wtorek, 13 sierpnia 2013

XL. Rzeczywistość

„Tylko życie poświęcone innym warte jest przeżycia.”
 Albert Einstein

Wmówiłem sobie, że zamknięte oczy będą dla mnie lepszą alternatywą. Kurtyna nicości przysłania widok na świat zewnętrzny, cicho szeptała, że odwlekanie jej uniesienia przyniesie jakieś skutki. Tak naprawdę ja sam nie pokładałem w to wiary, po prostu ciężko było mi zmierzyć się z rzeczywistością.
Niewątpliwie dobiegł finał naszych podróży – słyszałem grzmoty i hulania wiatru, a blade plamy raz za razem migotały, uszkadzając całun perfekcyjnej czerni. Nad nami zawisła uspokajająca cisza. Wiedziałem, że gdy uchylę powiekę milczenie przestanie mnie odprężać i stanie się nieznośnym napięciem.
Najwyraźniej Sakura postanowiła inaczej uporać się z wyzwaniami i szybko je odfajkować na liście. Poczułem jak się oddala, a kiedy otworzyłem oczy, wciąż świdrowała mnie wzrokiem. 
 - Już dobrze – Otarła łzy, a po jej twarzy rozlał się krzepiący uśmieszek. – Skończyło się.
Wtedy z niebywałą zgodnością zerknęliśmy w bok. Ujrzałem moich zastygłych przyjaciół, po których widać było, że nasze pojawienie gwałtownie zburzyło spokój i dotychczas wykonywane czynności. Naruto stał na baczności ze zwiniętymi w piąstki dłońmi i hardym spojrzeniem. Itachi siedział po turecku u podnóża jego stóp, ale dźwignął się natychmiast, kiedy nasze spojrzenia się skrzyżowały. Zetsu do tej pory tkwił odwrócony do nas plecami, reagując na osłupienia innych, zaś Akashi ujrzawszy mnie i Sakurę, z werwą spuścił głowę, zaczynając drżeć.
 - Rozumiem – powiedziałem machinalnie, jednak tym razem zdusiłem w sobie resztę. Sakura uświadomiła mi, że nazbyt często mruczę pod nosami zgłębione prawdopodobieństwa, a mój instynkt zaczął to zwalczać. W każdym razie domyśliłem się, że Zetsu w czasie naszej nieobecności wtajemniczył resztę w to, co zmuszeni byliśmy doświadczać na własnej skórze.
Odkrycie ułatwiła mi mimika mojego brata. Był skołowany i mocno wstrząśnięty, poza tym Akashi z nerwów zaczął skrobać w twardym gruncie, myśląc, że przedostanie się przez skaliste warstwy.
Piorun przeciął powietrze, dodając uśmieszkowi Zetsu trochę efektywności. Demon zwrócił się ku nas i skłonił figlarnie.
 - Witamy podróżników w czasie! Jak wrażenia? Jestem przygotowany na wasze pytania. Pomogę pozbyć się wszelakich wątpliwości.
 - Sasuke! – Itachi posunął się o parę stóp wprzód i nagle przystanął w półkroku. Prawdopodobnie to wyraz mojej twarzy zniechęcił go do braterskich wsparć. – Sakura? – przekierowawszy wzrok na Haruno, wzdrygnął się jak przy oparzeniu.
Byłem ciekaw czy dowiedział się już o swoim bratanku.
 - Trzeba przyznać, że niezła z was parka – bąknął Akashi, wciąż uciekając spojrzeniem.
Racja! Powianiem jasno wyrazić swoje odczucia, oszczędzając bratu zmartwień. Powinienem wyciągnąć z nich jak najwięcej szczegółów dotyczących zdarzeń pod moją nieobecność. Powinienem… ale nie uczyniłem żadnej z wyżej wymienionych rzeczy.
Skoncentrowałem się na Naruto.
To nie mnie oszukał, karmiąc wymyślną historyjką i współpracując z najdroższym przyjacielem. To nie mnie usiłował chronić, robiąc wszystko tylko i wyłącznie w imię mojego dobra. A jednak czułem się zawiedziony. Naturalnie kawałek mnie był nieodparcie pewien, że to Ren wciągnął go w uknutą intrygę, a Uzumaki miał wiele zastrzeżeń, które Kanoe obalił – niemniej nadal nie potrafiłem zaakceptować ich planu. Zdawał się być nonsensem. Tymczasowym schronieniem przed spotęgowanym bólem i szokiem.
Blond czuprynę rozwiewał wiatr, a płaszcz łopotał pod jego atakami. Zawieruszyłem gdzieś uprzednie zaprzysiężenia odnośnie łagodności, poczułem lwią wściekłość.
 - Wiem już wszystko – Twarz Hokage utraciła odrobinę ze swojej zaciętości. Zauważyłem, że więcej uwagi skupia na Sakurze.
 - Ja też – odparła. – Wiem o waszych sekretach…
Akashi obrzucił Naruto gniewnym spojrzeniem.
 - Faktyczne, rozegraliście to podle. Według mnie nie ma w tym żadnych oszczędności cierpień. Nie skrzywdziliście tylko Sempai…
Z doskonałych zestrojeniem wszystkie pary oczu spoczęły na mnie. Zatem wiedzieli. Wiedzieli już o Satoshi’m.
Itachi jeszcze raz spróbował się do mnie zbliżyć. Tym razem drogę nie zastąpiły mu żadne wątpliwości, a moje samopoczucie z przeszkody, stało się motywacją.
 - Sasuke, chodź tutaj – powiedział absurdalnie poważnie.
Zdążyłem pokonać zaledwie metr, a brat stanął mi naprzeciw.
 - Nie musisz… - wypaliłem, zaskoczony drżeniem mego głosu. Chciałem uświadomić Itachi’emu, że nie potrzebne mi współczucie, ale wtem jego ramiona mnie opatuliły, wzmagając zdziwienie. Znad jego ramienia widziałem cień uśmiechu na kocim pyszczku, a po chwili zrozumiałem, że wcale nie chcę się od niego odrywać.
 - Życie naprawdę jest nielitościwe. Musi ganić nawet najczystsze serca -  wyznał cicho.
Byłem okropnie bezsilny i zrezygnowany. Mógłbym odwzajemnić uścisk, lecz mimo traumatycznych wstrząsów, pamiętałem, że od zawsze peszyła mnie obecność innych. W ramach tej słabości po prostu zacisnąłem powieki i wysunęłam dziecinny wniosek – jeżeli ja ich nie widzę, to oni mnie też.
 - Cokolwiek się teraz wydarzy, możesz na mnie liczyć, braciszku – usłyszałem pieszczotliwy lament. Znieruchomiałem jak kwiat, który zapuścił korzenie głęboko pod powierzchnią. Niektóre moje części właśnie zwiędły.
Naruto obserwowałam chyłkiem poczynienia Itachi’ego i zaczął maszerować w stronę Sakury. Zaintrygowani ruchem Hokage, odstąpiliśmy od siebie z bratem, śledząc wzrokiem jego sylwetkę. Sakura widząc, że nadchodzi, pokręciła głową. Łzy wciąż toczyły się po jej policzkach.
 - Nie, Naruto…
 - Nie mam zamiaru na ciebie naciskać – wyszeptał. – Wiem, że źle postąpiłem. Wiem, że straciłem w twoich oczach. Wiem też, że jestem zły sam na siebie. Ale nie mogłem zostawić Ren’a i pozwolić popaść ci w depresję, Sakura-chan… To było świeżo po śmierci waszych rodziców, naprawdę bałem się, że… tym razem nie przetrwasz. Zawsze byłaś taka delikatna. Pierwsza do płaczu.
 - Przez was Sasuke cierpi – wykrztusiła, pociągając nosem. – Przez was nie wiedziałam, że go straciłam. Nie wiedziałam, że moim zadaniem jest go odszukać.
Prychnąłem, zirytowany jej nastawieniem. Dlaczego wszystko kręci się wokół mnie? Poniekąd zasłużyłem na to odseparowanie. Choć odczuwałem te znajome ściski w żołądku za każdym razem, gdy przez myśl przemykał mi Satoshi, bądź coś, określane słowem „rodzina”, uznałem, że zasługuję na karę. Być może stwórca ustanowił to moją osobistą pokutą. Wszak popełniłem błędy, których nie da się zliczyć na palcach jednej dłoni. 
 - Nie od początku wiadome było, że to Sasuke… - Naruto zrobił pauzę, zagapił się na czubki butów i odchrząknął. – że to akurat Sasuke jest ojcem Satoshi’ego. Ren chciał upewnić się, że ta osoba jest godna wiedzy o dziecku. Chciał dla ciebie odszukać tego mężczyznę, ale gdy pierwszy raz pomyślał, że to właśnie Sasuke może nim być, a później otrzymał potwierdzenie od Tenshi’ego, uznał, że Satoshi wcale nie powstał z miłości waszej dwójki. Wiesz… - Spojrzał na mnie, choć słowa wciąż adresowane były do Haruno. – Sasuke nie wygląda na osobę ciepłą i otwartą. Ren miał prawo opacznie to wszystko zrozumieć. Przyznam się, że sam nie podejrzewałbym, że ciebie i jego… połączy jakieś głębsze uczucie. Dopiero później zacząłem dostrzegać wasze wspólne stosunki.
 - Widzisz, Naruto?! – Niespodziewanie Sakura pchnęła przyjacielem w tył. Szczęka jej drżała z wściekłości. – Właśnie to mnie tak strasznie drażni w tobie i Renie! Dlaczego wy musicie tacy być?! – Po wykrzyknięciu wywodów, powtórzyła czynność kilkakrotnie.
Itachi wzniósł dłonie, żeby załagodzić jej gniew.
 - Sakura, spokojnie. To zrozumiałe, że…
 - I co ja mam robić? – Dziewczyna zazgrzytała zębami. Teraz byliśmy czymś mieszczącym się w kategoriach „kochanków”, a mimo to nie byłem w stanie jej rozszyfrować.
 - Sakura-chan, o czym ty mówisz? – Naruto zgłupiał doszczętnie.
Haruno znieruchomiała w którymś momencie, rozluźniła ramiona i pozwoliła im bezwiednie opaść wzdłuż ciała. Zaraz potem leciutko odchyliła głowę i rozpłakała się jak niemowlę.
 - Nie wiem już co mam robić! Mam was przytulić, czy zganić? Mam być wdzięczna, czy… czuć nienawiść?! – Lejące się strumieniami łzy przedarły się do jej ust. Sakura zakrztusiła się własnym rozgoryczeniem. – Naruto, ty głupku! Mogłeś po prostu pozwolić mi cierpieć! Dlaczego ludzie poświęcają się dla osoby mojego pokroju? Dlaczego Ren poświęcił całe swoje życie dla chwilowego ujarzmienia bólu? To bezsensu! Nie zrobiłam nic bohaterskiego! Niczym sobie na to nie zasłużyłam!
 - Impulsywna wariatka! – Do wycia włączył się naraz trzeci głos. Sakura pisnęła cicho, gdy Akashi dziabnął jej nogę. Naruto odsunął się z wielkimi oczami, a kociak nieudolnie wszczepił pazury w bluzeczkę dziewczyny oraz metodą prób i błędów wspiął się wyżej.
Nagłe naparcie jego cielska sprawiło, że Sakura utraciła rezon. Intuicja natychmiast we mnie zawojowała. Dziewczyna wpadła wprost w moje ramiona, a Akashi stąpał po jej piersiach.
 - Hej! – obruszyłem się.
 - Może i według ciebie nie zrobiłaś nic bohaterskiego, ale już na pewno nie zasłużyłaś sobie na cierpienie, od którego chcieli uchronić cię ci spiskowcy! Zrozum, że nawet wariatki mogą być dla kogoś całym światem! – wyrzucił z siebie, klepiąc łapą jej policzek. Gdy uniósł koci wzrok i natknął się na moje spojrzenie, złośliwie przeprawił się jeszcze dwukrotnie przez nieodpowiednie miejsce. – Wygodnie tutaj.
Rozzłoszczony, strząsnąłem go z piersi Sakury.
Akashi poturlał się w dal. Obserwowanie jego mordęgi wcale mnie nie rozczulało. Postawiłem Sakurę na nogi i przeczesałem włosy.
 - Dziękuję – bąknęła.
 - Dam ci tylko czasu, ile zapragniesz – zaoferował się Naruto. Głos nabrzmiały miał nakłanianiem desperata. – Rozumiem, że odczuwasz teraz mnóstwo sprzecznych emocji, ale proszę, Sakura-chan, nie nienawidź Ren’a. On… zrobił tak wiele. Może podjął złą decyzję, ale jego intencje były dobre. Nie wybaczyłbym sobie gdyby po rozwiązaniu tych wszystkich tajemnic, wciąż nękałby go ten sam ciężar i smutek.
 - Nie wiem co powiedzieć – odrzekła. – Nie wiem co powinnam zrobić.
Do towarzystwa podszedł Itachi.
 - Powinnaś odpocząć, Sakura – to po pierwsze. Po drugie: najlepiej przemyśleć wszystko w samotności. To naprawdę trudna sytuacja. Nie mówię wyłącznie o wyskoku Naruto i Ren’a, Mówię też o przyszłości twojej, Sasuke i Satoshi’ego.
Jasny gwint! Ta cholerna bezpośredniość! Teraz rozumiałem co czuła Sakura, gdy miała mi to za złe.
Na policzki dziewczyny znikąd zawitały dorodne rumieńce. Haruno zdawała się zakłopotana ich napaścią.
Wtedy ożywił się Zetsu.
 - Ta historia jest wręcz fantastyczna. Rozdzieleni kochankowie, czarny charakter… - jego demonicznie oczy wodziły po naszych obliczach. W tym urzeczeniu naszymi losami przywiódł mi na myśl Tenshi’ego Tomoko, kiedy opóźnił naszą egzekucję, nadając nam miano „barwnych postaci”. – Co widzieliście? – Demon przechylił głowę z ciekawości. – Niektóre daty i godziny miałem wyryte w pamięci, ale wiele z nich wybierałem instynktownie. Poza tym musiałem zająć się jeszcze resztą i zaspokoić ich ciekawość.
 Sakura streściła pokrótce widziane sceny, acz wiele z nich zdecydowała się pominąć. Przykładowo nie pisnęła słówka o jaskiniowym uniesieniu, nie powiedziała też nic o liście, którego nadawcą była sama ona. Wiele rzeczy zostało utajonych i byłem pewien, że przemilczając to, brała pod uwagę zachowanie Naruto i Rena. My też mogliśmy mieć własne sekrety. Sekrety, które nigdy nie ujrzą światła dziennego.
 - Czyli dobrze posłużyłem się Shirizoku – Zetsu napuszył się i zaczął zwijać zwój. Uczulony na złodziejskie wyczyny Naruto natychmiast chwycił go oburącz. – Oi, spokojnie. Według umowy miałem go wam zwrócić. Jestem słownym człowiekiem. Liczę na to samo z twojej strony.
 - Pewnie – parsknął. – Jeszcze jedna sprawa i znikasz stąd. Żebym więcej nie musiał cię oglądać.
 - To niemiłe słowa. Od śmierci Madary próbowałem się z wami skontaktować.
 - Naprawdę? – Sakura nadstawiła ucha. Na tą króciusieńką chwilę przestała zadręczać się myślami.
 - Zanim dotarłem do Konohy, dowiedziałem się, że wyruszyliście na misję. Sporo czasu zajęło mi określenie miejsca, do którego wysłał was Hokage, poza tym natrafiłem na utrudnienia. Spotkałem psa Tenshi’ego Tomoko i wywiązała się mała sprzeczka.
Itachi’ego olśniło. Nie pozwolił dokończyć demonowi.
 - To ty zostawiłeś te ślady walk, które odkryto!
 - Chodzi ci o to napomknięcie w liście do mnie i Sasuke? Zetsu walczył z Ketsuto? – zapytała Sakura.
