- On jest cudowny! – Ino splotła ręce przy piersiach, nachylając się jednocześnie nad dziecięcym łóżeczkiem. Omiatałam ją ubawionym spojrzeniem, gdy wzięła malca na ręce i zaczęła się mu przyglądać z promiennym uśmiechem. – Przeuroczy! Ma nawet twoje oczy! – na krótką chwilę zerknęła na mnie, aby puścić oczko.
-
Tylko go nie uduś – zachichotałam, biorąc do ręki szklanki ze stołu. Posłałam
Hinacie przepraszające spojrzenie i ulotniłam się do kuchni. Nastawiłam wodę i
wyciągnęłam z lodówki resztki ciasta, które zostały po wczorajszej
uroczystości.
Z
salonu usłyszałam głos Ino:
-
To jest najcudowniejsze stworzenie na ziemi! – zachwycała się. Oczami wyobraźni
widziałam jak obraca się wokół własnej osi z Satoshi’m uniesionym ku górze.
Hinata
westchnęła i gdy rozległ się głośny szczerk sprężyn, wiedziałam już, że zasiadła
na kanapie.
-
Nie było mnie trzy miesiące, a on tak wyrósł! – ciągnęła dalej Ino. – Czy
potrafi się uśmiechać?
-
Ma już pół roku – stwierdziła Hinata. – To oczywiste, że potrafi się uśmiechać.
Sakura opowiadała, że czasami nawet się zaśmieje.
Gdy
woda się zagotowała, zaparzyłam herbatę, po czym jak najprędzej powróciłam do
salonu, stawiając na stoliczku dwa kubki z gorącym napojem. Przekroczywszy
próg, zauważyłam jak Ino robi w kierunku malca różne komiczne miny, po czym
parska z oburzeniem.
-
Nie uśmiecha się.
-
Ino daj spokój. Przecież nie będzie uśmiechał się dwadzieścia cztery godziny na
dobę – powiedziała Hinata i skinęła głową w ramach podziękowania, kiedy kubek
wylądował przed jej nosem. – Dziękuję.
-
Herbata dla ciebie Ino – zwróciłam się do niej i podeszłam z zamiarem odebrania
Satoshi’ego. Kiedy mnie zobaczył z jego ust wydobyło się ciche jęknięcie, a
zaraz potem po pulchniutkiej twarzy rozlał się radosny uśmieszek. Powietrze
rozbrzmiało dziecięcym śmiechem.
Ino
spojrzała na dziecko z niedowierzaniem, oddając go w moje ramiona.
-
Hej, to jest ewidentnie niesprawiedliwe.
Hinata
parsknęła śmiechem.
-
Sakura jest matką Satoshi’ego. Na nią zawsze będzie tak reagował. W końcu to
ona jest z nim od początku jego życia. Ciebie Ino nie widział wiele czasu i
śmiem wątpić, ażeby cię pamiętał.
-
No nie! – Rozłożyła ramiona i spojrzała z oburzeniem na malca, który był już w
moich ramionach. – Ty mały potworze! Jak możesz
mnie nie pamiętać? Przecież byłam przy tobie niemal cały czas.
-
Potwierdzam – westchnąwszy, Hinata zaczęła mieszać herbatę. Ino usiadła obok
niej, a ja zadowoliłam się fotelem.
Ostatnie
wydarzenia zupełnie namąciły mi w głowie. Tak wiele się działo, a skrycie
liczyłam, że w końcu nastąpi taki okres w moim życiu, który będę mogła
nazwać Świętym Spokojem. Wczoraj Ino wróciła z misji
szpiegowskiej, szczęśliwa i podekscytowana. Wioska Liścia mogła odetchnąć z
ulgą, ponieważ śmierć Madary Uchihy została oficjalnie potwierdzona, a jego
pogrzeb (tak, pogrzeb!) będzie miał miejsce za tydzień na Konohańskim
cmentarzu. Aż trudno uwierzyć, że Naruto zdecydował się, ażeby to prześladowca
wioski został w niej pochowany.
Spięłam
się, kiedy Yamanaka poczęła interesować się rzeczami, które ja najchętniej
wyrzuciłabym z umysłu.
-
A więc to prawda? – spoważniała, gdy ciemno-włosa pokiwała głową. – Naruto
naprawdę sprowadził tą dwójkę do Konohy?
-
Tak, udało mu się – wtrąciłam, posyłając lekki uśmiech Satoshi’emu. Malec
patrzył na mnie z fascynacją, a w jego oczach igrały iskierki radości. Z
pewnością nie odziedziczył tego po ojcu.
-
Ten dom obok… przed nim jest mnóstwo kartonów – zaczęła szeptać, jak gdyby mój
sąsiad był w stanie nas usłyszeć. – Dlaczego wprowadzają się akurat tutaj?
-
Przecież rezydencja klanu Uchiha była olbrzymia, a ten dom obok najbardziej
dorównuje jej wielkością. Zresztą nie widziałaś jak wygląda ich poprzednie
lokum? Oboje go zaniedbali. Kilka dni temu Naruto był tam z Itachi’m, aby
sprawdzić jego stan. – poinformowała Hinata.
-
To przykre…
-
Przykre jest to, że Naruto tak szybko im wybaczył.
