wtorek, 19 lutego 2013

XXVII. Zbiór zagadek


„Dobro i zło muszą istnieć obok siebie,
a człowiek musi dokonywać wyboru.”
Mahatma Gandhi

Z początku twarz Itachi’ego wyrażała czyste oszołomienie. Mężczyzna znieruchomiał i wodził tępym wzrokiem po sali tronowej, łącząc szczegóły i wysuwając wnioski. Sakura uśmiechała się pogodnie, cała zapłakana. Zastanawiałem się, kiedy iluzja dobiegnie końca, a obraz Uchihy zmąci się i rozpłynie. On jednak nie miał zamiaru nigdzie się wybierać. Zatrzymał spojrzenie na mnie, a jego zdziwienie się pogłębiło. Później uniesione brwi zaczęły stopniowo spełzać w dół, aż zmarszczyły się w geście rozzłoszczenia.
 - Konoha! – Tenshi stanął dęba na widok mojego brata i momentalnie się ode mnie odsunął. Usiłowałem się podnieść, ale było mi potrzebne jeszcze kilka solidnych wdechów, aby dosięgnąć Sakury. Nie zastanawiałem się jakim boskim cudem znalazł się tutaj Itachi. Musiałem pomóc kwilącej dziewczynie. Plama krwi pod jej nogami rozrastała się błyskawicznie.
 - Zejdźcie mi z drogi! – Wtem usłyszałem kolejny głos, który zaraz zastąpiły serie kroków. Serce zabiło mi jak dzwon rozpoznając tą zbłaznowaną intonację.
 - Ależ wielmożny! Proszę nie interweniować. To tylko krótka pogawędka.
 - Pozwól, że ja sam ocenię.
Naruto wtargnął do sali z tym samym zaciętym wyrazem twarzy co uprzednio Itachi, który zaczął się również identycznie przeistaczać w zaskoczenie.
 - T-to… to jest pogawędka? – obruszył się Naruto, wskazując palcami na Sakurę. Tuż za nim wybiegło kilku zamkowych sługusów rzucając królowi zdesperowane spojrzenia. – Co tu się dzieje?
 - Okazuje się, że neutralne wysepki, wcale nie są tak spokojnie, jak to głoszą plotki – syknął Itachi i rzucił się na pomoc Sakurze. Dziewczyna zachłysnęła się szczęściem, gdy Uchiha chwycił ją pod pachami i uniósł do pozycji siedzącej. Nagle zaprzestał poczynań i znieruchomiał na widok krwi. – Jasna cholera! Sasuke?
Podniosłem się i skinąłem głową. Czułem się znacznie lepiej.
 - Co z nią jest?
 - To tylko niewinne Jutsu. Nie chciałem, żeby wtrącała się w rozmowę – wytłumaczył pośpiesznie król, cofając się ze strażnikami w kierunku tronu. – Ta dwójka wszystko skomplikowała! Chcieliśmy grzecznie się z nimi skonsultować, a oni od razu zajęli się atakiem. Musieliśmy się bronić.
 - On kłamie – powiedziałem bratu, gdy znalazłem się już przy nim i Sakurze. Wziąłem Haruno na ręce i przyjrzałem się jej. – Jak się czujesz?
 - Bywało lepiej – Uśmiechnęła się promiennie.
Itachi patrzył to na Tenshi’ego, to na nogi Sakury, które powleczone były tysiącami maleńkich igiełek. Co poniektóre wbiły się głęboko w skórę, zaś pozostała część delikatnie odstawała.
Sakura skrzywiła się na widok miejsc, z których wyciekała krew.
 - To nieprawda! – Król za naszymi plecami nie ustępował. – Nie wierzcie im! Zaatakowali nasz zamek! Narazili na spore straty, omal nie zabili jednego z ważniejszych członków władz!
 - To akurat prawda – mruknąłem.
 - Słyszycie?! On to potwierdza.
 - Zamilcz – Naruto wystawił uspokajająco dłoń i podbiegł do nas. Jak zwykle świecił budzącym uznaniem płaszczem Hokage. Spojrzał na mnie, później na Haruno. Itachi wciąż z napięciem obserwował stan jej dolnych kończyn.
 - Trzeba się pozbyć igieł – wychrypiała Sakura.
Naruto wymienił się porozumiewawczym spojrzeniem z moim bratem.
 - Jak zwykle musisz być uparta, Sakura-chan. Mieliście pogadać z panią Hotaru Tomoko, a nie ryzykować życie na wyspie. Sasuke, zabierz ją do portu. Tam stoi nasz statek. W skład załogi wchodzi kilku Medyków. Trzeba jak najszybciej opatrzyć Sakurę-chan. Ach! A gdzie Ren?
 - W lochach – odrzekłem.
Naruto wzdrygnął się i zerknął na króla.
 - Macie czelność zamykać moich najlepszych ludzi w lochach?
Najlepszych? Chyba się przesłyszałem.
 - Stanowili zagrożenie dla wioski! – wtrącił jeden ze strażników.
 - Lochy nie są takie złe – zachichotała Sakura. Wystarczyło na nią spojrzeć, aby wiedzieć jakie wspomnienie tli się w jej umyśle. Ledwie powstrzymałem nadchodzący uśmiech na myśl o powstających w kleistej mazi rysunkach.
 - Itachi… - zwróciłem się do brata.
 - Co?
 - Skąd żeście się tu wzięli?
 - Sasuke, pozwól, że wytłumaczymy ci wszystko podczas rejsu. Zabierz Sakurę. Przed zamkiem jest kilku naszych. Zaprowadzą was na statek. Śpiesz się. Jest w kiepskim stanie – Ostatni raz wbił wzrok w Haruno, po czym przekierował go na Tenshi’ego. W jego oczach lśniła już zabójcza czerwień Sharingan’a. – Ja i Naruto wyjaśnimy kilka istotnych kwestii z królem.
 - W porządku – westchnąłem, ale kiedy zbierałem się do biegu, przy mojej piersi rozległ się cichy szept Sakury:
 - Itachi… Co z Ren’em?
 - Spokojnie mała, uwolnimy go. Niedługo wrócimy na statek. Czekajcie tam na nas.
 - Jakbyśmy mieli inne wyjście – prychnęła.
Mój brat podesłał nam na pożegnanie jeden z uśmiechów, który przywiódł mi na myśl rodzinne kolacje. Od dawien dawna nie dostąpiłem zaszczytu podziwiania brata w tak wesołej odsłonie. Itachi bardziej kojarzył mi się z urzędową postawą, jaką musiał przyjmować za czasów Akatsuki. Nawet jeśli od ponad miesiąca powróciła do wioski jego stara, serdeczna wersja.
Z Sakurą na rękach opuściłem pośpiesznie salę tronową. Strażnicy bez przeszkód pozwalali mi ich wymijać, a niekiedy robili nawet miejsce. Czułem jak krew Sakury spływa po moim nadgarstku. Spanikowany, przyśpieszyłem, myśląc o lekcjach w Akademii dotyczących tych medycznym terminów. Póki co krwawienie jest powstrzymywane przez igiełki, ponadto Haruno nie ma czucia w nogach, więc nawet ból jej nie doskwiera. Z drugiej strony nie miałem bladego pojęcia jak wielkie jest jego stadium.
Dziewczyna leżała spokojnie, przytykając policzek do mojej piersi, podśpiewując sobie z zamkniętymi oczami piosenki, które słyszałem w lochach. Wpadłem w jeszcze większy popłoch. Była blada, przemęczona, a jej zachowanie znacznie odbiegało od normy.
Moje nogi pokonywały po dwa stopnie w drodze na dół, aczkolwiek zachowywałem ostrożność ze względu na Sakurę. Ceglane korytarze i kunsztowne zdobienia dobiegły wreszcie końca. Z ulgą wyślizgnąłem się poza tereny zamczyska, obiecując sobie, że już przenigdy tutaj nie powrócę. Przynajmniej nie z   n i ą.
 - Sasuke Uchiha! – Jeden z członków Konohańskich szeregów rozdziawił buzię z wrażenia na mój widok. Shikamaru! Inni natychmiast mu zawtórowali. Ruchem brody dałem im sygnał, odznaczając kolejny cel wędrówki. Port. Już stąd w oczy kuły mnie błękitno niebieskie żagle z wyrysowanym znakiem Ukrytego Liścia pośrodku. Wokół statku zgromadzonych było kilkoro osób w śnieżnobiałych fartuchach. Medycy!, pomyślałem, a potężny kamień odczepił się wreszcie od mojego serca.
Tabun armii Ukrytego Liścia ruszył w głąb głównej ulicy. Tak jak poprzednio, po jej obu stronach rozciągały się rzędy ciekawskich mieszkańców. Przyglądali się nam z przestrachem, gestykulując i szepcząc między sobą.
 - Sasuke… - Wzniecił się we mnie ogień strachu, gdy zdałem sobie sprawę jak słabiutki jest głos Sakury.
 - Jeszcze chwila. Dasz radę – szeptałem do niej.
Dziewczyna poruszyła się niespokojnie w moich ramionach i usytuowała głowę nieco wyżej. Następnie uniosła jedną dłoń i przyłożyła do mojej szyi.
 - Sakura?
 - Ćśś. Tenshi Tomoko nieźle cię potraktował. Masz widoczne ślady.
W tym momencie jej rękę obtoczyła lecznicza energia. Ogień niepokoju przygasł, ustępując miejsca przyjemnemu ciepłu. Na krótką chwilę zwolniłem, oddając się temu uczucia, ale krew na nogach Haruno prędko mnie ocuciła. Zdobyłem się jednak na wdzięczne spojrzenie rzucone w jej kierunku. Nie spodziewałem się, że widok będzie tak piorunujący. Poruszył mnie obraz spokojniej Sakury, z policzkiem przyciśniętym do mojej piersi i skupieniem z jakim wykonywała obowiązki Medyka. Niechętnie odwróciłem spojrzenie, powtarzając w myślach kilka motywujących mantr.
Właśnie skręciliśmy w alejkę wiodącą prosto do portu.
Nie chciałem tracić czasu.
Sakura stała się dla mnie kimś ważnym i za żadne skarby świata nie pozwolę się tej kobiecie wykrwawić!