 - Właśnie.
 - Och. Sądziłem, że będę bardziej dyskretny – uśmiechnął się niewinnie. – Tak czy inaczej później odkryłem, że wyruszyliście do Kiri, a stamtąd postanowiliście złożyć wizytę Michigacie. Musiałem zapobiec katastrofie, bo Tenshi Tomoko nie tylko obiecał Madarze milczenie, on poprzysiągł, że jeżeli spotka na drodze któregoś z was, natychmiast wyeliminuje. Nie chciałem, żeby nieświadomi rodzicie zostawili na pastę losu swoje maleństwo.
- A to niefart – Akashi podszedł od nas, kulejąc na jedną łapę. – Czarny charakter wiedział o ciąży Sempai, zanim postanowił ich rozdzielić?
Właśnie, pomyślałem. Jeżeli mój Sharingan wykrył w jaskini życiodajne promyczki, oko Madary musiało dostrzec to chwilę później.
 - Może to był powód, dla którego pozwolił Sakurze żyć – wysunąłem swoje przypuszczenie.
 - Masz rację, Sasuke – przyznał Zetsu. – To była dla Madary dobra nowina. Stwierdził, że Sakura powinna być z tym dzieckiem przynajmniej do piątego roku życia. Potem planował je pojmać i wyszkolić. Nie wiem jednak czy chciał wyznać ci prawdę o jego pochodzeniu. Miał nadzieje, że na wojnie z Konohą wyzioniesz ducha.
Sakura zadrżała. Naruto gestem polecił Zetsu milczenie, zaś sam spojrzał z troską na przyjaciółkę.  
 - Sakura-chan?
 - On był okrutny – wydusiła. – Tak bardzo cieszę się, że nie żyje. To wielka ulga. Gdyby wszystko toczyło się według jego zamierzeń… Satoshi… Pojmanie? Ta dotychczasowa niewiedza jest przytłaczająca. To zadziwiające, że człowiek nie jest świadom rzeczy, które na dobitkę go dotyczą.
Schwytałem Sakurę oburącz w tali i odseparowałem od kręgu ciekawskich.
 - Jest w szoku – wytłumaczyłem, choć w rzeczywistości chciałem wyzwolić ją od słów demona. Wszystkie wydarzenia ciążyły na niej już wystarczająco. – Powinniśmy wracać – Sakura potaknęła, dygotając. Nie wiedziałam co jest tego przyczyną – ziąb, czy okrucieństwo Madary.
 - Nie było was kilka godzin, musicie być wyczerpani – Itachi zerknął na mnie z żalem. Nie zrozumiałem przekazu. – Przykro mi, Sasuke, ale to jeszcze nie koniec pasjonujących doznań.
 - Nie? – utworzyliśmy z Sakurą tymczasowy chórek.
 - No co wy? Chcecie stale trzymać się stumetrowego ograniczenia, czy pozwolicie pozbyć mi się go raz na zawsze? – zapytał z serdecznym uśmiechem.
Właśnie wygrzebałem z pamięci jedną myśl; Itachi nie wiedział, że naruszyliśmy jego regulamin. Nie miał bladego pojęcia o reaktywacji Kyori, a mimo to nie pisnął słówka, gdy wróciliśmy skryci we własnych objęciach. To było ponad moje siły – ta energia rozparta w sercu - ona miała potęgę, której nie potrafiłem się przeciwstawić. Oddziaływała na mnie w przedziwny sposób i ponaglała do szaleńczych czynów. Dlatego też, gdy z ust mojego brata wymknęły się słowa „na zawsze”, przestałem dbać o tuszowanie silnych emocji.
 - Na zawsze? – wychrypiała Sakura. – Myślałam, że to niem…
 - Przypomnij sobie – wbiłem się w jej słowa. Nasze twarze były blisko siebie. Przez chwilę topiłem się w szmaragdowych wodach. – Przypomnij sobie co mówi Madara, gdy zbierał się do odprawienia rytuału.
Sakura się zamyśliła.
 - Zgłaszam się na ochotnika! Znam odpowiedź! – Akashi wzniósł łapę ku niebu, jak na lekcjach w kociej Akademii.
Niekompetentność Sakury wprawiła mnie w zły nastrój. Po słowach Madary rozpętał się we mnie żywy ognik nadziei. Nie mogłem zrozumieć jakim cudem ta dziewczyna przeoczyła tak ponadczasową informację. Przecież z tą wiedzą byłem gotów podbić cały świat.
 - Zetsu o wszystkim nam powiedział – oznajmił Itachi, lekceważąc wybryki Akashi’ego. Swoją drogą kociak był dzisiaj wyjątkowo odmieniony. Rozwiązanie zagadki mojej i Sakury najprawdopodobniej porządnie nim wstrząsnęło. – Wiemy, że istnieją pieczęci, które anulują techniki. Wiedza o nich była zatajona. Ponoć nasz klan nie chciał w ten sposób rozpętywać chaosu wśród zaaranżowanych małżeństw pod działaniem Kyori. Ponadto inni twierdzili, że ludzie, którzy nielegalnie decydują się na użycie zakazanego Jutsu muszą poczuć tego konsekwencje. W dawnych czasach istniała Rada zarządzająca owymi pieczęciami. Używano ich w wypadkach zagrażających pokojowi, a następnie wymazywano pamięć świadkom. Do tego najwyraźniej używano techniki, którą posiłkował się Madara przy końcówce waszych przygód.
 - Racja – Sakura zdawała się zaskoczona wysoką skalą prawdopodobieństwa tych słów. – Przy wymazywaniu naszej pamięci wspomniano, że Jutsu ma dokładność do dnia i godziny. To niewiarygodne. Czy naprawdę jest sposób, żeby odwrócić Kyori na stałe?
Itachi potaknął.
Sakura uśmiechnęła się do mnie pięknie. Uszczęśliwił mnie jej chwilowy napad szczęścia. Właściwie ja sam czułem się nieco inaczej. Myśli o zasłyszanej nowości odwiodły mnie od bałaganu z Satoshi’m.
 - Skąd wiesz o tym wszystkim? – zapytałem Zetsu. Byłem w swoim żywiole, mogąc beztrosko myszkować i wywąchiwać pierwsze niezgodności.
 - Radę unicestwiło kilkoro Uchihów. Madara mi o tym opowiadał. Przez czas trwania separacji twojej i Sakury otrzymałem rozkaz przeszukiwania wszystkich podejrzanych rejonów. Madara chciał pozbyć się Kyori, bo wiedział, że przy pierwszej waszej styczności technika aktywuje się na nowo. To zagrażałoby życiu Sakury.
 - Nagle zaczął o mnie dbać? – zakpiła.
 - No co ty. Bardziej przejmował się tym, że twoja śmierć zbudziłaby podejrzenia Sasuke. Ten chłopak z natury jest bystry i Madara o tym wiedział. Wolał wyeliminować ryzyko.
 - I odnalazłeś pieczęć?
 - Oczywiście – Zamiast demona, odpowiedzi udzielił Itachi. Spod skórzanego nakrycia wyłonił prastary pergamin obwiązany szkarłatną wstążeczką. – Oto pieczęć lwa. Jedna z dwunastu.
Zmarszczyłem brwi.
 - Z dwunastu?
 - Jest ich aż dwanaście? – włączyła się Haruno.
 - To dosyć skomplikowane. Każde Jutsu zostało kiedyś zapieczętowane jednym z dwunastu zodiakalnych znaków. Symbolika nie ma tutaj nic do rzeczy. Z doświadczenia wiem, że ważniaki pokroju członków Rady zechcieli opatulić historię niebezpiecznych technik odrobiną magii i mistyczności. Nie znam dokładnej ilości Jutsu w zwoju, wiem jednak, że każdy jest podporządkowany jednej z dwunastu grup. Szczęśliwie okazało się, że Kyori należy do znaku lwa.
 - Chwileczkę! – Sakura przytknęła palce do skroni i zaczęła je rozmasowywać. Po skończonym zabiegu jej wielkie oczy wlepiły się w demona. – Chcesz powiedzieć, że w niespełna rok misji śledczych zdołałeś odnaleźć tylko jedną z dwunastu pieczęci?
Zetsu wzruszył ramionami jakby w ogóle nie rozumiał przyczyny tego napadu.
 - Bardzo ucieszyłem się, że w moje ręce wpadła akurat lwia pieczęć. Przeglądaliśmy z Madarą oznaczenia w zwoju i wyszło na jaw, że większość technik przyporządkowanych jest do tego zodiakalnego symbolu.
W moim zamglonym umyśle zamigotała nagle wysłużona żaróweczka.
 - Lew… - mruknąłem.
Itachi natychmiast mi przyklasnął.
 - Wreszcie zauważyłeś! To o lwie czytaliśmy z Naruto w księgozbiorach Suny. Przekaz napisany był wierszem i jedynie co zrozumiałem z tej rymowanki to niepodważalny fakt zdolności odwracania zakazanych technik. Sposób zapisu dowodzi, że Rada bardzo lubiła magiczne zagadki.
 - Itachi, chyba wystarczy – Uzumaki zerknął wymownie na Sakurę. Wyglądała jak zawodnik maratonu przy ostatnim odcinku trasy. Zauważyłem też, że zdolność utrzymywania balansu stopniowo u niej zanika – dziewczyna kołysała się w obie strony, a z jej uszu parowało. Stwierdziłem to po przesadzonej minie myśliciela.
Dostrzegłszy dociekliwość reszty, przestała wspinać się po spiralnych stopniach wiodących do Morfeusza.  
 - Przepraszam. Jestem naprawdę…
 - To naturalne – Zetsu wyminął ściśniętą grupkę. – Shirizoku wymaga wielu sił. Musimy się spieszyć. W innym przypadku oboje nam odpłyną.
 - Zgoda. Naruto, przygotuj zwój – polecił Itachi.
Uzumaki posłusznie przycupnął u naszych stóp i okręcał obiekt dopóty, dopóki nie ujrzeliśmy znajomej symboliki. Niedługo potem wymalowane czarnym atramentem ornamenty uderzyły w moją podświadomość.
 - Pieczęć należy połączyć z serią znaków, z pomocą których aktywuje się technikę – streścił Zetsu, nim zdążyłem o to zapytać brata.
Zabieg odbywał się w tempie przyśpieszonym. Naruto ustąpił miejsca Itachi’emu, zaś ten rozwinął wstążeczkę i z atencją przejrzał zawartość pergaminu. Potem na jego twarzy odmalowało się coś w rodzaju zadowolenia. Zrozumiałem wnet, że mój brat poradzi sobie z zagmatwaną kombinacją atramentowych nakreśleń. Z dala widziałem, że ich rozprowadzenie faktycznie wygląda jak lwia grzywa.   
 - Najpierw wykonaj pieczęć i złącz ją z Kyori – instruował Zetsu umiejscawiając się za moimi plecami. – Potem zwróć uwagę, że miniaturka pieczęci widnieje u dołu zwoju. Musisz wyssać chakrę, która jest w niej zawarta, a potem przekierować ją na tą dwójkę. Tym procesem zmusimy Sasuke do zwrócenia Sakurze jej własności, kawałka chakry.
Akashi zwiększył dystans. Teraz zostaliśmy już we dwoje, jak zwykło być to od początku naszej drogi. Sakura stanęła przede mną ze słusznością i przyszykowaniem. Starałem się wyglądać równie urzędowo, wszak lada moment pozbędziemy się najtrudniejszej przeszkody.
 - Gotowa? – zapytałem.
 - Na żadną z tych rzeczy nigdy nie byłam gotowa – obwieściła z melodyjnym chichotem. – Jednak gdy teraz o tym pomyślę, wszystkie z nich były warte spotkania ciebie.
Nie mogłem się oprzeć. Nawet wiedza i ostrzegawcze alarmy dzwoniące w mózgu nie uzmysłowiły mi, że to naprawdę nieładnie tak natarczywie się na kogoś gapić. Dusiłem uczucia i myśli, choć te krzyczały w moim środku. Niech to szlag! Skrępowanie najtrwalszymi sznurami i tortury nie zmusiłyby mnie do wyznań z taką widownią. Chciałem porwać ją gdzieś z dala od tego wszystkiego. Chciałem uciec od Satoshi’ego, Naruto i Ren’a na moment, żebyśmy mogli odpowiednio przetrawić ich motywy i przybyć do Konohy jako normalni, ustatkowani ludzie, bez poczucia winy i niedoświadczonej przeszłości.
Mimo to wiedziałem, że nigdy nie pozbędę się wstrętu do własnej osoby. To odwrotnie proporcjonalna zasada działania błędów: wystarczyłoby skorygować szczegół, by przeobrazić całokształt. Być może teraz tkwiłbym blisko domowego paleniska, sprzeczając się z Sakurą odnośnie kolorystyki śpioszków, w których Satoshi wyglądałby korzystniej.
Potrząsnąłem głową. Niedorzeczne wizje… Mój umysł postradał rozum od ilości przełkniętych faktów.
Nie jestem już beztroskim, wolnym Uchihą, którego przyszłe plany schylają się wyłącznie ku wizji o ANBU. Jestem ojcem. Musiałem wziąć odpowiedzialność nie tylko za rolę, ale i za pomyłki, przez które utknęliśmy w takich sytuacjach.
 - To takie… niepojęte – Zgryźliwe słowa znów się ze mnie wymsknęły. – Nigdy nie widziałem cię w ciąży… Nie wlokłem cię do szpitala w dniu porodu… Nie zrobiłem żadnej z rzeczy, które są oczywistością dla ojca – szeptałem, widząc, że reszta jest zbyt pochłonięta swoimi zajęciami. Itachi właśnie przedyskutowywał z Naruto kwestię zabezpieczeń, a Zetsu ich słuchał. Jedynie Akashi zdawał się być zagrożeniem, lecz po natknięciu na koci wzrok, jego łeb automatycznie spuścił się w dół.
 - Sasuke, wyobraź sobie, że gdyby nie plan Itachi’ego o sfingowanej śmierci, być może szykowałbyś się do wszczęcia wojny z Konohą, nie wiedząc nic o mnie i o Satoshi’m – wyznała, truchlejąc. – Prawdopodobnie zabiłbyś nas obojgu z zimą krwią, a Madara czerpałby z tego wyłączcie korzyści. Człowiekowi może się wydawać, że popełnił błąd, ale możliwość zmiany biegu wydarzeń nie zawsze niesie ze sobą upragnione skutku. Mogłoby być lepiej, owszem. Nie zapominaj jednak, że zawsze może być też gorzej.
Spijałem słowa z jej ust, świadom tego, że jestem człowiekiem, który po pasmach nieszczęść i sromotnych porażek pragnie uczepić się jakieś nadziei. Sakura podsunęła mi ją pod nos, a ja, złakniony, natychmiast przyswoiłem tą możliwość.
 - Poza tym – ciągnęła. – niedługo przedstawię ci twojego syna. Będziesz mógł nadrobić wszystko, o co się gniewasz, naturalnie w inny sposób. – Znienacka oddech uwiązł jej w gardle. Sakura przeniosła gdzieś w bok dwie szmaragdowe gwiazdy. – Jeżeli oczywiście zechcesz…
 - Cena mojej wolności jest niebywale wysoka, nie uważacie? – Głos demona wstrząsnął moim ciałem i wbił się między nas klinem. – Wiecie, że to z własnego, dobrego serca chciałem was odnaleźć? Szczerze, czułem odrobinę żalu na myśl o losie jaki zgotował wam Madara. Każdy człowiek decyduje o swoim przeznaczeniu, prawda? Uznałem, że zasłużyliście na ten przywilej.
 - Dziękuję ci, Zetsu – powiedziała Sakura. – Tak wiele czasu borykaliśmy się z Kyori. Nie lubię cię, bo uczestniczyłeś w tej szopce z Madarą, niemniej doceniam to, co dla nas zrobiłeś.
