takimi uczuciami. Są
dla niego nowością.
-
Trochę tęsknię za jego kiepskimi dowcipami – odezwał się w końcu. Miałam wgląd
na jego profil, na którym pojawiło się coś w stylu półuśmiechu.
-
Mam nadzieję, że prędko usłyszymy kolejny żart.
-
Ja też.
-
Sasuke?
-
Co?
-
Wymyśliłeś już plan na wydostanie się stąd?
-
Nie – oparł krótko, rozglądając się dookoła. Wzięłam z niego przykład,
dokonując oględzin własnej celi. Dlaczego nie mogło być jak w filmie? Dlaczego
moim oczom nie może rzucić się ulokowane w górnym kącie maleńkie okno, które
będzie naszą bramą wyjścia? Dlaczego rzeczywistość musi być taka okrutna i nie
obdarowywać nas zbiegami okoliczności, dzięki którym zburzylibyśmy wszystkie
ograniczające bariery?
W
baśniach, które czytałam Satoshi’emu, bohaterom zawsze udawało się skomponować
plan działania.
Spojrzałam
na Sasuke.
Znów
mi się przyglądał zjadliwą czernią jego ślepi. Poczułam, że to dobry moment na
rozpoczęcie rozjuszającego mnie tematu.
-
Sasuke?
-
Hmm?
-
Naprawdę mnie lubisz? Jako… kobietę?
Mało
brakowało, a parsknęłabym śmiechem na widok jego wielkich oczu. Teraz to ja
będę bezpośrednia, ot co!
Sasuke
odwrócił się tak, że nie byłam w stanie zbadać wyrazu jego twarzy. Uśmiechnęłam
się od ucha do ucha, wyobrażając sobie wypieki goszczące na policzkach członka
elitarnego klanu Uchiha.
-
Nie odpowiesz mi? – zapytałam.
Sasuke
zmierzwił sobie włosy, które i tak były już solidnie rozwichrzone. W takim
wydaniu wyglądał jeszcze doskonałej niż zazwyczaj. Czyż to nie piękne, mieć
talent do wyglądania zjawiskowo, nawet siedząc wycieńczonym w lochach? Ciekawe jak
ja się prezentowałam? Być może Sasuke przyglądając się mi stwierdził, że
wyznanie na dachu zamczyska straciło swoją wartość. Sakura Haruno nie okazała
się być tym, czego oczekiwał.
Zrobiłam
się naburmuszona przez własne myśli.
-
Ok, nie chcesz gadać, to nie – Przycupnęłam blisko ściany i uniosłam rękę: -
Wiedz jednak, że pozbycie się mnie nie będzie proste.
Odwróciwszy
się do niego plecami, zaczęłam tworzyć. Rysowanie szło mi teraz znacznie
sprawniej po testowych próbach, wynikających z tęsknoty za synem. Ruchami
palców stworzyłam coś na podobieństwo twarzy, ale to szpiczaste włosy nadały
postaci odpowiedniego wyglądu. Czułam na sobie zainteresowane spojrzenie
Sasuke.
Nie
zapomniałam oczywiście o magicznych oczach i było mi wstyd, że coś tak
urokliwego finalnie wyszło dość mizernie. Najważniejszym elementem były jednak
usta, które krzywiły się w serdecznym uśmiechu.
Zerknęłam
na Sasuke znad ramienia.
-
I co o tym sądzisz? – Uśmiechnęłam się. – Lubię to w tobie i chciałabym
częściej móc podziwiać.
Długo
czekałam na ruch z jego strony. Ostatecznie Sasuke wybełkotał coś pod nosem i
odwrócił spojrzenie.
A
więc tak chce się bawić?
Zgoda.
Rozprostowałam
palce niczym zapaśnik przygotowujący się do starcia. Moja walka także nie
toczyła się o byle co. To walka o uczucia Sasuke. Musiałam więc użyć swojej
najcięższej artylerii.
Mimo
wszystko byłam rozluźniona rysując dwa niezgrabne ludziki, których ręce i nogi
tworzyły wyłącznie nierówne kreski. Jeden był dwukrotnie większy od drugiego.
Oba trzymały się za ręce i zdawały się różnić praktycznie wszystkim. Wyraźne
zaznaczyłam odstające kosmyki włosów u wyższego stwora i długie, sięgające pasa
włosy u mniejszego.
Tym
razem moje zerknięcie na Sasuke było dwa razy szybsze. Chłopak przyglądał się
wszystkiemu z rozbawieniem, kręcąc ostentacyjnie głową.
-
No co? Wiem, że nie mam talentu, ale zrobiłam wszystko co w mojej mocy! –
obruszyłam się.
Sakura
i Sasuke,
informował koślawy napis wydrążony w papkowatej mazi. Na ostatek, zręcznym
ruchem narysowałam cienką nić, która ich łączyła. Sznureczek Itachi’ego.
-
Jest nieźle, jak sądzisz?
Sasuke
nie odpowiedział.
Przez
następne parę chwil szukałam inspiracji do nowego arcydzieła. Ilekroć uderzało
we mnie natchnienie, pozwalające w nieskończoność wyliczać atrybuty, które
uwielbiałam w Sasuke, tak teraz złośliwy mózg musiał rozpierzchnąć i odepchnąć
od siebie wszystkie idee. Ponieważ mój model znajdował się zaledwie parę metrów
ode mnie, postanowiłam dokonać kolejnych oględzin. Odwróciłam wzrok.
-
Hę?
Tym
razem Sasuke nie siedział bezczynnie w miejscu. Nawet nie wiedziałam, w której
chwili się poruszył, ale jakimś cudem znalazł się znienacka przy ścianie
naprzeciwko i siedział plecami do mnie, babrając opuszkiem palca w zielonej
brei.
Obserwowałam
jak nieporadnie wodzi palcem po niewielkiej przestrzeni przy swojej głowie i
usiłuje się skoncentrować.
Prędko
zrozumiałam, że ludzikiem – który kształtem kończyn przypominał mój rysunek –
jestem ja. Owal pełniący rolę mojej twarzy był pusty, z kolei od czubka głowy w
dół płynęła gęsta fala włosów. Sasuke wyraźnie je podkreślił, przyciskając
palec mocniej do ściany.
-
Włosy… - wyszeptałam odruchowo ściskając w ręku ich pasmo.
Następnie
moja owalna głowa wypełniła się nowymi rysami. Oczy miałam zamknięte, zaś zęby
wyszczerzone w wesołym uśmiechu.
Dłoń
Sasuke najwyraźniej była magiczna, bo ów gest zaczął rozjaśniać moją rzeczywistą
twarz i śmiałam twierdzić, że jestem teraz równie radosna, co Sakura stworzona
przez Uchihe.
-
Lubisz moje włosy? – zapytałam wesoło.
