„Tylko życie poświęcone innym
warte jest przeżycia.”
Albert Einstein
Wmówiłem sobie,
że zamknięte oczy będą dla mnie lepszą alternatywą. Kurtyna nicości przysłania
widok na świat zewnętrzny, cicho szeptała, że odwlekanie jej uniesienia przyniesie
jakieś skutki. Tak naprawdę ja sam nie pokładałem w to wiary, po prostu ciężko
było mi zmierzyć się z rzeczywistością.
Niewątpliwie
dobiegł finał naszych podróży – słyszałem grzmoty i hulania wiatru, a blade
plamy raz za razem migotały, uszkadzając całun perfekcyjnej czerni. Nad nami
zawisła uspokajająca cisza. Wiedziałem, że gdy uchylę powiekę milczenie
przestanie mnie odprężać i stanie się nieznośnym napięciem.
Najwyraźniej
Sakura postanowiła inaczej uporać się z wyzwaniami i szybko je odfajkować na
liście. Poczułem jak się oddala, a kiedy otworzyłem oczy, wciąż świdrowała mnie
wzrokiem.
- Już dobrze – Otarła łzy, a po jej twarzy
rozlał się krzepiący uśmieszek. – Skończyło się.
Wtedy z
niebywałą zgodnością zerknęliśmy w bok. Ujrzałem moich zastygłych przyjaciół,
po których widać było, że nasze pojawienie gwałtownie zburzyło spokój i
dotychczas wykonywane czynności. Naruto stał na baczności ze zwiniętymi w
piąstki dłońmi i hardym spojrzeniem. Itachi siedział po turecku u podnóża jego
stóp, ale dźwignął się natychmiast, kiedy nasze spojrzenia się skrzyżowały.
Zetsu do tej pory tkwił odwrócony do nas plecami, reagując na osłupienia
innych, zaś Akashi ujrzawszy mnie i Sakurę, z werwą spuścił głowę, zaczynając
drżeć.
- Rozumiem – powiedziałem machinalnie, jednak
tym razem zdusiłem w sobie resztę. Sakura uświadomiła mi, że nazbyt często
mruczę pod nosami zgłębione prawdopodobieństwa, a mój instynkt zaczął to
zwalczać. W każdym razie domyśliłem się, że Zetsu w czasie naszej nieobecności
wtajemniczył resztę w to, co zmuszeni byliśmy doświadczać na własnej skórze.
Odkrycie
ułatwiła mi mimika mojego brata. Był skołowany i mocno wstrząśnięty, poza tym
Akashi z nerwów zaczął skrobać w twardym gruncie, myśląc, że przedostanie się
przez skaliste warstwy.
Piorun przeciął
powietrze, dodając uśmieszkowi Zetsu trochę efektywności. Demon zwrócił się ku
nas i skłonił figlarnie.
- Witamy podróżników w czasie! Jak wrażenia?
Jestem przygotowany na wasze pytania. Pomogę pozbyć się wszelakich wątpliwości.
- Sasuke! – Itachi posunął się o parę stóp
wprzód i nagle przystanął w półkroku. Prawdopodobnie to wyraz mojej twarzy
zniechęcił go do braterskich wsparć. – Sakura? – przekierowawszy wzrok na
Haruno, wzdrygnął się jak przy oparzeniu.
Byłem ciekaw czy
dowiedział się już o swoim bratanku.
- Trzeba przyznać, że niezła z was parka –
bąknął Akashi, wciąż uciekając spojrzeniem.
Racja! Powianiem
jasno wyrazić swoje odczucia, oszczędzając bratu zmartwień. Powinienem
wyciągnąć z nich jak najwięcej szczegółów dotyczących zdarzeń pod moją
nieobecność. Powinienem… ale nie uczyniłem żadnej z wyżej wymienionych rzeczy.
Skoncentrowałem
się na Naruto.
To nie mnie
oszukał, karmiąc wymyślną historyjką i współpracując z najdroższym
przyjacielem. To nie mnie usiłował chronić, robiąc wszystko tylko i wyłącznie w
imię mojego dobra. A jednak czułem się zawiedziony. Naturalnie kawałek mnie był
nieodparcie pewien, że to Ren wciągnął go w uknutą intrygę, a Uzumaki miał
wiele zastrzeżeń, które Kanoe obalił – niemniej nadal nie potrafiłem
zaakceptować ich planu. Zdawał się być nonsensem. Tymczasowym schronieniem
przed spotęgowanym bólem i szokiem.
Blond czuprynę
rozwiewał wiatr, a płaszcz łopotał pod jego atakami. Zawieruszyłem gdzieś
uprzednie zaprzysiężenia odnośnie łagodności, poczułem lwią wściekłość.
- Wiem już wszystko – Twarz Hokage utraciła
odrobinę ze swojej zaciętości. Zauważyłem, że więcej uwagi skupia na Sakurze.
- Ja też – odparła. – Wiem o waszych
sekretach…
Akashi obrzucił
Naruto gniewnym spojrzeniem.
- Faktyczne, rozegraliście to podle. Według
mnie nie ma w tym żadnych oszczędności cierpień. Nie skrzywdziliście tylko
Sempai…
Z doskonałych
zestrojeniem wszystkie pary oczu spoczęły na mnie. Zatem wiedzieli. Wiedzieli
już o Satoshi’m.
Itachi jeszcze
raz spróbował się do mnie zbliżyć. Tym razem drogę nie zastąpiły mu żadne
wątpliwości, a moje samopoczucie z przeszkody, stało się motywacją.
- Sasuke, chodź tutaj – powiedział absurdalnie
poważnie.
Zdążyłem pokonać
zaledwie metr, a brat stanął mi naprzeciw.
- Nie musisz… - wypaliłem, zaskoczony drżeniem
mego głosu. Chciałem uświadomić Itachi’emu, że nie potrzebne mi współczucie,
ale wtem jego ramiona mnie opatuliły, wzmagając zdziwienie. Znad jego ramienia
widziałem cień uśmiechu na kocim pyszczku, a po chwili zrozumiałem, że wcale
nie chcę się od niego odrywać.
- Życie naprawdę jest nielitościwe. Musi ganić
nawet najczystsze serca - wyznał cicho.
Byłem okropnie
bezsilny i zrezygnowany. Mógłbym odwzajemnić uścisk, lecz mimo traumatycznych
wstrząsów, pamiętałem, że od zawsze peszyła mnie obecność innych. W ramach tej
słabości po prostu zacisnąłem powieki i wysunęłam dziecinny wniosek – jeżeli ja
ich nie widzę, to oni mnie też.
- Cokolwiek się teraz wydarzy, możesz na mnie
liczyć, braciszku – usłyszałem pieszczotliwy lament. Znieruchomiałem jak kwiat,
który zapuścił korzenie głęboko pod powierzchnią. Niektóre moje części właśnie
zwiędły.
Naruto
obserwowałam chyłkiem poczynienia Itachi’ego i zaczął maszerować w stronę
Sakury. Zaintrygowani ruchem Hokage, odstąpiliśmy od siebie z bratem, śledząc
wzrokiem jego sylwetkę. Sakura widząc, że nadchodzi, pokręciła głową. Łzy wciąż
toczyły się po jej policzkach.
- Nie, Naruto…
- Nie mam zamiaru na ciebie naciskać –
wyszeptał. – Wiem, że źle postąpiłem. Wiem, że straciłem w twoich oczach. Wiem
też, że jestem zły sam na siebie. Ale nie mogłem zostawić Ren’a i pozwolić
popaść ci w depresję, Sakura-chan… To było świeżo po śmierci waszych rodziców,
naprawdę bałem się, że… tym razem nie przetrwasz. Zawsze byłaś taka delikatna.
Pierwsza do płaczu.
- Przez was Sasuke cierpi – wykrztusiła,
pociągając nosem. – Przez was nie wiedziałam, że go straciłam. Nie wiedziałam,
że moim zadaniem jest go odszukać.
Prychnąłem,
zirytowany jej nastawieniem. Dlaczego wszystko kręci się wokół mnie? Poniekąd
zasłużyłem na to odseparowanie. Choć odczuwałem te znajome ściski w żołądku za
każdym razem, gdy przez myśl przemykał mi Satoshi, bądź coś, określane słowem
„rodzina”, uznałem, że zasługuję na karę. Być może stwórca ustanowił to moją osobistą
pokutą. Wszak popełniłem błędy, których nie da się zliczyć na palcach jednej
dłoni.
- Nie od początku wiadome było, że to Sasuke…
- Naruto zrobił pauzę, zagapił się na czubki butów i odchrząknął. – że to
akurat Sasuke jest ojcem Satoshi’ego. Ren chciał upewnić się, że ta osoba jest
godna wiedzy o dziecku. Chciał dla ciebie odszukać tego mężczyznę, ale gdy
pierwszy raz pomyślał, że to właśnie Sasuke może nim być, a później otrzymał
potwierdzenie od Tenshi’ego, uznał, że Satoshi wcale nie powstał z miłości
waszej dwójki. Wiesz… - Spojrzał na mnie, choć słowa wciąż adresowane były do
Haruno. – Sasuke nie wygląda na osobę ciepłą i otwartą. Ren miał prawo opacznie
to wszystko zrozumieć. Przyznam się, że sam nie podejrzewałbym, że ciebie i
jego… połączy jakieś głębsze uczucie. Dopiero później zacząłem dostrzegać wasze
wspólne stosunki.
- Widzisz, Naruto?! – Niespodziewanie Sakura
pchnęła przyjacielem w tył. Szczęka jej drżała z wściekłości. – Właśnie to mnie
tak strasznie drażni w tobie i Renie! Dlaczego wy musicie tacy być?! – Po
wykrzyknięciu wywodów, powtórzyła czynność kilkakrotnie.
Itachi wzniósł
dłonie, żeby załagodzić jej gniew.
- Sakura, spokojnie. To zrozumiałe, że…
- I co ja mam robić? – Dziewczyna zazgrzytała
zębami. Teraz byliśmy czymś mieszczącym się w kategoriach „kochanków”, a mimo
to nie byłem w stanie jej rozszyfrować.
- Sakura-chan, o czym ty mówisz? – Naruto
zgłupiał doszczętnie.
Haruno
znieruchomiała w którymś momencie, rozluźniła ramiona i pozwoliła im bezwiednie
opaść wzdłuż ciała. Zaraz potem leciutko odchyliła głowę i rozpłakała się jak
niemowlę.
- Nie wiem już co mam robić! Mam was
przytulić, czy zganić? Mam być wdzięczna, czy… czuć nienawiść?! – Lejące się
strumieniami łzy przedarły się do jej ust. Sakura zakrztusiła się własnym
rozgoryczeniem. – Naruto, ty głupku! Mogłeś po prostu pozwolić mi cierpieć!
Dlaczego ludzie poświęcają się dla osoby mojego pokroju? Dlaczego Ren poświęcił
całe swoje życie dla chwilowego ujarzmienia bólu? To bezsensu! Nie zrobiłam nic
bohaterskiego! Niczym sobie na to nie zasłużyłam!
- Impulsywna wariatka! – Do wycia włączył się
naraz trzeci głos. Sakura pisnęła cicho, gdy Akashi dziabnął jej nogę. Naruto
odsunął się z wielkimi oczami, a kociak nieudolnie wszczepił pazury w bluzeczkę
dziewczyny oraz metodą prób i błędów wspiął się wyżej.
Nagłe naparcie
jego cielska sprawiło, że Sakura utraciła rezon. Intuicja natychmiast we mnie
zawojowała. Dziewczyna wpadła wprost w moje ramiona, a Akashi stąpał po jej
piersiach.
- Hej! – obruszyłem się.
- Może i według ciebie nie zrobiłaś nic
bohaterskiego, ale już na pewno nie zasłużyłaś sobie na cierpienie, od którego
chcieli uchronić cię ci spiskowcy! Zrozum, że nawet wariatki mogą być dla kogoś
całym światem! – wyrzucił z siebie, klepiąc łapą jej policzek. Gdy uniósł koci
wzrok i natknął się na moje spojrzenie, złośliwie przeprawił się jeszcze
dwukrotnie przez nieodpowiednie miejsce. – Wygodnie tutaj.
Rozzłoszczony,
strząsnąłem go z piersi Sakury.
Akashi poturlał
się w dal. Obserwowanie jego mordęgi wcale mnie nie rozczulało. Postawiłem
Sakurę na nogi i przeczesałem włosy.
- Dziękuję – bąknęła.
- Dam ci tylko czasu, ile zapragniesz –
zaoferował się Naruto. Głos nabrzmiały miał nakłanianiem desperata. – Rozumiem,
że odczuwasz teraz mnóstwo sprzecznych emocji, ale proszę, Sakura-chan, nie
nienawidź Ren’a. On… zrobił tak wiele. Może podjął złą decyzję, ale jego
intencje były dobre. Nie wybaczyłbym sobie gdyby po rozwiązaniu tych wszystkich
tajemnic, wciąż nękałby go ten sam ciężar i smutek.
- Nie wiem co powiedzieć – odrzekła. – Nie
wiem co powinnam zrobić.
Do towarzystwa
podszedł Itachi.
- Powinnaś odpocząć, Sakura – to po pierwsze.
Po drugie: najlepiej przemyśleć wszystko w samotności. To naprawdę trudna
sytuacja. Nie mówię wyłącznie o wyskoku Naruto i Ren’a, Mówię też o przyszłości
twojej, Sasuke i Satoshi’ego.
Jasny gwint! Ta
cholerna bezpośredniość! Teraz rozumiałem co czuła Sakura, gdy miała mi to za
złe.
Na policzki
dziewczyny znikąd zawitały dorodne rumieńce. Haruno zdawała się zakłopotana ich
napaścią.
Wtedy ożywił się
Zetsu.
- Ta historia jest wręcz fantastyczna.
Rozdzieleni kochankowie, czarny charakter… - jego demonicznie oczy wodziły po
naszych obliczach. W tym urzeczeniu naszymi losami przywiódł mi na myśl
Tenshi’ego Tomoko, kiedy opóźnił naszą egzekucję, nadając nam miano „barwnych
postaci”. – Co widzieliście? – Demon przechylił głowę z ciekawości. – Niektóre
daty i godziny miałem wyryte w pamięci, ale wiele z nich wybierałem
instynktownie. Poza tym musiałem zająć się jeszcze resztą i zaspokoić ich
ciekawość.