-
Sakura! – upomniała mnie pani Uzumaki. Naburmuszona odwróciłam wzrok i zaczęłam
kołysać dziecko na moich kolanach. Hinata kontynuowała: - Poznałaś przecież
prawdę o Itachi’m. Wiesz już, że to wioska zawiniła. Mieszkańcy zgodzili się
przyjąć go z powrotem do Liścia.
-
Jeszcze miesiąc temu był martwy – upierałam się.
-
Nie, nie był. On nigdy nie był martwy. On chciał, żebyśmy myśleli, że jest
martwy. Przynajmniej tak to tłumaczył.
-
Gadałaś z nim? – Ino wybałuszyła na nią oczy, a kiedy kobieta potaknęła,
jej zdumienie się wzmogło. – Nie bałaś się go? No wiesz… przez długi czas był
jednym z najniebezpieczniejszych Ninja z Konohy.
-
Był u nas w domu, zaraz po wyjściu ze szpitala. Itachi jest przesympatyczny –
zapewniła z triumfalnym uśmiechem. – Docenia, że Naruto im pomógł, a nawet
chciał zostać u nas i pozmywać naczynia.
Ino
zmarszczyła brwi.
-
Jakoś nie mogę sobie tego wyobrazić…
-
Ja też – zgodziłam się.
Wtedy
Satoshi zapiszczał szczęśliwie, by zaraz potem bez powodu wybuchnąć kolejną
salwą śmiechu. Yamanaka od razu zareagowała, robiąc w jego kierunku słodkie
oczka. Nie mogłam powstrzymać nadchodzącego uśmiechu, mając nadzieje, że dzięki
mojemu synowi, zejdziemy w końcu z tematu.
-
Co jest, kochanie? – bąknęłam, kręcąc palcem wskazującym przed jego oczyma. – Czyżby tobie też
wydawało się śmieszne, żeby pan Itachi mył naczynia u cioci Hinaty?
No
dobra. To naprawdę było śmieszne. Tym razem zachichotałyśmy wszystkie we
trójkę.
Resztę
wieczoru spędziłyśmy na zwyczajowych babskich pogaduszkach. Ino w skrócie
opisała nam przebieg misji, a także obiecała, że po więcej szczegółów
dotyczących powrotu braci Uchiha, uda się do gabinetu Szóstego Hokage. Temat
zaniknął, a główną atrakcją po raz kolejny okazał się Satoshi. Yamanaka
koniecznie namawiała mnie do tego, żebym przypilnowała go co do włosów.
Stwierdziła, że w czarnych kucykach będzie wyglądał zjawiskowo. Obiecałam jej,
że nie pozwolę mieć synowi krótkich włosów.
Raz
po raz, mimo wszystko wracałam myślami do ostatnich wydarzeń. To był dzień,
kiedy Sasuke, Madara i Kabuto dowiedzieli się o sfingowanej śmierci Itachi’ego.
Okazało się, że tak naprawdę starszy Uchiha ukrywał się przez dłuższy czas, obserwując
Madarę. To była chyba jedyna rzecz, przez krótką miałam względem niego pewną
sympatię, pomimo, iż nie widziałam go na oczy od czasu powrotu do wioski.
Itachi
podejrzewał, że Madara coś knuje.
‘[…]
Ukrywał się przed nim i chciał, żeby myślał, iż nie żyje. Obserwował go, a
kiedy zrozumiał, że używa Sasuke jako pionka, postanowił się ze mną
skontaktować i poinformować o wszystkim […]’
Do
teraz pamiętam w najmniejszych szczegółach szeroki i dumny uśmiech Naruto,
kiedy mi to opowiadał.
-
To był plan. Misja! – Hinata tłumaczyła Ino całą skomplikowaną procedurę,
wyraźnie przy tym gestykulując. – Itachi wiedział, że Sasuke będzie w szoku,
widząc go żywego i tym sposobem zyska jego zainteresowanie. Zwłaszcza, że
będzie w obecności Naruto. Ich planem było zaskoczenie Madary i zlikwidowanie
go razem ze wspólnikami. Jedynym, który przetrwał był Zetsu, a ANBU
nieprzerwanie go poszukuje. Wszystko się powiodło. Naruto i Itachi’emu udało
się przekonać Sasuke do swoich racji i razem stanęli w walce przeciwko Madarze.
I tak było ciężko, ale dwa dni później wrócili do Konohy z nieprzytomnym
Sasuke.
Tak.
Sasuke ucierpiał najbardziej. Nienawiść, niewiedza i bezradność całkowicie go
zdominowały. Po dzień dzisiejszy nieświadomy leży na szpitalnym łóżku. Ale
Itachi podobno zapewniał władze wioski, że jeszcze na polu bitwy oświadczył, że
chce wrócić z nim do Konohy i wieść szczęśliwe życie.
Nie
widziałam ani Sasuke, ani Itachi’ego. Nie chciałam ich widzieć. Nie posiadałam
również konkretnych powodów, lecz wewnętrzną blokadę. Wszyscy moi przyjaciele
odwiedzali szpital i zmieniali warty przy łóżku młodszego Uchihy. Wszyscy za
wyjątkiem mojej osoby. Umysł dziwne odniósł się do powrotu dawnego członka
Drużyny Siódmej. Jednego byłam pewna: spotkanie z Sasuke to dodatkowa komplikacja
w moim życiu, a ja komplikacji miałam wystarczającą ilość.