Sasuke,
zamiast odpowiedzieć, raz jeszcze obrysował linie, które tworzyły moje usta.
-
Ach, uśmiech też.
Podobała
mi się ta „niema” zabawa. Wprawdzie nie szło mi najlepiej, za to Sasuke
sprawował się doskonale.
Przywędrowałam
na czworaka do krat i ani na moment nie spuszczałam z niego wzroku. Byłam
pewna, że w niedalekiej przyszłości będę surowo uskarżała się o moje obecne
zachowanie, ale tak piorunujący widok Sasuke działał na mnie w sposób magiczny.
Jakby jego ręce nie tylko tworzyły kształty, ale także rzucały misterne
zaklęcia na zauroczenie.
Oplotłam
wokół palca jeden ze swoich kosmyków. Nagle z przeciętnej posiadaczki długich
włosów, stałam się rozpartym przez dumę właścicielem.
Kochałam
Sasuke.
Nie
potrafiłam temu zaradzić.
Niestety
ogień jątrzącej się we mnie pasji przygasł wraz z dźwiękiem głosów, które
przywiodło do nas echo.
-
Naucz się być bardziej tolerancyjnym – odezwał się obruszony mężczyzna.
Chwilę
później dobiegły nas również stukoty kroków, a czyjeś cienie przecięły ceglastą
ścianę niedaleko.
-
Cofnij się! – syknął ostrzegawczo Sasuke, nakierowując mnie ruchami dłoni.
Posłusznie wykonałam jego rozkazy i zamazałam rękoma wcześniejsze rysunki,
przez co moje dłonie natychmiast wsiąknęły nieprzyjemny fetor kleistej mazi.
Zmarszczyłam nos z niesmakiem.
-
Jak mam być tolerancyjny, kiedy moja własna córka odstawia takie rzeczy?
Powinna kierować się rozsądkiem – Męski głos ponownie rozbiegł się po lochach.
Nie
ma to jak zwierzać się ze swoich ojcowskich problemów w takim miejscu,
pomyślałam nachmurzona i poczułam się bezpieczniej. Sasuke wciąż nieudolnie
usiłował przycisnąć mnie gestami do ściany, ale ja z uporem wróciłam do krat,
przytykając policzki do ich chłodnej powierzchni.
-
Głupia… - westchnął Sasuke.
Pogawędka
dwójki strażników trwała jeszcze chwilę. Zanim trasa dobiegła końca zdążyłam
już dowiedzieć się, że większość małżeństw na Michigacie jest aranżowanych, a
córka mężczyzny o grubszym i posępniejszym głosie zauroczyła się w niewłaściwym
facecie, niższego pokroju.
Kiedy
odziani w ciężkie żelastwo strażnicy stanęli przed mymi oczami miałam czystą
chęć przemówić ojcu niesfornej córki do rozumu. Jaka szkoda, że nie było mi
dane tego uczynić. Posłańcy szybko przeszli do rzeczy.
-
Koniec waszej kary – oznajmił nieidealny tatuś i zmierzył wzrokiem Sasuke. Ren
najwyraźniej wciąż spał, gdyż z jego celi nie dochodziły żadne odgłosy.
-
Koniec kary? – zdziwiłam się. – Co masz na myśli?
-
To, że król wzywa was do siebie – odrzekł ten drugi.
Ciężko
było wymyślić jakąś odpowiednią reakcję. Nie miałam bladego pojęcia czy
powinnam się cieszyć, czy też płakać. W lochach nasz los był przesądzony, lecz
kto wie jakie niebezpieczeństwa czyhają na nas ze strony króla? Być może chce,
abyśmy zostali „wyeliminowani” na jego oczach, tak dla ludzkiej pewności.
Przełknęłam
ślinę, a tymczasem nieidealny tatuś zabrał się do rozprawiania z kłódką mojej
celi.
Sasuke
zacharczał wściekle, gdy strażnik podciągnął do góry. Jego nadgarstki ledwie
wydostały się z ciasnej bariery, a już zaaplikowali kolejną.
-
Wasza chakra jest nieaktywna dzięki tym kajdankom. Nie próbujcie żadnych
sztuczek – wyjaśnił mężczyzna i ustawił Sasuke przed sobą, delikatnie
pochylonego. Uchiha chwilami wierzgał się nieustępliwie, ale tym razem to nie
byli ci ludzie, z którymi walczyliśmy na dachu zamku. Oni byli przygotowani na
nasze wybryki.
Potulna
niczym baranek pozwoliłam się prowadzić nieidealnemu tatusiowi. Strażnicy
zamknęli za nami cele, przytrzymując jedną ręką i pociągnąwszy nas za sobą,
ruszyli wprzód.
Przystanęłam
zdezorientowana.
-
A Ren?
Mój
oprawca odwrócił się w tył, jakby Kanoe miał tam stać i czekać aż zwrócimy na
niego uwagę.
-
Król chce widzieć się wyłącznie z wami – wyjaśnił.
Drugi
głośno zarechotał.
-
Poza tym ten młody miał już okazję porozmawiać z naszym władcą i o ile plotki
są prawdziwe, w pełni ją wykorzystał.
-
Co masz na myśli?
Zamiast
usłyszeć kulturalnej odpowiedzi, poczułam mocne szarpnięcie.
-
Nie twój interes, intruzie. Swoją drogą jestem ciekaw, dlaczego król aż do tej
chwili utrzymywał was przy życiu.
Ja
też, pomyślałam, a mój umysł i ciało powolutku zaczynały pławić się w strachu i
niepewności.
-
Skoro ją opatrzono, raczej nie ma w planach nas zabić – zauważył Sasuke.
Odruchowo
zerknęłam na śnieżnobiały bandaż, owijający mój brzuch.
-
Właśnie – wtrąciłam się. – Dlaczego…
-
Król z początku chciał, żebyście trochę tu posiedzieli i zobaczyli, że z
Michigattą nie ma żartów. Traktowaliście tę misję jak dobrą rozrywkę – wyjaśnił
nieidealny tatuś. – Dzisiaj chciał się z wami zobaczyć, ale obawiał się, że z
twoimi ranami… - Zerknął na mnie znacząco. – Możesz nie przeżyć, lub być w
tragicznym stanie podczas spotkania. Dla pewności zlecił naszym strażniczką
zatrzymać krwawienie.
Świetnie.
Marzyłam,
żeby to usłyszeć.
Maszerowaliśmy
trasą, którą w niedalekiej przeszłości przemierzałam z Sasuke pędem, uciekając
przed hordą dzikiej armii. W tamtym momencie nie odczuwałam strachu.