Sakura streściła pokrótce widziane sceny, acz
wiele z nich zdecydowała się pominąć. Przykładowo nie pisnęła słówka o
jaskiniowym uniesieniu, nie powiedziała też nic o liście, którego nadawcą była
sama ona. Wiele rzeczy zostało utajonych i byłem pewien, że przemilczając to,
brała pod uwagę zachowanie Naruto i Rena. My też mogliśmy mieć własne sekrety.
Sekrety, które nigdy nie ujrzą światła dziennego.
- Czyli dobrze posłużyłem się Shirizoku –
Zetsu napuszył się i zaczął zwijać zwój. Uczulony na złodziejskie wyczyny
Naruto natychmiast chwycił go oburącz. – Oi, spokojnie. Według umowy miałem go
wam zwrócić. Jestem słownym człowiekiem. Liczę na to samo z twojej strony.
- Pewnie – parsknął. – Jeszcze jedna sprawa i
znikasz stąd. Żebym więcej nie musiał cię oglądać.
- To niemiłe słowa. Od śmierci Madary
próbowałem się z wami skontaktować.
- Naprawdę? – Sakura nadstawiła ucha. Na tą
króciusieńką chwilę przestała zadręczać się myślami.
- Zanim dotarłem do Konohy, dowiedziałem się,
że wyruszyliście na misję. Sporo czasu zajęło mi określenie miejsca, do którego
wysłał was Hokage, poza tym natrafiłem na utrudnienia. Spotkałem psa Tenshi’ego
Tomoko i wywiązała się mała sprzeczka.
Itachi’ego
olśniło. Nie pozwolił dokończyć demonowi.
- To ty zostawiłeś te ślady walk, które
odkryto!
- Chodzi ci o to napomknięcie w liście do mnie
i Sasuke? Zetsu walczył z Ketsuto? – zapytała Sakura.
- Właśnie.
- Och. Sądziłem, że będę bardziej dyskretny –
uśmiechnął się niewinnie. – Tak czy inaczej później odkryłem, że wyruszyliście
do Kiri, a stamtąd postanowiliście złożyć wizytę Michigacie. Musiałem zapobiec
katastrofie, bo Tenshi Tomoko nie tylko obiecał Madarze milczenie, on
poprzysiągł, że jeżeli spotka na drodze któregoś z was, natychmiast wyeliminuje.
Nie chciałem, żeby nieświadomi rodzicie zostawili na pastę losu swoje
maleństwo.
- A to niefart –
Akashi podszedł od nas, kulejąc na jedną łapę. – Czarny charakter wiedział o
ciąży Sempai, zanim postanowił ich rozdzielić?
Właśnie,
pomyślałem. Jeżeli mój Sharingan wykrył w jaskini życiodajne promyczki, oko
Madary musiało dostrzec to chwilę później.
- Może to był powód, dla którego pozwolił
Sakurze żyć – wysunąłem swoje przypuszczenie.
- Masz rację, Sasuke – przyznał Zetsu. – To
była dla Madary dobra nowina. Stwierdził, że Sakura powinna być z tym dzieckiem
przynajmniej do piątego roku życia. Potem planował je pojmać i wyszkolić. Nie
wiem jednak czy chciał wyznać ci prawdę o jego pochodzeniu. Miał nadzieje, że
na wojnie z Konohą wyzioniesz ducha.
Sakura zadrżała.
Naruto gestem polecił Zetsu milczenie, zaś sam spojrzał z troską na
przyjaciółkę.
- Sakura-chan?
- On był okrutny – wydusiła. – Tak bardzo
cieszę się, że nie żyje. To wielka ulga. Gdyby wszystko toczyło się według jego
zamierzeń… Satoshi… Pojmanie? Ta dotychczasowa niewiedza jest przytłaczająca.
To zadziwiające, że człowiek nie jest świadom rzeczy, które na dobitkę go
dotyczą.
Schwytałem
Sakurę oburącz w tali i odseparowałem od kręgu ciekawskich.
- Jest w szoku – wytłumaczyłem, choć w
rzeczywistości chciałem wyzwolić ją od słów demona. Wszystkie wydarzenia
ciążyły na niej już wystarczająco. – Powinniśmy wracać – Sakura potaknęła,
dygotając. Nie wiedziałam co jest tego przyczyną – ziąb, czy okrucieństwo
Madary.
- Nie było was kilka godzin, musicie być
wyczerpani – Itachi zerknął na mnie z żalem. Nie zrozumiałem przekazu. –
Przykro mi, Sasuke, ale to jeszcze nie koniec pasjonujących doznań.
- Nie? – utworzyliśmy z Sakurą tymczasowy
chórek.
- No co wy? Chcecie stale trzymać się
stumetrowego ograniczenia, czy pozwolicie pozbyć mi się go raz na zawsze? –
zapytał z serdecznym uśmiechem.
Właśnie
wygrzebałem z pamięci jedną myśl; Itachi nie wiedział, że naruszyliśmy jego
regulamin. Nie miał bladego pojęcia o reaktywacji Kyori, a mimo to nie pisnął
słówka, gdy wróciliśmy skryci we własnych objęciach. To było ponad moje siły –
ta energia rozparta w sercu - ona miała potęgę, której nie potrafiłem się
przeciwstawić. Oddziaływała na mnie w przedziwny sposób i ponaglała do
szaleńczych czynów. Dlatego też, gdy z ust mojego brata wymknęły się słowa „na
zawsze”, przestałem dbać o tuszowanie silnych emocji.
- Na zawsze? – wychrypiała Sakura. – Myślałam,
że to niem…
- Przypomnij sobie – wbiłem się w jej słowa.
Nasze twarze były blisko siebie. Przez chwilę topiłem się w szmaragdowych
wodach. – Przypomnij sobie co mówi Madara, gdy zbierał się do odprawienia
rytuału.
Sakura się
zamyśliła.
- Zgłaszam się na ochotnika! Znam odpowiedź! –
Akashi wzniósł łapę ku niebu, jak na lekcjach w kociej Akademii.
Niekompetentność
Sakury wprawiła mnie w zły nastrój. Po słowach Madary rozpętał się we mnie żywy
ognik nadziei. Nie mogłem zrozumieć jakim cudem ta dziewczyna przeoczyła tak
ponadczasową informację. Przecież z tą wiedzą byłem gotów podbić cały świat.
- Zetsu o wszystkim nam powiedział – oznajmił
Itachi, lekceważąc wybryki Akashi’ego. Swoją drogą kociak był dzisiaj wyjątkowo
odmieniony. Rozwiązanie zagadki mojej i Sakury najprawdopodobniej porządnie nim
wstrząsnęło. – Wiemy, że istnieją pieczęci, które anulują techniki. Wiedza o
nich była zatajona. Ponoć nasz klan nie chciał w ten sposób rozpętywać chaosu
wśród zaaranżowanych małżeństw pod działaniem Kyori. Ponadto inni twierdzili,
że ludzie, którzy nielegalnie decydują się na użycie zakazanego Jutsu muszą
poczuć tego konsekwencje. W dawnych czasach istniała Rada zarządzająca owymi
pieczęciami. Używano ich w wypadkach zagrażających pokojowi, a następnie
wymazywano pamięć świadkom. Do tego najwyraźniej używano techniki, którą
posiłkował się Madara przy końcówce waszych przygód.
- Racja – Sakura zdawała się zaskoczona wysoką
skalą prawdopodobieństwa tych słów. – Przy wymazywaniu naszej pamięci
wspomniano, że Jutsu ma dokładność do dnia i godziny. To niewiarygodne. Czy
naprawdę jest sposób, żeby odwrócić Kyori na stałe?
Itachi potaknął.
Sakura
uśmiechnęła się do mnie pięknie. Uszczęśliwił mnie jej chwilowy napad
szczęścia. Właściwie ja sam czułem się nieco inaczej. Myśli o zasłyszanej
nowości odwiodły mnie od bałaganu z Satoshi’m.
- Skąd wiesz o tym wszystkim? – zapytałem
Zetsu. Byłem w swoim żywiole, mogąc beztrosko myszkować i wywąchiwać pierwsze
niezgodności.
- Radę unicestwiło kilkoro Uchihów. Madara mi
o tym opowiadał. Przez czas trwania separacji twojej i Sakury otrzymałem rozkaz
przeszukiwania wszystkich podejrzanych rejonów. Madara chciał pozbyć się Kyori,
bo wiedział, że przy pierwszej waszej styczności technika aktywuje się na nowo.
To zagrażałoby życiu Sakury.
- Nagle zaczął o mnie dbać? – zakpiła.
- No co ty. Bardziej przejmował się tym, że
twoja śmierć zbudziłaby podejrzenia Sasuke. Ten chłopak z natury jest bystry i
Madara o tym wiedział. Wolał wyeliminować ryzyko.
- I odnalazłeś pieczęć?
- Oczywiście – Zamiast demona, odpowiedzi
udzielił Itachi. Spod skórzanego nakrycia wyłonił prastary pergamin obwiązany
szkarłatną wstążeczką. – Oto pieczęć lwa. Jedna z dwunastu.
Zmarszczyłem
brwi.
- Z dwunastu?
- Jest ich aż dwanaście? – włączyła się
Haruno.
- To dosyć skomplikowane. Każde Jutsu zostało
kiedyś zapieczętowane jednym z dwunastu zodiakalnych znaków. Symbolika nie ma
tutaj nic do rzeczy. Z doświadczenia wiem, że ważniaki pokroju członków Rady
zechcieli opatulić historię niebezpiecznych technik odrobiną magii i
mistyczności. Nie znam dokładnej ilości Jutsu w zwoju, wiem jednak, że każdy
jest podporządkowany jednej z dwunastu grup. Szczęśliwie okazało się, że Kyori
należy do znaku lwa.
- Chwileczkę! – Sakura przytknęła palce do
skroni i zaczęła je rozmasowywać. Po skończonym zabiegu jej wielkie oczy
wlepiły się w demona. – Chcesz powiedzieć, że w niespełna rok misji śledczych
zdołałeś odnaleźć tylko jedną z dwunastu pieczęci?
Zetsu wzruszył
ramionami jakby w ogóle nie rozumiał przyczyny tego napadu.
- Bardzo ucieszyłem się, że w moje ręce wpadła
akurat lwia pieczęć. Przeglądaliśmy z Madarą oznaczenia w zwoju i wyszło na
jaw, że większość technik przyporządkowanych jest do tego zodiakalnego symbolu.
W moim zamglonym
umyśle zamigotała nagle wysłużona żaróweczka.
- Lew… - mruknąłem.
Itachi
natychmiast mi przyklasnął.
- Wreszcie zauważyłeś! To o lwie czytaliśmy z
Naruto w księgozbiorach Suny. Przekaz napisany był wierszem i jedynie co
zrozumiałem z tej rymowanki to niepodważalny fakt zdolności odwracania
zakazanych technik. Sposób zapisu dowodzi, że Rada bardzo lubiła magiczne
zagadki.
- Itachi, chyba wystarczy – Uzumaki zerknął
wymownie na Sakurę. Wyglądała jak zawodnik maratonu przy ostatnim odcinku
trasy. Zauważyłem też, że zdolność utrzymywania balansu stopniowo u niej zanika
– dziewczyna kołysała się w obie strony, a z jej uszu parowało. Stwierdziłem to
po przesadzonej minie myśliciela.
Dostrzegłszy
dociekliwość reszty, przestała wspinać się po spiralnych stopniach wiodących do
Morfeusza.
- Przepraszam. Jestem naprawdę…
- To naturalne – Zetsu wyminął ściśniętą
grupkę. – Shirizoku wymaga wielu sił. Musimy się spieszyć. W innym przypadku
oboje nam odpłyną.
- Zgoda. Naruto, przygotuj zwój – polecił
Itachi.
Uzumaki
posłusznie przycupnął u naszych stóp i okręcał obiekt dopóty, dopóki nie
ujrzeliśmy znajomej symboliki. Niedługo potem wymalowane czarnym atramentem ornamenty
uderzyły w moją podświadomość.
- Pieczęć należy połączyć z serią znaków, z
pomocą których aktywuje się technikę – streścił Zetsu, nim zdążyłem o to
zapytać brata.
Zabieg odbywał
się w tempie przyśpieszonym. Naruto ustąpił miejsca Itachi’emu, zaś ten
rozwinął wstążeczkę i z atencją przejrzał zawartość pergaminu. Potem na jego
twarzy odmalowało się coś w rodzaju zadowolenia. Zrozumiałem wnet, że mój brat
poradzi sobie z zagmatwaną kombinacją atramentowych nakreśleń. Z dala
widziałem, że ich rozprowadzenie faktycznie wygląda jak lwia grzywa.
- Najpierw wykonaj pieczęć i złącz ją z Kyori
– instruował Zetsu umiejscawiając się za moimi plecami. – Potem zwróć uwagę, że
miniaturka pieczęci widnieje u dołu zwoju. Musisz wyssać chakrę, która jest w
niej zawarta, a potem przekierować ją na tą dwójkę. Tym procesem zmusimy Sasuke
do zwrócenia Sakurze jej własności, kawałka chakry.
Akashi zwiększył
dystans. Teraz zostaliśmy już we dwoje, jak zwykło być to od początku naszej
drogi. Sakura stanęła przede mną ze słusznością i przyszykowaniem. Starałem się
wyglądać równie urzędowo, wszak lada moment pozbędziemy się najtrudniejszej
przeszkody.
- Gotowa? – zapytałem.
- Na żadną z tych rzeczy nigdy nie byłam
gotowa – obwieściła z melodyjnym chichotem. – Jednak gdy teraz o tym pomyślę,
wszystkie z nich były warte spotkania ciebie.