 - Panienka Sakura! Sasuke Uchiha!
A niech mnie! Skąd ci Medycy zrobili się nagle tacy błyskotliwi?
Poirytowany, bez słów nakierowałem Konohańską armię na pokład statku. Dwie kobiety bezustannie krążyły wokół nas, dopadnięte przez panikę. Reszta trzymała się tyłów. Cha! Strachajły czekały na moje słowa. Kto by odważył się rozkazać coś Sasuke Uchihe, nawet jeśli w grę wchodzi życie Sakury?
 - Szybko! – ponagliłem ich zniecierpliwiony.
Wręczyłem naprędce jednemu z Medyków Sakurę. Mężczyzna skinął głową i dając sygnał swoim ludziom, zniknął mi sprzed oczu.
Przede mną zjawiła się odziana w biel kobieta:
 - Co jej się stało?
 - A czy to ważne? Powyciągajcie te igły i obandażujcie jej nogi. Na wyjaśnienia będzie czas później!
Lekko przerażona ruszyła w ślad za pozostałymi.
Shikamaru wgramolił się na pokład z resztą armii, która wycieńczona wsparła się na barierkach, otaczając tym samym cały dziób statku. Szukałem sobie miejsca wśród zgiełku. Nie byłem zmęczony. Jedyne co odczuwałem to lekkie pieczenie w okolicach szyi, poza tym byłem zdrów jak ryba, a także niezwykle podminowany aktem jaki ma obecnie miejsce w zamczysku.
Zastanawiałem się nad powrotem. Nic tutaj nie zdziałam. Sakura jest teraz pod fachową opieką, a moja obecność nie wpłynie na nią w żaden sposób. Maszerowałem po statku zajęty myślami. Itachi nie byłby zadowolony z mojego ruchu, z drugiej zaś strony jemu i Naruto może grozić w tej chwili niebezpieczeństwo. Tenshi Tomoko był jak wiatr. Zmienny i nieprzewidywalny. Raz opatulał cię ciepłym powiewem, zaś później uderzał zimnym tornadem.
Nieoczekiwanie z odsieczą przyszedł Shikamaru.   
 - Nie wiem co ty robiłeś, Uchiha, ale na szyi masz widocznie ślady. Zajdź do Medyków po maść. Na pewno ci pomoże – polecił.
Pokręciłem głową i wyminąłem go.
 - Nic mi nie jest. Chyba wrócę do zamku. Itachi i Naruto mogą mieć kłopoty.
 - Nie ma takiej potrzeby. Wyspy szanują, a wręcz obawiają się takich osobistości jak Kage. Prawo wyraźnie mówi, że Naruto może ingerować w sprawy wyspy. Jest władcą całej wioski, a ten… król… czy ktoś tam… nie jest formalnie królem, tylko osobą, której spodobały się takie klimaty. Za dużo filmów się biedaczysko naoglądało i teraz ma za swoje.
 - W takim razie nie mogą ich zaatakować?
Shikamaru pozbył się z ramienia pasa, który przeplatało kilka ostrzy, po czym cisnął go obok wejścia do nadbudówki.
 - Teoretycznie mogą – mruknął. – Ale jeżeliby odważyli się na coś takiego, musieliby liczyć się z poważnymi konsekwencjami.
 - Zresztą to twój brat, Sasuke! O co ty się martwisz? – Do rozmowy wtargnął znienacka trzeci głos. Wysoki mężczyzna ubrany w zgniło zieloną kamizelkę podszedł do nas, przeczesał dłonią włosy i wyszczerzył się w zawadiackim uśmiechu.
 - Kiba? Ty też tu jesteś? – jęknąłem.
 - Ciebie też miło widzieć – Nachmurzył się. – Naruto wysłał na Michigattę niemalże całą wioskę. Wszystko przez waszą samowolkę. O ile się nie mylę, mieliście wrócić po wizycie u jakieś markotnej staruszki, a nie decydować się na taką wyprawę.
 - To prawda – Poważnie rozważałem opcję opowiedzenia Inuzuce o uporze Ren’a, ale dotarło do mnie, że będzie to zwyczajna strata czasu.
Kiba zmierzył mnie uważnym spojrzeniem.
 - To wszystko? Tylko tyle masz do powodzenia?
Wzruszyłem ramionami.
Shikamaru zdzielił towarzysza po plecach i głęboko westchnął. Próbowałem trzymać nerwy na wodzy, ale na myśl o procedurach jakie odbywają się teraz wokół Haruno i tyradach jakie prawi w zamku mój brat wraz z Naruto skręcało mnie w żołądku, a skoncentrowanie na zaspokojeniu ciekawości tej dwójki przychodziło mi z trudem. Musiałem odetchnąć, przejść się, uspokoić. Wmawiać sobie nieustannie, że wszystko jest w porządku.
Ach, do licha! Momentalnie skarciłem się w myślach za wszystkie poprzednie strategie. Niemalże zapomniałem o Kyori. Moja obecność nie wpłynie na Sakurę, za to moja nieobecność będzie dla niej śmiertelnie niebezpieczna.
Sakura jest pod dobrą opieką.
Itachi i Naruto są niezastąpionym duetem i bez wątpliwości pokonają Tenshi’ego, jeśli ten ośmieli się stawić jakiś opór.
 - Tak w ogóle co oni zrobili Sakurze? – dopytywał Kiba.
 - Użyli jakiegoś Jutsu, żeby straciła czucie w nogach. Długa historia.
 - Zrobili to za pomocą igieł?
 - Tak.
 - Ja cię kręcę! – wybałuszył na mnie oczy, chwytając się za głowę. – Plotki są prawdziwe. Te wysepki tylko z pozoru wydają się nieszkodliwe. To trochę… nienormalne, żeby unieruchamiać człowieka za pomocą czegoś takiego.
 - Może to była technika z zakazanego zwoju? – zasugerował Shikamaru.
 - To oni jednak nam go ukradli?
 - Tak – powtórzyłem przez zaciśnięte zęby. Widząc to, Kiba machnął lekceważąco ręką i skierował się w stronę nadbudówki.
 - Idę czegoś się napić.
Jakby mnie to interesowało.
Shikamaru wrócił do balustrady wdając się w dyskusję z resztą zespołu. Z niewiadomych przyczyn, gdy tak obserwowałem jak Kiba beztrosko zmierza ku wejściu pod pokład, zrozumiałem, że jestem potwornie głodny, a od wyjścia z chatki Tsubaki nie miałem styczności z jedzeniem. Spożycie czegokolwiek zajęłoby mi przynajmniej czas i być może ukoiło nerwy.
Już miałem pomaszerować śladami Kiby, kiedy raptem drzwi, które zamierzał otworzyć chłopak rozwarły się gwałtownie, a na pokład wtoczyła się zdyszana kobieta. Dziwne znajoma, z długi ciemnymi włosami wirującymi na wietrze. Przyjrzałem się jej. Mało brakowało, a moje gałki oczne wyleciałyby z orbit na widok pół-rocznego dzieciątka w jej ramionach.
 - Hinata! – Kiba gorączkowo odsunął się na bok, wodząc za nią wzrokiem. Dziewczyna przystanęła w pół-kroku, rozejrzała się wokół pokładu, omiotła wzrokiem każdego wspartego na balustradzie wojownika i zatrzymała się na mnie.
 - Sasuke! – pisnęła. – Co się stało z Sakurą? Nie mogę z nią porozmawiać! Wokół niej jest pełno Medyków i nie chcą mnie dopuścić! Została ranna? I dlaczego nic nie chcą mi powiedzieć?! – wychlipała na jednym wdechu. Widocznie Satoshi w jej ramionach nie był zatroskany stanem mamy, gdyż równo z wybuchem histerii u pani Uzumaki w powietrzu uniósł się jego dziecięcy chichot.
Hinata zdawała się nie zwracać na to uwagi.
 - Spokojnie – powiedziałem. – Sakura jest ranna, ale nie śmiertelnie. Medycy zaraz pozbędą się igieł i opatrzą jej nogi.
 - Igieł? – zachłysnęła się.
Od początku nie należało zakładać, że choć odrobinę ujarzmię wrzącą w niej panikę. Po pierwsze: sam potrzebowałem ukojenia, a serce ciągle łomotało mi w piersi. Po drugie: Satoshi w jakiś sposób zyskał moją uwagę, przez co nie potrafiłem odpowiednio zająć się wyjaśnieniami. Po trzecie: aura emanująca wokół dzieciaka zbijała mnie z pantałyku. Satoshi nie rozumiał powagi sytuacji i wesoło szczerzył… Nie, on nie miał zębów. W każdym razie jego uśmiech kojarzył mi się z markotnym starcem, który gdzieś zapodział swoją szczękę. Właściwie, co on tutaj robił?
 - Sasuke! – poganiała mnie zniecierpliwiona Hinata.
Rany. Musiałem zebrać się w sobie.
Godzinę zajęły mi tłumaczenia. Hmm… tłumaczenia? Cała procedura opowiadania szczegółów i losów jakie spotkały Sakurę trwała zaledwie dwadzieścia minut. To uspokajanie Hinaty zajęło te pozostałe czterdzieści. Nigdy nie uważałem ją za zołzę, ani też za mściwą, wybuchową panienkę, ale szok działa na ludzi w magiczny sposób. Nawet na tak opanowanych jak pani Uzumaki.
Ledwie uwierzyłem własnym uszom, gdy dziewczyna podniosła na mnie głos. Psiakość. Życie w Konoha naprawdę potrafi mnie zaskoczyć, nawet po miesiącach. Nigdy nie przypuszczałbym, że przy moim uchu zacznie wyć żona młotka. Ściślej mówiąc; oboje byliśmy zbrukani przez ciężar naszych obaw. Ponadto w głowie ciągle kotłowała mi się Sakura, a także powód, z jakiego przywlekli tu biedne, pół-roczne dziecię.
 - To niespodzianka dla Sakury! – Hinata była wyraźnie obruszona moim pytaniem, odruchowo przysłaniając Satoshi’ego ramieniem. – Przecież nie widziała go od tylu dni. Na pewno się ucieszy. Boże… - Zacisnęła oczy. – Miałam złe przeczucia odnośnie tej misji. Ino również. A teraz? Z nóg Sakury wyciągają jakieś igły, przez które straciła czucie i… Sasuke?
 - Co?
 - Na jak długo nie będzie mogła chodzić?
Często bywało, że nie znałem odpowiedzi na zadane pytanie, ale tym razem oprócz mętliku, uświadomiłem sobie jak wielką gafę popełniliśmy. No jasne! Cóż powinno być pierwszą rzeczą, która przyszła mi na myśl po uwolnieniu się od tortur Tenshi’ego?
Przepraszam, wasza wysokość! Ile czasu będą działały magiczne igiełki?
Zażenowany łupnąłem się w czoło. Hinata sprawiała wrażenie jakby znajomość odpowiedzi na to pytanie powinna być dla mnie oczywista.
 - Nie wiem – warknąłem.
 - Nie wiesz? – Wyraz jej twarzy prędko uległ zmianie. W oczach zaczęło czaić się rozzłoszczenie. Też mi coś! Ja zdążyłem stać się już wściekły. A co jeśli to Jutsu trwałe? Co jeżeli będziemy potrzebować jakiś misternych zaklęć na jego dezaktywację? Albo jeżeli będzie to niemożliwe, tak jak w przypadku Kyori? Wyobraziłam sobie zdyszaną Sakurę, której płuca błagają o tlen. Sakurę, która leży bezwiednie na ziemi z przesadnie chudymi nogami, grubością dorównującymi patykowi.
Brrr. Musiałem potrząsnąć głową.
 - Panie Uchiha? – Lawinę pretensji ze strony Hinaty przerwał kobiecy głos. Zza uchylonych drzwi wyglądała odziana w biel kobieta, którą niedawno odesłałem z kwitkiem za resztą Medyków.
Teraz byłem panem, co?
 - Panienka Sakura chce się z panem zobaczyć – oznajmiła rzeczowo. Z Hinaty buchnęła para złości. Niewidoczna dla ludzkiego oka. Ale że ja byłem kimś więcej niż przeciętnym śmiertelnikiem, od razu wpadłem na świetny pomysł.
 - Wszystko z nią w porządku? – zapytała Hinata. Gdy Medyczka skinęła głową, z płuc pani Uzumaki wydobyło się przesadne westchnięcie ulgi.
 - Zaprowadzę pana do kajuty – zwróciła się do mnie. – Panienka Sakura ma się dobrze. Nie wiemy jednak, kiedy odzyska władzę nad nogami.
 - Ale odzyska?
 - Tak, proszę się nie martwić. Jutsu powinno niedługo się dezaktywować. A teraz proszę za mną.
Na zewnątrz przypominałem wykuty z kamienia posąg, w moim środku huczały fajerwerki i aplauzy radości. Pomaszerowałem za Medyczką, a będąc przy drzwiach do nadbudówki rzuciłem szybkie spojrzenie Hinacie.
 - Poczekaj tu.