Przynajmniej nie tak namacalnie jak obecnie. Wówczas wiedziałam, że mam przy
sobie Sasuke – niegdyś kryminalistę, ale mimo wszystko potomka klanu Uchiha z
budzącą uznanie listą zabójstw. Mogłam czuć się bezpiecznie, nawet ścigana
przez rój uzbrojonych ludzi.
Teraz
byliśmy bezbronni, schwytani… Jakże mogłam przezwyciężyć lęk, wiedząc, że
niedługo być może król dokona na mnie egzekucji? Cha! Pewnie chodzi o Wampira!
Jest tak wściekły za przegraną, że postanowił osobiście pozbawić nas ostatniego
oddechu.
Wzdrygnęłam
się. Mężczyzna, który mnie prowadził wzmocnił uścisk. Po przejściu kilkunastu
pięter znaleźliśmy się w końcu na tym właściwym. Strażnicy ucinali sobie żywą
pogawędkę, jakby był to ich przeciętny dzień pracy, tymczasem mnie i Sasuke
ściskało w żołądku z nerwów.
Długi,
kunsztowny korytarz w kolorystyce złota i kwitnącego słonecznika powiódł nas do
mniej barwnej Sali. Potężne drzwi z ciemnego drewna były lekko uchylone, a
przez szparę widziałam jedynie mrok.
Strażnicy
skończyli roztrząsać sprawę kandydata na męża dla córki jednego z nich i
odchrząknęli uroczyście w tej samej chwili, każąc nam się wyprostować.
Rzuciłam
przelotne spojrzenie ku Sasuke. Liczyłam na drobne wsparcie z jego strony. On
tylko skinął głową, co miało chyba oznaczać Powodzenia i po
chwili zniknął mi sprzed oczu, prowadzony przez swojego oprawcę.
-
Przyprowadziliśmy tych szkodników – zadeklarował nieidealny tatuś, prowadząc
mnie głębiej.
Od
razu zrozumiałam, że znaleźliśmy się w głównej siedzibie króla – Sali tronowej.
Na filmach wyglądało to nieco inaczej. Bardziej radośnie, odżywczo. Przepiękne zdobienia
ścian, jedwabiste zasłony, tron utrzymywany w barwach czerwieni wzbudzały
zachwyt, ale też potrzebny respekt. Nawet Wampirzyca Momo trafiła do lepszego
miejsca, gdy dowiedziała się, że jej prześladowca jest władcą wszystkich
paranormalnych istot. Tu było inaczej. Kamienne ściany nie zostały nawet
pomalowane, ani przyozdobione. Przez swój naturalny kolor były głównym
czynnikiem sprawczym panującego tutaj mroku. Naprzeciwko nas pod ścianą
ustawieni byli w szeregu kolejni strażnicy, gotowi zainterweniować. Oprócz
drobniutkiej półki z tajemniczo wyglądającymi księgami, w pomieszczeniu nie
było żadnych mebli.
Ale
to król wołał o naszą uwagę.
-
Wreszcie – odetchnął z ulgą i wstał ze swojego królewskiego miejsca. W
przeciwieństwie do grozy, jaką budził jego „pokój”, sam jego właściciel nie
robił wrażenia przerażającego. Miał długie, proste orzechowe włosy i zielone
oczy, które błyszczały przyjaznym płomieniem. Nawet jego uśmiech był serdeczny.
Zaraz… uśmiech? Tak! On naprawdę się do nas uśmiechał. I to nie w sposób
złowieszczy, łobuzerski, ani w jakikolwiek, który zwiastowałby kres naszych
dni. Nie! Ubrany w piękne, złote szaty, błyskające gdzieniegdzie srebrnymi
gwiazdkami, wyszytymi na powierzchni materiału, wyglądał jak prawdziwy władca.
Długo nie mogłam oderwać od niego wzroku. Pewnie miał na karku czterdziestkę,
albo nawet pięćdziesiątkę, ale mogłabym zaryzykować i dać mu te trzydzieści
parę lat.
Tenshi
Tomoko, określiłam w myślach jego tożsamość, przypominając sobie słowa pani
Hotaru. Król był dla niej bratem, zaś dla Tsubaki pełnił rolę wujka. Natomiast
dla nas grał zwykłego złodziejaszka!
Nie
odzywając się, król ruchem ręki nakazał wszystkim strażnikom opuścić
pomieszczenie. To tyczyło się nawet naszych oprawców, którzy dygnęli i jak
gdyby nigdy nic opuścili nas, ponownie prawiąc na temat nieszczęsnej córki. Po
chwili w Sali tronowej zostałam tylko ja i Sasuke, król oraz dwóch mężczyzn
zajmujących miejsce, po obu stronach misternego siedziska władcy.
Tenshi
nie rezygnował z serdecznego uśmiechu i zachęcił nas do zbliżenia się. Sasuke
ścisnął mój nadgarstek i nie spuszczając wzroku z króla, poprowadził wprzód. Po
drodze postanowiłam jeszcze raz zbadać otaczającą nas przestrzeń.
-
Niedługo będzie remont – Tenshi roześmiał się perliście, a ja wnet zrozumiałam,
że zwraca się do mnie. Zrobiłam głupią minę.
-
No… tak.
Jednak
Sasuke nie miał w planach powziąć strategii króla i od razu przeszedł do
rzeczy:
-
Będziesz łaskaw w końcu oddać zwój naszej wiosce? – zapytał kpiarsko. – Nie
macie do niego żadnych praw, ani tym bardziej zgody na używanie jego mocy do
prowadzenia jakiś pokręconych działalności.
Tenshi
wystąpił krok do przodu i zamyślił się.
-
Zastanawiałem się cóż mam z wami począć? Bezsprzecznie jesteście bardzo
barwnymi postaciami, ale puszczając was na wolność, ześlę na swoje królestwo
niepotrzebne problemy. Konoha na pewno jest nieugięta w sprawach zwoju.
-
Ty mnie w ogóle słuchasz? – Sasuke zacisnął pięści, puścił mój nadgarstek i
zbliżył się o kilka kroków do króla. – Myślisz, że teraz robisz nam łaskę?
Oddawaj ten cholerny zwój! Jesteście pierwszymi podejrzanymi na liście Konohy.
Nawet jeśli nas zabijecie, oni i tak prędzej czy później tu dotrą.
Hej!
Zgadzając się na misję, nie było mowy o ryzyku zabicia.
-
Masz rację młodzieńcze – Król obrócił się do nas plecami i zasiadł na tronie. –
Nie mogę jednak oddać wam zwoju. Rozumiem waszą determinację i upór, ale bez
zwoju nie będzie Michigatty.
-
Jak to? – zapytałam bardziej pewnie. Król naprawdę nie sprawiał wrażenia
bezdusznego władcy. Właściwie chwilami przywodził mi na myśl panią Hotaru
Tomoko.