Nie mogłem się
oprzeć. Nawet wiedza i ostrzegawcze alarmy dzwoniące w mózgu nie uzmysłowiły
mi, że to naprawdę nieładnie tak natarczywie się na kogoś gapić. Dusiłem
uczucia i myśli, choć te krzyczały w moim środku. Niech to szlag! Skrępowanie
najtrwalszymi sznurami i tortury nie zmusiłyby mnie do wyznań z taką widownią.
Chciałem porwać ją gdzieś z dala od tego wszystkiego. Chciałem uciec od
Satoshi’ego, Naruto i Ren’a na moment, żebyśmy mogli odpowiednio przetrawić ich
motywy i przybyć do Konohy jako normalni, ustatkowani ludzie, bez poczucia winy
i niedoświadczonej przeszłości.
Mimo to
wiedziałem, że nigdy nie pozbędę się wstrętu do własnej osoby. To odwrotnie
proporcjonalna zasada działania błędów: wystarczyłoby skorygować szczegół, by
przeobrazić całokształt. Być może teraz tkwiłbym blisko domowego paleniska,
sprzeczając się z Sakurą odnośnie kolorystyki śpioszków, w których Satoshi
wyglądałby korzystniej.
Potrząsnąłem
głową. Niedorzeczne wizje… Mój umysł
postradał rozum od ilości przełkniętych faktów.
Nie jestem już
beztroskim, wolnym Uchihą, którego przyszłe plany schylają się wyłącznie ku
wizji o ANBU. Jestem ojcem. Musiałem wziąć odpowiedzialność nie tylko za rolę,
ale i za pomyłki, przez które utknęliśmy w takich sytuacjach.
- To takie… niepojęte – Zgryźliwe słowa znów
się ze mnie wymsknęły. – Nigdy nie widziałem cię w ciąży… Nie wlokłem cię do
szpitala w dniu porodu… Nie zrobiłem żadnej z rzeczy, które są oczywistością
dla ojca – szeptałem, widząc, że reszta jest zbyt pochłonięta swoimi zajęciami.
Itachi właśnie przedyskutowywał z Naruto kwestię zabezpieczeń, a Zetsu ich
słuchał. Jedynie Akashi zdawał się być zagrożeniem, lecz po natknięciu na koci
wzrok, jego łeb automatycznie spuścił się w dół.
- Sasuke, wyobraź sobie, że gdyby nie plan
Itachi’ego o sfingowanej śmierci, być może szykowałbyś się do wszczęcia wojny z
Konohą, nie wiedząc nic o mnie i o Satoshi’m – wyznała, truchlejąc. –
Prawdopodobnie zabiłbyś nas obojgu z zimą krwią, a Madara czerpałby z tego
wyłączcie korzyści. Człowiekowi może się wydawać, że popełnił błąd, ale
możliwość zmiany biegu wydarzeń nie zawsze niesie ze sobą upragnione skutku.
Mogłoby być lepiej, owszem. Nie zapominaj jednak, że zawsze może być też
gorzej.
Spijałem słowa z
jej ust, świadom tego, że jestem człowiekiem, który po pasmach nieszczęść i
sromotnych porażek pragnie uczepić się jakieś nadziei. Sakura podsunęła mi ją
pod nos, a ja, złakniony, natychmiast przyswoiłem tą możliwość.
- Poza tym – ciągnęła. – niedługo przedstawię
ci twojego syna. Będziesz mógł nadrobić wszystko, o co się gniewasz, naturalnie
w inny sposób. – Znienacka oddech uwiązł jej w gardle. Sakura przeniosła gdzieś
w bok dwie szmaragdowe gwiazdy. – Jeżeli oczywiście zechcesz…
- Cena mojej wolności jest niebywale wysoka,
nie uważacie? – Głos demona wstrząsnął moim ciałem i wbił się między nas
klinem. – Wiecie, że to z własnego, dobrego serca chciałem was odnaleźć?
Szczerze, czułem odrobinę żalu na myśl o losie jaki zgotował wam Madara. Każdy
człowiek decyduje o swoim przeznaczeniu, prawda? Uznałem, że zasłużyliście na
ten przywilej.
- Dziękuję ci, Zetsu – powiedziała Sakura. –
Tak wiele czasu borykaliśmy się z Kyori. Nie lubię cię, bo uczestniczyłeś w tej
szopce z Madarą, niemniej doceniam to, co dla nas zrobiłeś.
Zetsu dygnął.
Tym raz bez kokieteryjności.
- Nie mogłem kwestionować jego decyzji. Nie
miałem dokąd się udać, a przy Madarze czułem się bezpiecznie.
- Dlatego teraz walczysz o swoją wolność? –
odprężyłem się. Podejrzenia wobec Zetsu w mig rozwiały się po czterech stronach
świata.
- Otóż to. Chcę wieść spokojne życie. Mam już
dość rozrywek i nie jestem tak silny, żeby do końca swych dni uciekać przed
oddziałami z wiosek.
- Na pozycję! – zawyrokował mój brat. Wszystko
było już rozcapierzone i nabrzmiałe obietnicą efektywnych rezultatów. Itachi
wcześniej nie napomniał nic o żadnym szyku, więc zwyczajne ustawiłem się
naprzeciw Sakury.
- A jednak wygraliśmy – oznajmiłem.
Spodziewałem się
czegoś w rodzaju seansu fajerwerków, lecz tylko powietrze stało się cięższe.
Itachi krok po kroku podążał za instrukcjami Zetsu. Tworzenie znaków trwało
chwilę, mięśnie twarzy mojego brata naprężyły się, nie mogłem oprzeć się
wrażeniu, że dezaktywacja najzwyczajniej w świecie odbiera z niego życiową
energię. Wtedy, przy wtórze urywanego oddechu Itachi’ego miniaturka symbolu w
zwoju zajęła się srebrzystą poświatą. Kiedy zgromadzeni obserwowali zjawisko z oczarowaniem,
ów energia wystrzeliła do góry, jak gdyby posyłano w kosmos mini-rakietę.
- Śmiało – rzekł Itachi, gestem zapraszając
nas bliżej.
Ująłem dłoń
Sakury i pomaszerowałem wprzód. Materię srebrzystego blasku natychmiast
upodobniłem do wyznawców przenikalności; gwiezdnych pyłków.
- Piękne – Oczy Sakury jaśniały z fascynacji.
Kątem oka
dostrzegłem jak od spodu energii rozrastał się układ atramentowych nakreśleń –
lwia pieczęć.
Haruno lękliwie
wyciągnęła dłoń do cienkiej linii światła.
- Doskonale. Sasuke, dołącz się. Musicie oboje
trzymać je tam tak długi, póki nie ujrzymy jak chakra Sakury do niej powraca –
Itachi cofnął się do tyłu. Widownia utworzyła wokół nas szeroki i niestabilny
krąg. Ich pesząca do tej pory obecność, teraz nie miała dla mnie znaczenia.
Sakura roześmiała się cicho przy pierwszym styku z cudzoziemskim
promieniowaniem.
- I jak?
- Trochę piecze – powiedziała. – Teraz ty, no
dalej.
Postanowiłem się
nie ociągać, płynnie ulokowałem rękę w wyznaczonym terytorium i od razu
poczułem elektryzującą falę, która przeprawiła się od punktu rozpoczęcia –
dłoni – do palców u stóp.
- Dziwne to…
- Ale warte swego. Od dzisiaj będziemy mogli
żyć normalnie. Spełnisz swoje marzenia, Sasuke.
Skąd wzięła się
u niej gadka o marzeniach? Przypatrywałem się Sakurze spod przymrużonych
powiek, natomiast ona skoncentrowana była na blasku. Itachi, Zetsu, Naruto i
Akashi lustrowali postępy w napięciu.
- Dołączysz do ANBU – usłyszałem głosik, tuż
przed drażliwym świerzbieniem w karku. Wykrzywiłem twarz w grymasie bólu, a
spojrzawszy na partnerkę, zrozumiałem, że jestem jedynym cierpiętnikiem.
- Chyba się zaczyna – Naruto poruszył się
niespokojnie.
Wiatr się
wzmógł. Matka natura najwidoczniej wiedziała, że na jej włościach odbywają się
cudaczne rytuały. Te dęcia mogły mieć charakter ostrzegawczy. Może powinienem
się jakoś skupić? Albo samodzielnie wygnać jej charkę z mojego ciała? Cholera.
Obecnie myślałem tylko nad tym jak okrutnym wyczynem było potraktowanie
Konohańskich oddziałów niczym opancerzonego muru oddzielającego mnie od
kobiety. Teraz wywiązały się z tego niepożądane kłopoty.
- Nie chcę dołączyć do żadnego ANBU –
wydusiłem przez palący ból. Słyszałem syki, a potem przejrzysta, lekko
turkusowa materia poddała się procesowi wchłonięcia przez Sakurę. Patrzyłem na
nią, zahipnotyzowany.
- Dlaczego? – zapytała, dzieląc już ten sam
ból.
- Nigdy nie chciałem.
- Przecież ustanowiłeś to jako nagrodę za
wytrwanie ze mną tygodnia na Michigacie. Widziałam twoje nazwisko w spisie
kandydatów…
- Namąciłaś mi w głowie – odpowiedziałem ze
szczerością. Hałaśliwy syk, dzięki Bogu, zagłuszał nasze szeptane kontakty.
- Namąciłam? – zaskoczyłem ją.
- Nie chcę dołączyć do ANBU. Przynajmniej nie
teraz.
Nieładnie było
zbaczać z głównego tematu rozmowy, ale tak samo jak nie chciałem dołączyć do
ANBU, wolałem, żeby mój prawdziwy cel tej decyzji został utajony i nigdy nie
ujrzał światła dziennego. Zebrałem się na ten rodzaj odwagi, z którym od
niedawna się zaznajamiam.
- Chcę być z tobą.
Syk ustąpił.
Rysy twarzy Sakury złagodniały, a uprzedni ból nareszcie zniknął.
Zostałem
urzeczony wesołym uśmiechem. Tym, który zawsze mnie rozbrajał i odrzucał gdzieś
argumentację wiążącą się z dumą Uchihów.
- To koniec – zziajany głos mojego brata
odwiódł mnie od zauroczenia.
***
Naruto uprzątnął
bajzel – zwinął zwój, obwiązał pieczęć wstążeczką i natychmiast ukrył wszystkie
te rzeczy pod okryciem śnieżnobiałego płaszcza. Itachi w tym czasie debatował z
Zetsu nad skutecznością i regularnie upewniał się, że dobrze się trzymamy,
umykając wszelakim skutkom ubocznym.
- Nie mamy żadnej gwarancji – zainterweniował
Akashi, ponieważ od chwili ugaszenia pionowego blasku wątpliwie spoglądałam na
własne ciało.
- Odwróć się – Nagle poczułam na szyi gorący
oddech. Sasuke bez certolenia odtrącił moje włosy do przodu, a opuszki jego
palców błądziły po moim karku w sposób obezwładniający. Myśli znów zaczęły mi
wirować – nie wiedziałam czy bardziej należy roztrząsać przyszłość Sasuke i
Satoshi’ego, czy spiskowe występki moich przyjaciół. – Nigdzie nie widzę symbolu.
Chyba naprawdę podziałało – ocenił.
Poniewczasie
zorientowałam się, że miałam mnóstwo żądań, z których żadnego nie byłam do
końca pewna. Ren! Część mnie domagała się spotkania „oko w oko”, jednak
zawadzał mu inny kawałek mojej osobowości. Ten zaś wołał: „Nie! Najpierw
odpocznij, posłuchaj Itachi’ego. Teraz możesz być dla niego zbyt surowa!”.
Rzeczywiście, byłam świeżo po rozpatrzeniu trzymiesięcznej niedyspozycji. Wiele
wydarzeń okazało się nie spełniać moich oczekiwań i dziwne gryźć z opisami
przyjaciół.
Czułam się
zdradzona. Ren równie dobrze mógłby wbić mi nóż w plecy, a uczucie byłoby
doskonałym odzwierciedleniem wewnętrznego podłamania. Szkopuł w tym, że po
przyjęciu metalicznego ostrza dowiedziałabym się, że mój ból byłby dwakroć
wzmocniony gdyby nie interwencja Kanoe. I proszę, bądź mądry w obliczu takiego
zdarzenia!
- Sakura! – Przed oczami stanęły mi tańczące
plamki. Kiedy przetarłam oczy, ujrzałam Sasuke w swojej naturalnej formie.
Oziębły i niedostępny stał przede mną z uniesioną dłonią - najwidoczniej
pstrykał na palcach.
- Wenus czy Mars? – spytał żartobliwie kociak.
Nie poświęciwszy
mu ani odrobineczki uwagi, postanowiłam utopić się w bezkresnej czerni oczów
Sasuke. Przez zastrzyk wigoru odruchowo ścisnęłam dłonie chłopaka, zaskakując
go.
- Mamy tyle do zrobienia. Musisz poznać
Satoshi’ego!
- Przecież on go zna – Akashi znów dorzucił
swoje dwa grosze.
- Zna go jako dziecko Sakury i Ren’a. Teraz
jest… - przygryzłam dolną wargę. – twoim synem, Sasuke.
Nieświadomy
napięcia Itachi ponaglił nas do powrotu, a Naruto rzucił mi przelotne
spojrzenie. Między nami wciąż wisiała nieprzyjemna aura, której póki co nie
zamierzałam się pozbywać.
Zetsu pożegnał
nas ukłonem, ale nawet nie zdobyłam się na uśmiech z powodu zadziwiającego
przejawu dobrych manier.
- Idziemy – Głos Itachi’ego dobiegł mnie
dopiero w momencie, kiedy jego właściciel był już tylko punktem na horyzoncie.
Naruto wlókł się kilkanaście stóp za nim, a Akashi nieufanie odseparował się od
grupy i mknął samopas.
Zamierzałam
pójść ich śladem, jednak coś mnie zatrzymało.
- Zaczekaj – Sasuke oplótł dłonią moje
przedramię. Jego przyciemnione oczy świdrowały mnie przenikliwie.
- Hmm?
Psiakość.