Po
długich pożegnaniach z Satoshi’m, Ino opuściła mój dom i udała się na zasłużony
odpoczynek. Hinata nie traciła ani sekundy i niemal natychmiast zjawiła się za
mną, kiedy kładłam śpiącego syna do łóżka.
Poczułam
jej dłoń na swoim ramieniu.
-
Wiem, że ci ciężko Sakura – powiedziała uroczyście, patrząc głęboko w moje
oczy. Znów z jej tęczówek emanowała ta dziwna emocja. Od dłuższego czasu dość
często ją napotykam. Nieodczytana mina. Jakby współczucie, ale też żal i
poczucie winy.
Nie
miałam odwagi zapytać się wprost, więc to lekceważyłam. Być może w grę
wchodziły moje nierozwiązane sprawy z Ren’em.
-
Ale nie martw się – mówiła dalej. – wszystko się ułoży. Itachi jest naprawdę
sympatyczny. Nie zmuszam cię wcale do spotkania z nim, ani z Sasuke. Razem z
Naruto czekamy, aż będziesz gotowa. W końcu żywiłaś do Sasuke silne uczucia i
teraz, po tylu latach…
-
Proszę cię – weszłam jej w słowo, wypowiadając się ostrzej, niżby należało. –
Nie chcę o tym rozmawiać. Nie mam zamiaru ich unikać. W końcu będziemy
sąsiadami – urwałam, by wskazać na olbrzymią posesją obok, przy której – tak
jak zaraportowała Ino – była sterta kartonów, a na ogrodzeniu wisiały już
materiały ze znakiem klanu. Obie wyszłyśmy na ganek przed domem, aby polepszyć
sobie widoczność. Zahipnotyzowane obserwowałyśmy jak kilkoro ANBU krąży przed
domem pomagając z wniesieniem mebli.
-
Wiele się wydarzyło… - westchnęła Hinata, nie odrywając wzroku od posesji.
-
Tak, ale dzięki tym wydarzeniom przejrzałam na oczy. Ja po prostu… na pewno nie
będę traktowała Sasuke tak jak wcześniej. Będzie dla mnie… zwykłym znajomym,
jeśli mogę to tak określić. Wolałabym ograniczyć nasze spotkania do minimum.
-
Boisz się go? – spytała mnie prosto z mostu. Wzdrygnęłam się jakbym została
poparzona i wlepiłam w nią nierozumne spojrzenie. Hinata spuściła wzrok. – Nie
patrz tak na mnie. Naruto i mistrz Kakashi opowiadali mi jak po śmierci Danzo próbował cię zabić.
Zostałam
pochłonięta przez wspomnienia, a uczucia, które w tamtym momencie mi
towarzyszyły, odczuwałam po dziś dzień tak wyraźnie, jak gdyby było to wczoraj.
-
To było trzy lata temu – Uśmiechnęłam się sztucznie. – Poza tym wtedy
prowadziłam ze sobą prawdziwą wojnę uczuć. Musiałam wybrać pomiędzy dobrem dla
Naruto, a Sasuke… nie do końca wyszło tak jak oczekiwałam, ja… - zrobiłam
pauzę, bo wnet doszło do mnie, że mówię stanowczo za dużo.
Odchrząknęłam
szybko.
-
Chyba pójdę się położyć.
-
Będziesz na pogrzebie? – usłyszałam za sobą, gdy przekraczałam już próg domu.
Milczałam. – Wiem, że to dziwne, ale jako Uchiha, Madara musi zostać pochowany
w Wiosce Liścia.
Wzruszyłam
ramionami.
-
Sama nie wiem. Muszę zająć się Satoshi’m, a za kilka dni zaczynam już pracę w
szpitalu i będę musiała znaleźć jakąś opiekunkę.
-
Mówiłam ci już, że jestem wolna – zaśmiała się, poprawiając opaskę Liścia na
szyi. – Nie pracuję i niemal cały dzień siedzę w domu, a wieczorem nasłuchuje
narzekań Naruto na ilość papierów do wypełnienia.
Popatrzyłam
na Hinatę przez ramię i znienacka dotarło do mnie jak bardzo zazdroszczę jej potoku
życia. Żona Szóstego Hokage, szczęśliwa przyjaciółka… ile bym dała, aby znaleźć
się na jej miejscu.
Mój
potok życia został nieco skomplikowany.
-
Jeśli to nie będzie problem – powiedziawszy bezgłośnie, wlepiłam wzrok w
słońce, które leniwie nikło za linią horyzontu. Zawiał chłodny wiatr.
-
Wszystko będzie dobrze – Głos Hinaty wyrażał pełną szczerość i zaufanie. –
Teraz kiedy Naruto osiągnął swój cel, wszystko może być już tak jak dawniej.
Wioska Liścia odzyskała spokój i wiesz co? Czuję się jakby wszyscy mieszkańcy
zaczynali nowy etap w życiu.
Tak.