-
Wezwałem was tu, abyśmy ustalili co poniektóre sprawy – obwieścił uroczyście
Tenshi. – Dostaliście misję od waszego Kage, prawda? Misję odzyskania zwoju.
Według moich źródeł natrafiliście na nasz trop poprzez dwójkę szpiegów Madary i
dzięki rozmowie z moją siostrą.
Pokiwałam
głową. Wszystko zgadzało się z prawdą.
-
To zabawne – Król zachichotał. Jak na władcę miał ewidentnie zbyt przymilny
głosik. – Akurat was wybrano na tę misję. Jesteście połączeni Kyori, prawda?
Znów
potaknęłam.
-
Do rzeczy – niecierpliwił się Sasuke.
-
To nie ja, ani żaden z moich mieszkańców, także sług nie użyli na was owej
techniki. Podejrzewaliście Ketsuto, ale on nie ma dostępu do innych zakazanych
Jutsu, oprócz Ritsu i technik na uwrażliwienie zmysłów.
-
Ale wiesz kto to był! – wtrąciłam.
-
Wiem.
-
No więc…
-
Dziewczynko…
-
Sakura – uzupełniłam, widząc jak celowo nakłania mnie do pomocy w odszukaniu
słów.
-
Ach, tak Sakura. Jakże mógłbym zapomnieć? – Z jego gardła raz jeszcze wydobył
się śmiech. Wprawdzie był on czystą symfonią dla uszu, ale w takim momencie nie
koncentrowałam się na pięknie jego głosu. – A więc, Sakura. Nawet jeśli
chciałbym wam powiedzieć, nie mogę tego zrobić. Obiecałem to komuś i dotrzymam
danego mu słowa. Zwoju również nie dostaniecie. Wstyd się przyznawać, ale
Michigatta od lat potrzebuje pieniędzy, a odkąd pod naszymi skrzydłami znalazł
się zwój, na wszystko nam wystarczało, a mieszkańcom żyło się lepiej. Nie
bierzcie mnie za pozbawionego skruchy, okrutnego władze. Robię to wszystko dla
dobra mojego ludu. Niestety… wy do niego nie należycie. Czy mam inne wyjście?
-
Inne wyjście? – zmarszczyłam brwi. – Nie rozumiem.
W
tej samej chwili król skinął palcem na strażnika po lewej. Mężczyzna z bijącym
od niego spokojem, wyciągnął coś niewidocznego z kieszeni, a ja zareagowałam
dopiero, gdy zamachnął się prawym ramieniem.
Poczułam
mrowienie w nogach. Spojrzałam w dół. Zauważywszy chmarę igieł, które rozsiane
były po mojej skórze, nie mogłam wstrzymać się od paniki. Sasuke zjawił się
przy mnie i z warknięciem obrzucił trójkę wrogów opętanym przez wściekłość
spojrzeniem.
-
Co to jest?! – krzyknął.
Zabierałam
się do wyciągania igiełek, tym bardziej póki nie czułam żadnych symptomów
omdlenia. Niestety król powstrzymał mnie swoim głosem.
-
Nie, nie. Nie radziłbym tego robić. Wykrwawisz się, Sakura – W jego ustach moje
imię brzmiało bardzo uroczyście. Jakby jego wypowiadanie sprawiało mu samą
przyjemność.
W
oczach Sasuke widziałam wzmagającą się histerię. Patrzył naprzemiennie w moje
oczy i na Tenshi’ego, który traktował naszą tragedię niczym godne uwagi
widowisko.
-
Uwierzcie mi, nie często zabijam. Żal ściska moje serce na myśl, że stracę tak
barwne postacie. Ale jeszcze większy żal przychodzi, kiedy pomyślę o tym, że
Konoha miałaby odebrać mi zwój! To byłby koniec dla Michigatty! – Po raz
pierwszy na jego serdecznej twarzy wyrysował się gniew. Dwójka strażników
zaczęła zmierzać w naszą stronę. Sasuke stanął przede mną. Nie miał przy sobie
żadnej broni, wszystko zostało mu odebrane, ale mimo tego gotował pięści do
walki. Nie zwracał uwagi na szczekające kajdany.
-
Sasuke…
-
Spokojnie, coś wymyślę – syknął do mnie.
Wciąż
czułam lekkie mrowienie w kończynach, ale oprócz tego wszystko zdawało się być
ze mną w porządku.
Wtedy
przestałam słyszeć przyśpieszony oddech Sasuke. Uchiha wyraźnie się rozluźnił i
uniósł ku górze obie ręce.
-
Czekaj!
Zaintrygowany
król uniósł palec wskazujący do góry, tym samym zatrzymując dwóch oprychów.
Mężczyźni z niezadowoleniem przystanęli w miejscu, opuszczając swoje miecze.
-
Co się stało? Masz jakieś ostatnie słowa, młody Uchiha? – zapytał z drwiną.
To
niezaprzeczalnie zirytowało Sasuke jeszcze bardziej, ale jakimś cudem zdołał
stłamsić narastające emocje.
-
Zawrzyjmy układ – zaproponował.
-
Układ?
-
Sasuke! – z cichym syknięciem lekko łupnęłam go w plecy. Nie zareagował.
Posunął się do przodu i potarł brodę.
-
Powiedziałeś, że obawiasz się o losy Michigatty. Nie chcesz stracić zwoju, a
puszczając nas właśnie na to się skazujesz – Sasuke zaczął maszerować w tę i we
w tę, splatając dłonie za plecami. Przyglądałam się mu czujnie, licząc na to,
że z jego ruchów odczytam planowane zamiary. – A jeśli obiecamy ci, że wracając
do Konohy nie piśniemy słowa o zwoju?
Strażnicy
stojący nieopodal Sasuke zaśmiali się ponuro, na powrót chwytając miecze w stan
gotowości. Król nie wydawał się być przekonany. Z grymasem na twarzy spozierał
wzrokiem nas obojgu.
-
To ma być układ? Przecież nie mogę być pewien, że mnie nie oszukacie. W tych
czasach przysięgi nie mają żadnej wartości. Nawet te najbardziej uroczyste. –
Tenshi poderwał się z miejsca i zacisnął pięści. – To głupota!
Może
i głupota, ale także klarowny znak na porażkę. Sasuke w mgnieniu oka stanął
obok.
-
Warto było spróbować – szepnął do mnie.
Nie
odrywając wzroku od króla i jego pachołków, powiedziałam:
-
Trudno mi uwierzyć, że akurat ty byłbyś gotowy to wszystko zostawić i poddać
się.
-
Nie poddałbym się – Władca Michigatty po raz kolejny porozumiewał się ze
strażnikami ruchami palców, nakazując im kontynuować przerwaną czynność. Wraz z
Sasuke ostrożnie przekradaliśmy się do tyłu, niczym ofiary głodnego drapieżcy,
których los został przesądzony. – Wróciłbym na Michigatte i odzyskał zwój –
usłyszałam jego głos nad moim uchem.