Maszerowaliśmy drewnianymi korytarzami. Raz zwężały się maksymalnie, raz rozciągały na kilka solidnych metrów. Prowadziły w dół, potem w górę. Były chwile, w których podświetlały je kandelabry, zaś momentami sunęliśmy w całkowitym mroku. Obieraliśmy ostre zakręty w lewo, potem nieco lżejsze w prawo. Zaczęło kręcić mi się w głowie i zastanawiałem się czy ten statek nie ma przypadkiem więcej niż sto metrów, a płuca Sakury już męczą się śladową ilością dostępnego tlenu.
Dzięki Bogu kobieta milczała. Najprawdopodobniej do tej chwili pamiętała mój ówczesny wybuch złości i wciąż zmagała się z zadaniem mi prostego pytania. Nie chciałem z nią rozmawiać! Dawno nie znajdywałem się w takiej sytuacji. Zamartwiałem się o kilka osób jednocześnie i nawet wiedząc, że jedna z nich jest już naprawdę bezpieczna, nie potrafiłam pozbyć się tego wstrętnego uczucia. Tak jakby celowo oplotło sobie sznureczek wokół serca i mocno uciskało.
Kiedy kręte korytarze dobiegły końca Medyczka zatrzymała się przed maleńkimi drzwiami, po czym bez słowa zostawiła mnie samego. Śledziłem wzrokiem jej sylwetkę, póki ta nie zniknęła za zakrętem i dopiero wówczas poczułem rozpierającą mnie swobodę, jakbym właśnie stał przed wrotami do własnej ostoi. Być może tak właśnie się działo.
Nacisnąłem na klamkę i w ostatniej chwili zdążyłem przykucnąć, aby nie łupnąć głową w górną ramę drzwi. Do licha! Czyżby piraci z natury byli krasnoludami? Nie wydaję mi się. Dlaczego więc twórcy tego statku nie montowali kolejnych desek z myślą o ludziach wysokich?
W dalekim rogu kajuty rozbrzmiał cichy chichot.
 - Sakura?
Sakura spoczywała na łóżku, w pozycji, w której składają martwych w trumnie. Nad jej głową ulokowane było maleńkie, okrągłe okienko, zza uchylonej przestrzeni dobiegał nas szum wody. Tuż obok łóżka miała na stole podany cały ekwipunek. Bandaże, ciepłą zupę, znad której unosiła się gęsta para, ponadto leżała też sterta gazet, a jedną z nich właśnie praktykowała Sakura. Jednak na mój widok magazyn przestał grać głową rolę, a dziewczyna odłożyła go z powrotem, pogodnie się uśmiechając.
 - Chciałaś mnie widzieć? – wyjąkałem, nie mogąc oderwać wzroku od jej zabandażowanych nóg. Niewiele brakowało jej  do mumii.  
 - Tak. Mam ci dużo do powiedzenia.
 - Najpierw powiedz mi jak się czujesz. Medycy nie byli w stanie uleczyć ci ran od igieł?
 - Czuję się dobrze – beznamiętne spojrzała na dolne kończyny. – Wciąż jestem sparaliżowana, więc ból mi nie doskwiera. Medycy zabiorą się za leczenie dopiero za kilka godzin. Najpierw musieli odkazić wszystkie ukłucia. Ach… to tak szybko zachodzi czerwienią – szepnęła niepocieszona.
I rzeczywiście. Na śnieżnobiałej tkaninie już mogłem dostrzec pierwsze krople krwi, stopniowo zabarwiające powierzchnie.
 - Co ile należy zmieniać opatrunek? – zapytałem.
 - Co godzinę. Ale Sasuke… chciałam ci coś powiedzieć. Dużo nad tym myślałam i… jest tego wiele, dlatego proszę cię usiądź.
Chciałbym. Chciałbym jej wysłuchać, gdyż tym razem sznureczek strachu ustąpił, a w jego miejsce zjawiły się przyjemne iskierki radości. Podszedłem do Sakury, ale zamiast spocząć na skraju łóżka ostrożnie wziąłem ją na ręce. Dziewczyna pisnęła zdezorientowana kurczowo przyciskając mnie do siebie.
 - Co ty robisz?
 - Powiesz mi wszystko później – odrzekłem tak, żeby było dla niej oczywiste, iż stratą czasu jest dalsze spieranie się.
 - Ale Sasuke, ja…
 - Na pokładzie czeka na ciebie niespodzianka. Masz ochotę się przewietrzyć?
Delikatnie odsunęła się ode mnie. Wraz ze słowem niespodzianka z jej twarzy ulotniła się panika. Policzki nabrały rozczulającego koloru, a zielone oczy poczęły błyszczeć. Znów stała się dla mnie najpiękniejszym obrazem, o którego licytuje się wielu znawców sztuki, a ja – Sasuke Uchiha – przebijam każdą cenę i zachowuję całe jej piękno wyłącznie dla siebie.
 - Hej! – Sakura pstryknęła palcami przed moimi oczami.
Zamrugałem kilkakrotnie, wpatrując się w nią bezmyślnie.
 - Mówię do ciebie – Nachmurzyła się.
 - O co chodzi?
 - Pytałam co to za niespodzianka? Ostatnia, którą pamiętam było od twojego brata. Magiczny sznureczek – westchnęła. – Nie sądziłam, że Uchiha są tak chętni do niespodzianek. Stawiałam raczej, że nie lubicie tego typu rozrywek.
 - Za dużo gadasz – Zmierzyłem ją zniecierpliwionym wzrokiem. Sakura fuknęła dostojnie, skrzyżowała ręce na piersiach i ściągnęła usta. Nawet taki obraz byłbym gotów kupić, przebijając każdą poprzednią cenę.
Naprawdę działo się coś, co nie powinno mieć miejsca.
Coś, z czym mam obowiązek walczyć, a nie ślepo poddawać się temu uczuciu.
Drzwi otworzyłem za pomocą mocnego kopniaka. Zadrżały, ale na szczęście nie wypadły z zawiasów. Brakowało tylko marudnych min Medycznej armii. Oczywiście tym razem nie zapomniałem odpowiednio się schylić, aby wyjść na korytarz bez uszczerbków na własnym zdrowiu.
 - A miałam nadzieję, że porządnie grzmotniesz – burknęła Sakura. Nagle z niewiadomych powodów oparła głowę na moim torsie i rozluźniła się. Po plecach przebiegł mi przedziwny dreszcz. – Naruto i Itachi wrócili? – zapytała.
 - Nie.
 - Jeszcze nie?
Pokręciłem głową.
Rozluźnienie prędko wyparowało, a mięśnie Haruno na powrót się spięły. Patrzyłem jak niespokojnie wodzi spojrzeniem po ścianach korytarza, jak gdyby za którymś zakrętem czaił się Naruto albo Itachi.
 - Przecież Medycy pozbywali się tych igieł przez godzinę. Ile można wymierzać karę Tenshi’emu i zamykać go w lochach? To trwa zbyt długo. Zaczynam się martwić.
Ja też.
Ale, w przeciwieństwie do Sakury, nie potrafiłem sobie z tym poradzić. Nikt dotąd mnie tego nie nauczył. To stricte ludzkie uczucie, należące do grupy tych, z którymi nie miałem styczności. Nie istniały dla mnie, bądź uważałem je za zwykłe utrapienie.