Zetsu dygnął. Tym raz bez kokieteryjności.
 - Nie mogłem kwestionować jego decyzji. Nie miałem dokąd się udać, a przy Madarze czułem się bezpiecznie.
 - Dlatego teraz walczysz o swoją wolność? – odprężyłem się. Podejrzenia wobec Zetsu w mig rozwiały się po czterech stronach świata.
 - Otóż to. Chcę wieść spokojne życie. Mam już dość rozrywek i nie jestem tak silny, żeby do końca swych dni uciekać przed oddziałami z wiosek.
 - Na pozycję! – zawyrokował mój brat. Wszystko było już rozcapierzone i nabrzmiałe obietnicą efektywnych rezultatów. Itachi wcześniej nie napomniał nic o żadnym szyku, więc zwyczajne ustawiłem się naprzeciw Sakury.
 - A jednak wygraliśmy – oznajmiłem.
Spodziewałem się czegoś w rodzaju seansu fajerwerków, lecz tylko powietrze stało się cięższe. Itachi krok po kroku podążał za instrukcjami Zetsu. Tworzenie znaków trwało chwilę, mięśnie twarzy mojego brata naprężyły się, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że dezaktywacja najzwyczajniej w świecie odbiera z niego życiową energię. Wtedy, przy wtórze urywanego oddechu Itachi’ego miniaturka symbolu w zwoju zajęła się srebrzystą poświatą. Kiedy zgromadzeni obserwowali zjawisko z oczarowaniem, ów energia wystrzeliła do góry, jak gdyby posyłano w kosmos mini-rakietę. 
 - Śmiało – rzekł Itachi, gestem zapraszając nas bliżej.
Ująłem dłoń Sakury i pomaszerowałem wprzód. Materię srebrzystego blasku natychmiast upodobniłem do wyznawców przenikalności; gwiezdnych pyłków.
 - Piękne – Oczy Sakury jaśniały z fascynacji.
Kątem oka dostrzegłem jak od spodu energii rozrastał się układ atramentowych nakreśleń – lwia pieczęć.
Haruno lękliwie wyciągnęła dłoń do cienkiej linii światła.
 - Doskonale. Sasuke, dołącz się. Musicie oboje trzymać je tam tak długi, póki nie ujrzymy jak chakra Sakury do niej powraca – Itachi cofnął się do tyłu. Widownia utworzyła wokół nas szeroki i niestabilny krąg. Ich pesząca do tej pory obecność, teraz nie miała dla mnie znaczenia. Sakura roześmiała się cicho przy pierwszym styku z cudzoziemskim promieniowaniem.
 - I jak?
 - Trochę piecze – powiedziała. – Teraz ty, no dalej.
Postanowiłem się nie ociągać, płynnie ulokowałem rękę w wyznaczonym terytorium i od razu poczułem elektryzującą falę, która przeprawiła się od punktu rozpoczęcia – dłoni – do palców u stóp.
 - Dziwne to…
 - Ale warte swego. Od dzisiaj będziemy mogli żyć normalnie. Spełnisz swoje marzenia, Sasuke.
Skąd wzięła się u niej gadka o marzeniach? Przypatrywałem się Sakurze spod przymrużonych powiek, natomiast ona skoncentrowana była na blasku. Itachi, Zetsu, Naruto i Akashi lustrowali postępy w napięciu.
 - Dołączysz do ANBU – usłyszałem głosik, tuż przed drażliwym świerzbieniem w karku. Wykrzywiłem twarz w grymasie bólu, a spojrzawszy na partnerkę, zrozumiałem, że jestem jedynym cierpiętnikiem.
 - Chyba się zaczyna – Naruto poruszył się niespokojnie.
Wiatr się wzmógł. Matka natura najwidoczniej wiedziała, że na jej włościach odbywają się cudaczne rytuały. Te dęcia mogły mieć charakter ostrzegawczy. Może powinienem się jakoś skupić? Albo samodzielnie wygnać jej charkę z mojego ciała? Cholera. Obecnie myślałem tylko nad tym jak okrutnym wyczynem było potraktowanie Konohańskich oddziałów niczym opancerzonego muru oddzielającego mnie od kobiety. Teraz wywiązały się z tego niepożądane kłopoty.
 - Nie chcę dołączyć do żadnego ANBU – wydusiłem przez palący ból. Słyszałem syki, a potem przejrzysta, lekko turkusowa materia poddała się procesowi wchłonięcia przez Sakurę. Patrzyłem na nią, zahipnotyzowany.
 - Dlaczego? – zapytała, dzieląc już ten sam ból.
 - Nigdy nie chciałem.
 - Przecież ustanowiłeś to jako nagrodę za wytrwanie ze mną tygodnia na Michigacie. Widziałam twoje nazwisko w spisie kandydatów…
 - Namąciłaś mi w głowie – odpowiedziałem ze szczerością. Hałaśliwy syk, dzięki Bogu, zagłuszał nasze szeptane kontakty.
 - Namąciłam? – zaskoczyłem ją.
 - Nie chcę dołączyć do ANBU. Przynajmniej nie teraz.
Nieładnie było zbaczać z głównego tematu rozmowy, ale tak samo jak nie chciałem dołączyć do ANBU, wolałem, żeby mój prawdziwy cel tej decyzji został utajony i nigdy nie ujrzał światła dziennego. Zebrałem się na ten rodzaj odwagi, z którym od niedawna się zaznajamiam.
 - Chcę być z tobą.
Syk ustąpił. Rysy twarzy Sakury złagodniały, a uprzedni ból nareszcie zniknął.
Zostałem urzeczony wesołym uśmiechem. Tym, który zawsze mnie rozbrajał i odrzucał gdzieś argumentację wiążącą się z dumą Uchihów.
 - To koniec – zziajany głos mojego brata odwiódł mnie od zauroczenia.
***
Naruto uprzątnął bajzel – zwinął zwój, obwiązał pieczęć wstążeczką i natychmiast ukrył wszystkie te rzeczy pod okryciem śnieżnobiałego płaszcza. Itachi w tym czasie debatował z Zetsu nad skutecznością i regularnie upewniał się, że dobrze się trzymamy, umykając wszelakim skutkom ubocznym.
 - Nie mamy żadnej gwarancji – zainterweniował Akashi, ponieważ od chwili ugaszenia pionowego blasku wątpliwie spoglądałam na własne ciało.
 - Odwróć się – Nagle poczułam na szyi gorący oddech. Sasuke bez certolenia odtrącił moje włosy do przodu, a opuszki jego palców błądziły po moim karku w sposób obezwładniający. Myśli znów zaczęły mi wirować – nie wiedziałam czy bardziej należy roztrząsać przyszłość Sasuke i Satoshi’ego, czy spiskowe występki moich przyjaciół. – Nigdzie nie widzę symbolu. Chyba naprawdę podziałało – ocenił.
Poniewczasie zorientowałam się, że miałam mnóstwo żądań, z których żadnego nie byłam do końca pewna. Ren! Część mnie domagała się spotkania „oko w oko”, jednak zawadzał mu inny kawałek mojej osobowości. Ten zaś wołał: „Nie! Najpierw odpocznij, posłuchaj Itachi’ego. Teraz możesz być dla niego zbyt surowa!”. Rzeczywiście, byłam świeżo po rozpatrzeniu trzymiesięcznej niedyspozycji. Wiele wydarzeń okazało się nie spełniać moich oczekiwań i dziwne gryźć z opisami przyjaciół.
Czułam się zdradzona. Ren równie dobrze mógłby wbić mi nóż w plecy, a uczucie byłoby doskonałym odzwierciedleniem wewnętrznego podłamania. Szkopuł w tym, że po przyjęciu metalicznego ostrza dowiedziałabym się, że mój ból byłby dwakroć wzmocniony gdyby nie interwencja Kanoe. I proszę, bądź mądry w obliczu takiego zdarzenia!
 - Sakura! – Przed oczami stanęły mi tańczące plamki. Kiedy przetarłam oczy, ujrzałam Sasuke w swojej naturalnej formie. Oziębły i niedostępny stał przede mną z uniesioną dłonią - najwidoczniej pstrykał na palcach.
 - Wenus czy Mars? – spytał żartobliwie kociak.
Nie poświęciwszy mu ani odrobineczki uwagi, postanowiłam utopić się w bezkresnej czerni oczów Sasuke. Przez zastrzyk wigoru odruchowo ścisnęłam dłonie chłopaka, zaskakując go.
 - Mamy tyle do zrobienia. Musisz poznać Satoshi’ego!
 - Przecież on go zna – Akashi znów dorzucił swoje dwa grosze.
 - Zna go jako dziecko Sakury i Ren’a. Teraz jest… - przygryzłam dolną wargę. – twoim synem, Sasuke.
Nieświadomy napięcia Itachi ponaglił nas do powrotu, a Naruto rzucił mi przelotne spojrzenie. Między nami wciąż wisiała nieprzyjemna aura, której póki co nie zamierzałam się pozbywać.
Zetsu pożegnał nas ukłonem, ale nawet nie zdobyłam się na uśmiech z powodu zadziwiającego przejawu dobrych manier.
 - Idziemy – Głos Itachi’ego dobiegł mnie dopiero w momencie, kiedy jego właściciel był już tylko punktem na horyzoncie. Naruto wlókł się kilkanaście stóp za nim, a Akashi nieufanie odseparował się od grupy i mknął samopas.
Zamierzałam pójść ich śladem, jednak coś mnie zatrzymało.
 - Zaczekaj – Sasuke oplótł dłonią moje przedramię. Jego przyciemnione oczy świdrowały mnie przenikliwie.
 - Hmm?
Psiakość. Zobaczyłam to jego sławne zbieranie myśli, które scaliły się na twarzy. Tym sposobem Uchiha zatarł ślady po jakiś konkretnych emocjach, jego mimika stała się sekretem. Chwycił moje drugie przedramię i delikatnie przyciągnął do siebie. Oddech uwiązł mi w gardle. Oczy Sasuke nie chciały ze mną współpracować i pozostały wierne reszcie twarzy, nie zdradzając niczego. Opatentowaną umiejętnością było dla Sasuke maskowanie mieszczących się wewnątrz emocji. Przez chwilę z niecodziennym poruszeniem zaglądaliśmy sobie do głębin tęczówek.
 - Pokonaliśmy Kyori – powiedział w końcu. – Naszą przeszkodę numer jeden.
Choć oczekiwał odpowiedzi, z uwzględnieniem mojego zauroczenia był zmuszony odczekać momencik. Spożytkowałam ten czas na ustatkowanie myśli.
 - Wiem, Sasuke. Dzisiaj był… dziwny dzień. To zdecydowanie zbyt wiele wrażeń jak na mnie. Jestem zmęczona, nawet Itachi po pozbyciu tego kłopotliwego Jutsu zdaje się być jeszcze wstrząśnięty. Nic dziwnego. Został wujkiem. Będę się z tego cieszyła dopiero po krótkiej drzemce – wyznałam, świadoma nieskładności zdań.
 - Mogę zadać ci jedno pytanie? – Sasuke pochylił się nade mną. Rany. Byłam gotowa pofrunąć wraz z sercem ku nieboskłonowi. Niemniej zaraz po ustanowieniu tej chęci dostrzegłam u Sasuke… emocję. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że jest nerwowy i jednocześnie rozdrażniony tą „nerwowością”.
Odetchnęłam. Nagle poczułam się niesamowicie swobodnie.
 - Pytaj.
 - C-czy… - wyjąkał. WYJĄKAŁ! Zdeprymowany Sasuke Uchiha właśnie zaczął wytyczać szlak na jednym z pasm moich włosów. Nagle wziął się w garść i wyprostował jakby usłyszał komendę baczności. – Czy to w porządku pytać o takie rzeczy?
 - Zapytaj, a się przekonamy – zachęcałam go z uśmiechem.
 - Będziesz się gniewała, gdy jednak zrobię to bez pytania?
Dobra. Od tej chwili uprzednia swoboda zaczęła rozmyślać nad urlopem. Powstrzymywałam ją, ale na próżno.
 - Zależy co – mruknęłam.
Akcja przybrała błyskawicznego nurtu. Kiedy poczułam coś niebywale zmysłowego na swoich ustach, swoboda orzekła: „Dość! Zostawiam cię na dwa tygodnie!” i odfrunęła bez partolenia. Sasuke ostrożnie musnął moje wargi, a kiedy, odtrąca przez zdrowy rozsądek, odwzajemniłam pocałunek z większym zaangażowaniem niż mogłabym przypuszczać, jego pieszczoty przestały być już tylko muśnięciami. Och, czułam jak się rozpływam. Mężczyźni, którzy przeważającą część swojego życia poświęcili zemście nie powinni tak świetnie całować. Wzdrygnęłam się, natrafiając na jego język. Rozpoczęły się tańce. Zmysłowe, początkowe delikatnie. Później stały się dzielniejsze, pozwalając sobie na „dzikość”.
Wtedy, nie przerywając pocałunków, Sasuke Uchiha chwycił mnie pod pachami, leciutko dźwignął i ulokował czubki moich palców na własnych stopach. Byłam ciut odurzona, żeby wykazać jakąkolwiek chęć na roztrząsanie przyczyn tej czynności, aż nagle dotarło do mnie, że tym sposobem jako tako zmniejszył dzielącą nas przepaść w kategoriach wysokości. Sasuke podtrzymywał mnie delikatnie w talii, dbając, żebym nie utraciła równowagi. Wiecie co jest magiczne w rozkosznych momentach? To, że wdziera się do nas jakaś nieznana natura i komenderuje nami jak bezwiedną kukiełką. Zarzuciłam ramiona na szyję Sasuke, pewna, że w normalnych okolicznościach nigdy bym się na to nie zdobyła.
I całowaliśmy się. Minutę? Godzinę? Nie miałam najbladszego pojęcia. Plądrowałam jego buzię, jak gdyby była to ostatnia rzecz jaką mogę uczynić przed śmiercią. To było cudowne. Pomyślałam nawet, że pocałunki w jaskini i kajucie nie dorastają obecnemu rywalowi do pięt. Nachmurzyły się i uciekły gdzieś w kąt.
A ja, głupia, oderwałam się od tego anioła. Może tego typu konfrontacje z Sasuke odprawiały na urlopy większość uczuć podlegających rozsądkowi, ale już na pewno nie były w stanie wygnać z głowy wizji, że Itachi Uchiha, Naruto Uzumaki i Akashi Kazuma są naszą widownią.
Od razu po „rozłączeniu” natknęłam się na bezkresne ślepia. Oddech miałam urywany i czułam, że moja twarz odbiega kolorystyką od standardów. Sądziłam, że będę mogła napawać się wyrazem twarzy Sasuke po takim przeżyciu, lecz on mi to uniemożliwił.
 - Wracamy – wysapał, uderzając czołem o mój bark.
Otarłam pot z czoła i przytuliłam go mocno. Zdawało mi się, że wspólnie obróciliśmy w gruzy mur, który wytyczał między nami granicę.
 - Sasuke? – szepnęłam.
 - Hm?
 - To bardzo nieelegancko pytać dziewczynę o pocałunek. Tego rodzaju czynności robi się pod wpływem chwili. W tym tkwi ich piękno.
Sasuke oplótł mnie ramionami na wysokości talii. Wyglądał jak zbesztane dziecię, które wtula się z prośbą przebaczenia do matki.
 - Sakura? – usłyszałam.
 - Tak?
 - Jestem wdzięczny Iyashi’emu Kitsune za to, że cię pojmał.
Nie mogłam powstrzymać chichotu.
 - Wiesz, że ja też?
Ukradkiem zerknęłam na przyjaciół. Trójka turystów właśnie przegapiła wyjątkową atrakcję. Ulżyło mi na widok ich pleców. 