-
W takim razie dlaczego teraz chcesz, żeby puścili nas wolno?
-
Ze względu na ciebie – Zacisnął usta. – Nie możesz zginąć, Sakura.
Na
tę krótką chwilę polujące na nas lwy przestały dla mnie istnieć. Spojrzałam na
Sasuke z lekko rozwartymi oczyma, ale w jego oczach nie znalazłam żadnej
konkretnej odpowiedzi. Powaliły mnie natomiast swoim urokiem.
Z
cichym parsknięciem pokręciłam głową, przywracając się na scenerię dżungli,
gdzie ja i Sasuke graliśmy rolę bezbronnych antylop.
Nie
mogłam jednak zapominać, że wśród dzikich zwierząt, zielonkawych drzew i źdźbeł
trawy, sięgających do pasa, czaiła się jeszcze jedna istota. Przywódca.
-
Może zajmijmy się najpierw młodym Uchihą? – rzucił niewinnie Tenshi. – Ty, moja
droga Sakuro będziesz nam przeszkadzała, ale nie martw się… znaleźliśmy
odpowiedni sposób na powstrzymanie cię.
Nie
miałam bladego pojęcia o czym mówi, ale Sasuke naraz znieruchomiał i spojrzał
na powbijane do moich nóg igiełki.
Wciąż
nie odczuwałam żadnych symptomów. Właściwie czułam się świetnie. Byłam gotowa
„przeszkadzać” królowi Michigatty w wyeliminowaniu Sasuke.
Tenshi
Tomoko przybrał zacięty wyraz twarz, odrzucił złocistą szatę za plecy i
rozpoczął formułowanie skomplikowanej serii znaków. Od razu pojęłam, że mamy do
czynienia z zakazaną techniką. Sasuke cofał się ze mną jeszcze parę sekund, ale
strażnicy przed nami znienacka rozpłynęli się w powietrzu i zmaterializowali za
Uchihą, przytrzymując go za oba ramiona.
-
Puszczajcie! – Szargania Sasuke, tak jak poprzednio, nie wprowadziły żadnego
efektu, oprócz wzmocnienia uścisku strażników.
-
Sasuke!
Momentalnie
się na nich rzuciłam. Nie mogłam wiele zrobić bez użycia chakry, ale nieaktywna
energia nie pozbywała mnie moich umiejętności walki. Wymierzyłam solidnego
kopniaka w brzuch jednego ze strażników, który osunął się z jękiem na ziemię.
Za
naszymi plecami rozniósł się demoniczny rechot władcy. Rzeczywistość okazała
się być okrutna, a Tenshi bynajmniej nie obdarowywał nas teraz serdecznym
uśmiechem.
Sasuke
korzystając ze zniesienia połowy przytrzymującej go siły, odepchnął od siebie
mężczyznę i stanął przede mną.
-
Dobra robota – powiedział.
-
Nie na długo – odrzekłam zerkając na Tenshi’ego, który wcale nie wyglądał na
zaskoczonego naszą taktyką.
Wkrótce
król z prędkością światła znalazł się przy Sasuke, zaczynając go dusić. To było
niepojęte. Ledwie odwróciłam wzrok od władzy, a ten znikąd zjawił się obok
mnie, ściskając kark Uchihy. Zanim zdążyłam zareagować oboje zniknęli mi sprzed
oczu, ponownie zjawiając się przy tronie. Tenshi przycisnął Sasuke do ściany,
który bezskutecznie próbował przezwyciężyć siłę napastnika.
-
Nie! – krzyknęłam, ruszając pędem w ich stronę.
W
tym momencie dostrzegłam, że jeden ze strażników się podniósł. Lekceważąc jego
obecność biegłam dalej. Niestety będąc w połowie drogi poczułam pulsujący ból w
dolnych kończynach i runęłam na ziemię.
-
Mówiłem, że cię powstrzymamy – odezwał się strażnik, stawiając spokojnie kroki
za mną.
Wnet
zrozumiałam czemu miały przysłużyć się igiełki. Ból zniknął, a wraz z nim
czucie. Nie mogłam poruszać nogami!
-
Sasuke… - wykrztusiłam, podciągając się rękoma, nad którymi dzięki Bogu miałam
panowanie. Igły przygniecione przez podłoże zapewne wbiły się głęboko w moje
nogi i poniekąd byłam wdzięczna, że nie musiałam czuć wynikającego z tego bólu.
Przy użyciu rąk czołgałam się po ziemi.
Sasuke
zauważył moje działania i patrzył na mnie zaskoczony, krztusząc się. Tenshi
dusił go bez cienia litości, a po przestrzeni roznosił się wyłącznie jego
śmiech i bełkot ofiary, próbującej bezowocnie napełnić płuca potrzebnym
powietrzem.
-
Zostaw go! – ryknęłam ostrzegawczo.
Na
Tenshi’m nie zrobiło to jednak wrażenia.
Poczułam
się tak samo bezsilna, gdy przed zamkiem Ketsuto rozprawiał się w ten sposób z
Ren’em. Obecna sytuacja była jednak gorsza pod kilkoma względami. Strażnicy
czaili się za moimi plecami, gotowi zainterweniować, kiedy będę już
wystarczająco blisko króla.
Na
parę sekund zerknęłam w dół, by móc skontrolować stan swoich nóg. Jęknęłam
przerażona na widok rozlewającej się ilości krwi.
-
Sasuke – wyszeptałam.
Wówczas
do rechotu króla, szeptów strażników i kasłań Sasuke, dołączyły się jakieś
odgłosy zza drzwi. Dobiegły nas protesty i wołania, a także ciężkie kroki. To
na szczęście zdołało zaciekawić Tenshi’ego, który wlepił wzrok w stronę, skąd
dochodziły dźwięki.
-
Co jest? – zapytał strażnik.
-
Miało tu nikogo nie być – Mina króla zrzedła. Ze łzami w oczach odwróciłam się
w stronę drzwi. Głosy się nasilały. Teraz wyraźnie słyszeliśmy czyjeś bezowocne
próby zatrzymania i nieustępliwość intruza.
Wrota
rozwarły się z impetem i grzmotnęły o ściany.
Na
widok osoby stojącej w progu serce podeszło mi do gardła. Zaczynałam
zastanawiać się nawet czy igiełki nie wywołują również halucynacji.
Mężczyzna
zauważywszy mnie otworzył szeroko oczy i zmarszczył brwi. Emanujący od niego
gniew natychmiast rozniósł się dookoła, wsiąkając w atmosferę grozy.
Zdezorientowany
król raptem puścił Sasuke, który opadł bezwiednie na ziemię, rozmasowując swój
kark i chwytając łapczywie powietrze, do którego nie miał dotychczas dostępu.