Zobaczyłam to jego sławne zbieranie myśli, które scaliły się na twarzy. Tym
sposobem Uchiha zatarł ślady po jakiś konkretnych emocjach, jego mimika stała
się sekretem. Chwycił moje drugie przedramię i delikatnie przyciągnął do
siebie. Oddech uwiązł mi w gardle. Oczy Sasuke nie chciały ze mną współpracować
i pozostały wierne reszcie twarzy, nie zdradzając niczego. Opatentowaną
umiejętnością było dla Sasuke maskowanie mieszczących się wewnątrz emocji.
Przez chwilę z niecodziennym poruszeniem zaglądaliśmy sobie do głębin tęczówek.
- Pokonaliśmy Kyori – powiedział w końcu. –
Naszą przeszkodę numer jeden.
Choć oczekiwał
odpowiedzi, z uwzględnieniem mojego zauroczenia był zmuszony odczekać momencik.
Spożytkowałam ten czas na ustatkowanie myśli.
- Wiem, Sasuke. Dzisiaj był… dziwny dzień. To
zdecydowanie zbyt wiele wrażeń jak na mnie. Jestem zmęczona, nawet Itachi po
pozbyciu tego kłopotliwego Jutsu zdaje się być jeszcze wstrząśnięty. Nic
dziwnego. Został wujkiem. Będę się z tego cieszyła dopiero po krótkiej drzemce
– wyznałam, świadoma nieskładności zdań.
- Mogę zadać ci jedno pytanie? – Sasuke pochylił
się nade mną. Rany. Byłam gotowa pofrunąć wraz z sercem ku nieboskłonowi.
Niemniej zaraz po ustanowieniu tej chęci dostrzegłam u Sasuke… emocję. Nie
mogłam oprzeć się wrażeniu, że jest nerwowy i jednocześnie rozdrażniony tą
„nerwowością”.
Odetchnęłam.
Nagle poczułam się niesamowicie swobodnie.
- Pytaj.
- C-czy… - wyjąkał. WYJĄKAŁ! Zdeprymowany
Sasuke Uchiha właśnie zaczął wytyczać szlak na jednym z pasm moich włosów.
Nagle wziął się w garść i wyprostował jakby usłyszał komendę baczności. – Czy
to w porządku pytać o takie rzeczy?
- Zapytaj, a się przekonamy – zachęcałam go z
uśmiechem.
- Będziesz się gniewała, gdy jednak zrobię to
bez pytania?
Dobra. Od tej
chwili uprzednia swoboda zaczęła
rozmyślać nad urlopem. Powstrzymywałam ją, ale na próżno.
- Zależy co – mruknęłam.
Akcja przybrała
błyskawicznego nurtu. Kiedy poczułam coś niebywale zmysłowego na swoich ustach,
swoboda orzekła: „Dość! Zostawiam cię
na dwa tygodnie!” i odfrunęła bez partolenia. Sasuke ostrożnie musnął moje
wargi, a kiedy, odtrąca przez zdrowy rozsądek, odwzajemniłam pocałunek z
większym zaangażowaniem niż mogłabym przypuszczać, jego pieszczoty przestały
być już tylko muśnięciami. Och, czułam jak się rozpływam. Mężczyźni, którzy
przeważającą część swojego życia poświęcili zemście nie powinni tak świetnie
całować. Wzdrygnęłam się, natrafiając na jego język. Rozpoczęły się tańce.
Zmysłowe, początkowe delikatnie. Później stały się dzielniejsze, pozwalając
sobie na „dzikość”.
Wtedy, nie
przerywając pocałunków, Sasuke Uchiha chwycił mnie pod pachami, leciutko
dźwignął i ulokował czubki moich palców na własnych stopach. Byłam ciut
odurzona, żeby wykazać jakąkolwiek chęć na roztrząsanie przyczyn tej czynności,
aż nagle dotarło do mnie, że tym sposobem jako tako zmniejszył dzielącą nas
przepaść w kategoriach wysokości. Sasuke podtrzymywał mnie delikatnie w talii,
dbając, żebym nie utraciła równowagi. Wiecie co jest magiczne w rozkosznych
momentach? To, że wdziera się do nas jakaś nieznana natura i komenderuje nami
jak bezwiedną kukiełką. Zarzuciłam ramiona na szyję Sasuke, pewna, że w
normalnych okolicznościach nigdy bym się na to nie zdobyła.
I całowaliśmy
się. Minutę? Godzinę? Nie miałam najbladszego pojęcia. Plądrowałam jego buzię,
jak gdyby była to ostatnia rzecz jaką mogę uczynić przed śmiercią. To było
cudowne. Pomyślałam nawet, że pocałunki w jaskini i kajucie nie dorastają
obecnemu rywalowi do pięt. Nachmurzyły się i uciekły gdzieś w kąt.
A ja, głupia,
oderwałam się od tego anioła. Może tego typu konfrontacje z Sasuke odprawiały na
urlopy większość uczuć podlegających rozsądkowi, ale już na pewno nie były w
stanie wygnać z głowy wizji, że Itachi Uchiha, Naruto Uzumaki i Akashi Kazuma
są naszą widownią.
Od razu po
„rozłączeniu” natknęłam się na bezkresne ślepia. Oddech miałam urywany i
czułam, że moja twarz odbiega kolorystyką od standardów. Sądziłam, że będę
mogła napawać się wyrazem twarzy Sasuke po takim przeżyciu, lecz on mi to
uniemożliwił.
- Wracamy – wysapał, uderzając czołem o mój
bark.
Otarłam pot z
czoła i przytuliłam go mocno. Zdawało mi się, że wspólnie obróciliśmy w gruzy
mur, który wytyczał między nami granicę.
- Sasuke? – szepnęłam.
- Hm?
- To bardzo nieelegancko pytać dziewczynę o
pocałunek. Tego rodzaju czynności robi się pod wpływem chwili. W tym tkwi ich
piękno.
Sasuke oplótł
mnie ramionami na wysokości talii. Wyglądał jak zbesztane dziecię, które wtula
się z prośbą przebaczenia do matki.
- Sakura? – usłyszałam.
- Tak?
- Jestem wdzięczny Iyashi’emu Kitsune za to,
że cię pojmał.
Nie mogłam
powstrzymać chichotu.
- Wiesz, że ja też?
Ukradkiem
zerknęłam na przyjaciół. Trójka turystów właśnie przegapiła wyjątkową atrakcję.
Ulżyło mi na widok ich pleców.
Hinata
przywitała nas na ganku spracowanym uśmiechem, lecz zbladła chwilę później.
Wszystko przez Sasuke. Nie bez przyczyny utknęłam w jego objęciach. Uchiha
zaoferował się w połowie drogi, kiedy po którymś chwiejnym chodzie należało
wyratować mnie od upadku. Kwestionowanie jego decyzji nie wchodziło w rachubę,
zwłaszcza, że poparła go cała grupa. Teraz czułam się odrobinę niezręcznie, a
Hinata opacznie zrozumiała moje położenie.
- Sakura! Co ci się stało? – Od razu napadła
na mnie z troską. Przytuliłam policzek do torsu Sasuke. Bez owijania w bawełnę
mogłam orzec, że czułam się jak w progach pięciogwiazdkowego hotelu.
- Wszystko w porządku. Jestem troszeczkę
zmęczona. To był długi dzień – odparłam z naciskiem na epitet.
Udobruchany
wzrok dziewczyny spoczął na mężu.
- Wszystko poszło zgodnie z planem? Zetsu
naprawdę pokazał im przeszłość?
- Tak. Nasze początkowe obawy się
potwierdziły.
Obawy?
Prychnęłam. Naruto zamiast zyskać w moich oczach, grabił sobie jeszcze
bardziej. To był szczęśliwy traf! Sasuke, racja, był zagadkowym człowiekiem,
przy którym potrzebowałam dozgonnych zapasów cierpliwości. Niemniej bardzo go
kochałam, a nowinka o jego ojcostwie oprócz wprowadzanie zamętu, w pewien
sposób mnie ucieszyła.
Weszliśmy do włości
rodziny Haruno wśród dźwięków dyskusji. Itachi ujarzmił moją ciekawość,
tłumacząc, że pieczęcią lwa nie jesteśmy w stanie odwrócić Jutsu Akashi’ego.
Kociak potrzebował do tego Wodnika, a ta wiadomość nieco ostudziła mój zapał.
Dowiedziałam się też, że utajenie amnezji było bułką z masłem. Ponoć Ino,
Shikamaru i reszta osób, które kojarzyły mnie z czegoś więcej niż doktorskiego
nazwiska, miała „zainstalowaną” w sobie teorię o upadku ze schodów. Jednak
dodatkowa aktualizacja sprawiała, że byli oni lepiej doinformowani. Wiedzieli
bowiem o tym, że byłam na misji, ale jako, że uciekła ona z mojej pamięci,
Hokage zagwarantował, że powiodła się sukcesem, a żeby nie narażać mnie na
ryzyko powikłań, prosił, aby nie wspominano o niej w mojej obecności. Teraz zwięźle
przedstawiał żonie sytuację, ta zaś bez ustanku
obrzucała mnie współczuciem. Widziałam w jej oczach poczucie winy i wiedziałam,
że gdy odzyskam dyspozycję, przytuli mnie do siebie i poprosi o przebaczenie.
Gwoli ścisłości ona także wtajemniczona była w intrygę.
A ja w ogóle nie
myślałam komu przebaczać. Myślami uciekałam do Satoshi’ego i przyszłości, która
stała się dla mnie nieco jaśniejsza.
Chcę
być z tobą,
dowiedziałam się od Sasuke.
Proszę.
Proszę! Niech to wyznanie ma związek z następnymi latami, a nie dzisiejszym
wieczorem, złożyłam
cichą prośbę siłom wyższym.
Frapowała mnie
jeszcze jedna myśl i Ren. Odnośnie drugiej pozycji musiałam zwrócić się do
Naruto.
- Kiedy będę mogła zobaczyć się z Ren’em? – Na
dźwięk mych słów dysputy ucichły. Imię jednego ze sprawców wywołało maski
zniesmaczenia na twarzach Itachi’ego i kociaka.
- Jutro o zachodnie słońca – odparł Naruto. –
Prosił, żebyś zjawiła się w miejscu, które dobrze znasz. Nie wiem co miał na
myśli, ale twierdził, że nie będziesz miała problemu z jego odnalezieniem.
Nos podobizny
Minato Namikaze. Tak, on bez cienia wątpliwości został wyznaczony miejscem
schadzki.
Niedługo potem,
gdy dyskusje się wznowiły, zagłuszył je następny głos.
- Gdzie Satoshi? – Sasuke nie emanował niczym,
prócz śmiertelnej powagi. Utkwiona w jego ramionach, czułam każdy naprężony
mięsień.
- Na górze – odszepnęła Hinata.
Itachi pchnął
leciutko brata w kierunku stopni.
- Idźcie. Macie wiele do nadgonienia.
- Poczekamy na dole – dołączył się Naruto.
Teraz zdawał się przesadnie miły, co strasznie mnie zirytowało. Zrozumiałam, że
państwo Uzumaki jeszcze przez długi okres czasu będą dążyć do odkupienia.
- My się rozgościmy – Akashi uraczył mnie
figlarnym uśmieszkiem. – Będziemy czuć się jak u siebie w domu, nie martw się
Sempai.
- To mnie właśnie martwi – westchnęłam.
Sasuke, chłodny
i beznamiętny, zaczął wspinać się po schodach. W trakcie chodu przyglądałam się
znad jego ramienia reakcjom moich przyjaciół. Naruto i Hinata patrzyli na nas
przybici – żerowanie poczucia winy nie ustępowało. Itachi miał mętlik, uśmiechał
się, acz pod owym gestem kryło cię coś więcej. Z kolei Akashi posłał mi perskie
oko, ustanawiając to czymś na miarę przyjacielskich życzeń o powodzeniu.
Kurczowo opatuliłam
szyję Uchihy.
Korytarz
przemierzył w milczeniu, choć wiedziałam, że gdzieś tam w jego środku lawiruje
stres. Wkrótce będzie musiał zdobyć się na rozstrzygnięcie sporu i pokochanie
własnego syna. Spróbowałam postawić się w jego sytuacja i wiedziałam już, że
stoi przed nim prawdziwe wyzwanie. Satoshi’ego widział parę razy, ale w żadnym
przypadku nie wcielił się mentalnie w rolę rodzica.
Ostrożnie
ulokowałam dłoń w miejscu, gdzie tłukło jego serce. Z niewyjaśnionych powodów
bałam się odtrącenia.
- Spokojnie – wyszeptałam mu do ucha. –
Poradziłeś sobie z tysiącami rzeczy. Przywykniesz do tego wszystkiego, Sasuke.
Zastanawiałam
się jakie myśli krzątały mu się po głowie. Dumał nad rodzicielskimi
instynktami, które pomalutku wychylały się ze swoich nor? A może ciekawił się czy
Satoshi zdoła się do niego przyzwyczaić? Albo czy jest gotów wziąć udział w tym
spektaklu?
Te myśli
pociągnęła ze sobą następne i nagle rozniecił się we mnie znajomy lęk.
Nie
jestem przyszykowany na bycie ojcem…
Co jeżeli
jeszcze dzisiaj usłyszę to z ust Sasuke?
Wtedy spięłam
się chyba trzykroć bardziej niż on sam. Ta wizja zaczęła mnie nękać. Miałam ją
przed oczami nawet wtedy, gdy Uchiha skinięciem głowy poprosił mnie o
pociągnięcie za klamkę.
Drzwi otworzyły
się z cichuteńkim skrzypieniem, a zaraz potem rozległ się ten bełkot. Momentalnie wyswobodziłam się z żelaznego uścisku
Sasuke i pognałam w stronę łóżeczka. Uchiha wcisnął włącznik świata, a mój
świat rozświetliła ukochana twarzyczka. Satoshi ściskał pręty swojego leżyska,
ubrany w miętowe śpioszki. Po tych wszystkich wydarzeń patrzyłam na niego jak w
dzień, w którym pierwszy raz pozwolono mi go ukołysać.
- Witaj, słońce – odezwałam się czule,
porywając go w ramiona. Podróże w czasie zdawały się trwać w nieskończoność, a
przecież od naszego ostatniego spotkania minęło raptem parę godzin. To
spostrzeżenie mimo wszystko nie uśpiło tęsknoty. Chciałam zapłakać, ale myśląc
ilekroć już dzisiaj to czyniłam, udało mi się powstrzymać.