Ja też to czułam. Musiałam wezbrać w sobie wystarczającą ilość energii i siły
na spotkanie z braćmi Uchiha. Prędzej czy później to nastąpi, a Naruto i reszta
tylko oczekują na dzień, kiedy Sasuke zbudzi się z powrotem do życia.
-
Mam nadzieję, że mówisz prawdę – szepnęłam na ostatku, by potem pożegnać się z
Uzumaki przyjacielskim uściskiem.
Kiedy
weszłam do domu, mój wzrok mimowolnie powędrował ku zdjęciu Drużyny Siódmej.
Tak
jak dawniej, powtórzyłam w myślach i zrozumiałam, że to przecież
niemożliwe.
***
-
No nie patrz się tak na mnie – mruknęłam z obrażoną miną w kierunku Satoshi’ego.
– Nie zrozum mnie źle, lubię twoje towarzystwo, ale czasami mam dość siedzenia
w domu. Nie masz mi tego za złe, prawda?
Mimo
słów, maluch i tak nieprzerwanie lustrował mnie zagubionym spojrzeniem, co
chwila zaglądając w inne zakamarki mojego gabinetu. Westchnęłam ciężko sortując kolejną stertę papierów. Gdy tylko Kiba zawiadomił mnie, że potrzebują
osoby na przeglądnięcie raportów z misji, nie wahałam się ani na sekundę, lecz
w trybie natychmiastowym pognałam do gabinetu Hokage. Miło zaskoczyłam Naruto
swoją wizytą, więc bez zbędnych komentarzy wręczył mi plik papierów, odsyłając
do szpitalnego gabinetu.
Wtedy
dotarł do mnie cichy skrzyp. Rozejrzawszy się po pomieszczeniu w wyniku
nagłego olśnienia zrozumiałam, że to kołyska Satoshi’ego zakomunikowała jego
ruch.
-
Nudzi ci się? – Przytknęłam dłoń do policzka, próbując skoncentrować się na dacie,
którą oznaczona była kartka. Siedziałam na krześle, a kołyskę z synem
postawiłam tuż obok szafy z tysiącem dziecięcych zabawek, które raziły mnie
wyrazistymi kolorami, jednocześnie napawając przestrzeń odrobiną barw.
Satoshi
zatrząsnął błękitną grzechotką.
-
Już kończę, już kończę – powiedziałam matowym głosem. – Został mi ostatni
raport.
Od
ilości liczb i słów mieszało mi się głowie. Najczęstsze słowa jakie zjawiały
się w raportach to między innymi ANBU, Madara, Akatsuki i posiłki. Byłam
usatysfakcjonowana tym, że po przeczytaniu zaledwie kilku dokumentów, mogłam
stwierdzić z czym Konoha ma największe problemy podczas misji najwyższych rang.
Przy następnym spotkaniu polecę Naruto wysyłać na zadania większą ilość ludzi.
Wówczas
moim oczom ukazał się ostatni, a zarazem najświeższy raport. Już zbierałam się
do przeczytania pierwszych słów, kiedy usłyszałam dziecięcy jęk. Zerknęłam w
stronę syna, a powodem jego niezadowolenia okazała się zabawka,
której nie potrafił utrzymać w ręku. Szybko jednak zadowolił się następnym
rażąco kolorowym przyrządem.
Ktoś
zastukał do drzwi.
-
Proszę – wysiliłam się na uprzejmość, upijając kolejny łyk zimnej kawy.
-
Doktor Haruno? – w progu zjawił się jeden z pomocników, którego imienia nigdy
nie potrafiłam zapamiętać. Stary, pulchny i łysy – trzy najczęstsze
przymiotniki, jakimi określają go pacjenci w czasie poszukiwania. Jego oczy do
teraz iskrzyły nieopisaną radością w związku z tak licznymi odwiedzinami
ważnych osobistości w szpitalu. Sasuke jest obiektem potężnego zainteresowania.
-
Coś się stało? – odrzekłam.
Wzrok
doktorka na krótką chwilę powędrował w kierunku Satoshi’ego. Szybko jednak
przekierował go na mnie, odchrząkając:
-
Szósty Hokage prosi o konwersację.
Konwersację?
Cóż za wyszukane słownictwo. Westchnąwszy, potarłam rękom czoło i przesunęłam
ostatni raport na koniec biurka, oznaczając tą strefę tytułem Nie
zapomnij dokończyć!
-
Gdzie jest? – spytałam.
-
Jest zaraz obok mnie, na korytarzu.
-
Niech wejdzie – Opadłam na krzesło, obserwując jak doktorek ulatnia się z
zasięgu mojego wzroku. Po paru chwilach w pomieszczeniu zjawił się Naruto, a
powietrze wpuszczone przez okno, złośliwe bawiło się jego śnieżnobiałym
płaszczem. W ręku trzymał kartkę papieru.
-
Przepraszam, że ci przeszkadzam Sakura-chan, ale… - urwał, zauważając
Satoshi’ego. Na jego twarz wpełzł szeroki uśmiech. – Czołem łobuzie! Widzę, że
mama nie dała ci pospać.
-
Daj spokój. Cały dzień nie spał i miałam nadzieję, że chociaż tutaj odleci z
nudów, ale ten mały uparciuch jest nie do pokonania.