Osoba,
która wtargnęła do epicentrum wydarzeń była wyraźnie zagniewana, ale do mojego
organizmu mimo wszystko dostała się naraz potężna dawka radości. Łza spłynęła
po moim policzku, a usta wykrzywiły się w słabym półuśmiechu.
Chociaż
wiedziałam, że to prawdopodobnie tylko iluzja, wyszeptałam:
-
Itachi.
Od
autorki: Ten
rozdział zupełnie mi się nie podoba. Moja wena jest wyjątkowo zmienna i
złośliwa. Raz zjawia się w olbrzymich ilościach, a raz nie ma jej w ogóle. Mam
nadzieję, że przez ten tydzień polepszy mi się. Być może wynika to z mojego
lekkiego przeziębienia. Ech, okropna zima. Mówiłam już, że zdążyłam ją
znienawidzić?
Chcę
wiosnę i basta!
W
ogóle to bardzo zaskoczyły mnie wyniki ankiety. Cha! Naprawdę nie spodziewałam
się, że Sasuke będzie miał taką przewagę. Z początku prowadziła Sakura, co też
trochę mnie zdziwiło. W mandze/anime nie jest ona zbyt lubianą postacią.
Właściwie nie wiem czy istnieją jej fani, tak zażarci jak ja (xD). Ach! Tak dla
waszej wiadomości, Akashi’emu jest smutno, że zdobył zaledwie trzy głosy.
Załamał się chłopak (kociak xD) i nie chce ze mną rozmawiać.
Pozdrawiam
was i zsyłam wyrazy współczucia dla osób, którym skończyły się ferie.
Witam! Zaczynam czytać :)
OdpowiedzUsuńod raz poczułem - zjadałaś ,,U"
przy kratach, szukają go - brakuje ,,C"
Obrazy nacierających na nasz mężczyzn - na nas
czarnych oczy. - oczu
Rozdział bardzo mi się podobał, a najbardziej końcówka - co Itachi robi na Michigacie?
Bardzo fajnie wymyśliłaś tą scenę z babraniem w zielonej mazi. Wyobrażając sobie Sasuke, prawie spadłam z krzesła xD
A ten pomysł z igiełkami? Cudowny :)
Pozdrawiam i zapraszam do mnie - pojawił się epilog :)
tsuki-no-kuroi-me.blogspot.com
O cholercia xD
UsuńNo cóż, rozdział wstawiłam po 13, ale poprawiałam go dwie godziny wcześniej, więc dla mnie był to bardzo wczesny ranek i jeszcze niezbyt dobrze kontaktowałam :3
Dziękuję ci bardzo za przyuważenie błędów.
Pozdrawiam.
Hm...rozdział jest słabszy niż ten ostatni. Nie miałaś weny? Rozumiem cię doskonale. Bywa strasznie zmienna, nieprawdaż?
OdpowiedzUsuńMazanie w tej zielonej mazi było...słodkie. Nawet za słodkie. Nie mój klimat. Król powiedział, że to nie Wampir użył na nich Kyori. No to kto? I co na Michigacie robi Itachi?! Oh...dziewczyno, masz genialne i cholernie oryginalne pomysły. Skąd ty je bierzesz?
Właściwie to nie wiem co ci tu jeszcze powiedzieć :D Chyba tylko to, że czekam z niecierpliwością na nowy rozdział.
Życzę udanych ferii zimowych i dużo weny.
Pozdrawiam.
PS. A co z nowym blogiem? Na facebooku jakiś czas temu napisałaś, że masz na niego pomysł. Czy mogłabyś zdradzić kiedy planujesz go założyć?
Chciałam założyć go od razu, ale stwierdziłam, że lepiej nadrobić trochę rozdziałów na Ai no Ibuki. Niegdyś prowadziłam dwa blogi jednocześnie i przyznam, że ciężko koncentrowało mi się na dwóch tak odmiennych fabułach.
UsuńNa razie ciężko mi powiedzieć kiedy go rozpocznę.
Dziękuję ci bardzo za komentarz.
Pozdrawiam! <3
Mnie osobiście rozdział przypadł do gustu;)
OdpowiedzUsuńPodobał mi się pomysł, w którym za pomocą rysunków pokazują swoje emocje;)
Genialne ;) Ciekawe co takiego ukrywa Ren, może ma coś wspólnego z Kyori?
Co robi Itachi na wyspie i dlaczego król był zaskoczony jego widokiem, znają się?:) Pomysł z igiełkami bardzo mi się podobał, jednak mam nadzieję że to zakazane jutsu nie zostawia niepożądanych szkód w organizmie.
Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, życzę weny;)
Pozdrawiam;)
Mi rozdział sie bardzo spodobał, ahh.. itachi on to jest super zawsze jest tam gdzie powinien xd nie moge doczekac sie kolejnego rozdziału i życze szybkiego powrotu do zdrowia (mnie tez chwyciło i modle sie juz o wiosne -,-)
OdpowiedzUsuńDziękuję ci i również życzę zdrowia.
UsuńEch, zima daje w kość. Musimy wytrzymać trochę ponad miesiąc i liczyć, że wiosna rozpocznie się na dobre xd
Podobała mi się ta scena z rysunkami w lochach :D Omomom.
OdpowiedzUsuńSakura otwarcie przyznaje się do tego, że nadal (albo znów) kocha Uchihe <3! Sasuke, rzecz jasna, nie dopuszcza do siebie tej myśli, iż mógłby kogoś darzyć tak głębokim uczuciem. Cały on. Ale to w nim jest intrygujące. Przynajmniej nie rzuca słów na wiatr! :D
Czytając końcówkę, myślę sobie "Och, nieee! Pewnie to Ren! I pewnie znowu nie będzie chciał uratować Sasuke ; (((" a tu Itachi! O tak, jestem z tego powodu bardzo zadowolona. Sądzę, że nagłe pojawienie się owej osoby na Michigattcie wiele wniesie. Być może, dowiedział się czegoś więcej o Kyori, albo nawet znalazł sposób na jego złamanie?
Tak czy siak rozdział bardzo mi się podobał.
Mam pytanie.
Mogłabyś podać tytuły soundtrack'ów z poprzedniego rozdziału? Bardzo mi się podobały, ale nie zapisałam sobie ;(
Pozdrawiam, weny życząc ;*
1. John Dreamer - End Of My Journey
Usuń2. Position Music - Inner Strenght
Dziękuję i również pozdrawiam <3
O, super. Dziękuję bardzo :D
UsuńJeśli o mnie chodzi to mogę przyznać, że ten rozdział był odrobinę przewidywalny jak dla mnie. Fakt... spodziewałam się kogoś z Konohy, ale żeby Itachi?! Jego najmniej się spodziewałam.