Odwróciłam się w
stronę Sasuke.
Widok był…
niepojęty. Uchiha niby starał prezentować się nonszalancko, lecz rezultaty go
nie satysfakcjonowały, zważywszy na sytuację. Nie mógł odlepić oczu od malca, a
kiedy wystawiłam przed siebie ramiona, odruchowo postąpił w tył.
- To twój syn Sasuke. Nie bój się.
Bruzda na jego
czole pogłębiła się znacząco. Rozgniewałam go.
- Nie boję się.
- Więc weź go na ręce. I ty, i on tego
potrzebujecie – powiedziałam ze znawstwem.
Dłonie Sasuke
drżały, gdy nakierowywał je ku Satoshi’emu. W końcu go ode mnie odebrał, a
dziecko natychmiast wparło się na jego piersi. Trochę ubawiłam się patrząc na
zmieszaną twarz ukochanego. Ujęłam jego dłoń i naprowadziłam na główkę
Satoshi’ego. Policzki Sasuke nabrały czarujących rumieńców.
Po chwili zaczął
się odprężać, głaszcząc delikatnie swojego syna. Jego przesadzona ostrożność
zmusiła mnie do parsknięcia.
- Nie do twarzy mi z dzieckiem? – Brzmiało to
jak żart, ale głos Sasuke był poważny.
- Przeciwnie. Wyglądacie uroczo.
- Nie mów tak.
- Dlaczego?
- Czuję się… dziwnie – przyznał.
Och nie. Jego słowa
wpłynęły na mnie momentalnie. Poczułam się wprost przytłoczona ilością lęków,
które wsiąknęły we mnie z nagłością. Czy postąpi jak Ren? Ucieknie? Poprosi o
cierpliwość?
Nie! Pod tymi
względami nie miałam za grosz cierpliwości. Wyczerpała się już lata temu.
Bez słowa
rozcapierzyłam na ziemi kocyk, po czym usiadłam na nim, klepiąc miejsce obok.
- Co robisz? – spytał.
- Usiądź. Pogadamy.
Sasuke z
powściągliwością umiejscowił się obok, wybierając siad turecki. Satoshi ugrzązł
między jego nogami i zaczął się wspinać jak alpinista zastępując punkty
zaczepienia kawałkami koszuli.
Postanowiłam od
razu przejść do meritum. Nie mogłam już dłużej znosić niepewności. Reakcja Uchihy
wzbudziła mój niepokój.
- Sasuke… - Wstrzymałam oddech. – Czy jesteś
na to przygotowany?
Świdrował mnie
wzrokiem przez parę chwil. Prawdopodobnie zrozumiał skąd wynika to bezpośrednie
pytanie.
- Nie martw się. Nie zamierzam cię zostawiać.
- Nie odpowiedziałeś na pytanie – zauważyłam,
choć w rzeczywistości z serca spadł mi kamień. – Jesteś na to przygotowany?
Moja ciekawość
wpędziła go w zakłopotanie. Namysł trwał zbyt długo, a ja zbyt prędko
domyśliłam się odpowiedzi.
- Nie – rzekł, patrząc mi w oczy.
W moim środku
doszło do eksplozji. Potwornego wybuchu, który obrócił w proch wszelakie
nadzieje. Nie pokwapiłam się nawet, żeby porządnie zamaskować rozczarowanie.
Przyciągnęłam kolana pod samą brodę i zatopiłam się w smutku. Satoshi
nieporadnie rozłożył ramiona i kilkoma sylabami poprosił mnie o uwagę.
Zaniedbałam to.
- Hej – Sasuke przemówił. Zerknęłam na niego
spod rzęs, odkrywając, że owija wokół palca kosmyk różowych włosów. Dziecięcia
ciekawość sięgnęła zenitu. Uchiha z uśmiechem podał pasmo mojemu synowi i
pokazał jak dobrze się nim zająć. Gdy subtelnie owinął nim rączkę Satoshi’ego,
ten roześmiał się słodko i zerknął na mnie, upewniwszy się, że to obserwuję.
- Lubisz włosy mamusi, co? – rozczuliłam się.
Wtedy Sasuke
odgarnął za ucho moją tarczę. Wybałuszyłam na niego oczy.
- Hej – powtórzył.
- Co? – Och! Zabrzmiałam jak nadąsana
pięciolatka.
- Nie zrozum mnie źle, Sakura. Chyba żaden
mężczyzna na moim miejscu nie byłby na to gotowy. Ale to wcale nie oznacza, że
ucieknę gdzie pieprz rośnie. Będę próbował. Postaram się przywyknąć do nowej
roli. Postaram się też… dobrze w niej spełniać, choć wiem, że będzie to trudne.
Jednak… - Zrobił pauzę i łypnął na malucha, który usilnie próbował powtórzyć
zabiegi ojca. Gdy przy trzeciej nieudanej próbie włosy wyślizgnęły mu się z
piąstki, roześmiał się i spojrzał na nas. – On wszystko mi ułatwia – ciągnął
Sasuke. Oszołomiła mnie nuta czułości w jego głosie. – Wystarczy…tylko go
obserwować. Obserwować inaczej niż do tej pory. Robić to z wiedzą, że ta istota
ma w sobie część mnie i z tego powodu jestem za nią odpowiedzialny. Właśnie to
jest dziwne. Tyle rzeczy się we mnie teraz dzieje. Nie nadążam za własnymi
myślami.
Dopiero co
zrozumiałam następną oczywistość. Sasuke nie jest Ren’em. Nie ma na koncie
żadnych przewinień. Nie zamienia w moim słowniczku pojęcia „życie” w
„kłamstwo”.
- Sakura – pokręcił rozbawiony głową, gdy moja
dolna warga zaczęła drżeć. Poczułam na czole jego ciepłą rękę. – Nie becz.
Wystarczy na dzisiaj.
- W moim przypadku płacz nie jest czymś, co
można kontrolować – powiedziałam, a druga część wypowiedzi była już doprawiona
łkaniami. Sasuke trochę zbyt brutalnie przyciągnął mój policzek do ramienia,
żebym mogła się na nim podeprzeć. Ścisnęłam skrawek jego koszuli. Satoshi
powtórzył czynność myśląc, że w ten sposób udzielam mu lekcji. – Tak się cieszę
– chlipałam. – Nie jestem sama. A-ale… co my teraz zrobimy, Sasuke? Cała Konoha
jest przekonana, że Ren jest biologicznym ojcem Satoshi’ego.
- Musisz być silna – rozczochrał moje włosy. –
Zastanawiam się czy nie lepiej byłoby wynieść się z Ukrytego Lisćia. Z dala od
plotek, które z pewnością niedługo rozkwitną.
Wyobrażenie
naszej trójki uciekającej od okrucieństwa obywateli Konohy wstrząsnęło mną do
szpiku kości. Z drugiej strony taka okoliczność wzmocniłaby rodzinne więzi,
których póki co brakowało.
- Ren’owi najwidoczniej nie przyszło to do
głowy.
- Nic dziwnego. Myślał tylko o tym, żeby cię
ochronić.
- Niech go diabli – syknęłam między
pociągnięciami nosa.
Sasuke zaczął
przebiegać palcami po moim odkrytym policzku.
- Nie mów tak. Gardziłem nim od samego
początku, ale suma summarum słowa Naruto trochę go usprawiedliwiły. Faktycznie
mógł zwątpić w to, że obecność Satoshi’ego zawdzięczana jest czemuś głębszemu.
To zdumiewające
twierdzenie natychmiast mnie otrzeźwiło. „Renowy” problem jest już poniekąd
rozwiązany, a przynajmniej będzie – jutro o zachodzie słońca. Została tylko
jedna niewyjaśniona kwestia.
- Sasuke?
- Nie lubię, gdy tak zaczynasz – odpowiedział
beznamiętnie. Nie był to jednak
wystarczający powód do ustąpienia.
- Chcę cię o coś zapytać – powiedziałam. – To
dla mnie ważne.
- Więc pytaj.
- Wiem, że to zabrzmi… nietypowo, lecz muszę
mieć pewność. Po tym wszystkim co przeszłam z Ren’em, nie chcę już więcej
rozczarowań. Powiedz mi Sasuke… - Uniosłam wzrok, żeby spojrzeć w jego oczy.
Szczęśliwym trafem on także zainteresował się moją aparycją. – Czy naprawdę coś
do mnie czujesz? – Oczy Uchihy wielkością dorównywały spodkom, ale i z tą
przeszkodą byłam zdolna sobie poradzić. – Czy możesz mnie zapewnić, że nie
zmuszasz się do tego wszystkiego ze względu na wieści o Satoshi’m? Proszę –
skuliłam się. Minuta wzrokowego kontaktu mi wystarczyła.
Satoshi naparł
rączkami na brzuch Sasuke, a potem zaczął raczkować w moją stronę. Wzięłam go w
ramiona uznając za przytulankę.
Znów byłam
bliska palpitacji.
-
Sasuke?
- Chyba mnie rozgniewałaś – wydukał pod nosem
i spuścił wzrok.
- Chyba?
- Powinienem czuć się urażony.
- Po prostu mi powiedz – zażądałam wiedząc, że
teraz umiejętnie będzie próbował ominąć łukiem to, o co się rozchodzi. –
Powiedz co do mnie czujesz.
- Coś – bąknął.
- Coś?
- To o czym oboje myślimy, jasne? – Intonacja
zaczęła przypominać warkot. Poczułam przypływ odwagi. Sasuke powiedział mi kiedyś,
że prawdopodobnie jestem bardziej dzielna niż on sam. Fakt, że zasłużyłam sobie
na te słowa sprawił, iż postanowiłam im uwierzyć. Przytuliłam się do jego
ramienia.
- Dziękuję. Dziękuję za to, że mnie kochasz.
Wychylił się
znad czarnej kurtyny i ostrożnie mi się przyjrzał.
- Tyle mi wystarczy – dodałam. – Wiem, że jest
ci ciężko, gdy w grę wchodzi „coś”. Proszę, twój syn – Wręczyłam dziecko
Sasuke, a on przyjął go wracając do wcześniejszego położenia. Jego twarz miała
teraz charakter zakazanego owocu.
Może
przesadziłam z tą pewnością?
Może to „coś”
nie jest wcale tak głębokie, jak mi się wydawało?
Zamierzałam
przeprosić za tę bezczelność, ale ubiegł mnie jego przyciszony głos.
- Kocham cię –
powiedział pośpiesznie i ledwie zrozumiale.
Osłupiała,
chwyciłam bezwiednie leżącą dłoń. Dopiero co otarłam łzy, a już zbierało mi się
na płacz. Jasne. Przez Konohę przejdzie szturm ploteczek atakujących mnie,
Sasuke i Ren’a. Drogę przetnie nam też mnóstwo komplikacji, począwszy od Ino,
której zamierzam wyjawić prawdę, aż do Kiby, nie mającego za złe własnej
bezpośredniości. Wszyscy zaleją nas lawiną pytań. Pani Kagekee będzie bliższa
śmierci po zawale, a moi przełożeni w pracy będą wzburzeni tym, że odrzuciłam
Ren’a. Potem szemrania się pomnożą, kiedy to Satoshi pierwszy raz skorzysta z
klanowej zdolności. Sharingan w jego oczach doprowadzi do tego, że ludzie źle
pomyślą o jego matce i wcale nie będą się z tym kryli. „Co za ladacznica!”, w
mojej głowie z wolna zaczęły konstruować się echa. „A więc dlatego odrzuciła
Ren’a. Zdradzała go od początku z Uchihą, a kiedy ten powrócił wróciła do niego
niczym wierna psina. Toż to są kpiny! Biedny Satoshi! Taka matka… Taki
ojciec…”, widziałam nakręcone starowinki w plotkarskim gronie. Zrobiło mi się
niedobrze na myśl o otoczeniu, w którym miałby dorastać mój syn.
Może naprawdę
zostawimy to za sobą? Może stwierdzimy, że nie jesteśmy na tyle silni, ażeby
unieść to brzemię?
Może…
Na razie słowa
„kocham cię” odganiały natrętne wyobrażenia. Na ten czas nie zaprzątałam sobie
głowy czymś, co można przełożyć na inny termin. Póki co wolałam nacieszyć się
beztroską, Sasuke, Satoshi’m, chwilową wolnością i momentem zjednoczenia tej
rodziny. Póki co będę u boku Sasuke, ucząc go kochać nasze dziecko. Póki co ubarwię wszystko na różowo, złudnie wierząc,
że potrwa to wieczność.
Póki co…
Od
autorki: Tym
razem dałam wam melancholijną dawkę SasuSaku. W następnym rozdziale możecie
oczekiwać ostatnich chwil akcji, a potem upragnionego epilogu. Ten epizod
pisało mi się lekko i przyjemnie. Jestem zadowolona z rezultatów, bo ani razu w
trakcie jego tworzenia nie utraciłam weny.
Cholercia…
Jeszcze jedno standardowe „Od autorki”, a potem przyjdzie mi pisać
podziękowania i pożegnanie. Oczywiście tyczy się to Ai no Ibuki, bo Get Around
This dopiero stawia swoje pierwsze kroczki. Potem zastanawiałam się nad
następnym fanfickiem, ale wprawdzie irytuje mnie poniekąd to „podkradanie”
postaci, kiedy tak naprawdę mogę wykreować coś własnego. Albo stworzę następne
SasuSaku, albo najzwyczajniej w świecie spod mojego pióra (bądź klawiatury, jak
kto woli) wyjdzie romansidło fantasy, taka historyjka poprzedzająca moją
książkę. Chyba wolę przekonać się jak ludzie odbiorą moją własną twórczość,
zanim zdecyduje się napisać coś, co wyślę wydawnictwom.
W ogóle to… mój
chłopak wrócił z Niemiec! Balony, muzyka i fajerwerki – bardzo, bardzo się
cieszę! <3 I niedługo wybieram się do Zakopanego. Jestem ciekawa czy mam tam
jakiś czytelników xD A poza tym od
września zaczynam kursy na prawo jazdy. Och, akurat pod tym względem strasznie
się stresuję… Jestem a-społeczna, a tu przyjdzie mi zmierzyć się z
instruktorem. Nie wiem jak to przeżyję xD.