-
Może rozpraszają go zabawki? – podrzucił Uzumaki i uklęknął przed dzieckiem,
dotykając palcem czubka jego nosa.
Powstałam
i korzystając z propozycji przyjaciela, zabrałam z podłogi wszystkie kolorowe
przedmioty, zostawiając Satoshi’emu wyłącznie grzechotkę, którą trzymał obecnie
w ręku.
-
Po co przyszedłeś? – zmieniłam temat, chowając rzeczy do szuflady. – Masz dla
mnie kolejne raporty?
Uzumaki
wyprostował się i potrząsł trzymaną kartką, spoglądając na nią nieufnie.
-
Tak jakby – odezwał się w końcu. – To spis zakazanych technik razem ze zwojem.
-
Zwojem? – zdziwiłam się.
-
Mam go w kieszeni. Wiesz o tym, że ANBU wciąż poszukuje Zetsu, prawda? No więc
dzisiaj dostarczyli mi te dokumenty, twierdząc, że zostały znalezione w dawnej
siedzibie Madary, Kabuto i Sasuke.
Patrzyłam
na niego jak krowa na pociąg, starając doszukać się sensu w jego wizycie. Głowa
pękała mi od poprzednich zajęć i nie byłam przygotowana na otrzymanie
dodatkowych informacji.
-
Dlaczego z tym do mnie przychodzisz? Miałam tylko uporządkować raporty.
Patrząc
na Naruto, odniosłam wrażenie, jak gdyby tylko czekał na to pytanie. Z wyniosłą
miną zanurzył dłoń w kieszeni płaszcza i wyłowił z niej olbrzymi zwój, który
powalał mnie swoją grubością.
-
Psiakrew – wymsknęło mi się.
-
Psiakrew to za mało powiedziane. Tu są wszystkie zakazane techniki – wyjaśnił.
Z trudem powstrzymywałam ubawienie, widząc z jaką dumą przekazuje mi te
informacje.
-
W jaki sposób znalazło się to w łapskach Madary?
-
Uprzednio zwój ukryty był w Sunie. ANBU podejrzewają, że za kradzieżą
prawdopodobnie stoi Deidara; ten dawny członek Akatsuki. W końcu współpracował
z Madarą.
-
Nadal nie rozumiem co ja mam do tego? – Rozłożyłam ręce, aby podkreślić moją
niewiedze. Naruto prychnął, jakbym powiedziała coś co uraziło właśnie jego
godność.
-
Po pierwsze: jesteś diabelsko ciekawska i zawsze musisz wszystko wiedzieć, więc
zdecydowałem ciebie również o tym poinformować…
-
Bardzo śmieszne – wryłam mu się w słowo, zasiadając z powrotem na krześle.
Pilnowałam Satoshi’ego, co chwila zerkając w jego stronę. W powietrzu uniósł się dziecięcy bełkot.
Hokage westchnął,
po czym podszedł bliżej biurka.
-
Powiem wprost – zaczerpnął świeżego powietrza. – ja i rada postanowiliśmy, że
ukryjemy ten zwój tutaj w szpitalu. Jest bardzo niebezpieczny i kiedy inni
dowiedzą się, że jesteśmy w jego posiadaniu, będą chcieli nam go odebrać. Co
prawda Konoha nie ma na stan obecny żadnych wrogów, ale ważne są wszelkie
środki ostrożności.
-
Czekaj, czekaj – wydusiwszy w otępieniu, wszczepiłam palce we włosy. Naruto
patrzył na mnie wyczekująco. – Chcesz powiedzieć, że mam ukryć tutaj ten zwój?
-
Nie wyraziłem się dość jasno?
-
Dlaczego nie zwrócicie go Sunie?
-
Gaara pozwolił nam go zatrzymać. Wolałby, żeby był tutaj.
-
Gaara wolałby, żeby to Konoha była napadana z tego powodu – oznajmiłam
rzeczowym tonem, przełykając ciecz, która teoretycznie miała obdarzać mnie
większą ilością energii.
-
Jak zwykle wszystko wyolbrzymiasz – Naruto zaczął używać ostrzejszego tonu. – Konoha
nie ma już wrogów. Jesteśmy bezpieczni. Robię to w razie nagłych,
nieprzewidzianych, wręcz niemożliwych wypadków.
Być
może w normalnej sytuacji rozsądek i logika nakazywałyby mi podjąć walkę na
argumenty i przedyskutować kilka kwestii z Naruto, to jednak w tym momencie
przechodziłam awarię procesu myślowego i byłam praktycznie niezdatna do użytku.
Diabli wiedzą w jakiej kolejności uporządkowałam te raporty.
Odebrałam
więc od Naruto ten zwój i bez szczególnego przejęcia otworzyłam szafę i
umieściłam na pierwszej lepszej półce, która rzuciła mi się w oczy.
-
Genialna kryjówka – usłyszałam za sobą i rozdrażniona odwróciłam się w stronę
blondyna, piorunując go wzrokiem.
Wywrócił
teatralnie oczami.
-
Wracam do gabinetu. Usabi mnie poćwiartuje, jeśli zauważy moją nieobecność –
dodał pośpiesznie, raz jeszcze klękając przy moim synie.