Hinata patrzyła w milczeniu, kiedy wtoczyłem się z Sakurą na pokład. Satoshi w jej ramionach wciąż energicznie poruszał główką i taksował otoczenie ciekawskim wzrokiem. W pierwszej chwili Haruno nie dostrzegła ani dzieciaka, ani zatroskanej przyjaciółki. Wpatrywała się uparcie we mnie, wyczekując odpowiedzi na stertę pytań odnośnie szykującej się niespodzianki.
Lekceważąc tą pokręcona sytuację wziąłem przykład z Satoshi’ego i rozejrzałem się w poszukiwaniu Itachi’ego, bądź Naruto. Niestety na pokładzie znajdowały się tylko tłumy armii i paru Medyków. Przy porcie wałęsała się kolejna drużyna zniecierpliwionych Ninja Konohy. Podreptałem do Hinaty, lecz Sakura nadal jej nie zauważyła.
Dopiero, gdy pani Uzumaki przytkała obie dłonie do ust i wydała z siebie jęk zdumienia, Sakura potrząsnęła głową i odwróciła spojrzenie.
 - Hinata! – zawołała z wytrzeszczonymi oczyma. Na głos matki Satoshi wesoło się uśmiechnął, zanosząc swoim charakterystycznym śmiechem. Haruno zesztywniała. Patrzyła naprzemiennie na dwójkę bliskich jej osób. Otarła rękoma oczy, ale to też nie sprawiło, że scena zmąciła się niczym iluzja.
Nachyliłem się nad jej uchem i wyszeptałem:
 - Oto niespodzianka.
Zieleń jej tęczówek stała się bardziej intensywna niż kiedykolwiek i pokryła się wilgotną warstwą. Sakura pociągnęła nosem i wyciągnęła dłonie w kierunku dziecka. Hinata była równie otumaniona, co Haruno. Bezustannie patrzyła na jej obandażowane nogi i wyraźnie się skrzywiła, widząc ślady krwi.
 - Hej! – syknąłem na nią. Pani Uzumaki została brutalnie wyrwana z transu i dopiero wówczas wręczyła Satoshi’ego Haruno.
 - Nie wierzę, po prostu nie wierzę… - mamrotała pod nosem, układając syna na swoim brzuchu i mocno go w siebie wtulając. – Ty mały potworze! Też musiałeś tu przypłynąć, co? Tęskniłeś za mamą?
Być może z początku Satoshi nie wykazywał oznak zatroskania, to mimo wszystko w owej chwili jego dziecięcy uśmiech stał się radośniejszy. Dziecko wyraźnie się rozpromieniło, a ja poczułem jego ciepło. Bądź co bądź wciąż trzymałem Sakurę w ramionach, przez co Satoshi automatycznie napierał swoim ciałem na mój tors.
Hinata prędko odeszła na dalszy plan. Właściwie Sakura robiła wrażenie jakby całkiem zapomniała o przebywającej w pobliżu przyjaciółce. Cóż… nawet mnie ucieszył widok małego brzdąca. Mógłby się teraz rozpłakać, a ja i tak uśmiechałbym się od ucha do ucha.
Moje myśli naprawdę zaczynają mnie niepokoić.
 - Hinata – zwróciłem się cicho do dziewczyny.
 - Tak?
 - Przyniesiesz koc? Sakura zaraz wszystko ci wyjaśni, na świeżym powietrzu.
 - Jasne – skinęła głową, puszczając się biegiem w stronę nadbudówki.
Sakura długi czas cieszyła się jeszcze obecnością syna. Szeptała do niego pieszczotliwie i gładziła po główce. Najwidoczniej o mnie też zapomniała. Czy ona ma w ogóle świadomość, że właśnie wystawia na próbę moje mięśnie? Ok, Sakura była lekka, ale w moim stanie zdawała się dwukrotnie cięższa. Żołądek nadal głośno wołał o potrzebne zaopatrzenie, a kilka godzin spędzonych w lochach, wyraźnie uśpiło część mięśni.
Haruno w końcu oderwała wzrok od dziecka, przytknęła go sobie do piersi i z głośnym westchnięciem opadła na moje ramię.
 - Sasuke, przepraszam.
 - Hę? Za co? – zbiła mnie z pantałyku. Energiczność Satoshi’ego wyparowała. Dziecko zaczęło spokojnie oddychać i wszystko wskazywało na to, że niedługo zmorzy go sen.
 - Połóż mnie gdzieś i idź coś zjeść. Słyszę jak burczy ci w brzuchu – uśmiechnęła się.
Może to kolejna odsłona Kyori? To wydawało się niemożliwe, żeby Sakura pomyślała o tym samym.
Pokręciłem głową. Armia Ukrytego Liścia rozeszła się po statku. Paru mężczyzn powróciło do zamku, a większość z nich wlazła do nadbudówki z wielkim dylematem odnośnie zbliżającego się obiadu. Im dłużej utrzymywałem wstrzemięźliwość, tym bardziej otoczenie dawało mi do zrozumienia jak wielką mam ochotę coś przekąsić.
Gdy Hinata wróciła z kocem, Satoshi z ledwością mrugał powiekami. Pani Uzumaki rozłożyła go na powierzchni pokładu, blisko dziobu, a ja z największą ostrożnością ułożyłem na nim Sakurę. Hinata wzięła do rąk Satoshi’ego i usytuowała go tuż obok głowy matki, która ułożona była na boku i z pół-uśmiechem przypatrywała się synowi.
 - Jesteś słaba – stwierdziła Hinata. – Masz ochotę coś zjeść?
 - Nie chcę jeść. Zresztą Medycy na siłę wlali we mnie trochę zupy. Ja… chcę zostać z Satoshi’m. Tęskniłam z nim… - Łzy na nowo wezbrały się w jej oczach.
Obserwowałem ich. Żołądek burczał, wysyłał dziesiątki sygnałów do mózgu, ale jakaś część mojego jestestwa wciąż trwała w miejscu, taksując wzrokiem tą dwójkę. Naraz dopadł mnie potężny smutek. Satoshi bełkotał coś pod nosem, a Sakura zaczęła nucić kołysanki.
Wzdrygnąłem się.
To były strzępki jej cichego koncertu w lochach. Przysłuchiwałem się śpiewanym słowom, a gdybym nie stał – być może dołączyłbym do Satoshi’ego.
Hinata klapnęła na kocu niedaleko Sakury i mi poleciła zrobić to samo. Z racji tego, że Haruno skoncentrowana była na usypianiu dziecka, a jej stan był dość markotny, to na mnie padła rola zwięzłego przedstawienia wydarzeń na Michigacie. Opowiedziałem wszystko – za wyjątkiem pocałunku z Sakurą i wszelkich momentów, które nas zbliżyły. Unikałem też kwestii, w których trzymałem Sakurę za rękę, lub zaciekle broniłem.
Wiedziałem, że o n a wszystko słyszy. Wiedziałem też, że bez wątpienia jest jej przykro, ale wolałem zachować w tajemnicy wszystko co zaszło między nami. Sam musiałem się z tym uporać. Ja…
Spojrzałem na Sakurę.
Śpiew umilkł kilka chwil wcześniej. Teraz leżała nieruchomo, a bezmyślny wzrok wlepiał się w pustkę na statku. Sznureczek wzmocnił ucisk wokół mojego serca. To było dziwne, wszechogarniające uczucie. Jakby ktoś rozlał mi we wnętrzu ciepłą ciecz, która stopniowo lokuje się w każdym zakamarku mego ciała, umysłu, duszy… Chciałem odgarnąć z jej twarzy pasma włosów, chciałem ująć jej dłoń, wessać odrobinę ciepła, posłuchać jej śpiewu, jej głosu, jej słów. Spróbować zrozumieć jej tok myślenia, zauroczyć się kolejnymi obrazami jej osobowości i dumać nad ilością pieniędzy jaką mógłbym wydać, aby przezwyciężyć wszystkich innych biorących udział w licytacji.
Nigdy nie doświadczyłem takich myśli. Takich porównań. Wydawały mi się mdłe, przesłodzone, a jednak wciąż jakaś nowa odmiana rodziła się w moim umyśle. Co rusz na nią spojrzałem.
 - Sakura… - Nawet wymawianie jej imienia było dla mnie czymś… niesamowitym. Właściwie podsuwało mi się kilka trafnych porównań, ale podarowałem je sobie, wraz z dźwiękiem t e g o głosu.
 - Tak, Sasuke?