Moje życie jest
pasjonujące, nie?
Zapraszam was do
nowej podstrony „Cytaty”, którą stworzyłam z pomocą kochanej czytelniczki.
Standardowo ślę
pozdrowienia i życzę udanego końca wakacji. Tak, dobrze przeczytaliście. KOŃCA…
Ech. Czasami żałuję, że technika są czteroletnie…
Wreszcie, nareszcie. Mam wrażenie, że czekałam na to całe życie. :D Zabieram się do czytania.
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny. Nareszcie Sasuke będzie mógł spełnić się w roli rodzica! To będzie ciekawe. xD Ubolewam, że zbliżasz się do epilogu. Pokochałam tą historię całym serduszkiem tak, jak Secret of Happiness.
UsuńPamiętasz jak mówiłam, że wydrukuję tą historię? Niedawno wydrukowałam rozdział pierwszy, teraz robię lekką korektę drugiego (kilka literówek/ortów). C:
Pozdrawiam, Hikari.
To mi przypomina, że po zakończeniu opowiadania sama będę musiała zająć się korektą. God, why?
UsuńCholercia, naprawdę to drukujesz? Nie szkoda ci tuszu? xD Ale te miłe uczucie, że go dla mnie marnujesz, hihi.
Także pozdrawiam.
I dziękuję, oczywiście C:
Rozdział pięknie podsumowuje całą ich podróż;) Cieszę się, że w tym rozdziale pokazałaś tak wiele emocji, tak wiele rozterek naszych bohaterów. Moim zdaniem rozdział był piękny, czytało się go bardzo przyjemnie;) Nie mogę uwierzyć, że tak cudowna historia dobiega końca.
OdpowiedzUsuńSzablon podoba mi się, masz naprawdę talent do tego typu rzeczy;)
Pozdrawiam i życzę weny;)
A ja się cieszę, że wciąż tu jesteś i mnie nie porzuciłaś.
UsuńKochana Keade, ja dobrze wiem, że jesteś z Ai no ibuki już od dawna i bardzo ci dziękuję, bo zawsze zostawiasz po sobie ślad. Doceniam fakt, że masz na to chęci, tym bardziej, że po porównaniu ilości dziennych odwiedzin z liczbą komentarzy na blogu wiem, że niewiele osób jest do tego ochoczo nastawionym. Ale więcej "wdzięczności" dostaniesz ode mnie w Podziękowaniach na końcu Epilogu :)
Dziękuję za pochwalnie szablonu. Długo nad nim siedziałam ^^'
Także pozdrawiam.
Pięęęknyy rozdział, naprawdę! Z jednej strony nie mogę się doczekać rozdziałów tutaj, ale jeśli pojawi się kolejny rozdział, to będe musiała pożegnać się z ta historią.. Nie wiem czy to przetrwam :D
OdpowiedzUsuńCo do Get Around This, czytałam, choć jeszcze nie skomentowałam, tam również czekam na next'a :D
Wszystko co Ty napiszesz, ja z zapartym tchem przeczytam, więc czekam na nowości :D
O widze, w góry ciągnie <3 Piękne Polskie góry, ja już byłam, i chyba w następnym tygodniu wybiorę się jeszcze raz. Nie przejmuj się prawkiem, ja też dopiero co zaczęłam. Powoli a do przodu :D
Dużo weny, pisz dużo, coraz lepiej, jak najwięcej!
Czy ja wiem, czy ciągnie? Moje plany opierały się na czymś innym, ale ciężko w tych czasach o nocleg (xD)
UsuńWenę mam, jakoś podejrzanie długo mi towarzyszy... Zepnę dupsko i do końca przyszłego tygodnia napiszę rozdział na Get Around This. Pisać przestawać nie zamierzam, zwłaszcza, gdy słyszę (czytam) od ludzi, że zapieram im dech w piersiach. Dziękuję ci!
I w takim razie życzę powodzenia ze zdawaniem prawka <3
Chapter nie do opisania słowami,oczywiście w pozytywnym sensie :).Nie tracisz weny,to dobrze.Wielu pisarzy traci wenę po jakimś czasie,ale ty jesteś tym wyjątkiem ;).Hmm..Sasuke bardzo lubię,gdziekolwiek jest,czy w mandze,anime i tak jest cool,jednakże w tym opowiadaniu najbardziej mi się spodobał.Śmiejący się i szczęśliwy Sasuke to nowość.Ok,przejdę teraz do rozdziału,bo omijam temat.Chapter idelnie pokazuje co się dzieje z bohaterami i dosłownie czytając go odpłynęłam,szczególnie wtedy,kiedy cała rodzina się zjednoczyła.Nie ma nic piękniejszego jak bycie z rodziną,a szczególnie zjednoczenie się po wielu latach.Szkoda mi Sakury,była okłamywana,a na dodatek dowiaduje się kim jest ojciec Satoshiego po długim okresie czasu.Na dodatek to spotkanie z Ren'em...dopiero co wróciła z podróży,podczas której doznała wiele szoku,a teraz spotkanie z kłamcą.Ren'owi nadal nie potrafię wybaczyć,czy nie lepiej by było gdyby powiedzieli jej,iż nie wiadomo kto jest ojcem jej dziecka,zamiast ja okłamywać?.Nie dość,że odebrał ojcostwo Sasuke to zarywał do Sakury,to właśnie przez niego Sakura nieświadomie raniła Sasuke.Oj,ta scena pomiędzy Sasuke,a Sakura,Sasek powinien zwracać uwagę czy przypadkiem nie ma widowni ;) .Powracając do tematu.Ach,brakowało mi strasznie Akashiego i Satoshi'ego.Akahi rozwalił system swoją akcją.Satoshi jak zwykle uroczy i słodki.I ten moment kiedy Sasuke trzyma Satoshi'ego,potem na kocyku jeszcze *_*.Wyznanie Sasuke kompletnie zwaliło mnie z nóg.Swoją drogą pomysł Sasuke wcale nie jest taki zły,gdyby wyprowadzili się z Liścia uniknęliby złośliwych plotek.
OdpowiedzUsuńRozdział.. mega, boski, świetny, cudny, piękny itd. itp.
OdpowiedzUsuńZawarłaś w nim bardzo dużo uczuć. Zgadzam się z przedprzedmówczynią - rozdział idealnie podsumowuje ich podróż.
Nie mogłam doczekać się momentu, w którym Sasuke spotka się z Satoshi'm jako ze swoim synem.. no i.. doczekałam się. <3 Jestem tym momentem wniebowzięta.
Jak sobie pomyślę, że został jeden rozdział i epilog.. ciarki mnie przechodzą.
Miłego pobytu w naszych pięknych polskich górach. ;) Wróć wypoczęta.. no, i z weną. Jak na czytelniczkę tego życzenia braknąć nie mogło. ;p
Pozdrawiam,
Aerix ;*
Ohayo :D
OdpowiedzUsuńBardzo, ale to bardzo dawno mnie tu nie było. Wszystko przez obóz na Ukrainie, a potem wyjazd nad morze. Wróciłam wczoraj, ale nie miałam już siły na czytanie. Dzisiaj jednak zabrałam się do tego z wielką chęcią. Pierwszy raz miałam takie duże zaległości, bo aż trzy rozdziały. Sporo czasu zajęło mi przeczytanie ich. Domownicy nie mogli odciągnąć mnie od komputera. xD
Muszę Ci powiedzieć, że jestem cholernie zszokowana tym, co się wydarzyło.
Nasze kochane SasuSaku przez tak długi okres czasu żyło w klamstwie. Aż trudno mi to sobie wyobrazić. Tak samo trudno uwierzyć, że to Sasuke jest ojcem Satoshiego. Chociaż nie lubię Rena, to przyzwyczaiłam się do tego, iż to on jest ojcem.
Jestem bardzo ciekawa czy Sasuke rzeczywiście będzie kochającym tatusiem i nie stchórzy.. ;>
Ten pocałunek był uroczy. :3
KIedy Sasuke powiedział Sakurze, że ją kocha, zdębiałam. To naprawdę musi być coś poważnego, skoro Uchiha coś takiego powiedział. Kochana, jak to mnie wzruszyło, to Ty sobie nie wyobrażasz.
Cieszę się ich szczęściem i kibicuję Naruto, żeby nie dał zabić się Sakurze. :p
Cóż, też nie mogę uwierzyć, że to już końcówka wakacji. Nie mam pojęcia kiedy ten czas zleciał. ;//
Nadrobiłam również rozdział na Get Around This, ale skomentuję go jutro, bo jest późno, a ja jestem wykończona.
Pozdrawiam i jak zwykle czekam na kolejny rozdział. Szkoda, że niedługo koniec...
No, no kochana. Zasługujesz na lanie. Rozmawiałyśmy wczoraj, jak mogłaś nie poinformować mnie o rozdziale? *wielki płacz* Teraz to Ty chowaj się za donicą!
OdpowiedzUsuńCzytając ten rozdział taaak się rozczuliłam, szczególnie przy momencie z Satoshim. Wierzę, że będzie dobrze, bo nie zrobiłabyś nam czegoś złego i nie pozabijała ukochanych bohaterów. Jedynie Naruto zasługuje na wizytę na OIOM'ie pomimo faktu, że chciał dobrze. Nie wyszło i niech cierpi pajac jeden! Jakoś nie mam problemów z wyobrażeniem sobie Sasuke jako dobrego tatusia. ^ ^ A teraz lecę na Get Around This, bo chyba zapomniałam zamieścić tam swego komentarza.
Twoja Mari, dawniej (czyli jeszcze wczoraj) Cherry : * xD
Gomene, Mari-chan!
UsuńMyślałam, że wiesz o nowym rozdziale. Zabijać bohaterów? Ano drugi raz nie zniosłabym tej fali buntu ze strony czytelników, czego doświadczyłam z poprzednim fanfickiem, poza tym zawsze mi smutno, gdy przychodzi czas na pisanie decydujących momentów. W ogóle nie lubię, kiedy bohaterowie umierają!
Naruto właśnie został zmieszany z błotem...
A Sasuke określony dobrym tatusiem...
To mi uświadomiło, że za bardzo odbiegam od kanonu xD
Czekam na naszą następną gadulcową rozmowę! <3
Ja mogę ich zabijać, ale pod warunkiem, że ich nie lubię. xD
UsuńHaha, no cóż, co do mangi... dalej się zastanawiam jak on biedny chce odbudować klan, skoro stroni od kobiet. Ale jeśli popuka się go kilka(naście) razy młotkiem (pneumatycznym najlepiej) w głowę to myślę, że się ogarnie i naprawdę byłby dobrym tatusiem! Rozczuliłby mnie ten widok.
Ja też czekam! Chociaż ostatnio za nic nie mogę Cię złapać. :c No i mój Prolog ciągle czeka tam na Ciebie! <3
Na początek - szablon śliczny ^^ Taki spokojny, lekki, stonowany...cud, miód i malina! Po tym ostatnim (też boskim) jest idealny, bo po paru rozdziałach robił się troszku przesłodzony. Te jest...no po prostu nie wiem co napisać T^T wczoraj tak ładnie miałam zaplanowane w głowie co napisać, buu.
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału. Dwa słowa - za krótki! Przyznam szczerze, że czuję niedosyt. Zwykle twoje rozdziały czytam w półgodziny a ten może z 10 minut...a może takie mam po prostu uczucie że się tak szybko skończyło.
W końcu pojawiło się typowe SasuSaku! ♥ oj jak się cieszę! No i Sasuke z Satoshi'm, aż się łezka w oku kręci ze wzruszenia. I te nieśmiałe "Kocham cię"!!! Zgon :3
Jej co całkowitej ekstazy brakowało mi tylko opisu Sasuke, kiedy trzymał Satoshi'ego na rękach i wyznawał Sakurze miłość. Kurczę, dlaczego wtedy musiała być perspektywa Sakury! No dlaczego...I w ogóle ja to wszystko widziałam w głowie. Jak siedzą na podłodze, Sasuke z Satoshi'm na rękach, a Sakura obok nich. Taki ładny obrazek powstał, że kolejna łezka, jej! ^^
Szkoda, że Ai no Ibuki dobiega końca :( cieszę się, że tutaj przynajmniej Sakura nie musiała zginąć, bo czytałam tamten rozdział chyba z dziesięć razy i za każdym razem ryczałam T^T a potem była taka pustka..No bo co, Saku nie żyje? Niby jak? No ja się nie zgadzam! Ale wszystko dobrze się skończyło i znowu czułam niedosyt! Ech, chyba nie ma bloggerki która zaspokoiłaby moje potrzeby pisarskie c:
KONIEC WAKACJI!!! Ale szybko zleciało, za szybko! Druga gimbaza czeka -,- Yuuki się cieszy, mega się cieszy. Ale przez te wakacje znalazłam dwa świetne blogi ;) Akatsuki żartem oraz Konoha High School. Polecam oba, ale drugi jest bardziej w stronę NaruHina. Nie martw się, znajdzie się tam też SasuSaku ;)
Pozdrawiam gorąco i czekam na kolejny rozdział! ♥♥♥
Miałam dokładnie to samo odczucie w związku z szablonem. PFE, trochę główka mi szwankowała po takiej ilości różu. Co za dużo, to nie zdrowo, mawiają.
UsuńTrafne spostrzeżenie. Zazwyczaj objętościowo moje rozdziały dobijają trzydziestu pięciu stron w Wordzie. Ten zajął zaledwie dwadzieścia pięć, ale to akurat uświadomiłam sobie z radością. Wreszcie zmieściłam w rozdziale wszystko, co zamierzałam xD
Oj tam, nie wspominajmy wydarzeń z SOH - uśmiercanie Sakury mi się nie uśmiechało, ale nie widziałam innego wyjścia. Potem byłam w dołku przez te wszystkie komentarze zapłakanych czytelników. Zamiast cieszyć się, że osiągnęłam to, co chciałam i ich wzruszyłam, zaczęłam się zastanawiać czy rzeczywiście Sakura musiała zaliczać chwilowego zgona xD
A wakacje... zdecydowanie za szybko odchodzą ;<
Dziękuję Yuuki! <3
Pozdrawiam.