OdpowiedzUsuńPoza tym nadal jaram się tymi glutami na ścianach. Ale oczywiście ktoś zawsze musiał przeszkodzić w tej jakże romantycznej i przesłodkiej scenie.
A jeśli chodzi o walkę to się nie martw. Każdy ma swoje dobre i złe strony. Twoją jest opisywanie walk , a komuś innemu opisywaniu uczuć Sasuke< czego ci okropnie zazdroszczę>. Na pewno z czasem będziesz je pisać na tyle zadowalająco, żebyś nie musiała narzekać.
Wena była lekko odczuwalna, ale nie na tyle by ci to mocno wypominać. Sama mam problemy z weną i wtedy zazwyczaj czytam sobie jakieś inne Sasusaku lub wcinam kisiel . Są różne metody "walki" z brakiem weny i powinnaś znaleźć sobie taki własny. Poszukiwania są trochę uciążliwe, ale potem jakie skuteczne.
Mam nadzieje, że te ferie, które też będą teraz mieć pomogą ci jakoś i, że następna notka w pełni cię usatysfakcjonuje. Pozdrawiam ;*
świetny rozdział, ale najlepsza akcja z tymi rysunkami.Jestem przeziębiona i mam gorączkę, ale od razu lepiej mi się zrobiło gdy czytałam sobie tą scenę xd
OdpowiedzUsuńBrak weny? O dziewczyno, skoro Ty na braku weny potrafisz napisać cały, w moim mniemaniu długi rozdział w tydzień, w dodatku w cudownej jakości, to ja mam wrażenie, że Ty nigdy nie masz weny! Jak dla mnie, notka nie odstawała jakością od innych.. no może jedynie od tych z opowieścią Sakury, bo tamte były kosmosem! Ale skoro tak mówisz... cóż, i tak Ciebie podziwiam. I całkowicie rozumiem. Sama też ostatnio zupełnie nie mam weny, co jest cholernie frustrujące >.< i również liczę, że ferie coś zmienią! Dobra, koniec czczego gadania, czas na notkę!
OdpowiedzUsuńA więc... mnie najbardziej urzekła scena z glucianymi arcydziełami <3 jeju, jakim cudem udało Ci się wymyślić coś tak słodkiego, a zarazem tak pasującego do tej parki? Wyszło idealnie! Sakura tak beztrosko najpierw sobie śpiewała kołysanki, a potem zaczęła grzebać w tej zielonej mazi. Cieszyła się dokuczając Sasuke, który (oczywiście) zachował całkowitą obojętność... a potem sam stworzył arcydzieło! No naprawdę, czytając całą scenę szczerzyłam się jak głupia. Szczególnie, kiedy Haruno odgadywała, co Uchiha w niej lubi. No.. ojeeeej <3
Hmm... cóż, co do audiencji u króla, to spodziewałam się, że w końcu postanowi ich zabić. Do przewidzenia. Ale! Z tym Itachim to Ci się udało. W pierwszej chwili pomyślałam o Renie, ale od razu to odrzuciłam - zbyt oczywiste. Druga myśl - Narto. A Ty mi tu z drugim Uchihą wyjeżdżasz xd no nie powiem, to było dobre.
Aaaa, i wiesz co? Mam swoją teorię o tym, kto rzucił na nich tą technikę! I właściwie, to podejrzewam to odkąd się dowiedzieli, co to za technika xd a po dzisiejszej notce, moja teoria wydaje mi się jeszcze bardziej prawdopodobna! Oczywiście moją teorią jest sam Itachi ^^ powszechnie wiadomo, że ten człowiek ma wiele znajomości i dużo wie. Ponadto troszczy się o swojego braciszka, więc czemu nie mógłby się zatroszczyć o jego przyszłość i miłość? A taka technika jest bardzo przydatna i skuteczna. Tak, więc obstawiam, że to właśnie Itachi na nich ją rzucił. Czy mam rację? Mam nadzieję, że szybko mi wyjaśnisz ^^
Błędy:
"...usłyszałem szczęk odzierającego o cegły metalu." --> "odzierającego się o cegły"
"Wokół panowało takie milczenie, że mógłbym przysiądź,.." --> czyżby ort? "przysiąc"
Życzę weny, powrotu do zdrowia i wiosny! (sama jej mocno wyczekuję!)
Pozdrawiam!
Ha! Nie jestem sama. Ja też przez pewien czas podejrzewałam Itasia za rzucenie tej techniki.
UsuńNo cóż, czas pokarze :D
Wydaje mi się, że gdzieś już czytałam o tych kulkach w nodze... Ale nie pamiętam gdzie ;-) Ogólnie wiele rzeczy z Twojego bloga kojarzy mi się z książkami, filmami i anime. Weźmy na przykład jutsu Rena, w Bleachu było coś podobnego, ale dokładnie nie wiem, nie oglądnęłam do końca. Albo "wyznanie" Sasuke podczas walki na wieży... Cytat był podobny do tego Haru z "Tonari no Kaibutsu-kun", a samo miejsce i czas wypowiedzianych słów przywodzi mi na myśl 3 część Piratów z Karaibów i ślub Willa & Elizabeth.
OdpowiedzUsuńNie wiem czy to efekt zamierzony, ale to naprawdę świetna zabawa wyszukiwać podobieństwa, a najlepiej jest, kiedy przez kilka dni nie mogę sobie przypomnieć, gdzie to widziałam, bo przecież gdzieś widziałam... :D
Co do rozdziału... Podobało mi się to rysowanie w mazi xD Takie inne. I aż się zdziwiłam, kiedy Sasuke dołączył do zabawy, przecież to taki gbur...
Kurczę nie wiem skąd tam się wziął Itachi, jestem taka zła, że skończyłaś w tym momencie... Wiesz na jakich obrotach będzie teraz pracował mój mózg? Nie będę mogła się skupić przez cały tydzień! Ale w sumie... Co innego mam robić na feriach? ^^
Też często się zastanawiam czy tylko ja tak bardzo lubię Sakurę.
Sama nie wiem czemu żywię do niej taką sympatię, skoro w początkowych odcinkach "Naruto" okropnie mnie irytowała. Ale jakoś nawet wtedy nie potrafiłam jej nie lubić...
Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością.
Życzę Ci, aby Twoja wena wróciła z ferii i wzięła się do roboty ^^
Pozdrawiam! :*
Poważnie? Aż tyle tych "podobieństw"? Bleach'a oglądałam do 60 odcinka i to już sporo czasu temu. Bynajmniej nie myślałam o tym Anime tworząc technikę Ren'a i czegoś takiego nie kojarzę xD. Wpadło do głowy i tyle. Chciałam, żeby miał coś wyjątkowego.