Niedobrze mi. Pociły mi się dłonie, łomotało serce…
Wtedy rozległy się również głośne aplauzy. Poderwałem się z miejsca, zjawiając przy balustradzie. Hinata usiłowała powstrzymać Sakurę, która z zaciętą miną podnosiła się do góry.
 - Hej! Ja też chcę zobaczyć!
 - Nie ma mowy! Ledwo żyjesz!
Do portu zbliżały się trzy postaci. Armia Konohy radośnie wiwatowała, nawołując ich imiona. Naruto sprawiał wrażenie dumnego zwycięzcy i szeptał coś z moim bratem, zaś Itachi uśmiechał się radośnie, podtrzymując ramieniem kuśtykającego Ren’a. Zrozumiałem wnet, że nie odnieśliśmy porażki. Jednak za nim na dobre zacząłem wysuwać trafne scenariusze, dostrzegłem czwarty kształt, o wiele mniejszy od sylwetek mężczyzn.
 - Akashi… - bąknąłem do siebie.
Tak! Wredny kocur maszerował na czterech łapach wielkimi oczami przypatrując się powitalnemu tabunowi ludzi. Niezupełnie rozumiałem co postawił Naruto, ani jak zareagował Tenshi. Nie wiedziałem jak dalej potoczą się losy Michigatty, ani skąd, do diaska, wziął się tam Akashi Kazuma.
Popędziłem w stronę podestu i zszedłem po stopniach z pokładu. Naruto od razu mnie zauważył i nakierował w moją stronę trojkę pozostałych sojuszników. Armia rozeszła się, udostępniając im wyboistą, piaskową trasę.
 - Sasuke! – oświadczył Uzumaki. – Jestem pod wrażeniem. Nasz pierwszy podejrzany sprawca, okazał się być właściwym. Tenshi Tomoko…
 - Wysłał do Konohy Ketsuto, który używał zakazanego Jutsu, zwanego Ritsu. Tak, Naruto… wszystko wiem – wpadłem mu w słowo.
Blondyn spojrzał na mnie zdezorientowany, a potem obróciwszy się w tył, dał znać pozostałym, aby czym prędzej się tu zjawili. Ren zrobił kwaśną minę i przyśpieszył, rezygnując z dalszych pomocy mojego brata.
 - Co z Sakurą? – zapytał mnie. – Słyszałem o jakiś igłach, które sparaliżowały jej nogi.
 - Medycy pozbyli się igieł i obandażowali jej nogi. Za kilka godzin usuną ukłucia.
 - Czyli wszystko z nią w porządku? – Itachi zmierzył mnie czujnym wzrokiem. Najwyraźniej sprawdzał w jakim jestem stanie po tylu przebytych przygodach. Minął zaledwie tydzień, nieprawdaż? A ja już zdążyłem narazić się władzą wyspy, odnaleźć tajemniczą kryjówkę-jaskinie, zapoznać się z gadającym kotem, napaść na zamek, niemalże zabić sprawcę zamieszania, trafić do lochów i porozmawiać z królem.
Lista była długa.
Ale najgorsze jeszcze przede mną.
 - Odpoczniesz, zjesz coś, a potem wszystko nam opowiesz – powiedział mój brat.
Właśnie. Opowiesz. Jakby nie mogła zrobić tego Sakura! Tym razem użyję taktyki w jej stylu i będę odwlekać nieuniknione na ile to możliwe.
Póki co, to oni musieli mi wiele wyjaśnić.
 - Dobra – przekierowałem spojrzenie na Naruto. – Co ustaliliście z Tenshi’m?
 - Powiedział nam prawdę. W sprawę rzeczywiście wplątany jest Madara, który za swojego życia podarował im zwój. Wyspa ledwo ciągnęła. Brakowało im pieniędzy i potrzebnych surowców. Wykorzystał to. Dał im skradziony zwój, w zamian za pomoc w wojnie. Wiecie, o czym mowa? – wyjaśnił, spoglądając porozumiewawczo na mnie i na Ren’a. Najwyraźniej Kanoe nie był obecny w czasie konfrontacji. – Na szczęście Madarze nie udało się zrealizować swojego niecnego planu i został przez nas powstrzymany. Nie rozumiałem dlaczego znaleźliśmy zwój w jego kryjówce, skoro wręczył go Michigacie, ale ten… kot, wszystko nam wyjaśnił – Nieprzekonany zerknął na Akashi’ego, który parsknął urażony i wymamrotał coś pod nosem.
Musiałem się uśmiechnąć.
 - To znaczy, że poznaliście już jego umiejętność?
 - Gadający kot… - Itachi szlifował ręką swoją brodę. – To naprawdę interesujące. Nawet nie miałem pojęcia, że istnieje taka technika.
 - Technik jest tysiące. Może ich być nawet miliony – odezwał się zjadliwie Akashi. – Najgorsze jest to, że tylko niewiele z nich da się dezaktywować, a kocie Jutsu i Tankyori to właśnie jedne z tej grupy.
 - Dla chcącego nic trudnego – zaśmiał się mój brat.
 - O czym ty mówisz? – Zmarszczyłem brwi.
Itachi zlekceważył moje pytanie i zwrócił się do kocura:
 - Może i nie da się ich dezaktywować, ale na pewno nie będą działały wiecznie.
 - Co? – spytaliśmy równocześnie. Tylko Naruto i Itachi milczeli.
Wyśmienicie! Kolejna kwestia, w którą nie jestem wtajemniczony. Całość była olbrzymim kręgiem tajemnic, a właśni sojusznicy wszystko utrudniali, rozgałęziając koło tajemnic, na drobne „tajemniczki”, o których ja i Sakura – głowni uczestniczy całego zamieszania – nie mieliśmy bladego pojęcia.
Ponadto byłem pewien, że zostaniemy odesłani z kwitkiem prostymi słowami:
 - Później wszystko wam wyjaśnimy – rzekł Naruto i odchrząknąwszy, powrócił do głównego tematu, nie zważając na moją ponurą minę. – W każdym razie później okazało się, że Madara na chwilę „pożyczył” zwój od Michigatty i nie zwrócił go aż do śmierci. Potem my go odzyskaliśmy i dlatego wysłano do Konohy Ketsuto…
 - Nie powiedziałeś mi nic nowego – prychnąłem.
 - Chcesz nowości, ta?
 - Przydałoby się, Sherlocku. Póki co, odkryliśmy wszystko z Sakurą. Wiemy też, że na Michigatte przypływali rozmaici ludzie, a Tenshi sprzedawał im poszczególne Jutsu za sowitą opłatą. W ten sposób Michigatta odżyła i znów mieli pieniądze na dostawy. Mieszkańcom żyło się lepiej. 
 - Dokładnie! Niestety zwój nie mógł zostać na stałe w Michigacie, nawet jeśli tylko on utrzymuje wyspę przy życiu. Niedługo wyślę ANBU, aby odnaleźli każdego, kto zakupił u Tenshi’ego zakazane Jutsu i postaramy się je dezaktywować.
 - Nawet nie chcę myśleć ile jest takich osób – westchnął Ren.
 - Moim najbliższym zadaniem jest odwiedzenie biblioteki. Musi być jakiś sposób na odwrócenie zakazanych technik – powiedział Itachi.
 - Nie zapominaj, że większość z nich jest zakazana właśnie z tego powodu, iż nikt dotąd nie wynalazł sposobu na dezaktywację – wtrącił Akashi. – Poza tym nie przekonuje mnie wasz plan. Takim sposobem niedługo nikogo nie będzie na tej wyspie.
 - Jak to… nikogo? – zdziwiłem się. – Co postanowiliście?
Naruto skinął głową na Itachi’ego, zezwalając mu tym samym na dalsze wyjaśnienia. Nawet jeśli lada moment uzyskam informację, grało mi na nerwach ich postępowanie. To ja powinienem być o wszystkim pierwszy powiadamiany! Nie byłem też żadnym rozbrykanym i nieodpowiedzialnym dzieciakiem, żeby trzeba było przede mną zatajać cokolwiek dla mojego dobra.
 - Tenshi Tomoko bez wątpienia zapłaci za popełnione przestępstwa. Dopuścił się kradzieży i korzystania z zakazanego zwoju. Niemniej jednak mieszkańcy nie są winni jego działaniom. Akashi potwierdził, że nikt nie wiedział o tym, co dzieje się w zamku, a klienci nie puścili farby. Postanowiliśmy wspomóc Michigattę. Zaoferowaliśmy im zamieszkanie w Konoha. Skonsultujemy się również z Gaarą w Sunie, być może on też nam pomoże.