Hinata przywitała nas na ganku spracowanym uśmiechem, lecz zbladła chwilę później. Wszystko przez Sasuke. Nie bez przyczyny utknęłam w jego objęciach. Uchiha zaoferował się w połowie drogi, kiedy po którymś chwiejnym chodzie należało wyratować mnie od upadku. Kwestionowanie jego decyzji nie wchodziło w rachubę, zwłaszcza, że poparła go cała grupa. Teraz czułam się odrobinę niezręcznie, a Hinata opacznie zrozumiała moje położenie.
 - Sakura! Co ci się stało? – Od razu napadła na mnie z troską. Przytuliłam policzek do torsu Sasuke. Bez owijania w bawełnę mogłam orzec, że czułam się jak w progach pięciogwiazdkowego hotelu.
 - Wszystko w porządku. Jestem troszeczkę zmęczona. To był długi dzień – odparłam z naciskiem na epitet.
Udobruchany wzrok dziewczyny spoczął na mężu.
 - Wszystko poszło zgodnie z planem? Zetsu naprawdę pokazał im przeszłość?
 - Tak. Nasze początkowe obawy się potwierdziły.
Obawy? Prychnęłam. Naruto zamiast zyskać w moich oczach, grabił sobie jeszcze bardziej. To był szczęśliwy traf! Sasuke, racja, był zagadkowym człowiekiem, przy którym potrzebowałam dozgonnych zapasów cierpliwości. Niemniej bardzo go kochałam, a nowinka o jego ojcostwie oprócz wprowadzanie zamętu, w pewien sposób mnie ucieszyła.
Weszliśmy do włości rodziny Haruno wśród dźwięków dyskusji. Itachi ujarzmił moją ciekawość, tłumacząc, że pieczęcią lwa nie jesteśmy w stanie odwrócić Jutsu Akashi’ego. Kociak potrzebował do tego Wodnika, a ta wiadomość nieco ostudziła mój zapał. Dowiedziałam się też, że utajenie amnezji było bułką z masłem. Ponoć Ino, Shikamaru i reszta osób, które kojarzyły mnie z czegoś więcej niż doktorskiego nazwiska, miała „zainstalowaną” w sobie teorię o upadku ze schodów. Jednak dodatkowa aktualizacja sprawiała, że byli oni lepiej doinformowani. Wiedzieli bowiem o tym, że byłam na misji, ale jako, że uciekła ona z mojej pamięci, Hokage zagwarantował, że powiodła się sukcesem, a żeby nie narażać mnie na ryzyko powikłań, prosił, aby nie wspominano o niej w mojej obecności. Teraz zwięźle przedstawiał żonie sytuację, ta zaś  bez ustanku obrzucała mnie współczuciem. Widziałam w jej oczach poczucie winy i wiedziałam, że gdy odzyskam dyspozycję, przytuli mnie do siebie i poprosi o przebaczenie. Gwoli ścisłości ona także wtajemniczona była w intrygę.
A ja w ogóle nie myślałam komu przebaczać. Myślami uciekałam do Satoshi’ego i przyszłości, która stała się dla mnie nieco jaśniejsza.
Chcę być z tobą, dowiedziałam się od Sasuke.
Proszę. Proszę! Niech to wyznanie ma związek z następnymi latami, a nie dzisiejszym wieczorem, złożyłam cichą prośbę siłom wyższym.
Frapowała mnie jeszcze jedna myśl i Ren. Odnośnie drugiej pozycji musiałam zwrócić się do Naruto.
 - Kiedy będę mogła zobaczyć się z Ren’em? – Na dźwięk mych słów dysputy ucichły. Imię jednego ze sprawców wywołało maski zniesmaczenia na twarzach Itachi’ego i kociaka.
 - Jutro o zachodnie słońca – odparł Naruto. – Prosił, żebyś zjawiła się w miejscu, które dobrze znasz. Nie wiem co miał na myśli, ale twierdził, że nie będziesz miała problemu z jego odnalezieniem.
Nos podobizny Minato Namikaze. Tak, on bez cienia wątpliwości został wyznaczony miejscem schadzki.
Niedługo potem, gdy dyskusje się wznowiły, zagłuszył je następny głos.
 - Gdzie Satoshi? – Sasuke nie emanował niczym, prócz śmiertelnej powagi. Utkwiona w jego ramionach, czułam każdy naprężony mięsień.
 - Na górze – odszepnęła Hinata.
Itachi pchnął leciutko brata w kierunku stopni.
 - Idźcie. Macie wiele do nadgonienia.
 - Poczekamy na dole – dołączył się Naruto. Teraz zdawał się przesadnie miły, co strasznie mnie zirytowało. Zrozumiałam, że państwo Uzumaki jeszcze przez długi okres czasu będą dążyć do odkupienia.
 - My się rozgościmy – Akashi uraczył mnie figlarnym uśmieszkiem. – Będziemy czuć się jak u siebie w domu, nie martw się Sempai.
 - To mnie właśnie martwi – westchnęłam.
Sasuke, chłodny i beznamiętny, zaczął wspinać się po schodach. W trakcie chodu przyglądałam się znad jego ramienia reakcjom moich przyjaciół. Naruto i Hinata patrzyli na nas przybici – żerowanie poczucia winy nie ustępowało. Itachi miał mętlik, uśmiechał się, acz pod owym gestem kryło cię coś więcej. Z kolei Akashi posłał mi perskie oko, ustanawiając to czymś na miarę przyjacielskich życzeń o powodzeniu.
Kurczowo opatuliłam szyję Uchihy.
Korytarz przemierzył w milczeniu, choć wiedziałam, że gdzieś tam w jego środku lawiruje stres. Wkrótce będzie musiał zdobyć się na rozstrzygnięcie sporu i pokochanie własnego syna. Spróbowałam postawić się w jego sytuacja i wiedziałam już, że stoi przed nim prawdziwe wyzwanie. Satoshi’ego widział parę razy, ale w żadnym przypadku nie wcielił się mentalnie w rolę rodzica.
Ostrożnie ulokowałam dłoń w miejscu, gdzie tłukło jego serce. Z niewyjaśnionych powodów bałam się odtrącenia.
 - Spokojnie – wyszeptałam mu do ucha. – Poradziłeś sobie z tysiącami rzeczy. Przywykniesz do tego wszystkiego, Sasuke.
Zastanawiałam się jakie myśli krzątały mu się po głowie. Dumał nad rodzicielskimi instynktami, które pomalutku wychylały się ze swoich nor? A może ciekawił się czy Satoshi zdoła się do niego przyzwyczaić? Albo czy jest gotów wziąć udział w tym spektaklu?
Te myśli pociągnęła ze sobą następne i nagle rozniecił się we mnie znajomy lęk.
Nie jestem przyszykowany na bycie ojcem…
Co jeżeli jeszcze dzisiaj usłyszę to z ust Sasuke?
Wtedy spięłam się chyba trzykroć bardziej niż on sam. Ta wizja zaczęła mnie nękać. Miałam ją przed oczami nawet wtedy, gdy Uchiha skinięciem głowy poprosił mnie o pociągnięcie za klamkę.
Drzwi otworzyły się z cichuteńkim skrzypieniem, a zaraz potem rozległ się ten bełkot. Momentalnie wyswobodziłam się z żelaznego uścisku Sasuke i pognałam w stronę łóżeczka. Uchiha wcisnął włącznik świata, a mój świat rozświetliła ukochana twarzyczka. Satoshi ściskał pręty swojego leżyska, ubrany w miętowe śpioszki. Po tych wszystkich wydarzeń patrzyłam na niego jak w dzień, w którym pierwszy raz pozwolono mi go ukołysać.
 - Witaj, słońce – odezwałam się czule, porywając go w ramiona. Podróże w czasie zdawały się trwać w nieskończoność, a przecież od naszego ostatniego spotkania minęło raptem parę godzin. To spostrzeżenie mimo wszystko nie uśpiło tęsknoty. Chciałam zapłakać, ale myśląc ilekroć już dzisiaj to czyniłam, udało mi się powstrzymać. 
Odwróciłam się w stronę Sasuke.
Widok był… niepojęty. Uchiha niby starał prezentować się nonszalancko, lecz rezultaty go nie satysfakcjonowały, zważywszy na sytuację. Nie mógł odlepić oczu od malca, a kiedy wystawiłam przed siebie ramiona, odruchowo postąpił w tył.
 - To twój syn Sasuke. Nie bój się.
Bruzda na jego czole pogłębiła się znacząco. Rozgniewałam go.
 - Nie boję się.
 - Więc weź go na ręce. I ty, i on tego potrzebujecie – powiedziałam ze znawstwem.
Dłonie Sasuke drżały, gdy nakierowywał je ku Satoshi’emu. W końcu go ode mnie odebrał, a dziecko natychmiast wparło się na jego piersi. Trochę ubawiłam się patrząc na zmieszaną twarz ukochanego. Ujęłam jego dłoń i naprowadziłam na główkę Satoshi’ego. Policzki Sasuke nabrały czarujących rumieńców.
Po chwili zaczął się odprężać, głaszcząc delikatnie swojego syna. Jego przesadzona ostrożność zmusiła mnie do parsknięcia.
 - Nie do twarzy mi z dzieckiem? – Brzmiało to jak żart, ale głos Sasuke był poważny.
 - Przeciwnie. Wyglądacie uroczo.
 - Nie mów tak.
 - Dlaczego?
 - Czuję się… dziwnie – przyznał.
Och nie. Jego słowa wpłynęły na mnie momentalnie. Poczułam się wprost przytłoczona ilością lęków, które wsiąknęły we mnie z nagłością. Czy postąpi jak Ren? Ucieknie? Poprosi o cierpliwość?
Nie! Pod tymi względami nie miałam za grosz cierpliwości. Wyczerpała się już lata temu.
Bez słowa rozcapierzyłam na ziemi kocyk, po czym usiadłam na nim, klepiąc miejsce obok.
 - Co robisz? – spytał.
 - Usiądź. Pogadamy.
Sasuke z powściągliwością umiejscowił się obok, wybierając siad turecki. Satoshi ugrzązł między jego nogami i zaczął się wspinać jak alpinista zastępując punkty zaczepienia kawałkami koszuli.
Postanowiłam od razu przejść do meritum. Nie mogłam już dłużej znosić niepewności. Reakcja Uchihy wzbudziła mój niepokój.
 - Sasuke… - Wstrzymałam oddech. – Czy jesteś na to przygotowany?
Świdrował mnie wzrokiem przez parę chwil. Prawdopodobnie zrozumiał skąd wynika to bezpośrednie pytanie.
 - Nie martw się. Nie zamierzam cię zostawiać.
 - Nie odpowiedziałeś na pytanie – zauważyłam, choć w rzeczywistości z serca spadł mi kamień. – Jesteś na to przygotowany?
Moja ciekawość wpędziła go w zakłopotanie. Namysł trwał zbyt długo, a ja zbyt prędko domyśliłam się odpowiedzi.
 - Nie – rzekł, patrząc mi w oczy.
W moim środku doszło do eksplozji. Potwornego wybuchu, który obrócił w proch wszelakie nadzieje. Nie pokwapiłam się nawet, żeby porządnie zamaskować rozczarowanie. Przyciągnęłam kolana pod samą brodę i zatopiłam się w smutku. Satoshi nieporadnie rozłożył ramiona i kilkoma sylabami poprosił mnie o uwagę. Zaniedbałam to.
 - Hej – Sasuke przemówił. Zerknęłam na niego spod rzęs, odkrywając, że owija wokół palca kosmyk różowych włosów. Dziecięcia ciekawość sięgnęła zenitu. Uchiha z uśmiechem podał pasmo mojemu synowi i pokazał jak dobrze się nim zająć. Gdy subtelnie owinął nim rączkę Satoshi’ego, ten roześmiał się słodko i zerknął na mnie, upewniwszy się, że to obserwuję.
 - Lubisz włosy mamusi, co? – rozczuliłam się.
Wtedy Sasuke odgarnął za ucho moją tarczę. Wybałuszyłam na niego oczy.
 - Hej – powtórzył.
 - Co? – Och! Zabrzmiałam jak nadąsana pięciolatka.
 - Nie zrozum mnie źle, Sakura. Chyba żaden mężczyzna na moim miejscu nie byłby na to gotowy. Ale to wcale nie oznacza, że ucieknę gdzie pieprz rośnie. Będę próbował. Postaram się przywyknąć do nowej roli. Postaram się też… dobrze w niej spełniać, choć wiem, że będzie to trudne. Jednak… - Zrobił pauzę i łypnął na malucha, który usilnie próbował powtórzyć zabiegi ojca. Gdy przy trzeciej nieudanej próbie włosy wyślizgnęły mu się z piąstki, roześmiał się i spojrzał na nas. – On wszystko mi ułatwia – ciągnął Sasuke. Oszołomiła mnie nuta czułości w jego głosie. – Wystarczy…tylko go obserwować. Obserwować inaczej niż do tej pory. Robić to z wiedzą, że ta istota ma w sobie część mnie i z tego powodu jestem za nią odpowiedzialny. Właśnie to jest dziwne. Tyle rzeczy się we mnie teraz dzieje. Nie nadążam za własnymi myślami.
Dopiero co zrozumiałam następną oczywistość. Sasuke nie jest Ren’em. Nie ma na koncie żadnych przewinień. Nie zamienia w moim słowniczku pojęcia „życie” w „kłamstwo”.
 - Sakura – pokręcił rozbawiony głową, gdy moja dolna warga zaczęła drżeć. Poczułam na czole jego ciepłą rękę. – Nie becz. Wystarczy na dzisiaj.
 - W moim przypadku płacz nie jest czymś, co można kontrolować – powiedziałam, a druga część wypowiedzi była już doprawiona łkaniami. Sasuke trochę zbyt brutalnie przyciągnął mój policzek do ramienia, żebym mogła się na nim podeprzeć. Ścisnęłam skrawek jego koszuli. Satoshi powtórzył czynność myśląc, że w ten sposób udzielam mu lekcji. – Tak się cieszę – chlipałam. – Nie jestem sama. A-ale… co my teraz zrobimy, Sasuke? Cała Konoha jest przekonana, że Ren jest biologicznym ojcem Satoshi’ego.
 - Musisz być silna – rozczochrał moje włosy. – Zastanawiam się czy nie lepiej byłoby wynieść się z Ukrytego Lisćia. Z dala od plotek, które z pewnością niedługo rozkwitną. 
Wyobrażenie naszej trójki uciekającej od okrucieństwa obywateli Konohy wstrząsnęło mną do szpiku kości. Z drugiej strony taka okoliczność wzmocniłaby rodzinne więzi, których póki co brakowało. 
 - Ren’owi najwidoczniej nie przyszło to do głowy.
 - Nic dziwnego. Myślał tylko o tym, żeby cię ochronić.
 - Niech go diabli – syknęłam między pociągnięciami nosa.
Sasuke zaczął przebiegać palcami po moim odkrytym policzku.
 - Nie mów tak. Gardziłem nim od samego początku, ale suma summarum słowa Naruto trochę go usprawiedliwiły. Faktycznie mógł zwątpić w to, że obecność Satoshi’ego zawdzięczana jest czemuś głębszemu.
To zdumiewające twierdzenie natychmiast mnie otrzeźwiło. „Renowy” problem jest już poniekąd rozwiązany, a przynajmniej będzie – jutro o zachodzie słońca. Została tylko jedna niewyjaśniona kwestia.
 - Sasuke?
 - Nie lubię, gdy tak zaczynasz – odpowiedział beznamiętnie. Nie był  to jednak wystarczający powód do ustąpienia.
 - Chcę cię o coś zapytać – powiedziałam. – To dla mnie ważne. 
 - Więc pytaj.
 - Wiem, że to zabrzmi… nietypowo, lecz muszę mieć pewność. Po tym wszystkim co przeszłam z Ren’em, nie chcę już więcej rozczarowań. Powiedz mi Sasuke… - Uniosłam wzrok, żeby spojrzeć w jego oczy. Szczęśliwym trafem on także zainteresował się moją aparycją. – Czy naprawdę coś do mnie czujesz? – Oczy Uchihy wielkością dorównywały spodkom, ale i z tą przeszkodą byłam zdolna sobie poradzić. – Czy możesz mnie zapewnić, że nie zmuszasz się do tego wszystkiego ze względu na wieści o Satoshi’m? Proszę – skuliłam się. Minuta wzrokowego kontaktu mi wystarczyła.
Satoshi naparł rączkami na brzuch Sasuke, a potem zaczął raczkować w moją stronę. Wzięłam go w ramiona uznając za przytulankę.
Znów byłam bliska palpitacji.
  - Sasuke?
 - Chyba mnie rozgniewałaś – wydukał pod nosem i spuścił wzrok.
 - Chyba?
 - Powinienem czuć się urażony.
 - Po prostu mi powiedz – zażądałam wiedząc, że teraz umiejętnie będzie próbował ominąć łukiem to, o co się rozchodzi. – Powiedz co do mnie czujesz.
 - Coś – bąknął.
 - Coś?
 - To o czym oboje myślimy, jasne? – Intonacja zaczęła przypominać warkot. Poczułam przypływ odwagi. Sasuke powiedział mi kiedyś, że prawdopodobnie jestem bardziej dzielna niż on sam. Fakt, że zasłużyłam sobie na te słowa sprawił, iż postanowiłam im uwierzyć. Przytuliłam się do jego ramienia.
 - Dziękuję. Dziękuję za to, że mnie kochasz.
Wychylił się znad czarnej kurtyny i ostrożnie mi się przyjrzał.
 - Tyle mi wystarczy – dodałam. – Wiem, że jest ci ciężko, gdy w grę wchodzi „coś”. Proszę, twój syn – Wręczyłam dziecko Sasuke, a on przyjął go wracając do wcześniejszego położenia. Jego twarz miała teraz charakter zakazanego owocu.
Może przesadziłam z tą pewnością?
Może to „coś” nie jest wcale tak głębokie, jak mi się wydawało?
Zamierzałam przeprosić za tę bezczelność, ale ubiegł mnie jego przyciszony głos.
- Kocham cię – powiedział pośpiesznie i ledwie zrozumiale.
Osłupiała, chwyciłam bezwiednie leżącą dłoń. Dopiero co otarłam łzy, a już zbierało mi się na płacz. Jasne. Przez Konohę przejdzie szturm ploteczek atakujących mnie, Sasuke i Ren’a. Drogę przetnie nam też mnóstwo komplikacji, począwszy od Ino, której zamierzam wyjawić prawdę, aż do Kiby, nie mającego za złe własnej bezpośredniości. Wszyscy zaleją nas lawiną pytań. Pani Kagekee będzie bliższa śmierci po zawale, a moi przełożeni w pracy będą wzburzeni tym, że odrzuciłam Ren’a. Potem szemrania się pomnożą, kiedy to Satoshi pierwszy raz skorzysta z klanowej zdolności. Sharingan w jego oczach doprowadzi do tego, że ludzie źle pomyślą o jego matce i wcale nie będą się z tym kryli. „Co za ladacznica!”, w mojej głowie z wolna zaczęły konstruować się echa. „A więc dlatego odrzuciła Ren’a. Zdradzała go od początku z Uchihą, a kiedy ten powrócił wróciła do niego niczym wierna psina. Toż to są kpiny! Biedny Satoshi! Taka matka… Taki ojciec…”, widziałam nakręcone starowinki w plotkarskim gronie. Zrobiło mi się niedobrze na myśl o otoczeniu, w którym miałby dorastać mój syn.
Może naprawdę zostawimy to za sobą? Może stwierdzimy, że nie jesteśmy na tyle silni, ażeby unieść to brzemię?
Może…
Na razie słowa „kocham cię” odganiały natrętne wyobrażenia. Na ten czas nie zaprzątałam sobie głowy czymś, co można przełożyć na inny termin. Póki co wolałam nacieszyć się beztroską, Sasuke, Satoshi’m, chwilową wolnością i momentem zjednoczenia tej rodziny. Póki co będę u boku Sasuke, ucząc go kochać nasze dziecko. Póki co  ubarwię wszystko na różowo, złudnie wierząc, że potrwa to wieczność.
Póki co…