UsuńPiratów z Karaibów (kurczę, teraz się narażę) nie lubię. Dziwne, nie? Jakoś nie umiem się do nich przekonać i koniec kropka. Hmm. Ale jeśli mówisz, że wystąpiło tam takie podobieństwo... to muszę obejrzeć. Możesz zdradzić w której to było części? xD
Co do Tonari no Kaibutsu-kun, do teraz jestem miłośniczką tego Anime, ale zauważyłam że kwestie "Lubię cię jako kobietę", albo to samo, tylko inaczej określone słowami powtarza się w wielu Anime. Nie wydaje mi się więc to dziwne.
Cholera, czyli że ja nieświadomie mieszam coś z Anime i filmów? Będę musiała zacząć bardziej wysilać moją wyobraźnię...
Cha! <3 Więc ty także lubisz Sakurę? Co za ulga. Naprawdę myślałam, że jestem jedyna.
Dziękuję i również pozdrawiam.
Jeśli "Na krańcu świata" jest III częścią Piratów to to jest właśnie ta część, o którą chodzi Hotaru-chan.
UsuńFaktycznie, bardzo podobna scena. Teraz dopiero sobie to uświadomiłam. Oni chyba też tam się godzili, aż ostatecznie się pobrali podczas walki. Coś takiego? Nie pamiętam już, choć oglądałam ten film z 1000 razy :D
Dokładnie, to "Na krańcu świata". ;-) Szczerze to mam niewiele koleżanek, które podzielają moją sympatię do tego typu filmów, więc nie zdziwiłaś mnie tak bardzo.
UsuńPrawdopodobnie to wpływ taty i braci; gdyby oni tego nie oglądali, omijałabym szerokim łukiem podobne pozycje, ale tak nie miałam wyjścia. Poza tym... urzekł mnie Jack Sparrow <3
Natomiast jeśli chodzi o "Bleach'a"... Jest to Anime na którym bardzo się zawiodłam. Wiele osób porównywało je z "Naruto", do którego mam ogromny sentyment (taaak, kolejna fanka z czasów Jetix'a :D), więc oczekiwałam czegoś naprawdę niezwykłego. Również dotrwałam do około 60 odcinka, po czym je porzuciłam. Pamiętam, że bohaterowie latali w jakichś kulach stworzonych przez skupioną energię, więc jutsu Ren'a bardzo mi to przypominało. Jednak to tylko zbieg okoliczności :)
Hm, jeśli chodzi o wyznanie Sasuke... Nie mam pojęcia czy często pojawiają się podobne słowa, bo... nie oglądam tego typu Anime. "Tonari no Kaibutsu-kun" to typowy romans, tak mi się przynajmniej wydaje, a ja oglądnęłam je tylko po to by zrobić na złość bratu. Nie podziela mojej pasji, wręcz mnie wyśmiewa, więc specjalnie wynalazłam coś o miłości wiedząc, że będzie to dla niego samo "zuuuuo". Niemniej miło spędziłam czas i uśmiałam się oglądając to Anime.
Właściwie opowiadania sasusaku to, jakby nie patrzeć, typowe romanse... 0_0
Ludzie, co ja robię na tym blogu? :D
Ach, to chyba przez moją sympatię do tej dwójki. Ubzdurałam sobie, że śliczna z nich para i w efekcie wyszukuje coraz to nowsze blogi, w których są razem...
Jednak bez względu na ilość przeczytanych blogów SOH i Ai no Ibuki to jedne z moich ulubionych <3
Pozdrawiam!
Hotaru-chan!
UsuńJak tak sobie czytam o Twoim zamiłowaniu do takich filmów, o braciach i tacie, którzy wpłynęli na Twój gust i ogółem jak sobie tak czytam cały ten komentarz, to tak jakbym widziała samą siebie :D Co prawda teraz moje przyjaciółki wpłynęły na mnie i zaczęłam również lubować romanse. No, ale Piraci, czy inne filmy w tym stylu, albo anime/manga... Tego nie da się już zmienić. ^^
Akemii wybacz, że tak Ci spamuję na blogu. Jak już zacznę wyrażać swoje zdanie to jakoś skończyć nie mogę.
To już mój 3, albo nawet 4 komentarz do tego postu O.o
Ależ ja nie mam nic przeciwko xD Nie mam też nic do spamu.
UsuńMuszę obejrzeć "Na krańcu świata" i to natychmiast ^^ Jeśli chodzi o Bleach to mam takie samo zdanie jak Hotaru-chan. Też oczekiwałam czegoś lepszego. Zwłaszcza, że niektórzy śmiali twierdzić, że jest to Anime lepsze od NARUTO.
Pozdrawiam i dziękuję wam.
Świetny rozdział. Zapraszam do siebie
OdpowiedzUsuńhttp://upendo-ni-hatima-yangu.blogspot.com/
Pozdrawiam :^^
O jezuniu ;o totalnie zapomniałam do Ciebie wpaść ;c również jestem chora. Nic nie robię, tylko gniję w łóżku. Miałam aż dwa rozdziały do nadrobienia, więc bardzo mnie to ucieszyło, że mam co robić ;3 Rozdział genialny ^^
OdpowiedzUsuńPodobała mi się strasznie ta niema zabawa z zieloną mazią xD
Życzę powrotu do zdrowia i więcej weny. A notka wcale nie jest zła ;3 na serio. Ciekawa jestem co Itachi robi na wyspie i co z tg wyniknie ^^
Kocham ten blog!!!!!!!!! Jesteś extra. Czekam na następną notke, a w tym czasie zapraszam do mnie na ten blog :http://sasusaku-moj-zamek-ze-szkla.blogspot.com/ i na ten http://sasusaku-zycie-w-naszym-swiecie.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńAhhh w 2 dni przeczytałam wszystkie rozdziały a końcówkę tego no OMG teraz nie pozostaje mi nic innego jak tylko czekać i nie umrzeć z ciekawości ;) a co dot ego rozdziału wcale nie jest kiepski, wręcz przeciwnie, niesamowity :)
OdpowiedzUsuńMazanie a ścianach było fantastyczne. Takie urocze..:3 Choć trochę ciężko było sobie wyobrazić Sasuke.
OdpowiedzUsuńMyślałam, że nasza drużyna zostanie w lochach na dłużej. A tu proszę. :o Cóż, król na początku wydawał się fajnym gościem, ale potem.. Żeby dusić mojego Saska i wbijać igły w nogi Sakury? :c
Wszystkich bym się spodziewała, no normalnie wszystkich tylko nie Itachiego. Co on tam robił? Na początku myślałam, że do akcji wkroczy Ren (nie wiek jakim cudem) i zapanuje nad sytuacją. A tu taki starszy branciszek Sasuke. Może on ich śledził od początku misji? Nie, to głupie.
No nic, dowiem się, czytając kolejny rozdział ^^