-
Jako Hokage nie powinieneś w ogóle go opuszczać – zwróciłam mu uwagę i poczułam
nagłą chęć przyłączenia się do tej dwójki. Dopiłam ostatnie drobinki kawy, czym
prędzej siadając po turecku obok Naruto.
Oboje
w milczeniu lustrowaliśmy malca przenikliwym spojrzeniem. Satoshi’ego
najwyraźniej ucieszyło tak liczne grono zainteresowania, bo naraz jego twarz
rozjaśnił promienny uśmieszek.
-
Chciałabym, żeby zaczął już mówić – wyznałam nie do końca to kontrolując. O
dziwo Uzumaki pokiwał tylko głową, niewzruszony moją bezpośredniością.
Niespodziewanie
roześmiał się.
-
Co jest? – zapytałam.
-
Pewnie jego pierwszym słowem będzie Mama, nie mam racji? –
zagajając, wystawił palec, a Satoshi natychmiast pochwycił go w luźnym uścisku,
zaczynając chichotać.
Zamyśliłam
się. Czekałam na tą chwilę od dłuższego czasu, ale zawsze ogarniały mnie wtedy
wątpliwości.
Przecież
był jeszcze Ta-ta.
-
Liczę na to – wyburczałam pod nosem i pogłaskałam Satoshi’ego po główce. –
Naruto... czy Hinata naprawdę będzie miała czas się nim zajmować? Nie chcę jej
robić problemów, wiesz…
-
Hinata uwielbia Satoshi’ego i jestem pewny, że nie zrobisz jej tym żadnych
problemów, zwłaszcza mnie. Przecież jestem jego wujkiem.
-
Ale nie takim prawdziwym – zauważyłam.
Uzumaki
machnął lekceważąco ręką, a na jego twarz wstąpił dumny uśmieszek.
-
Czepiasz się szczegółów. Wszyscy byliśmy przy jego narodzinach, więc dla mnie
jest jak rodzina. Przecież ty jesteś moją siostrą, tak więc – urwał, wręczając
Satoshi’emu następną zabawkę. – Witaj siostrzeńcu – zwrócił się do niego i
wybuchł śmiechem.
Moje
oczy nabrały ciepłego blasku, kiedy byłam świadkiem tej sceny. Nigdy nie
powiedziałam mu tego w twarz, ale byłam pewna, że Naruto będzie najwspanialszym
ojcem w Świecie Ninja.
Wtedy
Uzumaki spoważniał.
Z
pewnymi oporami obdarowałam go lekkim uśmiechem.
-
Został mi ostatni raport, więc resztę uporządkuję w domu – stwierdziłam i
poprawiwszy spódnicę, wzięłam syna na ręce. Naruto poszedł w moje ślady i
pochwycił plik gotowych już papierów.
-
Byłaś u Sasuke? – zagadnął ot tak, ale w moim organizmie wprowadził stan
wyjątkowy. Raptownie odwróciłam się do niego plecami, by nie mógł ujrzeć mojego
zmieszania.
-
Nie – powiedziałam. – Jakoś nie miałam okazji.
-
Okazji czy odwagi? – W jego tonie wyczułam nutkę rozbawienia. Kiedy
zerknęłam na przyjaciela przez ramię, uśmiechał się blado, wpatrzony w czubki butów.
Nie
odpowiedziałam.
Westchnął.
-
Wiem, że to trudne Sakura-chan, ale…
-
Przerabiałam to już z Hinatą – przerwałam mu ostro. – Wiem, że to trudne, ale
wypadałoby go odwiedzić, jako, że kiedyś był członkiem twojej drużyny –
zaakcentowałam, małpując uroczysty ton pani Uzumaki, kiedy kierowała do mnie te
słowa.
Blondyn
nachmurzył się jeszcze bardziej.
-
Wcale nie chciałem tego powiedzieć. To po prostu… dziwne. Wszyscy tam byli.
Nawet Sai, który nigdy go nie poznał. Nawet Gaara, który od zawsze go
nienawidził. A ciebie? Ciebie nikt nie zastał tam ani razu, a przecież to ty go
tak bardzo k…
-
Pytałam się doktora o jego stan – zaczęłam pleść trzy po trzy, byle tylko
położyć kres monologowi Naruto. – Wiem, że wszystko z nim dobrze, niedługo się
zbudzi i nawet wiem, w której sali leży. Dwieście Trzy – dodałam.
-
Teraz zachowujesz się jak dziecko – prychnął. – I dlaczego mnie kłamiesz?
O
cholera. Ale żeby Naruto mnie przejrzał?
-
Nie kłamię! – zaryzykowałam, udając oburzenie.
Tak
naprawdę polegałam na informacjach, które Ino mimowolnie ujawniła mi kilka dni
temu.
Pod
spojrzeniem Naruto kryło się zniesmaczenie. Splótł ręce na torsie i oparł się o framugę drzwi, które były otwarte na oścież.
-
I pytałaś się o to dzisiaj, tak? – zagaił.
Bez
wahania przytaknęłam.
-
W jakich godzinach?
-
Od razu jak tu przyszłam. Zresztą co to za przesłuchanie? Zainteresowałam się i
już. Przecież był moim przyjacielem.