 - Na pewno – wyszczerzył się Naruto. – Gaara lubi pomagać. W dodatku to on poprosił nas o przetrzymywanie zwoju. Akurat jest mi winny przysługę.
Wpatrywałem się w nich tępo. Tylko Akashi i Ren zdawali się podzielać moje emocje. Wszystkich zaskoczyła podjęta decyzja, a Itachi i Naruto zamiast podać jakieś sensowne wyjaśnienia, roztrząsali dylemat Gaary i tego, czy okaże swoją łaskawość. Dobry Boże.
 - Odbiło wam – powiedział Ren. – Chcecie ich wysłać do Konohy? Wszystkich? Macie pojęcie ile to jest jednostek?
 - Oczywiście, że tak – Itachi zdawał się być urażony oskarżeniami Ren’a. – Nie wyślemy ich wszystkich do Konohy. Skontaktujemy się z resztą Kage. Pamiętajcie, że to tylko opcja. Na wyspie będzie trwała burza mózgów i za tydzień przedstawią nam swoją decyzję.
Naruto poruszył się niespokojnie i zaczął gmerać w kieszeni płaszcza. Dopiero teraz spostrzegłem olbrzymie wybrzuszenie. Z tajemniczym uśmieszkiem w jego rękach wynurzył się obiekt pożądania. Zwój. To on zagwarantował nam tyle rozrywek.
Itachi spojrzał na mnie krzepiąco.
 - Wertowaliśmy zwój jeszcze podczas pobytu u Tenshi’ego, od razu, gdy nam go wręczył. Jest tam Tankyori no Jutsu, pieczęcie są skomplikowane i czasochłonne. Niestety, nie znaleźliśmy sposobu na jego odwrócenie. Nie na zawsze. Miałem nadzieję, że nie będę musiał… - Teraz mój brat wyglądał jakby z przyjemnością spoliczkował samego siebie. – Cholera jasna.
Niezupełnie rozumiałem o czym mamrotał. Nie zdążyłem się jednak zapytać, bo do głowy wpadło mi coś innego.
 - Tenshi Tomoko wie kto użył na nas Kyori – obwieściłem. Ta wiadomość na nikim nie zrobiła wrażenia. Naruto przywołał ruchem ręki Shikamaru, Kibę oraz dwóch obcych mi członków armii, po czym przekazał im pieczę nad zwojem, rozkazując ukryć w bezpiecznym miejscu. Itachi niezadowolony wydymał policzki i patrzył przed siebie. Ren spuścił wzrok. Tylko Akashi na mnie patrzył.
 - Gdyby Madara żył, bez wątpienia myślałbym, że to on wam to zrobił.
 - To nie mógł być Madara – mruknął Itachi. – Jestem pewny, że nie żył, w momencie, kiedy wykonano technikę. Z drugiej zaś strony Ketsuto nie miał wtedy jeszcze zwoju. To by oznaczał, że musiał znać pieczęcie na pamięć. Ale… nie, to wydaje się niemożliwe. Nawet ja nie dałbym rady… Z pamięci… - Na jego twarzy odmalowało się uznanie, które szybko zatuszował zniesmaczonym prychnięciem. – Mam jeszcze jedną teorię, ale ty i Sakura nie mieliście styczności przez kilka lat, prawda?
 - Sugerujesz, że już wcześniej…? Przecież ona dopiero na przyjęciu zaczęła…
 - Później ci wyjaśnię – przerwał mi.
No jasne. Wszystko później.
 - Wracajmy na statek – zaproponował Ren.
Usłuchaliśmy go. Musiałem sprawdzić jak trzyma się Sakura, poza tym byłem pewien, że dopiero w kajucie rozpocznie się burza mózgów. Ketsuto i Tenshi’ego przetransportują do Konohy na osąd. Może wtedy król ulegnie i w końcu wyjawi kim tak naprawdę jest sprawca.
 - Nie możemy go torturować – wyjaśnił Naruto, gdy zapytałem go o to w drodze na pokład. – Nie mamy prawa. Wydaję mi się, że z czasem sam się przyzna, będąc w więzieniu.
Co może być gorsze od nieposiadania odpowiedzi, podczas gdy jej źródło jest niedaleko? Tak, tylko mnie mogło się to przytrafić. Kiedy nadarzy się okazja sam wtargnę do celi Tenshi’ego i zadbam o to, żeby w Konoha trafiła się równie kleista zielona maź na ścianach. Tym razem moje rysunki bynajmniej nie będą przedstawiać długich włosów Sakury.
Jestem kryminalistą. Ren nieraz mi to uświadamiał. Natura bandyty wciąż we mnie drzemie. Raz na jakiś czas mogę dać upust okrucieństwu i potorturować kilka osób. Zwłaszcza jeśli chodzi o moją przyszłość.
W myślach odnotowałem zwięzłe podsumowanie ostatnich przełomowych wydarzeń w moim życiu.
Sakura ma syna z Ren’em, który według moich przypuszczeń wciąż czuje coś do dziewczyny, ale ma własną, tajemniczą blokadę, zaś Sakura traktuje go jak przyjaciela. Ja wtargnąłem do historii zupełnie przypadkowo i zauroczyłem się kobietą, która ma dziecko ze znienawidzonym przeze mnie mężczyzną. Brzmi jak fabuła mdłego romansidła. I gdy już miałem postanawiać jakich skutecznych zmian mógłbym dokonać, czyjeś kroki wyrwały mnie z transu.
Odwróciłem się, ale za sobą ujrzałem wyłącznie armię Konohy zmierzającą do zamku po nowych więźniów.
Ktoś odchrząknął.
 - Tu jestem, gburze.
Beznamiętnie spojrzałem w dół. Akashi stał milimetr przed moimi stopami i spoglądał na mnie krzywo.
 - Gdzie się pchasz?
 - Na statek.
 - Doprawy?
 - Nie powstrzymuj mnie. Płynę z wami. Tsubaki ma teraz wiele do obgadania z wujkiem, poza tym dowiedziałem się kilku nowinek od Tanaki. Jej siostry bliźniaczki. Rozmawiałem z nią chwilę, zanim wasi znajomi nie wtargnęli do zamku – powiedział na jednym wdechu, gotując się z emocji.
 - Co to za nowinki? – spytałem podejrzliwie.
Akashi ruchem łapy nakazał mi się schylić. Zrobiłem tak. W tym momencie potrzebowałem najmniejszego strzępka informacji.
 - Dotyczy ciebie, Sempai i Kyori. Tak mi się przynajmniej wydaje. Ach! I ten chłopak…
 - Ren – uzupełniłem.
 - Właśnie, Ren. O nim też mam z wami do porozmawiania.
Tanaki – co ona może mieć wspólnego z naszą sprawą? Na statek wgramoliłem się podminowany i wściekły. N i e n a w i d z ę tajemnic! Znów wykorzystam taktykę rodem podkradniętą od Sakury i zainwestuję w notatnik do zapisek. Nagromadziło się tego zbyt wiele, aby mój umysł zdołał to pomieścić. Ren’a od zawsze nie darzyłem szczególnym zaufaniem, ale… Tanaki? Skąd ta dziewucha może mieć jakiekolwiek wiadomości na nasz temat?
Wściekłość się wzmogła, gdy na przywitanie ujrzałem Ren’a, który kieruje się do nadbudówki z Sakurą i Satoshi’m na rękach. Dziewczyna zalewała go falą pytań, a on bestialsko to ignorował. Skrzyżowałem z nim spojrzenia, wysyłając błyskawice nienawiści, które mogłyby powalić go na ziemię. Niestety jakimś cudem nie podziałały w żaden sposób. Gdybym mógł tylko użyć Sharingana…
 - Sasuke – Ktoś usytuował dłoń na moim ramieniu. Odwróciłem się, a ujrzawszy błękit ślepi Naruto zrobiłem się jeszcze bardziej naburmuszony. – Chodź. Czeka na ciebie obiad. ANBU załatwi resztę spraw z Tenshi’m  i Ketsuto. Kiedy tylko przeniosą ich na statek, wyruszamy do Konohy. Zjedz, a potem zaczniemy wszystko obgadywać. Myślę, że zdobyliśmy wiele informacji i być może sami dojdziemy do tego, kto jest sprawcą.
Taa. Ja też na to liczyłem, ale jeszcze bardziej miałem nadzieję na porządny i smaczny obiad.