Od autorki: Tym razem dałam wam melancholijną dawkę SasuSaku. W następnym rozdziale możecie oczekiwać ostatnich chwil akcji, a potem upragnionego epilogu. Ten epizod pisało mi się lekko i przyjemnie. Jestem zadowolona z rezultatów, bo ani razu w trakcie jego tworzenia nie utraciłam weny.
Cholercia… Jeszcze jedno standardowe „Od autorki”, a potem przyjdzie mi pisać podziękowania i pożegnanie. Oczywiście tyczy się to Ai no Ibuki, bo Get Around This dopiero stawia swoje pierwsze kroczki. Potem zastanawiałam się nad następnym fanfickiem, ale wprawdzie irytuje mnie poniekąd to „podkradanie” postaci, kiedy tak naprawdę mogę wykreować coś własnego. Albo stworzę następne SasuSaku, albo najzwyczajniej w świecie spod mojego pióra (bądź klawiatury, jak kto woli) wyjdzie romansidło fantasy, taka historyjka poprzedzająca moją książkę. Chyba wolę przekonać się jak ludzie odbiorą moją własną twórczość, zanim zdecyduje się napisać coś, co wyślę wydawnictwom.
W ogóle to… mój chłopak wrócił z Niemiec! Balony, muzyka i fajerwerki – bardzo, bardzo się cieszę! <3 I niedługo wybieram się do Zakopanego. Jestem ciekawa czy mam tam jakiś czytelników xD  A poza tym od września zaczynam kursy na prawo jazdy. Och, akurat pod tym względem strasznie się stresuję… Jestem a-społeczna, a tu przyjdzie mi zmierzyć się z instruktorem. Nie wiem jak to przeżyję xD.
Moje życie jest pasjonujące, nie?
Zapraszam was do nowej podstrony „Cytaty”, którą stworzyłam z pomocą kochanej czytelniczki.
Standardowo ślę pozdrowienia i życzę udanego końca wakacji. Tak, dobrze przeczytaliście. KOŃCA… Ech. Czasami żałuję, że technika są czteroletnie…