Naruto
parsknął kpiarskim śmiechem i poprawił ten swój olbrzymi kapelusz[?].
Diabli wiedzą jak fachowo nazywała się owa część wyposażenia Hokage.
-
Sakura-chan. To niemożliwe, aby doktor powiedział ci, że Sasuke niedługo się
obudzi.
Przełknęłam
ślinkę.
Chyba
zaczynałam pojmować istotę rzeczy.
Uzumaki
widząc, że nie mam zamiaru się odezwać, odwrócił się do mnie plecami i chwycił
za klamkę.
-
Oprócz zwoju chciałem przekazać ci jeszcze jedną informację – Wziął głęboki
wdech. – Sasuke się już zbudził i będzie w szpitalu przez najbliższe dwa dni na
kontrolę.
I
odszedł.
Pozostawił
mnie w odrętwieniu z miną, której wystraszył się sam Satoshi. Odruchowo wtulił
się w moje ciało, a ja nie miałam nic przeciwko, żeby przyciągnąć go mocniej do
siebie.
-
Ułaaa – wybełkotał, a po jego twarzy pociekła ślina. Podeszłam do biurka i
chusteczką usunęłam problem.
Wtedy
moim oczom rzuciła się treść najświeższego raportu, który wciąż leżał na skraju
biurka w strefie Nie zapomnij dokończyć!
KONOHA-GAKURE nr 578
DNIA
6 LIPCA
„Powróciłem
do wioski z Sasuke i Itachi’m Uchihą. Madara Uchiha pozostał nieprzytomny na
polu walki i nadal oczekujemy na potwierdzenie jego śmierci. Kabuto nie żyje.
Zezwoliłem
braciom Uchiha na powrót do Wioski Ukrytej w Liściach, jak również na odbudowę
ich klanu.
Pogoda
nie dopisywała. Padał letni deszcz, a na miejscu zdarzenia znalazła się masa
ANBU i Medyków z Konohy. Kilku naszych ludzi ucierpiało. Sasuke Uchiha razem z
Itachi’m Uchihą zostali przekierowani do szpitala.
Szczegółowe
informację: […]”
NARUTO
UZUMAKI
Zgięłam
kartkę na pół i włożyłam do kieszeni. Nie miałam ochoty na dalszą analizę
tekstu.
Świadomość,
że Sasuke Uchiha oddycha i funkcjonuje jak normalny człowiek kilka pięter
niżej, doprowadzała mnie do szaleństwa. Z prawdziwą ostrożnością opuściłam
szpital, a wyłącznym i ostatnim pocieszeniem był Satoshi, który usnął w moich
ramionach.
nowy blog zapowiada się świetnie,Itachi i Sasuke z powrotem w wiosce , jaki zaskok . zastanawia mnie tylko jedno kogo jest to dziecko ?
OdpowiedzUsuńDomyślam się, że dziecko należy do Ren'a, aczkolwiek nie jestem pewna. Uwustwiam Cię, bo zabiłaś Madarę, Boże jak ja go nie znoszę O.O Fajnie, że Itachi i Sasuke wrócili do wioski. Oczywiście najbardziej się cieszę, że Itaś powrócił <3 Rozdział długi i bardzo dobrze :D takie czta się najlepiej. Po przeczytaniu prologu, myślałam, że wszystkie notki będę takie krótkie, ale nie miałam racji :D Długie notki forever <3
OdpowiedzUsuńtak.. powoli zaczynamy rozumieć zawiłą fabułę nowego bloga. co prawda zapomnieliśmy już o nurtujących nas pytaniach po przeczytaniu prologu jednak pojawiły się nowe i jakże ciekawe ;> . aż płonę z ciekawości kto jest ojcem Satoshi'ego? czy Sakura jest aż tak ciekawa, że przeczyta zwój? kiedy Haruno spotka się z Sasuke? jaki wątek w opowiadaniu będzie pełnił tutaj Itachi? nawet nie wiesz ile jeszcze mam pytań, których tutaj nie zadałam ;p.