Jeeejciu :) rozdział niesamowity. Uraczyłaś mnie tym wszystkim, zwłaszcza Sasuke, który będzie starał się być i pomagać Sakurze... Naprawdę jestem wniebowzięta tym rozdziałem. Z pozdrowieniami oddana Czytelniczka :)
OdpowiedzUsuńCześć!
OdpowiedzUsuńJak zwykle notka genialna! Co do Sasuke w roli ojca, chcę takiego tatę! Albo męża.. XD Zazdroszczę Sakurze, a mogłaby się podzielić. Cóż, za Ren'em nie przepadałam od samego początku. Tak więc, mam cichą nadzieję, że Sakura zepchnie go z nosa Minato. XDD Tak wiem, to jest dość brutalne, ale ja też jestem brutalna. To jest mój ulubiony blog i polecam komu się da, bo masz talent. Cieszę się, że spotkałam na swojej "drodze" Twojego bloga. Nie raz mnie wzruszył do łez.. No cóż, masz talent! Wiem, wiem myślisz sobie "ile razy jeszcze mi to napiszesz?", ale ja naprawdę tak myślę! Mam nadzieję, że nigdy nie stracisz weny.. Tyle razy widziałam zdania typu "nie chce mi się pisać..". Nie chcę tego widzieć na jakimkolwiek Twoim! Kurde, znowu się rozpisałam! To przez Twój talent. Zachwycam się, zachwycam i nie mogę przestać. No dobra, kończę. <333 Czekam na kolejny rozdział!
Pozdrawiam i duuuuuuuuuuuuuużo weny życzę!
PS. Powiadamiasz może o notkach? *~*
~Kushi
TO JA! TO JA W KOŃCU PRZYBYŁAM! I kochana, mam zamiar zostawić Ci naprawdę długi komentarz, a wiesz jak to ja... he he ^^" To do dzieła!
OdpowiedzUsuńNa początku przepraszam! Już tak długo nie zostawiłam po sobie porządnego śladu, że aż mi wstyd, no ale nic na to nie poradzę, że praca daje mi w kość, a internet działa jak chce ;< Ale dzisiaj w końcu miałam czas, mam uroczy dzień lenistwa, siedzę sobie w łóżeczku jeszcze nawet nie wykąpana i bycze się za cały ostatni miesiąc xd Heh, w porównaniu do mojego życia, Twoje wydaje się baaardzo ciekawe. Zakopane - zazdroszczę Ci jak cholera! Ale całą Polskę bym musiała przejechać by się tam zjawić, więc chyba jednak daruję sobie taką drogę xd Niemniej życzę Ci wspaniałego wyjazdu i wspinaczki po szlakach! Znając życie to na pewno masz tam jakiegoś czytelnika, jak nie całą rzeszę, ha! A prawo jazdy to fajna sprawa. Pamiętaj: najlepsi zdają za drugim, więc pierwszy egzamin możesz sobie olać xd
Hmm, co ja miałam? A! NOTKA! Boże, aż nie wiem od czego zacząć, tyle rzeczy pozostawiłam nieskomentowanych T.T Już nawet nie pamiętam co skomentowałam, a co nie i przez to mam jeszcze większy problem (wiem, że Cię to interesuje xd i po co ja tyle bzdet pisze?). A więc...
Cała akcja z shiro-coś-tam-co-pokazuje-przeszłość była niesamowita, a ostatnie fragmenty wbijały w fotel. Jakieś kilka rozdziałów wstecz jakaś Twoja czytelniczka napisała, że czytając rozdział w końcu zrozumiała znaczenie prologu. Wtedy postanowiłam się do niego cofnąć i przeczytać ponownie, bo szczerze powiedziawszy wgl go nie pamiętałam i nie zwróciłam na niego uwagi. I w poprzednim (chyba?) rozdziale wszystko ułożyło się w piękną całość. Do niedawna podziwiałam Cię najbardziej za styl, ale od tej akcji z utajoną przeszłością, zaczęłam zachodzić w głowę, jak można wymyślić tak idealnie ułożoną historię. Przy takim rozbudowaniu fabuły, Ty masz wszystko pod kontrolą, wszystko do siebie pasuje jak puzzle i to jest naprawdę niesamowite. Do osób z taką wyobraźnią mam naprawdę wielki szacunek :)
Tyle gwoli wstępu (xd), a co do dokładnej fabuły - już nie wiem jaki powinnam mieć stosunek do Rena. Naprawdę. Z jednej strony rozumiem jego troskę o Sakurę, a z drugiej ogarnia mnie złość, że tak perfidnie to wszystko przed nią ukrywali. Będąc na miejscu Haruno, znienawidziłabym pewnie Kanoe za to, że kazał jej żyć w przekonaniu, że ma dziecko z najlepszym przyjacielem. Ona naprawdę musiała przeżywać katusze, myśląc, że przespała się z osobą, którą uważała za brata. Musiała się zadręczać i te ciągłe pytania do siebie "Ale jak mogłam to zrobić? Dlaczego?". Nie wiem, czy nie wolałabym mieć bezojcowego dziecka xd No ale to taki mój wywód, jestem ciekawa bardzo zbliżającej się rozmowy Sakury z Renem, jak to rozstrzygniesz i wgl :)
CDN...
Sasuke i Sakura.. rzeczywiście sceny z nimi były wyjątkowo melancholijne i urocze. Nie spodziewałam się, że Uchiha może być... taki xd Z reguły za tym typkiem nie przepadam, ale u Ciebie ma taki jaki urok, które nadaje mu znosności xd A nawet bym powiedziała, że nie dziwię się Sakurze, że się w nim zakochała. Niby taki zimny drań, niby ma wszystko w dupie, ale jak chodzi o ukochaną kobietę, to zmienia się. Już na początku podróży w czasie, jak chronił ją przed Madarą i pilnował jej bezpiecznego snu, wskoczył o jeden stopień w górę schodów ku akceptacji. A w miarę rozwijania akcji, gdy uciekali przed Madarą, gdy użył zakazanej techniki żeby ich uratować, kiedy tak zdychał w jaskini i wcześniej, gdy w jaskini robili z deka coś innego - cały czas wspinał się wyżej. A w tym rozdziale chyba dotarł na szczyt xd Sasuke był po prostu niezwykle uroczy, w tej swojej chłodnej postawie, którą starał się ukryć wszelkie uczucia. Naprawdę urocze było, gdy chciał spytać Haruno, czy może ją pocałować, a potem nagle z tego zrezygnował, jak się jąkał i kiedy w końcu ją pocałował. Naprawdę wtedy myślałam, że Itachi albo Akashi rzucą jakąś kąśliwą uwagę, a oni tak po prostu sobie szli xd Ale nie zauważyli, a Sakurze nawet nie dane było zobaczyć zmieszanego wyrazu twarzy Uchihy, bo ten schował bezczelnie twarz w jej ramieniu - na łatwiznę idzie! No ale.. urocza też była sytuacja już w mieszkaniu Sakury. Na kocyku, w ramionach trzymał Satoshiego i ukochaną, a ta wypytywała go, o zapewnienie uczuć. Naprawdę urocza była wzmianka o "cosiu" i utożsamienie go z miłością. A jak Sasuke wyszeptał, że ją kocha to.... eksplozja słodkości ^^ Tak, te fragmenty SasuSaku były zdecydowanie UROCZE! (nigdy nie sądziłam, że przypiszę to słowo Sasuke.... o.o)
UsuńTeraz jak o tym myślę, to zastanawiam się mocno, jak Ty chcesz zakończyć ANI. Bedzie sielanka? Sasuke od tak wprowadzi się do Sakury? Co z Renem? Jak wytłumaczą malutkiemu dzieciaczkowi, że ten nowy pan, to jego tatuś, a ten co był zawsze, to nie - dobrze, że Satoshi jeszcze jest za mały na rozumowanie xd No i te plotki, nie dziwię się, że Sasuke i Sakura się o nie martwią.. a może serio wyprowadzą się z Konohy? Ale to z kolei nie pasowałoby do konoszańskiej wersji sielanki xd Kurczę, już myślałam, że na tym blogu nie będę musiała się głowić nad żadnymi zagadkami itp. a tu proszę! Jednak co Akemii, to Akemii xd Niemożliwe żebym nie miała pytań po rozdziale xd
A teraz czas na - tamtararaaaam! - błędy! Tak, dawno już ich nie wypisywałam, więc uznałam, że musze pokonać swojego lenia i na pożegnanie, jeszcze przez te dwa rozdziały Ci je powypisywać hah xd Spokojnie, na Epilogu to ja tylko będę ryczeć, że to już koniec, więc nie będę Ci zawracać dupy literówkami. ale do epilogu jeszcze trochę czasu (wmawiam sobie na pocieszenie...), więc mogę ci popierdawy wypisać :D
Demon zwrócił się ku nas i skłonił figlarnie. -> "ku nam"
Powianiem jasno wyrazić swoje odczucia, oszczędzając bratu zmartwień. -> "powinienem"
W ramach tej słabości po prostu zacisnąłem powieki i wysunęłam dziecinny wniosek ... -> płeć
...zmiany biegu wydarzeń nie zawsze niesie ze sobą upragnione skutku. -> "skutki"
Musicie oboje trzymać je tam tak długi,...-> "długo"
Wiele wydarzeń okazało się nie spełniać moich oczekiwań i dziwne gryźć z opisami przyjaciół. -> "dziwnie"
No, to chyba tyle xd W sumie pewnie jeszcze miałam dużo innych rzeczy do napisania, ale o nich zapomniałam - tak to jest, jak się komentuje po niewczasie. W każdym razie powinnaś wiedzieć, że rozdziałem byłam zachwycona i znowu ten przeklęty suwak po prawej stronie mnie irytował, bo za szybko zjeżdżał na dół. Nie była za krótka ta notka przypadkiem?
Pozdrawiam, życzę miłej końcówki wakacji i WENY! <3
Ku... usuną mi się komentarz, a tak ładnie się tam rozpisałam :( jakież to jest dołujące.
OdpowiedzUsuńNo nic, trzeba zacząć od nowa, ale nie obiecuję że wyjdzie to jakiś super długi komentarz, bo wena całkowicie ze mnie wyleciała przez ten głupi wypadek, chociaż może jednak coś mi się tam uda z siebie więcej wydusić. ;d
No, to na początek to chciałabym Cię przeprosić, za to że to jest dopiero drugi komentarz jak Ci tu zostawiam. Jestem tu z tobą od dawna, może nie od samego początku ale z pewnością dość długo, bym mogła natchnąć się do napisania tych kilku słów, które później sprawiają innym tyle radości, mam nadzieję, że jakoś mi to wybaczysz i okażesz nieco zrozumienia. Wcześniej napisałam Ci kilka powodów dlaczego nie wspierałam cię w jeden z najlepszych możliwych sposobów, ale teraz sądzę, że to zbędne i tylko byś się zanudziła czytając takie pierdoły. Chciałabym żebyś wiedziała, że mimo iż nie komutowałam wcześniejszych rozdziałów to od dawna jestem z tobą i wspieram cię mentalnie, przynajmniej się staram na swój własny, pokręcony sposób. :3
Obiecuję, że nie popełnię tego błędu po raz drugi i Get Around This będę już wiernie komutować, a swoją drogą to dopiero przed paroma minutami, zorientowałam się, że już dawno pojawił się tam nowy rozdział. Ta moje spostrzegawczość. ;d
No dobra, trzeba by przejść do rzeczy, które pewnie bardziej cię uszczęśliwią niż ta moja głupia paplanina. Emm, nie, nie. Do notki jeszcze nie przechodzę, to zostawię na sam koniec, na razie zajmę się szablonem, który jak widzę należy do nowości :D
No więc, patrząc od lewej strony, to te dwie kolumny są urzekające. Sama pewnie nie odważyłabym się na umiejscowienie ich w taki sposób ale jak tak się lepiej przyglądam to one coraz bardziej mi się podobają, a już na samym początku wyjątkowo mnie oczarowały. ;3 przechodząc dalej w bok – nagłówek! Brak mi słów? Cały czas się zastanawiam skąd szbloniarki biorą te wszystkie prześliczne obrazki, ale teraz ty pobiłaś na głowę całą resztę. Sasuke i Sakura są naprawdę niesamowicie przedstawienie i trudno oderwać od nich wzrok. Po prostu fenomenalne.
Wgl. To właśnie wracam przeczytać prolog, bo zaczytałam się w komentarz mojej poprzedniczki i również muszę stwierdzić, że kompletnie go nie pamiętam, a ponoć jest ważny. Przeczytałam i teraz również zgadzam się z moją poprzedniczką, albo raczej osobą która zmotywowała moją poprzedniczkę do wrócenia do prologu, (rozumiesz o co chodzi ? xD ) teraz to naprawdę dużo wyjaśnia, a ja zaczęłam się na nowo zachwycać tym przejmującym prologiem. Kuso, musisz tak wspaniale grać na emocjach swoich czytelników, by nawet po tym jak już dawno przeczytali jedne tekst i znają dalsze przygody, on tak wspaniale na nich wpływał? ;d
Zanim przejdę do konkretów to zatrzymam się jeszcze na moment przy muzyce. Od dawien, dawna interesuje mnie to, skąd ty bierzesz te wszystkie ciekawe utwory, o których istnieniu nie miałabym bladego pojęcia gdyby nie to że je wstawiasz u siebie. Są straszliwie oryginalne, rzadko kiedy mam okazję słuchać tak ciekawych ścieżek dźwiękowych i pewnie nie ja jedna, a u ciebie zawsze jest ich pod dostatkiem. ;3
Nie chce mi się jak na razie przechodzić do notki więc przeciągnę to jeszcze troszeczkę. Odnośnie twoich słów, zdołowałaś nieco pierwszymi zdaniami. Trudno uwierzyć, że to już pomału koniec. Co prawda zapowiadałaś tę końcówkę już od dawna, ale jakoś ciągle do mnie nie dociera, że jednak zbliża się on wielkimi krokami. Pewnie nawet po przeczytaniu epilogu nie będzie to do mnie docierać i dopiero gdy po dwóch tygodniach stwierdzę, że strasznie się u ciebie cicho zrobiło na tym blogu i że brakuje mi tych cudownie opisanych przygód mojej ulubionej pary, dotrze w końcu do mnie ten smutny fakt, że więcej przygód to oni już mieć nie będą.