Od autorki: Chciałam zmieścić w tym rozdziale jeszcze jedną scenę. Nawet zaczęłam już pisać, ale… notka byłaby wtedy potwornie długa, dlatego przeniosę to na za tydzień. Wybaczcie, że rozdziału nie było w niedziele. W weekend byłam na osiemnastce, a potem dwa dni umierałam w katuszach (sami rozumiecie xD). No, ale jestem. Mam ostatni tydzień wolności i wykorzystam go na nowy rozdział, żeby tym razem się nie spóźnić.
Ach! No i niedługo zacznę pisać obiecanego bloga. Może w tym tygodniu pojawi się Prolog, lub chociaż Zapowiedź.
Pozdrawiam i dziękuję za ponad 50 obserwatorów! O__O



20 komentarzy:

  1. Więc, rozdział cudowny, tylko skończony w takim momencie z tyloma pytaniami, no nie mogę, pozostaje mi tylko czekać na następny :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow... Bardzo fajne. Podobało mi się. Mam nadzieję,że Sasuke znowu pogada szczerze z Sakurą.

    Pozdrawiam
    Pockerowa

    OdpowiedzUsuń
  3. Albo ten rozdział był krótszy niż zwykle, albo po prostu tak szybko mi się go czytało. Strasznie mnie wciągnął.
    Był cały z perspektywy Sasuke. Mniam. Liczę na więcej takich.
    " Z tajemniczym uśmieszkiem w jego rękach wynurzył się obiekt pożądania. Zwój. Nigdy dotąd go nie widziałem, ale natychmiast poczułem niechęć." Jak to? Czy czasem zwój wcześniej nie był u Sakury jak i u niego? Więc jak to możliwe, że go nie widział. O.o
    Oh...jestem strasznie ciekawa co Tanaki powiedziała o naszych bohaterach. Może coś z tym Czarnym Księciem? Ugh... nie wiem jak wytrzymam bez twoich twórczości do Niedzieli ;(
    Mówisz, że w tym tygodniu pojawi się prolog albo Zapowiedź? Jestem na tak. Już nie mogę się doczekać
    Pozdrawiam.
    Miliko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rany, ja dzisiaj wolniej myślę.
      Dziękuję za wyłapanie błędy, który oczywiście został już skorygowany.
      Również pozdrawiam.

      Usuń
  4. Och... ile ja czekałam na kolejną notke, ale rozumiem i wcale sie nie dziwie dlaczego nie wstawiłaś jej wcześniej ;) Hmm... mi sie jak zwykle bardzo podobało, mam nadzieje że Sasuke wreszcie porozmawia szczerze z Sakurą :) Szczerze to licze też że Sakura zrobi sie trochę silniejsza, tylko troszke xd Satoshi kocham tego malca <3 Itachi, jak zwylke tam gdzie go potrzebują, mieć takiego męża xd *marzy*Czekam niecierpliwie na kolejną część opowiadania.
    Pozdrawiam
    Anae

    OdpowiedzUsuń
  5. Już się nie mogę doczekać na następną notkę. Ciekawi mnie, co Akashi ma do powiedzenia o Renie. Wszystko mnie tutaj ciekawi, no...
    Mimo, że piszesz długie notki to dzięki idealnemu klimatowi i dopasowanej muzyce zlatuje mi to bardzo szybko ;3
    Życzę niezliczonej ilości weny ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ostatnio rozmyślałam nad skróceniem objętości rozdziałów... Naprawdę szybko zlatuje ci czytanie dwudziestu stron w Wordzie? No, teraz to mam mętlik ^^

      Usuń
    2. NIE, NIE, NIE, NIE!
      Jak dla mnie to rozdziały mogą być nawet i dłuższe, ale przecież nie będziemy Cię zmuszać do ciągłego pisania. ^^ Ale na skrócenie rozdziałów to ja zgody nie wyrażam!