30 komentarzy:

  1. Wreszcie, nareszcie. Mam wrażenie, że czekałam na to całe życie. :D Zabieram się do czytania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział cudowny. Nareszcie Sasuke będzie mógł spełnić się w roli rodzica! To będzie ciekawe. xD Ubolewam, że zbliżasz się do epilogu. Pokochałam tą historię całym serduszkiem tak, jak Secret of Happiness.
      Pamiętasz jak mówiłam, że wydrukuję tą historię? Niedawno wydrukowałam rozdział pierwszy, teraz robię lekką korektę drugiego (kilka literówek/ortów). C:
      Pozdrawiam, Hikari.

      Usuń
    2. To mi przypomina, że po zakończeniu opowiadania sama będę musiała zająć się korektą. God, why?

      Cholercia, naprawdę to drukujesz? Nie szkoda ci tuszu? xD Ale te miłe uczucie, że go dla mnie marnujesz, hihi.
      Także pozdrawiam.
      I dziękuję, oczywiście C:

      Usuń
  2. Rozdział pięknie podsumowuje całą ich podróż;) Cieszę się, że w tym rozdziale pokazałaś tak wiele emocji, tak wiele rozterek naszych bohaterów. Moim zdaniem rozdział był piękny, czytało się go bardzo przyjemnie;) Nie mogę uwierzyć, że tak cudowna historia dobiega końca.

    Szablon podoba mi się, masz naprawdę talent do tego typu rzeczy;)

    Pozdrawiam i życzę weny;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja się cieszę, że wciąż tu jesteś i mnie nie porzuciłaś.

      Kochana Keade, ja dobrze wiem, że jesteś z Ai no ibuki już od dawna i bardzo ci dziękuję, bo zawsze zostawiasz po sobie ślad. Doceniam fakt, że masz na to chęci, tym bardziej, że po porównaniu ilości dziennych odwiedzin z liczbą komentarzy na blogu wiem, że niewiele osób jest do tego ochoczo nastawionym. Ale więcej "wdzięczności" dostaniesz ode mnie w Podziękowaniach na końcu Epilogu :)

      Dziękuję za pochwalnie szablonu. Długo nad nim siedziałam ^^'
      Także pozdrawiam.

      Usuń
  3. Pięęęknyy rozdział, naprawdę! Z jednej strony nie mogę się doczekać rozdziałów tutaj, ale jeśli pojawi się kolejny rozdział, to będe musiała pożegnać się z ta historią.. Nie wiem czy to przetrwam :D
    Co do Get Around This, czytałam, choć jeszcze nie skomentowałam, tam również czekam na next'a :D
    Wszystko co Ty napiszesz, ja z zapartym tchem przeczytam, więc czekam na nowości :D
    O widze, w góry ciągnie <3 Piękne Polskie góry, ja już byłam, i chyba w następnym tygodniu wybiorę się jeszcze raz. Nie przejmuj się prawkiem, ja też dopiero co zaczęłam. Powoli a do przodu :D
    Dużo weny, pisz dużo, coraz lepiej, jak najwięcej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy ja wiem, czy ciągnie? Moje plany opierały się na czymś innym, ale ciężko w tych czasach o nocleg (xD)

      Wenę mam, jakoś podejrzanie długo mi towarzyszy... Zepnę dupsko i do końca przyszłego tygodnia napiszę rozdział na Get Around This. Pisać przestawać nie zamierzam, zwłaszcza, gdy słyszę (czytam) od ludzi, że zapieram im dech w piersiach. Dziękuję ci!

      I w takim razie życzę powodzenia ze zdawaniem prawka <3

      Usuń
  4. Chapter nie do opisania słowami,oczywiście w pozytywnym sensie :).Nie tracisz weny,to dobrze.Wielu pisarzy traci wenę po jakimś czasie,ale ty jesteś tym wyjątkiem ;).Hmm..Sasuke bardzo lubię,gdziekolwiek jest,czy w mandze,anime i tak jest cool,jednakże w tym opowiadaniu najbardziej mi się spodobał.Śmiejący się i szczęśliwy Sasuke to nowość.Ok,przejdę teraz do rozdziału,bo omijam temat.Chapter idelnie pokazuje co się dzieje z bohaterami i dosłownie czytając go odpłynęłam,szczególnie wtedy,kiedy cała rodzina się zjednoczyła.Nie ma nic piękniejszego jak bycie z rodziną,a szczególnie zjednoczenie się po wielu latach.Szkoda mi Sakury,była okłamywana,a na dodatek dowiaduje się kim jest ojciec Satoshiego po długim okresie czasu.Na dodatek to spotkanie z Ren'em...dopiero co wróciła z podróży,podczas której doznała wiele szoku,a teraz spotkanie z kłamcą.Ren'owi nadal nie potrafię wybaczyć,czy nie lepiej by było gdyby powiedzieli jej,iż nie wiadomo kto jest ojcem jej dziecka,zamiast ja okłamywać?.Nie dość,że odebrał ojcostwo Sasuke to zarywał do Sakury,to właśnie przez niego Sakura nieświadomie raniła Sasuke.Oj,ta scena pomiędzy Sasuke,a Sakura,Sasek powinien zwracać uwagę czy przypadkiem nie ma widowni ;) .Powracając do tematu.Ach,brakowało mi strasznie Akashiego i Satoshi'ego.Akahi rozwalił system swoją akcją.Satoshi jak zwykle uroczy i słodki.I ten moment kiedy Sasuke trzyma Satoshi'ego,potem na kocyku jeszcze *_*.Wyznanie Sasuke kompletnie zwaliło mnie z nóg.Swoją drogą pomysł Sasuke wcale nie jest taki zły,gdyby wyprowadzili się z Liścia uniknęliby złośliwych plotek.

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział.. mega, boski, świetny, cudny, piękny itd. itp.
    Zawarłaś w nim bardzo dużo uczuć. Zgadzam się z przedprzedmówczynią - rozdział idealnie podsumowuje ich podróż.
    Nie mogłam doczekać się momentu, w którym Sasuke spotka się z Satoshi'm jako ze swoim synem.. no i.. doczekałam się. <3 Jestem tym momentem wniebowzięta.
    Jak sobie pomyślę, że został jeden rozdział i epilog.. ciarki mnie przechodzą.
    Miłego pobytu w naszych pięknych polskich górach. ;) Wróć wypoczęta.. no, i z weną. Jak na czytelniczkę tego życzenia braknąć nie mogło. ;p

    Pozdrawiam,
    Aerix ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Ohayo :D
    Bardzo, ale to bardzo dawno mnie tu nie było. Wszystko przez obóz na Ukrainie, a potem wyjazd nad morze. Wróciłam wczoraj, ale nie miałam już siły na czytanie. Dzisiaj jednak zabrałam się do tego z wielką chęcią. Pierwszy raz miałam takie duże zaległości, bo aż trzy rozdziały. Sporo czasu zajęło mi przeczytanie ich. Domownicy nie mogli odciągnąć mnie od komputera. xD
    Muszę Ci powiedzieć, że jestem cholernie zszokowana tym, co się wydarzyło.
    Nasze kochane SasuSaku przez tak długi okres czasu żyło w klamstwie. Aż trudno mi to sobie wyobrazić. Tak samo trudno uwierzyć, że to Sasuke jest ojcem Satoshiego. Chociaż nie lubię Rena, to przyzwyczaiłam się do tego, iż to on jest ojcem.
    Jestem bardzo ciekawa czy Sasuke rzeczywiście będzie kochającym tatusiem i nie stchórzy.. ;>
    Ten pocałunek był uroczy. :3
    KIedy Sasuke powiedział Sakurze, że ją kocha, zdębiałam. To naprawdę musi być coś poważnego, skoro Uchiha coś takiego powiedział. Kochana, jak to mnie wzruszyło, to Ty sobie nie wyobrażasz.
    Cieszę się ich szczęściem i kibicuję Naruto, żeby nie dał zabić się Sakurze. :p
    Cóż, też nie mogę uwierzyć, że to już końcówka wakacji. Nie mam pojęcia kiedy ten czas zleciał. ;//
    Nadrobiłam również rozdział na Get Around This, ale skomentuję go jutro, bo jest późno, a ja jestem wykończona.
    Pozdrawiam i jak zwykle czekam na kolejny rozdział. Szkoda, że niedługo koniec...

    OdpowiedzUsuń
  7. No, no kochana. Zasługujesz na lanie. Rozmawiałyśmy wczoraj, jak mogłaś nie poinformować mnie o rozdziale? *wielki płacz* Teraz to Ty chowaj się za donicą!
    Czytając ten rozdział taaak się rozczuliłam, szczególnie przy momencie z Satoshim. Wierzę, że będzie dobrze, bo nie zrobiłabyś nam czegoś złego i nie pozabijała ukochanych bohaterów. Jedynie Naruto zasługuje na wizytę na OIOM'ie pomimo faktu, że chciał dobrze. Nie wyszło i niech cierpi pajac jeden! Jakoś nie mam problemów z wyobrażeniem sobie Sasuke jako dobrego tatusia. ^ ^ A teraz lecę na Get Around This, bo chyba zapomniałam zamieścić tam swego komentarza.
    Twoja Mari, dawniej (czyli jeszcze wczoraj) Cherry : * xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gomene, Mari-chan!

      Myślałam, że wiesz o nowym rozdziale. Zabijać bohaterów? Ano drugi raz nie zniosłabym tej fali buntu ze strony czytelników, czego doświadczyłam z poprzednim fanfickiem, poza tym zawsze mi smutno, gdy przychodzi czas na pisanie decydujących momentów. W ogóle nie lubię, kiedy bohaterowie umierają!
      Naruto właśnie został zmieszany z błotem...
      A Sasuke określony dobrym tatusiem...
      To mi uświadomiło, że za bardzo odbiegam od kanonu xD

      Czekam na naszą następną gadulcową rozmowę! <3

      Usuń
    2. Ja mogę ich zabijać, ale pod warunkiem, że ich nie lubię. xD
      Haha, no cóż, co do mangi... dalej się zastanawiam jak on biedny chce odbudować klan, skoro stroni od kobiet. Ale jeśli popuka się go kilka(naście) razy młotkiem (pneumatycznym najlepiej) w głowę to myślę, że się ogarnie i naprawdę byłby dobrym tatusiem! Rozczuliłby mnie ten widok.
      Ja też czekam! Chociaż ostatnio za nic nie mogę Cię złapać. :c No i mój Prolog ciągle czeka tam na Ciebie! <3

      Usuń
  8. Na początek - szablon śliczny ^^ Taki spokojny, lekki, stonowany...cud, miód i malina! Po tym ostatnim (też boskim) jest idealny, bo po paru rozdziałach robił się troszku przesłodzony. Te jest...no po prostu nie wiem co napisać T^T wczoraj tak ładnie miałam zaplanowane w głowie co napisać, buu.
    Co do rozdziału. Dwa słowa - za krótki! Przyznam szczerze, że czuję niedosyt. Zwykle twoje rozdziały czytam w półgodziny a ten może z 10 minut...a może takie mam po prostu uczucie że się tak szybko skończyło.
    W końcu pojawiło się typowe SasuSaku! ♥ oj jak się cieszę! No i Sasuke z Satoshi'm, aż się łezka w oku kręci ze wzruszenia. I te nieśmiałe "Kocham cię"!!! Zgon :3
    Jej co całkowitej ekstazy brakowało mi tylko opisu Sasuke, kiedy trzymał Satoshi'ego na rękach i wyznawał Sakurze miłość. Kurczę, dlaczego wtedy musiała być perspektywa Sakury! No dlaczego...I w ogóle ja to wszystko widziałam w głowie. Jak siedzą na podłodze, Sasuke z Satoshi'm na rękach, a Sakura obok nich. Taki ładny obrazek powstał, że kolejna łezka, jej! ^^
    Szkoda, że Ai no Ibuki dobiega końca :( cieszę się, że tutaj przynajmniej Sakura nie musiała zginąć, bo czytałam tamten rozdział chyba z dziesięć razy i za każdym razem ryczałam T^T a potem była taka pustka..No bo co, Saku nie żyje? Niby jak? No ja się nie zgadzam! Ale wszystko dobrze się skończyło i znowu czułam niedosyt! Ech, chyba nie ma bloggerki która zaspokoiłaby moje potrzeby pisarskie c:
    KONIEC WAKACJI!!! Ale szybko zleciało, za szybko! Druga gimbaza czeka -,- Yuuki się cieszy, mega się cieszy. Ale przez te wakacje znalazłam dwa świetne blogi ;) Akatsuki żartem oraz Konoha High School. Polecam oba, ale drugi jest bardziej w stronę NaruHina. Nie martw się, znajdzie się tam też SasuSaku ;)
    Pozdrawiam gorąco i czekam na kolejny rozdział! ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam dokładnie to samo odczucie w związku z szablonem. PFE, trochę główka mi szwankowała po takiej ilości różu. Co za dużo, to nie zdrowo, mawiają.

      Trafne spostrzeżenie. Zazwyczaj objętościowo moje rozdziały dobijają trzydziestu pięciu stron w Wordzie. Ten zajął zaledwie dwadzieścia pięć, ale to akurat uświadomiłam sobie z radością. Wreszcie zmieściłam w rozdziale wszystko, co zamierzałam xD

      Oj tam, nie wspominajmy wydarzeń z SOH - uśmiercanie Sakury mi się nie uśmiechało, ale nie widziałam innego wyjścia. Potem byłam w dołku przez te wszystkie komentarze zapłakanych czytelników. Zamiast cieszyć się, że osiągnęłam to, co chciałam i ich wzruszyłam, zaczęłam się zastanawiać czy rzeczywiście Sakura musiała zaliczać chwilowego zgona xD

      A wakacje... zdecydowanie za szybko odchodzą ;<

      Dziękuję Yuuki! <3
      Pozdrawiam.