OdpowiedzUsuńjak na pierwszy rozdział to jestem w szoku, ponieważ już mam uśmiech na twarzy. zachowanie Naruto powaliło mnie na kolana.. od kiedy jest taki spostrzegawczy i poważny w jednym czasie? tarzałam się ze śmiechu, gdy pouczał Sakurę jak "wychować dziecko". od kogo on się dowiedział tylu rzeczy na ten temat? aż zacytuję ;p : "Może rozpraszają go zabawki?"... wow.. normalnie ja bym na to nie wpadła xD
pozdrawiam i czekam na kolejne rozjaśniające historię rozdziały xD ;);***
Oczywiście Twój kolejny blog już zapowiada się fenomenalnie. Długie notki i nieprzeciętna fabuła sprawiają, że jak już wsiąknę w lekturę to odpływam póki się nie skończy. Jestem strasznie ciekawa, jaką historię skrywa Sakura, a także przeszłości i przyszłości Sasuke/Itachi/Sakura. Czekam na następną notkę :)
OdpowiedzUsuńCóż, rozdział był długi, co zdecydowanie jest plusem. Większość blogerek pisze krótkie posty, żeby nie zamęczać "czytelników". To straszna prawda, że ludzie bardziej łakną krótkich tekścików z masą akcji... Ale nie zbaczając z tematu, zdecydowanie jesteś jedną z lepszych pisarek, które zajmują się tematyką SasuSaku. Nie umieszczasz ich w żadnych dziwnych realiach jak nasz prawdziwy świat. To jest plus.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o samą treść pod kątem technicznym niekiedy leżała. Zdania były nieco niezrozumiałe, zwłaszcza w pierwszej części rozdziału. Czasem nadużywasz "że" i innych spójników. Postaraj się przekształcać zdania tak, żeby używać ich jak najmniej. Wtedy styl bardzo zyskuje. Za użyłam też brak ogonków przy niektórych wyrazach, jak na przykład Dziękuję w wypowiedzi Ino. Ogonek tam powinny być, ponieważ przy odmianie czasownika przez osoby, w pierwszej osobie, czyli "ja" zawszę będzie "ę"
ja - piszę
on/ona/ono - pisze
Ale to chyba wiesz, prawda? ;)
Czasem też wydaję mi się, że próbujesz nadać tekstowi niepotrzebnej... hm, jakby to nazwać. Niepotrzebnego wysokiego stylu(?) dodając słowa jak iż, które niekiedy nie brzmiały. Nadawały rozdziałowi dziwnej sztuczności. Są to takie małe potknięcia, które zdarzają się każdemu, nie przejmuj się :3
A sama fabuła ciekawa. W głowie wciąż mi huczy jedno pytanie: Z kim Sakura ma dziecko?!
Czy to był ten Ren? A jeśli tak, to co się z nim stało? Porzucił Sakurę, zginął na jakieś misji, a może to była zwykła wpadka?
Ciekawość mnie zżera, ale to dobrze. Takie powinny być rozdziały ;)
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Czy Sakura w końcu spotka się z Sasuke?
Ach, zapomniałabym dodać - Itachi zmywający naczynia, aż prawie oplułam monitor!
Super...brak mi słów normalnie :)
OdpowiedzUsuńI proszę, proszę, niech Satoshi będzie dzieckiem Sasuke! Pzdr, Anastasiane R.
Sawako~~ Świetny rozdział, jestem ciekawa dalszych wydarzeń :D jest też kilka kwestii, które mam nadzieje niedługo się wyjaśnią :D Czekam na następny rozdział :*
OdpowiedzUsuńRozdział świetny! Błagam Cię jednak na kolanach, żeby to było dziecko Sasuke!!!
OdpowiedzUsuńNowy blog. Zapowiada się świetnie. Porównując stronę gramatyczną z SOH jest wręcz fenomenalnie xD
OdpowiedzUsuńDziecko chyba jest Ren'a, nie? A zresztą...
Jak na razie nie mogę znaleźć głównego wątku, tzn. o czym będzie opowiadaie. Piszesz tak ogólnikowo, że trudno to wyczuć. Ale myślę, że niedługo się dowiemy co będzie motywem przewodnim :)
Pozdrawiam ^^
killer-gun.blog.onet.pl
Kto to jest ten Ren.? Niczego nie kumam.
OdpowiedzUsuń''Zezwoliłam bracią Uchiha na powrót do Wioski Ukrytej''
OdpowiedzUsuńPisałam, to Naruto, więc zezwoliłEM. I ''braciom'', nie ''bracią''
Posiadasz świetny styl pisania. Dzięki stylistyce, bardzo miło się mi czytało. Zauważyłem parę błędów, ale nie mają one zbyt wielkiego znaczenia. Historia ciekawa, choć na razie mało wiem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :]
Uwielbiam tego małego dzieciaka! :3 Zgadzam się z Ino, cudownie by było gdyby miał długie włosy związane w kucyk. A nóż widelec wyglądałby podobnie do Itasia. :>
OdpowiedzUsuńPodziwiam Sakurę za jej cierpliwość. Naprawdę trzeba mieć dobre nerwy, ja bym pewnie nie wytrzymała na jej miejscu tak rzadko wychodząc z domu. Z dalszych rozdziałów pamiętam, że Ren na pewno jest ojcem, więc nie zastanawiałam się nad tym. xd
Naruto Hokage. xd Hahahah. Dał Sakurze zwój do ukrycia. Nie wiem co mu do głowy przyszło. Przecież to jest ważna rzecz, którą wiele osób będzie chciało zdobyć. A ona ma małe dziecko w domu i mieszka sama. Do tego nie jest jakaś bardzo silna.
Sasuke się obudził. Łoho. O ile mnie pamięć nie myli na początku ta dwójka nie będzie za sobą przepadać, no ale cóż.
Jest jeszcze jedna dziwna rzecz.. Ino mnie nie denerwuje tak jak zawsze, tylko jakoś... mniej. :o Duży plus ^^
Uwielbiam Twoje opowiadania, wciągają i to bardzo. Muszę nadrobić dalsze rozdziały. :)
Teraz zachowujesz się jak dziecko – prychnął. – I dlaczego mnie kłamiesz?
OdpowiedzUsuń- może raczej "dlaczego mnie okłamujesz".
Sssssuper
OdpowiedzUsuńZawsze kochałam to opowiadanie czytam je setny raz ^^
OdpowiedzUsuń