      Usuń
    3. Okej, rozumiem.
      Skoro nie macie nic przeciwko długim rozdziałom, to właśnie takimi będę was męczyła >:D

      Usuń
  6. Rozdział bardzo mi się podobał. Calutki z perspektywy Sasuke. Omomom. Do samego końca czekałam, aż wreszcie może coś tam, coś tam się wyjaśni, ale jednak nie :D Czekałam też na tą rozmowę Sasuke z Sakurą <3.
    Ciekawe, ciekawe co tam Itaś wymyśli...
    O co chodzi z tym Czarnym Księciem?
    Dlaczego Ren stał się takim zimnym dupkiem?
    Kto w końcu to Kyori rzucił?
    Odpowiedź na te pytania, i jeszcze więcej, mam nadzieję, poznamy w przyszłych rozdziałach.
    Ciekawa jestem, ciekawa!

    A, tylko zdziwiło mnie, że Sasuke nie widział zwoju. A czy on przypadkiem nie trzymał go przez kilka dni u siebie, w swym cudownym, ogromnym domu w Konoha? ^^

    Pooozdrawiam. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z Sasuke to ja zawaliłam. Błąd został już skorygowany. Mam to wszystko wypisane na kartce, a i tak pominęłam ważny szczegół >///<

      Na szczęście mam spostrzegawczych czytelników <3
      Dziękuję i również pozdrawiam :)

      Usuń
  7. Dawno się nie odzywałam ^.^''
    Rozdział bardzo wciągający, ale ja niestety wyłapałam kilka słów/błędów (nazywajcie to jak chcecie), których nie zrozumiałam... A tak dokładniej (podam początek zdania i potem dokładne słówko): 1)"Wyśmienicie! Kolejna kwestia, w którą nie jestem wtajemniczony. Całość była olbrzymim kręgiem tajemnic, a właśni sojusznicy wszystko utrudniali..." - chodzi dokładniej o słowo "właśni"-kombinowałam nad odmianą i jakoś nie mogę tego zmienić..ale wiem o co tu chodziło :) 2)"Obserwowałem ich. Żołądek burczał, wysyłał dziesiątki sygnałów do mózgu, ale jakaś część mojego jestestwa wciąż trwała w miejscu, taksując wzrokiem tą dwójkę" - "jestestwa" (za chiny nie mogę zajażyć o co z tym chodzi TT.TT) i ostatnie 3)"Ale, w przeciwieństwie do Sakury, nie potrafiłem sobie z tym poradzić. Nikt dotąd mnie tego nie nauczył. To stricte ludzkie uczucie..." - "stricte" - ?
    Olśnijcie mnie.
    No, ale po mimo tych drobnostek, pisz dalej Akemii, bo jestem ciekawa dalszego rozwoju wydarzeń :)
    Wierna (mało udzielająca się) czytelniczka - Aki :3

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział jak zawsze genialny;) pojawiło się mnóstwo pytań, na które odpowiedzi znajdą się w kolejnych rozdziałach opowiadania. Mam nadzieję, że Sasuke i Sakura porozmawiają szczerze i wszystko sobie wyjaśnią.
    Co takiego wie Akashi?
    Kto rzucił Kyori?
    Cieszę się, że cały rozdział był z perspektywy Sasuke;)
    Mam nadzieję, że nie skrócisz rozdziałów bo piszesz klimatycznie i Twoje opowiadanie bardzo wciąga więc czyta się je szybko i przyjemnie;)

    Pozdrawiam;*

    OdpowiedzUsuń
  9. Em... właściwie, nie wiem co mam napisać na temat tej notki. Jakoś tak mi się strasznie dłużyła i przez nadmiar tych wyjaśnień, nie mogłam się na niej skupić. Właściwie te wyjaśnienia czytałam pobieżnie, bo mnie nudziły. Moje zainteresowanie jedynie rosło na licytacjach Sasuke z samym sobą i na cudnym fragmencie z Satoshim <3 Scena matka&syn&Sasuke mnie rozczuliła, a jak wyobraziłam sobie ten piękny obrazek, to stwierdziłam, że jest ładniejszy niż Sakura&Satoshi&Ren xd

    Z błędów to wyłapałam dwa razy "zmianę płci" Sasuke i jedną literówkę, jednak ich sobie nie wypisałam, gdyż moje zmęczenie dziś sięga zenitu. Dlatego też taki krótki, byle jaki komentarz, wybacz ^^ przy następnej notce będzie lepiej!

    Weny i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  10. Boże genialny rozdział xd i to w dodtaku caaaaaaaały z perspektywy Sasuke-kun *.*
    Zastanawiam się tylko czy w następnym rozdziale zacznie się już coś powoli wyjaśnieć czy dojdzie jeszcze węcej pytań?
    Nie wiem czemu ale intuicja podpowiada mi, że Ren był zamieszany w to Tankyori no Jutsu xd

    OdpowiedzUsuń
  11. Ohayo :D
    Widzę, że obydwie mamy ferie xd Piękny czasm prawda?
    Szczerze ci powiem, że ta notka wydawała mi się wyjątkowo krótka. No naprawdę! Nie obraziłabym się o tę jedną scenę więcej ;3
    Nie spodziewałam się, że nagle na statku wyskoczy nam ... Satoshi. Aczkolwiek było to bardzo pozytywne zaskoczenie ;) Sasuke lubi dzieci? Robi się coraz fajniej. Dobrze, że Uchiha zdał sobie sprawę, że jednak Sakura nie jest tylko irytującą dziewuchą.
    Itaś ponownie wkracza na scenę! - mój mąż. Dorób mu dziewczynę i nazwij ją Sheeiren, okej? ^.^ Oni teraz wrócą do Konohy, czy jeszcze będzie jakaś bitwa na morzu, a la "Piraci Wiosko Liścia"? Byłoby ciekawie xd
    Mam nadzieję, że z kolejnej notki nic mi nie utniesz ;3
    Pozdrawiam i jeszcze raz za wszystko dziękuję ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Rzadko się udzielam w komentarzach, w sumie od niedawna czytam Twojego bloga. Rozdział świetny, czytając go miałam chęć na więcej , mogłabym czytać i czytać i chyba nigdy by mi się nie znudziło. Jestem bardzo ciekawa kto użył na Sakurze i Sasuke Kyori. Wiele pytań nurtuje mnie co do tego opowiadania. Co się jeszcze wydarzy? No, ale wiadomo, trzeba czekać, więc z niecierpliwością wyczekuje następnej notki. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Cudowny rozdział. Nareszcie wracają do Konohy! Martwię się tylko stanem nóg Sakury..
    Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału!
    Pozdrawiam, Hikari.

    OdpowiedzUsuń
  14. Ktoś tu napisał, że wydaje się mu, iż ten rozdział jest krótszy, albo się go szybciej czytało - odnoszę takie samo wrażenie.
    A teraz muszę Cię przeprosić, gdyż zalegam u Cibie aż dwie notki - no, teraz jedną. Ale to wszystko przez to, że mam nawał pracy. Rozumiesz, tydzień temu codziennie miałam treningi, żeby przygotować się do turnieju, próby zespołu, poprawianie ocen. Trochę się tego nazbierało, ale najważniejsze, że w końcu znalazłam czas, by zabrać się za zaległe blogi ^^

    Wracają do Konohy? Tak szybko?... Mam wrażenie, że opowiadanie zmierza ku końcowi, ale to nie możliwe, prawda? Wiem, że chowasz jeszcze jakiegoś asa w rękawie! Ja to wiem.
    Akashi! Jak ja się cieszę, że od również jedzie (płynie) do Konohy! Z nim życie będzie weselsze i takie tam... Właściwie, to mógłby zostać przygrnięty prze Sakurę jako zwierzątko domowe :3
    Lecę do następnej notki,
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  15. Itaś i Naruto wkroczyli do akcji. xd A co! Trochę zdziwiło mnie ich zachwowanie, tak zwyczajnie podeszli do tego wszystkiego. No i.. chcą ludzi przetransportować do Konohy. o,o

    Satoshi <3 Kocham tego malucha. I ten jego uśmiech. :3

    Również tak jak Sasuke nie ogarniam tych tajemnic, o jakich mówił Itachi. Normalnie mówił jakimś szyfrem. xD Mam nadzieję, że niedługo się wszystkiego dowiem no i fajnie, iż Akashi płynie z nimi :3

    Ogólnie to rozdział umilił mi nudną historię, z czego jestem bardzo zadowolona. Muszę częściej czytać notki w szkole :D

    OdpowiedzUsuń