      Usuń
  9. Jeeejciu :) rozdział niesamowity. Uraczyłaś mnie tym wszystkim, zwłaszcza Sasuke, który będzie starał się być i pomagać Sakurze... Naprawdę jestem wniebowzięta tym rozdziałem. Z pozdrowieniami oddana Czytelniczka :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Cześć!
    Jak zwykle notka genialna! Co do Sasuke w roli ojca, chcę takiego tatę! Albo męża.. XD Zazdroszczę Sakurze, a mogłaby się podzielić. Cóż, za Ren'em nie przepadałam od samego początku. Tak więc, mam cichą nadzieję, że Sakura zepchnie go z nosa Minato. XDD Tak wiem, to jest dość brutalne, ale ja też jestem brutalna. To jest mój ulubiony blog i polecam komu się da, bo masz talent. Cieszę się, że spotkałam na swojej "drodze" Twojego bloga. Nie raz mnie wzruszył do łez.. No cóż, masz talent! Wiem, wiem myślisz sobie "ile razy jeszcze mi to napiszesz?", ale ja naprawdę tak myślę! Mam nadzieję, że nigdy nie stracisz weny.. Tyle razy widziałam zdania typu "nie chce mi się pisać..". Nie chcę tego widzieć na jakimkolwiek Twoim! Kurde, znowu się rozpisałam! To przez Twój talent. Zachwycam się, zachwycam i nie mogę przestać. No dobra, kończę. <333 Czekam na kolejny rozdział!
    Pozdrawiam i duuuuuuuuuuuuuużo weny życzę!
    PS. Powiadamiasz może o notkach? *~*
    ~Kushi

    OdpowiedzUsuń
  11. TO JA! TO JA W KOŃCU PRZYBYŁAM! I kochana, mam zamiar zostawić Ci naprawdę długi komentarz, a wiesz jak to ja... he he ^^" To do dzieła!

    Na początku przepraszam! Już tak długo nie zostawiłam po sobie porządnego śladu, że aż mi wstyd, no ale nic na to nie poradzę, że praca daje mi w kość, a internet działa jak chce ;< Ale dzisiaj w końcu miałam czas, mam uroczy dzień lenistwa, siedzę sobie w łóżeczku jeszcze nawet nie wykąpana i bycze się za cały ostatni miesiąc xd Heh, w porównaniu do mojego życia, Twoje wydaje się baaardzo ciekawe. Zakopane - zazdroszczę Ci jak cholera! Ale całą Polskę bym musiała przejechać by się tam zjawić, więc chyba jednak daruję sobie taką drogę xd Niemniej życzę Ci wspaniałego wyjazdu i wspinaczki po szlakach! Znając życie to na pewno masz tam jakiegoś czytelnika, jak nie całą rzeszę, ha! A prawo jazdy to fajna sprawa. Pamiętaj: najlepsi zdają za drugim, więc pierwszy egzamin możesz sobie olać xd

    Hmm, co ja miałam? A! NOTKA! Boże, aż nie wiem od czego zacząć, tyle rzeczy pozostawiłam nieskomentowanych T.T Już nawet nie pamiętam co skomentowałam, a co nie i przez to mam jeszcze większy problem (wiem, że Cię to interesuje xd i po co ja tyle bzdet pisze?). A więc...

    Cała akcja z shiro-coś-tam-co-pokazuje-przeszłość była niesamowita, a ostatnie fragmenty wbijały w fotel. Jakieś kilka rozdziałów wstecz jakaś Twoja czytelniczka napisała, że czytając rozdział w końcu zrozumiała znaczenie prologu. Wtedy postanowiłam się do niego cofnąć i przeczytać ponownie, bo szczerze powiedziawszy wgl go nie pamiętałam i nie zwróciłam na niego uwagi. I w poprzednim (chyba?) rozdziale wszystko ułożyło się w piękną całość. Do niedawna podziwiałam Cię najbardziej za styl, ale od tej akcji z utajoną przeszłością, zaczęłam zachodzić w głowę, jak można wymyślić tak idealnie ułożoną historię. Przy takim rozbudowaniu fabuły, Ty masz wszystko pod kontrolą, wszystko do siebie pasuje jak puzzle i to jest naprawdę niesamowite. Do osób z taką wyobraźnią mam naprawdę wielki szacunek :)

    Tyle gwoli wstępu (xd), a co do dokładnej fabuły - już nie wiem jaki powinnam mieć stosunek do Rena. Naprawdę. Z jednej strony rozumiem jego troskę o Sakurę, a z drugiej ogarnia mnie złość, że tak perfidnie to wszystko przed nią ukrywali. Będąc na miejscu Haruno, znienawidziłabym pewnie Kanoe za to, że kazał jej żyć w przekonaniu, że ma dziecko z najlepszym przyjacielem. Ona naprawdę musiała przeżywać katusze, myśląc, że przespała się z osobą, którą uważała za brata. Musiała się zadręczać i te ciągłe pytania do siebie "Ale jak mogłam to zrobić? Dlaczego?". Nie wiem, czy nie wolałabym mieć bezojcowego dziecka xd No ale to taki mój wywód, jestem ciekawa bardzo zbliżającej się rozmowy Sakury z Renem, jak to rozstrzygniesz i wgl :)
    CDN...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sasuke i Sakura.. rzeczywiście sceny z nimi były wyjątkowo melancholijne i urocze. Nie spodziewałam się, że Uchiha może być... taki xd Z reguły za tym typkiem nie przepadam, ale u Ciebie ma taki jaki urok, które nadaje mu znosności xd A nawet bym powiedziała, że nie dziwię się Sakurze, że się w nim zakochała. Niby taki zimny drań, niby ma wszystko w dupie, ale jak chodzi o ukochaną kobietę, to zmienia się. Już na początku podróży w czasie, jak chronił ją przed Madarą i pilnował jej bezpiecznego snu, wskoczył o jeden stopień w górę schodów ku akceptacji. A w miarę rozwijania akcji, gdy uciekali przed Madarą, gdy użył zakazanej techniki żeby ich uratować, kiedy tak zdychał w jaskini i wcześniej, gdy w jaskini robili z deka coś innego - cały czas wspinał się wyżej. A w tym rozdziale chyba dotarł na szczyt xd Sasuke był po prostu niezwykle uroczy, w tej swojej chłodnej postawie, którą starał się ukryć wszelkie uczucia. Naprawdę urocze było, gdy chciał spytać Haruno, czy może ją pocałować, a potem nagle z tego zrezygnował, jak się jąkał i kiedy w końcu ją pocałował. Naprawdę wtedy myślałam, że Itachi albo Akashi rzucą jakąś kąśliwą uwagę, a oni tak po prostu sobie szli xd Ale nie zauważyli, a Sakurze nawet nie dane było zobaczyć zmieszanego wyrazu twarzy Uchihy, bo ten schował bezczelnie twarz w jej ramieniu - na łatwiznę idzie! No ale.. urocza też była sytuacja już w mieszkaniu Sakury. Na kocyku, w ramionach trzymał Satoshiego i ukochaną, a ta wypytywała go, o zapewnienie uczuć. Naprawdę urocza była wzmianka o "cosiu" i utożsamienie go z miłością. A jak Sasuke wyszeptał, że ją kocha to.... eksplozja słodkości ^^ Tak, te fragmenty SasuSaku były zdecydowanie UROCZE! (nigdy nie sądziłam, że przypiszę to słowo Sasuke.... o.o)

      Teraz jak o tym myślę, to zastanawiam się mocno, jak Ty chcesz zakończyć ANI. Bedzie sielanka? Sasuke od tak wprowadzi się do Sakury? Co z Renem? Jak wytłumaczą malutkiemu dzieciaczkowi, że ten nowy pan, to jego tatuś, a ten co był zawsze, to nie - dobrze, że Satoshi jeszcze jest za mały na rozumowanie xd No i te plotki, nie dziwię się, że Sasuke i Sakura się o nie martwią.. a może serio wyprowadzą się z Konohy? Ale to z kolei nie pasowałoby do konoszańskiej wersji sielanki xd Kurczę, już myślałam, że na tym blogu nie będę musiała się głowić nad żadnymi zagadkami itp. a tu proszę! Jednak co Akemii, to Akemii xd Niemożliwe żebym nie miała pytań po rozdziale xd

      A teraz czas na - tamtararaaaam! - błędy! Tak, dawno już ich nie wypisywałam, więc uznałam, że musze pokonać swojego lenia i na pożegnanie, jeszcze przez te dwa rozdziały Ci je powypisywać hah xd Spokojnie, na Epilogu to ja tylko będę ryczeć, że to już koniec, więc nie będę Ci zawracać dupy literówkami. ale do epilogu jeszcze trochę czasu (wmawiam sobie na pocieszenie...), więc mogę ci popierdawy wypisać :D
      Demon zwrócił się ku nas i skłonił figlarnie. -> "ku nam"
      Powianiem jasno wyrazić swoje odczucia, oszczędzając bratu zmartwień. -> "powinienem"
      W ramach tej słabości po prostu zacisnąłem powieki i wysunęłam dziecinny wniosek ... -> płeć
      ...zmiany biegu wydarzeń nie zawsze niesie ze sobą upragnione skutku. -> "skutki"
      Musicie oboje trzymać je tam tak długi,...-> "długo"
      Wiele wydarzeń okazało się nie spełniać moich oczekiwań i dziwne gryźć z opisami przyjaciół. -> "dziwnie"

      No, to chyba tyle xd W sumie pewnie jeszcze miałam dużo innych rzeczy do napisania, ale o nich zapomniałam - tak to jest, jak się komentuje po niewczasie. W każdym razie powinnaś wiedzieć, że rozdziałem byłam zachwycona i znowu ten przeklęty suwak po prawej stronie mnie irytował, bo za szybko zjeżdżał na dół. Nie była za krótka ta notka przypadkiem?
      Pozdrawiam, życzę miłej końcówki wakacji i WENY! <3

      Usuń
  12. Ku... usuną mi się komentarz, a tak ładnie się tam rozpisałam :( jakież to jest dołujące.
    No nic, trzeba zacząć od nowa, ale nie obiecuję że wyjdzie to jakiś super długi komentarz, bo wena całkowicie ze mnie wyleciała przez ten głupi wypadek, chociaż może jednak coś mi się tam uda z siebie więcej wydusić. ;d

    No, to na początek to chciałabym Cię przeprosić, za to że to jest dopiero drugi komentarz jak Ci tu zostawiam. Jestem tu z tobą od dawna, może nie od samego początku ale z pewnością dość długo, bym mogła natchnąć się do napisania tych kilku słów, które później sprawiają innym tyle radości, mam nadzieję, że jakoś mi to wybaczysz i okażesz nieco zrozumienia. Wcześniej napisałam Ci kilka powodów dlaczego nie wspierałam cię w jeden z najlepszych możliwych sposobów, ale teraz sądzę, że to zbędne i tylko byś się zanudziła czytając takie pierdoły. Chciałabym żebyś wiedziała, że mimo iż nie komutowałam wcześniejszych rozdziałów to od dawna jestem z tobą i wspieram cię mentalnie, przynajmniej się staram na swój własny, pokręcony sposób. :3
    Obiecuję, że nie popełnię tego błędu po raz drugi i Get Around This będę już wiernie komutować, a swoją drogą to dopiero przed paroma minutami, zorientowałam się, że już dawno pojawił się tam nowy rozdział. Ta moje spostrzegawczość. ;d

    No dobra, trzeba by przejść do rzeczy, które pewnie bardziej cię uszczęśliwią niż ta moja głupia paplanina. Emm, nie, nie. Do notki jeszcze nie przechodzę, to zostawię na sam koniec, na razie zajmę się szablonem, który jak widzę należy do nowości :D
    No więc, patrząc od lewej strony, to te dwie kolumny są urzekające. Sama pewnie nie odważyłabym się na umiejscowienie ich w taki sposób ale jak tak się lepiej przyglądam to one coraz bardziej mi się podobają, a już na samym początku wyjątkowo mnie oczarowały. ;3 przechodząc dalej w bok – nagłówek! Brak mi słów? Cały czas się zastanawiam skąd szbloniarki biorą te wszystkie prześliczne obrazki, ale teraz ty pobiłaś na głowę całą resztę. Sasuke i Sakura są naprawdę niesamowicie przedstawienie i trudno oderwać od nich wzrok. Po prostu fenomenalne.

    Wgl. To właśnie wracam przeczytać prolog, bo zaczytałam się w komentarz mojej poprzedniczki i również muszę stwierdzić, że kompletnie go nie pamiętam, a ponoć jest ważny. Przeczytałam i teraz również zgadzam się z moją poprzedniczką, albo raczej osobą która zmotywowała moją poprzedniczkę do wrócenia do prologu, (rozumiesz o co chodzi ? xD ) teraz to naprawdę dużo wyjaśnia, a ja zaczęłam się na nowo zachwycać tym przejmującym prologiem. Kuso, musisz tak wspaniale grać na emocjach swoich czytelników, by nawet po tym jak już dawno przeczytali jedne tekst i znają dalsze przygody, on tak wspaniale na nich wpływał? ;d

    Zanim przejdę do konkretów to zatrzymam się jeszcze na moment przy muzyce. Od dawien, dawna interesuje mnie to, skąd ty bierzesz te wszystkie ciekawe utwory, o których istnieniu nie miałabym bladego pojęcia gdyby nie to że je wstawiasz u siebie. Są straszliwie oryginalne, rzadko kiedy mam okazję słuchać tak ciekawych ścieżek dźwiękowych i pewnie nie ja jedna, a u ciebie zawsze jest ich pod dostatkiem. ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chce mi się jak na razie przechodzić do notki więc przeciągnę to jeszcze troszeczkę. Odnośnie twoich słów, zdołowałaś nieco pierwszymi zdaniami. Trudno uwierzyć, że to już pomału koniec. Co prawda zapowiadałaś tę końcówkę już od dawna, ale jakoś ciągle do mnie nie dociera, że jednak zbliża się on wielkimi krokami. Pewnie nawet po przeczytaniu epilogu nie będzie to do mnie docierać i dopiero gdy po dwóch tygodniach stwierdzę, że strasznie się u ciebie cicho zrobiło na tym blogu i że brakuje mi tych cudownie opisanych przygód mojej ulubionej pary, dotrze w końcu do mnie ten smutny fakt, że więcej przygód to oni już mieć nie będą.
      Dobra może skończę już dołować tym potwornym faktem. Ach, jak dobrze, że jest jeszcze Get Around This. <3
      Masz pomysł na kolejne ff? Osobiście jestem za tym byś napisała kolejne SasuSaku, ale jak zdecydujesz się na własną twórczość to również będę zachwycona, oczywiście pod warunkiem, że udostępnisz to do czytania dla swoich fanów, których Ci nie brakuje :d
      Znam to cudowne uczucie gdy chłopak wraca zza granicy, chyba nic nie może bardziej cieszyć. ^^
      Zakopane? Osobiście nie przepadam, za dużo ludzi w jednym miejscu jak dla mnie, za to Tatry kocham nad życie. Jeśli nie chce ci się wchodzić na te cudowne góry to musisz przynajmniej wjechać kolejką na Kasprowy, ale z góry ostrzegam, że taki wjazd i zjazd dużooo kosztuje.