UsuńDobra może skończę już dołować tym potwornym faktem. Ach, jak dobrze, że jest jeszcze Get Around This. <3
Masz pomysł na kolejne ff? Osobiście jestem za tym byś napisała kolejne SasuSaku, ale jak zdecydujesz się na własną twórczość to również będę zachwycona, oczywiście pod warunkiem, że udostępnisz to do czytania dla swoich fanów, których Ci nie brakuje :d
Znam to cudowne uczucie gdy chłopak wraca zza granicy, chyba nic nie może bardziej cieszyć. ^^
Zakopane? Osobiście nie przepadam, za dużo ludzi w jednym miejscu jak dla mnie, za to Tatry kocham nad życie. Jeśli nie chce ci się wchodzić na te cudowne góry to musisz przynajmniej wjechać kolejką na Kasprowy, ale z góry ostrzegam, że taki wjazd i zjazd dużooo kosztuje.
No i nareszcie przechodzę do najważniejszej rzeczy, jaka musi się tu pojawić…
Rozdział, notka, epizod.. zależy jak kto woli. Ogólnie mówiąc to wyszedł Ci niesamowity. Dobrze ujęłaś pisząc iż jest on nieco melancholijny, ale dzięki temu ma swój urok. No i znowu nawiążę do mojej poprzedniczki. Nie potrafię wymyślić choćby małego zwrotu akcji jaki mógłby zakończyć tą opowieść. Chcesz zrobić z tego sielanke? Czy może planujesz na koniec jeszcze jakieś tragiczne akcje?
Najbardziej w tym rozdziale podobały mi się właśnie te sceny najbardziej sielankowate. To jak Sasuke chciał zapytać Sakurę o to czy może ją pocałować i to jak wspaniale opisałaś ten pocałunek. Jedna z moich ulubionych scen tego rozdziału. Druga jak pewnie się domyślasz jest związana ze Satoshim. W sumie to uwiodło mnie tam jedno zdanie, to w którym napisałaś jak dzielnie młodzieniaszek wspinał się po koszuli ojca. Niby takie nic, a jednak straszliwie ugrzęzło mi w pamięci.
No i to ‘cos’ do czego nie umiał przyznać się gburek.. Ty masz tak niesamowite pomysły :D
Dochodzą jeszcze te nadzwyczaj uprzejme maniery Zetsu. Cieszę się, że zrobiłaś z niego właśnie taką osobę i nie nadałaś mu kompletnie złego charakteru, a wręcz przeciwnie. Można by rzec, że stał się on czymś na wzór dobrej osoby.
Nieco rani mnie to w jaki sposób zachowuje się Naruto. Jak zawsze go lubiłam i to że w pełni rozumiem jego powód by okłamywać Sakurę to i tak niesamowicie zaczął mnie denerwować, w tym swoim białym płaszczyku. Bezczelny głupek. xD
No to chyba na tyle z mojej strony, biorę się za czytanie nowego rozdziału na GAT, który jakimś cudem mi umknął.
Dużo weny życzę i udanych ostatnich dni wakacji.
Buziaki ; ****
Rozdział wspaniały. Zresztą jak zawsze. Zgadzam się z tobą, że był trochę melancholijny, ale to jak najbardziej do niego pasowało. Równiez i mi przypadły do gustu te proste sceny. Heh, uwielbiam, kiedy Sasuke jest taki nieśmiały ? Myślę że to dobre określenie. Już nie mogę sie doczekać, jakie jeszcze niespodzianki szykujesz w kolejnych i już ostatnich rozdziałach .
OdpowiedzUsuńBuźki . ; **
Zapraszam też wszystkich chętnych do odwiedzenia mojego nowego bloga .
http://destiny-sasusaku-yumiiko.blogspot.com/2013_02_26_archive.html
Kurczę, że też tak późno czytam ten rozdział :/
OdpowiedzUsuńWróciłam niedawno z wyjazdu i dopiero teraz miałam czas. Przepraszam :c
Rozdział jak zwykle cudowny. Wreszcie skończyli całą tę wędrówkę w czasie i pozostaje im poukładać wszystko w teraźniejszości. Duża dawka miłości SasuSaku, z czego się cieszę jak nie wiem <3
Z jednej strony cieszę się, że zbliża się koniec, bo wyjaśni się wszystko, zakończy, a z drugiej, strasznie żałuję, bo kolejna przygoda z blogiem Akemii się kończy :/
Mam nadzieję, że po skończeniu Ai no Ibuki i Get around this nie zrezygnujesz ze sprawiania nam przyjemności i szybciutko dasz nam nowy powód do uśmiechu :3
Jeśli chodzi o mnie, z chęcią bym poczytała coś "Twojego", coś, co zrodzi się w Twojej wyobraźni od początku do końca, z postaciami włącznie.
Cokolwiek by to nie było, wiadomo, że będzie super.
Pozdrawiam ;* i życzę weny :3
Przeczytanie Twojego opowiadania zajęło mi dni 2,5 ponieważ miałam drobny problem z Satosim - czytam na telefonie i nie chciał się pobrać, na szczęście z pomocą pokrętną drogą dostałam go.
OdpowiedzUsuńPiszesz niesamowicie i porywająco, lecz zdarzają ci się błędy.
Powiem tak... Nie znam Naruto - oglądałam pierwszą serię tylko do walki Gary i Sasuke, a Shippidena od 280 do 290... Być może pomyliłam się z numeracją, w każdym razie był to środek. Więc moja znajomość jest dość nikła. Niemniej od zawsze byłam zwolenniczką SasuSaku (jedynym cytatem, który zapadł mi w pamięć jest "Kto ci to zrobił, Sakura" z drugiej części egzaminu, po spotkaniu z Orihamaru). Bynajmniej mangi też nie czytałam.
Wracając do tematu... Każdy rozdział jest wyjątkowy i z każdym piszesz coraz lepiej.
To chyba tyle...
F.
O Boże... Widząc te komentarze, które długością prawie dorównują rozdzialowi (xD) mam ochotę się schować i nie wychodzić. Standardowo, przepraszam za jakość pisanego teksu, ale: jestem na telefonie, nie mam daru pisania pięknych komentarzy :/
OdpowiedzUsuńAle przechodząc do rozdziału. Kocham te "melancholijne" chwile SasuSaku. Poza tym, czytając te kilkadziesiąt stron widać, że pisalas je lekko i bezproblemowo... Te wywody na temat ojcostwa... Aż lezka się w oku kręci. To, jak Satoshi zachowywał się w ramionach Uchihy, ten pocałunek, te wywody Sakury na temat plotek...
Krótko mówiąc; ten rozdział wciągnął mnie od pierwszego zdania, pierwszego słowa, pierwszej litery...
Cudowny rozdział!
Prawo jazdy, powiadasz? Czyzbys obchodziła urodziny w listopadzie? XD Bynajmniej, życzę powodzenia i żebyś trafiła na miłego instruktora :) No i gratulcje, z powodu powrotu Twojego chłopaka :)
Weny, szczęścia!
Pozdrawiam! ; *
Boże Święty, Matko Boska! Rozdział już był 13 sierpnia, a ja go czytam dopiero teraz? To nie dopuszczalne, jednakże... Możliwe. Niestety wcześniej mój internet nie pozwalał mi na wiele, więc teraz... Sasame przybywa!
OdpowiedzUsuńSama już nie wiem co mam pisać. Tak serio. Bo pisać mogłabym godzinami, ale moje komentarze by Ci się już znudziły (o ile już Ci się nie znudziły), bo cały czas, albo Cię wychwalam ponad niebiosa, albo wyżalam się z powodu, że niedługo i... koniec. Trudno jednak mi jest pisać o czymś innym, ale postaram się choć trochę zboczyć z tej trasy.
Cóż widzę nowiuśki szablon, piękny, ale... Wybacz moje serce oddałam poprzedniemu szablonowi. Tak notabene mogłabyś mi podać linka do tego obrazka z Sakury z długimi włosami (Co był w poprzednim szablonie), strasznie mi się podobał *.*, oczywiście zrozumiem jeśli nie ;) Strasznie podobają mi się kolory *O*, takie spokojne i miłe dla oka.
Dobra teraz trochę poględzę o tym jak mi smutno, że to niedługo koniec. UWAGA ZACZYNA SIĘ!
No, więc... Od czego tu zacząć? Pewnie czytasz to już setny raz, ale moje serce się już kraja, a oczy wilgotną od łez, kiedy pomyślę, że tylko rozdzialik i koniec. Cieszę się, że natrafiłam na Twoje blogi, gdyż byłaś moją MUZĄ *śmiesznie to brzmi prawda? lepiej powiedzieć INSPIRACJĄ* i czytając takie opowiadania jak Twoje, miałam chęć tworzyć, pisać, dzięki takim blogom jak Twój pokochałam parę SasuSaku i nie żałuję ani chwili na czytaniu, obgryzaniu paznokci z nerwów *normalnie tik jak u Tsunade*, zawałów serca z powodu natłoku emocji, łez, uśmiechów... Zaraz, zaraz... Takie rzeczy to na epilogu! Muszę się powstrzymać... Dobra, daje radę. Resztę poznasz później ;D *taki tam psikus*
Co do rozdziału, chyba nie muszę Ci mówić że jesteś boska? ;) Jak zwykle podobał mi się i masz rację był taki melancholijny, ale to dobrze, czasami takie rozdziały się przydają, żeby dać czytelnikowi ochłonąć po natłoku wrażeń i rozczulić się z powodu miłych dla serduszka scen. Jak już wiadomo Sasuke jest ojcem Satoshiego i bardzo się z tego cieszę ^^, ale brakuje mi trochę humorku naszego Akashiego ;( Tak sobie weszłam w zakładkę "Cytaty" i patrzę a tam też od Akasjiego, więc od razu czytam i śmiech xD „Koty nie myją zębów. To właściciele za to odpowiadają. Niestety Sempai nie pali się zbytnio do tej roboty.” - kocham ten cytat normalnie *.* Proszę, niech ktoś mi znajdzie takiego, gadającego kota *chociaż lepiej nie, mama się nie zgodzi :<*
Jestem rozczarowana zachowaniem Naruciaka, pf.. nie lubię go *znaczy się lubię, ale strzelam focha* No i nie mogę się doczekać rozmowy z Renem, w sumie żal mi się go robi, jak pomyślę przez co musiał przejść, w końcu kochał prawdziwie naszą Wisienkę.
Świetnie wymyśliłaś z tymi zwojami Lwa itd... podoba mi się ten pomysł ;D
No i scena Sasuke i Sakury, rozczuliła mnie. Może w końcu stworzą prawdziwą rodzinę i nie będą patrzeć na zdanie innych, a może rzeczywiście uciekną - w sumie mogłoby być ciekawie ;) No i Satoshi! Ileż to podbił serc nastolatek i tych ponad "nastkę", takie maluszki zawsze mają "branie", w końcu jak tu nie kochać takiego malca?
No i słowa Sasuke "Che z Tobą być", albo "Kocham cię" - normalnie wisienka na torcie! Już sobie go wyobrażam, tak lekko zakłopotanego... *O* Jestem normalnie zauroczona, a ten rozdział był naprawdę cudowny i został jednym z moich ulubionych.
No nic kończę swoje króciutkie wywody, mam nadzieję, że mi wybaczysz, że tak krótko? ;(
Pozdrawiam!
I życzę ogromnej ilości WENY!
Proszę cię bardzo:
Usuńhttp://tinypic.com/view.php?pic=5372mu&s=5
Tak dla jasności, to nie Sakura - bawiłam się troszkę i zmieniłam kolor oczu tej postaci. I wolę nie mówić głośno kto to jest tak naprawdę xD
Kocham twoje komentarze, Sasame! <3 I nie mów, że mogłoby mnie to znudzić, bo to chyba niemożliwe XD Srlsy. Cieszę się, że Akashi ma jakiś fanów, będzie mu raźniej xD
Dziękuję za piękne słowa!
Również pozdrawiam.
Dziękuję bardzo! Strasznie mi się podobał ;) Cóż kolor oczu zmienić to nie problem xD
UsuńCieszę się, że Ci się nie znudziły, bo ja cały czas biadolę o tym samym xD
Na pewno Akashi ma więcej fanów, bo jak tu nie lubić takiego kociaka (dzieciaka) ;)
Witam! W imieniu swoim i całej Załogi ocenialni Shiibuya z przyjemnością informuję, że właśnie ukazała się ocena Twojego bloga. Pozdrawiam i życzę miłego dnia z nadzieją, że docenisz moją pracę i kulturalnie skomentujesz recenzję.
OdpowiedzUsuńEri
No i w tym momencie czeka cię poważnelanie lanie Akemii. Przygotuj się jutro na ... Apokalipse -if you know what i mean ]:-> - znów nie wyświetliło mi powiadomienia o nowym rozdziale, a ty mendo też mi nie powiedzialas! Doigrasz się jeszcze, zobaczysz. Skonczysz w worku ziemniaków i to nie sama! Będziesz coś chciała, a ja powiem: NIE!
OdpowiedzUsuńApropo rozdziału. Rozczulilas mnie na maxa. Ten gest Itachiego, jak przytulil Sasuke - po prostu powalił mnie na kolana. I nie wydawał się przesadzony, w żadnym razie. I to jak wyznanali sobie miłość *w* jeśli jeszcze raz mi powiesz, że cierpią na brak wyobraźni to nawet obydwoje Uchiha cię przede mną nie uratuja, wiedz o tym.
Pisze z telefonu - to powód czemu komentarz jest kiepski. Aczkolwiek jutro dogadamy się na temat twojego zadośćuczynienia. Bądź spokojna, nie zapomnę ;*