      No i nareszcie przechodzę do najważniejszej rzeczy, jaka musi się tu pojawić…
      Rozdział, notka, epizod.. zależy jak kto woli. Ogólnie mówiąc to wyszedł Ci niesamowity. Dobrze ujęłaś pisząc iż jest on nieco melancholijny, ale dzięki temu ma swój urok. No i znowu nawiążę do mojej poprzedniczki. Nie potrafię wymyślić choćby małego zwrotu akcji jaki mógłby zakończyć tą opowieść. Chcesz zrobić z tego sielanke? Czy może planujesz na koniec jeszcze jakieś tragiczne akcje?
      Najbardziej w tym rozdziale podobały mi się właśnie te sceny najbardziej sielankowate. To jak Sasuke chciał zapytać Sakurę o to czy może ją pocałować i to jak wspaniale opisałaś ten pocałunek. Jedna z moich ulubionych scen tego rozdziału. Druga jak pewnie się domyślasz jest związana ze Satoshim. W sumie to uwiodło mnie tam jedno zdanie, to w którym napisałaś jak dzielnie młodzieniaszek wspinał się po koszuli ojca. Niby takie nic, a jednak straszliwie ugrzęzło mi w pamięci.
      No i to ‘cos’ do czego nie umiał przyznać się gburek.. Ty masz tak niesamowite pomysły :D
      Dochodzą jeszcze te nadzwyczaj uprzejme maniery Zetsu. Cieszę się, że zrobiłaś z niego właśnie taką osobę i nie nadałaś mu kompletnie złego charakteru, a wręcz przeciwnie. Można by rzec, że stał się on czymś na wzór dobrej osoby.
      Nieco rani mnie to w jaki sposób zachowuje się Naruto. Jak zawsze go lubiłam i to że w pełni rozumiem jego powód by okłamywać Sakurę to i tak niesamowicie zaczął mnie denerwować, w tym swoim białym płaszczyku. Bezczelny głupek. xD

      No to chyba na tyle z mojej strony, biorę się za czytanie nowego rozdziału na GAT, który jakimś cudem mi umknął.
      Dużo weny życzę i udanych ostatnich dni wakacji.
      Buziaki ; ****

      Usuń
  13. Rozdział wspaniały. Zresztą jak zawsze. Zgadzam się z tobą, że był trochę melancholijny, ale to jak najbardziej do niego pasowało. Równiez i mi przypadły do gustu te proste sceny. Heh, uwielbiam, kiedy Sasuke jest taki nieśmiały ? Myślę że to dobre określenie. Już nie mogę sie doczekać, jakie jeszcze niespodzianki szykujesz w kolejnych i już ostatnich rozdziałach .
    Buźki . ; **

    Zapraszam też wszystkich chętnych do odwiedzenia mojego nowego bloga .
    http://destiny-sasusaku-yumiiko.blogspot.com/2013_02_26_archive.html

    OdpowiedzUsuń
  14. Kurczę, że też tak późno czytam ten rozdział :/
    Wróciłam niedawno z wyjazdu i dopiero teraz miałam czas. Przepraszam :c
    Rozdział jak zwykle cudowny. Wreszcie skończyli całą tę wędrówkę w czasie i pozostaje im poukładać wszystko w teraźniejszości. Duża dawka miłości SasuSaku, z czego się cieszę jak nie wiem <3
    Z jednej strony cieszę się, że zbliża się koniec, bo wyjaśni się wszystko, zakończy, a z drugiej, strasznie żałuję, bo kolejna przygoda z blogiem Akemii się kończy :/
    Mam nadzieję, że po skończeniu Ai no Ibuki i Get around this nie zrezygnujesz ze sprawiania nam przyjemności i szybciutko dasz nam nowy powód do uśmiechu :3
    Jeśli chodzi o mnie, z chęcią bym poczytała coś "Twojego", coś, co zrodzi się w Twojej wyobraźni od początku do końca, z postaciami włącznie.
    Cokolwiek by to nie było, wiadomo, że będzie super.
    Pozdrawiam ;* i życzę weny :3

    OdpowiedzUsuń
  15. Przeczytanie Twojego opowiadania zajęło mi dni 2,5 ponieważ miałam drobny problem z Satosim - czytam na telefonie i nie chciał się pobrać, na szczęście z pomocą pokrętną drogą dostałam go.
    Piszesz niesamowicie i porywająco, lecz zdarzają ci się błędy.
    Powiem tak... Nie znam Naruto - oglądałam pierwszą serię tylko do walki Gary i Sasuke, a Shippidena od 280 do 290... Być może pomyliłam się z numeracją, w każdym razie był to środek. Więc moja znajomość jest dość nikła. Niemniej od zawsze byłam zwolenniczką SasuSaku (jedynym cytatem, który zapadł mi w pamięć jest "Kto ci to zrobił, Sakura" z drugiej części egzaminu, po spotkaniu z Orihamaru). Bynajmniej mangi też nie czytałam.
    Wracając do tematu... Każdy rozdział jest wyjątkowy i z każdym piszesz coraz lepiej.
    To chyba tyle...
    F.

    OdpowiedzUsuń
  16. O Boże... Widząc te komentarze, które długością prawie dorównują rozdzialowi (xD) mam ochotę się schować i nie wychodzić. Standardowo, przepraszam za jakość pisanego teksu, ale: jestem na telefonie, nie mam daru pisania pięknych komentarzy :/
    Ale przechodząc do rozdziału. Kocham te "melancholijne" chwile SasuSaku. Poza tym, czytając te kilkadziesiąt stron widać, że pisalas je lekko i bezproblemowo... Te wywody na temat ojcostwa... Aż lezka się w oku kręci. To, jak Satoshi zachowywał się w ramionach Uchihy, ten pocałunek, te wywody Sakury na temat plotek...
    Krótko mówiąc; ten rozdział wciągnął mnie od pierwszego zdania, pierwszego słowa, pierwszej litery...
    Cudowny rozdział!

    Prawo jazdy, powiadasz? Czyzbys obchodziła urodziny w listopadzie? XD Bynajmniej, życzę powodzenia i żebyś trafiła na miłego instruktora :) No i gratulcje, z powodu powrotu Twojego chłopaka :)

    Weny, szczęścia!
    Pozdrawiam! ; *

    OdpowiedzUsuń
  17. Boże Święty, Matko Boska! Rozdział już był 13 sierpnia, a ja go czytam dopiero teraz? To nie dopuszczalne, jednakże... Możliwe. Niestety wcześniej mój internet nie pozwalał mi na wiele, więc teraz... Sasame przybywa!
    Sama już nie wiem co mam pisać. Tak serio. Bo pisać mogłabym godzinami, ale moje komentarze by Ci się już znudziły (o ile już Ci się nie znudziły), bo cały czas, albo Cię wychwalam ponad niebiosa, albo wyżalam się z powodu, że niedługo i... koniec. Trudno jednak mi jest pisać o czymś innym, ale postaram się choć trochę zboczyć z tej trasy.
    Cóż widzę nowiuśki szablon, piękny, ale... Wybacz moje serce oddałam poprzedniemu szablonowi. Tak notabene mogłabyś mi podać linka do tego obrazka z Sakury z długimi włosami (Co był w poprzednim szablonie), strasznie mi się podobał *.*, oczywiście zrozumiem jeśli nie ;) Strasznie podobają mi się kolory *O*, takie spokojne i miłe dla oka.
    Dobra teraz trochę poględzę o tym jak mi smutno, że to niedługo koniec. UWAGA ZACZYNA SIĘ!
    No, więc... Od czego tu zacząć? Pewnie czytasz to już setny raz, ale moje serce się już kraja, a oczy wilgotną od łez, kiedy pomyślę, że tylko rozdzialik i koniec. Cieszę się, że natrafiłam na Twoje blogi, gdyż byłaś moją MUZĄ *śmiesznie to brzmi prawda? lepiej powiedzieć INSPIRACJĄ* i czytając takie opowiadania jak Twoje, miałam chęć tworzyć, pisać, dzięki takim blogom jak Twój pokochałam parę SasuSaku i nie żałuję ani chwili na czytaniu, obgryzaniu paznokci z nerwów *normalnie tik jak u Tsunade*, zawałów serca z powodu natłoku emocji, łez, uśmiechów... Zaraz, zaraz... Takie rzeczy to na epilogu! Muszę się powstrzymać... Dobra, daje radę. Resztę poznasz później ;D *taki tam psikus*
    Co do rozdziału, chyba nie muszę Ci mówić że jesteś boska? ;) Jak zwykle podobał mi się i masz rację był taki melancholijny, ale to dobrze, czasami takie rozdziały się przydają, żeby dać czytelnikowi ochłonąć po natłoku wrażeń i rozczulić się z powodu miłych dla serduszka scen. Jak już wiadomo Sasuke jest ojcem Satoshiego i bardzo się z tego cieszę ^^, ale brakuje mi trochę humorku naszego Akashiego ;( Tak sobie weszłam w zakładkę "Cytaty" i patrzę a tam też od Akasjiego, więc od razu czytam i śmiech xD „Koty nie myją zębów. To właściciele za to odpowiadają. Niestety Sempai nie pali się zbytnio do tej roboty.” - kocham ten cytat normalnie *.* Proszę, niech ktoś mi znajdzie takiego, gadającego kota *chociaż lepiej nie, mama się nie zgodzi :<*
    Jestem rozczarowana zachowaniem Naruciaka, pf.. nie lubię go *znaczy się lubię, ale strzelam focha* No i nie mogę się doczekać rozmowy z Renem, w sumie żal mi się go robi, jak pomyślę przez co musiał przejść, w końcu kochał prawdziwie naszą Wisienkę.
    Świetnie wymyśliłaś z tymi zwojami Lwa itd... podoba mi się ten pomysł ;D
    No i scena Sasuke i Sakury, rozczuliła mnie. Może w końcu stworzą prawdziwą rodzinę i nie będą patrzeć na zdanie innych, a może rzeczywiście uciekną - w sumie mogłoby być ciekawie ;) No i Satoshi! Ileż to podbił serc nastolatek i tych ponad "nastkę", takie maluszki zawsze mają "branie", w końcu jak tu nie kochać takiego malca?
    No i słowa Sasuke "Che z Tobą być", albo "Kocham cię" - normalnie wisienka na torcie! Już sobie go wyobrażam, tak lekko zakłopotanego... *O* Jestem normalnie zauroczona, a ten rozdział był naprawdę cudowny i został jednym z moich ulubionych.
    No nic kończę swoje króciutkie wywody, mam nadzieję, że mi wybaczysz, że tak krótko? ;(

    Pozdrawiam!
    I życzę ogromnej ilości WENY!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę cię bardzo:
      http://tinypic.com/view.php?pic=5372mu&s=5

      Tak dla jasności, to nie Sakura - bawiłam się troszkę i zmieniłam kolor oczu tej postaci. I wolę nie mówić głośno kto to jest tak naprawdę xD

      Kocham twoje komentarze, Sasame! <3 I nie mów, że mogłoby mnie to znudzić, bo to chyba niemożliwe XD Srlsy. Cieszę się, że Akashi ma jakiś fanów, będzie mu raźniej xD
      Dziękuję za piękne słowa!
      Również pozdrawiam.

      Usuń
    2. Dziękuję bardzo! Strasznie mi się podobał ;) Cóż kolor oczu zmienić to nie problem xD
      Cieszę się, że Ci się nie znudziły, bo ja cały czas biadolę o tym samym xD
      Na pewno Akashi ma więcej fanów, bo jak tu nie lubić takiego kociaka (dzieciaka) ;)

      Usuń
  18. Witam! W imieniu swoim i całej Załogi ocenialni Shiibuya z przyjemnością informuję, że właśnie ukazała się ocena Twojego bloga. Pozdrawiam i życzę miłego dnia z nadzieją, że docenisz moją pracę i kulturalnie skomentujesz recenzję.

    Eri

    OdpowiedzUsuń
  19. No i w tym momencie czeka cię poważnelanie lanie Akemii. Przygotuj się jutro na ... Apokalipse -if you know what i mean ]:-> - znów nie wyświetliło mi powiadomienia o nowym rozdziale, a ty mendo też mi nie powiedzialas! Doigrasz się jeszcze, zobaczysz. Skonczysz w worku ziemniaków i to nie sama! Będziesz coś chciała, a ja powiem: NIE!
    Apropo rozdziału. Rozczulilas mnie na maxa. Ten gest Itachiego, jak przytulil Sasuke - po prostu powalił mnie na kolana. I nie wydawał się przesadzony, w żadnym razie. I to jak wyznanali sobie miłość *w* jeśli jeszcze raz mi powiesz, że cierpią na brak wyobraźni to nawet obydwoje Uchiha cię przede mną nie uratuja, wiedz o tym.

    Pisze z telefonu - to powód czemu komentarz jest kiepski. Aczkolwiek jutro dogadamy się na temat twojego zadośćuczynienia. Bądź spokojna, nie zapomnę ;*

    OdpowiedzUsuń